Uso

Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Spędzili ze sobą na tyle dużo czasu, że powinni się poznać i przyzwyczaić do siebie w ten najbardziej podstawowy sposób. Swoje mniejsze przyzwyczajenia, to jak wyglądasz kiedy nie jesteś do końca wyspany i dopiero się obudziłeś, i to jak to jest, kiedy się po prostu milczy. Milczenie z Yugenem nie było niezręczne czy uciążliwe. Było zupełnie naturalne. Raz się do siebie odzywali, snuli swoje filozoficzne rozmowy o życiu i śmierci (to też zabawna sprawa, bo Airan była dość konkretną osobą i nie przepadała wcale za filozofowaniem, a jednak rozmawiając z Yugenem… zupełnie jej to nie przeszkadzało), albo rozmawiali o czymkolwiek. Innym zaś razem milczeli przez godzinę – i to też było dobre. Może w czasie tego milczenia zerkali na siebie od czasu do czasu wymieniając uśmiechy? Tak, pewnie tak właśnie było. Tak jak uśmiechała się nad tymi listami, które wymieniali przez lata, i które składowała bezpiecznie zamknięte w drewnianej szkatule – podobnej do tej, którą przywiozła Yugenowi z Kinkotsu, jednak nieco większej, by listy się tam mieściły i nie parciały tak od słońca. Były cenne – dla niej, dlatego miały swoje ważne miejsce w domu. Dziwne, nie? W tym świecie i czasie mieć korespondencyjnego znajomego, który nie był wcale takim zwykłym znajomym. Bo ani zwykły, ani znajomy…
Dlaczego tak nie lubiła ludzi… Bo nie było w nich bezinteresowności – zazwyczaj i w większości. Bo byli fałszywi, chcieli zysku, ale zysku przede wszystkim dla siebie. Już to mówiła Yugenowi: ludzie są jak sępy. I to była niestety prawda o świecie. Kolejnym problemem było to, jak Airan postrzegała świat i jakie procesy zachodziły w tym czasie w jej umyśle; jak wiele dostrzegała tego, czego ludzie wcale nie chcieli pokazywać i o sobie mówić. Jak wiele rozumiała. I był też kolejny problem: jej inteligencja. Mogła porozmawiać z „prostym ludem” i robiła to, ale na dłuższą metę szukała mentalnej stymulacji i rozmowy z kimś, kto za nią nadąża. A to wcale nie było takie oczywiste i proste, więc…
- Uczy się pilnie i chętnie, nie będziesz mieć z nim problemu. Wystarczy mu dobry motywator – Airan wystarczył dzień, żeby rozgryźć malucha, ale to może dlatego, że miała oko do dzieci. A Karoshi był szczeniakiem – może i ninkenem, ale nadal dzieckiem. Zaś przez ten miesiąc wyciągnęła kolejne wnioski i poprawki na charakter malca-który-rósł-jak-na-drożdżach. - Byłeś też dużo młodszy, kiedy Ikigai dorastał, to też sporo zmienia. Twój charakter to jedno, drugie to doświadczenie i dojrzałość – przecież Yugen się zmienił przez te lata, kiedy był małym smarkiem trenującym swojego ninkena. Dwa ninkeny… A że był wtedy taki delikatny i miał problemy z kontaktami z rówieśnikami, to nie dziwne, że Ikigai wpadł w taką wręcz obsesję. - Nie sądzę, żeby Karoshi miał mieć w przyszłości ten sam problem – oderwała w końcu spojrzenie od malucha, którego ogon zdradzał jak bardzo się cieszy z towarzystwa tylu ninkenów i spojrzała na Yugena. - Może nie, ale na pewno nad tym zapanuje – Airan zapanowała, ale tego już nie dodała. - Mówi się, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Więc jestem pewna, ze Karoshi będzie wspaniałym kompanem i nieocenionym umysłem – na początku mieli z nim problem, bo testował granice. Teraz je już chyba poznał… Później będą mieli z nim inny problem. Pomijając rozmiary, jakie miał osiągnąć, to jeśli wchłonął chociaż część charakteru i sposobów Airan, to wyrośnie im prawdziwa żmija w czarnym futrze. Żmija, którą trudno będzie oszukać. Żmija, która lubi się tulić. - Uroczy słodziak – dodała po chwili, znowu patrząc na wyczyny malucha. O wątpliwościach Ikigaia niewiele wiedziała… Ale zdziwiłaby się, gdyby ich nie miał po doświadczeniach, jakie mieli z ostatnią kobietą, którą zapraszali do domu. - To… Bardzo mało danych na szukanie kogokolwiek – mógł mieć sogeńską urodę, ale to było trochę za mało. Imię, nazwisko, gdzie się poznał z Miyuki… To były takie podstawy, od których w ogóle można było zacząć. Bo bez tego? Słabo, kiepsko.
- Kurczę, a przez moment byłam pewna, że ten no… szczaw to jak ta żaba, jakieś śmiesznie zwierzątko – uśmiechnęła się całkowicie pogodnie, poddając się kolejnej głupiutkiej rozmowie z Yugenem, bo była pewna, że póki tego całego zielska na oczy nie zobaczy, to w życiu go nie rozpozna. - Dla was go znajdę. Tylko napisz, co? Jak będziesz mieć możliwość. Daj znać, że żyjesz i że wszystko jest dobrze – może to było oczywiste… ale Airan po prostu chciała wiedzieć, czy sobie radzą i czy jest w porządku. Wojna była… Okropna. I mogło się zdarzyć wiele. Była też pewna, że przez jej czas będzie się po prostu o nich martwić.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Karoshi był istotą, która miała wiele buntu przeciwko temu światu i miała mu bardzo wiele do pokazania i przekazania. Przez całą tę podróż bardziej podrósł - i już kulki tak do końca nie przypominał. A rósł w oczach. Nabierał sylwetki, masy, wzrastał, wzrastały jego łapy, które teraz się prężyły i niosły jego ciało. Teraz wydawał się nawet zabawniejszy niż wcześniej, przez to, że przestawał być szczeniakiem po kolejnych tygodniach i jednocześnie ciągle nie był też dorosłym osobnikiem. Faza pomiędzy była tą, w której nie wiadomo, czy już brać na poważnie tego osobnika, czy nadal zasługuje na kudłanie za uszkiem. Dla Airan i Yugena odpowiedź była oczywista. To zawsze pozostanie dla Airan Słodziak, a w oczach Yugena to zawsze będzie dziecko. Właściwie - prawie jak własne. Napełniało serce ciepłem i radością, że widać było, jak się rozwija i jak nabiera coraz więcej mądrości. Nawet jeśli walki z nim były dość trudne i często wymagały ogromnej ilości cierpliwości. Dzieci były, rzeczywiście, po prostu inne. Nawet jeśli potrafiły być okrutne, bo paskudnie szczere w swoich wyznaniach, to niedotknięte złem tego świata zachwycały jednocześnie niewinnością, której większość ludzi nie miała. Nie, nie dało się porównać dziecka do osoby dorosłej. A to właśnie dorośli mieli te dzieci kształtować.
- Jak na razie nawet motywacji mu nie potrzeba. - Sam sobie ją znajdywał. Jego ciekawość go prowadziła. I chęć dokazywania każdemu, kogo spotka. Żeby się pokazać, żeby ustalić porządek. O, proszę bardzo, teraz nawet odwrócił się do Ikigaia i pacnął go łapą w pysk sprawiając, że tamten zjeść sierść na grzbiecie i zawarczał. Czy to sprawiło, że Karoshi położył po sobie uszy? Skądże! Pacnął drugi raz! I kiedy Ikigai zrobił gwałtowny ruch w przód, ten sam się napiął, zjeżył i zaczął warczeć. Charakterek to on miał. I to bardzo trudny. Ciekawe, czy z czasem przejdzie mu to coraz wyższe noszenie głowy? Bo Hao miał wrażenie, że tendencja jest wręcz odwrotna - wraz z wiekiem podnosił ją coraz wyżej. Im wyżej mógł patrzeć na ten świat. Yugen skinął głową. Doświadczenie było bardzo ważną sprawą kiedy chodziło o wychowywanie. Ikigaia nie wychowywał sam - pomagała mu matka i jej ninkeny, a ci byli już o wiele bardziej doświadczeni. Tak samo jak pomogli mu wychować siostrę Ikigaia. Ale to znowu nie to samo. Karoshi był jego - od samego początku, od małego szczeniaka, kiedy już wiedział, kim jest, kim będzie i czego pragnie. Nie spędzał teraz całych dni z nosem w książkach i na swoich treningach - całą swoją uwagę poświęcił małemu. Ikigai nie miał tak przyjemnego dorastania. Sporo czasu ten szczeniak spędził wpatrując się w Hao, który po nocach, jeszcze jako dziecko, wgapiał się w pergaminy ze zmarszczonymi brwiami i próbował być po prostu najlepszy. Wyjść na oczekiwania, które... można by powiedzieć, że zupełnie sam przed sobą postawił, bo tak było, ale to otoczenie wpłynęło na to stawianie oczekiwań. Bo to oni mówili, że pewnie będzie tak samo dobry jak jego matka, a co z niego wyrośnie, a czy to będzie duma rodu? Bycia synem kogoś u władzy - co to właściwie oznacza? Nie ma tu władzy dziedzicznej - i cóż z tego? Wystarczy, że przy kimś jesteś i zawsze będziesz przyrównywany. Nigdy nie będą cię traktowali tak samo jak zupełnie normalnego dzieciaka z ulicy. Rozumiał to. Karoshi więc miał zupełnie inny start niż oni wszyscy. I w końcu to nie oni obudzili się pierwszy raz w mokrej, cuchnącej klatce, oglądając wokół śmierć innych istnień.
- Mało. Wystarczająco jak na kogoś, kto teraz nie ma na to czasu i możliwości. - Ponieważ chciał... ale przed tym musiał właśnie porozmawiać z matką. Poważnie. Można mówić, że przecież nie masz więzi z kimś, kogo nigdy nie widziałeś. Ale przecież krew jest gęstsza niż woda. Ciągnie. Kimkolwiek ten człowiek żył, czy żył czy nie, chciałby mu spojrzeć w twarz. Przekonać się, kim jest. Czy ma rodzinę. Dowiedzieć się, dlaczego ta miłość była krótka i intensywna. A może to tylko alkoholiczna przygoda? Nie lubił sprawiać matce przykrości, tak. Ale czasami przychodził taki moment, w którym... ta spowiedź działała lepiej niż duszenie czegoś w sobie. Minęło wystarczająco wiele lat. Wystarczająco dużo czasu, żeby już podejść do tego inaczej. I się przełamać. To nie był rok, dwa. Nie tak, że skończyła się nawet Yugenowi cierpliwość. Zresztą - oto są tutaj. I to "tutaj" było ważniejsze od jego prywatnej ciekawości. Bo to właśnie było tym motywatorem poszukiwań. Ciekawość.
- Napiszę jak tylko będę mógł. Lub będę w miejscu, w którym wysłanie kuriera nie będzie takie problematyczne. - Jak problematyczne było tutaj. Skoro nawet dostawy nie dochodziły... a w Uso chyba nawet kuriera żadnego nie było. Chociaż... może był? Hao teraz wręcz rozejrzał się wokół. W końcu to było miasteczko przy granicy, przez które przejeżdżali kupcy. Duża szansa, że jednak mają tutaj coś więcej prócz kilku krów, kurczaków i szwaczki... której już zresztą tu nie mieli, bo wybyła, jeśli wierzyć słowu Eichiego. - Choć... może mają tu nawet kuriera? Będę musiał porozmawiać z Eichim... - Przesunął palcami po włosach z westchnięciem. Cichym i lekkim. Na myśl o tym, jak wiele w tym miejscu było do załatania i naprawienia. Dużo pracy... ale pracy się nie bał. Martwił się co najwyżej o to, że może dojść do jakichkolwiek scysji. Że teraz ładnie się koniec zamalował, ale nowy początek może być znowu mało kolorowy. - Ach, wszystko w swoim czasie. Idziemy? - Wskazał gestem dłoni z uśmiechem na uliczkę, która prowadziła w głąb Uso. - Chciałbym odwiedzić tutejszą ludność. Zapewnić ich, że teraz wszystko będzie dobrze... - I też poinformować o tym, jaka jest sytuacja, poinformować o grobie, o tym, że jeśli potrzebuję to postawione zostaną nagrobki, że jeśli potrzebują to niech odprawią nabożeństwa... było wiele rzeczy do przekazania i przede wszystkim - zorganizowania tutejszej ludności.
Praca nad Uso nie trwała godziny czy dwóch, to było kilka dni roboty, a właściwie Yugen zamierzał ruszać dalej, w głąb terenów Uchiha. Najpierw jednak postanowił sprawdzić szlak, który przebyli z Airan raz jeszcze. Nie cały, nie. Ten kawałek po ich stronie. Zaoferował więc, że po prostu ten kawałek ruszy z nią - i ją odprowadzi.
Tego dnia Karoshi był cały gotowy. Zanim obudził się Yugen, zanim obudziła się Airan, ale już koło godziny, gdzie wiedział, że kobieta się budzi, baaardzo powolutku przyszedł pod jej łóżko. Gapił się przez moment na nią - tymi swoimi ślepiami, jak ślepymi. Gapił. Patrzył. Mijały chwile, a on się upewniał, czy aby na pewno śpi, czy się nie przebudziła. Zakradał się jak najciszej! Lecz nie. Spała. Wstał na zadnie nogi i oparł przednie na łóżko. Wskoczył na nie, ostrożnie! Zamarł. Śpi? Chyba tak. Jego ogon machnął sobie na bok. STÓJ! Stój zdradziecki! Prawie warknął na własny ogon, ale na szczęście znów! Dał radę! Się powstrzymał! Uniósł jedną "brew" gapiąc się znów. Iii... duupa w dóół... dokładnie tak, jak Airan go uczyła. Zaczajony predator w nogach jej pościeli. Z oczami błyszczącymi. Z ogonem latającym teraz jakby miał w dupsku owsiki. Iii...
- POOBUDKA, POOBUDKA, OBUDŹ SIĘ, OBUDŹ SIĘ, DZISIAJ ŚWIECI SŁONKO, PATRZ, WSTAJE SŁONKO! - Karoshi skoczył prosto na Airan i zaczął ją lizać po twarzy i ocierać się o nią łbem i z ADHD skakać na boki i podnosić łeb, pokazując na zasłonięte okno, a tu znowu ją polizał, a zeskoczył z łóżka, a okręcił się wokół własnej osi, a znowu wskoczył na łóżko i zanurkował łbem pod jej kołdrę. - CZEEŚĆ! Nie śpij tak długo! Dzisiaj jest bardzo ładnie! O, ale masz tu ciepło, jak miło. - Karoshi obkręcił się pod kołdrą i tylko kraniec pyska mu spod niej wystawał, kiedy się położył. I w końcu zapanował z jego strony bezruch.
1 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Mały Karoshi był fazą kulko-ziemniaczka, następnie w fazie wzrostu występował etap „długi maluch”, kiedy szczeniak rósł, ale proporcje jego ciała były zaburzone. I następnie była faza dorosłości, gdzie taki osobnik przybierał jeden z dwóch kształtów: duży ziemniak, albo długi duży. Obecnie był na etapie małego długiego kudłatego ninkena i Airan podejrzewała, że w przyszłości się po prostu… powiększy nadrabiając te swoje pokrzywione jak na razie proporcje ciała. Jakoś nie wyobrażała sobie Karoshiego, by miał w przyszłości być dużym ziemniakiem. Albo raczej, sądząc po wielkości ,jaką miał przyjąć, wielkim ziemniakiem. Niezależnie jednak od tego, to była prawda: dla Airan, Karoshi zawsze będzie Słodziakiem, albo Uroczym Słodziakiem, albo czymś w tym rodzaju.
- Ano. Ale chodziło mi o to, że motywacją go można łatwo i skutecznie naprowadzić na jakąś konkretną… naukę – z początku był przekupny, bardzo, ale teraz już chyba trochę zmądrzał. No i jak mu w takich momentach ciekawości wpajać odpowiednie rzeczy do głowy, uczyć go poprzez zabawę, pomalutku, to pojmował naprawdę w mig! Prawdą było jednak, że był bardzo ciekawski i wszędzie próbował wsadzić ten swój słodki, mokry nochal i sprawdzić na własnej skórze. Airan parsknęła pod nosem, co dla Yugena musiało być całkowicie słyszalne, kiedy młody pacnął Ikigaia i zupełnie nic sobie nie zrobił z tego, że ten na niego nawarczał ostrzegawczo. Wspaniały obrazek. - Przejdzie mu. Jak wyrośnie i dojrzeje mentalnie. Zobaczysz – to nie tyle, że trzymała za to kciuki, co to wiedziała. Tak podskórnie, podświadomie. Cóż, kobiety podobno miały ten dodatkowy, szósty zmysł i nie mówię wcale o sensoryzmie. A to, jakie życie prowadził Yugen jako dziecko, nie wpływało pozytywnie na wychowanie drugiej istoty – tego była pewna. Bo choć się wtedy nie znali, Yugen trochę jej o sobie i swoim dzieciństwie poopowiadał – widziała w tym pewnego rodzaju swoje odbicie. Wiedziała ile sama się uczyła i trenowała, by wszystkim pokazać, że nie jest tylko „siostrą”. Wiedziała czym były te kajdany i poprzeczki. Nałożone nieco inaczej, innymi rękoma, ale robiły to samo – pętały na pewien sposób. I te momenty spętania to nie były te odpowiednie do wychowywania i dawania cząstki siebie drugiej osobie.
- Będę wdzięczna – jeśli napisze jak będzie mógł. - Ja nie będę w stanie się z wami skontaktować. Ale w razie czego będę pisać do ciebie do domu. Jak wrócisz to przeczytasz – bo będąc w podróży, na wojnie, jak miał ich kurier znaleźć? Było to niemożliwe.
Airan ruszyła z Yugenem pomóc mu co nie co. Rozmawiając z ludźmi, nieco starając się ułagodzić nastroje… Nie miała też nic przeciwko temu, by ją trochę odprowadzili z powrotem przez Sogen. Nawet jeśli nie tak bardzo daleko – towarzystwo zawsze było mile widziane, zwłaszcza tak przystojne i miłe… I przede wszystkim było bezpieczniej.
Spała. Po tym… Miesiącu? Dwóch? Czarnowłosa straciła rachubę tego, jak długo jest już poza domem. W każdym razie po tym czasie – przestawiła się z całkowicie rannego wstawania, przywykła do przesypiania całej nocy o ile miała taką możliwość – wyłączając te momenty, kiedy brała jakąś część nocnej warty. Tak i spała sobie teraz, zawinięta w kołdrę, leżąc bokiem – jej kruczoczarne włosy rozsypane były na poduszce, oczy zamknięte, oddech spokojny a wyraz twarzy całkowicie pogodny. W normalnych warunkach miała bardzo czujny sen, w nieznanych miejscach, w nieznanym towarzystwie zbudzić mogło ją wszystko, ale tutaj z nimi czuła się bezpiecznie. Przyzwyczaiła się do cichego oddechu Yugena, przyzwyczaiła się do pochrapywania Ikigaia, przyzwyczaiła się do lekkiego popiskiwania Karoshiego, kiedy przez sen przebierał nogami, jakby za czymś gonił. Przyzwyczaiła się do ich zapachu i obecności – i traktowała ich jako pewien element, stały, nocy. I nie tylko nocy. Więc spała spokojnie, nie przejmując się ewentualnymi dźwiękami czy poruszeniami, a jej mózg zupełnie ignorował dźwięki dochodzące z wewnątrz pomieszczenia. Tak i wannabe asasyn Czarna Kulka Karoshi, kiedy się na nią zaczaił, nie mogąc do końca zapanować nad ogonem, choć nad dupskiem już ładnie pracował, to dopiął swego. Skoczył – i wydusił z Airan mocniejszy oddech, kiedy ta otworzyła nagle oczy, zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Jej dłoń automatycznie powędrowała pod poduszkę, gdzie nic nie było, bo wszystkie swoje metalowe klamoty zostawiła w torbie – ale to był ten moment, kiedy maluch się rozszczekał i zaczął lizać ją po twarzy, tulić się. A potem dalej skakać po łóżku, po niej, po podłodze… Hibiki zdążyła tylko wypuścić powietrze przez usta, wymruczeć ciche:
- Ojej… - bo „co jest” gdzieś jej tam ugrzęzło, kiedy bladooki ninken ponownie wylądował na jej łóżku, a właściwie sekundę później śmiesznie wkopał się pod jej kołdrę. Airan siedziała na posłaniu, przykryta kołdrą, odkryta od pasa w górę – rzecz jasna w piżamce, i nieprzytomnie potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu, kiedy ruch i szczekanie ustało, a czarny łeb wystawił się spod jej przykrycia. Uśmiechnęła się wyginając pełne usta i wyciągnęła dłoń, żeby pogładzić malucha po pysku i zanurzyła rękę pod kołdrę, żeby palcami pomiziać go koło uszu, po czym.. wsunęła się głębiej pod kołdrę, kładąc się znowu, tym razem jednak przykrywając się tylko w części, tak, żeby ten kraniec pyska nadla mu wystawał i się nie udusił, ale jej ręka owinęła się lekko wokół długiego już ciałka ninkena. - Jeszcze chwilę, dobrze? – bo intencje malucha były oczywiste: WSTAWAJ, BAW SIĘ ZE MNĄ. Nie musiała go rozumieć co do słowa, żeby wiedzieć, czego od niej chciał. Ale on doskonale rozumiał to, co ona mówiła, więc… Ach, mowa ciała – mówiła naprawdę wiele. Fiołkowooka uśmiechnęła się, gładząc Karoshiego dłonią lekko tam, gdzie sięgała po tym, gdy go tak otoczyła ręką. Delikatnie.
1 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Karoshi spoglądał na Airan wielkimi ślepiami, który były bardzo charakterystycznym punktem w półcieniach pokoju i bardzo charakterystycznym na tle jego czarnego pyska. Gapił się, jak się poruszała, jak się przekładała i jak nieprzytomnie otwierała oczy. Nic się nie działo. To nie atak, to nie było żadne zagrożenie. To tylko mały złośnik, który miał nadal w nadmiarze energii i nie omieszkiwał jej wykorzystywać. Tak i teraz nie zamierzał obudzić Airan, żeby poświęciła mu więcej czasu, skoro nie mogła z nimi zostać... jeszcze dłużej. Na dłużej. Z progu, w którym jej nie lubił, przeszedł do progu, w którym ją uwielbiał. Była zdecydowanie bardziej zabawowa od Yugena i Ikigaia! No i miała piasek! Fajny piasek! Teraz już bardziej rozumiał jego działanie, chociaż nadal była to nieco czarna magia. Czarna - dosłownie! Tak czy siak szkoda było marnować dnia! Oczywiście obudził przy okazji Hao i Ikigaia swoim wierceniem się, żeby mu drzwi otworzyli, żeby mógł ją obudzić. Na szczęście tak jak Airan, tak i ta dwójka miała szansę wyspać się lepiej w tych dniach. W tych nocach. Było trochę spokojniej. Spokojnie. Nawet jeśli byli na terenie nieprzyjaciela.
Rozciągnął się jeeeszcze bardziej przy jej ciele, przylegając do niej i położył na wyciągniętych w przód łapach swój łeb, patrząc na twarz czarnowłosej, kiedy ta wyciągnęła dłoń i go pomiziała. Mogła poczuć, jak ogon lata mu znowu pod kołdrą i obija się o jej nogi. No, był już większy, zdecydowanie większy, tak i był cieeeplutki. Wygrzany jeszcze po spaniu z Hao i Ikigaiem teraz był jak przenośny piecyk, który się do niej przykleił.
Hao zajrzał przez uchylone drzwi do środka, żeby tylko się upewnić, czy tutaj nie jest wymagany ratunek przed nadmiernie energicznym Karoshim. Ale nie. Uśmiechnął się łagodnie widząc ten obrazek i tylko ruszającą się pościel od machanego ogona z zadowolenia i na powrót drzwi przymknął. Zszedł na dół, żeby karczmarza poprosić o przygotowanie śniadania dla ich czwórki. I przede wszystkim żeby zorganizować chociaż jakąś część prowiantu. Airan będzie mogła się zaopatrzyc po drodze, a tutaj, jak dobrze wszyscy wiedzieli, mieli ograniczone zapasy i to, co mogli z nich wygospodarować. Więc potrzebowała dokładnie tyle, żeby mieć do następnego miasteczka i odrobinę w zapasie. GDYBY CO. Gdyby tam był problem, gdyby nie chcieli dać, gdyby nie mieli, gdyby... miasteczka już nie było. I gdyby ta wieś już nie istniała. Ponoć strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Ikigai rozchylił nosem drzwi do pokoju Airan po krótkiej chwili. I też wszedł do środka, żeby wskoczyć na łóżko i wyłożyć się przy niej - po drugim boku. Różnica była ta, że ten przy tym nie wydawał z siebie miliona dźwięków. I tylko się położył.
Takim sposobem cała trójka mogła jeszcze chwilę dospać... chwilę - tyle ile cierpliwości starczyło małemu na leżenie. I drobne kręcenie się. W końcu Karoshi znowu zaatakował twarz Airan lizaniem i złapał jej koszulkę zębami, żeby ją trochę pociągnąć. Ale lekko. Namawiając do tego, żeby zwlec się z łóżka i podjąć wyzwania, jakie stawia ten nowy dzień. Bo przecież - ileż można spać! Ileż można leżeć! Ale tak, było na tyle miło i ciepło, że sam przysnął jeszcze na tych kilka chwil.
- Wiercidupa. - Wymruczał Ikigai.
- Wstawać! Wstawać! - Dwa szczeknięcia, po czym Karoshi usiadł na dupie, czekając. Czy wstaną. Czy może nadal będą się tutaj wylegiwać.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Czas zdawał się kurczyć. Uciekać przez palce. Bo oto osoba, która tak nagle pojawiła się w życiu Yugena, Ikigaia i małego Karoshiego (zwłaszcza nagle dla niego!), została na tyle długo, że zdawała się stać codziennością – jej normalnym elementem, do którego się przyzwyczaja i wie, że następnego ranka, kiedy otworzy się oczy też będzie. A teraz okazywało się, że ta z początku niechciana (dla Karoshiego) stała, miała zniknąć – i kto wie na jak długo? To normalne, że wtedy chciałeś spędzić każdą wolną chwilę z tą osobą. Nacieszyć się, nadrobić na zapas. Niestety tak to nie działało: na zapas. Jednak można było wykorzystać ten czas do maksimum, by w przyszłości nie żałować – tej jednej chwili spędzonej z nią za mało. Akurat stosunek czarnowłosej do małego ninkena się nie zmienił - zauroczył ją od pierwszego wejrzenia i z czasem ta słabość tylko się powiększała. Był po prostu Słodziakiem.
I choć była półprzytomna, to uśmiechała się do szczeniaka, który wyłożony na łóżku, przytulony do niej, wpatrywał się w jej twarz. Był kochany, naprawdę kochany. I taki cieplutki – w te chłodne poranki ciepłota jego futrzanego ciała tym bardziej zachęcała do tego, by przespać jeszcze kolejne pięć minutek… Obijający się o ogon nogi nie był zbyt wielką przeszkodą, kiedy Maji po prostu przytuliła się bokiem do Karoshiego i na powrót przymknęła powieki, gdzieś na granicy świadomości rejestrując, że drzwi do jej pokoju zostają poruszone – przymknięte.
Ponownie otworzyła fiołkowe oko wtedy, kiedy drzwi skrzypnęły – ale ciszej, i wielki czarny basior wsunął się do pokoju by też wykorzystać sytuacją, że dwójka jego kompanów smacznie sobie śpi. Nie podejrzewała go o to, że przylezie do niej, wpakuje się bezceremonialnie na łóżko i dobrowolnie położy obok pozwalając, by mogła go przypadkiem dotknąć. To był właśnie Ikigai: pan pozorów. Pozornie poważny, pozornie sztywny. A jak przychodziło co do czego, to… równie skory do zabawy co mały Karoshi, a poza tym to pluszowy miś. Airan nie przeszkadzała obecność dwójki ninkenów. Nie przeszkadzało jej ciepło, jakie sobą wytwarzali, jak i nie przeszkadzał jej ich zapach, więc… Ponownie odpłynęła w drzemkę, bo głębokim snem nie można było tego nazwać.
Otworzyła fiołkowe oczy dopiero znowu, kiedy Karoshi się już znudził i energia na nowo zaczęła go rozpierać, i zaczął ją lizać po policzkach, żeby z łaski swojej już się obudziła i w końcu wstała, i się nim zajęła. Obudziła się. Roześmiała się dźwięcznie i rozciągnęła na łóżku, widząc, że bladooki ewidentnie na coś czeka. Wiedziała na co… Przewróciła się na plecy, wyciągnęła ręce na moment za siebie, a potem przyciągnęła je do siebie i na krótki moment objęła w szyi leżącego obok niej Ikigaia, to w niego się teraz wtulając, jak w wygodną poduszkę. Na pięć sekund – bo pewnie tyle dał jej Karoshi, i w końcu Airan usiadła na posłaniu, poruszyła szyją na boki i opuściła stópki poza bezpieczną i ciepłą granicę kołdry.
- No już wstaję, juuuż – wymamrotała, przeczesując włosy jedną ręką i schyliła się do malucha, by i jemu zmierzwić futro na czubku głowy. - Ale z was milutkie przytulaski – stwierdziła po chwili, kiedy w końcu wstała z łóżka i podeszła do swoich idealnie złożonych ubrań w równiutką kosteczkę, by wziąć je i przebrać się z piżamy w strój codzienny. Obecność Karoshiego i Ikigaia jej w tym zupełnie nie przeszkadzała, w końcu to nie tak, że jakiś mężczyzna patrzy na nią w tym momencie, pożądliwie czy nie. - A Yugen gdzie? – Airan mówiła na niego raz Yugen, raz Hao, bez żadnej wyraźnej zasady i właściwie zależało to chyba od widzimisię i tego, jak jej się akurat powiedziało. Domyślnie jednak w jej głowie był to właśnie Yugen. I kiedy otrzymała odpowiedź, nawet jeśli brzmiała ona „nie wiem”, to pogładziła jeszcze Ikigaia z zagatkowym uśmiechem na twarzy za uchem, i zachęciła Karoshiego do tego, żeby wybiegli na dół, do Sali. Więc robili pewnie przy tym mały raban – skoro czarnulka ze śmiechem goniła małego ninkena przez korytarz na piętrze i schody, a ten nie był najcichszym towarzyszem zabaw.
- Dzień dobry! – padło, kiedy już znalazła się na dole.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Nie ważne, jak bardzo coś ci przeszkadza, albo ktoś ci przeszkadza - dopóki te przeszkody są emocją promieniejącą z zewnątrz, nie zebraną od wnętrza, dopóki nie jest tak, że bardzo bolą, dopóki wnioskujesz, że to właściwie będzie ci przeszkadzało, a dokładnie tego nie znasz - dopóty jest szansa na zreperowanie tego. Taką szansę miała Airan, bo chociaż Karoshi był szybki do odtrącania od siebie wszystkich wokół, niemal jak Ikigai, tylko w zupełnie innym stylu, to był skazany na jej towarzystwo. W końcu to "skazanie" przerodziło się w chęci. Bo Karoshi uwielbiał ją zaczepiać, żeby się z nim bawiła. Był młody - nieprzystępny tylko z zewnątrz, a wystarczyło dostać się do środka i wkupić w łaski. Airan udowodniła wszem i wobec, że do kogo jak do kogo, ale do dzieci podejście to ona ma. A Karoshi wiele nie różnił się od ludzkiego dziecka. I tak zresztą traktowała ich Airan. Ikigai był na ten przykład bardzo uprzedzony co do tego, że nawet mieszkańcy Ookami-den traktowali ich jak... psy. Oczywiście nie to, że się wielce obrażał, kiedy ktoś go tak nazywał, ale nie lubił. Tak samo nie znosił, jak ktoś się do niego jak do psa odnosił - czyli, o, piesek? To pogłaskam po główce. Był pieszczochem. Kochał dotyk Yugena, jego bliskość, tak i polubił, kiedy Airan go głaskała. Ale na zaufanie trzeba zapracować i przede wszystkim... to nie był ten sam dotyk, który zrównywał cię z kundlami. Ikigai był ponad tym. Karoshi się jeszcze tego uprzedzenia nie nabawił, ale raczej nie potrzeba wiele, żeby również stał się zły z powodu tego, że ktoś się do niego źle odnosi. Był, jak na razie, o wiele bardziej skory do negatywnego wyrażania swoich opinii na temat wszystkiego i wszystkich wokół. Agresywny - mówiąc wprost. I teraz przychodził ten moment, w którym mieli świadomość, Ikigai nawet bardziej niż Karoshi, że ich rozłąka może... potrwać. I w dodatku nie mają pojęcia, jak długo potrwa. Ile to wszystko zajmie. Ile będzie trwało. Jak bardzo będzie nużące. Kiedy się zobaczą. Karoshi przecież tak bardzo urośnie... Nie zapowiadało się na to, żeby ta wojna miała być szybka. Zresztą widział ktoś szybkie wojny ninja? Pewnie tak. Historia zapewne mogłaby czegoś na ten temat nauczyć. Żaden z liderów nie chciał bezmyślnie tracić swoich ludzi, a teraz Uchiha byli zmuszeni do obrony. Zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie. Gdziekolwiek nie powiodą ich kroki jedno było pewne - czy Los chciała czy nie, zamierzali znów wrócić do Airan. I spotkać się - całą czwórką.
Ikigai wydał z siebie zduszony pomruk, bo leżał teraz też wyciągnięty na tej pościeli, przygniatają kołdrę, z pyskiem wsuniętym na poduchę, gdzie akurat nie było włosów Airan. A te plątały się prawie wszędzie! Ale kładąc się starał, żeby czasem ich swoim cielskiem nie przydepnąć. Miał doświadczenie. Kudły Yugena były szalenie długie. Czasami się zastanawiał, czy to nie jest uciążliwe - nie można nawet normalnie usiąść, bo siadasz na własnych kłakach...
- Siedzi na dole. Powiedział, że przygotuje śniadanie i prowiant dla ciebie na drogę. - Ciężko było, żeby wzrok Ikigaia był pożądliwy, kiedy się przebierała, zresztą był na tyle bezwstydny, że nawet nie odwracał wzroku. Rozłożył się jeszcze baaardziej, przeciąąągnął, zieeewnął ukazując swoje zębiska. I w końcu wstał, kiedy Airan była gotowa, żeby zejść razem z nią.
Yugen rzeczywiście był na dole - poprosił końcowo kucharza o możliwość wejścia do kuchni, dlatego właśnie na stół lądowała owsianka - skromne pożywienie, ale za to jakie dobre. Mleka tu nie brakowało - zwierzętom nic się nie stało, to i krowy dojne nadal były. Gotowana na mleku była już zdecydowanie lepszym pożywieniem niż na wodzie. Tak i Czekała już apropo zagotowana woda w czajniczku i zielona herbata gotowa do wrzucenia, kiedy odrobinę straci temperaturę. Cały stolik gotowy. Karoshi już się szarpał ze swoim kawałem mięcha, to i Ikigai podszedł do niego, żeby złapać go z drugiej strony i też urwać swoje. Chociaż przez moment obaj zatrzymali się w bezruchu, kiedy Karoshi warknął ostrzegawczo. I mierzyli się spojrzeniami. Potem chyba Ikigai uznał, że nadal jest większy i silniejszy, więc nie będzie na to zwracał wielkiej uwagi.
- Dzień dobry. - Przywitał się, odkładając na stół miseczkę. - Widzę, że Karoshi spełnił swoje zadanie z budzeniem. Reszta jeszcze śpi. Jest cicho. - Reszta - miał na myśli rzecz jasna pozostałych Inuzuka, którzy aktualnie nie pełnili warty, czy też nie robili... po prostu czegoś. W końcu nie mieli tutaj tylko bąków zbijać. Trzeba było teren zabezpieczyć na wypadek następnych tego typu... wypadków. - Wyspałaś się? - Upewnił się. I wskazał gestem miejsce. - Śniadanie podano do stołu. Skromne. Mam nadzieję jednak, że nadal ze smakiem. - Yugen lubił gotować, bo... lubił w sumie jeść. A wszystko w towarzystwie smakowało o wiele lepiej. Zwłaszcza, kiedy smakowało to tej drugiej stronie. Airan była bardzo wdzięczną osobą. Osobą, która zawsze doceniła twoje starania w nawet najmniejszej rzeczy, chociażby swoim uśmiechem. To i aż chciało się jej gotować. Czy też sprawiać jakiekolwiek małe przyjemności. - Poprosiłem też kuchtę o przygotowanie ci minimum prowiantu na drogę. - To minimum... ze względu na wspomniane już dolegliwości tego miejsca. - Zostało ci jeszcze coś z podróży? Nie psuje się nic w tych zwojach?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Na każdego znajdzie się sposób, o ile rzecz jasna miało się motywację i chęci, by do danej osoby dotrzeć. A do tych, do których dotrzeć się nie dało pomimo prób… Być może na to po prostu nie zasługiwali i należało dać sobie spokój. Airan nie była rzecz jasna osobą, która ugania się za wszystkimi, których spotka w życiu, by im pomóc. Nie, oj nie nie nie. Była bardzo wybredna jeśli o ludzi chodziło i o to, z kim chciała się zadawać. Ale jak już ktoś został upatrzony, to nie poddawała się prędko. Nie można było powiedzieć, że nie zależało jej na akceptacji ninkenów Yugena. To z nim wymieniała listy i choć Ikigai się pod nie niejako podczepiał, to jednak swoje rozmowy prowadziła z Hao. I tak jak bała się tego spotkania, oczekiwań i tego kogo zastanie, tak bała się, że jego towarzysze jej nie polubią. Stało się zupełnie inaczej… Ale też może dlatego, że Airan po prostu się starała, a nie traktowała ich jak powietrze. Jak ładne zwierzątka, którym poświęca się uwagę na chwilę. Nie byli domowymi pupilkami przecież, tylko psami ninja, wyszkolonymi, niesamowitymi, o inteligencji dorównującej ludziom. Więc jako takich ich po prostu traktowała. Więc to, że chcieli się koło niej dzisiaj położyć – tak blisko, bo była to bliskość niezaprzeczalna, to był to prawdziwy prezent. Potwierdzenie, że jest przez nich akceptowana, tolerowana, lubiana, że jej ufają i że jej obecność i towarzystwo jest im miłe. Ich też było dla niej, stąd te czułe gesty, mizianie, głaskanie, przytulanie się, kiedy była taka rozespana jeszcze. Wiedziała, że to ich ostatnie chwile razem na długi czas – bo że ten czas się kiedyś skoczy, to była pewna. Albo po prostu w to mocno wierzyła, bo bardzo tego chciała.
- Wstał tak wcześnie? – Airan była zdumiona bo to ona mimo wszystko miała pewien syndrom wczesnego wstawania po całych latach przyzwyczajenia, a ono robiło swoje. Ale przekaz zrozumiała: wstał, bo chciał się przygotować, a właściwie przygotować wszystko dla niej. I jak tutaj się nie rozczulić, albo nie wzruszyć? Yugen mógł dużo filozofować i gdybać, mógł mało mówić o swoich emocjach czy uczuciach, ale czasami po prostu nie trzeba było, bo gesty były warte więcej niż te tysiąc słów. Te za to były bardzo wymowne, więc Airan mimowolnie się uśmiechnęła, nim jeszcze wyszli z pokoju, który zajmowała.
- Spełnił… Ale najpierw jeszcze się ze mną położył i chwilę podrzemał – Hibiki odrzuciła włosy za ramię i uśmiechnęła się do Yugena, który się tutaj krzątał na dole, bo chciał się zająć prowiantem Airan i śniadaniem sam. Przemiły gest. - Zresztą Ikigai też do nas dołączył – teraz przeniosła spojrzenie z Hao na dwa ninkeny „walczące” o kawałek mięsa i zmrużyła oczy w tym uśmiechu, który wcześniej posłała czarnowłosemu, ale ostatecznie zasiadła do stołu. - Wyspałam. I dziękuję za śniadanie, to miłe – nie trzeba było długo czekać, a jej łapki dorwały się do miseczki z owsianką na mleku i kobieta tak zawisła nad nią, wdychając jej zapach. - Bardzo bardzo – dodała jeszcze, nim zabrała się za jedzenie. Rzeczywiście lubiła to, co Yugen ugotował, ogólnie mało wybrzydzała, a pasja jaką Hao wkładał w to zajęcie była na tyle intrygująca, że chciało się spróbować tego, co przyrządził. Wiedziała, że to lubi – pisał jej o tym i… Naprawdę mu to wychodziło. Airan zastanawiała się też, czy było coś, co mu nie wychodziło, jeśli już brał się do czegoś na poważnie… Ale to była ledwie krótka myśl, zaraz wypchnięta przez towarzystwo i same śniadanie. - A ty się wyspałeś? – wyglądało, jakby wstał celowo wcześniej, by móc się zająć tym śniadaniem i prowiantem dla niej. A przecież… nie trzeba było. - O wszystkim pomyślałeś, dziękuję – czy może powinna zapytać, czy tak szybko chce się jej pozbyć? Ale widząc jego zaangażowanie, zupełnie go o to nie podejrzewała, a nie chciała być źle zrozumiana. Nawet jeśli by żartowała. Nie, z tak miłych gestów nie powinno się żartować, powinno się być wdzięcznym. A Airan była. - Coś jeszcze mam, poradzę sobie. W zwojach nic się nie psuje – dlatego były takie wygodne. Na takie eskapady tym bardziej… Yugen będzie o tym wiedział na przyszłość, jak niezmiernie przydatna była pomoc fuinusera. - I jak ja mam się teraz odwdzięczyć – to było zamarudzenie przez śmiech, bo zaraz odrobina owsianki wylądowała w jej uśmiechniętym dziobie.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Ponieważ do ludzi należy mieć podejście. A ninkeny różniły się od ludzi, owszem, częścią swojej mentalności, pewnymi psimi naleciałościami, swoim wyglądem chociażby - jak przecież frustrujące mogło być dla takiego ninkena, że nie może samodzielnie otworzyć sobie niektórych rzeczy? Ikigai kochał sztukę - ale nie mógł malować na równi z człowiekiem. Nawet jeśli mógł złapać pędzel w pysk to nie było to wcale takie wygodne. W końcu pod jakim kątem musiał wykrzywiać ten łeb, żeby cokolwiek sensownego namalować. W rodzinie można było zostać zaakceptowanym przez jedną osobę, ale jeśli akceptuje cię tylko jedna, a cała reszta nie chce na ciebie patrzeć... niby da się prowadzić taką znajomość, tylko jak ciężko jest? Gdyby Ikigai ciągle warczał na Airan, gdyby mówił, że sobie nie życzy jej towarzystwa, gdyby psioczył tylko i wyłącznie? Tak samo Karoshi. Dla Hao byli... najważniejsi. Ikigai był dla niego najważniejszy. Nie mógł nawet myśleć o utracie go. I działało to w drugą stronę - tak dla Ikigaia Hao był najbardziej istotnym bytem na tej ziemi, poznanej i niepoznanej. Mogli się czasem nie zgadzać, na pewno Ikigai nie robiłby wielkich problemów, gdyby nie polubił Airan, ale jednak pozostawał niesmak. Rodziła się też niezgoda, prowadziło to do dalszych kłótni, kiedy jedna osoba chce, druga nie chce... to naprawdę ciężkie. Na pewno wtedy nie zaistniałaby taka możliwość, żeby spędzili ze sobą aż tyle czasu. Bo nawet jakby było miło, to gdzieś coś tam by nie pasowało, coś by tam gryzło... ale to gdybanie. Ponieważ byli w miejscu takim, a nie innym, ułożonym w ten a nie inny sposób. I wszystko tutaj grało.
Kiedy ci na kimś zależy to się starasz. I zależało im wszystkim na sobie wzajem. I na Airan, która teraz miała odbyć kawał samotnej wędrówki w nieznane. Ikigai uśmiechnął się kątem, kiedy Airan zapytała, czy wstał tak wcześniej. Ano - wstał. Nawet jeśli nie był porannym ptaszkiem, to przecież nie tak, że będzie wielce niewyspany. A niewieście należy się coś od życia. Jakieś podziękowania za wspólnie spędzony czas i przede wszystkim - jakieś skromne chociaż pożegnanie. Bo raczej na wiele więcej niż to nie mogli sobie pozwolić. Tak pechowo wypadło. Że znaleźli się na wojnie.
- Jak sama powiedziałaś - pieszczoch. - Zamknął oczy w ciepłym uśmiechu. Odziany w czerń, prostą, dobrze do niego dopasowaną, golf i proste spodnie, wyglądał właściwie jak każdy Sogeńczyk - nie jak ninja, który może wyruszyć zaraz w bój i... cóż, bułka cynamonowa. Wszystko chyba ograniczało się do tego prostego równania bułek cynamonowych. I zmieniało pogląd, kiedy spoglądało się na to z takiej perspektywy. Przy zwykłym śniadaniu, w ciemnej nadali sali karczemnej, chociaż Yugen otworzył już zasłony. Pierwsze promienie słońca przekreślały granat nieba i wlewały się do środka, akurat padając blaskiem na stolik, gdzie stała ta herbata i miski z owsianką. Yugen czekał, aż Airan zasiądzie. Spoglądał, jak podchodzi, jak pochyla się, jak czerpie przyjemność z samego słodkawego zapachu. Czy to już samo w sobie nie było wystarczającym powodem, by kochać gotowanie? Jak dotąd za bardzo nie miał swoich testerów - poza matką. Ale matkę zawsze brał przez palce - w końcu dla niej zazwyczaj wszystko było wyolbrzymione przez pryzmat dziecka. Miyuki była też typem... zbyt dobrej kobiety. - Nie musisz się o to martwić. Przywykłem do naszego leniwego rytmu życia Ookami-den, ale bardzo dobrze sobie radzę z przystosowaniem do warunków. Więc odpowiadając na twoje pytanie - tak, wyspałem się. - Ujmując rzecz całkowicie wprost i łopatologicznie. Czasami ludzie dziwnie reagowali na to, kiedy chciałeś się im otworzyć. Przedstawić skrawek twoich myśli i twojego rozumowania. Często wtedy można było usłyszeć słowa "nie musisz się tłumaczyć". To oczywiste, że nikt nie musi tego robić, póki nie jest rzeczywiście oskarżony, a i nawet wtedy niekoniecznie. Ale... czy to też znaczy, że druga strona po prostu nie chce o tym mówić? Nie chce tego wiedzieć? Jeśli tak nie jest - po co te słowa? Ale tutaj, między nimi, coś takiego nie istniało.
- Przygotuj plan wycieczki po Pustyni. To będzie satysfakcjonująca opłata. - Mówiąc między żartami, rzecz jasna, o opłacie. - Wystarczy mi to, że się uśmiechasz. Więcej nie potrzebuję. - Dodał po chwili z niegasnącym uśmiechem. - Smacznego.
Wiele słów mogło zostać powiedzianych. O tym, że szkoda, że już wraca, a może lepiej zostań, a może wrócimy z tobą. A szkoda, że już nie możemy z tobą iść. Wiele słów - potrzebnych czy też nie..? Yugen i Ikigai chowali je w sobie. Jak Airan sama zauważyła - nie trzeba niektórych rzeczy mówić, czasami czyny wystarczą. A gdyby wypowiedzieć te słowa na głos to jakoś okryłyby drobiną smutku to, co powinno być już zapowiedzią radości na następne spotkanie. Każdy z nich wiedział, że po prostu nie może. Oni muszą ruszać dalej, ku swoim obowiązkom, tak samo zresztą Airan musiała wrócić do domu po nieobecności z... dodatkowym licznikiem dni. Ale to nic. To były dobre i piękne chwile. Trzeba jedynie zadbać o to, żeby je powtórzyć w przyszłości.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Dla chcącego nic trudnego. Bywali ludzie bez rąk, którzy nauczyli się tak trzymać pędzel zębami i ustami, że byli w stanie w ten sposób malować. Ale Ikigai nie musiał się tak gimnastykować. Wystarczyło, że poprosił Hao o przemianę w niego i już z chytrym uśmieszkiem tak nie pasującym do twarzy Yugena mógł wziąć pędzel i atrament w dłonie i zacząć malować naprawdę. Nauczyć się. Tylko po to, by za jakiś czas pokonać Airan w starciu na malowanko-historyjki. Albo namalować jej pejzaż, który zawiśnie u niej w domu… Airan polubiła ich bardzo, by nie powiedzieć mocniej. Nigdy nie było nudno, kiedy dwa ninkeny krążyły gdzieś wokół, w tym jeden był jeszcze maluchem. A nawet jeśli chciało się chwili spokoju, to prędzej czy później młody padał zmęczony i oto następowała cisza. Całe szczęście, że ją zaakceptowali. I jeden i drugi bo to nie tyle rodziłoby problemy, gdyby było inaczej, co powodowałoby przykrość. W końcu kiedy kogoś odwiedzasz, to wcale nie chcesz być dla nikogo uciążliwością. A kiedy ktoś cię nie akceptuje, to tym przecież jesteś. I gdy widzisz, że twoja obecność przeszkadza… to się usuwasz. Bo to przeszkadza jednym i boli ciebie. Airan na szczęście nic nie bolało, bo i nie było ku temu powodu.
- Hmmm – mruknęła, ale to brzmiało jakby była ubawiona, bo była! Ikigai był taki przyjemny, jego futro milusie, kiedy się go dotykało, głaskało, czesało palcami, jak to robiła już wcześniej, zaczynając nieświadomie, a kończąc bardzo świadomie, kiedy zorientowała się, że jej dotyk nie jest niechciany. Karoshi był za to puchaty – w końcu był kulką, nad której futrem trzeba było bardzo pracować, by się nie kołtuniło, sklejało i tak dalej. Ale to dbanie było tego warte, bo gdy tak się do niej przytulił w łóżku (albo raczej ona do niego), to i jej i maluchowi było przyjemnie i milutko. - Nic tylko tulić – pieszczoch numer jeden i pieszczoch numer dwa. Airan naprawdę nie żartowała, kiedy „ostrzegała” Hao, że z Karoshiego rośnie drugi, ogromny (dosłownie) pieszczoch. Wielki i groźny na widok, puchata owieczka prywatnie w domu. - To dobrze. Po prostu zwykle aż tak wcześnie nie wstajesz – to nie tak, że umniejszała czegoś jego organizmowi; przecież widziała, że męczył się znacznie później niż ona. Miał sto razy lepszą kondycję od niej, więc i niedobór snu tu i tam mu na pewno nie zaszkodzi. Ale jednak on pytał, czy się wyspała. I tak samo pytała ona. Airan nie uznała odpowiedzi Hao za tłumaczenie się – ot, opowiadał. A opowiadał o stanie obecnym w kontraście do życia, do którego był przyzwyczajony. Dla fiołkowookiej to też były inne warunki, niż do których przywykła, ale to, jaki tryb dnia sama prowadziła, pewnie innym wydawało się koszmarem. A tu, ot – przyzwyczajenie.
- Plan wycieczki wymyślimy na bieżąco jak już będę mieć pewność, że wszechogarniające złoto, jasność i ciepło przestanie was przytłaczać – jak już się upewni, że wiedzą jak się zachować w klimacie jaki tam występował, że czują się dobrze i tak dalej. To pewnie będzie dla nich szok, bo jedno to słyszeć i czytać, a drugie odczuć na własnej skórze. Airan wnioskowała to po reakcjach różnych kupców, którzy przybywali z karawanami do Kinkotsu. A wiadomo, co jakiś czas trafiał się ktoś, to odbywał taką podróż po raz pierwszy w życiu. - Naprawdę? – może powinna się trochę zmieszać, skoro tak skakali z żartu na poważniejszy ton rozmowy, a to stwierdzenie przecież chwytało za serce. I chwyciło też za serce Airan. Nie zmieszała się jednak. Uśmiechała się, ale w nieco inny sposób niż wcześniej – dużo dużo łagodniej. - Smacznego – życzyła mu też, ale nim zabrała się do jedzenia, zawiesiła się jeszcze na moment, myśląc nad czymś intensywnie – tak to wyglądało. - Przy was uśmiecham się dużo więcej niż normalnie – to było wyznanie na podobnym poziomie co to o wysypianiu się Yugena i o tym, że wystarczy mu, że się uśmiecha, ciesząc z tego, co dostawała do zjedzenia przygotowywanego przez niego. Ale taka była prawda – na co dzień tyle się nie uśmiechała. Nie miała tylu powodów. Powody były tutaj, w tej karczmie, w Uso. W Sogen. Tymczasowo w Sogen.
Rzeczywiście można było powiedzieć sporo. I Airan też miała pod głową sporo myśli, które mogłaby powiedzieć. Podobnych do tych, które mogliby powiedzieć oni. Nie idz. Nie chciała. Szkoda, że musisz iść. Szkoda, że nie możemy z tobą. Tak, szkoda. Ogromna szkoda… Bo czas spędzony wspólnie był naprawdę wspaniały, nawet jeśli w większości po prostu podróżowali i rozmawiali. Może pójdziemy z tobą. Może. Chciała, żeby poszli z nią. Mogliby znowu spędzić jeszcze chwilę razem… Ale wiedziała doskonale, że nie mogą. Że muszą tutaj zostać, że muszą wziąć udział w tej wojnie dalej. Że muszą przynieść chwałę swojemu klanowi… Powiedzenie czegokolwiek takiego teraz mogłoby zachwiać ich motywacją, mogłoby poddać w wątpliwość ich poczucie obowiązku. A tego nie chciała. Więc Airan milczała, tak jak milczał Yugen, zostawiając to w ciszy umysłu i serca. Te słowa zastępowane były przez spojrzenia, gesty i uśmiechy. Przez małe rzeczy, które może dla postronnych nie miały znaczenia, ale tutaj znaczyły naprawdę wiele.
Airan wcale się nie spieszyła z tym śniadaniem. Może podświadomie trochę to przeciągała, ale w nieskończoność też się nie dało… I w końcu trzeba było je skończyć. Było przepyszne – w tych warunkach niemal królewskie. W końcu jednak poszła po swoje rzeczy, znaczy torbę, kabury, opaski… Ubrana na czarno jak zwykle. Spodnie, koszula jedna, druga, żeby nie marznąć, płaszcz, szal. Caała czarna, łącznie z kruczą czernią długich włosów. Nie tak długich jednak jak te Yugena. Ten prowiant, który Hao dla niej zamówił, też wzięła i zapieczętowała sobie, by nic nie zgubić po drodze.
- Odprowadzicie mnie trochę? – w końcu trzeba było to powiedzieć. I może nawet poprzeciągać jeszcze chwilkę dłużej. Niby Yugen sam proponował, że trochę ją odprowadzą, ale… Teraz sama chciała to zaproponować. Tak po prostu.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Dlatego właśnie tak dobrze prowadziło mu się rozmowy z Airan. Ponieważ nie robiła z igieł wideł. Nie rzucała oskarżeń, kiedy pierwsze zdanie wymknęło się z ust, a kiedy chwytała za słówka i zdania to nie po to, żeby zaznaczyć potknięcie i wyciągnąć z niego satysfakcję, a po to, żeby zaczepić. Miała też cierpliwość, którą, Hao doskonale sobie zdawał z tego sprawę, trzeba było do niego mieć. Ikigai mu to czasem wypominał, że nawet wszyscy bogowie by stracili przy nim cierpliwość, a duchy przodków by w końcu wstały z grobu i przewróciły się na drugi bok, rwąc włosy z głowy, których już nawet nie mieli. I był dalej swoim upartym osłem dla siebie samego i dla otoczenia. Starał się nie rzucać słów na wiatr, dobierać je rozważnie, by nie zostać źle zrozumianym. A gdy miał co do tego wątpliwości, wolał dopowiedzieć kilka zdań więcej. Co złego było w mówieniu? Wszak mowa była złotem, potrafiła doprowadzać do wzrostu wielkich tworów, jak i doprowadzała do rozpadu tych, które się już trzymały. Czyny czasem mówiły więcej, ale jednak mowa pozwalała w pierwszej kolejności nawiązać odpowiednie relacje. I przede wszystkim miała otwarty umysł. Airan była takim aniołem, który posiadał dodatkowo rogi. Aureolka mrugała, ach, była już niesprawna, pióra powypadały ze skrzydeł - ale dla niego była nadal aniołem. Istotą pełną ciepła, mądrości i głębokiego zrozumienia dla tego świata, jego zjawisk oraz ludzi. Szukała powodów i próbowała rozumieć przyczyny. Nie wydawała osądów, kiedy coś się wydawało. Podziwiał ją. Naprawdę ją podziwiał, czy była ninja czy też nie - nie miało to znaczenia. Olśniewała swoją osobowością, co sprawiało, że chciało się ją eksplorować i dowiadywać się każdego mniejszego szczegółu. Tak jak i lubił ją obserwować. Jak spoglądał na nią teraz z lekkim błyskiem w oku, z zaintrygowaniem, kiedy każe pasmo jej włosów przesuwało się po jej barku, kiedy wsuwała je za ucho, kiedy sięgała do miski... och, zgrozo, ktoś by powiedział, że jest zwyczajnie zboczony. Ha... no był. Ciekawy tego świata - a zauważył już, że Airan również podzielała tą ciekawość. Też chciała dowiadywać się niewiadomych, żeby móc poprawnie wyrobić sobie opinię na temat tego, co ją otacza, a może nawet poprawić opinie o tym, na co już miała swoje zdanie. Wszystko zgodnie z myślą, że nie ma istot nieomylnych na tym świecie.
- Martwię się, czy Ikigai i Karoshi będą się dobrze czuli na pustyni. W przeciwieństwie do mnie nie mogą zrzucić dodatkowego futra. - Spojrzał w kierunku dwóch bestii, które raczyły się właśnie swoim jedzonkiem. A on sam zabrał się za swoje. Nie planował z siebie niczego w zapasie zrzucać! Nagość, och, nagość... Yugen zazwyczaj nosił rzeczy, które zakrywały większość skrawków jego skóry. To była chyba jedyna charakterystyczna wytyczna jego strojów, prócz tego, że były czarne. Ach, no i te jego długie płaszcze. Ale tutaj tak się można było nosić. Tutaj nawet nie było upalnych lat. Dopiero w Antai, kiedy wkroczyło się między ich magiczne, oliwne i pomarańczowe gaje - tam tak. Ale w Yusetsu? A tym bardziej w Sogen? Zazwyczaj chciałeś ubrać się dobrze i szczelnie, żeby nie zostać zaskoczonym przez nagły wiatr, który chłostał skórę nieprzyjemnie. Jak będzie zaś na pustyni - o tym musieli się przekonać. Słusznie Airan powiedziała, że będą musieli się przyzwyczaić. Tak i do godzin wstawania, jak czarnowłosa. - Wzajemnie. - On też o wiele więcej się przy Airan uśmiechał. Wprowadziła więcej blasku i radości do jego życia i go już za sobą pozostawi.
Właściwie to Hao doskonale dopasował się do jej tempa. Tego wolneeego i leniwego jedzeenia. Jakby na wszystko w tym momencie i miejscu był teraz czas. Karoshi to ułatwiał - przywlókł z podwórza wielki kawał złamanej gałęzi i złożył ją pod nogi Airan, chwaląc się, że to dla niej sam zerwał, osobiście. A na nim - pierwsze zielone pąki, jeszcze nie rozkwitnięte. Lecz, jak to Karoshi ujął: Wiosna dla ciebie! Żebyś ją ze sobą zabrała! Oczywiście Yugen robił tutaj za tłumacza. Karoshi zerkał teraz na niego bystrze, jakby godząc się już na to, że Airan go rozumie... tylko nie zawsze super dokładnie. Ale poza tym - siostra Inuzuka jak nic. Tylko z super piaskiem. Piaskiem, za którym można gonić i który można kopać.
- Ani myślimy puścić cię samej. Chociaż ten kawałek. - Zapewnił, kiedy już się spakowała, kiedy podał jej gotowy prowiant do zapieczętowania... i w końcu - kiedy otworzył drzwi, zapraszając ją z uśmiechem do wspólnej podróży. Na ten moment - ostatniej. Ale pewnie czas, który spędzą osobno, minie błyskawicznie i znów będą mogli spotkać się razem.
Yugen wyszedł zaraz za Airan, przy jego nodze przecisnął się Karoshi i wyrwał do przodu, a Ikigai zamknął ten pochód. To był przyjemny dzień. Pachnący wiosną. Pełen zapachu kwiatów i nadziei.
A może to były po prostu perfumy, którymi Airan popsikała swoją szyję..?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Nie można było zaprzeczyć, że Yugen był charakterem trudnym w obyciu. Nie dlatego, że był opryskliwy, nieprzyjemny czy nie miły. Raczej chodziło o jego pewnego rodzaju powolność, flegmatyczność, melancholijność, pewną nieśmiałość i – rzeczywiście – ośli upór, który wcale mu nie służył. Powściągliwość w gestach i słowach, które bardzo uważnie przesiewał przez sito, by nie powiedzieć czegoś, czego mógłby później żałować… Że potrzebował tony czasu, by się ośmielić, otworzyć i wyjść z tej swojej skorupki. Ale Airan to tak naprawdę nie przeszkadzało. Był inteligentnym facetem, który wiedział czego chce i widać, że miał wiele chęci. A że to trwało… To nic – bo efekty mimo wszystko były widoczne. Tak jak jego starania. A to, czego nie mówił słowami wprost po prostu pokazywał w tych drobnych rzeczach, łatwych do przeoczenia, ale kiedy wiedziało się na co patrzeć i kiedy robiło się to z uwagą – było bardzo jasne i widoczne. Widoczne, bo… obserwowała i zwracała uwagę. Tak jak Yugen obserwował ją, tak i ona nie pozostawała bierna, dłużna i niezainteresowana.
- Zrzucanie „dodatkowego futra” to dokładnie ostatnie, co chcesz na pustyni robić, Yugen – uśmiechnęła się pod nosem i choć patrzyła na ninkeny, to w końcu odlepiła od nich spojrzenie, by przenieść je na czarnowłosego. Jej spojrzenie wydawało się być w pewien sposób rozbawione. - Wiem, że może się tak wydawać, bo ciepło jednoznacznie kojarzy się z rozbieraniem, ale nie robimy tego. Rozebranych w Kinkotsu zobaczysz tylko turystów i świrów – „normalni” ubierali się od stóp do głowy i to dosłownie. Długie szaty, przewiewne spodnie, spódnice, luźne koszule, fałdy materiały sprawiające, że wiatr mógł pomiędzy nimi się przemieszczać i ochładzać, szale na ramionach, na głowie, na twarzy. Nie wiedziała jak jest w Antai w lecie, to i nie spodziewała się tego, że tam chodzą porozbierani… Wiedziała za to, że w cieplejszych miesiącach ogólnie na kontynencie ludzie się raczej rozbierają, a nie ubierają. Na początku ją to zdumiewało. Teraz już przywykła, ale Pustynia ro naprawdę ostatnie miejsce, kiedy tak chętnie pozbywało się ciuchów będąc na zewnątrz. - Żyją u nas zwierzęta. Koty, psy… Wielbłądy przecież. Mają futro. Ikigai i Karoshi powinni sobie poradzić – zdawało jej się zresztą, że kilka razy widziała jakieś ninkeny. Nie wyglądały na jakoś wielce zmęczone, ale to było raczej z daleka, więc pewności nie miała. Ale chciała w to właśnie wierzyć. Może dla ninkenów też trzeba załatwić jakieś przewiewne płaszcze, by ich ochraniały przed upalnym i zabójczym słońcem…? Musiała pomyśleć… Musiała się wywiedzieć, a w ojczyźnie będzie to zrobić najlepiej i najprościej. Popyta ludzi na targu, może będą mieć jakieś doświadczenie z ninkenami w Atsyui.
Gałązka, która Karoshi przytargał do karczmy tak rozczuliła Airan, że ta w końcu klęknęła na podłodze, żeby malucha do siebie przyciągnąć i przytulić.
- Naprawdę jesteś Słodziakiem, wiesz? – odsunęła się na momencik od malucha, ale tylko po to, by samej sięgnąć do swojej szyi. Airan lubiła biżuterię, ale nie nosiła jej dużo, nawet jeśli trochę jej w domu miała – była w końcu kobietą. Odwiązała rzemyki, które miała z tyłu zawiązane i ściągnęła to, co miała pod koszulą. Niby nic wielkiego… Ot zwykła zawieszka na sznurki. Ale jakby się jej przyjrzeć, to było widać, że to nie była tania zabawka. Bo niewielka zawieszka przypominała słońce – i na pierwszy rzut oka mogła kojarzyć się z symbolem Unii Samotnych Wydm, jednak to słońce nie było otoczone pierścieniem, a promieni było więcej niż sześć. I każde było wysadzane jakimiś diamencikami. Samo było złote. Airan wyciągnęła ręce do Karoshiego, by objąć go i zawiązać mu swój naszyjnik lekko na szyi i uśmiechnęła się do niego. Karoshi kojarzył się z księżycem, ale chciała, by to słońce mu przyświecało. Słońce złote i ciepłe jak pani Amaterasu. - Moje zdolności nie działają na ten metal – powiedziała po chwili. Bo że to był prezent dla Karoshiego, to było chyba oczywiste.
Airan w końcu wstała, przez moment drapiąc jeszcze Karoshiego za uchem, i rzecz jasna podniosła w ręce gałązkę, do której się uśmiechnęła i przytuliła na momencik, nim wsadziła ją do torby tak, by lekko wystawała. Po drodze rozglądała się po okolicy – dawno nie było tak ładnej pogody, to i mogła oglądać ten rozkwit wiosny. Zagadywała Yugena o różne rzeczy, o rośliny jakie widzieli po drodze, o jakieś pierdołki… Moment tego rozstania się przychodził nieubłaganie szybko, ale Airan przyspieszać go nie chciała. Więc nie pytała jak daleko ją odprowadzą, ani kiedy będą zawracać.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Więc na pustyni mimo wszystko nie nosi się odzieży, która odkrywała jak najwięcej? Ciekawe. Bardzo ciekawe. Tak jak właśnie już zdążyła się dowiedzieć Airan - tutaj, kiedy komuś było gorąco, zdejmowanie z siebie kolejnych warstw było normalne. To i dlatego ludzie czasem mówili o ubieraniu się "na cebulkę". Jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało - ma sens. Cebula ma warstwy, tak ludzie zakładali na siebie warstwy. Rzecz jasna do pewnego stopnia wypadało, a do drugiego nie wypadało się rozbierać. Yugen był na punkcie tego nieco przewrażliwiony. Mimo tego, że akurat u nich, w Yusetsu, nie rządziły żadne konkretne barwy, nie było żadnych bardzo konkretnych manier ubierania się - tak jak charakter yusetsczyków był dość wolny, tak i wszystko wokoło nich. Tylko teraz powstawało pytanie, czy jeśli w Twoim domu zachowują się właśnie tak to czy swoją kulturę należy wpychać z buciorami wszędzie? Przystosowanie się - bardzo cenne umiejętność. Nie chodzi o to, że przez to dostosowanie urągasz swojej kulturze albo nie jesteś z niej dumny. Nie. Po prostu ta inna kultura również wymagała uszanowania. Stąpając po czymś podeszwami można było tylko udowodnić światu o tym, jak bardzo zamknięty umysł człowiek mógł mieć.
Pod względem ciepła ninkeny funkcjonowały zupełnie inaczej niż ludzie. Normowały swoją temperaturę w nieco inny sposób, bo i ich organizm był inny. Nawet jeśli zmieniony przez chakrę to nadal pozostawał formą zwierzęcą. Psią, wilczą - zwał jak zwał. Nie mogły zrzucić futra, ale też nie miały takiego problemu z gorącem jak człowiek. Tak samo i nie miały takiego problemu z zimnem. Kiedyś się tym tematem zainteresował... ale nie mógł powiedzieć, żeby bardzo dużo z tego zrozumiał. Sens wyciągnął - bez szczegółów. Gdyby myślał, że ta dwójka szajbusów sobie nie miała poradzić na pustyni to może... pojechałby bez nich? Czy to w ogóle byłoby możliwe - takie dłuższe rozstanie? Mieli swoje krótsze, a bo jeden poszedł na spacer, a drugi akurat chciał się wylegiwać na słońcu. To się zdarzało. Ale dzieląca ich wtedy odległość była minimalna, nigdy nie oddalali się od siebie na całe kilometry... co dopiero odległość taka, jaką była pustynia i ich dom. Chyba żaden z nich by się wtedy dobrze nie bawił i dobrze nie czuł. A teraz jeszcze był Karoshi... Ach, Karoshi. Mały, szalony Słodziak. Słodziak, który z dumą przyjął podarunek, jaki pięknił się teraz na jego szyi.
- Dziękuję! Hao, nie zerwie się? Nie zerwie się? Co, jak się zerwie? Ma się nie zrywać, powiedziałem! - Szczeknięcie, szczeknięcie, a po nim coś, co brzmiało, jakby miało być wyciem, ale stało się jakimś takim jęknięciem zakończonym prychnięciem. Yugen uśmiechnął się ciepło i złapał pysk Karoshiego w dłoń, przesuwając dłonią po jego karku i szyi, sprawdzając zapięcie. Dobrze się trzymało. Ale to prawda - przy walce łatwo było zgubić tak cenny dar.
- Nie bój się. Znajdziemy ci taki pasek, którego nie zerwiesz. - Przesunął uspakajająco po łbie towarzysza i zwrócił wzrok w kierunku Airan. - Karoshi dziękuje. Jest przeszczęśliwy. - I panikuje z powodu tego, że co, jak się zgubi. Ale tego już mogła się domyślić, wiedziała to z pierwszej wypowiedzi bruneta.
Pięknie wyglądało słońce na piersi rosnącego Urufu. Złoto pośród puszystej czerni. Strzegącego jego serca i jego duszy. Prezent, który zamierzał nosić z dumą i który sprawiał mu przyjemność i był powodem do tego, żeby nigdy nie zapominać. Zdecydowanie cenny dar. W przeciwieństwie do wielkiej gałęzi, której pęki niedługo zwiędną, bo przecież Wiosny nie można ze sobą zabrać. Ale można zabrać jej wspomnienia i zachować je w swoim sercu i pamięci na długie, długie dni. Na bardzo długie lata. Odprowadzili ją kilka godzin drogi od Uso. Tak daleko, jak daleko właściwie mogli swobodnie zajść, żeby wrócić jeszcze przed zmrokiem. Pewnie gdyby poszli jeszcze trochę dalej to dotarliby do pamiętnej chatki i może wspólnie przekonali się, czy zastaną tam trupa, czy może rzeczywiście - pusty domek, bo ktoś zwinął swoje rzeczy, albo i nie swoje - i postanowił ruszyć w świat. Uleczony dzięki serdeczności Sentokiego. Umieć wybaczać - jak wiele to znaczy dla człowieka i dla zwykłego ninja? Wiele. Naprawdę bardzo wiele. Dość niechętnie - ale jednak w końcu zwolnili kroku, aż w końcu się zatrzymali. Ikigai spojrzał na Yugena i bardzo cisnęło mu się przez zęby żeby powiedzieć to, czego właściwie mówić nie chcieli. "A może zostaniesz". Zaraz jednak ten wzrok wzniósł na Airan. Piękną Jaskółkę puszczoną na wolność nad sogeńskimi drogami i polami.
- Chyba pora się pożegnać. - Na jego ustach pojawił się enigmatyczny uśmiech. Wiatr niósł do przodu, prowadził serca, zabierał ze sobą uniósł. Niósł - w dal, przed siebie, pozwalał obrać każdą możliwą drogę z tego miejsca. Wolność dla człowieka zdawała się być na wyciągnięcie rąk. A jednak dzielili się tu, ponieważ była enigmą samą w sobie. Ponieważ ten świat, który przykazano kochać, oczekiwał od każdego z nich czegoś więcej. I te oczekiwania utkwione były na osobnych drogach.
- Będziemy wypatrywać następnego spotkania. Nie poznasz Karoshiego. Wielkie bydle. - Ikigai uśmiechnął się i spojrzał na szczeniaka, który patrzył ślepiami to na jednego towarzysza to na drugiego.
Ponoć smutek pożegnań istnieje po to, aby można się było cieszyć z powitań.
- Oby sama Amaterasu czuwała nad tobą za dnia, a Tsukuyomi prowadziła nocą. - Życzył jej jak najlepiej - z całego swojego serca... i nawet jeśli teraz płacili smutkiem za to rozstanie, to wiedział doskonale, że spotkają się znów. To nie był ten zły rodzaj smutku. To był początek oczekiwania na to, co będzie dalej. Na każdy kolejny list, jaki do siebie napiszą, a na który będzie teraz czekał chyba z jeszcze większą niecierpliwością. To było chyba właśnie jedno z tych spotkań, które zmieniało życie. Airan była jedną z tych osób, które, jeśli tylko im na to pozwoliłeś, odmieniały twoją codzienność. I wcale nie miało się tego dość.
- Przyjdziemy na pustynię! - HAAU! Wszyscy wiemy, jak to wyglądało. Yugen zaśmiał się cicho, kręcąc głową, kiedy Karoshi wystartował do Airan i stanął na tylnych łapach, żeby oprzeć je na Airan. - Nie wiem, czemu sobie idziesz, ale lepiej pilnuj swoich toreb! Bo beze mnie je ukradną! - Teraz już Hao roześmiał się w głos.
- Hahaha... Karoshi mówi, żebyś uważała na swój dobytek. Bo jak jego nie będzie, to nikt go nie obroni.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Te nagle nasilone szczeknięcia Karoshiego, niemal ćwierkanie i trel, po tym, gdy zawiesiła mu na karku swój naszyjnik na sznurku sprawiły, że Airan cicho się zaśmiała. Brzmiało to jak panika, albo jakby bardzo intensywnie o czymś nadawał. Tak intensywnie, że w tym momencie naprawdę potrzebowała tłumacza. Ale dalsze słowa Yugena skierowane do czarnej kulki rzuciły nieco światła na to, co się działo. To faktycznie była panika – ale w tym pozytywnym znaczeniu, bo chodziło o to, że Karoshi za nic w świecie nie chciał zgubić tego prezentu, maleńkiego kawałka Airan, przypomnienia o niej i od niej, teraz jeszcze pachnącego nią. Lekko przekrzywiła głowę na ramie, obserwując tę sytuację. Kątem spojrzała nawet na milczącego Ikigaia.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomni – zawieszka-przypominajka. Taki był przecież cel. Karoshi nadal był dzieckiem, a Airan spędziła z nim mnóstwo czasu jaki w ogóle żył na tym świecie, więc… Skoro tak się do niej przyzwyczaił, to bała się, że będzie bardzo tęsknił – to nie od niego zależało w końcu. A taki naszyjniczek, pierdoła, ale mógł ukoić część złych myśli i niepotrzebnych, dziecięcych smutków. Miała taką nadzieję, że do tego się chociaż przyda.
Nie było co porównywać gałązki do naszyjnika. Bo choć może materialnie miała mniejszą wartość, to Airan tak się zaskoczyła i rozczuliła, że mało brakowało żeby się tam rozpłakała. Nic takiego się nie wydarzyło, ale… Ach. No zaskakiwali ją po kolei. Yugen swoim porannym wstaniem, by przygotować dla niej prowiant i śniadanie, Ikigai, który położył się obok niej na łóżku, pozwalając się do siebie przytulić i Karoshi… ze swoją gałązką na pamiątkę. Bo przyniósł do niej wiosnę. Już wiedziała, że wieczorem gałązka wyląduje w zwoju, żeby była taka żywa jak najdłużej. Nie trzeba było słów… To było wszystko gesty, które pokazywały troskę i sympatię.
To była cicha umowa – nie mówić o zostaniu, bo we trójkę wiedzieli, że muszą się teraz rozstać… Niestety. Z obietnicą, że zobaczą się ponownie. Szybciej niż za kolejne siedem lat… Airan obróciła się do nich, stojących na środku drogi, na tej „granicy”, gdzie mieli zaerócić, by jeszcze dzisiaj dotrzeć do Uso. Już bez niej. I czuła uścisk w sercu. Czuła, ale jednak się uśmiechnęła. Do jednego, drugiego, trzeciego…
- Wszędzie poznam te piękne oczy – tak jak poznała Yugena po jego oczach. I Ikigaia po jego. Byli unikatowi, cała trójka. Nie tylko ze względu na swój wygląd. - Wiem, wiem, już to sobie przeliczyłam – i nawet wyciągnęła rękę, by zakreślić nią kreskę wysoko nad swoją głową. - Wiem… - powtórzyła. - I nad wami również.
Amaterasu, Amaterasu… Może naszyjnik, który nosiła, stanie się takim słonecznym amuletem prosto z Atsui. Airan lekko wypuściła powietrze przez usta, leciutko się denerwując, bo zamierzała nieco nagiąć swoje przyzwyczajenia przy pożegnaniu, ale Karoshi ją ubiegł i już był przy niej, domagając się odrobiny bliskości i czułości. Nie było rady – musiała się trochę schylić i go pogłaskać, przekazać wszystkie te czułe emocje, które do niego żywiła.
- Będę uważać. Teraz musisz pilnować toreb Hao – powiedziała do ninkena, dotykając palcem jego nosa, po czym kiedy już opadł na cztery łapy, zbliżyła się do Ikigaia. - Nie daj sobie wejść na głowę. No i liczę na rewanż w rysowaniu – powiedziała do niego, wyciągając do niego rękę, by i jego pogładzić po łbie. Tak na pożegnanie – nie jak pieska kanapowego, oj nie. Po prostu jak kogoś jej bliskiego. Mogła mu powiedzieć, żeby się odrobinę rozluźnił, żeby pozwolił sobie na relaks, ale zachowała to dla siebie – to była część jego charakteru. Nieodłączna na ten moment i niemożliwa do usunięcia cecha, jaką wpojoną miał od małego. Mogła mieć tylko nadzieję, że z czasem, zwłaszcza kiedy Karoshi dorośnie, to Ikigai trochę wyłagodnieje i znajdzie chociaż odrobinę spokoju i luzu dla siebie.
No i w końcu przesunęła się do Yugena. Dla niego miała uśmiech. Krótki, ulotny… Po którym zrobiła mały krok, by zmniejszyć odległość pomiędzy nimi i zwyczajnie go przytuliła. To nie miało trwać długo, nie miało być niezręczne. Miało przekazać te wszystkie emocje, które i on, oni przekazywali dzisiaj jej. To co robili i jak robili mówiło jej, że jest dla nich ważna. I oni też byli – dokładnie tak samo. Jej uścisk nie był też nie wiadomo jak mocny, bo i nie była siłaczem, i wcale nie chciała, by zrobiło się dziwnie. Zresztą zaraz zsunęła ręce, by w ostatniej chwili stanąć na palcach i złożyć na jego policzku krótki pocałunek. Po chwili już się odsunęła. Tak naprawdę to na ten gest zdecydowała się w ostatnim momencie, tak pod wpływem chwili.
- Uważaj na siebie. Wszyscy uważajcie – po prostu chciała ich zobaczyć całych i zdrowych. Całą trójkę. Uśmiechnęła się jeszcze raz, zrobiła kolejny krok do tyłu i jeszcze jeden i jeszcze… Jeśli teraz nie pójdzie, to już w ogóle nie pójdzie. Uniosła jeszcze dłoń, by nią pomachać do nich na pożegnanie. - Do zobaczenia. Karoshi, Ikigai, Yugen – i w końcu się odwróciła.
Poszła przed siebie. Odwracając się w ich kierunku jeszcze kilka razy, machając im zza ramienia za każdym razem. Aż w końcu jej zniknęli, bo weszła w zakręt… Cały czas do tej pory miała uśmiech na twarzy, tak trzeba było, nawet jeśli pożegnania wcale nie były wesołe. Teraz zaś, gdy już miała pewność, że ich nie ma, przestała się uśmiechać i westchnęła z ciężkim sercem. Smutek pożegnań… Ech. Airan przyspieszyła kroku – miała w końcu zadanie do wykonania. Powiadomić ludzi w Ookami-den o karawanie, która nie dotarła na miejsce. Wierzchem dłoni osuszyła oczy i… wzmogła czujność. Miała w końcu do przejścia przecięte wojenną zawieruchą Sogen.

[zt]
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

- Nigdy o tobie nie zapomnę. Jesteś moją Siostrą Wojny. - Czasem nie potrzeba słów, a czasami te słowa potrafiły wyrazić wszystko. Kilka prostych słów złożonych w równie proste zdania. Przecież Karoshi nie był wielkim wyjątkiem wśród szczeniąt, nie posługiwał się krasomówstwem. Mówił to, co myślał. Jak każde dziecko. Był w swoich intencjach, czynach i słowach dokładnie tak samo prosty, jak proste były dzieci. Ten agresywny psiak, który nie znosił obcych, bo się ich bał. Bał się ludzi - nawet innych Inuzuka przez to, co mu zrobili. I tak samo bali się wieśniacy w Uso niewiadomej. Kiedy żyjesz w czasach, gdy jutro jest wątpliwe, chcesz mieć cokolwiek stabilnego pod ręką, żeby móc się podeprzeć. Karoshi chciałby zatrzymać przy sobie Airan. - Możesz z nami zostać. Zadbam o ciebie! Możesz ze mną spać! - Merdał ogonkiem, ale uszy miał po sobie położone. Ponieważ zgodnie z prawem dziecka rozumiał najmniej z tego obowiązku, którym kierowała się pozostała trójka. Dla niego wszystko było prostsze, ten świat jeszcze nie znał tych politycznych mankamentów i bolączek. To wszystko... mogło być prostsze. Bo przecież dla niego to nie był jeszcze problem - kobieta śpiąca z ich trójką - przecież wszyscy się lubili! Więc mogła z nimi spać! Tak jak Hao przetłumaczył pierwszą część, tak na drugą uśmiechnął się czuło, ale i z lekkim zmieszaniem tej propozycji. Nie dlatego, że rzeczywiście kierował nim wstyd... ale przecież tak nie wypada. Poznał kiedyś mężczyznę, który posługiwał się często tym stwierdzeniem - w bardzo ironiczny, ale jednocześnie delikatny sposób. Chował wtedy swój uśmiech za wachlarzem. Może też tak powinien robić? Naśladować Ikigaia, by wydobyć w sobie więcej arogancji? Ale tak jak właśnie przetłumaczył Airan, pierwsze zdanie, tak na drugie już nie odpowiedział. Chociaż podejrzewał, że po jego minie, nieco smutnym uśmiechu mimo wszystko, Airan mogła się domyślić, o czym teraz piszczał ten wyrastający wilczur w tym momencie.
Ikigai wyciągnął łeb w kierunku jej ręki i przymknął ślepia. Mógł marudzić, trochę narzekać, ale... cholera, naprawdę, ale naprawdę będzie tęsknić za tą kobietą. Za jej poczucie humoru, charakterkiem i za to, jak sympatyczna była. Doprawdy - jak aniołek, a nie jak ninja, która przy swojej robocie potrafi być jak kot bawiący się z myszką. Czerpiąca frajdę z zabijania. Ciężko to chyba połączyć - tak zawsze mu się wydawało, że to wręcz niemożliwe. Połączyć miłość do życia z miłością do śmierci. Airan postanowiła mu udowodnić, że to jak najbardziej możliwe i nie stoi między tym żadna bariera. W końcu co było jednocześnie sobie bliższe i bardziej różne od siebie jak nie właśnie śmierć i życie?
- Nie bój żaby. Poćwiczę. - Przyobiecał mruknięciem, uśmiechając się nawet w jej stronę, kiedy już się wyprostowała.
A Yugen... Yugen spoglądał na nią jak na kobietę, która swoim urokiem potrafiła zaczarować rzeczywistość. I to nie był czar, który otumaniał. To był czar, który budził cię do życia i zachęcał do tego, żebyś z tego życia wyciągał jak najwięcej. Wyciągnął do niej ręce, przytulił. Bardzo delikatnie, chociaż Airan nie była przecież krucha. Ani fizycznie ani mentalnie. Potrafiła o siebie dokosnale zadbać - i nie tylko o siebie. Potrafiła równie dobrze i sprawnie dbać o wszystkich wokół. Ale ten pocałunek w policzek... to go zaskoczyło. Absolutnie. Na tyle, że kiedy cofnął ramiona, uniósł dłoń do miejsca, w którym jej wargi dotknęły jego skóry i pozostawiły go w osłupieniu. I to nie był wcale ten negatywny sposób szokowania. To nie było negatywne zaskoczenie. Wręcz... przeciwnie. Ikigai aż parsknął widząc minę Yugena i jego absolutne zaniemówienie. Tak, Airan... zdecydowanie wiedziała, jak wzbudzać emocje. Niesamowita osoba. Niesamowita kobieta. Niesamowita kunoichi.
- HEJ, AIRAN! Jak się spotkamy, to masz nam pokazać prawdziwą lamę! - Krzyknął jeszcze za oddalającą się Airan Ikigai.
To była podróż pełna wrażeń i emocji.
Podróż pełna marzeń.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Rozstania zasmucały. I trudno było powiedzieć, żeby łatwy był pierwszy, drugi czy trzeci dzień. Najtrudniej było w tym wszystkim utrzymać Karoshiemu. Przekazać mu, że pewnie jeszcze przez długi, długi czas nie będą mieli okazji spotkać się z Airan. Ten czas się jednak nie wydłużał - spędzony na ciężkich westchnieniach czy niezadowoleniu Kartoshiego. Bo był nieszczęśliwy. Smutny. A nie przedłużał się, bo nie potrzeba było wiele na wojnie, żeby wpaść w wir pracy. Zwłaszcza, kiedy pomiędzy tym wszystkim próbujesz od małego przystosować szczeniaka, aby posługiwał się ludzką mową. A to było naprawdę pracochłonne zajęcie.
Hao miał już doświadczenie z Ikigaiem. Tego, jak uczyć ninkena, od czego zacząć. Bardzo dużo mu pomogła matka, kiedy zabierał się za to - jak najłatwiej w ogóle zwierzaka zachęcić i co zrobić, żeby był zmotywowany, żeby się uczyć. Karoshi był uparty. Bardzo uparty i bardzo toporny. Na szczęście tym razem nie był sam - bo miał właśnie esukimo ze sobą, który dodatkowo gotów był przekabacać młodszego kolegę "po fachu" do tego, żeby jednak edukacji się podjął. Początek minął właściwie właśnie na tym - próbie przekabacenia go, że warto, że to mu się przyda, że będzie wszystkim z tym łatwiej. I kiedy już się w końcu udało, to małyymi kroczkami podejmowali się po kolei nauki wszystkiego. Alfabet - przede wszystkim. To przecież podstawa. Powtarzali go małymi stopniami, po kilka literek. Kiedy już Karoshi był w stanie go wydukać to uczyli się liczyć. I poznawali pierwsze słowa - te najkrótsze, najprostsze, te, które były mu najbliższe. Jak... Hao. Ponieważ Karoshi, zupełnie jak Ikigai, bardzo szybko podłapał właśnie to imię. Całkowicie nieformalne, którym oficjalnie często Yugen się nawet nie przedstawiał. Nie był nim w końcu nigdzie zapisany. Modli nazywać las, mogli nazywać pojedyncze drzewa, motyl, osa, a to mucha. Wszystko to, co pokazywało się na oczach Karoshiego. I dzięki czemu Karoshi był coraz bardziej zaintrygowany tą nauką i chciał się uczyć. Do niczego już nie trzeba było go namawiać.
Początkowe alfabety, liczenie, słówka, w końcu zaczęły się poszerzać. Wszystkie rozmowy przeprowadzane z innymi ninja w tym regionie jak i z prostymi ludźmi poszerzały zasób słownictwa Karoshiego. Dzielnie powtarzał, a czego nie potrafił powtórzyć od razu powtarzał do oporu. Szybko się irytował, więc i szybko rezygnował - ale i równie szybko wracał do tego, co zaczął. No bo przecież - jedno słówko go nie pokona, czyż nie? A potem już zaczęli tworzyć zdania. Również zaczynając od najbardziej łopatologicznych i prostych, jak "osa w domu", czy wszelakie inne banalne połączenia. Karoshi musiał zrozumieć, jak te zdania powstają, jak je układać, jak się wysławiać. Mowa ninkenów była o wiele bardziej prosta i dla nich naturalna, nie musieli się jej uczyć. Mieli to w sobie. Gesty i pewne dźwięki. Ale mowa ludzi się różniła. Od "dzień dobry" można było przejść do "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Nie pytajcie, czym był sławetny Szczebrzeszyn. Hao nie omieszkał też zachęcić Karsohiego przy tej okazji do poznawania znaków. Do nauki czytania jak i pisania. Bywały takie dni, że musieli zostać i pilnować osady, ponieważ reszta towarzystwa gdzieś wybyła. Karoshi był naprawdę chłonnym i mądrym ninkenem. Bardzo mądrym. Całkiem dobrą zachętą okazała się być rywalizacja z Ikigaiem, bo Hao nie omieszkał wspomnieć, że Ikigai opanował dopiero po latach. To i Karoshi miał zadanie bojowe, żeby opanować ją w rozłożeniu na miesiące. I proszę bardzo - nie ma rzeczy nieosiągalnych, jeśli tylko się tego chce. Do jesieni Karoshi już całkowicie biegle władał mową ludzką. Nawet jeśli nie był fanem jej obsługiwania.

Trening mowy Karoshi


Trening mowy dla ninkena Karoshi został zaakceptowany ~Yukirin
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sogen [394 r.]”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości