Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Hakai

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Hakai »

Kupienie sobie nowych ciuchów było dla mnie normalnym i bezuczuciowym incydentem. Jest to tylko oznaka jak bardzo się wykształciłem rozkwitając niczym kwiat którego pąkiem był ograniczony żebrak. Zapomnijmy jednak o krytycyzmie. Najlepiej od tego momentu już nigdy nie rozmyślać na temat swoich wspomnień. Co chcę osiągnąć? Absolutnie jestem tego pewnym, że jest to moc. Chcę zobaczyć jej limit na moim ciele.
Powolnym luźnym i pewnym siebie krokiem spacerowałem przez wioskę spotykając się wzrokiem z przechodniami którzy jednak szybko po tym obierali za cel swoich oczu coś innego.
Boją się mnie, a może po prostu czują się nieswojo. Raczej to drugie bo przecież wyglądam jak człowiek bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To dziwne uczucie. Kiedyś wszyscy na mie spoglądali a ich szeptające głosy zawsze mówiły coś na mój temat. Teraz wszyscy spoglądają w ziemie. Z pewnością czeka mnie wiele nowości na mojej drodze. Gdzie powinienem się teraz udać? Zjadł bym normalny posiłek. Dawno nie miałem w ustach czegoś poza szczurami i owadami. Chym? Karczma. Brzmi dobrze. Poza tym to może być okazja by poznać kogoś do mojego pierwszego etapu planu zyskania mocy.
Spojrzałem na chwiejący się pod wpływem wiatru szyld. Nazwa zachęciła mnie do wejścia do środka. Przedemną przepychała się jakaś grupka znajomych. Na szczęście odległość mnie dzieląca od nich pozwoliła mi wejść bez wystawiającego na próbę moją cierpliwość oczekiwania aż Ci się przecisną. Przekraczając próg ściągałem kaptur i odgarnąłem ręką z twarzy atramentowe włosy. Ruszyłem w stronę lady gdzie spojrzałem na pracownika mówiąc.
-Podaj najlepsze danie które masz.
Moje słowa wyminęły się z głosem jednego z chłopaków który położył mieszki. Powiedziałem swoje zlecenie idealnie w momencie gdy ten skończył mówić do swoich przyjaciół dzięki czemu karczmarz usłyszał moje polecenie wyraźnie.
Mam nadzieję, że nie weźmie mnie za jednego z kompanów tego..
Odwróciłem głowę i zobaczyłem białe ślepia młodego mężczyzny.
Tego... hyugi? Dostał bym wtedy posiłek na jego koszt. W zasadzie jeśli on tego nie zauważy to czemu miał bym nażekać...
0 x
Marusa

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Marusa »

Kiedy trójka szła do karczmy, Marusa zauważył jej nazwę. Słysząc entuzjastyczne chęci popijawy białookiego, młody shinobi znowu westchnął, tym razem nie podnosząc głosu jak ostatnio. To, że chętnie się napije, nie oznaczało, że będzie chciał się upić. Postanowił jednak nic nie mówić, a co do poczęstowania alkoholem ich nowego, chwilowego towarzysza, to pozostawia jemu decyzję. Następnie Gyo zaczął się tłumaczyć z długów. To raczej nie zdziwiło Marusy, zresztą białooki coraz widoczniej miał przyjemność ze spędzania czasu z Marusą, więc nie chciał się raczej pokazywać ze złej strony. Brązowowłosy odpowiedział na pytanie o mieszkanie w tym mieście, zadane od razu po tłumaczeniach:
-Jestem w podróży. Mówiłem zresztą tobie, że kiedyś mieszkałem.
Tak, ten shinobi spędził tutaj dwa lata swojego życia. Czy było warto? On sam nie był pewien tego. Z jednej strony, znalazł nauczyciela, który uczył go walki kijem, z drugiej strony to tak naprawdę jedyny profit, który zdobył tutaj. Cele ośrodka były przede wszystkim integracją shinobich, jednak Marusa nie integrował się, a całe dwa lata stał na uboczu, ćwicząc walkę kijem, no i od czasu do czasu swoje inne techniki. Jednak nie musi o tym mówić innym. Zresztą po co im taka wiedza? Białooki zgodził się postawić prosiaka, ale brązowowłosy chłopak nie zamierzał odpowiadać mu, tylko siedział cicho. Jedyne co zrobił to kiwnął głową, ale wątpił, żeby dziwnie wyglądający towarzysz zauważył ów gest. Słysząc poganianie Marusy, Gyo postanowił się sprężyć. W między czasie przedstawił się Inuzuka, a białooki znowu miał nadzieję, że jakieś słynne nazwisko zrobi wrażenie. Marusa odparł do psiarza:
-Marusa, jestem Ranmaru Marusa. - Po chwili postanowił dociąć starszemu koledze. -Nie martw się o jego wygląd. - powiedział, wskazując Gyo. - Pomimo wyglądu trolla jest strasznie roztrzepany.
Brązowowłosy jakoś nie mógł powstrzymać się od docinku. W sumie po nim sam się zastanawiał, co go do niego podkusiło. Czyżbym zaczynał go już lubić? Ehh... zobaczymy jak to będzie. Kiedy dotarli do karczmy, to chłopak popatrzył na szyld.Pod uwędzony dzikiem. Wolałbym chyba, żeby nazywała się pod upieczonym dzikim. Chłopakowi metaforycznie ślinka ciekła, na dochodzący już do nich zapach jedzenie. Naprawdę strasznie głodny był brązowowłosy, ale nie zamierzał tego pokazywać. Marusie jedna rzecz nie pasowała w tej karczmie, a mianowicie była to ilość osób. Miał nadzieję na luźniejszą, ale może być i taka. Słysząc zaproszenie do zamawiania przez Gyo, brązowowłosy sobie postanowił zapytać się o danie dnia.
-Witam, co polecacie dzisiaj? I od razu poproszę jasne piwo.
Marusa postanowił od razu zamówić piwo, tyle, że słabsze jasne. Po propozycjach od kelnerki brązowowłosy zastanawiał się nad paroma opcjami, jak ramen, zupa miso, czy różne odmiany tempury. Ostatecznie zamówił zupę miso na pierwsze, a po niej na dokładkę tonkatsu. I do tego zamówił zieloną herbatę. A w czasie oczekiwania zaczął popijać swoje piwo.
0 x
Satoshi

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Satoshi »

Jedzenie było już na wyciągnięcie ręki... a przynajmniej Satoshi miał taką nadzieję, bo w sumie nie zapytał jak daleko jest wspomniana przez Gyo karczma. Starsi kompani podróży wyglądali jednak na równie głodnych, co on sam, więc jakoś nie miał żadnych obaw co do obranego przez nich celu. Zaś poza możliwością napełnienia swojego żołądka, młody Inuzuka był rad również z tego, że opuszczą to hałaśliwe targowisko. Nie było czemu się dziwić. Chłopak dawno nie wykonywał żadnego zlecenia, przez co chyba trochę wyszedł z wprawy. Podczas poszukiwań zaginionego Nakamaru zużył o wiele więcej chakry niż powinien, co znacząco wpłynęło na osłabienie jego organizmu. Dlatego też, nawet jeśli Itazura zaproponował mu łyka alkoholu, Satoshi wcale nie był przekonany co do tego, czy to dobry pomysł. Musiał jednak przyznać, że jego początkowy rozsądek powoli ustępował miejsca ciekawości. W końcu piętnastolatek jeszcze nigdy nie miał w ustach żadnego procentowego trunku, a czy nie było nic bardziej intrygującego niż zakazany owoc? Cóż, chłopak stwierdził, że podejmie decyzję co do tej ewentualnej degustacji już na miejscu.
Jeżeli chodzi o rozmowę między Gyo a Marusą, wolał się nie wtrącać, bo raz, że nie wiedział o czym dokładnie rozprawiają ci dwaj mężczyźni, a dwa, nie chciał im przeszkadzać, skoro mieli do omówienia jeszcze jakieś sprawy. Z ulgą zareagował jednak na krótkie "sprężajmy się", które usłyszał z ust chłopaka o całkowicie białych oczach. Jak zaczarowany, od razu przyśpieszył kroku, nawołując podążającego tuż za nim Akihiro. Chciał, żeby ninken przez cały ten czas trzymał się blisko niego, bo wcale nie tak trudno byłoby zgubić psa w takim ogromnym tłumie ludzi. Oczywiście Satoshi i jego ninken mogliby odnaleźć siebie wzajemnie za pomocą wyostrzonego zmysłu węchu, ale chłopak wolał uniknąć takiej sytuacji. Zmarnowali już przecież wystarczająco dużo czasu na błądzeniu po osadzie. Poza tym nie miał zamiaru zmuszać swoich towarzyszy do czekania.
- W porządku, Gyo. - Odparł z uśmiechem, kiedy jeden z kompanów mu się przedstawił, chociaż należy powiedzieć, że młodego Inuzukę zainteresowało przede wszystkim wspomnienie o jakimś łowcy.
- Łowcy Gyōkki? - Powtórzył więc za Itazurą, licząc na to, że chłopak wytłumaczy mu o co dokładnie chodzi. Widać było bowiem po minie Satoshiego, że nie ma on zielonego pojęcia co to są te całe Gyōkki. W obecnym stanie mógłby to słowo skojarzyć jedynie z czymś do jedzenia, ale to pewnie dlatego, że nadal burczało mu w brzuchu.
- Eh... jestem głodny jak wilk. Zresztą Ahikiro tak samo. - Dodał po chwili w odpowiedzi na pytanie Gyo, starając się powstrzymać jakoś rumienienie policzków. Do tej pory wydawało mu się bowiem, że to całe bulgotanie w jego brzuchu nie jest słyszalne dla nikogo innego poza nim.
- Marusa, kto to ten łowca Gyōkki? - Wyszeptał zaraz do drugiego z chłopaków, gdyby ten, co według Ranmaru był roztrzepanym trollem, uchylał się od odpowiedzi. W ogóle dlaczego trollem? Satoshi musiał przyznać, że obaj jego kompani byli trochę dziwni.
Wreszcie, całą trójką, przekroczyli jednak próg knajpy "Pod uwędzonym dzikiem". Pierwsze wrażenie? Całkiem pozytywne. Mimo że nie udało się uniknąć tego całego zgiełku. Ba, było tutaj równie głośno, co na targowisku, chociaż w karczmie przede wszystkim dało się słyszeć krzyki pijanych mężczyzn. Poza podchmielonymi kumplami przy kieliszkach i kuflach nie dało się jednak nie zauważyć również przepięknych pań, a ten widok, wraz z dość wymownym komentarzem Gyo, przypomniały młodemu Inuzuce o Yoichim. Jego starszy brat był przecież rasowym podrywaczem, a swoje nauki skrzętnie przekazywał uczniowi, choćby podczas podglądania dziewcząt w gorących źródłach. Chłopak uśmiechnął się, wspominając te ich wspólne wieczory w Yusetsu i prawdę powiedziawszy, trochę zatęsknił za swoją osadą i Yoichim.
Melancholijny nastrój Satoshiego został jednak szybko zażegnany przez szczodrą propozycję Itazury. Ten chłopak o przerażającym wyglądzie chciał wszystkim stawiać? Nasz młody psiarz był wyraźnie zaskoczony jego zachowaniem. Ba, nawet już otwierał usta, żeby zapytać dlaczego Gyo postanowił wykosztować się na zupełnie nieznajomą mu osobę, jaką w dodatku był jakiś dzieciak z psiakiem. W końcu piętnastolatek stwierdził jednak, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Zresztą głód był tak silny, że chłopak przestał się zastanawiać nad motywami, które kierowały jego starszym towarzyszem.
- Poproszę sok pomarańczowy i ramen z podwójną porcją wieprzowiny. Albo sok pomarańczowy i dwie miski ramen z podwójną porcją wieprzowiny. I jakiś soczysty kawał mięsa dla Akihiro! - Złożył swoje zamówienie, spoglądając to na szczerzącego radośnie swe kiełki ninkena, to na fundatora dzisiejszej imprezy. Gyo chyba nie wiedział jeszcze, co czyni, bo nie oszukujmy się, trafił na kogoś, kto potrafił wciągnąć i pięć misek takiego ramen, kiedy tylko był naprawdę głodny.
0 x
Gyo

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Gyo »

Akcja rozwijała się w dobrym kierunku, atmosfera była całkiem miła, wszyscy się powoli zaczynali lubić i przedstawiać się sobie nawzajem. Mężczyzna wiedział, że jego przyjaciel nie będzie chciał uczestniczyć w jakiejś wielkiej popijawie, a jedynie wypić troszkę więcej niż ostatnio. Pomimo tego, iż ich relacje się poprawiły, to Gyo wiedział, że nie zmieni charakteru Marusy, który był w przeciwieństwie do niego zbyt poważny. Słychać było już jego brak entuzjazmu na samym początku, gdy wchodzili do karczmy. Wcale nie był pozytywnie nastawiony do popijawy, która mogła nastąpić. Relacja pomiędzy nimi coraz bardziej się zacieśniała, a Ranmaru wytłumaczył się z zadanych przez wyrzutka pytań.
- Ja i wygląd trolla? Phi. - mruknął, gdy tylko usłyszał jak został nazwany przez swojego towarzysza. Docinka wcale nie uraziła "trolla", który miał dystans do siebie, a na dodatek miał lustro i doskonale wiedział, kogo przypomina swoim wyglądem. Docinki były tylko dowodem na to, że Marusa zaczyna powoli nabierać luzu i podchodzić z naturalnym zachowaniem do ich relacji. Stwierdziłbym, że nawet niepoważnym i żartobliwym, tak jak kumple. Kumple? Gyo nie pamiętał już, co znaczy mieć kumpla i chyba na nowo zaczął się przywiązywać do kolejnej osoby, choć tego nie chciał. No cóż, co się stało, to już się nie odstanie, trzeba teraz być dobrej myśli, że wszystko potoczy się dobrze. Awanturnik czuł, że Satoshi darzył go respektem, w końcu po krótkiej komendzie, ten od razu zareagował, nawołując psa i przyspieszając na tych swoich krótkich nóżkach, które nadążały za tempem rosłego faceta.
- Gyōkka, mój świętej pamięci ojciec. Opowiem ci o nim później, jak na razie to powiem ci tyle, że sporo nawojował podczas swojego żywota. - uśmiechnął się pod nosem, odpowiadając na pytanie Satoshiego, gdy jeszcze nie postawili nogi w karczmie.
Furiat stojąc przy ladzie ujrzał jakąś osobę, która nietypowo wyglądała w towarzystwie pijaków, właśnie przeszła przez próg drzwi frontowych, ściągnęła z głowy kaptur i odgarnęła ręką z twarzy swoje włosy o nietypowym odcieniu - atramentowym. Po wejściu, ów persona postanowiła od razu ruszyć w stronę lady, gdzie przepychała się grupka znajomych, debatując nad tym, co tak właściwie zjedzą. Nowo przybyły był co jakiś czas obserwowany przez białookiego. Nie spasowało mu za bardzo w Hakaiu wygląd i zachowanie. Wydawał się zwiastować kłopoty, no i najprawdopodobniej tak było. Nieopodal Itazura zauważył go, jak składał zamówienie, w sumie przez to, że zaczął nawijać w momencie gdy nastała chwila ciszy wśród grupki ninja. Prócz samego karczmarza, który usłyszał polecenie wyraźnie, trójka ninja mogła pewnie też dowiedzieć się, o czym on tam sobie z boku nawijał.
- Dzisiaj polecamy korytko mięsne, aż 10 ryo taniej. - odpowiedziała Marusie kobieta, o całkiem sporych walorach i cieniutkiej talii.
- Z czym to korytko?! - wyrwał się najwidoczniej wygłodniały ślepiec, który już nie mógł doczekać się posiłku.
- Z mięsem drobiowym, wieprzowym, no i mogę dorzucić coś jeszcze gratis. - mrugnęła uwodzicielsko do brązowowłosego, przy okazji wręczając karteczkę z wypisanymi potrawami, które zostały wciśnięte do korytka.
Po otrzymaniu tej karteczki, ninja odczytał jej treść i posłał dalej, aby inni też mogli się dowiedzieć, co mogliby zjeść, gdyby chcieli podebrać mu coś.
- Pasuje wam? - dopytał otwierając mieszki i przesypując zawartość wszystkich trzech do jednego - No to bierzemy. - zaśmiał się nawet nie bacząc na zdanie towarzyszy, ponieważ był w stanie zjeść wszystko sam. Oni zdążyli już zamówić to co tam chcieli, ale znając naturę ludzką i tak podbiorą coś mężczyźnie. - No i oczywiście prosiłbym o podanie trzech kieliszków do naszego stołu, o piękna pani. - uśmiechnął się zawadiacko, na co kobieta z obrzydzeniem spróbowała się uśmiechnąć.
- Nie ma sprawy. - mruknęła.
Po złożonym zamówieniu bufeciara postanowiła zalać trunk, o który poprosił wcześniej przyjaciel protagonisty. Wzięła ona do ręki kufel, poszła na zaplecze gdzie wypełniła go jasnym piwem i wróciła dodatkowo z całkiem pojemną szklanką soku pomarańczowego.
- Przepraszam, tutaj nie mamy jasnego piwa. Rzadko kto tutaj je pije, a miejsca przy blacie i tak mamy za mało. - wytłumaczyła się - Możecie usiąść przy stoliku, za dziesięć minut zamówienie powinno być gotowe. - dodała cały czas się uśmiechając.
- No to co? Idziemy? - zapytał retorycznie, z metaforycznym bananem na twarzy.
Z każdą minutą lokal opuszczała jedna osoba, robiło się coraz luźniej, a po złożeniu zamówienia przez grupkę ninja, nawet zwolnił się jeden stolik będący w stanie pomieścić sześć osób. Właśnie do niego przysiadł się ślepiec oczekując na swoich towarzyszy. Gdy już wszyscy się zebrali, no to w sumie zaczął po kolei zadawać wszystkim pytania próbując podtrzymać rozmowę i być tą duszą towarzystwa.
- Wracając do tematu twojej podróży, to gdzie podróżujesz, hm...? - dopytał starszego znajomego - A ty mały, może powiesz coś o sobie, co? - zaśmiał się, zabijając czas rozmową. Nie mógł pozwolić na to, aby głód podczas oczekiwania na jedzenie dawał im w kość.
0 x
Hakai

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Hakai »

Kobieta zignorowała mnie, a zamiast tego zaczęła obsługiwać tutejszą ferajnę.
Zabić ją?! Powinienem. Znieważyła mnie. Nawet nie poprosiła mnie bym zaczekał aż obsłuży resztę...
Wyciągnąłem z torby kunai tnąc swoim wzrokiem gardło kobiety. Nie widziała mojej zabawki. Miałem schowaną ją za nadgarstkiem pod takim kontem by ta nawet gdyby spojrzała na moją dłoń nie zobaczyła by nic.
Jednak nie. Mam większy powód by jej nie zabijać niż by ją zabić. Nie chcę rozgłosu na mój temat w tym wydźwięku. A może chcę? Pozwoliło to by mi otłuc się o uszy tutejszych ludzi w tym i bandziorów. Ale czy zabójca karczmarki to miano które zabarwi moją osobę charakterem który chcę dla tych ludzi wokół siebie wytworzyć? Nie. Celuje znacznie wyżej. Poczekam aż będą zamykać a ona będzie wracać ciemnymi uliczkami. Tak. To dobry plan.
Schowałem kunai po czym obserwując jak wraca z piwem dla tej ekipy uśmiechnąłem się do niej serdecznie lekko machając by zwrócić na siebie jej uwagę. Po położeniu trunków wróciła do lady i zapytała mnie.
-Tak słucham? Masz jakieś pytania?
Czy ona pogłębia zniewagę? Nie domyśla się, że chcę coś zamówić? Zresztą czemu miał bym zawracać swoje myśli dłużej przyszłym trupem.
-Chciał bym prosić o filet z kurczaka i kilka szaszłyków.
Kobieta spojrzała na mnie a po chwili na ferajnę która przyszła tu przedemną.
Czyżby nie mogła podać mi mojego zamówienia wystarczająco szybko bo musi przygotować im cały gar żarcia? Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać na tyle długo by moja cierpliwość została zdana na próbę ponieważ nie mam zamiaru marnować swojego czasu. Mam dużo do zrobienia.
Wyciągnąłem z torby mieszek i rzuciłem go na ladę.
Z pewnością wystarczy no chyba, że ceny wzrosły 3 razy krotnie w momencie gdy mnie nie było. Czas poszukać stolika i poczekać.
Rozejrzałem się po sali. Przy większości siedzieli pojedynczy ludzie no i ten wielki z tą ferajną... EH.. Jest jeden wolny. Ruszyłem w stronę wolnego stolika który na nieszczęście był obok stołu tej ekipy. Przechodząc zwróciłem się jednak na chwilę w ich stronę by coś powiedzieć.
Ponieważ szukam kogoś albo silnego albo posiadającego duże kontakty w ryuzaki to ta grupka... Przejezdni raczej nie chodzą takimi ekipami. Statystycznie wychodzi, że jest większa szansa na to, że mieszkają tu od dawna a ta karczma jest ich ulubioną... Tak to może być mój cel którego szukałem.
Uśmiechnąłem się serdecznie idealne grając serdecznego i przyjaznego chłopaka. Rozchwianym głosem zbliżyłem się do stołu i powiedziałem.
-Heeeyey! Piękny wieczór! Macie tu w ryuzaki wspaniały klimat! Jesteście stąd prawda? Ja tylko przejezdny.
0 x
Marusa

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Marusa »

Były rozmowy, był docinek od brązowowłosego, były nawet zamówienia. Kelnerce widocznie się cichy towarzysz białookiego spodobał. Marusie to nie przeszkadzało, bo nie zamierzał żadnej relacji zawiązywać z kelnerką. W końcu po co mu takie problemy. Wystarczy, że dnia. Na wzmiankę o gratisie chłopak zastanowił się, czy nie skorzystać, ale szybko pokręcił przecząco głową. Skoro nie on płaci, a do tego nic więcej nie chce, to nie będzie brał żadnego gratisu, dla nie płacenia. Gyo natomiast próbował natomiast złożyć zamówienie z nad wyraz dobrymi manierami. Co spotkało się tylko z obrzydzeniem. Brązowowłosy postanowi, że mu to później wytknie bo nie chciał go kompromitować zarówno przy osobie z boku jak i przy tej kobiecie. Na wzmiankę o braku jasnego piwa, chłopak tylko westchnął i odparł:
-Trudno, takie też może być.
Po czym razem z kuflem i resztą towarzyszy wybrali się do stolika dopiero co zwolnionego i wybranego przez białookiego. Satoshi miał swój sok, a Marusa piwo. A Gyo zakoszoną wódkę z pubu. Przy stole postanowił, że czas trochę sobie zadrwić z...Właśnie z kogo ja chcę zadrwić? Z kolegi? ... Może mi się przyda taki kolega. Ale i tak to zrobię. Po czym odezwał się do białookiego:
-Pamiętasz jak mówiłem, że wyglądasz jak troll? Chyba ta co nas obsługiwała myśli podobnie.
Chociaż pomimo drwiny, Marusa mówił cicho, żeby nie wyszły jego słowa po za stolik. Do tego kamienna twarz i spokojny głos. Następnie otrzymał pytanie na temat podróży. Ale na szczęście najbardziej awanturniczy z całej trójki zadał pytanie najmłodszemu z nich, żeby opowiedział coś o sobie. brązowowłosy postanowił również dołączyć się do pytania, w końcu mógł spróbować uniknąć odpowiedzi do czasu przyniesienia obiadu. A w czasie obiadu, zamiast rozmawiać to będą jeść.
-Ciekaw jestem co powiesz o sobie, Satoshi. Nie spotkałem jeszcze członka twego rodu.
0 x
Satoshi

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Satoshi »

Mimo że zupełnie nie znał swoich towarzyszy, wydawali mu się całkiem otwartymi osobami. Ba, nawet ten białooki chłopak swym zachowaniem utwierdził Satoshiego w przekonaniu, że pozory potrafią człowieka zmylić. W końcu, gdyby Inuzuka dojrzał Gyo w jakiejś ciemnej opustoszałej uliczce, najpewniej ominąłby go szerokim łukiem, a tak... okazało się, że ten postanowił mu jeszcze postawić obiad, do czego nikt go przecież nie zmuszał. Właściwie Itazura wzbudził nawet większą sympatię u piętnastolatka, niżeli Marusa, choć to wcale nie dlatego, że drugi z towarzyszów był jakimś nieprzystępnym typem. Po prostu to Gyo stał się niejakim liderem całej ferajny, jako że mówił znacznie więcej i widać było, że chce lepiej poznać Inuzukę i Ranmaru.
- W sumie nie do końca rozumiem dlaczego akurat troll. - Pozwolił sobie na komentarz, jako że z każdą chwilą czuł się coraz luźniej w tej grupie. Zdał sobie bowiem sprawę z tego, że nikt nie traktuje go tutaj jako zawadzającego małolata i nikt nie ma również nic przeciwko temu, by włączył się w dyskusję. Jeżeli zaś mowa o tym, że słuchał poleceń Itazury, cóż... nawet nie zastanawiał się nad tym czy darzy go respektem, ale nie przeszkadzało mu, że zaczął się rządzić i prowadzić ich po Ryuuzaku no Taki. W końcu Satoshi nigdy nie był w Ryuuzaku no Taki i tak naprawdę potrzebował przewodnika.
- Rozumiem. - Mruknął jeszcze tylko, kiedy Gyo wspomniał o swoim ojcu, o którym miał podobno opowiedzieć trochę później. W sumie młodemu Inuzuce to odpowiadało, bo przecież pogadać na różne tematy mieli jeszcze czas, a jednak burczenie w brzuchu aktualnie przeszkadzało im w skoncentrowaniu się na czymkolwiek innym poza jedzeniem.
- Brzmi genialnie. - Skomentował wybór Itazury, którym okazało się polecane przez kelnerkę korytko mięsne. Piękna sprawa, jako że każdy mógł wybrać sobie, co mu się z korytka podobało, chociaż chłopak i tak nie zrezygnował z zamówionego wcześniej ramen, skoro Gyo to nie przeszkadzało. Cóż, najwyżej naje się do syta.
Dużo się w tej karczmie działo, dlatego Satoshi, kiedy tylko otrzymał swój sok pomarańczowy, upił łyka i zaczął rozglądać się dookoła. Zauważył jakiegoś dziwnego chłopaka o atramentowych włosach, ale nie odezwał się ani słowem, obserwując tylko jego zachowanie. Prawda była taka, że jegomość zupełnie go nie interesował, ale Inuzuka musiał sobie zając czymś dopóki nie usiądą i nie dostaną swojego jedzenia. Wreszcie jednak całą zgrają odnaleźli wolny stolik, toteż Satoshi zajął swoje miejsce przy ścianie, mając nadzieję na to, że teraz czas oczekiwania na zamówione korytko mięsne nie będzie im się dłużył. W końcu podczas rozmowy nie odczuwało się tego aż tak mocno.
- Coś o sobie, hm... - Wydusił z siebie wyraźnie zakłopotany, bo nie do końca wiedział co ma powiedzieć. Był przecież początkującym ninja, a ta podróż do Ryuuzaku no Taki była w zasadzie jego pierwszą dłuższą wycieczką poza rodzinne strony. Na szczęście Murasa trochę mu pomógł swoim pytaniem.
- Znasz kogoś z mojego rodu? - Zapytał go również wyraźnie zaciekawiony. Wydawało się, że mężczyzna słyszał coś o Inuzukach, ale Satoshi chciał najpierw wybadać sprawę, zobaczyć, jak wiele wiedzą o nim jego towarzysze.
- A ja cóż... jestem początkującym shinobi. W Ryuuzaku no Taki jestem po raz pierwszy. Chciałem pozwiedzać różne strony, żeby zdobyć nową wiedzę i doświadczenia. - Dodał, żeby kompletnie nie zignorować swoich rozmówców. Nie uważał jednak, żeby był zbyt interesującą osobę. Co innego, gdyby wraz z nim pojawił się tutaj Yoichi.
- A w ogóle, jeżeli mogę oczywiście spytać, Gyo... o co chodzi z Twoim brakiem tęczówek? - Wypowiadając te słowa, starał się być grzeczny i taktowny. Nie znał powodu, dla którego Itazura miał całe białe oczy, więc zdawał sobie sprawę z tego, że jego pytanie może okazać się niewygodnym. Był przygotowany na to, że chłopak może mu odmówić odpowiedzi. Satoshi nie mógł się jednak powstrzymać, bo była to kwestia, która zaintrygowała go praktycznie od pierwszej chwili spotkania z dwójką innych shinobi.
0 x
Gyo

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Gyo »

Gyo cały czas obserwował atramentowego chłopaka, od którego wręcz nie mógł oderwać wzroku. Nie wyglądał on na typowego i był przygotowany do tego, że coś metaforycznie zmaluje w ów karczmie. Brak źrenic ułatwiał mu tylko sprawę i dzięki temu Hakai nie był w stanie zauważyć, kiedy rzeczywiście na niego spogląda, ponieważ nie odwracał całej głowy centralnie w jego kierunku, a zerkał pod kątem. Kunai którego wtedy nie dostrzegła kobieta za ladą, został bez problemu zauważony przez białookiego. Widać było gniew w oczach chłopaka, który nie mógł zostać wtedy przez mężczyznę racjonalnie uzasadniony.
- Czyżby zdenerwował się o to, że nie został obsłużony przed nami? - przeszło mu przez myśl.
Choć nie mógł pojąć, jak takie coś mogło go wyprowadzić z równowagi, do tego stopnia że zabijał ją wzrokiem. Zastanawiał się, czego on w ogóle szuka w tym miejscu, bo jedyne na co mógł tutaj trafić z takim nastawieniem, to była zaczepka, a protagonista był raczej człowiekiem prawym i nie było dla niego problemem uciec się do przemocy w razie potrzeby. Nie trzeba było długo czekać, żeby chłopaczyna schował kunai, a wtedy Itazura delikatnie uśpił czujność i odsapnął, lecz wiedział, że taka osoba byłaby zdolna posunąć się do czegoś gorszego.
Chwilę później cała ferajna postanowiła zająć stolik, ale sceptycznie nastawiony co do tego Gyo nadal nie opuszczał gardy i był gotów na jakąś zadymę, która mogła się pojawić w karczmie. Spotkanie takiego typu człowieka w tym miejscu graniczyło z cudem, a jego obecność wcale nie zwiastowała niczego dobrego. Czuć było otaczającą go mroczną aurę... psychopaty? Można tak ją nazwać.
Gdy już ferajna przysiadła się do stolika, to ciemny charakter zaczął rozglądać się po sali. Oczywiście wszystko w dalszym ciągu było obserwowane przez "stróża prawa".
Drwiny były nadzwyczaj zabawne, a protagonista miał dystans do siebie, więc wytrzymanie takich żarcików, było dla niego bułką z masłem.
- Cóż... Tamta laska sama nie wie co traci. - burknął - Potrafię być też bestią w łóżku, jeśli już nazywasz mnie trollem. - zaśmiał się. Oczywiście mówił to dosyć cicho, tak żeby słowa nie wychodziły poza ich okręg, w końcu takie coś mogłoby dziwnie zabrzmieć dla osoby z zewnątrz.
- W sumie, to też nie spotkałem nikogo od kundelków. Umiesz tam już jakieś sztuczki, czy coś? - zwrócił się do najmłodszego z grona - Może nam też coś opowiesz? - dopytał zaciekawiony.
W gronie panowała przyjazna atmosfera, która tylko dawała mężczyźnie powód do rozwijania tematu. Bohater był otwartą osobą i wcale tego nie ukrywał, nie miał nic przeciwko nawiązywaniu nowych znajomości i widać to było gołym okiem. Sam odrażający wygląd i brak źrenic, dawały naprawdę złe pierwsze wrażenie, lecz w głębi serduszka był inny, entuzjastycznie nastawiony. Entuzjazmu nawiązania jakiejś trwalszej więzi nie było zbytnio czuć od panicza Ranmaru, lecz widać było, że przypominający młodego Gyo chłopaczek był tak samo ochotny do nawiązania znajomości, co sam wyrzutek. Można było to poczuć, że brązowowłosy ma jakiś ukryty motyw w nawiązaniu kontaktu z awanturnikiem.
- No słuchaj mały, Marusa nie ma co robić, więc próbuje mi dopiec. - wytłumaczył młodzieńcowi, dlaczego wcześniej towarzysz nazwał go trollem.
- Też jestem początkującym ninja, wcześniej słynąłem z bycia wspaniałym łowcą, lecz nie wrócę do tego fachu już nigdy więcej. Za dużo nerwów się przez to najadłem. - burknął pomiędzy dialogami.
- Mój brak tęczówek? No wiesz... Odziedziczyłem je po ojcu, ten po dziadku, a w sumie to sam nie wiem dlaczego akurat wszyscy takie mamy. - odpowiedział na nurtujące pytanie Satoshiego, zupełnie nie przejmując się tym.
- A ty Marusa, powiesz nam coś w końcu o tej podróży? - dopytał raz jeszcze. W końcu nie po to zadawał pytania, żeby mu na nie nie odpowiadano.
Co do czarnego charakterku, to w planach młodego zamachowca najprawdopodobniej było zajęcie wolnego stolika, zaraz obok ekipy wyrzutka. Podczas drogi nieznajomego do swojego miejsca, nagle zwrócił on się do siedzących obok, aby im coś powiedzieć.
- Hę? Powiem ci, że całkiem piękny ten wieczór, tutaj się zgodzę, no ale z tym że w Ryuzaki mamy wspaniały klimat, to nie zawsze. - mruknął zbywając problematycznego gościa - Tak, jestem stąd. No i co w związku z tym, że jesteś przejezdny? Od razu ci mówię, że pieniędzy i noclegu nie mam. - dopowiedział.
0 x
Hakai

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Hakai »

-Nie nie. Spokojnie mam gdzie spać!
Chwyciłem krzesło z stolika obok by usiąść w odpowiedniej odległości od stołu by wywrzeć wrażenie, że ja tylko zagaduję na chwilkę po czym zakładając kostkę na kolano i siadając w wyluzowanej pozycji kontynuowałem.
-O cholera jakie macie tu piękne kobiety. A ludzie to najżyczliwsi jakich spotkałem. Chyba się zakochałem w tym mieście.
Ta.. Trochę mi się rzygać chcę od tech bzdur które wygaduje ale pewnie niedługo się przyzwyczaje do grania cudnej osoby. Ile powinienem ich poznawać zanim przejdę do sedna? Nie mam dużo czasu. Myślę, że z godzinkę posiedzę i ich zapytam.
Uśmiechając się sprawiając wrażenie perfekcyjnie podekscytowanego i po chwili przedstawiłem się lekko opadającym z emocji głosem.
-Jestem Hakai. Hakai Haretsu. Wiem wiem. Dziwne imie. To dlatego, że jak byłem mały to zrzucałem porcelanę ze stołu i gryzłem zabawki. Sorry poczułem się w obowiązku wyjaśnić.
*(Hakai w japońskim znaczy destrukcja również w języku który używamy)
Może być to też z powodu, że jak byłem mały cieszył mnie prosty sadyzm a pewnego dnia pociąłem ojca jak spał. Tak może być też tak. Heh. Piękne czasy prymitywnego sadyzmu.
Spojrzałem na psa zastanawiając się jak może smakować. Zjadłem już pare ale zazwyczaj były wychudzone i szwędały się po ulicach. Chwilę po poprzednim wywodzie odczekałem by wszyscy się przyzwyczaili do tego, że stałem się "Gościem" w ich gronie.
0 x
Marusa

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Marusa »

Było jeszcze kilka minut do zamówionych potraw i jedzenia. Białooki kolega ani trochę nie oburzył się na docinek Marusy, a wręcz wykorzystał go. Brązowowłosy po prostu nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc jego odpowiedź. Nie dręcząc już kolegi odpowiedział mu:
-No, to w takim razie jak któraś z tobą pójdzie, to po nocy musisz mieć problem, z wyruszeniem w podróż.
Chociaż pomimo żartu, młody shinobi dalej mówił na tyle cicho, by słowa nie wychodziły poza ich stolik. Marusa uznał, że docinków starczy i należy się trochę komplementu. W końcu może i brązowowłosy był samotnikiem, ale czemu miałby być postrzegany jako gbur. Następnie potoczyła się rozmowa na temat niepełnoletniego towarzysza rozmów. Marusa odpowiedział mu na jego pytanie:
-Wiem między innymi, że twój klan zamieszkuje Yusetsu, a do tego walczycie wspólnie na przodzie razem ze swoimi psami.
Chociaż odpowiedział, to nie zamierzał zdradzać za dużo ile wie, a do tego jeśli Satoshi uzna, że wie więcej niż w rzeczywistości, to może być na jego korzyść. Albo niekorzyść, zależy od sytuacji. Słysząc pytanie Satoshiego i odpowiedź Gyo, Marusa jedynie westchnął i z beznamiętnym wyrazem twarzy stwierdził:
-Strasznie dużo gadam dzisiaj. Zapewne to przez ciebie Gyo.
Chociaż wyraz twarzy był beznamiętny, to ton głosu, podczas pierwszego zdania miał w sobie pewien smutek. Później słyszeć można było, że nie ma pretensji do białookiego,a trochę się nawet cieszy. Tyle, że jak to typowy Ranmaru, brązowowłosy był skryty. Rozmowa się ciągnęła, aż doszło do powtórnego pytania o podróż. Marusa nie miał wyjścia już i odpowiedział:
-Myślałem, że uniknę odpowiedzi. Nie mam konkretnego celu. Po prostu szukam. Tylko nie pytajcie co, bo to nie jest żadna rzecz. Nie wiem jak to ująć.
Marusa ściszył przy tej wypowiedzi, swój głos jeszcze bardziej niż wcześniej. Widocznie nie chciał, by postronni to usłyszeli. Doszło również, że nieznajomy, zachowujący się jakoś znowu nad wyraz dziwnie, zaczął z nimi rozmawiać. Brązowowłosy czuł, że coś mu tu nie pasuje. Nie zauważył kiedy przy barze wyciągnął nieznajomy kunaia, ale miał wrażenie, że nieznajomy coś koloryzuje. Postanowił odpowiedzieć nieznajomemu:
-Trochę za głośne to miasto jak na mój gust. - Ton głosu chłopaka był zimny, beznamiętny. Do tego jego twarz przybrała wyraz obojętności. Nieznajomy się przedstawił, na co Marusa, również odpowiedział. - Marusa. Ranmaru Marusa, miło poznać.
Chociaż oznajmił, że miło poznać, ton jego głosu wyraźnie wskazywał, że ten człowiek jest mu obojętny.
0 x
Satoshi

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Satoshi »

Wstyd przyznać, ale Satoshi nawet nie zwrócił uwagi na chłopaka o atramentowych włosach. Albo inaczej, wiedział, że taka osoba znalazła się w karczmie, ale nawet nie dostrzegł kunaia w dłoni Haretsu, ani tym bardziej nie miał zamiaru go obserwować. Z pewnością Gyo wyszedł tutaj na bardziej spostrzegawczego, ale jeżeli coś miałoby usprawiedliwić młodego Inuzukę to z pewnością to, że chłopak nie potrafił się na niczym skoncentrować, kiedy był głodny. Być może to z racji jego wieku, jako że przecież był jeszcze w okresie dojrzewania, miał wilczy apetyt i potrzebował dziennie niemalże tak dużej ilości kalorii jak członek klanu Akimichi. To dlatego piętnastolatek był niezwykle wdzięczny Itazurze za to, że ten porwał się na tak ogromny wydatek i pozwolił zamówić swoim towarzyszom wszystko, czego pragnęli, na jego koszt. Satoshi poczuł się trochę jak w domu, kiedy to Yoichi-niisan zabierał go po treningu na ramen i do gorących źródeł, a trzeba przyznać, że w przypadku pobytu w zupełnie obcej okolicy, stanowiło to niezwykle miłe przeżycie.
Młody Inuzuka nie do końca rozumiał niektóre komentarze swoich kompanów, dlatego że on sam jeszcze nigdy nie miał nawet dziewczyny. Poza tym nie był pełnoletni, więc nie oszukujmy się, określenie "bestii w łóżku" nie mogło nasunąć mu tak nieczystych skojarzeń jak chociażby Marusie. W każdym razie Satoshi wreszcie trochę się ożywił, bo tematem rozmowy stały się jego zdolności rodowe. Chłopak nie chciał zdradzać zbyt wiele szczegółów, ale teraz, kiedy widział, że Itazura i Ranmaru i tak słyszeli o psiarzach z Yusetsu, nie musiał się przejmować tym, że odkryje przed nimi jakąś tajemną wiedzę.
- Nie miałem pojęcia, że wiecie o Inuzukach... Musicie dużo podróżować. - Pozwolił podzielić się swoim spostrzeżeniem, choć w gruncie rzeczy nie wiedział czy Gyo i Marusa kiedykolwiek odwiedzili Yusetsu, czy też słyszeli o mieszkańcach tego kraju jedynie z opowieści.
- To prawda. Członkowie klanu Inuzuka walczą razem ze swoimi psami. Akihiro to mój najwierniejszy sojusznik. - Odpowiedział swoim rozmówcom z uśmiechem, podsuwając psu miskę pod nos. Musiał go przy tym zapewnić, że niedługo dostaną jedzenie, żeby ninken nie spoglądał na niego takim zrozpaczonym wzrokiem.
- I pewnie, że coś tam umiemy, chociaż nadal ciężko trenujemy, prawda, Akihiro? - Dodał, zagadując do swojego psiaka, który zaszczekał radośnie, jakby chciał potwierdzić jego słowa. Cóż, Satoshi, niewiele myśląc, ujawnił chyba Gyo i Marusie rąbka tajemnicy - pokazał, że potrafi porozumieć się ze swoim ninkenem, używając ludzkiej mowy.
- Może przeprowadzilibyśmy kiedyś jakiś treningowy pojedynek? Chętnie dowiedziałbym się też czegoś o Waszych zdolnościach. - Kontynuował swoją wypowiedź, starając się uciąć temat swojego klanu. Nie chciał powiedzieć zbyt wiele, nie dostając nic w zamian. Nie dlatego, że był jakimś przeklętym materialistą, ale jak to mówią... informacje zawsze mają wysoką cenę, a Yoichi-niisan pewnie nie byłby szczęśliwy, gdyby jego jedyny uczeń rozpowiadał wszystkim na prawo i lewo, do czego to zdolni są członkowie rodu Inuzuków. Element zaskoczenia był przecież w walkach nieoceniony.
- Też początkującym? - Mruknął do Gyo wyraźnie zdziwiony. Chłopak wyglądał na niezwykle opanowanego i o wiele bardziej wykwalifikowanego shinobi od niego, ale kto wie, być może to po prostu jego wiek sprawiał, że Satoshi odnosił takie, a nie inne, wrażenie.
- Polowałeś na zwierzęta? - Dopytał jeszcze, bo przecież słowo "łowca" mogło mieć wiele znaczeń. Pierwszym jego skojarzeniem były pościgi za niebezpiecznymi ninja, ale skoro Itazura sam powiedział, że jest nadal początkującym wojownikiem, taka praca wydawała się w jego przypadku zbyt niebezpieczną. Chociaż kto wie? Może ten gość nie obawiał się płynącego z tego tytułu ryzyka.
Marusa, póki co, okazał się najbardziej tajemniczym osobnikiem. Nie był zbyt wylewny, co widać było po jego odpowiedzi na pytanie Gyo. Nie powiedział nawet czego szukał, a młody Inuzuka nie był pewien czy w ogóle jest sens o to dopytywać, skoro Ranmaru, nawet nie zdradzając szczegółów, wyraźnie ściszył głos.
- Powiesz nam chociaż w takim razie skąd pochodzisz? - Zapytał jednak po chwili namysłu. Mimo wszystko, trzeba było w jakimś stopniu pociągnąć Marusę za język. W końcu był jedynym, który w pewnym sensie unikał rozmowy na swój temat, co sprawiało, że Satoshi zaczął nabierać co do niego podejrzeń. To znaczy... to nie tak, że Ranmaru zrobił na nim złe pierwsze wrażenie, choć Gyo po prostu, w jego mniemaniu, wzbudzał większe zaufanie.
Niestety, rozmowę trzech podróżników, przerwał nagle czyjś głos. Inuzuka od razu odwrócił spojrzenie w kierunku jego źródła. Okazało się, że do ich stolika podszedł ten gość o atramentowych włosach, na co piętnastolatek westchnął ciężko. Prawdę mówiąc, przywykł już do towarzystwa swoich dwóch kompanów i niekoniecznie był chętny do przyjmowania do ich grona kolejnego.
- Satoshi. - Przedstawił się tylko krótko Hakaiowi, chociaż trudno było mu ukryć to, że jest niezadowolony z jego obecności. Jakoś nie spodobał mu się ten gość. Może i pięknie wypowiadał się na początku o Ryuuzaku no Taki, ale potem wydawał mu się za bardzo skupiony na sobie. W dodatku, naprawdę, nikt go nie pytał, dlaczego został nazwany "destrukcją", a to całe tłumaczenie było dość absurdalne. To właśnie z tego względu piętnastolatek wolał zbyt wiele nie mówić. Liczył na to, że nieznajomy niedługo sobie pójdzie, a on, Gyo i Marusa będą mogli w spokoju zjeść swój posiłek.
- Tak, masz rację, Marusa... - Mruknął jeszcze tylko cicho, przyznając rację Ranmaru. Inuzuka zrozumiał, że jego neutralny komentarz, który równie dobrze mógł odnosić się do targowego zgiełku, tak naprawdę był skwitowaniem nagłego najścia Haretsu.
0 x
Gyo

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Gyo »

Gyo widział, że Satoshi w żaden sposób nie jest zainteresowany nowym gościem, nie zwracał kompletnie uwagi na jego obecność w karczmie, miał po prostu to gdzieś. Pewnie to dlatego, że chłopaczyna był wygłodniały, a wyszkolonemu łowcy wcale nie przeszkadzał trawiący się od środka żołądek. W sumie, gdy był mniejszy to też jadł za dwóch rosłych chłopa, więc spodziewał się po małym, że ten będzie głodny. Sam wydatek w rzeczywistości nie był tak duży, jak się mogło wydawać. Ogółem atmosfera była całkiem miła, a gest "ślepca" wobec swoich towarzyszy i tylko polepszył warunki do zawarcia nowych przyjaźni. Pomimo, że Inuzuka nie rozumiał części zwrotów swoich towarzyszy, to i tak się nasłuchiwał, najwidoczniej chcąc wyciągnąć jak najwięcej z ich rozmowy. Itazura nie zwracał specjalnej uwagi na to, czy Satoshi rozumie o tym co mówią i nawet nie powstrzymywał się z mówieniem o tym przy dziecku, w końcu ono też musiało się już powoli tego uczyć. Całe życie prawiczkiem nie pozostanie. Po jakimś czasie, żeby nie zapeszać młodego temat zszedł na zdolności rodu Inuzuka. Samo nazwisko było im dobrze znane i wiedzieli oni podstawowe rzeczy, w sumie jak większość osób z Ryuzaku no Taki. Wyrzutka ciekawiło co tak naprawdę ci ci Inuzuka potrafią.
Zamówienie było już powolutku realizowane, kucharze wylewali siódme poty, aby potrawy smakowały jak najlepiej, a wszystko to dla grona znajomych. Docinki Marusy nie oddziaływały w żaden sposób na psychikę białookiego, który zgrabnie wymijał ów słowa i wykorzystywał je, tak aby wyjść na swoim. W dodatku, udało mu się obrócić rozmowę w taki sposób, że wywołał na twarzy brązowowłosego uśmiech, co było naprawdę nie lada osiągnięciem.
- No niestety kobiety po takiej nocy nie chcą mnie wypuścić z łóżka, a nie rozumieją że to była jednorazowa przygoda. Szkoda, że o świcie gdy widzą moja twarz, to uciekają z powodu wyglądu. - dodał podśmiewając się pod nosem.
Czas docinek nastał końca, choć jedyną osobą której tutaj docinano był właśnie protagonista. Nie postrzegał on swojego znajomego jako gbura, w końcu udało mu się zrelaksować, powiedzieć coś niemiłego, a nawet po tym taktownie poprawić swój błąd komplementując znajomego.
- Ja tam nie wiem kompletnie nic wartościowego o tych Inuzukach. Mogę jedynie przyznać, że poznałem malca po charakterystycznych tatuażach na policzkach, które przypominały mi kły. Na dodatek piesek utwierdził mnie w przekonaniu, że jesteś od nich. Tylko co cię tak daleko wywiało z Yusetsu do Ryuzaku no Taki? Źle ci tam było? - kontynuował to w czym jest najlepszy, czyli rozmowę.
Cała rozmowa zaczęła się rozkręcać, a "odmieniony" Marusa westchnął, z tym swoim beznamiętnym wyrazem twarzy, na co Gyo jedynie się uśmiechnął i odsłuchał co ma mu do powiedzenia jego towarzysz.
- Dużo gadasz? - zaśmiał się - Stary, porównaj sobie ile ja gadam, a ile ty! - zawołał nie przestając się śmiać - No i nie przez mnie, tylko dzięki mnie! Bycie rozgadanym to jest zaleta, a przynajmniej tak mi się wydaje. - uśmiechnął się.
Przyjaciel wydawał się być smutnym, gdy tak zaczął się rozglądać, lecz od razu ton w jego głosie się zmienił. Itazura nie wiedział sobie co ma myśleć, czy brązowowłosy ma huśtawkę nastroju, czy też nie potrafi okazać swoich uczuć. Ciągnąc dalej temat rozmowy, doszło w końcu do powtórzenia pytania przez białookiego, a nietaktownie było teraz nie udzielić odpowiedzi przez Marusę. Odpowiedź kompana nie zaspokoiła ciekawości Gyo, który czuł że Ranmaru coś przed nim ukrywa.
- Gdybyś nie miał konkretnego celu, to byś właśnie tego nie szukał. - odparł - Pamiętaj, że możesz na mnie zawsze liczyć. Mam jeszcze u ciebie dług do spłacenia. - zawołał entuzjastycznie.
Cała wypowiedź przyjaciela Itazury nie była typowa. Jego głos był cichszy niż wcześniej, a zachowywał się tak jakby chciał ukryć tą informację przed światem. Nie otwierając się na nikogo, nie licząc na czyjąś pomoc.
Czyżby to było coś nielegalnego? - przeszło przez myśl mężczyzny.
- Podróżuję całkiem sporo, ale i tak mało wiem o tym świecie. - odparł do Satoshiego, wysłuchując co ma do powiedzenia młodzieniec. Widać było, że nie kłamie, a o psa dba o wiele lepiej niż większość ludzi. Można było zauważyć, że żal mu było psa, który głodował. - Umiesz gadać z tym psiakiem? - dopytał gdy ten zaczął mówić do pieska i rozbudził się słysząc o zaproponowanej walce - Pojedynek? Czemu nie. - odparł śmiejąc się - Pasuje ci teraz? - dopytał wyraźnie podekscytowany - Tak, jestem początkujący. Wcześniej trudziłem się jako łowca głów, w gwoli ścisłości. - dopowiedział, uświadamiając kompanowi jak jest w rzeczywistości. Itazurze nie pasował ten tytuł i problemy z niego płynące, dlatego też postanowił zmienić swój zawód, na sławną dolę shinobiego w tymże uniwersum.
Można stwierdzić, że brązowowłosy okazał się być najbardziej tajemniczą osobą z całego grona. Nie lubił zbyt dużo mówić przy obcych, a też przy znajomych nie mówił za wiele, a jego odpowiedzi chociażby nawet na pytanie przyjaciela nie były zbyt rozbudowane. Nie było sensu dopytywać o to trudne pytanie, ale i tak Itazura postanowił zadać po raz kolejny pytanie.
Nie osiągnę nic, jeśli nie będę próbował. - pomyślał.
W tym momencie wyróżnił się Satoshi, który widać też chciał się czegoś dowiedzieć o tym tajemniczym charakterku. Wyróżnił się zadając pytanie, na które nikt z ich grona poza zapytanym nie znał odpowiedzi. W tamtym momencie wyrzutek szturchnął młodzieńca i puścił oczko do niego chcąc mu pokazać, że w tym momencie postąpił znakomicie.
W tym momencie przysiadł się nieznajomy, który dotychczas nie zrobił dobrego wrażenia na wyrzutku. Czuł, że ich rozmowa wcale nie będzie zbyt miła. Odpowiedzi towarzysza z poprzedniej misji były takie zimne, beznamiętne, chłodne, zupełnie jak przy wymianie pierwszych słów z byłym łowcą, jeszcze przed podjęciem się misji. Dotychczas rozbudzony rozmową Marusa, znowu stał się taki jakiś obojętny, zupełnie jak na samym początku znajomości.
Hakai chwytając za krzesło przy stoliku obok i przysuwając je do stołu, nie wywarł na Gyo żadnego wrażenia. Była to normalna czynność, którą potrafiłoby zrobić nawet małe dziecko, a sposób w jaki usiadł nastolatek też nie był jakiś specjalny. Prawie wszystkie osoby, nie licząc niepełnosprawnych, potrafiły coś takiego zrobić, więc nie było za bardzo czego podziwiać. Dialog był ciągnięty dalej właśnie przez niego, a Itazura spokojnie nasłuchiwał co ma do powiedzenia specyficzny jegomość. Wtedy bohater sądził, że destrukcyjne dziecko, raczej nie będzie miało mu niczego do zaoferowania prócz kłopotów, których wyrzutek już miał pod dostatkiem.
- Pięknych kobiet mamy tutaj bez liku, tylko są puste. - uśmiechnął się - A co do ludzi, to nie wiem czy są taki najżyczliwsi. Po prostu sprawiają pierwsze dobre wrażenie, wiesz? - mruknął - Każdy jest tutaj miły dla nieznajomych, żeby pociągnąć ich na koszta uwierz, że wyjątkowy to ty nie jesteś. - mruknął i przemilczał dalsze kwestie swojego rozmówcy - Pierdolisz głupoty, sam czuję tą ironię w twoim głosie. Przejdź do sedna, nie mam czasu na żadne ceregiele. - powiedział zupełnie poważnie, metaforycznie waląc prosto z mostu.
Gdyby nie wygląd tego typa, to nikt nie pomyślałby że jest on jakiś walnięty na głowę. Czuć było, że próbuje udawać perfekcyjnego, a nie wychodziło mu za to dobrze. Jego podekscytowanie było takie jakieś chore, w końcu jak można było się zakochać w tym mieście, gdzie nie ma właściwie niczego szczególnego. Miasto jak miasto i jeszcze to, że zaczął tłumaczyć swoje imię, przedstawiać się, choć nikt właściwie o to go nie prosił.
- Hakai? Haretsu? - zapytał retorycznie - To nazwisko mi coś mówi. Nie jesteś przypadkiem z jakiejś znanej rodziny? - dopytał, a wysłuchując jego tłumaczeń co do imiona, po prostu potwierdził swoje przypuszczenia, że gość do normalnych nie należy.
W dodatku gdy zauważył, jakim wzrokiem dziwak zaczął się patrzeć na małego Akihiro, to miał obawy co do tego czy nie zrobi coś najmłodszemu z tej ekipy. Mimo iż znali się krótko, to nie chciał żeby chłopiec zginął po jednym wspólnym spotkaniu.
0 x
Hakai

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Hakai »

Patrząc nie przerwanie na psinę usłyszałem parę słów od reszty po czym odrywając wzrok od sierściucha spojrzałem na niejakiego Maruse z uśmiechem by odpowiedzieć na jego negatywne słowa.
Bez wątpliwości ma dużo racji jednak przyznanie mu jej było by złym posunięciem. Powiem mu coś innego by połechtać ego tu siedzących.
-Gdybyś podróżował po świecie tyle co ja z pewnością docenił byś unikatowe piękno tego miasta.
Spoglądając na siedzącego przy stole dzieciaka ponownie napadły mnie pewne myśli.
Ten pies... Chym.. Czy ja już tego gdzieś nie widziałem? Psina i tatuaże... Tak to musi być to. Nie ma wątpliwości.
-Inuzuka czyli klan zamieszkujący Yustsu. Często posiadają charakterystyczny tatuaż na policzkach, jakby na kształt kłów, towarzyszą im, jak i walczą z nimi psy, preferują walkę bezpośrednią, wyszkoleni w taijutsu... Nie mogę się mylić więc nie musisz potwierdzać. Spotkałem jedną z was swojego czasu i uczyli mnie o tym klanie w szkole w Tsurai. To była wspaniała kobieta. Z pewnością was uwielbiam. A wasz styl walki. O boże. NO kurwa zajebisty! Tyle w nim energii
Była nieznośna. Przynajmniej miała fajne ciało. Było to tak dawno temu. Była to nawet pierwsza ŻYWA dziewczynka którą widziałem nago. Jej czternastoletnie nagie ciało pachniało swierzością. Zakończmy jednak te wspominki.
Po chwili usłyszałem pytanie biało okiego. Spojrzałem na niego z nie przerwanym lekkim uśmiechem by odpowiedzieć na jego spostrzegawcze pytanie.
Tak swoją drogą... Brak źrenic. O tym też słyszałem. Hyuga ? Może jednak lepiej nie odkrywać wszystkich kart. Tak nie odkrywanie kart to bardzo ważna kwestia więc zachowam co nie co dla siebie.
-Znana rodzina? A skąd. Pochodzę z małej wioski. No chyba, że rodziną nazwę najemników z którymi się wychowałem w szkole, to wtedy można tak powiedzieć jednak z całą pewnością ich tak nazwać bym nie chciał.
0 x
Marusa

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Marusa »

Rozmów ciąg dalszy. Tam można skwitować dalsze losy Marusy, czekającego na swoją zupę miso, tonkatsu i zieloną herbatę. Można rzec, że już kolega brązowowłosego rzucił żartem o swoim wyglądzie, w który Ranmaru rzucał swoje docinki. W pewien sposób, wydawało się, że samotnicy jakby się znajdowali bez żadnych problemów i nawet Marusa czuł, że są ku sobie podobni, pomimo tylu różności w charakterach. Chłopak nic nie dodał już, a rozmowa zeszła na temat Inuzuki i jego klanu. Brązowowłosy odpowiedział mu:
-A trochę podróżowałem. - Spokojnie odparł, po czym po chwili namysłu odpowiedział na pytanie o pojedynek. - Skoro o tym mowa, to planowałem po obiadku potrenować.
Następnie doszło do obietnicy Gyo. Brązowowłosy nie westchnął, ale widocznie się na chwilę namyślił. Uznał, że skoro białooki tak obiecuje, to należą mu się jakieś dodatkowe wytłumaczenia, ale za dużo tu ludzi, by od tak sobie rozmawiać o sobie, tak więc odparł:
-Wiesz co, może nawet przyda mi się twoja pomoc, ale to nie pora na rozmowy o tym.
Brązowowłosy miał nadzieję, że jego pechowy towarzysz, zrozumie, że tu chodzi o ludzi. Niestety Marusy męczenia ciąg dalszy, bo Satoshi chciał się dowiedzieć, skąd pochodzi brązowowłosy chłopak. Zastanawiał się czy odpowiedzieć na to pytanie, przy czym zauważył gest Gyo, który ewidentnie cieszył się z zadanego pytanie. I właśnie w tym momencie przysiadł się nieznajomy, który swoimi wypowiedziami, jedynie zwiększył czujność Marusy. Ewidentnie mu coś nie pasowało. Do tego, postanowił podlizać się chyba białookiemu, a przynajmniej tak zaczął podejrzewać brązowowłosy. A po chwili nowa osoba w tym towarzystwie zaczęła się wychwalać z wiedzy o klanie psiarzy. Marusa coś czuł, że nie tylko o nich posiada jakąkolwiek wiedzę, ale miał nadzieję, że niespecjalnie był w obszarach Morskich Klifów. Ich najbardziej rozgadany towarzysz skojarzył nazwisko podejrzanego towarzysza, czemu on ewidentnie zaprzeczył. I w tym właśnie momencie zaczęły nadchodzić zamówione dania. Marusa postanowił wykpić się od rozmowy na czas jedzenia.
-Wybaczcie, ale gwar i mówienie źle wpływa na trawienie, a więc spróbujmy odżywiać się jak najzdrowiej.
Powiedział to, nie siląc się na żaden przepraszający ton, a jedynie bezuczuciowy zwykły jego głos. Pierwsze zamówienie otrzymał właśnie brązowowłosy chłopak, który spodobał się kelnerce. Przy podawaniu ta przypomniała, że dolewka herbaty jest w cenie, na co Marusa odpowiedział z uśmiechem i nietypowym dla siebie spokojnym, aczkolwiek miłym głosem:
-Dziękuję bardzo, zawołam jak mi się skończy. - Po czym dodał do towarzyszy. - Itadakimasu
Po czym wziął się za pałaszowanie. Tonkatsu, czyli panierowane kotlety wieprzowe, jadł razem z zupą miso i popijając zieloną herbatą. Długo mu nie zajęło zjedzenie wszystkiego, a po tym poprosił jeszcze o dolewkę swojej herbaty. Popijając herbatę po posiłku powiedział:
-Wybacz Hakai, ale dłużej nie mogę tobie zabierać czasu. Obiecałem coś naszemu młodszemu koledze, prawda Satoshi?
Marusa odezwał się do Hakaia tylko po to by wymówić się od dalej wspólnego przesiadywania. A Satoshi ewidentnie wyczuł, co brązowowłosy chłopak miał na myśli, kiedy wcześniej mówił o zatłoczonym mieście. Dopijając herbatę zapytał się psiarza:
-Skończyłeś?
I po potwierdzeniu od młodszego towarzysza zaczął wstawać od stołu.

z/t
0 x
Satoshi

Re: Karczma "Pod uwędzonym dzikiem"

Post autor: Satoshi »

Chociaż czas nie dłużył się tak bardzo podczas przyjemnej rozmowy, burczenie w brzuchu znowu się odezwało, a co za tym idzie Satoshi przypomniał sobie o jedzeniu. Miał nadzieję, że to kwestia chwili, ale nigdy nie można było być niczego pewnym, czyż nie? Dlatego postanowił skupić się na czymkolwiek innym, byle jeszcze jakoś przetrzymać ten nagły napad głodu.
- Można tak powiedzieć. - Odpowiedział więc Gyo na pytanie dotyczące rozmów z Akihiro. Cóż, to prawda, że się rozumieli, mimo że każdy z nich używał swojej mowy. W końcu niknen nie potrafił powiedzieć nic "po ludzku", zaś młody Inuzuka, gdyby ktoś go zapytał, mógł odczytać o co chodzi jego psiakowi, ale nie zdołałby odtworzyć jego poszczekiwania. Dlatego to było trochę skomplikowane. W każdym razie nikt nie miał tutaj chyba zamiaru wkraczać na jakiś filozoficzny grunt, więc odpowiedź piętnastolatka powinna w zupełności Itazurze wystarczyć.
- To musiała być niebezpieczna fucha. - Pozwolił sobie jeszcze skomentować poprzednią pracę białookiego. Właściwie dziwił się, że ktoś, kto nazywał siebie początkującym ninja, potrafił odnaleźć się w takiej robocie. Chyba jednak w tym chłopaku tkwiło coś przerażającego.
Wtedy niestety do rozmowy ponownie włączył się ten cały Hakai, który najwyraźniej nie pasował ani Satoshiemu, ani Marusie. Inuzuka nie wiedział tylko, jakie zdanie ma o nim Gyo, chociaż, skoro całą trójką dogadywali się do tej pory tak dobrze, przypuszczał, że również nie najlepsze.
- Imponująca wiedza. - Mruknął niezbyt głośno, a w jego tonie wypowiedzi dało się słyszeć ironiczną nutę. Nie do końca odpowiadało mu to, że nieznajomy tak wiele wie o jego klanie, ale nic nie mógł na to poradzić. Natomiast wiedział, że gdyby był na jego miejscu, trzymałby gębę na kłódkę. Nikt go o nic nie pytał, nikt go nie prosił o to, żeby się dołączył... Był po prostu nachalnym typem, który najwidoczniej liczył na wywołanie jakiegoś zamieszania.
Na szczęście z ratunkiem przyszła kelnerka karczmy, która po chwili położyła na stole wypełnione pysznościami talerze i miski. W dodatku Ranmaru znalazł świetną wymówkę, byleby nie musieć prowadzić dalszej, jałowej konwersacji z Haretsu, toteż Satoshi przyklasnął mu tylko i zaczął wsuwać swoje ramen, aż mu się z uszu kurzyło. Akihiro wydawał się równie szczęśliwy, kiedy tylko wsadził swój pysk do miski wypełnionej po brzegi świeżym mięskiem.
- Itadakimasu. - Rzucił piętnastolatek z lekkim opóźnieniem, bo musiał przyznać, że na widok tych smakołyków zapomniał o grzeczności. Nikt z tutaj obecnych chyba nie poczuł się jednak szczególnie urażony jego zachowaniem, toteż chłopak powrócił do swojego posiłku. Nie dało się ukryć, że był przerażająco głodny, bo zamówione przez niego jedzenia znikało w błyskawicznym tempie. Wreszcie zaś Satoshi przełknął ostatni kęs i popił wszystko sokiem pomarańczowym, odwracając swoje spojrzenie w kierunku Ranmaru.
- Ah, tak! Jasne. Możemy spadać. I dzięki, Gyo, za wszystko! Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Od razu zrozumiał aluzję mężczyzny. Marusa nic mu bowiem wcześniej nie obiecywał. Najprawdopodobniej chciał uniknąć towarzystwa Haretsu, co było młodemu Inuzuce na rękę. Stąd chłopak wstał od stołu i zawołał Akihiro, który już dawno opróżnił swoją miskę. Oboje wyszli na zewnątrz, by stanąć przed knajpą i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
- Dobry pomysł. - Pogratulował wreszcie swojemu towarzyszowi kreatywności, bo takto pewnie dalej męczyliby się z nachalnym gościem. W tym momencie jednak Satoshi westchnął ciężko, bo przypomniało mu się, że tym razem to on musi kogoś wystawić do wiatru.
- Przepraszam Cię, Marusa... Zupełnie zapomniałem, że zostawiłem swój klucz u pana Kurosawy. Jeśli teraz nie wrócę, to pewnie nie dostanę się do swojego pokoju. - Było mu przykro, że musi tak nagle zniknąć. Głupio wyszło. W końcu został zaproszony przez dwóch starszych kompanów do karczmy, a teraz zjadł i ot tak sobie uciekał.
- Ale może zobaczymy się jeszcze później, jak go odbiorę? Albo potrenujemy razem jutro? - Dodał po chwili, żeby jakoś się zreflektować. Jeszcze nie miał zamiaru opuszczać Ruuzaku no Taki, więc jeśli tylko Marusa i Gyo nie będą mieli go dosyć, chciał spędzić z nimi trochę więcej czasu.
- Ah, Ty też idziesz w kierunku targowiska? No to w takim razie jeszcze się nie żegnamy. - Uśmiechnął się delikatnie, kiedy zobaczył, w którą stronę zmierza Ranmaru. Cóż, najwyraźniej, w takim układzie, dotrzyma mu jeszcze przez chwilę towarzystwa.

/zt.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Osada Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości