Uso

Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Awatar użytkownika
Atae
Gracz nieobecny
Posty: 35
Rejestracja: 9 lip 2021, o 22:41
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, różowowłosy chłopak z tatuażami na całym ciele

Re: Uso

Post autor: Atae »

0 x
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Miał problem z myśleniem. Tak, jakkolwiek to brzmi, miał problemy z myśleniem. Tym trzeźwym myśleniem. Zaczynając od tego, jak zdradliwa była myśl, żeby nie pytać, która przebiegła mu po głowie w domku Sumire, przechodząc przez opowieść, w której emocje tak silnie tańczyły i zaczynały się nakładać na siebie, że rzeczywiście - zupełnie jakby pełne ich znaczenie i pełny obraz umknął. To jest właśnie to, czego tutaj doświadczaliśmy - ułomność ludzkich umysłów. Gdy to wszystko opadnie przyjdzie się wrócić do wspomnień i przemyśleć na nowo wszystko, co zostało usłyszane, ale teraz nie pozostało nic innego jak brnąć w to dalej. Do przodu.
- Cieszę się, że pomimo podjętych decyzji posiada pan na tyle godności. - I nie mówił tego z przekąsem. Człowiek może być różnoraki, zawsze może popełniać błędy - z tego się przecież składaliśmy, naszych zwycięstw i upadków. Oba nas uczyły tak samo, jedne mocniej od innych. Ale takie poczucie miał właśnie Hao - że ten mężczyzna wcale nie żałował tego, co zrobił. Żal, który odczuwał - to nie było poczucie winy. To był żal za utraconymi kompanami. Właściwie to Yugen powstrzymywał się, żeby pewnych rzeczy nie mówić. Tak jak powstrzymywał się przed tym, by jego temperament nie brał góry. Żeby jego skondensowane emocje nie doprowadziły tutaj do jakiejś tragedii. Ikigai lekko pochylił się na ziemi, ale Hao sięgnął do niego ręką - złapał go za pysk. Nie. Raz wymierzyli samosąd. Czy to było odpowiednie? Martwić się o konsekwencje swoich czynów, kiedy tutaj ewidentnie nikt o to nie dbał? Bo wojna śmierdzi, jak to powiedział? Karoshi zaczął już warczeć, strosząc futro - mały, niepozorny szczeniak. Ha! Mały jak na Urufu, rzecz jasna. Najpierw gapił się na tamtych - a teraz już też na tego dowódcę. Ciekawe było to, że żaden z jego podwładnych nie reagował. Nie próbowali bronić swojego szefa, wstawiać się za nim. Nie. Siedzieli z opuszczonymi głowami - no, jak zbite psy. - Współczuję utraty towarzyszy. Znam uczucie, które towarzyszy utracie ninkena. - Czy to było dobre usprawiedliwienie dla tego, co zrobił? Mogli teraz osądzać, nie byli w takiej sytuacji i Hao szczerze wątpił, żeby kiedykolwiek się w takiej znalazł. Nie był takim człowiekiem jak ten tutaj. Zarówno ich mentalności jak i - śmiał podejrzewać - umiejętnościom było do siebie daleko. Puścił pysk Ikigaia, kiedy ten wrócił do bardziej neutralnej pozycji. Tak jak mówiła Airan - przemoc nie była rozwiązaniem każdego problemu. Ba! Nawet jeśli rozwiązywała problem to zazwyczaj tworzyła nowe.
- Wyruszymy rano. Mamy za sobą kilka tygodni wyczerpującej trasy. Gdzie możemy się przespać? - Mogli iść teraz, jasne. Ale kompletnie czarna noc, zalana strugami deszczu, na tych zalanych terenach i jeszcze w pobliżu rzeki, która mogła wylać... nie. To nie było dobrym pomysłem. Zagrożenie ze strony Uchiha nagle byłoby małe - teren byłby dla nich największym przeciwnikiem. - Jeśli przyjdzie panu do głowy nadal uganiać się za cywilami, będę zobowiązany ich bronić zgonie z rozkazami liderki. A teraz pójdę pościągać ciała, którym odmówił pan pochówku. - Wstał z szurnięciem krzesła. Nie miał ochoty dłużej przebywać w towarzystwie tego mężczyzny i wodzić na pokuszenie swój temperamencik. Było już późno, byli zmęczeni. Spotkali się z lekarzem-chujem i jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle mogli pomóc Sumire. Co za bagno. A to dopiero pierwszy dzień spotkania z wojną. Jak bardzo człowiek mógł się zmienić podczas całego jej trwania.
- Morderca! Zły morderca! Sam cię zabiję! - Warczał Karoshi, który przesuwał łapami po torbie, jakby sam już chciał wyłazić z niej i rzucać się do gardła mężczyzny.
- Spokój, młody! Nikogo nie będziemy zabijać! ...jeszcze. - Ikigai rzucił przeciągłe spojrzenie Sentokiemu i skrzywił się z niesmakiem, odwracając do niego dupskiem, żeby wyjść za zdenerwowanym towarzyszem, który z powrotem zarzucił kaptur na łeb. Yugenowi nawet już nie przeszkadzało, że nie dostali odpowiedzi na pytanie, czym mają zaradzić dwie jednostki, gdy ósemka ninja nie potrafiła nic zrobić. Nie przeszkadzało mu to, bo tak, to prawda co myślała Airan i sam tak myślał - oni się już do niczego nie nadawali. Byli wrakami ludzi. Zastraszeni już chyba przez własne cienie. Aż można było zwątpić, czy te wiszące trupy na pewno miały służyć zastraszaniu cywili, czy może... już dobijania gwoździ do trumien, w których sami się położyli? Zdawali się na to gotowi - każdy jeden, bez wyjątku.
- Możesz iść spać. Nie mogę tego tak zostawić. - Zwrócił się już do Airan. Nie musiała się męczyć przez jego poczucie obowiązkowości. Żeby chociaż trochę naprawić błędy, jakich dopuścili się jego pobratymcy. Żeby chociaż troszkę załatać tę ranę...
Tak jak i Yugen zamierzał rzeczywiście, jak powiedział, pościągać wszystkie ciała. I poukładać ich, jeden przy drugim... Bogowie... widzicie to? Jeden z najbardziej smutnych i przygnębiających widoków, jakie brunet w życiu widział. Nawet nie można było im zapewnić prawidłowego pochówku. Jak? W tych deszczach? Trupy jednak powodowały choroby - i coś trzeba było z nimi zrobić. A powinno się je spalić - żeby dusza była wolna i mogła wrócić do wędrówki odrodzenia. A jednak jedynym sensownym rozwiązaniem było ich teraz zakopać. Tak i Hao zamierzał to zrobić - chociażby miał pracować do białego rana. Szarego w tym wypadku. Choć, kto wie..? Może w końcu niebo przestanie lać te rzewne łzy nad okrucieństwem wokół..?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Nawet nie liczyła na to, że dojdzie do prawdziwej prawdy – przede wszystkim nie była detektywem, ani tak bardzo jej to nie było do szczęścia potrzebne. Wiedziała dość. Była na tyle bystra, by wyciągnąć swoje wnioski, na tyle opanowana, by nie dać się ponieść emocjom, które przyćmiewały osąd i zdrowy rozsądek. Tyle informacji jej też po prostu wystarczało do tego, by dobrze wykonać zadanie, bo Airan nie zamierzała się tutaj buntować, ani dezerterować. Nadal należało zrobić z Uchihami porządek – to jedno się nie zmieniło. Że przy okazji trzeba było zrobić porządek tutaj, w tej zapyziałej dziurze, w której upadły wszelkie wartości i morale… Trudno. Nikt nie mówił, że robota będzie gładka i łatwa. Droga była po prostu wyboista i trzeba było bardzo uważać, by nieopatrznie nie skręcić nogi.
Nie zamierzała ingerować w rozmowę o tym, czy Eichi zostanie podciągnięty pod odpowiedzialność za zbrodnie wojenne – to naprawdę nie była jej sprawa i zwyczajnie nie chciała się mieszać w sprawy, które zupełnie jej nie dotyczyły. Mogła zgadzać się z Yugenem, mogła go popierać, ale jej rolą i miejscem nie było wykrzykiwać tutaj haseł propagandowych – tak i milczała. I w tym czasie przyglądała się po prostu pozostałym. Milczeli. Nikt nie krzyczał, nikt się nie wtrącał, nikt nie popierał i nikt nie zaprzeczał. Zupełnie jakby to były puste skorupy, bez ducha. A na pewno bez ducha walki.
Sarkazm też był formą obrony. Głównie przed absurdem – a ta sytuacja taką była. Jawiła się taka – tak w głowie Airan jak i Yugena, kiedy dwójka Akoraito dostała zadanie wyeliminowanie zagrożenia, bo półtorej tuzina chłopa z ninkenami nie potrafiło sobie poradzić. Ale może właśnie o to chodziło. Może potrzebowali zobaczyć, ze dwójka Akoraito dokonuje niemożliwego i wtedy i ich morale się podniosą? Cokolwiek to było, Airan nie zamierzała się wycofać, bo doskonale wiedziała, że w jej przypadku tytuł Akoraito to było takie no… Grube niedopowiedzenie jeśli chodzi o zdolności, jakimi dysponowała. Cóż, tym większe zaskoczenie dla przeciwnika. Ale dobrze, darowała sobie sarkazm, co nie znaczyło że czuła się jakkolwiek usadzona, czy zdominowana przez tego mężczyznę. Absolutnie nie. Ot – spełniła prośbę i to tyle. Zresztą, wcale nie planowała już do końca siedzieć cicho. Słuchała dalej. Dzień drogi stąd… – brzmiało znajomo, nie? Kolejny dzień drogi. A tamta kobieta była w takim złym stanie…
- Nie miałam na myśli przechowywania ich towarów, tylko zwyczajny handel z nimi. Nie wiem czy możecie liczyć na zapasy z Ookami-den, szczerze – nie wiedziała, czy jakieś będą, czy nie. Ale też nie widzieli, by jakiekolwiek miały tutaj zmierzać. To, co im proponowała, było czysto pragmatyczne. Żeby się nie wykończyli – a może i poprawiło humor kupcom z Ryuzaku. Na ile Airan się orientowała, to dla nich istniało zwykle tylko jedno – pieniądz. Nieważne od kogo.
Kunoichi na moment tylko odwróciła wzrok od pana dowódcy, by kątem oka spojrzeć na Yugena – to wtedy, kiedy mówił o Tsukikage, która oddała życie na Kami no Hikage. Airan pamiętała to dobrze… Chociaż minęło… siedem lat? Coś koło tego. Lata mijały, Yugen i Ikigai przeszli w końcu nad tym do porządku dziennego, ale dziura w sercu pozostawała… Współczuła mu bardzo. I może nawet było to widać w fiołkowych oczach, które dosłownie na moment straciły swój chłodny wyraz. To było bardzo krótkie westchnienie z jej strony – dokładnie wtedy, kiedy Hao zaczął mówić, kiedy wyruszą i co zamierza teraz zrobić. Airan nie oponowała, bo nie miała nic przeciwko. Nie wstała jednak z krzesła w momencie, kiedy zrobił to czarnowłosy. Odwróciła się za nim jeszcze wtedy, kiedy wychodzili niespiesznie z karczmy, kiedy Karoshi warczał coś pod nosem – mały i taki dzielny. Ikigai też coś odwarknął, ale Airan nadal siedziała. Miała tu jeszcze coś do powiedzenia… Do załatwienia. Yugen dał się poniekąd ponieść emocjom… Ale może to i dobrze, że wyszedł. Że się kontrolował. Hibiki nie miała tego problemu, a skoro tak, to bez większego trudu przejęła pewne obowiązki tej dość nieoczekiwanej drużyny jaką się stali – i kiedy trójka zniknęła za drzwiami, odwróciła się na krześle do swojego rozmówcy.
- Czy coś powinniśmy wiedzieć o wrogach? Przybliżona liczebność, zdolności? Wiecie cokolwiek, czy będziemy musieli się dowiedzieć na własną rękę? – w jej głosie nie było ataku – ot, zwykłe pytanie, bardzo konkretne, bo i konkretów potrzebowała. - Jakieś cechy charakterystyczne? – tak naprawdę, to była gotowa przyjąć teraz cokolwiek i od kogokolwiek z nich, nie tylko od Eichiego. Może to pytanie sprawi, ze ktokolwiek inny wtrąci się do tej rozmowy? Tak czy inaczej – czy wiedzieli cokolwiek przydatnego, czy zupełnie nic, był tez drugi temat, który zamierzała poruszyć. Yugen już go liznął, ale to ona poniekąd dała słowo… I na ile porozmawiali na ten temat, to nic nie zostało ustalone, nic nie zostało określone. - A wracając do poprzedniej kwestii… Tak, spotkaliśmy Sumire. Wiemy gdzie jest. Była… jest w opłakanym stanie – poprawiła się. Jest. Miała nadzieję, że jest. - Na nasz widok, a właściwie to na widok Ikigaia chciała uciekać, a nie miała jak. Dla mnie to wyglądało jak trauma. Ta dziewczyna była absolutnie zaszczuta. Jak zwierzę zapędzone do kąta. Przemówienie do niej nie było łatwe, jak sama mi powiedziała na odchodne… Była pewna, że ją zabiję. Mogę się tylko domyślać co się stało, tak sądząc po jej ranach… Bo dała się obejrzeć i opatrzyć te rany bandażem, a nie szmatami z potarganego i zapapranego ubrania. Powiem wprost, ta kobieta naprawdę potrzebuje pomocy. Rozumiem, że zważywszy na okoliczności to nie jest… coś co chciałby pan robić… Natomiast to nadal jest cywil. Przerażony tym, co mogą zrobić ninja. Ma rany cięte na klatce piersiowej, szarpane na nodze, te się bardzo paprzą. Zmiażdżony nadgarstek. Z tego co zrozumiałam, to medyk z tej wioski też już nie żyje… - Airan w końcu wstała i delikatnie przesunęła krzesło. - Proszę. To naprawdę nie musi się tak kończyć. To dopiero początek wojny… A będzie tylko gorzej. Sztuką nie jest przeżyć. Sztuką jest przeżyć i mieć odwagę spojrzeć w lustro. To tylko dobra rada od kogoś, kto wojnę już widział… Zastanówcie się nad tym – mogli z tym zrobić co chcą. Nie musieli jej nawet słuchać. Wszyscy razem i każdy z osobna. Mogli to odebrać jako prawienie morałów, natomiast jedyne co Hibiki chciała osiągnąć, to przemówić do nich tak, żeby coś drgnęło w tym zrozpaczonych sercach. Żeby wzięli sie w garść. Jeśli ktokolwiek z nich się otrząśnie – to będzie mały sukces. Ostatecznie Airan przysunęła krzesło do stołu i leciutko skłoniła głowę na pożegnanie.
Gdziekolwiek mogli się udać na spoczynek – Airan tam się teraz nie skierowała. Wyszła z karczmy, ale chciała dołączyć do Yugena.
- Dziękuję za pozwolenie – to nie było podziękowanie-podziękowanie. To był malutki pstryczek – nie musiał jej mówić co ma robić i jak ma żyć. Wiedziała, że nie zrobił tego w złej wierze, natomiast… Czarnowłosa miała na siebie nieco inny pomysł. - Wiem. Pomogę ci – powiedziała już łagodniej. I to właśnie zamierzała zrobić. We dwójkę łatwiej jest ściągnąć trupy z drzewa. Choćby mogła mu pomóc swoim piaskiem, by nie musieli ich za bardzo dotykać. Jedno mogło odcinać sznury z drzewa, a drugie łapać ciała, by w miarę delikatnie je gdzieś poukładać z boku. A później jakoś je zakopać. Usypać kopce z piasku, by nie narobić się aż tak bardzo. Dopiero po wszystkim można się było położyć do spania. Albo chociaż wtedy… kiedy niczego nie było już w tej ciemności i deszczu widać. Tak czy siak w którymś momencie należało odpocząć.
A Maji miała nadzieję, ze poranek przyniesie jakąkolwiek dobrą wiadomość. Że pójdą po rozum do głowy. Ze ktoś będzie chciał pomóc Sumire. Dla niej był to trochę… wyścig z czasem.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Atae
Gracz nieobecny
Posty: 35
Rejestracja: 9 lip 2021, o 22:41
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, różowowłosy chłopak z tatuażami na całym ciele

Re: Uso

Post autor: Atae »

Tutaj następny post, o ile nie macie nic do dodania.
0 x
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Oj to prawda, ignorowanie kogoś, kto ma nad tobą teraz pełną władzę było bardzo niegrzeczne. Ale chyba dobrze obrazowało tutejszą mentalność. Niby wszędzie się mówiło, że kunoichi i ninja stoją na równi - stali. Swoimi możliwościami i umiejętnościami, w przeciwieństwie do zwykłych ludzi. U ninja jakoś wszystko to miało inaczej wyglądało. Płeć nie miała znaczenia - liczyło się tylko to, ile potrafiłeś wyciągnąć z własnego ciała. Ona wyciągała z niego, na ten przykład, bardzo wiele chakry. Ale zwłaszcza dla prostych ludzi to wcale nie było oczywiste. Yugen zerknął na Airan kątem oka, lecz nie odwrócił w jej kierunku głowy. Ciekawe, do jakiego stopnia była w stanie ścisnąć tego człowieka? Jak wiele by z niego zostało, gdyby postanowiła zakończyć jego życie? Głowa, która wystawała? Nogi, które mogły coś tam merdać na dole? W jej głosie słychać było dumę, może za dużo powiedziane, że uraz co do zachowania jegomościa, ale brzmiały weń wystarczające dźwięki żeby zastanowić się, czy zaraz akt nie będzie dokonany. I czy mógłby być o to zły? Jakoś nawet nie wydawało mu się. Każdy miał te swoje demony, które kusiły do złego i przecież czy nie łatwiej i prościej było słuchać głupiego serca niż rozsądku? Nie zastanawiać się nadmiernie, tańczyć w rytmie serca, a ten dla każdego był inny. Nawet jeśli gdzieś się pokrywały, koniec końców każdy miał swoją własną piosenkę.
Modlitwy były dobre. Pozwalały zwrócić się do bytów, które może i nie wysłuchują każdej jednej, ale za to dawały ludziom to, czego potrzebowali najbardziej - nadzieję. Wiarę. Ta potrafiła tak burzyć jak i budować mury między ludźmi. Nie trzeba czasem tego rozumieć, tak jak człowiek chyba nie był w stanie zrozumieć bóstw w niebiosach. Czasami zamarudzisz, czasami zachwalisz boskie stworzenie, ale koniec końców zazwyczaj się go boisz. Boisz się tego, czego nie rozumiesz. Jak bał się ten człowieczek, który po prostu widział - widział kompana, który miał zbroję z ziemi, a jednak padł nagle, bo przecież nie można uwierzyć, że dojrzał te mknące, drobne senbony przez powietrze. I drugiego, rozszarpanego. Nie mógł wiedzieć, że Yugen mówi nie do niego, a do psa. Szczeniaka, który toczył prawie ślinę z pyska, kłapiąc swoją małą paszczą w jego kierunku. Nieokrzesany. Brunet chciał się pochylić, żeby pomóc temu człowiekowi wstać. Nie musiał się tutaj komukolwiek kłaniać, nie musiał błagać o przebaczenie - przeprosiny przecież wystarczyły... Nie ciężko było sobie wyobrazić sytuację, w jakiej się znajdował. Nie ciężko było mu to poczuć. Dlaczego? Bo już czuł, czym jest absolutna bezsilność wobec potężnego wroga, którego po prostu nie możesz pokonać. Możesz tylko próbować przed nim uciec. Ale jednak zrezygnował. Pochylił się nad nim, wyciągnął rękę, ale zatrzymał swój ruch. Emocje przetaczające się po twarzy tego człowieka były... naprawdę żywe. I bardzo ujmujące. Sił w nim było sporo - sam mógł wstać, choć ubłocony - i sam pognał w dal. Zapewniając, że już więcej nie zetkną z nim swych dróg. Chwilę później już biegł. Co sił w nogach i płucach, żeby tylko oddalić się od tego miejsca. A raczej - od tych ninja. Od nich.
- Za każdym razem mu to powtarzam. - Ikigai pierwszy ruszył tyłek w kierunku jaskini, żeby się po niej rozejrzeć.
- Jeśli można ocalić chociaż jedną osobę to czemu tego nie zrobić? - Nawet jeśli to jedno ziarenko piasku w całym morzu, na całej plaży. Zawsze warto. To właśnie te pojedyncze ziarenka tworzyły to morze i tę plażę. Dwa te ziarenka właśnie miały stracić głowę. Brunet nawet nie pomyślał, że Airan to zrobi - skierował kroki za Ikigaiem do jaskini, kiedy dźwięk unoszonego miecza sprawił, że się zatrzymał - ale tylko na moment. Na moment szerzej otworzył oczy, na moment ściągnął brwi... Drgnął, jakby chciał ją zatrzymać, ale nie było właściwie czego. Broń już zrobiła swoje. A on odwrócił wzrok - i zniknął po prostu w jaskini.
Karoshi potuptał razem z Airan. Prowadził ją dzielnie do tych toreb, bo przecież był ich wiernym strażnikiem. A torby? No cóż, bardziej pobrudzone, wysmotruchane w tutejszej florze, bo Karoshi je obślinił i poprzeciągał i poprzewalał się przez nie. Chciał dobrze! Tylko chęciami dobrymi piekło wybrukowano. Przystanął przy tych torbach, szczeknął do niej raz, drugi raz, ogon w bezruchu - aż do czasu, kiedy Airan się pochyliła i wyciągnęła do niego rękę. Wtedy ogon zaczął latać na boki, a mały Słodziach wyciągnął swój nochal do palców Airan, żeby je powąchać. Tak, tak, to ta sama Airan! Ta od czarnego piachu i dobrej zabawy! Której można zaufać, bo to nie jest jeden ze Wstrętnych Człowieków. I zaczął nim śmigać na boki jak szalony, kiedy Airan go pogłaskała. Podskoczył aż na tylnych łapach, żeby mocniej się wtulić w jej ręki, a skubanemu siły wcale nie brakowało! I znów szczek!
- Prawda, że dobrze mi poszło? Patrz, teraz twoje torby pachną jak ja! - Niestety do Karoshiego ciągle nie do końca docierało, że Airan go wprost nie rozumie. Jakoś ciągle kobieta radziła sobie z różnych jego znaków i zachowań w interpretowaniu, czego dziecko chce i o co mu chodzi, to i nie udało się mu wmówić tego, że Airan niby go nie rozumie. Tamta dwójka po prostu się nie znała - on i Airan rozumieli się świetnie! - Ale fajnie ich pokroiłaś! Masz ostre pazury!
- Pochowam ich później... jak odzyskają swoje głowy. - Czyli po pokazaniu ich Eijiemu, bo zapewne po to Airan je w ogóle... odrąbywała. Okropne. Tak bezcześcić ciało... gdyby to był ktokolwiek inny niż Airan Yugen nie pozostawiłby tego w milczeniu i stanowczo by zaprzeczył takim metodom i żeby robić coś takiego przeciwnikom. Należało ich uhonorować - polegli przeciwko silniejszym od siebie i ulegli sprytowi Airan, to przecież nie grzech. I nie powód, żeby ich tak bezcześcić. - Spójrz. Mnóstwo jedzenia i leków. Trzeba to przenieść. Weźmiemy wóz z Uso i konia, a może już Eiji to załatwi sam. Chyba tu się kończy nasza rola w tym. - A nawet na pewno. Pozostało teraz obserwować, jak front będzie się zmieniał.
Wrócili więc do Uso - bo i nic więcej tutaj do roboty nie pozostało. Karoshi oczywiście dumny, gotów rozchwalać niczym bard czyny tej trójki i oczywiście w związku z tym musiał iść na przedzie zwycięskiej formacji. Skierowali się prosto do Eijiego, żeby zdać mu raport z tego, co zaszło.
- Problem rozwiązany. Potrzebny jest wóz z mułem czy koniem. W jaskini jest dużo zapasów do zabrania, jedzenia jak i leków dla was i ludzi. - Was, bo przecież jakoś ciężko było mówić nas. Powstała tutaj już ściana, pomimo tego, że teraz Hao był całkowicie spokojny i emocje już nie dyktowały jego zachowania. Airan już miała na to dowody.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Nie lubiła patrzenia na nią z góry, nie lubiła traktowania ją gorzej, bo była kobietą, ale nie lubiła też płaszczenia się. Oczywiście, że w tym momencie wynikało to ze strachu, którym mężczyzna przesiąkł, czuła go, widziała go… I dlatego nic nie powiedziała, bo tyle ile z siebie wykrzesała – było wystarczające. Bardziej go straszyć nie było potrzeby, a efekt, jaki osiągnęła… osiągnęli… był dlań wystarczający. Wiedziała co by było gdyby ścisnęła piasek… Dokładnie wiedziała, jaki efekt dostanie. Skąd? Robiła to już. To wszystko, co tutaj dzisiaj zaszło nie było niczym nowym, tylko sumą jej wcześniejszych doświadczeń. Senoby w oczy i w mózg, piach owijający się wokół ciała jak kokon… Potrafiła wiele więcej… Oto był właśnie obraz Airan: łagodna na co dzień. Brutalna w walce. Niektórzy wyglądali jak bułka cynamonowa i byli bułką cynamonową. Niektórzy wyglądali jak bułka cynamonowa i mogli cię zabić – to był właśnie Yugen. Byli też ci, co wyglądali jakby mogli cię zabić i byli cynamonową bułką, i była jeszcze czwarta kategoria: wyglądali jakby cię mogli zabić i rzeczywiście mogli to zrobić. To była właśnie Airan. Ona nie miała żadnych skrupułów. Ale jednak dała temu cywilowi uciec.
- Oby się tylko nie okazało, że ocalenie go spowoduje śmierć kolejnych pięciu – odparła jeszcze, ale już po chwili jej uwaga skupiała się na Karoshim. Cóż, mogło tak być. Mężczyzna mógł ich oszukać, mógł uznać, że warto zaryzykować znowu i narazić kolejne osoby… Były na to małe szanse co prawda, ale istniały. I Yugen naprawdę szybko wyzbył się myśli o konsekwencjach. Był jednak… Bohaterem. Bohaterem niosącym światło; tym, który chyba zbyt mało widział jeszcze ludzkiego skurwysyństwa w czasie wojny. Ale i tego Airan nie chciała psuć. I tak samo jak bezceremonialnie zabiła tamtego ninja, tak odcięła dwa łby. Miała na ten temat swoje zdanie – to były już tylko puste skorupy. Nie bezcześciła ich ciał dla zabawy, nie robiła też tego z zemsty. Jedynie z powodów logistycznych. Z nią wróg zrobiłby dokładnie to samo, tak sądziła – że nikt nie będzie się zastanawiać nad tym, co zrobić z jej martwym ciałem. I ona też nie będzie. Bo to nie ona będzie już wtedy o to walczyć, a co najwyżej jej bliscy urażeni faktem, że tak czy tak obchodzono się z jej martwą powłoką.
To pilnowanie kabur służyło tylko temu, by Karoshi nie spalił ich przykrywki i by niechcący nie wplątał się w walkę, w której bardzo szybko działo się wiele rzeczy. Był dzielny – nie wątpiła w to, ale był jeszcze na wiele spraw za malutki. Więc to, że jej kabury były teraz obślinione i wytargane w trawie – trudno, to była cena, którą była gotowa ponieść za jego zdrowie i życie. Tak i uśmiechała się teraz do niego, miziając go za uchem, kiedy tak się przytulił i przycisnął do jej dłoni. - Będzie z niego jeszcze większy pieszczoch niż Ikigai – tak sobie pomyślała, a sądząc po wesołych szczekach i energicznym machaniu ogonkiem, cokolwiek chciał jej przekazać, było bardzo pozytywne i wesołe. Dlatego się do niego uśmiechnęła.
- Wzięłabym ich w całości, ale mam ograniczone miejsce w zwojach, a mój piasek jest dla mnie trochę cenniejszy od ich ciał. A nie mogę tu zostawić piasku, bo po kilku godzinach nic z niego nie będzie - gdy miała do wyboru swój piasek, którego nie zrobi sobie z błota i ziemi, jakie pokrywały Sogen, i ciała tych dwóch, to to naprawdę nie był żaden wybór. A Satetsu to była jej broń. Cholernie cenna. Potrzebowała jej. Gdyby to była Pustynia, to nie byłoby problemu – żelazny piach zrobiłaby sobie w mgnieniu oka, żadna strata. Ale tutaj… Tutaj nie. A wróg mógł się czaić wszędzie. Z koeli targanie dwóch ciał, krwawiących, śmierdzących, jeden z rozszarpanym gardłem… To się będzie rozkładać. Będą się zlatywać muchy. Będzie cuchnąć. Nie. Nie było mowy co do tego, żeby tachać ich ze sobą. Gdyby to był Yugen…. To byłaby zupełnie inna rozmowa. Zrobiłaby wszystko, by jego ciało zabrać ze sobą. Ale to nie był Yugen i to nie miał być Yugen, dlatego decyzja, jaką podjęła, była właśnie taka. – Przydadzą im się w Uso te rzeczy – to był akurat fakt. Airan ostatecznie weszła do jaskini, rozglądając się po zapasach, jakie były tutaj zostawione i pokiwała głową. - Równie dobrze możemy to być my, jeśli chcesz pochować tamtych dopiero, kiedy odzyskają swoje głowy – stwierdziła na koniec. A jeśli były tutaj jakieś płachty materiału, to zabrała je ze sobą, by przykryć bezgłowe ciała, by tak nie straszyły. Nie żeby sądziła, że ktoś tutaj się nagle zjawi w ciągu jednego dnia, ale… jakoś lepiej nie kusić losu i przykrych widoków.
- Chcieliście ich głowy. Mamy je ze sobą, natomiast widok nie będzie piękny, o ile rzecz jasna chcecie je oglądać – dodała do tego, co mówił Yugen. I jeśli Eichi sobie życzył, to je dla niego… wydobyła ze swojej pieczęci na ręce. –Chcielibyśmy wrócić tam i ich normalnie pogrzebać, dlatego te głowy by mi się jeszcze przydały. Więc możemy dla was przywieźć to wszystko, co mieli ze sobą.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Atae
Gracz nieobecny
Posty: 35
Rejestracja: 9 lip 2021, o 22:41
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, różowowłosy chłopak z tatuażami na całym ciele

Re: Uso

Post autor: Atae »

0 x
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Gdyby to tylko było takie proste - ratujesz kogoś i koniec baśni. On sobie idzie, wolny i wesoły, żyje ze swoją rodzinką - i nigdy już nie wraca. Nie pokazuje się przed oprawcami i nie pokazuje się tym, dla których oprawcą był. Albo przynajmniej przyczynił się do ich śmierci. Zwykły człowiek też potrafił być niebezpieczny i to właśnie jego bezbronność była jego siłą. Ninja, ci silni, często lekceważyli przeciętnych, skoro ci nie byli w stanie nawet się do nich zbliżyć z ostrzem. Skoro mogli im skręcić kark, nim tamci w ogóle się zorientowali, co się dzieje. Nim dobrze zorientują się, że w ogóle umierają - byli martwi. Ale taki człowiek nadal mógł wbić ci sztylet w serce, gdy byłeś pijany i trzymałeś gardę opuszczoną. Nadal mógł cię... otruć. To nigdy nie było proste. Zasada życia i śmierci była najbardziej skomplikowana na tym świecie, ale to nie świat ją komplikował - dla wszechświata była bezkompromisowa i banalna. Komplikował ją ludzki umysł. Gdyby to było takie proste nie siedliłyby się wątpliwości w sercu Yugena. Nie zastanawiałbyś się, czy to dobry pomysł, czy rzeczywiście nie powinien trafić przed sąd. Był niebezpieczny - raz pracował z Uchiha, dlaczego drugi raz ma nie pracować? Mógł teraz śpiewać wszystko, byle tylko przeżyć, byleby go puścili. Kości zostały rzucone. Rzucił je Hao - Airan nie chciała powstrzymywać jego ręki. Uważała to za dobre - tę wiarę, którą posiadałeś i którą chciałeś pielęgnować. Nie poddawać się pomimo. Parę dni temu to byli żołnierze, a może za dwa tygodnie to też będą cywile? Ludzie, którzy umrą z powodu jednego uratowanego? Może.
- Liczę się z konsekwencjami swoich wyborów. - Jeśli Airan sądziła, że podjął tę decyzję nie myśląc o tym, jakie może mieć zakończenie to się myliła. Yugen chciał wierzyć, ale nie był głupi. Nie był na tyle naiwny, żeby sądzić, że mężczyzna na pewno zrobi jak powiedział, że nie brał innych scenariuszy pod uwagę. Zazwyczaj widział aż za dużo zakończeń dla jednego poruszonego wątku. Nie przeszkadzało mu to w tym, żeby co rusz ludzie wszem i wobec i tak go zaskakiwali. Pokręcił głową. - Nie szkodzi. Rozumiem. - Że schowanie jednak całego ciała, a całej głowy było różnicą. I nie wymagał od niej brania całego ciała. Teraz to już i tak byłoby płakanie nad rozlanym mlekiem. Oni nie mieli głowy, ale za to w zwoju Airan były dowody. Obrzydliwe dowody. Czasem jednak były one całkowicie koniecznie.
I takim sposobem te dowody wylądowały na stole w karczmie Uso. I wywołały reakcję, która była dość spodziewana. Tym właśnie była ta niesławna zemsta. Oto i ona. Przynosi satysfakcję i fałszywe ukojenie. Bo "dobrze tak skurwielom" Tylko co to miało udowodnić? Że przyszła najemniczka z Maji i jeden z "naszych", żeby zaprowadzić porządek, bo sami nie jesteśmy w stanie? Nie ważne - ważne, że ktoś to zrobił i teraz mogą spać spokojniej. O, jakże złudne były to myśli... Czarne oczy tak przesuwały się po tych twarzach, słuchając, co ma do powiedzenia kapitan. I wróciły do niego, z zaskoczeniem, kiedy powiedział, że uleczył ją. Sumire. Nie bardzo chciało mu się w to wierzyć, Ikigai też przekrzywił łeb na bok z lekkiego niedowierzania. Nie zapytał jednak "naprawdę?" - to byłoby chyba najgłupsze pytanie na świecie w tym momencie, chociaż cisnęło się jakoś automatycznie na język człowieka. Na szczęście brunet posiadł rzadki talent trzymania języka za zębami. Kwestia tego, jak często chciało się z tej zdolności korzystać. Nie wyglądał, jakby kłamał... wyglądał, jakby był zbyt zmęczony, żeby w ogóle bawić się w jakieś podchody. Zupełnie jakby był chłopcem, któremu czas już tylko umyć zęby i udać się spać. Nie był. Był kapitanem z toną obowiązków na głowie.
- Bez pośpiechu, kapitanie. Jestem do pana dyspozycji. A jeśli nie ma tu dyspozycji to ruszę w głąb Sogen. To dopiero początek wojny. - Wybierać się teraz do siedziby władzy po pieniądze tylko po to, żeby zaraz tu wracać, marnować jakieś 6 tygodni drogi - przy dobrych wiatrach, jeśli przestanie w końcu padać, co diabelnie spowalniało wędrówkę. Strata czasu. Bezsens. - Otrzymałem informację, że jest pan najwyższy rangą w tym regionie. Tak więc będę oczekiwał na rozkaz. - To, że emocje czasami brały górę i Yugen pyskował to jedno. To, że miał swoje zdanie i nie obawiał się go wypowiedzieć drugie. Trzecie, że przede wszystkim liczył się dla niego dobro Inuzuka. Czy wojna była ważna..? Teraz tak - jeśli ją przegrają to będą pośmiewiskiem dla całego kraju. Spojrzał na Airan. - Dla Airan list byłby jednak wskazany. - To, że jemu mogą zawierzyć na krzywą gębę i za niego ewentualnie poręczą to nie problem, ale biorąc pod uwagę biurokratyczne zapędy, kiedy zaczynali misję, to Airan na pewno się dowód przyda, by odebrać pieniądze. - Wracasz? - Czy może jednak zostajesz? Nie powinna pewnie zostawać. Długo już nie było jej w domu, była Akoraito swego rodu, siostrą samej liderki... tymczasem jest oto tutaj - na terenie wroga. Pewnie miała też swoje do zameldowania. Ale nie znał jej planów. Może zamierzała zostać tu jeszcze parę dni dłużej..?
- Uratowałaś Sumire. - Odezwał się, kiedy wyszli od Eichiego - czy to do pokoju, czy to na zewnątrz, żeby rzeczywiście zabrać kilka psów i ludzi i zaprowadzić ich po to, żeby przywieźć wszystkie rzeczy z powrotem. Obdarzył ją ciepłym, wdzięcznym uśmiechem. Był pewny, że los tej kobiety był przesądzony... lecz nie. Airan postanowiła ten los odmienić. I sprawić, że jeszcze dojrzy słońce w tym życiu. - Dziękuję. Za całą twoją pomoc. - Za tą podróż, za ten spędzony czas i za tą wspólnie, błyskotliwie wykonaną misję. - Jestem teraz jeszcze bardziej pod wrażeniem twojej drogi ninja. Na pewno nie obfituje ona w nudę i rutynę. - Nie gardził podstępem, jaki stosowała Airan, nawet jeśli sam by się do takowego nie posunął. Dzięki niej mieli pewność, kogo atakują. I może to właśnie dzięki niej nie zginął tamten trzeci. Tak czy siak - przeprowadziła ich zjawiskowo. A jej piasek i igły w akcji wyglądały naprawdę spektakularnie. - Scena była w zupełności twoja.
Poprowadzili ludzi do tej jaskini. I Yugen zabrał ze sobą łopatę - żeby pochować ciała - już wraz z ich głowami, zmawiając nad nimi krótkie życzenie do bogów o to, aby pomogli im odnaleźć drogę do odrodzenia.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Wojna nie była piękna i niestety czasami trzeba było się ubrudzić. Nie mówię wcale o mordowaniu niewinnych, bo to leżało już w kwestiach kręgosłupowo-moralnych bardzo mocno; nie można było zapomnieć o pozostanu człowiekiem i tym, że po tej wojnie też będzie czekało (w domyśle) na nas jakieś życie. I że trzeba będzie z tymi swoimi decyzjami żyć. Chodziło o inne sprawy, jak chociażby to odrąbywanie głów zwłokom. Niezbyt piękne, okropne wręcz, jakby ci ninja byli jakimiś mitycznymi istotami, którym uniemożliwia się dalsze mordowanie właśnie odrąbaniem głowy… Tak mogliby gadać wieśniacy. Ale prawda była taka, że to naprawdę była kwestia wygody. A oni mieli do wykonania zadanie. Że się je wykonały trzeba było przedstawić dowód. Niestety do Uso był kawałek – dzień drogi. To trochę długo jak na targanie ze sobą dwóch ciał.
- Przeciwników było dwóch – dwóch przeciwników, dwie głowy. Prosta matematyka. Trzeci nie był przeciwnikiem. Mogli to sobie rozumieć jak chcieli, nawet tak że w kryjówce była tylko dwójka. Fakt był taki, że na pewno dwójka była ninja: jeden pokrył się kamienną powłoką, a drugi zareagował na atak atakiem. Trzeci za to uciekał, czyli jak na cywila przystało. Shinobi zostali wyeliminowani, pakunki z jaskini zabezpieczone i gotowe do odebrania.
Airan, kiedy już sobie wszyscy pooglądali ten makabryczny widok głów zatrzymanych w czasie rozkładu na momencie tuż po śmierci (jeden nadal miał senbony w oczach… oczodołach, więc przynajmniej na nim było widać bezpośrednią przyczynę śmierci), zapieczętowała je ponownie w pieczęci na opasce i kiwnęła głową na słowa Eichiego, że wyśle z nimi kilka osób.
- Dziękuję. Ona też jest szwaczką – powiedziała jeszcze i uśmiechnęła się, chyba pierwszy raz w obecności tych wszystkich mężczyzn i dowódcy – na wieść o Sumire właśnie. To była jej prośba. Prośba o to, by jednak ją wyleczył. Do Ryuzaku no Taki stąd nie miała tak daleko więc Airan mogła trzymać kciuki, że dziewczynie się uda.
To, że tym ludziom było potrzebne pokazać, że nic jeszcze straconego – było dla Airan jasne jak słońce. Myślała nad tym jakiś czas po rozmowie w karczmie i to były jej wnioski, teraz tylko potwierdzone. Inuzuka zobaczyli więc, że można, a nawet trzeba żyć po śmierci towarzyszy. By ich śmierć nie poszła na marne. I że można inaczej… Że można nie tłamsić tych wszystkich biednych ludzi.
- Tak… Ja będę potrzebowała list. Ilość biurokracji jest powalająca – to ile świstków podpisała, to wiedziała tylko ona i Yugen. - Wracam… Za jakiś czas – odpowiedziała za to czarnookiemu, zerkając na niego kątem. Zostałaby dłużej – dobrze czuła się w tym towarzystwie, nawet jeśli byli teraz na wojnie, natomiast… miała jakieś tam swoje zobowiązania. Pomyślała więc sobie, że zostanie jeszcze kilka dni. Że pomoże z pochowaniem tamtj dwójki, z zabraniem rzeczy z jaskini, że jeszcze chiwilę czasu spędzi w towarzystwie tej nietypowej trójki, a potem… potem będzie musiała wrócić. Całą drogę sama, przez całe Sogen, Antai, aż do Yusetsu. Nim wróci do Kinkotsu, to od momentu jej opuszczenia domu miną prawie trzy miesiące. A miała tylko na chwilę odwiedzić Yugena.
Potrzebowali odpocząć i to tak bardzo. W podróży tyle czasu, walką niebzyt się zmęczyli, ale emocje też robiły swoje. Więc udali się do pokoju, odpocząć, przespać się, by rankiem udać się we wskazane wcześniej miejsce razem z kilkoma chłopakami od Eichiego i kolejnymi ninkenami.
- Mam nadzieję, że będzie jej się wiodło w Ryuzaku – może trzeba ją będzie odwiedzić… A może nie było powodu, by ją niepokoić. Niech snuje swoje myśli o dwójce ninja, którzy uratowali ją od biedy i śmierci, lub kalectwa, w tamtym domku. - Nie ma za co. To było zadanie do wykonania, nie musisz mi za to dziękować – przecież sama zaoferowała swoją pomoc, więc Yugen nie był jej absolutnie nic winien. - Nie, w nudę nie… Ale bywa, że muszę ponieść ryzyko i podejść bardzo blisko – uśmiechnęła się do niego lekko. Ryzyko… Była od niego odrobinę uzależniona. Na misjach, kiedy uderzała adrenalina, zdrowy rozsądek bywał czasami spychany na dalszy plan a Airan dawała się ponieść… Brutalności, ryzyku… Yugen sam widział. - Scenę skradłam i nie widziałam na co ciebie stać – widziała za to, że potrafił się dopasować do planu działania, którego nie ma we krwi. Widziała na co stać Ikigaia – ale tego spodziewała się po opowieści o wydarzeniach sprzed kilku lat, jakie miały miejsce w domu Yugena. Ale to właśnie Hao chciała zobaczyć w akcji, a tu o… Walka nie zdążyła się nawet rozkręcić.
Kiedy zaś udali się z powrotem do jaskini, Airan – zgodnie z tym, co wymyśliła wcześniej – pomagała Yugenowi pochować dwójkę tragicznie zmarłych. Zapasami niech zajmą się Inuzuka, którzy poszli razem z nimi.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Atae
Gracz nieobecny
Posty: 35
Rejestracja: 9 lip 2021, o 22:41
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, różowowłosy chłopak z tatuażami na całym ciele

Re: Uso

Post autor: Atae »

Misja zakończona sukcesem. Dziękuję za wspólną przygodę!
0 x
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Zamierzał się nimi zaopiekować - tymi żołnierzami, Eichim i mieszkańcami Uso. Tak długo, jak długo tutaj będzie, dopóki nie ruszy w głąb Sogen - a zamierzał to zrobić. Prędzej czy później uda się do serca tego miasta, może sam, może z innym Inuzuka czy też Kaminari. Starał się jak mógł dostosowywać do osoby, z którą pracował. Potrafił w końcu pracować z ninkenami, choć praca z nimi była na nieco innym poziomie. Znali się tak doskonale i łączyła ich tak specyficzna więź, że nawet jakby ich rozdzieliły całe mile to potrafiliby się znaleźć. Tak samo było w walce - byli praktycznie jak jeden umysł i jedno serce, tylko rozdzielone na dwa ciała. Może inne potrzeby, może trochę inne hamulce, ale wynik praktycznie ten sam. Działanie to samo. Zamierzał im pomóc i dać odrobinę nadziei. Pokazać, że można współżyć razem i że wojna nie jest przeszkodą do tego, by trzymać głowę nisko. Zresztą, jak widać, wystarczyło tylko przynieść łby, żeby poprawił im się nastrój. Hao to potępiał. Ale nie zamierzał tego potępiać w głos. Nie zawsze prawda była mile widziana - zazwyczaj była niemile widziana, kiedy przychodziło do subtelności takich jak polityka czy zarządzanie wojskiem. Kontrolowanie prostych ludzi i tych nieco bardziej skomplikowanych. Należało postawić granicę w tym, co było dopuszczalne i nie było. Tak i Yugen się uśmiechał, kiedy widać było, że mimo wszystko poczuli się lepiej. Bezpieczniej - to na pewno. Człowiek miał często bardzo proste potrzeby i nie był zbyt skomplikowaną maszynerią. Komplikacje tworzyliśmy my sami, przez to, jakim umysłem zostaliśmy obdarzeni. Tworzyliśmy i dopisywaliśmy, a zazwyczaj wszystko można było spisać na pięć linijek. Tylko po co, skoro potrzeba wiedzie do napisania pięćdziesięciu, nie ważne, czy są potrzebne czy też nie.
Nawet pogoda się poprawiła, kiedy następnego dnia wyruszyli do jaskini, żeby tam zrobić swoje - zabrać to jedzenie i zwrócić wszystko do Uso. Należało też zadbać o ten transport, żeby w końcu coś tutaj dotarło z jednej czy drugiej strony. Handel z Ryuuzaku był tutaj prosty, ale wymagał też pieniądza. Nie wiedział, czy Eichi popełnił tyle błędów - był w końcu młody, bardzo młody - czy też nie nadawał się tak naprawdę do kontrolowania ludzi. Chociaż... miał wrażenie, że rozumie ich potrzeby. I tak, racja, znając już nastawienie zarówno jego, jak i Hao i Airan sprzeczanie się o to, ile jest głów, ile trupów i ile przeciwników nie miało sensu. Zrobiłoby tylko scenę przed żołnierzami, czego żadna ze stron nie chciała. Niedopowiedzenia... już poznali ich siłę. To, co człowiek sobie dopisywał, co mu się wydawało, a co nigdy nie zostało wypowiedziane. Ale brało się to za prawdę - bo brzmiało we własnej głowie tak, jakby wypełzło z ust drugiej strony. Te towary wręcz miło było nosić. Razem z tymi ludźmi. I miło będzie w końcu pokazać się w tej wiosce z czegoś lepszego niż tylko z wieszania swoich. Wszystko po kolei. Ludzie mogli tutaj uwierzyć, że coś się zmieniło odkąd przyszła tu nowa jednostka. Że teraz będzie lepiej. I mieliby cholerną rację w takim twierdzeniu. Ponieważ Yugen nie zamierzał pozwolić, żeby coś złego im się stało. Wiele tutaj wymagało organizacji. Jak chociażby na nowo dogadanie się z mieszkańcami, czy rozdzielenie im ewentualnej żywności albo udzielenie pomocy, gdyby takowej potrzebowali. Jakoś Yugen nie sądził, żeby po całej tej masakrze Eichi sprawdzał, czy któryś z wieśniaków był ranny. I to zajęło czas. Sporo czasu. Sporo łażenia po domach, ugadywanie się z mieszkańcami, zapewniania ich, że to już koniec tragedii. Zmarłych nie dało się do życia przywrócić - ale można było zadbać o żywych. Hao chciał dać tym ludziom wiarę i nadzieję. Tą samą, którą nosił w sercu sam.
- Mnie? W akcji? - Przymknął oczy w ciepłym uśmiechu, rozbawiony słowami, które usłyszał. On się cieszył, że miał okazję zobaczyć, jak Airan sobie radzi, jak żmija rozwija swoje zęby, jak błyskawicznie atakuje. I czuł, chociaż nie zapytał i nic nie powiedział, że rozpłaszczyłaby tamtego człowieka na miejscu i dodała jego głowę do kolekcji. To właściwie byłoby bardziej odpowiednie. Bardziej bezpieczne rozwiązanie. Jako że przestało padać, Hao zawiesił płaszcz na stojaku stojącego w karczmie, przy otworzonych drzwiach i zaraz wrócił na zewnątrz. Gdzie Karoshi właśnie próbował ustanowić swoją dominację wśród wszystkich okolicznych ninkenów i przy tym prężył się i szczerzył kły jakby miało nie być jutra. Nie trzeba chyba dopowiadać, że z takimi małymi wściekłymi było trochę tak, jak z malutkimi kotkami - niby wielki pies paszczą by go zmiażdżył, ale ponieważ nie ma takiego zamiaru, to w sumie od niego odskakuje i się go boi, bo nie wiadomo, co taki zaraz wymyśli. Tak było poniekąd w tym przypadku. Żaden ninken nie zamierzał maluchowi zrobić krzywdy. Zresztą nie miało znaczenia, co robił Karoshi. Ważne było to, że za Karoshim stał Ikigai. A ten nie potrzebował tutaj wiele poza długimi spojrzeniami, żeby zniechęcić kogokolwiek do bardziej negatywnych reakcji na szczeniaka. A wszystko to przez palce - bo w gruncie rzeczy to wyglądało na zabawę. Dwa z ninkenów, siedzące z boku, wydawały się nawet podśmiechiwać pod nosami.
- Bardzo rzadko ruszam się ze swojego miejsca. - Wyjaśnił, dlaczego go tak rozbawiło to, co powiedziała Airan. - Kiedy Karoshi dorośnie pewnie będzie to jeszcze rzadziej. - Zaśmiał się cicho. Podobno jak ciągle stoisz to w końcu się cofasz. Rany, może tak naprawdę powinien się tym martwić? Że w końcu jego własne ninkeny zaczną go wyprzedzać w tym wszystkim? - Mam do ciebie prośbę. Kiedy dotrzesz do Ookami-den przekażesz informacje na temat zaginionych wozów z dostawami? Niech wyślą uzbrojony oddział. Niedługo zacznie wszystko kwitnąć i łatwiej będzie tu o jedzenie, ale na razie... sama wiesz. - Nie musiał tego tłumaczyć, doskonale wiedziała i widziała, jak wyglądała tutaj sytuacja. A oni wszyscy potrzebowali jeść - mieszkańcy tej wioski również. Uso nie było przygotowane na to, że będzie tu rezydowało prawie tuzin chłopa z wielkimi basiorami, które też trzeba wykarmić. A pochłaniało to jedzenia w ilościach sporych. - Mam nadzieję, że deszcze nie będą ci już tak dokuczać w podróży. - Wiosna się już rozhulała, ale pogoda nadal była absolutnie kapryśna. Chyba jednak najgorsze ulewy mieli za sobą. I to przypadły, zdaje się, na czas ich wybycia z Ookami-den.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Oczywiście rozumiała skąd się brała ta cała biurokracja i oczywiście, że było to potrzebne przynajmniej częściowo, by się zabezpieczyć przed ewentualnymi problemami, które mogły wyniknąć z rzeczy, jakie się na wojnie działy, ale tutaj zostało to doprowadzone aż do przesady. Tak więc list od Eichiego przyjęła chętnie, bo poświadczał, że tutaj była i że wykonała kontrakt, do którego się zobowiązała. Tym bardziej, że niedługo miała wracać… Bez tego nie uwierzą jej na słowo i na ładne oczy.
Można było odnieść wrażenie, że Airan lubuje się w tych niedopowiedzeniach – w końcu tyle ich tutaj zastosowała. Tak w stosunku do przeciwników, jak i sojuszników… Ale to nie była prawda. To był tylko środek do celu, do wykonania zadania. W prywatnych kontaktach Airan można było nazwać wieloma epitetami, ale czy „lubi niedopowiedzenia” było jednym z określeń? Raczej nie. Raczej mówiła co ma na myśli, chociaż starała się to ubierać w łagodne słowa, a na pewno stosowała tę taktykę w stosunku do Yugena. Sam nazwał to taktyką, a Hibiki nie zaprzeczyła, bo trochę tak właśnie było. Ale przecież nie było tak, że nie powiedziała mu co myśli o jego akcjach w związku z narzeczoną, którą miał, nie było tak, że nie wspominała co myśli o tym, że nie podejmuje pewnych decyzji – jak tutaj, że jest zbyt miękki. To było mówione wprost, bez kręcenia, bez snucia domysłów. Bo żeby się czegoś domyślić, należało mieć mu tego podstawy, poszlaki. Bez nich można było co najwyżej zgadywać na ślepo, a w kontaktach międzyludzkich to nie wychodziło. Te „domyśl się” i zgadywanki nie ułatwiały skomplikowanego już i tak życia.
- No ciebie, ciebie – Ikigaia przecież widziała i słówka nie pisnęła na brutalność, którą się odznaczał. Nawet się nie skrzywiła ani nie westchnęła, kiedy wilczur rozszarpał gardło tamtego, albo już po walce, gdy przyszło obejrzeć pobojowisko. Z kolei Karoshi był jeszcze za mały, by oglądać go w akcji. Tego to oglądała od miesiąca… Czy ile to czasu minęło, odkąd zjawiła się na progu domu Yugena. Chyba już ponad miesiąc. I widziała tę całą złość, jaką kładł na świat, mały wściekły wilczek. Tak samo jak teraz, kiedy warczał, a tak naprawdę to chciał się bawić i było to widać z daleka. To chyba był pierwszy raz, kiedy miał przed sobą tyle obcych ninkenów, a nie tylko znajomego mu już Ikigaia. - Nie fair, ty się mogłeś napatrzeć a ja to co - uśmiech za uśmiech, chociaż to nie była żadna wymiana, nic z tych rzeczy. Yugen dobrze myślał – że Airan tego trzeciego mogła rozpłaszczyć i dodać do kolekcji, ale nic nie powiedział, ani nie zapytał. Może bał się usłyszeć odpowiedź? Prawda była jednak taka, że gdyby chciała, to nie pytałaby go o zdanie i zrobiłaby to po swojemu. A jednak… uległa. - Ja różnie. Zwykle nie podchodzę aż tak blisko, ale czasami trzeba, żeby się upewnić… Zresztą… Wcale nieczęsto tak blefuję – było to jedno z narzędzi, ale nie zawsze było pożądane i nie zawsze było odpowiednim wyborem. Bądź co bądź warunki nie zawsze były ku temu sprzyjające i cel też nie bywał zbieżny. Wszystko to zależało od okoliczności. - Hmh, Karoshi… Uważaj, bo rośnie z niego drugi pieszczoch – nie miała okazji jeszcze wspomnieć Yugenowi o tym, jak to malec przytulał się do jej ręki i cieszył, głasiany i miziany, tuż po tamtej małej masakrze, którą urządzili. Jej komentarz nie był podbity irytacją, a przeciwnie – kiedy tak patrzyła na zaczepki szczeniaka to łagodnie i z uśmiechem. Rósł. Czas mijał i rósł, chociaż wcale się tego tak o nie zauważało. - Nie wiem czy nie większy niż ten pierwszy – bo że Ikigai był pieszczochem, chociaż udawał takiego ważnego i poważnego, to było jasne i oczywiste, kiedy spędziło się z nim chwilę na rozmowie i widziało jak się zachowuje. - Wiem. Przekażę wszystko w siedzibie władzy. Będziecie musieli wytrzymać jeszcze chwilę, ale postaram się ruszyć trochę szybciej – deszcz rzeczywiście utrudniał wędrówkę, więc kiedy przestanie tak lać a drogi nie będą tak błotniste… To powinno pójść szybciej. A Airan nie chciała ich tak tutaj zostawić samych, więc motywacja była tym większa, by jednak… przyspieszyć. Miała na to kilka dodatkowych możliwości, którymi się nie pochwaliła i wolała ich użyć jako ostateczność, ale mogło się to przydać zwłaszcza przy bardziej wątpliwych chwilach. Byle tylko wrócić do Antai… - Nie dokuczały mi tak bardzo. To coś innego, ale jestem przyzwyczajona do trudnych warunków – albo jesteś miękki i giniesz, albo jesteś twardy i żyjesz. - Wyruszę za kilka dni. Chętnie bym została… Ale nim wrócę do Kinkotsu to miną trzy miesiące odkąd wyruszyłam. Muszę się pokazać w domu.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Owszem, była potrzebna jak najbardziej! Ta biurokracja, znaczy się. Ponieważ, jak ładnie to zostało ujęte, ludzie nie zwykli wierzyć komuś na piękne oczka i słodki uśmiech. To tak nie działa. Na zaufanie trzeba zapracować i zasłużyć. Nie da się tego zrobić, kiedy raz się wykona jakąś misję dla kogoś i jeszcze nie ma tego potwierdzonych dowodów. Wierzyć tylko słowom? Opowieści? Teraz już pewnie będzie w aktach o takiej a takiej Airan, co tutaj kiedyś była i doniosła taki liścik, a przysłużyła się tak a tak, a fajno, a miło... bla bla bla. Wiadomo, o co chodzi. Czyli o to, że na krzywy ryj to można zarobić co najwyżej prawego sierpowego. A na pewno często ciężko przekonać do tego, że naprawdę się swoje zadanie wykonało. I to bardzo sprawnie. Obecność Yugena była tutaj transparentna. Mogłoby go nie być, bo więcej wniósł zamieszania przez swoje emocje, które ciężko było mu ukoić. Za to Airan popisała się zjawiskowym profesjonalizmem. Jak prawdziwa ninja. Yugen chyba po prostu zawsze bardziej niż ninja czuł się... wojownikiem. Rola shinobi nie do końca była dla niego. Sama definicja tego pojęcia sprawiała, że miał wątpliwości, bo polecała działać jak najbardziej efektywnie - najmniejszym kosztem i jak najbardziej skutecznie. Tam nie bardzo było miejsce na emocje. Już w końcu o tym z Airan rozmawiali i na pewno porozmawiają jeszcze nie raz.
Domyślanie się i zgadywanki potrafiły być stymulujące - Yugen je nawet lubił, o ile nie były nachalne i zbyt zawiłe. W końcu nie był jakimś chodzącym geniuszem, żeby pojmować zawsze kto co ma w swojej głowie. Ale zazwyczaj się starał. Nie były za to mile widziane, kiedy stawały się zupełną codziennością i zawsze było oczekiwane od drugiej osoby, że wejdzie do twojej głowy i wyciągnie z niej, czego dokładnie chcesz. W każdej sytuacji. Tacy ludzie się zdarzali i byli niezwykle męczący. Bardzo, ale to bardzo męczący. Wchodzili na głowę, robili sceny, nie chcieli się wytłumaczyć, bo to ty masz wpaść na to, co się dzieje i co jest nie tak. Nie, nie, tak się nie dało funkcjonować. Zwłaszcza, kiedy chciałeś kogoś traktować poważnie. Oczywiście Hao był bardzo intuicyjną osobą - i starał się to w jakiś sposób kontrolować. Przykrywać to pewnymi wnioskami i naukami z życia. Różnie to jednak wychodziło. Właśnie wszystko przez tę miękkość. Airan potrafiła to doskonale wyważyć. Co jednak było tu zaletą a co wadą? Obie strony miały swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. A nawet miewały minusy. Tka to już bywa, że gdzie światło, tam pojawiała się też ciemność. To było zupełnie ludzie i naprawdę nie było się czego wstydzić.
- Nie chcę cię rozczarować, ale jednak mam nadzieję, że nie będziesz miała takiej okazji. - To był rzecz jasna żart, w takiej tonacji utrzymali tę rozmowę. Chociaż jak to bywało czasami między ludźmi - żarty kryły prawdę. I tak tutaj nie wątpił, że ona mówiła serio mówiąc, że chciała zobaczyć, jak Yugen działał. I tak on mówił dość serio, że miał nadzieję, że taka okazja się nie nadarzy. Nie lubił tej strony siebie, której hamulce znikały, ale to już właściwie dał jej do zrozumienia, powiedział. Nie lubił być, jak ktoś mądry to kiedyś ujął, adwokatem bezsensownej przemocy. I tak na dobrą sprawę gdyby mógł to większość spraw rozwiązywałby bezkrwawo. Przy tamtej jaskini poszło wiele ugód. Na działanie Airan jak i w drugą stronę - na działanie Yugena. Mieli inne podejścia, ale jak widać potrafili przyjąć kompromisy względem siebie. I z czego to wynikało? Z sympatii? Z szacunku? Bo Yugen nie mógł powiedzieć, że się nad tym nie zastanawiał. Wiele jego myśli krążyło wokół tej kobiety, która tworzyła sobą tyle sprzeczności. Bułka cynamonowa, która wygląda, jakby mogła cię zabić - i jest cię w stanie zabić.
- Ostrzeżenie przyjęte. Będę się zbroił w tym kierunku. - Uśmiechnął się, odwracając wzrok w kierunku Karoshiego, którego pilnował Ikigai, chodząc za nim krok w krok. Jak taka mała gąska za mamą gąską - tylko się role odwróciły. I trochę nie ta płeć. Bo akurat Ikigaia ciężko mamą było nazwać. Całkiem uroczy widok - ta dwójka. Zwłaszcza jak Ikigai strzelał posępne miny w kierunku innych ninkenów. Ale tak, Karoshi był ewidentnie zachwycony taką ilością ninkenów wokół. A to znowu przypomniało Yugenowi... - Ach... oby wojna szybko się skończyła. Chciałem poszukać jego rodziców. - Nie ważne, jaka rodzina - zawsze warto jej szukać. - Liczyłem też na to, że uda mi się poszukać swojego ojca w Sogen. - Uśmiechnął się lekko, przyglądając się obrazkowi tych ninkenów. Nawet w Ookami-den rzadko się zdarzało, żeby było tyle zebranych w jednym miejscu. Wszystko przez to poczucie, że Inuzuka to indywidualiści. Tak jak ich towarzysze. I woleli chodzić własnymi drogami - jak koty. Preferowali własne towarzystwo ponad takie zbiorowiska. Nie żeby się nie zdarzały wcale... ale jak zostało wspomniane - raczej rzadkie widowisko.
- Na najbliższe dwa tygodnie tych zapasów powinno wystarczyć. Rozkwitnie wiosna, a wraz z nią wrócą w tych ludzi chęci do życia i będzie tutaj łatwiej. Wrócą zwierzęta ze swych snów i zaczną rosnąć rośliny. Jadłaś kiedyś zupę ze szczawiu? Jest przepyszna. Zwłaszcza z jajkami. - Pewnie nie miała okazji - to bardzo lokalne danie, bo wykonywalne z tej jednej rośliny, którą trzeba było zerwać świeżą z pól - nie dało się jej transportować. Więdła niemal od razu. Dlatego nawet często jej nie sprzedawali - trzeba było sobie ją samemu załatwić. Nie było więc szans, żeby ją dowieźli taki kawał na Pustynię. Więc w sumie to było trochę pytanie retoryczne. Z drugiej strony - może przejazdem gdzieś miała okazję zjeść? - Tak... Sporo czasu minęło. Naprawdę sporo. A wydawałoby się prawie, jakbyś zaledwie parę dni temu stanęła w progu mojego domu. To była dobra podróż. Nawet jeśli deszczowa i męcząca.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Uso

Post autor: Airan »

Gdyby ją zapytać, to odpowiedź byłaby zupełnie inna, bo dla niej obecność Yugena wcale nie była tutaj zbędna czy niewidoczna. Może i niosły go emocje, ale miał serce we właściwym miejscu i to za jego inicjatywą pochowali wisielców, pochowali Uchiha… To jego obecność pozwoliła uwiarygodnić przykrywkę i blef i dlatego właśnie Airan się w ogóle na to zdecydowała. Tak, był zbyt miękki, ale to naprawdę nie było nic złego i pozwalało zahamować decyzje, których już nie można było odwrócić. Wszak były takie, które raz podjęte, były niezmienne i ostateczne.
Właśnie w tych zgadywankach i domyślaniu się chodziło o to, by można było w ogóle cokolwiek wywnioskować. Znać drugą osobę na tyle, wyczytać to z jej mimiki, mowy ciała, tych drobnych gestów i półsłówek… Większość osób jednak, jeśli już, to robiła skwaszoną minę i: DOMYŚL SIĘ. I siedź i myśl, kiedy zupełnie nic nie naprowadza cię na odpowiednie tory myśli. Airan tego właśnie nie lubiła. Jakieś tam subtelne aluzje – tak, czemu nie. W odpowiedniej oprawie i rozmowie były w porządku i rzeczywiście potrafiły stymulować umysł jak i całą rozmowę. Można było pewne rzeczy wyciągnąć pomiędzy wierszami, ale naprawdę trzeba było mieć na to pewne podstawy i jak w każdej sytuacji: zawsze można było przedobrzyć. Plusy takie, plusy śmakie… No tak. Słońce sprawiało, że powstawał cień, i jedno nie mogło trwać bez drugiego. To się tak kotłowało: na świecie, w ludziach. Wszędzie.
- Musiałbyś się bardzo postarać, żeby mnie rozczarować – czyżby? Była rozczarowana wcześniej, tym jego wieloletnim milczeniem. Tym, że tyle zostawiał dla siebie, że zostawał z tym... Nie, nie sam. Ale Ikigai miał przez to wszystko swoje problemy. Airan miała wrażenie, że obaj musieli sobie wtedy z tym poradzić i że tak naprawdę, na własne życzenie, zostali z tym sami, a mogło być lepiej, Lepiej szybciej. Ale było minęło… I tak, poczuła wtedy zawód. Zepchnęła go jednak w bok. To, co powiedziała, miało też drugie dno. To wszystko co mówi i czego nie mówi – już mu mówiła i dała znać, że słucha go bardzo uważnie. W każdym razie… Raczej nie czułaby się zawiedzona widząc go w akcji, cokolwiek wtedy robił i jak robił, i jak bardzo tego nie lubił, może się tego brzydził? W każdym razie wątpiła, że spojrzałaby wtedy na niego z rozczarowaniem. I tak naprawdę Yugen widział bardzo małą część tego, co sama robiła, co potrafiła. Ale tę mało kompromisową część. Tą, gdzie brak był w niej skrupułów… Z drugiej strony hamulce miała, panowała nad sobą bardzo dobrze. I to nie tak, że jednakowo skazywała ludzi na śmierć. Sumire była tego dobrym przykładem przecież. Rzeczywiście mnóstwo w tym było sprzeczności. W niej… Ale jednak składało się to wszystko w całość i to nawet całkiem poukładaną. Sama się zastanawiała jak to działało. Dlaczego Yugen przystał na jej plan, na to co zrobiła i robiła. Dlaczego słowem nie pisnął na to odrąbanie głów – ani przed, ani w trakcie, ani po. Sama próbowała go rozgryźć. Czy nie chciał jej urazić ze względu na „długą” znajomość? Czy chodziło o to, że była od niego starsza? Sama zupełnie o tym zapominała, ale może Yugen patrzył na nią przez pryzmat wieku właśnie? I o to, dlaczego nie przeszkadzało jej samej posłuchać drugiej osoby i zrobić tak, jak chciała, choć nie było wtedy prośby. Ogólnie, dlaczego tyle w niej było ugody w stosunku do Yugena, ale też Ikigaia i Karoshiego – i zupełnie jej to nie gryzło ani nie przeszkadzało to dopasowywanie się do nich i pewna doza uległości.
- Nie sądziłam, że będzie chciał się do mnie tulić. I żebym go dotykała – wyznała po chwili, patrząc za maluchem i Ikigaiem, który chyba skutecznie odstraszal całe towarzystwo od szczeniaka. Zresztą do tej pory w ogóle nie robiła tego na siłę, nie próbowała go dotykać, wyciągać do niego rąk, nie chciała przekroczyć pewnej granicy zaufania. Tak samo jak Ikigaia nie miziała do momentu, gdy zgodził się ją ponieść na swoim grzbiecie. I do teraz tego nie komentował, nie warknął na nią, ani nie było żadnego „nie rób tego”. Prawdę mówiąc wydawał się być z tego całkiem zadowolony mimo wszystko. Ale ani Karoshi ani Ikigai to nie były pieski do głaskania, jak pewnie niektórzy by ich traktowali. Dla niej to były osoby. - Pamiętam, mówiłeś… - mówił o rodzicach Karoshiego, gdzieś tam, kiedyś. Wojna zazwyczaj psuła wszystkie szyki i plany. - Hmm… A wiesz gdzie i kogo szukać? – trudno było jej sobie wyobrazić jak to jest wychowywać się bez ojca… Ostatecznie ona swojego miała całe życie i żył nadal. Był i zawsze mogła się go poradzić, porozmawiać… Ale widziała mnóstwo dzieciaków, które wychowywały się bez jednego z rodziców. Albo w ogóle samotnie… Więc o ile trudno jej było to sobie wyobrazić, to mimo wszystko nie było tak, że spychała to gdzieś na bok, tę potrzebę Yugena, by poznać swojego ojca. To chyba było zrozumiałe. Prawdę mówiąc, to w tym też by mu chętnie pomogła, tak po prostu z dobroci serca… Ale wiedziała, że naprawdę musi wracać. Wcale nie chciała. Ale musiała.
- Wybacz, słabo się w tym orientuję. U nas pory roku widać tylko po temperaturach. Są bardziej albo mniej znośne. I czasami pada deszcz w konkretnym czasie – ale nic tak nie rozkwitało jak tutaj, więc o ile „wiedziała” o co chodzi, to nigdy tego nie widziała na oczy. To było tak naprawdę pierwsze poważne spotkanie z wiosną. Taką WIOSNĄ. Wielkimi literami. - Nie. Co to szczaw? – zwierzę jak ta nieszczęsna żaba? Czy coś innego? Jej chwilowe zagubienie było w pewien sposób na pewno urocze, bo nawet nie starała się ukryć tego, że zupełnie nie wie o czym Yugen do niej mówi. - Nawet nie wiem kiedy to minęło, tak prawdę mówiąc. Zupełnie mi wasze towarzystwo nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – było lekkie i bardzo pożądane. A wiedziała co mówi, bo za ludźmi wszak nie przepadała i męczyła się, gdy za długo była w jakimś towarzystwie. A tutaj… Praktycznie miesiąc z dwoma ninkenami i jednym mężczyzną, i zupełnie nie odczuwała tego charakterystycznego zmęczenia drugą osobą.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Uso

Post autor: Yugen »

Właśnie. To mi przeszkadza, to mi nie przeszkadza, tutaj jest mi dobrze, z tą osobą czuję się na miejscu. Jedna osoba jest taka, że masz jej dość po pierwszym "dzień dobry", a ta druga taka, że nie masz jej dość nawet po tysięcznym słowie spitym z jej ust. I jakoś możesz się z nią zgodzić, możesz jej ustąpić, możesz być sobą i nie myśleć o tym, czy aby na pewno nie dostrzeżesz krzywego spojrzenia. Możesz dzielić swoje chwile - te lepsze i te gorsze. Już na ile zdążył poznać Airan wiedział - dla niej obecność drugiego człowieka, kiedy ją zaakceptowała, zawsze miała znaczenie. Nawet kiedy po prostu milczałeś, stałeś obok. Stał w ciszy i stróżował. I gdyby cokolwiek miało napotkać Airan, by uczynić jej krzywdę, musiałoby najpierw napotkać jego samego. Nie dałby jej skrzywdzić. Ponad wszystko chciał zadbać o jej komfort, dlatego chociażby, mimo tego, jaki dyskomfort odczuwał Ikigai, poprosił go, żeby wziął Airan na grzbiet. A potem... ha... mimo jego paskudnego narzekania, które zirytowało nawet Hao, widział przecież, że nawet mu się podobało. Bo Airan nie była ciężka, a na pewno była o wiele bardziej lekka od samego Yugena i miała przyjemny dotyk. Pieszczoch. Nie taki już młody pieszczoch. Widzisz - tak właśnie szybko te lata leciały. Tak nas zmieniały i tak na nas wpływały. Kiedy już pójdziemy swoimi drogami i Wiatr znów poniesie naszego ducha do domów, kiedy spotkamy się ponownie - znów będziemy starsi. Znów coś się zmieni i znów zmienimy się my. Będziemy bogatsi w doświadczenia i jeszcze bogatsi w słowa, które podzielimy między siebie. Pewnie połączy nas kilka listów. Pięknych i wylewnych, na pewno długich. Ciągle przecież było o czym opowiadać. Nawet kiedy było to głupie wybranie sukienki! Gdy nie dało się pomóc - przecież mijały całe tygodnie, nim korespondencja dotarła z jednego krańca szlaku na drugi. Zanim był czas, by dobrze usiąść do tego listu, odprawić cały rytuał - ponieważ takowy miał już sam Yugen. Te listy były dla niego ważne. Airan była dla niego ważna. Zupełnie inna niż wszyscy ludzie do tej pory go otaczający. Bliższa też niż ktokolwiek - jeśli nie liczyć jego matki, bo z nią łączyły go więzi, które nieco wyrastały ponad możliwości nazwania jakichkolwiek relacji.
Właśnie - czyżby? Bardzo musiałby się postarać? Jego uśmiech kącikiem właśnie na to był odpowiedzią. Jak i myśl, dokładnie o tym samym, że przecież już ją zawiódł. Właśnie tym, co zrobił. Prawidłowe, nieprawidłowe, wiedział doskonale, że gdyby mógł podjąć po raz kolejny taką decyzję to by jej nie zmienił. To prawda, że Airan na pewno mogłaby im pomóc, bo właśnie tak to jest - kiedy obie istoty wplątane w dramat cierpią to ciężko się wzajemnie zbierać z ziemi. W końcu leżysz - i leży ten, który powinien cię podnosić. Ikigai trzymał się dość dzielnie, chociaż nerwy go zżerały. Chciał przekazać wtedy bardzo wiele, zmienić bardzo wiele, wiele wyjasnić i zmusić Hao to reakcji, większego bronienia się. Ale Yugen wtedy był jakby poza tym światem. Nie był głupi - Yugen. A jednak na niektórych błędach ciężko się uczyć, kiedy emocje tak mocno ściskają gardło. Żałował, tak, to prawda, wiedział, że właściwie to nie było mądre. Nie, nie było... ale Airan była bardzo mądra. Ta hostessa dobrych słów była wyjątkowo dobrze przystosowana do tego zadania. I nie dziwiło, że tak dobrze sło jej dogadywanie się z dziećmi. Była wręcz do tego stworzona. Ileż to ludzie tracili, którzy nie potrafili z nią odnaleźć wspólnego języka... Ciekawiło go to. Dlaczego nie lubi ludzi? W ogóle by o niej tego nie powiedział. Wszystkie inne przymioty, nawet gdy sobie przeczyły, po prostu pasowały. Lecz to? A może właśnie - przede wszystkim to. Im bardziej rozumiesz ludzi i czerpiesz z ich zachowania mądrość, tym bardziej zaczynasz pojmować, jak bardzo nie potrafią cię docenić. Lub jak bardzo nie-szczerze wykorzystują to, co chcesz dla nich zrobić. Jak bardzo są płytcy i jak prości. Że nie możesz z nimi dzielić trosk, bo nie są w stanie ich ponieść. Niczego nie są w stanie ci zaoferować. Tymczasem twój umysł, głęboki, pojęty, potrzebował ciągłych symulacji. Ciągłych, chociażby drobnych przyjemności, czy właśnie uśmiechu, który nie zostanie zapaćkany brzydotą egoizmu. Kiedy to masz czy nie czułeś się tak, jakbyś mógł oddychać pod wodą? Przechodzić przez ziemię i nawet twardy kamień? Ponieważ nie ma obok ciebie serc z kamienia. Jest tylko to ciepłe, mocno bijące, nawet jeśli kruche. Na szczęście serce Yugena miało swoich obrońców. Patrząc po tym, że był o krok od tego, by odziedziczyć gen Uchiha, by zamieszkać w Sogen, by stać się sogeńczykiem... miał naprawdę wielkie szczęście. Jakim wtedy byłby człowiekiem? To prawie jak zastanawiać się, jaką Sogenką byłaby Airan, gdyby tutaj mieszkała. Gdybać można. Wychowali się tak a nie inaczej. To było ich siłą i jednocześnie to tworzyło ich słabości.
- Jest bardzo wiele rzeczy, których Karoshi musi się nauczyć. Moja natura nie ułatwiła tego Ikigaiowi. Wpadł w tak obsesyjną potrzebę chronienia mnie, że sam zapomniał, że powinien żyć pełnią życia. Ten ninken czasem czuje się winny na samą myśl, że może się dobrze bawić, kiedy ja nie czerpię tej przyjemności. - Był tego poniekąd pokaz podczas malowania. - To go zatrzymuje w życiu. Nie chcę zatrzymywać też Karoshiego. Choć jak na razie z nim muszę walczyć tylko o to, by za bardzo się nie rozpędzał w swoim życiu. - Czyli na przykład żeby nie podgryzał go, kiedy coś mu się nie podobało. Teraz to nie był problem, ale kiedy urośnie i będzie silny, to jego szczęki bardzo zabolą nawet jego. Nie mógł gryźć każdego, kto mu się nie spodoba. - Obawiam się, że wojna nie uspokoi jego żądzy krwi. Ale twoja obecność na początkach jego życia była dowodem, że jednak zaufanie człowiekowi nie jest takie straszne. Że nawet ktoś z zewnątrz może być ci bliski. - I chociaż mówił teraz o Karoshim, to właściwie myślał też o Ikigaiu, który przecież był bardzo negatywnie nastawiony, chociaż najpierw powiedział pierwszy: tak, zapraszaj ją! A potem tylko łaził i było "a co JEŚLI". Jeśli nie nadeszło. Za to nadeszło błogosławieństwo. Ponieważ Airan naprawdę wprowadziła coś pięknego do życia Hao. I przyniosła sobą wiele ukojenia. - Nie wiem. Miyuki nie lubi o tym mówić. A ja... nie lubię naciskać. To dla niej niekomfortowe. Minęło tyle lat... - Nawet nie wiedział, czy jego ojciec wiedział o istnieniu. A co do Karoshiego - to tak, o tym już rozmawiali. Wszystko to szukanie igły w stogu siała. O ile jeszcze do szukania rodziców Karoshiego zmotywowany był, o tyle do szukania własnych już niekoniecznie.
- Szczaw to jedna z popularniejszych roślin rosnących na łąkach. Mają dłuższe, zaokrąglone liście. Rosną w kępkach podobnych do mleczy, które ci pokazywaliśmy. Tych roślin, które mają potem żółte kwiaty. - Na pewno dało się bardziej profesjonalnie opisać ten szczaw, no ale nie był znawcą roślinek i ziół wszelakich. Więc mógł po prostu opisać ich wygląd. I to, że robi się z nich zupę. - Nie wszyscy wiedzą, jaka dobra zupa jest z tych liści nawet tutaj. Niektórzy traktują szczaw jak chwasty. - To zrozumiałe, że dla niej te tereny były czymś nowym w swoich zmianach i porach roku. Dla niego będzie czymś nowym, kiedy odwiedzi Airan. A zamierzał to zrobić. Może właśnie po wojnie... to będzie dobry wypoczynek. Zasłużony. - Wzajemnie. Odwiedzimy cię po wojnie. Jeśli tylko będziesz miała czas.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sogen [394 r.]”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości