Leżałem tak na ziemi i patrzyłem się w niebo słuchając spokojnie słów mistrza Tao. Powiedział mi trochę na czym powinienem się skupić. Dostałem niejasne jasne wskazówki. Z początku mogą być dla kogoś niejasne lecz z czasem powoli się je zrozumie. Lecz akurat to jeszcze nie był ten czas abym zrozumiał o co mogło chodzić temu mnichowi. Słuchałem jego wypowiedzi i zagmatwanych wskazówek nie przerywając mu nawet słowem. Leżałem, patrzyłem się w niebo i słuchałem rad. Główne co zrozumiałem z tych porad to aby trening podzielić sobie na etapy. W sumie to było bardzo oczywiste. Mój mistrz podał mi tylko dwa etapy...ja miałem zamiar jednak sobie zwiększyć ilość tych etapów. Aktualnie i tak nie miałem co robić bo musiałem czekać aż samurajowie wrócą z osady Uchihów a to mimo że będą zapewne nie oszczędzać koni trochę zajmie.
-Ja nigdy nie rozrabiam. A przynajmniej nie jakoś straszliwie powiedziałem z wrednym uśmieszkiem na ostatnie zdanie Tao. Oczywiście mówiłem to w lekkim żarcie. Zamknąłem oczy wczuwając się w wiejący wiatr. Pozwoliłem moim myślą pomknąć w dal. Nie myślałem w tym momencie o niczym pozwalając sobie na to aby wiatr mną w teorii kierował. Miałem wrażenie że razem z wiatrem mój umysł leci coraz dalej i dalej. Kiedy dotarłem do swojego limitu tej aktualnej bariery jaką posiadałem w swoim umyśle pozwoliłem aby wiatr pociągnął mnie odrobinę dalej. Mimo że odczuwałem ból ignorowałem go pozwalając by wiatr niósł mnie dalej. Otworzyłem oczy dopiero gdy ból stał się już nie do zniesienia i złapałem głęboki wdech jakbym w ostatniej chwili wyłonił się z pod powierzchni wody gdy brakuje komuś tchu.
-Może to też nie będzie aż takie trudne jak mi się zdawało powiedziałem do siebie uspokajając powoli i miarowo swój oddech. Odruchowo wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu ciesząc się na kolejne trudne wyzwanie jakie mnie czekało. Zaczynało robić się powoli ciemno więc wstałem z ziemi, otrzepałem ubranie i postanowiłem udać się do Kohane z tym o czym wspomniał mistrz Tao a mianowicie miejsce do spania oraz gdzie i o której są posiłki. Na początku jednak postanowiłem nie korzystać z miejsca do spania. Przyzwyczaiłem się do spania na zewnątrz. Jednak skorzystałem aktualnie z możliwości umycia się. Zaś po wytarciu się i ubraniu z powrotem w swoje ubranie wyszedłem na zewnątrz przespać się pod jednym z drzew.
Jak na siebie wstałem dość wcześnie. Postanowiłem się chwilkę porozciągać, otrzepałem następnie ubranie i udałem się na posiłek. Zjadłem to co zazwyczaj [nie wiem jakie tam mogły być posiłki ale obstawiam że zapewne dużo aby mieć energię na treningi więc moja postać zjadła jak zawsze czyli zapewne sporo mniej od znajdujących się tam osób]. Poczekałem aż wszyscy skończą i opuściłem pomieszczenie jako ostatni i udałem się spokojnie w miejsce swojego własnego treningu. Usiadłem pod drzewem w pozycji lotosu, przymknąłem oczy i zacząłem głęboko i powoli wciągać a następnie wypuszczać powietrze. Robiłem to przez parę minut by następnie zacząć swój trening duchowy. Pozwoliłem aby znowu wiatr porwał moje myśli, by prowadził moją duchową wędrówkę. Tak jak wczoraj czułem jak z każdym podmuchem wiatru, z każdym szelestem liści mój umysł wędruje powoli coraz dalej i dalej. W końcu dotarłem ponownie do swojej bariery. Pozwoliłem aby wiatr przepchnął mnie dalej przez tą barierę. Czułem jakby ktoś wbijał mi w głowę szpony. Z każdą dodatkową odległością szpony coraz mocniej zaciskały się na mojej głowie. Miałem wrażenie jakby już pazury powoli dotykały mojego mózgu. Starałem się to ignorować jak najdłużej mogłem lecz w końcu nie wytrzymałem i wziąłem głęboki oddech by następnie zacząć kasłać i ciężko dyszeć. Trudno było opisać mi to jak się teraz czułem. Mimo że siedziałem w miejscu byłem bardziej zmęczony niż podczas walki.
-Chyba...pora na krótka...przerwę...i zmęczyć się...w inny sposób powiedziałem do siebie z przerwami by po jakimś czasie w końcu uspokoić oddech. Powoli wstałem z ziemi i postanowiłem udać się w stronę świątyni. Tam widziałem mnichów wiec postanowiłem sprawdzić czy maja tam jakieś miejsce do treningu ciała. I miałem rację. Mnisi posiadali miejsce gdzie były powbijane pale w które kopali i uderzali pięściami dla treningu. Postanowiłem z tego skorzystać. Dotarłem do nieco oddalonego miejsca tego poletka. Zdjąłem z siebie futerał oraz górną część garderoby oraz obuwie. Chwilę się porozciągałem by następnie zrobić sobie rozgrzewkę nieco się wygłupiając. Dla kogoś oglądającego to z boku wyglądało jakbym tańczył. Cóż poniekąd by ta osoba miała rację. Wymyśliłem...to trochę za dużo powiedziane. Bardziej wykorzystałem parę razy taniec do walki i sprawdziło się to całkiem nieźle. Zacząłem więc poruszać się po
trójkącie w odpowiedni sposób też ustawiając ręce. Przez pewien czas poruszałem się w ten sposób by następnie zacząć wykonywać kopnięcia, uderzenia rękami i różne inne połączenia prostych ruchów. W ten sposób sobie trenowałem przy okazji po prostu się tak bawiąc. Nie myślałem w tym momencie o niczym. Chciałem aby mój organizm się zmęczył. Nie tylko umysł. W tym momencie pozwoliłem aby mój umysł odpoczywał gdy ciało się męczyło. W końcu gdy minął mi ból głowy po jakimś czasie usiadłem pod ścianą w pozycji lotosu, zamknąłem ponownie oczy i zacząłem trening mentalny. Trenowałem w ten sposób na zmianę. Kiedy ból głowy był nie do zniesienia zaczynałem wtedy męczyć ciało. Zaś gdy ból mijał wracałem do treningu mentalnego i tak w kółko przez jakieś dwa trzy dni aż w końcu to opanowałem. Co prawda udało mi się tylko zwiększyć w tym czasie sam zasięg swojej umiejętności i to dość solidnie, a co najważniejsze mogłem ten zasięg aktywować? to chyba złe słowo. Może lepiej by zabrzmiało utrzymać? Też nie za bardzo lecz na pewno bliżej by temu słowu było do prawdy. W porównaniu do tego jaki wcześniej posiadałem zasięg tej umiejętności w tym momencie wydawał się przeogromny. Najlepsze było w tym to że nie miałem żadnych nieprzyjemności używając swego zmysłu na taką odległość. Co prawda tak jak wcześniej coraz bardziej bolała mnie głowa przez nadużywanie tego ale nie działo się to od razu po użyciu jak to było w trakcie treningów.
Spędziłem już w tym miejscu parę dni. Ile dokładnie? Z cztery a może pięć dni? Czy może aktualny dzień który się rozpoczynał był tym piątym? Postanowiłem nie myśleć nad tym dłużej bo nic z tego najlepszego by nie wynikło. Najprostsze co mogłem opanować mi się udało. Teraz przyszła pora na trudniejszą część a mianowicie na poznawanie czyjegoś poziomu mocy oraz czy dana osoba kłamie. Postanowiłem na początku do tego etapu co może źle zabrzmieć wykorzystać Kohane. Czemu wybrałem akurat tą kapłankę? Ponieważ miałem przeczucie że jak kolwiek znowu to nie zabrzmi. Trenując na niej szybciej poznam podstawy tego o czym mówił mistrz Tao. Jednak mój trening z nią wyglądał nieco inaczej ponieważ nieco przeszkadzałem jej dopiero gdy miała wolną chwilę. Wtedy korzystając ze swojej umiejętności patrzyłem na jej duszę opowiadając w tym samym czasie jakie historie przeżyłem i odpowiadałem jej na pytania. Czasem jednak zadawałem jej specjalnie takie pytania na które nie ważne jakby odpowiedziała można było odebrać to w zły sposób bądź jako kłamstwo. Gdy zaczynała odpowiadać na te akurat pytania skupiałem się bardziej na przepływie jej energii. Gdy zaczynała się plątać w swojej wypowiedzi to zaczynałem się wtedy śmiać. Zabawnie było patrzeć na jej reakcje. Wtedy też jej mówiłem aby się tymi odpowiedziami nie przejmowała i jak to miałem w swoim zwyczaju z wrednym uśmieszkiem mówiłem jej że "po prostu lubię patrzeć na twoje zabawne reakcje i tyle". Nie było to ani kłamstwo ani prawda. Odpowiedź leżała raczej po środku. Prawdą było to że niektóre jej reakcje mnie bawiły. W niektórych momentach swoich opowieści specjalnie niektóre fragmenty opisywałem o wiele barwniej by ją zaciekawić a następnie informowałem ją że to co powiedziałem sobie ubarwiłem. Oczywiście takie rozmowy nie były długie ponieważ nie chciałem by miała kłopoty z mojego powodu więc nie przeszkadzałem jej w żadnej pracy jaką miała do wykonania a w tym czasie ja obserwowałem inne osoby. Przyglądając się jak pracują, trenują, poruszają się. Po prostu sobie ich obserwowałem. Z czyjejś perspektywy wyglądało to jakbym nic wielkiego nie robił. Jednak była to najtrudniejsza część mojego treningu. W końcu po kolejnych kilku a może kilkunastu dniach byłem w stanie wyczuwać przepływ energii dokładniej w organizmach jakie mnie otaczały. Dla testów każdego dnia zadawałem komuś pytanie na które znali odpowiedź. Pytałem o takie rzeczy związane ogólnie z tym miejscem...lecz specjalnie zadawałem pytania na które musieli kłamać. Jakie to mianowicie były pytania? Głównie związane z tym miejscem i różnymi sekretami jakie zapewne się kryją w tym miejscu. Z każdymi takimi pytaniami coraz bardziej byłem pewny że mój trening nie poszedł na marne bo przy kłamstwach czułem jak energia tych osób dziwnie drży. Uśmiechałem się w tedy w duchu i mówiłem że szkoda że czegoś takiego nie ma po czym na szybko opowiadałem jakaś wymyśloną historię związaną z moim pytaniem zaczynając je "wyobraź sobie jakby to wyglądało gdyby..." By następnie zapytać "o czym tak właściwie rozmawialiśmy?" a później stwierdzić że to mało istotne. Przeprosić za zajęcie czasu i udać się gdzieś w swoją stronę. O każdym swoim sukcesie informowałem mistrza Tao. Nie prosiłem go o żadne rady. Jedynie chciałem go poinformować o swoim postępie oraz aby w jakiś sposób przetestował dany fragment jaki opanowałem. Skoro wiedział dokładnie jaki mam poziom mojej energii zapewne wiedział też na jaką odległość moja umiejętność na tym poziomie mogła działać. Jedyne z czym miałem większe problemy było nauczenie się jak dokładnie oszacować czyjś poziom. Jednak okazało się to prostsze niż się spodziewałem po opanowaniu po przedniejszych fragmentów mojej umiejętności. Widocznie ich opanowanie dało mi możliwość o wiele precyzyjniejszego dostrzegania ludzkich poziomów. Co prawda nie było to jeszcze tak idealne jak u Mistrza Tao ale z każdą próbą, kolejną rozmową, kolejnym dniem w końcu i to udało mi się opanować do perfekcji. Było to bardzo dziwne uczucie. Nigdy trening nie zajmował mi tak wiele czasu...ale musiałem przyznać sam przed sobą że to mi się bardzo podobało. Każda trudność jaką pokonałem stwarzała następną którą należało pokonać w inny sposób aż w końcu po kilkunastu dniach...a może to były dwa tygodnie? W sumie mniejsza ile czasu minęło. Najważniejsze było to że w końcu pokonałem wszystkie przeszkody i osiągnąłem swój cel. Gdy byłem pewny tego że wszystko umiem poprosiłem Mistrza Tao aby zrobił mi swoisty test. Oczywiście głownie test polegał na rozmowie ale co w tym dziwnego? W końcu większość rzeczy jakie opanowałem dotyczyło drugiej osoby. Nie byłem pewny jak długo trwał ten swoisty test ale widocznie udało mi się go zdać. Teraz nastało pytanie co robić dalej. Możliwe że jeszcze dzisiaj albo jutro wrócą samurajowie z dziedzicem oraz Ono. Gdy to nastąpi będzie trzeba opuścić to miejsce i udać się ponownie w świat.