
Szpital od środka [ D ]
5 / 15
Takashi Nara Itsumi z początku słuchała ciągnącej się opowieści chłopaka, będąc do niego odwrócona plecami i dopiero w trakcie monologu, gdy połknęła już to, co przed chwilą wyjęła z szafki, odwróciła się w stronę Takashiego. Jej wzrok, choć z początku normalny, powoli stawał się coraz bardziej rozmazany, źrenice delikatnie się rozszerzyły, a same gałki oczne stały się otępiałe i wpatrzone w wyraźnie jeden punkt na ścianie. – Mhm, no. Tak. – Powtarzała co chwilę, przytakując opowieści chłopaka. Dopiero po chwili, gdy w końcu dotarła do siebie, zatrzęsła delikatnie głową i z nieco bardziej skupionym wyrazem twarzy spojrzała w oczy chłopaka. – Dużo musiałeś przjeść jak na kogoś tak młodego. – W obecnych walkach udział brały przecież nawet najmniejsze dzieci. To chyba nie powinno zaskoczyć nikogo, że ten już niemalże dorosły młodzian dostał tak ważną pozycję. A może to tylko bajka jakich wiele? Z drugiej strony nawet wśród targowiczów, a raczej szczególnie wśród nich, da się usłyszeć historie o znieczulicy iryo-ninów, którzy widzieli już tak wiele na polu bitew, że czasami zapominają o dobrych manierach czy kulturze i inaczej odbierają świat. – Zadręczanie się niczemu nie pomoże, Takashi-san. Samobiczowanie pokazuje tylko, że zrobiłeś coś złego. Popełniłeś błąd, zapomniałeś o czymś, jakaś informacja ci umknęła. Tak długo jak inni nie widzą w tobie winowajcy, tak długo nim nie jesteś. Zdarza się, no cóż – odpowiedziała szybko bez polotu w głosie i po chwili zaczęła siebie nakrywać kolejną warstwą ochrony w postaci dodatkowego fartucha wiązanego z tyłu. Póki co nie była w stanie odnieść się do dalszej opowieści Takashiego, który właśnie przekroczył drzwi do pobocznego pomieszczenia.
Było ono w jeszcze gorszym stanie, a właściwie to było w żadnym stanie. Zupełnie jakby ktoś wydrążył dziurę w ziemi i na szybko obudował ją deskami, na których mech, jak i pajęczyny, zalęgły się najpewniej jeszcze przed wybudowaniem szpitala. Oprócz kłębiących się prześcieradeł, przykrywających coś w rogu kwadratu o metrażu na oko szesnastu metrów kwadratowych, blisko ściany po lewej stronie znajdowały się dwa metalowe łóżka. Jedno jeszcze wolne najpewniej czekające na pacjenta, a drugie zajęte. Można byłoby pomyśleć, że jest tam jedynie jakiś obrus nałożony na stół, gdyby nie stopa wystająca spod szarego od brudu materiału. Stopa jak to stopa, nic szczególnego z wyjątkiem czarnego nalotu przy sklepieniu stopy. Widząc i słyszać powolne działania Takashiego, Itsumi stanęła we framudze drzwi i przyjrzała się ciemnemu pomieszczeniu. – Moje? Całkiem dobre. Trochę źle mi, że mnie tutaj ściągnąłeś, a przecież mogłam się spóźnić jak to wszyscy mają w zwyczaju. On to nie wiem czy ci odpowie, ale możesz z nim przyjechać do głównej sali. Może światło go wybudzi. – Delikatnie kopnęła w latarnię stojącą na ziemi, która z trzaskiem przewróciła się, rozbijając ostatnią szybkę. Sama Itsumi, odwróciwszy się o sto osiemdziesiąt stopni, powróciła do swojego pokoju, zostawiając Takashiego sam na sam z pacjentem, z którym trzeba przyjechać. Łóżko metalowe nie wyglądało na takie, co miałoby się rozwalić. Raczej była to stabilna konstrukcja, lecz nieco zardzewiała i poruszanie się nim z pewnością do łatwych nie należało.