Żaden kij by jej nie powstrzymał – drewniany, stalowy… Pierwszy spokojnie mogłaby przeciąć, zaś drugi przejąć dla siebie. Powiedzmy to jednak wprost: w tym miejscu nie było nikogo, kto mógłby jej zagrozić, chyba, że czeka na nią jeszcze jakaś niespodzianka – ale jeśli tak, to raczej ta niespodzianka nie pozwoliłaby na to, by pięć osób położyła tak o w ciągu… ile? Nawet nie minuty.
Jej zmysły były wyostrzone i wiedziała, że potrafi dobrze kontrolować otoczenie; spodziewała się, że jeśli ktoś z konających postanowi coś jeszcze zrobić, to zdąży poderwać swój piasek – choćby ten, który celowo zostawiła przy przeciwnikach kilkanaście (albo i więcej?) metrów od miejsca, w którym do tej pory stała, więc ruszyła wraz z wielbłądem, idąc niespiesznie przed siebie. Zajrzała do środka i wtedy… niespodzianka! Ktoś jednak jeszcze się tutaj czaił – Airan nie dość, że ślepa, bo nie zauważyła że ktoś się przyczaił przy wejściu, to jeszcze głucha – bo nie usłyszała nawet szelestu przesypującego się piasku pod nogami chłopaczka. Chłopaczka! Musiał być bezszelestny jak duch, jak prawdziwy ninja, skoro go nie zauważyła na tej przedniej ścianie, którą miała na widoku już wcześniej – bo przecież do niej zmierzała.
Spróbowała się uchylić albo odsunąć – tak w zupełnie pierwszym odruchu. Zaś w drugim poderwała piach, który znajdował się bliżej, by ją osłonił.
- Uspokój się! – krzyknęła do niego, teraz rzeczywiście zirytowana, że coś jej w ogóle umknęło. Ale nadal w dużej mierze zdziwiona. Również wiekiem osoby, która próbowała ją zaatakować. Spróbowała go złapać i unieruchomić piachem, żeby przestał wierzgać i cudować. - Co ty tu w ogóle robisz? – co taki młody chłopak tutaj robił? Nie miała serca go zabijać. Miał przed sobą przecież jeszcze całe życie. - Nie wyrywaj się, nic ci nie zrobię – tamtym nie powiedziała, że nic im nie zrobi. Tamtym mówiła, że chce porozmawiać – ale nie wspomniała, że i tak ich wszystkich wyrżnie. Tutaj… Mówiła to wprost. A nie miała w zwyczaju rzucać słów na wiatr. - Widziałeś jak skończyli tamci, więc nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę – dodała jeszcze, mierząc młodzika fiołkowym spojrzeniem. - Zabieram stąd skradzione rzeczy i wracam do Kinkotsu. A ty razem ze mną – to nie była propozycja. Chłopaczek czy chciał czy nie był zdany na jej łaskę. Mógł jej pomóc znaleźć to, czego szukała, a mógł tutaj też stać unieruchomiony jej piachem, kiedy ona będzie przeszukiwać świątynię – jego wola. Po wszystkim, o ile udało jej się znaleźć katany, to zamierzała je zapieczętować w pieczęci na opasce, a później wrócić i wrzucić chłopaka na wielbłąda, żeby wracał wraz z nią. Nie bała się, że będzie coś kombinować, bo miał siedzieć przed nią, zresztą mogła go spacyfikować w każdej chwili. Jeśli zaś katan nie znalazła, to ot – wzruszyła ramionami i wykonała wszystko to co wcześniej, tyle, że bez pieczętowania.
Ukryty tekst