O bogowie.
KRWAWIĄCA
FASOLKA!
Kiedy Kaiho tak zbliżał nochala i zbliżał do tego fasolkowego wgłębienia, zobaczył te kolanka (a jego mózg uzupełnił obraz kucykowatej fasolki o dłuższe nóżki z kolankami i bucikami), kiedy tak zobaczył te kępki trawy... Kiedy zobaczył te krew! O bogowie! O bogowie! Pobladł aż na widok tej krwi - a mówią, że ninja powinien być do tego przyzwyczajony! Albo nie - pobladłby, gdyby mógł, bo przy ciemnej karnacji Kaiho bladnięcie stanowiło pewien problem. Tak czy siak jakoś tak źle mu się zrobiło.
Przecież fasolki nie krwawią... no nie? Inaczej czy jedzenie fasolek... było... morderstwem..? Jak jedzenie krówek i świnek?
O bogowie...
Ilość krwi - jak dużo było tej krwi?! Trochę panicznie Kaiho machnął ręką, podsuwając sobie kaganek, żeby się temu przyjrzeć. Jak dobrze, że nie padło! Czy ci wzywani teraz już non stop bogowie mieli litość nad dziewczyną?
Muszę ją znaleźć. Jego mięśnie się spinały coraz bardziej, brwi marszczyły i nagle strach jakby ulatywał. Co jest wokół, co za plecami - wszystko traciło na znaczeniu, bledło. Przygasało. Liczyło się to, że trzeba znaleźć kogoś, kto chyba NAPRAWDĘ potrzebował pomocy. Kaiho lubił wiele rzeczy upraszczać, machać ręką, bo
pewnie zabalowała. Nic się nie stało - tak najprzyjemniej sobie tłumaczyć rzeczywistość. Ignorancja błogosławieństwem, jakby to niektórzy powiedzieli. Ale w tej ignorancji nie był wcale głupi. I wiedział dobrze, jak przykre niespodzianki potrafiło życie gotować.
Poderwałeś się, wyprostowałeś, kaganek w ręku aż zadzwonił, kiedy skupione, jasne spojrzenie skierowałeś na stronę, z którego kroki przychodziły - i gdzie odchodziły. Kaiho ruszył w tamtym kierunku zdecydowanie za szybko. Właściwie to truchem, biegiem - zerwał się w tamtą stronę, zapominając wręcz, że przecież tutaj też coś mogło być zostawione. Ale w swoim narwaniu zatrzymał się po paru metrach na tej drodze śladów, które widział maksymalnie z tamtego punktu i z tym mocno bijącym szukał dalej. Śladów.
Uważaj, uważaaaj..! Jasne, można ryzykować swoim życiem dla innych, ale jeśli coś ci się wydarzy to już nikomu nie pomożesz. Proste. A brunet naprawdę bardzo, ale to bardzo...
chciał żyć. Nawet w tym świecie pełnym wojen. Jego ruchy, teraz bardziej nerwowe, a umysł mniej skupiony, chciały go poprowadzić śladami nieznajomego, który uprowadził niewiastę. Skoro rana była poważna to chyba najprościej iść śladami krwi. A może będą jakieś połamane gałązki, skrawki materiału? Wskazówki, które wskażą dokładniejszy kierunek? Teraz wszystko się liczyło. Przyszedł tutaj z myślą, że niczego nie znajdzie i nie zobaczy o tej porze. Więc jak to się stało, że właśnie, jak debil, pakował się chuj wie gdzie i chuj wie dokąd? Kompletnie sam?