Różnica siły była zbyt gigantyczna, aby Kaiko mógł spokojnie analizować każdy ruch Kakity. Nawet najmniejszy sygnał odbierał jako atak, jako zwiastun ofensywy, do której musiał się przygotować. Działał na pełnych obrotach, starał się wykorzystywać maksimum zmysłu wzroku, słuchu i dotyku, aby nie dać się zaskoczyć. Takie wyczulenie miało swoje oczywiste wady, a jedną z nich było to, iż Kanamura wpadał w każdą zastawianą pułapkę. Wolał dać się oszukać, wprowadzić w błąd, niż zwyczajnie nie zareagować na atak i głupio dać się trafić. Asagi doskonale rozumiał tę przewagę, tak prostą, a tak skuteczną. Chociaż białowłosy trafił w wątrobę, chociaż kontynuował natarcie, to samuraj niewzruszony już snuł kolejny plan. Zupełnie nie dostrzegł tego, że wycofujący się przeciwnik z każdym krokiem pokonuje mniej dystansu, przygotowując się na coś. Kaiko był zbyt zajęty doprowadzeniem do skutku swojego ataku, by zrozumieć to, co się za chwilę miało wydarzyć. Pierwszy jego atak przeciął powietrze z tępym świstem. Kakita zaprezentował ruch, który w swych założeniach był identyczny, jak autorski manewr białowłosego. Unik, przy którym wykorzystywało się pęd ruchu, aby wykonać natychmiastowy atak.
Kanamura skłamałby, mówiąc że wiedział co zrobić, że jego ruch był podyktowany myślami. Ponownie, działając jedynie instynktem, posłał swój nietypowy oręż na lodowe ostrze Asagiego, tym samym blokując atak, pozostawiając ich obu w bardzo dziwnej, niewygodnej pozycji do walki. Stali do siebie bokiem i o ile Kaiko miał tę przewagę, że trzymał broń w jednej ręce, mając wciąż pewną swobodę ruchu przy ataku, o tyle samuraj nie mógł tego samego powiedzieć, jako że katanę trzymało się oburącz. Ale czy zawsze? Ułamek sekundy później udowodnił młodzieńcowi, że nie było to prawo świata, którego złamać się nie dało czy którego złamanie zaburzyłoby znany nam układ rzeczy. Może Kanamura nie znał takiego określenia jak "półmiecz", ale doskonale rozumiał tę technikę, która idealnie nadawała się do presji na przeciwniku poprzez zbliżanie się i zbijanie wszelkich ataków na bok - jako że trzymając broń w ten sposób miało się zdecydowanie precyzyjniejszy, stabilniejszy i silniejszy chwyt, chociaż ograniczało się zasięg. Ale przecież o to chodziło, aby go skrócić.
Białowłosy nie był w ciemię bity. Nie postanowił dać się przygwoździć, łyknąć ten haczyk poprzez wyprowadzanie bezmyślnych ataków na Kakitę, które mogłyby z łatwością zostać zbite na bok, wystawiając go na, jak się spodziewał, krótkie cięcie wykonane poprzez ciągnięcie ostrza, niż wyprowadzenie cięcia z zamachu. Zamiast tego skrzyżował Shuang Gou, chociaż nie dał im się dotykać, by móc "schwytać" jakikolwiek atak Kakity. Pułapka, oczywista pułapka, którą zastosował zupełnie świadomie, dając znać samurajowi, że jakikolwiek przypuszczony atak może skończyć się utratą broni - jeżeli tylko haki odpowiednio chwycą lodową klingę. A szanse były spore, gdy haków była para, a skrzyżowane umożliwiały sporo manewrów.
Nawet nie wiedział, że tym prostym ruchem obronił się przed pchnięciem, do którego przygotowywał się Kakita. Właściwie... Kaiko w ogóle nie wiedział co planuje jego przeciwnik. Sytuacja była niespotykana, samuraj przecież praktycznie na kucaka zbliżał się, trzymając miecz w jednej ręce, wspierając go drugą. Etsuya nigdy tak nie walczył. Takie fanaberie wymyślał tylko Kanamura, który nie ograniczał się szkołami, stylami czy czymkolwiek innym. Wykorzystywał ruchy, które były skuteczne i miał gdzieś, czy są właściwie i czy zyskają aprobatę. Jeżeli miały szansę zagwarantować mu zwycięstwo, to nie zamierzał ich odrzucać. Brak doświadczenia w tym momencie dał o sobie znać dosyć mocno, bo chociaż Kaiko miał szansę zadziałać, zrobić coś, co zaskoczy samuraja, tak zrobił... nic. Zaczekał na rozwój sytuacji, obawiając się jakiegoś ekstrawaganckiego ataku, który koniec końców nie nadszedł. Zauważył za to, że Kakita przyśpieszył. Nie drastycznie, ale jednak pogłębiając różnicę w prędkości. Nie było mowy, aby Kanamura mu uciekł, zresztą nie chciał się wycofywać, bo to przecież on miał gorszy zasięg. Nie zdążył cokolwiek zrobić, a samuraj już znajdował się za jego plecami. Naturalnym odruchem dla białowłosego było cięcie na odlew, przez ramię i podążenie za tym atakiem drugim z mieczy, ale... Kakita postanowił przylgnąć plecami do pleców Kaiko. Zacięty uśmiech zmienił się w nieco zaskoczony grymas, bo zupełnie nie rozumiał do czego zmierza jego przeciwnik. Co kombinuje, co wymaga takiego ustawienia?
Mogło się wydawać Asagiemu, że wszedł w bezpieczną strefę, z której białowłosy nie ma jak wyprowadzić ataku. Nie była to jednak martwa strefa. Czyżby już zapomniał, że na końcu rękojeści znajduje się ostrze idealne do krótkich pchnięć? W takim razie zamierzał mu przypomnieć. Czuł jak za jego ruchem podąża też Kakita, ale nie czekał na to, co zamierzał zrobić jego przeciwnik. I tak nie miał zielonego pojęcia czego się spodziewać, toteż nie tracił czasu na dedukcję. Należało działać. Lewa ręka z impetem została opuszczona, celując kolcem na końcu shuang gou wprost w bok prawego uda samuraja. Ciężko było uniknąć pchnięcia, którego się nie widziało. Asagi został trafiony, tym razem mocno, z pełną siłą jaką posiadał Kaiko w jednej, lewej ręce. To nie był koniec, zamierzał gwałtownie obrócić się przez prawe ramię, uniósł także broń w prawej ręce, by z tego obrotu błyskawicznie założyć hak lodowej repliki za szyję Kakity. Kolejne kroki planu już ukłądały mu się w głowie - gdyby to była prawdziwa walka, to wtedy kopnąłby swego oponenta w plecy, jednocześnie ciągnąc shuang gou do siebie, licząc na gładką dekapitację. Ale... życie nie było tak kolorowe. Rzeczywiście obrócił się, ale tym samym tylko pogorszył swoją sytuację. Z impetem wpadł na pchnięcie, które może wycelowane było w nerkę, ale teraz trafiło solidnie prosto w żołądek Kaiko. Chwyt samuraja był mocny, pewny, a jego specyfika sprawiła, że aż odepchnął Kanamurę o krok do tyłu, tym samym unikając już niechlujnego cięcia. Białowłosego aż zatkało, ból był naprawdę mocny, skręcający brzuch. Odruchowo opuścił lewą rękę, chcąc przycisnąć ją do brzucha. Jelcem zbił lodową katanę Kakity w dół, a prawy hakomiecz śmignął gdzieś w prawą stronę, gdy porażony bólem Kaiko zupełnie stracił skupienie. I zasięg. Zrobił krok do tyłu, nieco się pochylił, kuląc nieco pozycję, aby dać sobie chwilę ulgi, by wrócić do dalszej walki. Nie był jednak bezbronny, lewa ręka z ostrzem może opuszczona była swobodnie po udzie, ale prawą miał uniesioną, wystawioną do przodu, gotową do przechwycenia jakiegokolwiek ataku. Ten jednak nie nastąpił, jako że i samuraj musiał się obrócić i to też zrobił, wąskim ruchem połączonym z krokiem w bok. Ponownie nie byli w swoim zasięgu. Uśmiech na twarzy białowłosego został nieco starty, przyćmiony grymasem bólu, ale wciąż był obecny. Oddychał dosyć płytko, poruszanie brzuchem generowało dodatkowe cierpienie, a to chciał teraz ograniczyć, aby jak najszybciej wrócić do sprawności.
I nagle zacisnął zęby. Ruszył w przód, gwałtownie, jakby chciał tym samym zaskoczyć nie tylko przeciwnika, ale i własne ciało. Wystawione prawe shuang gou, gdy tylko znalazło się w zasięgu ostrza Kakity, miało swym hakiem zbić na bok lodową katanę. Ruch był szeroki, ryzykowny, bo Kanamura odsłaniał swój tors, jako że lewy hakomiecz znajdował się dosyć nisko. Jednak manewr ten był niezbędny, aby umożliwić sobie wejście w zasięg, starając się na jak najdłużej odsunąć zagrożenie od siebie. Jaki był plan awaryjny? Właściwie go nie było. Gdyby nie udało mu się zbić na bok broń Kakity, to musiałby zaczekać poza zasięgiem przeciwnika i wymyślić coś innego. Jednak gdyby się udało, to napędzając się bólem, adrenaliną i czystym entuzjazmem, zamierzał wyprowadzić cały huragan cięć, które kryły się pod techniką Omotegiri. Raz za razem, raz lewym hakomieczem, raz prawym, białowłosy wyprowadzał cięcia skierowane w splot słoneczny Asagiego, próbując przełamać jego defensywę czystą, brutalną siłą. Ale czy na pewno? Każde cięcie było ciągnięte, więc Kaiko liczył na to, że chwyci klingę oponenta, najlepiej między hak a ostrze, by wyrwać je na bok i tym samym zagwarantować sobie trafienie drugim orężem albo chociaż odsłonięcie. W przypadku odsłonięcia, w którym nie miał szans na wyprowadzenie ataku bronią, postanowił wyprowadzić długie kopnięcie, obracając stopę w bok, korzystając z rotacji bioder, aby trafić w brzuch samuraja, osłabiając go. Plan natychmiast został wyegzekwowany, ale czy skutecznie? Wiedział, że nie wszystko pójdzie tak gładko, ale powoli kończyły mu się pomysły jak zaskoczyć swego oponenta. Im dłużej walczyli tym lepiej siebie poznawali, jednak problem tkwił w tym, że Asagi pokazywał jedynie kawałek swych zdolności, a Kanamura... cóż, więcej niż całe.