Uso

Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Chłopak uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na słowa kapitana Uso. Wreszcie ruszamy z tematem, a nie rozwodzimy się na temat moralnej natury najemnictwa i kwestii zaufania. W Sogen panuje wojna, więc trzeba brać, co dają. Satoshi i tak swoje już zdążył podpatrzeć, a shirei-kan nie nakazał mu obserwacji poczynań klanu Inzuka, widocznie od raportowania ich ruchów miał innych ludzi. Sabaku był tutaj, bo łatwiej będzie mu poobserwować Uchiha i być może dowiedzieć się czegoś przydatnego. Zastrzyk gotówki był dodatkowym bonusem całego tego przedsięwzięcia. Drugą sprawą był fakt, że Uso trafiło się niebieskookiemu jak ślepej kurze ziarno. Podejrzewał bowiem, że do Sogeńczyków o wiele trudniej byłoby mu przystać. Nie tylko z powodów własnych uprzedzeń w stosunku do tego klanu, ale też dlatego, że obrońcy własnej prowincji będą o wiele mniej ufni. Tyle z przemyśleń początkującego szpiega Unii Samotnych Wydm, na głos powiedział jedynie -Oczywiście Eichi-sama, rozumiem doskonale pańskie obawy.- Satoshi raczej nie użyłby przymiotnika "fantastyczne" w odniesieniu do Uso, szczególnie teraz, gdy bramę wjazdową zdobią zaśmierdłe już trupy, że też obecnym rezydentom wioski to nie przeszkadza... Co kraj, to obyczaj.

Gdy rozterki na temat pochodzenia i intencji Satoshiego były już wyjaśnione, chłopak mógł wreszcie skupić się na czekającym ich zadaniu, które Eichi-san zdecydował się mu wyjawić. Wyglądało na to, że sam Yugen był zaznajomiony z ogólnym konceptem zadania, i dobrze. W skupieniu starał się odnotować w pamięci jak najwięcej szczegółów dotyczących misji, po czym niebieskooki podrapał się po policzku i zapytał, odczekawszy rzecz jasna na swoją kolej. Jako "gospodarz", Yugen miał zdecydowane pierwszeństwo przemawiania ze swoim dowódcą, choć nie sprawiał wrażenia bycia "podwładnym", zakrawało to wręcz na traktowanie Eichiego jako równego sobie. Sabaku nie zamierzał dociekać, prawdę mówiąc niewiele go to interesowało. Ciemnowłosy zapytał o cywili, to dobrze, jedna ważna informacja z głowy. Tym bardziej, że wyglądało na to, że mężczyźnie faktycznie zależy na dobru cywili, choć wesoło dyndające trupy trochę temu przeczą. Może to nie cywile, a shinobi? : -Jakieś informacje odnośnie do ilości stacjonujących przeciwników?- dziwne, że Yugen o to nie zapytał, była to chyba jedna z najważniejszych informacji. Szturmowanie we dwóch na cały oddział chyba nie był najmądrzejszym pomysłem. *czterech* poprawił się myślach świeżo upieczony Akoraito. Nie należało zapominać o tych dwóch monstrach.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

Pomijając sytuację polityczną Sogen z państwami ościennymi relacja Uchiha z sąsiadami była… trudna. Nie chodziło tutaj o przymierza i układy, ale o ogólne nastawienie przedstawicieli rodu do innych ludzi. Nie owijając w bawełnę była to rodzina cholernie dumna i naturalnie uznająca się samych za lepszych od innych. Nie pomagało w tym posiadanie dosyć unikalnego daru w postaci specjalnych oczu, które nie były podobne do niczego innego. Dodajmy do tego jeszcze naturalny talent do genjutsu, które przecież było postrzegane przez bardziej klasycznych wojowników jako tchórzostwo w najczystszej postaci i otrzymujemy obraz sąsiada, którego lubić się nie da. Tak więc nic dziwnego, że nawet na pustyni o Uchiha słyszeli i tradycyjne już nie słyszeli nic dobrego. Może po części z uwagi na ułożenie granic, wszystkie dobre głosy zostały odfiltrowane przez Antai i Yusetsu, lecz prawdę mówiąc jeśli tego dobrego byłoby dużo to i tak by się przedarło. No cóż. Nie przedzierało się. Nie zapominajmy o interwencji na murze, która przecież przyniosła Kotei taką chlubę. No tak, nawet na gorącej pustyni musieli o tym słyszeć.
Natomiast wracając do danych wywiadowczych na temat celu ataku.
- Według informacji jakie udało mi się zdobyć, w klasztorze Usohachi nigdy dużo mnichów nie było, garstka. Zwiadowcy nie widzieli, żeby ktoś z nich został wypędzony. Tak więc możliwe, że tam zostali. Sam w sobie ma takie samo znaczenie dla nas, jak dla Uchiha. Jest wyśmienitym punktem obserwacyjnym okolicy i położonej pod nim drogi. Klasztor to też dużo powiedziane, kilka budynków na szczycie wzgórza, lecz główna pagoda to zawsze dodatkowe pole widokowe. - Po pytaniu Satoshiego zaglądnął jeszcze raz do kart. Po czym się kwaśno skrzywił. - Cholera wie. Na raz nie widziano więcej niż trójki ludzi. Tylko nie wiadomo, którzy z nich to mnisi, a którzy wrogowie. Dodatkowa notka nie wyklucza, że przeciwnicy mogą używać ubrań kapłanów. Jeden ze zwiadowców na nos twierdzi, że jest w środku około sześciu, siedmiu ludzi. - Przeglądnął jeszcze raz leżące przed nim dokumenty, odchrząknął i zwrócił się do Yugena. - Klasztor jest mniej więcej dzień drogi stąd. Zapasy możesz wziąć z tyłu karczmy. Zwiadowcy są do twojej dyspozycji. Ostrożnie z nimi, ale mogą być przydatni. - Zaznaczył by pokazać, że nie chce by zostali wykorzystani jako przynęta na przeciwników. Już dość miał na głowie. Następnie oparł brodę na splecionych dłoniach i czekał na kolejne pytania.

Eichi
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Wojskowa dyscyplina, co? Yugen miał z nią... lekkie problemy. Nie chodziło o to, że nie słuchał rozkazów, że nie szanował w ogóle przełożonych. Chodziło właśnie o to, że stojąc przed Sentokiem, Kogo czy legendami pokroju Seininów Yugen po prostu nie potrafił się płaszczyć. Był na to zbyt dumny. Nie chylił głowy, nie trzymał spojrzenia nisko. Wysławiał się wprost, jak równy z równym, co jednym się podobało, innym nie bardzo. W końcu był tylko Akoraito - nikim więcej. A co niby taki Akoraito może umieć..? No, niewiele. Przecież to początkujące dzieciaki, a i sam Yugen był młodziutki, chociaż jego wygląd mógł mylić. Ale to przez postawę, przez spojrzenie, przez sposób wysławiania się. Jakby był już jednym z tych starych. Być może jeszcze przyjdzie się im przekonać, jak dużym przeciwieństwem dla siebie byli. Ten pewny siebie i ten nieco truchlejący wciąż przed wyzwaniami. Ten, dla którego rozkaz był wszystkim i ten, który wszystko podważał. Ten, który urodził się, by być żołnierzem i ten, który urodził się, by być generałem. Ciekawe więc, czy istniał tutaj punkt wspólny, który pozwoli temu zaklikać czy może stworzy się przepaść, która udowodni im, że lepiej będzie, kiedy będą się trzymali z daleka od siebie i nie będą mieli ze sobą niczego do czynienia..?
Yugen chyba by nie zapytał o liczebność przeciwnika, gdyby Satoshi tego nie zrobił. Chyba. Nie spodziewał się grupy większej niż sześcioosbowa. A z taką można było sobie poradzić. Tak długo, jak długo nie pojawił się przeciwnik, który mógł być tobie równy, rzecz jasna. Wspominałam o tej pewności siebie, prawda? Co prawda się nią nie pysznił, ale ciężko było zbić go z przekonania, że mógłby się mierzyć z liderami. Został tak wychowany. I sam zresztą rodził w sobie ambicję - z miłości do własnej ziemi i z miłości do ludzi, którzy ją zamieszkiwali. Do każdego drzewa, świętego wilka i do każdego jabłka, które te ziemie rodziły. Nie było niczego szlachetnego w wojnie, w której uczestniczył. Nie było niczego przyjemnego w tkwieniu tutaj. Karoshi odbierał to zupełnie inaczej - on bawił się znakomicie. Ikigaiowi się nawet podobało, w końcu byli poza domem, w końcu mieli cel, w końcu Hao całkowicie wyrwał się z otępiających przemyśleń wpychających w czarną dziurę jego własnego wnętrza. Tutaj nie dało się wegetować. Jeśli nie żyłeś pełną piersią to stawałeś się łatwym celem. Ale Hao wolałby wrócić do domu. Wolałby, żeby jego matka jak i Kaminari przestali udawać, że te wszystkie śmierci były czymkolwiek usprawiedliwione.
- Siedmiu w tym cywile? - To było bardziej pytanie retoryczne. Ale zależnie, ilu cywili tam było... albo rzeczywiście zostali oddelegowani, a zostali sami ninja, którzy przebierali się za mnichów.
- Teraz powie: "cywili nie będziemy zabijać". - Odezwał się z przekąsem Ikigai, siedząc na swoim dupsku wciąż za plecami dwójki panów. I nie śpieszno mu było z wychylaniem się. To w końcu on był też tym, który prawie się rzucił do gardła Eichiego. Ale Hao go wtedy zatrzymał. Nie to, że się bał, skądże. To Hao był skory do wybaczania, widzenia w ludziach dobro i to on chciał im pomagać. Ikigai grał w tym trio tego złego. Karoshi - tego najgorszego.
- Dziękuję, Ikigai, wyjąłeś mi to z ust. - Hao obejrzał się przez ramię na wilczura, ale zaraz znów spojrzał na Eichiego. A potem na Satoshiego.- W ten czy inny sposób rozwiążemy tę sprawę. Tym samym zostajesz skazany na moje towarzystwo. - Uśmiechnął się ciepło w jego kierunku. - Pozwolisz, że przygotuję zapasy? Możesz w tym czasie zapytać zwiadowców o szczegóły, jeśli jakichś ci brakuje. Ikigai cię odprowadzi. - Wskazał tutaj na Esukimo. Mina Ikigaia mówiła, że wcale nie chciał tego robić. Wyrażała wszelki dyskonent tego świata. - Dziękuję, Eichi. Nie martw się, nie będę narażał twoich ludzi, bardziej przydadzą się tutaj. Poradzimy sobie z Satoshim. A teraz przepraszam. - I wskazał gestem na tyły karczmy, gdzie też się udał, by przygotować wspomniane zapasy. Musiał zresztą jeszcze wziąć rzeczy na drogę z pokoju, spakować się... a Ikigai siedział i się gapił. Na Satoshiego, rzecz jasna.
- Fajne blizny. - Palnął basior.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi westnchął lekko, zastanawiając się, czy dobrym pomysłem było tu w ogóle przychodzić. Yugen zdawał się całkowicie niewzruszony informacją na temat ilości przeciwników, Sabaku natomiast odebrał tę liczbę jako zdecydowanie złą wróżbę. Istniała rzecz jasna szansa na to, że wśród tych siedmiu ludzi znajdują się cywile, ale to też był problem. Jak bowiem rozróżnić przebranych shinobi od mnichów? Najłatwiej byłoby pewnie pozbyć się wszystkich, ale to nie wchodziło w rachubę niebieskookiego, gdyż, jak zresztą wspomniał wcześniej, nie ma najmniejszej ochoty mordować zwykłych ludzi.
Chwilę później do uszu chłopaka dotarł dziwny, nieznany mu dotąd głos, ironicznie wspominający o nietykalności cywili. -To rzecz jasna oczywiste.- powiedział niebieskooki niemal automatycznie, po czym dopiero po chwili zaskoczył, kto był autorem tych słów. Wielka bestia - Ikigai. Satoshiemu opadła szczęka, nie miał bladego pojęcia o tym, że ninkeny potrafią mówić. Podejrzewał, że rozumieją mowę ludzką, komunikują się przecież w jakiś sposób ze swoimi panami, ale coś takiego? Gdy Sabaku zorientował się, jak głupio wygląda, zamknął pośpiesznie usta, mamrocząc -Wybacz moje zdziwienie Ikigai-sama, nie wiedziałem, że ninkeny potrafią mówić.- no co jak co, ale tego basiora to nie chciał mieć za wroga. Jego wyższego brata zresztą tym bardziej.

Może ów niewzruszony wojownik Inzuka będzie miał jakiś dobry pomysł, jak oddzielić jednych od drugich. Istnieje też szansa, że uda im się wyeliminować ten trzyosobowy oddział, którym według raportu mogli poruszać się przeciwnicy. Trzech na raz brzmi jak pełen skład posterunku, jeśli rzecz jasna założyć, że w klasztorze byli też mnisi. Co zaś do przydatności ów lokacji, to Satoshi miał pewne wątpliwości. To może i było dobre miejsce do bronienia się przed szturmem regularnej armii, jednak gdy wróg wiedział, gdzie znajduje się posterunek z kilkoma zaledwie jednostkami patrolującymi, stawali się dość prostym łupem innego, nieco większego oddziału. Ta myśl jednak nie dawała mu spokoju, zapytał więc:
-Otwarty teren, ledwie kilka osób, potencjalni cywile... brzmi dziwnie prosto i łatwo. Nie śmiem podważać umiejętności waszych zwiadowców, jednak czy aby na pewno w okolicy nie znajduje się obóz wspomagający? Mogący na sygnał z klasztoru przybyć z odsieczą? Eichi-sama, z chęcią zamienię słówko z owymi tropicielami, wolałbym nie mieć wroga za plecami w momencie szturmu.- oczywiście, jeśli nie uda się wyeliminować celów po cichu. To byłoby zdecydowanie najlepsze wyjście, nie miał jednak pojęcia, jaki styl walki preferował Yugen. Dodatkowo, Sabaku niewiele wiedział o Uchiha ponad to, co wypowiedział wcześniej na głos. W drodze będzie musiał poprosić ciemnowłosego o dodatkowe informacje, jeśli rzecz jasna zechce się nimi podzielić.

Skoro już wszystko było z grubsza wyjaśnione, Satoshi odwrócił się do Yugena, który właśnie wspominał, że zajmie się zapasami. -Jasne.- odpowiedział krótko, dalej będąc w niemałym szoku wywołanym gadającym psem. W międzyczasie zapadła decyzja o wyruszeniu w czwórkę. Wyglądało, że przeciwnik może mieć przewagę(Satoshi zawsze zakładał najgorszy możliwy scenariusz), ale nie zamierzał oponować. Był tylko najemnikiem, nie do niego należało podejmowanie jakichkolwiek decyzji odnośnie składu grupy "uderzeniowej". Mógł pozwolić sobie jedynie na sugestie i podzielenie się własnymi przemyśleniami. Gdy ciemnowłosy ruszył do wyjścia, Satoshi uznał naradę za zakończoną, ukłonił się dowódcy Uso, po czym odwzajemnił spojrzenie ninkena. Ten pies miał najwidoczniej dość zaczepną osobowość, w przeciwieństwie do swojego pana, pierwsze co bowiem zrobił, to skomentował blizny młodego Akoraito. Sabaku wzruszył ramionami, stwierdzając krótko -Pamiątka ze szczenięcych lat.- dodając po chwili -Zaprowadź mnie proszę do tych tropicieli.-
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

Z jednej strony można było uznać, że duma czy pycha, która przecież była o krok dalej to złe rzeczy. Jednak często były one mylone z siłą charakteru. Niektórzy po prostu wiedzieli gdzie jest ich miejsce, a to miejsce było na szczycie. Pozostali mieli wybór, albo się pogodzić z takim podejściem, albo próbować drugiej osobie udowodnić, że jednak jest wyższy szczyt. No cóż, do takich osób Eichi nie należał. Nawet jeśli obserwator z boku mógł zacząć mieć wątpliwości, kto tak w rzeczywistości jest tutaj u władzy, to okupant nie miał siły czy raczej chęci udowadniać swojej władzy. Tym bardziej, że jego “kłopot” zechciał opuścić wioskę.
Sytuacja względnie prosta została skomplikowana przez obecność cywili. Ale czy rzeczywiście byli to cywile. Na pewno nie byli bezstronni. Skoro mnisi mieli na tyle wolności ruchu by zostać wypatrzonym przez zwiadowców to wyraźnie oznaczało, że siły Uchiha nie są im tak strasznie kłopotliwe. Przecież sami też byli mieszkańcami Sogen, nawet jeśli oddawali swoje życie bogom to wciąż mieli jakieś podległe sobie ziemie. Czy to jakaś wioska, która składała im dary, czy to jakieś poletko. Mieli to teraz, pod władzą Kotei, nie dało się zgadnąć jak potoczą się prawa do ziem pod innym zwierzchnictwem.
- Około siedmiu. - Zaznaczył swoje słowa Eichi. - Są to szacunki zwiadowców. Nie zebrali ich pod ścianą i policzyli. - Najwyraźniej nie udało się zwiadowcom infiltrować jeszcze klasztoru i informacja była, lecz ograniczona. Po chwili doszło do zdarzenia, które tak zdziwiło Satoshiego, czyli sarknięcia Ikigaia. Na te słowa rozmówca chrząknął i na ułamek sekundy znów zajrzał w papiery przed sobą, by ukryć zmieszanie.
- No, a co do zwiadowców. Hiroji dzisiaj przyniósł mi raport, a pozostali są dalej pod klasztorem. Yugen go zna, to ten kapelusznik w zielonym ochronnym płaszczu. - Szybko przedstawił sytuację zwiadowców. Jeśli nie było innych pytań to wrócił do pozostałych pism. A jeśli były... nie miał zbyt wielkiego wybory, czyż nie?

Jeden z domów, który został przerobiony na magazyn był tuż przy karczmie. Jak cała okolica przejście do niego wiązało się z przedzieraniem przez schnące kałuże mazistego błota. Co prawda nie padało już dzisiaj ale efekty jeszcze nie zdążyły zniknąć. Przed budynkiem stał żołdak opierając się o krótką włócznie i względnie pilnując okolicy. Prosty słomiany kapelusz zarzucony na plecy. Równie szarobure ubranie, mężczyzna był raczej zadowolony ze swojego zadania. Stać gapić się, pilnować żeby nic nie zginęło.
- Hm? O co chodzi? - Otworzył średnio ogoloną gębę do podchodzącego do niego Hao.

Ikigai kojarzący o którego jegomościa chodziło. Dodając do tego, że niedawno mężczyzna zdawał dokumenty to w mig złapał trop. Chwilę później znaleźli Hirojiego siedzącego na pniaczku przy drzewie. Ślizgając się na gliniastym podłożu o kolorze od brązu do szarości w końcu doszli do zwiadowcy. Miał na sobie dość nietypowy strój, a był to płaszcz, których wydawał się być zielony, lecz tu i ówdzie został pomazany farbą w innym kolorze. Czarnym, brązowym i szarym. Rzeczywiście taki strój pasował dla jego profesji, wypatrzenie go w terenie mogło być sporym wyzwaniem, zwłaszcza z pewnej odległości. Sam mężczyzna odpoczywał po podróży popijając leniwie z kubka jakąś parujący napój. Widząc Staoshiego z ninkenem podniósł głowę.
- Ładny pies. - Krótko skomentował przybyszy.

Eichi
"Kwatermistrz"
Hiroji
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

To była ta nić porozumienia, jakiej potrzebowali. Temat, o jaki musiał zapytać, kiedy zostało poruszone to, że nie ważne, gdzie - ważne, że dla pieniędzy. Chciał zrozumieć. Lubił rozumieć. Zrozumienie sprawiało, że świat przestawał być mglisty i ludzie stawali się wyraźnym jego elementem. W świecie budziło się wiele demonów i niezgodności. Wielu powiedziałoby, że kiedy bierzesz towarzysza, który ma przy twoim boku przelewać krew, nie ma najmniejszego znaczenia, jaką ma filozofię życiową, co lubi, kogo nie lubi, czy wierzy w bogów i kiedy liczy, to czy liczy tylko na siebie samego? Dla większości ninja zabijanie było proste. Tak trzeba było, taki był rozkaz, więc oczywistym stawało się, że nad tym nie dumasz. Idziesz - i zabijasz. Nie było niczego bardziej fałszywego w odczuciach i przeczuciach niż to, że zamordowanie x ludzi ma przynieść pokój. Mord prowokuje mord. Zemsta rodzi następną zemstę. I ta wojna urodzi zapewne kolejną wojnę bez względu na jej wynik. Ale to wszystko leżało (jeszcze) poza zasięgiem rąk Yugena. Ten wpływ, jaki mógł mieć na ten świat był ograniczony, związany. Dlatego jeśli chcesz się wspiąć jak najwyżej musisz się wysilić. Musisz prężyć swoje mięśnie i dbać o to, żeby cię zauważono. Hao nie miał ambicji podważać autorytetów, dopóki prezentowali oni sobą cnotliwe przekonania. Wierzył, że ten szereg, w jakim układano ninja, miał swój sens i rację bytu. Że był sprawiedliwy, dlatego należało się do niego dostosować. Kiedy jednak na wstępie przekreślasz swoją osobą cały honor, całą sprawiedliwość - czy takiego przywódcę można zaakceptować? Yugen akceptował go z potrzeby. Ale niewiele brakowało, żeby Eichi wąchał kwiatki od przodu, a jego ciało zostało odesłane z powrotem do Yusetsu. Za te wszystkie ciała, które wywiesił, a które Yugen ściągał z drzew, by pochować je w grobach. Wtedy nie można było mówić o spaleniu - ciągle padało.
Nie byłeś pierwszym i nie ostatnim, który dał się zaskoczyć tym, że pies gada. Odkąd Ikigai nauczył się mówić, a wbrew pozorom było to całkiem niedawno, nie miał wielu okazji zamienić z kimś paru słów. Nie dlatego, że nie miał możliwości. Nie chciał. W przeciwieństwie do swojego towarzysza nie przepadał za innymi - zdradliwymi dwunogami, na których trzeba mieć oko, żeby nie wbili ci noża w plecy. Ale doceniał tą zdolność - i bardzo ją polubił. No i nadal był bardziej rozmowny od Karoshiego. Zastrzygł uszami na tę wzmiankę.
- Ha, gdyby tyle kultury co ty mieli inni... - Jak w tym na przykład, żeby pamiętać, że ninken to nie pies. I nazywanie ninkena psem było prawie taką samą obrazą co nazwanie psem człowieka. Do tego nazewnictwa Ikigai był (niestety) też trochę przyzwyczajony i czasami tylko przewracał już na to oczami. Jeszcze ludzie zza granicy - okej, mógł to zrozumieć. Ale mieszkańcy? Mogliby się w końcu nauczyć! - Wyluzuj. To nie byłoby nawet dwa razy tak samo śmieszne, jakbyś się tak nie zdziwił. - Ikigai wewnętrznie keknął, a i zewnętrznie na jego pysku pojawił się swojego rodzaju klasyczny smirk. Baiwły go takie reakcje i całkiem lubił je obserwować. A w swojej reakcji Satoshi wydawał mu się wręcz dziecięco szczery. Śmieszne - wielcy ninja, co przemierzyli pół świata, gotowi mordować na zawołanie, ale gadający pies? O BOGOWIE, PIES GADA! Nie dało się nie zauważyć, że Ikigai aż uniósł łeb i był jakiś taki DUMNIEJSZY z powodu swojego małego pranka.
- Nie panikuj. Mój nos nas nie zawiedzie. Czuję zapachy nawet do 8 kilometrów. Musieliby ciągle siedzieć w błotku, żaden śmierdzący Uchiha nie wytrzyma tylu odmładzających kąpieli. - Teraz to już się jawnie złośliwie uśmiechnął, nie odpuszczając sobie przy tym uszczypliwości w kierunku klanu, z którym walczyli. Jasne, należało zachować pełną ostrożność, ale też nie było sensu dać się zwariować. Ciągłym problemem tego trio było to, że jak dotąd nie napotkali na taką ścianę, której Yugen nie mógłby zniszczyć, jeśli żadne inne metody nie działały. Jeśli tylko pominąć Kami no Hikage i... pewną kobietę, świętej pamięci. Bo to były takie już porażki, które prześladowały cię tak jak jawie jak i we śnie.
- Ooo, twardy z ciebie zawodnik, co? - Ikigai wyszczerzył kły w uśmiechu, zgodnie z życzeniem podnosząc swoje królewskie dupsko i skierował się do wspomnianego Hirojiego. Uso nie było duże. Rezydowali tu już pół roku i znali w sumie każdego z imienia. Kiedy zaś pojawiał się ktoś nowy banalnie go było wyłapać i dołączyć do grona "tego znam". Zwłaszcza, kiedy byłeś posiadaczem takiego nosa jak ten od Ikigaia. - W przeciwieństwie do Hao, to taka księżniczka. - Sarkazm, jaki przelał się teraz przez pysk Ikigaia był wystarczający, żeby napełnić całą wannę i swobodnie się w niej popluskać. Niewielka odległość dzieliła ich od zwiadowcy, który przyniósł im tutaj takie wieści - na temat tego obserwowanego klasztoru.
- Ty też psem jesteś niezgorszym. - Odpyskował zaraz Hirojiemu. Ikigai był grzeczny przy Yugenie, bo ten zaraz by go obdarzył jednym z tych spojrzeń, od których prawie włosy stawały na karku, ale skoro nie było go obok... co się zdarzało prawie nigdy. - Jak ci życie miłe, Hiroji, to nie mów o ninkenach jak o psach.

Yugen wyszedł z karczmy i dotknął umięśnionego boku Urufu, który siedział przy drzwiach. Dając mu tym samym znak, żeby się podniósł i skierował razem z nim. Karoshi nie potrzebował drugiej zachęty. Skierowali się razem w stronę magazynu, gdzie aktualnie trzymano zapasy. Yugen jeszcze omiótł wioskę spojrzeniem - to zamieszanie przy towarach, które się tutaj działo. Z ulgą w sercu - bo tak naprawdę początku tutaj były bardzo trudne. Sogen skupiło swoje działania wojenne jednak na całkiem innej części swojego kraju, dochodziły go plotki, że obrali strategię ataku. Czy miało to sens..? Pewnie jakiś tak. Zostawić za sobą jak najwięcej zniszczenia. Kaminari byli tutaj godni potępienia. I dziwiło go, że nie było nikogo, kto zatrzymałby całe to szaleństwo. Że nie było państwa, które chciałoby tupnąć nogą, żeby zatrzymać Kaminarich. Ród, który już na wstępie pokazał, że nie zamierza mieć żadnej litości do wroga. Tylko znów - co jeden Akoraito mógł na ten temat powiedzieć? Mógł się tylko dostosować. Dopiąć, jak nieco powyginany puzzel, który jest wciskany w obrazek na siłę i trochę nawet nie pasuje. Ale go zostawiasz, bo w sumie nie chce ci się szukać zamiennika. Zajmiesz się tym, jak wrócisz do tej części układanki. Na razie niech zajmuje miejsce.
- Dzień dobry. Zgodnie z rozkazem Eichiego przyszedłem po zapasy dla dwóch osób i dwóch ninkenów na trzy dni z lekkim zapasem. - Ponieważ Yugen brał pod uwagę, że muszą tam dotrzeć, zająć się sprawą i wrócić. A to zajęcie się sprawą nie potrwa zapewne godziny czy dwóch. Chociaż - kto wie? Jeśli będzie źle zawsze mogą zapolować. Jeśli kwatermistrz go przepuści, albo wydzieli racje, to Yugen zamierzał wszystko zabrać do pokoju, zapakować tam torby, a potem zapakować wszystko na muła jucznego, którym w skrócie stał się Karoshi. Wielkoludowi to ani trochę nie przeszkadzało. A potem uda się do Satoshiego.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

Satoshi więcej pytań nie miał, toteż posłusznie podreptał za ninkenem, który najprawdopodobniej dzięki tak zachwalanemu przez siebie nosowi prowadził ich bezbłędnie ku zwiadowcy. Korzystając z okazji, przyglądał się temu, co dzieje się w osadzie. Ot po prostu, ze zwykłej ciekawości. Na pustyni niby ludzie uwijali się jak mrówki, każdy starał się maksymalnie wykorzystać czas, jaki dawała mu Amaterasu, jedynie z przerwą na sen i obowiązkową sjestę południową, gdy było zwyczajnie zbyt gorąco, by pracować na otwartej przestrzeni. Ale tu, realia wojenne sprawiały, że wszystko wygląda nieco inaczej. Co ciekawe, Ikigai, gdy już zdecydował się odezwać, okazał się wcale wygadanym jego... psiegomościem, co dalej było zaskakującym widokiem dla Sabaku. No ale w świecie, gdzie jedni rzucają gliną, która wybucha, drudzy plują piekielnymi płomieniami, a jeszcze inni robią z przeciwników dżem za pomocą piachu, może faktycznie nie powinien być to widok tak niecodzienny i zaskakujący. -Nie panikuję, po prostu nigdy niczego nie biorę za dobrą monetę. Łatwiej w ten sposób zostać mile zaskoczonym i ciężej się zawieść. Jeśli jednak będziemy mieli do dyspozycji Twój nos, to może faktycznie nie ma co martwić się o niespodziewane posiłki. Te spodziewane są niestety tylko trochę lepsze.- Satoshi uśmiechnął się delikatnie, przytaczając w pamięci sposób, w jaki przekradł się w Ita'harze obok ninkenów i jednego Inzuka. Najwyraźniej byli mocno początkujący, a ogólny smród aglomeracji, jaką była ta cholerna osada, musiał dodatkowo przytępić ich zmysły. Swoją drogą, Sabaku upewnił się, żeby zapamiętać dokładnie mimowolną uwagę Ikigai'a odnośnie do błota. Najwyraźniej mokra ziemia skutecznie maskowała zapach albo coś w tym stylu. Spostrzeżenie, które na przyszłość może się bardzo przydać. Na wzmiankę o byciu twardym, Satoshi zareagował wzruszeniem ramion. Kwestia życia na pustyni, gdzie ludzie po prostu musieli być twardzi, by przeżyć w tych warunkach. Sam Sabaku podejrzewał, że na tle przeciętnego obywatela wypada raczej słabo. Przecież to nie tak, że ów blizny pozwolił sobie zrobić dobrowolnie, był za słaby. To, że bandytów było kilku, a on był zaledwie zbuntowanym nastolatkiem, nie było dla niego żadnym usprawiedliwieniem. -Kto to Hao?- wypalił bez większego namysłu niebieskooki, chyba tylko po to, by odwrócić uwagę od niezbyt miłych wspomnień. -Chodzi Ci o Yugen'a-sama?- No bo przecież o kogo. Do tej pory uważał, że "Yugen" było imieniem brązowowłosego, cóż, najwyraźniej był w błędzie. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Ślizgając się po przemoczonej glebie, dotarli wreszcie do tropiciela, o którym wspominał Eichi. Cóż, może i jego płaszcz świetnie nadawał się do kamuflowania zwiadowcy w lesie, brak ogłady jednak wystawiał go na odstrzał. Nawet ktoś tak nieobeznany w kulturach innych prowincji jak Satoshi od razu zrozumiał, że ninkeny, a już zwłaszcza te, które potrafią mówić, nie są zwykłymi psami i porównywanie ich do takowych, jest raczej obraźliwe. Ikigai dość szybko zresztą potwierdził tę myśl, odszczekując się Hiroji'emu. Swoją drogą, niezłe z niego ziółko. Żeby jednak załagodzić sytuację, Satoshi odezwał się, starając się sprowadzić rozmowę na mniej konfliktowe tematy -Mam pytania odnośnie do odkrytego przez was posterunku Uchiha w klasztorze. Eichi-sama skierował nas w tej sprawie do Ciebie. Jak wygląda okolica? Zbadaliście, czy nie ma tam dodatkowych obozów Sogeńczyków w pobliżu? Inne szczegóły warte uwagi?- niewykluczone, że Eichi zbyt pobieżnie przejrzał raport, być może coś istotnego dla całej akcji mu się "zapomniało"? Uwadze Akoraito nie umknęło dziwne zachowanie dowódcy Uso po słowach Ikigaia, co sugerowało, że nie ma co przyjmować jego słów za pewnik, nie wzbudzał też zaufania.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

No cóż, może i nazywanie ninkena psem było obraźliwe, a raczej pozbawione wrażliwości dla rozbudowanej kultury ninkenów. Jedak było to nieco dalej od nazywania człowieka psem, raczej jakby ktoś nazwał człowieka małpą. To było nieco bardziej uczciwe porównanie. Natomiast czemu się jeszcze zwierzęta Inuzuka nie przyzwyczaiły, do określania ich nazwą bardziej prymitywnych kuzynów stanowiło dla wielu zagadką. Jeszcze żeby miały dwie dodatkowe nogi czy coś, ale nie, różniły się właściwie jedynie wielkością i aż intelektem. Gdzie głównie ta druga cecha zaskakiwała nieopatrznych jegomościów, którzy zamierzali nieświadomie obrazić zwierze. Czy może na określenie “zwierze” też się obrażały te czworonogie bestie.

- Oczywiście. - Mruknął kwatermistrz kończąc swój tytaniczny wysiłek jakim było opieranie się o włócznie i skierował się do drzwi. Już miał rękę na drzwiach by je popchnąć do środka, ale zatrzymał się i odwrócił z twarzą nie zdradzającą działającej szarej komórki. - Eee… ninkeny jedzo coś specjelnego? - Zapytał Yugena drapiąc się po twarzy. Nagle jednak trafił do jego mózgu niesłychany przebłysk intelektu. Popchnął drzwi otwierając je do środka i powiedział. - Pan może wejdzie i wybierze? Ja zapakuje. - Dodał na koniec z lekkim uśmiechem dumy ze swojego pomysłu.
W środku było dosyć ciemno, lecz budynek musiał być uprzednio uważnie wybrany, gdyż nie było zapachu nadmiernej wilgoci czy stęchlizny. Pod ścianami głównymi zapasami były naturalnie worki z ryżem, lecz również można było znaleźć w kilku cebulę czy rzepę, a pod ścianą wisiało kilka wędzonych ryb. Wybór nie był imponujący ale żelazne racje musiały wystarczać. Po wskazaniu zapasów przez Hao mężczyzna zapakował je w papierowe torby, a następnie dwie skórzane sakwy.

Jak biedny Hiroji mógł zareagować na gadającego psa? Zgadza się. Biedak z szoku zachwiał się, wstrząsnął pniaczkiem i w efekcie plasnął tyłkiem w błoto, które kiedyś mogło być trawnikiem.
- Wybacz. - Wydusił z siebie kiedy złapał oparcie dłonią na błocie. Następnie jakoś wygramolił się na przewrócony pniaczek. Popatrzył tylko smętnym wzrokiem za kubkiem, który mu wypadł rozlewając ciepłą herbatkę. Wielka to była strata. Popatrzył na brązową od błota dłoń i niedbałym gestem wytarł ją o płaszcz. Niezbyt to zrobiło wielką różnicę, gdyż ubiór był również oznaczony przebytą drogą.
- A tak, klasztor. - Odpowiedział kiedy odzyskał stabilność. Choć od czasu do czasu nerwowo zerkał na czarne stworzenie zdolne do capnięcia go zębami niemal w pół. Rozglądnął się za jakimś patykiem i zaczął rysować w błocie. - Więc tak. Tu jest klasztor. Jest on na niewielkim, ale stromym wzgórzu. Tutaj obok jest droga i dojście do klasztoru. Obserwowaliśmy go głównie z lasku tutaj, albo z drugiej strony drogi. - Zaznaczył dwa małe krzyżyki. - Tam mogą wciąż być pozostali zwiadowcy Yuta i Shunta. Podaj im hasło “Sarnie jagody” to nie będzie problemów. Co jakiś czas przy budynkach kręcą się ludzie i zawsze co najmniej jeden obserwuje kierunek z Ryuzaku. - Wyprostował się i dalej odpowiadał na pytania. - Najbliższy większy garnizon jest około dzień drogi z klasztoru. Ale to na nogach, a co kilka dni przybywał tam kurier na koniu więc nie ryzykowałbym długim oblężeniem. Nie żeby tam było co oblegać. Klasztor ma dogodną pozycje, ale to nie jest żadna twierdza. Głównym problemem jest to, że to podejście z naszej strony jest pozbawione drzew. Ale to już zobaczycie sami z punktu obserwacyjnego. - Wyjaśnił komplikacje.

"Kwatermistrz"
Hiroji

Błotny rysunek
Obrazek
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Ikiga by tego nie przyznał. Nie przyznałby się na głos do tego, że w sumie to byli ludzie, z którymi lubił gadać. I że cała ta nauka mowy to jednak był dobry pomysł, że cieszył się, że się dał namówić. O nie, nie powiedziałby tego! Dałby Yugenowi satysfakcję? A w życiu! Żarty żartami, przecież znali się obaj tyle lat, że rozumieli się bez słów. Wystarczył gest, skrzywienie się, jedno spojrzenie i już potrafili prześwietlić swoje głowy na wylot. Ale i tak nie chciał tego mówić. Przede wszystkim - nie chciał dawać temu światu satysfakcji, żeby ktoś mógł w końcu powiedzieć: a miałem rację! Nie! Duma czasami boli, zwłaszcza, kiedy sprawia, że puszysz się nad jakimś tematem, potencjalnie głupim, potencjalnie całe to zamieszanie z przyznawaniem czy nieprzyznawaniem nie miało sensu, nie było potrzebne. Lecz w końcu każdy inaczej spoglądał na to, co dla niego było ważne, a co nieważkie. Jak to się mówiło - Ikigai zapuścił żurawia w kierunku Satoshiego. Z tym, żeby przyznać, że już go polubił, był na szczęście mniejszy problem niż z przyznaniem, że polubił same konwersacje. Teraz tylko musiał zachęcić Karoshiego, żeby też się stał bardziej otwarty. Chociaż niewątpliwie ciężko
- W życiu spodziewaj się najgorszego, ale oczekuj najlepszego. - Powiedział to z nieskrywanym zadowoleniem. Lekko zaskoczyło go to, że tak gładko władca piasku trafił w jego filozofię życiową. W przeciwieństwie do Yugena zgadzał się też z jego podejściem - co za różnica, dla kogo zabijasz, jeśli ci płacą i "dotrzymują warunków umowy"? Jasne, walka o swoich to jedno, ale kiedy już chcesz zarobić - drugie. Tak, zdecydowanie podobał mu się ten koleś. - Coś czuję, że się dogadamy. - A to, wbrew pozorom, wcale nie było takie proste. A może właśnie zgodnie z pozorami - kiedy na samym początku te ślepia patrzą na ciebie tak, jakby chciały poznać o tobie wszystko. Bez ufności. A ślepia towarzysza tak, jakby już widział, jak rozrywa ci gardło na strzępy. Nie, wróć - jakby rozrywał ciebie całego na strzępy. Właściwie to poczucie tego, że Satoshi tu pasuje było na tyle silne, że Ikigai sobie dość swobodnie... gadał. Patrząc na ich trójkę to zresztą i do niego najbardziej pasowało - chlapnąć coś przed zastanowieniem. Coś, czego raczej Hao by nie zrobił.
- Taaak, o niego mi chodzi. Dla mnie i dla Karoshiego to jest i będzie Hao. Znasz się na onomastyce? Albo chociaż na semantyce? - Z ciekawością uniósł brew. Albo coś, co mogłoby być brwią, gdyby wilki posiadały typowe brwi. Mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi. Zapominał, regularnie i ciągle, że ludzie nie wiedzą, o kogo chodzi, kiedy zwracał się o nim per "Hao". A zarówno on jak i Karoshi inaczej o nim nie mówili. Ikigai lubił znaczenie imion, zaraził się tym trochę od swojej siostry, trochę od Yugena. Tym, że słowa miały moc, dlatego czasami jedno słowo wystarczyło, żeby opisać cały świat. Jak zostało już wspomniane nie był zdecydowanie krasomówcą, zresztą Ikigai miał po równo wyjebane na to, co myślą o nim ludzie i jakie będą miny strzelali. Przejmował się tylko tym, co myśleli o Yugenie - bo wiedział, że ten znowu wyrąbane nie miał. Że starał się wypracować dobrą reputację i starał się, żeby ludzie dobrze o nim myśleli. Imiona, jakie posiadali - cała trójka... to nawet nie była kwestia nauki o imionach. Wystarczyło tylko zobaczyć, że to nawet nie były do końca imiona. To były słowa. Określenia... mocne i dosadne. Ale nie znał wielu osób, które poświęcały temu chwilę. Mógł je policzyć na opuszkach jednej łapy - te osoby, które załapywały sens.
Ikigai tylko wywrócił ślepiami na to "wybacz". Już wybaczył. Jakby miał się tak denerwować wielce na każde słowo "pies" w jego kierunku to chyba już zacząłby siwieć na starość. A wolałby tego uniknąć. Lubił swoje futro i co najważniejsze - wiedział, że Yugen je lubił. Kruczą czerń i jedwabną gładkość. Było minęło, ważne, że się chłop zreflektował. Ale racja, trafniejszym porównaniem było nazywanie człowieka małpą. Tylko że Ikigai niewiele o małpach wiedział i nigdy żadnej nie widział, więc w jego świecie jednak zostawał przy porównaniu do psa.
- Sarnie jagody? Żeście się za dużo o sarnim szlaku nasłuchali w karczmach czy co? - To sobie wymyślili... co to za absurd... już widział minę Yugena, który to usłyszy... - Kot ci w majtki nasrał, jakie długie oblężenie? Jak Karoshi tam wpadnie to ruiny tylko zostaną. - Prychnął. O bogowie, długie oblężenie... chociaż tutejsi wojacy już udowodnili, że kiedy trzeba było faktycznie WALCZYĆ to nie ruszało ośmiu chłopa, jacy tu rezydowali, nie. Było: "Yugeen, słucha, bo jest taka sprawa..." A głupi Yugen, jak zawsze za miły: "oczywiście, że się tym zajmę". Ikigai miał ochotę mu łeb za to ukręcić. - A wiadomo, czy jakieś pułapki tam mają? Sidła niedźwiedzie chociaż jakieś? Notki ktoś wywęszył czy wypatrzył? - Może chociaż tego z wartościowych informacji się dowiedzą? Ale że kurier krąży też całkiem niezła nowinka.

A jeśli o Yugenie mowa to wszedł on do magazynu, żeby rozglądnąć się w środku. Był przyzwyczajony do tutejszych skromnych racji - mimo wszystko musieli polegać na dostawach z dość daleka. Dobrze, że sytuację ratowali tutejsi kupcy z Ryuzaku. No i pora roku była taka, że łowienie ryb czy polowanie nie było problemem. Ewentualnie stanowiło to problem, kiedy myślałeś o wyżywieniu takich... psiaków.
- Niekoniecznie. - Uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny. - Preferują surowe mięso, przynajmniej moje, ale na taką podróż go nie zapakuję... - Przenoszenie zakrwawionego kawałka steka to nie był najlepszy pomysł, ot co. Ale Ikigai i Karoshi nie narzekali chociażby na surowe czy wędzone. Ba, jak trzeba to żarli koperek i tylko patrzeć, jakie były zdrowe pieski. Prowadzony przez odpowiedzialną za to miejsce osobę bez problemu poradził sobie z wyborem żywności. O to, może to, o tamto też... większość można było tak naprawdę zrobić samodzielnie. Zebrał tylko garść soli w woreczek, trochę przypraw, żeby w razie czego żywność móc przyrządzić na miejscu z półproduktów. Tak, tak, Yugen lubił gotować. Traktował to jak formę sztuki. Poza tym... aż się chciało, kiedy widziało się na twarzach wokół zadowolenie z tego względu.
Tak zapakowany, dla siebie, dla ninkenów, jak i dla Satoshiego, z całym sprzętem zapakowanym na Karoshim, skierował się ku Satoshiemu. Oj tak, Yugen też miał całkiem wrażliwy nos. Całkiem bardzo wrażliwy. Tak jak i słuch - gdyby przyrównać przynajmniej do normalnego shinobi. Dla niego to były zmysły, które wiodły prym. Oczy często mogły mylić. Ale nos... nos oszukać było już bardzo trudno.
- Gotowi do drogi? - Zagaił, zbliżając się zarówno do Satoshiego jak i do Ikigaia z Karoshim przy boku. - Coś istotnego powinienem wiedzieć? - Zwrócił się tutaj bardziej do Satoshiego tak na dobrą sprawę, chociaż Ikigai mógł mu wszystko przekazać. Chciał mu pokazać, że aktualnie jest częścią tej drużyny i że nie będzie z niej wykluczony. Ikigai odsunął się od Sabaku - wyszedł w stronę Hao, żeby obrócić się i stanąć po jego drugiej stronie, by doczekać się czułego dotyku dłoni Inuzuki między swoimi szpiczastymi uszami.
- Niewiele wiem o Sabaku, jeśli mam być szczery. Proponuję powymieniać się preferencjami walki, żebyśmy dobrze się dopasowali jako drużyna. - Karoshi warknął cicho, ale brzmiało to jak dezaprobata.
- Tsss... W wielkim skrócie te delikatna różyczka stoi, my walczymy. - Cynizm, znów cynizm z pystka Ikigaia, który rzucił Hao zajadliwe wręcz spojrzenie z tym cynicznym uśmiechem na pysku.
- Haha, tak... wstyd przyznawać, ale zazwyczaj tak to wygląda. Oczywiście Karoshi i Ikigai preferują bliski dystans. Tak jak i ja.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »

-Niestety, nie bardzo miałem na to czas...- Niebieskooki odpowiedział na pytanie Ikigaia. Najpierw gospodarstwo, później ucieczka z domu i imanie się każdej możliwej pracy, byle tylko nie iść głodnym spać. Kolejna w kolejce była kilkuletnia śpiączka, a po niej odbudowywanie wyniszczonego ciała i szkolenie na shinobi u wuja. Sabaku nie miał czasu na pogłębianie swojej wiedzy z dziedzin niedotyczących bezpośrednio sztuk ninja, choć nawet i te zaniedbywał, szaleńczo trenując i chwytając się każdej oferty pracy, aby tylko stosownie się wyposażyć, ubrać czy zjeść. Niektórzy od dziecka byli edukowani, mieli na to czas i chętnych do przekazania tej wiedzy nauczycieli, świeżo upieczony Akoraito nie miał jednak tyle szczęścia. -Znam znaczenie tych słów, ale nic ponadto.-

Satoshi z uwagą wysłuchał raportu zwiadowcy, uśmiechając się delikatnie pod nosem, gdyż rozbawiła go reakcja mężczyzny na gadającego "psa". Widocznie młody Sabaku nie zniósł tej nowiny tak źle, jak mu się z początku wydawało. Swoją drogą, było to nieco dziwne, że ludzie walczący po stronie Inzuka są niezaznajomieni z czymś, co powinno wydawać się podstawową wiedzą. Z drugiej strony, nie mu było to oceniać, sam o umiejętnościach klanu Maji wiedział niewiele, a przecież dzielą oni wspólnie z Sabaku stolicę Atsui - Kinkotsu. Widząc, że Hiroji zabiera się za skrzętne sporządzanie błotnej mapy za pomocą patyka, Satoshi wyciągnął swój notes (pilnował, by otworzyć go mniej więcej w środku, gdzie strony były czyste, nie dając jednocześnie Ikigai'owi możliwości zerknięcia w zapisane strony), po czym wyrwał pustą kartkę i zaczął ołówkiem przerysowywać cały rysunek. Wolał, by jakikolwiek szczegół mu nie umknął, starał się więc sporządzać stosowne notatki, łącznie z komicznym hasłem. Choć może to i lepiej, potencjalnemu szpiegowi Uchiha ciężej było wpaść na coś tak bezsensownego i abstrakcyjnego.

Oczywiście miał rację, dowódca zapomniał o jednym, dość istotnym szczególe, mianowicie o braku drzew w okolicy klasztoru. Drzew, które pozwalają zakraść się bliżej, korzystając z ochrony przed niechcianymi obserwatorami. Będą się dla cholernych Uchiha wyróżniać, jak kaktus na szczycie wydmy. O kurierze też nic nie wspominał, ale jeśli pojawiał się tam raz na kilka dni, to może akurat go miną. -Hmm... Kurier zazwyczaj nosi rozkazy... Może by na niego zapolować, co?- wybiegał tu trochę przed szereg, podsuwanie pomysłów nie należało do jego obowiązków, ale był to element gry, Satoshi chciał pokazać, że jest przydatny. Wzbudza to zaufanie, mydli oczy. Nie szpiegował co prawda Inzuka, ale kto by słuchał jego wytłumaczeń, w razie przyłapania. -No nic, zęby wielbłąda obejrzymy dopiero, jak go dostaniemy.- skwitował sytuację pustynnym powiedzonkiem. Kartkę z prowizoryczną mapą schował do kieszeni, a notes do torby. Czas było poszukać Yugena i powiedzieć mu o tym, co udało się im ustalić. W międzyczasie ninken wyśmiewał "jagody", przy okazji chełpiąc się siłą swojego "towarzysza". -Pułapki będą na pewno, ale raczej blisko, przy samym klasztorze, na otwartym polu. Tak, żebyśmy nie mieli okazji ich zdemontować albo chociaż na spokojnie wykryć bez ich wiedzy.-

W międzyczasie pojawił się Yugen z Karoshim, najwyraźniej zaopatrzeni na drogę. Na pytanie ciemnowłosego Sabaku wzruszył tylko ramionami, relacjonując zwięźle -Sam klasztor jest na otwartym polu, ciężko będzie się zakraść. Najbliższy garnizon oddalony o dzień drogi, czasami kursuje tamtędy kurier, być może z rozkazami. Myślę, że powinniśmy pogadać ze zwiadowcami na miejscu, mogli się czegoś jeszcze dowiedzieć w międzyczasie. Jak im tam było...- Satoshi podrapał się po głowie, udając roztargnienie, choć tak naprawdę pamięć miał cholernie dobrą. -... Yuta i Shunta?- odwrócił głowę w kierunku Hiroji'ego, licząc na potwierdzenie. Widać było, że stojące przed chłopakiem z Atsui trio było dość zgrane, lubiło najwidoczniej sobie dopiekać. Słowa Karoshiego wywołały u niebieskookiego wewnętrzny szczękościsk, udało mu się to jednak zahamować w porę, więc jego twarz pozostała niewzruszona. -Jak wspomniałem u Eichi'ego-sama, preferuję średni i daleki dystans, jako tako radzę sobie z defensywą.- będzie im musiał opowiedzieć nieco więcej, jednak niekoniecznie chciał paplać o machaniu piachem na lewo i prawo w Uso. Miał być tu przecież incognito. -Ja z kolei, wstyd się przyznać, niewiele wiem o tych, z którymi przyjdzie się nam mierzyć. Opowiecie mi o nich?- tak, gonienie na wroga, nie mając najmniejszego pojęcia o jego umiejętnościach, niekoniecznie wpisywało się w kanon "skutecznych taktyk prowadzenia wojny". -To co, możemy chyba ruszać w drogę?- W tym momencie Satoshi zdał sobie sprawę, że nie zapytał o to, w którą stronę muszą się udać. Yugen może i kojarzy teren dużo lepiej, Sabaku jednak nazwa "Usohachi" niewiele mówiła.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

Rozmowy z ninkenami musiały być fascynującym wydarzeniem. Z jednej strony dorównywały człowiekowi intelektem, lub miejscami przewyższały gdy się uczciwie popatrzyło na przekrój społeczeństwa. Z drugiej wciąż były zwierzętami i zazwyczaj dumni ludzie nie chcieli uznać ich równorzędności. Jeszcze z innej strony owi dumni ludzie mogli być jednym ciosem łapy posłani na drzewo. Cóż wtedy na pewno owa ludzka pycha cierpiała nie mniej jak plecy takiego ktosia. Lecz gdy ktoś miał nieco więcej cierpliwości to wkrótce mógł się przekonać, że ninkeny wraz z nadganianiem ludzi pod względem mądrości, nadganiały również z przejmowaniem innych, mniej pozytywnych ludzkich cech. Niestety wraz z pamięcią dzikości przodków otrzymywaliśmy interesujący koktajl osobowości. Dumny, inteligentny, lecz również prosty i dziki.

Takie właśnie wątpliwości przechodziły przez głowę Hirojiego. Chociaż powinien przyzwyczaić się do ninkenów Inuzuka skoro z nimi współpracował, to wciąż ciężko mu się z włochatymi rozmawiało. Pamiętajmy, że wciąż Yusetsu to nie tylko klan Inuzuka, ale i mnóstwo ludzi bez rodzinnych talentów shinobi.
- Skąd wiesz o sarnim szlaku? - Zwiadowca spojrzał uważnie na Ikigaia. Jednak po chwili wrócił do normalnego tonu. - No nieważne. Tak tylko mówię o oblężeniu, trzeba uważać to wszystko. A co do pułapek. Rzadko ale czasem ktoś schodził na zbocze wzgórza, porośnięte jest drobnymi krzaczkami - Pokazał dłonią na wysokości pasa. - więc uważajcie. Mogli jakieś potykacze albo inne pułapki rozłożyć. - Co prawda rozłożenie notek nie było złym pomysłem, jednak ilość fałszywych alarmów, bo przypadkiem zając wszedł w linkę byłaby dramatem dla snu i zaopatrzenia strażników. Natomiast co do bardziej klasycznych pułapek. W razie czego darmowy obiad czyż nie?

Po krótkiej chwili dwaj shinobi spotkali się na środku Uso. Przygotowania do drogi były zakończone i Yugen opuścił magazyn żegnany przez uśmiechniętego strażnika. Mając przerzucone przez plecy torby z jedzeniem. W końcu przyszedł czas by opuścić Uso. Nie żeby była to jakaś tragedia, w końcu wioska wyglądała dosyć smętnie, a i historie jakie się w niej odbyły nie należały do zbyt pozytywnych. Pozostały zapewne jeszcze krótkie wymiany zdań i przed wojownikami rozpościerał się szlak w głąb Sogen. Jeśli się uda to właśnie ten szlak, mógł być wkrótce uczęszczany przez większe ilości wojsk, lecz to już zależało od oczyszczenia go z pewnego upierdliwego klasztoru.
Pogoda była przyzwoita. Nie padało, tu i ówdzie na niebie wisiała wesoła biała chmura. Niestety trakt miejscami jeszcze pamiętał o deszczach i był poznaczony kałużami i miejscami zamieniony na maziste placki błota. Drobne niedogodności, lecz wciąż lepsze od zacinającego deszczu, który sprawia, że shinobi zastanawia się czy zabijanie przeciwników nie jest łaską, kiedy alternatywą jest moknięcie.

Hiroji

Jeśli nie macie więcej pytań to zapraszam na szlak.
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Anzou
Posty: 951
Rejestracja: 14 sty 2019, o 19:58
Wiek postaci: 16
Ranga: Akoraito
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi
- Kabura na lewym i prawym udzie
- plecak
- blaszane rękawiczki
- opaski na dwóch przedramionach
- kamizelka Shinobi pod płaszczem

Re: Uso

Post autor: Anzou »

Etsuya był zbawieniem z nieba. Kimś, kogo potrzebował w tym zadaniu przedstawiciel klanu Kaminari. Chłopak był zdolny do wyłapywania wrogów na dalekie odległości, dzięki czemu dwójka mogła w miarę sprawnie przemieszczać się po terenie wroga bez ryzyka, że ktoś ich wyłapie. Albo dwójka tylko żyła w takim przeświadczeniu. To się jeszcze okaże. Zignorowanymi dźwiękami okazały się być zwierzęta. Na całe szczęście. Białowłosy miał jasne i klarowne instrukcje. Wiedział, na czym polegało jego zadanie, a każda, nawet najmniejsza komplikacja może mieć wpływ na końcowy sukces. Wtedy dwójka dotarła do miejsca, w którym wisiały ciała. Czyje? Anzou nie miał najmniejszego pojęcia. Fakt był jednak jeden: wisiały, były martwe.
- Szczerze? Nie robi to na mnie wrażenia. Za wiele już widziałem, sporo też śmierci już zadałem. Taki już nas los Shinobi. Wojna rządzi się swoimi prawami. Zadbajmy o to, byśmy my tutaj nie wisieli. Skupmy się na dotarciu do Uso.
Podsumował krótko Białowłosy. Nie mówił głośno, starał się dopasować ton tak, by słyszał go tylko i wyłącznie jego towarzysz, który ponownie przeskanował teren i wykrył piątkę osób. Nie omieszkał zapytań Władcę Piorunów o zdanie. Miał je, wiedział co powie, skierował na niego swój wzrok.
- Omińmy ich. Bezpieczną drogą. Nie możemy walczyć tutaj. Prowadź.
Powiedział bardzo spokojnym głosem, pozbawionych wszelkich emocji Białowłosy. Rozglądał się uważnie, uważał gdzie stawia stopy, obserwował otoczenie. W lesie było się łatwiej ukryć, łatwo zastawić pułapki. Zwłaszcza, jeżeli zna się go od podszewki. Młody Kaminari ponownie docenił umiejętności Etsuyi. Był osobą zdolną, która ułatwia wykonywanie zlecenia. Powinna być oczkiem w głowie klanu. Taki dar to coś bezcennego. Anzou zamierza przemieszczać się bardzo skupiony, niczym przyczajony tygrys. Liczy, że uda się dotrzeć do wioski, w której przebywają Inuzuka. W jednym kawałku, bez walki. Tam - po zapoznaniu się z nowym towarzyszem ruszy przechwycić towar, dostarczyć go w określone miejsce. Najpierw jednak trzeba dojść do Uso. Na tym należy się skupić. Gdyby to, co chce osiągnął można było przedstawić jako listę, na samym początku byłoby przechwycenie towaru i wymordowanie każdego wroga jak najmniejszym nakładem sił i unikając wszelkiego ryzyka. Uchiha postawili wysoko poprzeczkę, by ją przeskoczyć Anzou musi wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, nie odpuszczać, skupić się na zadaniu. Musi też wymyślić, w jaki sposób zaatakować konwój, by nie uszkodzić wozu oraz nie zabić konia, czy też nie puścić z dymem wszystkich medykamentów. Do tego nastolatek nie może dopuścić. Teraz jednak - dzielnie podąża za Etsuyą, by wyminąć patrole wroga, by móc przejść do właściwej części zadania.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Uso

Post autor: Kutaro »

Po całej walce, za plecami zostawiali uszkodzony klasztor. Czerwone mury miejscami były naznaczone czarnymi smugami sadzy. Tu i ówdzie brakowało fragmentu ściany, lub dachu. Samej pagodzie, kluczowemu budynkowi w kompleksie, zadano wiele ran. Jedno piętro zostało niemal zdewastowane i gdyby nie wewnętrzne filary zapewne wieża leżałaby w drzazgach na dziedzińcu. Sam plac o ile nie ucierpiał, to był poznaczony przez czarny osad spalenizny, kilka grudek zeszklonego piasku i smugi błota. Dalej witająca niegdyś pielgrzymów brama torii miała oderwaną część zwieńczenia konstrukcji. Po drugiej stronie placu, w dachu domu ziała wielka dziura po smoczej kuli ognia, tuż obok niej ślady po wejściu dwugłowego ogara, a za budynkiem kilka fragmentów trawnika było przeoranych technikami Dotonu i atakami Inuzuka. Jedyny budynek, który jakimś cudem nie ucierpiał to główny dom modlitwy na przeciw wejścia. Cała walka rozegrała się z dala od niego choć pewnie gdyby zamieniony w czarną bestię Yugen miał gorszy humor to i ona by została zdemolowana.
- Yugen czeka na godnego przeciwnika. - Powtórzył wojownik Uchiha słowa Hao by dać mu do zrozumienia, że zapamiętał. Zawahał się ale po chwili dodał. - Gin. Nazywam się Gin. - Następnie pokuśtykał już do mnichów. O ile święci mężowie zapewne mogli tutaj zostać, to on musiał jak najszybciej się stąd zbierać. Szanse na jego dobrobyt i w ogóle przeżycie malały z każdą chwilą jak zbliżała się odpowiedź z Uso. Choć zostawienie klasztoru nie bronionego było wątpliwą decyzją taktyczną, to zadanie zostało formalnie wykonane. Klasztor został zdobyty, siły Uchiha wytrzebione. Inuzuka dowiedzą się o tym od biegnącego zwiadowcy, a Sogen od kuśtykającego Doko. Kto szybciej odpowie na wieść o upadku klasztoru zostawmy do własnego domysłu. W budynkach został jeszcze Shunta. Choć mało niezawodny i dziwny jegomość, był lojalny wobec pracodawców i pilnował okolicy. Nieufnie z daleka obserwował mnichów i Gina, mając jednak nad nimi przewagę uzbrojenia. Panowała między nimi napięta cisza. Nawet gdyby nadszedł jakiś oddział z północy mógłby niepostrzeżenie uciec, czy to do swoich kryjówek, czy zwyczajnie do Uso. Zajął miejsce w uszkodzonej pagodzie i czekał.

Podróż do bazy wypadowej wojsk Yusetsu przebiegła bez bardziej istotnych zdarzeń. Może z wyjątkiem ołowianych chmur, które powoli zaczynały się zbierać od wschodu. Najwyraźniej kapryśna pogoda Sogen zamierzała o sobie znowu dać znak. Trzy dni ładnej pogody to i tak było dużo.
Już z daleka było widać, że część lokatorów Uso szykuje się do wymarszu. Przed szturmem Yugena i Satoshiego zaczynali przygotowania, jednak teraz wozy były zapakowane i przy nich kręcili się żołdacy Inuzuka. Nad wszystkim stał Eichi i swoim niezmiennie zmęczonym, ale tym razem stanowczym głosem wydawał rozkazy. Tuż obok niego oparty o wóz był Yuta, a przy jego nodze Yae. Pod ręką, by w razie czego zwiadowca dodał jakieś informacje lub zwrócił uwagę na szczegóły w drodze. Tak na oko wymarsz mógł się odbyć w ciągu najbliższych dwóch, trzech godzin. Bystre oko Yuty dosyć szybko wyłapało dwójkę spośród innych ludzi i drugi Inuzuka podniósł w pozdrowieniu dłoń.

Yuta
Yae
0 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Satoshi
Posty: 583
Rejestracja: 13 maja 2021, o 14:33
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz.
Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku,
Kamizelka Shinobi (biała),
Kabura na broń (na prawym udzie),
Gurda,
Torba na prawym biodrze
GG/Discord: Satoshi#3881

Re: Uso

Post autor: Satoshi »



Sabaku w spokoju wysłuchał słów Yugena, spoglądał na jego zmieniającą się twarz. Z początku wydawało mu się, że właśnie dość poważnie obraził tego człowieka, choć po prawdzie, to wcale tego nie zamierzał. Mimo kilku wcześniej wykonanych misji, a raczej ich natury, czuł się nieco pewniej w roli szpiega, jednak wysłanie go w rejon objęty wojną nieco zburzyło jego nowo zbudowaną pewność siebie. Prawdziwy test dla wciąż świeżo zdobytych umiejętności. Problem jego klanu polegał na tym, że na zawsze przytroczona była do niego wielka i ciężka gurda, objawiając wszem i wobec, z przedstawicielem którego pustynnego klanu ma się do czynienia. Jak w ten sposób zachować anonimowość? Być może nieco spanikował, przypuszczając, że został właśnie zdemaskowany przez tego człowieka, cały czas z tyłu głowy mając słowa Jou, wymagającego zachowania jak najlepszej tajemnicy. Praca szpiega też przecież była niebezpieczna. Jeśli złapaliby go Uchiha, Satoshi dyndałby zapewne na najbliższej gałęzi, nie potrzeba by im było niezbitych dowodów na jego winę, podejrzenia to pewnie aż nadto. Niebieskooki już miał przeprosić Yugena za wypowiedziane słowa, gdy brunet odpalił metaforyczną bombę złożoną z setki wybuchowych notek. Syn Shirei-kan?! No teraz, to się młody Sabaku wkopał zupełnie. Stojący przed nim ciemnowłosy był osobą, do której najprawdopodobniej Satoshi w innych warunkach bałby się nawet odezwać w obawie o to, że swoim zachowaniem przedstawi swój ród w złym świetle. Szczególnie teraz, gdy został Akoraito, którzy w przeciwieństwie do Dokou, musieli już uważać na to, jak reprezentują klan, z którego pochodzą. Sytuację jednak ratował fakt, że Yugen nie wyglądał na osobę, która bezdyskusyjnie wymagała takiego traktowania jego osoby. Wciąż przeżuwając resztkę swojego czerstwego chleba, Satoshi skłonił się więc tak nisko, jak mu na to zmęczone mięśnie i siedząca pozycja pozwalały. Nie chciał klękać przed tym człowiekiem, po tym, jak traktował go równego sobie podczas trwania całej misji, płaszczenie się przed nim mogło wyglądać już zbyt sztucznie. -Wybacz, Yugen-san. Nie miałem pojęcia, że wysłano mnie z synem Shirei-kan Inzuka. Okazałbym wtedy większy szacunek, należyty Twojemu statusowi.- spojrzał na dokumenty, wyciągnięte w jego stronę. Yugen zagrał w otwarte karty, najprawdopodobniej to Satoshi był zbyt ostrożny. Wyciągnął rękę po oferowane kartki. -Jeśli tak stawiasz sprawę, to najprawdopodobniej nie mogę odmówić. Nie jestem pewien, czy Jou-dono ucieszy się na zaproszenie, to cholernie formalny człowiek i pewnie uzna, że stroję sobie z niego żarty.- Tu Satoshi się uśmiechnął. Jedna sprawa, że zapewne urwałby mu łeb za coś, co mógł odebrać jako drwiny, a druga, że oderwaną głowę posypałby solą, gdyby się dowiedział, że informacje przynoszone mu przez jego szpiega zostały dobrowolnie ofiarowane przez syna Shirei-kan rodu Inzuka. Na całe szczęście w autentyczność dokumentów nie można było wątpić, niósł je kurier, a jego krew wciąż zdobiła biel papieru. Satoshi pogrążył się w lekturze, skrupulatnie zapamiętując każdą z informacji, za których zdobycie zapłacił swoim życiem kurier. Ciemnowłosy odezwał się ponownie, zapewniając Sabaku, że nie jest aż tak bezmyślny. -To dobrze, po prostu miałem wrażenie, że adrenalina po walce nieco za bardzo Cię rozochociła. A co do Sentokiego, aż dziwne, że syn przywódcy rodu musi takiego słuchać. Ale to chyba nawet lepiej. Obserwowanie nierównego traktowania potrafi nieźle popsuć morale pozostałych żołnierzy.- z tym akurat stwierdzeniem Satoshi był zupełnie szczery. Sam był przecież jednym z setek shinobi zasilających pustynne armie, nie należało mu się nic, poza tym, co sobie sam wywalczył i zasłużył własnymi czynami.

Całe szczęście Yugen również postanowił wyruszyć do Uso, zamiast pchać się do garnizonu wypchanego dziesiątkami przeciwników tylko po to, by poszukać tego całego Muraty. Satoshi, pomimo zmęczenia, starał się nie spowalniać marszu. Nie zamierzał zostawać w tej okolicy ani chwili dłużej, niż było to konieczne. Nie to, żeby bał się szybkiego odwetu Uchiha, którzy właśnie utracili panowanie nad jednym ze swoich posterunków, po prostu zanosiło się na deszcz. A zmęczone, drżące z zimna i przemoczenia mięśnie bolały jeszcze bardziej, niż zazwyczaj. Jedna przewaga pustynnego klimatu nad tym równinnym czy nadmorskim. Ciepłe, rozgrzane mięśnie regenerowały się znacznie szybciej. Niestety, z pewnością nie byli w stanie przemierzać terenu tak szybko, jak poprzednio. Siła woli potrafiła wiele, jednak nie niwelowała skutków deficytu zasobów chakry. Jakoś jednak im się udało. Podróż wydawała się o niebo szybsza, ale tak było chyba zawsze. Droga powrotna zawsze zdawała się krótsza, nawet powrót z Ryuzaku do Kinkotsu Satoshiemu wydawał się minąć w okamgnieniu, a w podróży spędził wtedy niemal miesiąc. Ot, kolejny dziwny fakt rządzący wszechświatem. -No, to dotarliśmy, szybciej, niż się tego spodziewałem- skomentował sucho Sabaku, dysząc ciężko. Jeszcze tylko raport, odebranie weksla, chwila odpoczynku i powrót do Ryuzaku. Trzeba było tylko jakoś zmyślnie ominąć patrole Sogeńczyków.

Osada tętniła życiem, wyglądała wręcz, jakby spora część obecnych rezydentów Uso została wyznaczona do przenosin do klasztoru. Prawdę mówiąc, Satoshi się tego nie spodziewał. Sądził, że nie wyślą większego oddziału niż ten, który wraz z Yugenem rozgromili. Co prawda Satoshi nie specjalnie uważał się za szczególnie przydatnego podczas tego szturmu, jednak wciąż był bardziej użyteczny od pozostałego na miejscu Shunty. Widząc machającego w ich kierunku Yuty, Sabaku skierował swoje kroki prosto w jego stronę. Dopiero po chwili zwrócił uwagę, że stoi obok niego Sentoki dowodzący całym tym miejscem. Powstrzymał się więc od uśmiechu, pozostawiając złożenie raportu Yugenowi, skoro to w większości była jego zasługa. Yuta i tak pewnie większość już zrelacjonował.
0 x
Obrazek
Where the post at?
Obrazek
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 301
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

- Gin. Zapamiętam twoje imię. - Obdarzyłeś go nawet uśmiechem - i nie, nie był to uśmiech pełniący funkcję niespełnionej groźby czy ostrzeżenia. Był rzeczywiście sympatyczny. - Zostawię w twoich rękach pochowanie kamratów, Gin-san. - Ile znaczyły różnice tego świata? Jego nienawiści i bolączki? Wódz napędzał swoich mężów do myślenia: ten zły, tego bijcie! Ale na wojnie nie było złych i nie było dobrych. Jedno za to było pewne - wojna rozwijała skrzydła tym, którzy bestialstw chcieli się dopuścić. Przymykano oczy, bo przecież kiedy wokół giną setki, niewielu zauważy zniknięcie kolejnej dziesiątki. Nie spojrzą na obrabowany dom, kiedy palono całe miasta. Tak, jakieś informacje docierały do uszu Yugena z frontu... i sprawiały, że jego mięśnie się naprężały i zastanawiał się, co on tutaj w ogóle robi. Dlaczego wysłano go na drugi koniec świata, zamiast posłać naprzeciwko siłom Uchiha? Matka zrobiła to z premedytacją? Żeby go chronić? Czy może to był jakiś zwykły przypadek? Zawsze będą rodziły się pytania o to, czemu i dlaczego - a przynajmniej w twoim umyśle. Zawsze będą układanki do ułożenia i zagadki do rozwiązania. Tak jak i zawsze będzie za coś żal. Niektóre rzeczy jednak po prostu musiały się stać, a człowiekowi nie pozostawało nic innego jak iść przed siebie z uniesioną głową. Ten świat w końcu miał jeszcze wiele do zaoferowania. I jeszcze więcej do odebrania.
Położył dłoń na ramieniu Satoshiego i pokręcił lekko głową. Ale to nie była rezygnacja czy forma nagany na ten gest - to był gest, który spojrzeniem przekazywał, że nie ma takiego potrzeby. Potrzeby na takie gesty czy tym bardziej na jakiekolwiek przepraszanie.
- Nie mam żadnego statusu. Jestem Akoraito klanu Inuzuka. - Jego ton złagodniał, chociaż ramiona nadal miał napięte, co wyraźnie rysowało się na jego sylwetce - dość chudnej, odrobinkę ZA chudej, jakby wojna mimo wszystko temu człowiekowi nie sprzyjała. Nigdy nie oczekiwał specjalnego traktowania tylko dlatego, że jego matka miała status, jaki miała. Choć i też - nie oczekiwał, ale zazwyczaj go uzyskiwał, przynajmniej w samym Ookami-den, tam, gdzie go znali. Poza nim... och, posiadanie tak neutralnego nazwiska było wygodne. Tylko ktoś, kto rzeczywiście był zainteresowany politycznymi zawiłościami mógł pokojarzyć jego imię, bo to tylko i wyłącznie imię. Dla całej reszty był po prostu Akoraito Inuzuka. I to mu odpowiadało. Tak samo odpowiadało mu to, że był nim dla Satoshiego. Marzycielem, nieco beztroskim, który nie do końca przejmuje się światem wokół. Och, jak wszystko potrafiło zaskakiwać w ludziach! - Nie sądzę, żeby ktokolwiek w Uso zdawał sobie sprawę z tego, kim jestem. - Puścił oczko w kierunku Sabaku. Tak dając mu znać, że przecież każdy ma coś do ukrycia. A czy myślał o Satoshim w kategorii szpiega? Nie. Każdy ninja nim w pewien sposób był - zwłaszcza, gdy był obcy, gdy przychodził w takim czasie z innego klanu i zaczynał się rozglądać wszem i wobec. Oczywiście Uchiha mogli mieć jakiś super tajnych sprzymierzeńców, o których nie wiedział, ale pokazanie Satoshiemu ich własnych rozkazów... no cóż. Jakoś nie wydawało mu się to zmieniać niczego.
- Jakim byłbym człowiekiem, gdybym nie szanował zasad kultywowanych i pilnowanych przez moją własną matkę? - I jakim byłby synem? Hao żywił bardzo dużo szacunku do zawodu "rodzic". Rodzina zresztą dla Inuzuka była bardzo ważna - ich pojęcie ludzie żyją w stadzie było chyba tym silniejsze, że w pełni pojmowali jak to jest cały czas na kimś polegać. Że nie jesteś tu sam, że sam nie walczysz - zawsze jest ktoś, kto ci pomoże. Tak samo zresztą żywił szacunek do tradycji. - Mężczyzna może być tym, który czeka tylko na okazję. Czy jednak nie lepiej okazję tworzyć? Aby nikt nie miał wątpliwości, że to, co osiągnąłeś, osiągnąłeś własnymi rękoma. Wtedy dom, który wybudujesz, będzie z kamienia, nie z chwiejnego chrustu. - Morale to jedno, a drugie - co ludzie powiedzą. Bo chcąc nie chcąc to zawsze było ważne, co powiedzą. To, co potem dotrzeć może do uszu twoich wrogów jak i sojuszników. Co dotrze do uszu Shirei-kana. Jak będą na ciebie spoglądać - czy będą się ciebie bali czy może szanowali. - Nasz świat to świat możliwości, gdzie doceniana jest nie tylko siła mięśni. Czy ktoś, komu wręczono z samego faktu urodzenia tytuł Kogo byłby szanowany w tym świecie? Nie wydaje mi się. Twoja wartość to nie wartość błękitnej krwi - każdy z nas krwawi tak samo. Nawet ci, którzy nie odziedziczyli Limitu Krwi potrafią wspiąć się na szczyt. - Nie idealizował tego świata. Wiedział, że jest nierówny, że tak naprawdę dla klanu ważniejsi byli ci o unikalnych umiejętnościach. Ale wiedział też doskonale, że naprawdę, jeśli tylko bardzo mocno czegoś chcesz to masz szansę to uzyskać. Oprócz "chcenia" należałoby się jednak też odrobinkę postarać.
Obraz klęski. Klęski. Pole bitwy zmieniało się w zależności od tego, kto na nie patrzył. Zostali na nim tylko niedobitkowie, którym poskąpiono łaski dobicia ich? Okrutne. Patrzyli na niego królowie z uśmiechem, że zdobyli tę walkę, że była ich, że to wygrana, to już? Widziały ją kruki, które drąc się w niebogłosy krążyły po otulonym dymem firmamencie? Oczy były zwierciadłami duszy - i były też zwierciadłami tego świata, w którym się odbijał. Ludzie lubili mówić, że zwycięstwa były słodkie, bo satysfakcjonujące. Czy to jednak zależało od tego, kogo powaliłeś na kolana? Ponieważ nie było niczego satysfakcjonującego w przekroczeniu bramy Tori, kiedy wyszli poza jej granicę, a brunet odwrócił się raz jeszcze, tylko na moment, by klasnąć w dłonie i pokłonić się przed klasztorem. Czy może raczej - przed bogami, którzy bywali kapryśni. Jedni mogli zrozumieć, drudzy szukać będą zemsty. Zupełnie jak ludzie.
- Proszę. - Yugen wyciągnął jedną z zapakowanych racji i wręczył Satoshiemu. Tamten czerstwy chleb nie wydawał się najlepszym pożywieniem po takiej batalii... - Nie śpieszy nam się. Jeśli potrzebujesz usiąść to powiedz. - Niektórzy mieli swoją dumę, która nie pozwalała im się zatrzymać - i doskonale to rozumiałeś, bo w końcu sam potrafiłeś taki być. Nie, w zasadzie to taki byłeś. "Nic się nie dzieje" - pewnie, tylko z tętnicy na kilometr tryska krew. Ale wszystko dobrze, ja dam radę! Aż się lekko uśmiechnąłeś pod nosem na tę bzdurną myśl, zwłaszcza kiedy przekładane to było na samego Sabaku. Miły chłopak. Naprawdę sympatyczny. - Mam szczerą nadzieję, że będzie nam dane się kiedyś spotkać. Mam na pustyni przyjaciółkę z dawnych lat, Hibiki Airan, którą mam w planach odwiedzić po zakończeniu wojny. Być może, całkiem przypadkiem, znacie się? - Świat ninja był ogromny i oczywiście było to średnio prawdopodobnie ale jednak mieszkali w jednym mieście, służyli pod jedną banderą... no dobrze, Satoshi tylko rok. Albo aż rok. Chyba zależy od perspektywy - zupełnie jak z tym spojrzeniem na pole bitwy... Zorientował się bardziej po chwili, że jego palce błądziły na złotym słońcu, które wisiało na jego szyi skryte wcześniej pod materiałem - prezentem od Airan dla Karoshiego. Puścił medalion, pozwalając mu opaść na czarne ubranie - odznaczało się dość mocno.
Ikigai szczeknął głośno i zamachał ogonem widząc Yae, pysk mu się od razu uśmiechnął - tak i wyrwał do przodu, żeby dopiero teraz porwać damę do konwersacji na temat całej wielkiej bitwy. W końcu - ktoś tu się musiał popisać i zrobić dobre wrażenie przed piękną panią. Karoshi wywrócił ślepiami, naburmuszony, nie w humorze i w ogóle nie dotykać, bo uwalę rękę przy samej dupie. Przez część drogi Yugen mocno go już pilnował, upewniając się, że jego rany się nie paprzą, że nie dostaje gorączki, że jeszcze wytrzyma - basior odczuł jednak tę potyczkę, nawet jeśli nie śmiertelnie to boleśnie. Ale kiedy już wkroczyli do wioski uspokoił się. Kiwnął głową z uśmiechem i skierował się prosto do Eijiego - głównie po to, żeby poprosić go o uleczenie Karoshiego. Tak i upewnić się, co usłyszał i ewentualnie uzupełnić jego informacje.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sogen”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości