Trybuna zachodnia
- Azuma
- Posty: 1140
- Rejestracja: 6 lis 2019, o 18:50
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Kogō
- Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy
- wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy
- delikatne blizny na przedramionach i rękach
- przeciętny wzrost, docięta sylwetka - Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu
- skórzana kamizelka shinobi
- kabury na broń na lewym i prawym biodrze
- torba z ekwipunkiem na lewym pośladku
- lekka zbroja - Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=7859#p128617
Re: Trybuna zachodnia
Ryujin w istocie miał szczęście, trafiając w szeregi w takiej młodej bandy. Nie tylko poznał definicję nowego pojęcia, osobę którą mógł w świetle przyszłym zdarzeń dopingować, ale również mógł liczyć na wsparcie i opiekę w chwili gdy jego mama znajdzie się tam na dole, podejmując się ryzyka pojedynku. Oglądanie obrażeń tak bliskiej osoby w tak młodym wieku, musiało być trudne. Tak to przynajmniej widział sam Azuma. Próbując wyobrazić siebie na miejscu Ryujina, nie mógł się wyzbyć takiego przeświadczenia. Dlatego też postanowił, że zrobi wszystko, aby ten maluch bardzo tego nie przeżywał. Wierzył, że przy wsparciu swojej mamy, a także towarzystwa Sayuri, będzie to dużo prostsze.
- Yuki... Jak śnieg. Pasuje do niej - mruknął w odpowiedzi, wodząc równocześnie wzrokiem za kierunkiem wskazanym przez Ryujina. Biegnąc spojrzeniem w tamtą stronę, dostrzegł starszą od siebie dziewczynę o długich białych włosach, która z uwagą mu - lub też całej zgrai - się przyglądała. Nieco zmieszany, że został na tym przyłapany, wyciągnął rękę i delikatnie pomachał w tamtym kierunku. Ot taki gest powitania, biorąc pod uwagę to, że tak się zainteresował jej suczką.
Równocześnie Sayuri prowadziła krótki dialog z mamą Ryujina i z niego wynikało, że i klan Hyūga miał mieć swojego przedstawiciela na turnieju. Wiadomość ta bardzo go ucieszyła, bo mógł się w istocie czegoś więcej dowiedzieć o zdolnościach swojej nowej koleżanki. Przy tej okazji od razu nasunęła mu się pytająca myśl czy i on będzie miał podobny kolor oczu. Być może była to cecha charakterystyczna całego klanu?
- Zobaczcie, właśnie rozstrzygnęła się ostatnia walka, samuraj się poddał - głośno oznajmił, bezceremonialnie pokazując to paluchem. Na walkę zwrócił uwagę w odpowiednim momencie by zauważyć nieudaną szarże samuraja. Wybuch, który wybił Yasuo z rytmu był pierwszym kamieniem, który osunął się na zboczu prowadzącym do zwycięstwa. Unik wykonany przez Han Guga, a następnie odpieczętowana broń ze zwoju która wystrzeliła w Yasuo, pogrzebała jego myśli o zwycięstwie. Krew, która wystrzeliła na arenie, odnalazła uciechę ku oglądającej gawędzi. Sam Azuma na ten widok nieznacznie się skrzywił.
- On też wykazał się odwagą, wiedząc kiedy to przerwać - zauważył, co też mogło zostać odnotowane przez Miyuki i Sayuri, które chwilę wcześniej same pozytywnie się odnosiły do kapitulacji ogłoszonej przez Uchihe Ake, gdy ten zrezygnował z kontynuowania walki. - To było Fūinjutsu, prawda? - spytał zwracając się głównie w ten sposób do swojej rodzicielki, szukając u niej potwierdzenia dla swoich podejrzeń. Interesowało go to o tyle, bo sam chciał się w tej dziedzinie specjalizować.
- Zdecydowanie i to raczej dość podstawowa technika. Krótki dystans działał tu na niekorzyść szarżującego - Miyuki odpowiedziała, na chwilę przenosząc spojrzenie z trójki dzieci na arenę, gdzie przed chwilą poddana została walka.
Sayuri zwróciła jego uwagę również na innych oglądających ten turniej widzów. Miejsce, które miała na myśli obsadzone było przez trzech dorosłych mężczyzn z których jeden był cały zabandażowany, drugi miał maskę, a trzeci odziany był w szaty, które dość często były na przyodzieniu tutejszych samurajów. Niewątpliwie jednak to miecz zamaskowanego mężczyzny, tu się wyróżniał. On sam jakby na zawołanie, nagle się poruszył i wyciągając miecz przejechał po nim dłonią, by nagle pokryć go jasno niebieską poświatą.
- Chyba Cię słyszał Ryujin-chan - równie cicho co Sayuri powiedział, będąc raczej o tym przekonanym, bo wszystko wydarzylo się niemalże po zawołaniu młodzika, który dość głośno wyraził swoją ciekawość. - Ciekawe czy te bandaże to po to by ukryć poparzenia... Jak myślicie? - zapytał się ich, dzieląc się intrygującym go pytaniem.
- Yuki... Jak śnieg. Pasuje do niej - mruknął w odpowiedzi, wodząc równocześnie wzrokiem za kierunkiem wskazanym przez Ryujina. Biegnąc spojrzeniem w tamtą stronę, dostrzegł starszą od siebie dziewczynę o długich białych włosach, która z uwagą mu - lub też całej zgrai - się przyglądała. Nieco zmieszany, że został na tym przyłapany, wyciągnął rękę i delikatnie pomachał w tamtym kierunku. Ot taki gest powitania, biorąc pod uwagę to, że tak się zainteresował jej suczką.
Równocześnie Sayuri prowadziła krótki dialog z mamą Ryujina i z niego wynikało, że i klan Hyūga miał mieć swojego przedstawiciela na turnieju. Wiadomość ta bardzo go ucieszyła, bo mógł się w istocie czegoś więcej dowiedzieć o zdolnościach swojej nowej koleżanki. Przy tej okazji od razu nasunęła mu się pytająca myśl czy i on będzie miał podobny kolor oczu. Być może była to cecha charakterystyczna całego klanu?
- Zobaczcie, właśnie rozstrzygnęła się ostatnia walka, samuraj się poddał - głośno oznajmił, bezceremonialnie pokazując to paluchem. Na walkę zwrócił uwagę w odpowiednim momencie by zauważyć nieudaną szarże samuraja. Wybuch, który wybił Yasuo z rytmu był pierwszym kamieniem, który osunął się na zboczu prowadzącym do zwycięstwa. Unik wykonany przez Han Guga, a następnie odpieczętowana broń ze zwoju która wystrzeliła w Yasuo, pogrzebała jego myśli o zwycięstwie. Krew, która wystrzeliła na arenie, odnalazła uciechę ku oglądającej gawędzi. Sam Azuma na ten widok nieznacznie się skrzywił.
- On też wykazał się odwagą, wiedząc kiedy to przerwać - zauważył, co też mogło zostać odnotowane przez Miyuki i Sayuri, które chwilę wcześniej same pozytywnie się odnosiły do kapitulacji ogłoszonej przez Uchihe Ake, gdy ten zrezygnował z kontynuowania walki. - To było Fūinjutsu, prawda? - spytał zwracając się głównie w ten sposób do swojej rodzicielki, szukając u niej potwierdzenia dla swoich podejrzeń. Interesowało go to o tyle, bo sam chciał się w tej dziedzinie specjalizować.
- Zdecydowanie i to raczej dość podstawowa technika. Krótki dystans działał tu na niekorzyść szarżującego - Miyuki odpowiedziała, na chwilę przenosząc spojrzenie z trójki dzieci na arenę, gdzie przed chwilą poddana została walka.
Sayuri zwróciła jego uwagę również na innych oglądających ten turniej widzów. Miejsce, które miała na myśli obsadzone było przez trzech dorosłych mężczyzn z których jeden był cały zabandażowany, drugi miał maskę, a trzeci odziany był w szaty, które dość często były na przyodzieniu tutejszych samurajów. Niewątpliwie jednak to miecz zamaskowanego mężczyzny, tu się wyróżniał. On sam jakby na zawołanie, nagle się poruszył i wyciągając miecz przejechał po nim dłonią, by nagle pokryć go jasno niebieską poświatą.
- Chyba Cię słyszał Ryujin-chan - równie cicho co Sayuri powiedział, będąc raczej o tym przekonanym, bo wszystko wydarzylo się niemalże po zawołaniu młodzika, który dość głośno wyraził swoją ciekawość. - Ciekawe czy te bandaże to po to by ukryć poparzenia... Jak myślicie? - zapytał się ich, dzieląc się intrygującym go pytaniem.
0 x
- Aira
- Gracz nieobecny
- Posty: 65
- Rejestracja: 9 paź 2019, o 21:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 676#p99676
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna zachodnia
Kensei i Mujin dalej rozmawiali na temat "zakazanego" działu iryojutsu i niebieskooki nie zamierzał się nadmiernie wsłuchiwać w kwestie, które poruszali, bowiem nie było to przeznaczone dla jego uszu, miast tego mógł przenieść uwagę na ostatnią trwającą walkę. Widząc, jak samuraj przyjmuje pozycję, Kakita wiedział, jaką technikę zastosuje - to była jedna z jego ulubionych, wymagająca nadzwyczajnej prędkości, wykonana prawidłowo dawała szanse rozwiązania starcia jednym cięciem, jednakże zastosowana niewłaściwie...
Niebieskooki wytężył spojrzenie, przeciwni Yasuo w pełni panował nad polem walki, zaprezentował to już przygotowując pułapkę i atakując z flanki, kiedy uniknął poprzedniego ciosu jedynego samuraja. To było niepokojące, dystans między nimi był za duży, by jedna z najszybszych technik samurajów dawała pewne zwycięstwo, Kakita i Seinaru od początku mieli wątpliwości do metody walki zaprezentowanej przez ich młodszego stażem kolegę i... nie pomylili się. W ocenie niebieskookiego, tamten nie panował nad polem walki, jego oponent wymusił walkę w dużym dystansie, zastawiał pułapki - bezpośredni cios nie ma prawa się udać. Ciemnowłosy mrużył oczy...
Szarża zakończyła się boleśnie, ale to, co wydarzyło się dalej... Kakita nie rozumiał zachowania Yasuo, ale nie skomentował go. Każdy samuraj miał po prawdzie własne bushido i tatem wojownik udowodnił to otwarcie. Kakita słyszał o rytuale chowania miecza dopiero kiedy ten spróbował krwi, jednakże uważał go za coś nienaturalnego. Nie mieściło się to w jego pojęciu miecza dającego życie, ale cóż, jak już wspomniano wielokrotnie ilu samurajów, tyle interpretacji bushido - znając jednego samuraja wcale nie można być pewnym, że za się każdego. Daleko nie szukając, Asagi, Seinaru i właśnie Yasuo - każdy z nich był różny i znajomość zachowań jednego nie sugerowało, że przewidzi się innego...
Kiedy walka się zakończyła, niebieskooki powrócił do Kensei'a, który właśnie ustosunkował się do jego poprzednich słów, a co więcej... potwierdził osobiste przemyślenia niebieskookiego. Zamaskowany szermierz generalizował samurajów, troszkę ich może idealizował, a może mówił to tylko po to, by przypodobać się Asagi'emu, albo... poddać kpinie jego słowa? Niebieskooki nie był wstanie wyłapać fałszu w jego słowach, ale nie oznacza to, że z wszystkim się nie zgadzał. Kensei poruszył istotną kwestię - shinobi byli narzędziami. Chociaż samurajowie i shinobi poznawali metody walki i zadawania śmierci, to jednak jedni kroczyli ścieżką obowiązku, drudzy natomiast drogą narzędzia. Kakita nie zamierzał się sprzeczać na temat wyższości jednej drogi nad drugą, bo byłoby to bezsensowne i niegrzeczne. To trochę jak porównywać ze sobą żabę wodną i trawną - chociaż obie podobne, to jednak jedna całe życie spędza w jeziorze, druga natomiast skacze wśród łąk. Obie polują na owady i inne mniejsze stworzenia, jednakże nie są tym samym. Kensei był shinobi, Kakita samurajem - mogą tylko wędrować równoległymi ścieżkami.
- Akahashi-san, to co mówisz schlebia mi jako przedstawicielowi samurajów, niestety jednak nie mogę się do końca z nimi zgodzić w pełni, gdybyśmy bowiem tak jak mówisz umieli zawsze rozróżniać dobro i zło, bylibyśmy Buddami. - rzekł z lekkim ukłonem, po czym zanotowawszy gdzie i kiedy chce się z nim zmierzyć tajemniczy wojownik odpowiedział.
- Przybędę we wskazane miejsce o wskazanym czasie. Na razie muszę panów przeprosić... - rzekł po czym skierował się w stronę wyjścia z trybun. Sprawa samuraja, który przegrał starcie nie dawała mu do końca spokoju...
<ZT>
Dotyczy: Natsume
Niebieskooki wytężył spojrzenie, przeciwni Yasuo w pełni panował nad polem walki, zaprezentował to już przygotowując pułapkę i atakując z flanki, kiedy uniknął poprzedniego ciosu jedynego samuraja. To było niepokojące, dystans między nimi był za duży, by jedna z najszybszych technik samurajów dawała pewne zwycięstwo, Kakita i Seinaru od początku mieli wątpliwości do metody walki zaprezentowanej przez ich młodszego stażem kolegę i... nie pomylili się. W ocenie niebieskookiego, tamten nie panował nad polem walki, jego oponent wymusił walkę w dużym dystansie, zastawiał pułapki - bezpośredni cios nie ma prawa się udać. Ciemnowłosy mrużył oczy...
Szarża zakończyła się boleśnie, ale to, co wydarzyło się dalej... Kakita nie rozumiał zachowania Yasuo, ale nie skomentował go. Każdy samuraj miał po prawdzie własne bushido i tatem wojownik udowodnił to otwarcie. Kakita słyszał o rytuale chowania miecza dopiero kiedy ten spróbował krwi, jednakże uważał go za coś nienaturalnego. Nie mieściło się to w jego pojęciu miecza dającego życie, ale cóż, jak już wspomniano wielokrotnie ilu samurajów, tyle interpretacji bushido - znając jednego samuraja wcale nie można być pewnym, że za się każdego. Daleko nie szukając, Asagi, Seinaru i właśnie Yasuo - każdy z nich był różny i znajomość zachowań jednego nie sugerowało, że przewidzi się innego...
Kiedy walka się zakończyła, niebieskooki powrócił do Kensei'a, który właśnie ustosunkował się do jego poprzednich słów, a co więcej... potwierdził osobiste przemyślenia niebieskookiego. Zamaskowany szermierz generalizował samurajów, troszkę ich może idealizował, a może mówił to tylko po to, by przypodobać się Asagi'emu, albo... poddać kpinie jego słowa? Niebieskooki nie był wstanie wyłapać fałszu w jego słowach, ale nie oznacza to, że z wszystkim się nie zgadzał. Kensei poruszył istotną kwestię - shinobi byli narzędziami. Chociaż samurajowie i shinobi poznawali metody walki i zadawania śmierci, to jednak jedni kroczyli ścieżką obowiązku, drudzy natomiast drogą narzędzia. Kakita nie zamierzał się sprzeczać na temat wyższości jednej drogi nad drugą, bo byłoby to bezsensowne i niegrzeczne. To trochę jak porównywać ze sobą żabę wodną i trawną - chociaż obie podobne, to jednak jedna całe życie spędza w jeziorze, druga natomiast skacze wśród łąk. Obie polują na owady i inne mniejsze stworzenia, jednakże nie są tym samym. Kensei był shinobi, Kakita samurajem - mogą tylko wędrować równoległymi ścieżkami.
- Akahashi-san, to co mówisz schlebia mi jako przedstawicielowi samurajów, niestety jednak nie mogę się do końca z nimi zgodzić w pełni, gdybyśmy bowiem tak jak mówisz umieli zawsze rozróżniać dobro i zło, bylibyśmy Buddami. - rzekł z lekkim ukłonem, po czym zanotowawszy gdzie i kiedy chce się z nim zmierzyć tajemniczy wojownik odpowiedział.
- Przybędę we wskazane miejsce o wskazanym czasie. Na razie muszę panów przeprosić... - rzekł po czym skierował się w stronę wyjścia z trybun. Sprawa samuraja, który przegrał starcie nie dawała mu do końca spokoju...
<ZT>
Dotyczy: Natsume
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Shenzhen
- Martwa postać
- Posty: 234
- Rejestracja: 30 gru 2019, o 17:14
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 24#p130824
Re: Trybuna zachodnia
Shenzhen zasiadł na miejscu by znaleźć się na równym poziomie z tym małym szkrabem. Wiedział, ze w przypadku niesmiałych osób taki zabieg może poskutkować na korzyść rozmowy. Przecież samo prowadzenie konwersacji to jedno ale mowa ciała, któa ma przecież niejednokrotnie diametralny wpływ na przebieg rozmowy jest równie istotna co bycie jurydytą w pełnej krasie. Ile razy można było usłyszeć jak ważna jest odpowiednia postawa, każdy drobny gest jeżeli prowadzi się rozmowy na szczycie. Ile można wyczytać tylko i wyłącznie z uścisku dłoni. MOże nie byłą to jedna z tych najbardziej wymagających sytuacji ale przecież taki drobny zabieg nie zaszkodzi.
Kiedy już to zrobił, z zaciekawieniem wsłuchiwał się w słowa, które były pojedynczo dukane z tych małych usteczek i nie do końca stanowiły klarowne odpowiedzi jakich chłopak z Atsui się spodziewał. Może zbyt wiele wymagał od swojego rozmówcy a może po prostu jego świetny występ na arenie tak onieśmielił chłopaka, że ten teraz klecił trzy po trzy to co mu śłina na język przyniesie. Chciał go trochę zachęcić do tej rozmowy, któa mogła się okazać zdecydowanie bardziej interesująca niż ostatnie starcie. Taak, nawet rozmowa z tym karłem była bardziej fascynująca niż dwójka samozwańczych wojowników, muskajacych się wzajemnie aż któryś nie opadnie z sił lub ktoś z publiki nie wytrzyma i sam wkroczy by to przerwać.
Wracajać no naszego małęgo rozmócy, wspomniał on o fachu, który miał zapewnić mu przetrwanie, wspomniał też o tym, że jest sam. Czyżby sierota? Przeważnie żywot sierot jest na tyle wymagający, że raczej nie zaprzatają sobie głowy takimi wydarzeniami albo raczej upatrują w nich sposobnosći do szybkiego, jednokrotnego zysku, któy pozwoli im przetrwać kolejne dni, na troche lepszym poziomie niż do tej pory. Hmmm kieszonkowiec pomyślał znowu Shenzhen ale przecież zaraz sobie przypomniał, ze sakiewkę ma na miejscu, więc raczej to nie ten scenariusz wchodzi w grę.
Skoro nie walczył an co dzień z biedą to fach o, któym wspomniał, musi przynosić mu niemały profit? Czym ten dzieciak może się też zajmować, ze stać go na czyste szaty i na to by być wolnym od zmartwień typowych dla ulicznych sierot? Czyżby chodziło o uciechy dla mężczyzn, któzy lubowali się w takich niewinnych, przedstawicielach młodego wieku? Z jednej strony to odrażajaće a z drugiej podziw brać może determinacja tego chłopca, ze wyzbył się wszelkiej godności tylko by przetrwać... Shenzhen potzrąsnął lekko głową i postanowił rozwiać swoje wątpliwości za pomoca kolejnych słów:
- Jak widzisz tym an dole się nie śpieszy, więc i czasy chyba mamy za nad to by poznać zarówno Twój fach jak i historię, która się za tym kryje...
Po krótkiej pauzie dodał:
- Nie poznałem też twego imienia.. O ile moje jest już włąsnością publiczności to Twoje nadal jest wielką niewiadomą... Jak masz na imię mały człowieku?
Kiedy już to zrobił, z zaciekawieniem wsłuchiwał się w słowa, które były pojedynczo dukane z tych małych usteczek i nie do końca stanowiły klarowne odpowiedzi jakich chłopak z Atsui się spodziewał. Może zbyt wiele wymagał od swojego rozmówcy a może po prostu jego świetny występ na arenie tak onieśmielił chłopaka, że ten teraz klecił trzy po trzy to co mu śłina na język przyniesie. Chciał go trochę zachęcić do tej rozmowy, któa mogła się okazać zdecydowanie bardziej interesująca niż ostatnie starcie. Taak, nawet rozmowa z tym karłem była bardziej fascynująca niż dwójka samozwańczych wojowników, muskajacych się wzajemnie aż któryś nie opadnie z sił lub ktoś z publiki nie wytrzyma i sam wkroczy by to przerwać.
Wracajać no naszego małęgo rozmócy, wspomniał on o fachu, który miał zapewnić mu przetrwanie, wspomniał też o tym, że jest sam. Czyżby sierota? Przeważnie żywot sierot jest na tyle wymagający, że raczej nie zaprzatają sobie głowy takimi wydarzeniami albo raczej upatrują w nich sposobnosći do szybkiego, jednokrotnego zysku, któy pozwoli im przetrwać kolejne dni, na troche lepszym poziomie niż do tej pory. Hmmm kieszonkowiec pomyślał znowu Shenzhen ale przecież zaraz sobie przypomniał, ze sakiewkę ma na miejscu, więc raczej to nie ten scenariusz wchodzi w grę.
Skoro nie walczył an co dzień z biedą to fach o, któym wspomniał, musi przynosić mu niemały profit? Czym ten dzieciak może się też zajmować, ze stać go na czyste szaty i na to by być wolnym od zmartwień typowych dla ulicznych sierot? Czyżby chodziło o uciechy dla mężczyzn, któzy lubowali się w takich niewinnych, przedstawicielach młodego wieku? Z jednej strony to odrażajaće a z drugiej podziw brać może determinacja tego chłopca, ze wyzbył się wszelkiej godności tylko by przetrwać... Shenzhen potzrąsnął lekko głową i postanowił rozwiać swoje wątpliwości za pomoca kolejnych słów:
- Jak widzisz tym an dole się nie śpieszy, więc i czasy chyba mamy za nad to by poznać zarówno Twój fach jak i historię, która się za tym kryje...
Po krótkiej pauzie dodał:
- Nie poznałem też twego imienia.. O ile moje jest już włąsnością publiczności to Twoje nadal jest wielką niewiadomą... Jak masz na imię mały człowieku?
0 x

- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Sayuri
- Posty: 99
- Rejestracja: 6 gru 2019, o 20:28
- Wiek postaci: 13
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: viewtopic.php?f=40&t=7919&p=129861#p129861
- Multikonta: Nikusui
Re: Trybuna zachodnia
To prawda, dla Ryujina to mógł być wyjątkowy dzień. Poznał innych klanowiczów, teraz mógł bezkarnie ciągać Azume w Sogen do zabawy! Z Sayuri byłoby ciężej, w końcu mieszkała nieco dalej, a dalsze podróże nie wchodziły w grę. Wystarczyło dziewczynce teraz w zupełności fakt, że mogła się z rodzicami wybrać tutaj, przekraczając morze. Czerwonowłosa oczywiście wiedziała, że przyjdzie takie czas, kiedy dalekie podróże będą wręcz obowiązkowe, no ale obecnie dla dziesięciolatki nie byłoby to rozsądne. No chyba, że w towarzystwie rodziców, jak dziś.
Sayuri nie do końca była przekonana, że młody chłopczyk zdawał sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń, jakie mogą spotkać jego mamę. Był młodziutki, wierzył bezgranicznie w swoją mamę i zapewne był przekonany, że uda jej się wygrać bez żadnych obrażeń. I właśnie teraz czerwonowłosa pomyślała, że albo rzeczywiście Sagisa jest taka silna, albo nie wie, na jaki widok może narażać swoje dziecko. Oczywiście młoda Hyuuga nie była jakimś psychologiem, żeby się zagłębiać w te tematy bardzo. Po prostu jej małej główce krążyła myśl, że to jednak może nie był najlepszy pomysł ze strony kobiety.
Ostatnia walka, mimo przeciągania się, końcówkę miała jednak atrakcyjną. Kiedy jednak samuraj przyjął na siebie masę broni, Sayuri skrzywiła się, wyobrażając sobie ból, jaki musiał mu towarzyszyć.
- Masz rację, Azuma-kun. Mógłby stracić zbyt dużo krwi, a zbytni ubytek mógłby spowodować zawroty głowy, problemy z orientacją i odpowiednio szybko reakcją. - powiedziała, jakby właśnie klepała formułkę, bo dobrane słowa brzmiały dość... poważnie? Jakkolwiek to nazwać. Przyszło jej to jednak nad wyraz naturalnie, jakby mocno wbiło jej się w pamięć.
- O tak! O dziwo rzadko kiedy mam okazję oglądać tę sztukę, a jak widać, jest bardzo skuteczna i zaskakująca. - dodała po krótkiej chwili, tuż po tym, jak mama Azumy potwierdziła jego przypuszczenia, co do techniki fuuinjutsu. Sama nigdy się nie zastanawiała czy iść w tę stronę, ale byłaby to dobra alternatywa dla niej, gdyż techniki klanowe polegały na bliskim kontakcie.
- Ryujin-kun, oczywiście, że nic mu nie będzie. Zobacz, wyszedł sam i na pewno uda się do szpitala, by opatrzyć rany. - odpowiedziała na pytanie chłopca. Jego doping niestety nie pomógł, ale na pewno samuraj byłby zachwycony, gdyby tylko go usłyszał. Miło było przecież, kiedy ktoś ci kibicował, no nie? Zresztą, chłopczyk szybko zainteresował się mężczyzną, który dzierżył ogromny miecz! I nie omieszkał dać znać, że jest tym obcym mężczyzną żwawo zainteresowany. Sayuri zaśmiała się radośnie, bo zawsze cieszyła ją ta bezpośredniość i radość w każdym geście, jaka towarzyszyła dzieciom. I jej też, oczywiście.
- O, odchodzi. - powiedziała cicho i markotnie, widząc jak towarzyszący pozostałej dwójce samuraj udaje się do wyjścia. Odprowadziła go wzorkiem, bo to, tak naprawdę, w dużej mierze on przykuł jej uwagę. Mimo, że jeden z zamaskowanych posiadał imponującą broń, to jednak od nieznajomego samuraja biała jakaś przyjemna aura, spokój, mądrość i dostojność. Wyglądało na to, że dziecięca fascynacja znalazła swój punkt zaczepienia. W końcu wiele dzieciaków ma swoich idoli, czyż nie?
- Teraz to na pewno go słyszał. - zwróciła się do Azumy, nawiązując do krzyku Ryujina. Jej buzia ponownie się rozpogodziła, po czym ponownie zerknęła nienachalnie w stronę już dwójki nieznanych im mężczyzn. - A bo ja wiem... - zaczęła szeptem, próbując w myślach wyobrazić sobie popatrzenia na twarzy mężczyzny, ale nijak jej to nie pasowało. - ...może po prostu się chowa? Ukrywa się przed kimś, a jest ściganym złym ninja? - zapytała konspiracyjnym szeptem. Mieli chwilę na pogawędki, bo druga część dopiero się zaczynała, zawodnicy się jeszcze nie zabrali.
W tym czasie rodzice Sayuri wszystkiemu się przysłuchiwali, ale jeszcze nie reagowali. Woleli obserwować i nasłuchiwać, jak córka sobie radzi. Poza tym, była tuż obok nich, czym by się tu martwić?
Dotyczy: Azuma, Ryujin i obgadywanko Kakita, Mujin i Natsume
Sayuri nie do końca była przekonana, że młody chłopczyk zdawał sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń, jakie mogą spotkać jego mamę. Był młodziutki, wierzył bezgranicznie w swoją mamę i zapewne był przekonany, że uda jej się wygrać bez żadnych obrażeń. I właśnie teraz czerwonowłosa pomyślała, że albo rzeczywiście Sagisa jest taka silna, albo nie wie, na jaki widok może narażać swoje dziecko. Oczywiście młoda Hyuuga nie była jakimś psychologiem, żeby się zagłębiać w te tematy bardzo. Po prostu jej małej główce krążyła myśl, że to jednak może nie był najlepszy pomysł ze strony kobiety.
Ostatnia walka, mimo przeciągania się, końcówkę miała jednak atrakcyjną. Kiedy jednak samuraj przyjął na siebie masę broni, Sayuri skrzywiła się, wyobrażając sobie ból, jaki musiał mu towarzyszyć.
- Masz rację, Azuma-kun. Mógłby stracić zbyt dużo krwi, a zbytni ubytek mógłby spowodować zawroty głowy, problemy z orientacją i odpowiednio szybko reakcją. - powiedziała, jakby właśnie klepała formułkę, bo dobrane słowa brzmiały dość... poważnie? Jakkolwiek to nazwać. Przyszło jej to jednak nad wyraz naturalnie, jakby mocno wbiło jej się w pamięć.
- O tak! O dziwo rzadko kiedy mam okazję oglądać tę sztukę, a jak widać, jest bardzo skuteczna i zaskakująca. - dodała po krótkiej chwili, tuż po tym, jak mama Azumy potwierdziła jego przypuszczenia, co do techniki fuuinjutsu. Sama nigdy się nie zastanawiała czy iść w tę stronę, ale byłaby to dobra alternatywa dla niej, gdyż techniki klanowe polegały na bliskim kontakcie.
- Ryujin-kun, oczywiście, że nic mu nie będzie. Zobacz, wyszedł sam i na pewno uda się do szpitala, by opatrzyć rany. - odpowiedziała na pytanie chłopca. Jego doping niestety nie pomógł, ale na pewno samuraj byłby zachwycony, gdyby tylko go usłyszał. Miło było przecież, kiedy ktoś ci kibicował, no nie? Zresztą, chłopczyk szybko zainteresował się mężczyzną, który dzierżył ogromny miecz! I nie omieszkał dać znać, że jest tym obcym mężczyzną żwawo zainteresowany. Sayuri zaśmiała się radośnie, bo zawsze cieszyła ją ta bezpośredniość i radość w każdym geście, jaka towarzyszyła dzieciom. I jej też, oczywiście.
- O, odchodzi. - powiedziała cicho i markotnie, widząc jak towarzyszący pozostałej dwójce samuraj udaje się do wyjścia. Odprowadziła go wzorkiem, bo to, tak naprawdę, w dużej mierze on przykuł jej uwagę. Mimo, że jeden z zamaskowanych posiadał imponującą broń, to jednak od nieznajomego samuraja biała jakaś przyjemna aura, spokój, mądrość i dostojność. Wyglądało na to, że dziecięca fascynacja znalazła swój punkt zaczepienia. W końcu wiele dzieciaków ma swoich idoli, czyż nie?
- Teraz to na pewno go słyszał. - zwróciła się do Azumy, nawiązując do krzyku Ryujina. Jej buzia ponownie się rozpogodziła, po czym ponownie zerknęła nienachalnie w stronę już dwójki nieznanych im mężczyzn. - A bo ja wiem... - zaczęła szeptem, próbując w myślach wyobrazić sobie popatrzenia na twarzy mężczyzny, ale nijak jej to nie pasowało. - ...może po prostu się chowa? Ukrywa się przed kimś, a jest ściganym złym ninja? - zapytała konspiracyjnym szeptem. Mieli chwilę na pogawędki, bo druga część dopiero się zaczynała, zawodnicy się jeszcze nie zabrali.
W tym czasie rodzice Sayuri wszystkiemu się przysłuchiwali, ale jeszcze nie reagowali. Woleli obserwować i nasłuchiwać, jak córka sobie radzi. Poza tym, była tuż obok nich, czym by się tu martwić?
Dotyczy: Azuma, Ryujin i obgadywanko Kakita, Mujin i Natsume

0 x

- Kamiyo Ori
- Posty: 1090
- Rejestracja: 27 sty 2020, o 22:25
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek B
- Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7983
- GG/Discord: deviler_
- Multikonta: Rokudo Gaika/Yuki Renji
Re: Trybuna zachodnia
Potencjalny karzeł, który mógł się okazać potencjalnym dzieckiem – żigolakiem nie był najłatwiejszą osobą do dyskusji. Jego mowa ciała wyrażała mniej więcej tyle co nic. No może fakt, że nie bardzo wiedział co zrobić z dłońmi podczas rozmowy? Obracał nimi, jakby mył je w strumieniu wody, a tak naprawdę od tego nagłego dziwnego zainteresowania spociły mu się na tyle, że stały się wręcz niekomfortowe.
Znowu. Znowu się nie przedstawił, choć tym razem dano mu sposobność, by to naprawić. Technicznie rzecz biorąc nadal był pierwszy bowiem fakt, że tłumy na trybunach znały jego imię nie było równoważne z jego znajomością. Miał okazję jeszcze to naprawić i się zrehabilitować.
- Nazywam się Kamiyo. Kamiyo Ori, Proszę Pana. – Jak na zawodowego bawidamka chłopiec miał bardzo dobre maniery. Czyżby tym uderzał do starszych kobiet szukających posłusznych małych chłopców, którzy byliby w stanie spełnić ich wszelkie zachcianki. Bez względu na to jak bolesne, bezsensowne czy perwersyjne by one nie były? Tak, na pewno miał potencjał w tej dziedzinie, ale jego szaty choć czyste na pewno nie należały do drogich tkanin, takich jakie można było spotkać w warsztatach tkackich. Z perspektywy Shenzhena mógł dostrzec, że pomimo śladów zniszczenia, to widać wiele pokrywających ten materiał. Poprawki, drobne naprawy. Dodatkowo pasowało to na chłopca, niczym rękawiczka. Rozmiar był idealny. Szyte na miarę wręcz.
- Zajmuje się głównie sprzedażą moich wyrobów. – Zdjął z ramienia tobołek i z worka wyciągnął malutki przedmiot. Mniej więcej połowy wielkości jajka. Była to mrówka. Drewniana mrówka. Jednak jeśli chłopiec z Atsui kiedykolwiek widział tego owada z bliska to mógł dostrzec, że czułki, żuwaczki i tułów podzielony na segmenty w tej małej rzeźbie bardzo wiernie oddawały obraz tego, co stworzyła natura. Odpowiednio zmatowione i wypolerowane maleństwo zdawało się, że zaraz ożyje w dłoni chłopca i ucieknie go setek tysięcy jej podobnych. To tyle było na temat siedzenia na mrowisku. Nie wiadomo w sumie, czy kiedyś na jakimś się przespał, ale na pewno bacznie się przyglądał małym stworzeniom, które w grupie potrafiły znacznie więcej niż osobno.
- Głównie pracuje w drewnie, ale mam też nieco z figur z kości i ości. – I nie tylko figur. Drobne narzędzia. Materiały użytkowe. Było tego całkiem sporo i z jakiegoś powodu ludzie bardzo chętnie to kupowali. Znaczy się coraz chętniej jak już nabrał wprawy. – Wcześniej głównie robiłem narzędzia potrzebne do codziennego życia ale zauważyłem, że ludzie chętniej kupują takie niepraktyczne rzeczy… - O otworzyła się puszka Pandory. Gdy mówił o swojej pracy wyraźnie można było wyczuć nutkę dumy w jego głosie. Zdawał się chyba również zapominać o poprzednich pytaniach, gdyż temat mu się wydał ciekawszy.
W wątku: Shenzhen.
Znowu. Znowu się nie przedstawił, choć tym razem dano mu sposobność, by to naprawić. Technicznie rzecz biorąc nadal był pierwszy bowiem fakt, że tłumy na trybunach znały jego imię nie było równoważne z jego znajomością. Miał okazję jeszcze to naprawić i się zrehabilitować.
- Nazywam się Kamiyo. Kamiyo Ori, Proszę Pana. – Jak na zawodowego bawidamka chłopiec miał bardzo dobre maniery. Czyżby tym uderzał do starszych kobiet szukających posłusznych małych chłopców, którzy byliby w stanie spełnić ich wszelkie zachcianki. Bez względu na to jak bolesne, bezsensowne czy perwersyjne by one nie były? Tak, na pewno miał potencjał w tej dziedzinie, ale jego szaty choć czyste na pewno nie należały do drogich tkanin, takich jakie można było spotkać w warsztatach tkackich. Z perspektywy Shenzhena mógł dostrzec, że pomimo śladów zniszczenia, to widać wiele pokrywających ten materiał. Poprawki, drobne naprawy. Dodatkowo pasowało to na chłopca, niczym rękawiczka. Rozmiar był idealny. Szyte na miarę wręcz.
- Zajmuje się głównie sprzedażą moich wyrobów. – Zdjął z ramienia tobołek i z worka wyciągnął malutki przedmiot. Mniej więcej połowy wielkości jajka. Była to mrówka. Drewniana mrówka. Jednak jeśli chłopiec z Atsui kiedykolwiek widział tego owada z bliska to mógł dostrzec, że czułki, żuwaczki i tułów podzielony na segmenty w tej małej rzeźbie bardzo wiernie oddawały obraz tego, co stworzyła natura. Odpowiednio zmatowione i wypolerowane maleństwo zdawało się, że zaraz ożyje w dłoni chłopca i ucieknie go setek tysięcy jej podobnych. To tyle było na temat siedzenia na mrowisku. Nie wiadomo w sumie, czy kiedyś na jakimś się przespał, ale na pewno bacznie się przyglądał małym stworzeniom, które w grupie potrafiły znacznie więcej niż osobno.
- Głównie pracuje w drewnie, ale mam też nieco z figur z kości i ości. – I nie tylko figur. Drobne narzędzia. Materiały użytkowe. Było tego całkiem sporo i z jakiegoś powodu ludzie bardzo chętnie to kupowali. Znaczy się coraz chętniej jak już nabrał wprawy. – Wcześniej głównie robiłem narzędzia potrzebne do codziennego życia ale zauważyłem, że ludzie chętniej kupują takie niepraktyczne rzeczy… - O otworzyła się puszka Pandory. Gdy mówił o swojej pracy wyraźnie można było wyczuć nutkę dumy w jego głosie. Zdawał się chyba również zapominać o poprzednich pytaniach, gdyż temat mu się wydał ciekawszy.
W wątku: Shenzhen.
0 x
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Trybuna zachodnia
Tak więc o to mu chodziło. Coś Mujin czuł, że nie warto zakładać dobroczynności od osoby która ma zakrytą twarz i może nawet nie posługuje się swoimi prawdziwymi personaliami w celu ochrony tożsamości. W świecie nie ma nic za darmo, nawet na wpierdol trzeba sobie zapracować. Po części się tego spodziewał, ale mała cząstka jego jestestwa miała nadzieję że jest to po prostu bezinteresowna pomoc i dzielenie się z bliźnim. Gówno tam, jasne że nie. Ale warunki były całkiem korzystne, trzeba było przyznać. Nawet nie musiałby płacić. Ale nadal, wymagałoby to przemyślenia tematu i nie działania impulsami. Dlatego dopiero po kilku chwilach wnikliwej analizy sytuacji i swoich możliwości, odpowiedział rozmówcy.
Samurai odszedł, a Natsume pokrył swoją broń jakąś błękitną powłoką. Chyba ku uciesze dzieci. Sam by w sumie coś pokazał, ale nie miał za bardzo czego. Chmura trucizny raczej nie jest przyjazna rodzinom na trybunach, ani nikomu innemu na trybunach, ani nikomu innemu. Mógłby ich zawinąć w zwój na kilka godzin. Albo zwiotczeć im rękę. Ale niestety nie miał jak zaszpanować. Trudno, jego geniusz pozostanie nieodkryty przez te dzieciaki. Pozostanie mu tylko szukanie innych okazji.
- Autentycznie nie wiem, co jest ciekawego w walce bronią białą. I na czym polega cała obsesja samuraiów na walce i znajdowanie swojej "drogi". W sensie czy w szermierce znajdują jakąś filozofię głębszą czy co? - zapytał na głos, częściowo żeby podtrzymać rozmowę, częściowo żeby dowiedzieć się o tej potężnej dziurze w jego rozumowaniu. Zamaskowany wyglądał na całkiem kumatego w kwestii walki mieczami, sam zresztą chciał się z Asagim bić. Pokazać nawzajem swoje "Drogi miecza". W sensie że dyskusja filozoficzna podczas walki? Jak miałoby to działać?
Ukryty tekst
Mujin rzecz jasna zdawał sobie sprawę że jest po części manipulowany w tej rozmowie. W sensie... kto normalny kiwa głową po każdym zdaniu, żeby utwierdzić rozmówcę w przekonaniu że tak, to jest dobre. I że mówi prawdę. No, nikt tak nie robi. Zupełnie jak te cwaniaki na rynkach, które widząc że jesteś naiwny i nietutejszy, podnoszą ci cenę i musisz się targować. Ostatecznie i tak kończąc kupując to kilo jabłek drożej niż normalnie, bo nie znasz tutejszych cen. Był tego świadom, ale nie musiał próbować ograniczać tej manipulacji, była niepotrzebna. Chyba że to on coś źle zrozumiał, też opcja.Samurai odszedł, a Natsume pokrył swoją broń jakąś błękitną powłoką. Chyba ku uciesze dzieci. Sam by w sumie coś pokazał, ale nie miał za bardzo czego. Chmura trucizny raczej nie jest przyjazna rodzinom na trybunach, ani nikomu innemu na trybunach, ani nikomu innemu. Mógłby ich zawinąć w zwój na kilka godzin. Albo zwiotczeć im rękę. Ale niestety nie miał jak zaszpanować. Trudno, jego geniusz pozostanie nieodkryty przez te dzieciaki. Pozostanie mu tylko szukanie innych okazji.
- Autentycznie nie wiem, co jest ciekawego w walce bronią białą. I na czym polega cała obsesja samuraiów na walce i znajdowanie swojej "drogi". W sensie czy w szermierce znajdują jakąś filozofię głębszą czy co? - zapytał na głos, częściowo żeby podtrzymać rozmowę, częściowo żeby dowiedzieć się o tej potężnej dziurze w jego rozumowaniu. Zamaskowany wyglądał na całkiem kumatego w kwestii walki mieczami, sam zresztą chciał się z Asagim bić. Pokazać nawzajem swoje "Drogi miecza". W sensie że dyskusja filozoficzna podczas walki? Jak miałoby to działać?
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna zachodnia
Co tu dużo mówić - od razu było widać, że Mujin nie był w ciemię bity. Nawet pomimo tego, że z jego słów dało się wywnioskować, że mężczyzna zgodził się na propozycję mu przedstawioną, to z daleka było widać że było to tylko potwierdzenie biznesowe - przypuszczał, że obie strony myślały identycznie: "prędzej zaufam diabłu niż jemu". Ale obustronne zyski były jednak zbyt zachęcające, żeby po prostu odrzucić tę propozycję - dlatego też doszli do wstępnego porozumienia. Co prawda bez uścisku dłoni, ale kto by się przejmował aż takimi konwenansami. Dwóch podejrzanych, zamaskowanych mężczyzn, rozmawiających na szemrane tematy? To wystarczyło, żeby nie zachowywać się jak yakuza przyklepujący jakiś nielegalny biznes. Po prostu się zgodzili i skinęli głowami.
I wtedy lekko się wzdrygnął. Jego klon zniknął, przekazując mu wszystko co zobaczył i czego doświadczył na trybunie wschodniej. A sam Natsume lekko się uśmiechnął - lecz tego raczej nikt nie miał najmniejszej szansy zauważyć. Ten facet, Kyu... zapowiadał się całkiem obiecująco. A ten pomysł, na który wspólnie wpadli podczas rozmów, był... naprawdę godny solidniejszego rozpisania. Organizacja, gromadząca szermierzy i legendarne ostrza w celu rozbudowywania umiejętności wojowników, i wzbudzania legend ich oręży? Pomysł był bardzo śmiały, i pewnie będzie potrzebował kilku lat na pełne rozkręcenie tempa, ale... to miało sens. Miało bardzo dużo sensu. I już wiedział, na czym się skupi w trakcie swoich przyszłych wędrówek.
Zakon Miecza.
Odetchnął lekko, czując coś, co już od dawna nie miał okazji poczuć - ekscytację. Nadchodził nowy, kolejny rozdział jego wędrówki shinobi - i ten zapowiadał się znacznie ciekawiej, niż bycie politykiem i przywódcą. Będzie jednocześnie robił to, do czego był szkolony i co potrafił najlepiej - a zarazem być może przekazywać swoje talenty dalej. To była naprawdę piękna perspektywa!
Może warto też spróbować przedstawić ten plan Asagiemu?...
-Samurajowie to utalentowani wojownicy, którzy spędzają całe swoje życie, trenując walkę i łącząc się duchowo z ostrzami które dzierżą. Dla nich oni sami i ich miecz to jedno i to samo - walcząc, równie mocno jak ostrzami, walczą też całym swoim jestestwem. - Westchnął lekko. - Nie wiem nawet, jak mogę to wytłumaczyć, żeby nie brzmiało niezrozumiale dla kogoś, kto również nie próbował tej ścieżki. Wiara w miecz duszy jest niemal tak silna, jak wiara w bogów.
Podrapał się po podbródku, zastanawiając się nad odpowiedzią.
-... powiedzmy, że podczas walki, miecz jest odpowiednikiem samego wojownika. Jeśli uderzenie jest silne, to i użytkownik jest silny i pewien swego. Jeśli ataki są słabe, to analogicznie - słaby jest duch walczącego. Ataki bez pewności są oznaką wahania i słabości, a atakowanie na ślepo lub bazując tylko na sile - symbolem agresji i zdziczenia. Poprzez walkę łatwiej jest zrozumieć, z kim się ma do czynienia - słowa mogą okłamać, ale styl walki nigdy.
Westchnął, po czym powoli zaczął się podnosić.
-Cóż, wygląda na to, że czeka mnie trening ze znakomitym szermierzem. Przepraszam, ale muszę się przygotować. - skłonił lekko głowę w kierunku Mujina. - Dziękuję za rozmowę, i za wizytówkę. Przypuszczam, że jeszcze będzie kiedyś okazja się spotkać.
Z tymi słowami poczekał na odpowiedź Mujina, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z trybun.
Czas czynu nadszedł.
z/t
Ukryty tekst
Odchylił się od Mujina i spojrzał na pola walki. Wyglądało na to, że zaczynają się następne pojedynki, a kolejni uczestnicy - w tym Sagisa - powoli wchodzili, przygotowani do batalii. Yuki westchnął ciężko, zastanawiając się czy teraz, kiedy obiecał Asagiemu pojedynek, będzie w stanie się w ogóle skupić na obserwacji walk...I wtedy lekko się wzdrygnął. Jego klon zniknął, przekazując mu wszystko co zobaczył i czego doświadczył na trybunie wschodniej. A sam Natsume lekko się uśmiechnął - lecz tego raczej nikt nie miał najmniejszej szansy zauważyć. Ten facet, Kyu... zapowiadał się całkiem obiecująco. A ten pomysł, na który wspólnie wpadli podczas rozmów, był... naprawdę godny solidniejszego rozpisania. Organizacja, gromadząca szermierzy i legendarne ostrza w celu rozbudowywania umiejętności wojowników, i wzbudzania legend ich oręży? Pomysł był bardzo śmiały, i pewnie będzie potrzebował kilku lat na pełne rozkręcenie tempa, ale... to miało sens. Miało bardzo dużo sensu. I już wiedział, na czym się skupi w trakcie swoich przyszłych wędrówek.
Zakon Miecza.
Odetchnął lekko, czując coś, co już od dawna nie miał okazji poczuć - ekscytację. Nadchodził nowy, kolejny rozdział jego wędrówki shinobi - i ten zapowiadał się znacznie ciekawiej, niż bycie politykiem i przywódcą. Będzie jednocześnie robił to, do czego był szkolony i co potrafił najlepiej - a zarazem być może przekazywać swoje talenty dalej. To była naprawdę piękna perspektywa!
Może warto też spróbować przedstawić ten plan Asagiemu?...
-Samurajowie to utalentowani wojownicy, którzy spędzają całe swoje życie, trenując walkę i łącząc się duchowo z ostrzami które dzierżą. Dla nich oni sami i ich miecz to jedno i to samo - walcząc, równie mocno jak ostrzami, walczą też całym swoim jestestwem. - Westchnął lekko. - Nie wiem nawet, jak mogę to wytłumaczyć, żeby nie brzmiało niezrozumiale dla kogoś, kto również nie próbował tej ścieżki. Wiara w miecz duszy jest niemal tak silna, jak wiara w bogów.
Podrapał się po podbródku, zastanawiając się nad odpowiedzią.
-... powiedzmy, że podczas walki, miecz jest odpowiednikiem samego wojownika. Jeśli uderzenie jest silne, to i użytkownik jest silny i pewien swego. Jeśli ataki są słabe, to analogicznie - słaby jest duch walczącego. Ataki bez pewności są oznaką wahania i słabości, a atakowanie na ślepo lub bazując tylko na sile - symbolem agresji i zdziczenia. Poprzez walkę łatwiej jest zrozumieć, z kim się ma do czynienia - słowa mogą okłamać, ale styl walki nigdy.
Westchnął, po czym powoli zaczął się podnosić.
-Cóż, wygląda na to, że czeka mnie trening ze znakomitym szermierzem. Przepraszam, ale muszę się przygotować. - skłonił lekko głowę w kierunku Mujina. - Dziękuję za rozmowę, i za wizytówkę. Przypuszczam, że jeszcze będzie kiedyś okazja się spotkać.
Z tymi słowami poczekał na odpowiedź Mujina, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z trybun.
Czas czynu nadszedł.
z/t
0 x
- Yukari
- Gracz nieobecny
- Posty: 83
- Rejestracja: 4 gru 2019, o 21:25
- Wiek postaci: 11
- Ranga: Dōkō
- Widoczny ekwipunek: Torba, kabura na broń
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=7895
Re: Trybuna zachodnia
Zmęczona poprzednią rozmową, dziewczyna postanowiła zmienić otoczenie. Jednak konwersacja z- o wiele- starszymi osobami wymagała dużego wysiłku. Musiała panować nad tym co chciała powiedzieć, jak także okazywać należyty szacunek, co na dłuższą metę było uciążliwe. Oczywiście była wdzięczna za informacje jakie zdołała uzyskać od zamaskowanego mężczyzny, którego dostrzegła też i tutaj. Uśmiechnęła się w jego stronę, skinęła głową i poszła dalej. Widziała, że gdzieś wychodzi, przez co nie chciała zaczynać jakiejkolwiek rozmowy.
Wszystko zmieniło się, gdy Yukari dostrzegła osoby w mniej więcej jej wieku. Na ten widok uśmiechnęła się szukając obok nich miejsca. Chciała zaryzykować i, być może, poznać nowych ludzi ? Jej wzrok od razu przykuła dziewczynka o niespotykanym kolorze włosów. Jeszcze nigdy Yukari nie widziała takiego odcieniu wśród swoich rówieśników. Niesamowite... pomyślała idąc w stronę grupki dzieci. Gdy znalazła się wystarczająco blisko uśmiechnęła się uprzejmie i wskazała wolne miejsce obok nich- Cześć... Mogłabym się do was dosiąść?-zapytała przyglądając się im.
Dziewczynka na oko była w jej wieku, czerwone włosy, które jeszcze przed chwilą wprawiły Yukari w osłupienie, teraz wyglądały jeszcze piękniej i te oczy... Jakby ich posiadaczka nie miała w ogóle źrenic, przez co zapewne ciężko rozpoznać w czyją dokładnie stronę patrzy się nieznajoma. Była ona w towarzystwie dwóch chłopców. Jeden z nich wyglądał jak jej przyjaciel Yuto. Drugi zaś miał ciemne włosy i oczy, a jego karnacja była tak jasna, jakby w ogóle nie bywał na słońcu...
Wszystko zmieniło się, gdy Yukari dostrzegła osoby w mniej więcej jej wieku. Na ten widok uśmiechnęła się szukając obok nich miejsca. Chciała zaryzykować i, być może, poznać nowych ludzi ? Jej wzrok od razu przykuła dziewczynka o niespotykanym kolorze włosów. Jeszcze nigdy Yukari nie widziała takiego odcieniu wśród swoich rówieśników. Niesamowite... pomyślała idąc w stronę grupki dzieci. Gdy znalazła się wystarczająco blisko uśmiechnęła się uprzejmie i wskazała wolne miejsce obok nich- Cześć... Mogłabym się do was dosiąść?-zapytała przyglądając się im.
Dziewczynka na oko była w jej wieku, czerwone włosy, które jeszcze przed chwilą wprawiły Yukari w osłupienie, teraz wyglądały jeszcze piękniej i te oczy... Jakby ich posiadaczka nie miała w ogóle źrenic, przez co zapewne ciężko rozpoznać w czyją dokładnie stronę patrzy się nieznajoma. Była ona w towarzystwie dwóch chłopców. Jeden z nich wyglądał jak jej przyjaciel Yuto. Drugi zaś miał ciemne włosy i oczy, a jego karnacja była tak jasna, jakby w ogóle nie bywał na słońcu...
0 x
- Shenzhen
- Martwa postać
- Posty: 234
- Rejestracja: 30 gru 2019, o 17:14
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 24#p130824
Re: Trybuna zachodnia
Hmm imię jakby przeciętne i takie zwyczajne.. Może specjalnie pominął swój przydomek artystyczny lub też wcale go nie posiadał. Jak się okazało faktycznie maluch praktykował sztukę ale nie byłą to sztuka zakazanej miłości. Malec ten lubował się w rękodziełach, które miały sprawić radość temu kto zdecydował się dopowiednio zapłącić. Jego małe zgrabne rączki z pewnością musiały się sporo napracować by zadowolić nawet najbardziej wymagającego klienta. W końcu był się w stanie z tego utrzymać to i klienci musieli być z polecenia. Być może jeden drugiemu powiedział co ten chłopak wyczynia i jakie niestworzone rzeczy potrafi zrobić. Trzeba też przyznać, że faktycznie twór, który zaprezentował łudząco przzypominał mrówkę. Nie skłądało się na to tylko wierne odwzorowanie skali i kształtu ale również wszystkie detale jakie postawił Kamiyo uwzględnić w tym drewnianym odzwierciedleniu żywego insekta.
Kiedy chłopak tak o tym wszystkim opowiadał, dało się usłyszeć coś co słyszą tylko Ci, któzy sami tym żyli. Była to pasja połączona z wizją budowania na niej swej przyszłości. Był to zapał, który pozwolił obrać jedyny słuszny kierunek i stał się czymś w rodzaju latarni morskiej na ciemnym morzu. To samo uczucie towarzyszyło Shenzhenowi kiedy ten zdecydował się opuścić rodzinne strony i ruszyć w podróż by zerwać okowy codzienności i widmo pozostania przeciętnym szarakiem, którego byt pozostanie obojętny dla każdego z nielicznych przechodniów, którzy często przypadkiem trafiali na jego rodzinną wioskę.
Wszystko to spowodowało, ze na twarzy chłopca z Atsui pojawił się grymas, któy chyba nieco przypominał uśmiech. Uniósł on tym samym rękę a anstępnie opuścił na niewielką głowę Kamyio i wykonał energiczne ruchy na boki swą dłonią, nie odrywajać jej od czupryny chłopaka. Ta po chwili przybraął czystą formę chaosu i do tej pory ułożone włosy pzostały w nieładzie a z ust Sheznhena padły słowa przepełnione troską:
- Pielęgnuj tą pasję mały. Nawet z pozoru najdziwaczniejsza, najskromniejsza pasja jest czymś bardzo, ale to bardzo cennym....
Chciał kontynuować lecz w tem zobaczył, ze na arenie pojawili sie kolejni uczestnicy, otwierający drugą częśc pierwszej rundy. Pewnie Shenzhen pozwoliłby sobie zaniechać rozpoczęcia walk gdyby nie fakt, że to właśnie wśród tych uczestników winien szukać swego następującego rywala. y jednak nie wykazać ani krzty ignorancji, pozwolił chłopcu dokończyć wszystko to co miał do powiedzenia, po czym chwycil go za ramiona i obrócił w stronę areny mówiąc:
- Patrz maluchu, u mnie w tym momencie to jest mój cel i coś co pozwala mi żyć tak jak ty w momencie kiedy dobywasz swojego niewielkiego kozika i nadajesz temu drewnu drugi byt....
- To własnie jedno z nich chcąc nie chcąc stanie na mojej drodze już niebawem....
Kiedy chłopak tak o tym wszystkim opowiadał, dało się usłyszeć coś co słyszą tylko Ci, któzy sami tym żyli. Była to pasja połączona z wizją budowania na niej swej przyszłości. Był to zapał, który pozwolił obrać jedyny słuszny kierunek i stał się czymś w rodzaju latarni morskiej na ciemnym morzu. To samo uczucie towarzyszyło Shenzhenowi kiedy ten zdecydował się opuścić rodzinne strony i ruszyć w podróż by zerwać okowy codzienności i widmo pozostania przeciętnym szarakiem, którego byt pozostanie obojętny dla każdego z nielicznych przechodniów, którzy często przypadkiem trafiali na jego rodzinną wioskę.
Wszystko to spowodowało, ze na twarzy chłopca z Atsui pojawił się grymas, któy chyba nieco przypominał uśmiech. Uniósł on tym samym rękę a anstępnie opuścił na niewielką głowę Kamyio i wykonał energiczne ruchy na boki swą dłonią, nie odrywajać jej od czupryny chłopaka. Ta po chwili przybraął czystą formę chaosu i do tej pory ułożone włosy pzostały w nieładzie a z ust Sheznhena padły słowa przepełnione troską:
- Pielęgnuj tą pasję mały. Nawet z pozoru najdziwaczniejsza, najskromniejsza pasja jest czymś bardzo, ale to bardzo cennym....
Chciał kontynuować lecz w tem zobaczył, ze na arenie pojawili sie kolejni uczestnicy, otwierający drugą częśc pierwszej rundy. Pewnie Shenzhen pozwoliłby sobie zaniechać rozpoczęcia walk gdyby nie fakt, że to właśnie wśród tych uczestników winien szukać swego następującego rywala. y jednak nie wykazać ani krzty ignorancji, pozwolił chłopcu dokończyć wszystko to co miał do powiedzenia, po czym chwycil go za ramiona i obrócił w stronę areny mówiąc:
- Patrz maluchu, u mnie w tym momencie to jest mój cel i coś co pozwala mi żyć tak jak ty w momencie kiedy dobywasz swojego niewielkiego kozika i nadajesz temu drewnu drugi byt....
- To własnie jedno z nich chcąc nie chcąc stanie na mojej drodze już niebawem....
0 x

- Kamiyo Ori
- Posty: 1090
- Rejestracja: 27 sty 2020, o 22:25
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek B
- Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7983
- GG/Discord: deviler_
- Multikonta: Rokudo Gaika/Yuki Renji
Re: Trybuna zachodnia
Skończyła się. Wymiana żelastwa, kilku wybuchów i dużej ilości niepotrzebnego biegania. Tak można by w skrócie opisać ostatnią walkę z pierwszej transzy. Niby bez sensu, niby nudna, ale w żadnym razie nie była ona głupia. Ile się można było z niej dowiedzieć na temat przeciwników? Niewiele, praktycznie nic. Ot rzucał żelastwem, wybuchał kartkami. Powstrzymywał się. Ekko był dużo bardziej inteligentny, niż typowy wojownik na arenie, który od razu odsłaniał wszystkie karty w pojedynku. Właściwie to wyczekał przeciwnika i zadał mu atak w chwili słabości. Ciekawe czy w ogóle się tym zmęczył.
Poczochrana głowa Oriego straszyła swoim nieładem wszystkich dookoła, dlatego małe i zręczne rączki chłopca zaczęły to szybko poprawiać. Twarz chłopczyka też przybrała nietypowy wyraz, jakby zakłopotania? Na początku cofnął się spod ręki chłopaka z Atsui, jakby ten mu chciał zrobić krzywdę. Gdy się okazało, że jego zamiary są poniekąd nie groźne pozwolił sobie zmienić uczesanie, ale dał odczuć tą sztywność i gotowość, by brać nogi za pas. Historii już nie dokończył, bo w jego głowie pojawiły się pytania dlaczego Shenzhen to zrobił. Jaki mógł mieć w tym cel?
Następnie mówił o pasji. To też było dość dziwne. Nigdy nie traktował tego co robi jak pasje. W sensie nie była to rzecz, która nie pozwalała mu spać i gdy otworzył oczy to nie zabierał się zaraz do rzeźbienia. Często tak było, ale wynikało trochę z innych pobudek, niż żądza ekspresji. Mu chodziło o perfekcje.
Gdy czarnowłosy Antaiowiec obrócił nim w kierunku areny to zaczął przyglądać się zawodnikom. Wraz z zejściem z ubitego piachu ostatnich wojowników nastąpiła króciutka przerwa na zebranie kolejnych kandydatów do mistrzostwa w turnieju. Pojawiła się kobieta z dużą, metalową sztabą przypominająca gwiazdkę. Naprzeciw niej stanął jakiś zmizerowany, zmasakrowany przez życie jegomość, co pustkę miał w oczach. Czy to samo było w głowie? Tego się mógł dowiedzieć jedynie obserwując.
Na innym stanął najbardziej altruistyczny człowiek jakiego poznał do tej pory. Biedny mieszkaniec pustyni, który dzielił się z każdym czym miał. A że nic nie miał, to nie było specjalnie tak trudne, niemniej liczył się gest. Miał cichą nadzieję w swoim serduszku, że zrobił dobry użytek z pieniążków, które mu wręczył. W końcu jak ktoś jest tak szczodrym człowiekiem, to gotówka się go zazwyczaj nie trzyma i taki delikwent później budzi się z jedną ręką w nocniku. Przeciwko niemu stanęła jakaś jasnooka dziewczyna z kucykiem, duża niższa od Pana Yoshimitsu. Kamiyo pozwolił sobie na ciche westchnięcie. W końcu był prawie pewien co zrobi mafiosa na widok takiej przeciwniczki. Zapewne podda walkę, bądź nie będzie się starał walczyć na poważnie, by dać jej większą szansę. Znał on już tego człowieka prawie na wylot.
Kolejna arena obfitowała w dziwne widoki. Wpierw pojawiła się dziewczyna w słomkowym kapeluszu robiąca jakieś ćwiczenia na rozciąganie. W takim nakryciu głowy to można by prowadzić załogę piracką przez siedem mórz i oceanów. Naprzeciw niej stanął górujący nad nią… Coś. Ni to człowiek, ni to ryba. Niebieskie włoski i błękitna skóra kreowały bardzo ciekawego przeciwnika. Tylko czy to dalej był człowiek?
Ostatnia z wszystkich aren też się nie obyła bez dziwactw. O ile dość wysoka kobieta z czerwonymi włosami była nietypowym widokiem, to mężczyzna w masce na twarzy był już groteskowym. Do pleców miał on przytroczony kij dłuższy niż sam Ori, a jego zachowanie było dość nietypowe, przynajmniej w porównaniu do innych zawodników.
Spoglądając na wszystkie sceny krwawego spektaklu, który miał się rozpocząć wraz z sygnałem sędziego, zastanawiał się głęboko nad tym co ciekawego zobaczy wśród walczących. Czy coś go zainspiruje do dalszego rozwoju? Da mu wskazówkę jaką ścieżkę nauki obrać? W końcu każdy mógł nauczyć się podstaw. Ale co się w nich zawierało?
- To bardzo ciekawe jak oni to robią. – Ten komentarz bardziej był do jego samego, niż Shenzhena. Zreflektował się jednak szybko i dodał. -Która walka ma wyłonić Pańskiego przeciwnika? – Popatrzył na młodzieńca z Antai pytającym spojrzeniem. Zdawał się nabrać nieco opieszałości i pewności siebie w jego towarzystwie, przez co w jego głosie nie było już zająknięć, czy załamującego się tonu.
W wątku: Shenzhen.
Poczochrana głowa Oriego straszyła swoim nieładem wszystkich dookoła, dlatego małe i zręczne rączki chłopca zaczęły to szybko poprawiać. Twarz chłopczyka też przybrała nietypowy wyraz, jakby zakłopotania? Na początku cofnął się spod ręki chłopaka z Atsui, jakby ten mu chciał zrobić krzywdę. Gdy się okazało, że jego zamiary są poniekąd nie groźne pozwolił sobie zmienić uczesanie, ale dał odczuć tą sztywność i gotowość, by brać nogi za pas. Historii już nie dokończył, bo w jego głowie pojawiły się pytania dlaczego Shenzhen to zrobił. Jaki mógł mieć w tym cel?
Następnie mówił o pasji. To też było dość dziwne. Nigdy nie traktował tego co robi jak pasje. W sensie nie była to rzecz, która nie pozwalała mu spać i gdy otworzył oczy to nie zabierał się zaraz do rzeźbienia. Często tak było, ale wynikało trochę z innych pobudek, niż żądza ekspresji. Mu chodziło o perfekcje.
Gdy czarnowłosy Antaiowiec obrócił nim w kierunku areny to zaczął przyglądać się zawodnikom. Wraz z zejściem z ubitego piachu ostatnich wojowników nastąpiła króciutka przerwa na zebranie kolejnych kandydatów do mistrzostwa w turnieju. Pojawiła się kobieta z dużą, metalową sztabą przypominająca gwiazdkę. Naprzeciw niej stanął jakiś zmizerowany, zmasakrowany przez życie jegomość, co pustkę miał w oczach. Czy to samo było w głowie? Tego się mógł dowiedzieć jedynie obserwując.
Na innym stanął najbardziej altruistyczny człowiek jakiego poznał do tej pory. Biedny mieszkaniec pustyni, który dzielił się z każdym czym miał. A że nic nie miał, to nie było specjalnie tak trudne, niemniej liczył się gest. Miał cichą nadzieję w swoim serduszku, że zrobił dobry użytek z pieniążków, które mu wręczył. W końcu jak ktoś jest tak szczodrym człowiekiem, to gotówka się go zazwyczaj nie trzyma i taki delikwent później budzi się z jedną ręką w nocniku. Przeciwko niemu stanęła jakaś jasnooka dziewczyna z kucykiem, duża niższa od Pana Yoshimitsu. Kamiyo pozwolił sobie na ciche westchnięcie. W końcu był prawie pewien co zrobi mafiosa na widok takiej przeciwniczki. Zapewne podda walkę, bądź nie będzie się starał walczyć na poważnie, by dać jej większą szansę. Znał on już tego człowieka prawie na wylot.
Kolejna arena obfitowała w dziwne widoki. Wpierw pojawiła się dziewczyna w słomkowym kapeluszu robiąca jakieś ćwiczenia na rozciąganie. W takim nakryciu głowy to można by prowadzić załogę piracką przez siedem mórz i oceanów. Naprzeciw niej stanął górujący nad nią… Coś. Ni to człowiek, ni to ryba. Niebieskie włoski i błękitna skóra kreowały bardzo ciekawego przeciwnika. Tylko czy to dalej był człowiek?
Ostatnia z wszystkich aren też się nie obyła bez dziwactw. O ile dość wysoka kobieta z czerwonymi włosami była nietypowym widokiem, to mężczyzna w masce na twarzy był już groteskowym. Do pleców miał on przytroczony kij dłuższy niż sam Ori, a jego zachowanie było dość nietypowe, przynajmniej w porównaniu do innych zawodników.
Spoglądając na wszystkie sceny krwawego spektaklu, który miał się rozpocząć wraz z sygnałem sędziego, zastanawiał się głęboko nad tym co ciekawego zobaczy wśród walczących. Czy coś go zainspiruje do dalszego rozwoju? Da mu wskazówkę jaką ścieżkę nauki obrać? W końcu każdy mógł nauczyć się podstaw. Ale co się w nich zawierało?
- To bardzo ciekawe jak oni to robią. – Ten komentarz bardziej był do jego samego, niż Shenzhena. Zreflektował się jednak szybko i dodał. -Która walka ma wyłonić Pańskiego przeciwnika? – Popatrzył na młodzieńca z Antai pytającym spojrzeniem. Zdawał się nabrać nieco opieszałości i pewności siebie w jego towarzystwie, przez co w jego głosie nie było już zająknięć, czy załamującego się tonu.
W wątku: Shenzhen.
0 x
- Azuma
- Posty: 1140
- Rejestracja: 6 lis 2019, o 18:50
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Kogō
- Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy
- wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy
- delikatne blizny na przedramionach i rękach
- przeciętny wzrost, docięta sylwetka - Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu
- skórzana kamizelka shinobi
- kabury na broń na lewym i prawym biodrze
- torba z ekwipunkiem na lewym pośladku
- lekka zbroja - Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=7859#p128617
Re: Trybuna zachodnia
Ryujin równie uważnie obserwował ostatni z pojedynków i gdy pojedynkujący samuraj oberwał falą broni miotanej wystrzelonej ze zwoju, młodzieniec odczuł zawód połączony z poczuciem odpowiedzialności. Wynikało to po częsci z tego jak się zachowywał - obawiał się, że jego głośne okrzyki, mogły zdekoncentrować pojedynkującego się szermierza. Azuma pokręcił głową, a z jego twarzy biło prawdziwe przekonanie, gdy się odezwał.
- To baaaardzo mało prawdopodobne, Ryujin-chan. Zwróć uwagę na to co się dzieje w koło. Nie było szans, aby Cię stamtąd słyszał - wymędrkował lustrując młodszego Uchihe, czy aby na pewno zrozumiał ten przekaz. Miyuki wyjaśnienia syna nie skomentowała, ale w duchu była usatysfakcjonowana i miała nadzieję, że maluch to przyjmie do wiadomości, bo ostatnim czego sobie w tym momencie życzyła, to pogoń za synem Sagisy po trybunach pełnych, dziwnych ludzi... Jej zdaniem, Ryujin i tak już zwracał na siebie zbyt dużo uwagi innych.
Koniec tego pojedynku był znakiem do rozpoczęcia kolejnej tury walk, wśród których znaleźć się miało dwóch kolejnych przedstawicieli jego klanu. Wśród nich była Sagisa - gdy przechodziła obok ich grupki, upomniała synka aby był grzeczny, co też ten grzecznie potwierdził. Z kolei Miyuki wykorzystali tą chwilę, aby życzyć jeszcze raz powodzenia.
- Nie martw się, Twoja mama na pewno da czadu - zapewnił młodszego, nowo poznanego kolegę, odprowadzając wzrokiem jego matkę. Jej przeciwnikiem miał być niejaki Jun'ichi, który nie został przedstawiony z rodowego nazwiska. Jakimi władał umiejętnościami - dopiero miało się to okazać.
Sayuri tymczasem nie do końca dawała wiary jego podejrzeniom co do zabandażowanego gościa. Dziwiło go to podejście - bo w końcu z jakiego innego powodu ktoś by się tak takimi opatrunkami obkręcał? Wtedy też dziewczynka zasugerowała, że być może powodem tego jest to, że nieznajomy się ukrywa, albo co gorsza - jest jakimś mordercom! Bo w końcu źli ninja pewnie tacy właśnie są. Słysząc to, Azuma spojrzał podejrzliwie ponownie do tyłu, gdzie przez dłuższy czas mrużąc groźnie oczy, spoglądał na Mujina. Dawał mu w ten sposób do zrozumienia, że ma na niego baczenie. Oby względem nich lepiej niczego nie próbował...
- Taa... to ma sens - odparł poważnie, ponownie wracając do areny, gdy tylko udzielił tego pokazu, zrozumiałego dla ich dwójki. Być może towarzyszący nieznajomemu samuraj jak i drugi z zamaskowanych mężczyzn, także zdali sobie z tego sprawę, bo także postanowili go opuścić. Dziwiło go, że tak dużym ludziom, zajmowało tyle czasu pojęcie tego...
Gdy na powrót zainteresował się wydarzeniami na arenie, jego uwagę przyciągnęły także inne pojedynki. Jego inna znajoma, Uchiha Masako miała także się pojedynkować z Yosuke z klanu Hoshigaki którego również nie znał. Ta informacja jednak mu nie przeszkadzała - oglądać ich pojedynek mógł się właśnie czegoś nowego dowiedzieć. - Trzymam za Ciebie kciuki Masako-san. Pokaż mu tą technikę, której Cię nauczyłem - gorąco pomyślał, oczywiście mając na myśli Genjutsu, które razem trenowali - czy też raczej które Masako trenowała na nim...
Inna równie ciekawa walka miała się toczyć na równoległej arenie, gdzie Tamaki miała podjąć walkę z Yoshimitsu. Ta pierwsza reprezentowała dom z którego pochodziła Sayuri, a że łączyło ich to samo nazwisko, wierzył w to że i z tej walki dowie się czegoś o swojej nowej koleżance. Kątem oka na nią spojrzał, zwracając uwagę na to, czy i ona ten pojedynek obserwuje.
Inne walki na ten moment aż tak go nie zajmowały, aczkolwiek i w ich przypadku zapoznał się z uczestnikami - ich wyglądem, imionami i nazwiskami.
Wraz z tym jak toczyć się miały kolejne walki, tak i kolejni ludzie znikali i pojawiali się na trybunach. Musiał się robić co raz większy ścisk, bo wkrótce dołączyła do nich kolejna, młodziutka osóbka, która na jego oko, mogła być rówieśniczką Sayuri. Schludnie odziana w błękitną sukienkę, przyjazny uśmiech, a także uprzejmość malująca się w jej pytaniu, od razu spowodowało, że Azuma zapałał do niej sympatią. - Ktoś taki na pewno nie jest złym człowiekiem. Nie to co tamten - pomyślał, ponownie mrużąc groźnie słodkie oczęta.
- Jasne, jest tu jeszcze trochę miejsca... Jestem Azuma, a to Ryujin i Sayuri - przywitał się z nieznajomą dziewczynką - tak jak to robił wcześniej - wyciągając przy tym do niej dłoń w geście powitania.
Miyuki, która oczywiście to wszystko widziała - w końcu pod opieką miała nie tylko swojego syna, ale również i synka Sagisy, była zaskoczone (ale dość miło) tym, ile na turnieju zebrało się rodzin z dziećmi. Niemal jak dożynki. Igrzyska z biletem wstępu dla dzieci. - A mi sie wydawało, że to tak daleko... i to morze, które oddziela wyspy od kontynentu... - pokręciła do siebie delikatnie głową, na to, jaka była naiwna w swoim myśleniu.
- To baaaardzo mało prawdopodobne, Ryujin-chan. Zwróć uwagę na to co się dzieje w koło. Nie było szans, aby Cię stamtąd słyszał - wymędrkował lustrując młodszego Uchihe, czy aby na pewno zrozumiał ten przekaz. Miyuki wyjaśnienia syna nie skomentowała, ale w duchu była usatysfakcjonowana i miała nadzieję, że maluch to przyjmie do wiadomości, bo ostatnim czego sobie w tym momencie życzyła, to pogoń za synem Sagisy po trybunach pełnych, dziwnych ludzi... Jej zdaniem, Ryujin i tak już zwracał na siebie zbyt dużo uwagi innych.
Koniec tego pojedynku był znakiem do rozpoczęcia kolejnej tury walk, wśród których znaleźć się miało dwóch kolejnych przedstawicieli jego klanu. Wśród nich była Sagisa - gdy przechodziła obok ich grupki, upomniała synka aby był grzeczny, co też ten grzecznie potwierdził. Z kolei Miyuki wykorzystali tą chwilę, aby życzyć jeszcze raz powodzenia.
- Nie martw się, Twoja mama na pewno da czadu - zapewnił młodszego, nowo poznanego kolegę, odprowadzając wzrokiem jego matkę. Jej przeciwnikiem miał być niejaki Jun'ichi, który nie został przedstawiony z rodowego nazwiska. Jakimi władał umiejętnościami - dopiero miało się to okazać.
Sayuri tymczasem nie do końca dawała wiary jego podejrzeniom co do zabandażowanego gościa. Dziwiło go to podejście - bo w końcu z jakiego innego powodu ktoś by się tak takimi opatrunkami obkręcał? Wtedy też dziewczynka zasugerowała, że być może powodem tego jest to, że nieznajomy się ukrywa, albo co gorsza - jest jakimś mordercom! Bo w końcu źli ninja pewnie tacy właśnie są. Słysząc to, Azuma spojrzał podejrzliwie ponownie do tyłu, gdzie przez dłuższy czas mrużąc groźnie oczy, spoglądał na Mujina. Dawał mu w ten sposób do zrozumienia, że ma na niego baczenie. Oby względem nich lepiej niczego nie próbował...
- Taa... to ma sens - odparł poważnie, ponownie wracając do areny, gdy tylko udzielił tego pokazu, zrozumiałego dla ich dwójki. Być może towarzyszący nieznajomemu samuraj jak i drugi z zamaskowanych mężczyzn, także zdali sobie z tego sprawę, bo także postanowili go opuścić. Dziwiło go, że tak dużym ludziom, zajmowało tyle czasu pojęcie tego...
Gdy na powrót zainteresował się wydarzeniami na arenie, jego uwagę przyciągnęły także inne pojedynki. Jego inna znajoma, Uchiha Masako miała także się pojedynkować z Yosuke z klanu Hoshigaki którego również nie znał. Ta informacja jednak mu nie przeszkadzała - oglądać ich pojedynek mógł się właśnie czegoś nowego dowiedzieć. - Trzymam za Ciebie kciuki Masako-san. Pokaż mu tą technikę, której Cię nauczyłem - gorąco pomyślał, oczywiście mając na myśli Genjutsu, które razem trenowali - czy też raczej które Masako trenowała na nim...
Inna równie ciekawa walka miała się toczyć na równoległej arenie, gdzie Tamaki miała podjąć walkę z Yoshimitsu. Ta pierwsza reprezentowała dom z którego pochodziła Sayuri, a że łączyło ich to samo nazwisko, wierzył w to że i z tej walki dowie się czegoś o swojej nowej koleżance. Kątem oka na nią spojrzał, zwracając uwagę na to, czy i ona ten pojedynek obserwuje.
Inne walki na ten moment aż tak go nie zajmowały, aczkolwiek i w ich przypadku zapoznał się z uczestnikami - ich wyglądem, imionami i nazwiskami.
Wraz z tym jak toczyć się miały kolejne walki, tak i kolejni ludzie znikali i pojawiali się na trybunach. Musiał się robić co raz większy ścisk, bo wkrótce dołączyła do nich kolejna, młodziutka osóbka, która na jego oko, mogła być rówieśniczką Sayuri. Schludnie odziana w błękitną sukienkę, przyjazny uśmiech, a także uprzejmość malująca się w jej pytaniu, od razu spowodowało, że Azuma zapałał do niej sympatią. - Ktoś taki na pewno nie jest złym człowiekiem. Nie to co tamten - pomyślał, ponownie mrużąc groźnie słodkie oczęta.
- Jasne, jest tu jeszcze trochę miejsca... Jestem Azuma, a to Ryujin i Sayuri - przywitał się z nieznajomą dziewczynką - tak jak to robił wcześniej - wyciągając przy tym do niej dłoń w geście powitania.
Miyuki, która oczywiście to wszystko widziała - w końcu pod opieką miała nie tylko swojego syna, ale również i synka Sagisy, była zaskoczone (ale dość miło) tym, ile na turnieju zebrało się rodzin z dziećmi. Niemal jak dożynki. Igrzyska z biletem wstępu dla dzieci. - A mi sie wydawało, że to tak daleko... i to morze, które oddziela wyspy od kontynentu... - pokręciła do siebie delikatnie głową, na to, jaka była naiwna w swoim myśleniu.
0 x
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
- Sayuri
- Posty: 99
- Rejestracja: 6 gru 2019, o 20:28
- Wiek postaci: 13
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: viewtopic.php?f=40&t=7919&p=129861#p129861
- Multikonta: Nikusui
Re: Trybuna zachodnia
Akcja szła naprzód. Wojownicy ponownie zaczęli się zbierać na trybunach i z racji odległości ciężko było się wszystkim dokładnie przyjrzeć, ale to była kwestia czasu. Nie o wygląd przecież tu chodziło, a o umiejętności! Sayuri wiedziała też, że jedna z walczących również należy do klanu Hyuuga, więc mimo będzie zobaczyć, co potrafi. Tymczasem Azuma podłapał jej sugestię, co by nieznajomy, zabandażowany mężczyzna się ukrywał i tak naprawdę ma sporo za skórą! Uwadze czerwonowłosej nie umknęło to baczne spojrzenie, które posłał w kierunku nieznajomego. Sama też pokiwała twierdząco głową na znak, że tak, jej teoria jest wielce prawdopodobna.
- Tamaki Hyuuga walczy z Kaguyą. Nic jednak o nich do tej pory nie słyszałam. - skwitowała, przyglądając się ten arenie, bo to ona w tym momencie najbardziej ją interesowała. Zapewne jednak będzie błądziła po wszystkich arenach, w zależności od tego, co na której się będzie działo. Nim jednak wszystko na dobre się zaczęło, dołączyła do nich kolejna osoba. Całkowicie nieznajoma, ale rówieśniczka. Przynajmniej tak myślała Sayuri. Widząc to, rodzice czerwonowłosej postanowili wstać i zająć dwa miejsca znajdujące się nieco wyżej, niż te, na których aktualnie siedzieli. W ten sposób znalazło się wolne miejsce i dla Ryujina i dla nowej koleżanki. Sami zaś dalej mieli oko na córkę, mając ją niemalże przed sobą.
- Tak, tak jak powiedział Azuma-kun, im więcej nas tym lepiej. - powiedziała do nieznajomej dziewczynki, uśmiechając się do niej szeroko. Czy była tutaj sama? A może po prostu szukała towarzystwa. Bądź co bądź, wcale nie było tu tak dużo dzieci w ich wieku. Akurat te miejscówki im się poszczęściły.
- Hyuuga Sayuri. - przedstawiła się jeszcze samodzielnie, chociaż Azuma już zdążył to zrobić. Wychowanie jednak robiło swoje, przedstawiać się trzeba było pełnym imieniem i nazwiskiem. - A ty, jak się nazywasz? Z daleka przybywasz? - zapytała zaciekawiona. Nie ukrywała, że obecny obrót sytuacji jest bardzo pozytywny. W końcu teraz siedzieli w czwórkę! Dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Nieznajoma była schludnie, ale bardzo ładnie ubrana. Błękitna sukienka idealnie współgrała z błękitną wstążką w jej włosach.
Jak uroczo! Przeszło przez myśl Sayuri. Czas jednak było wrócić znowu do walk, które już się rozpoczęły. Jasne oczy czerwonowłosej powędrowały na arenę, gdzie walczyła Tamaki. Od razu rozpoczęło się intensywnie! Przeciwnicy zaczęli biec w sowim kierunku. Sayuri wiedziała, że członkini klanu Hyuuga będzie dążyć do zmniejszenia dystansu do minimum. Jednak jej się nie udało. Mimo, że początkowo jej przeciwnik również biegł w jej stronę, to w odpowiednim momencie wyrzucił bronie i użył jakiejś techniki wiatru, która uderzyła w Hyuugę, odrzucając ją. Sayuri zmarszczyła brwi, myśląc o tym, że to nie było miękkie lądowanie. W dodatku bronie zdążyły ją zranić. Niezbyt poważnie, ale jednak. A kłopoty nadchodziły. I gdyby nie nieprzygotowanie do walki Kaguyi, to mogło być naprawdę ciężko.
- Co on... - mruknęła, widząc jak chłopak grzebie coś przy kunai. Z trybun zaczęły dobiegać ją śmiechy. No, niezbyt przyjemne dla samego wojownika, ale może dodatkowo go to zmotywuje. Zresztą, zdawał się tym nie przejmował, bo jak tylko udało mu się nalepić notkę na kunai, to od razu go wyrzucił w stronę Tamaki, której udało się uniknąć ataku. - Ufff, całe szczęście. - dodała z ulgą w głosie i westchnęła cicho. Mogło być już naprawdę ciężko, zwłaszcza, że Yoshimtsu dążył do jak najszybszego zakończenia walki, ponownie wrzucając kolejną broń z notką. Tyle, że mgła utrudniała mu już znacznie widoczność. Aktualnie również i Sayuri go nie widziała, ale była pewna, że Tamaki sobie poradzi, dlatego na jej twarz po westchnięciu wpłynął rozluźniający uśmiech, mówiący: będzie dobrze.
W kolejnej walce brał udział ktoś, kogo Azuma znał. Uchiha Masako, a więc pochodzili z tego samego klanu. I tym razem Sayuri mogła się dowiedzieć czegoś więcej, bo z poprzedniej walki, w której brał udział Aka, nie wyróżniło się nic szczególnego.
- Pierwszy raz widzę tak niebieską skórę. - powiedziała, przyglądając się Hoshigaki Yosuke, przeciwnikowi Uchiha Masako. Zdecydowanie chłopak wyróżniał się na tle innych, ale czy potrafił coś wyjątkowego? Tu walka jeszcze nie zdążyła się dobrze rozpocząć. - Trzymam kciuki za twoją znajoma, Azuma-kun. - dodała, spoglądając na chłopca i uśmiechając się szeroko. Na potwierdzenie swych słów pokazała zaciśnięte kciuki w obu dłoniach, oczywiście szczerząc przy tym zęby od ucha do ucha.
Na trzeciej arenie znalazła się Sagisa, mama Ryujina. Tu oczywiście też trzeba było trzymać kciuki i to pewnie ta walka głównie pochłaniała Ryujina. Niestety Sayuri nie miała pojęcia, że jej przeciwnikiem jest Hyuuga. Mężczyzna miał zasłoniętą twarz, więc nie dało się dostrzec oczu, które są dla nich tak charakterystyczne. Może, gdyby zobaczyła go kiedyś w osadzie, to byłoby inaczej. Szybko jednak przekonała się o tym, że mają tu kolejnego mieszkańca Kyuzo. Tej techniki nie dało się z nim pomylić.
- Tato, tato! - zawołała, wstając z miejsca i odrwacając się do tyłu. - Ten pan... ten pan to też Hyuuga! - zakomunikowała z podekscytowaniem. Jej ojciec uśmiechnął się delikatnie i skinął głową na potwierdzenie jej słów. On o tym wiedział wcześniej. Mieszkając tyle lat, zdążył parę razy minąć się z Jun'ichim, chociaż nigdy nie mieli okazji porozmawiać. I dopiero teraz doszło do Sayuri, że jej klan i klan Azumy właśnie miały swój pojedynek.
- Czy to nie ekstra?! - zapytała energicznie Azumy, kiedy wróciła tyłkiem na swoje miejsce. Oj, zdecydowanie teraz to ta walka przyciągnęła jej uwagę! Oczywiście nie było to miłe, kiedy Sagisa pod wpływem techniki poleciała spory kawałek w tył, dlatego odruchowo czerwonowłosa położyła dłoń na ramieniu Ryujina. - Dla twojej mamy to na pewno nic. - dodała, posyłając uśmiech chłopcu. Nim jednak stało się coś więcej, przed oczyma Sayuri pojawiły się pióra i... odpłynęła. Jej oczy stały się ciężkie i dziewczynka zasnęła, nie zdając sobie sprawy, że to zasługa mężczyzny, który walczył na ostatniej z aren.
- Tamaki Hyuuga walczy z Kaguyą. Nic jednak o nich do tej pory nie słyszałam. - skwitowała, przyglądając się ten arenie, bo to ona w tym momencie najbardziej ją interesowała. Zapewne jednak będzie błądziła po wszystkich arenach, w zależności od tego, co na której się będzie działo. Nim jednak wszystko na dobre się zaczęło, dołączyła do nich kolejna osoba. Całkowicie nieznajoma, ale rówieśniczka. Przynajmniej tak myślała Sayuri. Widząc to, rodzice czerwonowłosej postanowili wstać i zająć dwa miejsca znajdujące się nieco wyżej, niż te, na których aktualnie siedzieli. W ten sposób znalazło się wolne miejsce i dla Ryujina i dla nowej koleżanki. Sami zaś dalej mieli oko na córkę, mając ją niemalże przed sobą.
- Tak, tak jak powiedział Azuma-kun, im więcej nas tym lepiej. - powiedziała do nieznajomej dziewczynki, uśmiechając się do niej szeroko. Czy była tutaj sama? A może po prostu szukała towarzystwa. Bądź co bądź, wcale nie było tu tak dużo dzieci w ich wieku. Akurat te miejscówki im się poszczęściły.
- Hyuuga Sayuri. - przedstawiła się jeszcze samodzielnie, chociaż Azuma już zdążył to zrobić. Wychowanie jednak robiło swoje, przedstawiać się trzeba było pełnym imieniem i nazwiskiem. - A ty, jak się nazywasz? Z daleka przybywasz? - zapytała zaciekawiona. Nie ukrywała, że obecny obrót sytuacji jest bardzo pozytywny. W końcu teraz siedzieli w czwórkę! Dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Nieznajoma była schludnie, ale bardzo ładnie ubrana. Błękitna sukienka idealnie współgrała z błękitną wstążką w jej włosach.
Jak uroczo! Przeszło przez myśl Sayuri. Czas jednak było wrócić znowu do walk, które już się rozpoczęły. Jasne oczy czerwonowłosej powędrowały na arenę, gdzie walczyła Tamaki. Od razu rozpoczęło się intensywnie! Przeciwnicy zaczęli biec w sowim kierunku. Sayuri wiedziała, że członkini klanu Hyuuga będzie dążyć do zmniejszenia dystansu do minimum. Jednak jej się nie udało. Mimo, że początkowo jej przeciwnik również biegł w jej stronę, to w odpowiednim momencie wyrzucił bronie i użył jakiejś techniki wiatru, która uderzyła w Hyuugę, odrzucając ją. Sayuri zmarszczyła brwi, myśląc o tym, że to nie było miękkie lądowanie. W dodatku bronie zdążyły ją zranić. Niezbyt poważnie, ale jednak. A kłopoty nadchodziły. I gdyby nie nieprzygotowanie do walki Kaguyi, to mogło być naprawdę ciężko.
- Co on... - mruknęła, widząc jak chłopak grzebie coś przy kunai. Z trybun zaczęły dobiegać ją śmiechy. No, niezbyt przyjemne dla samego wojownika, ale może dodatkowo go to zmotywuje. Zresztą, zdawał się tym nie przejmował, bo jak tylko udało mu się nalepić notkę na kunai, to od razu go wyrzucił w stronę Tamaki, której udało się uniknąć ataku. - Ufff, całe szczęście. - dodała z ulgą w głosie i westchnęła cicho. Mogło być już naprawdę ciężko, zwłaszcza, że Yoshimtsu dążył do jak najszybszego zakończenia walki, ponownie wrzucając kolejną broń z notką. Tyle, że mgła utrudniała mu już znacznie widoczność. Aktualnie również i Sayuri go nie widziała, ale była pewna, że Tamaki sobie poradzi, dlatego na jej twarz po westchnięciu wpłynął rozluźniający uśmiech, mówiący: będzie dobrze.
W kolejnej walce brał udział ktoś, kogo Azuma znał. Uchiha Masako, a więc pochodzili z tego samego klanu. I tym razem Sayuri mogła się dowiedzieć czegoś więcej, bo z poprzedniej walki, w której brał udział Aka, nie wyróżniło się nic szczególnego.
- Pierwszy raz widzę tak niebieską skórę. - powiedziała, przyglądając się Hoshigaki Yosuke, przeciwnikowi Uchiha Masako. Zdecydowanie chłopak wyróżniał się na tle innych, ale czy potrafił coś wyjątkowego? Tu walka jeszcze nie zdążyła się dobrze rozpocząć. - Trzymam kciuki za twoją znajoma, Azuma-kun. - dodała, spoglądając na chłopca i uśmiechając się szeroko. Na potwierdzenie swych słów pokazała zaciśnięte kciuki w obu dłoniach, oczywiście szczerząc przy tym zęby od ucha do ucha.
Na trzeciej arenie znalazła się Sagisa, mama Ryujina. Tu oczywiście też trzeba było trzymać kciuki i to pewnie ta walka głównie pochłaniała Ryujina. Niestety Sayuri nie miała pojęcia, że jej przeciwnikiem jest Hyuuga. Mężczyzna miał zasłoniętą twarz, więc nie dało się dostrzec oczu, które są dla nich tak charakterystyczne. Może, gdyby zobaczyła go kiedyś w osadzie, to byłoby inaczej. Szybko jednak przekonała się o tym, że mają tu kolejnego mieszkańca Kyuzo. Tej techniki nie dało się z nim pomylić.
- Tato, tato! - zawołała, wstając z miejsca i odrwacając się do tyłu. - Ten pan... ten pan to też Hyuuga! - zakomunikowała z podekscytowaniem. Jej ojciec uśmiechnął się delikatnie i skinął głową na potwierdzenie jej słów. On o tym wiedział wcześniej. Mieszkając tyle lat, zdążył parę razy minąć się z Jun'ichim, chociaż nigdy nie mieli okazji porozmawiać. I dopiero teraz doszło do Sayuri, że jej klan i klan Azumy właśnie miały swój pojedynek.
- Czy to nie ekstra?! - zapytała energicznie Azumy, kiedy wróciła tyłkiem na swoje miejsce. Oj, zdecydowanie teraz to ta walka przyciągnęła jej uwagę! Oczywiście nie było to miłe, kiedy Sagisa pod wpływem techniki poleciała spory kawałek w tył, dlatego odruchowo czerwonowłosa położyła dłoń na ramieniu Ryujina. - Dla twojej mamy to na pewno nic. - dodała, posyłając uśmiech chłopcu. Nim jednak stało się coś więcej, przed oczyma Sayuri pojawiły się pióra i... odpłynęła. Jej oczy stały się ciężkie i dziewczynka zasnęła, nie zdając sobie sprawy, że to zasługa mężczyzny, który walczył na ostatniej z aren.
0 x

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości