- Potężne genjutsu, zdolne narzucić komuś swoją wolę... co? - pomyślał młodzieniec, naprawdę musiało być najpotężniejszym genjutsu na tym świecie, chyba że istnieje jeszcze jakieś, na przykład takie, w którym każda sekunda to nawet kilka dni w koszmarnym świecie iluzji, gdzie użytkownik może robić z tobą co tylko zapragnie, do tego jeszcze przenosi ona ból z tamtego świata do prawdziwego, przez co odczuwamy go jako ból fizyczny i nie jesteśmy w stanie dalej walczyć, a technikę zwą Tsukuyomi, przeciwieństwo Amaterasu, ale Jiro o tej technice akurat nic nie wiedział, oraz nie znał nazw technik, ani samych oczu, potrafiących je wykonać. Młodzieniec dumał o genjutsu i innych tego typu technikach, które przecież były tylko narzędziami w rękach potężnych shinobi, tym czasem Yuusha odbierał należny mu żołd. Nie tylko Katsumi była zaskoczona, tym że Yuusha pierwszy raz słyszał nazwę tegoż sławnego dojutsu, chociaż, coś w tym było, patrząc na przykład Jiro, znał działanie, skutki i domyślał się konsekwencji, jednak nie znał nazwy owej ewolucji, własnego kekkei genkai. Katsumi zwróciła się tym razem do szesnastolatka, ten wysłuchał tego, co miała do powiedzenia, a następnie rzekł: - Nie zawaham się, jeżeli ma to jakikolwiek wpływ na to, czy strażnicy mnie wpuszczą, czy też nie. Tym czasem ponownie dziękuję, nie będę już dłużej zajmował Ci czasu Katsumi-sama. -powiedział, kłaniając się i wychodząc, praktycznie za Otorim, minęli korytarze i w końcu wyszli na zewnątrz. - A więc żyjesz i przybyłeś tutaj, tylko po zapłatę? - spytał, gdy byli już sami, oczywiście nie licząc przypadkowych przechodniów, - To znaczy że teraz wracasz na Mur, czy może zostaniesz tutaj, w Sogen, na kilka dni? Chciałbym dowiedzieć się, co stało się na polu bitwy, po tym jak poszedłem bronić flanki przed Kaminari, ponieważ nie widziałem zbyt wiele, najbardziej interesują mnie umiejętności zdrajcy... w końcu posiadał wyższą ewolucję mojego dojutsu, a przynajmniej zakładam iż jest to pewnego rodzaju ewolucja. - powiedział młodzieniec.
Siłą rzeczy, drugi rozmówca również zakończył audiencję u Shirei-kan Uchihów, tak więc nie dziwne było, że i on wybył z budynku w tym samym czasie, co nasz bohater. Właściwie to szedł za nim krok w krok, aż wreszcie obaj zatrzymali się przed przybytkiem, gdzie Otori miał zamiar dotlenić płuca. Tak też oto wywiązała się między nimi rozmowa, którą niejako rozpoczęli jeszcze w gabinecie kobiety.
- Jakbyś zgadł. - mruknął przez zęby, wypuszczając jednocześnie kłąb siwego dymu, który uniósł się leniwie nad jego głowę i po chwili kompletnie znikł, rozwiany przez ledwo wyczuwalny wiaterek. Spojrzał na kieszeń płaszcza, gdzie aktualnie spoczywała sakiewka z pieniędzmi. Podobał mu się jej ciężar. Ciężar bogactwa, heh. Dwa tysie rjo to nie takie w kij dmuchał, to kilka miechów żołdu, więc nie byle co. I już nawet wiedział na co wyda całą tą sumę, skoro i tak zdecydował się związać z murem na dłużej, to nie widział powodu, by od razu wszystko chomikować.
- A tyś się czegoś nawąchał, czy jak? Nie mam zamiaru się ruszać z Sogen, przynajmniej na razie. Ale jeśli chodzi Ci o twoją osadę, to myślę, że zostanę tu... przynajmniej z jeden dzień. Może więcej, nie wiem. Wracanie na mur w tej chwili i tak nie ma sensu, muszę coś zjeść i się przespać. Łażenie w te i z powrotem jest męczące. - pokręcił głową, coby kręgi wesoło pyknęły, a następnie skierował swoje czerwone ślepia na młodszego od siebie shinobi. A więc chciał wiedzieć, co było dalej. Cóż, w sumie mógł mu powiedzieć, bo czemu nie? To żadna tajemnica. Tyle że to nie będzie nic nowego, już to wiedział. - Widziałem tyle co ty. Gość zrobił zbroję z niczego i wystrzelił jakiś dziwny, czarny płomień, ot tyle. No i zablokował tego wielkiego smoka. I jak już mówiłem, możliwe, że uratował tym życie wielu, w tym moje, no ale koniec końców wiele z tego nie wyniknęło. To zdrajca, tyle. Poza tym nie wiem czy rozmowa o tym to dobry pomysł, jeden Uchiha już mnie ostrzegał bym nie kłapał o tym dziobem, nawet jeśli ty sam przynależysz do tego samego rodu. Posiadanie takich informacji to upierdliwa sprawa... nie wiem co ta kobieta sobie wyobrażała mówiąc to wszystko. - skrzywił się.
- Nie wiem, nie znam się na tym całym Waszym sharinganie, wiem jedynie, że to cholerstwo jest niebezpieczne i wolałbym nie mieć go przeciwko sobie. Na swój sposób jesteście cholernymi potworami, skoro potraficie takie rzeczy, ale co ja się tam znam. Ale jak mniemam ty nie umiesz takich rzeczy, skoro zadajesz takie pytania. Tylko wiesz, bez obrazy dzieciaku, nic do Ciebie nie mam, ale zwyczajnie nie chciałbym by ktoś mącił mi w głowie. - wzruszył ramionami i pociągnął sobie bucha.
Stojąc jeszcze na terenie siedziby władz, młodzieniec rozpoczął konwersację, z do niedawna martwym dla niego shinobim, który teraz spokojnie palił sobie papierosa, jak gdyby, nigdy nic. Oczywiście, nie obyło się bez wścibskiej odpowiedzi, na pytanie, które w praktyce było retoryczne, jednak Uchiha puścił to mimo uszu, ciągnąc dalej dialog. Yuusha, tak jak szesnastolatek się spodziewał, po podróży z Muru, od razu przybył do głównego budynku administracyjnego, w końcu po to tu przybył, więc po co zwlekać? Powiedział więc, iż zostanie tu jeszcze jeden dzień, musiał nieco odpocząć po podróży, następnie opowiedział to, co widział na bitwie, nie było to coś, czego Jiro by nie wiedział, ale przynajmniej miał pewność, że sobie tego nie zmyślił. - Wszyscy jesteśmy potworami. - wtrącił Uchiha, w końcu, idąc tokiem myślenia, którym posługiwał się w tej kwestii Yuusha, to każdy shinobi, ba! Każdy człowiek, jest potworem, a nawet jeżeli tak się nie zachowuje, to gdzieś w głębi serca, musi czaić się jakaś jego cząstka, która jest całkowicie spowiana ciemnością, czeka tylko na dogodny moment, by się uwolnić i przejąć kontrolę, a być może kiedyś jej się to uda, wystarczy jedno małe potknięcie... Czarnowłosy zrobił coś w rodzaju (tej) tępej miny, do której wręcz podpięty był napis "Naprawdę?!", chodziło o to, iż Otori po raz trzeci już nazwał go dzieciakiem, godziło to w dumę i honor naszego Uchihy, który owszem, był młody, ale bez przesady. Natychmiast spoważniał. - Yuusha, mógłbyś więcej nie mówić do mnie per "dzieciak"? - powiedział bardzo spokojnym głosem, jako że nie chciał ukazywać w jakiś sposób tego, co może zrobić, przez tak głupią rzecz, która tak bardzo go drażniła. - Co powiesz na to, byśmy poszli do karczmy, tak się składa, że też, od razu po tym, jak przybyłem do Sogen, udałem się tutaj, a przydałby się odpoczynek. - zaproponował, młodzieniec, poczekał na to aż strażnik wypali papierosa i udał się w stronę wyjścia. Idąc, spojrzał na strażników przy bramie, okazało się bowiem iż nie byli to ci sami, co wcześniej, pewnie mieli zmianę warty. Co jednak było ciekawe, wyglądało na to, iż chcą zatrzymać go i Otoriego, ponieważ gdy tylko ich zobaczyli, zagrodzili drogę. - O co chodzi? Chcemy wyjść, po audiencji u Shirei-kana. - powiedział pewnie chłopak, a wtedy jeden ze strażników rzucił do niego jakiś zwój, którego ten oczywiście złapał, oraz kazał czytać na głos, było to nieco dziwne, ponieważ nie spodziewał się poczty, a strażnicy nie byli doręczycielami takowej, no i dopiero co był przepytywany, więc wydawało się to naprawdę dziwne. Rozłożył zwój i przeczytał, lecz nie na głos, a po prostu szybko przeleciał oczami, po zapisanych na zwoju zdaniach, nie chciał czytać na głos, ponieważ dotyczyło to tylko jego i Yuushę, a nie tamtych strażników. - Mamy się udać do pewnej herbaciarni, znam to miejsce. - powiedział Jiro, podając zwój druchowi, a gdy ten przeczyta, a strażnicy ich przepuszczą, wskaże gestem, by szedł za nim. Prowadził więc w kierunku tejże herbaciarni, ciekaw czego takiego chce od nich administrator Sogen.
z/t?
Wszyscy jesteśmy potworami? Cóż, w sumie z początku Yuusha nie chciał się z tym zgodzić i nawet miał mu zamiar czymś palnąć, ale szybko się opamiętał i zastanowił nad tym dłużej. Nooo, jakby nie patrzeć to może mieć rację. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że oni byli większymi potworami. Dużo, za dużo. W końcu nie on umie przenikać ataki, nie on robi wielkie zbroje z chakry, miota czarnymi płomieniami i nie on potrafi komuś 'wmówić' coś, przez co ten drugi myśli, że to jego własny wymysł. A co jeśli to wszystko co teraz robi to po prostu jedna wielka iluzja? Jakiś Uchiha kazał mu być tym kim jest teraz? 'Popadasz w paranoje, idioto', westchnął.
- Nie podoba Ci się? - zdziwił się nie na żarty. Pomyślał chwilę, podumał i wymyślił. - W porządku, Dzieciaku Uchihów. - wyszczerzył się złośliwie i wrócił do dalszego palenia swojego zdrowego papierosa. Dotlenianie płuc był bardzo ważną czynnością, bez niej mógł dostać kurwicy i na przykład pobić kogoś. A tego byśmy przecież nie chcieli, prawda?
- 'My'? - uniósł pytająco jedną z brwi. No dobra, sama propozycja udania się do karczmy była ok, NO BO W KOŃCU I TAK MIAŁ TO ZROBIĆ, ale czemu mieliby iść tam we dwóch? Jakaś propozycja randki, czy jak? Ale jakby się zastanowić, to Jiro znał to miejsce, więc i wiedział, gdzie i jakie są tu przybytki. Tak więc jak już proponuje karczmę z żarciem, to wybierze taką, gdzie serwują całkiem zjadliwe pożywienie za niezbyt wysoką cenę. A przynajmniej tak sądził. A czy jego tok rozumowania był poprawny - to już wyjdzie w praniu. Tak więc ostatecznie wzruszył jedynie ramionami i przystał na tą propozycję. Nie zaszkodzi mu jak będzie miał towarzystwo, szczególnie, że chłopak nie był mu już tak obcy.
Gdy byli już przy bramie, czy gdzie tam, ich droga została zastawiona przez dwóch strażników. Mieli im coś przekazać za nim nasza dwójka kompletnie opuści tereny budynku. Zwój. Chłopaczek pochwycił go bez problemu, jednak nie przeczytał na głos, jak go poprosił goryl Katsumi. W zamian poinformował krótko Bohatera, że mają się udać do jakiejś herbaciarni i tyle. Następnie papierowa wiadomość została przekazana w łapki Otoriego, który przez cały czas stał nie wymawiając ani słowa, tylko majtał papierosem w ustach na lewo i prawo. Zapewne młody Uchih za daleko się nie oddali, a właściwie nigdzie nie ruszy, no bo skoro tamci 'poprosili' o czytanie na głos, to na głos trza było przeczytać. Innej drogi nima. No chyba że jednak mieli to w dupie, nie mniej, Yuusha przejmie pałeczkę, przerzucając sobie płaszcz na ramię i rozwijając zwój.
- Jiro Uchiha, Yuusha Otori, obaj podwładni namiestnikowi prowincji Sogen. Słyszałem o waszych dokonaniach podczas wojny. Nie są wybitne, ale interesujące. Jeśli chcecie otrzymać dobrze płatną misję, zapraszam do herbaciarni w centrum Sogen. Nazywa się Lilia. Ten Uchiha, administrator prowincji Sogen. - gdy skończył, westchnął cicho, zwijając papier do jego należytej formy i drapiąc się nim w głowę. - Zadowoleni? - jeśli tak, no to wio. Idziem dalej i staramy się zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło w biurze Shirei-kan. Kasa odebrana, nowe informacje zdobyte. Życie płynie dalej, a tak się składało, że prawdopodobnie wpadła nowa robótka. I to nie od byle kogo, bo od samego administratora Sogen! Tylko kim kurwa był administrator Sogen? Pierwszy raz słyszał o takiej pozycji. W każdym razie to ktoś ważny, na pewno. A tacy są przy kasie, tak więc i płacą dużo. Czerwonooki Strażnik lubił piniondze. Czemu by nie skorzystać. Miejmy tylko nadzieje, że w tej herbaciarni podają jakieś jedzenie, nie ważne jakie, ważne, by wrzucić coś na ząb. Otori konał z głodu.
- Jak znasz, to prowadź. - mruknął, dopalając swojego zdrowego papierosa i po chwili dusząc go buciorem na ziemi. Tyle było z jego żywota.
Taro szedł spokojnym krokiem wzdłuż głównego korytarza kierując się ku wyjściu. W ręce trzymał jakieś świstki papieru i bacznie im się przez chwilę przyglądał. Właśnie przed chwilą zdawał raport z ostatniej wykonanej misji i miał wracać przygotowywać się do treningu. Było południe a siedzibie krzątało się mnóstwo ludzi, większość przenosiła papiery to z jednego pomieszczenia do drugiego, wychodząc z jeszcze większą stertą papierowych plików i teczek a następnie kierując się ku kolejnym drzwiom. Widać nie mieli lekko, napięta atmosfera, coś co miało być zrobione na przedwczoraj. Tak to ostatnie stwierdzenie trafiało w sedno opisując atmosferę jaka tu panowała. Mijał też paru strażników, ale znają już go tutaj, a zwłaszcza znali jego ojca, to też nikt go nie zatrzymywał a co najwyżej pozdrowił. Idąc dalej zauważył jakąś ślicznotkę. To była kunoichi o ciemnych długich włosach i radosnym spojrzeniu.
Właśnie wyszła z za jednych drzwi. Gdy znalazła się na korytarzu przyglądała się świstkom papieru zapewne takim samym jakimi poczęstowała siedziba i jego. Tak czy inaczej twarz dziewczyny nabrała zakłopotania. *Ciekawe co ją tak zmieszało.* Nagle zauważył, że stoi bez ruchu przyglądając się kobiecie, a tłum ludzi opływa go niczym woda przeszkodę na rzece.
Początkowo zdziwił się po tekście jaki dane mu było usłyszeć, nie pokazał jednak po sobie żadnych emocji jak miał to w zwyczaju. -Przepraszam jeśli poczułaś się nieswojo.- Odparł po chwili milczenia. -Zauważyłem, że wpatrujesz się w ten świstek papieru i jakbyś nie za bardzo wiedziała co z nim zrobić, a może z treścią jaką zawiera.- Wskazał luźnym gestem dłoni na kartkę trzymaną przez kunoichi. -Pomyślałem, że jak nie ruszysz się z miejsca za chwilę to zaproponuję Ci swoją pomoc, ale ubiegłaś mnie swoim... hmm.. tekstem. Jestem Taro, Taro Uchiha i skoro mamy za sobą pierwszą słowną wymianę to może pokażesz mi z czym masz problem.- Ciągnął, chociaż pewności nie ma czy jakikolwiek problem istniał, może dziewczyna po prostu się zawiesiła . Zaraz jednak miało się wszystko wyjaśnić więc pozostało tylko słuchać. Tłum jak gnał korytarzami tak nadal przepływał niczym rwąca rzeka, a Taro nie mógł się napatrzeć jak pracownicy biurowi z wprawą i płynnością wymijają przeszkody niosąc jak zwykle stosy papierów.
Spojrzał na manewry robione dłonią, a potem na twarz dziewczyny. Po sekundzie jej oczy zmieniły się w charakterystyczny dla jego klanu sposób. -Chyba cię rozczaruję, gdyż nie miałem jeszcze tego zaszczytu by aktywować swojego sharingana.- Odpowiedział wpatrując się w szkarłatne oczy dziewczyny. - Jednak chciałbym zaznaczyć, że nawet nie posiadając aktywnego keken genkai istnieje wielu potężnych shinobi, więc nie radze oceniać nikogo pod tym względem. Nie mniej jednak hyle czoła, że tobie się udało.- skwitował lekkim ukłonem. Jej oczy wróciły do normy i spojrzała na trzymaną kartkę, po chwili westchnęła. Spojrzała znów na Taro i stwierdziła, że jeśli chce to chętnie przyjmie jego pomoc. -Czy nie to zaoferowałem na początku naszej jakże krótkiej znajomości? Swoją drogą nadal nie zdradziłaś mi swojego imienia. Czy to tajemnica, że tak długo z tym zwlekasz czy zwykłe pominięcie standardowych uprzejmości? - Z ostatnim zdaniem słychać było w jego głosie lekką naganę za jej zachowanie, a może to tylko złudzenie spowodowane znaczeniem jego pytania. Tak czy inaczej braki w dobrym wychowaniu potrafią zniesmaczyć każdego, ale młody wojownik nie zamierzał zrezygnować z raz oferowanej "pomocnej dłoni". Czekał teraz na dalszy bieg wydarzeń i może w końcu uda się poznać imię kunoichi.
Taro w końcu doczekał się imienia kunoichi. -Bardzo ładne imię.- Skwitował mrugnięciem prawego oka. Dziewczyna po chwili odwróciła się i odeszła w stronę niewielkiego stolika stojącego pod ścianą holu. Położyła na nim trzymane papiery, po czym zaczęła w nich szperać by odszukać jedną kartkę. Shinobi dokładnie przyglądał się poczynaniom dziewczyny, a gdy ta odnalazła już skrawek papieru, zaczęła na nim coś bazgrolić. Trwało to dosłownie parę minutek, a Taro zastanawiał się co takiego ona tam notuje. Postanowił dyskretnie zbliżyć się do wojowniczki i rzucić okiem na pisany tekst, jednak gdy miał już tę możliwość Mia w tym momencie skończyła, zgięła kartkę w pół po czym ku lekkiemu zdziwieniu wyciągnęła mały zwój do pieczętowania i w nim umieściła notkę. Gdy skończyła wyciągnęła rękę z trzymanym zwojem w stronę Taro. Przejmując zapieczętowaną wiadomość był trochę zmieszany. -Pewnie nie muszę wiedzieć co napisałaś na kartce ale chyba przyda mi się informacja komu mam ją zanieść, prawda?- Spojrzał pytającym wzrokiem czekając na dokładniejsze instrukcje.
Cholera, widział ją! Praktycznie minęli się w drzwiach, gdzie on wchodził do pomieszczenia, a ona właśnie z niego czmychała. Ten szaleńczy uśmiech na jego twarzy wywołał u Kagury lęk, więc czym prędzej uciekła, aby schować się za budynkami i zniknąć mu z oczu. Musiała szybko dostać się do miasta aby o tym zameldować, inaczej gość może zdążyć uciec. Co najgorsze, widział ją, kurwa psia mać! Powinna zdać raport i opuścić Sogen dla swojego własnego bezpieczeństwa, oraz kontrolować swoje otoczenie za pomocą oczu. Nie mogła dopuścić, żeby ten zwyrol poszedł za nią do kupieckiego miasta i tam zabijał, albo zwyczajnie spędzał jej sen z powiek swoją obecnością. Czy uciekanie z Sogen było jednak dobrym wyjściem? Może jednak zaczeka i upewni się, że pojmano tego szaleńca, wtedy chociaż będzie mogła spokojnie spać. Tak, to zdecydowanie lepszy pomysł, niż uciekanie. Jak dobrze pójdzie, to na czas obławy dostanie ochronę w postaci jakiegoś ninja, a przynajmniej tak miała nadzieję, w końcu była naocznym świadkiem. Biegiem więc udała się do centrum, gdzie pytając ludzi o drogę, znalazła w końcu siedzibę władzy. Nie przejmując się zapachem swoich ubrań, wkroczyła do środka ze zgłoszeniem w ręce i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie bardzo wiedziała, do kogo powinna się zwrócić, dlatego podeszła do pierwszego z biurek, za którym siedział jakiś urzędnik.
- Przepraszam. - Odezwała się. - Przyszłam w sprawie tego ogłoszenia. Udało mi się ustalić szczegóły i sprawa jest bardzo poważna. Ludziom grozi niebezpieczeństwo. Do kogo mogę się z tym zwrócić? Pokazała urzędasowi kartkę z nawiedzonym domem, którą zerwała i czekała na jego reakcję. Miała nadzieję, że poważny ton jej głosu uświadomi facetowi, że sprawa jest bardzo pilna, a jeśli nie to, to chociaż zapach gnijących zwłok, które Kagura przyniosła na sobie.