Krótki wygląd: Nałożyła na nogi ciepłe, czarne pończochy, a na to spudniczkę. Założyła zwykłą koszulę, a na ramiona zarzuciła błękitną kurtkę. Włożyła na nogi lekkie obuwie, żeby zawsze być gotową do akcji. Włosy upięła jak zwykle z delikatnym akcentem.
Widoczny ekwipunek: Odznaka shinobi (naszyjnik); Kabura na broń (na prawym udzie), kabura (na lewym udzie), dwie torby z ekwipunkiem (z tyłu na biodrze), ciemne rękawiczki (zwykłe), Ochraniacz na czoło z wygrawerowanym symbolem "Zjednoczonych Sił Sogen" (na lewym ramieniu)
Przybyła do Kotei wraz z grupą prowadzoną przez Chino Kaminari. Cieszyła się, że to właśnie ona zaproponowała Hanie pójście z nią do bitwy, bo zdążyła ja polubić. Szybko okazało się, że wszystkie siły mają zostać podzielone. Ogrom przedsięwzięcia zapewne nie pomieściłby się w głowie dziewczynie, dlatego wolała skupić się na sobie. Pozostać w dobrym nastroju pomimo ciężkich czasów. Widoki nie zachwycały, ale nie można się temu dziwić, kiedy raptem kilka miesięcy temu dokonano tu dotkliwych zniszczeń. Pilnowała, żeby podejść do sprawy na chłodno. Ocenić miejsca w dobrym świetle. Korzystając z chwili czasu na odpoczynek zwiedziła znane jej miejsca i nie ukrywała, że widok dotonowej fortecy był najbardziej imponujący. To zapewne tam przyjdzie im wszystkim stanąć w obronie miasta i reszty ludzkości. Stojąc całkiem na uboczu Hana mogła przyjrzeć się licznym grupom przybyłych. Rozmaite klany stawiły się na wezwanie, ale rozpoznawała tylko część z nich. Wyróżniali się za to ubiorem, a więc musieli przybyć z różnych stron. Człowiek za to odpowiedzialny musiał mieć bardzo dużą siłę sprawczą i być poważany w wielu prowincjach, Lord Protektor. Skrywała szczery podziw wobec tak zaszczytnych tytułów i postaci. Pod takim opactwem warto było ryzykować.
Gdy już zadbała o wypoczynek i napatrzyła się postępom w przygotowaniach, to mogła przystąpić do formalności. Skierowali ją w wyznaczone miejsce, przy czym nie oponowała. Dreszczyk emocji w związku z przynależnością do grupy była dlań cennym skarbem. Poznawanie ludzi może nie wychodziło jej zbyt dobrze, ale okazja do nauki była bezcenna. Wystarczyła jej interakcja innych, żeby móc wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Już po krótkim marszu znalazła się na miejscu zbiórki. Otoczenie przykuwało najwięcej uwagi, dlatego Shirakawa przystanęła na moment. Plac okolony przez piękne, rozkwitnięte wierzby wzbudzał potrzebną nostalgię. Zawsze lepsze to niż wnętrze budynku. Następnie płynnie przeszła do centrum tego miejsca i zawiesiła wzrok na fontannie. Skierowała swe kroki właśnie tam, bo tuż przy niej było rozstawione stanowisko, punkt zborny. Zanim jednak skupiła się na osobach, to obejrzała zdobienia zbiornika. Niewątpliwie prezentowały symbole, z którymi utożsamiali się przodkowie Uchiha. Nie była tego pewna, więc trudno było zgadywać. W końcu zerknęła niepewnie na obsługę stoiska. Powiedziano jej, że każdemu będzie wydawany dodatkowy sprzęt. To chojne ze strony organizatora, że mogli przeznaczyć środki na obronę. Była to opłacalna opcja, jeśli każdy dysponował przydatnymi do walki przedmiotami. Tym bardziej, że zebrani ninja byli dla regularnego wojska potrzebnym spoiwem. Shinobi swoją sztuką potrafił wzbudzić podziw, a im lepsze morale, tym efektywniej wyglądała walka.
Hana zgłosiła się po odbiór ekwipunku. Dostała torbę, co było wielkim udogodnieniem. Schowane w niej kunai, notki i bombki, a także suplementy przydadzą się na gorszą chwilę. Otrzymany ochraniacz również został przemyślany. Zdecydowała przywiązać go sobie do ramienia. Reprezentowanie Zjednoczonych Sił pozwoli na uniknięcie walki ze swoimi, chociaż podejrzewała, że wróg będzie łatwy do rozróżnienia. W końcu mowa tu o Dzikim Ludzie, który wnioskować można był odcięty od reszty świata na tyle, że ich rozwój nie stał na wysokim poziomie. Za to ta prymitywność pozwoliła na skupienie się na najprostszym zasobie, jakim było pozyskanie siły bojowej. Jednostki w dużej ilości pokazują, że nie straszne im są żadne przeszkody. Widać to, choćby po zachowaniu zwierząt. W trakcie oczekiwania na zgrupowanie się reszty nie obyło się bez obaw, które Hana potrafiła snuć w swojej głowie. Aż do momentu, w którym nie zabił pierwszy dźwięk dzwonów. Alarm był niczym innym, jak chwilą do mobilizacji. Każda osada miała swój sygnał informujący o zagrożeniu, dlatego warto było teraz dokładnie ocenić sytuację i odszukać kapitana, który wyda odpowiednie rozkazy i skieruje ich na miejsce.
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Podróż dla członka klanu Kaminari minęła bez zbędnych komplikacji. Chłopak otrzymał odpowiednie instrukcje ze strony Chino, spakował się i pełny pozytywnego nastawienia ruszył w trasę. Nie bał się. Nie miał pojęcia co go czeka, nie wiedział z jakim zagrożeniem tym razem przyjdzie mu się mierzyć, ale czy cokolwiek w tym świecie da się przewidzieć? Białowłosy stawił się na wskazane miejsce, które może okazać się punktem zwrotnym w historii tego świata. Świata, który zna. Na samym początku nastolatek pobrał ekwipunek ze strony kwatermistrza i potem rozejrzał się po okolicy, aby znaleźć być może jakieś znajome twarze. O dziwo, była tu Hana. Dziwne, że została przydzielona w to samo miejsce co on, ale to dobrze, Anzou będzie mógł mieć ją na oku. Wraz z nią była kolejna całkiem znajoma twarz, chłopak, z którym walczył na turnieju, którego miał na widelcu i zepsuł wyśmienitą okazję. Anzou podszedł pewnym krokiem do dwójki.
- Cześć! Hana, dawno się nie widzieliśmy! To co... znowu będzie trzeba ratować ten świat? Anzou pierwsze słowa kierował bezpośrednio do Hany, a końcówkę już w kierunku Shinsa. Ten pewnie też swoje przeszedł w trakcie ostatniego turnieju i ... łatwo nie było.
Wraz z Misaki dotarli na miejsce zbiórki. Otrzymali jeszcze wyprawkę, która była - co do zasady - ciekawym uzupełnieniem ekwipunku. Każdy silniejszy shinobi napewno dba o to we własnym zakresie, jednakże jeżeli chodzi o skale wojenna, przygotowanie takich toreb dla wszystkich było nie lada operacją logistyczną. Pod tym względem Ario był lekko zaskoczony, ale w pozytywny sposób. Można powiedzieć, że Uchihy nie zamierzały łatwo się poddać, a wraz z nimi reszta kontynentu.
Ponownie inwazja - bo tak Ario nazywał to co się dzieje - była dość nagła i nie było jak super przygotować się do pełnej obrony. Tym bardziej, że kontynent był mocno wyniszczony przez ostatnie wojny i zamachy. Zaś o drugiej stronie nie wiedzieli...nic. Względnie prawie nic. Kunisaku nie lubił wiedzieć mało, tak więc czuł się trochę niczym wrzucony w środek jakiegoś wiru zdarzeń, gdzie nie odnajdywał się w tym jakoś wspaniale. Tym bardziej, że słabo się czuł i nadal nie doszedł do siebie po walce z dziwnym Senju. Pytaniem było, czy kiedykolwiek do siebie dojdzie.
Przez chwilę z Hoshi chcieli interweniować u Masahiro, ale zgodnie ustalili, że teraz narobiłoby to tylko bałaganu. Nie było na to już czasu. Akcja się zaczynała, a jedynym obowiązkiem Ario było...no właśnie, od czego właściwie była ta grupa? Sentoki przekazał jedynie, że chce zobaczyć z bliska mury i fortyfikacje, by ocenić skąd najlepiej się bronić, a skąd najgorzej. Zbudować już niczego nie będzie czasu, ale...może przynajmniej skupić obronę na jakichś punktach? Co innego jak Ario kiedyś szturmował mury zarówno w Odnogach, jak i Mury na wschodzie, a co innego bronić osady.
Ario wziął zawartość wyprawki i wsadził je do plecaka, zaś samą torbę oddał - bo nie potrzebował. Na miejscu zbiórki przyszedł wraz z Misaki, jednak to on podszedł na sam środek zgromadzenia jakie tam było.
- Ario Kunisaku, Sentoki Ayatsuri. Kto tu dowodzi? - zapytał głośno, szukając odpowiedzialnego za tę grupę. - Chcę szybko obejrzeć front i mury, macie plan obrony? Zbudować już nic nie zdążę, ale przynajmniej chcę zobaczyć, którędy będą chcieli się przebić. Znamy rozmiary armii obu stron?
Teraz pozostawało jedynie liczyć, że dowodzący grupą jest w miare zorganizowany.
Misaki najpierw z Ryuzaku dotarła do karczmy, gdzie spotkała się z Ario i Hoshi, a później, zmotywowana odgłosem dzwonów i ogólnym poruszeniem, stawiła się na przypisanym jej stanowisku. Ah noi rejestracja oczywiście, aczkolwiek tutaj to Ario zarejestrował i siebie i ją, oszczędzając dziewczynie interakcji z Uchiha... lub przynajmniej osobami, które ich reprezentowały. W końcu, jakby nie patrzeć, cały ten cyrk odbywał się na terenie Kotei, więc teoretycznie to użytkownicy sharingana nim zawiadywali, aczkolwiek ponoć były osoby spoza tego klanu, które dopchały się do ważniejszych funkcji. Misaki coś tam się obiło o uszy o jakiejś Narze, nie żeby jakoś specjalnie ją to interesowało. Kobieta musiała być bardzo oddana swojej misji skoro właziła w to gniazdo żmij... i wężami bynajmniej nie byli przybysze zza Muru. Ognistowłosa odebrała "prezent" czy raczej wyprawkę, która miała pomóc jej przeżyć albo, przynajmniej, zabrać ze sobą większą ilość wrogów. Misaki, mimo swojego stylu walki, miała przy sobie trochę własnego ekwipunku, jednak owy prezent przyjęła. W końcu jak dają za darmo to trzeba brać. Poza tym, lepiej wykorzystać to, aniżeli własny ekwipunek, za który trzeba było zapłacić. Na miejsce zbiórki także dotarła z Ario, który chyba od razu poszedł rozmawiać z, najpewniej, ich przełożonym, wypytując o stan ich obrony. Tanaka zaś stała z tyłu, upewniając się, że miała na ramieniu ochraniacz z symbolem reprezentujący Zjednoczone Siły Sogen. Były problem, gdyby przypadkiem wpadła w ogień sojuszniczy, a to mogło się zdarzyć, zważywszy na formę, jaką przyjmowała podczas używania szczepowej umiejętności. Stała więc grzecznie z tylu, zerkając na zebraną tutaj grupę, próbując kogoś skojarzyć. Nie miała wielu przyjaciół, czy znajomych poza szczepem Jugo i samym Ryuzaku, ale hej, miło by było spotkać kogoś znajomego. Ciekawe co u Sasame-san... - zapytała samą siebie w myślach, nie wiedząc, czy jej kuzynka również postanowiła udać się do Kotei.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Suknia na formalne okazje (Made by Akari - młoda, zdolna krawczyni z Ryuzaku)
Bank PH
Przyjście jako ostatni i zapytanie o rzeczy, które dla chłopaka wydawały się istotne zostało szybko pogrzebane. Pojawił się on, Uchiha, który miał przewodniczyć ich grupie. Ario popatrzył na niego swoim nieobecnym wzrokiem, gdy ten wkroczył na teren. Momentalnie skarcił Kunisaku swoim lekceważącym tonem i rozkazał mu powrócić do szeregu. Pacynkarz przez chwilę obserwował mężczyznę nieruchomo, by dopiero potem zrobić pół kroku i wycofać się w tył.
Nie skomentował zajścia w żaden sposób. Przynajmniej przez ten moment. Ario bardzo nie podobało się takie podejście do sprawy i zamierzał dać temu upust, jednakże chłopak w takich momentach był raczej dobry w powstrzymywaniu emocji. Jego obojętny ton mógł być bardzo mylny dla osób, które go gdzieś tam dopiero poznawały. Sam Kisuke i Hoshi mieli z tym duży problem, z czego ta druga chyba większy. Jednakże nikt nigdy nie będzie w stanie zarzucić chłopakowi, że ten nie jest pomocny.
Dopiero gdy facet skończył owocne przemówienie, które miał przygotowane, Ario ponownie wyszedł te pół kroku, które się cofnął wcześniej.
- POSŁUCHAJ MNIE. - powiedział na tyle stanowczo, na ile był w stanie. Rzeczywiście, przy rosłym chłopie, Ario wyglądał niczym dziecko, jednakże akurat walory fizyczne w tym świecie miały swoje mniejsze znaczenie, niż umiejętności.
- Sugiyama by nie wydał Ci żadnego rozkazu, gdybym nie zabił czwartego jeźdzcy, zwanej jako Wojna Iwaru, gdy jego oddział został poszatkowany przez nią na strzępy. - Ario zrobił ponownie krok do przodu. - Za pierwszym razem pomagałem Wam z murem, za drugim razem na samej wojnie, gdzie odbiłem dla Was całą osadę Wabu spod rąk Kaminari. Za trzecim razem, byłem w WASZEJ siedzibie, kiedy ta zawaliła się jak domek z kart. Wtedy też uratowałem własnymi rękami ponad dwadzieścia osób spod gruzów siedziby, by następnie postawić własne życie na szali i wraz z młodym Azumą Uchiha powstrzymać tą terrorystkę przed wyrżnięciem WASZEJ ludności i ludności którą zaprosiliście na własne tereny, gdzie nie umieliście zagwarantować bezpieczeństwa. - chłopak podszedł w taki sposób, by stać przed samym Uchihą Sazarakim. Patrzył mu głęboko w oczy.
- A Ty nazywasz nas zgrają? Ci ludzie przyszli i będą ryzykować własnym życiem w nie do końca własnej wojnie. Ale czemu się dziwić reakcji innych klanów, jak mnie - osobie, która przeszczepiła bezinteresownie rękę Masahiro i uczestniczyła w każdym Waszym konflikcie by Wam pomóc i Waszej ludności, traktujecie w taki sposób? Macie wobec mnie dług, którego nawet nie próbowaliście spłacić, więc POSŁUCHAJ osób, które znają wasze słabości, tak jak ja. - to powiedziawszy cicho zakasłał.
- Wasze struktury są archaiczne. Klimat w którym żyjecie sprawia, że jest dużo wilgoci i dlatego słabo zabezpieczone stare fortyfikacje mogą załamać się poziomo, kondygnacyjnie, a nie do środka. Gdy twierdza pada, zrobi się wyrwa przez które zaleje się masa ludzi. Pozwól mi obejrzeć miejsce, którego będziemy bronić, bym mógł na szybko obmyślić jak je zabezpieczyć. Dotrę tam przed Wami i gdy przyjdziecie, będę miał już jakąś wizję. - dodał juz w spokojniejszy sposób. Zlustrował też ciało Uchihy. Wiedział, że ktoś kto ma tyle blizn i dożył siwizny, to nie jest pierwszy lepszy Shinobi...ale wiedział też, że jeżeli szacunek nie roznosi się pocztą pantoflową, trzeba będzie go sobie wyszarpnać. Też dlatego ponownie popatrzył na mężczyznę. Skoro nie podał mu ilości żołnierzy, Ario szybko wywnioskował powód. Nie zamierzał o to pytać drugi raz.
- Nie niedoceniaj siły podstępu i pułapek. Odpowiadasz za tych ludzi. - dodał na sam koniec.
Następnie odwrócił się i popatrzył na ich oddział.
- Ten człowiek jest doświadczony. Będziemy z nim bezpieczni. - powiedział w ich kierunku, by podbudować morale w swoim stylu. Co prawda przemowa Uchihy pewnie jest lepsza, ale Ario i tak czuł się odpowiedzialny za ten oddział. Jak w sumie zawsze i za wszystkich. Następnie ponownie spojrzał na Uchihe.
- Mam zgodę?
Jeżeli Uchiha się zgodzi - cóż, Ario wystrzeli techniką shunshinową przed siebie bez oglądania się za siebie i poleci w kierunku wskazanym przez mężczyznę - by obejrzeć struktury.
Jeżeli zaś nie, to ostatni raz kiedy się odezwał - wróci do szeregu, by złapać Misaki za rękaw i delkatnie pociągnąć w kierunku ostatniego rzędu. Nie będzie na siłę wygrywał cudzej wojny.
Krótki wygląd: Nałożyła na nogi ciepłe, czarne pończochy, a na to spudniczkę. Założyła zwykłą koszulę, a na ramiona zarzuciła błękitną kurtkę. Włożyła na nogi lekkie obuwie, żeby zawsze być gotową do akcji. Włosy upięła jak zwykle z delikatnym akcentem.
Widoczny ekwipunek: Odznaka shinobi (naszyjnik); Kabura na broń (na prawym udzie), kabura (na lewym udzie), dwie torby z ekwipunkiem (z tyłu na biodrze), ciemne rękawiczki (zwykłe), Ochraniacz na czoło z wygrawerowanym symbolem "Zjednoczonych Sił Sogen" (na lewym ramieniu)
Czujna na odpowiednie bodźce dziewczyna wpatrywała się głównie w centralne stanowisko przy fontannie z krukami. Plac, jako miejsce zbiórki pozwalał na dobrą obserwację i skupienie na właściwych zdarzeniach. Każda osoba z personelu mniej więcej wiedziała, jak postępować. Ninja z zewnątrz lub bez doświadczenia w tak wielkim przedsięwzięciu nie mieli tyle powodzenia. Hana uważała, że każde podjęte przez nią kroki mogą doprowadzić tylko do większego bałaganu i dezinformacji. Lepiej było czekać na rozkazy. Taka właśnie chwila pozwoliła nastolatce na zareagowanie względem nowego przybysza. Zjawiła się przed czasem i w dodatku wyróżniała się spośród obecnych tu osobach organizujących przydziały. Nie spodziewała się jednak, że będzie to postać, która zapamięta Shirakawe za jej mierny występ na Turnieju. Najwidoczniej tylko uczestnicy z pozytywnym nastawieniem pamiętali najmniejsze detale o innych ninja. Hana osobiście była bardzo podekscytowana udziałem, dlatego spojrzenie na ciemnowłosego chłopaka od razu podpowiedziało jej kim mógł być. Jego słowa nakierowany ją na więcej szczegółów skrywanych w pamięci. Na początek uśmiechnęła się nieśmiało i skłoniła się lekko w geście przywitania. Chociaż tyle mogła zrobić, żeby podziękować za dobrą pamięć i oznakę przyjaźni. Oczywiście Hanie chłopak zapadł w pamięci o wiele bardziej. Nie dała po sobie poznać żadnej reakcji, bo w końcu Shinsu walczył w ostatniej rundzie z Anzou. I wygrał nad Kaminarim. Spektakl był szybki, miał kilka zwrotów akcji, aż w końcu Władca piorunów przedobrzył i został prawie wysadzony w powietrze. - Miło mi. Pamiętam cię, bo walczyłeś przeciwko Anzou-san. - powiedziała łagodnym głosem. I właśnie o wilku mowa zjawił się on chwilę później. - Anzou-san... - odparła niewinnie na przywitanie. Potrafiła juz zaobserwować reakcję chłopaka z większą dokładnością, dlatego zaciekawiło ją, że być może białowłosy znał członka klanu Douhito jeszcze przed stoczona walką na arenie.- Czy wy się przypadkiem znacie? - zapytała obojga, żeby mieć pewności.
Na plac zaczęli zjawiać się również inni uczestnicy. Oznaczać to mogło, że też dostali tu przydział, a z racji wywołanej przy stołach sytuacji uznała, że był to doświadczony shinobi. Na moment skupiła się na sylwetce przybysza z tajemniczą jaszczurka na ramieniu. Zaciekawiła się jego pytaniem odnośnie liczebności armii wroga. To tknęło dziewczynę, że nic nie wiedziała o Dzikich plemionach. Nie zaliczyli jeszcze pełnoprawnej odprawy, ale mogło nie być już czasu na większe dysputy. - Anzou-san, Shinsu-san... Od dłuższego czasu nie daje mi to spokoju. Czy dzicy ludzie też potrafią używać chakry? Znają się na jutsu? - odparła na tyle głośno, na ile pozwalał jej delikatny głos. Nigdy nie należała do gaduł, ale pod wpływem ekscytacji potrafiła się otworzyć. Władca piorunów był już zaprawiony w boju, więc podejrzewała, że być może brał udział w wydarzeniach na Murze. W dodatku chciała pomóc sobie i tym, którzy nie wiedzieli praktycznie nic o ludziach na Nieznanych terenach. Mieli walczyć jako jeden oddział i lepiej wymienić kilka ustaleń zanim wszystko pochłonie pożoga bitwy.
Ostatni moment wytchnienia przed właściwym zadaniem pozwolił Hanię na zerknięcie w stronę wyróżniającej się młodej dziewczyny o różowej barwie włosów. Kojarzyła ją z Turnieju, a takiej osoby nie potrafiłaby zapomnieć. Tym bardziej, że Misaki dysponowała dotąd nieznaną jej metamorfozą. Widziała, jak ona wraz z inną starsza kunoichi o podobnym wyglądzie przeobrażają ciała w potwory. Pokazały tym siłę i zwinność, której należało się obawiać. Dobrze było mieć po swojej stronie przedstawicielkę Juugo. Hana skinęła obojgu na przywitanie, jeśli tylko Misaki zauważyła nieco nachalne spojrzenie Shirakawy. Nie miała złych intencji, a raczej wykazała się dużymi pokładami odwagi, żeby zawrzeć z dziewczynką przyjazne relacje. Była dobrej myśli, bo uformowany skład wydawał się skromny przez co ich współpraca mogła być dobrze rozegrana.
Wtem zaczęło się przemówienie Kapitana. Jeśli sięgnąć odrobinę pamięcią, to mężczyzna był znany w szeregach Uchiha. Górował nad wszystkimi, a jego ciało przepełnione było brutalnie zdobytym doświadczeniem. Trzeba było przyznać, że właśnie tego potrzebowali wszyscy wojownicy. Człowieka za którym mogli pójść w ogień. Hana nie była specjalnie przekonana przemową i okrzykami zebranych. Nie wydusiła z siebie aprobaty, jak inni. Nie była facetem, który dumnie wypinał pierś na wzmiankę o pójściu w bój. Ani charakter nie pozwalał jej na dobitne pokazanie zaangażowania. Wiedziała, co ma zrobić i była ciekawa wspomnianą pomocą klanu Yamanaka. Musieli znać się na czymś szczególnie ułatwiającym planowanie w bitwie. Jak dotąd nastolatka nie poznała żadnych technik, które oddziaływały na większą grupę ninja, wspomagając ich zdolności, niż genjutsu. Pod koniec zastosowała się do ostatniego polecenia, którym było formowanie szeregów. Powiodła wzrokiem po najbliższych jej towarzyszach, Anzou i Shinsu, po czym zajęła miejsce między nimi i dołączyła do pochodu. - Powodzenia. Dajmy z siebie wszystko. - powiedziała w nadziei na złożenia cichej modły do Bóstw opatrzności. Szczęście zawsze było kluczowe i lepiej mieć po swojej stronie odrobinę na cięższe momenty. Dopóki nie zobaczyła ponownie twierdzy i terenu na który zmierzali, to Hana przygotowała sobie sprzęt. Chciała mieć pod ręką przede wszystkim jeden ze zwojów, w których zapieczętowała główną broń. Techniki były ważne, ale dopóki nie znała zamysłu na walkę od Kapitana, to wolała nie ryzykować złymi decyzjami. Dopóki mieli bronić się przed atakami dzikich, to będzie mogła swobodnie dobierać jutsu podczas każdej z sytuacji. Nie była pewna na ile wojska będą w stanie odpierać wroga.
Ciekawe czy zaangażowali jakieś zwierzęta w zakresie zwiadu. Jugo pewnie byliby w stanie to załatwić... nie żeby duma Uchiha pozwalała na zaproszenie naszego szczepu do stołu jak sobie równych. - stwierdziła do samej siebie, w myślach, zastanawiając się co takiego ten pełen pychy klan mógł wymyśleć jeśli chodził o obronę. Na ile pozwolili innym klanom i szczepom by ich wsparli, poza rzuceniem na front więcej ilości mięsa armatniego. Jeśli zaś chodziło o samą kwestię upadku Muru, to Misaki nie tworzyła żadnych teorii ani nie ufała plotkom. Fakt faktem, Mur upadł a Dzicy są(chyba to nie ludzie!) u ich... bram? Murów? Strasznie dużo murów w tej historii.
Poza przedstawieniem, jakie odstawiał niedaleko Ario, MIsaki dostrzegła także wzrok Hany, która patrzyła się na nią chyba troszkę zbyt długo. Dziewczyna przechyliła delikatnie głowę w bok, na moment przyjmując wyraz zamyślenia. Znały się? Nie wyglądała na Uchihę, więc chyba mogła być miła. Wyciągnęła rękę w geście przywitania, machając starszej Doko, a na jej twarzy znów zagościł spokój. Jej uwaga przeniosła się na ich-chyba-przełożonego, który pojawił się na miejscu zbiórki. Ognistowłosa momentalnie dostrzegła symbol znienawidzonego klanu i zmrużyła oczy, a dłoń zacisnęła w pięść. Nie miała już problemów o zachowanie swojego towarzysza, który, mimo dość nieodpowiedniego tonu, chciał jakoś pomóc. Oczywiście, Uchiha, jak to Uchiha, miał to gdzieś i zaczął się drzeć. Zgraja? Pff. Może powinnam go zepchnąć z muru jak będzie okazja? Chociaż wtedy Sasame-san będzie na mnie krzyczeć... - oczami wyobraźni już widziała olbrzymiego Uchihę zlatującego z jakichś umocnień prosto w tłum Dzikich. No ale marzenia na bok, wypadało chociaż wysłuchać do końca przemowy zawiadowcy tego cyrku na kółkach.
Przed oczami dziewczyny przewinęły się obrazy z przeszłości, wspomnienia rodziny, przyjaciół, zarówno tych starych jak i nowych, tych z Daishi jak i z Ryuzaku. O nich mogła walczyć, o nich zamierzała walczyć i mogła nawet stracić za nich życie. Na tym polegało życie kunoichi, życie, które sama wybrała. Uniosła zaciśniętą w pięść dłoń w górę, na znak, że była gotowa. Opuściła głowę i wzięła oddech, a przez całe jej ciało zaczęły przechodzić czarne linie, pokrywając wszystkie jej kończyny, korpus jak i twarz. Pierwszy poziom Senninki - Klątwa. Mogła tego używać przez długi czas, więc czemu nie użyć jej przed samą walką. Nie było pewności w jakich okolicznościach dojdzie do starcia, a każda sekunda była na wagę złota. Poza tym... chodziło też o pokazanie jej przynależności. -Zabawne... I pomyśleć, że po wszystkich grzechach tego klanu stanę z nimi ramię w ramię... znowu. Los ma naprawdę okrutne poczucie humoru. - Tanaka mówiła do samej siebie, dość cichym tonem. Bez krzyku, bez zbędnej gestykulacji. Na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju grymasu. Czegoś między radością, smutkiem i złością. -Dla Kropli i dla cywili, dla rodziny i przyjaciół, nie dla was. - podniosła wzrok, obserwując formowanie się szeregów. Gestem ręki powstrzymała Ario( o ile ten próbował) przed ciągnięciem za rękaw. Mogła iść sama, była już duża. Musiała pokazać, że jest silna, by te żmije nie patrzyły na nią z wyższością. Bo jest młoda. Bo jest Doko.... Bo jest Jugo.
Dobrowolnie zajęła miejsce w ostatnim szeregu, z lub bez, Ario, podążając za kolumną. Spojrzała na ciężarki na swoich nogach, które wraz z aktywacją Senninki stały się odrobinę lżejsze. Przyzwyczaiła się już do ich ciężaru i do walki z nich. Jednak to będzie jej pierwsza okazja do walki bez nich, do zobaczenia efektów treningu z nimi. Musiała tylko je zdjąć przed lub w trakcie walki.
Podsumowanie:
1.Misaki obraża Uchiha w myślach.
2. Misaki wita się z Haną.
3.MIsaki dalej obraża Uchiha w myślach.
4. Misaki obraża Uchiha na głos i traci wystąpienie Ario. Aktywuje Klątwę.
5. MIsaki dołącza do kolumny w ostatnim rzędzie, idąc z lub bez Ario. Nadal obraża Uchiha w myślach.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Suknia na formalne okazje (Made by Akari - młoda, zdolna krawczyni z Ryuzaku)
Bank PH
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Jednym, a być może jedynym pozytywem całej zaistniałej sytuacji, w której znalazł się przedstawiciel klanu Kaminari było to, że Hana tutaj była, że miał możliwość doglądania jej z bliska i wspierania w tej niezwykle trudnym momencie dla losów świata. Co chwila grupa się powiększała, nastolatek uważnie notował, wypatrywał jakieś konkretne twarze, które może kojarzyć z przeszłości. Nadal gdzieś w głębi swojego młodego serduszka liczył, iż pojawi się tutaj Azuma. Tak jednak się nie działo. Młody Kaminari nawiązał delikatny dialog z Haną i Shinsu w trakcie oczekiwania na dalsze ruchy.
- Nie mam najmniejszego pojęcia co do używania Chakry. Byłem za murem w trakcie jednego zadania, spotkałem się tam z różnymi stworzeniami, jednak nie przypominam sobie, by któregokolwiek z nich używało Chakry. Bazowały bardziej na swojej cholernej szybkości, na różnego rodzaju prymitywnych broniach wytworzonych z wykorzystaniem zasobów naturalnych... Białowłosy mówił całkiem powoli i spokojnym głosem, starał sobie przypomnieć możliwie jak najwięcej szczegółów, ale Chakry za cholerę nie pamiętał. Nie można było jednak tego wykluczyć. Anzou nadal obserwował bieżącą sytuację oraz to, co wyczynia Ario. Miał pewnie jakieś swoje założenia, chciał coś osiągnąć i postępował w określony dla siebie sposób. Władca Piorunów podtrzymywał rozmowę i czekał na rozpoczęcie całej akcji. Tylko to się liczyło. Wielka przemowa Szefa grupy nie zrobiła na nim większego wrażenia. Widział już tyle, doświadczył już tyle, że nie było co się tym ekscytować czy też przejmować. Śmierć i zniszczenie było na każdym kroku. Anzou je widział.
- Ja nie znam. Natomiast chyba go kojarzę z jakiegoś miejsca... nie jestem pewny... Podsumował ponownie Władca Piorunów. Ario kojarzył z tego, jak szarpał Azumą jakiś czas temu po wielkiej i słynnej akcji na Murze. Dalej stanął zgodnie z dyspozycją w trójce z Shinsu i Haną i kierował się tam, gdzie trzeba. Może w końcu po tym wszystkim w jego życiu nastanie spokój.
Ario rzeczywiście nie był osobą, która była łatwa w obyciu. Ułomność emocjonalna, którą posiadał wyróżniała go często na tle różnych ludzi. Chłopak odkąd skończył 8 lat był zdany na siebie. Nie dość, że bardzo szybko musiał dorosnąć do zasad życia, jakimi kierował się ten świat, to musiał oglądać jak jego matka załatwiała się pod siebie i nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Nie miał żadnych kolegów, ani koleżanek, a pierwsze dwie interakcje z młodzieżą doznał w wieku 15 lat z dziewczyną imieniem Shi, która pozwoliła mu zaznać jakiejkolwiek więzi, a drugą był Rekinek, który umarł na jednej z misji i Ario musiał zając się pochowaniem towarzysza. Wszystkie te rzeczy dopiero zaczynały wpływać na charakter chłopaka, spedzającego większość czasu na zajmowaniu się domem, względnie majstrowaniem przy różnych tworach. Dopiero gdy sam wybudował swoją własną lepiankę i przyszykował sobie warsztat, mógł w piwnicy zajmować się tworzeniem. To była jego ucieczka i pasja.
Rozmowa z kapitanem toczyła się dalej i okazało się, że znał on Ario. Chłopak się trochę zdziwił, ponieważ nie odczuwał w żaden sposób swojej "popularności" w jakimkolwiek miejscu. Ba, raczej był odbierany jako zwykły tragarz i ciągle był napadany na szlakach, ze względu na podejrzenie jakoby lalkarz był latwym celem. Dopiero jak zaczął poruszać się na kamiennym wężu, to ataki trochę ustąpiły. Ale też nie zawsze.
W każdym razie, kapitan go znał i odpowiedział mu stanowczo o wycieraniu sobie gęby Sugiyamą oraz tym, że nie jest jego kolegą. No, trudno się nie zgodzić, Ario nie traktował Sugiyamy jako kolegi. Raczej jako jednego z towarzyszy walki.
- To prawda, nie jest moim kolegą. Nie znam go za bardzo, ale wiem, że dobrze walczy. To mi wystarczy. - tutaj Ario z Sazarakim mieli zgodność. Co do samej kwestii wychowania, to Ario nie rozumiał o co chodzi Sazarakiemu, więc nie odpowiedział w żaden sposób na tę zaczepkę.
Co prawda dalszą częścią wypowiedzi skierował na wypunktowaniu Sentokiego w związku z jego brakiem znajomości zasad zarówno podziału jak i hierarchii wojskowej. To akurat też się zgadzało.
- Nie znam. Nigdy nie byłem w wojsku. Zajmuję się raczej ratowaniem ludzi, niż sprawami związanymi z militarią. Stopnie wojskowe jeszcze nigdy nie były mi potrzebne. - Ario patrzył na kapitana swoim jakby nieobecnym wzrokiem, stojąc niewzruszonym.
Następnie w wypowiedzi Kapitana przewinęło się, że nie był on obecny podczas turnieju. Ario wzruszył jedynie ramionami.
- No to w takim razie Jeźdzcy mieli szczęście, zaś cywile nie. Może więcej osób by przeżyło. - odparł.
Uchiha wspomniał, że Masahiro jest szczeniakiem, co świadczyło o jakiejś awersji do niego. Ario nie interesowały ich wewnętrzne podziały, więc nie komentował tego, zaś bardziej zainteresowało go, że Misae została nazwana przez Sazarakiego "hime". Uniósł jedną z brwi, ale po chwili wrócił do normalności.
- Ayatsuri tu byli? Rozumiem. - to go trochę uspokoiło. Saori musiała wysłać tutaj kogoś w tym celu. Kunisaku zastanawiał się, o kogo może chodzić, ale nie pytał. O tyle o ile znał swoją liderkę, wiedział że jest cwana i potrafi się odnaleźć w polityce. Zdecydowanie lepiej niż sam Ario, który nie miał totalnie wyczucia co i kiedy mówić, a tym bardziej do kogo. Ario był totalnie prostolinijny w tym aspekcie.
Następnie padła informacja o jakiejś Mikoto. Ario popatrzył niemrawo na Sazarakiego.
- Nie znam żadnej Mikoto. Jestem tutaj, bo poprosiła mnie o to Hoshi. Yuki Hoshi, nie Yuki Mikoto. - powiedział beznamiętnie. - Gdybym dowiedział się sam z siebie i tak bym przyszedł. Nie podoba mi się ta inwazja, nie chcę by ginęli cywile. Jak tutaj się przedrą, to rozejdą się na wszystkie strony świata. Nie chcę do tego dopuścić. Wolę ich tutaj powybijać, póki są skupieni w jednym miejscu. No i zastanawia mnie powód, ale to złapię jednego z nich i przesłucham. Z doświadczenia wiem, że jak się komuś utnie rękę, to mówi dużo. - wyjaśnił jakby sam sobie, ale na głos. Z boku mogło to wyglądać na dość zabawną sytuację. Jednakże oskarżenia o wpychanie się na stołek dowództwa sprawiły, że aura Ario delikatnie się zmieniła. Chłopak trochę się zaperzył, ale nie na tyle, by było to jakoś bardziej widoczne.
- Sazaraki Uchiha, nie zrozumiałeś moich intencji. Nie jestem żadnym kapitanem, ani dowódcą. Nie interesują mnie te pozycje. To nie moja wojna. To Wasza wojna i Wy ustanawiacie strategie i formacje. Gdyby ktoś mnie poprosił, to bym pomógł, ale jak nikt mnie o zdanie nie pytał, to się nie wtrącam. - rzeczywiście, Ario się nie wtrącał. Według niego oczywiście. - Mnie interesuje to, by zginęło jak najmniej niewinnych ludzi. Jestem inżynierem i medykiem, więc chciałem pomóc. Jeżeli wolisz się skupić na moim bojowym aspekcie, niech tak będzie. - odparł.
Na sam koniec Sazaraki kazał mu wrócić do szeregu, więc Ario wrócił. Teatrzyk to dopiero się miał zacząć na polu bitwy, ale to swoją drogą. Misaki nie zgodziła się być pociągnięta z Ario na koniec, więc chłopak odpuścił i nie nalegał by dziewczyna z nim szła. Krótko się znali, chciał dobrze, ale ta chyba wolała iść własną ścieżką. Sentoki to uszanował.
Po drodze Ario otworzył swój notatnik i zaczął czytać notatki na temat własnej choroby. Co prawda nie wpadł na żaden innowacyjny pomysł, ale chciał sprawdzić jedną dodatkową rzecz, stąd zapisał sobie ją na wszelki wypadek, by nie zapomnieć. Kaszel dawał mu się we znaki po drodze, więc zmuszony był zażyć swoje lekarstwa. Pomału mu się kończyły, stąd będzie musiał je albo odtworzyć, albo zgłosić się do Saori. Chyba wolał je odtworzyć sam.
Kamienna twierdza którą ujrzał Ario wyrwała go trochę z zamyślenia. To był więc ten bastion. Wykarczowane tereny przykuły uwagę Kunisaku. W krótkim czasie jednak zdążyli coś tam się przygotować. To dobrze, przynajmniej nie będą walczyć bez żadnego planu. Na niebie poruszały się już jakieś ptaki, Ario spojrzał na nie starając się rozpoznać, co to jest.
Nagle usłyszał jakiś głos. Jakiś wysoki mężczyzna powiedział Ario o swoich spostrzeżeniach. Lalkarz spojrzał w jego kierunku.
- Tak jak mówiłem, nie interesują mnie kwestie dowodzenia. Zajmuję się ulepszeniami i od tego chciałem zacząć. Jeżeli mam walczyć, to będę walczył. - odparł Ario. - Twierdza z daleka wygląda dobrze. Jakbym był wrogiem, na tak wykarczowanym terenie łatwiej by mi było w niego uderzać. Ciekawe jaką technologią dysponuje wróg. Jeżeli są w stanie dorównać Ayatsuri pod kątem maszyn oblężniczych, to będzie łatwy punkt do zdobycia.
Na powitanie Senju Masahiro Ario skinął głową. Nie komentował kwestii zdystansowania przez Uchiha.
- Wasze techniki drewna są ciekawe. Nigdy nie miałem okazji ich lepiej przestudiować. - powiedział ni z tego ni z owego. - Jesteś z ramienia klanu czy przyszedłeś sam z siebie? - zapytał Ario. Motywacja była kluczowa w takich momentach.
Gdy Sazaraki wyjaśnił, że będą wspierani przez Yamanake, lalkarz poprawił Salamandrę na jego barku. Już niejednokrotnie był z Misae na akcji, więc wiedział jak przydatne są to umiejętności. Nawet oni musieli przejąc się sprawą, skoro postanowili przysłać tylu przedstawicieli, by starczyło na każdy oddział. Gdy wzrok padł na niego, on gapił się beznamiętnie na jakiś punkt za Uchihą. Gdy padło jego nazwisko, ustawił się tam gdzie dostał przydział. Zdziwił się, ze Sazaraki wiedział, że są z jednej organizacji z Misaki i ich rozdzielił, ale nie komentował tego w żaden sposób. Dziewczyna też dała jasno do zrozumienia, że woli podążać własną ścieżką, więc niech tak będzie.
- To są nici chakry. - wyjaśnił, wystrzeliwywując ze swojego palca jedną z nici w kierunku Salamandry na jego barku i odkrywając ją w taki sposób, by każdy z nich mógł dostrzeć niebieską wiązkę chakry. Marionetka miała ożyć i przeciągnąć na jego barku, jakby obudziła się z jakiegoś snu. - Mogę ję podpinać pod ludzi. Na polu bitwy będą niewidzialne, tak więc nie stawiajcie mi oporu, gdy je poczujecie na sobie, a może uda mi się Was uchronić od śmierci. - Ario przekazał podstawową informację swojemu zespołowi. Lepiej ostrzec za wczasu, ponieważ ostatnio młody Azuma trochę się zdziwił gdy Sentoki go z partyzanta przyciągnął w swoim kierunku.
Opis Tworzone twory nie różnią się znacznie od tych w podstawowej wersji, jednak ze względu na swoją wielkość twory w tym rozwinięciu techniki klanu Dōhito mają tak małą moc, że nie są w stanie poważnie zaszkodzić przeciwnikowi. Nawet trzymane w ręku zostawiają co najwyżej drobne oparzenia. Bardzo małe twory mogą przyjmować kształt owadów i innych drobnych żyjątek.