
Stawiała krok za krokiem, niezbyt orientując się gdzie teraz jest, w jej głowie panował istny bałagan myśli. Każdy ruch do przodu odbijał się niechcianym echem w jej mniemaniu tak hucznym, że czasem zastanawiała się czy aby gdzieś nie czai się jakaś potworna bestia. Jednak to tylko ona, wyolbrzymiająca każdy rodzaj ruchu, gestu, haustu powietrza czy chociażby nawet własnego serca. Nie biło ono szalenie, nawet chciałoby by się powiedzieć że w jej psychicznym stanie było nad wyraz naturalne. Kolejne kroki i kolejne szaleństwo, zastanawiał ją fakt czy tak się czuła kiedy to lata temu uczyła się chodzić, kiedy pierwszy krok wydawał się czymś wielkim, a kilka czymś niemożliwym. Pamiętasz jeszcze jak to było? Z pewnością siebie, bo w głowie miało się tylko to, niezdarną chwiejną postawą nawet się nie unosiło nogi tylko przepychało do przodu, ale jakże to ironiczne jest. Z jednej strony pewnie i odważnie, z drugiej wielka niepewność i tchórzostwo czy następny krok nie skończy katastrofą i płaczem.
Tak czuła się Kanashi, chyba. Bo sama nie wiedziała, zastanawiała się. Kolejna salwa kroków przeszła za nią, przedzierała się przez las, raz za razem speszony piach unosił się do góry pod jej lekkim krokiem, kamyk zazgrzytał o drugi, złamał się patyk, przydeptany został kwiatek, a może chwast. W powietrzu czuć było nic innego jak wszechogarniające chłodne powietrze. Bo przecież zawsze pod parasolem rozpostarnych koron drzew jest chłodniej, zawsze jakoś tak przyjemniej, zima, wiosna, lato, jesień… Ten krąg znamy, ale zawsze zachwycamy się stojąc pod tym samym drzewem. Zimą przyozdobiony w mroźne śnieżnobiałe kwiaty gałęzie dają Ci przyjemne uczucie mrozu, nieskazitelnej bieli. Wiosną natomiast unosząc głowę do góry widzisz co dzień o poranku coraz większą ilość zieleni, czasem również ktoś zaśpiewa Ci nad głową, do momentu aż nie spostrzeże że jego widownia wcale nie jest pusta, toteż szybko zniknie ze sceny wraz z swym swoim pięknym głosem. Lato natomiast niesie za sobą nie tylko piękno rozpostartych zielonych skrzydeł czy kolorowych kwiatów drzew, ale przecież pod drzewem w upalne dni każdy zechce przystanąć. Mówią zazwyczaj Ci co się nie znają, jesień, tylko dla koneserów, najpiękniejsza. Bo kolor wszystkich innych pór roku ma, ale prawdą jest, że to co ma wszystko nie ma niczego, a mimo to jest piękne, w swojej istocie, aż chciałoby się zapytać… Czyż nie Kana?
Kobieta westchnęła, jakby od zniechęcenia się. Delikatny wiatr przedarł się za uszy, Jej czarne włosy zafalowały jakby przestraszone cichym szeptem jaki zawitał.
-Czuje się źle… -czy była ranna? Na pewno nie, zmęczona? Nie aż tak bardzo. Być może jest chora? To też się jej nie złapało. Po prostu nigdy jeszcze nie była “sobą” tak długo. Odczuwała wszystko co było dla niej obce. Jej “ja” było jej obce, toteż do dzisiaj nawet nie zdawała sobie sprawy, że może tak długo przebywać poza rolą. Zawsze przecież była kimś. Idąc do przodu uniosła dłoń, spojrzała na nią przymrużając swoje ślepia. Blada skóra, lekko brudna, bo przecież chyba już od dwóch dni idzie. Spojrzała na zewnętrzną stronę, wewnętrzną, po czym przyłożyła dłoń do policzka, wbiła paznokcie i szarpnęła. Od razu w miejscu szarpnięcia pojawiła się rysa, a z niej po chwili poleciały krople krwi. Dłoń opadła na bezwładnie wzdłuż ciała.
-Żyje. -ciche słowo padło z jej ust. Ale takiego braku emocji szukać jedynie można w samych prośbach do Boga. Żyje… Cóż, nie ma wątpliwości, ale czy rzecz może tak naprawdę mieć coś takiego jak życie…
Minął jakiś czas, Kanashi poczuła się jakby zbliżała się do jakiegoś miejsca. Jeszcze nie wiedziała do czego, ale ewidentnie las stawał się znikać powoli z jej oczu, więcej światła przebijało się przez korony drzew, słychać było przestrzeń… I to nie byle jaką. Stanęła na granicy jednego świata i drugiego. Jej głowa delikatnie odchyliłą się do tyłu, oczy spojrzały wszędzie. Chmury, niebo, szybujące gdzieś w oddali stada ptaków, ale to u góry zdawało się być niczym w przeciwieństwie do tego co dzieje się na dole. Głowa zsunęła się, ślepia dwa razy zdążyły mrugnąć nim otaczająca ją biel została dokładnie narysowana. Wszechobecne białe kwiaty, nie znała ich nazwy, albo raczej nie pamiętała, bo na pewno widziała gdzie już podczas grania jakieś roli. W ten oto sposób widziała niebo na ziemi, większość ludzi zapewne zachwycona tymże miejsce spędziła by tutaj resztę dnia, co poniektórzy nawet mogliby tutaj umrzeć, dla tych co codziennością jest trening zapewne byłoby to idealne miejsce do rozwijania się. Ale co znaczyło dla Kanashi? Złapała większą ilość powietrza w płuca, ten zapach był nie do przyrównania. Złapała zaraz drugi i trzeci. Piękny, nie za słodki, aczkolwiek mocny, na nadwyraz brutalnie, więc mimo tej ilości dało się tutaj oddychać, toteż samotny osobnik musi być niezwykle subtelny.
Potrząsnęła głową jakby starając się pozbyć tych wszystkich myśli które krzyczą, aby to zaraz zrobić kilka kroków do przodu. Dzięki tej przestrzeni nie musiała słuchać już przynajmniej huku swych stóp, bicia serca czy innych drażniących ją rzeczy, no… Poza tym co siedziało w jej myślach. Gdzieś nieopodal słychać też cichutki szum potoku, więc być może tam się też za chwilę skieruje, a tymczasem szła chyba do środka tej kwiecistej polany, rozglądając się i obracając na wszystkie strony świata.