"Park" w centrum osady
Re: "Park" w centrum osady
Na ratunek! (D)
[5/15]
Misja dla Shinjiego. Zgodnie z wytycznymi akademii Shinji przystąpił do procedury obniżania temperatury ciała swojego i staruszki. Gdy już przytargał ją do cienia, obłożył czoło mokrą chustką, która chwilowo zmniejszyła stopień zagrożenia. Jego działania były niestety tylko półśrodkami, po chwili mógł zauważyć, że nie uratują staruszki, a jedynie opóźnią zbliżający się wielkimi krokami koniec. Co powinien zrobić dalej? Staruszka już nawet nie majaczyła, straciła całkiem przytomność i niemożliwym było doprowadzić ją samodzielnie do szpitala, czy też punktu pomocy. Ludzie wokół nie zdawali sobie sprawy z sytuacji, zresztą, nikt ich nie poinformował o zagrożeniu, a Shinji postanowił załatwić sprawę sam, zamiast poprosić ich o pomoc.
Czas uciekał, upał stawał się nie do zniesienia, a zapasy wody z każdą chwilą nikły, by wyczerpać się za kilka minut. Shinji musi przejść do dalszego działania, inaczej staruszka będzie wąchać kwiatki od spodu, a z nią może i on sam. O ile akademia szkoli do walki z przeciwnikami, o tyle walka z przeciwnikiem którego nie widać wydawała się daleko poza zasięgiem młodego Uchiha. Musiał szybko przemyśleć następne kroki, gdyż zagrożenie z każdą chwilą stawało się większe. Najbliższy wodopój był zbyt daleko, by dotaszczyć tam starszą panią, gdyby poszedł sam zajęłoby mu to dziesięć minut, jednak w tym czasie staruszka może wyzionąć ducha. Może czas najwyższy zwrócić się o pomoc do innych? Może uda mu się znaleźć kogoś, kto pobiegłby do szpitala i przyprowadził ze sobą medyka? Może ktoś pomoże mu donieść staruszkę do szpitala? Jednego mógł być pewien - sam nie zdziała zbyt wiele.
[5/15]
Misja dla Shinjiego. Zgodnie z wytycznymi akademii Shinji przystąpił do procedury obniżania temperatury ciała swojego i staruszki. Gdy już przytargał ją do cienia, obłożył czoło mokrą chustką, która chwilowo zmniejszyła stopień zagrożenia. Jego działania były niestety tylko półśrodkami, po chwili mógł zauważyć, że nie uratują staruszki, a jedynie opóźnią zbliżający się wielkimi krokami koniec. Co powinien zrobić dalej? Staruszka już nawet nie majaczyła, straciła całkiem przytomność i niemożliwym było doprowadzić ją samodzielnie do szpitala, czy też punktu pomocy. Ludzie wokół nie zdawali sobie sprawy z sytuacji, zresztą, nikt ich nie poinformował o zagrożeniu, a Shinji postanowił załatwić sprawę sam, zamiast poprosić ich o pomoc.
Czas uciekał, upał stawał się nie do zniesienia, a zapasy wody z każdą chwilą nikły, by wyczerpać się za kilka minut. Shinji musi przejść do dalszego działania, inaczej staruszka będzie wąchać kwiatki od spodu, a z nią może i on sam. O ile akademia szkoli do walki z przeciwnikami, o tyle walka z przeciwnikiem którego nie widać wydawała się daleko poza zasięgiem młodego Uchiha. Musiał szybko przemyśleć następne kroki, gdyż zagrożenie z każdą chwilą stawało się większe. Najbliższy wodopój był zbyt daleko, by dotaszczyć tam starszą panią, gdyby poszedł sam zajęłoby mu to dziesięć minut, jednak w tym czasie staruszka może wyzionąć ducha. Może czas najwyższy zwrócić się o pomoc do innych? Może uda mu się znaleźć kogoś, kto pobiegłby do szpitala i przyprowadził ze sobą medyka? Może ktoś pomoże mu donieść staruszkę do szpitala? Jednego mógł być pewien - sam nie zdziała zbyt wiele.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Wielka planeta, która jest tylko ciałem niebieskim, które nie może wiedzieć że czyni coś, co dla wielu żyjących istot, może być szkodliwe, a jednocześnie życiodajne, nie zamierzała przestać ogrzewać Ziemi. Oczywiście, gdyby nie ona, nie było by życia, na naszej planecie, ale jak ktoś, kiedyś powiedział "Co za dużo, to nie zdrowo" i właśnie to przysłowie, najbardziej odzwierciedlało, zaistniałą sytuacje, na terenach osady w Ryuzaku no Taki. Nie było chmur, ani wiatru, które by mogły, przynajmniej w jakimś stopniu, złagodzić pogodę. Shinji, zamoczył jeszcze raz chusteczki w wodzie, zostało jej na jeszcze dwa, może trzy zwilżenia chust. Przyzwyczaił się już do nieprzyjemnego zapachu, jaki wydzielał pot. - Nie mogę tak siedzieć, woda zaraz się skończy, a jej się w ogóle nic nie poprawia, trzeba poszukać pomocy - pomyślał, podbiegł jak najszybciej mógł, na mały pagórek i zaczął się rozglądać. Zauważył, idących w przeciwnym kierunku, grupkę ludzi, składających się z dwóch chłopaków i jednej dziewczyny, w jego wieku, zapewne przyjaciół, bądź też znajomych. Byli jakieś dwadzieścia do trzydziestu metrów od nich, pobiegł jak najszybciej, wołając tak głośno, na ile pozwalało mu wysuszone gardło. Gdy już był blisko, zobaczył że prawdopodobnie mają wodę, ucieszyło go to. Popatrzyli na niego, trochę zdziwieni faktem, że biegnie na nich młodzieniec, w ich wieku, cały w pocie, z ubraniem, mokrym i przylegającym do ciała, jakby się właśnie przed chwilą oblał wodą. Widać było że oni sami, dopiero niedawno, wyszli na słońce, ponieważ dopiero leciutko się spocili, trochę się skrzywili gdy już był przy nich, to pewnie przez zapach, o którym Uchiha już zapomniał. - Ohayo, za tym pagórkiem leży starsza pani, która ma udar, pomożecie? Jeżeli będą skorzy do pomocy, to zapewne, Shinji wyśle jednego z chłopaków, do najbliższego medyka, a pozostałą dwójkę poprosi o pomoc, w przeniesieniu pacjentki i jednoczesnym zmienianiu okładu, z wodą. Czy pomogą rówieśnikowi, w ratowaniu, staruszki?
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Na ratunek! (D)
[7/15]
Misja dla Shinjiego. //To wciąż ja, twój prowadzący, ten sam, choć inny.//
//NA PW DOSTANIESZ BURĘ ZARAZ PO TYM JAK UMIESZCZĘ POSTA. BĘDZIE KARNIAK W TEJ TURZE.//
Shinji podjął w swoim mniemaniu jedyną słuszną decyzję - zdecydował się szukać pomocy u innych ludzi. W końcu jeśli nie możesz czegoś zrobić sam, może Ci się to udać z pomocą jednej, dwóch, czy większej grupy osób. Początkowo miał trudności ze zlokalizowaniem kogokolwiek w pobliżu, ludzie skryci pod drzewami dziwnym trafem umknęli jego uwadze, cóż, najwyraźniej Uchiha nie mają tak dobrego wzroku jak powiadają. Zamiast tego dostrzegł grupkę młodych ludzi w odległości trzydziestu metrów. Nie zwlekając rzucił się biegiem w ich kierunku, by po kilku chwilach zatrzymać ich i zbombardować wiadomościami. Co jak co, chłopak posiadł umiejętność spartańskiej mowy w stopniu zaawansowanym. Za jednym tchem przywitał się, określił problem i poprosił o pomoc. Zuch chłopak, prawdziwy spartanin. Nim otrzymał odpowiedź dostrzegł jednak, że coś jest nie tak. Wszystkie trzy osoby posiadały identyczną twarz!. Z każdą sekundą ich włosy zanikały coraz szybciej, by po chwili zrobili się całkiem łysi, zarówno mężczyźni jak i kobieta. Poczuł, że robi mu się niedobrze, pierwszy szturm wymiocin rozbił się o podniebienie, po czym całe szczęście wrócił do wnętrza żołądka, by pozostawić jedynie niesmak w ustach i przełyku.
-¿Qué? No hablamos japonés. Usted insultarnos porque estamos calva?-wyrzuciła łysa banda w twoim kierunku, co było dla Ciebie całkiem niezrozumiałym bełkotem. Chwilę później leżałeś już na ziemi, kopany przez całą trójkę w każdą część ciała. Brzuch, nogi, dłonie, twarz, przypadkowo przegryzłeś nawet wargę, która zaczęła intensywnie krwawić. Nie mogąc wytrzymać tego bólu zamknąłeś oczy. To Cię uratowało.
