Klasztor Usohachi

Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Satoshi »

Chłopak powoli zaczynał czuć dreszczyk emocji towarzyszący naciągającej walce. Już zbyt dawno nie doznał tego uczucia. Ostatnim razem chyba przy polowaniu na podpalacza znad rzeki Asahi. Ciekawe, czy i tu będzie miał problemy z nadążeniem z technikami przeciwników. Tamten gość pluł kulami ognia szybciej, niż Satoshi potrafił przejąć pod swoje władanie piach. Wtedy też zasiało się pierwsze ziarno, burzące nieco narrację niesamowitej potęgi piaskowych shinobi. Sabaku mógł z całą pewnością stwierdzić, że choć nie jest mistrzem we władaniu kwarcowymi kryształami, to bez problemu plasuje się gdzieś wśród tych shinobi, którzy są na "przyzwoitym poziomie", a mimo to ledwo udało mu się wygrać. Nie mówiąc już o ogromnych stratach chakry, które trzeba było uzupełniać pigułką bojową. -W sumie, brzmi jak plan. Myślałem może nad zawyciem ninkenów, jeśli w ten sposób są zdolne do przekazywania informacji, ale jeśli wystartujecie zaraz po nas, to też nie powinno być problemu.- odpowiedział Yucie, drapiąc się po policzku. Wszystkie znajdujące się tu osoby mogły być silniejsze od niego. Musi przestać się wymądrzać.

Szli w ciszy, nisko, powoli, skrywając się w zaroślach i wysokich trawach, nie dając się wypatrzeć. Element stosunkowo nowy dla młodego Sabaku. Na pustyni jedyne miejsce do schowania się, to za grzbietem wydmy, albo przysypując się piaskiem, niczym te śmieszne robale, które robiąc sobie gniazda w postaci lejków, polują na mrówki, gdy te zbytnio zbliżą się do krawędzi pułapki. Miał nieodparte wrażenie, że posterunek Uchiha, który zamierzali zaatakować, był właśnie takim lejkiem, a oni niczym mrówki pełzali właśnie wzdłuż jego krawędzi. -Nie będę leciał wysoko, zresztą, zobaczymy, jak to wyjdzie w trakcie szturmu- odburknął Satoshi, starając się mówić jak najciszej. Dźwięk po równinach mógł nieść się niespodziewanie daleko, o ile tylko szum traw poruszonych wiatrem go nie zagłuszy. -Tak, nie powinien być to problem, o ile będę miał sekundę, dwie na jego przygotowanie. Niestety, z powietrza go nie wyczaruję, a moja gurda ma ograniczoną pojemność- rzekł kwaśno. Na jego upodobanie, piach reagował stanowczo zbyt wolno na wezwanie jego chakry. Niczym jaszczurka uwięziona w dziegciu. Znów powrócił myślami do walki z piromanem. Facet pluł kulami ognia na lewo i prawo, a Satoshiemu pozostały tylko uniki i obrona piachem z gurdy, dopóki nie przejął pod swoje władanie kwarcu, który był zdecydowanie bliżej przeciwnika.

Gdy wreszcie dotarli do Shunty, Satoshi przez chwilę podziwiał prostotę kryjówki. Sypki piach pustyni nie pozwalał na takie zmyślne okopy, a jedyną alternatywą byłoby przebijanie się przez stosunkowo twardy piaskowiec. Oba materiały średnio nadawały się więc do tworzenia tego typu kryjówek. Mądrze ludzie gadają, że podróże kształcą. Byle tylko wyjść z nich w jednym kawałku. Słysząc słowa Yugena, parsknął cicho śmiechem. Gdzieżesz się podział ten ciemnowłosy, który do tej pory był tak wygadany i kwiecisty w mowie? Tym razem było prosto i konkretnie, bez żadnych ceregielów. Tak, jak niebieskooki lubił. -Jakieś ciekawe nowinki odnośnie do sytuacji w klasztorze?- zapytał cicho. Zawsze coś mogło się zmienić w ostatniej sekundzie, nowe informacje mogły dotyczyć dosłownie wszystkiego. Otrzymawszy odpowiedź bądź nie, Satoshi utkwił swój wzrok na drodze, wypatrując kuriera. Od czasu do czasu zerkał tylko na klasztor. Czas się dłużył -Chyba czas pokazać Ci Yugenie, co miałem na myśli, mówiąc o trzecim oku.- Po tych słowach Satoshi zaczerpnął nieco chakry, przesyłając ją do piachu, który w odpowiedzi wyleciał z gurdy i uformował niewielką żółtą kulkę. Piach pustyni miał odrobinę inny kolor od tego, który widział na północ od Samotnych Wydm. Lewą ręką zasłonił swoje oko, a piasek stracił swoją barwę, zamieniając się w białą kulkę z niebieską tęczówką. Dokładnie taką, jaką miał Satoshi. Daisan no Me poszybowało ostrożnie do góry, starając się z wysokości wypatrzeć kuriera w oddali, a także przyjrzeć się klasztorowi, podlatując nieco bliżej. Z góry wszystko wyglądało inaczej, nowe, często przydatne szczegóły wychodziły na światło dzienne. Dobrze, że czekali z poruszaniem się do zmroku. Wartownikom z pobliskiego budynku będzie o wiele ciężej wypatrzeć mały lewitujący przedmiot.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Kutaro »

Jakie to może być uczucie gdy do twojej małej norki, która był twoim domem przez ostatnie kilka dni nagle wpada znany ninken. Następnie długowłosy młodzieniec z uśmiechem na ustach. Tuż za nim niebieskooki mężczyzna z pustyni, a na końcu dwa wielkie basiory. Bardzo szybko w takiej kryjówce robi się całkiem przytulnie, żeby nie powiedzieć ciasnawo. Więc właśnie biedny Shunta został dosyć szybko wciśnięty w róg tego dołu. Tylko lojalny krzak dzikiej róży chronił przed wykryciem całego rabanu z okien pagody i chwała mu za to.
- Dzień dobry. - Odpowiedział przeciągle zwiadowca wciąż nie do końca pewny co się właśnie stało i czemu jego punkt obserwacyjny przeżywa właśnie inwazję. Po chwili jednak kolejne słowa Yugena trafiły do niego. - Ah, czyli w końcu atak. Szkoda, już prawie przestała mi przeszkadzać mi błotnista dziura w ziemi. - Rzeczywiście na samym środku na dole grunt był nieco podmokły. Nie było tam kałuży, lecz po prostu drobny placek gliniastej mazi. - Eee, potrzebujecie mnie? - Zapytał spoglądając to po radosnym Yugenie, to po Satoshim z gurdą na plecach, to po bestiach po drugiej stronie jamy.
- Nie. - Prychnęła Yae i po chwili dodała. - Wracam do Yuty tam się bardziej przydam. - Wyjaśniła suczka i zniknęła w ciemności nocy posyłając Ikigaiowi szybkie mrugnięcie.
Shunta spojrzał za świstem ogona w powietrzu i wrócił do odpowiadania na kolejne pytania. -Raczej nic nowego. Trochę częściej spoglądają na Sogen. Nie mogą się doczekać tego kuriera. Tyle. - Nic poza tym co by nie powiedział Yuta. Po chwili ponownie zapadła cisza. Każdy mógł w półmroku oglądać czary Sabaku. Niestety żywych kolorów pysznego błękitu tęczówki z uwagi na porę dnia było ciężko wypatrzeć, niemniej tam był i łypał na okolicę. Oko wzniosło się przez liście krzewu i wyżej na dosyć dużą wysokość. Z było mniej więcej na wysokości podstawy klasztoru. Na początku spojrzało na północ w stronę Kotei szukając kuriera, lecz ten nie miał się tam pojawić jeszcze przez kilka godzin. Następnie spojrzało na klasztor. Teraz Satoshi mógł dokładnie zobaczyć, że kompleks składał się z trzech dużych budynków i kilku mniejszych szop. Na środku znajdował się dziedziniec, o tej porze już pusty i cichy. Naprzeciwko wejścia zwieńczonego bramą Torii był szeroki główny budynek, zapewne świątynia. Po prawej stronie dziedzińca znajdowała się wysoka pagoda, która była głównym cierniem okolicy. Parę razy w jej oknach mistrz piasku mógł dostrzec delikatny ruch, był złudny niczym duch, a jednak tam był. Po lewej stronie wejścia był nieco przysadzista budowla gdzie prawdopodobnie było miejsce do spania, jedzenia i życia mnichów, a w tym momencie również żołnierzy wroga. Cały kompleks był pomalowany w jednolitej czerwieni z ciemnymi dachówkami i zdobieniami.

Po wstępnym zwiadzie nadszedł czas na długie godziny oczekiwania na kuriera. Jeśli była taka wola shinobich to mogli sobie pozwolić na krótką drzemkę. Shunta uważnie obserwował trakt. Kurier długo się nie pokazywał, najwidoczniej unikając podróży w nocy. W końcu jednak daleko na horyzoncie po lewej pojawił się ciemny, z każdą chwilą powiększający się punkt. Posłaniec. Z dosyć dużym pośpiechem podążał drogą w stronę klasztoru, ale i zasadzki. Ubrany w prosty mundur poganiał swojego rudego konia. Kilkadziesiąt metrów od krzewu podniósł rękę w pozdrowieniu w stronę pagody.
Scena była przygotowana. Zbliżając się wkrótce kurier miał przejechać obok wojowników i ruszyć w górę klasztoru. Ruch należał do dwójki shinobi.

Mapka poglądowa:
Obrazek
Czarny - Yugen
Bardziej szary - Karoshi
Mniej szary - Ikigai
Piaskowy - Satoshi
Czerwony - Kurier
Niebieski - Yuta
Fioletowy - Yae
Shunta jest tak nieistotny że koloru nie dostał
Shunta
Yae

  Ukryty tekst
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Yugen »

Rzeczywiście, co poniektórzy mogliby wypowiedzi niektóre Satoshiego odebrać jako aroganckie. W końcu - co ten grzdyl widział! Ledwo rok w zawodzie ninja, co może wiedzieć! Bzdura i nonsens, niech lepiej wraca do szeregu! Tak, niektórzy mogli powędrować ścieżką tych myśli, ale do tych niektórych nie zaliczał się Yugen. Że tylko rok działał jako ninja? I co z tego, co za różnica? Różnica w doświadczeniu, oczywiście, ale pomysły... nie ważne, jak długo coś robisz - czasami właśnie to ci, co dopiero zaczynają, wprowadzają prawdziwe innowacje. Wycie wilków były ich naturalnym sposobem komunikacji, chociaż akurat Ikigai ani Karoshi nie wyli. "Chociaż" z wzięciem pod uwagę, że w końcu to były ninkeny. I nie wyły nie dlatego, że nie potrafiły - nie było im to potrzebne. Po minie Ikigaia można było uznać, że uznał to za dobry pomysł. Nie robił im na ten moment różnicy, ale dobry. Nie brał go zdecydowanie pod uwagę. Yugen się łagodnie uśmiechnął. Doceniał tego człowieka. Był bystry. Tacy jak on... nic dziwnego, że tak szybko dostał swój awans.
- Nie. Możesz dołączyć za Yae do drugiej grupy. To jest droga, którą zawsze kurier jedzie? - Wskazał gestem trakt prowadzący do Kotei. Oj tak, tak, mimo, że ciągle miło i sympatycznie to już wkraczali w to, co stawało się misją. A tam, gdzie była misja, tam nie potrzeba było filozoficznych wywodów. Yugen potrafił oddzielić swoje przyjemności od obowiązkowości. I zdawał sobie sprawę z tego, czego ludziom było potrzeba, kiedy stał na polu przygotowanym do bitwy. Na pewno nie pytań o to, czy sądzi, że kiedy z dwóch stron świata ktoś nagle upuści chleb to czy świat zamieni się w jedną wielką kanapkę. Zresztą teraz i uśmiech zniknął z twarzy bruneta, kiedy przykucnął w tym miejscu pachnącym intensywnie glebą i więdnącą przyrodą. Do wszystkiego dochodziła woń ich wszystkich gnieżdżących się tu. Słyszał wręcz każde uderzenie serc - a na pewno bicie serca Satoshiego, koło którego, na miarę swoich możliwości, wolał być. Z pewnością nie mogło to być więc miłe uczucie, kiedy już zdążyłeś się przyzwyczaić do drażniącego bezruchu, ciszy i pustki. A tu bach - nagle zamieszanie i ambaras. I myśl, czy czasem cię przez to nie nakryją. Czy twoja pozycja nie zostanie wydana. Z drugiej strony, hej! W końcu coś się dzieje! Coś za coś. Zarówno ludzką jak i ninkenową rzeczą było marudzić na to, że trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie ogrodu.
Jak już zostało powiedziane - dobrze znać umiejętności sojuszników, zwłaszcza, kiedy pojęcie o Sabaku było takie, że zostało przyrównane do piasku, którym władała Airan. Naturalnie jej możliwości i jej nauki teraz nasuwały się do głowy, kiedy rozmawiali z Satoshim i kiedy ten w końcu przystąpił do pokazu własnych możliwości. Latanie na piasku... na tym czarnym, zdaje się, też można było latać. Ale, ale! Na razie oko. Ikigai i Karoshi również spoglądali na to z zaciekawieniem. Było na co patrzeć. Kiedy drobinki piasku formowały się w jedną bryłę przybierającą formę upodabniającą ją do gałki ocznej. Była dość mała - na pewno łatwa do przeoczenia w tych warunkach. Zwłaszcza w tym miodniejącym złotem i czerwienią lesie. I odległość pozwalała na dość swobodne rozeznanie się w terenie, który został im przedstawiony.
Całkowicie logicznym było, by ruszyć wzdłuż szlaku i zaczekać na kuriera gdzieś... gdziekolwiek dalej. Gdzieś, gdzie kureir ten nie pokaże się w samej... świątyni, pagodzie, klasztorze - czymkolwiek to miejsce było. Oprócz tego, że było miejscem uświęconym, z którego zrobiono sobie posterunek wojskowy. Słyszał już wielokrotnie, że wojna wymaga poświęceń, że rządzi się swoimi prawami. Czasami można było już rzygać tekstami, które ktoś chciał, by stały się prawdą, dlatego zamieniał je w swoją mantrę. Dobrze wiedział, że to tylko wymówka. Tania, głupia wymówka dla wszystkich, którzy chcą walczyć o niewidoczne korzyści. Yugen nadal nie wiedział, o co ma walczyć. Podważał zasadność tej wojny, jej przebieg, to, że jeszcze nie został zawarty pokój. To, jak zachowywali się Kaminari i na co pozwalali. Żadnej z tych myśli nie było widać w wieńcu plecionym z uśmiechów - i to nie oznaczało, że był przez to fałszywy czy nieszczery. Tak, jak potrafił rozdzielić przyjemności i pracę, tak samo potrafił rozdzielić te strzępiące spokój demony od swojej codzienności. Ikigai nie uważał tego za zdrowe, wręcz przeciwnie. Tylko co z tego, skoro nie ważne, jak wiele mówił, Hao nie chciał go słuchać? I choć to było logiczne to raczej awykonalne. Za bardzo ryzykowne, że teraz ktoś coś już zobaczy, puści jakiś sygnał. Nie.
- Kiedy przyjdzie kurier od razu atakujemy. - Poinformował jedynie Satoshiego. Można było odczuć to, że ton Yugena się zmienił, że stracił nieco tej ciepłej nuty, że już się nie uśmiechał, że jego czarne oczy przestały być łagodne i uśmiechnięte same w sobie. Oczywiście można próbować zrobić to po cichu... ale bardzo wątpliwe. Panowała tutaj taka cisza... taki spokój. Błogi, wspaniały, pieszczący uszy. Tu ktoś krzyknie, tam konia poniesie i zarży. Nie. Hao nie zmrużył oka przez cały ten czas. Spoglądał na klasztor, to na drogę, chłonąc ten spokój i chłonąc oczekiwanie. Wydawałoby się, że się dłuży. Nie dłużyło się. Było tysiące scenariuszy w jego głowie, rozkołysanych tych lekkim napięciem, które rozpatrywał - na spotkanie kuriera, na to, jak mogliby się dostać do samej pagody i jak się do niej dostaną. Mnóstwo możliwości. Ta pagoda była jak teatr na którą zaproszono aktorów. Chciał poznać osobę, co przygotowała cały scenariusz i zapytać, co nią kierowało, kiedy postanowił zmieszać widownię z występującymi. Bogowie kochali chaos. Gonili za ładem, ale ten nie mógł istnieć bez nieporządku. Wszyscy znaliśmy odpowiedź na pytanie, czym było Yin i Yang.
W końcu pojawił się goniec.
- Koń się przyda. - Brunet podniósł się do pozycji wyprostowanej, spoglądając na gońca i wysunął wolnym krokiem na drogę. Jakby nigdy nic, spacerowym. Ale uważne oczy dobrze by wiedziały, że takim samym krokiem przemierzała świat czarna pantera, której opuszki nie wydawały nawet jednego szmeru mimo bujnego listowia. A wszystko to dlatego, że widziała już kraniec królestwa swego i wkraczała na teren, który dopiero miał się stać królestwem jej.
W tym samym momencie Ikigai wystrzelił jak strzała puszczona z cięciwy w kierunku celu. W kierunku tego gońca, którego wiadomości chcieli pochwycić. Czarna strzała przecinająca spokój nocy, która z warkotem w pysku odbiła się od ziemi, żeby skoczyć prosto na szyję pędzącego na koniu mężczyźnie i zrzucić go z siodła. Prawdopodobnie powalając przy tym konia, jeśli tylko jego jeździec zdąży zareagować i mocniej szarpnie lejce, gdy ten czarny piorun wbije się zębiskami w jego czaszkę.
I w tym samym momencie wyrwał też do przodu drugi błysk - zadudniła niemal ziemia pod jego cielskiem, kiedy skoczył na drogę i pognał w kierunku bramy drogą Karoshi. Nie wbiegał na trawę. Uważał pod swoje łapy - by nie wpaść w żadne sidła, które mogłyby tutaj się pojawić. Mieli wiele godzin na obserwację terenu. A skoro tędy jechał kurier - musiało być w miarę bezpiecznie.
A Hao? Hao zatrzymał się na środku drogi z dłonią opartą na biodrze i spoglądał na Dom Boży. Ale zatrzymał tylko na moment, by upewnić się, że ktokolwiek odmachiwał kurierowi - to właśnie zyskał jego uwagę i atencję. I po tym momencie również ruszył w kierunku bramy. Wcale się nie śpiesząc. Lepiej dla obrońców.
Śmierć przyjdzie do tego miejsca spóźniona.


Karta Postaci:
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Satoshi »

Piaskowe oko poszybowało dyskretnie zwiedzić okolice. Niestety, za wiele się młody Sabaku nie dowiedział, jak na złość, wyglądało na to, że zarówno mnisi, jak i żołnierze chodzili spać z kurami. Niefortunnie, jednak sytuację uratował fakt, że Satoshi był w stanie stwierdzić, że wartownik jest, a nawet wiadomo, z którego okienka spoziera. Gdy wydawało się, że nic więcej się nie dowie, przywołał oko do siebie, by na powrót zamieniło się w żółty zasób, spoczywający w jego gurdzie. -Straszna cisza...- rzekł niebieskooki, odsuwając dłoń od oczodołu. -... jest w zasadzie dokładnie tak, jak przedstawił Hiroji...- kontynuował cichy szept, w międzyczasie rozrysowując plan całego miejsca tak, jak go zaobserwował. Niby większość widać było i bez jego techniki, ale od dołu perspektywa mogła przekłamać kilka mniej istotnych rzeczy. Sabaku jednak uważał, że coś takiego jak mało istotne szczegóły nie istnieją. -... na zewnątrz nie udało mi się zobaczyć nikogo, natomiast wygląda na to, że w pagodzie ktoś jest i obserwuje. Widziałem jakieś ruchy za oknem. W ciemności niestety ciężko określić, ile tych ktosiów.- Chłopak wzruszył ramionami, po czym pokrótce zrelacjonował resztę obserwacji. Zapewne nie powiedział nic nowego, ale powtórzyć nie zaszkodzi.

Minuty upływały w ciszy, przerywanej tylko co pojedynczymi, cichymi odgłosami nocnego życia. W takich warunkach, na pustyni, żaden rozsądny człowiek nie poważyłby się na zdrzemnięcie się bezpośrednio na piasku, w obawie przed wszechobecnymi skorpionami, które nie wiedzieć czemu, ale uwielbiały wybierać na swoją kryjówkę ciepłe, zacienione miejsca. Jak na przykład buty, nogawka, rękaw koszuli itp. W tym miejscu nie było chyba takich stworzeń, toteż Satoshi oparł się plecami o ściankę jamy i przymknął oczy. Jego słuch, węch i wzrok nie dorównywał ninkenom, nie było więc potrzeby, by towarzyszył im w wypatrywaniu. Uznał więc, że odpocznie nieco, starając się podregenerować choć trochę swoje siły przed nadchodzącą walką. Jego nogi wciąż jeszcze czuły długi marsz z Uso, a będzie potrzebował każdej krzty energii. Przymknął więc oczy i zaczął czuwać. Pozwolił się rozluźnić mięśniom, a myślom swobodnie błąkać, trzymając się w ryzach na tyle, by nie zasnąć zupełnie oraz być wyczulonym na wszelkie szmery, które mogły być oznaką, że jego towarzysze dostrzegli kuriera. Olanie posterunku bez słowa wydawało mu się jednak nie do końca właściwe, usprawiedliwił się więc, szepcząc: -I tak zobaczycie albo usłyszycie go szybciej ode mnie.-

Godziny mijały, Satoshi trwał w swoim półśnie, z którego wyrwały go słowa Yugena. Wychodziło na to, że nadjeżdża ich cel. Poboczny, ale jednak. Chłopak błyskawicznie otworzył oczy, spędzając resztki senności z powiek lekkim potrząśnięciem głowy. Był gotowy na atak. Sabaku planował posłać w kierunku przybysza kunai z dołączoną w pakiecie wybuchową notką, zatrzymał jednak swoją dłoń, która już sięgała do torby, gdy Yugen jakby nigdy nic wylazł z kryjówki i ruszył na spotkanie z wrogiem. Spacerkiem. Niczym turysta. -*Pogieło go?*- przeleciało mu przez myśl, ale nim kolejna nawiedziła jego głowę, w ślad za swoim panem, do boju ruszył Ikigai. Niebieskooki niemal od razu stracił go z oczu, które po prostu nie nadążyły za przyśpieszeniem generowanym przez te psie łapy. -*Odwraca uwagę od ataku?*- wyjaśnienie sytuacji pojawiło się tak szybko, jak szybko zniknął Ikigai, po którym ruszył masywny Karoshi. Już tyle wystarczyło Satoshiemu, by zrozumiał, jak niebezpieczne są to potwory. -*A niech mnie, faktycznie się nie przechwalali... *- Była to ostatnia myśl komentarza, na którą niebieskooki sobie pozwolił. Od teraz trzeba było działać. Wyskoczył z okopu za ninkenami, jednak pojawił się problem. Ciemnowłosy. Zamiast ruszać do boju i skorzystać z tej chwili, którą wróg będzie musiał poświęcić na zorganizowanie się, ten przechadzał się dostojnie. -*Dom wariatów... *- ostatnia już myślowa uwaga od Satoshiego, naprawdę trzeba było się teraz skupić. Zamachnął się ręką, a z gurdy wypłynął rozproszony obłok piasku, tworząc stabilną, lewitującą platformę, na którą wskoczył Sabaku. Rzucił jeszcze okiem na to, jak radzi sobie Karoshi z kurierem. Wiele by dał, by zerknąć na to, jakie rozkazy przewoził ten nieszczęśnik, jednak odgrywał tutaj zwykłego najemnika. Byłoby wielce podejrzane, gdyby zamiast szturmować, jak się umawiali, pognał do Ikigai'a, przeszukiwać trupa. Wciąż żywego, ale "co się odwlecze...". Chmurka wzniosła się płynnie na około metr, półtorej nad ziemią, po czym ruszyła śladami większego z basiorów. Jeśli grzbiet "pana ponurego" nie aktywował żadnych pułapek, to raczej była to bezpieczna droga dla unoszącego się w powietrzu mężczyzny. Satoshi leciał mocno pochylony, starając się zrobić z siebie jak najmniejszy i najtrudniejszy do trafienia cel. Nie wiadomo, ile czasu Uchiha będą potrzebować, by się zmobilizować do walki. Cały czas wypatrywał potencjalnych przeciwników, pułapek i potencjalnych ataków dystansowych, lecących w ich stronę. Powoli zaczął kumulować kolejną porcję chakry.

  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Kutaro »

Tego dnia kurier wstał z posłania jeszcze przed brzaskiem. Wyszedł z posterunku straż na zroszoną trawę i chłodne powietrze. Śpieszył się, był spóźniony z meldunkami dobre kilka dni. Nie wiedział dlaczego dostał rozkazy później niż zwykle, może było w nich coś istotnego, może nadeszły wiadomości z głównego frontu, które musiały być dodatkowo wysłane do klasztoru. Nie wiedział. To nie było jego zadanie. On zwyczajnie przekazywał informacje, zadanie proste, komfortowe. Całkiem niezłe jak na zawieruchę wojenną. Zawsze mogło być gorzej, mógł siedzieć w okopach na froncie. Wsiadł więc na konia i ruszył w przebytą wielokrotnie wcześniej drogę. Wkrótce gdy powoli wstawał jesienny poranek, na horyzoncie zobaczył pagodę, a zaraz resztę klasztoru. Jego droga dobiegała końca. Pozdrowił z przyzwyczajenia obserwatora na wieży i już niemal czuł smak herbaty jaką ma dostać. Wtem na jego drodze znikąd pojawił się jakiś czarno ubrany mężczyzna. Coś było nie tak, czuł to w kościach, odruchowo zwolnił wierzchowca. Niestety nie miał zbyt wiele czasu by zrozumieć co to dokładnie było, gdyż tylko kątem oka zobaczył ciemny kształt wyskakujący z prawej strony. Chwilę później przyszła ciemność, pustka lub spotkanie z bogami, nikt do końca nie wiedział co go czekało. Niestety nie dane mu było posmakować ostatni raz klasztornej herbaty.

Ikigai trafił paszczą mężczyznę prosto w kark, czując w szczęce jak kości posłańca poddają się, gruchoczą i przesuwają. Impet uderzenia wywrócił również konia, który ze strasznym rżeniem spadł w pył drogi. Demoniczny wygląd czarnej bestii został ubarwiony przez czerwień krwi na wargach. Kurier przestał być zagrożeniem, pozostawał sam klasztor.
To właśnie w jego kierunku ruszyła druga bestia. Karoshi jak kolejny potwór z miejsc, którymi matki straszą dzieci, dudniąc łapami ruszył w górę zbocza. Tuż za nim zaczął lecieć na swojej piaskowej chmurce Satoshi. Chociaż nisko, to całe szczęście, że zdecydował się na lot, gdyż bieg w tumanach kurzu wzbudzanych przez ogara nie należał do najprzyjemniejszych aktywności. Hao natomiast... Ah ten Hao. Spacerkiem szedł sobie w górę wzniesienia, mogąc spokojnie obserwować dzieło swojego zniszczenia. No nie do końca swojego, bo przecież nawet nie kiwnął jeszcze palcem. Oczywiście nie musiał, jeszcze by sobie paznokieć złamał. Lecz nie lękajmy się, zagrożenie dla paznokci jeszcze miało nadejść. Może nawet wieczorem będzie musiał sięgnąć po pilniczek.

Oponent na wieży wykazał się niemałym refleksem, gdyż zanim dobrze opadł kurz z upadku konia, ten już dzwonił na alarm. Głośny czysty dźwięk miedzianej blachy rozlegał się po okolicy. No cóż. Gdyby Yuta wiedział, że zamierzają tak głośno rozpocząć przedstawienie to nie byłoby nawet konieczności ustalania znaków. Z daleka oko Satoshiego mogło dojrzeć już energiczny ruch bicia w dzwon w środku pagody. Póki co dziedziniec był wciąż pusty, lecz wojownicy mogli być pewni, że zaraz miało się to zmienić.

Mapka poglądowa:
Obrazek
Czarny - Yugen
Bardziej szary - Karoshi
Mniej szary - Ikigai
Piaskowy - Satoshi
Czerwony - Kurier/inni wrogowie
Niebieski - Yuta
Fioletowy - Yae
Shunta jest tak nieistotny że koloru nie dostał
  Ukryty tekst
  Ukryty tekst
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Yugen »

Run. Zapach porannej rosy roznosił się w półmroku poranka. Wszystko było jeszcze niewyraźne, niebo nie dość niebieskie, świat nie dość rozbudzony. Mieniło się barwami niebo i ta rosa - jesienna wilgoć - ostała się na ubraniach i osiadła na włosach. Yugen przesunął palcami po kosmykach, zaczesując je do tyłu, żeby nie przeszkadzały. By pozwalały chłonąć piękno tego poranka i malującego się na tle nieba klasztoru. Wyrastających pagód na tle zwiastuna świtu. Serce nie waliło młotem i krew nie przyśpieszała szumu w żyłach. Powietrze było rześkie. Sprawiało, że każdy oddech był przyjemny, zwłaszcza teraz, kiedy wyszedłeś z okopów. Z miękkiej i mokrej ziemi, o którą nie chciało się ocierać, żeby nie zostawiła brudu na ubraniach i na dłoniach. Właśnie - dłoniach. W końcu dłonie Yugena nie opowiadały historii o ciężkich treningach i wielkich przejściach. Nie było też żadnych blizn, żadnych pamiątek trudów podjętych walk. Zupełne przeciwieństwo dla Satoshiego, który posłał swój piasek w ruch, by stworzyć dla siebie piaskową chmurę - dokładnie tak, jak mówił. Dobrze. Hao chciał mieć go na oku. I chciał go chronić od niebezpieczeństwa.
Karoshi z pełną siłą i wbił się w drewnianą bramę, która oddzielała całe te terytorium. Dźwięk dzwonów bił dla alarm - dla nich był dźwiękiem ostrzeżenia, a dla niego dźwiękiem bębnów wojennych. Napięte, stalowe mięśnie napędzały potwora, który zamierzał wejść do wnętrza klasztoru razem z jej drzwiami. Nie potrzebował specjalnych zaproszeń. Skrzydła miały ugiąć się pod ciężarem jego ciała. I nie zamierzał się też tutaj zatrzymywać. Ruszył w swoją lewą - dając nura między budynek a mur. Szukał celu. Nie pędził już jednak na złamanie karku - zamierzał poczekać, aż zrówna się z nim Ikigai. I przede wszystkim, mimo tego, że adrenalina rozrywała jego ciało, dobrze wiedział, że ninja byli uzbrojeni w śmiertelnie niebezpieczne techniki.
Kiedy przychodzisz na wojnę z zaproszeniem czy bez niego musisz być gotowy na to, że pożegnasz się z tym światem. I już nikogo i niczego nie odwiedzisz. Kimkolwiek był ten kurier i jakkolwiek moralnie nieprawidłowe było zabijanie go to chwilowo był celem, którego należało się pozbyć. Nie powinien, nie. Brunet dobrze wiedział, że powinien się postarać bardziej, znaleźć inne rozwiązanie tej sytuacje. Ale hej - czy nie mówili o tym, że wojna zmienia ludzi? Życie jednego człowieka było ważne. Usprawiedliwianie się, że zginął, ponieważ jego śmierć przeważała o bezpieczeństwie innych była po prostu... zła. Więc Yugen tego nie usprawiedliwiał. Kolejny żołnierz Uchiha trafił do piachu - za co i dlaczego? Oby bogowie potrafili się z tego rozliczyć z liderami, którzy decyzję o tej wojnie podjęli. Bo Yugen nie chciał kolejnych trupów na swoim koncie. Ikigai, który zwalił jeźdźca na dół i powalił również konia, nie zatrzymał się w miejscu. Od razu susem ruszył w przód - zaraz za Karoshim, żeby go dogonić. Minął Yugena, wysuwając się naprzód i dołączając na lewą stronę. Również po drodze. Nie ryzykował sprawdzania tego, czy rzeczywiście ktoś tu rozstawił pułapki. Instynkt nakazywał mu podążać za Karoshim, kiedy Yugen puścił bestię przodem. Esukimo zamierzał zabezpieczać towarzysza w jego szarży.
Ach, no właśnie, Yugen. Hao w końcu oparł mocniej nogę na drodze i również przyśpieszył. Czy to w ogóle można było nazwać biegiem? Kilka susów, jedno uniesienie włosów od pędu, na których lśniły drobinki opadającej wody. Dziś chyba pogoda miała sprzyjać im wszystkim. I tylko pytanie powstawało - kto obudzi się następnego poranka? Takim sposobem Hao stanął w bramie tych włości rozglądając się wokół uważnie czarnymi oczami. Gotów do uniku i przede wszystkim ochrony Satoshiego, dokładnie tak jak powiedział i obiecał. Na wieży dzwonili na alarm - ale wieża była za daleko. Dźwięk dzwonu niósł się i niósł po okolicy, a ty się zastanawiałeś, czy pobudzi to wszystkich zmarłych i czy zwoła okoliczne patrole - bo takowych też Uchiha mogli mieć. Nawet jeśli zwiadowcy Inuzuka niczego takiego nie wypatrzyli. Przyzwyczaiłeś się do tego, że w twoich oczach wszystko dzieje się jakby wolniej. Że zazwyczaj zanim przeciwnik zrobił ruch to byłeś w stanie powiedzieć, co zrobi, zanim ten to zrobił naprawdę. Wszystko było kwestią obserwacji. Uwagi, jaką pokładałeś w czynach. Zdawał sobie sprawę z tego, że teraz, gdy opadał kurz z bramy, jeden człowiek na samym jej środku odziany w czerń zwracał uwagę. I taki był cel. Satoshi mógł czynić też swoje czary. A Hao... Hao pozostawał czujny. Bardzo czujny. I swój znów wolny krok skierował główną drogą. Kici, kici... Gdzie byli teraz wrogowie? Co robili? Czy byli zorganizowani, czy może właśnie ogarnęła ich panika poranka? Teraz, gdy jeszcze nie byli w pełni gotowi? Mężczyzna o sogeńskiej urodzie kroczący i szukający celu - walczący przeciwko ludziom, którzy w połowie byli jego krewnymi. Och, czy to jakaś tajemnica? Jego ojciec był w końcu jednym z Uchiha.

Karta Postaci:
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Satoshi »

Yugen pojawił się przed nim. Tak po prostu. Chwilę temu Satoshi śmignął przed nim, gnając co sił w chmurce za Karoshim, wyprzedzony przez Ikigaia, zapewne z futrem całym umorusanym krwią, a chwilę później ciemnowłosy stał już u bram klasztoru. W pierwszej chwili Sabaku podejrzewał użycie jakiejś techniki, wciąż pamiętał, jak ta cholerna Kaguya, która zabiła Haruto, ewakuowała się jedną z takich właśnie technik. Tu jednak nie było ani obłoków dymu, ani żadnych innych specjalnych efektów. Mężczyzna po prostu pojawił się tam znikąd. To nie była ludzka szybkość, tyle niebieskooki wiedział. Teraz jednak nie było czasu na dziwy, fakt siły Yugena musiał zostać po prostu zaakceptowany, tak więc się stało.

Do stojącej przy bramie ciemnej sylwetki po dłuższej chwili dołączył Satoshi, zeskakując ze swojej chmurki. Machnął ręką, a piach, który dotąd ją tworzył, wymieszał się z większą porcją, wylatującą z gurdy. Obłok otoczył Sabaku, przylepiając się błyskawicznie do jego skóry i ubrań, które teraz przybrały pomarańczowo złoty kolor pustyni. Całość trwała zaledwie chwilę, po której kwarc zaczął nieco się zmieniać i stracił kolor. Czy może raczej przybrał odcień tego, co znajdowało się bezpośrednio pod nim. Satoshi poczuł znajomy ciężar, który spowolni jego ruchy, jednak może potencjalnie ochronić jego życie. -Jesteś cholernie szybki, nawet nie widziałem, jak mnie mijasz.- wyszczerzył zęby najemnik. Walka po stronie kogoś tak silnego to był swojego rodzaju zaszczyt i przyjemność. Tą właśnie cechę niebieskooki cenił sobie w ludziach najbardziej, pomijając rzecz jasna obowiązkowość. Alarm, który podniósł mężczyzna w pagodzie, zaczynał działać mu na nerwy. Przyjrzał się oknu, za którym wcześniej dostrzegł ruchy. -Zapewne widziałeś. Górne piętro, gość w coś nawala.- Wymamrotał Sabaku, po czym dobywając z torby kunaia z nawiniętą już na niego wybuchową notką, posłał go prosto w okno. Z tego kąta nie było szans, żeby przebić się przez szybę, a już tym bardziej trafić kogoś, kto znajdował się w głębi pomieszczenia. Można jednak było zrobić coś innego... Notka wybuchła, gdy tylko znalazła się na wysokości okna. Tuż przed tym, jak kunai odbił się od szyby. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, fala uderzeniowa powinna rozbić szybę, posyłając jej ostre i potencjalnie śmiertelne odłamki prosto głąb pagody. Prowizoryczny szrapnel. Eksplodująca notka nie zaalarmuje wrogów bardziej, niż zrobił to wartownik, nie było więc sensu się kryć. Satoshi powrócił wzrokiem na plac. Wypatrywał przeciwników, gotowy do uników, lub, co bardziej prawdopodobne, użycia piasku z gurdy jako bariery. Zaczął zbierać chakrę, którą po chwili posłał w podłoże, chcąc przygotować sobie nieco więcej surowca do dyspozycji. Lewą ręką sięgnął do kieszeni na kamizelce, wydobywając z niej pigułkę żywnościową, którą błyskawicznie wrzucił do ust i rozgryzł przed połknięciem. Cholerna chakra.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Kutaro »

Bong! Bong! Bong! Brzmiał ze szczytu pagody alarm mający przede wszystkim poinformować sojuszników w dole. Zbudzić się narzucić podstawowy sprzęt i ruszyć do walki. Mieszkańcy klasztoru byli do tego wyszkoleni. Nie raz robili próbne alarmy i teraz miało się okazać czy są wystarczająco wyszkoleni, by odpowiedzieć na atak na świątynię. Chwilę później jednak alarm ucichł. Cisza była dodatkowo wyperswadowana przez rzut ładunku Satoshiego. Z nieba posypało się kilka niegroźnych drzazg i dachówek poruszonych przez falę uderzeniową. Po wybuchu notki więcej męczącego dzwonienia nie było, ale Sabaku mógł być pewny, że przeciwnik niezbyt wiele sobie z tego zrobił.
Tak jak pagoda pozostała względnie nienaruszona, to brama, a raczej furtka, która prowadziła na szczyt została doszczętnie wyłamana przez cielsko Karoshiego. Klasztor stanął otworem. Choć czy kiedykolwiek ten płotek stanowił jakąkolwiek barierę? Po tak subtelnym zapukaniu i pozdrowieniu mieszkańców Hao mógł swoim spokojnym krokiem wkroczyć w bramę. Prezentowało się to wyśmienicie. Czarnowłosy młodzieniec w bramie torii, podczas gdy wokół niego uwijały się bestie zniszczenia. Witajcie, przyszedłem was uwolnić od życia!
Oba potwory zajęły dogodną pozycję między płotem, a budynkiem, by zaatakować każdego kto wychyli nos z budynku. Szturmujący mogli być pewni, że w końcu nadszedł czas na odpowiedź przeciwników. Na początku przez drzwi z budynku z lewej wybiegła dwójka mężczyzn. Jeden z wielkim kunaiem dziko nim wymachując, a drugi biegnący z prostą dzidą. Na pierwszy rzut oka ninjy było widać, że ich ruchy są raczej ślamazarne. Lecz zaraz ten pierwszy złożył pieczęć tygrysa i powoli spod jego stóp zaczęła płynąć fala błota w stronę Hao. Drugi tylko dziko zawył i zaszarżował z włócznią.
Pobudzone adrenaliną zmysły Yugena zaczęły jakby w zwolnionym tempie rejestrować otoczenie. Raz, dwa biegną. Trzy, cztery, pięć, sześć za nimi w budynku. Siedem na wieży. Osiem na w świątyni. Zapachy nadbiegały ze wszystkich stron, lecz przez noc się uspokoiły i dało się mniej więcej określić ich źródła. Dalej w tym stanie podwyższonej świadomości dostrzegł on kolejny ruch z budynku po lewej. W środku w cieniu trwał kolejny przeciwnik i kucając trzymał dłonie złożone w pieczęć. Niestety główne bramy mają swoje wady, a jedną z nich jest to, że zazwyczaj są na samym środku, a jak wszyscy wiedzą jest stąd podobna odległość do większości stanowisk. Chcąc to wykorzystać, oponent z pagody nie zamierzał być dłużny. Z drobnej dziury jaką pozostawił w miejscu okna pocisk Sabaku nagle wystrzelił deszcz płomieni. Moment później z sykiem ognia wyleciał stamtąd ognisty pocisk przypominający pająka i znacząc iskrami dachówki pobiegł po ścianie wieży w stronę wojowników w bramie. Obrońcy klasztoru zamierzali wykorzystać klasyczny manewr oskrzydlający. Młot i kowadło. Hao i Satoshi znaleźli się w jego środku. Nadszedł moment, w którym mogli odpowiedzieć na zmasowany atak przeciwników. Zaraz... osiem?

Mapka poglądowa:
Obrazek
Czarny - Yugen
Bardziej szary - Karoshi
Mniej szary - Ikigai
Piaskowy - Satoshi
Czerwony - Kurier/inni wrogowie
Niebieski - Yuta
Fioletowy - Yae
Pomarańcz - Ognisty pająk
Brązowa smuga - Błotny strumień
Shunta jest tak nieistotny że koloru nie dostał
Shunta
Yae

  Ukryty tekst
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Yugen »

Odpowiedzialność za swoje czyny przenosiła się na odpowiedzialność za tych, którzy cię otaczali. Czy wszyscy myśleli tak wspaniałomyślnie? Ninja byli przystosowani do tego, by działać samodzielnie. Nie było szkół, nie było zbiorowisk, w których ninja mogliby działać. Istniała tu samotność i tkwiła odpowiedzialność za samego siebie. To właśnie dlatego kazali ci liczyć na siebie, jeśli liczyć potrafiłeś. Zdaje się, że to zostało już powiedziane - kiedy masz w dłoniach wielką moc musisz nosić jej odpowiedzialność. Dla Hao było to równoznaczne z odpowiedzialnością za wszystkich innych. Za Satoshiego, na ten przykład. Obcego człowieka, który postanowił się dorobić na wojnie. I miał tę przyjemność - albo też nie - wybrania się na nią właśnie z nim. Na ustach Yugena pojawił się znów ciepły uśmiech, kiedy Satoshi zjawił się przy nim i odezwał. Uroczy człowiek. Taki szczery i prostolinijny. I chyba w tym momencie też już nieco podkręcony walką, choć ta dopiero miała dopiero się rozkręcić. Tak, jego uśmiech. Jego postawa. Ożywienie tych niebieskich oczu... Długowłosy nie spoglądał na Sabaku bezpośrednio, skupiał wzrok na otoczeniu, doskonale świadom, mimo niewzruszonej pewności siebie, że wróg zawsze mógł czymś zaskoczyć. Jeśli nie przed tobą, to z nieba. Jeśli nie z nieba - to z ziemi. Przyjemność z walki, przyjemność z boju... ona zawsze owiewała jak rześki, poranny wiatr, którego teraz brakowało. Jeszcze powietrze nie niosło ze sobą zapachu strachu i krwi, potu i męki, ale jak zawsze w takich chwilach - wszystko było kwestią czasu. Jedni mieli go dużo, innym nie zostało go już wcale. Ta przyjemność, która zalęgła się w sercu Satoshiego (a przynajmniej takie odebrałeś wrażenie) przeskoczyła na ciebie jak impuls elektryczny. Wywołała gęsią skórę na skórze, upoiła tak, jak o kilka za dużo wypitych czarek sake. To bardzo niebezpieczne uczucie. Sprawiało, że o wiele chętniej puszczało się lejce, które miały cię zatrzymywać...
Niezwykle wyglądał piasek, który okalał ciało i tworzył przez to barierę godną podziwu. Kolejne zasoby piachu pojawiały się wokół nich i gdyby tylko Satoshi chciał pewnie mógłby w nich bruneta zatopić. Ogrom kontrolowania takiej masy był... niezwykły i imponujący. Nieporównywalny do niewielkich zasobów czarnego piasku kontrolowanych przez Maji. Nawet jeśli Airan również potrafiła stworzyć dla siebie zbroję.
- Zabij. - Odpowiedział tylko Sabaku, kiedy ten wskazał na cel, a raczej o nim wspomniał. Głosem spokojnym i nawet teraz tym miłym, mimo tego, jaki niosły ze sobą ciężar. Niech Satoshi tutaj zatańczy. Niech rozwinie swój piasek i pokaże, do czego jest zdolny. Oj tak - bardzo dobrze to widział. Tak jak zaczynał dostrzegać coraz więcej szczegółów tego miejsca. Rozpoznanie terenu, wcześniejsze, do tego niezwykłe oko Satoshiego, sprawiało, że to miejsce wydawało się czekać na to, by położyć koronę na skroniach innej osoby. Żeby zwycięstwem obdarzyć tych, którzy rzeczywiście mieli siłę jego utrzymania. Mówią, że człowiekowi niewiele trzeba do szczęścia - że to tylko chleba i igrzysk. Bogowie wcale nie było od tego lepsi. Gotowi otworzyć butelkę słodkiej ambrozji i z przyjemnością spoglądać na trudy i znoje, gdy przelewano krew.
Dzwony przestały bić.
Drzwi otworzyły się z hukiem po ich lewej stronie - i z krzykiem zamarłym na ustach ludzi, którzy gotowi byli do walki za święte miejsce, w którym się znajdowali. Zwróciłeś na nich swój wzrok na krótką chwilę. W pierwszej chwili była taka myśl, że to cywile, lecz nie - jeden z nich złożył pieczęć... i patrząc na to, jak wolno się poruszali, że zbierana chakra nie tworzyła błyskawicznie błota, które zaczęło sunąć ku niemu. Kiedy tylko te drzwi huknęły i rozległy się krzyki, warknął gardłowo też Karoshi - i czekając na tę chwilę skoczył w przód, by wysunąć się zza rogu i skoczyć na tego, który był najbliżej niego. Z łapami opadając na jego ciało, ze szczęką zaciskającą się na jego głowie, by ją zmiażdżyć i rozkruszyć. Wyprzedził go Ikigai, który skoczył na drugiego przeciwnika. Warkot, szczeknięcia, kłapanie zębów. Ikigai skoczył na drugiego człowieka, by swoimi łapami opaść na jego plecy i przynieść go do ziemi. Jego szczęki dosięgnęły jego karku i szarpnął tylko szybko pyskiem, wypluwając zaraz wszelkie resztki krwi i mięsa, które mogły w nim zostać. Oba basiory brały baczenie na kolejne cele w budynku i nie będą stały jak kołki przed drzwiami, gdyby coś się działo. W razie potrzeby Ikigai ochroni również Satoshiego, łapiąc go za fraki, by odciągnąć na bok.
Czarne oczy skierowały się ku górze. Notka wybuchła, trafiła przeciwnika, w którego wymierzył Satoshi. Notki wybuchowe... droga zabawka. Dla jednego to, że teraz znajdowali się na samym środku było wadą. Dla ciebie - zaletą, którą chciałeś wykorzystać. Zabawna sprawa, kiedy przeciwnik z przewagą liczebną chce cię oskrzydlić, a potem... potem kończyło się to, jak miało się kończyć. Zaplotłeś palce dłoni za plecami. Była zguba w tym uzależniającym od adrenaliny uczuciu. Bo teraz ona strzeliła i w twoich żyłach. Było to niezdrowe i było to nieodpowiednie. Więc czemu było też takie przyjemne? Z jednej strony błoto - o ile wcześniej nie zajęły się jego wykonawcą ninkeny, z drugiej fala płomieni. Spoglądając na ich szybkość poruszania się i na trajektorię, jaką się poruszały po prostej... Hao zrobił kilka skoków w przód. Tak, by odsunąć się z ich pola rażenia i by nie dotknęły go płomienie - upewniając się, że nie zostaną skierowane na Satoshiego. Bo jeśli miałyby to się cofnie i pociągnie Satoshiego w bok, na lewą stronę. Gładki krok, lekkie wylądowanie, brunet okręcił się na palcach, by mieć wgląd na pająka i błotny twór - czymkolwiek były i cokolwiek mogły robić miał świadomość, że niektóre kekkei genkai czy techniki pozwalały na sterowanie nimi.
- Hahaha... słodko. - Uśmiechnął się ciepło, czując, jak jego wnętrze opanowywane jest rzeczywiście przez to słodkie, ujmujące uczucie, które powodowało, że we wnętrzu robiło się przyjemnie ciepło. Rozplótł ręce i wyciągnął je lekko na boki. Chakra przesunęła się po jego ciele, rozwijając płomieniami na jego ubraniu i skórze, sprawiając, że jego paznokcie - te równo wypiłowane - zamieniły się w szpony, a twarz nabrała dzikiego wyglądu. - Temu, kto rzuci broń... oszczędzę życie! - Wykrzyczał, by na pewno dotarło do uszu wszystkich. Poranek lubił nieść głos daleko. Pewnie dlatego te dzwony tak wcześniej dudniły. Ich membrana nadal mieszkała w tej ziemi.
Hao zamierzał zapukać z drugiej strony ściany do pana, który posłał na niego pająka - ciągle miał na tamtego stwora baczenie i nie zamierzał mu pozwolić się do niego zbliżyć. I wyrwać mu serce z klatki piersiowej.

Techniki:
  Ukryty tekst
Karta Postaci:
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Satoshi »

Wreszcie się zaczeło. Metaliczny odgłos alarmu, wybijanego przez osobę znajdującą się w pagodzie zaczynał powoli irytować. -*Ile można się zbierać do obrony? Swoją drogą, gdzie jest Shunta i ten drugi? Uznali, że odpuszczą sobie szturm?*- przeleciało Satoshiemu przez głowę, gdy pojawili się pierwsi przeciwnicy. Nie próżnowali, od razu posyłając technikę w kierunku atakujących. W tym samym momencie z wybitego przez falę uderzeniową wybuchowej notki okna wyleciał grad ognistych pocisków. -*Oh, czyli jednak szyba nie zrobiła mu krzywdy?*- stwierdził w myślach Sabaku. Tak jak podejrzewał, okno było za małe, albo szkło pod wpływem dostarczonej energii rozsypało się w drobny mak. No cóż... nie było czasu się zastanawiać. Chłopak nie bacząc na Yugena, który na pewno sobie poradzi, machnął krótko ręką, a spod jego nóg wyrosła kolejna lewitująca platforma, która pozwoliła mu usunąć się poza zasięg obu technik, odlatując nieco do tyłu i w jego lewo, w kierunku Karoshiego i Ikigaia, ninkenów, które ruszyły w tym czasie prosto na przeciwników. Jeśli zajdzie taka potrzeba, Satoshi zmieni kierunek swojego lotu, tak by upewnić się, że nie oberwie ognistym deszczem ani niczym, co może zostać posłane w jego kierunku od pozostałych widocznych przeciwników. Tak jak się spodziewał, Yugen rozpoczął już swój taniec, znikając niebieskookiemu z wizji. -*Gdzie on się nauczył tak poruszać? *- przeleciało mu przez myśl w momencie, z którego z okna wyskoczył ognisty pająk. Świat światem, ale takiej techniki młody Sabaku nie spodziewał się ujrzeć. Deszcz ognia, jakieś podmuchy i piekielne kule, a i owszem. To samo z błotnym potokiem. Wyglądały raczej standardowo, nic zaskakującego, czego Satoshi nie mógłby się spodziewać. Najbardziej zaawansowanymi technikami, jakie do tej pory zaobserwował były, gliniane twory Douhito, których twórczyni straciła życie w pustynnej trumnie jego wykonania i cud techniki, jakim była Lalka jednego z Ayatsuri - Renkuro, którego miał okazję poznać dawno już temu. Pokazywało to, że oprócz morderczych zamiarów, w shinobi, jako profesji, mieścił się swojego rodzaju niespełniony artyzm. Techniki nie zawsze były tylko efektywne, czasem, przy okazji, wręcz piękne. Nie było jednak czasu podziwiać skrzącego się płomiennego, ośmionogiego tworu. Satoshi, wciąż lewitując na wysokości 4-5 metrów(tak, żeby ogrodzenie nie przeszkadzało mu w obserwowaniu otoczenia), złożył pieczęć ptaka. W odpowiedzi na uwolnioną chakrę część zasobów piasku, które udało mu się wydobyć z ziemi, poszybowała na spotkanie ognistego arachnida. Cholerstwo musiało zostać zatrzymane, zanim wszystko tu podpali. Widać było, że obrońcy klasztoru nie liczą się z potencjalnym zniszczeniem tego miejsca. To dobrze, oznaczało to desperację, a przy takiej łatwiej było o popełnienie błędu. Piasek doleciał już niemal do pająka, formując się w ogromny, niemal ośmiometrowej wysokości słup, którego piasek został skompresowany przez Sabaku do niemal granic swoich możliwości. Najsilniejsza bariera, którą dysponował Satoshi. Wytrzymalsza nawet od zbroi, którą przed chwilą przywdział. Technika, której opanowanie poświęcił wiele czasu, umniejszając nudę w niedawnej podróży z Unii do Ryuzaku. Nówka w jego arsenale. Dobrze, że się jej nauczył. Czas, by przetestować, jak wytrzymała naprawdę była.

Satoshi rozejrzał się bacznie, sprawdzając, czy Ikigai i Karoshi nie potrzebują czasem jego pomocy, wtedy pośle tam piach. Yugena nigdzie nie mógł dostrzec, ale ten człowiek po prostu poruszał się zbyt szybko. Nie widział twórcy ognistych technik, nie chciał więc posyłać swojego piachu na ślepo. Musiał oszczędzać chakrę, powoli zaczynał odczuwać jej upływ, a walka dopiero się rozkręcała.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Kutaro »

Na dziki atak ze strony obrońców właściwą odpowiedzią mógł być wyłącznie atak z jeszcze większą zajadłością. Z drzwi wybiegło dwóch pierwszych przeciwników i od razu pobiegli na agresorów domu świętego. Oboje byli ubrani w proste stroje żołnierzy. Szyte z grubego płótna kamizele koloru czerwonego, rzeczywiście mogły być z daleka pomylone ze strojami mnichów. Niestety kontratak sprawił, że skupili się na shinobich w bramie i nie zabezpieczyli odpowiednio swojej flanki. Stamtąd też przyszedł dla nich koniec. Choć atakował dalszego przeciwnika, to pierwszy uderzył Ikigai. Mężczyznę z włócznią w dłoni spotkał los podobny jak kuriera niecałą minutę wcześniej. Zdążył tuż przed uderzeniem charknąć jakiś niezrozumiały dźwięk, tu wykazał się znacznie większym refleksem jak posłaniec, który nie wydał żadnego dźwięku, a następnie jego kark został bezwzględnie zgruchotany przez basiora. Jakiś obserwator z boku mógłby pomyśleć, że nagle zniknęły wszystkie jego kręgi w szyi, gdyż głowa szarpnęła jakby była częścią szmacianej lalki, a nie człowieka z krwi i kości. Nawiązując do krwi, pierwszy ogar mógł ponownie posmakować nieco tego żelazistego płynu w paszczy. Co ciekawe takiego samego szczęścia nie miał jego drugi pobratymiec. Owszem z łatwością trafił swój cel, jednak zamiast ciepłej posoki, jego usta nagle wypełniły się miękkim błockiem, a ofiara straciła cały swój kolor pozostawiając po sobie stos ziemi. Odpowiedź mogła być tylko jedna - dywersja. Moment później okazało się jaki był jej cel. Z cienia budynku, nagle wystrzeliła wiązka czarnych macek i pomknęła z wielką prędkością w stronę skonfundowanego Karoshiego. Dziwne, ciemne jak smoła twory zaatakowały ninkena, kilka raniąc go boleśnie, a kilka próbując go pochwycić. Jeden z przeciwników leżał pokonany, lecz nie obyło się bez krwi ze strony najeźdźców.
Druga strona frontu wyglądała nieco lepiej. Satoshi postawił tuż przed ognistym stawonogiem filar zbitego piasku. Zebrane przez sabaku fale piachu wypiętrzyły przed pajęczakiem kolumnę na tyle grubą, że z łatwością mogła zatrzymać niejedno uderzenie. Stworzenie, a raczej pocisk nie posiadał refleksów żywej istoty, więc zwyczajnie się wbił w piaskowy twór wyzwalają falę ognia i rozrzucając piach na obie strony. Filar został poważnie uszkodzony, jednak atak był zatrzymany. Przynajmniej w tym momencie. Podczas gdy jego ninkeny zajmowały się przeciwnikami, niczym roześmiany tancerz po polu bitwy Hao wystrzelił do przodu by móc pooglądać z innej perspektywy pole bitwy. Najwyraźniej zdecydował, że wypada zacząć likwidować przeciwników jeden po drugim. Pierwszy na liście znalazł się miłośnik ognia i pirotechniki. Yugen lekkim skokiem znalazł się na odpowiednim piętrze pagody i po odpowiednim inuzuckim manicure postanowił, że zrobi sobie do niej wejście w ścianie.
Pierwsze uderzenie rozorało drewnianą ściankę, następnie uderzenie barkiem sprawiło, że czarnowłosy znalazł się w środku. Chociaż resztki tynku sprawiły, że krucza czerń nabrała nieco wroniej siwizny. Przed sobą zobaczył odwróconego plecami przeciwnika, który trzymając dłoń przy ustach zaczynał wydmuchiwać kolejną technikę Katonu. Ubrana w typową kamizelkę shinobi kobieta zaczęła pluć z ust potężnymi falami płomieni przypominającymi smocze głowy. Pierwsza ze smoczych głów pomknęła w filar Sabaku. Uderzyła w jego szczyt nieco wyżej niż dziura po pająku. Zaskoczona hałasem jaki rozległ się za jego plecami kunoichi zaczęła się odwracać. Jutsu jednak trwało. Kolejne pociski nie przestawały wypadać. Kolejna przebiła ścianę i poleciała w bramę Torii, następna wylądowała na dachu sąsiedniego budynku, czwarta… czwartej nie było. Zamiast ognia chlusnęła fontanna krwi. Pazurzasta dłoń Hao ukróciła piromańskie zabiegi kobiety przebijając jej plecy i prezentując mu jej serce przez drugą dziurę, tym razem z przodu klatki piersiowej.
W końcu nadszedł atak z drugiej strony. Co prawda wejście po stromych schodkach chwilę mu zajęło to w końcu Yuta zamierzał zapracować na stwierdzenie, że również brał udział w ataku na wzgórze klasztorne. Na za budynkiem z lewej strony rozległa się pierwsza eksplozja która odbiła się błyskiem na okolicznych budowlach, a rozległ się trzask pękającej glinianej ściany. Zwiadowca walczył tam z jakimś kolejnym przeciwnikiem. Najwyraźniej zaczynając spotkanie od notki błyskowej.
Niestety wszystko wskazywało, że obrońcy klasztoru nie zamierzali posłuchać miłosiernego apelu Yugena o poddanie się.
  Ukryty tekst
Mapka poglądowa:
Obrazek
Czarny - Yugen
Bardziej szary - Karoshi
Mniej szary - Ikigai
Piaskowy - Satoshi
Czerwony - Kurier/inni wrogowie
Niebieski - Yuta
Fioletowy - Yae
Pomarańcz - podpalna brama i dach budynku
Piaskowa smuga - rozbity filar piach wciąż użyteczny
Czarna linia odległości jest też atakiem przeciwnika z budynku
Shunta jest tak nieistotny że koloru nie dostał
  Ukryty tekst
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Satoshi »

Przelatując na swojej chmurce, Satoshi zauważył, jak dwa ogary wgryzają się w swoich przeciwników. Odgłosom umierającego mężczyzny towarzyszył chrupot zgniatanych kości, zagłuszony przez uderzenie pająka w barierę postawioną przez Akoraito rodu Sabaku. Coś jednak było nie tak. Przeciwnik Karoshiego rozpuścił się w błotną kałużę. Niebieskooki przeczesał wzrokiem okolice. Technika wyglądała bardzo podobnie to jednej z jego klanowych, mianowicie Suna Kawarimi. Wyglądało to, jakby zamiast piasku użyto błota, które zdążył z siebie wydobyć wróg, obecnie dogorywający w szczękach mniejszego z ninkenów. Jednak niczego nie dostrzegł. Wtedy pomyślał o innym z klanowych jutsu - Suna Bunshin. To również odpowiadało zaobserwowanej sytuacji. Tylko dlaczego, u licha, ktoś już na wstępie miałby używać tak mało przydatnej techniki? Odpowiedź pojawiła się zaledwie chwilkę później, w postaci czarnych niczym pustynna noc witek, zagłębiających się w ciało większego z basiorów. Z prawej strony Satoshi usłyszał syk i huknięcie. Szybko podążył tam wzrokiem, w porę, żeby zaobserwować uderzającą w pozostałości jego Itojō smoczą głowę. Kolejna uderzyła w ogrodzenie. Jak dobrze, że postanowił się przemieścić... Przy okazji wyjaśniła się też zagadka zniknięcia Yugena, czy jak go nazywały jego ninkeny - Hao. W ścianie pagody, na wysokości, na której wcześniej zaobserwowali przeciwnika podnoszącego alarm, ziała teraz dziura.

Sabaku, spokojny teraz o swoje plecy, mógł skupić się na rywalach walczących z ninkenami. Skierował chmurę w taki sposób, by bezpiecznie mijając ostatniego z ognistych smoków, znaleźć się w centralnej części placu. Na tyle nisko, by mieć dobry widok na użytkownika dziwnej techniki. Wyciągnął przed siebie dłoń, formując i wypuszczając chakrę. Resztki Itojō, wraz z pozostałymi zasobami, które udało mu się wcześniej wydobyć, pomknęły prosto w kierunku tajemniczego wroga. Ninkeny miały swoje paszcze, najeżone ostrymi jak brzytwa zębami, o sile zdolnej pogruchotać kości. To samo jednak tyczyło się Satoshiego. Chmura piachu pomknęła, przybierając kształt kolców, które jednak nie przebiły przeciwnika, a z pełną prędkością zaczęły go otaczać, zamykając go w szczelnym kokonie, który, po tym, jak Satoshi z nienawiścią w oczach zacisnął swoją pięść, zaczął zgniatać ciało uwięzione w środku. -Sabaku Kyū!- wyrwało się z jego ust. Już kiedyś posłużył się tą techniką. To, co zostało wówczas z bandytki douhito, w zasadzie przestało przypominać człowieka. Bezładna, krwawa masa, z której wystawały fragmenty popękanych i połamanych kości. Smród przebitych wnętrzności, wymieszany z metalicznym zapachem krwi. Liczył na taki sam efekt i tym razem. Miał nadzieję, że zaboli. Bardzo. Prawdę mówiąc, podejrzewał, że i tak wyświadcza przeciwnikowi przysługę. Yugen był przywiązany do swoich towarzyszy, a wieść o odniesionych przez Karoshiego ranach zapewne by go rozjuszyła. Sabaku zdążył już zobaczyć, na co stać ciemnowłosego. Zarejestrował odgłosy walki z drugiej strony całego kompleksu. Najwyraźniej Yuta dołączył do starcia.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Yugen »

To, co Satoshi czarował z piaskiem robiło ogromne wrażenie. I to była ta skromność? To jedynie... ile, połowa możliwości? Pająk stworzony z ognia, który wydawał się być naprawdę trudny do zatrzymania, rozbił się na jego barierze. A przecież... to tylko piasek. Swoimi ślepiami Ikigai widział, jak ten piach zamienia się w szkło. Jak topi się, rozpuszcza. Nie miał wystarczająco czasu, żeby sprawdzić i przekonać się, czy tak było naprawdę. Może to, że wiedział, że musi się o niego troszczyć, by zaraz zadziwić się i dowiedzieć, że ten człowiek nie potrzebował swojego ochroniarza - potrafił zadbać o samego siebie - było tym wystarczającym czynnikiem rozpraszającym, żeby ta krótka scena zakończyła się tak a nie inaczej? Mądry człowiek uczy się na błędach innych. Inteligentny uczy się na swoich. Tylko głupiec nie wyciąga wniosków. Tak, Ikigai starał się uważa na dwóch frontach, tak na swoim jak i na Satoshiego. Na trzech - bo jego myśli nigdy nie opuszczały Hao. Nie uważał na władcę piasku tylko z troski - mimo tego, że podczas tego długiego dnia zdążył go polubić nadal mu nie ufał. Taka jego rola - poddawać w wątpliwości interesy tych, którzy kręcili się wokół nich. To, co się wydarzyło, było ryzykiem, jakie podejmuje każdy wojownik, kiedy wkracza na pole walki. Karoshi miał mocny charakter - i jego odwaga graniczyła z głupotą. Ale Ikigai wiedział, że był z ich trójki najsłabszy. I najbardziej podatny na wszystko. Stało się.
Błoto rozprysnęło się w pysku Karoshiego, kiedy w paszczę Ikigaia chlusnęła znowu krew. Nad ich głowami świstały płomienie, ich żar był wyczuwalny w powietrzu, wzniecał ogień w domu bożym, albo to już adrenalina doprowadzała ciało do tego stanu. Karoshi i Ikigai poczuli to samo - że mogą na Satoshim polegać. Że zatrzyma ogień, który ku nim sunął i oddzieli ich od niego, żeby oni mogli też oddzielić jego od zagrożenia, które wysypywało się z budynku. Dla Karoshiego to było naturalne, by pozostawić wszystko w rękach Hao. Skoro zdecydował się ruszyć z placu i wziąć w tym udział. Że zaś weźmie - w to nie wątpił Ikigai. Za dużo było tutaj wrogów. Nawet z piaskiem Satoshiego... Przez moment przeszło mu przez głowę, czy może zwalić wszystko na budynek i po prostu ich zgnieść. I myśl ta umarła, kiedy z paszczy Karoshiego wydobył się pisk bólu z powodu żywej czerni, która wyrwana z cieni wbiła się w jego ciało. Kroshi się cofnął - a przynajmniej próbował. I w tym samym zamierzał mu pomóc Ikigai, jeśli tylko ocenił, że jest szybszy od tych obcych, niezrozumiałych tworów. Pchnął Karoshiego własną masą, żeby ten szybciej zszedł z drogi tego czegoś, co rozwijało się jeszcze szerzej w jego kierunku. Jeśli jednak było szybsze to wpadł za niego i pociągnął go za futro w tył. Czyli w kierunku muru. Ikigai lubił walkę. Nie żył nią tak, jak żył nią Karoshi - ale lubił ten smak w swojej paszczy. Miał wtedy wrażenie, że w końcu robi coś dobrego. Ale były też takie momenty, których nie lubił. I nie chodziło tu o rany Karoshiego - ten kawał skurwiela otrząsnął się i zaraz był gotów do dalszej szarży, tylko bardziej rozsierdzony. Nie lubił tego, bo była taka jedna osoba, która zaczynała się denerwować, gdy ktoś z jego bliskich cierpiał. I choć ludzie mieli Yugena za najspokojniejsze stworzenie tego świata, uroczą owieczkę i słodką bułeczkę to ta owieczka był po prostu bardzo dobrze ukrytym wilkiem.
Nie wiem, czy to, co łączyło Hao z tymi ninkenami można było ująć w prostym słowie przywiązanie. Wydawało się zbyt płytkie. Zbyt banalne. Nie mieszczące więzi na poziomie mistycznym, która łączyła członka klanu Inuzuka z jego psim towarzyszem. Kroshi był młodym ninkenem. Bardzo młodym. Yugen otaczał go miłością i opieką i starał się, by mimo jego przykrego początku miał coś wspaniałego. Więc może Satoshi rzeczywiście wyświadczył mu przysługę - anonimowemu żołnierzowi, który chciał zginąć w imieniu klanu. Ponieważ nikt tutaj nie zamierzał rzucić broni i walczyli do samego końca. Jaka szkoda że Yugen nie miał okazji obserwować piasku w jego pełnym natarciu - ale oko na tym zawieszały dwa ninkeny. I Ikigai właśnie uważał, że Satoshi się jednak nie doceniał. Albo to piasek dawał takie niesamowite możliwości.
Złapał wolną ręką opadające ciało wojowniczki - złapał jej rękę, by nie pozwolić jej upaść zupełnie bezwładnie na ziemię, kiedy drugą cofnął. Kontrolowanie pozwolił jej opaść na ziemię razem z jej sercem. Pył, kurz i śmierdzący zapach krwi. Prawdziwy ninja może zrobiłby to po cichu. Zastosował... jakąś taktykę w stylu zakradnięcia się. Ale to naprawdę nie było w jego sposobie działania. Wróg miał szansę na reakcję. Dostali szansę na bronienie się - chociaż pora była po stronie ich - najeźdźców. Najbardziej niefortunną z ofiar był tu goniec, do którego dokumentów jeszcze się dostaną. Całość trwała ułamki sekund - brunet się nie ociągał świadom tego, że jego dwie części duszy i serca były na dole i walczyły z Satoshim u boku. Ten użytkownik katonu był niebezpieczny. Należało go unicestwić zanim kogoś zrani. I to może ten pajęczy zmysł, może ta niezwykła więź, a może coś jeszcze innego, że w tej wrzawie krzyk Karoshiego był jak tamto uderzenie dzwonu. Niewiele było potrzeba, żeby z góry dojrzał, co było tego przyczyną.
To był jakiś chłód na karku. Jakieś zatrzymanie myśli i jednocześnie puszczenie ich wartkim strumieniem. Moment, w którym twoje serce krzyczało puść! a rozum próbował powtarzać: nie możesz! W tym klasztorze naprawdę mogli być jeszcze cywile. Mogły być tu cenne zapasy. Wiadomości, których ktoś nie zdążył zniszczyć. A jednak brunet nie stał i nie zastanawiał się, co powinien a czego nie powinien. Już biegł w tamtym kierunku. To mogło się skończyć gorzej. Kiedy próbujesz być miłosierny... Jesteś po prostu za miły, Hao. Ile już razy powtarzano mu te słowa? Ikigai wyszedł na spotkanie swojego pana, zostawiając chwilowo Karoshiego wycofanego - piasek robił robotę. Dobrze było na to popatrzeć.
- Tam jest niebezpiecznie..! - Zaalarmował Ikigai, kiedy skoczył w kierunku Yugena.
- Powiem to ostatni raz. Poddajcie się. - Odezwał się, gdy zbliżył do budynku. I choć brzmiało to spokojnie, to jego głos przeszyty był zimnem. Nie potrzeba było wiele, żeby obie postacie otoczył biały obłok dymu. A z dymu wyłonił się wielki na 8 metrów, czarny jak smoła, dwugłowy basior. Czy się zatrzymał? Oh nie. W żadnym wypadku. Smolisty potwór wpadł w klasztor, żeby jednym z łbów sięgnąć po Nara, wyjąć go stamtąd i rzucić jak szmacianą lalką. Ale nie zmiażdżył go swoimi kłami. Nie miał go zabić na miejscu, choć... przy tej sile mógł się nie kontroować. Tak samo jak zburzył tylko przednią ścianę, ale nie wpadł w cały klasztor. Jeden łeb skierowany był na Narę. Drugi na sam klasztor. Potwór cofnął się w tył. Jeśli jednak po zburzeniu ściany nie było tam nikogo uzbrojonego/atakującego to nikt zmasakrowany nie został.

Techniki:
  Ukryty tekst
Karta Postaci:
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Kutaro »

Klasztor z każdą chwilą był coraz bardziej zdewastowany. Brama Torii płonęła i jedno z pysznych skrzydeł jej zwieńczenia z iskrami poleciało gdzieś w krzaki, gdy uderzyła w nią smocza paszcza. Podobnie było z dachem budynku, z którego wybiegli wcześniej przeciwnicy, teraz już tylko mokry worek mięsa i plama błota. W dachu domu ziała wielka dziura z żarzącymi się brzegami. Potężne techniki katonu zaznaczyły wszędzie swoją obecność. Likwidacja tego przeciwnika była dobrą decyzją, gdyby dać mu wolną rękę to raz, że Sabaku zapewne byłby smutną skwarką, a dwa byłby zagrożeniem również dla ninkenów w dole. Teraz jednak kobieta z pustymi oczami leżała na pagodzie. Sama wieża również nie przetrwała bez uszczerbku. Niemal cały róg na drugim piętrze skierowany w stronę wejścia nie istniał. Rozbity na spółkę przez notkę, pająka i smocze głowy. Drewniana budowla nie zdążyła nawet się dobrze zapalić, tak duża była siła ataków. Jeśli Inuzuka zamierzają wykorzystać ją kiedyś, to remont będzie nieodzowny, trzymała się tylko dzięki wewnętrznemu systemowi kolumn. Niemniej jej wątpliwa stabilność dawała o sobie znać, od czasu do czasu wydając jęk drewna i zrzucając kilka dachówek.
Niżej na dziedzińcu trwała walka ninkenów z mackami cienia. Z wielkiego cielska Karoshiego skapywały krople czerwonej posoki znacząc na czerwono płyty klasztoru. Bolesny dźwięk jaki z siebie wydał, był jedynie preludium do jeszcze bardziej zajadłej agresji na siły Uchiha. Szarpnął się i poczuł, że smoliste kolce, chociaż groźne, nie mają w sobie na tyle siły by go utrzymać w miejscu. Widząc swojego brata biegnącemu by mu pomóc, zsynchronizował kolejny odskok z lekkim uderzeniem Ikigaia. Macki puściły i zaraz niczym węże nastroszyły się gotowe do kolejnego ataku. Jednak najemnik Nara w cieniu budynku już miał inny problem na głowie. Fale piasku zgrabnie ominęły dwa ninkeny i niczym dzika kipiel skierowały się w stronę kucającego w mroku wojownika. Ten odruchowo pokusił się na przebicie masy kwarcu swoimi kolcami, lecz kruszywo nic sobie nie zrobiło z bądź co bądź punktowego ataku. Równie dobrze mógłby ktoś próbować włócznią yari powstrzymać morskie fale. Działanie iście zabawne w swojej daremności. Nie mając nic innego do wyboru najemnikowi Nara pozostał odskok w tył. Zerwał więc kontakt ze swoim tworem, a macki rozproszyły się w powietrzu niczym dym. Chmara piachu skupiła się tam gdzie był ułamek sekundy wcześniej. Odskoczył. Prawie. Lawina Sabaku pochwyciła go na wysokości kolan od razu miażdżąc wszystko co poniżej. Mężczyzna wydał z siebie dziki okrzyk bólu. Lecz piach nie ustępował parł coraz wyżej zamieniając mięśnie nóg i kości w krwawą miazgę zmieszaną z czerwonym już piaskiem.

Po stronie frontu akcja wciąż trwała. Yugen po zaskakująco delikatnym ułożeniu ciała kobiety na deskach pagody. Dostrzegł co się w tym czasie działo po drugiej stronie bitwy i zdecydował, że nadszedł czas by połączyć oba fronty. Wiedząc co się szykuje Ikigai po zgrabnym odbiciu się od pobratymca skoczył do Hao. Czarnowłosy zeskoczył z wieży i krzyknął wezwanie do poddania się ostatniej szansy i w miejscu spotkania z ninkenem wybuchła chmura białego dymu. Kiedy opadła w jej miejscu stała bestia rodem z piekieł, omyłkowo nazywana dwugłowym psem. Chociaż brzmi jakby trwało to niewiadomo ile, w rzeczywistości było zaskakująco płynne. Wezwanie podczas zeskoku, szybkie spotkanie z Ikigaiem przy lądowaniu i eksplozja dymu, z której wybiegło dwugłowe monstrum. Otóż okazało się, że to wezwanie odnosiło się głównie do mnichów i ewentualnie ów trzeciego użytkownika dotonu. Wojownik Nara, który był miarowo pożerany przez piach, miał przed sobą inną przyszłość. Bestia, jakby ściany były niczym, poszerzyła drzwi wchodząc do pomieszczenia i stając nad oprawcą Karoshiego. O ile pozwolił sobie na taki rzut oka, Hao w formie potwora mógł dojrzeć dwóch kulących się w rogu budynku mnichów. Jednak mógł na to nie mieć czasu, bo jedna z głów pochwyciła tą część Nary, która nie została zgnieciona przez Satoshiego i wyrwała ją w górę. Wrażliwe ciało najemnika nie było przystosowane do takiej siły i rozerwało się na pół znacząc ścianę tuż za nim szkarłatną pręgą krwi i co tam jeszcze z niego wyleciało. Jeśli było to jeszcze możliwe to mnisi w tym momencie odchodzili już od zmysłów.

Przy okazji wciąż trwał trzeci front z tyłu budynku. Tam Yuta prowadził swoją małą wojenkę z użytkownikiem dotonu. Jednak przemiana Hao zwróciła uwagę obu żołnierzy i o ile zwiadowca, słysząc opowieści, a może i widząc kiedyś taką przemianę zniósł ją zaskakująco dobrze. To jego przeciwnik korzystając z zamieszania panicznie rzucił się w ucieczkę w stronę płotu. Bez wahania go przeskoczył i poleciał w dół skarpy. Dało się stamtąd słyszeć tylko bolesny jęk i trzask gałęzi. Inuzuka ruszył za nim, znacznie uważniej pokonując ogrodzenie i zsunął się ostrożnie w dół.
- Stój! - Dało się słyszeć krzyk zza krawędzi, a wkrótce i odgłosy krótkiej szarpaniny oraz warczenia Yae. Jeśli ktoś spojrzałby przez barierę zobaczyłby Yutę trzymającego kunai na szyji żołdaka Uchiha, którego noga sterczała pod nienaturalnym kątem. Obok nich stała zjeżona suczka.
Walka się zakończyła.

Yuta
Shunta
Yae
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Klasztor Usohachi

Post autor: Satoshi »

Bywały momenty, w których Satoshi był najspokojniejszym i najbardziej cierpliwym człowiekiem świata, mogącym konkurować z samym chyba Yugenem. O wiele częściej sprawiał wrażenie ponuraka, wolącego samodzielną pracę, nie spoufalającego się ludźmi i nie ufającego im w najmniejszym nawet stopniu. W czasie walki przeważnie zachowywał pełne skupienie, z którym jak dotąd skutecznie analizował sytuację. Bywały jednak momenty, gdy gorąca niczym piach Samotnych Wydm w letnie południe krew Sabaku dawała o sobie znać. Nie popadał może w bitewny szał, jednak czuł ponurą satysfakcję z cierpienia, które potrafił zadać. Takiego, jak w tym momencie. Choć, może bardziej trafnym byłoby stwierdzenie, że satysfakcja wynikała nie z samego zadawania bólu, a raczej tego, że mimo licznych przeciwności, jakie na swojej drodze dotąd spotkał, wciąż był w stanie pewnie stać na nogach, podczas gdy z jego wroga właśnie uciekało życie. Wiedział, że jest w tyle za wieloma żołnierzami Unii, ale wiedział też, że powoli ich dogania.

Niesamowitym widokiem była transformacja, której uległ Yugen, młody Sabaku najpewniej umknąłby w przerażeniu, tak jak zrobił to jeden z przeciwników, ale ciemnowłosy zaskoczył go już tyle razy, że w zasadzie Satoshi nie był już zdolny do zdziwienia. Oczywiście, pomagał fakt, że niebieskooki wiedział, iż są po tej samej stronie. Piasek zatrzeszzczał złowrogo, gdy wielki łeb odgryzł połowę zamieniającej się w galaretę zdobyczy. Skrócił jego męki... Sabaku groźnie spojrzał na pozostałych przeciwników, szykując się do tego, by przygnieść ich swoim piachem. Ci jednak nie atakowali, ba, wyglądali na niezmiernie przerażonych. Trudno się było temu dziwić, biorąc pod uwagę dantejskie sceny, których byli świadkiem oraz nową postać Yugena. Dopiero po chwili, gdy już piach miał ruszać, Satoshi zrozumiał, że stali przed nim cywile. W ogniu walki prawie całkiem zapomniał o ich istnieniu. Piasek nie wystartował, wciąż okalał trupa, nasiąkając posoką. -Mnisi, na ziemię, twarzą do podłogi, ręce i nogi szeroko. Bez podejrzanych ruchów, to nic wam się nie stanie.- niemal wysyczał w kierunku cywili. Ostatnie, czego było im trzeba to niedoceniony żołdak samobójca, przebrany za mnicha pod szatami mający plik wybuchowych notek, tylko czekających na to, by wysadzić tu wszystko w cholerę. Biorąc pod uwagę wszystkie odgłosy, wyglądało na to, że ich zadanie zostało wykonane. -Yugenie, jesteś w stanie upewnić się, że nie ma tu nikogo więcej? Słowom mnichów wolałbym chwilowo nie ufać...- zapytał wielkiego dwugłowego psa, wypatrując Yuty, który zniknął za ogrodzeniem.

Trzeba było zgasić pożar, wywołany notabene przez obrońców tego miejsca. W sumie dobra taktyka. Jeśli oni nie mogą go mieć, to nie będzie miał tego nikt? Satoshi uśmiechnął się pod nosem, a piach, porozrzucany po całym polu bitwy, spijający krew z trupa mężczyzny, który zranił Karoshiego oraz chmurka tworząca platformę lewitującą Sabaku, zaczął wzlatywać i dogaszać najpierw dach budynku, którego wejście przypadkiem powiększył Yugen, anastępnie płonącą bramę. Niebieskooki zeskoczył na plac, a jego kwarcowa zbroja zatrzeszczała. Powoli zbliżał się limit czasu tej techniki. -Gdzie jest Shunta?- warknął chłopak. Facet miał ruszyć za nimi, jednak nigdzie nie było go widać. Satoshi oddychał dość ciężko. Kończyła mu się chakra, mięśnie bolały go od napięcia, wymaganego do utrzymania się na Fuyuu, a wciąż mieli jeszcze sporo do roboty.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sogen”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości