- Powróciła reszta drużyny, udało się im zostawić chłopca w jakimś bezpiecznym dla niego miejscu. W końcu wszystko po tej stronie muru jest bezpieczniejsze niż tereny, z których przybył dzieciak. Oprócz tego Uchiha przyniósł ciekawe informacje. I zapach papierosów. Czy nawet na końcu świata musiał pojawić się ten nałóg? Ale o tym później, teraz trzeba zając się znacznie ciekawszymi sprawami. Hierarchia? Ciekawe jaka dokładnie... Gdyby tylko palacz-kun słuchał uważniej. W końcu był zwiadowcą, co z tego, że od dzisiaj. Powinien chłonąć wszystko, co zobaczy, usłyszy i poczuje. Niestety, co innego zajęło jego percepcję, gdyby chociaż rozpraszała go jego towarzyszka... No nic, Kamiru będzie musiał potem sam wszystkiego się dowiedzieć.
- W czasie wolnym palić możesz. Choć siły to twe osłabia. - Szarooki już od dawna miał wyrobione zdanie na temat używek wszelakich. Zbyt pozytywne to one nie było, nie licząc uzależnienia od książek. Mniejsza z tym, skoro problem z pojawieniem się Kouseki został rozwiązany, czas na zwiad. Krótki, ale zawsze. Dał znak, by podążali za nim i zbiegł po murze, wspomagając się najprostszą, poznaną w najmłodszych latach techniką. Potem, już na ziemi, narzucił im średnie tempo, które chyba każdy z nich dał radę utrzymać. Pas wykarczowanej i oczyszczonej ziemi nie potrzebował dodatkowego skanowania, wszystko było na nim widoczne, a Ci barbarzyńcy raczej nie chowali się pod ziemią.
Dopiero gdy dobiegli do linii drzew, Yuki poprosił podkomendnych o sprawdzenie terenu przed nimi. Zapuszczanie się w las bez rozpoznania to proszenie się o krzywdę, choć zamaskowany wątpił, by niebezpieczeństwo kryło się tak blisko muru. Dlaczego w ogóle podejrzewał, że potrafią coś takiego? Stary kapitan nie dałby mu raczej ludzi bez takich umiejętności, ne? Poza tym dziewczyna z białymi oczami udowodniła, że potrafi przejrzeć, czy ktoś nie znajduje się pod wpływem henge.
Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Re: Shi no gēto
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
- Dziewczę z klanu Hyuuga po raz kolejny pokazało moc swoich oczu. Jasne, przebijanie się przez henge bywa przydatne... Ale widzieć na taką odległość? Trzynaście kilometrów! TRZYNAŚCIE?! Szarooki chciał wiedzieć, jakim cudem! Ba, żądał tego! Jaką dokładnie tajemnicę skrywały oczy klanu hyuuga? Przy ich sile fakt, że Uchiha potrafią przerabiać swoje tęczówki na czerwone nie robił jakoś wrażenia. Jednak Yuki nie mógł tego zrobić teraz, nie mógł zasypać ją pytaniami skąd biorą się jej zdolności. Nie przy reszcie drużyny, sekretów nie zdradza się wielu, tym bardziej, gdy zna się ich zaledwie chwilę.
Ale gdyby tak wziąć sake, świece i kolację...
- Wracajmy więc. - Rzucił i z ulgą opuścił cień lasu. Lubił drzewa, harmonię którą roztaczają... Ale te jakoś nie przypadły mu do gustu. Podjęcie tej decyzji nie było trudne, w przeciwieństwie do sprawy z Kousekim.. Bo co innego mogli zrobić? Przebijać się przez trzynaście kilometrów lasu by potem znowu skanować teren i tak dalej? Tym bardziej, że miał to być krótki zwiad./akap]
Kiedy dotrą na miejsce nie pozostanie im nic innego, jak odnalezienie kapitana, wyjaśnienie, że wokół cisza i spokój... No i warto byłoby wspomnieć o przybyszu zza muru, czyż nie?
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
- Palacz-san poprowadził ich do przełożonego, dotarli tam bez większych problemów. Praca! Obowiązki! Budynki urzędowe przypominające grubo ciosane kamienne bryły! Co z tego, że były z kamienia. Stosy papierów które przeglądał Uchiha wyglądały dość poważnie. Szarooki z ulgą stwierdził, że w otoczeniu Kapitana nie było żadnej podejrzanej flaszki. Może wyjdzie na prostą, tak jak reszta strażników? Zdanie raportu zajęło krótką chwilę, ot, nic ciekawego się nie działo, dziękuję i do widzenia. Zapamiętanie całej listy obowiązującej od teraz hierarchii mogło nastręczyć drobnych problemów, jeśli usłyszało się ją tylko raz. Mniejsza z tym, wystarczy zapamiętać swoją i te niżej. W przypadku Kamiru wiele do zapamiętania nie będzie, ne? Może i uczestniczył w tamtym szturmie, znaczy pomagał reszcie walczyć z tymi bestiami, a nie pomagał bestiom. Eto...
Następne słowa znacznie ciekawsze były, nie usłyszeli ich już jego podwładni. Towarzysze broni, poprawił się w myślach. Sięganie po władzę przez niewłaściwie używanie swoich przywilejów i obowiązków... Nie, nie mógł upaść tak nisko, stoczyć się w ten sposób. Musiał zachować swoją dumę, człowieczeństwo, poszanowanie wolnościi miłość do wszystkiego co ma cycki. Pytania mu postawione nie wymagały długiego namysłu, Kamiru odpowiedział więc na nie szczerze. Chyba.
- Kamiru z rodu Yuki jestem. Zostać tu mógłbym, choć na jak długo wiedzieć nie mogę. Na Hyuo chciałbym wrócić jeszcze, z Przywódczynią porozmawiać. Do tego czasu być tu mogę, wędrówkę podjąć i wrócić z powrotem. - Zamaskowany czekał spokojnie na odpowiedź i przydzielenie mu rangi, jakakolwiek by nie była.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
Dwójka, do której dołączyłam była.. wręcz nietypowa. Zaczynając od mężczyzny to nadal nie wiedziałam, kim tak naprawdę był. Jego reakcja na mój widok, sprawiła iż cofnęłam się dwa kroki do tyłu, nie wiedząc, czy na pewno chcę mu towarzyszyć. Pójście z nimi było moją szansą, lecz jak zauważyłam, bardzo ryzykowną. Młodzieniec, który okazał się jego towarzyszem był troszkę nieprzewidywalny i.. zniecierpliwiony? Jego kopnięcie w drzwi, świadczyło, iż nie chciał dłużej czekać na zaproszenie.
Można i tak..
Myślałam, gdy tylko spojrzałam na zniszczenia oraz sama nogę, która prawie, że utknęła. Natychmiastowo podeszłam do niego i popatrzyłam na to, czy chłopak się przypadkiem nie zranił. Z tego, co mogłam zauważyć, nie miał nawet zadrapania, także odsunęłam się, nie pokazując swoich klanowych zdolności. Odwróciłam głowę w stronę nieznajomego, który poczerwieniał na twarzy i bardzo pięknie wytrzeszczył oczy. Zaczęłam cicho chichotać, nie mogąc się powstrzymać od przypływu radości. Cała sytuacja zamiast przynieść przerażenie, przywołała dobry humor, który towarzyszył mi tylko podczas spędzania czasu z bratem. Zasłoniłam jedną dłonią swoje usta, po czym lekko przymykając oczy, popatrzyłam na osobę, która okaleczyła nasz język. Dobre samopoczucie prysło niczym bańka mydlana, a stara, kulturalna Mei-chan wróciła na swoje dawne miejsce. Spokojny wyraz twarzy, opuszczenie ręki i zimne spojrzenie, którym obdarzyłam Kaizo. Otyły nieznajomy z tasakiem patrzył na nas jakbyśmy zrobili niewiadomo jaką rzecz, lecz prawda była jedna - pomogliśmy tym ludziom. Gdyby nie białowłosy, to te drzwi stałyby tu dwa czy trzy lata. Jednakże ich wytrzymałość mogła być sporym dylematem, w końcu gdy przyjdą nieproszeni goście to przynajmniej tak łatwo nie rozwalą wejścia.
- Jak dla mnie nic nie zrobiłeś - szepnęłam do przerażonego młodzieńca, który za ich słowami poszedł w kierunki wnętrza. Ja sama stałam na zewnątrz, wiedząc, iż właśnie zostałam zignorowana. W dodatku moje zaczepne pytanie, zostało olane przez co zrobiło mi się przykro. Moja mina czy ciało nie pokazywały moich uczuć. Byłam skryta, przez co mężczyźni nie dostrzegli nic poza spokojną buzią.
- Ech, dziwne miejsce. - wymamrotałam, patrząc się na tlący płomień. Egipskie ciemności witały nas z szeroko otwartymi ramionami, przez co zrobiło się jeszcze ciekawiej. Czy chciałam wejść do środka? Otóż, jedyne czego pragnęłam to dowiedzieć się o wydarzeniach, które doszły na terenie Sogen. Ludzie nie wyglądali za dobrze, przez co zapragnęłam poznać dawne zagrożenie, o którym pojęcie mogła mieć ta dwójka.
- Niech Pan uważa z tym tasakiem, jeszcze stanie się niewinnej osobie krzywda- powiedziałam cicho, przekraczając próg lokalu. Ciemność, wszędzie ciemność, aż podbiegłam do nieznajomego młodzieńca, będącego jedynym widocznym horyzontem. Złapałam go swoją lodowatą dłonią, tylko po to, by go zatrzymać.
- Matte - powiedziałam, będąc tuż obok niego - Jakoś nieszczególnie chciałam zostać na pastwę losu tych dwóch mężczyzn. Z resztą, kim jest ten, którego imienia nie zdołałam poznać? -zapytałam z zaciekawieniem, rozglądając się za miejscem do siedzenia. Jakoś nie za bardzo pasowało mi stanie na środku karczmy, więc po dostrzeżeniu wolnego stolika, ruszyłam w jego kierunku. Ugh, okorpne ciemności....
Można i tak..
Myślałam, gdy tylko spojrzałam na zniszczenia oraz sama nogę, która prawie, że utknęła. Natychmiastowo podeszłam do niego i popatrzyłam na to, czy chłopak się przypadkiem nie zranił. Z tego, co mogłam zauważyć, nie miał nawet zadrapania, także odsunęłam się, nie pokazując swoich klanowych zdolności. Odwróciłam głowę w stronę nieznajomego, który poczerwieniał na twarzy i bardzo pięknie wytrzeszczył oczy. Zaczęłam cicho chichotać, nie mogąc się powstrzymać od przypływu radości. Cała sytuacja zamiast przynieść przerażenie, przywołała dobry humor, który towarzyszył mi tylko podczas spędzania czasu z bratem. Zasłoniłam jedną dłonią swoje usta, po czym lekko przymykając oczy, popatrzyłam na osobę, która okaleczyła nasz język. Dobre samopoczucie prysło niczym bańka mydlana, a stara, kulturalna Mei-chan wróciła na swoje dawne miejsce. Spokojny wyraz twarzy, opuszczenie ręki i zimne spojrzenie, którym obdarzyłam Kaizo. Otyły nieznajomy z tasakiem patrzył na nas jakbyśmy zrobili niewiadomo jaką rzecz, lecz prawda była jedna - pomogliśmy tym ludziom. Gdyby nie białowłosy, to te drzwi stałyby tu dwa czy trzy lata. Jednakże ich wytrzymałość mogła być sporym dylematem, w końcu gdy przyjdą nieproszeni goście to przynajmniej tak łatwo nie rozwalą wejścia.
- Jak dla mnie nic nie zrobiłeś - szepnęłam do przerażonego młodzieńca, który za ich słowami poszedł w kierunki wnętrza. Ja sama stałam na zewnątrz, wiedząc, iż właśnie zostałam zignorowana. W dodatku moje zaczepne pytanie, zostało olane przez co zrobiło mi się przykro. Moja mina czy ciało nie pokazywały moich uczuć. Byłam skryta, przez co mężczyźni nie dostrzegli nic poza spokojną buzią.
- Ech, dziwne miejsce. - wymamrotałam, patrząc się na tlący płomień. Egipskie ciemności witały nas z szeroko otwartymi ramionami, przez co zrobiło się jeszcze ciekawiej. Czy chciałam wejść do środka? Otóż, jedyne czego pragnęłam to dowiedzieć się o wydarzeniach, które doszły na terenie Sogen. Ludzie nie wyglądali za dobrze, przez co zapragnęłam poznać dawne zagrożenie, o którym pojęcie mogła mieć ta dwójka.
- Niech Pan uważa z tym tasakiem, jeszcze stanie się niewinnej osobie krzywda- powiedziałam cicho, przekraczając próg lokalu. Ciemność, wszędzie ciemność, aż podbiegłam do nieznajomego młodzieńca, będącego jedynym widocznym horyzontem. Złapałam go swoją lodowatą dłonią, tylko po to, by go zatrzymać.
- Matte - powiedziałam, będąc tuż obok niego - Jakoś nieszczególnie chciałam zostać na pastwę losu tych dwóch mężczyzn. Z resztą, kim jest ten, którego imienia nie zdołałam poznać? -zapytałam z zaciekawieniem, rozglądając się za miejscem do siedzenia. Jakoś nie za bardzo pasowało mi stanie na środku karczmy, więc po dostrzeżeniu wolnego stolika, ruszyłam w jego kierunku. Ugh, okorpne ciemności....
0 x
Re: Shi no gēto
//Wybaczcie za brak odpisu - ukochana rodzinka odebrała mi komputer na kilka dni T.T
Decyzja została dosyć szybko podjęta. Hyuuga, która wydała się całkiem przyjazną osóbką, bo często się do mnie uśmiechała, oraz mężczyzna, który postanowił mnie zignorować - w sumie to było do przewidzenia, zaczęli prowadzić mnie do kogoś bardziej doświadczonego. Wtedy też nie potrafiłem się powstrzymać i wprost musiałem się cicho pośmiać, zakrywając dłonią usta. Doświadczeni, dorośli, a się zgubili! To było całkiem śmieszne. Przynajmniej dla mnie.
Ostatecznie para postanowiła zaprowadzić mnie do jakiejś wieży, która wyglądała im na odpowiednie miejsce. Ciekawe tylko dlaczego tak pomyśleli? W końcu ta wieża nie wygląda zbyt dobrze. W sumie co mi tutaj wygląda dobrze? Chyba tylko las znajdujący się po drugiej stronie muru. Po co komu tyle zabudowań? Są z cukru, żeby potrzebowali tyle osłon? Nie rozumiem tych ludzi. Mimo wszystko, gdy podeszliśmy do wieży, mężczyzna poszedł przodem zostawiając mnie z Hyuugą. Gdy tylko zniknął kobieta zaczęła mnie przytulać i mówić coś o "słodziaku". Zaraz.. co?! Dosyć szybko spróbowałem uciec, ale niezbyt mi to szło. Chyba powinienem więcej trenować, skoro się nawet dobrze wyrwać z uścisku nie mogę.
Na całe szczęście dość szybko wrócił Uchiha, który kazał mi wejść do wieży. Błogosławiony ratunek! Tak czy owak szybko uciekłem od Hyuugi i wszedłem do środka. Znajdował się tam stół, na którym leżał miecz, oraz kilka krzeseł. Zgodnie z poleceniem usiadłem na jednym z nich, wpatrując się w swojego rozmówcę. Na pytanie czy nie jestem głodny jedynie pokręciłem przecząco głową. Co prawda nie jadłem nic od dwóch dni, ale wolałbym nie brać nic od tego człowieka. Nie wygląda mi na kogoś godnego zaufania, ne. Rzecz jasna nie zamierzał ukrywać tego co tutaj robię, skoro raz to powiedziałem to i tak by się dowiedzieli, ne? Z tegoż powodu powtórzyłem owym ludziom dokładnie to, co chwilę wcześniej usłyszał Kamiru i jego drużynka. Gdy skończyłem, zacząłem wpatrywać się w dorosłych, czekając na werdykt. A raczej decyzję odnośnie mnie.
Decyzja została dosyć szybko podjęta. Hyuuga, która wydała się całkiem przyjazną osóbką, bo często się do mnie uśmiechała, oraz mężczyzna, który postanowił mnie zignorować - w sumie to było do przewidzenia, zaczęli prowadzić mnie do kogoś bardziej doświadczonego. Wtedy też nie potrafiłem się powstrzymać i wprost musiałem się cicho pośmiać, zakrywając dłonią usta. Doświadczeni, dorośli, a się zgubili! To było całkiem śmieszne. Przynajmniej dla mnie.
Ostatecznie para postanowiła zaprowadzić mnie do jakiejś wieży, która wyglądała im na odpowiednie miejsce. Ciekawe tylko dlaczego tak pomyśleli? W końcu ta wieża nie wygląda zbyt dobrze. W sumie co mi tutaj wygląda dobrze? Chyba tylko las znajdujący się po drugiej stronie muru. Po co komu tyle zabudowań? Są z cukru, żeby potrzebowali tyle osłon? Nie rozumiem tych ludzi. Mimo wszystko, gdy podeszliśmy do wieży, mężczyzna poszedł przodem zostawiając mnie z Hyuugą. Gdy tylko zniknął kobieta zaczęła mnie przytulać i mówić coś o "słodziaku". Zaraz.. co?! Dosyć szybko spróbowałem uciec, ale niezbyt mi to szło. Chyba powinienem więcej trenować, skoro się nawet dobrze wyrwać z uścisku nie mogę.
Na całe szczęście dość szybko wrócił Uchiha, który kazał mi wejść do wieży. Błogosławiony ratunek! Tak czy owak szybko uciekłem od Hyuugi i wszedłem do środka. Znajdował się tam stół, na którym leżał miecz, oraz kilka krzeseł. Zgodnie z poleceniem usiadłem na jednym z nich, wpatrując się w swojego rozmówcę. Na pytanie czy nie jestem głodny jedynie pokręciłem przecząco głową. Co prawda nie jadłem nic od dwóch dni, ale wolałbym nie brać nic od tego człowieka. Nie wygląda mi na kogoś godnego zaufania, ne. Rzecz jasna nie zamierzał ukrywać tego co tutaj robię, skoro raz to powiedziałem to i tak by się dowiedzieli, ne? Z tegoż powodu powtórzyłem owym ludziom dokładnie to, co chwilę wcześniej usłyszał Kamiru i jego drużynka. Gdy skończyłem, zacząłem wpatrywać się w dorosłych, czekając na werdykt. A raczej decyzję odnośnie mnie.
0 x
Re: Shi no gēto
- Szarooki przyjął rangę, masę wiadomości, pokiwał głową i miał już odejść, gdy usłyszał o żołdzie. Tego się akurat nie spodziewał, ale ryo zawsze się przyda. Niestety, świat bez pieniądza może i byłby ciekawym miejscem, ale tego, w którym przyszło żyć Kamiru nie uda się już zmienić. Kawałki metalu nabrały wartości w głowach ludzi i tak już pozostało. Yuki miał jednak inne rzeczy do roboty, niż zastanawianie się nad sensem istnienia waluty. Był przecież kapitanem, miał swój oddział i masę obowiązków, o których najprawdopodobniej zapomniano mu powiedzieć. Teraz jednak chciał przede wszystkim odnaleźć Yuu, który zniknął już jakiś czas temu, przed zamieszaniem z przybyciem nowych shinobi i kunoichi na mur. A skoro mowa o nowych, czas może sprawdzić, jak poradzono sobie z Seiryo? Młody kouseki został wypytany i wypuszczony? A może żartowniś gnije gdzieś w ciemnym lochu? O ile mają tutaj loch. Albo chociaż piwniczkę.
Odebranie żołdu nie sprawiło problemu, wystarczyło podać kilka danych, pokwitować i cieszyć się zarobkiem. Co zrobi z nim Kamiru? Wyda na kobiety o cnocie poddanej zmiennym wpływom rynku? Trunki przynoszące zapomnienie? Nowy zestaw zabójczych broni? Ostatnie wydawało się całkiem prawdopodobne, tym bardziej, że dobra stal swoje kosztowała. Niby miał Oni, ale wolał nim nie szachować bez prawdziwej potrzeby. Dziwne, ale kowal oddał mu kilka kunaiów za darmo. Szarooki nie wnikał, co takiego kierowało starszym mężczyzną, ale dar przyjął bez zadawania pytań, w myśl maksymy "jak dają to bierz, jak biją to uciekaj".
W końcu dotarł do miejsca, gdzie rzekomo trafił przybysz zza muru. Nie wyglądało tak strasznie, a dzieciak i tak pewnie znalazł powód do śmiechu. Wszedł do środka, wytłumaczył innemu strażnikowi o co chodzi. Oczywiście szeptem, by przesłuchiwany nie mógł wiedzieć o co dokładnie chodzi. Ach te tajemnice!
- Kouseki Seiryo, za mną. - Zamaskowany wyszedł z wieży równie szybko co do niej wkroczył. Brakowało tylko powiewającego za nim postrzępionego płaszcza. Nie da się mieć wszystkiego, ne? Kiedy już znaleźli się z dala od innych strażników, można było normalnie porozmawiać. Na ile rozmowa z Kamiru jest normalna to inna sprawa.
- Wolny jesteś, odejść możesz, rodzinę odszukać. Albo pozostać tu, ktoś z rodu twego znalazł się tu z pewnością, poszukać wystarczy. Wybór twój. - Tylko tyle miał mu do zaoferowania zimnokrwisty shinobi.
0 x
Re: Shi no gēto
Infor MG: Na razie sytuacja niczego nie wymaga, więc jest to czysto fabularna sytuacja. Gdyby jednak ktoś z was zechciał rozpocząć poważniejszą akcję wymagam, aby opisał ją w miarę spójnie i ważne, w trybie niedokonanym (!) - żeby wyglądała na prostą do interpretacji. Techniki i inne takie, obowiązkowo w uhide widocznym dla mnie. O dalszych sprawach będę informował na bieżąco, więc wy tym bardziej możecie się zgłaszać.
0 x
Re: Shi no gēto
Chłopcu było bardzo wstyd w związku z powstałym incydentem. Najchętniej zapadłby się pod ziemię, lub po prostu wsiąkł w nią… Przeprosił, lecz niestety nie doczekał się odpowiedzi. Młodociany niszczyciel zbutwiałych drzwi nie oczekiwał jednak słów w stylu „nic się przecież nie stało” nie przywykł do nich i ich nie oczekiwał. W końcu w świecie shinobi nie było miejsca na uprzejmości, a już na pewno nie w dotychczasowym życiu młodzieńca, którego przeznaczeniem miało być tylko i wyłącznie niesienie śmierci wrogom klanu Hözuki. Jakże wielkie było zdziwienie naszej małej, skrzywdzonej maszynki do zabijania, gdy śliczny głosik tuż za nim wyszeptał mu do ucha słowa „…nic nie zrobiłeś”. Chłopczyk poczerwieniał na policzkach, co dało się widzieć nawet patrząc na niego od tyłu, w tym okropnym półmroku panującym już w całym Sogen. Dwunastolatek był świadom tego, że dziewczyna widzi jego zawstydzenie i zawstydził się jeszcze bardziej chowając buzię głęboko w luźnych obwojach turkusowego szalu. Tego co mówiła dalej już nie słyszał zbyt przejęty, by słyszeć cokolwiek. Opanowawszy się wychylił główkę zza swojego wełnianego schronienia, odwrócił głowę do dziewczyny, która go wsparła i wlepił swoje śliczne patrzałki w jej niemniej śliczną buzię.–Arigatou…-Wyrzekł głosikiem tak słodkim, że tylko brzęknięcie antałka wypełnionego miodem mogło przywodzić na myśl słodsze skojarzenia. Po tym jak jej podziękował przyspieszył i zdecydowanie wkroczył do tajemniczego budynku, który według Saigiego miał być karczmą z najlepszym jedzeniem w promieniu co najmniej stu kilometrów. W prawdzie mężczyzna nie powiedział tego dosłownie, ale wychwalał to miejsce tak bardzo, że oczywistym wnioskiem było stwierdzenie, że do lepszego lokalu nie dało się dotrzeć w ciągu jednego dnia.
Z mroku powoli zaczęły wyłaniać się kształty stołków i krzeseł, co było potwierdzeniem słów Saigiego. Kto by pomyślał! Przybytek faktycznie okazał się być karczmą, ale czy nie było w tym drugiego dna? Może i było, ale chłopiec stracił wszelkie podejrzenia i z uśmiechem ruszył do jednego ze stolików, ale został zatrzymany przez znajomy mu już dziewczęcy głos. Zrozumiałe… Dziewczę nie ufało zbytnio dwójce podejrzanych dorosłych i wolała trzymać się dzieciaka, który gdyby nie kościana broń na jego plecach mógłby uchodzić za najniewinniejsze stworzenie na świecie. Zresztą, po dłuższym spoglądaniu na niego nawet kościany miecz zdawał się nie mieć znaczenia, bo (jak większość myślała) berbeć z pewnością nosił go jako tępą zabawkę. Albinos odwrócił się twarzą do błękitnowłosej, ale ta powiedziała coś, co sprawiło, że niemal natychmiast chciał się odwrócić z powrotem, a najlepiej plecami. Poczerwieniał jak burak, jeszcze gorzej niż poprzednim razem, a jego buźka wstydliwie się skrzywiła ponownie szukając szalika, w którym zawsze mogła się schować. Wydawało się nawet, że z uszu tego rozgrzanego do czerwoności garnuszka poszło troszkę gorącej pary… Jego reakcja nie była bezpodstawna, dziewczyna faktycznie zapytała go o imię już wcześniej, jeszcze zanim rozwalił te nieszczęsne drzwi. Nasz wstydniś zamarł, ale wiedział, że musi się pozbierać i czym prędzej powiedzieć jak ma na imię, żeby nie urazić dziewczyny jeszcze bardziej. Gdy jego twarz nabrała nieco bardziej naturalnej barwy postanowił wychylił główkę zza długiego szala. –Yüsuke desu…-Powiedział wyraźnie zawstydzony.-Hözuki Yüsuke desu.-Z tego wszystkiego zapomniał nawet, że nie powinien wyjawiać swojego nazwiska obcym, bo klan Hözuki był znanym i powszechnie nielubianym klanem. Na szczęście dziewczyna pochodziła z dobrze znanego chłopcu i bardzo lubianego przez niego klanu Yuki, który za sprawą Kamiru stał się jego rodziną. Słodziak nie wiedział jednak jeszcze, że ma do czynienia ze swoją doszywaną kuzyneczką. –Etto… Gomenasai de gozaru!-Krzyknął kłaniając się ze złożonymi rękami nad główką i zamykając oczki.-Przepraszam, że Ci wcześniej nie odpowiedziałem… Umknęło mi to de gozaru!-Postanowił nie prostować się dopóki dziewczyna mu nie wybaczy, w końcu w domu, na Kantai, za taki brak szacunku wujek Renji zmusiłby go do treningu, który czułby w kościach jeszcze do tej pory, a Kamiru za mniejsze przewinienia kazał mu już klęczeć na lodowym bloku. Po jakimś czasie mógł się już wyprostować i zając miejsce przy jednym ze stolików. To był dobry moment, by porozmawiać z nowopoznaną o różnokolorowych oczkach, które to Yü w końcu dostrzegł w blasku święcącej ze stolika świeczki. Dodatkowo byli sami… Idealna wręcz sceneria na randkę, ale nasi bohaterowie przecież się nie umówili, byli tu zupełnie przypadkiem, do tego różnica wieku była zbyt duża, by można było mówić o spotkaniu o wyżej wspomnianym charakterze. Mógł za to się dowiedzieć kim tak naprawdę jest śnieżna księżniczka, a gdy tylko dowie się, że należy do wspaniałego klanu jego braciszka… Oj będzie ciekawie!
-Twoje oczy…-Wypowiedziało w końcu złote dziecko wpatrując się w jej różnokolorowe tęczówki-Są piękne de gozaru…-I tak właśnie Yü powiedział pierwszy w swym życiu, prawdziwy komplement, ale zanim zrozumiał to co powiedział z trzaskiem pojawiła się przy nim ciężka skrzynka. –Etto… Hai!-Wykrzyknął maluch zrywając się z krzesła, choć bardzo niechętnie opuszczając krewniaczkę braciszka, z którą z pewnością mógłby gadać godzinami. Maluch zabrał skrzynkę z narzędziami i podszedł do mężczyzny naprawiającego drzwi. Skąd biedny facet miał wiedzieć, że chłopiec jest maszynką do zabijania i prędzej rozwali drzwi na drzazgi niż w czymkolwiek pomoże… W końcu nigdy nie trzymał młotka w dłoni, ale zdecydowanie się postara. –Co mam robić de gozaruyo?-Zapytał przyglądając się narzędziom.
Z mroku powoli zaczęły wyłaniać się kształty stołków i krzeseł, co było potwierdzeniem słów Saigiego. Kto by pomyślał! Przybytek faktycznie okazał się być karczmą, ale czy nie było w tym drugiego dna? Może i było, ale chłopiec stracił wszelkie podejrzenia i z uśmiechem ruszył do jednego ze stolików, ale został zatrzymany przez znajomy mu już dziewczęcy głos. Zrozumiałe… Dziewczę nie ufało zbytnio dwójce podejrzanych dorosłych i wolała trzymać się dzieciaka, który gdyby nie kościana broń na jego plecach mógłby uchodzić za najniewinniejsze stworzenie na świecie. Zresztą, po dłuższym spoglądaniu na niego nawet kościany miecz zdawał się nie mieć znaczenia, bo (jak większość myślała) berbeć z pewnością nosił go jako tępą zabawkę. Albinos odwrócił się twarzą do błękitnowłosej, ale ta powiedziała coś, co sprawiło, że niemal natychmiast chciał się odwrócić z powrotem, a najlepiej plecami. Poczerwieniał jak burak, jeszcze gorzej niż poprzednim razem, a jego buźka wstydliwie się skrzywiła ponownie szukając szalika, w którym zawsze mogła się schować. Wydawało się nawet, że z uszu tego rozgrzanego do czerwoności garnuszka poszło troszkę gorącej pary… Jego reakcja nie była bezpodstawna, dziewczyna faktycznie zapytała go o imię już wcześniej, jeszcze zanim rozwalił te nieszczęsne drzwi. Nasz wstydniś zamarł, ale wiedział, że musi się pozbierać i czym prędzej powiedzieć jak ma na imię, żeby nie urazić dziewczyny jeszcze bardziej. Gdy jego twarz nabrała nieco bardziej naturalnej barwy postanowił wychylił główkę zza długiego szala. –Yüsuke desu…-Powiedział wyraźnie zawstydzony.-Hözuki Yüsuke desu.-Z tego wszystkiego zapomniał nawet, że nie powinien wyjawiać swojego nazwiska obcym, bo klan Hözuki był znanym i powszechnie nielubianym klanem. Na szczęście dziewczyna pochodziła z dobrze znanego chłopcu i bardzo lubianego przez niego klanu Yuki, który za sprawą Kamiru stał się jego rodziną. Słodziak nie wiedział jednak jeszcze, że ma do czynienia ze swoją doszywaną kuzyneczką. –Etto… Gomenasai de gozaru!-Krzyknął kłaniając się ze złożonymi rękami nad główką i zamykając oczki.-Przepraszam, że Ci wcześniej nie odpowiedziałem… Umknęło mi to de gozaru!-Postanowił nie prostować się dopóki dziewczyna mu nie wybaczy, w końcu w domu, na Kantai, za taki brak szacunku wujek Renji zmusiłby go do treningu, który czułby w kościach jeszcze do tej pory, a Kamiru za mniejsze przewinienia kazał mu już klęczeć na lodowym bloku. Po jakimś czasie mógł się już wyprostować i zając miejsce przy jednym ze stolików. To był dobry moment, by porozmawiać z nowopoznaną o różnokolorowych oczkach, które to Yü w końcu dostrzegł w blasku święcącej ze stolika świeczki. Dodatkowo byli sami… Idealna wręcz sceneria na randkę, ale nasi bohaterowie przecież się nie umówili, byli tu zupełnie przypadkiem, do tego różnica wieku była zbyt duża, by można było mówić o spotkaniu o wyżej wspomnianym charakterze. Mógł za to się dowiedzieć kim tak naprawdę jest śnieżna księżniczka, a gdy tylko dowie się, że należy do wspaniałego klanu jego braciszka… Oj będzie ciekawie!
-Twoje oczy…-Wypowiedziało w końcu złote dziecko wpatrując się w jej różnokolorowe tęczówki-Są piękne de gozaru…-I tak właśnie Yü powiedział pierwszy w swym życiu, prawdziwy komplement, ale zanim zrozumiał to co powiedział z trzaskiem pojawiła się przy nim ciężka skrzynka. –Etto… Hai!-Wykrzyknął maluch zrywając się z krzesła, choć bardzo niechętnie opuszczając krewniaczkę braciszka, z którą z pewnością mógłby gadać godzinami. Maluch zabrał skrzynkę z narzędziami i podszedł do mężczyzny naprawiającego drzwi. Skąd biedny facet miał wiedzieć, że chłopiec jest maszynką do zabijania i prędzej rozwali drzwi na drzazgi niż w czymkolwiek pomoże… W końcu nigdy nie trzymał młotka w dłoni, ale zdecydowanie się postara. –Co mam robić de gozaruyo?-Zapytał przyglądając się narzędziom.
0 x
Re: Shi no gēto
- Eh... Dziecko najwidoczniej straciło mowę przez natłok ostatnich wydarzeń i emocje, które musiały się w nim kłębić. Na szczęście dla siebie Kamiru nie był tak słaby jak ci wszyscy śmiertelnicy, jego emocje pozostawały na wodzy. Ba, tkwiły w celi, na samym dnie jego mrocznej duszy, bez szans na wyrwanie się i opanowanie ciała nastolatka, który stracił ochotę na rozmowę z Seiryo. A może po prostu zabrakło mu cierpliwości by Kouseki wyrwał się z paraliżu? W każdym razie, Zamaskowany odszedł bez słowa w sobie znanym kierunku. Okrutnik, nawet nie skinął głową, brakowało mu tylko płaszcza powiewającego za nim... I dyszenia. Niestety, nie miał astmy.
Powędrował do karczmy, w której zatrzymał się wraz z Yuu. W środku siedziało kilku stałych bywalców, jednak większość stanowili nowo przybyli ochotnicy z różnych prowincji, którym najwidoczniej nikt nie wyznaczył żadnego zajęcia. Kilku musiało być już nieźle poinformowanych w hierarchii panującej wśród strażników, bo na widok śmierciotwarzy spróbowali zasalutować, skłonić się a może po prostu mieli grupowe kichnięcie, Yukiego niezbyt to obchodziło, skierował boskie kroki prosto do swojego pokoju. Wewnątrz było pusto i co najważniejsze, zimno. Kałuży nadal nigdzie nie było, świeżych śladów jego bytności również nigdzie nie było. Ale był kij. Długi, oszroniony i dziwnie wygięty, leżał sobie na łóżku jakby nigdy nic. Tyle dobrego, że nie miał oczu, bo zimnolubny młodzieniec mógłby dać słowo, że się w niego wpatruje. Dziwne, bo Kamiru nie przypominał sobie by znalazł gdzieś coś takiego. Szybko uznał, że to Białowłosy glut przytargał skądś badyl i go zostawił. Fakt, że drewno pokrywał szron był bez znaczenia, częste zjawisko w otoczeniu shinobi z Hyuo. Upewniwszy się, że Yuu nadal nie ma, a ich rzeczy są bezpieczne, bóg wygnany wyszedł z pokoju, potem z karczmy a w końcu wywędrował z miasteczka, kierując się w odludne miejsce. Choć czy takie może istnieć w cieniu muru, na którym zawsze są czujne oczy? Oczywiście, że są, wystarczy stać po właściwiej stronie.
Sei, jak wrócisz, jesteś wolny w fabule.
Dotarł w końcu do miejsca odpowiadającego jego wymaganiom. Pusty, w miarę prosty plac, niedaleko niego rosły drzewa... Idealne miejsce do robienia tego, co zaplanował sobie Kamiru. Tylko o co chodzi? W jakim celu zjawił się tu nastolatek z rodu Yuki? Chce wezwać pradawne demony na pomoc? A może onanizować się do dźwięków przyrody i własnego odbicia w pobliskim strumieniu? Pudło! Czynności te mógłby robić inny nastolatek, ale nie osoba piastująca godność kapitana na murze. Zamaskowany postanowił oddać się treningom na tyle, na ile starczy mu sił. Albo nie wezwą go do walki, raczej nie odszedł poza zasięg niezwykłych oczu swojej podopiecznej, pokonanie trzynastu kilometrów w tak krótkim czasie przekracza jego umiejętności.
Młodzieniec uznał, że trucht wystarczy mu za rozgrzewkę, przeszedł więc do właściwego treningu. O ile wcześniej, jeszcze w Ryuzaku, obok rudery którą mógł przez trzy lata nazywać swoim domem... Nieważne, przeszłość nie wróci a on jest tu, jeszcze dalej od rodziny... Ale to też nie ważne, liczy się rozwój. Zapragnął podnieść swoje zdolności we władaniu ostrzem. Niby coś tam potrafił zrobić bronią dłuższą niż kunai, ale podstawy go nie satysfakcjonowały. W chwili, gdy nie będzie mógł polegać na swoim lodzie i wietrze, zostanie mu tylko Oni albo zwykły kawał stali. Kamiru musiał opanować sztukę kenjtusu, poczynić kolejny krok na drodze do zostania szermierzem. Może nie najlepszym na świecie, ale przynajmniej takim, który da sobie radę z przeciwnikami spotykanymi na trakcie czy tymi dzikusami atakującymi mur.
Zaczął łagodnie, od najprostszych form, ucząc swoje ciało zajmowania określonych pozycji następujących po sobie, co jakiś czas zmieniając sekwencję na wypadek gdyby wyimaginowany przeciwnik okazał się sprytniejszym niż wyglądał. Dopiero potem pozwolił sobie na prawdziwie wymagające ćwiczenia, a po kilku godzinach pozwolił sobie na krótką przerwę przed następnym treningiem, chowając Oni do sayi.
Kenjutsu na C - 100PH - 5h
Młodzieniec uznał, że trucht wystarczy mu za rozgrzewkę, przeszedł więc do właściwego treningu. O ile wcześniej, jeszcze w Ryuzaku, obok rudery którą mógł przez trzy lata nazywać swoim domem... Nieważne, przeszłość nie wróci a on jest tu, jeszcze dalej od rodziny... Ale to też nie ważne, liczy się rozwój. Zapragnął podnieść swoje zdolności we władaniu ostrzem. Niby coś tam potrafił zrobić bronią dłuższą niż kunai, ale podstawy go nie satysfakcjonowały. W chwili, gdy nie będzie mógł polegać na swoim lodzie i wietrze, zostanie mu tylko Oni albo zwykły kawał stali. Kamiru musiał opanować sztukę kenjtusu, poczynić kolejny krok na drodze do zostania szermierzem. Może nie najlepszym na świecie, ale przynajmniej takim, który da sobie radę z przeciwnikami spotykanymi na trakcie czy tymi dzikusami atakującymi mur.
Zaczął łagodnie, od najprostszych form, ucząc swoje ciało zajmowania określonych pozycji następujących po sobie, co jakiś czas zmieniając sekwencję na wypadek gdyby wyimaginowany przeciwnik okazał się sprytniejszym niż wyglądał. Dopiero potem pozwolił sobie na prawdziwie wymagające ćwiczenia, a po kilku godzinach pozwolił sobie na krótką przerwę przed następnym treningiem, chowając Oni do sayi.
Kenjutsu na C - 100PH - 5h
0 x
Re: Shi no gēto
- Kamiru odpoczywał, opierając plecy o drzewo dumnie wzbijające się w niebo, pomimo cienia rzucanego przez mur. Budowla ta napełniała szarookiego mieszanymi uczuciami, z jednej strony jego wielkość i masywność gwarantowała bezpieczeństwo, tak samo jak ludzie krocząc po nim, którzy wypatrywali niebezpieczeństwa. Jednak z drugiej... Co się stanie gdy runie? Resztę świata, a przynajmniej kontynent czeka ponowna wojna z tym, co się za nim kryje? Czy może ów barbarzyńcy zatrzymają się w prowincji Uchiha czy pójdą podbijać kolejne tereny? I skąd wytrzasnęli te dziwaczne bestie... Teraz miał jednak bardziej realne rzeczy do roboty, niż wyobrażanie sobie najgorszych scenariuszy przyszłości.
Zamaskowany wolał opanować kolejne jutsu, które być może kiedyś uratuje nie tylko jego czy Yuu, ale też członków drużyny jak i innych strażników, a w dalszej perspektywie cały świat. Któż wiedzieć to może? A pomysł na technikę narodził się już dawno w głowie zimnokrwistego młodzieńca, nie miał jednak czasu do zrealizowania go, gdyż zawsze było coś do roboty, a to ktoś, komu było trzeba pomóc albo zrobić krzywdę, tudzież pozbawić życia... Taka praca shinobi, ne? Ba, taka jest rola boga, by decydować o ludzkim istnieniu. Kogo oszczędzić, a kogo puścić dalej. Ale by móc przemienić decyzję w fakt dokonany, potrzebował większej siły, a ją mógł zyskać dzięki stworzeniu kolejnej niezwykłej techniki bazującej na jego ukochanych więzach krwi pozwalających władać lodem.
Potrafił go już tworzyć po najróżniejszymi postaciami w najróżniejszych możliwych celach... Tym razem jednak miał na celu coś znacznie poważniejszego od poprzednich machinacji, tak pod względem złożoności jutsu jak i jego epickości. Tak, jutsu te miało być czymś, co zaprze ludziom dech w piersiach. Dosłownie. Chodziło o pokrycie całego ciała lodem by dokładnie chronił on użytkownika, tworząc prawdziwą zbroję z tego materiału, który przecież nie słynął ze swojej wytrzymałości. Ale skoro najlepszą obroną jest atak, to czy nie warto by rozważyć go w kategorii tarczy z kolcami. Przeciwnikowi wydaje się, że to on atakuje, nacierając swoimi technikami... A wystarczy podejść blisko niego, dotknąć... I już po nim. Zimno potrafiło zabijać równie skutecznie co żelazo czy lodowe kolce, a może nawet skuteczniej, bo broni można uniknąć, a chłodnego powietrza? Jeśli ktoś szkolił się w walce w zwarciu, tym gorzej dla niego.
Plany na technikę były piękne i w teorii prezentowało się to naprawdę potężnie, ale jaka była rzeczywistość? Póki co żadna, bo szarooki do tej pory zajmował się obmyślaniem i dopasowywaniem do siebie poszczególnych aspektów jutsu, tak, by nie stało się ostrzem obosiecznym, raniącym równie mocno swojego użytkownika co wroga. Eh... Początki były trudne, pokrywanie ciała hyotonem nie było czymś, do czego szkolono shinobi, nawet Yukich. Może właśnie dlatego Kamiru wymyślił taką technikę, by pokazać innym mieszkańcom Hyuo, że potrafią znacznie więcej niż mogliby się spodziewać? Wraz z upływem czasu szło coraz lepiej, a zamaskowany przestał się wzdrygać gdy czuł na sobie narastający pancerz. Jednocześnie zauważył niedoskonałości obecnego ubioru, co musiał zmienić jak najszybciej... Ale najpierw treningi, rzecz najważniejsza, kwestia odzieży wróci potem.
Im dalej opanowywał jutsu, tym więcej się o nim dowiadywał. Różniło się od początkowego zamysłu, ale nadal chroniło użytkownika i mroziło wszystko wokół, szkoda tylko, że gigantycznym nakładem chakry, co czyniło zbroję bezużyteczną na dłuższą metę. Cóż, nie dało się mieć wszystkiego, niestety. Może potem Kamiru uda się udoskonalić swoją kontrolę chakry, choć nie będzie to takie łatwe. Ale póki co był całkiem zadowolony z opanowania kolejnego wytworu swojej wyobraźni, choć zmęczenie dawało się dotkliwe we znaki, zmuszając go do krótkiego odpoczynku. Na szczęście miał jedzenie, ot, skromny posiłek zabrany z karczmy, który teraz konsumował z wdzięcznością dla karczmarza i jego bliskich, którzy musieli się natrudzić dla czegoś tak prostego, jak suszone mięso i kulki ryżowe... A mur stał na swoi miejscu, rzucając cień.
Kōrinoyoroi (A) - 12h - 25 linijek
Potrafił go już tworzyć po najróżniejszymi postaciami w najróżniejszych możliwych celach... Tym razem jednak miał na celu coś znacznie poważniejszego od poprzednich machinacji, tak pod względem złożoności jutsu jak i jego epickości. Tak, jutsu te miało być czymś, co zaprze ludziom dech w piersiach. Dosłownie. Chodziło o pokrycie całego ciała lodem by dokładnie chronił on użytkownika, tworząc prawdziwą zbroję z tego materiału, który przecież nie słynął ze swojej wytrzymałości. Ale skoro najlepszą obroną jest atak, to czy nie warto by rozważyć go w kategorii tarczy z kolcami. Przeciwnikowi wydaje się, że to on atakuje, nacierając swoimi technikami... A wystarczy podejść blisko niego, dotknąć... I już po nim. Zimno potrafiło zabijać równie skutecznie co żelazo czy lodowe kolce, a może nawet skuteczniej, bo broni można uniknąć, a chłodnego powietrza? Jeśli ktoś szkolił się w walce w zwarciu, tym gorzej dla niego.
Plany na technikę były piękne i w teorii prezentowało się to naprawdę potężnie, ale jaka była rzeczywistość? Póki co żadna, bo szarooki do tej pory zajmował się obmyślaniem i dopasowywaniem do siebie poszczególnych aspektów jutsu, tak, by nie stało się ostrzem obosiecznym, raniącym równie mocno swojego użytkownika co wroga. Eh... Początki były trudne, pokrywanie ciała hyotonem nie było czymś, do czego szkolono shinobi, nawet Yukich. Może właśnie dlatego Kamiru wymyślił taką technikę, by pokazać innym mieszkańcom Hyuo, że potrafią znacznie więcej niż mogliby się spodziewać? Wraz z upływem czasu szło coraz lepiej, a zamaskowany przestał się wzdrygać gdy czuł na sobie narastający pancerz. Jednocześnie zauważył niedoskonałości obecnego ubioru, co musiał zmienić jak najszybciej... Ale najpierw treningi, rzecz najważniejsza, kwestia odzieży wróci potem.
Im dalej opanowywał jutsu, tym więcej się o nim dowiadywał. Różniło się od początkowego zamysłu, ale nadal chroniło użytkownika i mroziło wszystko wokół, szkoda tylko, że gigantycznym nakładem chakry, co czyniło zbroję bezużyteczną na dłuższą metę. Cóż, nie dało się mieć wszystkiego, niestety. Może potem Kamiru uda się udoskonalić swoją kontrolę chakry, choć nie będzie to takie łatwe. Ale póki co był całkiem zadowolony z opanowania kolejnego wytworu swojej wyobraźni, choć zmęczenie dawało się dotkliwe we znaki, zmuszając go do krótkiego odpoczynku. Na szczęście miał jedzenie, ot, skromny posiłek zabrany z karczmy, który teraz konsumował z wdzięcznością dla karczmarza i jego bliskich, którzy musieli się natrudzić dla czegoś tak prostego, jak suszone mięso i kulki ryżowe... A mur stał na swoi miejscu, rzucając cień.
Kōrinoyoroi (A) - 12h - 25 linijek
0 x
Re: Shi no gēto
- Zamaskowany odpoczywał dalej, ciesząc się życiem. No dobra, niekoniecznie się nim cieszył, ale przynajmniej się nim nie smucił, a to już coś. Gdyby wszyscy podchodzili do kwestii istnienia tak jak on... Świat stałby się ciekawszym miejscem. Choć z drugiej strony, jeśli każdy jest taki sam, to czy jest jakiekolwiek miejsce na oryginalność? A jeśli nie ma oryginalności to czy może istnieć coś ciekawego? Ciekawy temat do rozważań, ne? Niestety Kamiru był zbyt zmęczony ostatnim treningiem by zaprzątać sobie teraz głowę rozważaniem o tak skomplikowanych sprawach, nawet jeśli mógłby dojść do fascynujących wniosków wywracających prawa wszechświata na drugą stronę sznura bielizny...
- Zamiast tego postanowił skupić się na treningu, obmyślając w głowie kolejne jutsu, tym razem z dziedziny pokrewnej hyotonowi, bo mowa o futonie. Element wiatru był groźnym narzędziem w odpowiednich rękach, a właściwie ustach, a szarooki miał zamiar uczynić ten żywioł swoją drugą potęgą, tak na wszelki wypadek gdyby nie wystarczył lód ani przerażający wygląd. Choć bez maski prezentował się całkiem nieźle, sądząc po spojrzeniach serwowanych przez kobiety w Shi no Geto. Albo po prostu to sobie ubzdurał, jak wiele innych rzeczy.
W wyobraźni boga wygnanego powstała więc technika szybka i zabójcza, która w jednej chwili może zakończyć żywot przeciwnika. Teraz potrzebował jeszcze nazwy, bez odpowiednich słów określających potęgę ów wytworu wszystko traciło sens. Chociaż... Co za różnica, jak nazwiemy katanę, jeśli ten kawał dobrze naostrzonej stali i tak zetnie głowę przeciwnika? Tak samo było z jutsu, powietrzny pocisk przebijający się przez kolejne warstwy ludzkiego ciała. Życie za życie, ktoś musi umrzeć, by ocalony został ktoś... Dziwne myśli, doprawdy dziwne myśli krążyły przez chwilę w jego głowie, dopóki nie zerwał się na równe nogi i nie rozpoczął prawdziwego treningu.
Początkowo niewiele rzeczy się mu udawało, ot, nędzny wiaterek podnoszący liście do góry. Jednak kolejne godziny stopniowo poprawiały wszystkie aspekty techniki, nadając jej śmiercionośnej mocy, zgodnie z założeniami Yukiego. Finalnie zimnokrwisty shinobi władał powietrzem przebijającym się bez trudu nawet przez drzewa, a jakby tego było mało, całym pociskiem dało się sterować! Co prawda tylko przez chwilę i kosztem pustych płuc, ale jednak. Kolejny trening z głowy, jeszcze tylko kilkaset i można cieszyć się spokojem przez kilka dni. O ile nie zjawi się panienka Hyuuga ze swoimi dziwnymi gestami i słowami. Kobiety.
Kūki neiru B - 8h - 15 linijek
0 x
Re: Shi no gēto
- Kapitan oddziału zwiadowców raczył ponownie ruszyć swoje cztery litery. Miał jeszcze kilka technik do opanowania, a czas uciekał nieubłaganie. Tak, jak wiosną na świecie topią się śniegi, tak samo ubywało sił szarookiemu. Nikt nie mówił, że życie ninja będzie łatwe, ne? Szczególnie w takim miejscu jak to. Nie żeby życie na Hyuo było łatwiejsze, inne były trudności z którymi musiał się borykać każdy człowiek. Odśnieżanie, pilnowanie, by ogień nie wygasł, polowanie na zwierzęta... Może warto byłoby odwiedzić dom po tylu latach, chociaż na chwilę? A przy okazji zamienić kilka słów z szanowną Yumi na, hm, różne sprawy.
Jutsu, które tym razem przyszło do głowy zamaskowanego było dość nietypowe. Skoro kiedyś, zdaje się, że całe wieki temu, opanował technikę suitonu pozwalającą mu chować się w kałuży, to czemu by nie mógł zrobić tego samego ze swoim lodem? Idea pojawiła się raz jeszcze podczas treningu z kopułą demonicznych luster. Ale pełny pomysł pojawił się w jego głowie kilka dni temu, gdy obserwował krople wody znikające w kałużach, podczas jednej z wielu burz przetaczających się przez Sogen. Od tej pory poświęcił część swojego umysłu na opracowanie drogi umożliwiającej mu skrycie się we własnym lodzie. Nie chodziło o tworzenie luster i skakanie z jednego do drugiego, ale o bycie niewidocznym wewnątrz własnego lodu. Jeśli trening się powiedzie, Kamiru wejdzie w posiadanie kolejnego prostego, ale bardzo przydatnego jutsu.
Najpierw utworzył lód, niezbędny do używania techniki. Ot, kilka błękitnobiałych brył, tak niepasujących do reszty krajobrazu. Minie trochę czasu, zanim się stopią, może Szarooki nie będzie musiał tworzyć kolejnych. Opanowanie Kōri no kakure wbrew pozorom nie było takie trudne, doświadczenie z nauki dwóch poprzednich technik podobnych do niej było bardzo pomocne. Nie zdołał się nawet mocno zmęczyć, co przyjął z pewną radością. Miał jeszcze siły na kolejne jutsu w kolejce.
Kōri no kakure C - 5h - 10 linijek
Najpierw utworzył lód, niezbędny do używania techniki. Ot, kilka błękitnobiałych brył, tak niepasujących do reszty krajobrazu. Minie trochę czasu, zanim się stopią, może Szarooki nie będzie musiał tworzyć kolejnych. Opanowanie Kōri no kakure wbrew pozorom nie było takie trudne, doświadczenie z nauki dwóch poprzednich technik podobnych do niej było bardzo pomocne. Nie zdołał się nawet mocno zmęczyć, co przyjął z pewną radością. Miał jeszcze siły na kolejne jutsu w kolejce.
Kōri no kakure C - 5h - 10 linijek
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości