Domostwo w ciemnym lesie

Kolejna z prowincji Wietrznych Równin o dość pokaźnych rozmiarach. Sakai zamieszkiwane i zarządzane jest przez Ród Akimichi. Prowincja sąsiaduje od południowego zachodu z regionem Samotnych Wydm, a od południowego wschodu z regionem Prastarego Lasu. Od południa Sakai z kolei sąsiaduje z terenami niezbadanymi, co niejednokrotnie powoduje zbrojne utarczki. W prowincji tak jak w regionie, od czasu do czasu dopatrzeć się można niewielkich zagajników leśnych, ale w przeważającej części dominuje ukształtowanie równinne, z wysoką trawą, które idealnie nadaje się do hodowli bądź uprawy roli. Nieopodal granic znajdują się również wioski pod zarządem Szczepu Kakuzu.
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Obrazek Sakai jako teren w którym dominuje w znacznej większości równina rzadko kiedy cieszył oko większym skupiskiem drzew. Nie mniej takie twory natury również się tu znajdowały, często rzadkie i małe lasy usłane po ciągnącym się oceanie wysokiej trawy. Ciemny las był tutaj stosunkowo dużym wyjątkiem. Znajdujący się przy granicy z Atsui i Yutetsu rozrastał się całkiem pokaźnie, lecz nie to najbardziej imponowało. Drzewa bowiem były tu wielki jak na standardy Sakai, musiały więc żyć przed setki lat rozrastając się i pęczniejąc w swoich posadach. W lesie panuje wieczny półmrok, tak jakby rozłożyste korony drzew nie chciały dopuścić światła słonczego do tego co kryło się między nimi. Wszechobecna wilgoć zapewniała różnorakie robactwo toczące się przez zgniłe utrącone gałęzie, to zaś sprowadzało tu dużo ptactwa miłującego się w łatwym i tłustym pokarmie. Nieprzyjemne skrzeki dochodziły niemalże zewsząd czyniąc las miejscem do którego z pewnością nikt nie udałby się na relaksacyjny spacer. Miejsce wręcz odstraszało i prawdopodobnie był to główny czynnik dla którego Yama-uba postanowiła sklecić tu swój domek.
W samym sercu lasu znajdowała się mizerna chatka wykonana z po części butwiejącego drewna i większych patyków skręconych ze sobą linami. Z komina wiecznie kłębił się czarny dym rozbijający się o gęste wysokie gałęzie i ich listowie. Z okiennic pozbawionych szyb sączyło się ciepłe, przyjazne światło. Wypadając na zewnątrz słupami rozpraszającymi półmrok lasu. Było to zarazem jedyne miejsce w których ptactwo nie hałasowało aż tak bardzo. Starucha zadbała o strachy zapewniające jej dostateczną ciszę. Rozkładające się truchła ptaków wisiały w wielu miejscach powieszone za nogę, dyndając na gałęziach niczym przestroga. Oprócz silnego zapachu rozkładu i zgnilizny, nozdrza drażniła silna woń różnorakich suszonych ziół. Pustelnia wyglądała na zamieszkałą, lecz z pewnością nie przez osobę życzliwą czy mile witającą swoich gości.
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Wiedza Yama-uby, starej kobiety będącej specjalistką w dziedzinie trucizn i medykamentów - których swoją drogą robiła znacznie mniej niżeli tego pierwszego - znaczyła w nowym świecie niewiele. Bez obeznania z tutejszą florą nie można było uważać się choćby za adepta sztuki tworzenia toksyn. Za murem, rozciągał się dziki świat rządzący się innymi zasadami. Dotyczyło to również roślin, które w tej części świata były po prostu inne. Yama-uba zmuszona do emigracji straciła więc wszystko. Reputację i wiedzę. Musiała otworzyć to u samych podstaw. Zgłębić tajniki tutejszej flory i stać się po raz kolejny postrachem niegrzecznych dzieciątek nieskorych do usłuchiwania swoich rodziców.
Kobieta wyszła więc na żer gromadząc tyle ziół ile zdołała odnaleźć w ciemnym lesie. Miejsce to nie należało do obfitego w różnorodność flory, co głównie zawdzięczało zacienieniu i wygłodniałym drapieżnikom. Od czegoś jednak trzeba było zacząć, a czasem drobne kroki były lepsze i skuteczniejsze niż skoki na łeb, na szyje. Starucha powolnie przemierzając las ścinała kwiaty, wyrywała korzenie i ćwiartowała łodygi. Porywała całe kępki roślin zachłannie wciskając je za swój pas wykonany z grubego sznura. Każda ilość się przyda do badań i klasyfikacji. Nowy świat, nowe reguły nim rządzące.
Powróciłado domostwa późno, drewno w długim palenisku zdołało się już niemal wypalić czyniąc z ciemnego lasu jeszcze mroczniejsze miejsce. Światło jednak było niezbędne do pracy, więc prędko ponownie słupy światła wypadły w całej swej sile z okiennic i nieszczelnych drzwi, promieniejąc niczym latarnia pośród mroków oceanu. Gruba księga uderzyła z hukiem o prowizoryczny blat stołu otwierając swe trzewia przed paskudnym obliczem kobiety. Puste stronice oczekiwały na zapisanie nowych gatunków roślin o niezbadanych możliwościach. Było to na swój sposób ekscytujące, na nowo poznawać jaka mieszanka wywoła swędzenie za uchem, a jakie ingredienty spowodują u nieszczęśnika natychmiastową sraczką własnej krwi. Donośny skrzek, który w rzeczywistości był śmiechem rozniósł się po okolicy. Yama-uba powróciła myślami do swych lat młodzieńczych, no może nie tyle młodzieńczych to wcześniejszych niżeli dziś dzień. Zakładać, że starucha była kiedykolwiek młoda było niezwykłym nietaktem. Praca nad nową kolekcją i wypisywaniem wszelkich wstępnych informacji na temat zebranych roślin trwała w nieskończoność. Mozolne ruchy staruszki hipnotyzowały i usypiały zarazem. Klasyfikacja trwała długo, lecz zmierzenie czasu nie było w tym miejscu do końca możliwe. Przyćmione słońce nie podawało precyzyjnej pory, wiadome tylko było kiedy jest dzień, a kiedy noc. Przez to czas upływał tu inaczej, niebezpiecznie inaczej.
Koniec końców, każda przyjemność w wyczerpię się. Tak było również i tutaj. Wszelkie zioła odnalazły swoje miejsce w księdze, dorobiły się nawet swoich rycin i wstępnych opisów z stosunkowo prymitywną specyfikacją. Praca godna adepta tworzenia trucizn i antidotum.

_________________
Opanowanie poziomu: Prosty - Trucizny i Antidota
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Zardzewiałe ostrze o kilku wyszczerbieniach przywarło do ogona szczura tnąc go z wyraźną trudnością zapewne z powodu swej widoczniej starości. Ogon martwego stworzenia zawisł na kawałku, który pochwyciła szponiasta łapa udekorowana zmarszczkami. Blade światło gasnącej świecy, trzymającej się zaledwie na końcówce knota padało na oprawiane zwierzę. Spod kaptura wydarło się zachrypłe chrząkniecie i długi niezadowolony pomruk. Skóra zwierzęcia nie chciała odejść się od mięśni. Zużyte ostrze nie mogło poradzić sobie z tkanką usilnie próbującą zachować całość w jednym nienaruszonym stanie. Kolejny pomruk, znacznie donośniejszy zachybotał słabym płomykiem. Stara dłoń rzuciła gniewnie nożem przez ramie uderzając w coś z niewielką siłą, choć wystarczającą aby narodzić hałasu. Drugie zaś wiedźmowe łapsko pochwyciło szczura pewniej i przysunęło do popękanych warg, te otworzyły się powolnie jakby siłując się z łączącymi je lepkimi stróżkami śliny. Nieliczne zęby ze szczękiem ugryzły skórę zrywając ją z grzbietu ssaka. Sprawdzały się znacznie lepiej niżeli poprzedni sposób, dlatego stara kobieta garbiąca się nad kotłem przez dłuższy czas oskubywała, dzieliła i miażdżyła niepożądane elementy jej przyszłego pożywienia przy pomocy zębów.
Skwierczący plus rozległ się po ciemnej, pełnej sadzy chatce, kiedy kolejny martwy szczur wylądował w kotle pieniącym się od przygotowywanej zupy. Okryte starym płaszczem ciało staruszki krążyło po chatce w złudnie bezcelowym chaosie. Pomrukiwania nie przestawały wydzierać się spod kaptura nadając samotności nieco mniejszego brzemienia. Zupa była gotowa, szczurze mięso rozgotowało się na tyle, aby nieliczne zęby i głownie dziąsła wiedźmy mogło sobie z nim poradzić podczas żucia. Barwa mazi w tych ciemnościach przypominała kożuch przykrywający nurty bagnistych rzek. Drewniana, prymitywna misa wpadła do gara zgarniając część potrawy i powędrowała do ust żarłocznie żłopiących zawartość. Kleista zupa płynęła po policzkach wylewając się częściowo na posadzkę, a częściowo za kołnierz. - Nie! - Wrzasnęła do siebie wrzucając misję do kotła, chlapiąc przy tym breją na wszystkie strony. Wiedźma zgarbiła się mocniej i poczęła mocować sama ze sobą. - Yama-uba. - Wyrzekła swoje imię niczym okultystyczną inkantacje, wypluwając słowa i akcentując je w niezrozumiały sposób. - Mięso. Złe. Nie tak, nie tak. - Starucha wsunęła szponiastą dłoń pod kaptur łapiąc się za resztki swoich siwych włosów i poczochrała je wcale niedelikatnie. Kroczyła po chatce dalej zbierając swoje myśli po czym wypadła przed prowizoryczne drzwi.
Kiedy powróciła w jej pokrzywionych palcach znajdowały się rośliny o różnych barwach i kształtach. Korzenie, kwiaty, liście, łodygi. Wszystko rozdzierała, badała, smakowała, ważyła i mierzyła. Gruba księga pochłonęła kolejne informacje zapisywane przez krucze pióro. Stara kobieta nagła i brutalna w swoich ruchach skakała po izbie wykonując zrozumiałe tylko dla niej czynności. - - Yama-uba. - Powtarzała dobywając głosu prosto z bulgoczących trzewi. - Yama-uba. - Za każdym razem, kiedy zbliżała się do swego kolejnego celu. Musiała posiąść wiedzę, musiała odzyskać to co jej należne i wspiąć się na stanowisko które piastowała za murem. - Yama-uba. - Niczym uderzenia serca przydomek starej kobiety wydzierał się z chatki roznosząc złowieszczo po ciemnym lesie. - Yama-uba. - Koniec! Sprawdźmy co nam los przyniesie.

_________________
Opanowanie poziomu: Umiarkowany - Trucizny i Antidota
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Ciemna chata intensywnie pachnąca ziemią i zgnilizną wydawała się być bez życia. Pod stropem wisiały ususzone zioła i bliżej niezidentyfikowane kawałki mięsa na tyle drobnego, że mogło uchodzić za szczurze. Kilka wypalonych świec tliło się ostatnimi resztami sił zalewając wnętrze blaskiem, który jakby nie potrafił bądź nawet nie chciał przebić się przez wszechobecny mrok. Pod żeliwnym, ciężkim kotłem dogorywał błyszczący się żar zmuszając zawartość naczynia do wypuszczania z siebie wątłego kłębku pary o wyrazistym słodkawo-szczypiącym smrodzie ziół. Na jeden z osmolonych ścian tuż przy starej i wyraźnie sfatygowanej klatce o rozmiarach wystarczających, aby zamknąć w swoim złowieszczym wnętrzu dziecko, znajdował się gobelin. Przegniły i poniszczony skrywał swój misternie wykonany haft zginając się w pół pod ciężarem jednego z rogów. Wtem mrok zmaterializował się, ożył, spośród jego nieprzeniknionych trzewi wyłoniły się groźne, pożółknięte ślepia spowite zmęczeniem i starością. Zgarbiona staruszka o nieprzyjemnej dla oka twarzy wyglądała jeszcze bardziej upiornie, gdy słaby blask padał na jej lico kładąc się cieniem. Teraz postać wyglądała nienaturalnie niczym ludzki i czarci pomiot. Stary materiał zafalował, gdy zmęczone ciało wystrzeliło prędko do przodu. Bose stopy uderzały o podłogę, a dłonie chwytając się wszelkich możliwych przedmiotów poniosły ciało prędko przez całą izbę w stronę gobelinu. Powyginane, haczykowate palce zakończone brudnymi, częściowo połamanymi szponami złapały za opadły róg gobelinu i prędkim ruchem odrzuciły materiał ukazując obraz. Trzy nagie kobiety tańczyły okrężnie w blasku księżyca smagając swoje kształtne i jędrne ciała gałązkami. Na aksamitnych, bladych skórach jawiły się płytkie ranki i cieniutkie stróżki szkarłatu. Nad łonami dwóch niewiast odwróconych twarzami do odbiorcy mienił się krwisty odcisk dłoni, jakby naznaczał podbrzusza kobiet. Im dłużej wpatrywało się z gobelin tym więcej nieprzyjaznych znaków odkrywano. Martwe ptactwo usłane u stóp trójki spoczywało powykrzywiane, tak, że na pierwszy rzut oka wyglądało to jak kwiaty. W oczach kobiet mieniła się niegodziwość, a otaczające drzewa nie miały w sobie krzty życia. Suche, poskręcane gałęzie pięły się ku górze, lecz wyglądały jak umęczone ciała ludzkie błagające o łaskę. Pomaszczona dłoń opadła, a gobelin znów złożył się i osunął niżej pod własnym stęchłym ciężarem. Samotna starucha potrząsnęła nerwowo głową i dopadła kocioł zgrzytając paznokciami o jego powyginane, oprószone rdzą ścianki. Mętne spojrzenie wpatrywało się w środek, a twarz nachylona nad dymem wdychała nieprzyjemny odór. Pomarszczona twarz wygięła się w szerokim błogim uśmiechu, lecz ten prędko znikł a chaotyczne, nerwowe ruchy dłoni zgarnęły z drewnianego blatu kilka skrupulatnie ułożonych ziół, zrzucając przy tym drewnianą misę i kilka poszczerbionych noży. Brzęknięcie stłumione zostało skutecznie przez upiorny śmiech kobiety wrzucającej raz po raz kolejne rozrywane w dłoniach liście i korzenie. Przypominała sobie, rozpoznawała rośliny i uczyła się tych, których jak dotąd nie znała. Dym stał się gęstszy, a jego barwa zmieniła się z śnieżnobiałej na bury. Wiedźma odstąpiła od kotła mając w oczach pełno euforii, jakby uradowana ze swojego dzieła. Po czym ponownie zatopiła się w mroku pozwalając by jej ślepia zgasły. W chacie znów życie zamarło pozostawiając blade światło w towarzystwie wszechogarniającego mroku i gęstym dymie.


____________________________________
Opanowanie poziomu: Zaawansowany - Trucizny i Antidota
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Uchiha Izanami

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Uchiha Izanami »

0 x
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Czarne, grube pnie drzew o powykrzywianych upiornie gałęziach, pnących się ku niebiosom tak jakby zachłannie próbowały pożreć choćby najmniejszą cząstkę światła, potrzaskiwały ponuro niesione chłodnym zimowym wiatrem. Nieprzyjazna ludzkim bytom pora przyciągnęła szare kłębowiska chmur z których nieustannie kapał na ziemię deszcz. W oddali od czasu do czasu przechodził stłumiony dźwięk grzmotu jakby chcąc zapowiedzieć iż ulewa nie skończy się prędko. Lodowata woda płynęła strugami po traktach i zbierała się na łąkach tworząc bagna tam gdzie jeszcze nie tak dawno temu rozciągała się poszarzała trawa.
Dwójka podróżników krocząca przez ciemny las nawiedzana była przeróżne dźwięki, a każdy z nich był mniej przyjemny od poprzedniego. Z każdym jednak krokiem nieprzyjazna kompozycja ustępowała, choć samo uczucie kłębiące się i wijące w trzewiach nie. Mrok jakby zagęszczał się, ślepia dzikich zwierząt wpatrujących się w ludzie istoty stawały się coraz to bardziej obce. Błyszczące groźnie białka przygasły mieniąc się blado gdzieś na skraju widoczności. Otulająca ich ciemność uniemożliwiała dostrzeżenie tego, że ślepia te już od dawna pozbawione były życia. W mroku kłębiły się martwe drobne zwierzęta i ptactwo ziejąc upiornym spojrzeniem z oczodołów w plecy tym, którzy pogubili swe ścieżki w tak odległy miejscu.
Światło, które dla wielu było oznaką czegoś dobrego, zbawiennego tym razem miało nieco inny wydźwięk. W wszechogarniającym mroku dalej pozostawało blade i znacznie bardziej chłodne niżeli powinno. Chatka wyglądała na opuszczoną, lecz bez wątpienia z jej kamiennego, krzywego komina tliła się wątła, ledwo zauważalna stróżka dymu. Z okiennic wylewał się blady blask, a koślawe, uchylone drzwi wypuszczały przez szczelinę i liczne dziury stróżkę światła prosto na bruk pełen błota i śladów wskazujących na istotę ludzką. Ktoś zatem musiał tu żyć, a skoro ktoś tu żył to nie mogło być tu aż tak źle, prawda?
Przez wszechobecny deszcz, który z trudem przedzierał się przez rozłożyste szpony czarnych drzew, intensywny zapach uderzył dwójkę podróżników dopiero przy samych wrotach do odstraszającego domostwa. Stęchlizna i zapach zgnilizny rozpoznałby każdy, a ludzkie powonienie raczej nie uznawało tego typu bukietu za pozytywny. Mimo wszystko sytuacja była patowa, bez wyjścia. Mężczyzna opadł ciężko na śliski, pokryty mchem korzeń kiedy jego towarzyszka zastukała ostrożnie w drzwi. Drewniane, napuchnięte wejście z łatwością poddało się pod lekkim uderzeniem i uchyliwszy się wypuściły na zewnątrz więcej światła. Lecz nim dwójka zdołała dokładnie przyjrzeć się wnętrzu za ich plecami słychać było wyraźny, mokry dźwięk z jakim bosa stopa wpada w gęste, wyjątkowo lepkie błoto. Uchylone drzwi wypuściły na tyle światła, że kryjąca się w mroku postać teraz była częściowo widoczna. Niska, przygarbiona postura kobiety o przemoczonym, starym płaszczu. Jej pomarszczona twarz wyglądała wyjątkowo upiornie podkreślana przez cień chybotliwego bladego blasku domostwa. Głowa na której ciężko kładł się mokry materiał kaptura zakołysała się sztywno niczym mechaniczna lalka. Ruch podobny do ptactwa badającego swą ofiarę, łypiąc na nią to jednym to zaś drugim okiem, zastygł kompletnie, a na twarzy pojawił się grymas niepodobny do niczego. - Nie..proszeni - Z popękanych i rozoranych zmarszczkami ust wypadły słowa, które brzmiały jak wyrzygane. Splunięte z trudem z którym gardło przeciska pierwsze wypowiadane słowa od dawna. Dłonie starej kobiety częściowo skryte w głębokich rękawach o poszarpanych i nierównych końcach nie były puste. W lewej dłoni dzierżyła ptaka, którego łeb ledwo zwisał na kawałku skóry. Z rozciętego gardła nadal kapała mu krew, a gdy szponiasta, pomarszczona łapa poruszyła się nieznacznie, ów łeb groteskowo oderwał się i wpadł z chlupnięciem do błota. W prawicy zaś wysuwało się poszczerbione ostrze, którego lata świetności dawno były już za nim. Staruszka postąpiła do przodu odrywając z trudem bose stopy od błota, człapała wyjątkowo dziwacznie tak jakby robiło to zwierze czworonożne zmuszone do powielania ludzkiej, wyprostowanej postawy. Na twarzy kobiety pojawił się szeroki uśmiech prezentujący nieliczne uzębienie i nagie dziąsła. - Goście - Dokończyła tym razem bardziej ludzko, choć i tak dziko i jakoś obco. Dało się wyczuć w tym całym zniekształceniu akcent, który nie pochodził ani z samotnych wydm, ani z lazurowych wybrzeży. Nie pochodził on znikąd co znane byłoby pionierom cywilizacji, światłemu ludowi odgradzającemu się murem od dzikich i niezbadanych krain.
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Uchiha Izanami

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Uchiha Izanami »

0 x
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Cichy, gardłowy pomruk wydobył spod kaptura staruszki, która z każdym kolejnym słowem wyglądała na coraz to bardziej zniecierpliwioną. Mrok kłębił się i sączył niczym ropa z rany, lecz mimo to rozdrażnienie dało się łatwo wyczytać na starej, zniszczonej twarzy. Sama przyczyna z której ono pochodziło nie była do końca jasna, może po prostu wiekowy umysł nie potrafił rejestrować tak prędkiej konwersacji. Popękane usta rozdziawiły się ponownie ukazując pojedyncze zęby i dziąsła, które łączyła lepka pajęczyna śliny, ciągnącej się i lejącej. Mlasnęła donośnie w momencie gdy zdesperowana kobieta zakończyła potok wypadających z jej ust słów i wlokąc swoje niewielkie, zbite ciało postąpiła jeszcze bliżej dwójki. Jej nienaturalne, chybotliwe ruchy zmuszały, aby ustąpić. Krocząca starucha wpadła między dwójkę, a później posuwając się znacznie szybciej niżeli pozwalał na to jej wygląd, znalazła się w trzewiach swego odosobnionego, zapuszczonego domu. Zapach jaki niósł się za nią o dziwo nie należał do nieprzyjemnych. Był on bowiem mocno ziołowy z domieszką mokrej ziemi. Mniej więcej tak jakby otworzyć piwniczkę pełną ziół i nalewek. Światło osłabło, kiedy niewielka postać kobiety zasłoniła główne jego źródło. Długi cień położył się upiornie wzdłuż wejścia i otulił twarze dwójki nieproszonych gości. - Chodź! - Skrzyknęła obracając nieco głowę pokrytą kapturem. Jedno szare oko łypało na dwójkę w sposób bliżej niezidentyfikowany przepełniony starczym zmęczeniem i dziwną nutką drapieżności. Blade światło ponownie nabrało na silne, kiedy kobieta wdarła się wgłąb izby pozostawiając po sobie ślady błota i krwi.
Otwarte na roścież drzwi zapraszały, szeptały do uszu obietnice schronienia i ulgę w trudach niepomyślnej podróży. Blade światło głaskało i tuliło, mrucząc słodkie słówka o cieple, strawie i śnie spędzanym z powiek już tak długo. Któż mógłby bowiem ośmielić się oprzeć pokusie, obietnicą i pragnieniom. Lecz mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy nie dawało spokoju uczucie, które wybrałoby niepogodę, mroki lasu i dziką zwierzynę. Nie wstępowałyby dobrowolnie przez próg domu, który wyrastał z samych czeluści mroku i ciszy. Wszechogarniającej, martwej ciszy.
Głuchy dźwięk wypadł z domu, kiedy ciało martwego ptaka uderzyło tępo o blat drewnianego stołu. Niczym od niechcenia, ruchy staruszki posłały zbędny nóż w kąt z towarzyszącym przy tym zgrzycie metalu uderzającego o obiekt ukryty w cieniu i pod warstwami pajęczyn. Sama izba wyglądała zupełnie tak jak można było się tego spodziewać. Zrujnowana i zaniedbana. Niemalże przy samym wejściu tliło się palenisko, na którym to spoczywał gruby, sfatygowany żeliwny gar, wewnątrz którego bulgotało coś leniwie. Unoszący się dym częściowo wpadał do prowizorycznego komina, a częściowo zostawał w chacie czyniąc przy tym siwą, drażniącą gardło poświatę. Liczne świecie rozświetlały słabo, acz widocznie resztę zakątków domostwa. Nie było tu wiele, a na pewno nie rzeczy istotnych i nie będących rupieciami. Kilka stołów przesiąkniętych doszczętnie wilgocią, nieco lepiej zachowana aparatura alchemiczna, klatka o rozmiarach mogących pochłonąć wielkie ptaszysko, albo nawet ludzkie dziecko. Spod sufitu zwisały najróżniejsze kępki ziół i korzeni, a gdzie nie gdzie kości wygrywające smutną melodię niesione na wietrze wpadającym przez nieszczelnie okiennice. W rogu znajdowało się wiele rupieci, jeden zaś przyciągał największą uwagę. Starszy, poniszczony gobelin, którego jeden róg opadł zakrywając skrzętnie wnętrze. Oprócz tego wewnątrz znajdowała się drabina prowadząca na otwarte poddasze górnej chaty. Wyglądało to jak bardzo szerokie łóżko sklecone z siana i różnych rozmiarów szmat mogących być dawniej ubraniami. Podwieszenie stojące niepewnie na dwóch drewnianych, grubych słupach nie było jednym łożem. Niedaleko gobelinu stało pudło wypełnione niczym grzęda derkami i futrami przesiąkniętymi wilgocią i smrodem stęchlizny. Po co więc były dwa łóżka? Najpewniej stara kobieta już od dawna nie mogła wspinać się po drabinie do górnego łoża, więc wykonała sobie nowe. Ta teoria chyba była najcelniejsza, w końcu nie było tu śladu po nikim poza starowinką. Sama kobieta zaś stała tyłem do drzwi skrobiąc i rwąc pióra ptaka nie szczędząc przy tym pomruków i stęknięć. - Mówże! - Odezwała się głośno i nerwowo rzuciła na wpół oskubanego ptaka gdzieś dalej wgłąb blatu tak jakby znudziła się jej już ta mozolna czynność. - Yama-uba słuchać chce. Opowieść. - Kontynuowała tym razem znacznie spokojniej i łapiąc wszystko co mogła po drodze dorwała kocioł w którym poczęła mieszać drewnianą łychą. Jej gasnący blask w oczach wwiercał się w dwójkę, a po dłuższej chwili zatrzymał się na mężczyźnie szukając w nim ran. Wygłodniałe spojrzenie drapieżnika ustało prędko, bo starsza kobieta najwyraźniej zdała sobie sprawę z tego co czyni i powróciła do mieszania strawy. Z kotła unosił się zapach gulaszu o wyjątkowo mocno ziołowym akcencie i lekkiej nucie czegoś co mogło być mięsem bądź jego substytutem, choć po samej wodnistej substancji można było się spodziewać, że jest to wyjątkowo chudy gulasz.
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Uchiha Izanami

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Uchiha Izanami »

0 x
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Drewnianałyżka stukała o ścianki żeliwnego gara, szurając przy tym o spód pełen sadzy. Lepka breja ciągnęła się z łatwością poddając przy tym każdemu nienaturalnie wyglądającemu ruchowi starszej kobiety. Stała tam przemoknięta i zgarbiona. Ciężki kaptur nakrywał część upiornej twarzy przez którą ciągnęły się z rzadka pasemka białych i cienkich włosów przypominających pajęczynę. Siwe nitki przylepione do mokrej twarzy układały się w chaotyczny wzór niebaczący o to w która stronę wije się i skręca, a sama kobieta niedbała nawet o to, że przez szczelinę między obnażonymi dziąsłami wpada i wypada kilka z nich wraz z stęchłym oddechem ludzkich zaniedbanych trzewi. Wyblakłe przez lata oczy częściowo skrywane pod ciężkimi powiekami nieustannie raczyły lepkim, nieprzyjemnym spojrzeniem. Wtem męski głos przedarł się przez monotonną, niemalże jak w transie melodię. Powiew zastałego powietrza, niemrawy stukot nagich kostek, szum uporczywie przedzierającego się deszczu przez korony czarnych drzew, a w końcu drewniana łyżka zataczająca koła, które bardzo szybko nadawały sercu rytym w którym miało grać. W jednej chwili, mruknięcie zniweczyło wszystko i nagle zrobiło się naprawdę cicho. Tak jakby przed momentem jeszcze w całej chacie panował gwar nie do zniesienia, jakby uszy dopiero teraz zrozumiały, że ciszy nie było. Wyschnięta, szponiasta dłoń kobiety zacisnęła się na drewnianej łyżce, a twarz wygięła w wyraźnym gniewie. - Wiedząca! - Gardłowy dźwięk podniósł się potężnie wydobywając się z samych czeluści. Starucha poprawiła słabego mężczyznę, choć jej gniew nie pochodził z samego znaczenia wypowiedzianego słowa, a zaś z faktu, że słowo wypowiedziane zostało. Cisza. Dzwoniąca w uszach i nieprzyjemna cisza wewnątrz chatki dziwnej, nieprzyjemnej postaci starszej kobiety. Cisza pośrodku czegoś niezaznaczanego na mapach. Niebezpieczna cisza. Przerwała ją dziewczyna, a jej melodyjny głos ostudzał gniewne rysy malujące się na pomarszczonej twarzy. - Yama-uba jest szeptucha. Czyniąca, czynić potrafi co myśli zapragną. - Wyjaśniła prędko unosząc jeden haczykowaty palec do góry jakby rysowała w powietrzu jakieś tajemne znaki. Wsłuchiwała się, łapała wygłodniałe każde słowo, każdą drobną frazę czekając tylko na odpowiedni moment, na chwile w którym życzenie wcale nie jest takie jakie pragnęłoby się naprawdę. - Ah, ah. - Zacharczała podobnie do kruka i wznowiła mieszanie brei wewnątrz kotła jakby traciła zainteresowanie, jednak na wieść zapłaty w jej oczach zapłonęło coś niebezpiecznego. - Nie pieniądze, nie monety. Yama-uba pomóc może, za przysługę zobiecana. - Przerwała niemalże natychmiast, lecz tylko na moment, a jej oddech stał się cięższy i chrapliwy. Obcy cień przeleciał po obliczu wiedźmy, gdy tylko po domostwie rozniosła się wieść o zwierzu przed którym udało się obronić. Twarz usłana zmarszczkami wydawała się nie wyrażać niczego. - Utłukliście zwierza tego? - Spytała z lekkim zawahaniem, choć wyraźnie nie chciała tego okazywać. Mężczyźnie udało obronić swoją kobietę i siebie samego, a to mogło oznaczać, że zwierz zdechł. Życie za życie. Wzrok staruchy spadł na mężczyznę ciężko i ponuro, a młoda kobieta kontynuowała opowieść, której nie przyzywał już ani niemrawy powiew wiatru, ani brzdękające o siebie drobne kostki, ani uderzenia drewnianej łyżki, a nawet zdawało się, że i deszcz przestał tak wyraźnie wkradać swoje rytmiczne uderzanie przez szpary w drzwiach i okiennicach.
Moment na który wiedźma czekała i polowała nadszedł. Widać było to na jej zaważającym licu, które wygięło się teraz pod ciężarem szerokiego, łapczywego uśmiechu. - Milosc. Ah Tak, tak! - Szczerze uradowana starucha odstąpiła od kotła i wbijając swoje pazury w blat stołu poderwała się bliżej dwójki. Dziwaczny chód wspomagany łapaniem się wszelkiego co możliwe, zbliżył starszą kobietę do mężczyzny bardzo szybko. Jej spojrzenie utkwiło w rannej, prowizorycznie opatrzonej nodze. - Pomóc Yama-uba może, by ojciec zaprzestał niezgodę już się nie wtrącał w obrana drogę. - Wyrzygane zagadkowe słowa o przewrotnym znaczeniu odbiły się echem w izbie, kiedy szponiaste dłonie dopadły nogę mężczyzny. Gwałtowny ruch pochwycił pewnie udo wbijając pazury w skórę, druga zaś dłoń porwała za opatrunek i zerwała go nie bacząc na ewentualną czynioną krzywdę. Jeden palec wbił się płytko w ranę, a po chwili dłonie uciekły jak poparzona, a za nimi sama Yama-uba. Prędko odwróciła się i człapiąc jak zwierz dopadła ponownie swój kocioł. Nim jednak do tego doszło, będąc plecami do swoich gości przysunęła palec oprószony krwią młodzieńca do ust z których to wypadł ciemny, niemalże czarny język. Krew zlizana to czysta napełniła starą kobietę nietypową, groźną ekscytacją. - Ghh hhhy - Zacharczała teatralnie czując, że zbyt długo każe oglądać plecy swoim słodkim gościom. Obróciła się nagle i powróciła do mieszania strawy wzbijając zapach, który normalnie by odrzucał, lecz dla głodnego człowieka był niczym ambrozja. Kobieta wyglądała teraz na jeszcze bardziej zmarnowaną niżeli była. Próbując przekonać obce oczy, aby uwierzyły w zmęczenie biednej, osamotnionej staruszki. - Yama-uba czynić umie, ale stara i zmęczona. Przyobiecaj mi przysługę, a pomogę, pomoghe. - Lecz ekscytacji ukryć się nie dało, słowa wypadały z jej ust szybko i łapczywie. Ostatnie zaś zostało niemalże wyplute w bardzo nieprzyjemnym tonie. Starucha jednak nie zamierzała dawać się nad tym zastanawiać. Odrzuciła drewnianą łychę i łapiąc za otulone wilgocią półmiski nabrała dłońmi strawy brudząc przy tym całe dłonie. Miski wypełnione były po brzegi, mętny gulasz w którym pływały nieznane składniki parował kusząc skręcone od głodu żołądki. Wiedźma prędko przebyła izbę i wręcz wbiła do rąk sowich gości drewniane naczynia ze strawą. Jej przepełnione blaskiem spojrzenie wpatrywało się w nich ze szczerą radością, której przyczyna nie była już tak przyjemna. - Jezyk potrzebuje, Yama-uba slabo mówic umie. - Odezwała się, gdy wygłodniałe wnętrzności dwójki nie mogły już stawiać oporu jej strawie. Kiedy zajęty umysł pochłaniał łapczywie kolejne kęsy gulaszu na bazie ziół i robactwa wszelkiej maści. Niemalże szepnęła cenę za pomoc i za pozbawienie kłopotu jakim był niezgodny ojciec. Potrzebowała tylko języka, przecież to tak niewiele. Umysł skupiony na realizacji najniższych potrzeb musiał to wiedzieć. Język, to małą cena za życie i to życie w miłości, bez ojca stojącego na drodze.
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Uchiha Izanami

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Uchiha Izanami »

0 x
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Ciężkie, zapadnięte powieki rozszerzały się z każdym razem, gdy kolejny łyp mazi przechodził przez gardło młodej dziewczyny. Pożółkłe białko oczu coraz to bardziej obnażało się prezentując tym samym pajęczynę czerwonych, maleńkich nerwów. Paskudny uśmiech orał zmarszczkami twarz, a zniecierpliwiony czarny język wertował wnętrze oblizując pozostałe zęby. Starucha kiwała głową, czekając w podnieceniu i napięciu. To zaś pękło wraz ze słowami dziewczęcia. Najzwyklej w świecie, nie zrozumiała pragnienia wiedźmy, która teraz szukała drżącym spojrzeniem sensu. Wygięta twarz w grymasie spięła się natychmiast i zmieniła w oblicze gniewu. - Nie tak! - Wrzasnęła nagle posyłając na wszelkie strony swą spienioną ślinę. Poderwała się prędko i odbijając się szponiastą ręką od brudnej, ubłoconej posadki przedarła się na drugą stronę chaty. Tam obrócona szurała pazurami po drewnianym blacie stołu alchemicznego garbiąc się przy tym i dysząc ciężko. W końcu łapska natrafiły na metalowe narzędzia i pochwyciły je pewnie. Stara kobieta obróciła się, a słabe światło padające ze świec i paleniska zalśniło w lekko nadgryzionych rdzą ostrzach. Wiedźma mając wymalowany gniew na twarzy poczłapała kołysząc się i stękając do dziewczyny i wepchnęła jej jedno - dłuższe ostrze. - Daj. Mi. Język - Wycedziła przez mocno ściśnięte resztki uzębienia, co skutkowało wypluwaniem słów podobnym do szczeknięć dzikiego psa. Sama zaś znów dorwała okaleczoną nogę mężczyzny i przyłożyła do paskudnej rany czubek swojego znacznie mniejszego noża. - Yama-uba - Wycharczała swoje imię łypiąc jednym okiem na wnętrze rany, jakby oceniała jej stan. - Yama-uba - Znów wyrzygała swój przydomek przepełniony gniewem. Wyraźnie próbowała się opanować, lecz młoda kobieta nadepnęła jej na bolesnego wrzód. Pożądała język, aby móc pożreć go i posiąść zagniecioną w nim wiedzę. Udoskonalić swój słownik, który był dla niej obcy, kobieta zaś nierozumiejąca staruchy ową potrzebę podsyciła. Yama-uba potrzebowała w sowim pokracznym rozumowaniu tego języka, był jej niezbędny, aby w przyszłości dogadać się z tutejszą ludnością zza muru. Cywilizacją zupełnie jej odległą. Czubek noża znużył się w ranie wygrzebując przy tym przegniłą tkankę. Nie zamierzała przeprowadzać amputacji, taki zabieg nader by ją zmęczył, a paskudni goście musieliby zostać dłużej. Chyba, że mężczyzna zmarłby, wtedy sprawa rozwiązywałaby się sama. W końcu młoda dziewczyna prosiła o pomoc, nie precyzując przy tym wyrwania go z objęć śmierci. Warunki były więc spełniane. - Język - Przypomniała groźnie wiedźma szarpiąc przy tym głową i wlepiając groźne spojrzenie w swoją ugoszczoną, młodą duszyczkę. Dłubała w ranie zupełnie nie patrząc, ale i to nie miało wiele znaczenia. Zamierzała czynić, o ile otrzyma język. Pieśni wydarte bogom radziły sobie znacznie lepiej z ranami niżeli skalpel czy piła tnąca zainfekowaną kończynę. Mężczyzna mógł przeżyć, a oboje mogli być szczęśliwi. Wystarczył tylko język.
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Uchiha Izanami

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Uchiha Izanami »

0 x
Awatar użytkownika
Yama-uba
Gracz nieobecny
Posty: 71
Rejestracja: 21 sty 2018, o 21:51
Multikonta: Atari Sanada

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Yama-uba »

Przezszarpany nieboskłon przez czarne, nagie gałęzie przedzierał się deszcz. Gęste burzowe chmury ciągnęły się poza horyzont ludzkiego wzroku. Słońce, główny wyznacznik czasu nie był w stanie przedrzeć się przez wszelkie nieprzyjazne mu warstwy, lecz mimo tego Yama-uba wiedziała jaka nadeszła pora. Godzina zrozumienia. Dziewczę zareagowało klasycznie, wręcz podręcznikowo, kiedy to nieskazitelna dusza po raz pierwszy napotyka brudy świata. Wiedźma posiadała swoją cenę, nikt bowiem nie użyczał swojej mocy za darmo. Oprócz tego, dwójka znalazła schronienie, a nawet doznała gościnności i ciepłej strawy. Potłuczona miska i wylana potrawka w której wprawne oko wyłowiłoby powykręcane ciała tłustych larw była symbolem odrzucenia. Samotna staruszka zapewniła im tak wiele, oni zaś skorzystali i pohańbili ową pomoc. Nieprzyjemne spojrzenie wiedźmy ciążyło na kulącej się w niekontrolowanych spazmach dziewczyny. Byłą młoda, świat stał przed nią otworem, mogła wygrzewać się jeszcze długo w blasku swojej miłości, lecz najwyraźniej nie potrafiła. Niezdolna do poświęcenia. Czym bowiem jest mowa w obliczu życia? Szponiasta łapa zacisnęła się na łydce mężczyzny wbijając swoje pazury, a nóż z mlaskającym, mokrym dźwiękiem dłubał i dłubał. - Widzę. - Odezwała się skrzecząco starucha mrużąc podle oczy, co rysowało jeszcze więcej zmarszczek na paskudnym licu. - Kochasz tylko. Siebie. - Z trudem wydobywany głos ukąsił młodą, przerażoną i z pewnością zmęczoną dziewczynę. Starucha oderwała nóż od rany i wbiła go tuż obok w zapleśniałą skrzynkę. Jej dłonie uniosły się nad ranę, haczykowate palce rozprostowały się nieznacznie zasłaniając całkowicie babrzącą się ranę. Mężczyzna nie miał wiele czasu. - Ból i śmierć. Śmierć przez ból. - Stęknęła krzywiąc się teatralnie chcąc przy tym nadać więcej dramaturgii i zagrozić w oczywisty sposób. W końcu jeśli go miłowała, to czymże jest własna szkoda, czymże krzywdy i niedola. Miłość winna znosić wszystko. - Język za życie - Ponagliła, czując jak narasta w niej wewnętrzna satysfakcja i podniecenie. Widząc wijących się ludzi, łkających i lamentujących. Słabych, marnych i zdanych na jej łaskę. Na jej niegodziwą, paskudną i złą łaskę. Lecz było to za mało, ona potrzebowała języka. Yama-uba nie mogła mówić lepiej, jeśli nie posiądzie języka kogoś wychowanego na tych obych jej ziemiach. - Pieśni bogów pomogą. - Próbowała szeptać, lecz słowa wyrzygiwała za każdym razem, a to wzmagało pragnienie. Potrzebowała języka i czuła, że ma go na wyciągnięcie ręki. - Oddaj go! - Wrzasnęła czując jak jej cierpliwość i "dobra" wola powoli łamią się. Jedna dłoń ponownie pochwyciła nóż i tym razem znacznie sprawniej i pewniej zaczęła wycinać gnijącą tkankę. Mięso rozrzucała niedbale wokół siebie, chlapiąc przy tym i wzbijając nieprzyjemny zapach z którym silnie walczyły suszone zioła zwisające z grubej belki stropowej. Mężczyzna umierał, lecz wystarczyło tylko wyciąć zbędne fragmenty jego zmarnowanego mięsa i zasklepić braki jej mocą wykradzioną bogom. Tą samą, która po tej stronie muru nazywają Iryōjutsu. Życiodajna moc popełniająca ciało tak niegodziwej istoty, cóż za ironia. - Yama-uba - Wycharczała swoje imię podczas gdy dłonie metodycznie rozcinały ludzkie mięso, to samo, które było jej wspaniałym przysmakiem, to, którego już od dawna nie miała w ustach. Jeśli dziewczyna się nie zdecyduje, to przynajmniej babcia będzie miała nagrodę pocieszenia. Całkiem sporą. Wystarczyło odciąć gnijącą nogę, a reszta wydawała się być całkiem apetyczna i zjadliwa. W głowie wiedźmy rozpaliła się iskierka głodu, niebezpieczna zarówno dla dwójki jej gości jak i dla niej samej.
0 x
Obrazek
Moje pyszne, cudowne i pachnące: Trucizny
Komu, komu bo idę do domu~
Uchiha Izanami

Re: Domostwo w ciemnym lesie

Post autor: Uchiha Izanami »

0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sakai”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość