Kolejna z prowincji Wietrznych Równin o dość pokaźnych rozmiarach. Sakai zamieszkiwane i zarządzane jest przez Ród Akimichi. Prowincja sąsiaduje od południowego zachodu z regionem Samotnych Wydm, a od południowego wschodu z regionem Prastarego Lasu. Od południa Sakai z kolei sąsiaduje z terenami niezbadanymi, co niejednokrotnie powoduje zbrojne utarczki. W prowincji tak jak w regionie, od czasu do czasu dopatrzeć się można niewielkich zagajników leśnych, ale w przeważającej części dominuje ukształtowanie równinne, z wysoką trawą, które idealnie nadaje się do hodowli bądź uprawy roli. Nieopodal granic znajdują się również wioski pod zarządem Szczepu Kakuzu.
Gdy tylko przekroczyłam małą, skromnie zdobioną bramę posiadłości położonej na granicy z Yusetsu, przywitał mnie dom, na który z zewnątrz niewielu zwróciłoby uwagę. …ale jego prawdziwy rozmiar i piękno zostały ujawnione po wejściu do środka. Po prawej stronie, od chwili przekroczenia progu, rzucały się w oczy przesuwane, szklane drzwi, które otwierały się na zielony ogród, ten w rzeczywistości był sercem tej pięknej posiadłości. Ogród to piękny rozległy obszar, starannie pielęgnowany ze względu na jego wygląd, przerywany rozłożystymi drzewami, które są wystarczająco duże, aby zapewnić cień w gorące letnie dni. Jest tam też mały staw i drewniana altana. Drzwi na końcu tego wydłużonego korytarza prowadziły do pokoju, który wydawał się większy niż ogród. Przez kilka następnych dni obserwowałam, jak Shigemi oddaje się studiom medycznym. Wykorzystując jasne, przestronne pokoje posiadłości, Usagi-san praktykował różne techniki medyczne, konsekwentnie i przemyślanie w swojej metodzie. Intrygującym doświadczeniem było obserwowanie, jak łączy doświadczenie medyczne i jutsu z taką koncentracją, aby stworzyć metody leczenia, które mogą pomóc ratować życie na polu bitwy, a jednocześnie pomóc w łatwiejszej regeneracji nawet po walce. Widziałam, jak Shigemi skupiał się z niezrównaną intensywnością przez cały czas przebywania na słońcu, aż do momentu, gdy słońce zniknęło za horyzontem każdego dnia, wykonując niezwykle skomplikowane sekwencje pieczęci lub dziwaczne pokrywanie chakrą dłoni. Raczej doskonalił swoją zdolność kierowania i kierowania czakrą w całym ciele przy niemal optymalnym potencjale. To było podejście zdyscyplinowane, wszystko, co robił, miało metodę i ani razu nie można było mu zarzucić dyscypliny. Nawet gdy delikatnie i stanowczo przesuwał dłońmi po ciałach swoich pacjentów, czy to manekinów przeznaczonych do ćwiczeń fizycznych, czy też prawdziwych małych stworzeń, było jasne, że osoba ta rozumiała początki ich znaczenia – biologiczne potrzeby i czynności. Wszystkie te momenty obserwowania w tle były naprawdę dobrym czasem na naukę i refleksję. Dowiedziałem się, że każdy shinobi musi posiadać różnorodne umiejętności, nie tylko do walki, ale także do ochrony i leczenia. To właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłem Shigemiego w akcji – oddającego się swojej pasji, stającego się latarnią służby i zrozumienia. Obraz dodatkowo wyjaśnia wielowarstwową rolę, jaką ninja może reprezentować w społeczeństwie. To sprawiło, że straciliśmy z oczu to, co ostatecznie reprezentował shinobi: nie tylko siłę i przebiegłość w walce lub strategii, ale także ochronę życia i zdrowia bliskich. Taka symbioza zdolności bojowych i medycznych pozwala spojrzeć na pole bitwy z nowego punktu widzenia, przyznając, że ninja mogliby wykorzystać tę kombinację w bardziej złożony sposób, nie tylko w obliczu zagrożeń związanych z użyciem sił otwartych, ale także codziennych potrzeb ludzi, których życie i zdrowie było zagrożone. w oparciu o gotowość ninja do działania. Oczywiście nie było to tak niesamowicie interesujące przez cały czas, więc i ja nie folgowałam sobie. Oddawałam się treningowi fizycznemu, który w okolicznościach natury był czystą przyjemnością. Bieganie po lesie, wodzie, polanach i polach ryżowych było najczystszą z przyjemności, czułam się jak dzieciak, ale miałam nadzieję, że niedługo ruszymy dalej. Mimo że przyzwyczaiłam się już do braku ręki, jednak warto by było, abym jednak miała coś oprócz mojej techniki. Która wymagałą w dalszym ciągu dopracowania, więc proteza z prawdziwego zdarzenia by się przydała niesamowicie. -Usagi-san kiedy ruszamy dalej w drogę? Uczysz się i uczysz, już mi się tu nuuuudzi - - zapytałam bardzo znużonym tonem, lekko przeciągniętym i oczywiście z największym naciskiem na wyraz "Usagi", aby go troszkę poddenerwować.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Poranek obudził nas pięknym światłem przechodzącym przez każdą możliwą szczelinę, rozlewając się po pokoju w postaci złotych smug. Przyroda na zewnątrz budziła się do życia, a jej odgłosy, harmonijnie przeplatające się z naszym porannym spokojem, dodawały uroku temu miejscu. Ja, usiłując oderwać się od ciągu niepokojących myśli, które nurtowały mnie przez ostatnie dni, starałam się znaleźć zajęcie, które pozwoliłoby mi na moment zapomnieć o realiach naszego shinobi życia. Tymczasem Shigemi, zanurzony głęboko w swojej medycznej praktyce, wydawał się całkowicie skoncentrowany, mimo iż moja ciągła obecność i bezustanne komentarze zdawały się go lekko rozpraszać. Nagle, w atmosferę skupienia i porannej rutyny wtargnął nasz pierzasty kompan. Orzełek z impetem wpadł przez uchylone okno, wywołując chaos na biurku pełnym papierów i drobnych narzędzi, by wreszcie osiąść na blacie. Jego gwałtowne krzyki rozbrzmiewały w całym pomieszczeniu, ignorując zupełnie Shigemiego, skupiając swoją uwagę na mnie. -MUSIMY MU POMÓC TO MÓJ PRZYJACIEL! - - Gdy nagle wyfrunął z powrotem przez okno, intuicja podpowiedziała mi, że jego wizyta miała większe znaczenie. Jego ruchy były celowe i szybkie, przypominały mi to obraz z mojej pierwszej misji jako shinobi, pełne ryzyka i niepewności, które byłam przekonana, że nie mogę przezwyciężyć. Dzisiaj, biegną za nim, jednak mając obok siebie Shigemiego, czułam się o wiele pewniej, znacznie lepiej przygotowana do stawienia czoła czemuś, co czyha przede mną. Mimo że Shigemi był zwykle stoicki, teraz wyraźnie wyglądał na zaskoczonego całą tą sytuacją. Obserwował dokładnie to co robił ptaszek, a następnie chyba to co ja robiłam, a jak wyskoczyłam przez okno za moim pierzastym kompanem, który kiedyś uratował mnie z nie lada tarapatów.
Podczas podążania za naszym niecodziennym przewodnikiem towarzyszyła nam dziwna cisza, a przecież był świt! Las powinien tętnić życiem... Wszystkie typowe dźwięki lasu, jak śpiew ptaków czy szelest liści, zdawały się nie istnieć. Ta zmiana atmosfery tylko dodawała naszej wyprawie aurę tajemniczości i nasilała oczekiwanie na to, co miało nadejść. Niepokojąca cisza, która otaczała nas z każdym krokiem, sprawiała, że czułam się jakbyśmy byli otuleni gęstą mgłą, co sprawiało, że każdy kolejny krok nabierał wagi. To było coś, do czego jako doświadczeni shinobi byliśmy przyzwyczajeni, ale jednocześnie każde zdarzenie było dla nas przestroga jak bardzo to życie na ścieżce wojownika może być nieprzewidywalne. Mimo tego, że to niepokój towarzyszył tej ciszy, wiedziałam, że świat wciąż potrzebuje bohaterów – jednostek zdolnych konfrontować się z zagrożeniami i chronić tych, którzy nie są zdolni tego zrobić sami. Moje gotowość do działania oraz poczucie determinacji, które zostały mi zaszczepione przez lata treningu i misji, było teraz bardziej potrzebne niż kiedykolwiek przedtem. Świadomość, że obok mnie jest ktoś tak doświadczony i kompetentny jak Shigemi, dodawała mi sił. Razem, krocząc bok w bok, byliśmy gotowi na wszystko, co mogło wyłonić się z tej ciszy i tajemnicy, którą przynosił z sobą kolejny dzień naszej przygody. Orzełek, nadal krążąc wysoko na niebie, zdawał się prowadzić nas jeszcze głębiej w gęstwinę lasu. Każdy mój krok napędzała determinacja i gotowość do działania, niezależnie od tego, co miał przynieść kolejny dzień. Shigemi, idąc obok, emanował podobną zdecydowaniem.
Jego obecność przy moim boku była dla mnie siłą i pewnością, że bez względu na trudności, nic nie przytrafi się naszej dwójce. Wyprawa wraz przez tajemniczy las była dla mnie niesamowicie ważna wyglądało, ze mój zwierzęcy przyjaciel znalazł kogoś w opałach. Czy w ten sam sposób on znalazł i przyprowadził do mnie tego sympatycznego mężczyznę, który uratował mi życie? Jeśli tak to tym bardziej musimy gnąc, gdyż ktoś albo ktosie mogą tam właśnie umierać. Przez to całe zamieszanie nie miałam nawet chwili na podziwianie tego lasu, moje codzienne potrzeby musiały zostać odsunięte na bok. Nie traciłam z oczu orzełka, miałam nadzieję, że Shigemi nadąża, też sprawdzałam czy nie natrafię na jakiegoś wroga. Aby być bardziej bezpieczna wskakuje na konary drzew i przeskakuje między nimi.
Po intensywnych dniach pełnych szkolenia i rozwijania nowych technik, nocny odpoczynek był dla mnie absolutnie kluczowy. Podczas snu moje ciało i umysł mogły wreszcie zregenerować siły. Budząc się rano, poczułem się odświeżony i pełen energii, gotowy do kolejnych wyzwań. Spokój, który mnie ogarnął, był głęboki, a zadowolenie z dobrze wykorzystanego czasu na treningi dodawało mi motywacji na nowy dzień. Jednak ten poranek szybko przestał być spokojny, gdy przez uchylone okno do wnętrza wpadł niespodziewany gość – mały, skrzeczący orzełek. Jego gwałtowne i hałaśliwe wejście natychmiast rozproszyło ciszę, przynosząc chaos do naszego tymczasowego schronienia. Na moment zatrzymałem się, starając zrozumieć, co właśnie się stało, kiedy to zobaczyłem, jak Koneko, reagując impulsywnie i bez zastanowienia, wystrzeliła przez okno w pogoni za ptakiem. -Czekaj... no...! - wrzasnąłem za nią i spojrzałem, gdzie pobiegła, jednak ja nie mogłem postąpić tak samo. Zakląłem cicho pod nosem, ledwo straciła jedną rękę, a już pcha się pod nóż.
Jej reakcja, choć zrozumiała z perspektywy jej temperamentu, wzbudziła moją dezaprobatę. To było takie zagranie lekkomyślne i nadpobudliwe, które mogło narazić ją na dodatkowe niebezpieczeństwo, co było dokładnie tym, co starałem się uniknąć za wszelką cenę, szczególnie po wymagającym okresie treningów, w którym każdy musi pozostać na swojej ostrość i postępować ostrożnie. Nie było to również dobre dla shinobi, ponieważ naszym zadaniem było kontrolowanie emocji i reakcji. Stojąc w otwartym oknie i patrząc, jak Koneko znika między drzewami, zastanawiałem się nad jej impulsywnością. Wiedziałem, że jako jej towarzysz, muszę również zadbać o to, abyśmy oboje byli bezpieczni. Chociaż rozumiałem, że jej zamiary były najwyższej próby, nie mogłem zaakceptować tak ryzykownego zachowania, ale musiałem się do tego dostosować. W głębi serca wiedziałem, że muszę z nią porozmawiać o tym incydencie, aby w przyszłości unikać podobnych sytuacji, które mogłyby nas kosztować więcej niż tylko spokój, jednak na razie goniłem za nią, aby nie straciła drugiej swojej kończyny górnej.
Prawie natychmiast opuszczam pokój, jednak wcześniej zbieram swoje rzeczy w odpowiedzi sytuację stworzoną przez nadpobudliwą reakcję Koneko. Wiem, że moja przyjaciółka potrzebuje wsparcia i zbyt prosto daje się porwać emocjom, by walczyć o swoją sprawiedliwość to, jednak jest to najkrótsza droga do początku tragedii. Wziąłem cały mój ekwipunek, który na szczęście leżał w jednym miejscu. Potrzebuję być przygotowany na wszystko, bo dla dzikiej i niezbadanej dziczy przed nami mogą być setki naturalnych pułapek lub ludzkich zależy od naszego szczęścia. Jest to miejsce, w którym naturalne piękno często maskuje potencjalne zagrożenia, od drapieżników po naturalne pułapki terenu. Wychodzę z domostwa tuż po Koneko, kierując się w stronę, którą obrał mały orzeł. Szybkość, z jaką porusza się moja przyjaciółka, nie zaskakuje mnie – znam jej zdolności i determinację. Również ja przyspieszam, starając się nie stracić jej z oczu. Las przed nami wydaje się ciemniejszy i gęstszy niż zazwyczaj, a tajemnicze milczenie, które nas otacza, nadaje sytuacji dodatkowego napięcia. To sprawia, że każdy krok wymaga ode mnie dodatkowej ostrożności. Ostrzegawcze instynkty podpowiadają mi, że każdy dźwięk czy nawet ruch w samym sercu tego niepokojąco cichego lasu może być zagrożeniem.
Wchodząc do lasu, staram się być gotowy na wszelkie niespodziewane dźwięki lub ruchy. Jedyne podpowiedzi, które w tym momencie mogły nas ostrzec, moja ręka spoczywa na rękojeści kunai, przygotowana do natychmiastowej ochrony lub ataku. Im głębiej zapuszczamy się w las, moje zmysły synchronizują się prawie do maksimum. Każda chwila ospałości może być zabójcza lub też zakończyć się utratą kończyn. Dotarliśmy właśnie do miejsca, do którego orzeł nas prowadził i zaczął swój taniec w powietrzu. Zatrzymałem się, aby pomyśleć, a raczej musiałem myśleć za dwójkę, więc musiałem zastanowić się nad sytuacją, a następnie wysnuć jakieś podstawowe wnioski . Żadne zwierzęta nie wydają dźwięku, a to naprawdę dziwne na to środek lasu. Taka cisza w tej głuszy, która przeważnie znaczy, że albo drapieżnik jest w pobliżu, albo kryje się inne niebezpieczeństwo. Spoglądam na Koneko i dając jej znak, aby się zatrzymała. Może chwila oddechu pozwoli lepiej zrozumieć, co się tutaj dzieje i jak najlepiej działać. Moje doświadczenie mówi mi, żeby we względnej ciszy podejść do tego problemu w swojej maksymalnej ostrożności, moje zmysły są napięte do granic możliwości próbują wyciągnąć każdego, nawet najmniejszego, sprzymierzeńca, który pomoże nam odczytać tę zakłamaną ciszę. Spojrzałem na orzełka, to raczej była jedyna "persona", która mogła nam coś podpowiedzieć.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Stojąc w ukryciu, obserwując kłusowników, jak brutalnie i bez emocji pakują przerażone ptaki do drewnianych skrzyń, czułem rosnący gniew i wstręt. W każdym ruchu tych mężczyzn widziałem tylko chciwość i totalny brak szacunku dla życia. Zastanawiałem się, jak można pozbawiać wolności te piękne stworzenia tylko dla zysku, ignorując ich cierpienie i strach. W moim sercu mieszały się emocje – gniew na brutalność kłusowników, troska o bezpieczeństwo zwierząt i determinacja, aby zakończyć te okrucieństwa. Każdy krok, który robiliśmy schronieniu drzew, prowadził nas bliżej celu, który wyznaczał nam nasz pierzasty towarzysz. Kontynuowanie obserwacji nie było zaskakujące. Koniecznie musieliśmy zdobyć więcej informacji o kłusownikach. Oraz o tym co planują, o miejscu, gdzie mogli trzymać inne zwierzęta oraz co chyba najważniejsze o ich umiejętnościach. Niezauważeni, zdecydowaliśmy się śledzić ich z bezpiecznej odległości, licząc na to, że zaprowadzą nas do większego obozu lub kontaktu, przez co zyskalibyśmy możliwość większej interwencji. Nie chciałem ryzykować życiem ani Koneko, ani innymi stworzeniami poprzez pochopne działania.
Miałem cichą nadzieję, że Koneko wpadnie na to samo, bardzo nie chciałbym uwikłać się w otwartą walkę, która pewnie przyniosłaby nam więcej problemów niż zysku, a na pewno już nie pomogłaby nam wyeliminować tego problemu od wewnątrz. Zabijanie narybku owszem zmniejszy ilość rybek, ale nowe zawsze będą się pojawiać, jeśli nie zajmie się dużymi osobnikami. Prosta alegoria, ale jakże celna. Jednak dziki temperament Koneko nie był moim sprzymierzeńcem, musiałem się podkraść do niej i upewnić, że wyhamuje na razie z kretyńskimi... znaczy się z mściwymi pomysłami. Jej przeszłość mogła utrudnić wykonanie tego zadania, jeśli dotarłem do niej niepostrzeżenie to szepczę jej na ucho: -Koneko-chan, tylko spokojnie, musimy się dowiedzieć z kim współpracują tylko tak będziemy mogli to zakończyć, jeśli ich spłoszysz to nawet jak ich zabijemy, przyjdą nowi. Musimy przeniknąć do szpiku, więc tylko nic nie odwal. - spojrzałem stanowczo i groźnie, a na potwierdzenie moich słów spojrzałem jej na rękę, a raczej na to co po niej zostało. Miałem nadzieję, że uda mi się przemówić jej do rozsądku, jednocześnie nie narażając się na wykrycie. Oczywiście cały czas zerkałem i liczyłem ilu z nich jest w polu widzenia, nie chciałem przeoczyć momentu, gdy znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której to my stalibyśmy się zwierzyną łowną. Musiałem też myśleć, o tym, że skoro to kłusownicy to mogą mieć tutaj pozastawiane pułapki, a tych lepiej by było nieaktywować.
Poruszamy się z ostrożnością, wykorzystując nasze umiejętności w zakresie skradania się, aby utrzymać bezpieczną odległość między nami a kłusownikami. Nasze ruchy są przemyślane i koordynowane, każdy krok jest dokładnie planowany, aby nie wywołać szmeru liści czy szelestu gałęzi. Wykorzystujemy także niewielkie wzniesienia i naturalne zasłony terenu, aby zachować niewidzialność. Podczas gdy śledzimy kłusowników, nasze zmysły są maksymalnie wyostrzone, gotowe do wychwycenia każdego sygnału mogącego wskazać na obecność pułapek czy dodatkowych strażników. Koneko, choć zwykle bardziej bezpośrednia w działaniu, świetnie radzi sobie z tą bardziej subtelna rolą - przynajmniej taką miałem nadzieję. Przemierzając las, z każdym krokiem zbliżamy się do rozwiązania zagadki lokalizacji herszta kłusowników. Czas płynie nieubłaganie, a nasza cierpliwość jest wystawiana na próbę, ale obydwoje zdajemy sobie sprawę z ważności naszej misji. Wiedza o lokalizacji punktu wypadowego kłusowników jest kluczowa dla przyszłych działań przeciwko tej grupie, jeśli dowiemy się ilu ich jest oraz czy to ich jedyne źródło utrzymania będziemy mogli zaplanować ich likwidację. Wiedziałem, że ta misja wymaga od nas zarówno odwagi, jak i ostrożności, ale byłem gotów podjąć ryzyko, trochę też do tego zmuszała mnie sytuacja, jeśli nie podejmę działań wspólnych, Koneko postanowi rozgromić ich osobiście i w pojedynkę.
W momencie, gdy mały orzeł przekroczył próg naszej tymczasowej kryjówki, mój instynkt natychmiast mnie poderwał. Nie mogłam usiedzieć na miejscu, znając charakter tych sygnałów, które zazwyczaj oznaczały coś pilnego. Wybiegłam za nim, a Shigemi, chociaż zdecydowanie bardziej rozwagą a nie impulsem kierowany, nie miał wyboru, jak tylko podążać za mną, aby zapewnić wsparcie lub interwencję, gdyby okazała się konieczna. Kiedy dotarliśmy do lasu i usłyszeliśmy przerażający dźwięk stworzenia w potrzebie, nasze podejrzenia tylko się potwierdziły. Shigemi, pomimo swojego spokoju, zrozumiał, że nie jest to czas na nieprzemyślane działania. Po kilkunastu minutach marszu, cicho i niezauważenie, dotarliśmy do serca lasu, gdzie naszym oczom ukazała się scena, która każdego miłośnika przyrody mogłaby wprawić w wściekłość. Sześciu mężczyzn, łowców dzikich ptaków, pakowało piękne stworzenia do drewnianych klatek, planując ich sprzedaż. Lider ich grupy, z wyglądu surowy i brutalny, wydawał rozkazy głośno i bezceremonialnie, co tylko podsycało moją chęć natychmiastowej interwencji. Stałam nieruchomo, obserwując tę okrutną scenę. Czułam, jak moje dłonie zaciskają się w pięści, a żołądek skręca się w supeł z napięcia i frustracji. Te emocje nie były mi obce, ale rzadko kiedy odczuwałam je z taką intensywnością, chyba ostatni raz tak było w tamten dzień, gdy po raz pierwszy spotkałam się z tą "branżą" w Prastarym Lesie. Gniew mieszał się z poczuciem działania, gdyż pragnęłam natychmiast przeszkodzić w tej barbarzyńskiej działalności. Chciałam działać - tu i teraz! W tym momencie Shigemi pojawił się przy mnie i wylał na mnie kubeł zimnej wody, zaproponował bardziej strategiczne podejście, po chwili jego wersja stała się dla mnie jedynym rozsądnym wyborem. Pokiwałam ze zrozumieniem głową, wzięłam kilka oddechów i ochłonęłam. Nawet jeśli każda komórka mojego ciała wołała o natychmiastowe działanie, bezpośrednia konfrontacja mogłaby skończyć się niepowodzeniem i narazić ptaki na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Kłusownicy, z zimnym spokojem i brutalnością, kontynuowali swoje działania, nieświadomi naszej obecności. Ich obojętność na cierpienie tych pięknych stworzeń tylko potęgowała moje oburzenie. To, jak traktowali życie tych ptaków, jako coś niewarte uwagi, było dla mnie przykładem najgorszego rodzaju okrucieństwa wobec natury i naszego świata. Jednak Shigemi, zdając sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji bezpośredniego ataku, przekonał mnie do chwilowej powściągliwości. Przyznał mi rację, że coś musimy zrobić, ale zasugerował, abyśmy najpierw dowiedzieli się więcej. Jego plan był prosty - polegał na bezszelestnym śledzeniu ich, by odkryć kryjówkę oraz dowiedzieć się, gdzie i z kim planują przeprowadzić transakcję. To rozwiązanie oczywiście w tym momencie było mniej spektakularne, ale mogło przynieść długofalowe korzyści, jeśli chcieliśmy uderzyć w sam rdzeń ich nielegalnych działań. To była trudna decyzja, ale zrozumiałam, że czasem prawdziwa odwaga polega na strategicznym działaniu, nie tylko na brawurze. Kiedy więc, niepostrzeżenie, podążaliśmy za nimi, serce waliło mi mocno, przepełnione mieszanką emocji - od niecierpliwości, przez frustrację, po rosnącą determinację. Każdy krok, jaki stawiałam za Shigemim, dodawał mi sił i przypominał, że w walce o sprawiedliwość, nie zawsze droga prosta i oczywista jest tą, którą należy obrać. Razem, jako para shinobi z różnymi, ale uzupełniającymi się umiejętnościami, mieliśmy szansę naprawdę coś zmienić. Pewność, że nie działamy samotnie, ale jako zespół, w którym każdy z nas wnosi coś wartościowego, dawała mi dodatkową motywację do wytrwania w tej cichej obserwacji. Shigemi był nie tylko wsparciem w walce, ale i cennym doradcą, który potrafił temperować mój zapał, kiedy było to potrzebne. To doświadczenie było kolejnym krokiem w naszym wspólnym rozwoju, gdzie razem tworzyliśmy początek czegoś, co mogło się okazać wielką, heroiczną epopeją na rzecz ochrony i obrony tych, którzy sami sobie pomóc nie mogą. Ale także mogliśmy dostać pospolity łomot.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Ukryci w gęstwinie krzaków, z niepokojem obserwujemy każdy ruch bandytów, których działania wydają się być całkowicie pozbawione moralnych ograniczeń. Ich lekceważące traktowanie ptaków, które miały stać się tylko kolejnymi trofeami lub zabawkami w klatkach dla ludzkiej rozrywki, wzbudza we mnie głębokie wzburzenie i uczucie niesprawiedliwości. Z trudem powstrzymuję gniew, który burzy moje myśli, obserwując, jak bezbronne istoty są bezlitośnie wykorzystywane dla zysku. Jednocześnie, największym wyzwaniem okazuje się kontrolowanie emocji Koneko, której naturalna impulsywność w tej sytuacji może prowadzić nas do otwartej konfrontacji z przestępcami – co z pewnością zwróciłoby na nas niechcianą uwagę i potencjalnie wpędziło nas w niebezpieczeństwo. W ciszy koron drzew, moje słowa do Koneko są ciche, ale stanowcze, pełne desperackiej próby złagodzenia jej gniewu i skoncentrowania na bardziej przemyślanej strategii działania.
Kiedy bandyci zaczynają się zbierać, a wóz rusza w kierunku osady Morinoko, stajemy przed trudnym wyborem. Z jednej strony, chcemy natychmiast interweniować, z drugiej - śledzenie ich może dać nam więcej informacji i większe szanse na ocalenie ptaków. -Ciiii... Kładę nacisk na potrzebę cierpliwości i dyskrecji, mając nadzieję, że uda nam się zrealizować nasz plan bez zbędnych ofiar. Moje słowa mają uspokoić Koneko, znaną z jej niepohamowanego impulsu do działania, przypominając jej, że tylko spokojne i przemyślane działania mogą przynieść pożądany rezultat. Jest to próba zrównoważenia jej gorliwości z koniecznością zachowania taktycznego podejścia, które jest niezbędne w obliczu tak skomplikowanej i delikatnej sytuacji. Mam nadzieję, że moje spokojne podejście i strategiczne myślenie pomogą nam obu utrzymać fokus i wykorzystać nadarzającą się okazję w najbardziej odpowiednim momencie. Cholera... - zakląłem cicho patrząc, że las się kończy, musimy atakować teraz inaczej będziemy zbyt widoczni. -Koneko... spróbuję odwrócić ich uwagę, zobacz jak się zachowują, oni boją się tego szefa, musimy go wyeliminować pierwszego, a następnie podając się za nich ruszyć dalej. Postarajmy się do nich zbliżyć, musimy odstawić jakąś szopkę, może para zakochanych? - powiedziałem. Mam nadzieję, że moje słowa, choć wypowiedziane szeptem, przenikną przez jej zaciętość i pozwolą nam obu na spokojniejszą i bardziej przemyślaną odpowiedź na sytuację. To strategiczne podejście pozwoli nam nie tylko ochronić siebie, ale przede wszystkim zapewnić szansę na prawdziwą pomoc uwięzionym stworzeniom, co w obecnym momencie powinno być naszym priorytetem. Jeśli zgodziła się na mój pomysł odczekuję jeszcze chwilę aż karawana odjedzie od nas na dobrych kilkanaście metrów, a następnie mówię: -Dobra, tylko bez przesady, wracamy z romantycznego spaceru, a nie ze schadzki, zrozumiano? - spojrzałem jej głęboko w oczy wzorkiem nieakceptującym sprzeciwu.
Zeskoczyliśmy z koron drzew w małym odstępie, podałem Koneko rękę, aby mogła się wesprzeć i przytulić, a następnie powoli idąc przed siebie, trzymaliśmy dystans od karawany udając zakochanych. Ta prosta sztuczka miała nam pozwolić na atak na własnych warunkach i uniknięcie walki bezsensownej. Gdy ten czas będzie powoli nadchodzić przygotowuję plan ataku. Miałem tylko cichą nadzieję, że Neko czegoś nie odwali. Starałem się w dalszym ciągu poruszać ich śladem, ale jednocześnie udawać w pełni zaafareowanego Koneko miłostnika, zachowując taką pozycję, aby ciągle widzieć całą karawanę, jednak być od niej z jakieś trzydzieści lub czterdzieści metrów. To dawało nam czas na reakcję oraz dla nich fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Musieliśmy się do nich zbliżyć, ale nie chciałem tego robić na hura. Było ich za dużo na głupie ruchy w dodatku jeszcze te wszystkie zwierzaki mogły ucierpieć co byłoby kompletnie bez sensu.
Furia, jaką czułam wobec brutalności tych potwornych ludzi, była niewystarczająca, by wyrazić pełnię moich emocji. Moje serce pękało z każdą sekundą mojej bezczynności - każdy krzyk tych niewinnych ptaków, każde szarpnięcie ich skrzydeł próbujących uwolnić się z klatek, rozdzierało mnie od środka. Moje ciało drżało z gniewu, a moje dłonie nieustannie zaciskały się, gotowe do działania. To, co widziałam, było nie tylko okrucieństwem — było zaprzeczeniem wszystkiego, co shinobi powinien szanować i chronić. Ta bezwzględność i chciwość, z jaką ludzie te traktowali żywe istoty, były dla mnie niewyobrażalne. Z drugiej strony, Shigemi stał obok mnie, emanując spokojem, który był w tej chwili tak potrzebny. Jego obecność działała na mnie uspokajająco, jak balsam na rozpalone emocje. Jego słowa, pełne rozwagi i zrozumienia dla sytuacji, przypominały mi, że nie możemy działać pochopnie. Z każdym jego słowem czułam, jak rytm mojego serca się uspokaja. Logika i rozum zaczynają brać górę nad emocjami. Było to dla mnie trudne, bo instynktownie chciałam natychmiast zainterweniować, wyzwolić te ptaki i ukarać ich oprawców. Moje dwie jaźnie walczyły ze sobą, oddech był płytki, ale wzrok Shigemiego był nieprzenikniony, zimny i rozkazujący, podprogowo czułam że to nie czas na radykalne kroki, ale ja chciałam działać. To zadanie wymagało przede wszystkim przemyślanej strategii i cierpliwości, a Shigemi był głosem tego rozsądku. Jego zdolność do zachowania spokoju w obliczu takiego okrucieństwa była dla mnie niezrozumiała, jak on mógł tak pozwalać na coś takiego i jeszcze mnie hamować, jak on śmie?! Jednak miał rację, a to, że miał rację pokazywał mój brak ręki, to była moja wieczna przypominajka, aby starać się nie robić głupot. -Usagi-san, chcesz być moim kochankiem powiadasz? Miłujesz mnie mój kochany KRÓLICZKU?- wyszeptałam i spojrzałam na niego, co tu się wyprawia?! Stałam na rozdrożu decyzji, wewnętrznie rozdarta między gorącym pragnieniem natychmiastowej interwencji a zimną logiką Shigemiego, który proponował bardziej wyważone podejście. Pod jego wpływem, choć każda komórka w moim ciele pragnęła interweniować, zdecydowałam, że będę podążać jego drogą. Wybraliśmy ciche podążanie za kłusownikami, by odkryć więcej o ich operacjach i znaleźć sposób, by zatrzymać ich działalność bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Głęboko w sercu czułam, jak wrze we mnie bunt przeciwko brutalności i okrucieństwu tych ludzi, którzy bez wahania wykorzystywali bezbronne stworzenia dla zysku. Z drugiej strony, moje shinobi wychowanie i doświadczenia z przeszłości próbowały nauczyć mnie wartości cierpliwości i strategicznego planowania. Jednak nie szło mi to najlepiej. Wiedziałam, że impulsywne zachowanie może przynieść więcej szkody niż pożytku, a wizja długoterminowych rozwiązań wydawała się o wiele bardziej odpowiedzialna. Byłam blisko tego, abym się złamać i przypuścić atak, ale jednak to co on się działo z karawaną mocno wyhamowało moje zapędy. Mimo to, moje serce i dusza wciąż kipiały gniewem na widok cierpienia niewinnych istot. Pamiętałam błędy w przeszłości, gdy emocje kierowały moimi działaniami. Teraz obserwowałam tych kłusowników będąc przytuloną do jego ramienia, patrzyłam na niego maślanymi oczami. I tak mi się podobał, ale zawsze był taki wycofany i burkliwy, a teraz mogłam go bezwstydnie obmacać. No dobra nie mogłam, ach jakbym miała obie ręce dostałby solidnego klapsa za te wszystkie wredne rzeczy, które mówi i zapewne będzie mówić w przyszłości zarówno tej bliższej jak i dużo dalszej. W tej sytuacji zrozumiałam, że chyba też brakowało mi takie zwykłej ludzkiej bliskości, troszkę się chyba zatopiłam w tej sytuacji, ale w końcu miałam grać zakochaną, no to gram! A później zatłuczemy tych skurwysynów, którzy krzywdzą kochane zwierzątka, już niedługooo...
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Stałam na rozległym polu, czując jak słońce praży mi w plecy, a pył unoszony przez koła wozów bandytów kłębił się wokół nas. Wpatrywałam się w oddalającą się karawanę, czując frustrację, jakiej dawno nie doświadczyłam. Shigemi obok mnie pozostawał niewzruszony, jego spokój w tej sytuacji był równie irytujący, co uspokajający. Mimo to, jego plan był prosty: śledzić ich z daleka i zbierać informacje, zamiast angażować się w bezpośrednią konfrontację, co było trudne do zaakceptowania dla mojej wojowniczej natury.Patrząc na gestykulującego mężczyznę, czułam się jak na strunie napiętej do granic możliwości. Sytuacja, w której nagle wozy przyspieszyły, wymijając krętą drogę, prowokowała moje shinobi instynkty do działania. Chciałam biec za nimi, przejąć inicjatywę, jednak Shigemi, zdecydowanie bardziej skupiony na długoterminowych efektach naszych działań, działał jak żywa przypomnienia, że improwizacja bez planu mogła tylko pogorszyć sprawy. Jego opanowanie, choć frustrujące, było również potrzebne, aby utrzymać naszą misję na właściwym torze. W tym momencie niespodziewanie towarzystwo zrobił mi mój orzełek. Jego nagłe pojawienie się, jak wiatr zmieniający kierunek żaglów, przyniosło mi chwilową ulgę. Ptak, zwykle tak zrozumiały w swoich intencjach, teraz wydawał się roztrzęsiony i zdezorientowany. Nerwowe trzepotanie jego skrzydeł i przejmujące krzyki sprawiały, że moja frustracja tylko rosła. Obserwowałam go uważnie, gdy zaczął podskakiwać na ziemi, jakby próbował mi coś pokazać lub przekazać. Jego ruchy były niespokojne, a ja czułam, jak moje zdolności do rozumienia jego mowy ciała są niewystarczające w tej sytuacji. Zirytowana swoją niewiedzą i ograniczeniami, wiedziałam, że potrzebuję skupić się bardziej, aby złapać jakikolwiek trop, który orzełek mógł próbować mi przekazać. Każde jego działanie, choć z pozoru chaotyczne, mogło nieść kluczowe informacje o naszym dalszym postępowaniu. Moja bezsilność wobec niezrozumiałych sygnałów od mojego towarzysza skłaniała mnie do głębszej refleksji nad naszą metodą działania. Pomimo rozdrażnienia i poczucia, że coś istotnego umyka mojej percepcji, postanowiłam na moment wyciszyć się i obserwować. Może właśnie w tej ciszy, pozbawionej pośpiechu i natłoku myśli, uda się odnaleźć odpowiedź, jaką starał się przekazać mój orzełek. Cisza, która nagle nas otoczyła, była jak tło dla tej nietypowej komunikacji, a ja, mimo wszystko, gotowa byłam cierpliwie czekać na jej rozwikłanie, ufając, że nawet najmniejszy sygnał może okazać się kluczem do zrozumienia całej sytuacji. Stojąc na otwartym polu, moje serce wypełniało się mieszanką emocji, od gniewu po frustrację, a każdy oddech zdawał się pogłębiać moje niepokoje. Wokół mnie huczała cisza, a wiatr tylko delikatnie poruszał wysoką trawę, tworząc iluzję spokoju, która była w rażącej sprzeczności z burzą w mojej głowie. Próbowałam skoncentrować się na każdym możliwym rozwiązaniu, ale każda myśl szybko zanikała, zderzając się z murami niepewności. Myśli o bezpośredniej konfrontacji, o pościgu za kłusownikami bombardowały mój umysł, chciałam szarpnąć, ruszyć niczym zwierz, aby uratować te biedne zwierzątka. Jednakże głos Shigemiego, który wciąż rozbrzmiewał w mojej głowie, przypominał o potrzebie ostrożności i długofalowego myślenia. Z każdą sekundą, kiedy karawana oddalała się, moja bezsilność rosła, podsycając frustrację. Pozostanie w ukryciu i kontynuowanie obserwacji spaliło na panewce. Orzełek, który nadal nerwowo trzepotał skrzydłami, wyraźnie próbował mi coś przekazać, ale nie umiałam zinterpretować jego zachowania. Chwilami czułam, że klucz do rozwiązania tej zagadki tkwi gdzieś w jego ruchach, ale jak odczytać tę tajemniczą wiadomość bez znajomości jego języka? Wlepiłam w niego ślepia, O co Ci chodzi? Wciąż podskakiwał, a ja obserwowałam każdy jego gest, starając się odgadnąć, co próbuje mi powiedzieć. Szłam powoli przytulona do ramienia Shigemiego, musieliśmy już grać tę rolę, po prostu będziemy musieli obrać kierunek miasteczka, o którym mówili. Ale najpierw skupiam się w stu procentach na zachowaniu mojego ptasiego kompana: -Pomóż mi proszę!- powiedziałam do niego, patrząc w zirytowane naszą głupotą ślepka.
Stoję na rozległym polu, uważnie obserwując, jak nasza wcześniej ustalona strategia zaczyna obnażać swoje słabości. Refleksje na temat zbytniej prostoty naszego planu coraz mocniej zapadają mi w pamięć z każdym krokiem, jaki stawiamy, podążając za karawaną przemytników. W duchu przyznaję sobie, że moje początkowe założenia były naiwne. Myślałem, że uda nam się kontynuować śledztwo, pozostając niegroźnymi przechodniami, lecz teraz, gdy bandyci nagle przyspieszyli i zmienili kierunek, zdałem sobie sprawę, że byłem po prostu głupi i ich nie doceniłem. Ta sytuacja przynosi mi jasne informacje, że nawet starannie opracowane plany mogą zawieść w obliczu nieoczekiwanych i zmiennych reakcji naszych przeciwników, a co dopiero taka prowizorka jaką właśnie odstawiliśmy. Otwarty teren, który wydawał się sprzyjać naszym początkowym działaniom, nagle staje się naszym wrogiem, odsłaniając nas przed oczami kłusowników i zwiększając ryzyko niepowodzenia całej misji. Westchnąłem cicho, nie mogliśmy ich gonić, nawet na ten moment nie mogliśmy zmienić kierunku marszu, wszystko wzięło w łeb. Nie miałem zbytnio pojęcia co robić, jednak nasz pierzasty towarzysz zachowywał się bardzo dziwnie, spojrzałem kilka razy w jego kierunku, ale nie mogliśmy też stracić totalnie ich z oczu. Kątem oka dostrzegam, jak Koneko próbuje porozumieć się z orzełkiem, który początkowo sprowokował całą tę przygodę. Jestem zaciekawiony, obserwując jej interakcje z ptakiem. Choć nie jestem w stanie zrozumieć tej nietypowej komunikacji, interesuje mnie bardzo jestem sposób, w jaki orzełek reaguje na jej gesty i słowa. Czy to na pewno jest zwierzę? Co ich własicwie łaczy? Widząc jego podskoki i nerwowe trzepotanie skrzydeł, zdaję sobie sprawę, że może on posiadać kluczowe informacje lub przynajmniej intuicję, która mogłaby nas naprowadzić na dalsze kroki. Chociaż nie posiadam zdolności zrozumienia mowy ptaków, zaczynam doceniać potencjalną wartość tej interakcji dla naszej misji. Może orzełek faktycznie próbuje nas prowadzić lub ostrzegać przed czymś, na co my, ludzie, nie zwracamy uwagi.
Zachęcam więc Koneko, aby kontynuowała próby nawiązania głębszego kontaktu z ptakiem, jednocześnie rozmyślając nad naszą dalszą strategią. Może on wie coś, czego my nie wiemy. Spróbujmy zrozumieć, co próbuje nam przekazać, a jeśli to zwykły opierdol no to ma rację, gdyż skopałem to koncertowo mówię, starając się wspierać jej wysiłki i jednocześnie korygując nasze dotychczasowe plany. Moja frustracja z powodu niepowodzenia pierwotnej strategii miesza się z nadzieją, że ten nieoczekiwany sprzymierzeniec może dostarczyć nam cennego wglądu. Gdy karawana oddala się, a my idziemy w rozterce na otwartym polu, czuję, że każda minuta jest na wagę złota. Musimy szybko zdecydować, czy podążać dalej za przemytnikami, ryzykując odkrycie, czy też wykorzystać inne metody do śledzenia ich ruchów. Rozważam też, czy Koneko zrozumie cokolwiek i na podstawie tych wskazówek, które może dostarczać orzełek obmyślimy dalszy plan działania. Orzełek, wciąż podskakując, wydaje się być coraz bardziej poirytowany naszym brakiem zrozumienia. Jego zachowanie staje się dla nas przewodnikiem, mimo że nie jesteśmy w stanie bezpośrednio zinterpretować jego intencji. Ta sytuacja stanowi dla mnie przypomnienie, że w świecie shinobi każdy element, nawet najmniejszy sprzymierzeniec jak ptak, może mieć kluczowe znaczenie dla powodzenia misji. Zgrzytałem zębami z irytacji, jak mogłem założyć, że pójdzie nam aż tak gładko? Przecież to są zawodowcy, chociaż patrząc po tej dziwacznej panice raczej istniała szansa, że jednak nimi nie są. Jednak nie mogliśmy ruszyć w pościg, jeśli to zrobimy wywiąże się walka, która nic nie zmieni, musieliśmy działać na chłodno. Naważyłem piwa i miałem sporą gorycz o to wobec siebie, ale jeszcze nie wsyzstko było stracone, w najgorszym wypadku po prostu ruszymy w kierunku wskazanym przez orzełka, a jeśli to nie wypali to ruszymy ile sił w nogach do miasteczka, o którym te pattusy wspominały.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Podążając za lotem orzełka, który wydawał się być naszym jedynym prowadzącym w tej misji, Koneko i ja przemierzamy teren, który stopniowo prowadzi nas ku osadzie Morinoko. Chociaż droga wydaje się skąpana w spokojnym świetle słońca, wewnętrznie czuję narastającą niepewność co do naszego planu. Wzrok Koneko, pełen determinacji, skierowany jest na orzełka, którego zachowanie świadczy o desperacji, a zarazem o jego niezachwianej lojalności wobec niej. Obserwuję, jak mały ptak w końcu opada zmęczony na ziemię, co tylko potęguje moje obawy o jego zdrowie i dalsze bezpieczeństwo. Kiedy w końcu docieramy do wioski Morinoko, nasze oczekiwania spotykają się z rzeczywistością. Widok wioski jest daleki od idyllicznego – kilkanaście skromnych domów, które wydają się być zbudowane w sposób umożliwiający zachowanie ciepła, rozpadająca się karczma i stary młyn na wzgórzu, wszystko to skąpane w cieniu zapomnienia i zaniedbania. Zauważamy ślady wozów, które wskazują na niedawne przejazdy przez tę osadę, lecz nie widzimy ani śladu samych wozów. Społeczność, z którą się spotykamy, rzuca na nas przelotne spojrzenia pełne niechęci i lęku. W ich oczach widzę odbicie strachu, który może wynikać z obecności kłusowników w okolicy, lub z innego, nieznanego nam jeszcze zagrożenia. Musieliśmy zachować wszelkie środki ostrożności, rzucaliśmy się w oczy, ale nic nie mogło tego zmienić, zdawałem sobie sprawę z tego, że nasze obecne działania mogą być obserwowane przez nieprzyjaciela. Każdy ruch, każde spojrzenie w stronę wieśniaków jest przemyślane, musieliśmy uniknąć ewentualnych pułapek. Jednak musieliśmy znaleźć te cholerne wozy, najlepiej byłoby to zrobić bez pytania nikogo o drogę, ale to nie było takie proste. Spojrzałem w górę być może nasz ptasi przyjaciel coś zauważy i dzięki temu, będziemy mogli ruszyć się z tej brudnej i obsranej nory.
Kiedy zbliżam się do wioski Morinoko, staję w pełni w obliczu potencjalnego ryzyka mojej obecności w tej społeczności. Czuję, jak prawie każdy mój ruch odbywa się pod czyimś czujnym okiem, a świadomość, że jestem obserwowany przez wrogo-nastawione lub przynajmniej nieprzychylne mi osoby, dodaje mi motywacji do pozostania ostrożnym. W obecnym miejscu i czasie, każdy nowo poznany może być postrzegany jako potencjalne zagrożenie, a moja obecność tutaj musi pozostawać dyskretna i niezauważalna. W tym celu decyduję się na unikanie jakiejkolwiek działalności, która mogłaby zwrócić na mnie uwagę, co ogranicza kontrolę nad moimi gestami i zachowaniem, mam spore obawy o mój ubiór, więc skręcam w jedną z uliczek i używam Henge no Jutsu, oczywiście użyczam swoich dłoni również Koneko, aby mogła zawiązać pieczęci i wykonać tę samą technikę./ Ukrywam znakomity strój shinobi, kryjąc za wszelką cenę wszelkie nietypowe i pokazowe elementy. Przemieniam swoją postać w rolnika, najbardziej klasycznego rolnika, z podkrążonymi oczami, brudnymi porozdzieranymi ubraniami itp. Staram się, aby każdy ruch, każde słowo i każdy gest był równie delikatny i harmonijny, jak to możliwe dla mojego otoczenia, nie budząc podejrzeń od osób z zewnętrznej perspektywy. Jednocześnie, dążę do pozyskania podstawowych informacji na temat miejsca, do którego trafiłyby zwierzęta. Każda informacja tu jest cenna, a nawet część tego, co widać, może być dla mnie cenne, aby nauczyć się więcej o metodach kłusowników i planować dalej. Poza tym, zwracam uwagę na ślady ludzkie i zwierzęce wokół mnie, zwracam uwagę na dźwięki, które mogą świadczyć o zamieszaniu i niepokoju zwierząt, które ponownie zostały przewiezione do obcego świata. Były to na tyle specyficzne zwierzaki, że jeśli były na widoku to nie mogłem ich nie zauważyć, ale nie oszukujmy się, one na pewno były schowane, jednak starałem się przypomnieć sobie twarze ich oprawców, to będzie najłatwiejszy sposób, aby je znaleźć, od czasu do czasu patrzyłem też w górę, aby odkryć czy nasz towarzysz coś zobaczył. Jeśli było to możliwe starałem się podsłuchać rozmowy, a nóz mi się poszczęści i usłyszę coś co zmieni dynamikę poszukiwań.