Usłyszał, jak ktoś się zbliża. Głos znajomy, należący prawie na pewno do Reiki. Ktoś z nią był, a okazał się być nim Isoshi. Cały oddział musiał parać się z poważnymi tarapatami. Co tam jeden, biedny dzieciak, kiedy lepiej wyszkoleni i doświadczeni żołnierze nie dawali rady. Trochę go to podtrzymało na duchu. Przez dźwięk mocno kołatającego serca i ciągłego szumu w uszach zdołał wychwycić rozmowę dwójki towarzyszy. Nie zapowiadało się ciekawie, ale nie można było na to nic poradzić. Trzeba dokończyć to, na co się pisali. Podyktowane przez los przeznaczenie miało zaważyć na ich istnieniu, niczym najzwyklejsza groźba wyginięcia. Nie potrafiłby tego pojąć w normalnych warunkach, a już w ogóle teraz. Organizm bronił się ze wszystkich sił, żeby tylko utrzymać niski komfort ciała i umysłu w ryzach. Szok i reszta czynników długo nie dopuszczały do myśli, że jego stan wygląda na krytyczny. Ocena Isoshiego-sama nie mogła być mylna. Przerażenie potęgowane przez strach o własne życie błagało o ratunek i nie mogło się sprzeciwić. Natura Toshiego mówiła coś zupełnie podobnego, co Reika. Za żadne skarby nie powinno przekładać czegoś tak poważnego nad niepotrzebny ratunek. Na pewno wystarczy lekka regeneracja, do czasu aż grupa medyczna z obozu nie zdąży się zjawić. W końcu ktoś już musiał przyjąć zgłoszenie o poważniejszej sprawie. Rannych i zabitych zabierało się na same tyły, a reszta, zdolna do ruchu walczyła. Nie mógł podjąć za siebie decyzji. Kondycja uniemożliwiła mu wydanie z siebie głosu sprzeciwu. Odkaszlnął poważnie i jeszcze kilka razy odetchnął płytko, chcąc jednak wziąć pełny chełst powietrza. Nie śniło mu się, że wpadnie w tarapaty, które niegdyś były ledwie nocną marą i niegroźnym wyobrażeniem.
Poprzestało na tym, że wraz z ostatnimi słowami Isoshiego-sama ciało obezwładniało. Stało się lekkie, a powieki gotowały się do zamknięcia. Zapadał w drzemkę, której znaczenie było określone mianem ‘oniryzmu’. Cokolwiek miał na myśli były lider klanu Toshio z wdzięcznością przyjął dar błogiej ulgi. Miał śnić, długo i przeciągle, żeby użyta na nim technika nabrała mocy. Chłopiec poczuł, że znalazł się nagle w pustej przestrzeni. Całkiem odizolowanej, a wszelkie skutki katastrofy przeminęły. Stał niewzruszony i z typową ku temu dezorientacją. Rozglądnął się w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Zawołał w przestrzeń, co spotkało się z głuchym echem. Zaczął poruszać się w niewiadomym kierunku, po omacku, a pod nogami słyszał chlupanie. Ciągły dźwięk odbijającego się echa. W miarę nabierania rozpędu czuł zjawiskowa ulgę, ale także nietypowy paraliż. Coraz trudniej było się przeciwstawić oporowi powietrza. Zauważył światło w oddali i niczym coś naturalnego zaczął w tym kierunku iść. Zbliżająca się anomalia wciągnęła go w mgnieniu oka. Jakby nagle zgubił poczucie odległości. Biel powoli przekształcała wcześniejszą rzeczywistość w coś nowego. Młodzik poczuł się ociężały. Wzrok wychwytywał i przyzwyczajał się do otoczenia. Wisiał w powietrzu, a raczej unosił się pośród nieznanego. Pod nim kreowała się tafla, niby lustrzane zwierciadło. Za nim mieniła się migotliwa imitacja nieba. Wyraźnie mógł dostrzec, jakby dostał się do bezkresnej groty wypełnionej wodą. Po tym doświadczeniu powoli orientował się, że umysł płata mu figle. Chce go odciągnąć od czegoś ważnego, co powinien odkryć. Czekał już tylko na zmianę wizji.
- Gdzie jestem?
Tym razem obudził się i zważywszy na dziwne odkrycia związane ze wcześniejszymi snami, wywarło to dwojakie - dobre i złe - uczucia oraz skutki. Nadal nie czuł bólu, a ciało nie było już przygniecione. W dodatku siedział dość swobodnie. Pierwsze wrażenia wprawiły go w głęboki szok, bo dłonie, które przeglądał okazały się nienaturalnie blade i w dodatku przeźroczyste. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności chłopiec wybrał jedyną, oczywistą myśl, jaka przychodziła mu do głowy. Stał się duchem. Czyli to już koniec, umarł z kretesem i wylądował w zaświatach. Chwilowe pogodzenie się i panika poprowadziły jego spojrzenie na miejsce dookoła. Tkwił w grocie, a właściwie w zawalonym tunelu. Tuż pod nim leżało jego własne ciało. Katastrofa, to najlepsze słowo, jakie teraz opisywało jego wystraszoną minę. Kto nie zachowałby się podobnie, widząc własne zwłoki? Tak wyraźnego snu jeszcze nigdy nie miał. Obok zwłok Toshiego znajdował się Isoshi i czuwał nad nim. Coraz bardziej wyczerpany i niewyraźny. Stukot z oddali zwrócił uwagę biednej duszyczki patrzące na ten obraz rozpaczy. Do Isoshiego zbliżali się skrytobójcy i na pewno należeli do wrogich Uchihów. Toshio zareagował i chciał ostrzec byłego lidera, ale ten najwyraźniej nie słyszał. W porywie bezradności wyleciał na powierzchnię. Jakby umiał od dawna panować nad nowym, duchowym ciałem. Przefrunął połacie ziemi i wychylił się na zewnątrz. Lasu już nie było. Zwęglone resztki drzew, ziemi i co gorsza ciał porozrzucane były wszędzie. Bitwa musiała dobiec końca i wraz z brnięciem w tą sytuację dalej zdoła odkryć rezultaty, jakich nie doczekał się za życia. Proroczy trans odkrywał kolejne zakamarki przed zwiedzającym i niczego nie komplikował. Pozwalało to jedynie na rozwijanie atmosfery przygnębienia. Niczym żywienie pasożyta. Lewitował zasmucony i rozglądał się za żywą duszą, za znajomymi. Wiara w zwycięstwo musiała z oczywistym skutkiem spotkać się z twardą ścianą. Wpierw pojawili się walczący, a w śród nich ulegająca przeciwnikowi Reika. Dalej był ginący Shigeru, którego oprawcą okazać się miał szkarłatnooki Uchiha. Droga ciągnęła się, a wszyscy za nim umierali, przez co duszek Toshio podupadał psychicznie.
- Nie... Nie chcę... To nie może skończyć się w ten sposób. Kłamstwo!
Nie potrafił już zatrzymać się z własnej woli. Musiał oglądać wszystko, aż po sam kres. Wyglądało to beznadziejnie dla oczu. Dominacja przeciwnika kolejno eliminowała siły Akimchi i reszty sojuszniczych oddziałów. Wielkie, czerwone i przyćmione ślepia Sharingana spoglądały z nieba nad mrocznym polem bitwy, pokazując swą przytłaczającą moc. Senju przegrali. Chłopiec nigdy nie zdołałby przyjąć czegoś takiego do siebie. I tym razem usilnie starał się wierzyć, że zdoła zmienić coś tak niedorzecznego.
Chciał otworzyć oczy i poczuć własne bicie serca. Odczuć ból w piersi, nawołujący do dalszej walki i pozwalający przeciwstawić się trudnościom. Tak, jak to dotychczas robił. Zagrzewał się do kolejnej walki i ani myślał o poddaniu. Chciał poczuć nową, nabierającą na sile moc przekazywaną mu przez bliskich - nie tylko ze względu na poświęcenie Isoshiego. Pokładana nadzieja w kimś tak młodym świadczyła o przekazywanej z pokolenia na pokolenie woli. Wierze, że narodzone dziecko będzie największym skarbem i to jemu powinno oddać całą zasługę. Jakkolwiek okrutne miałoby się to wydać, przez nabyte nauki przyjdzie kiedyś czas na przekazanie podobnych wartości dalej. Niekończący się spójny i dobrotliwy łańcuch. Zasiane za młodu ziarenko, które pnie się w górę, aby wyrosnąć na dorodne drzewo z bujnie porośniętą listkami koroną.
Aktywne: Mokuton, Kawarimi no Jutsu (10% chakry).
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
Siła 10
Wytrzymałość 10
Szybkość 25
Percepcja 31
Psychika 5
Konsekwencja 5
KONTROLA CHAKRY D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Percepcja: 31 | 51
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
BUKIJUTSU
Shurikenjutsu D
ELEMENTARNE
Suiton C
Doton D
KLANOWE
Mokuton D