-Chłopcze! Hej, chłopcze!-usłyszałeś. Czyjaś dłoń zaczęła szturchać Cię na prawo i lewo, jakby w próbie nieudolnego ocucenia Cię. Męski głos wciąż próbował do Ciebie dotrzeć, by dowiedzieć się, czy wszystko z Tobą w porządku. Może wypadałoby otworzyć oczy i przekonać się co tak właściwie zaszło chwilę temu? Nie wyglądało na to, by ratująca Cię osoba miała zaraz kopnąć Cię w brzuch. Może nawet postanowi Ci pomóc w ratowaniu staruszki? No tak, to najważniejsze, nie można zapomnieć o staruszce, która czeka na twoją pomoc!
[7/15]
Misja dla Shinjiego. //To wciąż ja, twój prowadzący, ten sam, choć inny.//
//NA PW DOSTANIESZ BURĘ ZARAZ PO TYM JAK UMIESZCZĘ POSTA. BĘDZIE KARNIAK W TEJ TURZE.//
Shinji podjął w swoim mniemaniu jedyną słuszną decyzję - zdecydował się szukać pomocy u innych ludzi. W końcu jeśli nie możesz czegoś zrobić sam, może Ci się to udać z pomocą jednej, dwóch, czy większej grupy osób. Początkowo miał trudności ze zlokalizowaniem kogokolwiek w pobliżu, ludzie skryci pod drzewami dziwnym trafem umknęli jego uwadze, cóż, najwyraźniej Uchiha nie mają tak dobrego wzroku jak powiadają. Zamiast tego dostrzegł grupkę młodych ludzi w odległości trzydziestu metrów. Nie zwlekając rzucił się biegiem w ich kierunku, by po kilku chwilach zatrzymać ich i zbombardować wiadomościami. Co jak co, chłopak posiadł umiejętność spartańskiej mowy w stopniu zaawansowanym. Za jednym tchem przywitał się, określił problem i poprosił o pomoc. Zuch chłopak, prawdziwy spartanin. Nim otrzymał odpowiedź dostrzegł jednak, że coś jest nie tak. Wszystkie trzy osoby posiadały identyczną twarz!. Z każdą sekundą ich włosy zanikały coraz szybciej, by po chwili zrobili się całkiem łysi, zarówno mężczyźni jak i kobieta. Poczuł, że robi mu się niedobrze, pierwszy szturm wymiocin rozbił się o podniebienie, po czym całe szczęście wrócił do wnętrza żołądka, by pozostawić jedynie niesmak w ustach i przełyku.
-¿Qué? No hablamos japonés. Usted insultarnos porque estamos calva?-wyrzuciła łysa banda w twoim kierunku, co było dla Ciebie całkiem niezrozumiałym bełkotem. Chwilę później leżałeś już na ziemi, kopany przez całą trójkę w każdą część ciała. Brzuch, nogi, dłonie, twarz, przypadkowo przegryzłeś nawet wargę, która zaczęła intensywnie krwawić. Nie mogąc wytrzymać tego bólu zamknąłeś oczy. To Cię uratowało.
-Chłopcze! Hej, chłopcze!-usłyszałeś. Czyjaś dłoń zaczęła szturchać Cię na prawo i lewo, jakby w próbie nieudolnego ocucenia Cię. Męski głos wciąż próbował do Ciebie dotrzeć, by dowiedzieć się, czy wszystko z Tobą w porządku. Może wypadałoby otworzyć oczy i przekonać się co tak właściwie zaszło chwilę temu? Nie wyglądało na to, by ratująca Cię osoba miała zaraz kopnąć Cię w brzuch. Może nawet postanowi Ci pomóc w ratowaniu staruszki? No tak, to najważniejsze, nie można zapomnieć o staruszce, która czeka na twoją pomoc!
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Było gorąco, czyli tak jak przez większość dzisiejszego dnia, nie było niczego, co mogłoby jakkolwiek oziębić pobliskie ziemie, a przy okazji uszczęśliwić ludzi. Jedynie ci którzy mieli trochę pieniędzy, wzięli wolne i smarowali się kremem przeciwsłonecznym, na plaży, pod parasolką, pijąc drinki, opalając się, dyskutując na różne tematy i pływając w zimnawej wodzie, mogli czuć się szczęśliwi z powodu takiej pogody, jaka obecnie panowała. Niestety, tylko bardzo nieliczni mogli sobie pozwolić na takie luksusy, większość ludzi, w tym niesprawiedliwym i bezwzględnym świecie, nie miała czasu na chwilę odpoczynku, nie mówiąc już o pieniądzach, które musieli wydawać, na jedzenie, takie jak ryż, warzywa, ryby i mięso. Oczywiście mowa tutaj o zwykłych ludziach, którzy normalnie zarabiali, shinobi mieli już trochę lepiej, chociaż też nie raz musieli ryzykować życiem, by mieć co jeść. Shinji nie był wyjątkiem, ryzykował właśnie życie, by uratować staruszkę, która dostała udaru słonecznego. Gdy zwięźle opisał sytuację, wcześniej się przedstawiając, trzej jego rówieśnicy, stali jak wryci i patrzyli się na niego, nie wiedział o co im może chodzić. Dopiero po chwili spostrzegł że coś jest nie tak, gdy to ujrzał, serce zaczęło mu nieco mocniej walić, nie mógł powstrzymać tego napływu emocji, szoku, a nawet lekkiego poczucia grozy i obrzydzenia, mianowicie cała trójka, włącznie z dziewczyną, miała identyczną twarz. zaniemówił z wrażenia, dosłownie coś, co siedziało w jego gardle, odjęło mu głos. Kaszlnął po chwili, ochryple, lecz to nie pomogło, zamiast tego, poczuł że przez to wszystko, razem wzięte, a mianowicie, smrodem spoconego ciała, upałem i odrazą do tych dziwnych tworów, robi mu się niedobrze. Przyjrzał się im dokładniej, każdemu z osobna, ale to tylko pogorszyło sytuację, ponieważ zaczęły im zanikać włosy, nawet kobieta, jeżeli można nazwać kobietą, coś co ma dziwną twarz, identyczną jak pozostała dwójka, traciła powoli włosy, które jeszcze przed chwilą, miała długie po biodra, teraz ledwo sięgały już pleców, proces ten przyśpieszał, coraz szybciej traciła swoje czarne włosy, by za chwile okazać się łysym dziwadłem, wyglądającym jak niektórzy na zebraniu transwestytów. Tym razem naprawdę zrobiło mu się niedobrze, odkaszlnął i poczuł że zaraz zwymiotuje, na szczęście, wymiociny dotarły tylko do górnej części gardła, pozostał już tylko ich smak. Stali teraz, trzech dziwaków i młody Uchiha, on oszołomiony, a te istoty, zaczęły bełkotać coś, w nie zrozumiałym, języku dla Shinjiego, ba nawet nigdy nie słyszał czegoś podobnego, mrugnął oczami i leżał już na ziemi, a oni go kopali, we wszystkie miejsca na ciele. Nie miał dość sił, by się przeciwstawić napastnikom, wszystko go bolało, zamknął oczy, wolał nie patrzeć, nawet już pogodził się z losem, na szczęście gdy otworzył oczy z powrotem, wołany przez męski głos, okazało się że to były tylko halucynacje. A on leżał na ziemi, pewnie dostał udaru, czuł się okropnie i pachniał nie lepiej, cały w gorącym, śliskim pocie, na szczęście ktoś przyszedł mu pomóc. Gdzie ja jestem? A tak, park, staruszka, za tym pagórkiem jest starsza pani, proszę jej pomóc - powiedział, dochodząc do siebie.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Na ratunek! (D)
[9/15]
Misja dla Shinjiego. Młody Uchiha zdecydowanie przeżył jeden z najgłębszych szoków w swoim życiu. I bynajmniej nie chodziło tu o szok termiczny, który w tej chwili wydawałby się miłą odmianą, a o głęboką traumę, jaką to wydarzenie może pozostawić w otchłaniach psychiki wciąż uczącego się shinobi. W ciągu kilku następnych dni wspomnienie tych wydarzeń mogło nawiedzać go na śnie i na jawie, często mącąc spokój lub spędzając sen z powiek. Przerażony, choć przekonany o tym, że była to tylko halucynacja, czy też fatamorgana, zwrócił się z prośbą o pomoc do mężczyzny mocno zafrasowanego jego stanem. Białowłosy młodzian, w wieku około dwudziestu pięciu lat, odziany w lekką koszulkę i krótkie spodenki skrzywił się nieco, jakby zaskoczony prośbą Uchihy. No cóż, każdy by się zdziwił, gdyby ofiara pobicia zaraz po zajściu prosiła o pomoc dla innej osoby. Cóż za wspaniałe dziecko, bardziej przejmuje go los biednej staruszki, niż zemsta na oprawcach! Mężczyzna był tym głęboko poruszony, chwycił się w okolicy serca i zapłakał gorzko. Kiedyś, dawno temu, jego brat który mógł się poszczycić równie wielkim sercem co Shinji, zmarł na misji daleko od domu. Do dzisiaj nie odnaleziono jego ciała, to też rana w sercu mężczyzny wciąż krwawiła. Po chwili pozbierał się jednak i przeszedł do rozmowy z poszkodowanym Uchihą.
-Chłopcze, wiedz, że urzekło mnie, iż bardziej zależy Ci na niesieniu pomocy biednej staruszce, niż pogoni za złoczyńcami którzy Cię napadli! Jestem poruszony! Moje imię to Giro i z radością pomogę Ci dostarczyć staruszkę do szpitala. Pewnie nie złapiemy już tych złoczyńców, którzy ukradli Ci portfel jeżeli jej pomożemy, jednak Ty postanowiłeś podjąć się tego wyzwania i wybrałeś większe dobro! Wspaniale, naprawdę wspaniale!
Ten koleś wyglądał na nieco dziwnego, choć nie czuć było od niego wrogich intencji. Najwyraźniej taki był jego sposób bycia, życzliwy, otwarty na wszystkich, pełen zrozumienia i trochę zaciągający gejozą jakby miał Cię zaraz zapakować.
-Więc? Gdzie jest ta staruszka? Prowadź do niej i zanieśmy ją do tego szpitala,a potem pójdziemy na randkę!
Uchiha mógł się czuć nieswojo. Ba, wręcz powinien się czuć nieswojo. Nie mógł jednak nagle zrezygnować z pomocy Giro, szansa na znalezienie kolejnej tak dobrodusznej osoby graniczyła z zerem, a staruszka z pewnością jest już na skraju sił. Kto wie, może właśnie rozmawia z bliskimi zmarłymi, wita się z nimi, opowiada im jak wyglądał świat po ich śmierci? Kilka słów za dużo może nie pozwolić jej na powrót do tego świata, więc pośpiech jest wręcz wymagany!
\\Kolejna lekcja, nigdy nie zakładaj czegoś, czego nie potwierdził MG\\
[9/15]
Misja dla Shinjiego. Młody Uchiha zdecydowanie przeżył jeden z najgłębszych szoków w swoim życiu. I bynajmniej nie chodziło tu o szok termiczny, który w tej chwili wydawałby się miłą odmianą, a o głęboką traumę, jaką to wydarzenie może pozostawić w otchłaniach psychiki wciąż uczącego się shinobi. W ciągu kilku następnych dni wspomnienie tych wydarzeń mogło nawiedzać go na śnie i na jawie, często mącąc spokój lub spędzając sen z powiek. Przerażony, choć przekonany o tym, że była to tylko halucynacja, czy też fatamorgana, zwrócił się z prośbą o pomoc do mężczyzny mocno zafrasowanego jego stanem. Białowłosy młodzian, w wieku około dwudziestu pięciu lat, odziany w lekką koszulkę i krótkie spodenki skrzywił się nieco, jakby zaskoczony prośbą Uchihy. No cóż, każdy by się zdziwił, gdyby ofiara pobicia zaraz po zajściu prosiła o pomoc dla innej osoby. Cóż za wspaniałe dziecko, bardziej przejmuje go los biednej staruszki, niż zemsta na oprawcach! Mężczyzna był tym głęboko poruszony, chwycił się w okolicy serca i zapłakał gorzko. Kiedyś, dawno temu, jego brat który mógł się poszczycić równie wielkim sercem co Shinji, zmarł na misji daleko od domu. Do dzisiaj nie odnaleziono jego ciała, to też rana w sercu mężczyzny wciąż krwawiła. Po chwili pozbierał się jednak i przeszedł do rozmowy z poszkodowanym Uchihą.
-Chłopcze, wiedz, że urzekło mnie, iż bardziej zależy Ci na niesieniu pomocy biednej staruszce, niż pogoni za złoczyńcami którzy Cię napadli! Jestem poruszony! Moje imię to Giro i z radością pomogę Ci dostarczyć staruszkę do szpitala. Pewnie nie złapiemy już tych złoczyńców, którzy ukradli Ci portfel jeżeli jej pomożemy, jednak Ty postanowiłeś podjąć się tego wyzwania i wybrałeś większe dobro! Wspaniale, naprawdę wspaniale!
Ten koleś wyglądał na nieco dziwnego, choć nie czuć było od niego wrogich intencji. Najwyraźniej taki był jego sposób bycia, życzliwy, otwarty na wszystkich, pełen zrozumienia i trochę zaciągający gejozą jakby miał Cię zaraz zapakować.
-Więc? Gdzie jest ta staruszka? Prowadź do niej i zanieśmy ją do tego szpitala,
Uchiha mógł się czuć nieswojo. Ba, wręcz powinien się czuć nieswojo. Nie mógł jednak nagle zrezygnować z pomocy Giro, szansa na znalezienie kolejnej tak dobrodusznej osoby graniczyła z zerem, a staruszka z pewnością jest już na skraju sił. Kto wie, może właśnie rozmawia z bliskimi zmarłymi, wita się z nimi, opowiada im jak wyglądał świat po ich śmierci? Kilka słów za dużo może nie pozwolić jej na powrót do tego świata, więc pośpiech jest wręcz wymagany!
\\Kolejna lekcja, nigdy nie zakładaj czegoś, czego nie potwierdził MG\\
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Pogoda nadal dawała w kość i nic nie wskazywało na to by coś miało się zmienić, nawet nie pojawiła się chmurka na niebie, najwyraźniej takie już było jej przeznaczenie. Shinji natomiast po tragicznym i szokującym wydarzeniu, jakie miało miejsce, tego upalnego popołudnia, ocucony, przez jakiegoś kolesia, którego nigdy wcześniej nie widział, nadal miał w ustach nieprzyjemny smak wymiocin, a w żołądku to nieprzyjemne uczucie, które nie chciało dać mu spokoju. Po tym jak otworzył oczy, usiadł i zakomunikował człowieka, który go ocucił i tym samym wyrwał z tego dziwnego snu? Halucynacji? Fatamorgany? Nie ważne co to było, tak czy inaczej, po tym jak obudzono go i zakomunikował mężczyznę o staruszce która potrzebowała pomocy, był świadkiem, jak człowiek mający coś około dwudziestu pięciu lat, po lekkim zdziwieniu, zaczął głośno szlochać, uprzednio przyciskając mocno rękę w okolicach serca. Bardzo zdziwiło to Uchihe, który nigdy nie widział, żeby dorosła osoba, płakała jak małe dziecko, po tym jak poprosiło się o pomoc. - Może jest przewrażliwiony? pomyślał Shinji. Był ubranym w spodenki, sięgające do połowy uda oraz lekką koszulkę, białowłosym mężczyzną, który wkroczył już w świat dorosłych. Na szczęście szybko pozbierał się, a następnie przedstawił się imieniem Giro i uzasadnił swoje szlochanie, tym że spotkany przez niego chłopak przekładał dobro innych nad swoje własne oraz oświadczył że pomoże piętnastolatkowi, w dostarczeniu starszej pani do szpitala, a następie powiadomił go o tym że zniknął jego portfel. Podekscytowany tym że Uchiha wybrał dobro staruszki, trochę dziwnie wyglądający dwudziestopięciolatek, od którego wręcz promieniowała "inność", jeżeli tak można nazwać zapędy do homoseksualizmu, a przynajmniej tak to wyglądało w oczach naszego bohatera, przez co poczuł się trochę nieswojo, takie zapędy nie leżały w jego naturze. Po chwili ciszy, Giro zapytał się gdzie leży (oby nie za długo), owa staruszka o której była mowa. Shinji musiał się opanować i skupić na ratowaniu pacjentki, nie mógł teraz wybrzydzać w dobieraniu sobie ludzi do pomocy. - Za tym pagórkiem, zza którego wybiegłem, sprężajmy się jeśli można, mam nadzieje że jeszcze żyje - powiedział szybko i spróbował wstać.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Na ratunek! (D)
[11/15]
Misja dla Shinjiego. Mimo iż Giro wzbudzał u młodego Uchihy masę podejrzeń, to chłopak postanowił zaufać mu przynajmniej w kwestii ratowania staruszki. Mężczyzna pomógł mu wstać, a następnie razem udali się do staruszki, której stan można teraz określić jako krytyczny. Nie dość, że była strasznie odwodniona, to chusta na jej głowie już dawno wyschła, powodując szybsze podnoszenie się temperatury ciała. Sytuacja wyglądała tragicznie, jednak dwójka odważnych nie zlękła się i postanowiła udzielić pomocy staruszce. Przy pomocy Shinji'ego, Giro wziął staruszkę na plecy, ujawniając tym samym skrywaną wewnątrz niepozornego ciała, siłę. Uniesienie 100-kilogramowej staruszki bez większego jęknięcia to zdecydowanie nie byle co, Shinji mógł pozazdrościć siły swojemu pomocnikowi. Gdy staruszka została bezpiecznie ulokowana na plecach białowłosego, nadszedł czas by wyruszyć w kierunku szpitala. Czekała ich piętnastominutowa wyprawa środkiem drogi, na której cień można uznać za rarytas. Dodatkowym utrudnieniem byli ludzie poruszający się w tym skwarze na tyle chaotycznie, że przewidzenie ich trajektorii graniczyło z cudem.
-Idź przodem i przepychaj się przez ludzi, ja będę szedł za Tobą.-poinstruował go Giro, ruszając powoli do przodu. Mężczyzna czuł na szyi markotniejący z każdą chwilą, oddech staruszki. Musieli uniknąć korków, jeżeli nie uda im się dotrzeć do szpitala w ciągu tych piętnastu minut to staruszki prawdopodobnie nie da się już odratować, a to byłaby prawdziwa tragedia. W końcu nie po to młody Uchiha wypruwał sobie żyły, żeby teraz staruszka miała kipnąć w trakcie drogi do szpitala, czyż nie?
z.t
//Napisz posta w tym temacie opisującego waszą drogę z parku do szpitala.//
[11/15]
Misja dla Shinjiego. Mimo iż Giro wzbudzał u młodego Uchihy masę podejrzeń, to chłopak postanowił zaufać mu przynajmniej w kwestii ratowania staruszki. Mężczyzna pomógł mu wstać, a następnie razem udali się do staruszki, której stan można teraz określić jako krytyczny. Nie dość, że była strasznie odwodniona, to chusta na jej głowie już dawno wyschła, powodując szybsze podnoszenie się temperatury ciała. Sytuacja wyglądała tragicznie, jednak dwójka odważnych nie zlękła się i postanowiła udzielić pomocy staruszce. Przy pomocy Shinji'ego, Giro wziął staruszkę na plecy, ujawniając tym samym skrywaną wewnątrz niepozornego ciała, siłę. Uniesienie 100-kilogramowej staruszki bez większego jęknięcia to zdecydowanie nie byle co, Shinji mógł pozazdrościć siły swojemu pomocnikowi. Gdy staruszka została bezpiecznie ulokowana na plecach białowłosego, nadszedł czas by wyruszyć w kierunku szpitala. Czekała ich piętnastominutowa wyprawa środkiem drogi, na której cień można uznać za rarytas. Dodatkowym utrudnieniem byli ludzie poruszający się w tym skwarze na tyle chaotycznie, że przewidzenie ich trajektorii graniczyło z cudem.
-Idź przodem i przepychaj się przez ludzi, ja będę szedł za Tobą.-poinstruował go Giro, ruszając powoli do przodu. Mężczyzna czuł na szyi markotniejący z każdą chwilą, oddech staruszki. Musieli uniknąć korków, jeżeli nie uda im się dotrzeć do szpitala w ciągu tych piętnastu minut to staruszki prawdopodobnie nie da się już odratować, a to byłaby prawdziwa tragedia. W końcu nie po to młody Uchiha wypruwał sobie żyły, żeby teraz staruszka miała kipnąć w trakcie drogi do szpitala, czyż nie?
z.t
//Napisz posta w tym temacie opisującego waszą drogę z parku do szpitala.//
0 x
Re: "Park" w centrum osady

Dzień wolny [1/15]
Dosłownie, będzie to misja o niczym. Ot, zwykły wolny dzień, a co z nim robi Isei, jego sprawa.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Spoglądając na wierzchnią warstwę Iseia, rzeczywiście dało się stwierdzić, że jest chodzącym ideałem. To samo dało się powiedzieć o każdym młodym, gorliwym samuraju, ale to właśnie temu siedemnastolatkowi było najdalej do bycia perfekcyjnym. Cała ta wspaniała otoczka była jedynie kruchą chęcią bycia właśnie takim. Wnętrze pozostawało wciąż zupełnie inne. Blizny przeszłości nie znikały, chociaż chłopak usilnie pragnął wreszcie wyzbyć się tych cech. Niestety nie wyszło szło po myśli, a szczególnie po jego myśli. Życie niejednokrotnie udowadniało mu, że ma jego zdanie głęboko gdzieś. A przynajmniej do momentu spotkania Ichiki, która w życiu Iseia jest aktualnie centrum wszystkiego. Istną boginią, którą nie można obrazić. Jedyna kobieta, której towarzystwo nie peszy młodzieńca. Skąd ta wada? Może z wiecznego braku matki? Może z przeżyć w szajce? Może przez dwunastoletnią Yukari? Zapewne wszystko po trochu. Jednak to ostatnie bolało najbardziej, chociaż w pewnym stopniu młody samuraj był od tego uwolniony. Dokonał osądu, nie zemsty. Nie chciał w tym momencie do tego wracać.
Akurat w tej chwili jego uwaga została zwrócona na kogoś naprzeciwko. Widocznie nie był sam w zamiłowaniu do wczesnych przechadzek po takich miejscach jak właśnie ten park. Kilka sekund skupienia wzroku przyniosło informację, że zapewne to kobieta. Słońce utrudniało jednak jakiekolwiek większe rozpoznanie kim mogła być ta osoba i jak wygląda. Stała w zupełności nieruchomo co w jakiś sposób niepokoiło Iseia. Niby czuł się wyjątkowo dobrze, ale miał świadomość, że on jej nie widzi dokładnie, zaś ona jego z pewnością znacznie lepiej i w dodatku nawet nie drgnie. Młodzieniec nawet tego nie rozumiał, ale takie stanie i przyglądanie mu się przez jakąś przedstawicielkę płci pięknej, było dla niego w pewnym stopniu straszne. Czuł się nieswojo, ale nie zamierzał nic z tym zrobić. Nawet nie chciał okazać, że jest zainteresowany nią, bo zwyczajnie peszył się, okazując takie emocje, wobec dziewczyny. Pomijając już fakt, że siedemnastolatek nie należał do tych ludzi, którzy podchodzą i bez powodu rozpoczynają rozmowę. Nie zakłócał spokoju innych o ile Ci sami nie chcieli nawiązać z nim dialogu. Tak więc samuraj siedział w dalszym ciągu na okrągłym kamieniu i mrużąc oczy przyglądał się nieznajomej, próbując dostrzec coś więcej. Nie zamierzał wchodzić w żadną interakcję, która wynikałaby z jego inicjatywy, ale jeżeli to ona podejdzie... Ekhem, liczył na to, że jednak nie podejdzie, bo nie będzie wiedział jak poprowadzić zwyczajną rozmowę. Musiał czekać i sprawdzić co los dla niego zgotował.
Akurat w tej chwili jego uwaga została zwrócona na kogoś naprzeciwko. Widocznie nie był sam w zamiłowaniu do wczesnych przechadzek po takich miejscach jak właśnie ten park. Kilka sekund skupienia wzroku przyniosło informację, że zapewne to kobieta. Słońce utrudniało jednak jakiekolwiek większe rozpoznanie kim mogła być ta osoba i jak wygląda. Stała w zupełności nieruchomo co w jakiś sposób niepokoiło Iseia. Niby czuł się wyjątkowo dobrze, ale miał świadomość, że on jej nie widzi dokładnie, zaś ona jego z pewnością znacznie lepiej i w dodatku nawet nie drgnie. Młodzieniec nawet tego nie rozumiał, ale takie stanie i przyglądanie mu się przez jakąś przedstawicielkę płci pięknej, było dla niego w pewnym stopniu straszne. Czuł się nieswojo, ale nie zamierzał nic z tym zrobić. Nawet nie chciał okazać, że jest zainteresowany nią, bo zwyczajnie peszył się, okazując takie emocje, wobec dziewczyny. Pomijając już fakt, że siedemnastolatek nie należał do tych ludzi, którzy podchodzą i bez powodu rozpoczynają rozmowę. Nie zakłócał spokoju innych o ile Ci sami nie chcieli nawiązać z nim dialogu. Tak więc samuraj siedział w dalszym ciągu na okrągłym kamieniu i mrużąc oczy przyglądał się nieznajomej, próbując dostrzec coś więcej. Nie zamierzał wchodzić w żadną interakcję, która wynikałaby z jego inicjatywy, ale jeżeli to ona podejdzie... Ekhem, liczył na to, że jednak nie podejdzie, bo nie będzie wiedział jak poprowadzić zwyczajną rozmowę. Musiał czekać i sprawdzić co los dla niego zgotował.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Pogoda w Ryuzaku no Taki różniła się zupełnie od tej w Yinzin. Gdy na wyspie Lazurowych Wybrzeży dzień zaczynał się mgliście, to był taki, aż do następnego poranka. A może nawet dłużej. Tutaj, na kontynencie, niebo było znacznie bardziej kapryśne. Zmienne niczym... kobieta? Takie powiedzenie słyszał siedemnastolatek niejednokrotnie, ale w swoim życiu znał lepiej tyle kobiet, że mógłby policzyć je na palcach. Rąk. Jednej ręki. Gdyby odciąć kilka palców. Dokładniej trzy. Yukari i Ichika. Czy były zmienne? Pierwszą znał nieco zbyt krótko, ale nie wydawała się taka, a druga - skądże. Stała w swych przekonaniach jak nikt inny. Pewnie nawet bardziej stanowcza niż sam młodzieniec. Cóż, musiał ufać innym na słowo, że kobiety cechuje brak stałości. To poniekąd fascynujące, ale nie na tyle, aby przełamać niepokój związany z płcią przeciwną jaki towarzyszył chłopakowi o szkarłatnych oczach.
Wróćmy jednak do pogody, gdyż ta najzwyczajniej nieco się zmieniła. Na bezchmurnym niebie pojawiły się plamy. Białe ślady na bezkresnym błękicie, które przysłoniły słońce. Cień zaszedł Iseia od tyłu, lecz szybko wyprzedził go i ruszył w stronę nieznajomej. Wzrok samuraja śledził ten ruch mroku, natychmiast pobudziło to jego myśli, lecz brutalnie zostały przerwane przez widok kobiety. Młodzieniec był marnym koneserem kobiecej urody. Potrafił jedynie określać czy któraś mu się podobała, czy nie, a podobała mu się zdecydowana większość dziewcząt miłych dla oka. Wystarczyła przeciętna uroda, aby siedemnastolatek stwierdził, że niewiasta jest ładna. I to znaczyło zaledwie tyle. Żadne zauroczenia, żadne miłostki. W tym punkcie był wybrakowany. Jego pojęcie miłości było spaczone. Dopiero nauki w Yinzin nieco naprowadziły go na właściwy szlak, który pomógł i utrudnił jednocześnie. Uświadomił sobie, że miłości nie da się nauczyć ot tak. Nie ma na to definicji. Każdy pojmował ją inaczej, każdy miał własną. Tak więc badał ten temat jak tylko mógł.
Siedząca po drugiej stronie nieznajoma była w grupie przedstawicielek płci pięknej, które określał jako "ładne". Jednak nie jej uroda wyrwała go z zamyślenia, a przedmiot jaki trzymała w rękach. Sztylet odbijał zagubione promienie słońca. Widok ten przypominał Iseiowi taflę spokojnej wody podczas słonecznego dnia. Co jednak mogła robić urodziwa kobieta ze sztyletem w dłoni, w parku, który wydaje się być nieodwiedzany, o poranku?
- Samobójstwo. - szepnął do siebie mimowolnie samuraj. W głowie natychmiast pojawiły mu się wykute na pamięć nauki odnośnie pozbawiania siebie życia. Seppuku było czynem pięknym, podziwianym. Zabranie sobie życia zmazywało wszelką hańbę, pozwalało uwolnić się od brzemienia wstydu i przewinień. Musashi Sasaki-dono zapytany przez młodzieńca czy ten powinien zmazać z siebie potwarz w ten sposób odparł jednak, że nie. Wraz z momentem stania się samurajem, sam władca samurajów uznał Iseia za nową osobę, która zostawiła swoją przeszłość za sobą. Dopiero od tego momentu nie mógł przynieść sobie hańby. Metoda ta jednak nie powinna być stosowana na odosobnieniu - musieli być świadkowie, zatem już pierwszy punkt wykluczał kobietę. Inne były oczywiste - nieznajoma z pewnością nie wyznawała kodeksu, nie była Onna-bugeisha, więc zwyczajnie nie miała powodów, aby popełnić seppuku. Nie powinna tego robić. Czerwonookiemu sytuacja ta przypominała własne chęci zabicia się oraz rozmowy z Yukari, która również początkowo myślała nad wyrwaniem własnej duszy z ciała. Załamanie psychiczne. Na to wyglądało. Młodzieniec nie mógł pozwolić, aby ta zabiła się na jego oczach, gdyż w jej życiu nastał mrok. Pluł by sobie w twarz za brak reakcji. Z drugiej strony - nie jego sprawa. Jak jednak można pozwolić jednak młodej kobiecie na coś takiego bez sprawdzenia? Wstał, podniósł się z kamienia i spokojnym krokiem ruszył, okrążając jeziorko, lecz jego węgielne źrenice nawet na chwilę nie spuściły niewiasty z uwagi. W głowie miał już ułożony plan. Głównym był ten, który zakładał, że ta spróbuje się zabić zanim ten będzie blisko niej. Wtedy zwyczajnie miał zamiar ruszyć pędem po wodzie, korzystając z nauczonej w Ryuzaku no Taki sztuczki, jednocześnie krzycząc "Czekaj!" i w razie kupienia sobie odpowiedniej ilości czasu wytrącenia sztyletu z jej dłoni. Najpewniej zgrabnym cięciem kataną, które miało uderzyć w stal jej ostrza, by ta zwyczajnie wypuściła je. Jeżeli jednak będzie miał odpowiednio sporo czasu, to zwyczajnie kucnie obok niej i postanowi spokojnie zabrać jej z dłoni sztylet. Rozluźniając ostrożnie paluszek po paluszku. Był zbyt nastawiony na rychłą próbę odebrania sobie życia przez nieznajomą przez co nawet się nie zastanowił co by było, gdyby ta jednak nie spróbowała się zabić. Zwyczajnie obrał najgorszą opcję jako najpewniejszą. To bezpieczny wybór. Problemem był jednak fakt, że Isei peszył się w kontaktach z kobietami, a co dopiero w takich, w których sam musiałby zacząć rozmowę. Zatem po zbliżeniu się do niej stanąłby jak wryty, zaczerwieniłby się, a w głowie powstałby chaos, w którym poszukiwałby jakiegokolwiek tekstu pozwalającego swobodnie zacząć dialog. Brak doświadczenia oraz stres zaistniałą sytuacją sprawiał, że jak zazwyczaj jest wygadany i zawsze znajdzie błyskotliwą odpowiedź, tak teraz nic takiego nie miałoby miejsca.
- Prze-eepraszam, czy to jedwab? - zapytał z zająknięciem, a chodziło mu zwyczajnie o tkaninę z jakiego wykonane było jej kimono, chociaż bardziej przypominało to yukatę. Jedwab był drogi, zakładany na największe uroczystości, zaś ów strój przypominał nieco właśnie jedwab. Inna sprawa, że kwestia jaką wypowiedziałby, była całkowicie fatalna jak na rozpoczęcie rozmowy z nieznajomą kobietą. Zdałby sobie sprawę z tego dopiero po kilku sekundach czerwieniąc się jeszcze mocniej. Isei, chłopak zdolny odebrać życie dzieciom bez mrugnięcia okiem właśnie byłby miażdżony rozpoczęciem dialogu z niewiastą. Świat jest dziwny.
Wróćmy jednak do pogody, gdyż ta najzwyczajniej nieco się zmieniła. Na bezchmurnym niebie pojawiły się plamy. Białe ślady na bezkresnym błękicie, które przysłoniły słońce. Cień zaszedł Iseia od tyłu, lecz szybko wyprzedził go i ruszył w stronę nieznajomej. Wzrok samuraja śledził ten ruch mroku, natychmiast pobudziło to jego myśli, lecz brutalnie zostały przerwane przez widok kobiety. Młodzieniec był marnym koneserem kobiecej urody. Potrafił jedynie określać czy któraś mu się podobała, czy nie, a podobała mu się zdecydowana większość dziewcząt miłych dla oka. Wystarczyła przeciętna uroda, aby siedemnastolatek stwierdził, że niewiasta jest ładna. I to znaczyło zaledwie tyle. Żadne zauroczenia, żadne miłostki. W tym punkcie był wybrakowany. Jego pojęcie miłości było spaczone. Dopiero nauki w Yinzin nieco naprowadziły go na właściwy szlak, który pomógł i utrudnił jednocześnie. Uświadomił sobie, że miłości nie da się nauczyć ot tak. Nie ma na to definicji. Każdy pojmował ją inaczej, każdy miał własną. Tak więc badał ten temat jak tylko mógł.
Siedząca po drugiej stronie nieznajoma była w grupie przedstawicielek płci pięknej, które określał jako "ładne". Jednak nie jej uroda wyrwała go z zamyślenia, a przedmiot jaki trzymała w rękach. Sztylet odbijał zagubione promienie słońca. Widok ten przypominał Iseiowi taflę spokojnej wody podczas słonecznego dnia. Co jednak mogła robić urodziwa kobieta ze sztyletem w dłoni, w parku, który wydaje się być nieodwiedzany, o poranku?
- Samobójstwo. - szepnął do siebie mimowolnie samuraj. W głowie natychmiast pojawiły mu się wykute na pamięć nauki odnośnie pozbawiania siebie życia. Seppuku było czynem pięknym, podziwianym. Zabranie sobie życia zmazywało wszelką hańbę, pozwalało uwolnić się od brzemienia wstydu i przewinień. Musashi Sasaki-dono zapytany przez młodzieńca czy ten powinien zmazać z siebie potwarz w ten sposób odparł jednak, że nie. Wraz z momentem stania się samurajem, sam władca samurajów uznał Iseia za nową osobę, która zostawiła swoją przeszłość za sobą. Dopiero od tego momentu nie mógł przynieść sobie hańby. Metoda ta jednak nie powinna być stosowana na odosobnieniu - musieli być świadkowie, zatem już pierwszy punkt wykluczał kobietę. Inne były oczywiste - nieznajoma z pewnością nie wyznawała kodeksu, nie była Onna-bugeisha, więc zwyczajnie nie miała powodów, aby popełnić seppuku. Nie powinna tego robić. Czerwonookiemu sytuacja ta przypominała własne chęci zabicia się oraz rozmowy z Yukari, która również początkowo myślała nad wyrwaniem własnej duszy z ciała. Załamanie psychiczne. Na to wyglądało. Młodzieniec nie mógł pozwolić, aby ta zabiła się na jego oczach, gdyż w jej życiu nastał mrok. Pluł by sobie w twarz za brak reakcji. Z drugiej strony - nie jego sprawa. Jak jednak można pozwolić jednak młodej kobiecie na coś takiego bez sprawdzenia? Wstał, podniósł się z kamienia i spokojnym krokiem ruszył, okrążając jeziorko, lecz jego węgielne źrenice nawet na chwilę nie spuściły niewiasty z uwagi. W głowie miał już ułożony plan. Głównym był ten, który zakładał, że ta spróbuje się zabić zanim ten będzie blisko niej. Wtedy zwyczajnie miał zamiar ruszyć pędem po wodzie, korzystając z nauczonej w Ryuzaku no Taki sztuczki, jednocześnie krzycząc "Czekaj!" i w razie kupienia sobie odpowiedniej ilości czasu wytrącenia sztyletu z jej dłoni. Najpewniej zgrabnym cięciem kataną, które miało uderzyć w stal jej ostrza, by ta zwyczajnie wypuściła je. Jeżeli jednak będzie miał odpowiednio sporo czasu, to zwyczajnie kucnie obok niej i postanowi spokojnie zabrać jej z dłoni sztylet. Rozluźniając ostrożnie paluszek po paluszku. Był zbyt nastawiony na rychłą próbę odebrania sobie życia przez nieznajomą przez co nawet się nie zastanowił co by było, gdyby ta jednak nie spróbowała się zabić. Zwyczajnie obrał najgorszą opcję jako najpewniejszą. To bezpieczny wybór. Problemem był jednak fakt, że Isei peszył się w kontaktach z kobietami, a co dopiero w takich, w których sam musiałby zacząć rozmowę. Zatem po zbliżeniu się do niej stanąłby jak wryty, zaczerwieniłby się, a w głowie powstałby chaos, w którym poszukiwałby jakiegokolwiek tekstu pozwalającego swobodnie zacząć dialog. Brak doświadczenia oraz stres zaistniałą sytuacją sprawiał, że jak zazwyczaj jest wygadany i zawsze znajdzie błyskotliwą odpowiedź, tak teraz nic takiego nie miałoby miejsca.
- Prze-eepraszam, czy to jedwab? - zapytał z zająknięciem, a chodziło mu zwyczajnie o tkaninę z jakiego wykonane było jej kimono, chociaż bardziej przypominało to yukatę. Jedwab był drogi, zakładany na największe uroczystości, zaś ów strój przypominał nieco właśnie jedwab. Inna sprawa, że kwestia jaką wypowiedziałby, była całkowicie fatalna jak na rozpoczęcie rozmowy z nieznajomą kobietą. Zdałby sobie sprawę z tego dopiero po kilku sekundach czerwieniąc się jeszcze mocniej. Isei, chłopak zdolny odebrać życie dzieciom bez mrugnięcia okiem właśnie byłby miażdżony rozpoczęciem dialogu z niewiastą. Świat jest dziwny.
1. W razie czego użyłem Suimen Hoko no Waza czy jakoś tak. Bieganie po wodzie, rozumiemy się. <3
2. Staty wklejam, aby nie było niedomówień, że za wolny czy cosik. Ratujemy babeczkę.
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 15
WYTRZYMAŁOŚĆ 10
SZYBKOŚĆ 58 | 72
PERCEPCJA 18 | 20
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY E
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Battodo - Szkoła Taka (+25% Szybkość, +15% Percepcja)
2. Staty wklejam, aby nie było niedomówień, że za wolny czy cosik. Ratujemy babeczkę.
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 15
WYTRZYMAŁOŚĆ 10
SZYBKOŚĆ 58 | 72
PERCEPCJA 18 | 20
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY E
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Battodo - Szkoła Taka (+25% Szybkość, +15% Percepcja)
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Uniósł delikatnie jedną brew do góry. Był nieco zaskoczony, nie mówiąc już jak bardzo to wszystko komplikowało plany białowłosego. Chciał jej zapewnić niezapomnianą przygodę, którą zapamięta do końca życia, która odmieni je o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety w ogóle nie interesowała się mężczyzną, który znęcał się na nią fizycznie. Zapomniała o nim, jak o starej zniszczonej zabawce. Wyparła go z pamięci na zawsze, nie chcąc do niego wracać.
Westchnął cicho i spojrzał na blondynkę z lekkim przejęciem. Skrzywił się delikatnie i spuścił wzrok w dół zanim cokolwiek powiedział. Chciał nadać trochę więcej dramatyzmu tej sytuacji. By piętnastolatka liczyła się z jego słowami i traktowała je jak najbardziej poważnie, aż w końcu nawet zrobiła wszystko by uszczęśliwić załamanego psychopatę.
-Nie chciałaś się odegrać na nim za te wszystkie krzywdy… - mruknął cicho ze wzrokiem wbitym w ziemię. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może się w takim momencie uśmiechać, wręcz przeciwnie, musiał wyglądać jak najgorzej. Na jego twarzy malowało się przygnębienie, tak silne, że nawet zignorował żart o matce dziewczynki. Kątem oka dostrzegł jak posmutniała, jednak nie miał zamiaru z tym nic zrobić. Pocieszając ją nigdy nie pozbawiłby jej tak szczerego uczucia jakim jest tęsknota za bliskimi. By to zrobić musiał się zmienić cały sposób postrzegania śmierci przez dziewczynę.
Nie miał zamiaru opierać się gdy złapała go za rękę. Musiał przez moment stać się uległy, do tego stopnia, by blondynka zaczęła się zamartwiać, aż w końcu stanie się gotowa na wszystko by go pocieszyć.
-Nienawidzę go… - rzucił mimochodem, przez zaciśnięte zęby. Dwa proste słowa były oplecione w bezlitosny chłód, nadający im zupełnie nowe znaczenia. Niesamowita niechęć, pragnienie zemsty i paraliżująca żądza krwi. Jakby pochłonięty tymi uczuciami, zacisnął nieco mocniej rękę blondynki w swojej, lecz nie na tyle by sprawić jej ból.
Nie odzywał się więcej. Chciał by przez całą drogę dręczyły ją jego słowa. By myślała o nich bardziej niż o nim samym. Z lekko przygnębionym wyrazem twarz, tylko od czasu do czasu spoglądał na nią. Wyraźnie wymuszał na sobie uśmiech, mówiący wszystko jest ok. Nie wkładał w niego zbyt wiele wysiłku i przez co było widać, że nie jest on ani trochę szczery. Chciał grać w ten sposób na uczuciach piętnastolatki jak prawdziwy muzyk gra na swoim instrumencie, poruszając przy tym sercami ludzi. Białowłosy miał na celu poruszyć blondynkę.
Dopiero gdy dotarli do parku uniósł delikatnie głowę do góry i rozejrzał się na boki. Nie pozwolił zniknąć smutnemu wyrazowi ze swojej twarzy, za to mruknął cicho pod nosem.
-Wybacz… - jego głos drżał, jakby miał się zaraz rozpłakać. No może nie zaraz, ale wyraźnie cierpiał. Cierpiał przez świadomość, że mężczyzna, który znęcał się nad blondynką bezkarnie chodził po ulicach miasta. Jedyne czego teraz pragnął by odpowiedział za swoje winy przed tą piętnastolatką. By błagał ją o litość.
Nie do końca miał jednak plan, jak ją do tego namówić. Pod wpływem impulsu kiedyś była gotowa go zaatakować, ale czy potrafił obudzić w niej tak silne uczucia? Odwrócił wzrok gdzieś w zupełnie innym kierunku. Nie chciał by „wybranka jego serca” widziała go w takim stanie. Właściwie to chciał i chciał by towarzyszyły jej przy tym silne refleksje.
Westchnął cicho i spojrzał na blondynkę z lekkim przejęciem. Skrzywił się delikatnie i spuścił wzrok w dół zanim cokolwiek powiedział. Chciał nadać trochę więcej dramatyzmu tej sytuacji. By piętnastolatka liczyła się z jego słowami i traktowała je jak najbardziej poważnie, aż w końcu nawet zrobiła wszystko by uszczęśliwić załamanego psychopatę.
-Nie chciałaś się odegrać na nim za te wszystkie krzywdy… - mruknął cicho ze wzrokiem wbitym w ziemię. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może się w takim momencie uśmiechać, wręcz przeciwnie, musiał wyglądać jak najgorzej. Na jego twarzy malowało się przygnębienie, tak silne, że nawet zignorował żart o matce dziewczynki. Kątem oka dostrzegł jak posmutniała, jednak nie miał zamiaru z tym nic zrobić. Pocieszając ją nigdy nie pozbawiłby jej tak szczerego uczucia jakim jest tęsknota za bliskimi. By to zrobić musiał się zmienić cały sposób postrzegania śmierci przez dziewczynę.
Nie miał zamiaru opierać się gdy złapała go za rękę. Musiał przez moment stać się uległy, do tego stopnia, by blondynka zaczęła się zamartwiać, aż w końcu stanie się gotowa na wszystko by go pocieszyć.
-Nienawidzę go… - rzucił mimochodem, przez zaciśnięte zęby. Dwa proste słowa były oplecione w bezlitosny chłód, nadający im zupełnie nowe znaczenia. Niesamowita niechęć, pragnienie zemsty i paraliżująca żądza krwi. Jakby pochłonięty tymi uczuciami, zacisnął nieco mocniej rękę blondynki w swojej, lecz nie na tyle by sprawić jej ból.
Nie odzywał się więcej. Chciał by przez całą drogę dręczyły ją jego słowa. By myślała o nich bardziej niż o nim samym. Z lekko przygnębionym wyrazem twarz, tylko od czasu do czasu spoglądał na nią. Wyraźnie wymuszał na sobie uśmiech, mówiący wszystko jest ok. Nie wkładał w niego zbyt wiele wysiłku i przez co było widać, że nie jest on ani trochę szczery. Chciał grać w ten sposób na uczuciach piętnastolatki jak prawdziwy muzyk gra na swoim instrumencie, poruszając przy tym sercami ludzi. Białowłosy miał na celu poruszyć blondynkę.
Dopiero gdy dotarli do parku uniósł delikatnie głowę do góry i rozejrzał się na boki. Nie pozwolił zniknąć smutnemu wyrazowi ze swojej twarzy, za to mruknął cicho pod nosem.
-Wybacz… - jego głos drżał, jakby miał się zaraz rozpłakać. No może nie zaraz, ale wyraźnie cierpiał. Cierpiał przez świadomość, że mężczyzna, który znęcał się nad blondynką bezkarnie chodził po ulicach miasta. Jedyne czego teraz pragnął by odpowiedział za swoje winy przed tą piętnastolatką. By błagał ją o litość.
Nie do końca miał jednak plan, jak ją do tego namówić. Pod wpływem impulsu kiedyś była gotowa go zaatakować, ale czy potrafił obudzić w niej tak silne uczucia? Odwrócił wzrok gdzieś w zupełnie innym kierunku. Nie chciał by „wybranka jego serca” widziała go w takim stanie. Właściwie to chciał i chciał by towarzyszyły jej przy tym silne refleksje.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
[Misja rangi D] Młoda Dama, Część 3 - Ayato Akimichi - 12/15
Ayato próbował zmusić Nozomi do refleksji. Robił to na różne sposoby. Przejmującymi tekstami. Barwą głosu, mimiką. Niemniej ta jednak jakby była odporna na tą zamierzoną lub nie próbę manipulacji. Teraz szła na randkę z chłopakiem, który jej się podobał i nic innego się nie liczyło. Nie była wyzuta z uczuć i widziała ten smutek, który wziął na swoje barki chłopak i o ile do refleksji nie potrafił jej zmusić, tak do zwykłego ludzkiego przejmowania się losem drugiego człowieka już tak.
- Nie przejmuj się ... jest dobrze tak jak jest ...
Powiedziała to z taką niesamowitą troską w głosie jakby była jednocześnie babcią, matką, żoną i córką i pocieszała swojego wnuka, syna, męża i ojca. Zatrzymała się i przeszła tak, że stanęła przed Ayato, mimo iż chłopak próbował jej uciekać wzrokiem. Ta jednak wydawała się być dużo szybsza. Prawdopodobnie pędziła na strzale miłości, a strzały miłości pędzą szybciej niż światło, szybciej niż czas. Miłość dawała bowiem moc kochania zarówno tych co już umarli, jak i tych którzy żyją obecnie, a nawet tych, którzy się jeszcze nie narodzili. Miłość sprawiała, że czas stawał w miejscu. Nie liczył się podobnie jak nie liczyło się nic za wyjątkiem prawdziwej i szczerej miłości, którą darzono drugą osobę. Taką właśnie szybkość prezentowała w tej chwili Nozomi.
- Ucałowałabym Cię, ale to za szybko, więc zadowól się tym! - krzyknęła i po prostu objęła Ayato ramionami, tuląc go mocno do swoich jeszcze nie do końca wyrośniętych piersi. Po chwili jednak, odkleiła się od niego i spojrzała przed siebie. Park ten był miejscem publicznym i dlatego obecnie było dość sporo osób. Nie na tyle jednak, żeby czuć się przytłoczonym ich ilością. Nie na tyle, żeby nie móc się normalnie poruszać. Rodzice z dziećmi zajmowali część gruntu, zakochane pary - część gruntu, starsi ludzie - część gruntu, ludzie ze zwierzętami - część gruntu, inne dziwne osobniki - część gruntu. Jednakże miejsca było jeszcze sporo. Dziewczyna patrzyła na tych wszystkich ludzi i była zadowolona, że może tutaj być ze swoim ukochanym. Po chwili jednak coś się zmieniło. Zawisły nad blondynką ciemne chmury. Oczywiście nie dosłownie, ale Akimichi czuł jej przerażenie, które narastało z każdą sekundą. Spojrzał w tym samym kierunku, jednak niczego niezwykłego nie wypatrzył.
- Nie przejmuj się ... jest dobrze tak jak jest ...
Powiedziała to z taką niesamowitą troską w głosie jakby była jednocześnie babcią, matką, żoną i córką i pocieszała swojego wnuka, syna, męża i ojca. Zatrzymała się i przeszła tak, że stanęła przed Ayato, mimo iż chłopak próbował jej uciekać wzrokiem. Ta jednak wydawała się być dużo szybsza. Prawdopodobnie pędziła na strzale miłości, a strzały miłości pędzą szybciej niż światło, szybciej niż czas. Miłość dawała bowiem moc kochania zarówno tych co już umarli, jak i tych którzy żyją obecnie, a nawet tych, którzy się jeszcze nie narodzili. Miłość sprawiała, że czas stawał w miejscu. Nie liczył się podobnie jak nie liczyło się nic za wyjątkiem prawdziwej i szczerej miłości, którą darzono drugą osobę. Taką właśnie szybkość prezentowała w tej chwili Nozomi.
- Ucałowałabym Cię, ale to za szybko, więc zadowól się tym! - krzyknęła i po prostu objęła Ayato ramionami, tuląc go mocno do swoich jeszcze nie do końca wyrośniętych piersi. Po chwili jednak, odkleiła się od niego i spojrzała przed siebie. Park ten był miejscem publicznym i dlatego obecnie było dość sporo osób. Nie na tyle jednak, żeby czuć się przytłoczonym ich ilością. Nie na tyle, żeby nie móc się normalnie poruszać. Rodzice z dziećmi zajmowali część gruntu, zakochane pary - część gruntu, starsi ludzie - część gruntu, ludzie ze zwierzętami - część gruntu, inne dziwne osobniki - część gruntu. Jednakże miejsca było jeszcze sporo. Dziewczyna patrzyła na tych wszystkich ludzi i była zadowolona, że może tutaj być ze swoim ukochanym. Po chwili jednak coś się zmieniło. Zawisły nad blondynką ciemne chmury. Oczywiście nie dosłownie, ale Akimichi czuł jej przerażenie, które narastało z każdą sekundą. Spojrzał w tym samym kierunku, jednak niczego niezwykłego nie wypatrzył.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Z całych sił starał się wpłynąć na dziewczynkę, nie do końca skutecznie. Zaślepiona miłością, widziała świat w zupełnie inny sposób. Dużo prostszy i trudny do zmiany. Możliwe, że nawet nie rozumiała tego co chciał jej przekazać białowłosy. Chciała by przestał myśleć o jej problemach z przeszłości, gdy on chciał sprawić by ona o nich zaczęła intensywnie myśleć. Zrezygnowany zaczął bluzgać w myślach, pięści same mu się zaciskały. Miał ochotę wyładować się na jakimś drzewie, wykrzyczeć coś prosto jej w twarz, ale tylko by ją przegonił. Zęby zacisnął na tyle mocno, że z dolnej wargi chłopaka polała się krew. Przegryziona wewnątrz ust, powoli spływała do jego gardła. Jak długo wyczekiwany narkotyk, uspokajała chłopaka, nie pozwalała mu na głupoty, nie pozwalała mu na zaciśnięcie palców na szyi piętnastolatki, nie w takim miejscu.
Pokręcił delikatnie głową na boki. Chociaż zapewniała go, że tak jest dobrze, on czuł się zupełnie inaczej. Nie potrafił pogodzić się z własną porażką, że nie potrafił zmanipulować zauroczonego dziecka. Jej troskliwy ton, tylko wnerwiał go mocniej i mocniej. Spojrzał jej prosto w oczy. Skoro tak bardzo tego pragnęła, zrobił to, jednak pewnie nie tego oczekiwała. Jego oczy zabłyszczały, prawie jak przy ich pierwszym spotkaniu. Chociaż jego twarz nie posiadała żadnego wyrazu to czerwone ślipia pełne żądzy krwi mówiły wszystko. Chciał zabić. Może nie koniecznie dziewczynkę, ale jej prześladowcę. By nie wystraszyć jej za bardzo, szybko odwrócił wzrok gdzieś w bok. W końcu to nie ona miała być jego ofiarą i źle by było gdyby uciekła.
Czując delikatny uścisk krępujący nieco jego ruchy, postanowił odpłacić się tym samym. Musiał jakoś utwierdzić blondynkę w uczuciu którym pozornie ją darzył. Przez głupie, nieprzemyślane decyzje mógł sprawić, że cały wysiłek mógł pójść na marne. Zacisnął ją nieco mocniej w swoim objęciu, zbyt szybko oderwać się od niego. Musnął ją ustami w czoło. Był delikatny, niczym matka bawiąca swoje dziecko, chociaż serce mu nieco przyśpieszyło. Panikował wchodząc na nieznane wody. Może i udawał świetnie to nawet i jego wiedza miała jakiś swój limit. Westchnął cicho odsuwając się kawałek do tyłu. Wraz ze świeżym powietrzem, wolnym od intensywnego zapachu włosów blondynki, przyszła ulga.
Zerknął na nią, ciekaw jej reakcji i tego co czuje. Wyraźnie czegoś się bała. Sparaliżowana strachem z pewnością nie patrzyła na białowłosego. Nie wiedział jak ma to odebrać. Czy to on tak na nią wpłynął czy coś innego. Rozejrzał się na wysokie strony, obracając się na pięcie. Jak w jakiejś niezwykle precyzyjnej maszynie poruszał oczyma, rozglądając się w każdym możliwym kierunku, aż w końcu spoczął na dziewczynie. Położył dłoń na jej ramieniu, by wyrwać ją z transu.
-Wszystko okej? – spytał lekko zakłopotany. Ciężko powiedzieć czy był zatroskany. To raczej ciekawość brała na nim górę. Uczucie które ogarniało blondynkę było mu doskonale znane. Strach przejmował nad nią władze. Za wszelką cenę chciał poznać jego źródło. Na twarzy powoli zaczął malować się jego straszny, delikatny uśmiech, przepełniony tym co w nim najgorsze. Raz jeszcze rozejrzał się na boki. Tym razem ogarnięty ekscytacją. Przyglądał się głównie mężczyznom. Szukał w śród nich czy któryś się im nie przygląda. Miał ogromną nadzieję na to, że któryś z nich okaże się tym sławnym pedofilem, który jeszcze kilka miesięcy temu, zabawiał się z małą dziewczynką.
Pokręcił delikatnie głową na boki. Chociaż zapewniała go, że tak jest dobrze, on czuł się zupełnie inaczej. Nie potrafił pogodzić się z własną porażką, że nie potrafił zmanipulować zauroczonego dziecka. Jej troskliwy ton, tylko wnerwiał go mocniej i mocniej. Spojrzał jej prosto w oczy. Skoro tak bardzo tego pragnęła, zrobił to, jednak pewnie nie tego oczekiwała. Jego oczy zabłyszczały, prawie jak przy ich pierwszym spotkaniu. Chociaż jego twarz nie posiadała żadnego wyrazu to czerwone ślipia pełne żądzy krwi mówiły wszystko. Chciał zabić. Może nie koniecznie dziewczynkę, ale jej prześladowcę. By nie wystraszyć jej za bardzo, szybko odwrócił wzrok gdzieś w bok. W końcu to nie ona miała być jego ofiarą i źle by było gdyby uciekła.
Czując delikatny uścisk krępujący nieco jego ruchy, postanowił odpłacić się tym samym. Musiał jakoś utwierdzić blondynkę w uczuciu którym pozornie ją darzył. Przez głupie, nieprzemyślane decyzje mógł sprawić, że cały wysiłek mógł pójść na marne. Zacisnął ją nieco mocniej w swoim objęciu, zbyt szybko oderwać się od niego. Musnął ją ustami w czoło. Był delikatny, niczym matka bawiąca swoje dziecko, chociaż serce mu nieco przyśpieszyło. Panikował wchodząc na nieznane wody. Może i udawał świetnie to nawet i jego wiedza miała jakiś swój limit. Westchnął cicho odsuwając się kawałek do tyłu. Wraz ze świeżym powietrzem, wolnym od intensywnego zapachu włosów blondynki, przyszła ulga.
Zerknął na nią, ciekaw jej reakcji i tego co czuje. Wyraźnie czegoś się bała. Sparaliżowana strachem z pewnością nie patrzyła na białowłosego. Nie wiedział jak ma to odebrać. Czy to on tak na nią wpłynął czy coś innego. Rozejrzał się na wysokie strony, obracając się na pięcie. Jak w jakiejś niezwykle precyzyjnej maszynie poruszał oczyma, rozglądając się w każdym możliwym kierunku, aż w końcu spoczął na dziewczynie. Położył dłoń na jej ramieniu, by wyrwać ją z transu.
-Wszystko okej? – spytał lekko zakłopotany. Ciężko powiedzieć czy był zatroskany. To raczej ciekawość brała na nim górę. Uczucie które ogarniało blondynkę było mu doskonale znane. Strach przejmował nad nią władze. Za wszelką cenę chciał poznać jego źródło. Na twarzy powoli zaczął malować się jego straszny, delikatny uśmiech, przepełniony tym co w nim najgorsze. Raz jeszcze rozejrzał się na boki. Tym razem ogarnięty ekscytacją. Przyglądał się głównie mężczyznom. Szukał w śród nich czy któryś się im nie przygląda. Miał ogromną nadzieję na to, że któryś z nich okaże się tym sławnym pedofilem, który jeszcze kilka miesięcy temu, zabawiał się z małą dziewczynką.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
[Misja rangi D] Młoda Dama, Część 3 - Ayato Akimichi - 14/15
- On ... on ... on ... - pokazała palcem, mówiąc - Chodźmy stąd. Szybko!
Schowała się za Ayato. Chłopak natomiast był niezwykle ciekawy cóż takiego albo któż to taki tak śmiertelnie przeraził dziewczynę. Ayato widział faceta, który właśnie zmierzał w jego stronę. A raczej w stronę jego towarzyszki. Nim się nie przejmował. Towarzyszyła mu dziewczynka o różowych włosach. Być może miała nawet mniej lat niż Nozomi.
- Chodź szybciej! - krzyknął facet. Słowa skierował do tej właśnie dziewczynki, która zwyczajnie nie potrafiła za nim nadążyć i przebierała nóżkami tak szybko jak tylko mogła.
- Dobrze, Panie - przemówiła. Mimo dość dużej odległości, Ayato zdołał to usłyszeć. Blondynka także to słyszała i wzdrygnęła się na sam dźwięk słowa "Panie".
- W miejscach publicznych mów mi "Tato", do kurwy!
- Dobrze, Panie Tato - powiedziała, a facet widocznie się zirytował. Wkurzył się niemiłosiernie. Stanął i poczekał aż dziewczynka go dogoni. Odwrócił się w jej stronę, a następnie wymierzył jej potężne uderzenie dłonią w policzek. Różowowłosa upadła, przekręcając się wokół własnej osi. Leżała odwrócona tyłem do Ayato i twarzą na ziemi. Nie ruszała się. Czy żyła? Ciężko było stwierdzić. Facet miał ją totalnie w dupie. Zaczął się zbliżać do Ayato i blondynki. Przemówił, rozpościerając ramiona:
- Oah! Nozomi-chan! Kiedy wrócisz do pracy? Wszyscy się za tobą stęsknili!
Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, że odnalazł dziewczynę. W przeciwieństwie do Nozomi, która uczepiła się ubrania młodego Akimichiego i chciała się za nim schować i pozostać niezauważoną. Nic z tego. Już ją widział. To ją przerażało.
Schowała się za Ayato. Chłopak natomiast był niezwykle ciekawy cóż takiego albo któż to taki tak śmiertelnie przeraził dziewczynę. Ayato widział faceta, który właśnie zmierzał w jego stronę. A raczej w stronę jego towarzyszki. Nim się nie przejmował. Towarzyszyła mu dziewczynka o różowych włosach. Być może miała nawet mniej lat niż Nozomi.
- Chodź szybciej! - krzyknął facet. Słowa skierował do tej właśnie dziewczynki, która zwyczajnie nie potrafiła za nim nadążyć i przebierała nóżkami tak szybko jak tylko mogła.
- Dobrze, Panie - przemówiła. Mimo dość dużej odległości, Ayato zdołał to usłyszeć. Blondynka także to słyszała i wzdrygnęła się na sam dźwięk słowa "Panie".
- W miejscach publicznych mów mi "Tato", do kurwy!
- Dobrze, Panie Tato - powiedziała, a facet widocznie się zirytował. Wkurzył się niemiłosiernie. Stanął i poczekał aż dziewczynka go dogoni. Odwrócił się w jej stronę, a następnie wymierzył jej potężne uderzenie dłonią w policzek. Różowowłosa upadła, przekręcając się wokół własnej osi. Leżała odwrócona tyłem do Ayato i twarzą na ziemi. Nie ruszała się. Czy żyła? Ciężko było stwierdzić. Facet miał ją totalnie w dupie. Zaczął się zbliżać do Ayato i blondynki. Przemówił, rozpościerając ramiona:
- Oah! Nozomi-chan! Kiedy wrócisz do pracy? Wszyscy się za tobą stęsknili!
Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, że odnalazł dziewczynę. W przeciwieństwie do Nozomi, która uczepiła się ubrania młodego Akimichiego i chciała się za nim schować i pozostać niezauważoną. Nic z tego. Już ją widział. To ją przerażało.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości