Dotarli do celu. Polana miała różne świeże ślady ćwiczeń, które z pewnością nie należały do rudzielca. Ślady łap i pazurów wskazywały na to, że mimo marazmu Inuzuki, jego Ninkeny nie podzieliły tego losu. One nie pozwoliły sobie na opadnięcie z sił, więc nawet bez niego zachowywały odpowiednią dyscyplinę oraz formę. W takim razie tylko on został w tyle i miał sporo do nadrobienia. Nie było co tracić czasu - trzeba wziąć się do roboty. Położył prowiant obok drzew na skraju polany i już był gotowy do ćwiczeń. No, prawie, bo najpierw postanowił się rozgrzać. Było wystarczająco ciepło, więc zdjął kurtkę z siebie i rzucił ją na prowizorycznego manekina. Najpierw trochę porozciągał się w miejscu. Skłony, wykopy, chwytanie stopy oraz inne możliwe ruchy, które pozwolą mu przygotować mięśnie na wycisk bez kontuzji. Później nadszedł czas na kondycję. Pierwszego dnia zakładał, że już zacznie ćwiczyć na poważnie, lecz zauważył, iż jego zdolność do wysiłku mocno zmalała. Większość swojego czasu spędził na obieganiu polany treningowej, by ciało przyzwyczaiło się do długotrwałej pracy, a nie tylko intensywnej oraz krótkiej. Później trochę pompek, przysiadów, podciągnięć na gałęzi, brzuszków do góry nogami i pierwszy dzień dobiegł końca.
Podobnie mijały kolejne, chociaż z każdym następnym stawiał poprzeczkę wyżej. Codziennie wracał ledwo żywy do domu. Czasami nawet na grzbiecie Akiry, gdyż nie miał siły samemu dotrzeć do osady. Tak minął miesiąc. Wyszło na to, że trzy pierwsze dni poświęcił wyłącznie na czysty trening fizyczny, żeby mieć podstawy do ćwiczeń walki, technik Inuzuka oraz innych, bardziej skomplikowanych. Czwarty dzień był lekkim odpoczynkiem, gdyż Yoichi postanowił poćwiczyć swoje rzuty bronią miotaną. Cele miał od dawna namalowane na drzewach i chociaż trochę zmył je deszcz, to nadal były widoczne. Na pierwszy rzut poszła sama celność trafień. Dystans obrał standardowy - taki, jaki wydawał mu się naturalny. Najpierw stał naprzeciwko celu, później z ukosa, a później i z różnych kątów, i z różnych odległości. Na koniec postanowił trochę posprawdzać z jakiej maksymalnej odległości jest w stanie trafić w sam środek. Zajęło mu to zdecydowanie zbyt długo, bo zamiast kilku prób, to dawał sobie tak dużo, aż w końcu mu się udało, a później znów się cofał i tak w kółko. Od piątego do trzynastego ćwiczył walkę wręcz. Początkowo była to jedynie walka z cieniem, później nawet ćwiczył na manekinie. Odpuścił sobie obijanie biednych, spróchniałych pniaków, bo nie chciał przeszkadzać żyjącym w nich robakom. W końcu to ich domy i pożywienie jednocześnie. Miał swoje, które jeszcze trzymały się dobrze i nawet były wkopane w ziemie, więc nie pozostawało nic innego, jak tłuc w nie bezlitośnie. Odbiło się to oczywiście na rękach oraz nogach Yoichiego. Drzewo to jednak twardy materiał w tak skupionym stanie. Pewnego dnia Inuzuka przesadził do tego stopnia, że nie mógł na własnych nogach wrócić do Ōkami-den, a to zaledwie kilometr idąc skrótem. Knykcie miał pozdzierane, a po całym dniu treningu nie potrafił nawet utrzymać łyżki w drżących, prawie znieczulonych dłoniach. Były w nich tylko dwa tryby - zaciśnięty oraz luźny. Wszystko wróciło do normy, gdy Akira postanowił pomóc rudzielcowi. Owijali dłonie i przedramiona grubo bandażami, by nie zrobić sobie zbyt wielkiej krzywdy. To samo z piszczelami. Poprawka - robili tak, by Akira nie skrzywdził Inuzuki, bo jego uderzenie potrafiło miażdżyć kości, a nie tylko je łamać. Taki sposób zabezpieczenia nie był doskonały. Wciąż Yoichi przychodził cały poobijany, a niekiedy nawet miał śliwę pod okiem. Zdarzało się też, że krew leciała mu z nosa. Lekcje walki były ciężkie i jedynym sposobem na złagodzenie ich, była szybka nauka. Nic tak nie uczy uników jak oberwanie prawym sierpowym od Ninkena, który może rzucać tobą jak szmacianą lalką. Ten cios stał się traumą rudowłosego. Zazwyczaj dostrzegał go nieco za późno, by nagle mieć niesamowicie wygodny kąt obserwacji chmur na niebie. Psisko nie znało litości.
Do dziewiętnastego dnia Inuzuka ćwiczył techniki mieszane z walką. Ayu wymyślała mu różne scenariusze, a ten miał reagować. Działało to na prostej zasadzie informacji. Yoichi stał w miejscu - tak zaczynała się każda "symulacja", a później suczka zaczynała tworzyć akcję. Wspominała o wrogu na dwunastej oddalonym o dziesięć metrów, więc rudzielec reagował Fuutonem za pomocą kosy. I tak to wyglądało. Przećwiczył wielokrotnie każdą ze znanych mu technik i odpuścił sobie dalsze ich katowanie. Nie miało to sensu.
Od tego momentu, aż do końca miesiąca rudowłosy skupił się na Kijutsu, czyli w jego przypadku - walce kosą. Kosą i włócznią, gdyż Shinku Ame była połączeniem tych dwóch oręży. Dni stały się już znacznie cieplejsze, więc całe treningi spędzał bez koszulki - przyjemne powiewy chłodniejszego wiatru dodawały trochę energii rozgrzanemu ciału. Zetsumei odstawił na bok, by móc zupełnie przyzwyczaić się do nowego cacuszka. Nie zwracał większej uwagi na ponurą przeszłość broni, którą nosił ze sobą - była jedynie bronią, chociaż o wyjątkowo interesujących umiejętnościach. Nie wierzył, że może mieć coś wspólnego ze złem. Takie rzeczy były dla niego bajką. Za pomocą Shinku Ame ściął niejeden pień. Kosa ta była naprawdę piekielnie ostra, a w połączeniu z odpowiednią techniką stanowiła przerażający oręż. Można było nią bez problemu ściąć człowieka wszerz - jak gdyby był tylko bambusowym kijkiem. Oczywiście trening nową zabawką skupiał się najpierw na samej walce z cieniem, później ćwiczeniem technik, a dopiero na końcu postanowił kilka razy zmierzyć się z Akirą, który dzierżył Zetsumei. W tym przypadku to Inuzuka górował.
Przez cały miesiąc Yoichi trenował, a Ninkeny wcale nie odpoczywały. Również ćwiczyły, chociaż nie tak intensywnie, gdyż ich większość czasu zajmowała nauka ludzkiej mowy. Waji potrafił doskonale posługiwać się człowieczym językiem, aczkolwiek nie lubił go używać. Wolał swoje szczeknięcia oraz warknięcia, bo wydawały mu się naturalniejsze. Zresztą ciągle powtarzał, że i tak każdy kto ma go zrozumieć, to go rozumie. Pierwsze lekcje psy otrzymały w domu od właśnie tego staruszka. Ninken matki miał już swoje lata jak na psie i niechętnie przychodził na polanę treningową. Wolał podstawy wyłożyć, leżąc na łóżku, niż iść ponad kilometr, by też sobie pogadać. Jego brak ochoty do ruchu wcale nie oznaczał brak siły - może nie był tak potężny jak Akira, jednak z Ayu mógłby konkurować bez problemów. Czworonożni kompani Yoichiego później sami ćwiczyli wymowę liter kiedy rudzielec wylewał z siebie siódme poty. Czasami sobie przerywał i poprawiał ich, by brzmieli naturalniej. Suczka łapała wszystko natychmiast, jednak dumny przedstawiciel rasy Urufu miał pewne problemy. Charakter nie pozwalał mu odpuścić, zatem mimo wielu zaznaczeń, że ta umiejętność jest mu zbędna, to i tak kontynuował ćwiczenie. W momentach, w których Inuzuka brał przerwy, to uczył trochę psy. Literowanie, podstawowe słowa, powtarzanie za nim i tak dalej. Gdy nabrały trochę wprawy, to zaczął przynosić ze sobą zwoje, by czytać im, a one powtarzały całe zdania zaraz po nim. Ayu radziła sobie, a Akira miał problemy z utrzymaniem ludzkiego głosu. Yoichi rozumiał, że musi być to ogromne wyzwanie dla czworonogów, gdyż on nie potrafił porozumiewać się psim językiem i było to dla niego abstrakcją. W drugą stronę musiało być podobnie, a jednak dawały radę. Suczka sama później szkoliła drugie psisko odpowiedniej wymowy liter, ponieważ postanowiła wrócić do postaw, aby rozwiązać problem. Po dwóch tygodniach Ayu już mówiła płynnie ludzkim językiem, chociaż zdarzało jej się zaciąć lub pomylić coś. Czasami zabrzmiała też dziwacznie. Akira dukał pojedyncze słowa. Jego towarzyszka uznała, że będzie go trochę torturować. Kazała mu ciągle czytać zwoje. Szło to wyjątkowo powoli, a futrzak cały czas przekręcał oraz kaleczył słowa, jednak Ayu z uporem maniaka poprawiała go za każdym razem i zachowywała spokój godny samego Hanzo. Yoichi uznał, iż najlepiej będzie, jeżeli od tego momentu będą porozumiewać się tylko i wyłącznie ludzką mową. Wszelkie próby psiej gadki zwyczajnie ignorował. To zmusiło i Akirę, i Ayu do wzmożonych ćwiczeń, gdyż nie dało się inaczej porozumieć z rudzielcem, niż w człowieczy sposób. W ten właśnie sposób dwa tygodnie po suczce i przedstawiciel rasy Urufu załapał jak mówić po ludzku. Każdy z nich coś osiągnął.
Był to ostatni dzień intensywniejszych treningów, które miały za zadanie przywrócić Yoichiemu dawną sprawność, a nawet podnieść jego poziom. Ninkeny gdzieś znikły - uznały, że skoczą po coś do jedzenia, chociaż jak zwykle rudowłosy zabrał ze sobą prowiant, by móc spędzić niemalże cały dzień na ćwiczeniach. Inuzuka stał przed porozcinanym na wszystkie strony pniakiem, który niegdyś może przypominał prowizorycznego manekina i wymachiwał Shinku Ame. Ćwiczył dobry kąt cięć, aby te były jak najbardziej skuteczne. Przy okazji testował swoje nowe pomysły z atakami w piruecie, obrocie, młynku kosą i inne zaskakujące kombinacje. Wyczuwał już, że po niecałej godzinie psy zaczynają się zbliżać do niego. Wracały. W końcu pojawiły się na polanie. Akira niósł na plecach jakiś pakunek. Owinięte coś w materiał i zawiązane sznurkiem. Rudowłosy skończył szeroki wymach wstecznym cięciem, obrócił Shinku Ame w ręce, a następnie wbił w ziemię ostrze włóczni i lekko oparł się na swoim orężu.
- Na co nam tyle jedzenia? Mamy przecież jeszcze swoje z domu. - odezwał się lekko zdyszany. Pociągnął mocniej nosem, by wyczuć co kupili. Ściągnął ze sobą brwi lekko zdezorientowany. - Nie pachnie jak jedzenie. Co znów przytachaliście? - dodał po chwili niepewny tego, co mogły Ninkeny tym razem wykombinować. Czasami jak nie słuchał ich przez dłuższy czas, to wpadały na niekoniecznie rozsądne pomysły. Głównie Ayu, która później jakimś cudem zawsze przegadała Akirę, a ten się zgadzał na jej plan.
- To prezent. Wrócił nie stary, a nowy i lepszy Yoichi, nie? - odezwała się suczka ludzkim głosem zaraz po tym, jak ściągnęła pakunek z grzbietu Akiry.
- Nie przesadzałbym. Równie dułny co wcześniej. - również człowieczą mową dodał swoje Urufu. Rudzielec prychnął śmiechem, zaś Ayu lekko zrezygnowana pokiwała głową.
- Durny, cwaniaku. Nadal czasami masz problem z wymową. - po tych słowach Inuzuka wyciągnął kosę z ziemi, obrócił nią i oparł o pniaczek zaraz obok. Przyglądnął się dokładniej pakunkowi. Chciał zgadnąć co to może być.
- No otwieraj! Nie czekaj. - pośpieszyła go Ayu, a ten postąpił jak mówiła. Wziął prezent i rozpakował go. W środku był wspaniały, skórzany płaszcz o szkarłatnej barwie. Jego wykonanie było naprawdę niesamowite. Widać było już na pierwszy rzut oka, że jest to istne dzieło. Nawet ktoś taki jak rudzielec mógł to określić. Obejrzał płaszcz ze wszystkich stron, a później założył na koszulkę, którą miał na sobie. Strój był idealnie skrojony na niego. Pasował jak ulał. Obrócił się w jeden bok, a później drugi, by obejrzeć się nieco. Już wiedział, że nie wróci do starej kurtki. Podbiegł do Ninkenów, aby wyściskać je oraz pogłaskać w podziękowaniu.
- Jest doskonały. Dzięki! - odezwał się, zaś psy zadowolone spojrzały na siebie. Nagle Yoichi na coś wpadł. Zatrzymał się, jakby zastygł i zmrużonym okiem przyglądnął się to Akirze, to Ayu. Coś było nie tak. - Czekajcie... prezent jest bardzo miły, ale skąd mieliście na niego kasę? - Ninkeny milczały, więc to był znak, że należy sprawdzić kieszenie. Wyciągnął swoje oszczędności i na szybko je przeliczył. Brakowało sporej części. - Naprawdę zrobiliście mi prezent za moje własne pieniądze? - zapytał retorycznie, zupełnie zrezygnowany. Planował uzupełnić ekwipunek, a nie wydawać kasę na strój, który był mu raczej zbędny.
- Mówiłem? Mówiłem. Skapnie się. Aż tak głupi nie jest. - odezwał się Akira, a Ayu zaśmiała się głupkowato. Wiadomo było, że to musiał być jej pomysł. Tylko ona mogła wpaść na tak "genialny" plan. Tak czy siak - płaszcz był naprawdę wspaniały.
- Dobra, nieważne. Płaszcz jest świetny. Możemy uczcić nasze sukcesy i robimy sobie resztę dnia wolne. Idziemy najeść się do Karczmy Yamato. - na te słowa Akira wyjątkowo żywo zareagował. Natychmiast ruszył do przodu, jednak musiał i tak poczekać, aż Yoichi pozbiera wszystkie swoje manatki z pola treningowego. Jedna kosa, druga kosa, kunaie, shurikeny, sakwa, kurtka, jedzenie i... i koniec. Pierwszym kierunkiem był dom, gdyż gdzieś trzeba było zostawić chociaż część rzeczy. No i wypadałoby chociaż trochę zmyć z siebie pot. Koniec wzmożonych treningów. Nareszcie.
Płaszcz wykupiły fabularnie Ninkeny - rozliczenie będzie w odpowiednim miejscu z linkiem do tego posta.