Re: Stajnia Hōseki
: 29 kwie 2022, o 07:04
Powodzenie misji w stajni Hoseki zagwarantować mogło jedynie rozważne postępowanie. Nikt tak nie dbał o bezpieczeństwo, jak młoda Kaminari. Przebywanie w budynku z zagrodami niosło za sobą szereg okoliczności, które mogły po sobie nastąpić. Najgorszą ze wszystkich, jaką mogła sobie wyobrazić, to wprawienie koni w niepokój. Ciskające się ze strachu w drewnianych pokojach zwierzęta w pierwszej kolejności zrobiłyby sobie krzywdę i robiły zniszczenia, a potem kto wie, czy nie stratowały by ludzi w pobliżu. Wierzyła jednak słowom Stajennego, który znał swoich podopiecznych. Hanie bardziej chodziło o uniknięcie strasznych wizji, niż ich przywołanie. Dzięki temu wyrabiała sobie tak potrzebną jej od zawsze śmiałość.
Już zdążyła ochłonąć po zachwytach nad czarnej maści ogierem. Dla niej wyglądał, jak olbrzym i myśl, że będzie jej pisane zasiąść na jego grzbiecie przyprawia o ciarki. Na razie jednak musiała skupić się na słowach mężczyzny, który miał dla niej cenne wskazówki. Zamierzała wziąć do serca wszelkie porady, żeby potem nie okazało się, że doprowadzi do niepotrzebnego zamieszania. Każde drobne potknięcie zdawało się być dla dziewczyny wartością ujemną. Stała przed naprawdę niesamowitą okazją do nakarmienia tych majestatycznych rumaków.
- Czy... mają jakieś imiona? - wiedziona kolejną myślą, zagadnęła zaciekawiona. Pragnęła poznać imię każdego z osobna. Okazać im w ten sposób szacunek i wdzięczność. Starała się też opanować zdenerwowanie, które towarzyszyło jej od pewnej chwili. W zasadzie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przed koniem z zamiarem nakarmienia go. Ściskała wcześniej podniesioną marchewkę. Przysmak, który widocznie był dobrym sposobem na uzupełnienie diety w potrzebne składniki odżywcze. Jak już sam Stajenny zdążył wspomnieć zwierzęta te były w pełni roślinożerne. Niewątpliwie jednak sprowokowane potrafiły ugryźć, nie wspominając już o destruktywnej sile kopyt. W duchu liczyła na łagodne traktowanie ze strony zwierzęcia.
Zebrała się do kupy i postanowiła pójść za ciosem. Spojrzała niewinne na mężczyznę i jego baczne spojrzenie, oczekując jakiegoś znaku. Aprobata oznaczałaby, że ma wszystko pod kontrolą, więc wyciągnęła dłoń z marchewką w stronę pyska ogiera. Decydującemu momentowi towarzyszyło szybsze bicie serca, które chciało wyrwać się z piersi Hany. Westchnęła mocno, gdy koń faktycznie chwycił kąsek z zamiarem zjedzenia. Odczuła ulgę, a satysfakcjonujące chrupanie podbudowało do dalszego działania. Nie odważyła się jednak przystawić dłoni do sierści na głowie zwierzęcia. Może przy którymś z kolei. Wiedziona tą samą metodą spoglądała na Stajennego i jego kolejne instrukcje.
- Proszę, smacznego (imię zwierzęcia). - zagadnęła w międzyczasie jednego z nich i kroczyła od boksu do boksu, aby każdy dostał swoją część. Nie była to jakaś strasznie ciężka czynność, ale dostarczała co rusz nowych emocji. Trzeba też było mieć na uwadze czas, w którym obejdzie wszystkie zagrody. Nie spieszyła się, aż nie wyczuła momentu, że natrafiła na łagodnie usposobionego konia. W dodatku, któremu dobrze z oczu patrzy i nie wyczuje od niej obawy. Mimo wszystko pragnęła poczuć w dotyku, jak to jest posiadać skórę i sierść. A co do możliwej przejażdżki, to wolałaby dosiąść jakiejś ładnej klaczy. Z pewnością czuła by się bezpieczniejsza na grzbiecie samicy.
Już zdążyła ochłonąć po zachwytach nad czarnej maści ogierem. Dla niej wyglądał, jak olbrzym i myśl, że będzie jej pisane zasiąść na jego grzbiecie przyprawia o ciarki. Na razie jednak musiała skupić się na słowach mężczyzny, który miał dla niej cenne wskazówki. Zamierzała wziąć do serca wszelkie porady, żeby potem nie okazało się, że doprowadzi do niepotrzebnego zamieszania. Każde drobne potknięcie zdawało się być dla dziewczyny wartością ujemną. Stała przed naprawdę niesamowitą okazją do nakarmienia tych majestatycznych rumaków.
- Czy... mają jakieś imiona? - wiedziona kolejną myślą, zagadnęła zaciekawiona. Pragnęła poznać imię każdego z osobna. Okazać im w ten sposób szacunek i wdzięczność. Starała się też opanować zdenerwowanie, które towarzyszyło jej od pewnej chwili. W zasadzie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przed koniem z zamiarem nakarmienia go. Ściskała wcześniej podniesioną marchewkę. Przysmak, który widocznie był dobrym sposobem na uzupełnienie diety w potrzebne składniki odżywcze. Jak już sam Stajenny zdążył wspomnieć zwierzęta te były w pełni roślinożerne. Niewątpliwie jednak sprowokowane potrafiły ugryźć, nie wspominając już o destruktywnej sile kopyt. W duchu liczyła na łagodne traktowanie ze strony zwierzęcia.
Zebrała się do kupy i postanowiła pójść za ciosem. Spojrzała niewinne na mężczyznę i jego baczne spojrzenie, oczekując jakiegoś znaku. Aprobata oznaczałaby, że ma wszystko pod kontrolą, więc wyciągnęła dłoń z marchewką w stronę pyska ogiera. Decydującemu momentowi towarzyszyło szybsze bicie serca, które chciało wyrwać się z piersi Hany. Westchnęła mocno, gdy koń faktycznie chwycił kąsek z zamiarem zjedzenia. Odczuła ulgę, a satysfakcjonujące chrupanie podbudowało do dalszego działania. Nie odważyła się jednak przystawić dłoni do sierści na głowie zwierzęcia. Może przy którymś z kolei. Wiedziona tą samą metodą spoglądała na Stajennego i jego kolejne instrukcje.
- Proszę, smacznego (imię zwierzęcia). - zagadnęła w międzyczasie jednego z nich i kroczyła od boksu do boksu, aby każdy dostał swoją część. Nie była to jakaś strasznie ciężka czynność, ale dostarczała co rusz nowych emocji. Trzeba też było mieć na uwadze czas, w którym obejdzie wszystkie zagrody. Nie spieszyła się, aż nie wyczuła momentu, że natrafiła na łagodnie usposobionego konia. W dodatku, któremu dobrze z oczu patrzy i nie wyczuje od niej obawy. Mimo wszystko pragnęła poczuć w dotyku, jak to jest posiadać skórę i sierść. A co do możliwej przejażdżki, to wolałaby dosiąść jakiejś ładnej klaczy. Z pewnością czuła by się bezpieczniejsza na grzbiecie samicy.