Biegnę.
Pozostaję w ruchu, jak ten świat - pantalony w ryj, wszystko musi płonąć, spłonąć od góry do spodu, żeby zabawa trwała dalej, prawda? Ten ruch zaprowadził mnie w dobre miejsce, chyba coś słyszałem, jakiś... wybuch?
Tak.
Ale oni zaraz usłyszą trzask pękających gałęzi, źdzbeł trawy, a potem własnych naczyń krwionośnych. Usłyszą syk parującej wilgoci, wody i nawet ich własnej krwi. Widzicie, kiedyś porównałem Shigę do kataklizmu. Wiecie czemu to jest cały czas aktualne? Bo Shiga własnie jest jak kataklizm, nosi wszelkie znamiona kataklizmu. Pozwolę sobie tutaj zacytować definicję kataklizmu. Jest to ekstremalne zjawisko naturalne powodujące znaczne szkody na terenie objętym tym zjawiskiem, pozostawiające po sobie często zmieniony obraz powierzchni ziemi. Powoduje ono również wysokie straty w gospodarce człowieka, może zmienić stan przyrody, a nawet zagrażać życiu ludzkiemu.
To właśnie kataklizm.
To właśnie Shiga.
Tylko jest jedna różnica.
Jedno z nich można powstrzymać.
To drugie jest Jashinistą.
Shiga dobiegł na miejsce skąd dochodził krzyk i sławetne shine, shine, shine* które sam czasem powtarzał. Ot takie chwilki słabości, zdarzyć się może najlepsiejszemu, prawda, kurdebele? A tam zabawki. Owszem, kolejne zabaweczki, które można wykorzystać do własnej rozrywki. Dwóch mężczyzn, włosy spięte w kitki, ciemnoczerwone płaszcze. Rudy i blondyn. A potem dwóch oblechów, osiłków, typowych bandytów. Blizny na mordach, ryj który tylko matka może kochać - a przynajmniej tak mówić by mieć czas na taktyczny odwrót i skuteczną ucieczkę, wielkie miąchy - ogólnie dupa konia z rękami, umięśniona i dość niebezpieczna.
Na szczęście głównie dla Siebie bo mnich nie miał zamiaru wybierać po której stronie stanąć. Jeden został raniony, pojawiła się nowa facjata, papużka na szyi... I tyle, niech to będzie wszystko. Na tym możemy zakończyć dalszą szaradę.
Drapieżnik pochwycił są ofiarę.
Kataklizm uderza.
Kataklizm nie wybiera dobrych i złych, uderza we wszystkich.
To zupełnie tak jak Shiga.
Nie wychodząc z haszczy, by niepotrzebnie ich nie rozpraszać, całej słodkiej czwórki, mnich wymierza i składa pieczęci. Robi to nadzwyczaj szybko. Piąta pieczęć, smok, uwalnia piekło. Z ciała Shigi wylatuje ogień. Dwa jęzory ognia z epicentrum - walczącymi - otacza ich i nagle okrąg o zasięgu, średnicy czterdziestu metrów zamyka się w pierścieniu ognia. Pojawiają się ogniki w środku.
Temperatura zaczyna narastać w zastraszającym tempie. Oczywiście Shiga używa maksymalnej siły techniki. Dopiero mając ich w garści się zbliży.
-
W samym centrum temperatura jest najniższa. Siedemdziesiąt stopni. Nie wzrośnie dużo więcej, a to wam da... chwilę na przeżycie. Taka mała szansa. Macie krótką chwilęa na położenie się na ziemi, na klęczkach, głowa do ziemi, ręce na plecy. W ten sposób was przesłucham. Jak nie będzie mi się podobało to co usłyszę to podkręcimy temperaturę. - Głos Shigi jest skrajnie spokojny, opanowany. Mnich ma swoje do zrobienia i nic innego się nie liczy...
Jeśli wszystko będzie po jego myśli to przejdzie dalej do sedna.
-
Szukam bandytów, a także ludzi zza muru. Ci drudzy mają tatuaż papugi, który właśnie zobaczyłem to nie musicie uciekać i tak jesteście moi. Z wami chcę porozmawiać. Bandyci z kolei dobrze by było jakby zaprowadzili mnie do swojego herszta. Też mam do niego interes. Ponieważ kurwa teraz ja tutaj zaczynam rządzić. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości zapraszam do odsunięcia się od epicentrum. Utrata przytomności z żaru to najmilsze co was może dziś spotkać. Dziękuje za współprace. - Mnich trzyma oczywiście pieczęć utrzymując niemożliwą do zniesienia dla ludzi temperaturę. Jak zobaczy, że zaczną padać to rozkłada pieczęć by temperatura znów spadła ciut ciut i potem znowu. Do skutku. Mają być mięciutcy, nie martwi.
-
A. I jestem Shiga. Pewnie słyszeliście. Całopalny z Hanamury. Nie radzę spierdalać ani probówać głupich ruchów. Nie chce mi się dziś dobijać zgrillowanych trucheł. - Zaśmiał się na sam koniec, jakby wieńcząc wszystko....
Ukryty tekst