Asaka promieniowała wewnętrzną mądrością, która była dla niego bardzo wyraźna i zauważalna. O wiele bardziej niż ten silny nurt, który gotów był zniszczyć wszystko na swojej drodze. Woda potrafiła dawać i odbierać tak jak każdy żywioł i tak samo jak one potrafił być zdradliwy. Jak ruchome piaski ziemi. Jak drobna iskra ognia. Jak silne podmuchy powietrza. Asaka wydawała się osobą, która to doskonale rozumiała, dlatego korzystała bardzo rozsądnie z darów, jakie od niech odbierała, żeby czasem nie wziąć za dużo. By grunt jej nie wciągnął, ogień nie poparzył, wiatr nie porwał, a woda nie podmyła jej nóg. Wszystko to przecież bardzo względne, bo nader wszystko dziewczyna była temperamentna i nie miała cierpliwości, byle słowo potrafiło ją rozsierdzić, jak zostało zauważone. Teraz jednak ta mądrość była o wiele silniejsza od jej natury, pewnie kac dodawał jeden do dwóch, by równanie się zgadzało z piękną trójką na końcu.
- Zwyrole mogliby się uczyć ode mnie. - Uśmiechnął się kącikiem, unosząc lekko podbródek, kiedy przechylił głowę w tył w takim stopniu, by nadal móc widzieć swoją rozmówczynię. - Jesteś bardzo mądra. - Podniósł się z wolna. - Wracam do treningu. Dołącz, kiedy będziesz miała ochotę. - Obrócił się do niej plecami i wrócił znów na brzeg. Nie odszedł daleko, może dwadzieścia metrów dalej, zatrzymując się i skupiając znów na chakrze. Swojej i tej, która krążyła w jego żyłach, a którą musiał odseparować od tej jego. To wcale nie było proste. Musiał opanować ten proces, niemal jakby uczył się swojej własnej chakry od nowa. Złożył dłonie w pieczęci Baran, potem Koń, potem Ptak, woda okręciła się wokół jego nóg w małej odległości, parę jej kropel prysnęło na boki, zarysowała mokry okrąg, ale nic poza tym się nie stało. A błękitna esencja uleciała. Zatrzymał się na moment, pozwalając sobie na chwilę regeneracji. Nie zamierzał igrać z siłą, która była w nim zaklęta, jeszcze nie. Nie miał pewności, jak bardzo nad nią panował. To, co stało się na tamtej drodze było... całkowicie instynktowne. Ponowił kombinację i tym razem woda wzniosła się wyżej pojedynczymi pasmami, jak węże, jak... jak włosy Asaki, które opływały jej ramiona. Był tym szczęśliwcem, który spojrzał prosto w złoto oczu Meduzy i nie zamienił się przez to w kamień. Nie mógłby, skoro była wodą, która potrafiła odbudować rzeczywistość. Powtórzył sekwencję pieczęci i technika wypadła lepiej. Miała chronić, więc wir musiał go zamknąć szczelnie. Chłodne krople zwilżały ziemię wokół, czarnowłosy ściągnął w końcu z siebie kimono i odłożył je obok Asaki machnięciem, żeby nie zmokło, pokazując jej symboliczne "okej" gestem. Zaglądając przy okazji, czy się jakoś trzyma, czy czasem nie zasnęła i czy jest jakkolwiek lepiej w cieniu tego drzewa. Po dwóch następnych powtórzeniach technika działała jak należy, zamykając go w szczelnym wirze, który swoją siłą był w stanie odtrącić co nie co. Nie był to szczyt możliwości Suitonu, ale od czegoś trzeba zacząć.