Stajnia Hōseki

Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Były takie rzeczy w życiu, które zabierały oddech. Nie pocałunki, nie ciężkie kadzidła w domie gejsz i nie opium wdychane w egzotycznych palarniach. Rzeczy, które zapierały dech w piersi, chociaż pachniały powietrzem. Czyste, wyjątkowe. Diamenty wśród złotych moment - jedyne i niepowtarzalne. Dopiero kiedy weźmiesz je w dłonie i zdasz sobie sprawę z tego, jakie piękno może z nich powstać zaczynasz to odczuwać. Jak zatrzymanie serca. Obsesyjny umysł nie może się ocknąć, dostrzega tylko doskonałość w pięknie trzymanego kamienia szlachetnego. Jeśli nie będziesz wystarczająco uważny, możesz się już nie wybudzić. Może się okazać, że już nie będziesz mógł przestać. Nie wybudzisz się. Uzależnisz od tego uczucia i będziesz wciąż namolnie wracał. Nie ważne, jak bardzo będzie to drażniło, albo jak będą boleć cię nogi.
Lecz cóż, mieliśmy jesień. Może to wszystko zdąży ci minąć do wiosny.
Złapany w pułapkę tego, że chcesz odczuć to niebezpieczne i uzależniające uczucie trwał przynajmniej jeden chłopak. Jeszcze chłopak - albo już mężczyzna jak na realia, w którym przyszło nam żyć. Stojący z założonymi na klatce piersiowej rękoma przed pięknym, bielutkim budynkiem, wdychający zapach farby. Dwójka pracowników trudziła się nad drewnianym płotem, który oddzielał padok od drogi z pojemnikami, w których co rusz nurzali pędzle i potem chlas! Na drewno! Pomalowane już elementy ogrodzenia wyglądały o wiele lepiej. Odnowione, śliczniutkie. Z obietnicą tego, że będą chroniły drewno. Czy tam ludzi przed drewnem. Czy coś. Nie wiem, Kaiho nie znał się na malowaniu płotów. Przez moment to właśnie ta dwójka ludzi, jak małpki w zoo, przyciągały jego spojrzenia. Z taką zdradliwą myślą z tyłu głowy, że podczas kiedy ich będą bolały plecy po całym ciężkim dniu, on wróci potencjalnie odprężony, wypoczęty i przy tym - niesamowicie rozleniwiony. Ninja wykona jedną misję na miesiąc i może przez całą resztę czasu wyciągać nogi na ławeczce przed domem pod drzewkiem oliwnym. A co mogli ludzie, którzy przez cały rok próbowali zapracować na swoją deskę ryżu? Popatrz, można się zdziwić. Brunet zamiast się dziwić tylko kiwał do siebie głową. Tak, tak, właśnie taki jest świat. Ten piękny koń palomino, który biegał właśnie na ląży, miał lepsze życie od pracowników takich jak ta dwójka tutaj. Zdrowe zwierzę, jeśli mu się, rzecz jasna, poszczęści, trafi do dobrego właściciela i będzie wiodło dobre życie. Czasem pobiega, czasem poskacze. Czasem dadzą jakimś obcym go pogłaskać - bo co piękne, na to pięknie się patrzy. Na tym przecież miał polegać bezdech. Na znalezieniu tego twojego wyjątkowego piękna, którego nie będziesz chciał wypuścić z rąk. Kaiho bardzo mocno go szukał. I chociaż konie wabiły go do siebie, to nadal daleko było to emocjom, jakie próbował odnaleźć w tym zepsutym świecie obłud i kłamstw.
Ubrany w czarne szaty chłopak odcinał się konturem sylwetki na tle piasków i traw, bieli murów wokół i jasnego, odnawianego właśnie płotu. Lekkie szaty przecinane czerwienią i delikatnym dodatkiem złota odkrywały jego przedramiona - rękawy przecięte na wysokości zgięcia w łokciach powiewały przy każdym ruchu. Zapach lasu, woń nagrzanego słońca piasku i ta farba. Ta farba. Kaiho miał naprawdę serdecznie dość smrodu tej farby. Była ona na tyle drażniąca dla jego wrażliwego nosa, że odwrócił się, marszcząc prosty, płaski nosek i skierował kroki w drogę powrotną. Machając po drodze na służącego, który już go wyhaltował swoim spojrzeniem i gotów był tuptać, kłaniać się, proponować, że może go oprowadzi..! Bezsłowne nie, dziękuję. Nawet nie wysilił się, żeby spojrzeć w twarz anonimowemu człowiekowi w tym miejscu, gdzie każdy mógł być sobie obcym.
Zatrzymał się krok za progiem budynku. Zupełnie jakby był tutaj jedynym człowiekiem na świecie. Jakby nikt inny nie zamierzał (i nie mógł!) korzystać z drzwi, którymi on wyszedł. Śmieszna sprawa - wystarczy przejść na drugą stronę jednego domu, by znaleźć się, jakoby, w zupełnie innym świecie. Tutaj nie było zapachu farby i piasku. Tutaj pachniało wodą. Kaiho nadal nie odkrył, czy te kaczki, które darły czasem swoje dzioby na tych jeziorach były dzikie, czy może ktoś dołożył wszelkich starań, aby się pojawiły. Pewnie to drugie. Jeśli tylko mieć szczęście można było nawet wyłapać dumne żurawie spacerujące na swoich wysokich nogach... Niezwykle jasne, zielone oczy powędrowały po migoczącej, spokojnej tafli odbijającej rysy drzew i bambusów wokół w poszukiwaniu tych fikuśnych zwierząt. Co dla jednego piękne dla jednego będzie obrazem trudnym do zniesienia. A żurawie... czasem kiedy widzisz coś zbyt często staje się też normą. Przyzwyczajenie - największe przekleństwo, jakie mogło spaść na artystę. Nie żeby Kaiho o tym głośno mówił. Przesunął dłonią po czole, by zagarnąć pasma włosów, które spadły na jego lewe oko - to oznaczone cienką, pionową blizną. Tylko to jedno pasmo zieleni. Tylko te jeziora. Tylko ta droga. Muru stąd nawet dobrze nie było widać. Tylko to wszystko (albo aż) oddzielało człowieka od świata zewnętrznego. Od Antai. Spoconych ludzi obijających się o siebie, kolorowych tusz dreptających od straganu do straganu i sklepikarzy, którzy przy tych straganach próbowali cię przekonać do tego, że to właśnie ich, ale tylko ICH towar był dobry! Nie tamtego oszusta naprzeciwko! Łatwo było myśleć o tym, że najchętniej zatrzymałoby się czas, albo przynajmniej samego siebie. Tu i teraz. Teraz... Dzięki bogom, że Kaiho był bystrym osobnikiem i czytał przynajmniej jedną książce, w której ten, co pierwszy krzyknął "chwilo trwaj!" został zabrany przez demony.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Jak to mawiają osoby zajmujące się gadaniem ludziom różnorakich głupot, no to w sumie pewnie ja też bym się do tej grupy zaliczył, trzeba stawiać sobie każdego dnia jakieś małe wyzwanie. Takie, które będziemy mogli spełnić, a jednocześnie popchnie nas do bycia kimś lepszym. Problem jedynie jest taki, że ja nie chcę być lepszy. Chcę po prostu być. Móc rozkoszować się tym, czego moje serce zapragnie, a móc porzucić to, co będzie w danej chwili zbędne, zaśmiecające moje myśli. Szkoda tylko, że nie można kogoś zatrudnić do posprzątania brudów, jakie zalęgły w mojej głowie. Jednym ruchem dłoni starłby wszystko to, co jest niepotrzebne, aby pozostawić świeżość, czystość, nowy początek. Nigdy niestety nie byłem dobry w kierowaniu własnym losem, bo jak to mówią, bard nie jest od tego, aby być częścią rzeczywistości. On jest po to, aby ją opisywać, zmieniać, redagować, przedstawiać. Bawić się tym, co los mu rzuci pod nos, a następnie, przerabiając to, rzucać dalej, do innych osób, aby i te mogły nieść wieść wśród swoich znajomych.

Czy jestem więc jednym z wielu pisarzy tekstów? Nie nazwałbym się tak, nawet jeśli to tylko pisanie pieśni. Nikt nie mówi o grajku, mówi się o jego tworze, często zapominając o tym, że muzykę ktoś musi przekazać dalej i nie robią to wcale dobre duszki. Jego człowieczeństwo, jego byt jest pomijalny, zbędny, nieprzenoszący żadnych intelektualnych wartości, poza tym, co wyśpiewa. Nikt nawet nie skupił się w pełni na tym, co planuję im pokazać, nawet jeżeli płynie to prosto ode mnie. Słuchają muzyki, nutek wibrujących w powietrzu, które wpadnąwszy do ich uszu, wyzwalają pewne emocje. O ile w ogóle, bo z tym to niestety bywa różnie, co pokazały mi moje ostatnie doświadczenia. Mam wrażenie, że nawet Nama nie była tym zainteresowana. Sam nie wiem, czy takie udawanie przede mną jest dla mnie zbawieniem, a może utrapieniem.

Czy jestem więc jedynie częścią natury? W naturze wszystko jest idealnie ułożone, wszystko ma swoje miejsce i wie, do czego dąży. Jestem raczej wybrykiem natury, zatrzymany pomiędzy własnymi myślami i dążący do tego, aby być czymś więcej niż jedynie wiatrem muskającym uszy wielu. Powieję, poszumię, może nawet ktoś zauważy moją obecność, choć nie tyle moją, co mojej lutni, lecz od wielu już miesięcy straciłem kontakt z naturą, czuję się... odłączony. Być może duch staruszki, co mi się pokazał, był czymś więcej niż tylko zwykłym przypadkiem?

Sam nie wiem. Jakieś to wszystko pokręcone i porozwalane zarazem. Chcąc odnowić swój kontakt z przyrodą, zapragnąłem udać się do stajni. Konie, kaczki, jakieś tam inne wodne ptactwo. Nie mają za wiele problemów, żyją swoim życiem i cieszą się z tego, co zostało im dane. A za wiele nie mają, ale one tego nie widzą. Dostrzegają jedynie to, co jest tu i teraz. Jak prosty lud, jak to sobie kiedyś wmawiałem. Może to jest mój błąd? Gdy chce się być lepszym, bystrzejszym od innych, a wcale nie na tym polega życie. Może trzeba być jak ci prości ludzie, szukający szczęścia w butelce wina. To oni są w końcu głównymi osobami, słuchającymi mojej melodii. Hah, zabawne. Zaśmiałbym się w duchu, gdyby jeszcze mi było do śmiechu. 

Dzisiaj raczej przywdziałem smutek, a może to się melancholia nazywa? Tak jakby to, jak nazywam swoje emocje, miało jakieś wielkie znaczenie. Zainspirowany ostatnim spotkaniem, na dzisiejszą przechadzkę wybrałem biały płaszcz. Dość prosty, sięgający do kolan, zwiewny, ale nie łamiący się na wietrze. Nie był to szwalniczy cud. Tu i ówdzie można było znaleźć przebiegający czarny szew, będący pozostałością niedokończonego wypruwania, na które jakoś straciłem chęci. Tak jakbym się miał jeszcze tym przejmować. Będę niczym biała kartka powiewająca na wietrze. Idealne opisanie mojego szczepu, jak i tego, co pragnę z sobą zrobić. Być może konie mnie opiszą? Dadzą mi część swojej energii, wskażą drogę, na której biegną, wymalują mi płaszcz swoim błotem. 

Z lutnią przewieszoną za plecami, stąpałem ostrożnie po drewnianym mostku. Nigdzie mi się nie śpieszyło, na wszystko miałem czas. W końcu już niemal popołudnie, a ja wykonałem wszystko to, co mi polecono. Tak myślę... Żaden dźwięk gęsiego skrzeku, żadnej kaczki przelatującej nad taflą wody. Nawet samo bajorko czy cokolwiek to było, nie chciało się poruszyć. No ni troszkę. Może to nie tylko ja potrzebuję czegoś, co popchnie mnie do przodu i wskaże drogę? Może...

W końcu los postanowił zmienić cokolwiek w mojej nudnej przechadzce, podstawiając mi pod nos tę samą osobę. Trudno byłoby się pomylić. Mam bardzo dobrą pamięć do bijatyk, bo lubię je oglądać i zapamiętywać najdrobniejsze szczególiki. Jak to fajnie jest móc wiedzieć, że ktoś inny dostaje po głowie. Zasłużenie czy nie - a co to za różnica. – Znowu stajesz mi na drodze – powiedziałem dość cicho, lecz pewnie, tak żeby wiedział, że się ma przesunąć, a nie mi taranować przejście do budynku. Jednak... nie miałem jakoś siły i ochoty i samoistnie uśmiechnąłem się w kierunku chłopaka, lekko podnosząc kąciki swoich ust. Jak to mówią - gdy natura daje ci coś ponownie, to znak, że nie wykorzystałeś tego w pełni. – Pracujesz tutaj i oprowadzasz ludzi po stajniach? Nigdy nie obcowałem z taką... zwierzyną. No i chyba winny jestem napiwek. – No chyba jak sobie podkradnę jego wypłatę. Miałem szczerą nadzieję, że nie będzie ode mnie niczego oczekiwał, bo cóż ja mogę. Może mnie w ogóle nie pamięta? To by dopiero było. Niech mnie tylko ktoś do tych koni weźmie no. – Ale sam rozumiesz. Nie jestem zbyt dobry w dawaniu napiwków, to może po prostu skrócę swój pobyt tutaj o połowę czasu? Wtedy będziesz mieć go więcej na... sam nie wiem. – Czyszczenie koni czy co oni tam sobie robią. Wzruszyłem delikatnie ramionami.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Bardowie. Artyści. Czy twórczością na pewno było odtwarzanie rzeczywistości? Nazywasz się artystą dopiero wtedy, kiedy widząc przed sobą jezioro zaczynasz je malować? Czy jesteś artystą dopiero wtedy, kiedy widząc przed sobą ścianę własnego domu, cienkie płótno ścian wsunięte w drewniane ramy, tworzysz jezioro takim, jakie wymyśliłeś? Jeśli zaś tworzysz od zera - czy nie kreujesz rzeczywistości? Tą drugą. Alternatywną. Świat, którego wielu pożądało, ale na który niewielu zasłużyło. Ci głupio-mądrzy pewnie zastanawiali się też nad tym, kim był dla nich bard siedzący na stołku w ryokanie i pociągający za struny guqin. Gejsza, która śpiewała im i poruszając wachlarzem mąciła im wzrok. Porywała ich tam, gdzie chcieli trafić. Lico przyprószone pudrem mogło zakryć wiele defektów, a nawet najtańsza sztuka mogła zamienić szarą rzeczywistość w coś niesamowicie pięknego. Przykro mi, ale to się nie uda. Oszukiwanie siebie samego, że artyści nie są częścią tego świata i że nie mają na niego wpływu. Bohater może unieść miecz i go dzierżyć, ale wiesz, kto przedstawi jego dzieje, co zmotywują setki następnych do heroicznych czynów? Ty. Jeśli to nie było kreowaniem świata wokół nas to nie wiem, co nim jest. Postawienie domu? Zasadzenie drzewa? Mury kruszeją a drzewa starzeją i umierają. Jedyny pomnik, jaki mogliśmy zbudować, który będzie trwalszy niż ze spiżu to ten, który budowano słowami. Dobrze więc, pragniesz pomniku. Ale pomnikiem tym nie może być przecież ten o bohaterze, którym nie byłeś ty sam. To nic. Nie musisz wcale opowiadać ludziom o kimś. Wystarczy, że opowiesz im o sobie. Większość przecież tylko czekała na to, aż pojawi się pieśń, dzieło, które łatwo wplecie się w rytm codziennego życia heiminów. Widzę problem. Cofamy się do klucza, według którego artyści postępowali Czasem problemy końcowe nie były wcale takie skomplikowane - wystarczyło się cofnąć do początku i przeanalizować to wszystko na nowo. Żeby dojrzeć, dlaczego ta pamięć jest taka trudna do zbudowania, trzeba w końcu odpowiedzieć sobie na to jedno pytanie - czym w końcu był artyzm? Odtworzeniem? Czy może stworzeniem? Czy bard był tym, który miał ludziom pokazać prawdę czy zaślepić pięknem? Pytania, pytania... Tak jak ten zawód, że jesteś odłączony, kiedy potrzebujesz się podłączyć. Nawet miecz nie może działać prawidłowo, jeśli dobrano do niego nieodpowiednią saya.
Błoto i białe kartki brzmiały jak stara, dobra miłość. Prawie jak poemat Broniewskiego - pisany podczas walki o tą miłość do grobowej deski. Tylko tutaj miast miłości do ojczyzny serce czerwonowłosego mężczyzny trawione było... pustką. Pustą potrzebą zapełnienia nicości. Ale może to przesada? Każdy czasem błądzi i każdy czasem ma okazję spróbować znaleźć samego siebie... na przykład w brudzie i rytmie konnego cwału. Pomyślałeś o tym, że takim sposobem mógłbyś zgubić samego siebie całkowicie? Zamiast szukać łączności ze światem w wodzie, która tylko odbije twój własny obraz na tafli, mógłbyś wsiąść na silne zwierzę i połączyć się z wiatrem. Poczuć się tak, jak czuły się te zwierzęta, gdy biegły, wolne, po bezbrzeżnych polach. Bez granic. Bez uczucia ziemi pod stopami. Wiatr we włosach i błękit nieba nad głową, a za tobą - czerwień własnych włosów, jak spadająca z nieba kometa ciągnąca ognisty ogon. Jeśli to nie był obraz wart upamiętnienia, to znów przyjdzie zapytać - co nim było?
Jeśli szukasz czegoś, co popchnie cię na drodze, krętej i przedziwnie mętnej w swoim nudnym szlaku, jeśli prosisz złośliwą Los o łaskę i patrzysz na nią tymi pustymi oczyma, żeby w końcu podarowała ci coś, cokolwiek, co wyrwie z marazmu i wyciśnie z serca jakieś uczucia tak, jak wyżyna się gąbkę po myciu czarki sake... Jeśli po tym wszystkim trafiasz na ten Żart Losu w postaci Kaiho to oznacza, że musisz mieć wierutnego pecha.
Przecież Czarne Koty zawsze zwiastowały pecha.
Z ust Kaiho nawet nie wydobyło się przeciągłe "hęęę?", które pojawiło się za to w jego głowie. Czerwone włosy. Czerwień włosów ułożona na bieli. Są rzeczy, których pragniesz tak bardzo, że nigdy ich nie zostawisz. Są ludzie, którzy byli tak wyraziści, że nie możesz ich zapomnieć. Kiedy jego wzrok padł na źródło głosu, znieruchomiał... i zaraz jego dłoń puściła włosy, które na nowo opadły na jego twarz, a paluchem wskazał na czerwonowłosego, unosząc brwi ze zdziwiena.
- O..! - Zamiast "hę" krotkie "o". Zachwyt wysokim poziomem inteligencji. Przemyśl to, Tatsuo - może uważanie się za mądrzejszego od innych wcale nie było takie... głupie. - Pamiętam cię! Bard z miasta Uciapowa! - Skoro są pewne rzeczy i są pewni ludzie... są też pewne zdarzenia. I takim "zdarzeniem" było ich felerne, pierwsze spotkanie. O ile to w ogóle można było nazwać spotkaniem. I to chyba było kolejne takie, którego Kaiho nie zapomni. Na jego twarzy było wręcz wymalowane coraz większe zdziwienie. Że co? Pracuje? W stajni? Mózg nie nadążał mu przetwarzać słów, które były w jego kierunku toczone. Nie teraz, kiedy został wyrwany... o, co za niesamowita zmiana! Marazmu. Pokazał tak nieco tępo na siebie, lekko przesunął rękę, jakby chciał wskazać na budynek za sobą. Jakby próbował sobie, dla własnego ułatwienia, zobrazować to, co jest do niego mówione. I co próbuje się mu przekazać.
- Że ja wyglądam na stajennego? - W jego słowach pobrzmiał śmiech, kiedy w końcu się otrząsnął i ten głos zabrał. Naprawdę wyglądał? - Czyli twoje towarzystwo jest takie okropne, że w ramach zapłaty ulatniasz się jak najszybciej? - Dopytał, tak pro forma, co tutaj próbuje mu grajek insynuować. Absurdalność tej nieprzewidzianej sytuacji i jeszcze bardziej niespodziewanego spotkania wywaliła go z butów. Na szczęście w ten pozytywny sposób. To było bardzo... orzeźwiające. I w sumie go bawiło.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Twórczością jest przekazywanie własnych emocji. Możliwość zainspirowana innych sobą, przelanie na nich tego, co się w danym momencie czuje, tego, co identyfikuje nas jako ludzi - emocje, pragnienia, lęki. Co jednak, jeżeli nie jesteśmy w stanie tego zrobić? Co jeżeli nie jestem w stanie z siebie wykrzesać więcej, niż pojedyncze zdania wplecione pomiędzy spisywanych przez mądrzejszych ode mnie meandry historii? Może jestem zwykłym śpiewakiem, który przez zrządzenie losu i własną determinację, nauczył się wygrywać melodię i znajdować do niej odpowiedni tekst.

Jak tak teraz pomyślę, nigdy nie szło mi za dobrze pisanie pieśni od zera. Zawsze starałem się o coś zaczepić, usłyszeć smutną historię, którą mógłbym uzupełnić dźwięki wygrywane przez struny mej lutni. A potem dłoń już sama się poruszała, usta same czytały zapisany niegdyś w mojej pamięci tekst, a ja trwałem, zawieszony w tej rzeczywistości, ślepo patrząc przed siebie, szukając atencji, splendoru. Może właśnie brakuje mi tej sławy, której tak bardzo staram się unikać i pozostawać w cieniu? Lecz tak... Wojownik unosi miecz, bard przenosi go wśród ludu, pozwalając zrozumieć, za co on walczy, co musi poświęcić i czego tak naprawdę ten waleczny mężczyzna w życiu pragnie. Czy wtedy nie powinienem siebie odrzucić na rzecz tego, aby pamięć o dzielnym żołnierzu nie została zapomniana, nie została zapisana inaczej, niż było to w prawdziwym życiu? Nikt nie chciałby, aby jego historia się zmieniła, była nieprawdziwa, nawet jeżeli byśmy ją tylko lekko podkoloryzowali, dodali drobne szczegóły, które nadadzą wojakowi heroicznych cech, to już wtedy przestanie to być on. Pozostanie on wyłącznie figurą. Jedną z wielu, jakie mijamy na swojej drodze i na które nie zwracamy tak wielkiej uwagi, o ile nie uklękniemy przed nimi i nie zastanowimy się głębiej, co one oznaczać mogą. Czy więc jestem tym, co mówi, co one oznaczają? Nauczycielem... nie, to chyba za duże słowo. Może po prostu jestem...

Przekrzywiłem głowę nieco na prawo, patrząc się zdziwiony na swojego rozmówcę. Zachowywał się jak te dzieci, które palcem pokazują na wszystko, co je otacza. Co jest dla nich nowe, ciekawe, czego nie do końca rozumieją. Już niejednokrotnie ktoś wskazywał na mnie palcem. Z początku czułem się jak zwierzę w jakiejś klatce, będące jedynie obiektem zainteresowania, niejednokrotnie śmiechów. Na szczęście przeszło mi zamartwianie się tym. W głębi duszy jednak ucieszyłem się, że ktokolwiek mnie pamięta, choć ja sam miałem wadliwą pamięć. Jak dobrze, że świat jest taki różnorodny. – Nie wiem, jak wyglądają stajenni. Przed chwilą dopiero co powiedziałem, że moja wiedza na temat koni jest trochę na poziomie mułu rzecznego. Rozumiesz - brak jej. – Może i nie była to najmilsza odpowiedź, na jaką mnie było stać, ale przecież miałem być tutaj sam, tak? A dostaję towarzystwo kogoś, komu się muszę odwdzięczyć w ten czy inny sposób. Szybsze ulotnienie się - a to śmieszne słowo - byłoby dla mnie nawet wskazane, przynajmniej mógłbym w spokoju sobie pożyć ten dzień. Wśród błota, białych kartek i szumiących liści, przyklejających się do mej twarzy. – Niektórzy pewnie woleliby ze mną nie rozmawiać, co sam zresztą dobrze widziałeś. Może zwyczajnie nie ma o czym – powiedziałem właściwie od niechcenia, porzucając większość emocji. – Rozumiem, że muszę szukać jakiejś innej osoby, która byłaby w stanie oprowadzić mnie po tym przybytku? Oby tylko konie mnie nie staranowały... Myślisz, że mogłyby zabić człowieka? Tak... przypadkiem lub nie. – Natura jest bestialska, a jej siłę ciężko jest poskromić. Choć w zasadzie śmierć byłaby jedynie tym, co idealnie pokazałoby mi kim jestem - już nikim.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Przypadek czy przeznaczenie? W co wierzysz? Wybierz jedno, ciężko żyć pośrodku, szukając idealnego balansu. Bez poszukiwań odpowiedzi donikąd się nie dochodzi. Jeśli przekazem i artyzmem miały być emocje, kręcące się wokół palców i wybijające rytm serca, to czy pozbawiony ich grajek mógł światu zaoferować cokolwiek, jeśli jego serce przestawało bić? Jeśli zaczniesz się nad tym zastanawiać możesz dotrzeć do wniosku, że nie straszne są trupy, które rozkładały się na uboczu drogi. Ciała, których oczy były lepkie jak te od ryby, a ze skóry wypełzały świeżo wyklute larwy much. Obrzydliwe? Na pewno. Przyprawia o mdłości w brzuchu, bo zadaniem Śmierci było od siebie odstręczyć, żeby pobudzać coraz bardziej instynkt człowieka, który przysługiwał każdemu - żyj i dbaj o własne życie. Inaczej skończysz jak ci tutaj. Nie oni byli jednak najbardziej przerażający, a ci, którzy martwi byli za życia. Stąpali pomiędzy żyjącymi. I tylko te martwe, puste oczy. Patrzyły wszędzie i niczego nie widziały i nie dostrzegały. A twoje? Widzą coś? Szukają jeszcze? To były ciepłe oczy. Okolone burzą czerwonych włosów i czernią rzęs, podkreślone gładką karnacją. Jasną - doskonale wpasowującą się w klimat miasta depresji, depresantów i nieszczęść. Kaiho nie miał wysokiego mniemania o tym miejscu, gdzie często padało, a monotonne bębnienie deszczu doprowadzała go do szału. Jak pewnie każdego człowieka, który był przyzwyczajony do kąpieli w promieniach słońca. Dało się to zauważyć po jego karnacji. Stojąc naprzeciwko siebie musieli wyglądać jak wypalony knot świecy i ten jeszcze wciąż się tlący, ciągle promieniujący delikatną łuną. Nie dojrzysz jej w ciemności, jeśli będziesz za daleko, ale jeśli podejdziesz - przyciągnie cię do siebie. Czy obok kogoś takiego dało przejść się obojętnie? Nie zauważyć go, zgubić w tłumie? Żmijowate ślepia Inuzuki nie mogły zgubić tej próbującej się usilnie palić świeczki. Zobaczył go tak samo szybko i wyraźnie tamtego dnia, w tym tłumie, na ulicznym zgiełku i spojrzenia nie mógł oderwać. I tak teraz świat ograniczył się do tego, że przedziwnie wyglądająca istota, która musiała spędzić długie godziny, by wyglądać tak, jak wyglądała, a którą spotkał już dobrych parę miesięcy temu, stanęła mu na drodze i nie sposób było wzroku oderwać. Nawet dla niego - gdzie raczej ludzi wokół siebie ignorował i często ich nie dostrzegał.
- Ooo, wygadany. - I znów go zaskoczył. Powinien się spodziewać. Tak jakby. Ale poczuł taką niezmierną ciekawość (rzeczywiście - dziecięcą!), czy grajek jest tylko grajkiem i odtwarza rzeczywistość, czy może jednak potrafi obłaskawić ją, ujarzmić tak, jak ujarzmia się dzikie konie, pod siebie. Dostał swoją odpowiedź zastraszająco szybko. I tak samo odbiło się to u niego czkawką. Nie, nie to, że zaczął czkać. Poczuł, jakby wystosowana została w jego kierunku riposta, na którą powinien się odszczekać. Rzucił rękawice, a ta nawet nie została podjęta. Z leniwą wręcz pewnością siebie jego rozmówca nawet na nią nie zerknął, tylko przesunął ja nogą w jego stronę. Są tacy przeciwnicy, z którymi można się mierzyć i tacy, z którymi przegrywasz na starcie. Ale chociaż Kaiho szukał w sobie teraz wzbierającego gniewu... to go nie znalazł. Znalazł za to coś bardziej zdumiewające - malutką formę radości. Zdumiewające dla niego samego, bo poniekąd miał wrażenie, że powinien się poczuć... obrażony? Tak? No tak! Bo odwrócono w jego stronę piłeczkę, oskarżono, że nie słucha uważnie i nie wyciąga wniosków! Dziwna sprawa. - Jak ma wyglądać stajenny? Jak każdy heimin na polu! Wielkie mi poszukiwania... - Wymruczał, przyglądając się rozmówcy. Może to kwestia tego, że Tatuso naprawdę pięknie grał? Kaiho się do tego głośno nie przyznawał, ale ta miłość została mu po ojcu. Miłość do sztuki. To ona drażniła jego wnętrze i ciągnęła do poszukiwań... chyba takich samych, jakich szukał właśnie ten nieszczęśliwy grajek.
Woleliby nie rozmawiać... - jakże smutnie to brzmiało. Rozbijało iluzję świata o tym, że dążył on do równowagi i sprawiedliwości. Da się nią w ogóle żyć? W czasie obecnym, gdzie pieniądze goniły za kunaiami, a kunaie szukały ludzkiej szyi do trafienia? Struna wnętrza bruneta została poruszona w niespokojny sposób. Już on znał ten rytm, bardzo malutki. W tonacji głosu nieznajomego, w jego oczach, w tych krótkich, ale jak dobitnych słowach i tym, co wydarzyło się tamtego dnia - stworzył z tego opowieść, której na pewno dobrze by się słuchało. Mięśnie młodego Inuzuki rozluźniły się, jego wężowe, jadowite oczy nawet lekko wygłodniały, chociaż zdawały się mieć moc przebijania sztyletem na wylot. Samotność była gwoździem, który człowiek wbijał do swojej trumny. Pomagali te gwoździe znaleźć wszyscy ci, którzy cię opuszczali. Jeden po drugim.
- Chcesz pooglądać konie czy budynki? - Dla niego to była zdecydowana różnica. Słychać było po jego głosie, że z tonu również spuścił. Stał się spokojniejszy. Próbował otrząsnąć się z tego dziwnego czaru współczucia, jaki zarzucił na niego czerwonowłosy grajek. - Koń to dzikie zwierzę i do tego silne. Jak znajdziesz się pod jego kopytami to zgon. Przypadkiem lub nie. - Akurat nie było się co z tym kryć. Skoro ten mężczyzna planował wsiąść na koński grzbiet... lepiej niech wie, że tym zwierzętom należy się szacunek. Kaiho był absolutnie uczulony na ludzi, którzy traktowali zwierzęta jak zabawki i zapominali, że to przede wszystkim istoty, które kiedyś wolność miały we krwi, a swego grzbietu użyczały z miłości i wierności człowiekowi. - Ale... nie zamierzasz... przypadkiem... - Musiało brzmieć to super głupio, ale dla niego stało się to aż zbyt prawdopodobną opcją i wątpliwości wezbrały w nim falą, sprawiając, że w zasadzie rozmiękał coraz bardziej.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

W co wierzę? W to, co wierzę, dawno już przestałem wierzyć. Przestałem wierzyć, że moje myśli i marzenia, mogłyby cokolwiek znaczyć. Pozostawały one jedynie wspomnieniem tego, jakie miałem kiedyś ideały, jakie miałem spojrzenie na świat. Starałem się jednak mimo wszystko z tym walczyć. Próbując znaleźć cząstkę siebie ukrytą pośród koron drzew, spadających płatków śniegu i śmiechów ludzi mijanych na ulicy. Może po prostu zapomniałem, że powinienem szukać wewnątrz siebie? Tam, gdzie była dana mi od urodzenia, lecz niczym kwiat nieodpowiednio pielęgnowana, traci na swojej wartości, łamie się, a koniec końców obumiera i nawet zmyślny zielarz nie jest w stanie przywrócić zwiędniętej rośliny ponownie do życia. Wyczerpała ona wszystko to, co zostało jej podarowane w nasionku przez swoją matkę, co zostało podarowane jej przez ziemię, promienie Słońca czy ludzi, starających się, aby jej łodyga była silną podstawą pod to, co ta niewielka, pojedyncza roślina jest w stanie zaoferować - piękne kwiaty, soczyste owoce i co najważniejsze nasiona, które odpowiednio rozprowadzone przez wiatr, ptaki, całą naturę, pozostawiają coś po sobie nawet wtedy, gdy główny organizm umrze. 

Teraz byłem jedynie doniczką. Naczyniem, w którym chciałbym, aby w końcu ktoś lub coś zasadził odpowiednie nasiono. A może sam jestem w stanie to zrobić? Zbierając skrupulatnie wyselekcjonowane wspomnienia, starając się łapać nowe emocje, przeżycia. Wszystkie moje odczucia skumulować w sobie, by móc wiedzieć, kim jestem tak naprawdę. Jeżeli nawet los obwiązał mnie czerwoną wstążką wokół palca i połączył z moją lutnią, chciałbym się o tym dowiedzieć, móc mieć choć namiastkę tego, że jestem w stanie sam wybrać swoją drogę. Wierzę w to, że przeznaczenie istnieje, a może tylko chcę wierzyć? Przypadek... Cóż. Przeznaczenie daje nam jedynie pewien drogowskaz, którego w obecnych czasach poszukuję. Nie jest on zawsze dobrze widoczny. Często ukryty i niejednoznaczny. Możliwie czeka jeszcze na mnie na mojej drodze życia, a może już go minąłem i jedyne co mi pozostaje, to tułać się, licząc na to, że dzięki przypadkowi kiedyś wstanę, będąc pewnym tego, czy chcę tworzyć, czy jedynie odtwarzać. Tak bliskie sobie słowa, a znaczące tak wiele. Czy ja po prostu przesadzam? Pewnie tak jest, nie powinienem się tym przejmować. Ludzie umierają, tracą swoje domy, dzieci za szybko dojrzewają. To są prawdziwe problemy i to nimi się trzeba zajmować, prawda?

Wielkie mi poszukiwania. To go odnalazłem, czy go nie odnalazłem? Czy ja też tak czasami mówię pokrętnie do innych? W sumie nic dziwnego, że mnie wtedy nie rozumieją i wyśmiewają, jeżeli uważają, że nawet po ludzku wysłowić się nie potrafię. Podniosłem nieco głowę, aby móc wyraźniej przyjrzeć się wyglądowi chłopaka. Czy tak wyglądają stajenni? Nie, chyba nie, ale przecież nie po stajennego tak naprawdę tutaj przyszedłem. Stajenny byłby nikim innym, jak tylko kolejnym wiatrem, co przeszedłby pomiędzy palcami i tyle byśmy o nim pamiętali. Ja szukam wrażeń, siły, energii, którą mógłbym zdobyć i przekształcić dla siebie. Niekoniecznie muszą to być konie, gdy przede mną stoi ktoś, w kogo żyłach znaleźć można byłoby o wiele więcej życia niż na niejednym wybiegu. Tak jak wtedy, gdy go pierwszy raz ujrzałem... Wtedy właściwie o tym nie myślałem. Nie sądziłem, że ktoś byłby w stanie wykrzesać z siebie tyle siły tak naprawdę po nic. A może on wcale nie musi z tego siebie wydobywać? Może jest przesiąknięty tym, czego mi teraz brakuje. Wolą do walki, wolą do stawania na przeciw losowi, wolą do... Wolą. Tak po prostu. Choć było mi smutno teraz sobie to uświadomić, chcąc odepchnąć uczucie zazdrości, że ktoś może ją posiadać, gdy ja sam jej nie mam, to mimo wszystko poczułem radość. Taką niewielką, skrytą pomiędzy gruzami rozmyślań. Może jego czarna jak smoła szata będzie paliwem napędzającym maszynę? Czarny nie zawsze zwiastował smutek, a śmierć była czymś, na co martwi wśród żywych czekają. Coś się kończy i coś się zaczyna. Tak, tak nazywa się śmierć wśród kart, które babuszki rozkładają na targowisku. To tylko znak, że jakiś rozdział się zakończył i trzeba przejść dalej.

Słuchałem, ale nie odpowiadałem. Spokojnie patrzyłem przed siebie, mrugając raz po raz, dając znak, że w ogóle żyję. Jak znajdę się pod jego kopytami to zgon. Czy zamierzam się tam znaleźć? – Nie – odpowiedziałem cicho, załamując pod koniec głos, nie dając słowu wybrzmieć w świecie. Sam już nie wiedziałem, czy delikatna łuna świecy życia wciąż się we mnie pali, a może jeszcze dogorywa, łapiąc się ostatnich włókienek bawełnianego knota podskakując chaotycznie w powietrzu. Widocznie czeka na to, aż ktoś nasączy ją w oliwie, da część swojego paliwa, by ta mogła trwać wiecznie. – Nie, nie zamierzam. Nie przypadkiem. – Chyba że tam będzie wskazywać mój drogowskaz wyznaczony mi przez przeznaczenie. Wtedy co innego by mnie czekało? Nie da się oszukać tego, co zostało twardo wybite w kamieniu, nawet jeżeli mocno byśmy próbowali. Tak, to my prowadzimy wóz swojego życia, trzymając lejce mocno w dłoni, myśląc, że konie biegną zgodnie z naszym rozkazem, lecz stawianych na drodze murów nie przeskoczymy, choćbyśmy bardzo chcieli.

 – Ech. – Wypuściłem ciężko powietrze, chcąc pozbyć się myśli. Koniec z tym, co mnie zadręczało. Czas się otworzyć na nowe przygody, które wleją we mnie potrzebne mi paliwo. – Może byś mi już pokazał te konie? Znając życie, czas naszego spotkania powoli ucieka, a ja nie lubię marnotrawić pieniędzy. – Ciężko jest je marnotrawić, gdy się ich nie ma. I choć sam już nie uznaję go jako stajennego, to przecież może być moim opiekunem w tym wielkim kompleksie. Wydawało się, jakby nie był tu pierwszy raz. Przechodząc z boku chłopaka, chciałem go wyminąć, by móc w końcu nadać temu spotkaniu tempa. Dość ze stagnacją i czekaniem! No, przynajmniej na tę chwilę. Trzeba dać iskierkę, by smoła się podpaliła. – A gdybym chciał się wybrać w przejażdżkę konną, to co powinienem wybrać? Macie jakieś kursy dla początkujących? – Tylko ja, koń i górski potok. Brzmi fajnie, choć trochę nierealnie. Przekraczając próg, posiadłości zastukałem sandałami o framugę, chcąc pozbyć się nadmiaru ziemi z nich. To tak bardzo nie w moim stylu - dawać o sobie znak, gdy raczej skrywałem się wśród ulic. Jest... dziwnie.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Och, więc ciągle chodzi o to, by zostawić coś po sobie? Od siebie? Kwiaty są piękne, każdy je kocha. Nawet najbardziej banalna stokrotka i powój polny nie odchodzą z tego świata bez utkwienia w czyjejś głowie. Każdy przecież zna Stokrotkę! To dobra dziewczyna była! Kiedy ją pytałeś o to, czy kocha czy nie kocha zawsze miała gotową odpowiedź! Wystarczyło powtórzyć to pytanie kilka razy i powyrywać jej wszystkie płatki. A ona nic! Dawała się zerwać i wyrwać z domu, choćby i z korzeniami. Taką właśnie dobrą była przyjaciółką. I nigdy cię nie okłamała, możesz być pewien! Cieszyła się przecież najlepszą sławą we wszystkich zakątkach ziemi, takie osoby nie mogły być mściwe i samolubne, żeby próbować grać na czyimś zaufaniu... A powój polny? Powój... właściwie co to jest? Właśnie. Każdy zna stokrotkę. Powiem szczerze, że każdy, kto był na prowincji, poznał też powój. Widać go było często w cieniu, przy rowach. Miał drobne kwiaty - białe. Bielutkie i czyste jak śnieg. Tworzyły kielichy w taki sposób, że nie miał pojedynczych kwiatków. Nauczył się na tragedii Stokrotki. Wiedział, że posiadanie zbyt kuszących płatków, które człowiek zapamięta, stworzy dla niego jego własną tragedię. Zadziwiające było to, że nawet najbardziej banalny kłos trawy potrafił trafić do całego bukietu. Gdyby Kaiho miał wybierać, nie stałby się ani stokrotką, z której wyrywają płatki, ani powojem, który każdy podziwia, ale nikt nie pamięta jego imienia. Nie byłby też trawą, po której się depcze i chociaż potrafiła być piękna, miękka i ozdobna to nie miała pojedynczego znaczenia. Niknęła w tłumie miliona innych. Racja, każda z roślin mogła prześcignąć swoim pięknem inną, jeśli była odpowiednio pielęgnowana. I nawet najbardziej wytrwała trawa mogła zwiędnąć, jeśli zostawić ją bez wody. Z posuchą. Przydałby się ktoś, kto dałby wodę schnącej roślinie. Czy te poszukiwania nie do tego dążyły? Nie do poszukiwania siebie... a do poszukiwania kogoś, kto pomoże więdnącemu kwiatu odbić się od dna i znów zachwycić innych - i samego siebie - swoim wyglądem. Jakieś rozwiązanie to było - nie być kwiatem, który może umrzeć, tylko doniczką. Pustą. Wybrakowaną. Sama doniczka była ozdobna, i och, przecież ozdobą była twarz Tatsuo z jego oryginalną, nietypową urodą. Problem w tym, że doniczka nie mogła ewoluować - a do ewolucji stworzono przecież człowieka! Zwłaszcza ninja. Człowiek miał się zmieniać, miał przeżywać, miał..! Oddychać! Głęboko! Wyraźnie! Miał tęsknić, by radowały go powitania. Cierpieć, by doceniał ciepło ludzkiej troski. Nienawidzić, żeby poczuć, jak blisko temu uczuciu było do miłości. Gdybyś mnie zapytał, powiedziałabym bardzo wyraźnie - odmawiam, żebyś był doniczką. Lecz Tatsuo nie pytał. Przecież musiałby jeszcze mieć kogo pytać.
Róża, tęskniąc za Małym Księciem, zmarła prawie z tęsknoty za nim, choć wcześniej była tak samowystarczalna.
Woli na pewno nie brakowało w tym drobnym ciele. Młodym ciele. Gniewu też nie brakowało za kurtyną naturalnie długich i ciemnych rzęs. Nie potrzebował robić ruchu czy wypowiadać słów tym dziwnie niepasującym do siebie, głębokim głosem. To tkwiło w jego dzikich oczach. Dzikich. Czy wolę można pomylić z dzikością? Z poczuciem bycia zwierzęciem w klatce, które musi się uwolnić? I będzie walczyć, dopóki zostanie mu ostatni kieł czy pazur. Orzeł, który raz poleciał po niebie, nigdy nie zapomni, czym jest rozpostarcie ich nawet po uwiązaniu do ziemi.
Kaiho wyciągnął swoją szyję w przód i uniósł brwi, patrząc na grajka. Nie..? To malutkie, leciutkie zaprzeczenie, ledwo wyduszone z płuc, wystarczyło, żeby brunet poczuł ulgę, że nie ma przed sobą samo-zamachowca samobójcy.Szkoda by było koni. Czasami żałował, że jego mózg tworzył tak absurdalnie nieśmieszne żarty, ale niekiedy tłumaczył samego siebie tym, że to taka reakcja obronna. Na rozluźnienie. Nie byłoby tak do śmiechu, gdyby pod tą czerwoną czupryną naprawdę ganiały się ponure myśli o zakończeniu swego żywota. Och, ależ ganiały! Tylko tego już pomiędzy wierszami młody shinobi nie wyczytał. Odetchnął, słysząc kolejne, już pewniejsze potwierdzenie. W sumie to chyba ten grajek wspominał o jakimś odwdzięczaniu się..? Teraz mu się przypomniało. W sumie to... w sumie... W sumie to moment, od czego się ta rozmowa zaczęła? Porównania ze stajennym? Chłopak aż parsknął cicho pod nosem, kręcąc lekko głową do samego siebie. Różnie go już nazywano - ale stajennym to jeszcze ani razu. Tak też sobie uświadomił, że chyba powinien się pokazać z trochę innej strony. Z jakiegoś powodu Tatsuo wszedł mu gładko pod skórę. Chyba od razu, kiedy go zobaczył. Powinien przecież się ukłonić, oddać jakieś tam... honorały... osobie starszej. Przedstawić się. Zacząć... normalnie! Ygh.
- Pamiętaj, że każda myśl o samobójstwie morduje słodkie kotki. - Mruknął. To miał być żart, naturalnie. Że kiepski, zdaje się, to już inna sprawa. I też inna sprawa, że Kaiho był delikatny jak słoń w składzie porcelany, często nawet wtedy, kiedy bardzo się starał. Przebywanie z samym ninkenem, maszyną stworzoną do zabijania, nie wpływało pozytywnie na jego reagowanie na ludzi. Czasem nawet słyszał od swojego przyjaciela, że zdziczeje jak tak dalej pójdzie. No! To chyba się już stało! - I co tak wzdychasz! Energii więcej, staruszku! Całe życie przed tobą! - I tyle było ze spuszczenia z tonu. Temperament Kaiho był krótki. Bardzo krótki. Chociaż teraz wcale nie był rozeźlony. Noo, odrobinkę. Złościł się jednak na siebie - że na poważnie pomyślał, że ten człowiek mógł chcieć się...
- Pokazałbym! Jakbym nie mógł pokazać gościowi z miasta super-nieszczęśliwych-ludzi, który zaszczycił Hoseki swoją obecnością. - Zaraz, co? Ale czemu?! Kaiho dopiero teraz pokusił się o ukłon, jaki obowiązywał w Sogńskiej kulturze szczególnie, z tym, że wykonał go w przerysowany sposób. - Jak to było? Płacisz napiwek w postaci połowy czasu..? - Uśmiechnął się pod nosem, bo potratował to jako żart. A co, jeśli rozmówca mówił poważnie..? Zwłaszcza, że nie wiedział w sumie, co myśleć o czerwonowłosym... jeśli chodzi o jego ubranie. Czy jego w ogóle było stać na to miejsce? - Ostrzegam, wciągnięcie mnie w pogawędkę o koniach może się skończyć monologiem niekoniecznie interesującym.
Zaczerpnął powietrza. Kiedy Tatsuo stanął obok, kiedy się zbliżył, uważne oczy Inuzuki na nowo się skupiły na jego sylwetce w bardzo intensywny sposób. I węszył. Jego płatki nozdrzy poruszały się lekko, kiedy próbował wyczuć zapach, który go otaczał. Każdy człowiek miał swój własny zapach. Wyobrażał sobie, że Tatsuo będzie pachniał ciepłym sianem i zimną stalą. Ciepłem kojarzonym z płomieniem w połączeniu z chłodem rzeczy pewnych i niezmiennych. Wszystko to przez to jego blade lico I to spojrzenie...
Obrócił się i otworzył zamaszyście drzwi.
- Witamy w Stajni Hoseki! Jako profesjonalny concierge zachęcam do skorzystania z naszych nie-usług, które są w zdecydowanie zawyżonych cenach i próbują ograbić wszystkich porządnych hodowców z pieniędzy... - O tak, takiego "oprowadzacza" to ze świecą szukać. Wkroczył do środka długim, sprężystym krokiem, jakby był panem tych włości. Jak ryba w wodzie. - Zajdzie pan u nas sam najlepsze wierzchowce i możliwość wyhodowania własnego. Po lewej stronie trafi pan do najbardziej uroczej zarządczyni, która pluje jadem zanim się odezwie, a po prawej do tej milszej obsługi, która pomaga w doborze sprzętu jeździckiego. Można tam zrobić sprzęt też na zamówienie. Albo poradzić się, którego rzemieślnika warto do tego zatrudnić... W sumie to nie ważne. - Dodał, kiedy jeszcze raz spojrzal na Tatsuo. Powinno być ważne, skoro on nie miał niczego. Cóż.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Przystanąłem mocniej na ziemi, słysząc pierwsze zdanie wypowiedziane przez niego. Samobójstwo. Nie, nie przeleciało mi to przez myśl. Za bardzo kochałem życie, prawda? Za bardzo kochałem to, że mogę przebywać z innymi, dzielić się z nimi swą radością, smutkiem, żalem. Za bardzo kochałem to, że mogę być wśród natury, słyszeć rechotanie żaby, czuć muskające moją twarz promienie słoneczne przeciskające się przez gęste leśne połacie. Za bardzo... Nie, to przecież niemożliwe. Głupi dzieciak próbuje mi wmówić coś, myśląc, że potrafi wyczytywać z ludzi ich myśli. A może po prostu bałem się tego słowa? Wypowiedzianego tak nagle, pozbawionego wszelkich ułagodzeń, pozbawione pokrętnych myśli i dróg, które staram się rozrysowywać w swoim umyśle, aby jakoś zakryć to, co przez ostatnie kilka godzin zaprzątało mój umysł. Przecież to ja miałem dawać innym szczęście, ratować ze ścieżki smutku, a tymczasem sam chyba na nią wkroczyłem. Czy właśnie igrałem z tym, co jest mi przeznaczone? Odwróciłem głowę w kierunku mojego stajennego. Nie zamierzałem się nic odzywać, nie wiedziałem nawet, co mógłbym w takim momencie odpowiedzieć. Chciałem tylko spojrzeć w jego oczy. Może byłbym w stanie z nich cokolwiek wyczytać? Zielone. Żywe, pełne tego, czego jemu samemu brakuje. Zielony to kolor nadziei, tak mówią. Gdy komuś się przyśni zieleń, będzie mógł liczyć na powodzenie. Ja niestety nie śnię. Jeszcze nie. 

Miasto super-nieszczęśliwych-ludzi. Ależ proszę mnie nie wsadzać do tego wora. To, że jestem sobie nieco starszy, wcale nie oznacza tego, że mam być od razu nieszczęśliwy. – Co to miało w ogóle znaczyć. Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem! Po prostu chłopaczek nie zna trudów dorosłego życia. I znowu mnie nie słyszy. Westchnąłbym z politowaniem na niedosłuch starczy chłopaka, ale pewnie znowu by mi coś niemiłego powiedział, a ja się nie zamierzam narażać na takie słowne zaczepki. – Problem jest tylko taki, że ja wcale nie powiedziałem, że chcę o nich porozmawiać. Szczególnie gdy nie jest to zbyt interesujące. – Aż delikatnie podniosłem prawy kącik ust, prezentując swój zwycięski uśmiech. Nie było to wiele, ale jakoś ucieszył mnie choć na chwilę fakt, że wciąż jestem w stanie wymyślić ripostę. Słabą bo słabą, ale jednak.

Stajnia Hoseki. Słyszałem o niej raczej same przykre historie, kiedy ktoś, tracąc cały swój majątek, szedł pić za resztki złotych monet, które przypadkiem znalazł w kieszeniach starych spodni. Teraz jednak nie odbywają się tu żadne zawody. Nie ma wielu jegomości przybyłych z dalekich stron. Jestem tylko ja i... on. Jakkolwiek się on nazywał i kimkolwiek on tak naprawdę był, to wciąż pozostawał jedną z kilku osób, które stanęły na mojej drodze, by mnie czegoś nauczyć. Jednak czy będę w stanie pojąć to? Nieważne jakby nauczyciel się starał, niektórych rzeczy uczniom przekazać się nie da, jeżeli ci nie mają do tego wrodzonych predyspozycji. Mogą próbować i mogą nawet udawać przed samym sobą, że są do czegoś zdolni, lecz gdy wraz z urodzeniem talent na nich nie spłynął, pozostaną jedynie pustą, ładną ozdobą, pozbawioną wewnętrznej pasji i zaangażowania do czegoś, czego tak naprawdę nigdy nie powinni wykonywać. Jak owoc maku, gdy z torebki wylecą wszystkie nasiona. Cóż wtedy w nim pozostanie? Tak. Mógłbym być makiem. Czerwonym, płonącym makiem, który uśmierza ból, wprowadza fantazje, lecz stosowany zbyt często zwiotcza nie tylko mięśnie, ale i umysł. Otępia, przeszkadza w myśleniu. Chłopak nie pasował mi na powój, nie przypominał Pani stokrotki, ani źdźbła trawy ulegającego presji człowieczego buta. Czym więc mógłby być?

Zerknąłem na niego. To nie jego wina, że trafił na mnie w tym momencie. Delikatny uśmiech zawitał na mojej twarzy, a oczy przymknęły się z lekka, przez podniesione policzki. – Prawie jakbyś opowiadał mi o swojej rodzinie. Ciocia, co pluje jadem, zanim się odezwie i miła babcia z obsługi, która zawsze wspomoże dobrym słowem. Piękny dom. – Przekrzywiłem nieco głowę, dając znak, że go słucham. Słucham i przetwarzam. Może i trochę sztucznie, ale to nic. Tak chyba jest w rodzinach? Nie wiem, moja była dosyć bezuczuciowa w tych sprawach. Czując, że wreszcie przekroczyłem na dobre próg, i w mojej gestii leżało przywitanie się. Położyłem więc prawą dłoń na swym sercu i skłoniłem się o kilkanaście stopni w dół. Niezbyt nisko, niezbyt wysoko. W końcu jestem stary i mam prawo mieć chore plecy, prawda? Podnosząc się do góry, otrzepałem głowę z myśli, a szerszy uśmiech na stale zawitał na mojej twarzy. Mam silne mięśnie policzkowe, dam radę go utrzymać. Niech to przedstawienie trwa. Tylko niezbyt długo. Byle byśmy dotarli do koni.

Nie ważne? Jakby nie było ważne, to byś mi przecież o tym nie opowiadał. Zauważyłem, że wszystko, co jest dla ciebie ważne, pleciesz przed siebie. – Pleciesz... to takie brzydkie słowo. – Mówisz. Tak. Może niekoniecznie skorzystam w takim razie z plującej jadem cioci. Niezbyt też interesuje mnie sprzęt jeździecki. Wpierw chyba chciałbym oswoić się z koniem. – Choć mój krok nie był na tyle energiczny, starałem się stawiać szybsze i pewniejsze niż dotychczas kroki. Cel miałem prosty - iść przed siebie, tam, gdzie znajdują się końskie padoki. – Jego historię, zwyczaje, to, czy wstaje rano gotowy na wędrówkę czy potrzebuje większego przygotowania. Muszę się przecież z nim zgrać, tak? Czy nie. Nie wiem. Jednak myślę, że dobór dobrego konia jest tak samo ważny, jak dobór dobrego wina. A to dla mnie jest bardzo ważne. Tak tylko dopowiem, bo przecież nie musisz tego wiedzieć. – Sam już tylko nie wiem, czy to akurat koń był tym zwierzęciem, o którym teraz chciałbym więcej wiedzieć.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Czasami najgłupsze słowa i najgłupsze czyny zamieniały się w mądre. Bo przecież jeśli coś działa, ale jest głupie, to znaczy, że nie jest głupie. Kaiho nie uważał się za mesjasza, myśliciela i nie uważał, żeby miał temu światu do przekazania wiele mądrości. Chciał, całym swoim sercem, wykrzyczeć za to temu światu, że jest z nim wszystko nie tak! Do tego nie były potrzebne jedwabne wstążki i delikatne maści wygładzające skórę. Potrzebował swoich pazurów i silnych ramion, żeby to osiągnąć. Potrzebował głębokich płuc i możliwości nabrania mocnego tchu. Świat się często mylił, ale to nie to było w nim złe - bo i on się mylił. Czasem można było pomyłki przemilczeć, bo trochę kuły w dumę i poczucie własnej wartości, ale czasami pomyłka cieszyła. Tutaj, na ten przykład, był całkiem zadowolony ze swojego pomylenia. Tak zakładał - że był w błędzie, posądzając nieznajomego o tego typu myśli. Dość absurdalne (jak całe to spotkanie), że poznając w zasadzie kogoś, zamieniając z nim pierwsze słowa, jedno z nich to: proszę, nie zabij się. Powietrze wokół Tatsuo było wypełnione pustką. A Kaiho wiedział, że to nie smutek był pierwszym krokiem do przewieszenia liny przez drzewo i powieszenia się na nim. To była właśnie nicość, w której się tonęło. Przegrywałeś wtedy, kiedy już nawet nie chciałeś się z tej nicości wygrzebać. Może to tylko takie złudzenie - tak sobie powiedział. Reakcja rudego, chociaż zupełnie niema, była całkiem mocna. Nie potrzeba zawsze słów, żeby przekazać tysiące myśli. Oczy człowieka, te lustra duszy, zdradzały zazwyczaj o wiele więcej, niż chciało się przekazać. Wystarczyło tylko uważnie patrzeć.
- Nie? - Kaiho zjechał wymownie spojrzeniem Tatsuo od góry do dołu, całkiem oceniającym i wcale się z tym nie krył. - Sss... - Wciągnął powietrze przez usta, robiąc powątpiewającą minę. Chociaż akurat teraz się przedrzeźniał. Pewnie dlatego większość ludzi go nie znosiła. Bo był wredny. Ironia losu - człowiek z naturą kota mający w sobie krew Inuzuka. Los naprawdę była przewrotna. Kręciła, tańczyła na kraniuszkach palców i nigdy nie mogłeś być pewien, jaką przygodę przygotowała dla ciebie właśnie tego poranka. Czy może w alecje winogron pojawią się szerszenie? Może znajdziesz tam dziecko, które ciągle je podjada i przez to tracisz pieniądze?! A może znajdziesz tam latawiec, który zgubiła można panienka, co obłaskawi cię darami swojej rodziny, jeśli tylko go oddasz? Nawet jeśli codziennie wybierasz tę samą drogę, może się okazać, że na jej środku (albo końcu) czeka na ciebie niespodzianka. Chyba dla takich chwil warto było żyć, Tatsuo? Wargi Inuzuki rozciągnęły się w uśmiechu na następne słowa. Wygadany? No wygadany. Akimitsu też taki był. Ten mądrzejszy. Spokojniejszy. Ten, który był dobry w słowach. - Można wynająć nauczyciela. - Odpowiedział grzeczniutko i prosto na zadane wcześniej pytanie. Gdzieś na ustach cisnęło się szczeknięcie, że przecież konie są interesującym tematem, ale... - A konie są interesującym tematem. - Ale w sumie nie ważne. Jednak się nie powstrzymał.
Maki były piękne. Mogły leczyć, ale mogły też tłumić zmysły. Miały delikatną woń. Pachniesz makami, Tatsuo? Były łagodne w dotyku - jak aksamit. I palące, wyraziste, kiedy na nie spojrzałeś. Wiatr potrafił porywać ich płatki - takie były delikatne! I czy tak samo delikatny był grajek z lutnią na plecach? Wydawał się taki. Gnący się pod dotykiem jak maki na wietrze, ale nie pozwalający na to, by wichura go złamała. Tak, jak złamałaby wielkie drzewo na tym samym polu. Mógł się dostosować. Dopasować. Widzisz? Tak było lepiej. Nie jesteś przedmiotem. Żyjesz, a każda kolejna chwila życia mogła udowodnić, że jesteś. Kiedy więc jesteś, możesz rozłożył płatki do porannego słońca. Zaczerpnąć z niego. Szukać wody, jeśli ci jej brak. Jeśli wyrośniesz wystarczająco silny, znajdzie się niejeden, który złapie się za policzki z krzykiem: ale jesteś piękny..! Czy to jednak wystarczy, żeby poczuć się spełnionym? Nie. Na pewno nie. Wierzę, że ludzie obdarzając cię słowami piękny młodzieniec widzieli powierzchowność. Wierzę, że potrzebowałeś czegoś więcej. I to może właśnie tego poszukiwałeś w spojrzeniach. Nadzieja? Och, przecież ona jest krucha! Wieszanie się na niej mogło być trzymaniem liny w pogotowniu. Oczy Kaiho były jak belka, na której naprawdę można się było powiesić, jeśli zieleń miała być kolorem nadziei. Taki sam kolor miały jadowite żmije, wiedziałeś o tym? Z takimi samymi, pionowymi źrenicami. Bardzo złe połączenie. Ale w tych oczach nie drzemał jad i nie było w nich niczego złego. Tlił się tam, w jego wnętrzu, ogień. Na zewnątrz widoczna była ciekawość i uwaga, którą cię obdarzał. I coś szokującego, co pasowało tylko do słowa zrozumienie. Lecz co rozumiał? Głupi bachor. Jak każdy młody - nic nie wiedzący o dorosłym życiu. Bogaty, rozpieszczony bachor.
Kaiho skrzywił się nieco i przechylił głowę to w lewą, to prawą stronę. Taka odpowiedź na tą rodzinę. Odpowiedź, która mówiła "nooo, trooochę taaak, a trooochę nieeee..?". Czyli w sumie odpowiedź żadna. Zaskoczyła go natomiast ta refleksja i zamierzał ją sobie zapisać w umyśle. Postawił szybkie pytanie - czy ludzie w stajni traktowani są jak rodzina. Znaleźć odpowiedź. Potwierdzić teorię bądź ją obalić. Ale to nie teraz, kiedy indziej. Czerwonowłosy zdecydowanie za szybko myślał jak na możliwości Kaiho i co chwila sprawiał, że jego umysł robił swoistką wywrotkę, nakazując mu zmienić tor swojego rozumowania i - o zgrozo! - stawić kolejną refleksję nad światem! Taka rola poety, tak? Poruszać wnętrze. Ale żeby nawet w prostej rozmowie?! To dopiero był talent!
Zauważyłem, że wszystko, co jest dla ciebie ważne, pleciesz przed siebie... Aż dreszcz go przeszedł po plecach i uniósł jedną brew w zdziwieniu, spoglądając na czerwonowłosego, który przed momentem się ukłonił. Zdecydowanie zgrabniej. I mniej prześmiewczo, niż zrobił to Kaiho. Mina młodego stajennego mogła aktualnie dawać do zastanowienia, czy nie wziął tego jako obrazy. Nie wziął. To, co dla człowieka ważne... ważne było to miejsce? Jego rezydenci? Osoby tu pracujące? Dla niego... każda istota była ważna. Każda miała swoją historię, swoje życie. I każda zostawiała po sobie puste miejsce, którego nie dało się wypełnić. Nawet jeśli zatrudnią kogoś innego, nie będzie oznaczało, że tamta osoba została zastąpiona. To będzie ledwo nowa historia.
- Nie ważne, bo pytałeś o konie. Pewnie cię to nie obchodzi. - Dokończył myśl. Zupełnie jakby musiał się tłumaczyć z tego, dlaczego w ogóle padły z jego strony takie słowa. Nie lubił się tłumaczyć. Ale jednocześnie odniósł wrażenie, że... ach, jakoś poczuł, że to potrzebne. - Znam starszą klacz. Spokojny koń. Niedawno urodziła swoje ostatnie źrebię. - Ruszył do przodu znów i otworzył z rozmachem kolejne drzwi. Te już wyprowadziły ich na zewnątrz. Znaleźli się przed padokami, na którym treser wciąż ćwiczył śnieżnobiałego konia, który niespokojnie zarzucał głową i gwałtownie wyhamował właśnie w piasku, wzburzając jasną falę do lotu. Piękne zwierzę znów skupiło spojrzenie Inuzuki, chociaż się nie zatrzymał - chyba że Tatsuo to zrobił. - Dobranie to jedno, każdy człowiek i każde zwierzę mają swój temperament. Łagodne osoby rzadko radzą sobie z rodzynkami takimi jak ten. - Kaiho machnął głową, wskazując właśnie na trenowanego konia, który stanął na zadnich kopytach, odmawiając zdecydowanie współpracy ze swoim zaklinaczem w tym momencie. Zdecydowanie mu się coś nie podobało. I dawał o tym jasno do zrozumienia. - Zwłaszcza osobom początkującym wybiera się dlatego starsze, doświadczone konie o spokojnym temperamencie. Takie zwierzę samo uczy swojego jeźdźca zachowań.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Czasami nadzieja, to jedyne co nam pozostaje, gdy wszystko inne zatraci swoją moc. Rzeczywistości możemy być pewni, tego co widzimy, tego jak przeżywamy daną chwilę, ale nadzieja patrzy dalej. Tam, gdzie człowiek nie jest w stanie. I choć może i jest krucha, to niczym ostatnia kra na roztapiającym się lodzie, niczym ostatnia belka ratunku, gdy spadamy ze szczytu drzewa, chcąc złapać się choćby jednej, słabej gałęzi, która przynajmniej w pewnym stopniu zamortyzuje nasz upadek, ona wciąż trwa i czeka na nas, na moment, w którym w nią uwierzymy. Dzieci się przecież okłamuje, drogi Kaiho. Po to, by dać im tę namiastkę szczęścia czekającego tuż za rogiem. I choć dorośli wiedzą, że często opowiadane przez nich historie nie mają wiele wspólnego z prawdą, to dziecko wierzy w to, co powie ich rodzic - osoba, która przecież wie jak żyć, osoba, która zawsze im pomoże i na której pomoc mogą liczyć, choćby działy się okropne rzeczy. Nie każdy jednak natrafił w swym życiu na takiego swojego obrońcę, pozostawiając niejednokrotnie okres marzeń i nadziei za sobą. Może po prostu mnie jest tego brak? Tego momentu, gdy mógłbym beztrosko usiąść na polanie i usłyszeć te kilka prostych słów, że wszystko będzie dobrze i nie muszę się o nic martwić. I choć nadzieja potrafi być złudna niczym piękna żmija, której kolorowa skóra zwiodła niejednego podróżnika, to chciałbym ją w sobie odnaleźć, stworzyć, zarysować. Niczym na białej kartce mego płaszcza. Może to będzie pierwsze słowo, które na niego naniosę? Nadzieja. Jednak czy Kaiho okaże się być osobą, w której słowa będę mógł szczerze uwierzyć? Szczególnie wtedy gdyby okazały się być słodkimi kłamstwami, niestworzonymi historiami, które nigdy mieć miejsca nie będą, a ja i tak trwałbym w wyobrażeniu tego, że mogą się okazać prawdziwe. Byłyby dla mnie belką, na której mógłbym się zawiesić i nie spadać. 

Choć nigdy jakoś nie rozumiałem bratania się ze zwierzętami, aby tworzyć między nimi, a ludźmi więzy, tak przechadzając się teraz po padoku, mam przed oczami wizję jak z domu rodzinnego. Starsza matka, która wydała na świat swoje ostatnie dziecko, a przecież dobrze wiemy, że często ci najmniejsi zyskują najwięcej uwagi. Nieubłagana śmierć w końcu powoli zaprasza kobiecinę do siebie, a ta, mając jakiś punkt odniesienia w swoim życiu w postaci niemowlaka, stara się przelać na niego całą swoją uwagę, a smutek i rozpacz zamienić w miłość, by choć cząstka jej pozostała na tym świecie. – Konie opiekują się dziećmi? Czy pozostawiają je na pastwę losu? Siedziałem kiedyś na plaży. Akurat wykluwały się żółwie. Liczyłem je, wiesz? Chyba dwa dotarły do brzegu. Trochę okropne, ale jak te ptaki sunęły po niebie! Piękno w bestialstwie. – Wypaliłem, niewiele myśląc. Może i wyjdę na ignoranta, ale ileż ja tych koni w życiu widziałem. Zresztą trzeba dostosować się do swojego rozmówcy, który też chyba więcej mówi niż myśli - ach, jakbym wiedział, jak bardzo się mylę. A zresztą to wydaje się nawet ciekawe, gdy nie będziemy rozmawiać o podkowach, lejcach, tam tych, no... siedziskach dla ludzi na konia. Jak to się w ogóle nazywa? Cokolwiek. Tylko właśnie o ich życiu! – Nie powinno być na odwrót? Niczym w idealnej harmonii. Porywista rzeka i stabilny brzeg, piękno i bestialstwo, no i... łagodna osoba i rodzynek. – Zerknąłem w stronę krnąbrnego ogiera. Czyżby nie podobało mu się w zamknięciu? Wolałby zaskakującą dzikość lasu? Nigdy nie wiadomo, czy tego dnia przeżyje się wspaniałą przygodę przeskakując nad rwącą rzeką lub czy w ogóle się przeżyje. W rezerwacie miał przynajmniej pewność w zamian za odebraną wolność. Czy to była dobra wymiana handlowa? Gdyby się tak zastanowić, to przecież sam wyrwałem się z pewnej klatki, choć z pewnością miałem o wiele ciekawsze życie niż ten koń. Tylko czy naprawdę miałem? Ajaja. Uśmiech i do przodu. – Nie lubię rodzynek swoją drogą. To jak zbezczeszczenie dobrego, słodziutkiego winogrona. – Kiedyś słyszałem, że ktoś planuje zrobić z nimi ciasto. Obym nigdy tego na oczy nie zobaczył.

Nasza podróż trwała, a mnie zaczęło to powoli przeszkadzać. Chciałbym wreszcie usiąść, móc popodziwiać to, po co tutaj przyszedłem, a nie zobaczyć sobie wszystkiego i wyjść. Co to ma w ogóle być za okropna obsługa. Nic dziwnego, że ludzie z płaczem wspominają te stajnie. – Czy starego konia można jeszcze czegoś nauczyć? – Czy starego mnie można jeszcze czegoś nauczyć? Chyba jestem bardziej plastycznym obiektem niż twardo stąpające po świecie zwierzę - tak myślę. – W ogóle to... – A w ogóle to nic. Obiecałem przecież, że będę tylko przez połowę czasu oprowadzany, a chłopak chyba na to przystanął, bo jakoś nic na to nie odpowiedział. A może już nie pamiętam? To pewnie dlatego tak pędzimy. Ech, wolałbym już wszystkiego po trochu zobaczyć, może chociaż poza stajniami obraz koni powróci do mnie w pamięci. – Ach, nic. Piękne konie. – I takie interesujące.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Jaka szkoda, że niektórych słów nie da się usłyszeć. Bo wiesz, po moim karku aż przeszedł dreszcz. Niespodziewanie kiepskie uczucie, kiedy wyobrażasz sobie, że to, co miało być podporą, zamienia się w twój ostatni oddech. Taki pośredni pomocnik, żeby zejść sześć stóp pod ziemię. Nigdy więcej nie podnieść się, nie uśmiechnąć, nawet jeśli większość z tych uśmiechów na twarzy Tatsuo było wymuszonych. Sogeńskie zwyczaje zachęcały do tego, żeby zachowywać twarz. Namawiały, by chodzić prosto wyprostowanym, a swoje defekty kryć pod pudrem i kuszącym spojrzeniem błyszczącego oka. Jeśli nie potrafisz się dostatecznie realnie uśmiechać, zawsze możesz sięgnąć po wachlarz - całkiem niezła zasłona dla tych, których los nie obdarzył artyzmem, jakim jest aktorstwo. Jeśli chcesz prawdy musisz najpierw dać prawdę od siebie. Największe z nich odkrywało się na polu bitwy - a ta stajnia takim nie była. Drobne potyczki słowne, w których Kaiho nie był żadnym wyzwaniem dla swojego doświadczonego towarzysza nie mogły się w to wliczać. Otarcia spojrzeń - ciepłego i zimnego zarazem brązu z intensywną zielenią - były muśnięciami, które próbowały wyciągnąć coś z drugiej strony, ale nienachalnie. Naturalnie, jak to przy pierwszych spotkaniach bywa. Zwłaszcza tych, gdy nagle dajesz się wplątać w dziwny wir wydarzeń, zdań i gestów, które wyrywały się twojej codzienności. Przynajmniej wyrywały się z codzienności Kaiho. Był w końcu o wiele młodszy. Gówno widział i gówno wiedział. Ptak urodzony w klatce myśli, że latanie to choroba.
Ta stajnia zbliżała coraz bardziej do rodzinnego rysunku. Była zła i dobra ciocia, to teraz przychodziła pora na babcię. Dobrą, kochającą, która zawsze przytuli cię, kiedy przejdziesz przez jej próg. Ale, ach, skąd miałbyś o tym wiedzieć. Chłodny wiatr plątał się po nogach Komety. Jaki biedny był to człowiek, który nawet sięgając wstecz nie mógł odnaleźć ukojonego wspomnienia. Nie dziwiło więc, że teraz szukał jasnego celu i żądał braterstwa duszy. Nic dziwnego, że szukał cichutkiego rytmu życia. Nic dziwnego... Ta rodzina musiała być bardzo specyficzna - ta stajenna! Każdy z innej parafii, i, bogowie mi świadkiem, nikt tu do siebie nie pasował! Łączyło ich jedno - miejsce. Z rodziną najczęściej dobrze wychodziło się tylko na portretach. Ten nie dogadywał się z tamtym, tamten miał kiepskie poglądy polityczne i przez to nie mógł siedzieć przy jednym stole z tym ostatnim, a ten ostatni wydziwiał zawsze z religią i dobrze się z nim rozmawiało tylko wtedy, gdy nie wywoływało się imion z panteonu. A jednak wszyscy spotykali się na świętach i celebrowali je wspólnie. Jacy by nie byli - potrafili połączyć się właśnie w tym jednym punkcie. Domu. Jak ktoś, kto nigdy domowego ogniska nie doświadczył mógł to zrozumieć? Ach, tak, artyści przecież mają wybujałą fantazję! Cholerna fantazja, która chciała się kręcić wokół dźwięków życia, a rozwodziła się nad przemijaniem i śmiercią. Pewnie dlatego, że człowiek nie miał na to żadnego wpływu. Na śmierć. Że nie pozostawało nam już nic do powiedzenia poza tym, że żyjesz - i żyjesz po to, aby umrzeć. Co za tragizm. Więc, ta belka..? Może lepiej wrócić do niej, kiedy już człowiek naprawdę poczuje się senny.
Kaiho kiwnął głową.
- Żyją stadnie i dbają o swoich. Bardzo przywiązują się do siebie. Tak jak do ludzi. - Konie potrafiły traktować człowieka jak członka stada - ale niewielu myślało tymi kategoriami. Mogłeś być częścią ich życia. Koń był w stanie wtedy skoczyć za tobą w ogień. Nie potrzebne były uzdy, siodła i baty poganiające. To zwierzę czuło wtedy całym sobą, czego od niego oczekiwałeś i czego pragnąłeś. Jeśli ty też rozumiałeś jego serce i potrzeby. Lecz żółwie... Takie było prawo natury. Dopóki samemu się tego nie widziało i nie doświadczyło łatwo było tak usprawiedliwić makabryczną wizję. I nie próbować sobie jej nawet wyobrazić. Musnąć jedynie myślami, by po muśnięciu dowiedzieć się, że nie, nie - to nie dla ciebie. Taki to był właśnie dobry ninja - który nie lubił widoku krwi. - To... - To co? Nie wiedział nawet, co powiedzieć. Piękne? - Śmierć nie jest piękna. - Nie, to nie było coś, w czym mógł mu zawtórować. Nie wiedział nawet, jak miałby i nie próbowałby. Ale w pierwszej chwili wręcz go zmurowało, kiedy w głosie tej czerwonowłosej istoty (boska to rzecz, olśniewać swoim wyglądem) usłyszał coś, co nazwałby fascynacją. Maluczką. Ale tak dla niego to zabrzmiało. W całym wydźwięku więc mógł skwitować to jednym słowem: niezdrowo. - Gnijące ciało jest obrzydliwe, wiją się w nich larwy, a słodki zapach jest nie do zniesienia. - Cokolwiek natura sobie wymyśliła, nie było takiej śmierci, która mogłaby być ładna. - Czemu wszyscy artyści są nią tak zafascynowani... - Mruknął niby sam do siebie, ale wcale nie mówił tego do siebie. Zgodnie z myślą, że gada to, co mu ślina na język przyniesie. Och, nie był takim zdolnym oratorem, żeby kompletnie nad językiem panować... ale Kaiho miał parę stron, które mogły zadziwić.
- Toś ty widział stabilny brzeg przy porwistej rzece? - Brwi Inuzuki powędrowały do góry i strzelił spojrzeniem w kierunku Tatsuo. - Ładnie to brzmi, ale mało ma sensu. Nawet najspokojniejsze jezioro ciągle zmienia brzegi. Syndrom Bambiego, słyszałeś o nim? - Świetna, popularna bajeczka dla dzieci. - Zapytaj sarny, czy jej łagodność pasuje do wilczego apetytu. - Prychnął. Krytykował, ale gdyby wyciąć ten cynizm to naprawdę brzmiało to pięknie. Harmonia. Dążenie do ciągłej zmiany i ciągłego uzupełniania się. Yin i Yang. Wiedział doskonale, kogo tutaj obwiniać o to, że nie mógł tego piękna w ten sposób dojrzeć i zostało mu widzieć, jak wilk pożera sarnę. Żal trawił jego serce. Zupełnie tak, jak wnętrze Tatsuo próbowało zostać spopielone przez pustkę. - Taa, ja też nie. - Odpowiedział nieco bezwiednie. - Niech przeklęci będą ludzie, którzy dodają je do sernika, tfu. - Takie dobre ciasto tak niszczyć... Czasem miał wrażenie, że jego ciotka, skoro już była mowa o ciotkach, dodaje te rodzynki z premedytacją! Żeby tylko on nie zjadł!
- Czy ja wiem... - O, tego wcale nie był pewien. Stare konie miały swoje nawyki. Przyzwyczajenia. Potrafiły czasami bezmyślnie wykonywać niektóre rzeczy i z lenistwa. W zależności od tego, jak były prowadzone, może być z nimi trudno pracować. Ale Kaiho nie miał w tym doświadczenia. Nigdy nie próbował zmienić starego konia, bo nie było takiej potrzeby. Przez jego dłonie nie przechodziły przypadkowe wierzchowce. Zresztą on miał temperament - i źle mu się pracowało z końmi bez niego. Nie nadawali na tych samych falach. Pomimo tego, że z jego ninken pracowało mu się świetnie! Pomimo - ponieważ Kyo, staruszka, była akurat ostoją spokoju. Tylko że ta ostoja spokoju miała taki twardy charakter, że była jedyną osobą do tej pory zdolną zatrzymać Kaiho przed robieniem... różnych głupot. Znów błysnął oczyma w kierunku Tatsuo, ale zanim dobrze zdążył coś powiedzieć, podszedł do nich stajenny. Faktyczny stajenny - ubrany w proste, lniane ubranie, w wysokich, jeździeckich butach, ze sztucznym uśmiechem na ustach. Kaiho go nie kojarzył. Machnął kartką przed jego twarzą wyciągniętą z sakwy.
- Czego panowie sobie życzą? - Zapytał uprzejmie młody stajenny. Kaiho spojrzał w kierunku czerwonowłosego z rękoma zaplecionymi na klatce piersiowej. I co? To już? Pan ach, nic dostanie to, czego potrzebował i to tyle? Woah, właściwie to powinno być tyle? Anonimowy grajek, którego przeciąganie palcami po strunach przeciągało też po strunach jego duszy. Poruszało. Człowiek, który zapamiętał z jakiegoś powodu właśnie jego. Dziwny człowiek. Jak niewykryty talent. Krzew magnolii, która zakwitła za wcześnie i pogubiła wszystkie płatki przy pierwszym, wiosennym wietrze. Była najpiękniejsza, ale wszyscy uznali ją za najbrzydszą, bo gdy inne kwitły - ona drżała na każdym następnie powiewie. I taki smutny. Taki smutny... Przypatrywał się mu i jego zamknięta pozycja jakoś sama się rozwiązała i otworzyła. Znów! Znów próbował się otrząsnąć z tego wrażenia, które przenikało przez niego i pewnie sam je sobie zresztą nadmiernie wyobrażał. Dopisywał historię, której nie ma i wyobrażał sobie nie wiadomo co. Co miał go niby obchodzić przypadkowy człowiek?! Zostawi go tutaj i sobie pójdzie...
- Nauczę cię jeździć. - Może właśnie Tatsuo rozmawiał ze stajennym - nie wiedział. Wyłączył się całkowicie i ocknął dopiero teraz. A jego słowa nie były pytaniem. To było stwierdzenie. - Jak masz odwagę na Piękną i Bestię i obity tyłek to spełnię twoje artystyczne marzenie. - Powiedział z lekkim śmiechem na ustach. Oparł jedną rękę na biodrze i uśmiechnął się, wyciągając mocno jeden kącik w górę. Może to jego uroda, może spojrzenie, a może cokolwiek innego - ale uśmiech miał prawdziwie wilczy. Wyglądał na bardzo pewnego siebie. Nie spodziewał się usłyszeć słowa "nie". Podobno między arogancją a pewnością siebie była bardzo cienka linia.
- Niczego nie jesteś mi winien, tak swoją drogą. Nie znoszę roszczeń i długów, więc zapomnij. Tamta świnia zasługiwała na obudzenie. - Kręciło mu się to po głowie. W zasadzie... te pierwsze słowa, jakie Tatsuo wypowiedział. - Itazura Kaiho. Kaiho pisane znakami ocean i wolność. - Wyciągnął rękę w kierunku czerwownołosego. Tak całkiem... nie po sogeńsku.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Bo niewiele rzeczy potrafi wzbudzić tyle artystycznych emocji, co śmierć. Nawet teraz, mój drogi przyjacielu, stykamy się ze swoimi wizjami. Jaką jeszcze znajdziesz mi rzecz, którą każdy odebrałby w zaskakująco różny sposób? Mało kto płacze przy narodzinach dziecka, mało też znajdzie się tych, dla których ucieczka będzie spełnionym marzeniem. Nawet jeżeli uważają, że postępują dobrze, wyzwalając się ze swojej klatki, myślą już, jak będzie przyjemnie, gdy sami kroczyć będą przez życie, nie zważając na okoliczności, to w głębi duszy, taki maleńki fragmencik mówi im, że nie, nie będzie dobrze. Śmierć natomiast jest czymś, obok czego nie da się przejść obojętnie. Nawet jeżeli widzimy ją po raz setny na polu walki, nawet jeżeli po raz setny kopiemy komuś jego ostatnie ziemiste posłanie. To kiedyś, ten pierwszy raz, gdy zobaczyliśmy blade lico, napięte nieludzko mięśnie i ten spokojny, kojący chłód bijący od ciała, będący niejednokrotnie czymś milszym od ciepłego żaru życia, odczuliśmy emocje, które w normalnych warunkach mogłyby się nigdy nie pojawić. Dla jednych będzie to smutek, lecz taki niewyraźny, ledwo zarysowujący się. Inni natomiast popadną w rozpacz, a ich życie powoli zacznie obracać się w nicość przez kolejne źle podjęte decyzje. Dla samego jednak nieboszczyka w wielu przypadkach będzie ulgą. Pozbyciem się bólu, pozbyciem się ciężaru, przyczepionego do jego nogi od urodzenia. Może gdyby Kaiho udał się do szamana, którego udało mi się spotkać, zrozumiałby ideę ukojenia w cierpieniu. Wciąż w mojej głowie mam widok starszego pana, którego z nami może już nie ma, ale jego wieczny uśmiech aż napawa mnie radością. Czy to dziwne, gdy na myśl tego, aż kotłuje mi się w środku? *

Sępy powiedziałyby coś innego. – Gdyby nie zgnilizna, to same przestałyby żyć. To były sępy, tak? Sam nie wiem, słaby ze mnie ornitolog. Nigdy jeszcze nie widziałem sępa na żywo! A może gdyby tak... Trochę straszne to musiałoby być i w sumie sam nie wiem, czy taki widok pozostawiłby we mnie cokolwiek poza odrazą. Czy wszyscy artyści są nią zafascynowani? Tak, nie... no, może, ale w sumie sam nie wiem. Nie poznałem zbyt wielu artystów na swojej drodze, aby móc statystycznie odpowiedzieć na to pytanie. W sumie nawet nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem to pytanie, więc postanowiłem się jedynie uśmiechnąć, jak w momencie, gdy nie za bardzo wiesz, co zrobić innego możesz, gdy nie dosłyszałeś zdania, a prośba o powtórzenie pytania jest nie na miejscu. – Tak. Pasuje. – Nie była to odpowiedź, którą mógłbym śmiało wypowiedzieć podczas spotykania nowych osób, ale jakoś chłopak nie wydawał się być kimś, kto mógłby źle na nią zareagować. Przecież już gadamy o larwach gnilnych, tak? Gorszego tematu na pierwszą rozmowę wybrać się nie dało. – Jakie byłoby inne przeznaczenie sarny, jak nie położyć się pod wilczą łapą? – Nie, ale serio, jakie? Bo nawet myśląc szerzej, nic nie przychodziło mi do głowy. Sarna może uciekać, chronić się, dbać o polepszenie swojego gatunku, lecz koniec jest jeden. Liczy się tylko to, ile zdoła zrobić w ciągu swojego dość krótkiego życia. Ile wychować dzieci, ile wiedzy im przekazać, lecz to tylko gra. Czy sarna byłaby zdolna do tego, aby uciec od swojego przeznaczenia?

Nie spodziewałem się nowej osoby, która wtargnęłaby teraz do mojego życia, nawet jeżeli to miało być zwykłe pytanie zadane z uprzejmości, a żadna głębsza rozmowa nie miała prawa z tego wyniknąć. Lekko poddenerwowany, choć niechętny do ukazywania tego, zerknąłem w kierunku Kaiho, lecz ten jak na złość się zamknął. Akurat teraz? Nie żebym miał obawy przed rozmową z ludźmi, bo ja i ludzie to całkiem dobre połączenie... no, powiedzmy - dobre, ale... – Wszystko w porządku. Zwiedzamy. Podziwiamy. Piękne konie. – Piękne konie będzie moim zdaniem, które będę wrzucał do mych wypowiedzi. Może ktoś się nabierze na nie i mnie zostawi w spokoju, zamiast zadawać mi ciągle niewygodne pytania. Miałem szczerą nadzieję, że stajenny sobie pójdzie, ale nie wydawał się być kimś zainteresowany rozmową z nami. Uśmiechnęliśmy się do siebie, wymieniliśmy komplementami... albo to ja tylko wymieniłem i życie idzie do przodu.

Nauka jazdy?! Ale... ale nie. Po pierwsze miałem nawet nie dowiadywać się nic o koniach, no ale dobra, zgodziłem się, niech już ma mój udawany stajenny, ale to trochę za dużo. Przecież ja nawet... ygh, jeju. Muszę sobie samemu powiedzieć, że nauka jeździectwa w tym momencie byłaby jedynie nieodpowiedzialnym wybrykiem, spowodowanym jedynie jego osobą, której w ogóle powinienem dawno podziękować i się zmyć żyjąc własnym życiem, ukryty wśród traw i wypatrujący treserów koni z ich pociechami. – Nie lubię, gdy mnie ktoś bije. Wolę raczej być... niedotknięty. – Niedotknięty w każdej sferze mego życia. – Jak bardzo potrzebujesz i czujesz nieodpartą chęć, to idź i sobie pojeźdź czy tam nie wiem, obij sobie tyłek, jak sprawia ci to taką frajdę. Nie mnie oceniać, ale ja raczej jestem statyczny. To taki, co sobie stoi i patrzy, jak ja teraz. – Bardzo dobrze jest mi tu, gdzie jestem. O, a co się tam dzieje? Na pewno jest tyle ciekawych stworzeń, które tutaj można obserwować gdyby nie tylko...

Nagły ruch w moją stronę spowodował, że mimowolnie skierowałem swój wzrok ponownie na chłopaka. Już myślałem, że mnie chce zaatakować. W sumie co by z tego miał? Pewnie nic, co mogłoby mu się przydać, poza jeszcze bardziej obolałym bardem. Ocean i wolność. Żółwie! No, one to dopiero miały wolność. Zaśmiałem się cichutko pod nosem, nie chcąc tym urazić swojego rozmówcy. Kiedyś wielką rolę przykładałem do swojego imienia, lecz teraz w sumie było to mi to obojętne, jakkolwiek ktoś by to zapisał. – Mało jest osób, które tak uważnie śledzą to, jak pisze się ich imię. Większość myślę, że nawet nie byłaby w stanie go odtworzyć, a ty... – Spojrzałem niepewnie na wystawioną w moim kierunku dłoń. To tylko podanie ręki, prawda? Nic specjalnego, a jednak ostatnimi czasy unikałem wszelkiego kontaktu, a szczególnie na tak bliską odległość, lecz nie wypadało postąpić inaczej, jak odwdzięczyć się tym samym gestem. Wyciągnąwszy rękę, spojrzałem w oczy chłopaka i choć skrywałem radość, to w głębi duszy poczułem ulgę. Porównywalną z pozbyciem się ciężaru? Nie wiem, może. A kto to wie. – Ito Tatsuo. Sm-ym, a zapisz to jak sobie chcesz. – Smoczy chłopiec? Jak to w ogóle tandetnie brzmi. Jeżeli to tylko było możliwe, cofnąłem rękę jak najszybciej się dało i mimowolnie przesunąłem nią po swym płaszczu. Czy chciałem nasączyć moją odzież tym momentem, tym dość niecodziennym spotkaniem? No, może i tak, ale przede wszystkim chciałem wytrzeć ewentualny pot, który mógłby się na niej pojawić. – To co tam ee... chciałeś sobie pojeździć, tak? To bardzo chętnie popatrzę, jak sobie tam działasz. – Chciałem wyraźnie, lecz niezbyt nachalnie nakreślić moje zdanie na temat jeździectwa.


* - Ktokolwiek to by czytał, to jako gracz nie gloryfikuję śmierci i to tylko wizja Tatsuo, a nie moja.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kaiho
Martwa postać
Posty: 331
Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
Wiek postaci: 18
Ranga: Doko
Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski
GG/Discord: Angel Sanada #9776
Multikonta: Koala, Yugen
Aktualna postać: Yugen

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Kaiho »

Nie było takiej rzeczy, która wzbudziłaby tyle emocji, co śmierć. Racja... Jeśli szukasz sposobu, żeby rozbudzić emocje to... och, to naprawdę w tym kierunku zmierza. Ciągle i bezustannie. Ta czepiająca się myśl Żmii, która szła obok wyrazistej Komety. Ostatni uśmiech wart był każdego grama srebra. Dlatego tak kochano igrzyska? Wołano o nie i żądano ich? Połączenie śmierci z rywalizacją, która dla większości była sposobnością do wykazania się? Najlepszy był ten, który zrosił piasek krwią i zwycięsko uniósł ręce. Jakim szaleństwem unosił się tłum w spektakularnej wygranej. To miał robić artysta - wzbudzić emocje. Żeby je wzbudzić, trzeba je najpierw zrozumieć. Jeśli chcesz je zrozumieć, powinieneś je poczuć całym sobą. To poświęcenie czy spełnianie swoich chorych fantazji?
- Co to sęp... y. - To się odmienia? Na pewno. Tylko w którym kierunku? I co stanowiło człon tej nazwy? No i dlaczego miałyby mówić cokolwiek innego? To jakaś chora organizacja? Coś jak Jashiniści? Oni też powiedzieliby coś zupełnie innego. Czy może... jakieś zwierzę. Jak muchy. - Miliony much żre gówno, na pewno nie mogą się mylić. - Durny, naprawdę durny tekst. Zachwycał wręcz swoją bezmyślnością, ale idealnie wpasowywał się w cynizm przedstawiciela rodu Kaminari. To, że go nie lubił, to jedno. To, że nie potrafił zaakceptować tego, że ktoś podziwia śmierć i potrafi o niej pisać poematy, to drugie. Trzecie zaś - Tatsuo miał rację. Z tym, że rację tę mógłby przyznać, gdyby wiedział, czym jest sęp. Nie wiedział. Ziemie, jakie widział, ograniczały się do Wietrznych Równin, a jego marzenia o wielkich przygodach były jak zagubione świetliki w lesie. Niby rozjaśniały mrok, ale błąkały się bez celu. I umierały tego samego dnia. Odradzały się następnej nocy, ale to już było następne pokolenie. Dziś śniliśmy - jutro zapominaliśmy. Uczyliśmy się następnego snu i następnych marzeń. Dojrzeć do tego, żeby zrozumieć prawdę o tych marzeniach - to wyczyn. Niektórzy nigdy nie budzili się z sennych mar. Inni przeżywali je w gniewie i żalu do całego świata. Jak Kaiho - na ten przykład. Ponieważ te cholerne muchy też zgodziłyby się z Tatsuo. I jeszcze pewnie pazernie oblizały. Wyobrażasz sobie oblizującą się muchę?
Zaskoczenie stawało się odpowiedzią na niemal co trzecie zdanie poety. Poety, który uprawiał właśnie bardzo trudną sztukę bytu przecinającą codzienność. Znalazł to. Bezdech. Po raz drugi już - dopiero teraz to odkrył. Prawdę o pięknie śmierci. Romantyzm tam, gdzie zaprzeczał, że mógłby istnieć. Tatsuo mu go pokazał. Zmiksował jęk rozpaczy i krzyk zachwytu w dwa słowa. Tak. Pasuje. Szeroko otworzone oczy Kaiho odwróciły się dość szybko, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Zrobiło mu się ciepło. Taka rola sarny. By pasować do wilczych kłów i pazurów. Bardzo powoli i ostrożnie wypuścił powietrze z płuc. Więc kładła się, słodka sarna, pod wilczymi zębami. Rozerwana przez całe stado. Wykończona długą gonitwą - bo wilki nie miały w zwyczaju zabijać szybko. Brały swoją ofiarę na wyczerpanie. Niestety (dla niego samego niestety) miał zbyt bujną wyobraźnię jak na próbę wyparcia tego, że nie ma niczego wspólnego ze sztukami pięknymi. I mimo ostrych i brzydkich słów, bardzo łatwo trafiały do niego słowa piękne. Jakimś sposobem takie były dla niego słowa Tatsuo.
- Nuda. - Przyjść tutaj i nie jeździć? Interesować się tym wszystkim? A może to było wszystko tylko udawane? Bardzo gładko i łatwo było zejść na rozczarowanie. Daj sobie po pysku, jak zwykle za dużo myślisz. Dlatego właśnie lubił się trzymać z dala od ludzi. Kiedy tylko próbował do nich wychodzić odkrywał właśnie to - rozczarowane. Coś, czego nie zaserwuje ci nigdy twój ninken. - Statyczny... Jakaś nowa wymówka na stanie z boku, żeby cię życie mijało? - To było dla niego w zasadzie pytanie retoryczne. Bo poczuł się naprawdę dotknięty.
Imię było ważne. Było częścią ciebie. Według Kaiho - określało cię. Było gloryfikacją myśli i troski twoich rodziców. Lubił i nie lubił swojego imienia jednocześnie, ale nawet jeśli go nienawidził (bo niemalże tak czuł we wnętrzu) to wierzył w to, że gdyby tylko je zmienił, to przegrałby nie tylko z samym sobą, ale i całym światem. Upadek pod własną słabością nie było dla niego rozwiązaniem. Chciał wszystkim udowodnić, że Itazura Kaiho był wart swego imienia i to imię wcale nie sprowadzało pecha. Nie szło mu to za dobrze przez niewyparzone usta i zamienianie poczucia urażenia w złośliwość.
- Ja jestem pewny, że moje imię i moje życie mają znaczenie. - Dlatego je pielęgnował i o nie dbał. Dlatego było dla niego symbolem zalet i wad. Czymś, za czym mógł podążać. I och, przecież kochał ocean. Tym bardziej kochał wolność. Pewnie właśnie to chciał mu oferować ojciec. - Sm... y? - Dopytał niepewnie, co to miało oznaczać. Łatwo go było skupić na jakiejś pierdole - przez to chwilowo mu minęło to, że miał przed sobą kogoś, kto wagi do własnego imienia nie przywiązywał. Smutne. Każda kolejna kropla kreśliła Tatsuo na płótnie niebieskich irysów. Wiesz, co oznaczają te kwiaty? Smutek, samotność i tęsknotę. Gdybyś wymalował czerwonowłosą postać na tle tych pięknych kwiatów - czy nie komponowałaby się idealnie?
- Nie chciałem jeździć. Jakbyś nie zauważył, to właśnie wychodziłem. - Zanim spotkałem ciebie. Sługa grzecznie stał, uśmiechał się i nie wtrącał do rozmowy. Odpowiednio oddalony, żeby dać przestrzeń gościom. Kaiho machnął ręką w jego stronę, jak miał już w zwyczaju machać na większość ludzi. Żeby zniknęli i dali mu święty spokój. Mężczyzna pokłonił się i odszedł. - Chciałem oprowadzić jednego pana "ja wolę popatrzeć". A ty? Czego ty chcesz i po co tu przyszedłeś? - Zadał w końcu to pytanie. Bo w zasadzie już niczego nie był pewien. Chybaaaa był kiepski w domyślaniu się. Tak teraz to ocenił. Uszczęśliwianie ludzi na siłę nie działało.
0 x
Obrazek
Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.


phbankgłosa to cały art od Kaisy ♥
Awatar użytkownika
Tatsuo
Postać porzucona
Posty: 547
Rejestracja: 2 lut 2020, o 23:16
Wiek postaci: 29
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Długie rude włosy opadające swobodnie na ramiona, blizny od oparzeń na prawej stronie twarzy.
Widoczny ekwipunek: Płaszczyk i przyczepiona do niego biwa.
GG/Discord: Kraze#5092
Multikonta: Don Patch | Fujiko

Re: Stajnia Hōseki

Post autor: Tatsuo »

Życie omijało? Nie... chyba nie. Lubię obserwować. Stać, spoglądać. – Wtedy jest prościej, gdy sam nie uczestniczysz w aktywnym życiu, a jedynie przygrywasz wydarzeniom, które już mają miejsce. Coś za coś - zawsze w naturze musi być harmonia. Nie dostaję wiele co prawda, ale zawsze mogę przewidzieć konsekwencje moich czynów. Brak bójek, w które ktoś mnie może wplątać, brak niespodzianek i dziwnych znajomości, które zakończyć mogą się w najróżniejszy sposób. Statyczne, spokojne, nudne życie. Może faktycznie brakowało mi czegoś, co dołoży nieoczekiwanego, zmieni rutynę, która zawładnęła moim życiem? Tylko co wtedy, jeżeli to nie wyjdzie? Czy ja się po prostu boję cokolwiek w nim zmienić, aby nie stracić znanych mi, wyuczonych dróg i postępowań?

Jesteś pewny? Uśmiechnąłem się z lekka. Nie, nie chciałem znowu myśleć o nim, jak o młodym chłopaku, który życia nie widział. To przecież nie liczba przeżytych wiosen wskazywała na naszą inteligencję, naszą zdolność do zrozumienia drugiego człowieka. Z tym trzeba się urodzić i trudno byłoby wykształcić w sobie tę umiejętność nawet po latach obcowania z ludźmi. Może faktycznie ocean i wolność to dwa słowa, którymi mógłbyś się określić i w pełni do nich przyporządkować. Burzliwy niczym niestłumione fale docierające do brzegu, lecz chociaż wyglądają groźnie, to są przecież miejscem życia wielu stworzeń, dając im schronienie, zapewniając wodę, która jest tak niezbędna do ich życia. Bez niej by umarły, pozostawione na działanie palącego Słońca, morskiego ptactwa i ludzi, którzy chętnie wykorzystaliby chwilę słabości danej ryby, aby zatopić w nie swoje zęby. Czy w tym oceanie znajdzie się miejsce jeszcze dla jednego stworzenia? – Smok – powiedziałem nieco pewniej, tak niezbyt... ale pewniej! W końcu sam przywiązywałem wagę do imion. Może niekoniecznie w tym momencie, gdzie powoli zdawało się być to dla mnie bez znaczenia, lecz miło jest powrócić do dawniejszych czasów, gdy sam wypytywałem o to innych. Czy chciałbym uzyskać tak beznamietną odpowiedź jak moja? – Takie wężowate, oślizgłe stworzenia. Ponoć były zdolne do kontrolowania pogody. – Skierowałem głowę w kierunku wciąż grzejącego Słońca. Była jesień, ciepło powoli się ulatniało, dając miejsce przyszłej zimie, lecz gdybym tylko faktycznie mógł kontrolować pogodę, z pewnością zgarnąłbym całą jego energię dla siebie. Czy to samolubne? Być może, ale przecież człowiek to egoista koniec końców. Nawet od najwspanialszych ludzi nie można wymagać tego, że będą wiecznie uganiać się za innymi. A jeżeli nawet takie wyjątkowe osobniki istnieją, to nie sądzę, żeby pożyły długo. – Ponoć żyły w oceanach, wiesz? – I ponoć przynosiły szczęście. Ponownie schyliłem głowę, spoglądając teraz na Kaiho. Co za dużo Słońca, to niezdrowo, a podobne źródło energii stoi przecież koło mnie.

Nie dało się przegapić zbierającej się irytacji w głosie chłopaka. Jak tak to bardziej przemyślę, to miał do niej pełne prawo. W końcu jak ja się zachowywałem? Jak ludzie przechodzący bez większej refleksji obok mojej gry. I choć starałem się jak mogłem, aby zaciekawić swą publiczność, o ile tak mogę ich w ogóle nazwać, to na nic zdawały się być moje wysiłki. Próbowałem przekazać mój zapał, którego nikt nie był w stanie mi zwrócić, a koniec końców wypalałem się z niego, pozbywałem się go całkowicie. Czy teraz tak czuje się Kaiho? Chciałbym odczytać to z jego oczu, z jego mimiki czy mniejszych gestów. Przecież potrafiłem to robić, tak? Czytać z ludzi jak z otwartej księgi, a jednak teraz już sam nie wiem, gdzie jestem i co faktycznie próbuję osiągnąć. Czy nie to sobie obiecałem przed wejściem tutaj? Skupienie na jednej rzeczy, zero możliwości rozproszenia i skakania z ludzi na zwierzęta, ze zwierząt ponownie na ludzi.

Ja... – Tak... Nie chcę już poznawać koni, nie chcę czerpać z nich siły, nauczyć się ich życia. Chcę poznać Ciebie, Kaiho. Móc zrozumieć co czujesz, przez co musiałeś przejść i z czym boryka się twoja dusza. Co jest w niej cudownego i zepsutego, lecz wciąż pięknego w tym nieszczęściu, które zgotował nam los. Nie jest to wiele, lecz nie jest to też wcale łatwe do poznania, jeżeli sam mi tego nie dasz, bo ja powoli już nic nie rozumiem. – Chyba podświadomie miałem nadzieję, że ponownie cię spotkam, a moje nogi same prowadziły tutaj. A co do koni... – Może i mnie czasami, czasami często nawet, zdarzało się wypaplać to, co akurat ślina na język przyniesie. Choć już to powiedziałem, to przecież, gdy go zagłuszę, na pewno zapomni o moich poprzednich słowach! Tylko czy powinienem się wstydzić tego? – Strach nowicjusza, hah. Stanie z boku, omija mnie życie, takie sprawy. Nigdy nie wiadomo przecież, co pomyśli o mnie koń, nawet stary i wyuczony. Tylko może bez obijania tyłków, o ile jakiś koń będzie dostępny. Nie jestem jednak przyzwyczajony do bólu. Ale... ale to chyba nie boli? Po co mieliby ludzie jeździć, skoro to by bolało. – Uśmiech mój nie był wymuszony, nie myślałem, aby akurat w tym momencie podnieść nieco swoja usta, imitując radość. Po prostu szczerze ją poczułem, gdy mogłem zrozumieć, czego w tej chwili moje serce potrzebuje. Czy jednak jest to prawdziwe uczucie szczęścia, a może chwilowa próba ratowania samego siebie? Mam szczerą nadzieję, że złapana belka nie wysunie mi się spod rąk. – Ale skoro wychodziłeś, to chyba pozostanie mi obserwacja koni.
0 x
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Raigeki (Osada Rodu Kaminari)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości