Stajnia Hōseki

Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Tak, tak, był mądrym chłopcem i dobrze wiedział, że ludzie byli różni. Że mieli własne, różne potrzeby i że zadowalały ich inne rozwiązania wątków. Wiedzieć - a godzić się na to? Nie chciał akceptacji tego, że ten mężczyzna tutaj wszedł i postanawia tylko spoglądać. Nie pytał, czy jest tutaj pierwszy raz - w zasadzie to Tatsuo sam się do tego przyznał, a swoim słowami co kroku udowadniał, że nie miał nawet wielkiej styczności z tymi silnymi zwierzętami. Chciał go zarazić. Jego serce wybijało rytm potrzeby tego, aby się z nim podzielić. Jeśli podarujesz komuś bezdech, zachwycając go nie światem - a samym sobą - nie możesz oczekiwać tego, że zostawi cię w spokoju. Że cofniesz swoją dłoń, wytrzesz ją w płaszcz i to zmaże wszystkie wspomnienia. Krótki dotyk był niewystarczający. Czy to pech, czy to szczęście, żeś trafił akurat na szaleńca? Ciągle się nad tym zastanawiam, gdzie tkwiła tutaj różnica między nim a zwykłym pechem. I ta nadzieja, której się uwieszaliśmy. I to szczęście, za którym chcieliśmy podążać. I kończąc wywód, a wracając do początków - ten sens, którego nie umieliśmy złapać. Nie wszystkie rzeczy i nie wszyscy ludzie go potrzebowali. Nie potrzebował też tego sensu Kaiho po to, żeby pragnąć emocji, ale niekoniecznie swoich. Stan głębokiego snu, marazmu - Tatsuo zapadł się w nim głęboko. Zbyt głęboko, żeby zwykła ręka pozwoliła mu wyskoczyć na powierzchnię. Jeśli pragniesz podziwiać słońca - czerp z niego tam, gdzie jest najbardziej gorące. Otwórz własną trumnę! Serce mogło na nowo pompować gorącą krew, by zachwycać się każdym motylem i źdźbłem trawy na nowo. Ciężko był wbić do głowy Kaiho, że ludzi się nie dało zmienić na siłę. Że niektórzy już tacy byli, a jeszcze inni stanowili stracone przypadki - dobrowolnie się pogrążali i nie chcieli tak naprawdę pomocy. Szukali dla siebie tylko kolejnych wymówek do tego, żeby być na dnie i się nie podnosić. Wiara, to wielkie słowo, które tkwiło w tym młodym sercu, w to, że czerwonowłosy chciał więcej od życia, mogła zostać pomylona z dwoma rzeczami - pragnieniem i nadzieją.
- To nie jest złe. Też lubię obserwować. - Brzmiało to tak strasznie dziwnie i, jak na jego własną opinię, dziennie, że w ułamku sekundy zastanowił się, czy w ogóle to mówić. Jak zostało jednak słusznie zauważone - już rozmawiali przy pierwszym spotkaniu o larwach, gnijącym ciele i... no. Czy mogło być tutaj już dziwniej? Z tego poczucia wyjęcia ze swojej bajki Kaiho się już otrząsnął. Ułożył wszystkie klocki i przewrócił wyklejankę na odpowiednią stronę, żeby opowieść, która była snuta tutaj, była jego. Ich. Jedna strona należała do Kaiho, druga do Tatsuo. Spotykali się pośrodku. Odrobiny chęci wymagało sprawienie, żeby wszystkie naklejki, które się tam pojawią, doprowadzą do tego, że ta strony im się jednako spodobają. Jak zostało powiedziane - przecież łatwo się rozczarować. - Nie bój się. Żartowałem tylko z tym obijaniem tyłka... mówiłem - mogę ci dać spokojną klacz, ona muchy by nie skrzywdziła. - Czy próbował go przekonać? Tak, próbował go przekonać. Namówić, zachęcić. Tak jak samolubnie Tatsuo pragnął słońca dla siebie, tak on chciał... poczuć, że zrobił coś dobrze. Że na tej twarzy, gdzie usta się uśmiechały, ale nie oczy, będzie na odwrót. Z wrażenia zapomni wygiąć wargi, ale oczy będą płonęły tysiącem gwiazd. I to właśnie nie potrzebowało sensu. Porzucił próbę szukania go.
- Smok. - Powtórzył machinalnie, kiedy jego umysł łączyć sm-y ze słowem wypowiedzianym i jego sensem... nie. Długo nie trzeba było czekać. - To piękne imię! Wiem, czym są smoki, nie jestem kretynem. - To, że nie wiedział, czym są sępy nie oznaczało, że nie wiedział, czym są te święte stworzenia! Boskie stworzenia! Istoty przeważnie dobre, lecz kiedy coś sprowadziło ich na ścieżkę zła były przerażającymi bytami, o których mówiono w legendach. Tutaj nawet chwilowa irytacja (znów) w jego głosie nie była w stanie nakryć sobą ekscytacji, która się w nim pojawiła. Pisałam o tym błysku, prawda? Tym, który miał się pojawić w oku Tatsuo. Aktualnie lśniły ogniem oczy Kaiho. - A... tego... nie wiedziałem... - Pierwsze "a" wypowiedział jeszcze normalnie, ale im dalej w las tym bardziej brzmiał, jakby się zepsuł. Co chciał przez to powiedzieć? Coś chciał? Czy może to było zdanie takie o? Jego mózg zaczął znów galopować, doszukując się znaczeń i ukrytych treści. Jednocześnie ganił za to samego siebie i powtarzał, że to bez sensu. Że to tylko ciekawostka, którą się podzielono. Nic więcej. Potem jednak było tylko lepiej. Każde kolejne słowo Tatsuo sprawiało, że mózg Kaiho wysypywał się jeszcze bardziej i w końcu nawet tam zadawane pytania i poszukiwanie odpowiedzi stało się... wysypane. Ale... miło... Miał to dziwne uczucie. Pusty umysł i jakieś takie ciepło, kiedy wgapiał się błyszczącymi oczami w kuriozum człowieka, jakim stał się dla niego Tatsuo. Własna zagadka do rozwiązania. Własne pragnienie, które coraz bardziej cię do siebie kusi i przyciąga. Jakkolwiek zgubne by to nie było, młodość z tym się jadła, że konsekwencjami przejmowałeś się dopiero później. Na początku chciałeś przede wszystkim poczuć. Jego twarz znów zaczęła nabiegać czerwonością, tym razem nie ograniczyło się to tylko do policzków. Dobrze, że z powodu jego ciemnej karnacji nie mógł przyjąć koloru piwonii. Wziął głęboki oddech, a na ustach na nowo pojawił się uśmiech. Potem będzie się zastanawiał nad tym przyjemnym uczuciem.
- Spotkasz mnie? Dziwny jesteś. Ludzie ćwiczą, jak nie krzyżować ze mną ścieżek. - Powiedział to całkowicie wesoło. Przyzwyczaił się do tego tak, że stało się to jego normą. Co więcej - weszło mu w krew na tyle, że sam tych ludzi unikał. - Słuchaj, młody jestem i gówno wiem o życiu, ale jak masz ochotę posłuchać takiego gówniaka, jak ja, to naprawdę uważam, że przyda ci się odrobina emocji. - Wyszczerzył kły w uśmiechu. - Nie boli! Zakochasz się w uczuciu wiatru na twarzy... obiecuję! - Wyciągnął rękę do Tatsuo, jakby chciał go złapać za ramię - wyrysowane pod bielą, ale... zatrzymał się. - Racja. Nietykalny pan. - Upomniał na głos samego siebie. - Nie! Chcę cię zabrać na przejażdżkę twojego życia. - Kaiho załączył się nadaktywny tryb. I nagle Słońce było całkowicie na wyciągnięcie ręki. Jasne. Ciepłe. Promieniejące mocną wolą i zdecydowaniem. Wystarczyło tylko dać mu powód. A powodem było właśnie Smocze Dziecię. - Chodź! - Machnął ręką i ruszył do przodu, w kierunku jednej ze stajen, gdzie znajdowała się klacz - porzucona właściwie przez jego rodzinę i będąca pod jego opieką. Kaiho zostawić jej nie potrafił. Tylko dlatego, że była stara i już niewiele mogła.
W rzędach boksów znajdowały się różne konie. Klacz, o której opowiadał Kaiho, stała w jednym z nich - drzemała. Ale kiedy tylko dwójka zbliżyła się, zrobiła krok do przodu, żeby wystawić wielki, biały łeb, którego nozdrza oparła na wyciągniętej dłoni Inuzuki.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Nie, nie jesteś gówniakiem, Kaiho. Jesteś moim światłem na końcu tunelu, jesteś tym, co obecnie prowadzi mnie przez życie. Nie znikaj za szybko. Szkoda tylko, że nie usłyszysz tych słów. Nie teraz, nie, gdy sam nie czuję się na siłach, by móc je swobodnie wypowiedzieć, kiedy ciśnienie napierające na me usta nie jest już tak silne jak przed chwilą, a moje ciało samoistnie kontroluje każdy mój ruch, zapewniając sobie autonomię od serca. Beznamiętna mina ponownie zagościła na mojej twarzy, lecz oczy wskazywały to, do czego próbuję się dokopać. Nie poczułem nawet, gdy mimowolnie me brązowe ślepia powoli traciły swą widoczność, a lekkie łezki kręciły się wokół źrenicy, gdy próbowałeś zbliżyć do mnie swą dłoń. Sam już nie wiem, czy to nagły przypływ emocji, którego nie czułem od wielu dni, spowodował chęć wyrzucenia tego na zewnątrz. W postaci szlochu, głośnego śmiechu czy nagłego zrywu do działania. Szczęście przeplatane z rozpaczą, marzenia przenikające przez ciemne chmury nieszczęść kłębiących się w środku. Choć pragnąłem się z tego wyrwać, pozwolić mojej duszy grać ponownie na delikatnych podmuchach wiatru, to nie potrafiłem. Spoglądałem jedynie na Ciebie, pełnego wigoru i życia i tonąłem w tym. Tonąłem, próbując się odratować, próbując wykrzyczeć choć ciche pomocy, które najpewniej nic by nie dało pod kłębiącymi się falami, lecz wskazywałoby na to, że chcę walczyć. Chcę pokonać strach, chcę pokonać samego siebie. Rozumiesz to, Kaiho? Ja naprawdę chcę, tylko ja... nie potrafię. Nie potrafię z siebie tego wyrzucić, pozwolić temu żyć, cieszyć się z tego, co pragniesz mi sobą przedstawić. Mrugnąłem kilkukrotnie. Me ciało w niczym się nie zmieniło, mój wyraz twarzy w żaden sposób się nie zmienił, lecz niewielkie łezki zniknęły bezpowrotnie, zmyte przez ciemne od wnętrza powieki.

Ruszyłem wolnym krokiem za moim przewodnikiem. Wyparłem nawet z mej krótkotrwałej pamięci fakt tego, że za chwilę spotkam kogoś, o kim Kaiho przecież stale mi opowiadał. I oto jest. Piękna, choć zmęczona życiem klacz. Czyżbyśmy mieli ze sobą coś wspólnego? Tylko w niej zauważyłem coś innego. Nie była to tak silna energia jak przy Kaiho, lecz czułem, że ma ona jakiś swój cel, dla którego jeszcze żyje. Źrebię, którym musi się zaopiekować? Chęć do pokazania mu świata, takiego, jakim ona go widziała. Choć wiek to tylko liczba, to bagaż doświadczeń, jaki w ciągu niego zdobyliśmy, jest nie do podrobienia. Czy ja miałbym co przekazać mojemu dziecku, jeżeli jakieś by się narodziło? To jak być odrzuconym, to jak nie wpasowywać się w tłum i to jak nie umieć się cieszyć nawet wtedy, gdy ktoś da ci chwilę swojej uwagi. Cenne lekcje zdaje się. – Piękne konie. – Zaśmiałem się cicho, przypominając swoje standardowe zdanie na temat tych ssaków, jakie udało mi się nauczyć, gdy nie wiedziałem co powiedzieć. I faktycznie nie wiedziałem. Stajnia, to była bajka Kaiho, w której ja jeszcze się nie odnajduję. Lekki smród, który nawet mnie potrafił ukłuć w nos, choć w zasadzie moje miejsce spania nie różniło się za wiele od tego, co miały tutaj przygotowane zwierzęta - też miałem swoisty boks wypełniony sianem, które mogłem sobie na szczęście sam zmieniać i nie musiałem czekać, aż ktoś przyjdzie i mi łaskawie da wodę lub jedzenie. Choć z tym drugim bywało różnie. 

Chciałbym, aby potrafiła mówić. Ty pewnie też, choć może wyczytujesz z niej wszystko to, co chciałaby ci przekazać. – Jej oczy - z jednej strony puste, a z drugiej wypełnione szczerą lojalnością i oddaniem. Tutaj nie ma mowy o przypadku, tutaj jest tylko przeznaczenie, które złączyło ją z Kaiho. Fajnie byłoby tak rozmawiać ze zwierzętami, co nie? Z pewnością pokazałyby nam o wiele inne spojrzenie na świat. Przepełnione dzikością i walką o przetrwanie. Choć człowiek w obecnych czasach też nie ma lekko, to ewolucja postawiła nas na nieco wyższym szczebelku niż wilki czy sarny.  – Ma swoje imię, a może podporządkowuje się temu, co nią prowadzi? No ale przecież wspominałeś, że to koń uczy swojego pierwszego jeźdźca, szczególnie gdy jest starszy. Ciekawa jaka była za młodu. Wiesz no, to taka moja fanaberia zawodowa. Lubię poznać czyjąś historię, by móc odnieść ją do wydarzeń spisywanych w piosenkach. – Szkoda tylko, że w większości sam muszę ją wymyślać, posiłkując się usłyszanymi plotkami bądź stereotypami przekazywanymi od wieków przez pokolenia. Czasami nawet udaje mi się złożyć z tego sensowną, ciekawą opowieść. Może kiedyś uda mi się jedną z nich opowiedzieć.

Widząc, jak klacz położyła swój łeb w ręku chłopaka, a jego ciepło rozeszło się po całej jej skórze, uświadomiłem sobie, że być może to jest kolejna rzecz, której muszę się nauczyć? W końcu harmonia to słowo, które często świtało mi z tyłu głowy, lecz zdaje się zapomniałem o tym, jak ważna jest sfera fizyczna. Zakochasz się w uczuciu wiatru na twarzy, tak, tak mówisz? Może wtedy, gdy siedząc na grzbiecie klaczy, każde z was musi sobie zaufać, żeby móc w spokoju i bez uszczerbku na zdrowiu cieszyć się wolnością, poznajecie siebie na o wiele wyższym poziomie. Może czasami nie potrzeba słów, wystarczy spojrzeć się i zrozumieć czyjeś intencje, poczuć kojący dotyk dłoni, która kojarzy się nam z samymi pozytywnymi cechami - dobrocią, dbaniem o siebie, zaufaniem i lojalnością. – Mo... – Wydusiłem z siebie króciutki dźwięk, któremu towarzyszyło głośne wciągnięcie powietrza. Tak jakbym potrzebował całego swojego oddechu na to, aby móc przełamać się i wyzwolić spod napięcia, które na mnie ciążyło. Spojrzałem niepewny na Kaiho, lecz przecież nie mogłem od tego uciec. Już zacząłem coś mówić, tak? – Mogę? – Powiedziałem cicho, a moja lekko podrygująca ręka skierowała się w stronę klaczy. Nie chciałem podchodzić zbyt blisko, lecz... lecz chciałem poczuć to samo, co czujesz ty.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Powiedz mi, czego pragniesz. Pragnienia na wyciągnięcie ręki i nawet nic za nie nie trzeba płacić. Wystarczy złamany grosz w kieszeni podartego płaszcza i bałagan włosów na głowie. Bałagan myśli też w głowie. Nie wyciągaj z nich nic - sam Ty tutaj wystarczysz. Obietnice bez pokrycia i podążanie za człowiekiem bardzo wylewnym - taki przecież się Kaiho wydawał. Emocje łatwo rozpalały jego oczy i szybko pojawiały się na twarzy. Zupełne przeciwieństwo, co? Jakiej tu głębi szukać? Aaa, bo przecież na pewno jest coś więcej za kryształem zwierciadeł dusz. Tym właśnie musiało być to spotkanie - czerwono włosy szukający samego siebie w lustrze świata, dla którego krzywym zwierciadłem był ten chłopak. Pewnie było nim też wiele innych osób. Na pewno był ktoś lepiej do tego przystosowany. Bratnia dusza, pewnie słyszałeś to określenie. Nie ważne, kiedy spotkasz tą osobę, nie ważne, jak długo przyjdzie ci jej szukać - zawsze natkniesz się na nią drugi raz. I od razu coś zaklika. Jakby ktoś zastukał do twojego wnętrza i pragnął cię zanurzyć w emocjonalnych incydentach. Cóż, na pewno nie myślał o tym młody shinobi, który szedł przodem zadowolony, jakby cały jego plan życia właśnie wypalił i miał już zestarzeć się w świętym spokoju. A to przecież tylko jedna malutka zgoda, którą pozyskał i wcale nie można mieć pewności, że uda się przekonać Smocze Dziecię do tego, że konie to naprawdę fantastyczni towarzysze. Że są lepsze niż ludzie, bo można im bardziej zaufać. Że cię nie zawiodą, jeśli tylko ty ich nie zawiedziesz. Smoki, nawet jeśli żyły w oceanach, przecież kochały latać. Nic innego nie przypominało tak lotu, jak galop po łące. Otwierasz ręce. Wstajesz. Lecisz.
Łagodny śmiech Tatsuo był jak balsam. Wyczekiwany, ale czy na pewno wypracowany? Dołożył sobie ten malutki plusik niepokorny chłopiec, że się do tego przyczynił. Ot - taki to bezczelny właśnie był. Obejrzał się na czerwonowłosego - to był odpowiedni moment, żeby się pogapić. Króciutki i cenny. Pojęcia nie miał, czy Tatsuo zawsze zachowywał taki kamienny i nieprzenikliwy wyraz twarzy, a przede wszystkim nie wiedział, dlaczego to robi. I dlaczego był tak obojętny i wydawał się tak nieczuły, skoro jego gra, którą słyszał, wcale nie była pozbawiona emocji. Czy to było wtedy tylko echo tego, co zapamiętał? Nie był w pozycji do pytania. Jasne, a przed chwilą wiły się tutaj litery układające w słowo "bezczelność", huh..? Wypytywanie o niektóre sprawy łatwo mogło rozdrapać rany czy pobudzić niepewność, a ostatnim, czego chciał, to zrazić do siebie tego... już znajomego przez własną ciekawość. Jasne, była ona wyraźna i chciał ją zaspokoić. Ale bardziej chciał spędzić miło czas. Tak, tak po prostu! Niewiele człowiekowi nieraz potrzeba było do szczęścia. Jak się okazuje, czasem wystarczy tylko szczęście drugiej strony. Te słowa, "piękne konie" uznał już za słodkie kłamstewka, ale teraz spił je z ust Tatsuo. Uznał je za swoją prywatną prawdę. Tak w razie czego, gdyby rzeczywistość miała przygotowaną inną.
- Znam ją od lat. Ale... wiele bym dał, żeby zrozumieć jej słowa. - Czarne oczy konia mogły wydawać się puste. Dla Kaiho jednak puste nie były. Były pełne oddania, zrozumienia, szacunku. Były spokojne i zaklinały jego samego. Zbliżył się, by dłoń przeciągnąć na jej smukłą, mocną szyję i w końcu przylgnąć do niej całym sobą. Tak, to jego bajka. Jego własna. Bardzo, bardzo prywatna. Więc jakim cudem skończył tutaj z Tatsuo..? Przymknął oczy na drobną chwilę. Ale tylko na moment. Zaraz się odsunął, bo chwilowo jednak bardziej ciekawił go jego towarzysz niż ta stara, znajoma klacz. - Taiyōfū. To jej imię. Oznacza "słoneczny wiatr". - Aaach, no słychać było tą miłość w jego głosie, kiedy się wypowiadał o tym zwierzęciu. Widać było tę miłość w jego oczach. I ten spokój. Zupełnie jak kompletnie inny człowiek. Wręcz trudno było uwierzyć, że te jadowite oczy mogły tak łagodnie wyglądać. - Taiyōfū była od zawsze bardzo spokojnym koniem. Nie nadawała się przez to do polowań ani do wyścigów, miała bardzo słabe starty. Więc odstawili ją na bok. Jaki pożytek z konia wyścigowego, który nie może się ścigać. - Gładził ciągle miękką, gładką szyję klaczy. - Ta karuzela spieprzenia się nakręcała. Nie chcieli jej nawet jako konia rozpłodowego. Ale ja chciałem, żeby zostawiła dla mnie po sobie towarzysza. Nie wyobrażam sobie świata bez niej. - A staruszka nie miała przed sobą już wielu lat życia. - Taiyōfū była świetna! Tylko te zasrańce nie potrafiły tego docenić. - Kiedy coś nie działa tak, jak powinno, ludzie zwykli to odkładać na bok. Ale konie ani ludzie nie byli przedmiotami. - I tak, to właściwie ona mnie nauczyła jeździć. Miała dla mnie całą cierpliwość tego świata i niczym się nie zrażała. Nigdy mnie nie zrzuciła. Nigdy mnie nie zawiodła. Poniosła mnie nawet na grzebiecie w gonitwie z dziki psami. Większość koni by spanikowała i zrzuciła swojego jeźdźca. Ale nie ona. - Miała po prostu charakter. Ach, jak to było z tym dopełnianiem się, o którym mówił Tatsuo..? Przeciwieństwa potrafiły się wyniszczać, ale potrafił się też doskonale równoważyć. - Nawet powinieneś. - Och? Czy to to? Czy to właśnie już było odczuwanie? Kaiho teraz już się nie powstrzymał - kiedy ręka Tatsuo znalazła się bliżej, ułożył swoją na jego i po prostu pomógł mu oprzeć palce na aksamitnych nozdrzach. Były naprawdę jak z aksamitu. Ciepłe. Czuć było pod dłonią spokojny, miarowy oddech konia, który przymknął lekko swoje oczy. Tak w spokoju. Pochyliła nieco łeb, przez do dłoń sama przesunęła się na jej łeb, mogła dotknąć miękkiej grzywy i jej futra równie przyjemnego w dotyku. Kaiho już swoją rękę cofnął.
- Jak na moje - polubiła cię.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Nagły impuls przeszedł me ciało, gdy dotknąłeś mej ręki. Nie, to nie było takie samo uczucie jak wtedy, gdy po prostu podaliśmy sobie dłonie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, kim jesteś w moim życiu. Światłem, uśmiechem, wiatrem, co rozwieje me ciemne myśli. Jednak czy teraz mogę być tego pewny? Nie mogę, ale nie próbuję o tym myśleć. Czy nie taki też byłeś ty? Działający chwilą, robiący to, co mu się podoba, a nie rozmyślający nad swoim życiem w kilku scenariuszach. Chciałem tego zaczerpnąć, wziąć kawałek ciebie i wymalować na swoim płaszczu, aby zawsze mieć tę nadzieję z tyłu głowy, że jeżeli będzie kiedykolwiek ze mną źle, to spotkam na swojej drodze takiego Kaiho. I choć przeszła mnie myśl, żeby zawrócić, schować swą dłoń pod długi rękaw szaty, to poczułem wewnątrz siebie ulgę. Jak wyrwane kajdany z rąk uciskające i uniemożliwiające nawet najmniejszy ruch. Niczym otwarte drzwi boksu, więżące konia w maleńkich czterech ścianach. Palce błyskawicznie się naprężyły, a ja zastygłem, spoglądając na to, co ma miejsce. Mój oddech na sekundę zwolnił, by po chwili utracić swą miarowość, utracić swoją harmonię i zatracić się w chaosie szybkich wdechów i bezsilnych wydechów. W sumie nic niezwykłego, prawda? Niektórzy ludzie robią o wiele gorsze rzeczy i nie czują, aby robili coś złego, a ja mam pewne obawy przed dotknięciem klaczy, która w żaden sposób przecież mnie nie zaatakuje, nie zrani. Ona tylko czeka ze spokojem na decyzję Kaiho, na jego ruch, ciepły dotyk. Ufa mu i wie, że nie pozwoliłby nigdy zbliżyć się komuś do niej, kto by jej zagroził.

Dopiero teraz, gdy mogłem przejechać po jej włosach, poczuć jej pomarszczoną skórę między swoimi palcami, zrozumiałem, że historia jej wypisana jest na niej samej. Może gdybym przychodził tutaj częściej, dałbym radę dowiedzieć się o trudach, z jakimi się zmagała, o tym, czego pragnie i czego jeszcze jej w życiu brakuje. – Nie myślałeś, żeby zabrać ją ze sobą do domu? Byłaby tylko twoja. Mógłbyś codziennie ją obserwować, widzieć, mieć ją tylko dla siebie. – Mieć tylko dla siebie. Czy to nie jest piękne? Kiedy jesteś dla kogoś całym światem, jesteś jedyną osobą, na której ktoś może całkowicie polegać. Dzielić z nią wszystkie swoje smutki i każdą szczęśliwą chwilę. Pewnie Kaiho i tak ją miał całą dla siebie, skoro nikt nie chciał się nią zajmować, a ona żyła w odosobnieniu w boksie ustawionym na skraju stajni. Czy nie warto byłoby ją z tego uratować? Pozwolić samemu wybrać, którą drogą chce podążać. – Jesteś niczym szpital dla zbłąkanych dusz? Odrzuconych przez innych. Ty jednak w niej coś zauważyłeś. – Złapałem kilka kosmyków jej grzywy delikatnie w swą dłoń i spojrzałem w jej oczy. – Co takiego? – Ostatnie słowa wręcz przydusiłem, nie chciałem ich mówić na głos, to było pytanie skierowane do mnie samego. Kaiho przecież przed chwilą mi opowiedział swoją historię z nią, gdy Taiyofu nawet nie śniło sie, żeby pozostawić chłopaka samego w tarapatach, poświęcając pewnie własne zdrowie. Nigdy do nikogo nie potrafiłem się przywiązać. Gdy coś mi nie pasowało, to uciekałem w swój świat, zostawiając w tyle przykrości, lecz nie da się ciągle uciekać, więc i one w końcu mnie kiedyś dopadną. Może teraz? Gdy moja lekkość narzuciła na mnie swój własny ciężar. Chciałbym po prostu wiedzieć, kiedy widzisz to, że dany człowiek bądź stworzenie jest tym, z którym warto się połączyć. Co takiego sprawia, że widzisz w drugiej istocie coś więcej, niż kolejnego pionka stawianego na szachownicy twojego życia.

Polubiła mnie? Polubiła mnie. Nie byłem pewien, czy to prawda, lecz bardzo chciałem w nią wierzyć. To jak ta jedna myśl, której ktoś się uczepi i nie chce jej za nic wypuścić. Tak samo miałem w tym przypadku. Może to za sprawą Kaiho i jego więzi z nią, a może za sprawą tego, że poszukiwałem wciąż czegoś, na czym mógłbym całkowicie się skupić. Sam nie do końca wiem, czemu aż tak zależało mi na tym, aby nieznajomy mi koń, zainteresował się mną. Tylko to nie jest zwykły koń, prawda? To Taiyofu, partnerka duchowa Kaiho, w której jego cząstka się znajduje i emanuje wciąż gorącym żarem, pomimo wieku samej klaczy. Może to właśnie ta energia utrzymuje ją jeszcze przy życiu, to ona pozwoliła spłodzić ostatnie źrebię i przekazać dalej to, co dostała od chłopaka. Czy i na mnie kiedyś spłynie choć odrobina tego żaru? – To smutne, gdy na konia patrzy się jedynie w perspektywie tego, czy da radę wygrać wyścig, uszczęśliwić ludzi, a raczej ich sakiewki, i dać im udawaną radość. Gdy jednak nie są w stanie wciąż zadowalać innych, nikt nie zwraca na niego uwagi. Pozostawiają go samego w stajni, na pastwę losu i mijającego czasu, licząc na to, że może jeszcze kiedyś im się do czegoś przyda, będzie z niego jakikolwiek pożytek. Ale nie. Przecież więź to nie jest coś, co można łatwo naprawić. Raz złamana, taka już pozostaje, pomimo tego, że koń jeszcze choć raz będzie w stanie sprawić uśmiech na twarzy stajennych. Swym wygranym wyścigiem, sprzedaniem lub po prostu samym sobą. A on, niepielęgnowany, zatraca się. Nie tylko tracąc siłę swych potężnych mięśni, ale zatraca się w sobie. – Mówiłem to właściwie nie wiem do kogo. Do samego siebie? Czy to było wyrzucenie myśli, które tak zbierałem przez ostatnie godziny, a na które nie miałem siły? Nawet nie próbowałem ukrywać, że nie chodziło mi w opisie o konia, na których się przecież nie znam, ale o mnie samego. Czy gdybym zamienił się miejscami z klaczą, to cokolwiek by się zmieniło w odbiorze mnie przez innych? 

Nie chcąc jednak pozostawiać żadnych złudzeń, zwróciłem wzrok pierwszy raz od poznania Taiyofu w stronę Kaiho i uśmiechnąłem się, przymykając me powieki. Szczery, ciepły uśmiech. Dziękuję. I choć bardzo pragnąłbym to, i nie tylko to, powiedzieć, to przecież sam wiesz, że mówienie swych pragnień łatwe nie jest. A może jest? To po prostu ja mam jakieś dziwne wizje. – Szkoda mi jej, ale ty jesteś jej światem. To piękne. – Dodałem na sam koniec, co by tylko Kaiho nie pomyślał, ze poprzedni wywód również nie był o niej.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Pewnie wiele osób uznałoby to za śmieszną sprawę. Zabawną, że siedemnastolatek spoglądał na zdecydowanie starszego od siebie shinobi i myśli - co za krucha istota. Tatsuo nie był martwy w środku. Jego pozbawione błysku życia oczy nie były całkowicie puste. Wciąż próbował wyciągnąć się z tego, tylko chyba szukał w nieodpowiednich miejscach - taki wyrok teraz wydał młodociany Inuzuka, stojący przy boksie i opierający się ramieniem o drewnianą ścianę. Kiedy jego palce, ciepłe, nieco szorstkie od ciągłych treningów i przyzwyczajania ich do broni i lejców, przesunęły się po dłoni Dziecka Smoka myślał o tym, jak łatwo było uszczęśliwić człowieka. Jeszcze łatwiej było go złamać. Wyobrażał sobie niestworzone historie - nieszczęśliwą drogę życia chłopaka o czerwonych włosach, na którego dziwnie spoglądali czarnowłosi Uchiha. Kuriozum i fenomen. Osoba grająca na instrumentach dla pieniędzy i sprzedająca swój głos. Ludzi zawsze cieszyła muzyka, ale czy rozumieli przekaz pomiędzy nutami i wierszami? Drobny i niewielki Tatsuo wzbudzał poczucie potrzeby chronienia go. Ha! Myślał ten wielki! Kaiho sam był liliputem i to równie drobnym! Brakowało mu w barkach, jego twarz spokojnie można było pomylić z kobiecą - łagodne rysy, szpiczasty podbródek i wąska szyja. Miał też całkiem niezłe biodra - i to wcale nie wliczające się w męskie kategorie sylwetki. Tylko co z tego? Pierwsze spojrzenie na Tatsuo nie wtłoczyło w jego myśli tego poczucia, że ma przed sobą kruchą istotę tego świata, którą świat zaopatrzył w szybki umysł i cięty język, żeby przetrwała godnie. Dodała mu dodatkową broń - aktorstwo. Albo problemy z wyrażaniem własnych emocji - tego nie był pewien. W ten czy inny sposób składało się to na jeden wynik - ciężko było wyczytać z niego prawdę. Kaiho zafiksował się na niepewności, czy to, co Tatsuo mówi, jest dokładnie tym, co myśli. Z tego wzięła się też szybko irytacja. Ale teraz... Hmph. To na pewno też dar tego grajka. Cholerna naturo, jak wiele przymiotów włożyłaś w łapy Smoka? Kusił wiecznością, wabił swoim głosem i mamił swoimi mądrymi oczyma. Spokojnymi jak tafla jeziora między szczytami górskimi, bo tylko tam mogłeś zaznać pełnego orzeźwienia i oczyszczenia. Tylko jak tutaj dotrzeć do sedna sprawy, że Tatsuo naprawdę czuł, jakby usychał w swoim wnętrzu..? Ten zabawny sposób oddziaływania, ta śmieszna sprawa miała następujące koleje rzeczy - Smok zadrżał pod ciepłem Słońca, a Słońce zaczęło świecić, bo Smok dał mu sens istnienia.
Na tym polegała harmonia tego świata. O wiele piękniejsza niż wilcze łapy pasujące do ciała sarny.
- Jeśli coś się kocha, trzeba pozwolić temu odejść. Smutek pożegnań istnieje po to, żeby cieszyć się z ponownych powitań. - Uśmiechnął się szeroko. Ach, taki był zadowolony i szczęśliwy! Taki dumny! Przed oczami dział mu się cud i mógł obserwować najpiękniejsze istoty tego świata przed swoimi oczami! Uczące się siebie wzajem - zupełnie na nowo. W jego oczach tak samo łagodne i spokojne. Pozytywna różnica polegała na tym, że z Tatsuo można było porozmawiać. Czasami zapominał o tym, że to potrafi być (w rzadkich przypadkach) zaletą ludzi - nie ich największą wadą. Dobrze się czasem pozytywnie zaskoczyć i odbić od dna swojego rozczarowania. A już prawie przybił gwoździa, że no tak, znowu to samo. - Ona ma tutaj swoje stado i rodzinę. Jak miałbym spojrzeć jej w oczy, gdybym zabrał ją do swojego domu tylko po to, żeby była tylko moja? - Ludzie byli z natury istotami egoistycznymi. Rozumiał to. I bardzo dobrze też rozumiał, że człowiek też potrafił znaleźć swój balans. Trzeba troszczyć się o siebie, bo jeśli nie zadbasz o siebie samego - nikomu nie pomożesz. Trzeba zatroszczyć się o własne interesy, ale to nie oznaczało, że nie możesz też pomóc innym. Nie można było dać się zwariować temu światu. I nie można było dać sobie wejść na głowę innym ludziom. Inaczej rozbiorą cię na części i niczego nie pozostawią. Łatwo powiedzieć - trudniej zrobić. Kaiho wiedział - a i tak często wpadał w skrajności. Miał problem z zatrzymaniem się pośrodku, zwłaszcza jeśli poczuł, że... sam nie wiedział, co takiego dokładnie teraz poczuł. I co to za czar, który grajek na niego rzucił. Ale był całkowicie odurzający.
- Gdziee tam szpital. Jestem za ładny i za dobrze pachnę. - Wyszczerzył kły w uśmiechu. Nie, zdecydowanie nie był osobą, która przygarniałaby każdą zagubioną duszę... ale miał do nich ogromną słabość. Usilna potrzeba, by uratować tych odrzuconych, była czasem silniejsza od niego. Ale zazwyczaj po prostu wpadał jak śliwka w kompot. I jedyne, czego chciał, to zobaczyć coś szczerze dobrego w tych istnienia. Jak chciał widzieć szczery uśmiech Tatsuo. Tak, domyślił się, czym była ta aluzja. Ciężko nawet mówić o drugim dnie - była bardzo oczywista. Nie zamierzał jednak wpadać w filozoficzne, słodkie dysputy na temat życia i śmierci. Był szczerze przekonany, że Tatsuo był w nich mistrzem! Już się przecież przekonał. Ale poza tym był przekonany o tym, że czerwonowłosy przeprowadził już setki takich dysput. Pewnie nie raz pozostawiły one po sobie kaca moralnego i ciężkie westchnienia. Pewnie nie raz zostawiły w umyśle tylko pytanie o to, po co jestem i potrzebę wpatrywania się w błękit nieba, żeby spróbować znaleźć się na jednej z chmur i już nigdy nie dotknąć ziemi. O nie! Nie będzie tego na jego warcie. Na tej warcie stoimy na ziemi... a kiedy latamy - to naprawdę. Nie ulatując myślami w iluzoryczny świat, w którym można było w złudny sposób poczuć się lepiej. Tak, to prawda, świat był straszny i przerażający, a taki przerażający był właśnie przez ludzi. I ucieczka była najprostszym sposobem. Ale zazwyczaj dopiero po tym, jak zdecydujemy się zostać, widzimy prawdziwe piękno. Gdy zapada zmrok i boisz się wycia wilków, już się odwracasz - lecz nie! Nie tym razem! Zatrzymujesz się. I widzisz, jak księżyc wstaje i niebo na twoich oczach zamienia się w pościel usłaną z granatu i miliona gwiazd. Właśnie w takich momentach zapominasz nawet, że potrzeba oddychać. Twój własny moment przezwyciężenia własnego strachu.
- Potrafisz się do tego odnieść, co? - I porównać. Wiedział, że to, co powiedział, było bardzo śmiałe. Nie odważyłby się tak zgadywać, gdyby nie... gdyby nie wszystko. Brudne, brązowe pasma aury wydawały się otaczać Smoka ze wszystkich stron. To pewnie one nie pozwalały mu latać i sięgnąć po wszystko, czego pragnął. Chyba zgubił swą perłę. A cóż to był za smok, kiedy w pazurach nie trzymał tego świętego przedmiotu? Jego słowa, spojrzenia, drobne ruchy - wszystko składało się na obraz, który Kaiho układał w swojej głowie. Chciał to uwiecznić na płótnie. Tę chwilę. Ale nie chwilę smutku - wręcz przeciwnie. Chwilę, w której brudny brąz aury zmieniał się w jasne i kolorowe pasma. Łagodny uśmiech i łagodne spojrzenie. Sumę piękna, jaką potrafił sobą Tatsuo prezentować. Ponieważ to, co powiedział teraz, brzmiało nie jak myśl przeznaczona dla Kaiho - on ledwo zaznał łaski możliwości liźnięcia ułamka bogatego wewnętrznie świata Tatsuo. To brzmiało, jakby Tatsuo sam potrzebował wyżalić się klaczy, że chyba coś ich połączyło. I chociaż to połączenie nie było dobre, to może, jeśli tylko się uda, to razem z tego wyjdą..? Taiyōfū była żywym przykładem tego, że można być szczęśliwym, nawet jeśli życie porządnie cię skopało a wszyscy wokół odtrącili. Jeśli wystarczająco się starasz, w końcu pojawi się światełko w tunelu. Wiesz, co było sekretem ludzi, którzy go dosięgnęli? Że nie czekali na zbawienie boskie. Sami po światło sięgnęli.
- Tobie jej szkoda, a ona nie potrzebuje twojego współczucia. Wiesz, czemu? - Kaiho rozłożył ramiona. - Bo ta przeszłość sprawiła tylko, że jest silniejsza. A teraz jest szczęśliwa i zdrowa. - Ludzie lubili wyolbrzymiać historię. Kaiho uważał, że artyści w szczególności - bo takie ich w końcu zadanie! Przekazać emocje, ale przede wszystkim je wzbudzić. Jak już zresztą zostało powiedziane. - Coś tak czułem, że spodoba ci się jej historia. - Klacz zarżała i poruszyła łbem parę razy w górę i w dół. Słychać było uderzenie jej kopyta, niby lekkie, a brzmiało naprawdę głośno, w drzwi boksu. - Złamania są uleczalne. - Kaiho sięgnął do zasuwy drzwi boksu i otworzył ją. To nieprawda, że raz złamana istota taka już zostaje. Zostać może drobny ślad, zostaje wspomnienie. Ale złamania się goją. Zwłaszcza, jeśli masz pod ręką dobrego iryoninja. Ale z więziami... to prawda, że było o wiele trudniej. Czasami uleczenie takowego trwało wiele lat. I przede wszystkim wymagało chęci. Zaoferowania drugiej szansy. - Wiesz, co jest popieprzone z ludźmi i tym całym łamaniem i więziami? - Otworzył drzwi boksu i uniósł rękę, prostując ją. Przesunął ją w kierunku klaczy, a ta sama, spokojnie, cofnęła się w jego głąb. I nie poruszyła, kiedy Kaiho otworzył boks na oścież. - Ludzie zapominają, że czyn jednego świrusa nie można przeliczać na ogół. To, że ktoś cię okłamał i zostawił na pastwę losu nie znaczy, że zrobią tak inni. - Tatsuo pewnie to wiedział. Chyba. Może? Kaiho się uwidziało, że Tatsuo chyba nie ufał ludziom. Taką postawił teorię. I ponieważ jego mózg tworzył teorie dalsze, zaraz pojawiło się pytanie - dlaczego? No pewnie dlatego, że ktoś go zranił. Ale jak? No patrząc na to, co mówił, pewnie wiele osób. Pewnie ktoś go odtrącił. Rodzina? Ktoś chyba nie uważał, że się do czegokolwiek nadaje. Dziewczyna? Żona? Przyjaciele? Czerwonowłosy wyglądał na samotnika. O, to też ich łączyło. Bo Kaiho przecież też tym samotnikiem był. Wbrew pozorom. - Strasznie frustrujące. - Kaiho aż złapał głębszy wdech, ewidentnie przeżywając to, co mówi. - Z uprzedzeniami trzeba walczyć! Tatsuo! Życie trzeba próbować i smakować! - Otworzył szeroko ramiona, stając przed boksem. Klacz wydawała się całkiem zdziwiona tym, co wyprawia jej właściciel. - Inaczej człowiek kończy jako taki staruszek, co się nawet na konia boi wsiąść. - O! Złośliwość wrodzona! I wrodzona zaczepność. Z tym akurat ciężko mu było walczyć. To przez to, że zdecydowanie zbyt młodo nabiegł cynizmem do życia, ludzi i świata.
- Więc mam nadzieję, że wpakujesz swoje zgrabne pośladki na jej grzbiet. - Tyknął lekko palcem Tatsuo w pierś. Naprawdę leciutko. Pana Nietykalskiego. Nie chciał przesadzić z naruszaniem granic, ale dopóki nie widział żadnych intensywnych sprzeciwów... zamierzał tę granicę przesuwać. Maaalutkimi kroczkami! Jak z pięknym łabędziem, którego nie chcesz spłoszyć swoją obecnością i masz nadzieję, że cię nie dziabnie, kiedy wyciągniesz rękę do jego pięknej głowy.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Jeżeli coś się kocha, to trzeba pozwolić temu odejść? Nie, nie rozumiem tego i chyba nigdy nie zrozumiem. Czy nie na tym polega miłość do drugiej istoty, aby poświęcić dla niej wszystko? Zatracić się w niej, dać, co tylko możemy dać i liczyć na to, że ktoś lub coś po drugiej stronie odwdzięczy się nam. Nie zawsze te gesty będą bardzo widoczne, czasami to będą niewielkie ruchy, miłe słowa czy nawet zwykła pamięć. Ponoć, gdy ktoś o nas myśli, to czujemy to wewnątrz siebie. Czy to prawda? Chyba nigdy tego uczucia nie zaznałem, a może po prostu zbyłem je, myśląc o czymś zupełnie innym. Jak to ja - szybko zmieniam zdanie, a większość chwil traktuję jak ulotne wspomnienia, do których czasem wracam, samemu tworząc swoją historię. Pamięć chyba też nie była moją mocną cechą, taki już los. Jednak nawet gdyby ktoś miał powiedzieć mi, że skoro miłość polega na poświęceniach, to powinniśmy poświęcić siebie dla drugiej osoby, to jaki w tym wszystkim jest sens? W ciągłym walczeniu o to, aby było nam dobrze, byśmy nie czuli się zagrożeni, a co z drugą osobą. Czy ona wtedy naprawdę nas kochała, jeżeli odchodzi bez pożegnania? Nawet śmierć nie rozłącza ludzi i nie sprawia, że pozostajemy samotni na tym świecie. Choć to tylko historie jakich wiele w muzyce wygrywanej ku uciesze gawiedzi, spisane i opowiedziane przez kogoś, a ja je tylko zasłyszałem, dodając własne wyobrażenia, a nie przeżycia. To zadziwiające, jak bard może śpiewać o czymś, czego nie zna. Czy to podchodzi już pod kłamstwo, a może pod opowiadanie jedynie słodkiej nieprawdy? Jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, jeżeli nawet kłamstewko sprawi komuś radość, to przecież nic z tym złego.

Przebywając tutaj twój zapach raczej drastycznie się zmienia. – Szczerze się zaśmiałem. To takie fajne, lekkie uczucie, gdy ktoś przerywa napiętą atmosferę prostym tekstem, który może i wiele nie znaczy, ale pozwala odetchnąć, odbić się od myśli. Nie były to co prawda złe myśli, jednak co za dużo to nie zdrowo. Do tej pory to ja byłem tym, co opowiadał niepotrzebne nikomu wtrącenia, aby jedynie rozbawić tłum. Udawało mi się to albo, w zasadzie to głównie to, efekt był całkowicie odwrotny. Lecz jakie to fajne, gdy w środku zażartej walki o ostatni kufel piwa, wchodzisz ty i opowiadasz śmieszną anegdotkę, a ludzie, zdenerwowani tym, że im śmiałeś przerwać, jednoczą się koniec końców. – Ciężko mi go ocenić, ale do ładności to miałbym kilka uwag. – O nie, nie. Jak chodzi o ładność, to tylko jedna osoba może być ładna w tej stajni i na pewno nie będzie to Kaiho, choćby nie wiem, jak bardzo się starał. Nie mogę przyznać mu racji, choć w głębi duszy bardzo bym chciał. Nie może być przecież zbyt słodko i kolorowo, a na komplementy jeszcze przyjdzie czas, o ile uda mi się wyjść z tej stajni w jednym kawałku, a przede wszystkim w całkowicie nowym, ulepionym przez Kaiho kawałku.

Odszedłem krok w tył, umożliwiając chłopakowi dostanie się do boksu. Moja ręka mimowolnie spadła na biodro, tracąc łączność z klaczą. Jak to się mówi - niektórzy artyści po prostu grają czy malują, a inni potrafią zmieniać duszę. Z każdym słowem Kaiho przekonywałem się, że nie jest on prostym chłopakiem z prowincji, dającym ludziom po twarzy, kiedy się zdenerwuje, a potem uganiający się za dzikimi psami na swoim wierzchowcu. Choć... no dobrze, może i trochę taki jest, ale w głębi serca miał lekką duszę. Empatyczną, skorą do pomocy, a przede wszystkim jego słowa, które tak bez problemu wypowiadał z każdą sekundą, trafiały idealnie w punkt. Szkoda, że tacy ludzie jak on, wolą przebywać w swoim odosobnionym zaciszu, niż przebywać wśród innych. Choć może to jest właśnie problem? Osoby takie jak on, może nawet takie jak ja, choć teraz nie wiem, czy mógłbym wliczyć się do jednej grupy z Kaiho, o ile kiedykolwiek wcześniej bym mógł, nie zasługują na zwykłych mieszczan, niepotrafiących docenić piękna skrywanego w duszy, nawet jeżeli było ono ukryte pod warstwą dzikości, cynizmu i prostomówności. Trzeba walczyć. Trzeba? Działać, próbować, smakować. Tak, może i trzeba. Tylko to jest cholernie trudne, gdy do tej pory byłeś jedynie stojącym słupem. Starego konia ciężko nauczyć nowych sztuczek. 

Chłopczyku. – Ohoho, nie będzie mnie nikt staruchem nazywał. Gdy ty sobie raczkowałeś, wsadzając brudne łapska do buzi, ja już wygrywałem przepiękne arie ku uciesze... wszystkich! Tak, wszystkich. Co z tego, że może i tak większość była zainteresowana czerwoną pandą bawiącą się drewnianym kołem, ale przynajmniej coś robiłem, a nie robiłem pod siebie. No brak słów i brak szacunku do ludzi bardziej doświadczonych, a nie starszych. I choć starałem się zabrzmieć chociaż trochę groźnie, odstawiając swoje pogrążające myśli na bok, to pewnie nikt by się mnie nawet nie przestraszył. A szkoda! – Co ty mi tutaj będziesz wygadywać, czego ja się niby boję. Po prostu nie chciałem cię zawstydzać tym, że nawet w jeździectwie będę lepszy, ale skoro sam tego chcesz, no to bardzo proszę, ja się nie zamierzam ograniczać. – Gdy tylko chłopak mnie tyknął, od razu przybrałem jeszcze groźniejszą minę, kładąc swą rękę zbitą w pięść na biodrze, a zmrużone oczy skierowałem prosto w twarz Kaiho. I to z góry! W końcu jestem wyższy, to niech sobie nie myśli ten brzdąc, że będzie mi jeszcze cokolwiek wygadywał.

No tylko patrz. – Jak to na prawdziwych mężczyzn przystało, zakasałem swoje rękawy, zwijając je kilkukrotnie, aż wreszcie przylgnęły w miarę stabilnie do mych łokci i pewnym krokiem wszedłem do boksu. Nie bojąc się ani o pobrudzenie, ani zniszczenie ubrania. To jest dopiero prawdziwa siła. Ha, no, teraz pewnie mu jest głupio, że sobie tak mnie wyzywał, lecz będąc już coraz bliżej klaczy, mój poziom zdeterminowania spadał tak szybko, jakbym to ja się toczył bezwiednie ze stromej góry, tylko najważniejsze teraz, aby nie dać tego po sobie poznać. – No, no i co się tak patrzysz. Proszę mnie nie stresować. Najważniejsze jest to, aby ze spokojem wejść na konia, to wie każdy jeździec. Każdy, wiesz? Nie wiem, czy o tym wiedziałeś. – Co ja w ogóle gadam. Jednak teraz przybrałem pewną rolę, ktorą muszę odgrywać, a przecież w tej roli jestem dwukrotnym zwycięzcą zawodów konnych, konniczych... czy jakichś tam. – A to trochę zajmuje. Ty pewnie od razu wskakujesz na konia i łuhu, jedziem, a to ... to złe, o. Jednak jak chcesz, to możesz mi opowiedzieć, a ja chętnie ocenię twoje umiejętności. – I to jak chętnie. Kocham oceniać innych. Co prawda często negatywnie, ale taka już moja natura. Miałem jednak szczerą nadzieję, że faktycznie mi opowie o sposobie wejścia na konia, bo co ja mam zrobić? Wsadzić but między jej żebra i wejśc po niej? Przecież to okropne. Jak się mówi do koni, aby usiadły? Siad? Jak do psa? Chyba będę musiał to wypróbować, jak nie pozostanie inna opcja. Jeju, Taiyofu, weź współpracuj trochę i pokażmy Kaiho, kto tutaj naprawdę rządzi.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Każdy potrzebuje swojej przestrzeni. Byli ci, którzy bardziej łaknęli drugiego człowieka, jego oddechu, myśli i słów. Dotyk był wszystkim, a ciepła drugiej osoby nie dało się zastąpić niczym innym. Dla takich osób ludzie byli całym światem. Reszta była tłem. A jednak nawet oni potrzebowali niekiedy chwili ciszy i ukojenia. Chcieli się wyrwać od codzienności, spróbować czegoś nowego. Wziąć jedną walizkę, otworzyć drzwi i ruszyć przed siebie. Kupić bilet na dorożkę i dostać się na drugi koniec świata nie pytając, w którym kierunku ten koniec się znajdzie i co na nim zobaczy. Jeśli nie byłeś takim człowiekiem, który oddychał energią innych, to trafiałeś do wora osób, które potrzebowały o więcej czasu, żeby naładować swoją energię - w samotności. W takim worze był Kaiho. Mógł promienieć, dzielić się swoją mocą wyczuwaną podskórnie z innymi, jeśli tylko ktoś tego potrzebował, jeśli jego własny mechanizm ustawiony w głowie zaczął działać, napędzony wspólnym pragnieniem zbudowania czegoś lepszego w tu i teraz. Potem jednak musiał się zatrzymać. Poczuć dreszcz spokoju, kiedy twoje ciało zaczyna odtajać z ciepła i robi się wokół chłodno. Spokojnie. Cicho. Nie ma już ruchu, nie ma krzątaniny, tylko ty i twoje wyciszone myśli. Ładujesz się. Czym było więc odejście? Porzuceniem jej? Zapomnieniem? Nie. Widzisz, z tym, że trzeba pozwolić komuś odejść, jeśli go naprawdę kochasz, było jak z powiedzeniem, że przeciwieństwa się przyciągają. Nie chodziło o wpadanie w skrajności. Odejście nie oznaczało zagrzebania pod ziemią, nie musiało oznaczać spalonych mostów i nawet nie musiało być opuszczeniem drugiej osoby. Mogło być wyjazdem na tydzień. Mogło być pozwoleniem, by ta osoba zamieszkała w innym mieście czy domu po drugiej stronie ulicy. Jak rodzice kochający swoje dzieci - kochali je, ale wiedzieli, że kiedyś ich dziecko dorośnie i będzie musiało od nich odjeść. Na tym polegał ten etap życia. Tak samo było z przeciwieństwami. Ludzie zbyt sobie podobni potrafili szybko się sobą nudzić, albo negatywnie na siebie oddziaływali i wpływali. Czy Tatsuo dogadałby się z drugim Tatsuo? W pierwszej chwili pewnie tak. Przecież tak pięknie mówiłeś, tak ładnie potrafiłeś żartować i grać, że kontakt zostałby złapany. Co potem z własnym klonem? Czy nie drażniące byłoby to podobieństwo? Czy byłoby o czym rozmawiać, skoro wiedzę mielibyście taką samą, zainteresowania te same? Nie byłoby już nawet czego się uczyć od siebie wzajem. Tak i całkowite przeciwieństwa, choć w pierwszej chwili zderzone ze sobą przeżywały fascynację, wkrótce odkrywały, że są dla siebie równie destrukcyjni. Prostota tego rozwiązania leżała w temacie, który sam poruszyłeś - w harmonii. W tym, że pewne rzeczy naturalnie pasowały do siebie wzajem, nawet jeśli potrafiły być czasem okrutne. Potrafiły być równie łagodne i miłe. Nie trzeba odejść bez pożegnania. A jeśli już ta kochana osoba właśnie tak zniknęła - to jeśli łączyło was uczucie, czy nie musiała mieć ważnego powodu?
Może odrobinkę! Odpowiedział już samemu sobie w myślach, zbyt zajęty szczerzeniem swoich kłów. Gdyby miał ogon, pewnie właśnie stałby w sztorc - gotowy do zabawy i psot wszelakich. Ale go nie miał. Mimo dziwacznych cech wyglądu był całkowicie człowieczy. A ten śmiech..! Ten śmiech... Brzmiał jak szum wiatru w trawie. Przesuwający się dalej, ku dzwoneczkom wiszącym pod dachem. Dzwoniły delikatnie, ale ich dźwięk był odurzająco kojący. Balsam, choć nie mogłeś go nakładać bezpośrednio na rany. Ten balsam wypełniał całą duszę. Chwila, w której ten śmiech rozbrzmiewał była jak objawienie dla skupionego na czerwonowłosym towarzyszu Kaiho. Mógłby być właśnie najpochmurniejszy dzień tego świata, a on właśnie dojrzałby słońce. Tak łagodnie wychylone spośród ciemnej, zawiniętej na firmamencie kaskady chmur.
- Dobra, dobra, mistrzu, ty tu jesteś specjalistą. - Machnął ręką żartobliwie, od razu się poddając i ustępując pola. Głównie dlatego, że... wcale nie uważał się za ładnego. Nie lubił swojej urody. Nie lubił swojego odbicia w lustrze. Nie lubił tego, jak wygląda. Za to Tatsuo? Oo, tego nie mógł mówić na głos. Wolał nie. Porwałoby go to w dziwnym kierunku. Jak sam powiedziałeś - niektórych rzeczy lepiej nie wypowiadać, nawet jeśli ich...
Komenda "chłopczyku", a Kaiho prawie stanął na baczność, wpatrując się roziskrzonymi, żmijowatymi ślepiami w Tatsuo. Miał jego ciekawość, a teraz kupił jego uwagę. Choć zdecydowanie nie było widać w nim przestrachu. Za to wyglądałby jakby był gotowy właśnie zacząć bawić się w berka. Myknąć w prawo czy w lewo, gdyby nagle staruszek próbował go dorwać. Ha! O ile miał siłę! W końcu sam nie wytrzymał i się zaśmiał, widząc groźną minę i bardzo pouczającą postawę Tatsuo. Przede wszystkim słysząc jego dalsze słowa. Celniej jednak byłoby to określić jako: chichot. Mały diablik, co to wodzi na pokuszenie i dokucza. Tylko jakoś na drugim aniołka zabrakło, tak dla równowagi.
- Ach tak? A może to problemy z reumatyzmem? - Cokolwiek to było, ale babka ciągle na to narzekała łapiąc się za różne części ciała. Dziadek zresztą też. - To znaczy - oczywiście, że tak jest! Raczy mi panicz wybaczyć haniebne zachowanie. O ja zły i niedobry. - Przeszedł na bok, żeby zrobić miejsce, kłaniając się przy tym, ale znów w bardzo cyniczny sposób. Zaraz zresztą znów się wyprężył jak struna, prostując, kiedy Tatsuo wszedł do środka. Spojrzał tak z ciekawością na jego białe wdzianko i jeszcze instrument... Czy to się nie pobrudzi..? O dziwo czerwownołosy zdawał się nieprzejęty. Tak, to go zdziwiło! Znów w sumie. Kaiho tak spoglądał na tego Tatsuo, jak tak zawijał te rękawy, jak hardo podchodził... i jak tak troszkę zwoolnił... jak tak się zatrzymał i... i znów wybuchnął śmiechem, słysząc mądrości padające z jego ust. Nie, naprawdę - ten człowiek był świetny. Gdzie się taki rodzynek uchował (chociaż niech to może będzie coś smaczniejszego... suszona śliweczka na przykład?) i czemu tak długo trzymano go z dala od Kaiho? Zagadka. Na szczęście świat go już nie mógł dłużej skrywać. Dziękuję, Świecie. Chociaż jedna rzecz ci się udała w tych latach.
- Oczywiście, mistrzu, będę zaszczycony, jeśli zechcesz mnie egzaminować! Proszę tylko być świadomym, że nie przyjmuję żadnej oceny poniżej maksymalnej. - Uśmiechnął się znów arogancko. Tatsuo lubił oceniać, a Kaiho? Czy lubił być oceniany? Kto by nie lubił w czymś, w czym czuje się pewnie. Ale zaraz ten uśmiech zmienił się na trochę głupkowaty, kiedy znów nie mógł utrzymać śmiechu i w końcu prychnął. - Wiem, że szanowny mistrz jest pewny swoich umiejętności, ale ponieważ ja jestem początkujący, pozwoli mistrz, że przyniosę siodło. I nie będziemy obijać tyłka szacownego mistrza na gołym grzbiecie końskim. - Kusiło go przez moment, żeby podpuścić Tatsuo i puścić go tak... ale nie. Nie chciał, żeby się zraził.
Kaiho wychylił się z boksu z westchnięciem, ale to ten rodzaju westchnienia, kiedy po prostu łapiesz więcej tlenu. Rozejrzał się za jakimś stajennym i zaraz go zawołał - to nawet ten sam, który zakręcił się koło nich wcześniej. Polecił mu przynieść siodło i uprząż dla Taiyōfū oraz jakąkolwiek lonżę z kajecika jego rodziny i zaraz wrócił do środka.
- Akurat miałeś rację mówiąc, że najważniejsze to się nie denerwować. Konie są bardzo czułe i empatyczne, łatwo odbierają emocje. Nie martw się, Taiyōfū nie rozproszy odrobina zdenerwowania. - Poklepał klacz mocno po boku. - Jazda jest bardzo prosta. Koń przyśpiesza, kiedy zepniesz go piętami i zwolni, jeśli pociągniesz za lejcę. - Kaiho pokazywał punkty konia o których wspominał i jednocześnie wykonał delikatny ruch pociągnięcia, jakby trzymał właśnie uprzać w dłoni. - Nic gwałtownie i na siłę. Jeśli Taiyōfū nie zrobi tego, o co ją prosisz, lepiej powtórzyć kilka razy coś łagodnie, niż ciągnąć ją mocno, albo kopać. To ją wtedy boli i nie będzie rozumiała, co się dzieje. Skręca się również operując lejcami i nogami. Jeśli chcesz skręcić w lewo, ciągniesz za lewą lejcę i rozluźniasz odrobinkę prawą. Lekko też naciskasz ją prawą piętą. Proste. - W teorii - nawet bardzo. W praktyce? Z koniem takim jak Taiyōfū również. - Musisz trzymać się mocno nogami siodła. Na siodle zaciskasz uda i łydki. Wtedy nie spadniesz. - Aż się chciało powtórzyć: no banalne! Kaiho miał zupełnie inne podejście do koni niż 99% osób tutaj. Ale to podejście sprawiało, że niczego nie potrzebował - on szedł, a koń za nim. On się zatrzymywał - koń też. To był zupełnie inny poziom komunikacji. Dla niego te zwierzęta były rodziną. Ale był spaczony - przecież wychowywał się z ninkenem.
Kiedy wrócił stajenny ze sprzętem, Kaiho osiodłał całą klacz i wyprowadził ją z boksu, trzymając jej lejce pod szyją. Puścił dopiero, żeby ją obejść i podejść do Tatsuo.
- Stawiasz prawą nogę w strzemiono i wybijasz się z ziemi. Ręce tutaj. - wskazał na przednią część siodła. - Podciągasz się jednocześnie przy wybiciu. I po wybiciu lewą nogę przekładasz na drugą stronę. - Oczywiście mógł pomóc bardziej bezpośrednio i go podsadzić. Obaj byli karzełkami. Przecież kłęb tej klaczy był właściwie na wysokości ich głów! - Wziąć twoje rzeczy? Będzie ci wygodniej. - Kaiho zarzucił sobie na ramię lonżę, o którą poprosił.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Jakoś, jak już podszedłem do Taiyofu, to wszystko wydawało się coraz straszniejsze, nieprzewidywalne. Przecież ludzie nie giną w stajniach. Chyba? W sumie nie wiem, nigdy nie słyszałem, aby ktokolwiek zginął, ale sam Kaiho wspominał o tym, że przypadkiem lub nie, można wylądować pod jej kopytami, a to chyba nie skończyłoby się dla mnie dobrze. Sama klacz wydawała się faktycznie być oazą spokoju, nie wierzgała, nie rzucała się po boksie. Lata doświadczenia w niewoli pewnie sprawiły, że po prostu przyzwyczaiła się do swojego losu. Lepiej dla mnie co prawda, ale czy lepiej dla niej? Choć mała część duszy mówiła mi, abym ponownie zamartwił się o jej żywot, to jednak jego słowa, a przede wszystkim mój wewnętrzny strach powiedziały mi, nieco głośniej i dosadniej, że teraz muszę zatroszczyć się o siebie. No, niech i tak będzie w takim razie. – Wiesz. – Odwróciłem się na pięcie, spoglądając na Kaiho, a także na stajennego, którego ledwo udało mi się zobaczyć kątem oka za ramieniem chłopaka, niosącego cały osprzęt, przypominający raczej jakieś łańcuchy, bicze czy inne zbroje, zakładane przez wojowników do walki. Skoro Taiyofu nie jest ani koniem wyścigowym, ani rozpłodowym, a nie boi się dzikich psów... Nie, no przecież chyba nie może być tym no... jak się one. Koniem bojowym? Przełknąłem ślinę na samą myśl tego, że mogę być szkolony wbrew swojej woli, a za jakiś czas zaciągnięty do armii. Przecież ja bym się tam nie nadawał! I czym ja bym strzelał? No chyba papierowymi słomkami we wrogów.

A co ja chciałem... a no właśnie, chciałem mu nawrzucać. Przeniosłem swój wzrok na twarz chłopaka, nie chcąc widzieć nic więcej, niż tylko jego przestraszony wzrok. Taki ma być, no i zero sprzeciwu. – Ale ja nie potrzebuję twoich dodatkowych rad, tak? Już sobie ustaliliśmy, że ja z końmi to od dziecka jestem obyty. Niewiele osób wie, bo też nie lubię się przesadnie chwalić - sam rozumiesz, zawstydzanie ludzi nie jest tym, na czym by mi zależało, ale brałem udział w tworzeniu książki na temat jeździectwa! Yy... – Co. – No tej, wiesz której. Pewnie ją gdzieś tutaj macie, tylko ja nie chciałem, aby mnie jako autora uwzględniano. – Dobrze, Tatsuo, ogarnij się troszeczkę, bo to wychodzi już poza skalę. Chyba powinienem powrócić do zaprzestania odgrywania roli, która jakoś kompletnie mi nie idzie, skoro nawet tytułu książki nie potrafię wymyślić. Końskie wiatry, nie no, to dziwne trochę, a może... w głowie mi same końskie romanse i rozstania. Przecież to nie może być tytuł książki o jeździectwie. – Dobra. – Westchnąłem ciężko, nie chcąc już dalej się w to bawić, skoro nawet słów mi zaczyna brakować. – Po prostu no... po prostu i tyle. – Stanąłem z boku, opierając się ramieniem o drewnianą belkę, będącą rogiem boksu i patrzyłem na całe to przedstawienie. Ile tego sprzętu musi mieć koń! I on tak ciągle z nim jeździ? I ich to nie boli? Mnie już zaczyna boleć, jak muszę nosić jakieś proste kosze i najchętniej to bym je turlał po ziemi wraz ze sobą. 

Z każdym słyszanym słowem, które chłonąłem, jak tylko mogłem i z każdą sekundą mijanego czasu, docierało do mnie coraz bardziej, że przecież zaraz będę musiał pokazać swoje umiejętności jeździeckie, czy tego chcę, czy nie. Sam nie wiedziałem, czy naprawdę było mi to potrzebne, ale chciałem coś udowodnić sobie, a przede wszystkim Tobie. Pokazać, że jest we mnie coś więcej, niż jedynie pustka, którą teraz ładnie maskuję zielenią twych oczu. Coś tam ciągnąć, coś tam rozluźnić, skręcić, nie skręcić. Jeju, tak jakby koń nie mógł sobie iść tam, gdzie chce. Ja przecież mam tylko na niego wsiąść, a nikt nie mówił o jakiejś dalekiej jeździe.Co, moje rzeczy? – A, no tak, lutnia. Przerzuciłem ją przez ramię, chwytając mocniej w swe dłonie i spojrzałem na nią. Kompletnie o niej zapomniałem przez te ostatnie kilkanaście minut, a może nawet godzin. Ile ja tutaj w ogóle jestem? – Nie, nie trzeba. – Nie wiem, jaki zły bożek zawładnął mym umysłem, ale ścisnąwszy mocniej szyję instrumentu w prawej dłoni, zamknąłem delikatnie oczy, a samą lutnię rzuciłem w niedaleko znajdującą się kupkę siana, mając nadzieję, że nic się w niej nie zepsuje. Dopiero kilka sekund po rzucie, widząc, że chyba jest cała, a żadna struna nie straciła na swoim napięciu, mogłem z ulgą odetchnąć. – No, wszystko gra. – Uśmiechnąłem się pewny siebie. Ha, patrz, na co mnie stać! Nawet lutnię sobie potrafię rzucić. Kto by się tam przejmował nią... No, tylko jak się coś zepsuło, to będę musiał znaleźć namiary na twój dom, bo ja nowej ani nie wyrzeźbię, ani nie kupię. Szanujmy się trochę. 

Dobra, Taiyofu pora pokazać w końcu, jak to jest jeździć z prawdziwym jeźdźcem. – Poprawiwszy rękawy, podszedłem z lewej strony siodła i słuchając się tego, co mówił do mnie przed chwilą Kaiho, podniosłem prawą nogę i nie przejąłem się nawet tym, że właśnie kolano postanowiło mi strzelić. To przecież normalne i nie ma nic wspólnego z wiekiem. O boże, ale to jest wysokie. Przecież ja na samym podnoszeniu umrę. Wiedząc jednak, że dam radę, tylko dla pewności podniosłem nieco nogawki spodni, aby nie krępowały ruchów i z powodzeniem umieściłem nogę we wskazanym miejscu. No, a teraz... nie, co. Jak ja mam przenieść lewą nogę. Nad jej głową? Przecież będę siedział wtedy tyłem do... – A bo wy macie takie, takie inne siodła tutaj. Co teren, to obyczaj, trochę dziwny, ale się dostosuję. – Czując coraz wilgotniejsze ręce i czoło stające się nieco bardziej różowe niż zwykle, opuściłem nogę i szybko przebiegłem z drugiej strony siodła, będąc już pewien tego, co mam robić. No, tak pewien jak tylko mogę być. Złapałem, za cokolwiek mogłem złapać siodło, nogę teraz poprawnie umieściłem w strzemionie i co. I się podnoszę. – Yare, yare. – Dobra, weź się chłopie. Trzymając się mocno rękoma, napinając jak tylko mogę prawą nogę, podskoczyłem sobie kilka razy w miejscu na lewej stopie i w końcu hyc, do przodu.

I to tak naprawdę do przodu, bo zamiast przerzucić lewą nogę przez konia czy co się tam w ogóle robiło, to z powodu braku siły umożliwiającej mi tak mocne podciągnięcie się i wykonanie tych przedziwnych akrobacji powietrznych, to ja po prostu przeleciałem przez to siodło, czując, jak powoli tracę równowagę, chcąc utrzymać się na samym strzemieniu, więc, zamiast polecieć do tyłu i zrobić sobie krzywdę, wolałem już położyć się brzuchem na siodle, lądując teraz głową przy lewym boku klaczy. Mam nadzieję, że od tego upadku, dość błyskawicznego jak na mnie, nic Taiyofu się nie stało, ale teraz miałem chyba większy problem. Próbowałem zwisającą nogą wyszukać strzemię, które uciekło mi spod stopy, ale jedynie kopnąłem je raz czy drugi, aż zgubiłem kompletnie to, gdzie ono może być. Może odpadło? A to w ogóle możliwe? W sumie całkiem przyjemnie tak było. Plecy wystawione do góry, głowa skierowana w dół, a ja mogę obserwować każdy ruch końskich nóg. Jednak chyba powinienem stąd jakoś zejść. – No, u mnie się tak jeździ. Mniejsze obciążenie konia, bezpieczniej jest. Sam rozumiesz. Inna szkoła jeździectwa, trzeba się rozwijać. – Pobełkotałem coś pod nosem, mając nadzieję, że da się jakoś wybrnąć z mojej pozycji inaczej, niż spadając na głowę. – Tylko jej nie wypuszczaj. – Ani mi się waż Kaiho zostawić mnie samego z Taiyofu w tej sytuacji.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Strach ma wielkie oczy, a potwora spod łóżka boimy się tylko dlatego, że go nie znamy. Czy ktoś kiedyś próbował z nim porozmawiać? Podać mu dłoń? A może ten potwór tak nas ciągle nachodził, bo po prostu szukał przyjaciela? Dobrze się składało, że Taiyōfū też miała duże oczy. Jeśli ty masz oczy wielkie, a twój prywatny potwór również (żeby cię lepiej widzieć) to się chyba jakoś... ten...tegowało? Znosiło? Jak minus z minusem - w sumie dawały plus! To może tutaj też zadziała to na plus. Ludzie mieli skłonności bać się tego, czego nie rozumieją i nie znają. Nie było w tym niczego złego - według młodocianego Kaiho. Złe było dopiero to, jeśli ten strach nie pozwalał ci normalnie funkcjonować. Jeśli przez niego rezygnowałeś z rzeczy, które były prawdziwymi przyjemnościami. Ot - jak ty, który chciałeś zrezygnować z przejażdżki. Choć tutaj kumulowały się różne powody, nie jestem przekonana, czy strach był motywem przewodnim. Dlaczego jednak nie był zły? Ponieważ należał do naturalnych odruchów człowieka. Tak zostaliśmy skonstruowani i dzięki temu ewoluowaliśmy. Byli ci, którzy się bali wystarczająco mocno, żeby unikać niebezpieczeństw i ci szaleni, którzy tworzyli progress - pchali ludzkość do przodu i pozwalali jej uwieszać się na osiągnięciach tej jednej, szalonej jednostki, co zapomniała, czym jest instynkt! Skrajności, jak już zostało napisane, nie były jednak zbyt dobre. Dlatego dobrze było, jak niemal we wszystkim, zachować balans. Odczuwasz strach? Więc dlaczego? Czy jest powód do strachu? Tutaj na pewno był. Koń, nie ważne, jak spokojny, był nadal zwierzęciem. Nie ważne, jak oswojony. Zniewolony, jak twierdziłeś. I ciężko było zaprzeczyć. Bardziej smutne stawało się to słowo, kiedy uświadamiałeś sobie, że gdybyś wypuścił tego konia na wolność - zdechłby. Nieprzystosowany do niezależności nie potrafiłby sobie poradzić i się odnaleźć.
- Pewnie właśnie tej, której nie przeczytałem. - Śmiech tańczył w jego głosie. Ta książka, której nie przeczytał, ale która na pewno gdzieś tutaj była! Czy tu w ogóle były książki? Dobre pytanie. Tak przyzwyczaił się do tego miejsca, że pewne szczegóły mu umykały... ale kiedy tak się teraz zastanowił, to na pewno stało ich kilka na półce pod sufitem w siodlarni. O! Jeszcze w pokoju zarządcy był ich stos. Zwłaszcza dużo było tam pergaminów poświadczających o czystości krwi koni i... pewnie wszelakich innych, dziwnych papierków. Brrr. Mógł złorzeczyć na swoją rodzinę, ale chciał, ale zawsze, kiedy myślał o podatkach, rozliczeniach i... różnych innych rzeczach to nagle był im bardzo wdzięczny, chociaż o to. Taiyōfū też nie musiał sam utrzymywać. Po prostu... działo się to na rachunku jego rodziny. Dupa pełna. - Po prostu gdybym przeczytał tę książkę, to byłbym dobrym jeźdźcem, mistrzu. - Dokończył za czerwownołosego, bardzo ubawiony tym przedstawieniem. Zerowy był z niego aktor, dlatego nie potrafił, niestety utrzymać kamiennej miny i podążyć za przewodnictwem aktorskim Smoczego Pana. Gdyby nie był tak zajęty rozbawieniem tym wszystkim to pewnie byłoby mu chociaż troszkę żal.
Patrzył na Tatsuo po wyciągnięciu konia i właściwie już wyciągał rękę po lutnie. Wyobrażał sobie, że to bardzo ważna rzecz. Że jest do niej przywiązany. Że pewnie ma imię, a on sam przeżył z nią niejedną niesamowitą historię. Widział tylko jej górną część, ale ciekaw był, czy ma rysy i jak wygląda tak z bliska. Czy ciąży w rękach? Czy będzie idealnie wypielęgnowana? To, czym artysta tworzy, pewnie jest całym jego światem! Właściwie to sądził nawet, że ze względu na to Tatsuo nie będzie chciał jej powierzyć przypadkowej osobie, a on taką w sumie był. Stajennym chłopcem. Trzymanie jej zapewne było swojego rodzaju wyróżnieniem, a on tak bezczelnie i wprost o nią poprosił. Bez żadnej kurtuazji! Po prostu nie chciał, żeby się zniszczyła... Opuścił dłoń, kiedy Tatsuo powiedział, że nie trzeba i zacisnął na niej palce. Tak jak myślałem. Pomyślał. Nie czuł nawet żalu, szanował decyz... i wtedy lutnia powędrowała na siano, a Kaiho wyciągnął ręce w jej stronę, zrobił krok w przód i wybałuszył oczy. Chciał ją złapać! Ale ta już sobie leżała na sianku, cała i zdrowa. Gałki oczne prawie mu wyskoczyły z orbit, kiedy przeniósł w szoku spojrzenie z lutni na Tatsuo. Pokazał bezwiednie palcem na instrument i rozchylił usta, w oczach miał wypisane zdanie "ale na pewno wszystko w porządku?", którego jednak w końcu nie wypowiedział. Wyprostował się, zamknął dzioba i uśmiechnął, patrząc teraz na rudzielca w całkiem nowym świetle. No, no. Mały, ale wariat. Jak to czasami mawiali.
Szczęknięcie w kolanie było aż nad wyraz wymowne i doczekało się równie wymownego cmoknięcia i wrednego wyszczerzu na twarzy Kaiho jako jedynego komentarza, kiedy ten trzymał Taiyōfū, żeby czasem się nie ruszyła. Potem było już tylko lepiej.
Mimo całej chęci tego, żeby zachęcać Tatsuo i wspierać go, Kaiho po prostu nie mógł wytrzymać. Opanowywał się jeszcze, kiedy Tatsuo kręcił się koło tej klaczy, ale kiedy już przeleciał przez koński grzbiet to po prostu puścił lejce Taiyōfū i wybuchnął śmiechem, zginając się w pół. Stara, dobra klacz tylko obejrzała się za siebie, na swojego przyszłego jeźdźca, z jej gardła dobiegł krótkie i ciche rżenie. Ciężko powiedzieć, czy zachęcające do kolejnej próby czy będące dźwiękiem zażenowania. Albo w ogóle była to jakaś forma końskiego śmiechu. Kolejne zdanie Tatsuo tylko bardziej dobiło jego kiepskiego nauczyciela, który aż zatoczył się ze śmiechu na ścianę boksu, łapiąc za brzuch. Pod jego rzęsami, przy zamkniętych powiekach, widać było zbierające się łzy. Było już niestety trochę za późno na "nie wypuszczaj", ale kiedy Tatsuo to powiedział, to brunet odkleił się od drewna i sięgnął po lejce. W samą porę! Bo klacz uniosła nogę. Chyba uznała, że skoro już Tatsuo na niej SIEDZI to można ruszać! Ile tak będą stali!
- Oooo, na Susanoo..! - Odetchnął głęboko, ocierając przedramieniem oczy. Dotlenił się porządnie. - Fajny macie sposób jeżdżenia w tym depresjonowie. Taki idealnie dopasowany, "na porwaną księżniczkę". - Nie, zdecydowanie nie powinien się śmiać z biednego Tatsuo. Podpiął Taiyōfū lonżę i trzymając ją ciągle na ramieniu podszedł do Tatsuo. - Nogę przełóż przez jej tyłek. Podsadzę cię trochę. Podciągnij się rękoma o brzeg siodła w górę. Masz tam ten... wystający pierdzielnik. - Raczej nie było sensu nazywać rzeczy po imieniu. Pomógł mu znaleźć oparcie dla nogi na swoich dłoniach, żeby Tatsuo poprawił swój... profesjonalny siad. Takiej pozycji jeździeckiej jeszcze nie wiedział, ale hej! Co prowincja to obyczaj!
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Jak dobrze, że nigdy nie spotkałem potwora spod łóżka. Trudno byłoby o to, gdy na prawdziwym łóżku spałem może z kilka razy w przeciągu swojego życia, a on pewnie miał wtedy wolne. A strach jest bardzo potrzebny. To jedna z podstawowych emocji, jakie sobie wpisałem do swojego repertuaru aktora o imieniu Tatsuo. Och, to moje imię! Wszyscy pewnie chcieliby być wielce szaleni, robić to, czego jeszcze nikt nie zrobił, a potem haps zjada nas żmija, powoli w męczarniach zabija nas wykrwawienie się po spotkaniu z zabójczą leśną zwierzyną, a w najlepszym wypadku dostajemy omamy, halucynacje i niestrawności od trujących roślin, które ktoś przez pomyłkę użył jako smacznej jagódki do dosłodzenia swojej kolacji. Wszystko fajnie i pewnie to właśnie tacy ludzie, a raczej ich błędy, pchają nas do przodu, tylko po co ja mam się narażać? Postawi mi ktoś pomnik? Już widzę jak rodzina Kaiho wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze, aby wystawić nawet niewielką figurkę mnie z napisem na dole, że zginąłem próbując jeździć na koniu. No doprawdy bardzo odkrywcze. Mam chociaż nadzieję, że jak już taką kiedyś by chcieli zrobić, miejmy nadzieję, że nie dzisiaj, to wszystkie moje walory zostaną poprawnie ukazane. Nie zdzierżyłbym posiadania długiego nosa, bo jakiemuś panu architektowi omskłaby się ręka podczas dłutowania. No, to byłby koszmar, którego się szczerze mogę bać, a ten strach chyba faktycznie popchnie mnie do tego, aby jednak próbować nie umrzeć będąc stratowanym.

Teraz jednak emocją towarzyszącą mi w szczególności było zażenowanie. I to nawet nie moim zachowaniem! No może pośrednio to i tak, ale... jeju. Czy ten chłopak już nie może się zamknąć i przestać śmiać? Wcale nie zrobiłem nic aż tak głupiego! Nie chcąc mówić nic, bo żadne słowa nie uratowałyby mnie w tej sytuacji, starałem się utrzymać jakikolwiek balans, odwracając głowę w drugą stronę. Niech Kaiho nie widzi mojej delikatnie podrygującej od zdenerwowania powieki i wyrazu twarzy, który jednocześnie woła o ratunek, jak i wykazuje niebywałą wręcz chęć pozbycia się chłopaka z jego otoczenia. – No, powiem, bardzo zabawne. Ha, ha, ha. – Mógłby się wreszcie pośpieszyć, kiedy ja tutaj odlatuję i to wcale nie jest ten przyjemny odlot, który można mieć przy paleniu specyficznych ziół, lecz od tego trzymania głowy w dół zaczęło mi się po prostu robić niedobrze. Chociaż to pewnie przez ten ucisk na brzuch i to wszystko wina Taiyofu... No tak czy siak, nie marzyłem jeszcze do tej pory, aby zwymiotować pod konia na swojej pierwszej prawdziwej jeździe. Och, no w końcu. Czując, że moja noga przestała swobodnie latać w powietrzu, raz na jakiś czas uderzając w bok klaczy, dając jej pewnie znak do ruszania (hej, nie chciałem, przepraszam! przepraszam ciebie Taiyofu, bo Kaiho to nie mam za co), nie mając w sobie żadnych większych oporów jak przed chwilą, gdy wsadzałem nogę w strzemię, starałem oprzeć się swoją niewielką, ale jednak większą niż piórko, siłą, tym samym podnosząc się do góry, złapawszy wcześniej o skórzane pierdzielniki wystające tu i ówdzie. Dam radę! Powtarzałem sobie mentalnie, gdy samo podniesienie się na rękach do góry było już wyzwaniem, a co dopiero przerzucenie nogi nad klaczą. 

Udało się! Siedzę, żyję, patrzę do przodu, a nie w dół, a władza w oczach i głowie powoli do mnie wraca, lecz niemiłosierne zmęczenie i utrata chęci do czegokolwiek sprawiły, że nie miałem ni ochoty, ni siły do tego, aby siedzieć w tej niewygodnej uprzęży czy co to w ogóle było, udając, że wielce ekscytuje mnie jazda. I jeszcze ta niewygodna skulona pozycja! To ma być przyjemność? Żaden wiatr we włosach czy co tam w ogóle Kaiho wygadywał nie zaprzeczy mi temu, że to istna męczarnia. Ja to chcę się położyć spać, już przecież wsiadłem, tak? – Jesteś beznadziejnym stajennym. – W końcu miałem go ocenić, więc i oceniłem. To i tak bardzo dobra ocena, bo przecież na co mógł on liczyć? Na pochwałę? Jeszcze czego. Za to co zrobił, a raczej czego nie zrobił (bardzo słabe wytłumaczenie tego, jak wsiadać na konia), to powinien jakąś karę dostać. Co tam się im daje? Sprzątanie po koniach? Pewnie są to na tyle dziwni ludzie, że jeszcze by to ich cieszyło. 

To teraz chyba czas nadszedł na to połączenie czy coś tam. Nazwij to sobie jak chcesz, skoro i tak macie tutaj inne zwyczaje. – Nie czułem się zbyt pewnie, gdy to Taiyofu postanowiła sobie podskakiwać w miejscu, czy to ziemia się nagle zaczęła pode mną trząśc, czy też po prostu było to normalne uczucie delikatne podskakiwania podczas tego, gdy koń wreszcie ruszył. Toteż, nie myśląc wiele, choć starając sie nie narazić swojej nowej, lepszej przyjaciółce, wolnymi ruchami położyłem swe ręce na szyi mojego pięknego wierzchowca i z każdą sekundą, zjeżdżałem nimi powoli w dół, a wraz z rękoma obniżałem tułów, aż mógłbym się w miarę swobodnie położyć na niej, zatapiając swą twarz w jej grzywie. Czy postąpiłem źle? Ja to bym nie chciał, aby mi ktoś dmuchał we włosy muszę przyznać szczerze, ale jakoś też nie za specjalnie chciałbym, aby ktoś mi siedział na moich plecach, a ja miałbym go wieźć, więc w sumie to chyba nie powinienem robić takich dziwnych porównań. Mając nadzieję, że moje ręce nie są aż tak krótkie, starałem się odnaleźć je zaplecione wokół szyi, by móc złapać się dłonią o dłoń. Zawsze to jakoś bezpieczniej. 

Całkiem fajna jesteś, może nie będzie z tobą tak źle. – Odpowiedziałem, tak, odpowiedziałem w myślach Taiyofu, jednak te myśli całkiem przypadkiem ulotniły się w świat. To chyba przez to, że mimowolnie, leżąc sobie na jej szyi, udając, że nie czuję wbijającego się pierdzielnika w mój brzuch, zamykałem oczy z zamiarem wczesnej drzemki. Jakoś nadwyraz mocno zmęczył mnie ten dzień! Jak praktycznie każdy inny.To teraz co. Chyba trzeba zmienić pana Taiyofu, bo jakoś ładnie się nam współpracuje. – Uśmiechnąłem się z wyszczerzonymi delikatnie zębami, przekręcając wcześniej głowę w stronę Kaiho, licząc w głębi duszy na to, że przypadkiem nie wyrwę jakiegoś włosa z jej grzywy. Przecież ona by mnie wtedy zabiła na miejscu. Ja bym tak na pewno zrobił. No, może zabiłbym w mojej głowie, ale to byłoby już wystarczająco złe. – Ej. – Wraz z nadejściem nowej myśli, poczułem przypływ energii. To nie była taka dobra energia mówiąca hej, czujesz się świetnie, tak dalej, to raczej było coś w stylu zaraz umrzesz, uciekamy. Aż mnie to wybudziło! No naprawdę, aż otworzyłem oczy ze zdziwienia. – A jak się właściwie się schodzi na ziemie? – Przesunąłem delikatnie głowę, próbując zerknąć na moją odległość od bezpiecznego, niefalującego co chwila podłoża, lecz jak na złość wydawało się to być o wiele dalej, niż jakbym normalnie stał. I pewnie bardziej bym się tym przejął, gdyby nie fakt, że teraz było mi... dobrze. Dobrze na tyle, że pomartwić mogę się za pięć sekundek, jak jeszcze tylko chwilkę sobie odsapnę. Przecież Kaiho nie zepchnie mnie siłą... chyba.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Czy Kaiho uczył kiedykolwiek kogokolwiek jazdy na koniu? Odpowiedź na to była całkiem oczywista (chyba oczywista?) - otóż nie. Noo, może trochę. Próbował zachęcić Akimitsu do jazdy, ale jak też łatwo się domyślić (tutaj co do łatwości podejrzeń nie mam wątpliwości) nie poszło to za dobrze. Paskudny charakterek bruneta zrobił swoje. Akimitsu nie zrezygnował z jazdy zupełnie - skądże znowu! Po prostu znalazł sobie lepszego nauczyciela. Można mieć pasję, miłości i chęci. Można być w czymś fenomenalnym! A Kaiho jeździł fenomenalnie. Nie oznaczało to, że równie fenomenalnie przekażesz swoje umiejętności dalej. Dlatego nie wszystkim było pisanie zostanie mentorami czy nauczycielami. Oczywiście Inuzuka nie miał niczego złego na myśli i nie chciał źle. Koniec końców naprawdę się starał, a jego dogryzki i doczepki nie były wyzłośliwianiem się dla sprawienia Tatsuo przykrości czy właśnie zniechęceniu go. Dobrymi intencjami piekło brukowano. Co? Jak się go nie temperowało i nie było sprzeciwu od drugiej strony to się nakręcał. Przechodził do swojej codzienności, w której nie trzeba było milczeć i nie trzeba było flirtować z Samotnością. Wspaniała to była panienka, przyznaję, ale jak długo można robić maślane oczy do jednej..? Wszak życie trzeba smakować. Skoro tak, to póki młodość sprzyjała, nie powinno się przywiązywać zanadto do jednej pani! Inaczej skąd będziesz wiedzieć, że z inną będzie ci lepiej? Samotność miała jeszcze jeden problem, o którym nie mówiło się głośno. Znała się z rudą zołzą, wołali na nią Depresja. To chyba dlatego Kaiho widział w oczach Tatsuo tragizm - był jak jej uosobienie. Męski pierwiastek w całkiem żywym świecie. Może jej syn? Może tylko skażony jej dotykiem? Tak czy siak łatwo było do niej zawędrować za rączkę z tą bardziej niewinną dziewczyną, którą wybrałeś na początku. Burzy czerwonych włosów łatwo dać się zauroczyć. Były takie intensywne. Odzwierciedlenie pragnień o tym, jakie chciałbyś mieć życie.
Przez natłok pozytywnych emocji nawet się za bardzo nie skrzywił, kiedy spojrzał na swoje brudne łapska od podeszw butów swojego ucznia. Otrzepał je i rozejrzał się za czymś, w co można by je wytrzeć, ale tak średnio było coś takiego na miejscu. A niszczyć swoje piękne ubranko..? Hm... Niby się spierze. I takim sposobem przeciągnął dłońmi po długości swojej czarnej kamizelki. No trudno. Jakoś to będzie. Przecież służki nie będą darły twarzy, że mają więcej roboty, niż zwykle - akurat Kaiho, mimo tego, że uważał akurat na swoje ubrania jak i biżuterię, jaką nosił, często wracał upaprany przez swoją nadpobudliwą naturę. Nie zawsze kończyło się to tak fortunnie, że uderzając większego od siebie kończył bez szwanku. Jak na ninja nie był szybki czy silny. Ratowały go tylko wyczulone zmysły przed niektórymi niefortunnymi wypadkami. Te jednak rzadko mogły uratować przed kimś szybszym, kto właśnie wywalał ci gonga w twarz. Blizna na oku mogła być dowodem na to, że kiedyś był O WIELE za wolny.
- Żeby tylko stajennym. - Rzucił z typowym smirkiem na twarzy. W ogóle nie widział swojej beznadziejności! Był bardzo zadowolony i dumny, bo oto jego uczeń siedział na koniu i to nawet nie wsiadł zadem do przodu! Akimitsu właśnie to zrobił. Ale byli wtedy jeszcze naprawdę dzieciakami... można sobie tylko wyobrazić, jak kiepski WTEDY był Kaiho w przekazywaniu wiedzy! Przyjął więc ocenę bez świadomości tego, że była ona całkowicie poważna i że powinien bardziej skupić się nad ułomnością własnych możliwości w komunikacji. Potem na pewno to do niego dotrze, ale teraz był zbyt zaaferowany i rozradowany. Wokół niego powinny latać światełka i gwiazdki, a poza tym idealnie pasowałaby złota otoczka światła bijąca z jego sylwetki. Przesunął się w stronę głowy konia i spojrzał wielkimi oczyma na Tatsuo. Właściwie to... chyba czekał. Ale na co? Na to połączenie? Gdyby go zapytać, to nie potrafiłby powiedzieć, co właśnie robi. Ale się gapił. Przynajmniej już się nie śmiał z biednego nowicjusza na końskim grzbiecie. Pozwalał chwili trwać. Zatrzymać się w tych sekundach, które tutaj spędzali. W momencie, kiedy ciepło konia, jego spokojny, miarowy oddech, ciche parsknięcie, zlewało się z uderzeniami serca Tatsuo i jego własnym oddechem. Tak, dla niego zdecydowanie to było połączenie i nie było się z czego śmiać. Wręcz uważał, że nie powinien tego przerywać. Miał jedynie nadzieję, że mężczyzna naprawdę czerpie z tego przyjemność.
- Ha! Zmieniać pana, patrzcie go... - A to wredzioch! - Jednak prawdę mówią, co rude to wredne... - Nie mówił oczywiście poważne, zresztą dla niego takie przerzucanki były całkowicie stymulujące. Zachęcały do tego, żeby się dalej bawić i były dla niego sygnałami, że nie przekroczył granicy i mógł się czuć swobodnie. Bo, o tak, jednak nachodziło go zastanowienie, czy nie przeciąga za mocno struny. Mimo wszystko nie był pewien co do tego, co Tatsuo lubił, czego nie lubił, co mu przeszkadzało, denerwowało, a co bolało. Oprócz brzucha od tego pierdzielnika. - No co tam, mistrzu? - Przydomek mistrza już chyba przylgnie do niego na zawsze w myślach Kaiho. Wielki mistrz, co napisał tą tamtą książkę, która jak nic znajduje się w tutejszych zbiorach. I w ogóle WSZYSTKICH zbiorach, bo taka popularna była. Już miał ruszać do przodu, z lonżą, wyprowadzić klacz i Tatsuo na zewnątrz, na padok, ale to "ej" zwróciło jego uwagę i zatrzymało. Pytanie zresztą było takie nagłe, że nawet nie odpowiedział od razu. Był moment przetwarzania informacji, mrug mrug oczami i dopiero potem lekkie wygięcie kącika ust w bok. - Łatwiej, niż się wchodzi. Wyciągasz nogi ze strzemion. Przekładasz jedną nogę znów nad zadem, tylko odwrotnie do wchodzenia. I jesteś na dole. - No proste! Przecież, że proste! W sumie to... teraz sobie Kaiho przypomniał, że przecież mają tutaj drabinki do wsiadania. Mógł Tatsuo taką skombinować do wsiadania... no ale nic! Czego oczy nie widziały, tego sercu nie żal! Za to Kaiho szerzej się uśmiechnął do swoich myśli. Ale wyjdzie z tego psikus, jak do zsiadania taką przyniesie... niecelowy. Przypadkowy. Dlatego taki zabawny. - Potem będziesz się tym martwił! Teraz łap za lejce! O, patrz, tak powinieneś je trzymać, wtedy nie obetrą ci tak rąk i masz lepszą kontrolę... - Znowu cofnął się do Tatsuo i pomógł mu ułożyć palce, pokazując też, jak powinny być napięte, jak ułożyć nogę, na czym polegał fenomen dociskania boku konia... i wszystkie te inne rzeczy, z którymi jakoś łatwiej się po prostu jeździło. Ale krótko i na temat. Żeby nie zamęczyć czerwonowłosego bardziej niż już był zmęczony.
- Potrzymam ją na początek na sznurze, żebyś poczuł się pewniej. Chyba że chcesz od razu samemu kicać? - Tak się tylko upewnił, bo może akurat Tatsuo nabrał całkowicie nowego animuszu, kiedy już na konia wsiadł? Tak czy siak - mogli już ruszyć na zewnątrz!
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Czyżby Kaiho był typem osoby niestałej w uczuciach? Życie należy smakować. To chyba nie byłby w takim razie dla niego problem, jeżeli dowiedziałby się, że Tatsuo jednego wieczorka spotyka się z Panią Samotnością, a innego z jej siostrą Depresją. W końcu skoro jedna o drugiej się nie dowie, to chyba żadnego problemu nie ma, prawda? A jak wiadomo, im dłużej z kimś siedzimy, tym coraz bardziej przesiąkamy jego zachowaniami i nawet nie spostrzeżemy kiedy będziemy zachowywać się jak nasz kompan. Mam tylko szczerą nadzieję, że za długo w takim razie w tej stajni nie pobędę, bo choć Taiyofu bardzo lubię (no chyba), tak nie wiem, czy zimna woda z rzeki nadałaby się do sprania zapachu stajni. Nawet u mnie w stodole było lepiej! Pachniało tylko czymś zepsutym, czego jeszcze nie udało mi się zlokalizować, ale to kwestia czasu przecież, jak zarobaczałe jedzenie dostanie własnych nóg i wyjdzie z ukrycia, a ja nie będę musiał się nawet tym przejmować za bardzo. Niektórzy na tym świecie nie mają służek, no ale tak to już jest, aby ktoś je miał, ktoś inny musi wykonywać ten nieszczęsny zawód. Ciekawe czy Kaiho dobrze płaci? Może byłbym w stanie zdobyć więcej złotych monet tak niezbędnych mi do przewalenia na byle co niż na zbiorach winogron. Trzeba będzie się tym kiedyś zainteresować. – Rude to wredne, oj, oj. Bardzo mi z tego powodu przykro. Ostatnio nawet myślałem, czy nie spróbować zmienić koloru włosów. Ponoć, gdy wchodzi nowy rozdział w życiu, to kobiety wkładają głowę w trawę i się zmieniają. Interesujące. – W trawę? W sumie to nie wiedziałem, jakby to miało wyglądać, bo tyle już leżałem w różnych krzakach i innych łąkach, że powinienem mieć tęczową głowę, a takiej nie mam. Może trzeba po prostu mocniej smarować głową po różnych kwiatkach i innych rzeczach? Tak to jest, jak człowiek się nie zapyta, tylko usłyszy dwa przypadkowe słowa i sobie dopisze do nich historie.

Spodobało mi się nazywanie mnie mistrzem. Mistrz Tatsuo, znany wśród wszelkich krain, a każda kobieta wzdycha do jego pieśni, a każdy mężczyzna śpiewa jego hymny, idąc w bój za ojczyznę. Noo, to by było coś. Może i w jeździectwie nigdy tak wysokiego poziomu umiejętności nie osiągnę, ale to nic, mogę żyć we własnych fantazjach, podsycanych przez słodkie słówka ze strony Kaiho. Byle tylko się nie zapomniał i nie odkrył tego, że ja średnio potrafię jeździć... Co ja plotę, na pewno już to odkrył, kto by w ogóle uwierzył w to, że w innych miejscach świata jeździ się bokiem na koniu. Ech. Westchnąłem cicho, a delikatny podmuch wiatru powiał grzywę Taiyofu, która teraz wpadła mi na oczy i zasłaniała cały świat. I tak może być. Ciemno, ciepło, niewygodnie. Prawie jak w domu. Wyciągasz nogi ze strzemion? Wpierw trzeba byłoby je w nich mieć. Jakoś nie spodobało mi się to, że muszę ciągle siedzieć przykurczony. Nogi mnie już zaczynały boleć, stawy dawały znać o swoim zużyciu, a w ogóle w pozycji leżącej to lepiej byłoby nogi dać wyprostowane na zad konia. Tylko tak trochę niemiłe by to było, to już się powstrzymałem. – To ja może tutaj sobie poleżę do końca. Taiyofu pójdzie spać, to ja też się akurat prześpię w boksie. Chyba że będę musiał wam płacić za spędzenie nocy w stajni? No... wtedy to byłyby komplikacje. – Masakra z tymi ludźmi. Powinni jeszcze się cieszyć, że mogą gościć mistrza. Gdzie jakieś tace z różnymi serami? Zjadłbym ser...

Słysząc, że chłopak chyba do mnie mówi, że mam coś tam łapać, podniosłem głowę, mrużąc delikatnie oczy od Słońca atakującego moje przyzwyczajone do lekkiej ciemności grzywy Taiyofu oczy i mimowolnie pochwyciłem skórzane linki w moją prawą dłoń i podniosłem je na wysokość głowy. – Aha. – Czy ja naprawdę mam się podnieść? Siedzenie jest takie niewygodne... Z drugiej strony zgodziłem sie na to, że będzie mógł mnie uczyć. A z trzeciej strony, to ja w sumie ... Nie wiem no, dziwne to jeżdżenie na koniu. Mój kontakt ze zwierzętami do tej pory ograniczał się do tego stopnia, że koty łaziły sobie pomiędzy moimi nogami, skubiąc mi buty, bo chciały dostać moje jedyne jedzenie, jakie sobie zapracowałem w ciągu dnia. No i co zrobiłem? No i tak się z nimi podzieliłem, aby mi już dały święty spokój. Taiyofu jest fajna, nie żebym tak nie myślał, ale nie czułem się w pełni przekonany do tego, aby jeździectwo było tak ekscytujące. Może to po prostu te początki? W końcu ja nawet sam z siebie się nic nie zaangażowałem w ten trening. Siadłem i się położyłem. Jakby ktoś mi tak zrobił, gdybym starał się go uczyć grania na instrumencie, to pewnie... no, nie powiedziałbym, żebym się zdenerwował, bo pewnie sam bym wtedy usiadł i się położył, ale może, jakby to był dzień, w którym akurat coś by mi się chciało, to bym się zdenerwował! I nawet... nawet głos podniósł! No, tak by było, nikogo nie kłamię. Nie obetrą mi rąk. Ten chłopak to chyba już do reszty zwariował. – Jak już miałbym wybierać, co mi się obetrze, to jednak wolałbym tyłek niż ręce, sam rozumiesz jak to jest. No dobra no, już. – Opierając ręce na szyi klaczy, podniosłem się powoli do góry, starając się nie spaść z niej, a moje nogi szukając oparcia, mimowolnie ponownie znalazły się w strzemionach. Czuję się, jakby miały mi zaraz odlecieć. Przejechałem kilkukrotnie lejce, aby sprawdzić, z jakiego materiału są wykonane i no... może nie będzie tak najgorzej. Przecież ja mam je tylko trzymać, tak? No to, wyprostowując się jak mogłem, chwyciłem je delikatnie końcówkami palców. A reszty to jakoś nawet nie słuchałem. Noga tu, noga tam, no będę ruszał tą nogą no już już.

Problem tylko był taki, że ja chyba naprawdę mam jakiś lęk wysokości, a może to po prostu lęk przed nieznanym? Gdy sobie leżałem, czułem, jak całe moje ciało ma oparcie w klaczy, a teraz jedynie moje siedzenie, balansujące na nierównym jej grzbiecie. Wziąłem głęboki oddech i poruszałem głową na boki, by zrzucić włosy z czoła. Jak już mam umierać, to chociaż chciałbym zobaczyć jak umieram. Mógłbym wtedy to opisać dla duchów w zaświatach. Kto wie, może moim celem będzie chodzenie między mieszkaniami i śpiewanie ludziom do okien o mojej tragedii? – Kicać? Sam? – Zamrugałem delikatnie oczami, mając nadzieję, że to tylko jakiś nieśmieszny żart. – Mój drogi chłopcze, jeżeli mnie wypuścisz, to będziesz miał staruszka na sumieniu. – Przecież serce mi wysiądzie! Może i z twarzy starałem się wyglądać na kogoś pewnego siebie, ale słyszać, jak metalowe strzemię co chwila lata uderzając inne części siodła, których nazw nie znam, trudno było ukryć moje zdenerwowanie. – A ja już znam sztuczki, jak męczyć ludzi po śmierci. Brak snu to będzie twój najmniejszy problem. No, dobra. Prowadź, trzeba zobaczyć, jak sobie radzisz z e... no... tym no wyprowadzaniem koni. – Machnąłem głową, dając swojemu stajennemu znak, że jestem gotowy. Wcale nie jestem, ale przecież siedzę sztywno jak kłoda, nogi mi latają, a ręce coraz mocniej zaciskają się na lejcach, odbijających się na moich dłoniach. Jest super. Brakuje mi tylko sztucznego uśmiechu wskazującego moją niebywałą radość. – Jak sobie radzą początkujący? Pewnie nawet wsiąść na konia nie potrafią, ale to zrozumiałe, zrozumiałe... – Jak się okaże, że sobie skaczą, biegają, fruwają czy co tam te konie robią, to się zdenerwuję. Nie mogę być lepszy od jakichś... prostych jeźdźców.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Czym była niestałość w uczuciach? Banalnym lataniem z kwiatka na kwiatek? Braniem jednej kobiety, by szybko się nią znudzić i biec do następnej? Jeden z tych typów, który spędzał z piękną damą noc i potem wychodził rano po fajki. Nigdy nie wracał. Taki obraz pasował do Kaiho? Na pewno pasowało to do jego słów, że z życia trzeba czerpać. Z Samotnością i Depresją był jednak znacznie większy problem, bo to nie ty wybierałeś sobie panienki. Wszystko zaczynało się od pierwszej miłości i potem byłeś prowadzony za rączkę. Stałeś przed tą rudowłosą pięknością zwaną Depresją zanim zorientowałeś się, że robisz błąd. A kiedy już przed nią byłeś, ciężko było zawrócić. Wtedy już obie cię trzymały. Szeptały do uszu rzeczy zrozumiałe i niezrozumiałe. Przekonywały o tym, że nie ma odwrotu, że nie masz sił i brak ci chęci. Zostań, odpocznij. Posiedź. Zapomnij o tym wszystkim, co działo się za twoimi plecami i o świetle, które kiedyś było bardzo czułe i ciepłe na twoich policzkach. Teraz masz Je - Dwie Siostry, zawsze nierozłączne. Dzielące się swoimi zdobyczami. Nie były pazerne. Nie trzymały na siłę, jeśli tylko miałeś wystarczająco woli i chęci mogłeś obrócić się i odejść. Niestety większość nie mogła zrozumieć, że właśnie tych chęci potrzebowali. Pozwalali się owijać w kokon własnych bezsilności i słabości. Braku woli do tego, żeby jednak coś w tym życiu osiągnąć, skoro wcale nie było takie długie. Ale pytanie o to, czy Kaiho był stały czy może nie pozostanie bez odpowiedzi. Na pewno potrafił je szybko zmieniać, o tak. Uczucia - nie kobiety. Z rozczarowań do radości, z radości do jeszcze innych bodźców. Dopiero potem odkrywał, jakie to wszystko potrafiło być męczące.
- Nie zmieniaj. Masz piękne włosy. - Spojrzenie kontrolne, czy to, co mówi Tatsuo jest na poważnie czy też nie. Że mu przykro i że zamierza się farbować i że... co? Jaka znowu trawa? - Z tą trawą to taka ściema czy już na serio? - Spojrzenie kontrolne wiele nie dało, bo nie potrafił teraz powiedzieć, czy to kolejne gierki słowne ku własnej (i wspólnej) uciesze, czy też jednak już przeszliśmy na całkowicie poważne rozmowy. A ta trawa akurat brzmiała naprawdę dziwacznie. Nigdy jeszcze nie widział, żeby jakaś kobieta paradowała z trawą we włosach, chyba że akurat wytarzała się na łące. Niekoniecznie jednak świadczyło to o jakichkolwiek zmianach w życiu. Chwila, jasne, mogła zadecydować o wielu latach w przód. Bywały takie chwile, że... heh, zapierały dech w piersiach.
- Spać w stajni? Zaczynamy dopiero jazdę, jeszcze nawet cię nie wytrzęsło porządnie! - Kaiho zrobił bardzo sceptyczną minę, co do tego, co właśnie usłyszał. Nie żeby nie wiedział, że byli tacy, co spali gdziekolwiek tylko było schronienie. A akurat ta stajnia była bardzo zadbana. Boksy też - ale nadal były boksami koni. Może od razu po wymianie sianka... ale nadal Kaiho by się nie pokusił. Nawet jeśli ten zapach mu nie przeszkadzał to gdyby miał tu spędzić całą noc... ygh. Drażniłoby go nawet to, że rankiem przyszedłby prawdziwy stajenny i zaczął oporządzać boksy, dawać koniom jeść i pić. Hałasy i odgłosy obcego otoczenia nie brzmiały jak muzyka, którą chciałby słyszeć nocą i z samego rana. A na pewno nie chciałby być przez nie obudzony. Prychnął jednak na te komplikacje i płatność za nocleg, uznając, że te słowa już jawnie potwierdzały, że Tatsuo sobie po prostu jaja robi. Nawet nie podejrzewał, że ten utalentowany człowiek nie koniecznie zbijał kokosy i nie miał świetnych warunków do życia i trwania. Nic dziwnego, że potrafiło go zagonić w przeróżne zakątki Wietrznych Równin, skoro nie było żadnego domu, który by go przy sobie na dłużej zatrzymał. Do którego byłby sens wracać.
Przyjrzał się dłoniom rudzielca, kiedy był tak blisko. Rzeczywiście - były zadbane. Gładkie. Ciekawe. Tak wyglądają dłonie artysty? Wszyscy mówili, że jego ojciec też... ach. Nic dziwnego, że Tatsuo chciał o nie zadbać. Na szybko przesunął się po własnych myślach, czy czasem nie było gdzieś rękawiczek, które mógłby... "pożyczyć". Ale wyparł prędko ten pomysł z głowy. Nawet jeśli chciał, żeby Tatsuo się dobrze bawił, to nie zamierzał teraz latać i szukać kogokolwiek, kto by był chętny zdać swój jeździecki sprzęt na godzinę czy dwie. Podczas całego tego tłumaczenia nawet nie zauważył, że Tatsuo poświęca mu uwagę znikomą - bo żadną. Dopiero pod koniec, kiedy trochę zwolnił i spojrzał znów w górę, miał wrażenie, że ten odleciał myślami. Na takiego wyglądał. Ciekawe dokąd?
- Mistrzu... na pewno chcesz się nauczyć jeździć? - Zadał w takim wypadku to bardzo istotne pytanie. Przecież nie zamierzał człowieka zamęczać. Poczuć coś nowego a nauka... To pierwsze wcale nie wymagało tego drugiego. A po co w zasadzie się męczyć? Zupełnie nie o to w tym wszystkim chodziło i nie do tego chciał dążyć. Przyglądał się przez moment uważnie czerwonowłosemu, zanim ruszył do przodu. Nawet nie pociągnął lonży - klacz ruszyła, jak pies, krok za nim, kiedy znalazł się przy jej głowie. - Spokojna twoja rozczochrana, mistrzu! Twój młody uczeń chociaż do jednego się przyda i potrzyma ci konia. - Tatsuo nie mógł tego zobaczyć, ale Kaiho znów się uśmiechnął szeroko. - Początkujący? Hmm hmm... A pojęcia nie mam. - Wzruszył ramionami. - Za dzieciaka próbowałem tylko namówić do jazdy mojego brata, ale nie miałem do niego cierpliwości. To sobie poszedł i znalazł lepszego nauczyciela. - A w sumie jak radzili sobie inni w stajni..? Kaiho często w końcu zawieszał oko na różnych osobach, które jeździły czy też przewijały się przez stajnię. Gdyby tylko chciał, poznałby tu całkiem sporo osób. Zresztą poznał tu pewną ładną panienkę pewnego razu... ale to temat na inny raz! Za bardzo nawiązujący do zastanowienia, czy Kaiho jest stały w uczuciach czy też nie. - A tak poza tym... no to... jeżdżą sobie, jedni lepiej, inni gorzej. - Mało to konkretne, ja wiem. Ale i nie potrafił się jakoś konkretnie do tego odnieść. - Niektórzy to po dziesięć razy próbują na konia w ogóle wejść, więc chyba nieźle ci poszło! - I tu akurat nie żartował. Nie nawiązywał nawet do tych, którzy wsiadali pierwszy raz. Często widział, jak osoby, które wielokrotnie jeździły miały z tym problem. I kombinowałyy! Jak... koń pod górkę.
Przyjemne ciepło słońca zalało dwójkę shinobich, kiedy klacz została w końcu wyprowadzona. Kaiho zaprowadził ją w kierunku wolnego padoku... ale jego wzrok skierował się na te otwarte, zielone doliny. To, co chciał Tatsuo pokazać... przecież nie pokaże mu tego prowadząc konia po wybiegu. Spojrzał na lonżę. Obejrzał się na Tatsuo. Jego wzrok zjechał na łeb Taiyofu, który pogładził. Dobry koń. I ruszył dalej... ale minął bramkę prowadzącą na wybieg. Za to skierował się prosto do bardziej oddalonej bramy - prowadzącej na tą wolną, nieograniczoną niczym przestrzeń, która go wołała do siebie i opowiadała słowami wiatru przepiękne wiersze i historie.
- Mam świetny pomysł, jak nie zanudzić cię na śmierć jeżdżeniem w kółko i pokazać, dlaczego jazda jest warta zachodu. - Czy to brzmiało przekonująco? Jakbym to usłyszała od Kaiho... to pewnie bardziej bym się bała niż była uspokojona. Chłopak otworzył furtkę. Klacz uniosła wyżej głowę. Oddychała mocniej, a jej uszy przesuwały się w jedną i drugą stronę. Ona również czuła ten zew. Kaiho odczepił lonżę i zawiesił ją na płotku, za to przytrzymał lejce - tak, żeby Tatsuo czuł się bezpieczniej, że o nim nie zapomniał i jego komforcie! Potem podszedł do boku konia i spojrzał na Tatsuo. - Nic ci nie będzie, przyrzekam. - Bardzo po harcersku przyłożył dłoń do klatki piersiowej na wysokości serca, a drugą uniósł w górę. O ile tutaj wiedzieli, czym są harcerze. Wiedzieli? Hm... - Chyba że naprawdę wolisz tamto miejsce. - Pokazał paluchem na prostokątny, niezbyt duży wybieg wyłożony ziemią i piachem. No, tam to emocje na pewno będą jak na grzybach.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Czy ja na pewno chcę nauczyć się jeździć? Nie, chyba nie. Nie miałem takich planów przychodząc tutaj, a nawet teraz, siedząc już na Taiyofu, sam nie wiem, czy chciałbym posiąść tę umiejętność. Jednak to chyba nie o samą jazdę chodzi. W końcu sam mi powiedziałeś, jak ważne jest to, aby nie przejmować się przeszłością, iść dalej, bo całe życie przede mną. Mój irracjonalny strach przed końskimi kopytami powoli odchodził, a zastępowała go ciekawość. Ciekawość tego, jak to będzie, gdy już zsiądę z konia. Czy była to krótkotrwała terapia, lekko wstrząsowa, której poszukiwałem i potrzebowałem? Moim celem w końcu było poznać konie. Spojrzeć jak żyją, móc zaczerpnąć z nich coś dla siebie, a przecież czy byłbym w stanie je poznać w inny sposób, niż wyruszenie na ich grzbiecie? Choć do zerwania mojej relacji z Dwiema Siostrami mi daleko, to jakoś nie przejmuję się nimi. Staram się, pomimo tego, że bardziej na siłę, niż z czystych emocji, czerpać z tego, co mam tu i teraz - ujarzmioną dziką naturę przez człowieka, połączenie dwóch tak ważnych dla mnie sił, które we mnie nie odnalazły równowagi. Czy to nie jest piękne? Gdy jedno może łączyć się z drugim, trwając we wspólnocie, pomagając sobie, dając to, co najlepsze. Kaiho może i miał rację. Zabieranie Taiyofu do własnego domu byłoby czymś samolubnym, wręcz karygodnym, gdyby rozłączyć ją od tego, co sama zna i kocha. Czy jest tutaj szczęśliwa? Rzucając okiem na pogodną manierę chłopaka i na... łeb klaczy (jakoś chyba dalej nie jestem ekspertem w odgadywaniu emocji koni) mam wrażenie, że innej możliwości nie było, jak pozwolenie jej tutaj zostać, chociaż z pewnością oboje chcieliby być ze sobą bliżej. To właśnie to całe poświęcenie dla drugiej osoby, tak? Umożliwienie sobie rozłąki, bo nic nie daje większej radości, niż wspólne zobaczenie się po przerwie. Tylko... czemu ja jestem w ciągłej rozłące. Staram się dogonić coś, co ze mnie uciekło, a może powinienem temu dać odejść? Starać się nakreślić nową kartę z czymś zupełnie innym, a nie próbować połączyć to, co nie chciało we mnie być. Jednak wtedy kim powinienem zostać? Mógłbyś mi powiedzieć wprost. Nakierować mnie, poprowadzić jak klacz, która ci ufa i słucha każdego twojego ruchu. Tylko dlaczego te myśli znowu do mnie wracają, zajmując mi umysł. – Jedźmy, jedźmy. – Wydusiłem z siebie. Nie była to odpowiedź na pytanie czy chcę jeździć. Nie chciałem go okłamać, lecz nie chciałem też tego przerywać.

Po dziesięc razy? A to dopiero amatorzy. Zaśmiałem się cicho, aż nawet uśmiech mi niewielki powrócił na usta, wytrącając mnie ze złego zamyślenia. Pokręciłem znowu głową, chcąc rozproszyć złe chmury i spojrzałem w niebo. Czy to już późne popołudnie, gdy Słońce staje się coraz bardziej pomarańczowe? To chyba moja ulubiona pora dnia i to wcale nie dlatego, że moje włosy tak ładnie wpasowują się w krajobraz. O, no, właśnie, włosy... On chyba coś o nie pytał. A może mnie zwyzywał, mówiąc, że mam paskudne włosy? Hmm... no, nie wiem, nie pamiętam, uznam, że było to coś miłego, na co powinienem się jedynie uśmiechnąć. Coraz bardziej mi wychodziło siedzenie w tym siodle nawet! Zauważyłem, że nogi trzeba po prostu zgiąć pod odpowiednim kątem, zamiast trzymać je niemalże całkowicie zgięte bądź wyprostowane. Co prawda było mi i tak źle, ale przynajmniej moje stawy nie będą do wyrzucenia, jak wrócę kiedyś na ziemię.

 – Hej, hejhehej – Co on robi, czemuonpuściłtesznurki... Masakra! – Weź mnie nie strasz. Ja tutaj wsiadam, nogi sobie łamię, ręce mi krwawią. – Wcale nie. – A ty jeszcze będziesz mnie straszyć, że wypuszczasz z rąk te te no... to wiesz co. – Gdyby Kaiho nie złapał lejec, to zaraz sam by nimi dostał! Jak tylko bym zszedł... kiedyś. Dopiero teraz, widząc, w jakim miejscu się znajdujemy, rozejrzałem się dookoła, gibiąc się lekko na boki, przez co moja lewa ręka od razu poleciała złapać się za siodło, coby tylko stąd nie spaść. Moja równowaga jednak nie była najlepsza, no co poradzę. A co to tak wali? Spojrzałem w dół, lecz jedyne, co mogłem ujrzeć, to była moja klatka piersiowa, w której coraz szybciej wybijało swój rytm serce. Szybko przeniosłem wzrok to na las, to na Kaiho, który te swoje słowa nic ci nie będzie to kierował chyba do klaczy, a nie do mnie. Nikt tutaj o mnie doprawdy nie dba. – Ja wiesz, bo ym... – Wybieg. No, nuda. Co ja miałbym tam robić, jeździć w kółko? Z drugiej strony bezpieczeństwo zawsze na plus, tylko nie chciałbym, aby jacyś ludzie na mnie patrzyli, przecież jeszcze będą się śmiać, a to dopiero złamie mój mistrzowski autorytet, którego nie mogę stracić. Z drugiej strony co jak w tym lesie są... no bo ja nie wiem, co tam może być, o bandyci dajmy, którzy chcieliby ukraść konie, a ja właśnie wybiegam do nich z wolnym koniem. Pewnie myśleliby, że ja to jakieś zagrożenie, no ale kto by mnie w ogóle wziął za zagrożenie... o boże, a tam są te gałęzie. Widzę je już z tej odległości. 

Tylko muszę sobie zadać jedno zasadnicze pytanie - dlaczego się zgodziłem tutaj wsiąść? Dla siebie? Może... No może tak, ale to tak średnio bym powiedział. Zgodziłem się, bo zaufałem Kaiho. W jego spojrzenie, w jego sposób bycia, a co najważniejsze słowom, jakie do mnie kierował, odnalazłem to, czego potrzebuję. Sam jeszcze nie wiem, co będzie dalej, lecz tyle ciepła w sobie (i wcale nie mówię o pocie gromadzącym się na mojej skórze), nie czułem od dawna. Mój wzrok raz jeszcze pokierował się na twarz chłopaka. Chciałbym mu coś udowodnić, ale chyba najważniejsze, abym udowodnił samemu sobie, że potrafię cokolwiek jeszcze w tym życiu zrobić. Będziesz ze mnie dumny... mistrzu. Ostatniego słowa to nie usłyszy. O nie. Chyba że będę pijany... obym nie był. – Las to naturalne środowisko, tak? Nie wiem, nie znam się na koniach. Ładne konie. – To były ładne czy piękne konie? Już sam zapomniałem z tego wszystkiego, ale roześmiałem się cicho, chcąc rozładować zbierające się we mnie emocje. Chwyciłem mocniej lejce, zaciskając na nich swoje ręce tak mocno, że aż pojawiły się na niej ścięgna mięśni, o których nie miałem w życiu pojęcia. Jaki ja jestem silny! Już miałem wykonać ruch, o którym wcześniej wspominał Kaiho - tam pociągnięcie do siebie czy tam od siebie, no jakieś pociągnięcie lejcami, lecz przecież... – Czekaj, czekaj. – Wypuściłem chwilowo lejce ze swojego ucisku, aby sobie ten młodziaszek nie pomyślał, że jednak już będę jechał. – Proszę mi przedstawić wszelkie zagrożenia i co ja mam zrobić wtedy. Jak gałąź, to się schylam, czy koń się schyla, czy ja w ogóle może od razu się położę i będzie z głowy? Co jak będzie dziura? Mam je wypatrywać i kierować? Ja ledwo widzę ponad jej głowę, a co dopiero mam widzieć przed siebie. Co jak... nie no, to głupie, ale ale powiem. Taiyofu się nie zaklinuje między drzewami prawda? Jest tutaj jakaś ścieżka, którą trzeba pójść i będzie... hej, a ty co z tobą, będziesz sobie tutaj stał?Aaa. Lekki, stłumiony krzyk wybrzmiał w mojej głowie. Może ten wybieg nie jest taki zły?
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Dowiedziałeś się już, że konie są bardzo wrażliwe na emocje człowieka. Kiedy ty nie potrafisz z nich czytać, one wyczuwają wszystko w powietrzu. Elektryzujące napięcie i gorzkość smaku na krańcu języka. Perfumy Dwóch Sióstr były specyficzne - nie dało się ich pomylić. Wiedziałeś, że ludzie potrafią te emocje wykrywać jeszcze lepiej? Kaiho miał po prostu dobry nos. Te perfumy rozpoznawał aż za dobrze. Zapytałbyś - skąd? Nie było to ważne. To nie jest głowa latała teraz po ponurych progach domu tych dwóch panienek, co tylko udawały, że rozumieją. Co miały zrozumieć, gdy ty nie rozumiałeś samego siebie? Mistrzu, przecież tak nie można. Tak się tylko człowiek zupełnie gubi. Wziąłeś chociaż do rączek ziarnka fasoli? Też zapomniałeś... cóż więc teraz? Jesteś ty, wielki las i brak obietnicy tego, że wyratuje cię jakichś myśliwy. A nie, przepraszam. Był tutaj taki jeden - o zielonych oczach. Chciał uratować zagubionego wędrowca, który chciał czuć naturę, ale jednocześnie się jej bał. Trochę smutne, nie uważasz? To jakby smok bał się latania. Jakby wilk bał się wycia. Jakby słońce bało się świecić. Natura twoja, przeznaczona do przekazywania odkryć, żądała z tobą braterstwa duszy - ale cóż jej mogłeś niby dać w tym stanie? Przełykałeś ości, co utknęły w gardle flegmą wolności. Jedno i drugie tworzyło całkiem paskudne połączenie. Trzeba być ostrożniejszy na drugi raz - myślisz sobie. Raz zjadłem coś złego, na drugi raz tego nie zjem. Jak to się dzieje, że odnajdujesz się w sytuacji, w którym żywisz się tylko tym, co wpycha kolejne kostki do twojej gardzieli? Bardzo zły to nawyk, w którym zamiast piąć się w górę, spadało się w dół. Nauczyłbyś się chociaż czegoś od aniołów, słyszałeś kiedyś o nich? Wspaniale istoty z bajek, posłańcy bogów. Czyniły tylko dobro. I przede wszystkim - ponoć spadały tylko w górę.
Słodki aromat Dwóch Sióstr zakręcił się znów koło nosa Kaiho - stąd jego uważne spojrzenie. To nie były osoby, z którymi o atencję łatwo było wygrać. Ale Kaiho wiedział, gdzie mieszkają. Wiedział też, gdzie prowadziły każdego kolejnego kochanka, jakiego sobie znalazły. Znał ten szlak, był na nim nie raz. Przychodził, to odchodził, nigdy nie zostawał na zbyt długo. Bał się, że mógłby się zapomnieć i zostać już na zawsze. Jak wielu straceńców, którzy ten szlak pokonali. Jak Tatsuo. Kiedy już wszedł do tych pięknych, ale i tragicznie smutnych ogrodów, wiedział, gdzie szukać. Nie zachwycał się winogronami, pomiędzy którymi pewnie lubił chodzić Tatsuo i nie szukał tych kotów, które czasem podgryzały go, dopraszając się o uwagę. Nie przyszedł tutaj dla tego zgubnego, mamiącego piękna, wspomnień i przeżyć. Miał tę szaloną ambicję, żeby odejść stąd razem z Tatsuo. I wyszedł z nim. Wyprowadził go przez bramkę, ale wtedy Tatsuo przypomniał sobie - ach, ale przecież... Obejrzał za siebie. To jedno zatrzymanie było jak cofnięcie się o kilka metrów. Nachodziły wątpliwości. Niepewność. Uderzało i ataowało wszystko. Opuszczać znajomą strefę komfortu? Dla czego? Dla kogo? Dla jednego szalonego myśliwego, który nauczył się biegać z wilkami, zamiast z nimi walczyć? Wyjście z tego lasu było proste - wystarczyło zdecydować się na coś. Albo nie decydować wcale i dać się poprowadzić. Co było jednak w naturze Smoczej? Przecież to takie dumne stworzenia. Pełne godności i majestatu. Ludzie je czczą i podziwiają. Smoku, Smoku, gdzie masz perłę?
Dlatego też tak intensywnie wpatrywał się w Tatsuo teraz, kiedy stał tuż przy nim. A raczej trochę pod nim, biorąc poprawkę na wysokość konia. Zrozumiał, że wybrał złą drogę. I teraz dopiero dopadły go wątpliwości, czy w ogóle robi dobrze. Dlatego zadał pytanie. I uzyskał właściwie odpowiedź zgodną z przewidywaniami. Nie powiedział "nie", ale bez odpowiedzi "tak" było to dla niego oczywiste. To zresztą nie tak! To nie szkółka jeździecka! To miała być przygoda! Zabawa! Nie zadał jednak pytania, które go ścisnęło we wnętrzu. Pytania o to, czy Tatsuo mu ufa. Nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Bał się jej. Kim on niby był, żeby prosić o zaufanie? Więc nie, niektóre rzeczy naprawdę lepiej przemilczeć. Ponoć im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Gdyby tylko wiedział, jakie myśli błąkają się po głowie Tatsuo..! Rację mieli mędrcy, że ludziom żyłoby się ze sobą o wiele łatwiej, gdyby byli wobec siebie szczerzy. Tymczasem niedomówienia były aż nader ludzkie i nader normalne było, że nie każde śmiałe oświadczenie powinno zbyt szybko wychodzić na wierzch. Zwłaszcza przy burzliwej znajomości. A za taką właśnie miał tą swoją z Tatsuo. Pełną emocji.
Zachichotał, kiedy znów padło sztandarowe zdanie. "Ładne konie". No naprawdę, rudzielec musiał być w nich chyba zakochany, że powtarzał to jak mantrę! Zwłaszcza, że chwilowo żadnego konia przy nich nie było! Nie licząc tego, na którym Tatsuo siedział. Iii..! Skoro o tym mowa to już był gotów do jazdy! Już, sam, samodzielnie! Prawdziwy mężczyzna! Już rusz..! Aaaa nie, jednak nie. Jednak trzeba lepiej poznać wroga swego - w tym wypadku nieznany teren przed sobą - żeby w ogóle podejmować z nim walkę. Mądrze w sumie. Ale Kaiho już na to nie odpowiedział. Oparł się o koński zad i złapał drugą ręką za tył siodła, podskoczył i - hyc! Już siedział za plecami Tatsuo!
- A co chcesz, żebym robił? - Zapytał ze śmiechem w głosie. - Dawaj lejce. I proszę się ładnie trzymać. Ze mną nic ci nie grozi. - Kaiho mówił to tak, jakby to nie miała być obietnica czy zapewnienie. Mówił to tak, jakby to była prawda tego świata. Niezaprzeczalna, z którą nie dało się kłócić. Tak po prostu było i już! - A jak cię jakaś gałąź zaatakuje to jej oddam tak, że się nie pozbiera do końca swoich dni! - Poprawił się nieco na końskim zadzie. Pewnie potem na niego nakrzyczą za tę furtkę, że zostawił otworzoną, ale co tam! Jak się nie ma w głowie to ma się przeje... kłopoty się ma. Takim też sposobem gwałciło się resztki przestrzeni osobistej drugiej osoby. Kaiho cmoknął i klacz ruszyła raźno do przodu. Chodem zwykłym co prawda, ale czuć było w jej ruchach, że idzie szybciej. Że sama chce wyprostować nogi. Że... wcale jej nie przeszkadza dodatkowe obciążenie - wręcz przeciwnie! Ta spokojna klacz wydawała się teraz dostać drugie życie, kiedy spoglądała w przestrzeń przed sobą.
- Postaram się nauczyć od ciebie, mistrzu, ile tylko zdołam. - Och, SŁYCHAĆ było wręcz ten wredny uśmiech w jego słowach.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
ODPOWIEDZ

Wróć do „Raigeki (Osada Rodu Kaminari)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość