Tytuł: Ostatni
Misja rangi: Wyprawa B dla: Tsukune
Post 21/?
Słysząc słowa uzbrojonego po zęby mężczyzny sanitariusz tylko na chwilę się odwrócił by rzucić okiem na listę przyjętych, nie musiał na szczęście długo jej wertować, bowiem istotnie, ktoś tak się nazywający został niedawno przyjęty na oddział, z reszta, dosyć charakterystyczny i nawet człapiący w ich stronę..
- Jak rozumiem pan z rodziny... - odpowiedział sanitariusz, po czym zwyczajnie zdecydował się wrócić do swoich spraw, a na jego twarzy pojawiło się politowanie - co takiego wywinął Ono na oddziale, że na tak spojrzał na odwiedzającego go mężczyznę? Cóż, to się wszystko miało dopiero okazać, kiedy w asyście pielęgniarki samuraj doczłapał do naszego bohatera, a ten... momentalnie wyleciał na niego z poważną burą, a tyle dobitną, że na chwilę wszyscy wokół się zatrzymali, by następnie spoglądać ukradkiem na kierunek, w którym sytuacja się rozwinie.
- Ja...eto... - zaczął starszy pan wyraźnie zaskoczony takim obrotem sprawy, nie spodziewał się, że Tsukune go kijkiem będzie tykał, ani że na niego aż tak naskoczy, na szczęście, znał jego prawdziwe intencje, a i sanitariuszka kupiła mu kilka sekund na ogarnięcie się.
- Co pan robi! Tu jest szpital! - medyczka zdecydowała się wziąć w obronę starszego pana, który trochę i jej napsuł krwi. Cudowna kobieta, 160 cm wzrostu, włosy płomienno rude, jakieś fikuśne "paski" na policzkach i poważne spojrzenie zielonych, chociaż jednocześnie mocno przestraszonych, oczy. Te kilka sekund wystarczyło, by Ogasawara już w pełni się ogarnął.
- Nie przejmuj się kwiatuszku... Mój syn ma racje... Trochę narozrabiałem... Znowu. Zostawisz nas na moment? - fałszywy samuraj, który w istocie był samurajem, już chyba ogarnął się w grze, więc mógł odpowiednio wejść w nową, nieco zaimprowizowaną rolę. Co prawda, pielęgniarka nie była przekonana czy powinna go samego zostawiać go z "synem", no ale skoro to syn, to nie ma tutaj chyba się co dziwić, że wkurzony wraca, najpewniej z jakiejś misji wojennej (na co wskazuje ekwipunek), więc pewnie ninja i zastaje w domu starszego pana, który nieco narozrabiał. Jak możnaby dalej wywnioskować z sytuacji, to "dziadek" i "ojciec" wspólnie wychowują malucha, którego razem z "samurajem" przyjęto na oddział i pewnie matki nie ma, oj trudne czasy nastały i nawet szkoda się jej zrobiło Tskukune, że nie dość iż trudny ma zawód, to jeszcze w domu mu smutków przysparzają, tak więc nie przeszkadzając już, wycofała się ostrożnie. Reszta personelu już tylko spoglądała sobie "drugim okiem" jak się potoczy ten cyrk, jakby bowiem nie patrzeć, było to dosyć ciekawe zjawisko, ale chyba wyciągnęli podobne do pielęgniarki wnioski i nie było im do śmiechu - śmiać się z cudzej krzywdy nie wypada, szczególnie jak się pełni zawód lekarza, czyż nie?
Co się natomiast tyczy drugiego "aktora", to trzeba przyznać, że gdy tylko Ono się już ogarnął w tym co się dzieje, to potulnie opuścił głowę i przyjął na siebie całą reprymendę co jakiś czas tylko potakując i przepraszając, że się to więcej nie powtórzy, ze rozumie i że zrobił źle. Jakby nie patrzeć, Ogasawara pochodził ze szlacheckiego rodu, a to sprawiało, że obeznany był tak ze sztuką jak i grą pozorów, tak więc wejście w narzuconą przez Tsukune rolę nie było dla niego szczególnie trudne.
- To się więcej nie powtórzy. I masz rację, lepiej bym tu został. - zgodził się z shinobi, po czym wyciągnął z połów kimona dwa, misternie poskładane listy - jeśli Tsukune miał kiedyś do czynienia z oficjalną szlachecką korespondencją, to w mig się rozezna, że pismo przygotowane niezwykle należycie, jeśli nie, to może podziwiać kunszt składania papieru. Jeden z listów miał w sobie dodatkowe "wybrzuszenie", które na pewno nie było elementem wiadomości, a to, czym było przyszło z woreczkiem, który z rękawa wyjął starszy pan.
- A to co prosiłeś bym pilnował dla twojego syna. Nie dałem nikomu. - przekazał woreczek, w którym znajdowała się jak nie trudno się domyślić jedna z części rodowej pieczęci. Tak więc, najpewniej została ona podzielona na trzy fragmenty, z czego jeden trafił do woreczka i najpewniej zgodnie z planem miało trafić wraz z dzieckiem do mamki, druga część znajdowała się w jednym z listów do szkoły Ryu, natomiast trzecia... trzecia się nie pojawiła, więc najpewniej zgodnie z założeniami planu stale znajdowała się w rękach starszego bohatera.
- Mogę go zobaczyć zanim pójdziecie? - zapytał Ono świadom, że teraz sprawy muszą już iść sprawnie. Nie wiedział co prawda o tym, że wrogowie już gdzieś się w tej osadzie kręcą, ale może i lepiej? Teraz pewne było, że Tsukune zabierze Hyohonosuke w jakieś bezpieczne miejsce, o którym on nawet nie będzie wiedział i dobrze, prawda?