Największa prowincja Wietrznych Równin zamieszkana przez Ród Inuzuka. Pomimo swoich rozmiarów, prowincja jest zręcznie zarządzana przez Ród, a to dzięki niezwykle efektywnemu przemieszczaniu się członków rodu na swoich psach. Yusetsu od północy sąsiaduje z morzem, od północnego zachodu z prowincjami Karmazynowych Szczytów, od południowego zachodu z prowincjami Samotnych Wydm a z kolei od zachodu z Shigashi no Kibu. Takie umiejscowienie pozwala na rozwój w prowincji zarówno handlu morskiego jak i lądowego. Niektóre osady zamieszkują członkowie podzielonego wewnętrznie Szczepu Terumi.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
W tym momencie obecność osób, których umiejętności nie przydałyby im się w żaden sposób bojowo, była jedynie przeszkodą. Wojownicy musieli myśleć nie tylko o sobie, ale również o ochronie pozostałych, którzy sami nie potrafili o siebie zadbać. A to nie była jedna osoba, więc sprawa dodatkowo stała się trudniejsza. Na całe szczęście zamierzali ich posłuchać i nie wchodzili im w drogę, dając przestrzeń do manewrów i ataków. Oby sami mieli okazję i uciekli w odpowiednim momencie. Gorzej by się sprawa miała, gdyby się okazało, że czegoś takiego jak to jest tu więcej, ale to już był naprawdę czarny scenariusz. Oby się nie spełnił. Ich plan się spełniał. Wymyśli go na szybko, ale był skuteczny, a to było najważniejsze. W momencie, kiedy człekogrzyb wparował do tego dziwnego pomieszczenia, mógł skupić się na białowłosej, która postanowiła go zaatakować. Czymś, co go nie zraniło, nie sprawiło, że wydzielały się z niego jakieś trujące gazy czy cokolwiek innego. Maź oczywiście nie mogła zadziałać od razu, po za tym celując bezpośrednio w podłogę mogłaby sprawić, że i ręce Kenshiego by ugrzęzły, a tego przecież nie chciała. Jutsu i tak spełniło swoje zastosowanie. Odwróciło uwagę stwora, który nie spodziewał się dalszych poczynań co do niego. Już po chwili był uwięziony w ziemi, dodatkowo unieruchomiony przez maź. Oczywiście nie widziała innego sposobu, jak zakończyć to na dobre. Mogli go tu zostawić, może by umarł, a może nie. Może pogorszyłaby się sytuacja, a Nikusui nienawidziła zostawiać niezałatwionych spraw, które mogłyby się za nią ciągnąć. Musiała to zabić, więc ponownie użyła na nim swojego bicza. Już po chwili dołączył do niej Kenshi, udzielając jej swojej siły, dzięki czemu wspólne, a przynajmniej tak im się zdawało, zabrali ostatni wdech tego czegoś. - Powinni albo już być na górze, albo już tam dochodzić. - powiedziała spokojnie, łapiąc oddech, który teraz był dość płytki. Braki w sile i dodatkowe efekty uboczne nawdychania się tego świństwa wciąż miały swoje efekty.
Poluźniła uścisk na biczu i zaczęła powoli zwijać giętką część, przyglądając się ewentualnym pozostawionym śladom. - Nie czuje, jakby to był koniec. - dodała po krótkiej chwili, miarowo uspakajając swój oddech. - Przypuszczam, że to, co niosło się w powietrzu, było jakimś osłabieniem, ale nie wiem na jak długo. I czy nie na zawsze. To był sposób, żeby tych ludzi sprowadzić tutaj, bez zbędnych pytań. - dopowiedziała, zwijając do końca swój bicz i przymocowując go do swojego boku. Zerknęła podejrzliwie w stronę tunelu, który nie został przez nich sprawdzony, a który ewidentnie się o to prosił. Przynajmniej od samego początku, kiedy te świecące grzyby miały swoje pożywienie. - Myślisz, że to... - przerwała, kiwając głową w stronę stwora. -...to był doktorek, o którym niby to wspomniała matka Kiyomi? Czy może ukrywa się tam? - zapytała, ponownie spoglądając w stronę nieznanego tunelu. Wiedziała, że w tym stanie udanie się tam samemu mogłoby być zbyt ryzykowne. Teraz musiała mieć jego wsparcie, jeśli też podzielał jej zdanie. I z nim była gotowa się tam udać i zrobi to, jeśli tylko Kenshi również będzie chciał to sprawdzić. Co jak co, ale ją naprawdę będzie to męczyło, albo rzeczywiście zrobi to sama. Zresztą, już zaczęła kroczyć w tamtym kierunku. Nie było to najprostsze zadanie, zwłaszcza w tych ciemnościach. Grzybki już nie oświetlały im drogi. Dlatego wyjęła ze swojej torby dwa kunai, przyłożyła je do siebie na znak X i przesłała chakrę raitonu, tworząc między nimi kulę wyładowania. To powinno na chwilę wystarczyć, żeby trochę oświetlić im drogę. Nic innego, niestety, nie miała. No i mogła od razu tym czymś miotnąć w ewentualnego przeciwnika, gdyby zareagował agresywnie na ich obecność.
Ukryty tekst
0 x
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
Wszystko to co się wydarzyło po opuszczeniu pomieszczenia przez Tetsuo i wybudzonych mieszkańców osady, było bardzo dynamiczne. Czarnowłosy zniknął pod powierzchnią ziemi, przemieścił się do wejścia i oczekiwał tam na specyficzne drgania, które by symbolizowały pojawienia się istoty. W całej akcji uczestniczyła również Nikusui, która miała wspierać Kenshiego swoimi technikami. Gdy bestia wkroczyła do środka, kobieta posłała w nią specyficzne pociski w postaci klejących mazi, które na tyle zajęło stworzenie, że czarnowłosy był w stanie wykonać swój plan. Gdy stwór znalazł się do szyi w ziemi, Kenshi wspomógł w działaniu Nikusui - wspólnie biczem kobiety udusili stworzenie. - Chyba.. Skończone... - mruknął spoglądając na nieporuszające się stworzenie, z którego czubka głowy wciąż zwisał ogromny grzybiasty kapelusz. Ten sam, który jak się wydawało wcześniej, przekazywał żywicielowi polecenia, co i jak. Białowłosa nie podzielała jednak podobnej ulgi, wyraziła obawę, że to jeszcze nie koniec. Czarnowłosy nie odpowiedział na to, być może to nie był jeszcze koniec. On też nie należał do osób które zbytnio przejawiały optymizm. Zwyczajnie jednak cieszył się, że udało im się zażegnać choć jedno niebezpieczeństwo. Dość prawdopodobnie, skutecznie. - Mam nadzieję, że tak właśnie jest, chodźmy. To co można było tu zrobić, zostało zrobione - rzuciłw jej stronę, a nawet pozwolił sobie ją dotknął, bo dłonią sięgnął do jej ramienia, które delikatnie pchnął w kierunku wyjścia. On sam w następnej chwili ruszył w stronę wyjścia. Pozostali powinni być już blisko wyjścia, biorąc pod uwagę czasu ile im tu zeszło i ile zajęło dotarcie do rozwidlenia korytarzy. Gdy jednak tam się znaleźli i czarnowłosy chciał już przeć do wyjścia, o dziwo Nikusui zachowała się inaczej. Wybrałą ciemny, niezbadany korytarz, który mógł nie tylko kryć wyjaśnienie całej tej zagadkowej sytuacji, ale również co bardzo prawdopodobne - ich śmierć. Kenshi - mimo że trwało to sekundy - odnosił wrażenie, że dość długo jej się przypatrywał. - Uważasz, że warto? Jeżeli skutki tego co się nawdychaliśmy było tylko tymczasowe, po opuszczeniu tego grajdołka być może wyjdziemy cało. Sprawa w której ty przybyłem, nie wiem czy jest warta głębszego szukania. Już i tak wiem że prawdopodobnie niczego więcej się nie dowiem - powiedział, przypatrując się kobiecie, która najwyraźniej nie podzielała podobnych wątpliwości, bo zamierzała ruszyć w głąb ciemności. Nie była jednak na tyle nieudolna, by człapać w nieznane po ciemku. Maji mógł się przekonać, że włada Raitonem bo znał technikę, którą użyła, gdyż z jej broni utworzyła się poświata, wytyczająca dalszą ścieżkę. Gdy kobieta wkroczyła w stronę nieznanego, czarnowłosy został postawiony przed wyborem. Pozostawić ją i być może ocalić własne życie, czy też dołączyć i zaryzykować wszystko, zyskując wiedzę. Czy mógł ją zostawić? - Poczekaj. Przyda Ci się pomoc... Jeżeli trafimy tam na coś - dołączył do niej, stając tym razem z tyłu. Dłoń położył na głowni katany, która zwisała u jego boku i wpatrywał się w poświatę, która rzucała cień na jej zgrabną sylwetkę. Korytarz, którym teraz się kierowali, znacząco różnił się od tego poprzedniego. Tutaj nie było grzybów które mogły rzucać poświate. Było ciemno, gęsto od grzybni, dość duszno. Mimo to, podążał za sylwetką przed sobą, licząc na to, że nie skończą swej wędrówki w tym miejscu na zawsze.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Może to, że działali razem sprawiło, iż miała poczucie jakby coś jeszcze ich czekało. Coś, co przeszkodzi im w zakończeniu sprawy tutaj. Może przyzwyczaiła się, że nie wszystkie sprawy idą tak gładko, ale nie byłaby sobą, gdyby zostawiła coś, co budziło w niej wątpliwości. I tym właśnie był ciemny korytarz. Owszem, dobrą opcją byłoby wyjście i odetchnięcie świeżym powietrzem, niż dalsze narażanie się, ale nie mieli pewności, że życie będzie się ich trzymać. Czy to wszystko to rzeczywiście były jedynie jakieś substancje osłabiające, a nie powoli doprowadzające ich do śmierci. Kaszel z krwią raczej nie świadczył o niczym dobrym. Nawet, jeśli nie należał do niej. - Być może. - podkreśliła jego słowa, nie zważając już na to czy rzeczywiście ją tu zostawi czy też postanowi dotrzymać jej towarzystwa. - Nie lubię niepewności. - dodała po chwili, nawet lekko się uśmiechając. Pokazywała swój charakter, dość twardy, co było ewidentnie widać. Nie każdemu mogło się to podobać oczywiście, bycie upartym często nie było w cenie i przynosiło więcej kłopotów niż pożytku. Jednak gdyby nie ta cecha, nie byłoby jej tutaj. I zapewne nie byłaby w ogóle kunoichi. Zerknęła przez ramię na Kenshiego, który wyraził chęć swojego udziału w jej pomyśle. Mrugnęła do niego porozumiewawczo, co miało być formą jakiś podziękowań. Owszem, lubiła działać solo, ale tu warunki były niezwykłe. Wręcz nieprawdopodobne, które można było jedynie przyrównać do zmyślnych bajek babć, które chcą nastraszyć swoich wnuczków, by te nie chodziły tam, gdzie nie powinny. I byłoby wszystko fajnie, pięknie i może by nawet pozwiedzali. Mieli spokój, ciszę, nic ich nie goniło... chyba. Pojawiło się jednak wielkie ale. Naprawdę ogromne. Nagle ziemia zaczęła się trząść, najpierw delikatnie, ale z czasem wstrząsy się nasilały. To nie wróżyło dobrze. Nie trzeba było być jakimś geniuszem, żeby wiedzieć jakie to niesie ze sobą konsekwencja. Raz - spadające odłamki ziemi mogły niszczyć grzyby, a te rozsiewały kolejne gówno. Dwa - pogrzebanie żywcem. Nie było opcji, żeby ruszyć dalej i pchać się w to, co zaczynało się tam tworzyć. Trzeba było działać szybko. Dlatego białowłosa pośpiesznie się odwróciła, klnąc w myślach na całą sytuację i utrzymując swoją technikę, by oświetlić im drogę. Co prawda przez to miała nieco utrudniony bieg, ale nie powinno jej to sprawić większego problemu. - To po wycieczce. - zakomunikowała, kiedy tylko ruszyli do miejsca, skąd przybyli. Musieli dotrzeć jak najszybciej do rozstaju dróg i powrócić na górę. Nikusui nie wiedziała czy zawali się wszystko, czy tylko tamten tunel. Na ten moment już nie mogli ryzykować. Poza tym, istniało prawdopodobieństwo, że ci, co już wyszli, znajdują się w środku dziwnego budynku, a ten ten mógł przecież runąć. Trzeba było stamtąd wyjść i oddalić się od tego miejsca jak najdalej. Białowłosa dezaktywowała technikę, kiedy okazała się już niepotrzebna. Jeśli udało im się dotrzeć na górę i byli tam odesłani przez nich ludzie, ponagliła ich, żeby opuścili budynek i jak najszybciej się od niego oddalili. Sama również przystanęła w bezpiecznej odległości i zerknęła na Kenshiego. - Jakby jakaś forma zabezpieczenia. Albo coś naruszyliśmy, coś na zasadzie czujnika, albo gdy grzyby przestały świecić i nie dostarczyły tego, co ciągnęły od ludzi, coś się aktywowało.... jakaś forma samozniszczenia. - mruknęła, podejrzliwie patrząc w tamtą stronę i obserwując to, co się dzieje. Być może byli tam jeszcze jacyś ludzie, w końcu niemożliwe, żeby uciekła cała wioska, bo zaginęły trzy czy cztery osoby. Dla białowłosej było za dużo niedopowiedzeń. Dlatego była gotowa do zareagować, gdyby jeszcze coś podejrzanego się działo. O ile oczywiście udało im się uciec z tego tunelu. - Tetsuo... - powiedziała nieśpiesznie, jeśli rzeczywiście udało im się spotkać. - ...nie było w tych notatkach nic na temat tego, jak długo się to utrzymuje? - zapytała, siląc się na głębokie wdechy. Chciała się w siebie wsłuchać, poczuć, czy jest jakaś różnica, czy czuje się gorzej czy jednak jej się polepszy.
Ukryty tekst
0 x
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
Kobieta była gotowa uczestniczyć w dalszej eksploracji tuneli, a czarnowłosy Maji postanowił jej w tym dopomóc. Mimo, że poznał ją zaledwie kilka godzin temu i nie zwykł narażać swojego cennego życia dla innych, od kiedy stał się Shiro Ryu i pomagał w ewakuacji Kami no Hikage, dość sporo się w jego postrzeganiu zmieniło. W pewien sposób poczuwał się do pewnej odpowiedzialności za słabszych od siebie, dopóty dopóki przynależał do zakonu na historii którego zalegała masakra zwykłej ludności. Próbował wtedy zadośćuczynić, ratująć zwykłych ludzi, a nawet i zabijając niedawnych współtowarzyszy. Wraz z końcem tamtych zdarzeń wcale jednak nie odczuwał, że jego rola baczenia na innych, miała się ku końcowi. - Uwierz, że ja również - odparł cicho, kiwajac na wznak głową, aby ruszyła. Kobieta tak też uczyniła, posyłając przed siebie strumień światła, który oświetlał na tyle im ścieżkę, że widzieli po czym stąpają, a także co mają nad głową i czym pokryte są ściany. W tym korytarzu, mimo że ciemniejszym i wyraźnie mocniej pokrytym "oddychającymi" grzybami, panowała niesamowita cisza, zmącona jedynie odgłosem ich kroków. Taki stan trwał przez dłuższy czas. Do pewnego momentu. Z niepokojem rozejrzał się za siebie, a także w koło gdy poczuł w nogach wstrząs, w następstwie którego z sufitu urwał spory kawałek skały, który uderzając uszkodził grzybnie wzbijając w korytarzu prawdziwą mgłę zarodników. Nie był to odosobniony przypadek, bo wstrząsy się nasilały, a z sufitu tunely zaczęły odpadać kolejne fragmenty skalne. Białowłosa wykonała szybki w tył zwrot, z czym się w pełni tym razem zgadzałem. Pozostanie tutaj świadczyłoby o chęci popełnienia samobójstwa. -Tak... Sam się w koło rozglądałęm czy przypadkiem czegoś nie naruszyłem - rzucił w odpowiedzi, bo jego wnioski pokrywały się z Nikusui. Bo jakże inny mógł być wniosek w sytuacji, gdy w koło panowała cisza, a nagle po próbie zejścia niżej, wszystko im w tym przeszkodziło. Dosłownie zagradzając drogę! - Chyba, że Tetsuo wpadł na "pomysł" i coś zrobił na powierzchni... co się mogło do tego przyczynić - dopowiedział, aczkolwiek ciszej. Nie chciał zwalać możliwej przyczyny na człowieka którego przy nich nie było. Zapewne dużo więcej dowiedzą się na powierzchni, a że za nimi walił się tunel, dość prędko postanowili się stąd wydostać.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
Niestabilna struktura tunelu wymusiło na uczestnikach ekspedycji, gwałtowną zmianę planów i natychmiastowy powrót na powierzchnię. Zarówno w głowie uciekającego mężczyzny jak kobiety z pewnością w tym momencie natłok myśli gonił za przyczynami tego stanu, ale konieczność ratowania własnego życia, była czynnikiem zdecydowanie przeważającym. Z prawdziwą radością wybiegli na powierzchnie, łapiąc w obolałe płuca głębokie wdechy świeżego powietrza. - Szczerze... w pewnym momencie sam o tym tak pomyślałem - odparł na wydechu w kierunku Tetsuo, spoglądając kątem oka w kierunku Nikusui, czy i jej nic nie było. Uciekali spod zawalającego się tunelu na złamanie karku i w trakcie tego biegu, łatwo było o przeoczenie jakiegoś faktu. Na ich szczęście, nie dostrzegł jednak w jej postawie niczego niepokojącego. Z pewną ulgą wypuścił szybko nagromadzone powietrze. Zgodnie z ich przewidywaniami, na powierzchni znajdowali się wraz z Tetsuo uratowani cywile. Dziewczynka, która towarzyszyła wcześniej Nikusui, teraz mocno przytulała się do kobiety, która oddawała uścisk. Wszyscy byli wyraźnie wzruszeni, ale i zakłopotani całą tą sytuacją - miejscem w jakim się znaleźli nie wiadomo do końca z jakich przyczyny. - To pierwsze dobre wieści... Jakie od Ciebie usłyszałem, wiesz? - przy wypowiadaniu tych słów, nawet wysilił się na lekki uśmiech. Rzeczywiście, od kiedy poznał się z Tetsuo, podążąli ściśle wytyczoną ścieżką i na każdym kroku napotykali problem. Na granicy, opuszczone miasteczko, zastawione pułapki, zarodniki w tunelach, zainfekowane humanoidalne stwory, zapadające się tunele, trucizna... - Mamy więc rozumieć... że cała reszta mieszkańców... skończyła jak ten tamten z grzybem na głowie? - dopytał, przenosząc uwagę z mężczyzny na ocalanych ludzi. Wieść, że zgodzili się na porzucenie całęgo dobytku jak i puszczenie go z dymem, była doprawdy zaskakująca. Nie spodziewał się takiej reakcji z ich strony. Bardziej sądził, że ludzie Ci będą chcieli próbować wszystko zacząć od nowa, albo uratować co się tylko da. Tu okazało się całkiem inaczej. Czyżby to czego doświadczyli było tego przyczyną? - Uszanujemy waszą decyzję. Będzie to chyba najbezpieczniejsze co możemy zrobić, aby zabezpieczyć to... co jeszcze z tego zostało - odpowiedział, ponownie spoglądając na stronę z której niedawno wypełzł wraz z kobietą. Myśl ile jeszcze ludzi mogło doświadczyć takiego losu był wielce niepokąjący. Przecież tym miasteczkiem zaczną się interesować inni. Przecież mieszkali tu czyiś bracia, siostry, rodzice... - Wydaje mi się, że okolica musi zostać również zabezpieczona... A tego nie da się wykonać z pominięciem tutejszych władz - zauważył, zerkając na jeszcze jedną osobę, która pochodziła z tych stron i mogła chcieć coś powiedzieć.
Było blisko, ale udało się uciec przed nie tyle co gruzami, a toksycznym gazem, który mógł ponownie pogorszyć ich sytuację. Wciąż jednak nie mogli mieć pewności czy już to coś nie spieprzyło ich życia. Nie znali tej substancji, pozostały jakieś zapiski, które równie dobrze mogły mijać się z prawdą. Była jednak w tym wszystkim jakaś nadzieja. Uwolnili ludzi, którzy prawdopodobnie również nawdychali się tego cholerstwa. Żyli, bo byli żywi potrzebni. To, nie wiadomo co, czerpało z nich życie dopiero tam, gdy byli uwięzieni. Dodatkowo białowłosa doskonale pamiętała, jak Kiyomi mówiła, że ludzie znikają albo uciekają - nie było mowy o trupach leżących w osadzie. Co do dziewczynka... ta właśnie tuliła się do kobiety, którą uwolnili. A więc to była jej matka. Nikusui zerknęła na Kiyomi i skinęła w jej stronę lekko głową, co miało oczywiście oznaczać, że cieszy się z rozwoju spraw. Wszystko zapowiadało się dość dobrze, zwłaszcza, że jej i Kenshiemu również nic nie dolegało i podczas tej ucieczki nie narobili sobie więcej szkód. - Ta odtrutka będzie nam potrzeba? Czy to raczej zabezpieczenie na przyszłość? - zapytała wprost, bo to mogło zaważyć na jej kolejnych krokach. Jeśli potrzebowała odtrutki, będzie musiała albo pójść z nimi, albo w odpowiednim czasie się z nimi spotkać. Chyba, że Tetsuo jakoś dostarczy ją do Raigeki. Szczerze, nie obchodził ją sposób, w jaki ewentualnie zostanie dostarczona odtrutka. Ważne, żeby była, jeżeli była jej potrzebna. - Najszybszy i najprostszy sposób. - mruknęła nieco niechętnie, zerkając w stronę budynku, z którego uciekli. Otarła kurz, który znajdował się na jej prawym policzku i założyła kosmyk białych włosów za ucho. - To wciąż tereny Yustetsu. Uważam, że powinni zostać poinformowani Inuzuka. Zresztą, mają co do takich spraw predyspozycje. Ich nosy są niemal wszędobylske, o psiskach nie wspominając. Na pewno mają w swoich szeregach medyków, alchemików czy innych takich, którzy odpowiednio zajęliby się sprawą. Tam też powinni udać się z nami pozostali. Dostaną zakwaterowanie i odpowiednią opiekę. - dodała, rzucając swoim własnym pomysłem. Ona to po prostu tak widziała. Nie podobało jej się mieszanie w to interesów Shigashi. To dalej były Wietrzne Równiny, Yusetsu, którego główną siłą byli Inuzuka. A oni nie wiedzieli, jak duży zasięg będzie miał ten gaz, jeżeli wszystko podpalą. W końcu naruszenie jakiekolwiek z tych grzybów było dla nich niebezpieczne. Co, jeśli nagle zniszczą wszystkie? Może oni już będą znajdować się w bezpiecznej odległości, ale pojawić się mógł tu każdy. - Jeżeli uważasz, że gaz nie uwolni się po podpaleniu tego budynku, robiąc więcej szkód niż pożytku, nie mam nic przeciwko. Ale nic więcej. Nie chcę, żeby ogień się rozprzestrzenił, nim przybędą tu odpowiednie osoby. - powiedziała, rozglądając się jeszcze dookoła. Domy były stare, więc szybko zajęłyby się ogniem, który następnie pochłonąłby drewniane warty i bramy, by później zacząć trawić drzewa. Nie to, że była jakąś zagorzałą zwolenniczką zieleniny, ale nie chciała się też przyczyniać do tego, by zostawić tu pogorzelisko, na którym nawet mucha nie usiądzie. Zerknęła jeszcze na Kenshiego, jakby chciała upewnić go w swoich postanowieniach. Było w końcu jeszcze parę niewiadomych. Przykładowo to, co na samym końcu powiedział do niego Tetsuo. Rzecz jasna Ryukata nie zamierzała się w to wtrącać, bo nie była to jej sprawa. Jednak, to jak człowiek kończy sprawy, wiele może o nim znaczyć.
0 x
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Krótki wygląd: Smukła, przez co wydaje się wyższa niż w rzeczywistości. Brązowe włosy do ramion i prawie czarne oczy. Uroda i akcent typowe dla Prastarego Lasu. Ciemnobrązowe spodnie i dopasowana, beżowa bluza. Czarne buty z otwartymi palcami. Pachnie lasem i rosą.
Widoczny ekwipunek: Kabury na obu udach oraz torba
Znajdując się od kilku tygodni w zupełnie obcym regionie, Sae musiała niejednokrotnie przedłożyć głód oraz potrzebę schronienia ponad wygodę i bezpieczeństwo. Czasem szukając ludzkich osad natrafiała na skrajną biedę, czasem na ksenofobię. Gdy drżąc z zimna i przemoczenia pojawiła się na skraju wioski o wdzięcznej nazwie Bateimura, nie wiedziała sama czego może się po niej spodziewać. Potrzeba ciepła z minuty na minutę stawała się jednak coraz bardziej nagląca, dlatego kunoichi z Shinrin wstąpiła na główną drogę rozglądając za czymś, co przynajmniej z nazwy mogło być karczmą. Albo chociażby barem. Jakimś miejscem, gdzie mogłaby się przebrać po treningu i zjeść gotowany posiłek, by uzupełnić braki w chakrze. Miała przy sobie trochę pieniędzy, to tyle... może starczy nawet na nocleg? Wszak nie mogła się spodziewać, że warunki będą tu o wiele lepsze niż na dworze. Spanie pod gołym niebem w Shinrin nie przerażało jej tak bardzo. Korony drzew zapewniały pewną dozę ochrony, podczas gdy otwarte przestrzenie Yusetsu pozostawiały ją nieprzyjemnie podatną na działanie żywiołów. Być może po prostu tęskniła za domem? W końcu... dziś kończyła siedemnaście lat, a jakimś cudem znalazła się sama w takim miejscu.
Baśń od losu [ D ] 1 / 15 Sae Senju
Czasami smutno nam, że natura zapomina o naszych urodzinach, choć jest to dzień na pewno niezwykle wiążący nas z losem. Początkowo, gdy jest się małym, faktycznie czuć ważność tego święta, gdy rodzice, a przynajmniej niektórzy, dają nam wtedy prezenty, a reszta dzieciaków z uśmiechem na twarzy wykrzykuje wszystkiego najlepszego. Z biegiem czasu, gdy stajemy się dorośli, dzień ten traci na ważności i mało kto się nim przejmuje. Nie ma roześmianych buź i podarków, a jest kolejny dzień ciężkiej pracy, aby zarobić na siebie i w ogóle przetrwać, bo to drugie nie jest już tak łatwe w obecnych czasach.
Z mniej lub bardziej radosnym nastawieniem do swojego życia, młoda kunoichi zawędrowała do starej osady na obrzeżach Yusetsu, o której los tak samo zapomniał. Dachy niektórych budynków, przeciekających od deszczy nawiedzających te tereny, nie były od lat remontowane, a większe dziury były byle jak maskowane przez nakładające się deski z połaciem mchu mającego imitować coś w rodzaju uszczelniacza. W końcu nic tak dobrze nie pobiera wody jak płonnik. Wieczór powoli dobiegał końca, a Słońce, jeszcze oświetlające niebo na pomarańczowo-różowy kolor, chowało się za wzgórzami i koronami drzew. Idąc udeptaną drogą, wokół której ciągnął się z mniejszym bądź większym powodzeniem płot, na którym rozpostarte były rybackie sieci z suszącymi się tam rybami, dotarła wreszcie do bramy, a raczej dziury w murze, za którą znajdował się niewielki placyk z odnogami kierującymi w głąb osady. Wokół ścieżek, co kilka czy nawet kilkanaście metrów ustawione były latarenki - proste niewielkie szklane konstrukcje z płonącym w środku lontem umiejscowionym w wosku. Widać było, że chociaż bieda tutaj doskwierała, to trzymało to wszystko swój poziom.
Dróg, jakie Sae mogła obrać, było wiele, choć dziewczyna nie wiedziała do końca gdzie może się udać. Najbardziej oświetlony budynek z głośnymi krzykami po jej prawej stronie prawdopodobnie wskazywał na karczmę, której teraz tak poszukiwała. Nieco bardziej na północy, dokładnie w miejscu rozejściu się dróg, rozpoczynał się stragan, a raczej kilka stoisk, na których wciąż znajdowały się owoce i inne przysmaki, których dziewczyna teraz nie mogła zauważyć, lecz wokół nich nie było żadnego człowieka, a przynajmniej Sae takiego nie dostrzegała. Idąc o kolejne kilka stopni w lewo, zza ciemnego zakamarka między kolejnymi drewnianymi domkami, dobiegała cicha muzyka wystukiwana w instrument perkusyjny lub zwykłą deskę. Może to po prostu ptak poszukujący tak jak Sae jedzenia i wystukujący niecodzienny rytm?
Krótki wygląd: Smukła, przez co wydaje się wyższa niż w rzeczywistości. Brązowe włosy do ramion i prawie czarne oczy. Uroda i akcent typowe dla Prastarego Lasu. Ciemnobrązowe spodnie i dopasowana, beżowa bluza. Czarne buty z otwartymi palcami. Pachnie lasem i rosą.
Widoczny ekwipunek: Kabury na obu udach oraz torba
Dzień chylił się ku końcowi, a chłodny o tej porze wiatr przeszywał jej wilgotne ubrania wywołując gwałtowne dreszcze. Sae była przygotowana na zimno, ale pustkowia Yusetsu zaskakiwały ją co rusz swoją niepozorną srogością. Na szczęście strugi wody pozostałe po stopnionym śniegu zaczęły powoli wysychać pozostawiając jedynie ślady w ziemi w postaci płytkich rowów i wgłębień. Odwilż przeminęła, a był to przecież najmniej atrakcyjny czas dla matki ziemi. Dla Sae nie miało to w tym momencie znaczenia, gdyż puste połacie ziemi nie dawały żadnego schronienia przed deszczami, które o tej porze roku nawiedzały lwią część ich świata. Przemokła i jeśli szybko nie znajdzie schronienia, może nabawić się zapalenia płuc.
Być może znalazłby się ktoś, dla kogo ponure i żałosne zabudowania Bateimury wydałyby się urokliwymi pamiątkami z przeszłości. Sae niestety do nich nie należała, a osada wzbudzała w niej same nieprzyjemne odczucia i wyraźnie przygnębiała. Zastanawiała się, któż mógłby mieszkać w takim miejscu? Mieszkańcy, jeśli jacyś byli woleli sami skryć się we wnętrzach swoich domów niż mierzyć z przykrą rzeczywistością, jaka czekała na zewnątrz. Czy doszło tu do czegoś niepokojącego, czy osada została zwyczajnie opuszczona? Jak mężczyźni mogli pozowolić na taką nędzę? W końcu Sae wiedziała, że nawet poza osadą jej własnego klanu ludzie radzili sobie całkiem dobrze z budowaniem i odnawianiem domów. Zważywszy jednak na jej stan oraz późną porę miała ogromną nadzieję, że jednak znajdzie tu jakichś ludzi zdolnych udzielić jej odpłatnie gościny.
Muzyka! Dziewczyna od razu się rozchmurzyła, lecz po dłużej chwili przysłuchiwania się nie była w stanie potwierdzić owych przypuszczeń. Ruszyła natychmiast w kierunku karczmy nie dopuszczając do siebie myśli, że budynek mógł być zamknięty i porzucony. W takiej sytuacji musiałaby się włamać, co kłóciło się z wpajanymi jej od dziecka zasadami. Pochodziła ze świetnego i całkiem zamożnego klanu (nawet jeśli jej własna rodzina przez brak jednego z rodziców nie cieszyła się w nim aż takim dobrobytem), dlatego Sae zawsze żyła nieco ponad stan na tle jej rówieśniczek z Shinrin. W tych okolicznościach jej przeszłość działała niestety na jej niekorzyść; nie mogła liczyć na swoich krewnych, a jej zachowanie i nawet sposób mówienia cały czas ukształtowany był przez jej pochodzenie. Chcąc nie chcąc i pomimo praktycznego ubrania jakie nosiła oraz przyciętych włosów, wyglądała jak dziewczyna z tzw. "dobrego domu"... a co gorsza, była nie wystarczająco obyta z ludźmi spoza Senju, by zdawać sobie z tego sprawę. Tylko czekać na kłopoty. Dotarłszy pod drzwi miejscowej karczmy, Sae nacisnęła na klamkę i spróbowała wejść kierując się od razu do baru. Niezależnie ile miałoby ją to kosztować, zdecydowała się na nocleg.
Baśń od losu [ D ] 3 / 15 Sae Senju
Czasami żyjemy ideałami. Kobiety czekające z posiłkiem na swoich mężów, którzy niczym prawdziwi panowie i władcy swojego domostwa, dbają nie tylko o rodzinę i o to, aby miała ona co włożyć do garnka późną porą, ale także zajmują się wszystkim tym, czym powinien zajmować się facet - naprawianiem, dbaniem o swoje, walczeniem o lepsze jutro. Czy jednak, gdy lepsze jutro wciąż nie nadchodzi, warto się w ogóle tym zajmować w jakikolwiek sposób? Wtedy przychodzi jedynie zmęczenie, brak siły i chęci, a ludzie, zamiast dokładać sobie kolejnych obowiązków nie dających szczęścia w życiu, poszukują prostych lub bardziej wyszukanych rozrywek, mogących oderwać ich od świata doczesnego choć na chwilę. Toteż wioska, jak to wioska, żyła. A jakie to życie? Ciężko ustalić. Na pewno nie takie, które zadowoliłoby młodą dziewczynę z klanu Senju.
Klamka, której poszukiwała Sae, nie znalazła się. Zamiast tego była jedynie dziura w dębowych drzwiach, wesoło skrzypiących przy nawet drobnym ruchu wiatru, zmagającego się tutaj w porze nocnej. Karczma była w nieco lepszym stanie niż brama wejściowa do wioski. Kilka stolików poprzybijanych na szybko gwoździami ustawionych w dwóch rzędach blisko ściany budynku. Karczma była jednopiętrowa i z trudem szukać tutaj jakichkolwiek innych pomieszczeń, które nawet w najmniejszym stopniu mogłyby imitować pokoje do wynajęcia. Największą i w zasadzie jedyną atrakcją, z wyjątkiem rybaków, farmerów i innych mężczyzn pracujących do późnych godzin, dla których karczma była przystankiem do domu, był barek na samym końcu. Kilka drewnianych kubków ustawionych w rządku i polewający do nich jakiś napój w kolorze złocistym starszy mężczyzna z wąsem o kolorze drewna i łysej głowie. Obiekt ten był dość dobrze oświetlony ze zwisającymi z gzymsu latarniami wypełnionymi krążącymi dookoła światełkami. Świetliki? Na to by wyglądało. Świece najpewniej spowodowałyby jedynie pożar, gdyby któryś pijany jegomość trącił w czasie kłótni zapaloną świecą.
Drobna dziewczyna przyciągnęła uwagę kilku par oczu. Jest to raczej maleńka mieścina i z pewnością większość kojarzyłoby taką osobę. Szczególnie że nawet wśród szeptów Sae mogła usłyszeć, że jest zbyt ładna na to, aby tutaj mieszkać na stałe. Barman stojący przy swoim drewnianym barku pokiwał jedynie przecząco głową na jakiekolwiek pytanie odnośnie do noclegu. On tylko zajmował się tym, aby ludzie mieli co do gęby wrzucić, a nie tym, aby mieli gdzie spać. Równie dobrze przecież mogą spać w błocie i kogo to będzie w ogóle obchodziło. Sprawa z noclegiem jednak szybko się rozwiązała, gdy dziewczyna poczuła ciepło na swoim karku, a do jej ucha dotarły ciche słowa. – Ostatnio baba mi zniknęła. Jak chcesz, to możesz zając jej miejsce. – Człowiek ten wyłonił się praktycznie z tłumu, który poruszał się od stolika do stolika i ciężko byłoby uniknąć tego kontaktu, o ile Sae chciała pozyskać informacje z samego baru. Jak jednak na kunoichi przystało, widziała ona nieco więcej niż zwykły, a szczególnie pijany człowiek, którego ręka powoli zmierzała w kierunku jej uda.
Krótki wygląd: Smukła, przez co wydaje się wyższa niż w rzeczywistości. Brązowe włosy do ramion i prawie czarne oczy. Uroda i akcent typowe dla Prastarego Lasu. Ciemnobrązowe spodnie i dopasowana, beżowa bluza. Czarne buty z otwartymi palcami. Pachnie lasem i rosą.
Widoczny ekwipunek: Kabury na obu udach oraz torba
Stojąc niedaleko przed drzwiami obskurnej karczmy, Sae wyczuła w środku obecność wielu osób. Pierw przez wibracje, a potem bardziej wyraziste dźwięki z niej dobiegające. W myśl zasady fake it until you make it, z odwagą i pewnością siebie jakiej nie czuła, otworzyła drzwi i weszła do środka. Miała nadzieję, że nikt jej nie zaczepi, jeśli nie wyda się zupełnie bezradna... a przy tym sama powiodła wzrokiem po wszystkich gościach. Poszukiwała shinobi, ci bowiem z pewnością mogli popsuć jej wieczór jeśli by się uparli... łudziła się, że z resztą sobie poradzi. Tak, albo inaczej. Im dłużej jednak przebywała w zaludnionej sali tym większa była szansa na utratę opanowania, dlatego swoją sprawę zdecydowała się załatwić jak najszybciej. Niestety, jak mogła się spodziewać po widocznym z tego miejsca planie budynku, karczma nie oferowała możliwości noclegu.
- Och... - Sae wyglądała na wyraźnie rozczarowaną, nawet zasmuconą tą wieścią. - Cóż, w takim razie proszę mi pokazać kartę.
Nie zamierzała tu nic jeść, ani pić, jednak potrzebowała skorzystać z łazienki i chciała być uprzejma, zamawiając posiłek. Miała już powoli dosyć swojego zapieczętowanego prowiantu, ale instynkt podpowiadał jej, że w tym wypadku powinna się nim zadowolić. Nie miała wielkich oczekiwań co do poziomu higieny w tym miejscu, a nie potrzebowała zatrucia pokarmowego. Istniała też niewielka szansa, że ktoś spróbuje ją otruć i okraść. Jakby czytając jej w myślach, poczuła za sobą czyjąś bliską obecność oraz słowa, które sprawiły że automatycznie spróbowała odsunąć się od ich źródła. Niczym węgorz spróbowała wyślizgnąć się z tej sytuacji starając uniknąć jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, nim jeszcze dostrzegła kto ją zaczepił. W karczmie nie było nikogo kogo bliskie towarzystwo byłaby chętna znieść. Starała się ukryć lekkie obrzydzenie, które z pewnością pojawiło się na jej twarzy i uśmiechnęła uprzejmie budując dystans, który byłby wyraźnie odczuwalny dla mężczyzny chętnego go uszanować.
- Dziękuję za tą hojną ofertę, ale niestety muszę odmówić. - Starała się wytłumaczyć mu to w sposób, który wzbudzi najmniej negatywnych emocji. Przyszedł jej za to do głowy inny pomysł, który jednocześnie mógł odwrócić uwagę mężczyzny od tak niemoralnej propozycji. - Jak to zniknęła? Nie wie pan gdzie mieszka? - Może ona udzieli jej schronienia na noc? Samotnie mieszkająca kobieta była bezpieczną opcją dla niej, a jej samej przyda się pewnie trochę grosza. Pomimo pozornej kontroli, serce Sae waliło jak młotem i adrenalina wypełniła jej ciało, a świadomość przyćmiły jej dwie główne opcje: walka, albo ucieczka. Nawet jeśli sytuacja w jakiej się znalazła nie była specjalnie groźna to budziła w niej niepokój za sprawą jej braku obycia w kontaktach z tego typu osobami. Nie ufała im, spodziewała się najgorszego. Poza tym, z natury była raczej płochliwa, nawet jeśli bardzo starała się to ukryć.