
Posłaniec Bogów [ C ]
21 / 30
Kaminari Anzou
Opcji było wiele, a Anzou musiał wybrać tę, którą będzie najlepsza nie dla niego, ale dla rodu, któremu służy, czyż nie? W końcu chyba tylko o to tutaj chodziło. Dziewczynki też można byłoby się pozbyć. Nikt inny nie patrzy, nikt przecież nie widzi, co się na plaży dzieje. Z drugiej strony czy taka drobna istota byłaby w stanie przeszkodzić całej wyprawie? Hitoko jedynie przytaknął słowom Anzou. Podszedł energicznym krokiem w kierunku łódki i wyjął spomiędzy skrzyń miecz znajdujący się w skórzanej saya. Przypiąwszy go do pasa, ruszył przed siebie.–
W takim razie nie ma się co obijać. Ruszamy. – I tak jak powiedzieliście, to ruszyliście. Dziewczynka w tym czasie mogła w spokoju zbierać swoje muszelki dalej. Nawet nie zamierzała informować rodziców o tym, że ktoś tam powrócił. Pewnie sama nie za wiele wie, bo przecież kto by takiemu dziecku opowiadał o tym, dlaczego wygnano poprzedniego władcę wioski.
Osada, a raczej jej główna część, w której się obecnie znajdowaliście, nie była jeszcze zbyt elegancko rozbudowana. Oprócz domów położonych wzdłuż ziemistej ścieżki, ubitej przez wiele stóp i kół, wzrok przyciągać mógł rozpościerający się główny plac z centralnie usytuowaną studnią. Na placu tętniło życie miasta. Tutaj spotykali się osadnicy na rozłożonych dookoła niego ławkach, a także chodzili na najlepszą ryżówkę w Sanike (bo aż jedyną) do karczmy przy zachodnim brzegu kamiennego placu. Teraz jednak większość miejsc zajmowały przeróżne ornamenty, ozdoby, a także niewielki stół z krzesłem, mającym być miejscem dla przyszłego władcy, sądząc po dużej liczbie ozdobników zwisających z niego.
Maszerując przez wieś, ludzie spoglądali na was, plotkowali. Niektórzy nawet schowali się do swoich domów, pozostawiając dary, jakie nieśli przed chwilą dla Eiji-samy. Choć bądźmy szczerzy, ale grupki kilku mężczyzn wyglądających, jakby większość z nich nigdy prawdziwej broni w ręce nie dzierżyła, mało kto by się bał naprawdę. Większość była raczej zaciekawiona, a nawet usłyszeć można było lekkie chichoty dobiegające z okolic karczmy.
W końcu jednak Wasza krótka wędrówka dobiegła końca, gdy dotarliście do granicy placu. Hitoko wiedział, że długo czekać nie musi, dlatego przybrał postawę gotową do działania. Lekko rozłożone nogi, głowa do góry, wypięta do przodu klatka piersiowa i kamizelka zsunięta nieco bardziej do dołu, aby zakryć wciąż znajdujący się tam bandaż.
I jak się okazało - ta cierpliwość, trwająca może kilkanaście sekund, opłaciła się. Po chwili, z głównego budynku w wiosce, wyszedł mężczyzna mający na oko 40 lat. Ubrany w ciemny mundur ze złotymi, a raczej mającymi imitować złote, ozdobnikami wszytymi na rękawach i pasie. Ciemne włosy związane w kitę, delikatnie przystrzyżona czarna broda, na której zaczęły pojawiać się przedwczesne siwe włosy. Widać było, że był to człowiek schludny, a jego wzrok nie pozostawał złudzeń, że i jego temperament nie należy do najłatwiejszych do okiełznania. Zaraz za nim z domu wystąpił ubrany w niebieskie happi związane pasem z malowniczymi białymi falami u spodu, które raczej były zakładane ku czci bogów morza, niżeli Inariego, otyły mężczyzna. Jego wzrok niestety na nic nie wskazywał. Wydawało się, jakby w ogóle nie wiedział, że tutaj jest.
–
Przybyłem po to, co zostało mi zabrane. – Zaczął swoim niższym głosem staruszek. –
Jeżeli skończysz te głupie wymyślone bajki, daruję ci życie, wysyłając cię na wygnanie z osady. Nikt nie będzie cię gonił i nikt nie będzie cię śledził.
–
Ale to nie my to zabraliśmy. To coś silniejszego od nas postanowiło, że nie jesteś dobrym władcą, Hitoko. Tak postanowili bogowie, tak też postanowili ludzie. – Ludzie obecnie nie wydawali się, aby zajęli jakąkolwiek ze stron. Oni pewnie tylko chcieli spokoju, stabilności, a nie przepychanek o władzę. –
Nie masz dobrych intencji. Przychodząc pod bramy przyszłej świątyni z bandytami, pragniecie zbezcześcić ten święty teren. – Mężczyzna wykonał kilka kroków do przodu, znajdując się przed stołem rozstawionym na środku placu. –
Prawo nakazuje, że ci, co rozgniewali naszego Eiji-same, muszą skończyć w najgorszy możliwy sposób, lecz Eiji-sama ma czułe, gołębie serce. Gdy odejdziecie, daruje wam życie i obłaskawi je, wnosząc ofiary za was. – Czterdziestolatek nawet nie patrzył na
obecnego władcę, który bez zastanowienia kiwał głową na każde słowo, które mężczyzna wypowiedział. –
Chcecie wiecznego potępienia duszy czy wiecznego szczęścia i życia w świetle Inariego? – Mężczyzna położył swoją prawą dłoń na rękojeści broni przyczepionej do pasa i spojrzał w kierunku przybyszy. Anzou mógł zauważyć, że ich niewielka armia powoli traciła na silę. Wiedzieli, że żadne z nich wojaki, a sam zarządca, bo chyba tak już o nim można powiedzieć, nie wydawał się kimś, kogo będzie można później poprosić o łaskę. Nawet sam Hitoko wydawał się niezwykle zmieszany, łapiąc się za brzuch. Najwyraźniej dawny ból do niego wraca. Pod wpływem emocji, a może ciężkiej pracy na morzu. W końcu żaden chory nie powinien się przemęczać. Było tylko kilka sekund na zastanowienie się. Odpuścić, spróbować dogadać się z Eiji-samą czy zakończyć całą tę szopkę już teraz?
Mapka
https://i.imgur.com/gfOzMv3.png
Po lewej od placu: karczma (2 piętra)
Na północ od placu: dom zarządcy (2 piętra)
Pojedyncze domki - 1 piętro
Skarpa w lewym rogu - około 30-metrowe podwyższenie terenu
Pomarańczowe - różne ornamenty (lataranie, niewielkie bramy, do 2m każdy, zbudowane z drewna)
Zielone kropki - Hitoko i jego banda
Czerwona kropka - Anzou
Różowa kropka - Zarządca
Niebieska kropka - Eiji
Żółte kropki - a jacyś ludzie
Wysokość muru studni - 1.5m
Ukryty tekst