Uso

Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi ostatnie dnie spędzał na przechodzeniu od wioski do wioski, starając się pod postacią zwykłego chłopa dowiedzieć się czegokolwiek na temat nastrojów panujących w okolicy. Był wciąż bardzo daleko od frontu, ledwie przekroczył granicę z Ryuzaku, nie chciał, przynajmniej na razie, zapędzać się prosto w szpony żołdaków Uchiha. Do swojego przebrania wykorzystywał najczęściej postać swojego rodziciela, prawdę mówiąc to chyba było jedyne, do czego się nadawał. Dzięki temu, że jego twarz młody Sabaku wciąż miał dość dobrze wyrytą w pamięci, jego henge było bez zarzutu. Poza tym starał się od czasu do czasu zamieniać w przypadkowych ludzi, których spotkał w stolicy Ryuzaku, nie chcąc zostawiać za sobą zbyt wielu śladów. Oczywiście, normalnie zamiana w mieszkańca Unii byłaby mocno wątpliwa ze względu na charakterystyczną opaleniznę, jednak gospodarstwo, w którym Satoshi dorastał, mieściło się prawie na granicy z Yusetsu, gdzie klimat był zdecydowanie mniej pustynny, a ludzie znacznie delikatniej opaleni.

Zbierał więc Satoshi różne mniej lub bardziej przydatne informacje, starając się, jak tylko może, nie zwracać na siebie uwagi, nie pytał nigdy o rzeczy istotne, licząc, że podczas rozmowy o błahostkach i życiu codziennym ludziom wymsknie się coś wartego odnotowania. Wszystkie istotne informacje zapisywał w swoim notesie, który od teraz pieczętował w zwoju noszonym w kieszeni na piersi. Dla wrogiego Shinobi nie stanowiłoby to zbyt trudnej do odnalezienia kryjówki, niemniej jednak łapy położyłby na nim dopiero po trupie Satoshiego, a wtedy i tak byłoby mu wszystko jedno. Nocował zawsze w lesie, często wśród gałezi, nie paląc ognia, spożywając zazwyczaj suchy prowiant oraz znalezione owoce.

Niestety, choć zapisał już kilka stron swojego notesu mniej lub bardziej przydatnymi informacjami, wciąż nie uważał, by spełnił zadanie wyznaczone mu przez Jou-dono. Spojrzał na bransoletę, na której poruszała się delikatnie brudna i zaniedbana odznaka Akoraito, jeszcze nie tak dawno błyszczącą nowością. Satoshi specjalnie doprowadził ją do takiego stanu, nie chcąc, by rzucała się w oczy.

Od chłopów dowiedział się o wiosce, którą okupują Inzuka, co było dla Sabaku dość zaskakujące, nie sądził bowiem, że oddziały mogły utrzymać pozycję tak daleko od oryginalnej linii frontu. Dodatkowa informacja warta zapisania w notesie. Im dłużej jednak się zastanawiał nad tym, tym bardziej Akoraito skłaniał się ku przyjrzeniu się sprawie bliżej. Ruszył więc prosto w kierunku osady, pod swoją prawdziwą postacią, jako że nie sądził, by coś takiego zmyliło strażników, zapewne wyszkolonych shinobi. Bądź co bądź, znajdowali się na terenach objętych wojną, a ich i tak czułe zmysły były wyczulone jeszcze bardziej. Spokojnym krokiem zmierzał w kierunku bramy, nie chciał, by uznano, że się jakoś pokrętnie skrada. Chciał dowiedzieć się czegoś o wojnie, jak wygląda to teraz, a gdzie lepiej, niż wśród samych zainteresowanych? Spodziewał się oczywiście, że przyjdzie mu w jakiś sposób zasłużyć na informacje, zostając najemnikiem i wykonując mniej lub znaczniejsze zlecenie, jednak pokusa zdobycia cennych informacji była zbyt duża.

-Stać! Ktoś ty i co tu robisz!- rozległo się zza bramy, a nad palisadą pojawiła się głowa, niechybnie właściciela tego głosu.
-Jestem Satoshi, najemnik. Usłyszałem od chłopów o okupowanej wiosce i stwierdziłem, że zapytam, czy nie macie czegoś do roboty dla mnie.- odpowiedział Akoraito, siląc się na spokój i pewny ton głosu. Drżący i piskliwy najpewniej nie przekonałby nikogo do najmniejszej nawet dozy zaufania.
-Zawróć, nic tu po Tobie!- usłyszał w odpowiedzi. No cóż. Przynajmniej tyle, że ujdzie w jednym kawałku. A mogli zabić.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Na swojej drodze człowiek spotykał różnych ludzi. Widziałeś tych pracowitych, którzy wstawali z bladym świtem, jeszcze przed Panią Amaterasu, żeby zajrzeć na pola. Widziałeś tych, który w butelce rumu topili swoje smutki i uciekali na wielkie morze, żeby to jego objęciom oddać swoje życie. Ocean ich wynagradzał za to oddanie, a potem połykał w całości. Pochłaniał w ciemne fale i swoje dłonie i już nie oddawał brzegowi. Nie musiałeś mieć szczęścia, żeby poznać i zobaczyć tych kretynów, którzy wypijali z ciebie całą krew, pozostawiali bladym, złym i zdenerwowanym - o, tych to na tym świecie było najwięcej. Niemądrych, prostych, bezrefleksyjnych. Najgorsza plaga ziemi - śmieszne - bo zarazem jej podstawa. Najbardziej człowiek musiał się natrudzić, żeby spotkać istotę prawdziwie mądrą, prawdziwie sprawiedliwą i prawdziwie dobrą. Sprawiedliwość i dobroć w tym świecie w końcu często sobie przeczyły. Jak więc je pogodzić? Aż w końcu docierasz do ludzi, którzy nie wliczali się do żadnej z tych grup - nie byli źli, niesprawiedliwi, dobrzy czy głupi. Byli po prostu kuriozum. Studium badania, które chciałeś poznać, zbliżyć się do niego i przekonać, jacy są naprawdę. Wyciągnąć z nich coś dla siebie i jednocześnie coś o sobie. Ci ludzie... fascynowali. A fascynacje, jeśli wiesz, przyjacielu, bywały całkiem niebezpieczne. Niebezpiecznie przyciągały do siebie, jak magnes i mogłeś się przekonać, czy należysz do tych głupich, co jak ćmy lgnęły do płomienia, bo nie potrafiły zwalczyć pokusy, czy może jesteś tym mądrym, który nie chce poparzyć swej ręki.
- Odmawiacie najemnikowi pracy? - Mogłeś ich zobaczyć, jeśliś tylko się rozglądał. Dwa wielkie wielki, oba czarne, jeden o ciemnych ślepiach jak wiśnie, drugi o oczach tak jasnych, że wydawały się ślepe. Jak dwa księżyce, które ktoś ściągnął z nieba, powielił i wcisnął między bezgwiezdne niebo nocy. Ikigai - bo tak nazywała się bestia o ślepiach ciemnych, głębokich i wyrazistych - w porównaniu do swojego towarzysza mógł wydawać się wręcz szczeniakiem. Niecałe 140cm w kłębie, szpiczaste uszy, smukłe ciało z krótszą sierścią, która pięknie połyskiwała w promieniach jesiennego słońca leniwie przemykającego między puchatymi chmurami. W Sogen padało. Wiecznie tu padało. Dobra czy niedobra pogoda - tutaj nie było nawet rozdzielenia na taką. Było tylko "pada" albo "o bogowie, nie pada!". Miałeś większe albo mniejsze szczęście, że trafiłeś tutaj akurat w taką aurę, gdzie człowieka nie odpycha na samym starcie tylko dlatego, że zbliżył się do tego klimatu. Z drugiej strony byliście blisko pięknego i malowniczego Ryuzaku no Taki. A tam pogoda wcale nie była taka najgorsza. Więc może to i nie dziwne, że Uso zasłużyło na odrobinę kolorowej jesieni. Złoto, czerwień i pomarańcz. Wszystkie barwy liście telepanych przez wiatr.
Drugi zaś wilk... Wilk? Tak w ogóle można go nazwać? Bestia. Potwór - tak, to bardziej oddawało to, czym był. Kim był. W swoim kłębie... sięgał twojej głowy. Większy od największego konia, jakiego kiedykolwiek widziałeś. Większy od wielbłądów. Szeroka pierś, wielkie łapy i wielki łeb. I te księżycowe, ślepe ślepia, które były wbite w twoją osobę, kiedy dwa wilki zbliżały się od strony lasu. I jednocześnie od strony Twoich pleców. Myszko, myszko, powiedz przecie - jak w pułapce jest na świecie? W tych ślepiach chyba tkwiło uśpione szaleństwo, które czekało na to, aż zostanie uwolnione. Jakby tylko liczył na to, że ten sam głos, który do ciebie przemówił, szepnie tylko bierz go. I cóż? Przed tobą bramy, za tobą koszmar. Warto opuszczać rodzinne strony dla własnego domu, Sabaku Satoshi?
Warto. Wiem, że warto.
Cóż więc z posiadaczem tego głosu? W pierwszej chwili nawet niewidocznym. Dopiero potem wyłapywało się szczegóły - że na plecach tego wielkiego potwora jednak coś się kryło, że po jego bokach wystawały czyjeś nogi, że niezwykle długie, ciemne kosmyki włosów zsuwały się z jego karku i powiewały na tych przyjemnych muśnięciach wiatru, który przetaczał się po tym terenie. Yugen uniósł się z pozycji leżącej z pleców Karoshiego i wystawił ponad jego łeb głowę. Łagodna twarz o czarnych jak sama otchłań oczach i łagodny uśmiech. Blade lico okolone pasmami długich włosów, które przelewały się przez palce jak jedwab. W przeciwieństwie do wszystkich spojrzeń wokół - to przynajmniej było serdeczne. I ciekawe. Ciekawe, ponieważ jego wzrok prześlizgiwał się po gurdzie, padał na twarz Satoshiego - co za przypadek. Kolejny gość z pustyni na tych terenach. Ciekawe, czy Unia miała na to swoje wytłumaczenie, czy może ich udział w konflikcie tylko formalnie miał być żadnym udziałem? Satoshi sprawiał wrażenie... ponurego człowieka. Z bliznami, które znaczyły jego lico, ze spojrzeniem, które tkwiło w tych pięknych, niebieskich oczach. Dziwne. Ponoć niebo bez chmur nie mogło być pochmurne. A jednak. Te oczy udowadniały, że owszem - mogło. Hao przesunął głowę na bok - bo przecież ponoć różne punkty patrzenia to różne punkty widzenia. Mężczyzna przed nim... mimo tych blizn, mimo spojrzenia, wydawał się dość młody.
- Prosiłbym o zrozumienie tej ostrożności. Uchiha próbują uparcie dostać się do progów Uso. - Yugen uniósł lekko dłoń i wskazał na bramę, przez którą Satoshi miał ambicję przejść. Pilnowaną i chronioną.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi obejrzał się za siebie, rozglądając się za właścicielem głosu. Najpierw zobaczył dwa wielkie potwory, które swoimi rozmiarami faktycznie potrafiły przyćmić najdorodniejsze wierzchowce, poza chyba tylko najlepszymi z wielbłądów, choć tych zapewne by nie liczył, skoro większość ich przewagi to garb z tłuszczu. No i należało pamiętać, że choć wielbłąd mógł na człowieka napluć, to te bestie, które właśnie stały przed nim, potrafiły zabić. Piękne i przerażające. W takiej sytuacji właśnie znalazł się Satoshi. Wojna przyciągała na swoje tereny nie tylko tych żądnych informacji czy pieniędzy, ale przede wszystkim tych, którzy walczyli za ideologię swojego klanu. Wśród nich zawsze było sporo jednostek o wiele silniejszych od świeżo upieczonego Akoraito, także w tym przypadku tak było, chłopak nie miał wątpliwości. Wątpił, czy w razie czego, poradziłby sobie z mniejszym z psów, a co dopiero tym wielkim, z którego to grzbietu wyłonił się właśnie mężczyzna, niewątpliwie właściciel głosu, którego niebieskooki słyszał. Wyglądał osobliwie, przynajmniej w porównaniu do swoich psów. Mniej więcej w wieku Satoshiego, o znacznie przyjemniejszej powierzchowności i usposobieniu. Jednak wygląd zwodził. Sabaku niemal od razu zrozumiał, że wśród tej trójki, to on jest najsilniejszy. Lider stada. No, ale cóż było począć, skoro powiedziało się A, to należy ciągnąć alfabet dalej...
-Oczywiście, rozumiem. Całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę teren, na jakim się znajdujemy. Jestem, jak już usłyszałeś, najemnikiem, dopiero co przekroczyłem granicę od strony Ryuzaku. Nie znalazłoby się dla mnie jakieś zajęcie?- odpowiedział Sabaku, bacznie przyglądając się całej trójce, a jednocześnie starając się nasłuchiwać uważnie wszystkiego dookoła. Byli tam przecież jeszcze strażnicy, którzy już odmówili mu pracy. Badał reakcję mężczyzny dosiadającego psa, zastanawiał się, czy był w obozie kimś znaczniejszym, na co mogło sugerować jego "małe" stadko oraz sposób, w jaki sposób odezwał się do strażników.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Ach, ta twarz. Wypisana historią swoich czynów, tych zwycięskich i tych przegranych. Nie miał prawa wiedzieć, że te blizny to pozostałość po czymś, co ten dzieciak przeżył wtedy cudem. I tylko z wolą 7 bogów szczęścia obudził się pewnego dnia, żeby powoli przebrnąć przez drogę regeneracji i znów stanąć o własnych siłach. Nie mógł tego wiedzieć, ale kiedy widzisz tyle blizn wiesz, że człowiek przed tobą przeszedł przez Piekło. Przedarł się przez nie własnymi rękoma, z pomocą czy bez pomocy - to nie robiło różnicy w poglądzie. W tym, co widzisz, kiedy spoglądasz na niego po raz pierwszy. Jak więc duch jego miał być spokojny w tym błękicie? W tych szkiełkach, które spoglądały teraz na nikogo innego jak na ciebie samego. Ponieważ Yugen nie uciekał swoimi oczyma. Jak noc i dzień, tak przybył kolejny posłaniec pustyni niosąc w gurdzie odrobinkę złota, daru ziem, z których pochodził. A niby tylko piasek - zwykły, najzwyklejszy. Ponoć Amaterasu i Tsukuyomi byli przeklęci do tego, by nigdy nie spotkać się na jednej drodze. Ciągle i wciąż mogli tylko za sobą podążać, trochę się zbliżać, trochę oddalać od siebie. Czasem mogli na siebie spojrzeć, jeśli dobra Los pozwoli... Gdyby tylko odrobinę więcej ciepła tkwiło w tej pooranej śladami przeszłości twarzy. Mówi się, że blizny zdobią mężczyznę. Że powinno się być z nich dumnym - bo świadczyły o tym, że jesteś na tyle twardym skurwysynem, że niewiele ma szans cię powalić. A nawet jeśli powali - wstaniesz. Jeśli tak - co można powiedzieć o człowieku, który żadnej blizny nie nosił? Że jest słaby? Że nigdy niczego nie przeżył? A może to całe powiedzonko wymyślono tylko po to, żeby tacy jak Satoshi poczuli się lepiej? By myśleli o sobie lepiej, kiedy spoglądali w lustro? Tajemnicą było dla ciebie, co kryje się w głowie takich ludzi, ale chociaż ciekawość zawsze prowadziła prym tego świata to nie była na tyle silna, żeby wysuwać się na pierwsze skrzypce. W końcu poznanie człowieka, zwłaszcza w tak trudnych czasach, jakim była wojna, nie było jedną z piosenek, którą można było przygrywać jak wiejską przyśpiewkę. I może Satoshi to widział, a może nie, ale mięśnie Ikigaia były lekko napięte. Wbijał ślepia w niego i tak naprawdę gotów był na każdy najmniejszy ruch, który uzna za fałszywy. I to samo robił Karoshi. Różnica polegała na tym, że ten wielki bydlak stał tutaj dumny i spoglądał na Satoshiego tak, jak można spoglądać na mrówkę pod swoimi nogami. Nie było w tym spojrzeniu ani krztyny sympatii.
Yugen wcale nie był, prawdę mówiąc, lepszy od swoich towarzyszy. Spoglądał na Satoshiego i myślał kim jest. I zastanawiał się, czy człowiek, który przed nim stoi jest wyzwaniem. Zastanawiał się, czy może mu zaufać. Zastanawiał się, czemu ktoś, kto chce się zaciągnąć jako najemnik przychodzi właśnie tutaj - od strony Ryuzaku no Taki. Czy to dlatego, że chce dołączyć do Uchiha? Jeśli tak - pechowo trafił. Czy nie powinno się go od razu ściąć? A może było mu wszystko obojętne, do kogo dołączy i chciał tylko poszukać sposobności na prosty zarobek? Wyprostował się. Usiadł na grzbiecie Karoshiego - jego ruchy były gładkie, płynne, wręcz flegmatyczne. Miękkie jak jedwab jego włosów. Prawie jakby zbudził się z długiego snu i teraz dopiero przyszło mu zbierać myśli i w końcu - samego siebie. Z łóżka, którym były plecy czarnego Urufu.
- Na pewno się coś znajdzie... ale wypłaty są przyznawane w stolicy. Ten teren jest przejęty przez ród Inuzuka. - Wskazał gestem na bok - na Ikigaia, który na te słowa uniósł nieco łeb. Zarówno on jak i sam Hao szukali jakiejś reakcji. Szukali jakiegoś fałszu, złego gestu. Czegoś, co mogłoby zdradzić tego młodego człowieka i pokazać, że kwiatki i stokrotki to nie tutaj - to już jesień. A jesień to śmierć. Chociaż Yugen po prawdzie zawsze starał się wychodzić z wyciągniętą ręką do wszystkich. I tutaj było tak samo. Zsunął się z Karoshiego i gładko opadł na ziemię. Byli podobnego wzrostu - on i Satoshi. - Jeśli więc to odpowiada twoim standardom to choć nie jestem osobą decyzyjną postaram się, żebyś został wysłuchany. Dodatkowa chakra na polu bitwy zawsze jest mile widziana. - Wyszedł w kierunku Satoshiego. Zrobił dwa kocie kroki, przesuwając dłonią o długich palcach artysty po boku wielkiej bestii i w końcu puścił, kiedy przekroczył punkt, w którym jego nogi i łapy Urufu równały się ze sobą na ziemi. I to wystarczyło, żeby Karoshi obnażył swoje kły i z jego gardła wydobył się cichy warkot. Na razie cichy. Urwany już po chwili - jednym spojrzeniem posłanym w jego kierunku przez Yugena.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi nieco zaklął w duchu. Liczył na to, że bez większych ceregieli przyjmą go z otwartymi rękoma, że zostanie potraktowany niejako jak mięso armatnie. W stylu "chcesz, to idź, zobaczymy co z Ciebie za ziółko". Zamiast tego wszyscy zastanawiają się nad czymś tak trywialnym, jak zaufanie. W czasie wojny. Wzruszył więc tylko ramionami i odpowiedział:
-Wszystko mi jedno, jeśli dostanę kwit, na podstawie którego otrzymam swoje pieniądze, to nie mam nic przeciwko pofatygowaniu się do waszej stolicy. Jestem tutaj, bo w zasadzie wynik wojny jest mi całkiem obojętny, akurat miałem po drodze z Ryuzaku. Pieniądz to pieniądz, nieważne kto płaci. Trafił się posterunek Inzuka, to pracodawcą może być i wasz klan, mi, jak już powiedziałem, wsio równo.- kolejne wzruszenie ramion. Prawdę mówiąc, Satoshiemu nie zależało chwilowo nawet na tej gotówce, choć pieniądze lubił, bardziej na informacjach o aktualnym stanie wojny, a gdzie takowe zebrać łatwiej, niż na linii walk? I tak później jeszcze będzie musiał powrócić do Ryuzaku, dowiedzieć się czegoś o ruchach Cesarstwa.

Chłopak przyglądał się w milczeniu przybyszowi i jego psiej świcie. Ewidentnie psy go nie polubiły, ale z drugiej strony, czy można je za to winić? Trwa wojna, wszędzie krew, walki, krzyki umierających. I szpiedzy, tacy jak Satoshi. Zaczynał powoli nabierać pewności w tym fachu, powoli docierało do niego, że ma już jakieś doświadczenie w wyciąganiu informacji i infiltracji chronionych budynków. Jedni mieli szkolenie, innych uczyło życie. Niedawny awans świadczył o tym, że chyba nie idzie mu tak źle. Wciąż przecież żył, mimo że spotykał na swojej drodze coraz bardziej przerażających przeciwników. Najpierw ludzie, którzy wyglądali jak wyjęci z organizacji przestępczej, a której "przywódca" okazał się Sakki klanu Sabaku, wypełniający swoje obowiązki, później ta cholerna Kaguya od Szakali... O płotkach Douhito i tego mafiozy od podpaleń już nawet nie wspominając. Ci pewnie już gryzą piach, a Satoshi wciąż żyje. Czuł się coraz pewniej, coraz łatwiej i naturalniej przychodziło mu grać swoją rolę w tym świecie. Człowieka, który poświęcał swoje życie dla dobra interesów klanu. Bo Unia bez Sabaku nie będzie istniała. Był dumny ze swojej przynależności, a to powinno się przekładać na jego pewność siebie, choć dopiero uczył się tej cechy. Pozostało, póki co grać, że się ją posiada. Byle dobrze, bo stawka była wysoka.

Na ofertę wstawiennictwa shinobiego z dwoma psami Satoshi ukłonił się lekko, wyrażając podziękowanie. Nie spuszczał jednak oczu z niego, ani jego psów.
-Mi pasuje.- odpowiedział krótko. Bo co innego pozostało dodać? Chociaż jeden, który myślał głową. Zaufanie na polu walki to rzecz rzadka, szczególnie w stosunku do najemników. Pustynia z nich jednak słynęła, byli dobrzy w tym, co robili. Liczne wojny pomiędzy klanami były dobrą szkołą, dającą cenne doświadczenie na polu walki. Co prawda Satoshi nie miał okazji wzięcia udziału w takowych, jednak liczył, że reputacja Samotnych Wydm zapewni mu potrzebne wsparcie, jeśli chodzi o przekonanie potencjalnych pracodawców. W międzyczasie jeden z psów zawarczał. Cicho, lecz złowrogo. Satoshi odwzajemnił więc spojrzenie. Nie rzucał wyzwania, chciał jedynie pokazać, że nie jest aż tak łatwy do zastraszenia, jak się temu ninkenowi wydaje. Normalnie pewnie by tego nie uczynił. Teraz jednak jest na misji, a dobro klanu było ważniejsze od jego bezpieczeństwa.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Właśnie. Ufność. Kto normalny na wojnie myśli o zaufaniu czy braku zaufania? Bierzesz żołnierza, żołnierz masz zrobić swoje. Nie rozważasz przecież od razu, czy nie wbije ci czasem noża w plecy. Nie... nie robisz tego. Bo... nie robisz. Prawda? I to miałoby zupełny sensy, gdyby. Gdybyś tylko wiedział, co się tutaj wydarzyło, gdybyś tylko wiedział, przez co tutaj przeszli, gdybyś tylko widział te ziemie skąpane we krwi - czy wtedy też powiedziałbyś do samego siebie to samo? Że człowieka można przyjąć z otwartymi rękoma tylko dlatego, że chce dla ciebie walczyć? Yugen spoglądał na Satoshiego i zastanawiał się, jak daleko mogliby się posunąć Uchiha, żeby swoje ziemie obronić. To, rzecz jasna, było pytanie retoryczne, bo znał odpowiedź. Do wszystkiego. Sam był jedną z tych osób potencjalnie nielicznych, które mają swoje zasady i które dbają o dobro ludzi, nawet tych prostych, a też miał swoje gdyby. Gdyby wróg się wdarł do jego domu to puściłyby hamulce. Pozwolał Ikigaiowi i Karoshiemu rozszarpać na kawałki każdego, kto wprowadzał gwałt i przemoc do Yusetsu. To jego dom. Jego ziemie. I nie zamierzał spoglądać biernie na to, jak ktokolwiek tam cierpi, jak czyjakolwiek twarz wykrzywiona jest łzami. Nadzieja... daj człowiekowi nadzieje, a zrobi dla ciebie wszystko. Yugenowi wystarczyło, że byli ludzie, którzy chcieli być bronieni i byli na to gotowi - by kryć się za czyimiś plecami. Ale do tego potrzebne było właśnie to - zaufanie. Jeśli miał z kimś pracować musiał mieć pewność, że ta praca to nie mrzonka. Jeśli miał kogoś wpuścić do tego miasteczka musiał wiedzieć, że to nie jest kolejna pułapka zastawiona przez Uchiha.
- Jeśli nie ważne, kto płaci, to czy ważne, za co płaci? Naprawdę masz to na myśli? Czy może to wygodna prawda do przedstawienia? - Ludzie byli złożonymi istotami. Mogli uważać siebie za najprostszych na świecie i w swoich oczach na prostych wychodzili. Byli nawet tacy, których prostymi nazwiesz - bo nie napędzały ich żadne marzenia, troski, plany. Myśleli tylko o tym, żeby rano wstać nakarmić krowy, potem je wydoić, zaorać pole i wracali do domu posiedzieć na drewnianej ławeczce. I tak codziennie. Zima sprawiała, że marzli, że mieli mniej roboty i zbierali siłę na następny sezon. Ale ninja... ninja zawsze mieli w głowie trochę więcej. Yugen spotkał już niejednego takiego, dla którego nie miało znaczenia, za co mu zapłacą i kto mu zapłaci. Część z takich trafiała potem na listy bingo. A potem ich głowy trafiały w paszczę Ikigaia. To był... równie prosty ciąg przyczynowo skutkowy jak proste były powody, które podał Satoshi - że dla niego to wszystko jedno. Z tym "wszystko jedno" należało uważać. Chociaż jak sam zasugerował, tak i sugerując, że nie do końca wierzy słowom najemnika, było to najbezpieczniejsze, co można powiedzieć. Yugen również się skłonił. No tak, no tak! Gdzież twoje maniery, Hao? Czyżby wojna aż tak paskudnie zmieniała ludzi, że zapominali o kulturze osobistej?
- Inuzuka Yugen, miło mi pana poznać. To moi towarzysze - Ikigai oraz Karoshi. - Wskazał na małego psa i potem na wielkiego bydlaka. I wyszedł naprzeciw Satoshiemu, żeby i wyjść ku niemu zza muru, jaki stanowiły oba basiory.
- Wchodzimy. - Uniósł dłoń i machnął w kierunku strażnika. Tak i Uso stało przed nimi otworem. Hao ruszył główną ulicą tej mieściny, a za nim jego psy, jak prywatna obstawa, jednej po jednej stronie, drugi po drugiej. Ale zostawały z tyłu, ciągle z tyłu. I śledziły swoimi spojrzeniami Satoshiego. - Uso chyba nigdy wcześniej nie widziało tylu przybyszy z pustyni co tej wojny. Przebył pan bardzo długą drogę, żeby się tutaj dostać.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi zastanowił się przez chwilę nad słowami urodziwego mężczyzny, drapiąc się powoli po policzku, czy naprawdę nie ma znaczenia, cóż takiego robiłby jako najemnik, ważne, żeby płacili? W duchu cieszył się, że jeśli już ma brać udział w tej wojnie, to będzie to po stronie Kaminari i Inzuka, dobrze pamiętał, co mówi się o Uchiha na pustyni. Wojna też rządzi się swoimi prawami, a ludzie, którzy normalnie zachowaliby się w miarę przyzwoicie, na polu bitwy zachowują się jak najbardziej prymitywne zwierzęta. Sabaku wciąż pamiętał słowa Ryuu na ten temat. Widział wojnę i nigdy nie chciał na front wrócić. Co wydaje się dość wymowne, o ile po prostu nie uzna się, że obleciał go strach. Nie każdy przecież nadaje się do mordowania wrogów ojczyzny. Tu jednak Satoshi się od niego różnił, co udowodnił w ciągu swoich poprzednich zadań. -Wygodna prawda? Nie, lekkie uogólnienie. Zupełnie nie zależy mi, po której stronie frontu stanę, byle pieniądze się zgadzały. I cóż, są w istocie zadania, których się nie podejmę. Nie zamierzam zabijać cywili, żeby daleko nie szukać. Spalić wioskę i spichlerze to jedno, bo oni wciąż mogą uciec, osiedlić się gdzieś indziej, jednak odbieranie życia bezbronnym to nieco inna bajka, której nie chcę być częścią. Ale nie przewiduję, dostać takiego zadania od was, prawda?- Satoshi przestał drapać się po policzku, spoglądając rozmówcy prosto w oczy. -O Uchiha krążą różne plotki po pustyni, także te mniej przyjemnej natury, jak na przykład wykorzystanie Juugo jako niewolników. Więc tak, słysząc o obozie Inzuka, wolałem udać się tutaj, niż szukać Sogeńczyków, ale jakby was tutaj nie było, to pewnie i do nich bym trafił.- Stwierdził ostatecznie nowy Akoraito władców piasku. Taka w zasadzie była prawda. Podjąłby się zadania od Uchiha, jeśli zaszłaby taka potrzeba, chciał informacji, a nie chwały i faktycznego udziału w przebiegu wojny. Obóz Inzuka okazał się zaledwie niewielkim udogodnieniem, preferował on bowiem pomóc właśnie im, na szkodę Uchiha, skoro już mógł wybierać.

Kolejny problem do rozwiązania, ów mężczyzna się przedstawił, podając swoje Imię i przynależność klanową, co dla Satoshiego było niestety kłopotliwe. Technicznie rzecz biorąc, chciał ujść za najemnika, nie chcąc zwracać uwagi na klan, który oficjalnie promował neutralność. Odmówienie jednak podania personali mogłoby wydać się obecnym rezydentom Uso jeszcze bardziej podejrzane. Westnchął więc w myślach i powiedział:
-Sabaku no Satoshi. Prosiłbym jednak nie mieszać w to mojego klanu. Jestem tu z własnej woli, jako najemnik.- No cóż, czasami po prostu trzeba być szczerym i liczyć na korzystny wynik sytuacji. Ażeby formalności stało się zadość, Satoshi przywitał się również z dwojgiem psów Yugena. Nie wiedział, czy słusznie, Inzuka jednak słynęli z niezwykłej dbałości o swoje zwierzęta. Po tych słowach udał się za Yugenem, przez bramę, do osady.

Zdziwiła go informacja, że więcej jego rodaków uczestniczy w starciach. Choć może nie powinno, Unia słynie z najemników. Odpowiedział więc:
-Unia chce zachować neutralność, co znaczy, że ja i moi krajanie mogliby mieć drobne problemy, gdyby ktoś w stolicy dowiedział się, że pomagamy którejkolwiek ze stron. A żyć za coś trzeba, nawet jeśli w tym momencie nie głoduję. Mam nadzieję, że rozumie to pan, Yugen-san. Podobnie jest z moimi rodakami. Najemnicy są towarem eksportowym Samotnych Wydm. Co do drogi, jestem tutaj przy okazji, nie wyruszałem do Ryuzaku, myśląc o dołączeniu do konfliktu.-
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

Tego pięknego poranka w Sogen wyjątkowo nie padał żaden deszcz, nie wiał dziki wiatr, ani w żaden inny sposób warunki atmosferyczne nie sprawiały, że człowiek miał ochotę rozpędzić się i przyrżnąć głową o ścianę. Tego dnia Uso zostało przywitane przez jasną czystą tarczę słońca, które wysunęło się z wschodniego horyzontu. Właśnie tam gdzieś na wschodzie znajdowało się Kotei. Stolica Sogen, która w zależności od zapytanej strony była klejnotem Wietrznych Równin o ile nie całego kontynentu, albo zaplutą wiochą, która tylko w wyniku zrządzenia losu nie znalazła się za Murem. Do której z grup należało dwóch shinobich, którzy przypadkiem spotkali się w przyczółku Inuzuka na ziemiach wroga, musieli na to sami już odpowiedzieć.
Lecz wraz z dobrą pogodą i słońcem do wioski wkradło się porusznie. Przez ostatnie deszczowe dni wioska była wręcz senna, leniwa. Przypominały o tym gdzieniegdzie jeszcze kałuże, które nie zdążyły wyschnąć. Teraz odbijały promienie słońca tworząc na powierzchni dodatkowe refleksy rzucane na okoliczne budynki. I podobnie jak wesołe zajączki były ruchliwe na ścianach domów, to w okolicy zaczęli się krzątać ludzie Inuzuka. Przenosili skrzynki z miejsca na miejsce. W końcu udało się ustabilizować logistycznie zdobyte ziemie. Czyżby nadszedł czas na kolejny skok w stronę wroga? Wkrótce miała się rozpocząć zima, a jak powszechnie wiadomo, nawet jeśli ninja da radę funkcjonować w śniegu w wyniku swoich wspaniałych umiejętności. To wcale nie oznacza, że tak dobrze się będzie żyło całej reszcie ludzi odpowiedzialnych za prowadzenie wojny. Co prawda zazwyczaj za bohaterów wojennych uznawało się wojowników, którzy toczyli bitwy, to jednak należało pamiętać o kurierach, strażnikach, tragarzach i całej reszcie wesołej kompanii, która dbała o to żeby ten wojownik miał co jeść i gdzie spać. Często zapominano o nich, a bez nich huczne bitwy wygrywane przez ninjów byłyby niczym innym jak stratą życia o nic, bo niezależnie jak potężny jest shinobi, sam nie jest w stanie patrolować trzech wiosek na raz przez cały tydzień. Jednak pomijając dygresje na temat tragarzy, w Uso wyraźnie coś się ruszyło.
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Och? Zastanowienie. Odruchy wiele mówiły o człowieku. Nie kontrolowało się ich - były. Nasze wrodzone przyzwyczajenia, że kiedy się denerwujemy to marszczymy brwi. Kiedy myślimy - zaczynam się drapać, albo masować kark. Kiedy kłamiemy - uciekamy spojrzeniem. Yugen lubił obserwować ludzi - oh, ależ to zwyrodniale brzmi! Lubił ich obserwować i lubił ich analizować. Prowadziła nim, jak już chyba zostało wspomniane, ciekawość - chęć poznania osoby, zwłaszcza tej, z którą miał kontakt bezpośredni. Zawsze dawał dozę zaufania na sam początek znajomości, ale był już odrobinkę zbyt stary na ten świat, żeby powierzać życie swoje i swoich towarzyszy na łatwowierność. Nie, ten świat za często pisany był krwią, żeby widzieć go w różowych okularach. Choć, spójrzmy prawdzie w oczy - chciałeś wierzyć. Pomimo wszystkich słów, pomimo wszystkich gestów, pomimo znaczeń. Wierzyć w ludzi, którym wypadało pomóc. Chronić to, co należało chronić.
Ciekawe, że się zawahał. Ciekawe było to, że słowa nie popłynęły z ust Satoshiego. Ale co to tak naprawdę mogło znaczyć..? Że palnął tamte słowa tak o, bo nie robiły mu wielkiej różnicy, jak nie robiło różnicy, dla kogo miałby pracować. Albo więc miał coś w głowie, albo wręcz przeciwnie - niewiele tam było i palnąć tak o, dla zasady.
- Prawda. Takiego zadania pan tutaj nie dostanie. Ręczę za to moim imieniem. - Yugen nie wiedział, czy Satoshi wiedział w sumie, z kim rozmawia. Stawiał, że nie do końca. Stawiał, że jest tutaj nowy i nie bardzo wie, jak się w tym ogarnąć i poradzić sobie. Stawiał, że ten człowiek, pełen doświadczeń życiowych, podchodził lżej do świata ninja niż większość osobistości, która zwykła się tu kręcić. Kiedy mówimy o życiu i śmierci, wyznaczamy sobie granice - a wszystko to tak, jakbyśmy mówili o ulubionej herbacie. - Zaręczam również panu, że tutejsi ludzie woleliby oddać swojego ducha ziemi, która ich zrodziła, niż wyjechać z wioski, której spalono spichlerze. Mając taką wiedzę nadal gotów jest pan swobodnie palić ten spichlerz? Tylko dlatego, że nie wiąże się z bezpośrednim przelaniem krwi? Czy zabicie takich mieszkańców nie byłoby dla nich łaską niż powolna śmierć z braku wyżywienia? - To, co mówił Satoshi było całkowicie logiczne. Trzymało się sztywno zasad, które chyba miał w głowie, tylko potrzebował odpowiednio ubrać je w słowa - taki wniosek wysnuł na jego temat. Ale ta prostota, wokół której wszystko się obracało, była zero jedynkowa. Ludzie zaś nigdy zero jedynkowi nie byli. Yugen mógł zapewnić Satoshiego, że dopóki on tutaj jest to umrze każdy, kto podniesie ręce na bezbronnego cywila. A potem mógłby dodać, że jest Akoraito. Zabrzmiałoby to poważnie? Może tak, może nie. Kiedy niewiele wiesz o czyichś umiejętnościach to czcze przechwałki nie raz i nie dwa brzmiały śmiesznie. Nie potrafił teraz powiedziec i ocenić, na ile poważnie Satoshi brał takie słowa do siebie.
Czysty śmiech wybrzmiał z piersi Yugena, miły dla ucha, bo ciepły, przyjemny - tak jak i sam ton jego głosu.
- Najemnik, któremu wszystko obojętne, do którego obozu trafi i który troszczy się o dobre imię swojego klanu. Rozumiem. - Błysk rozbawienia zalśnił w czarnych oczach bruneta, który kontakt wzrokowy z Satoshim zerwał właściwie tylko na moment - kiedy dawał sygnał strażnikom, żeby ich przepuścili i sam skierował się wraz z nim uliczką. To jednak powiedział już ciszej. Zupełnie tak, jakby też nie chciał, by dotarło to do uszu Inuzuka. - Chętnie posłuchałbym historii człowieka, który zostawił złote morze za plecami, by zamienić je na pieniądz. Człowieka, który jednocześnie nie pozostawił myśli o tej pustyni za plecami - i zabrał je ze sobą. - Z niektórymi osobami w rozmowach trzeba było uważać bardziej, z innymi mniej. Yugen czuł się... bezpiecznie. Pomimo blizn tego człowieka, jego przejrzystego, klarownego i mocnego spojrzenia... czasem tak jest, że wystarczy z kimś nawiązać kontakt, by wiedzieć, czy to zagra. Oczywiście zawsze wszystko może się zmienić - w pierwszym spotkaniu jest fajnie, w drugim też... przychodzi do trzeciego, coś się nie tak powie i zaraz dramat gotowy. Ale Yugen uważał na słowa. Znał ich moc i szanował je. Nie miał w zwyczaju rzucać je na wiatr.
- Proszę się nie obawiać. Sekrety są ze mną bezpieczne. - A najemnicy zawsze są cenni. Yugen poprowadził Satoshiego prosto do karczmy, z której urzędował Eichi. I tam też otworzył drzwi, by gestem zaprosić Satoshiego do środka. - Zapraszam. - Wszedł zaraz za nim... a Karoshi został na zewnątrz, żeby znowu nie utknąć w progu drzwi nie dostosowanym do szerokich szaf na czterech łapach. Ikigai za to wszedł zaraz za nim. - Sentoki Eichi-san. Zaprosiłem najemnika, Satoshiego-sama. Jak wspominałem zamierzam ruszyć głębiej do Sogen. Przyda mi się dodatkowa para rąk do pomocy. - Przedstawił ich sobie, kiedy weszli już do środka i skierował się do okupowanego przez niego stolika.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi baczniej spojrzał prosto w oczy Yugena, zastanawiając się przez moment nad jego słowami. Jak zawsze i wszędzie jest gdybanie. A co jeśli to, a co jeżeli tamto. Sabaku nie posiadał tych dylematów. Im mniej człowiek zastanawiał się nad wyjątkami, tym lepiej śpi. Poza tym, nic nie da roztrząsanie każdej możliwości, jeśli nawet nie zna się pełnych okoliczności danej sytuacji. Czysto hipotetyczne dywagacje niebieskooki pozostawiał uczonym. On był żołnierzem, a od takich wymagano wypełnienia rozkazów, a nie zastanawiania się, czy aby na pewno wypada go wykonać, biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw. -Cieszy mnie to niezmiernie- Satoshi uśmiechnął się nieznacznie -Co zaś się tyczy hipotetycznych mieszkańców, to cóż, obowiązek zadbania o pogorzelców spada na kraj, który ściąga z nich podatki, prawda? Ja im daję możliwość przeżycia, odnalezienia się w nowej sytuacji, to według mnie jest właśnie łaska. Spichlerz można postawić na nowo, tak samo domostwa. Jeśli nie potrafią przystosować się do sytuacji, w której się znaleźli, lub ich kraj o nich nie dba, to już nie mój problem. Roztrząsaanie moralności wolę pozostawiać dowódcom i uczonym. Nie przepadam jedynie za bezsensownym odbieraniem życia postronnych.- Na zakończenie Satoshi wzruszył nieznacznie ramionami. Może i nie był tutaj całkowicie bezinteresownie, nie licząc rzecz jasna wynagrodzenia, jednak akurat w tej kwestii mógł mówić wedle tego, co sam o tym dylemacie moralnym sądził. Co zaś tyczyło się Yugena, najwyraźniej całkiem przyzwoicie mu z oczu patrzało. Co wcale nie oznacza, że można przy nim tracić czujność. Widać było od razu, że jest w obozie kimś znaczniejszym, a to, że Satoshi był właśnie za bramą, najlepiej o tym świadczyło. Wypowiadał się również z naturalną pewnością siebie, a że na pyszałka nie wyglądał(choć tych wszędzie na świecie było chyba więcej niż na Samotnych Wydmach ludzi w sumie), to również nasuwało podejrzenie, że nie był byle szeregowym. Była rzecz jasna jeszcze jedna kwestia, która nie pozwalała świeżo upieczonemu Akoraito się rozluźnić. Dwa wielkie basiory dyszące tuż za nim. W głowie niebieskookiego pojawiło się pytanie, czym oni je karmią? Po wzroście można by założyć, że Sogeńczykami w tym momencie. Zapasy dla wojska to jedno, ale wykarmienie takich bestii to wyzwanie same w sobie. Tym większe, im bardziej Ikagai i Karoshi byli standardowymi przedstawicielami ninkenów.

Przechadzając się ulicą Uso, chłopak mógł zauważyć dość spore poruszenie, noszono jakieś skrzynie, być może rozładowywano właśnie świeżą dostawę zapasów, jakby w odpowiedzi na myśli Sabaku. Nie chcąc wywoływać podejrzeń, Satoshi starał się zbytnio nie rozglądać z zaciekawieniem, ot na tyle, by wychodziło to jak najbardziej naturalnie. Zapasy to chyba nie wszystko, panowało jakieś poruszenie, czyżby właśnie dotarł do osady, którą prawowici właściciele postanowili odbić z rąk okupantów? No cóż, czas pokaże. Tymczasem Yugen zadał kolejne pytanie, które może i byłoby jak najbardziej naturalne, gdyby nie znajdowali się teraz na wojnie. Trochę trudno było Satoshiemu zrozumieć, jak ludzie potrafili się rozluźnić na tyle, by swobodnie rozmawiać o rzeczach trywialnych, gdy znajdują się na terytorium wroga -Jeśli będzie czas i okazja, to pomyślimy o tym, Yugen-san. Historie należy opowiadać z jadłem i napitkiem w akompaniamencie, inaczej są po prostu nudne.- Satoshi zaśmiał się krótko, acz szczerze. Nigdy nie miał jakichś oporów z wymienianiem poglądów czy historii ze swojego życia, tylko zazwyczaj poruszał się samotnie, więc nie miał kto o nie pytać. Szczególnie chronionych tajemnic rodu także nie znał, więc nie było obawy, że się z czymś wygada. No, i przede wszystkim nie czas teraz na to.

Tak sobie rozmawiając, dotarli najwyraźniej na miejsce, do którego prowadził ich ciemnowłosy. Karczma, a w środku przełożony. W sumie nic dziwnego, skoro wioska została przerobiona na bazę wypadową znajdującą się na terenach wroga. Nie było desygnowanego miejsca na siedzibę urzędnika czy nadzorcy. Nie to, co w Unii. Sabaku przeszedł przez drzwi, za zaproszeniem Yugena, stając przed właśnie owym dowódcą, gdzie został przedstawiony. Sam jedynie skłonił się w geście szacunku. Jeśli nikt nie pytał, to być może sama informacja o imieniu i chwilowej profesji najemnika wystarczy. Z uwagą wysłuchał natomiast słów Yugena. Mały oddział zapuszczający się wgłąb Sogen? Brzmiało ciekawie.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

Krótki spacer do głównego punktu zapomnianego przez bogów i ludzi Uso wojownicy spędzili na rozprawach nad moralnością co jest bardziej słuszne. Mordować wieśniaków już, czy może poczekać aż umrą z głodu. Nie zapominajmy, że w urwanie komuś głowy było łaską, gdyż możliwe, że za kilka dni ktoś zacząłby głodować. Niestety nikt nie pytał samych zainteresowanych posiadaniem owej czaszki na karku i zazwyczaj decydował o ich losie bez pytania. No ale przecież nie można było liczyć na nic innego gdy prosty lud pracujący był głównie traktowany jako śmiesznie wyglądające muły juczne, które jakimś cudem nauczyły się mówić. Pogląd okrutny? A jakże. Jednak całkiem praktyczny i przecież działał przez ostatnie kilkaset lat to po co zmieniać. System wcale nie zamierzał się zmieniać w najbliższym czasie, więc tak jak panowie jeździli na garbach chłopów, tak będą jeździć przez najbliższe kilkaset lat.

Panowie po chwili w końcu trafili do ciemnej karczmy. W powietrzu panował zapach stęchlizny, wilgoci i biedy.Głównie biedy. Chociaż okupacja Uso już chwilę trwała to nikt nie zamierzał przerabiać biednej zdobycznej tawerny na pałac. Tak więc wojska Inuzuka od kilku miesięcy trwały w dziwnym stanie zawieszenia między fortyfikacją osady, a uniknięciem dawania przeciwnikowi przewagi gdyby przyszło im wioskę opuścić. W środku budynku znajdował się obecny “włodarz” na tych ziemiach, jak czasem był humorystycznie nazywany przez współ klanowiczów. Naturalnie te słowa najczęściej kwitował typowym dla siebie zmęczonym “idź w cholerę”, a i tak była to z tych łagodniejszych odpowiedzi.
- Dobry. - Eichi odpowiedział na powitanie czarnowłosego. Sam siedział przy jednym ze stolików będąc otoczony różnymi dokumentami. Wydawał się być zadowolony z wizyty Yugena, głównie dlatego, że mógł się oderwać od owej roboty czytania raportów. - Wspominałeś? - Mruknął pod nosem do siebie próbując sobie przypomnieć takie zdarzenie. Po chwili wzruszył niemal niezauważalnie ramionami w geście mówiącym, że istotnie mogło mieć takie coś miejsce. Następnie po dalszych słowach ściągnął brwi w literkę V obserwując Satoshiego. Po chwili ostrożnym gestem zebrał dokumenty w jedną stertę mającą utrudnić czytanie.
- Dodatkowa para rąk. Wybacz moją przezorność, ale jaka jest gwarancja, że owy Satoshi-sama jest godny zaufania. - Następnie skierował się do Sabaku. - Jak to się stało, że najemnik wybrał akurat nasze wspaniałe Uso? - Zakończył z przekąsem prezentując gestem pomieszczenie w którym się znajdowali. Pokazał szczyt wspaniałości wioski jakim była stara karczma i po chwili kontynuował. - Nie zrozum mnie źle, ale po prostu na wojnie jesteśmy nieco… przewrażliwieni. Jeśli mogę chciałbym poznać przed kim będę wyjawiał plany bojowe i jakie ma tu interesy. Tak więc Mógłbyś mi coś o sobie powiedzieć? - Zapytał prostym pytaniem. Głos miał spokojny wciąż z akcentem swojego klasycznego zmęczenia, lecz Yugen swoimi bardziej prymitywnymi instynktami wyczuwał, że Eichi delikatnie się spiął gotowy do możliwej konfrontacji z osobą, której zwyczajnie nie znał. Nie miał w końcu absolutnie żadnej gwarancji, że dzień wcześniej to Uchiha wynajęli Satoshiego by sprzątnąć kierownika wioski albo zwyczajnie miał tutaj szpiegować. O ile ufał Yugenowi to chciał sam dowiedzieć się z kim ma do czynienia.

Eichi wygląd
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Brak dylematów było złotem. Błogosławieństwem zarówno dla dowództwa jak i dla żołnierza. Lecz dla dowództwa był tylko wtedy błogosławieństwem, kiedy to nie oni nie posiadali dylematów, a kiedy ich żołnierze ich nie posiadali. Stań na baczność, złap za broń - zabij. Spal. Zniszcz. Nie zastanawiaj się nad konsekwencjami - po prostu to zrób. Satoshi był więc urodzonym żołnierzem, a Yugen..? Yugen był urodzonym księciem. Pierworodnym, który aspirował na bycie królem. To nie był typ człowieka, który nadawał się na życiowe przyjmowanie rozkazów i wykonywanie ich bez podważania ich słuszności. Bez zastanawiania się nad tym, czy nie ma innej drogi. Szanował ludzi prostych i starał się im pomóc na tyle, na ile był w stanie - a możliwości miał całkiem spore. Problem polegał na tym, że nie dało się zazwyczaj pogodzić tego, by wojnę przesunąć na wygraną szalę z tym, by nie zaszkodzić żadnemu prostemu człowiekowi. Można próbować tego unikać, można próbować z tym walczyć, ale koniec końców dochodziło się do jednego wniosku - że te spalone magazyny z żywnością to nie tylko przeżywalność prostego ludu. To przede wszystkim przeżywalność wojska, które tą żywność zarekwiruje, które w tym miejscu osiadało i które na niej żyło. Wojna w y m a g a ł a od człowieka tego, żeby pozbył się kilku bić serca. Żeby zatrzymać je przed momentem, zanim zacznie się ściskać. Wymagała trudnych wyborów i decyzji. Jak na razie wprost tego nie zaznali. Obrona Uso była formalnością - mierzyli się co najwyżej z Uchiha. I jak widać - żadnemu nie udało się przedrzeć.
- Spotkałem wielu ninja - każdy z nich miał własne ambicje. Nigdy jednak nie spotkałem kogoś, kto powiedziałby mi, by dylematy zostawić dowództwu. - Owszem, byli tacy ludzie, wiedział o nich, miał okazję o nich pośrednio słyszeć, może nawet widzieć z daleka - ale nigdy nie usłyszał od żadnego ninja wprost takich słów. Prostych ludzi - a i owszem! Zazwyczaj wręcz chcieli być kierowani przez ninja. Bo w końcu to właśnie w ich rękach miecze były naprawdę niebezpieczne, a swoje własne ciała zamieniali w wyjątkową broń. Prosta, miejska gwardia, jak widać, nawet bezpośrednio nie uczestniczyła w wojnie. Pilnowali miast i miasteczek, ale ich zadaniem było ogarnianie prostych ludzi, gdyby tym jakieś głupoty do głowy wpadły. A niestety - wpadały. Wizja ludzi ziejących płomieniami i wywołujących trzęsienia ziemi nie była czasami wystarczającym straszakiem. Ale to dopełniało obrazka, który malował sobą ten porysowany bliznami mężczyzna. Mężczyzna wyglądający trochę nadal jak chłopiec, pomimo znamion - młody i... gotowy do walki. Kiedy nie zajmujesz się roztrząsaniem prawidłowości decyzji, kiedy jesteś po prostu dobrym żołnierzem, zachowujesz się swobodniej. Każde miejsce jest wtedy prawie jak dom, nie ważne, na jakiej ziemi stoisz. Każdy dowódca był dobry, dopóki nie dopuszczał się czynów skrajnie niemoralnych. Więc... wchodzisz do takiego Uso prawie jak do siebie i właściwie w nosie masz, co wszem i wobec mogą o tobie pomyśleć. Chyba zresztą trzeba było mieć takie nastawienie, kiedy twarz miało się tak zniszczoną przez życie.
- Haha, masz całkowitą rację. Potraktuję to jako obietnicę. - Zamknął oczy w ciepłym uśmiechu. Spodziewał się raczej odmowy, zaprzeczenia, słów "nie twój zasrany interes" albo coś w ten deseń - nawet jeśli podchodził do Satoshiego z włosem. Starając się go ugłaskać i sprawić, żeby czuł się tu chciany, potrzebny i wysłuchiwany. Ale łatwo było to obrócić we wrażenie, że jest się właśnie na spytce, a osoba obok ciebie prześwietla cię na wylot. Cieszyło go to, że takiego wrażenia Satoshi nie odebrał.
Eichi wyglądał jak zawsze - czyli jakby kot obsrał mu majtki. Wiecznie zmęczony, wiecznie znużony, wiecznie z nosem na kwintę. Może i nic dziwnego. Hao też nie mógłby spać i nie potrafiłby się uśmiechać, gdyby dopuścił się takich zbrodni, jakich dopuścił się ten człowiek. Z myślą, że czekał na niego sąd za ludobójstwo. Ale jemu to wszystko było już obojętne - to było widać po jego oczach. Mężczyzna złamany - oto jedna z pieczęci, jakie sprowadzała na was wojna. Gdyby tylko Yugen nie stracił swojego tytułu Sentokiego... gdyby. Ale stracił. Więc nie zamierzał się tutaj dopuszczać do przewrotu, który źle wpłynąłby na ludzi. Zwłaszcza, że Eichi miał zbrodnię, jaką miał, ale na samym końcu odkupił chociaż jedną ze swych win. I dobrze prowadził tym miejscem.
- Ikigai jest całkiem dobrym gwarantem bezpieczeństwa. Mojego własnego. Jeśli stąd wybędziemy to nie będzie to problemem dla Uso, czyż nie? - "Nie zrozum mnie źle", ooo, skądś Hao znał ten zwrot. Ludzie potrafili nazbyt często "rozumieć źle". Mimika, ton, słowa, jakich używasz - wszystko wpływa na odbiór człowieka. I wszystko wpływa na to, na jakich falach nadawał - i jak ty sam je odbierałeś. Yugen sobie tutaj trochę poczynał, ale robił to małymi krokami. Eichiemu to nie przeszkadzało. To było dość zgubne, bo zazwyczaj działało tak, że kiedy dostajesz palce, zaczynasz chcieć całą rękę. Na szczęście Hao potrafił się opanować i nie miał tej ambicji, by strącić tego człowieka ze stołka. Miał tutaj własną rolę, przewidzianą przez duchy i bogów, do wykonania. Rolą Eichiego było zaś pilnowanie tego miejsca.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Niebieskooki zastanowił się nad słowami Yugena. Naprawdę kwestia porzucenia własnych dylematów moralnych w obliczu konfliktu zbrojnego jest aż tak niecodziennym konceptem dla ludów zamieszkujących tereny położone na północ od Unii? Może była to po prostu kwestia wyszkolenia, Unia dość krótko trzymała swoich shinobich, którzy byli w sumie traktowani jako regularna armia. Sabaku nie miał pojęcia, jakie panują zasady w innych prowincjach, najwyraźniej ninja mieli pozostawioną znaczniejszą swobodę do interpretacji rozkazów. Cóż... co kraj to obyczaj, jak mówi stare ludowe porzekadło. Co zaś tyczyło się indywidualnego podejścia Satoshiego do tematu moralności, to wierzył, że czasami małe zło jest koniecznym środkiem w skuteczniej walce z tym większym. Niektórzy prezentowali pogląd, jakoby "używanie technik przeciwnika czyni Cię tak samo złym", ale niebieskooki w to nie wierzył. Cała Unia opierała się na zasadzie wzajemności i surowych kar, a co ważniejsze, były one skuteczne. Złodziejowi odcinano rękę, morderców wieszano. Krótko, wydajnie i sprawiedliwie. Nie było przecież w tym nic złego.

Sabaku spojrzał dowódcy Uso prosto w oczy, zastanawiając się, ile jeszcze razy wszyscy będą go wypytywać o rzeczy tak mało istotne jak to, skąd przyszedł. Jasne, była wojna, wszyscy się bali pułapek i szpiegów, ale on przybył tu dostać zadanie, wykonać je i iść dalej w swoją stronę. Nie prosił przecież o branie udziału w naradach wojennych ani o pokazanie map taktycznych. -Nigdy nie ma pewności, że najemnik okaże się godny zaufania, a mimo to zleca się im przeróżne prace. Ja też zaufania od pana nie oczekuję.- powiedział Satoshi i zaśmiał się krótko. Nie chciał, aby jego słowa zostały odebrane jako obelga, zresztą w istocie nią mieć nie była. -Przybyłem do Sogen z Ryuzaku w celu zarobienia paru groszy. Prawda, może nie wygląda to najlepiej, ale po prostu usłyszałem od okolicznych chłopów, że oddział Inzuka przejął we władanie Uso. Stwierdziłem, że skoro mam możliwość wyboru tego, która strona zapłaci za moje usługi, to wybrałem was. U nas na pustyni o Uchiha nie mówi się raczej za dobrze, jeśli komuś kwestie moralne jakoś szczególnie przeszkadzają. Po prostu to przeważyło szalę- Satoshi podrapał się po policzku, dalej bacznie obserwując Sentokiego. Jeszcze nie tak dawno temu najpewniej okazywałby niemal służalczość wyższemu rangą, jednak to, co niebieskooki widział do tej pory, utwierdziło go w przekonaniu, że przedstawiciele tej rangi nie są nieśmiertelni ani nieomylni. Doświadczony Haruto padł przecież niemal na jego oczach w potyczce z jednym z szakali, a jego ciało zostało niemal sprofanowane. Sentokim dalej należał się jednak szacunek i Satoshi starał się go okazać. -Jeśli zaś chodzi o moje referencje...- chłopak podjął temat -...to jestem Akoraito władającym piaskiem, preferuję średni i daleki dystans, mogę pracować jako wsparcie.- I tyle, kropka, ani jednej informacji więcej, o ile nie okaże się to konieczne. Satoshi przyszedł w istocie nie tylko zarobić, ale także wybadać, jak obecnie układa się wojna przy granicy z Ryuzaku. Jak dotąd dowiedział się niewiele rzeczy użytecznych.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

“Ja tylko wykonywałem rozkazy”. Wygodna kwestia, która mogła paść ze strony kogoś kto składał wątpliwości moralne na ramiona dowódców. Robić jak każą, nie kwestionować, nie marudzić. Wymarzony wręcz żołnierz. Choć czasem przydawało się, żeby wojownik wykazał własną inicjatywę było to wygodne dla oficera, a jednak istniało ryzyko, że owy spokojny żołdak, który bez zająknięcia wykona każde zadanie, wykona tylko i wyłącznie zadanie mu powierzone, nie zrobi ani gestu więcej. Ot ryzyko zawodowe dowódców, albo dostajesz malkontenta, albo takiego co wykona zadanie co do litery. Oczywiście z pełnym spektrum szarości pomiędzy obiema wersjami, lecz cholera wie kto był gorszy.

Eichi uważnie słuchał odpowiedzi obu shinobi. Kiedy zapadła chwila ciszy "gospodarz" przez chwilę jeszcze żuł język zastanawiając się co ma zrobić ze stojącymi przed nim ninjami. Nawiasem mówiąc czy mógł cokolwiek im nakazać? Może i tak. Mógłby oprzeć się na majestacie rangi czy innych sposobach bazujących głównie na hierarchii, lecz próby rzeczywistego zmuszenia do posłuszeństwa zapewne skończyłyby się różnie.
- Nie, raczej nie będzie to problem... - Powiedział mglistym tonem jeszcze skupiony na swoich przemyśleniach. Jeśli nie zamierzają cudować tutaj w Uso to nie będzie to jego problem, czyż nie? Tak więc wysłanie najemników poza wioskę nie było zbyt dużym problemem. Do tego gwarantem spokoju był sam Yugen, który bądź co bądź nie pozwoli na szkodę dla klanu. Taa, nawet jeśli Satoshi okazałby się być szpiegiem to poza wioską przy boku Hao będzie na dobrym miejscu. Eichi pogodził się ze swoimi myślami i po chwili kontynuował już mocniejszym tonem.
- Dobrze Satoshi-sama, dziękuję, Twoje słowa mi wystarczają. Zrozum, że zapytałbym o to każdego nieznanego kto pokazałby się w naszym fantastycznym Uso. - Zakończył z "pozytywną" nutą w głosie. Potem zaczął przeszukiwać dokumenty, które przed nim leżały, aż w końcu znalazł szukaną kartkę papieru. Położył raport na szczycie pliku pism i wrócił do rozmowy. - Na północ od Uso znajduje się drobny klasztor. Jest on w dosyć niefortunnym miejscu, gdyż znajduje się tuż przy szlaku w głąb Sogen, jak i przeszkadza w komunikacji z fragmentami muru. Jakiś kilka dni temu wysłałem tam trójkę zwiadowców. Dzisiaj dostałem raport, że klasztor stał się tymczasowym centrum wypadowym Uchihów. - Z czasem na jego twarzy pojawiał się drobny uśmiech. Już było wiadomo do czego zmierza. - W końcu przestało padać i jeśli by nam się udało rozbić ten punkt Uchiha, nasza sytuacja na tym terenie byłaby znacznie lepsza. Co o tym sądzicie? Podejmiecie się szturmu? - Zwrócił się bezpośrednio do Satoshiego i Yugena.

Eichi
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Ludzie Yusetsu byli inni. Inni od ludzi z pustyni. Ninja Inuzuka nikt nie szkolił na regularną armię. Byłoby to zwyczajnie niemożliwe w tamtejszej mentalności. W tym, że Inuzuka byli jak wiatr - i wraz z wiatrem podróżowali. W tym, że ich serca były wolne, a ich miłości zazwyczaj obracały się wokół ich psich towarzyszy. Niewiele szukali bliskości ludzi - zazwyczaj wystarczyło im to, że mieli siebie. Yugen wcale nie był pod tym kątem inny. Był inny pod tym kątem, że miał w sobie jednak coś po swoim ojcu. Zalążek jego charakteru, który sprawiał, że przykładał wielką wagę do bogów, który sprawiał, że dbał o kulturę, o każdy pokłon, że miał w sobie coś z sogeńczyka - i nie był to tylko wygląd. I dlatego nieczęsto słyszał takie rzeczy, a już na pewno nigdy dotąd nie usłyszał ich wypowiedzianych tak bezpośrednio w jego kierunku. Dla Unii nie było niczym dziwnym, żeby ninja samemu wymierzył karę. Tutaj? Tutaj się raczej tego nie robiło. Hao wierzył w sprawiedliwość tego świata i wiedział doskonale, że dając ludziom przykład, że każdy może ich z miejsca ściąć nie zaskarbi sobie ich sympatii. I przede wszystkim - czy na pewno możesz ściąć kogoś za coś, co wydawało ci się, że widziałeś? Świat nie był czarno biały. Jego szarości, wszystkie barwy, jakie posiadał, a które malowały się nawet poza tęczą - to wszystko miało tutaj znaczenie.
Och, proszę bardzo, jak konkretnie teraz zwrócił się do naszego Sentokiego Sabaku! Wprost - na pustyni nie przepadają za Uchiha. Czyli to nie takie "wszystko jedno". Przybyłem z Ryuzaku, ale na pustyni mówią, że... Yugen uśmiechnął się enigmatycznie i nieco zmarszczył brwi, kiedy słuchał tej odpowiedzi. Całkiem fascynujące. Całkiem ciekawe. Jeśli wierzyć słowu Satoshiego to będą mieli okazję o tym podyskutować przy czarce sake albo herbaty. O ile, rzecz jasna, młody Sabaku wyświadczy tę przyjemność swojemu... no, właściwie to niemal rówieśnikowi. Granica wieku między ich dwójką była niewielka. Nie wątpił, że Eichi go przyjmie od ręki. Bo miał cholerną rację, właściwie wpasowywało się to w podejście Eichiego - nie musimy sobie ufać. Ważne, że jego ludzie mu ufali i że jako najemnik - byłeś gotów podjąć się swojego zadania. Hao Eichiemu nie ufał. Spoglądał mu na ręce przez cały ten czas. Miał do niego dystans, chociaż przeprosił go za swoje emocjonalne podejście. Ale nie wycofał słów, że zamierzał go postawić przed sądem. Ten człowiek... naprawdę powinien po prostu odpocząć. Udać się gdzieś daleko stąd i zapomnieć o tej masakrze, jaka została tu dokonana. Nie, nie muszą sobie ufać - ważne żeby każdy się tutaj wzajem słuchał. A Yugen zamierzał przypilnować tajemniczego jegomościa, który coś chyba kręcił. Czegoś nie dopowiadał. Czegoś nie rozjaśniał. I chociaż to było normalne, ludzie w końcu nie lubili wszem i wobec rozpowiadać o swoich sekretach. I Yugen nawet tego nie wymagał. W końcu sam bardzo cenił swoją prywatność, nie wypadało naciskać. Zwłaszcza, kiedy było się sobie obcym. Ale zwracał na to uwagę. Może to w sumie, jeśli o uwadze mowa, zwykła nieuwaga] rozmówcy? Ale Satoshi sprawił wrażenie jednak konkretnego człowieka.
- Czy w klasztorze są cywile? I czy budynek jest dla nas wartościowy? - To klasztor, miejsce poświęcone i uświęcone w jakiś sposób przez bogów. Hao nie chciał go rujnować. Natomiast wypadki podczas walki zazwyczaj chodzą po ludziach, a poza tym może się okazać, że będzie taka konieczność. Jeśli jednak Eichi miał jakieś plany do tego miejsca... to należy być uważniejszym. Wszystko było kwestią priorytetów. I tak, co do tego Eichi miał rację - nie pozwoliłby na jakąkolwiek szkodę dla klanu. Cokolwiek by się tam nie działo. Plus... skoro mogą dodatkową siłę roboczą i do tego wynieść potencjalnego szpiega z Uso - czemu nie?
- Jak daleko jest ten klasztor? Jakie zapasy powinniśmy przygotować?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sogen”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość