Jezioro Shikotsu

Kolejna z prowincji Wietrznych Równin o dość pokaźnych rozmiarach. Sakai zamieszkiwane i zarządzane jest przez Ród Akimichi. Prowincja sąsiaduje od południowego zachodu z regionem Samotnych Wydm, a od południowego wschodu z regionem Prastarego Lasu. Od południa Sakai z kolei sąsiaduje z terenami niezbadanymi, co niejednokrotnie powoduje zbrojne utarczki. W prowincji tak jak w regionie, od czasu do czasu dopatrzeć się można niewielkich zagajników leśnych, ale w przeważającej części dominuje ukształtowanie równinne, z wysoką trawą, które idealnie nadaje się do hodowli bądź uprawy roli. Nieopodal granic znajdują się również wioski pod zarządem Szczepu Kakuzu.
Katsuko

Re: Małe jeziorko

Post autor: Katsuko »

Pierwszy raz widziałem kobietę w takim stanie. Błyszczące się oczy, zaciśnięte zęby, zmarszczone czoło, brwi, wciągnięte policzki i aura otaczająca jej całą posturę. Była tak spięta, jakby wykonała manewr Valsalvy i przygotowywała się do eksplozywnego ruchu. Na moje nieszczęście, wpatrywała się we mnie... Nie, to nie to. W tabliczkę. Drewniany twór, który po chwili położyłem na grobie Kayu. Nieszczęsnej blondyneczki, która zginęła zabita przez... no właśnie. Kogo? Nie miałem pojęcia, i chociaż instynkt mówił mi, że moja adoratorka mogła mieć z tym coś wspólnego, dopiero teraz dostałem jakiekolwiek logiczne potwierdzenie moich obaw.
Wpatrywałem się w jej czerwone oczy. Tęczówki skąpane w szkarłacie, które wybuchnęły w czasie paru sekund. Niemożliwe. Ona była ninja. Nie znałem tego Dōjutsu, więc pewnie pochodziła z drugiego końca kontynentu. W końcu Kaguya mieli informacje tylko o lokalnych i sąsiadach. Szkoda, żeby zbadali Shinrin albo wyspy na morzu, kiedy wychowywali się na pustyni.
Na mojej twarzy oprócz smutku i złości, którą odczuwałem ze względu na utratę towarzyszki, pojawił się również gniew na rudą. Powoli zacząłem zaciskać pięści, moje brwi zaczęły się marszczyć, a oczy mrużyć. Zębów nie zaciskałem, ale chyba tylko z przyzwyczajenia. Czułem niesamowitą falę agresji, która rozchodziła się po moim umyśle. Nie. Nikt nie będzie obrażał, ani śmiał się z Kayu. Ona uratowała mnie przed powolną agonią w rękach Kaguya, a ta ruda może i maczała palce w jej nagłym zniknięciu z tego świata.
- Ty... - zacząłem, gdy nagle poczułem coś dziwnego. Wbrew własnej woli uśmiechnąłem się jak szelma, część twarzy się rozluźniła, a ja usłyszałem dziwaczny komunikat.
Na co czekasz? Zabij ją.
W momencie usłyszenia polecenia, cała władza wróciła do mojego ciała. Wizja? Myśli? Rozkazy? Kurwa mać, co się ze mną dzieje? Najpierw mdleję, potem budzę się pawie że w ramionach wybranki, a teraz jeszcze jakieś głosy, które słyszałem tylko ja. W końcu ruda dalej czekała na moje słowa, a ja stałem jak słup soli już którąś minutę. Zaskoczony, a wręcz przerażony zmianami w mojej psychice nie mówiłem już nic. Po prostu kiwnąłem głową do dziewczyny, że za nią wyruszę.
Co się ze mną kurwa dzieje?
0 x
Awatar użytkownika
Hayami Akodo
Posty: 1279
Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
Wiek postaci: 26
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak
Multikonta: brak
Aktualna postać: Hayami Akodo

Re: Małe jeziorko

Post autor: Hayami Akodo »

TRYB MG - Misja dla Naokiego
"Die for You"
11/15



Taking all my will just to run alone
Until I bring you home


Początkowo twarz Megumi pokryło głębokie zmieszanie i zakłopotanie. W pierwszej chwili nie rozumiała, o co jej chodzi - z jej oczu zniknęło Dōjutsu, którego używała, które miała w genach, znów wróciła do normalności, ochłonęła z tajemniczego stanu, w który popadła - ale gdy dotarło do niej, jak się zachowała, chyba się przeraziła. Nie okazała jednak tego przerażenia, nie chcąc już Cię bardziej płoszyć, w końcu byłeś na nią zły! A zły senpai to prawdziwy koniec świata, apokalipsa, armageddon! O, bogowie! Co ona zrobiła? Nadal nie żałowała tego, co zrobiła, gdyby mogła, z radością zadźgałaby Kayumi jeszcze raz, wyprułaby na wierzch jej bebechy...albo nie, uszkodziłaby ją inaczej, pozbyłaby się tego śmiecia tak boleśnie, jak należy, by wszystkie potencjalne rywalki i rywale dowiedzieli się, jak kończą ci, którzy uzurpują sobie choćby na chwilę jej prawdziwą, jedyną miłość. Jeżeli Kayumi i Kazaru musieli zapłacić za chwilę rozmowy z Tobą śmiercią i uśpieniem, jak wysoka byłaby cena, którą musiałyby zapłacić inne znające Cię osoby - rodzice, przyjaciele, krewni, znajomi? Jaka byłaby Twoja cena, Naoki, gdybyś choć raz spojrzał na inną kobietę?
Zapewne niezwykle wysoka, niewspółmierna do przestępstwa. Cel uświęcał środki i kiedy stawałeś się bogiem, jedynym celem czyjegoś istnienia miotanego wiatrem, jak istnienie Megumi, każdy czyn ulegał uświęceniu. Usprawiedliwieniu. Wytłumaczeniu. A przynajmniej tak zdawał się sądzić zwichrowany, skąpany w błędach umysł dziewczyny.
Kiedy dotarliście nad piękne, niewielkie jeziorko, ujrzeliście mały, przeuroczy zagajnik, miękką trawę, rosnące tu i tam stokrotki, mlecze i dmuchawce, toń jeziora była łagodna i odbijało się w niej ciepłe słońce.
Ptaki świergotały dziwnie cicho i kojąco, zdawały się śpiewać ukojonej naturze jakąś słodką kołysankę, delikatną, łagodną jak dotyk kobiety. Było tak, jakby natura dziś wyjątkowo usnęła, jakby odżegnała się od zła i bestialstwa czynionego przez istoty ludzkie.
Ot, chędożona arkadia.
Megumi siadła pod jednym z drzew, smutna i delikatna, unikała Twojego spojrzenia przez jakiś czas. Twój szelmowski uśmiech, tak nagły i niespodziewany, spowodowany nie wiadomo czym...Czyżby trafiła na kogoś równie szalonego, jak ona? Na odmieńca? Powoli, powoli rozluźniała się, uśmiechała, kolejny aspekt ją z Tobą złączył - jak miała nadzieję, nierozerwalnie i aż do śmierci. Posłała Ci ciepły uśmiech.
-To...to tutaj-powiedziała delikatnym, łagodnym tonem. Zerwała jeden z dmuchawców i niedbale dmuchnęła w białą, kulistą roślinę, powodując, że rozpadła się ona w proch, a lekki wiaterek poniósł jej resztki dalej.
Tak jak los Kayumi.
-Poczekaj tutaj-zaproponowała.-Eskorta na pewno zaraz tu będzie. Ja pójdę dokończyć swoje zadanie, ale wrócę do Ciebie, najdroższy, i spotkamy się już w świątyni Onikirimaru, to niedaleko. Bądź ostrożny, kocham Cię, Nao-chan!
To rzekłszy, wstała, ukłoniła Ci się najniżej, jak tylko umiała, jakbyś był wspomnianym przez nią Onikirimaru lub jednym z kitsune służącym świątobliwemu bóstwu, podeszła bliżej i ucałowała Twoje usta z dziką namiętnością, po czym pobiegła, zostawiając Cię samego. Byłeś sam, na łonie natury, sam z własnymi myślami, wyróżniałeś się boleśnie na tle zieleni i kojących barw. Byłeś jak plama, która wymsknęła się nieuważnemu malarzowi na idealny obraz, lub jak rajski ptak, który wylądował, gubiąc kolejne pióra na swojej drodze.
Zostałeś sam, ze smakiem ciepłych, słodkich malin na Twoich wargach.
Pamiątką po złotym aniele..
Jakąś godzinę później usłyszałeś tupot końskich kopyt, głosy, rozmowy i śmiech. Przeważały głosy kobiece, a kiedy minęło jeszcze nieco czasu, zauważyłeś bogaty orszak miko jadących po męsku na koniach, odzianych w niezwykle barwne, strojne kimona. Jedna z nich, blondynka o brązowych oczach (różniła się ich barwą i wzrostem od Megumi), musiała być ową siostrą dziewczyny, gdyż dostrzegłeś u niej przez chwilę błysk znamiennego Dōjutsu, i zresztą łączyły je charakterystyczne rysy twarzy. Jednak o ile od starszej siostry biła dziwna, niepokojąca aura, o tyle od młodszej, na oko trzynastoletniej dziewczyny czuć było samo dobro i łagodność. Wszystkich miko mogło być ze dwadzieścia, może ze trzydzieści, jeżeli liczyć jeszcze urocze geiko poprawiające nerwowo strojne kanzashi i rozmawiające bardzo donośnie na pasjonujący temat uroczystości wtajemniczenia w posługę świątynną. Naprawdę, trudno ich było nie słyszeć.
W końcu kilka z nich Cię dostrzegło i wydało krzyk przerażenia; w końcu obcy, błękitnowłosy nieznajomy nie mógł być w tych czasach niczym dobrym. Stary kapłan, pomarszczony jak pieczone jabłko, opalony i siwobrody mężczyzna oparty na lasce, podszedł do Ciebie i spojrzał na Ciebie przenikliwie.
-Kim jesteś? I co tutaj robisz, młody człowieku?-spytał spokojnie. Po chwili odwrócił się do dziewcząt.-Spokojnie, moje panny...
Jego głowa zadygotała nerwowo, starczy głos umilkł na chwilę.
-Tylko spo...spokojnie. Tak, spokojnie, moje panny-powtórzył uspokajająco. Młode miko ochłonęły z pierwszego lęku i zaczęły się w Ciebie wpatrywać, jedne z ciekawością, inne z niepokojem, a jeszcze inne ze strachem.
We włosach blondynki dostrzegłeś pięknego motyla.


____________________________________________________________________________________________________
^kanzashi to rodzaj pięknej spinki, której używały japońskie kobiety, żeby sobie spiąć włosy, najczęściej przybierające rozmaite formy od ptaków po motyle; im strojniejsze kanzashi, tym piękniejszy był strój i kobieta była piękniejsza :3
0 x
Obrazek though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east


voice |PH| theme | bank | vibe 1|vibe 2
Katsuko

Re: Małe jeziorko

Post autor: Katsuko »

Gniew, który jeszcze przed chwilą prawie spowodował zaatakowanie dzieweczki, ustał. Przedziwna żądza krwi, agresja rozbudzona z zakamarków mojego umysłu objawiła swoją obecność komunikatem wypowiedzianym gdzieś w odległych czeluściach głowy. Złość na brak dokładnej wiedzy, złe patrzenie na grób Kayumi, a także nękanie mnie powoli wylewała się z czary, którą byłem ja. Widać było po mnie złe emocje, ba, wręcz buchałem dumą i uprzedzeniem do młodej niewiasty, chociaż jeszcze przed chwilą odgrywałem całkowicie spokojnego i zakochanego w niej młodzieńca. A potem te słowa, które zburzyły mur negatywnych emocji. Ściana ze szkła runęła, rozpadła się na setki kawałeczków, które wraz ze swoim upadkiem obudziły mnie z ukierunkowanego myślenia, które sprowadzało się do rozbudzania gniewu.
Nie wiedziałem co ze mną jest nie tak. W ciągu ostatniej doby wydarzyło się tyle przedziwnych wydarzeń, że pomimo mych chęci, nie potrafiłem określić co jest prawdą, a co fałszem. Wraz z upływem każdej godziny na jawę wychodziły nowe fakty. Więc co, miałem tylko czekać? Nie, tego też nie mogłem, chociaż doskonale wiedziałem, że los przygotował na mnie jeszcze co najmniej jedną niespodziankę.
Z namyślenia wyrwała mnie Megumi. Kobieta, która obudziła we mnie przed chwilą żądzę mordu, została teraz przeze mnie zignorowana. Nie skomentowałem ani jednego słowa, które wypowiedziała. Nie kiwałem też głową. Stałem w miejscu i czekałem aż skończy. Początkowe wyjaśnienia przeobraziły się w pocałunek. Pozwoliłem jej dostać się do moich ust, a kiedy już odeszła i oddaliła się o kilkadziesiąt metrów, ruszyłem się. Co dalej?
Kaz. Trzeba go odeskortować do jakiejś lecznicy, może tam będą wiedzieli coś więcej na temat jego choroby. Potem mogę wyruszyć dalej, bo przesiadywanie w tej samej prowincji przez dłuższy czas raczej mi nie służyło. Magnetyczny samuraj jeszcze jakoś się obudzi, a jeśli będę musiał wyruszyć sam, to zostawię mu jakieś instrukcje. Dobra, tylko co z tym orszakiem. Ta wariatka pewnie mnie obserwuje albo zleciła to komuś. Najprostszym wydawało się opuszczenie lasu, ale nie wiedziałem zbyt wiele o tym miejscu. Poza tym, i tak musiałem wracać do Kaza. Zrobimy tak, skończę z Megumi po misji, którą mi zleciła. Potem zajmę się śpiochem i będę mógł stąd prysnąć. Po prostu genialnie.
Czekanie na orszak było wyjątkowo krótkie. Spędziłem ten czas na medytacji, w której próbowałem wyciszyć swoje wewnętrzne ja. Co jak co, ale zdecydowanie obawiałem się, że złość obudzi się we mnie po raz kolejny, dlatego próbowałem zagłuszyć wszystko, co mówiło mi, że powinienem odegrać się na Megumi. Nawet jeśli jej się należało, wolałbym nie oszaleć psychicznie, dlatego można zająć się tym później. Na razie muszę ogarnąć siebie. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyłem.
W końcu przyjechała banda strojnych koni i ich właścicieli. Usłyszałem ich o wiele wcześniej niż oni mnie, co umożliwiło mi zajęcie miejsca, przez które mieli jechać. Zatrzymałem się klasycznie, po prostu stanąłem na ich drodze. Nie było raczej sensu bawić się w organizowanie imprezy. Czekałem więc aż moim oczom ukaże się orszak. Pierwsze wyłoniły się oczywiście konie, które zrobiły na mnie dobre wrażenie. Spore zwierzęta, bogato ubrane, a dodatkowo po prostu piękne. Następne były wszystkie te dziwne dziewczyny. Kapłanki, szamanki, jakieś tam ich towarzyszki. Nigdy nie interesowałem się światem religii, a że wychowywano mnie z dala od wszystkich świątyń, podobne orszaki widziałem może ze dwa razy w życiu. Pozwoliłem się zauważyć, nie mówiłem jednak nic, tylko stałem w bezruchu. W końcu w moim kierunku wyszedł najstarszy z obecnych, facecik, który sam wyglądał jakby miał albo zesrać się ze strachu, albo rozsypać w piasek. I on miał czelność uspokajać młode dziewczyny? Przecież równie dobrze mógłbym zacząć rabować i gwałcić. Cóż za nieroztropne poczynania młodych miko, skoro wyruszają bez eskorty, a ich ochroniarz w ogóle nie ma ochoty ich bronić.
Siwek spytał się mnie kim jestem, co tutaj robię. Kiedy skończył uspokajać dziewczyny, przeniósł wzrok na mnie. Nie odpowiedziałem nic, za to powoli ruszyłem do przodu. Przeszedłem obok starca, ignorując jego słowa. Nie obawiałem się, że mnie zaatakuje, chociaż byłem gotowy do uskoku. To samo tyczyło się wszystkich innych dziewczyn. Chociaż były piękne i bogate, nie interesowały mnie. Moim celem powolnego spaceru była blondynka o znajomych rysach twarzy, która miała motyle we włosach. Zbliżyłem się do niej najbliżej jak tylko mogłem, po czym powiedziałem dość cicho i sucho krótki komunikat.
- Twoja siostra szukała ci obstawy.
0 x
Awatar użytkownika
Hayami Akodo
Posty: 1279
Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
Wiek postaci: 26
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak
Multikonta: brak
Aktualna postać: Hayami Akodo

Re: Małe jeziorko

Post autor: Hayami Akodo »

TRYB MG - Misja dla Naokiego
"Die for You"
13/15


And when you fall away and crash back down below...

Zniknięcie Megumi i medytacja sprawiły, że zdołałeś jakoś opanować narastającą w Tobie, buzującą jak płomień w ognisku wściekłość, zimny gniew jakby ucichł, chociaż wciąż tlił się w Tobie tak, jak owe wesołe ogniki, które zgasły wtedy pod naporem wody wylanej przez zaradne ręce zapobiegliwej kobiety. Zadziwiające, jak szybko upłynął ten cały czas, prawda? Mknął jak rakieta przez jasne, nieskalane niczym niebo, jak ptak dążący do rodzinnego gniazda wiosną po jesiennym wyraju, szybował z tak zawrotną prędkością, że zwykły śmiertelnik nie zdołałby go w żaden sposób nadrobić. Wydaje Ci się ciągle, że to było wczoraj, że zaledwie wczoraj siedziałeś z Kayumi i Kazaru, ogrzewaliście sobie ręce, snuliście bajkowe plany na przyszłość, rozmawiając wesoło, dopuszczaliście się nawzajem do tajemnic, otwierając jedni przed drugimi drzwi Waszych dusz, a teraz...Jak skończyło się to teraz?
Było troje, a został tylko jeden. Jedna rozkładała się w milczeniu (bo przecież martwi nie są zbyt rozmowni) w ziemi, pod prowizorycznym kopcem usypanym ręką kobiety, która całowała Twoje usta dziwnym pocałunkiem, jakby wyznawczym. Drugi utonął w morzu snów, dał się porwać demonicznemu Morfeuszowi, który obsypał go darem piór- och, a może to nie był bóg snów, może nie było w tym ręki skrzydlatego Hypnosa? W końcu pióra, które widzieliście, były białe, nie czarne, jakby wypadły ze skrzydeł jakiejś niebiańskiej istoty, łagodnej i dobrej - ale z drugiej strony biel jest też kolorem śmierci.
Czy taka niewinna śmierć powinna spotkać także i Ciebie?
Nie wiedziałeś tego, nie oceniasz tego, kiedy odchodzi, pozostawiając Cię ze słodyczą malin, wizją pocierających się o siebie nerwowo w odruchu lady Makbet dłoni, rudych włosów, piegów na rumianych od emocji policzkach i spojrzeniem pełnym gorączkowego, psiego oddania.
Cierpliwe czekanie opłaciło Ci się - w końcu pojawił się orszak! Staruszek, który z tobą rozmawiał, wyglądał na zdegustowanego czymś, może Twoim zachowaniem. Mimo wszystko pozwolił Ci podejść do Kameko. Dziewczyna otwarła oczy szerzej. Nie spodziewała się z Twoich ust takiej informacji. Nie spodziewała się, że jej siostra wynajmie shinobi, który będzie ją strzegł i bezpiecznie doprowadzi do świątyni. Na jej twarzy wykwita rumieniec. Inne miko, widząc to, zaczęły się drwiąco śmiać, jedna do drugiej szeptała coś, co niewątpliwie nie jest komplementem, a raczej drwiną. Udało Ci się wyróżnić jeden wyraźniejszy, głośniejszy dialog:
-Może ta smarkula liczy na to, że ukażą się jej kolejne kitsune?
- Nie żartuj! Ona chyba ma nadzieję, że jak będzie się podlizywać tym starym trupom, to ukaże jej się sam Onikirimaru-oji zgięty w kornym ukłonie!

Kameko, starając się na to nie zwracać uwagi (choć widocznie posmutniała), uśmiechnęła się do Ciebie delikatnie.
-Dziękuję, shinobi-san, że dotrzymasz nam towarzystwo. Przysłała Cię Megumi-chan?-zapytała Cię z zaciekawieniem.-Proszę, weź więc sobie jednego z naszych koni, i jedźmy bez chwili zwłoki. Świątynia powinna być już niedaleko.
Przez cały czas miałeś wrażenie, że ktoś Cię obserwuje, że ktoś Cię śledzi, idzie za Tobą trop w trop, krok w krok, niemal czułeś na sobie oddech owego nieustępliwego, bezlitosnego tropiciela...a jednak, gdy się odwracałeś, nie było nikogo. Czy to już nazywa się paranoją? Do tego te tajemnicze głosy, które krzyczały w Twoim umyśle z takim chłodnym zblazowaniem, wręcz z triumfem: "Na co czekasz? Zabij ją!", na widok Kameko umilkły. Widocznie kojąca, tkliwa aura, która wręcz biła od tej młodej damy, sprawiała, że Twój rozum, strudzony wirami nieszablonowych myśli tajemniczej Ranmaru, wypoczywał. Kto by pomyślał, że dwie siostry z tej samej krwi mogą się tak od siebie różnić!
0 x
Obrazek though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east


voice |PH| theme | bank | vibe 1|vibe 2
Katsuko

Re: Małe jeziorko

Post autor: Katsuko »

Moja twarz była skierowana w stronę młodej damy, domniemanej siostry Megumi. W ocenie pomogły mi podobieństwa twarzy i oczu, które można było jasno określić jako coś rodzinnego. Prawdopodobnie Kekkei Genkai, bo tylko na to się to prezentowało. Jakieś dziwne Doujutsu, o którym nie słyszałem. Cóż, trudno. Przynajmniej moje przypuszczenia okazały się trafne, a przyjście do dziewczyny dało namacalne rezultaty w postaci usłyszenia głosów. Ale nie tych z mojej głowy, na szczęście.
Odwróciłem twarz w stronę dwóch dziewczyn, które obgadywały młodą kapłankę. Moja mimika nie zmieniła się ani trochę. Wyglądałem na tak samo obojętnego, złego, asertywnego, zirytowanego i tak dalej. Obecność wszystkich tych postaci mi nieco przeszkadzała, ale skoro już stwierdziłem, że podołam zadaniu, to nie robiłem sobie nic z takich durnych uwag. Powróciłem wzrokiem do siostry Megumi. Była na swój sposób urokliwa. Chociaż młoda, jej rysy twarze zdawały się nie być delikatne. Najbardziej intrygowały mnie jej oczy. Czerwony wzrok.
- Mhm. - mruknąłem na jej pytanie. Pierwsza część wypowiedzi została wypowiedziana chyba tylko po to, aby reszta grupy przekonała się co do moich dobrych intencji. Ach, no tak, nie miałem ich. Po prostu musiałem wykonać to zadanie z paru powodów. Raz, wypadało oddalić od siebie Megumi. Dwa, muszę dostać się do Kaza. Trzy, może ta smarkula wie coś o swojej starszej siostrze. - Ruszajmy więc.
Wskazano mi konia, na którego wsiadłem. Bez zbędnych ceregieli ruszyłem obok dziewczyny, nie zwracając uwagi na możliwe protesty innych kapłanów. Miałem bronić przede wszystkim jej, a i przy okazji chciałem nawiązać z nią kontakt nieco inny niż wymienienie przelotnych powitań. No i chciałem się napatrzeć na nią i jej służki. Młode kobiece ciała były dla mojego spojrzenia miłe, nawet po wszystkich dziwacznych przejściach z ostatnich dni. A może właśnie potrzebowałem ciepłego damskiego ciała, w które mógłbym się zanurzyć, zasypać falą namiętnych pocałunków aż w końcu je zdominować? Cholera wie, dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane.
Czas płynął wolno i leniwie, a i temu towarzyszyły moje obserwacje. Przede wszystkim, otoczyłem się wieloma kobietami. Jedne były piękne i młode, drugie piękne lub młode, a trzecie zdecydowanie niepiękne i niemłode. Jak można było się spodziewać, najbardziej interesowała mnie grupa pierwsza, chociaż zdarzyło mi się zawiesić oko na paru reprezentantkach drugiej kasty. O trzecich nawet się nie wypowiadałem w mojej główce, bo szkoda było czasu na grube i podstarzałe kobity. Jakbym w ogóle miał trochę tego cennego czasu na laski.
Jak ona miała na imię? Kameko?
- Powiedz mi, Kame - celowo urwałem. - dlaczego pozwalasz sobie na niesubordynację towarzyszek? To chyba ty jesteś tutaj główną... atrakcją, a i obstawa była zamówiona z myślą o tobie. Twoja siostra się o ciebie martwi, i chociaż doprowadzała mnie do szewskiej pasji, w końcu jej uległem... Jak właściwie wygląda wasza relacja? I co z nią jest nie tak, bo nie wygląda mi ona na zdrową.
0 x
Awatar użytkownika
Hayami Akodo
Posty: 1279
Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
Wiek postaci: 26
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak
Multikonta: brak
Aktualna postać: Hayami Akodo

Re: Małe jeziorko

Post autor: Hayami Akodo »

TRYB MG - Misja dla Naokiego
"Die for You"
15/15

I know your eyes
I know inside...



Kameko spuściła skromnie wzrok, zarumieniona. Imponowałeś jej swoją siłą, kośćcem widocznym na twarzy, byłeś stalowym błękitem, tchnąłeś siłą, a więc młoda kobieta ufała Ci i podziwiała Cię od pierwszego wejrzenia - nie była to miłość, jedynie respekt. Podobało jej się też to, jak zdrobniłeś jej imię; dawno nie słyszała takich słów. Czy kiedykolwiek je tak właściwie usłyszała? Przez chwilę milczała, odpowiedziała wreszcie nieco ciszej, ale łagodnie, melodyjnie:
-Um...To nie jest takie łatwe, jak myślisz, shinobi-san. Jestem tutaj główną atrakcją, jak to nazwałeś, matka przełożona uważa mnie za najzdolniejszą z miko służących Onikirimaru-kami, ale...Problem jest w tym, że matka przełożona zwyczajnie mnie przecenia. Jeszcze nie widziałam nic nadzwyczajnego!
Twarz dziewczynki zasnuła się mgłą smutku, rumieńce zbladły, drobne usta na krótką chwilę wygięły się w smutnym grymasie.
-Matka przełożona na mnie liczy, wszyscy liczą, ale nie widzę nic...Dlatego one się ze mnie śmieją. A nie lubię kłamać i udawać, to nieuczciwe.
Machnęła ręką, jakby chciała powiedzieć "daj temu spokój". Jechali dość powoli, spokojnie, niebo powoli zaczęło pokrywać się czerwienią i łuną zachodu, wszystko zdawało się powoli pogrążać w śnie, dzień odchodził powoli w zapomnienie - tak samo jak historie umarłych. Prędzej czy później ludzie schodzili z tego świata, znikali w mgłach wieczności - a może właśnie w świetle? Tego dowiesz się kiedyś i Ty, może uda Ci się też odkryć, jaki los spotkał duszę Kayumi po śmierci; Ty sam podobno jej nie masz, sprzedałeś ją wieki temu, zamarzła w poświacie pustki.
Bo przecież mimo wszystko, kiedy tracimy ludzi, z którymi byliśmy blisko, w naszych sercach zaczyna gościć pustka.
Kiedy spytałeś o jej relacje z siostrą, Kameko uśmiechnęła się szeroko.
-Megumi-chan jest wspaniała. Po śmierci mamy i taty, którzy zginęli na misji, nie mogła się mną sama opiekować, gdyż byłam chorowita, a pieniędzy na leki nie wystarczało. Więc oddała mnie do świątyni, żeby spełnić moje marzenie. Zawsze chciałam być kapłanką! Te wspaniałe, kolorowe stroje, służba bogom, modlitwy, szukanie oświecenia!-słychać było, że naprawdę kocha siostrę i wierzy w to, co mówi. Chociaż...Zasępiła się.
I co z nią jest nie tak, bo nie wygląda mi ona na zdrową.
-Po śmierci mamy i taty Megumi faktycznie się zmieniła. Znowu była...dziwna, shinobi-san? A liczyłam, że jej to przeszło...Zawsze mówi, że mnie kocha, że chciałaby się mną zaopiekować, że będę miała życie jak księżniczka z bajki, opowiadała mi na dobranoc bajki o wielkich kapłankach, przed którymi drżały piekielne oni. Ale kiedyś, kiedyś...
Znów przerwała, chwyciła mocniej swymi smukłymi palcami za uzdę konia, pełna niepokoju. Czy powinna Ci o tym mówić? W sumie, skoro już sam na to wpadłeś, na pewno szybko połączysz wątki.
-Kiedyś Megumi zabiła na moich oczach chłopaka, który przyniósł mi kwiatek. Poćwiartowała też kota, którego głaskałam, krzycząc na całe gardło "pieprzony, nędzny pchlarz dotyka mojej Kame-chan".-zwierzyła Ci się wreszcie ze smutkiem. Z łatwością domyśliłeś się, co było dalej.
Krew padła między nie i nienawiść wyrosła.
A może nie nienawiść, może to był jedynie prosty strach? Lęk ukrywający się pod maską gorącej, siostrzanej miłości?
W oddali zamajaczyły przed nimi pierwsze, niewyraźne zarysy murów świątyni Onikirimaru, grobu tajemniczego demona, w którym - jak niosła wieść - pogrzebano pradawne sekrety sprzed wieków.

Zapraszam tutaj!
0 x
Obrazek though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east


voice |PH| theme | bank | vibe 1|vibe 2
Dōhito Mitsuko

Re: Małe jeziorko

Post autor: Dōhito Mitsuko »

Planowałam od razu ruszyć do Sogen, jednak nie wpadłam na pomysł aby zjeść śniadanie. Dlatego wstąpiłam jeszcze do sklepu po jakieś bułki i teraz siedzę nad jeziorkiem i je jem. Po przemyśleniu za i przeciw doszłam do wniosku że przyda mi się niewielki trening przed wyruszeniem w dalszą podróż, dlatego po wypełnieniu żołądka zabrałam się do pracy.
Jako że planowałam poprawić swoją kontrolę chakry to zdecydowałam się na wykorzystanie jeziorka nad którym byłam. Przeszłam po tafli wody na jego środek, a następnie zaczęłam wykonywać proste ćwiczenia rozciągające. Musiałąm jednocześnie skupić się na kontroli chakry, ale i na tym jakie wykonuję ruchy. Z czasem zaczęłam robić co raz bardziej skomplikowane ćwiczenia, pomimo że co pewien czas traciłam skupienie i moczyłam się w jeziorze. Jednak z czasem zaczęłam co raz rzadziej lądować w wodzie i doszłam do sytuacji, gdy mogłam nawet wykonywać takie ćwiczenia jak pompki, wykonywane na tafli wody.
Po zakończonym treningu nie pozostało mi nic innego jak wyruszyć do Sogen.

z/t
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Małe jeziorko

Post autor: Shikarui »

Miał wyjątkowo lekką i klarowną głowę. Były jak błękit nie przysłonięty chmurami, a te zbierały się na niebie coraz gęściej i gęściej... Chyba dzisiejszego wieczoru spadnie deszcz, albo szarość zostanie przegoniona na cztery strony świata przez wiatr, który uderzając w ziemię wyrastającą z podłoża pozwalał tym utalentowanym stworzyć kryształ. Poprzedni wieczór był jak dzisiejsze niebo - coraz mocniej pożerał światło i w tym wszystkim, co zostało powiedziane, nie było stu procent fałszu - nie było też stu procent prawdy. Jak z plotkami - w każdej tkwiło jakieś sedno. Wypowiedzenie tych ploteczek ułatwiło mu zrozumienie pewnych drobnostek, którym poświęcał dłuższe chwile siedząc w cichych ogrodach Sogen. Nie wstydził się tego, co zostało wypaplane, bo chyba nie było czego się wstydzić. Stanowiło to jego błąd, ale przyznawanie się do pomyłek i porażek ponoć było rzeczą ludzką. Nie miał w sobie tej cechy charakteru, która kazałaby mu brnąć w zaparte tam, gdzie wiedział, że nie miał racji, lub zaprzeczać, jakoby coś zostało dobrze wykonane, gdy zdawał sobie sprawę, że wykonane zostało źle. Trening ułatwiał układanie wszystkich tych myśli. Zmęczenie fizyczne czyniło to psychiczne lżejszym do zniesienia.
Ściągnął z ramion łuk i zostawił go razem z kołczanem na trawie pod drzewem. Woda w jeziorze była zimna, niemal lodowata po długiej, chłodnej, jesiennej nocy. Przyjemnie było spoglądać na drzewa, które zmieniały swoją barwę - jeszcze wczoraj zielone, dziś już żółkniejące, sypiące swoje korony jak chmury sypią płatki śniegu, kiedy Panienka Mróz witała w progi krainy. Mimo tego zimna kąpiel była naprawdę przyjemna. Kolejny odświeżający element, swoiste katharsis poświęcone samemu sobie - nikomu innemu. Tylko że człowiek ponoć nie powinien żyć tylko dla siebie. Nie powinien żyć też w pełni dla drugiej osoby. Gdzie był środek? Złoty balans, by być sobą - i jednocześnie by być dla kogoś.
Siedział przez moment na trawie, czekając, aż wiatr ściągnie ostatnią kroplę z jego skóry, których i tak co chwila było więcej przez kosmyki włosów, z których się ześlizgiwały. Nie związane sznurkiem pałętały się na wszystkie strony świata, przysłaniając kark. Oprócz tych włosów wyschnął dość szybko. Dreszcz gonił dreszcz, a każdy z nich był przyjemny na swój sposób. Dawał złudzenie ochłodzenia kontrastującego z palącego ciepła czarnego symbolu zdobiącego jego bark. Złudzenie, prawda? Złożył ze sobą dłonie, zamykając oczy i kumulując chakre. Próbując skupić się na energii, która przenikała przez jego ciało i którą mógł przekształcić bezpośrednio w techniki. Z łatwością przychodziło uwolnienie jej i stworzenie mlecznego oceanu wokół, więc czemu wszystko inne nie miałoby pójść równie gładko? Mijały kolejne minuty. Czarne kimono otulało jego ramiona, odsłaniając pojedyncze fragmenty skóry. Większa część garderoby leżała pod drzewkiem, zbędny element w tym momencie. Nasunął na siebie jeszcze tylko spodnie, gdyby białowłosa kunoichi skorzystała z zaproszenia, by nie świecić nadmierną golizną. Chakra przesuwająca się po jego ciele kumulowała się w ustach, zmuszenie jej do współpracy nie stanowiło problemy, rażącym problemem było tylko to, ile jej płynęło, kiedy raz po raz próbował przetworzyć ją na ostre senbony. Nie forsował się. Powoli. Dawał jej czas na regenerację. Odpowiedź drzemała w wyobraźni, Asaka miała rację. Jej kryształ formowany był przez wyobraźnię, więc czemu te techniki nie miałyby być? Nie słyszał tych słów padających na głos, a szkoda. Na pewno ułatwiłyby robotę. Aktualnie niewiele się zastanawiał nad czymkolwiek. Dawał niebieskiej esencji i szumie wody na oczyszczenie swojego umysłu w tej kołysance natury, która potrafiła okiełznać każdą z myśli. Każde z westchnień. Ponawiana raz za razem technika w końcu miała swoje zwieńczenie w efektach. Jezioro przyjęło na swoją taflę kilka senbonów, które zatonęły w głębinach, wycelowane dokładnie tam, gdzie powinny były polecieć.
Nie musiał otwierać oczu, by dojrzeć Asakę zbliżającą się powoli w jego kierunku, kiedy usłyszał jej kroki. Podniósł się z ziemi i obrócił z wolna w jej kierunku, spoglądając na jej zmęczoną twarz. Nie wyglądała dobrze. Wyglądała tak, jakby nie przespała całej nocy, a każda z myśli gniotła ją mocniej od nierównej pościeli, którą źle zaścieliła służba jej łóżko. Do kogo zwrócić się tutaj o apelację? Od kogo zażądać zwrotu pieniędzy? Bo na pewno nie od samej karczmy, która jedynie spełniła jej życzenie i podała sake, które sama zamówiła. Dług tu bardziej zaciągnął sam czarnowłosy.
- Nie byłem pewien, czy się pojawisz. - Przyznał. W ogóle nie wiedział, czy białowłosa nadal chciała go oglądać po słowach, które wczoraj padły. A nie były to lekkie i łatwe słowa. To były ważne słowa, nawet jeśli głupie. Dlatego wyszedł wcześniej, by miała swój czas po przebudzeniu na zdecydowanie, czy chce odejść bez słowa, czy jednak nie. On sam potrzebował chwili czasu na pełne oczyszczenie.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Małe jeziorko

Post autor: Asaka »

To nie był dobry dzień. Źle się rozpoczął w nocy, gdy rzuciła swoje ciało do snu, zasypiając jak kameń. Snem bez snów. Czy cokolwiek ułożyło się w jej głowie? Może trochę, minimalnie, ale w większości nadal miała tylko mętlik w głowie, tym większy, że gdy otworzyła oczy, świat bombardował ilością bodźców. Ona chciała je natomiast ograniczyć do niezbędnego minimum. Chciała zaszyć się pod pościelą i nie wyściubiać dzisiaj nigdzie głowy – i wtedy popełniłaby błąd, czyż nie? Nie usłyszałaby wiadomości, jaką miała jej do przekazania jedna z kelnerek, być może Shikarui już zdążyłby sobie pójść, przekonany, że Asaka nie ma zamiaru mieć z nim do czynienia. To dopiero byłoby naprawdę piękne nieporozumienie i niedomówienie.
Błąd został popełniony i nie było opcji, by go wymazać. Białowłosą bolał łeb, ale poza tym pamiętała wczorajszą rozmowę. Zostawało więc zmierzyć się z tym błędem, w taki czy inny sposób: podkulić ogon i uciec, albo wziąć to na klatę i… I w sumie co dalej? Mogło jej się nie podobać wiele rzeczy, ale biorąc sprawę na chłodno, to chyba nie miała się o co bać, że oberwie jakiś bardzo nieprzypadkowym atakiem tak, że zakończy to jej żywot. Shiki, gdyby chciał, mógł ją sprzątnąć do tej pory i co by mu to dało? Co dałoby mu mówienie, że ją lubi albo że właśnie z tego powodu nie zostawił jej samej z bandytami? Nic, zupełnie nic. Może zwyczajnie szukał towarzystwa, takiego, które nie zamęczy go swoją obecnością. Nic w tym właściwie dziwnego, bo można było dużo mówić, że jest się samotnikiem, że nie lubi się ludzi, ale nikt tak naprawdę całkiem samotny przecież być nie chciał.
Asaka wciągnęła na siebie swoje zwykłe ubranie, czyli spodnie i koszulę, zawinęła się nawet w płaszcz, jakby to miało ją ochronić od zła świata… Ale nie chroniło. Nie miała siły nawet spiąć tych swoich długich do bioder włosów, które teraz latały na wietrze we wszystkie strony i dopiero przypominały węże. Mogła wyglądać jak mityczna postać, jak Meduza, która zamieni w kamień każdego, komu spojrzy w oczy tymi swoimi, żółtymi, godnymi drapieżnika. Nawet zabawne było to, jak bliskie prawdy mogło być za jakiś czas, gdy już będzie w stanie opanować kolejny poziom swojego kryształu. Tylko, że ciała jej przeciwników nie zamienią się w kamień, a… w rubinowy kryształ.
Wcale nie starała się być cicho. Toczyła się powoli od karczmy do wspomnianego jeziora, dając sobie (w Sanadzie w sumie też) czas na zmianę zdania. Właściwie to sama nie wiedziała co dalej tutaj robiła. Może chodziło o to, że teraz to wszystko i tak nie miało znaczenia? Ona mogła sobie mówić, że chciałaby zostać królową świata – równie głupie i niedorzeczne, a przede wszystkim równie nieosiągalne. Alkohol jednak potrafił przyćmić umysł i przynieść na język słowa, których wcale nie chciało się powiedzieć. Ale Asaka, tak jak i Shiki, też wcale nie wstydziła się wypowiedzianych słów. Co się stało… to się nie odstanie. Przestała całą noc, chociaż może wcale tak nie wyglądała, ale czuła się i tak fatalnie.
– Ja też nie – wyznanie za wyznanie. Niewinna gra, którą rozpoczęli jeszcze w Sogen, toczyła się dalej. – Uznałam, że to nie jest warte złości – podniosła zmęczone spojrzenie na Shikaruia i zmrużyła trochę oczy, drażnione przez to cholerne światło. Wiele by teraz dała, by był środek nocy. – Poza tym tak prawdę mówiąc to dziwię się, że w ogóle stoję na nogach.
Nie było żadnego długu.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Małe jeziorko

Post autor: Shikarui »

Kiedy złościsz się na drugą osobę za to, że jest sobą, lepiej sobie odpuścić - już na starcie. Jeśli nie złościsz się, kiedy ktoś powie coś głupiego, co na pewno można było zmienić, też lepiej odpuścić. Już teraz. Sęk w tym, że nie tak łatwo było rozdzielić jedno od drugiego. Ludzie się ciągle zmieniali, przechodzili swoje metamorfozy poprzez kształtowanie swego światopoglądu, nabywanie nowej wiedzy i dzięki przeżyciom, które napotykali, przeszkodom, które pokonywali, albo które pokonywały ich. Nigdy jednak nie zmieniali się na tyle w przeciągu chwili, żeby nie byli do rozpoznania. Nie bez drastycznych przeżyć, które wywracały wszystko do góry nogami. Shikarui mógł ich zliczyć parę na swoich palcach. I każda z nich coś zmieniała, tylko nie potrafił powiedzieć, czy na lepsze czy gorsze. Po prostu zmieniała, tak jak natura zmieniała swoje barwy w kolejnych porach roku. Ta zmiana była tak naturalna, że nikt nie krzyczał: stop! Zaczekaj jeszcze! Nie, ona musiała mieć swój rytm, zapisany harmonogram, według którego działała, bo rzeczy miały dziać się tu a tu, w taki a taki sposób. Oto właśnie było zapisane przeznaczenie. Więc kim była Asaka i kim był Shikarui, skoro pomimo wątpliwości on chciał spotkać się z nią a ona z nim? Nie złoszczący się na siebie za bycie sobą, ale też nie złoszczący się o to, że powiedziało się coś głupiego, bo... bo nie chcieli odpuszczać. A brak złości nie był wyznacznikiem uniesionych rąk, machającej białej flagi i nabrania powietrza w płuca, by wykrzyknąć: poddaję się.
Poczekał, aż się zbliży - olśniewająca w promieniach chowającego się za chmurami słońca, którego refleksy wciąż przebijały się przez miękki, szaro-biały puch. Miękka i niestabilna w swoim chodzie i jednocześnie wciąż krocząca z taką samą gracją, jaka przystoi tylko ninja. Biała wilczyca na dwóch łapach, która najpiękniej prezentowała się tu, gdzie nikt nie oglądał się za nią i nie szeptał za plecami, zadziwiony karnacją, kolorem włosów i oczu. W tamtej karczmie przecież też się oglądali i plotkowali, widział to nawet swoim ledwo przytomnym, zapijaczonym wzrokiem.
- To dobrze. - Potwierdził. - Przepraszam cię. - Nie wiedział, gdzie leżałby błąd, gdyby jednak się gniewała, albo inaczej - wiedziałby, ale nie potrafiłby odczuwać wewnętrznie, że rzeczywiście robił coś złego. Innymi słowy - rozumiał wczorajsze błędy, wiedział, że te słowa były fatalne, ale żeby czuł się winny? Naah. Czuł co najwyżej, że mu przykro, że Asaka musiała tego słuchać i się złościć, bo nie chciał, żeby się złościła. - Wiele wczoraj mówiłem, a część z tego była majakami. Wiedz, że nie jestem głupi. Nie rzucę się w paszczę rekina nie mając pewności, że wybijając mu zęba zdołam się wydostać. Nie ma we mnie najmniejszej chęci do tego, by pomóc Hanowi spełniać jego plany. - Nie, a jednak chciał go zobaczyć w blasku chwały. Tak samo, jak chciał zobaczyć tą Białą Wilczycę trwającą na skale swoich przekonań, dumną i zwycięską, o skroniach zwieńczonych liściem laurowym. To był jedynie obrazek warty zobaczenia, w przypadku Hana, ale na pewno nie spełnienia. - Jeśli potrzebujesz jakichś wyjaśnień jestem zobowiązany po wczorajszym bełkocie.
Czarnowłosy wyciągnął rękę i wskazał jej miejsce pod drzewem, gdzie leżały zresztą jego rzeczy, w tym i złożony na trawce płaszcz, na którym spokojnie można było usiąść.
- Więc usiądź. Jestem w trakcie treningu. - Wyglądała dokładnie tak, jakby nie trzymała się pewnie na tych nogach.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Małe jeziorko

Post autor: Asaka »

Asakę rozzłościć wcale nie było trudno. Wystarczyło kilka celnie wymierzonych słów, takich prosto w serce bądź dumę i nieszczęście było gotowe. Najpierw trzeba było jeszcze wiedzieć gdzie uderzać, by zabolało najbardziej… Starała się nad tym panować, nad sobą panować, ale to tak naprawdę nie było proste ani trochę. Wczoraj dała się trochę ponieść złości, zwłaszcza wewnętrznie, bo wypiła i rozluźniła się przez sake. Normalnie pewnie wyglądałoby to inaczej… Normalnie, gdyby nie alkohol, Shiki nie puściłby pary z ust. Więc może nawet lepiej, że stało się tak, jak się stało – że pewne sprawy są jasne od samego początku, a nie wyskakują jak przerażająca zabawka z pudełka w najmniej odpowiednim i wyczekiwanym momencie.
Czy było się więc o co złościć? W pierwszym odruchu tak, można to było nawet zrzucić na karb jakiejś troski o kogoś, kogo tak na dobrą sprawę znało się naprawę niedługo. Jednak po daniu sobie czasu na przemyślenie sprawy… złość była bezcelowa, bo nic to nie zmieniało. Ani nie zwiększała (a tym samym też nie zmniejszała) szans na urzeczywistnienie nieprawdopodobnego marzenia, ani też nie sprawiała, by ktoś chciał zaniechać jakiś głupi pomysł. Złotooka przeszła więc nad tym do porządku dziennego, stwierdzając, że zobaczy, jak sytuacja się rozwinie. Kto wie… Może odpuszczenie w tym momencie było kolejnym wielkim błędem, który mogłaby popełnić…?
Normalnie widziała wzrok innych, słyszała szepty… Normalnie, czyli nie wczoraj, kiedy całą jej uwagę pochłonęło coś innego, ktoś inny – z uszczuploną zdolnością podzielnością uwagi, zatraconą, wchłoniętą przez zdradliwe sake. Wolała patrzeć w lawendowe oczy, niż rozglądać się kątem spojrzenia po gawiedzi; wolała wsłuchiwać się w ciche słowa, niż starać się zrozumieć coś z harmidru i szeptów w niewielkim oddaleniu.
– Ja też przepraszam – za złość, za zwątpienie. Za wiele rzeczy właściwie. Przepraszała, ale nie żałowała, bo w głębi serca wiedziała, że było to słuszne, a na pewno częściowo. Zadawała mu wtedy pytania, na które odpowiedzi sam nie miał jeszcze ułożonych w głowie i gubił się w tym co mówił. Ją zawsze uczono, że jak nie wie co powiedzieć, to lepiej, żeby milczała. Zazwyczaj starała się tak robić. Tyle, ze nie zawsze wychodziło. Jakimś takim dziwnym trafem. – Mhm… To dobrze – tak się wymieniali tymi słowami i wypowiedziami. Najpierw jedno mówiło swoje, za chwilę drugie – w zasadzie to ona – to samo, zmieniał się tylko kontekst. – Szkoda by było, jakbyś się tak rzucił wprost w paszczę lwa bez jakiegokolwiek planu – tak jakby to ona cokolwiek kiedykolwiek planowała. Planowała – ale mało i krótko, bo im więcej szczegółów, tym więcej klocków mogło się posypać, jak zdmuchnięty domek z kart, z dziecinną łatwością.
Czy potrzebowała jakichkolwiek wyjaśnień? Fakt, to wczoraj to był jeden, wielki, bezsensowny bełkot osoby, która sama nie ma w głowie ułożonych pewnych spraw. Poza jednym. Poza sprawą, która sprawiła, że przysiadła i przez co była tą drugą osobą, która wstała od stołu – a miała być tą pierwszą. Ta jednak kwestia wydawała się całkowicie klarowna w jego ustach. Tak jasna, że nie była tylko bełkotem. Prawdę mówiąc nie była nim wcale.
– Właściwie, to tylko jednego nie rozumiem. Tego co mówiłeś o jego chakrze i genach Jugo – kunoichi zmarszczyła przy tym brwi i patrzyła dalej na Shikiego, tyle, że z ukosa. A przy okazji starała się osłonić od zbyt jasnego słońca, co musiało być komiczne i wychodziło marnie. Podążyła oczyma za jego wyciągniętą dłonią, widząc jego graty pod drzewem i sama ruszyła tam, równie ślamazarnie co wcześniej, ale bez marudzenia. – No... Posiedzę sobie. Popatrzę – i istniała też spora szansa, że tak po prostu sobie pod tym drzewkiem uśnie, jak to miała w swoim zwyczaju.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Małe jeziorko

Post autor: Shikarui »

Nie potrafił zatracać się w chwili całkowicie, by nie dostrzegać zupełnie świata wokół, jeśli wcześniej już go nie widział. Nie mógł zatracić się w morzu złota i śnieżnej bieli, dopóki nie widział tych ludzi, kolorowych i wesołych, szarych i znudzonych codziennością. W pewnym momencie przestał się im po prostu przyglądać i drobna sylwetka po drugiej stronie stołu była jedyną, którą słyszał. Jedyną, którą mógł dostrzec, tak jakby zapalono pochodnię tylko nad ich głowami, a cała reszta zatopiła się w półmroku. Ciężko byłoby mu uwierzyć, że właśnie tak nie było. Dlatego dobrze było ją tutaj widzieć, z wiedzą, że jednak nie jest zła, choć ta złość rzeczywiście mogła świadczyć o trosce. O siebie, o... niego. Shikiemu naprawdę podobało się to uczucie. To, w którym ktoś o ciebie dbał i martwił się o to, czy czasem nie zrobisz czegoś głupiego i czy nie znikniesz za rogiem, jeśli tylko na chwilę się obrócisz. Tamtego wieczoru tak się mogło stać, że kiedy on obrócił się do niej plecami - ona mogła okazać się tylko snem. Lecz nie, była, karczmarka wiedziała, o kim mówi i gotowa była przekazać wiadomość. Czy przekazała czy nie, czy Asaka sama tutaj dotarła, wiedząc gdzie się kierować, skoro nie było go w pokoju, a wczoraj mówił o wodzie i o treningu - to już nie było istotne. Ważne było to, że tutaj dotarła i że w swoich rękach nie niosła złości. Zdaje się, że przyniosła koszyk, którego zwieńczeniem były słowa próby zrozumienia i akceptacji. Dlatego nie miała za co przepraszać, tak właśnie uważał, to nie ona lała do czarek dzban pełen dziwnych, mieszających się słów, a on. Zasada była jednak taka, że kiedy już ktoś przeprasza - wysłuchaj go, zaakceptuj te przeprosiny, bo jeśli przeprasza - jest mu przykro. I nie można powiedzieć, że to wyrażenie skruchy jest niepotrzebne. Doceniał to krótkie słowo. Kiwnął głową, pochylając ją nieco niżej w wyrazie szacunku. Niektóre jego odruchy idealnie wpasowywały się w kulturę sogeńską, gdzie lubiono nisko się kłaniać i obrabiać całą tą grzecznościową formułkę na każdym kroku. Nie wyniósł tych gestów z Sogen - wyniósł je z własnego domu, który w Sogen pierwotnie nie leżał.
- Zdolność oceniania zagrożenia jest bezcenna. - Możesz rzucić się na polowanie na króliki, możesz rzucić się w pogoń za watahą wyleniałych kundli, ale nie stawaj naprzeciwko stada lwów, kiedy sama jesteś zbyt słabą wilczycą. Tak ten tygrys nie był gotów stawać naprzeciwko monumentu tego świata, którego nie pokonały nawet połączone siły liderów rodów. Nie, nie był do końca normalny, ale nie był też całkowicie szalony.
Poszedł za nią pod drzewo, chociaż niby nie było takiej potrzeby. Wolnym krokiem, nieśpiesznie, czując miękkość trawy pod stopami. Szedł boso. Cofnął lekko ręce i wysunął częściowo ręce z rękawów, pozwalając materiałowi opaść. Bez bandaży blizny na nadgarstkach i szyi były doskonale widoczne. Kucnął i obrócił się do niej plecami. Czarne znamię przypominało zwykły tatuaż, może niedokończony symbol fuinjutsu - całkowicie niegroźny, którego nie dało się z niczym konkretnym połączyć. Gorzej prezentował się symbol 死 wypalony żywcem na lewej łopatce.
- Uciekałem z Akim przez Kami no Hikage. Złapała nas Wojna, jedna z Jeźdźców Hana. Elita silniejsza od samych liderów. Uwięziła nas. Han zjawił się potem. Niektórzy potrafią zapieczętować senninkę, zdolność moje... zdolność Jugo, jeśli posiadają jego geny. Han potrafił. Sam należy do rodu Jugo. - Usiadł wygodnie na trawie i poprawił kimono, naciągając je na siebie. - Zapieczętował swoją chakrę w moim ciele, umożliwiając mi częściowe korzystanie ze zdolności Jugo. Prawie nie przeżyłem tego procesu. Poprawił więc pieczęć tak, żebym mógł z niej korzystać, kiedy moje ciało będzie odpowiednio sprawne. Nie wiem jeszcze dokładnie, jakie to ma ograniczenia, użyłem jej po raz pierwszy podczas tamtej walki. - Obrócił się przodem do Asaki. - Han powiedział, że kiedyś go za to przeklnę i pewnie miał rację. Na razie wiem tyle, że mogę stanąć nad kurhanami w Karmazynowych Szczytach i powiedzieć im, że mogą być ze mnie dumni. Bo mam swoją własną senninkę. - I za to... Shikarui nadal nie wiedział, czy postąpił dobrze, słusznie. Tam nie było innego wyjścia. Mógł odmówić, wtedy pewnie przekleństwo trafiłoby do Akiego, który zapewne wolałby popełnić samobójstwo niż nosić w sobie część człowieka, który zrównał Kami no Hikage z ziemią. Mógł odmówić i może nic, zupełnie nic by się nie wydarzyło. Mógł odmówić i... może wtedy nikt nie skończyłby z poderżniętym gardłem. Przede wszystkim - nie wiedział, co by się stało, gdyby. A jednak nie miał pewności, czy nie zmieniłby tego, gdyby mógł cofnąć czas.
- Widzisz, nie zostało nas wielu. Jugo. Uchiha wyłapali większą część mojego szczepu i użyli ich mocy do zasilania dział w swojej własnej wojnie. My jednak nie musieliśmy mieć nawet wrogów, sami się wyniszczaliśmy. I ja rozumiem człowieka, który spoglądał, jak jego świat spala się jasnym ogniem, tylko dlatego, że chakra obdarzyła Jugo takim a nie innym darem. Takie jest jednak w końcu przeznaczenie. - Mówił to... z ciężkim sercem. I ciężko przychodziły te słowa, może dlatego były tak samo łagodne i ciche jak wiatr szumiący w koronie drzewa nad nimi. - Suzumura Hanji zabrnął w to już za daleko, żeby się wycofać, tak powiedział. Ja sam tak uważałem - że jestem już za daleko. Ale Hanji nie jest również taki, jakim maluje go historia. Sądzę, że jest mi go żal. Że mu współczuję.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Małe jeziorko

Post autor: Asaka »

Alkohol był więc najwyraźniej jakimś specjalnym eliksirem, napojem bogów, którzy z łaską pozielili się nim ze zwykłymi śmiertelnikami. Otwierał umysły i usta, pchał na język słowa, których normalnie by się wcale nie powiedziało. Sprawiał, że widziało się rzeczy, na które normalnie nie zwraca się uwagi, albo wręcz przeciwnie, że nie zwraca się uwagę na tło, na szczegóły mniejsze czy większe. Alkohol był jednocześnie trucizną, która wypaczała myśli i osłabiała ciało. Tak jak słaba była teraz Asaka, która – choć wcale nie wypiła wiele i język jej się nie plątał – odczuwała skutki słabej głowy do picia dość mocno. Aż do teraz, gdy pozwoliła jej prostym, jedwabiście gładkim włosom osunąć się, zasłaniając jej twarz i wrażliwe oczy przed nieznośnym słońcem. Na co dzień lubiła widzieć a nie krążyć gdzieś po omacku, chociaż prawdę mówiąc, to przyzwyczajona była do cieni i półmroku tworzonych przez gęste lasy w Daishi – dzisiaj jednak przeszkadzało jej to bardzo. Przejdzie – kiedyś, w końcu. Gdyby tak jednak teraz ktoś postanowił ich zaatakować, to mieliby serio niezły problem, to znaczy ona by miała, żeby w ogóle skupić się na uwalnianiu ze swojego ciała czakry to jakichś bardziej skomplikowanych technik.
A mieli tutaj dzisiaj trenować! Cóż, przynajmniej jedno z nich się wywiązywało. Ona mogła co najwyżej usiąść sobie na brzegu jeziorka i stworzyć kryształowe, czerwone, płaskie „kamyki”, którymi rzucałaby w taflę wody, starając się puszczać kaczki. Na razie jednak wybrała towarzystwo drzewa, któremu zamierzała powierzyć ciężar swojego ciała – które jak dla niej ważyło dzisiaj chyba z tonę. A nie była przecież żadną siłaczką…
To była pewna ulga, słyszeć, że Shiki nie zamierza jednak porywać się z motyką na słońce, ani też rzucać w paszczę tego lwa, którym był niesławny Antykreator. Mąciwoda ich czasów. Wczoraj wieczorem wydawał się całkowicie szalony, ale najwyraźniej… Najwyraźniej nie było wcale tak źle. Miał w sobie jakieś zalążki rozsądku, które dostrzegała nawet ona: ta, która tego rozsądku słuchała się raz na rok. Jednak ostatnimi czasy rok przychodził coraz częściej i częściej…
Usiadła pod drzewkiem, dokładnie tak, jak to sobie wymyśliła, i już miała przymknąć oczy, kiedy to Sanada wysunął ramiona z kimona i pozwolił mu opaść, pokazując jej swoje plecy. Czy to miało jakiś związek ze sprawą, której sensu nie rozumiała? Za chwilę miała się przekonać, że tak, a tymczasem złote oczy wpatrywały się w fantazyjny kształt tatuażu, znamienia, czy jak to zwać; na chwilę tylko zerknęła na paskudnie wyglądające wypalone słowo na jego łopatce. Trudno powiedzieć, co przykuwało wzrok bardziej. Esy-floresy jego znamienia, wypalony znak czy blizny, o których już wiedziała wcześniej. Chyba… wszystko po trochu. Asaka nie musiała być żadną alfą i omegą by wiedzieć, że chłopak miał cholernie ciężkie życie. Było jej z tego powodu przykro… Cholernie, cholernie przykro. Tak, jak przykro było jej wczoraj – dokładnie tak samo.
– Teraz to ma sens – dziewczyna nie przerywała mu, gdy mówił. Nie wtrącała się, jedynie słuchała i przyglądała się, nadal mrużąc oczy, jakby była kretem wyciągniętym spod ziemi na słońce. – Trudno mi sobie nawet wyobrazić co was wszystkich spotkało na tym nieszczęsnym Kami no Hikage – była cholernie emocjonalna i empatyczna, a jednak jej zdolności tutaj zawodziły. Czuła tylko pustkę, której nie potrafiła nijak opisać. Może to i lepiej… A przynajmniej lepiej dla niej. – Tak właśnie myślałam… To znaczy tam, wtedy, podczas tej walki. Że to, co zrobiłeś, ma coś wspólnego z twoim klanem – dla niej to nadal był jego szczep, nieważne, czy posiadał inne zdolności czy nie. W takim razie… co, był teraz jakąś mieszanką? Osobą, która łączyła w sobie dwa różne limity krwi? Chyba była na to za głupia, a przynajmniej w tej chwili.
– Przykro mi, że tak to wygląda… - cóż mogła mu więcej powiedzieć? Żeby się nie martwił? Że wszystko będzie dobrze? Że zdolności Jugo nie są obdarzeni żadnym przekleństwem, a świat przesadza? Najwyraźniej nie przesadzał, nie tak do końca. Mogła mu powiedzieć na to tylko jedno: – Jugo żyją w tej samej prowincji co mój ród, w Daishi. Z tego co wiem, to nikt ich nie niepokoi, ani oni też nikogo nie niepokoją… Jeśli to cię w jakiś sposób pociesza – być może jakieś pojedyncze jednostki mieszkały jeszcze gdzieś indziej, ale z tego co wiedziała o Karmazynowych Szczytach, a wiedziała sporo, to szczep Jugo żył właśnie tam, gdzie żyli też Koseki. – Wiesz… Nigdy nie jest za późno, by zmienić zdanie. Nigdy w to nie uwierzę – współczucie… To rozumiała aż za dobrze. Asaka nie współczuła teraz Hanowi. Współczuła właśnie Shikaruiowi.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Małe jeziorko

Post autor: Shikarui »

Ciężko było inaczej określić to, co czuł Shikarui niż ciężar. Niż pustkę. Więc instynkt i empatia nie zwodziły jej tak bardzo. Chłonęła to, czym przesiąknął on. Kiedyś była to nienawiść, dziś był to popiół dawnego ognia. Nie było jednak gorzej, przeciwnie, było coraz lepiej. Na wypalonej ziemi wyrastały nowe rośliny, jeśli tylko ktoś dał im taką szansę a Asaka taką szansę dawała. Była źródłem z gór, tą siłą, która zmieniała swój świat, nawet gdy świat starał się zmienić ją, poprawić jej bieg. Widziała, gdzie leżały twarde głazy, na których wcześniej się rozbiła, więc obierała nowe trasy. Była szumem i szturmem. Hukiem i szeptem. I nie musiała wcale podnosić głosu, żeby grzmieć, tak jak wilk nie musiał zaczynać warzeć, żeby człowiek się go Bał. Tak wymęczona i ledwo przytomna, łatwy cel dla łowców. Nie gonią cię myśliwi, Wilku? Ich jedyną wartością była wartość twojego futra. Dlatego jedyną odpowiedzią dla nich była krew i łzy.
- Nie jestem wrażliwy. Płonące miasto nie robiło na mnie wrażenia. Najgorsze jest poczucie osaczenia. Potęga shinobich, którzy tam byli to był inny poziom. - Ucieczka, ponieważ ci łowcy byli zbyt silni dla tygrysa, który przy nich był ledwie kotkiem do trzymania na kolanach. To było najgorsze. Bezsilność. Nie możesz walczyć, ale uciec też nie jesteś w stanie. Jednak sam upadek miasta nie robił na nim wrażenia. To, ile istot zginęło... To porażało, ale nie bolało, nie wwiercało się w czaszkę bólem. Na to alkohol, który dziś tak zatruwał Asake, nie był potrzebny.
- Nie wiem, czy nie jest mi to obojętne. Moja rodzina i tak nie żyje. Jestem ostatnim z rodu Sanada. - Mówienie o tym również nie było przypłacone bólem. Choć... Może? Gdzieś w głębi... Poczucie, że chciałoby się mieć do kogo wrócić. Że chciał zobaczyć jak ojciec będzie z niego dumny. I kiedy się nad tym zastanawiał to dochodził do wniosku, że widział właśnie w Hanie tego ojca, którego nigdy tak na dobrą sprawę nie miał. A chciał mieć. Duma... Przecież pytał już o to Asake. Czym jest godna śmierć - więc czym było dumne życie?
- Co to znaczy: godnie żyć? Dumnie? - Spójrzał na Asake z lekko pochyloną głową. - Tak. Teraz mogę robić co chcę, więc próbuję nauczyć się być człowiekiem. Bardzo szybko się uczę. - Brzmiało niemal tak, jakby się tym chwalił w sposób taki sam, jak dziecko chwali się rodzicowi, że wystrugało w drewnie konika.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Małe jeziorko

Post autor: Asaka »

Popiół mogła sobie wyobrazić bardzo dokładnie. Nigdy chyba nie zapomni tego, jak wżerał się w łzawiące oczy, nos, w gardło – włosy śmierdziały potem dymem palonej wioski i ciał. Czuła wtedy dogłębną rozpacz, ale to całe życie, które znała, jedyne, które znała, szło z dymem do wtóru szlochających ocalałych. A Kami no Hikage? Robiło się w jakiś sposób… smutno, gdy pomyśleć o zniszczeniu tego całego miasta, ale tak na dobrą sprawę to… Nie robiło na niej wrażenia. Tak jak nie robiła wrażenia potrzebująca ochrony karawana, ani jej martwy ochroniarz. Jak się nie znało, nie było związanemu żadnymi uczuciami, to jakoś wszystko przechodziło bokiem. A Asaka wolała sobie nie wyobrażać jakby to było, gdyby jednak się tam znalazła. Na miejscu. Nie.
Jednak porównywanie jej do źródła bijącego z gór…? Pewnie by się zaśmiała, tak serdecznie, gdyby to usłyszała. Może nawet było w tym jakieś ziarno prawdy. Była źródłem, które bardzo ciężko było zatrzymać, takim, które dość prędko dostosowywało się do sytuacji. Nie sądziła, że daje komuś, komukolwiek powód i narzędzie do tego, by na zgliszczach wyrosły pierwsze kwiaty, choć gdyby wiedziała, to pewnie miałaby pewność, że przynajmniej do czegoś to jej życie się przydało. Do czegoś innego niż bycie bronią w rękach tego, kto więcej zapłaci.
– Tak… wiem – wiedziała bardzo dokładnie o czym mówił. O płonących miastach i o poczuciu osaczenia. Ona osaczona czuła się przez zdecydowaną większość swojego życia, wystarczyło więc jedno słowo Shikaruia i wszystko było jasne. Chyba nie musiała mu mówić, że z kolei ona jest bardzo wrażliwa? Jeśli jeszcze się nie zorientował, to w końcu to do niego dotrze…
Właśnie dlatego powiedziała, że „jeśli to ma jakieś znaczenie”. Bo nie wiedziała, czy miało. Podejrzewała nawet, że wręcz nie miało żadnego – i się nie pomyliła. Czy ją to bolało? Ten brak pomyłki? Nie, nie bardzo. Tak po prostu było. Czemu więc chciał wrócić? Do kurhanów, którym mógł wyśpiewać swoją odpowiedź? To też rozumiała aż za dobrze. Pytanie o to wydawało jej się niewłaściwe… Dlatego nie zapytała. Po prostu przechyliła głowę w stronę jednego ramienia, przyglądając się Sanadzie w ten badawczy sposób.
– To znaczy żyć tak, żeby gdy przyjdzie śmierć nie żałować swoich czynów. Nie żałować, że zrobiło się za mało, albo za dużo. Nie żałować swoich decyzji i być z nich dumnym. Z siebie. Ludzie przychodzą i odchodzą, a sobie trzeba patrzeć prosto w oczy przez całe życie, od początku do końca – to pytanie trochę ją zaskoczyło, ale wcale nie musiała szukać odpowiedniej odpowiedzi. – A przynajmniej tym dla mnie jest godne życie – a więc i dumne, tak. Białowłosa była bardzo dumna. – Tylko nie ucz się od zwyroli, bo jak to mówią… człowiek człowiekowi wilkiem – nie wiedziała co to znaczy, że teraz próbuje się nauczyć być człowiekiem. Nie był przecież zdziczały, ani aspołeczny.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sakai”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość