18 / 30
Anzou Kaminari
Kunai pomknął w kierunku zniszczonego domu. W końcu to z tej strony mieli nadchodzić wrogowie. Nie było tam nikogo z mieszkańców wioski, toteż nawet eksplozja notki nie powinna spowodować strat wśród drużyny Anzou. Długo jednak czekać Kaminari nie musiał, aż zza drzew stanowiących granicę pomiędzy linią domków, a dalszą głębiną zieleni wyskoczyła dwójka chłopców. Jak widać po obu stronach wykorzystuje się każdego nie patrząc na ich wiek. Widząc to, mężczyźni od razu rozpoczęli salwę kamieni. Mniejsze lub większe leciały w kierunku oponenta, lecz przeciwni shinobi za dużo sobie z tego nie robili. W końcu nikt nie rzucał głazami, aby być w stanie powalić doświadczonego wojownika. Choć chyba nie była to wcale taka zła taktyka, bo biegnąc wzdłuż zniszczonego domu nie zauważyli wbitego w ziemię kunaia z notką przygotowaną przez Anzou, którą chłopak zdetonował, tworząc tym samym pokaźną chmurę dymu okraszoną delikatnymi czerwonymi akcentami pochodzącymi z krwi wrogów. Cóż. Takie widoki nie powinny nikogo dziwić na wojnie. Tym samym tumany kurzu zablokowały choć na chwilę ewentualną drogę wtargnięcia do osady.
To jednak nie był jedyny atak, bo przy innym, oddalonym od Anzou o przynajmniej 30 metrów budynku doszło do kolejnego ataku. Nieostrożny mężczyzna dość sprawnym ruchem czającego się w cieniu drzew chłopaka miał poderżnięte gardło. Złapał się automatycznie wręcz za ranę w okolicy tchawicy, próbując załagodzić wykrwawienie, lecz te próby zdawały sie nie przynosić zamierzonego skutku. Padł na ziemię, chcąc za wszelką cenę złapać oddech, choć krzyczenie i wołanie o pomoc wcale w tym nie pomagały.
Palące się deski były dość dobrym wyborem, patrząc na to, że Uchiha nie byli w stanie ukrywać się przed nieostrożnymi mieszkańcami Ozai, który chwyciwszy w ręce rolnicze kosy, ruszyli w stronę wroga. To wszystko działo się stosunkowo daleko od naszego młodego bohatera, który miał teraz nieco inny problem. Mógł zauważyć, jak za linią domków oddalonych o ~25 metrów od niego samego, na wysokości przynajmniej 30 metrów lewituje biały ptak. Zdaje się, że ktoś na nim był, lecz płomień desek nie był w stanie sięgnąć tak wysoko. Jedyne, co jeszcze Anzou mógł spostrzec, to sześć mniejszych ptaków, które pomknęły w jego kierunku po łukach. Trzy z nich miały coś przyczepione do swoich ogonów.