Tak więc przemieszczałem się już wraz z rekinem w nowej formacji zarządzanej przez naszego lidera, czyli z tyłu grupy. Co szczerze mówiąc bardziej mi się podobało. W końcu z tyłu czułem się pewniej zwłaszcza, że przede mną jak i obok mnie znajdowali się już shinobi o wiele większym doświadczeniu niż moje. No...przynajmniej taką miałem nadzieję. Czułem też się dzięki temu bardziej doceniony za moją zdolność rozmowy z ptakami, choć nie ukrywanie nieco dziwił mnie fakt, że nikt wcześniej o tym nie pomyślał.
W końcu dla mnie było to równie proste co rozmowa z resztą drużyny. No ale cóż, może reszta nie lubiła rozmawiać z zwierzętami, a może jednak moje zdolności były bardziej unikatowe niż się spodziewałem, kto wie.
Nie zmieniło to jednak moich priorytetów i całą drogę wypatrywałem niespodzianki w postaci zagrożenia o którym wcześniej poinformowali mnie moi ptasi sprzymierzeńcy. Moje mięśnie były spięte maksymalnie by w razie problemu zrobić błyskawiczny odskok do tyłu.
Ogólnie, to właściwie mało co tego nie zrobiłem gdy usłyszałem gwałtowne poruszenie po mojej lewej w zaroślach lasu, który z każdą chwilą wyglądał na ciemniejszy i gęstszy.
Jeleń?! Ufff... - przebiegło mi przez myśl gdy rogacz pojawił się w polu widzenie. Przez chwilę chciałem zignorować zwierzę myśląc, że jak wszelkie tego typu osobniki widząc ludzi, tym bardziej poruszających się na tak cudacznych stworach jakim były te ptakopodobne białe twory Shina, ucieknie. Jednak zachowanie jelenia nieco mnie zaskoczyło.
Po wyglądzie, znając się z naturą od młodych lat zakładałem, że samiec jest przywódcą stada i jak tylko upewni się, że nie zagrozimy reszcie jego braci i sióstr, a następnie ucieknie z nimi. Jednak ten chwilę jeszcze spoglądał w kierunku Yoshimitsu, a następnie w moim.
Nieco mnie to zaniepokiło bo w końcu nie wiedziałem czy wróg nie posiada po swojej stronie kogoś z podobnymi umiejętnościami do moich. Ponadto w obawie upewnili mnie skrzydlaci kamraci, którzy już nie latali tak pewnie wkoło zajadając się swoimi smakołykami, a raczej znaczynali się kryć po drzewach.
- Zwierzę nic nam nie zrobiło, wątpię by dobrowolnie miało zamiar nas zaatakować. - odpowiedziałem na rekacje Shina. Nie chciałem, aby niepotrzebnie Panu Lasu działa się krzywda. W końcu Bambi tylko nam się przyglądał i tak naprawdę to strach mógł w mojej głowie sprawić wrażenie, że ten zachowywał się jakoś podejrzanie. Pewności nie miałem, a przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl żeby go zapyatać o wydarzenia w naszej okolicy. Jednak nim zdążyłem zareagować, cokolwiek zapytać ten zaczął się cofać.
- Jednak też mi się nie podoba nasza sytuacja. Głównie z powody reakcji innych naszych towarzyszów. Wydaje mi się, że w naszej okolicy może znajdować się kotoś emanujacy żądzą mordu. Zachowanie ptaków w tej okolicy jest niepojace. Musimy podwoić ostrożność. - tu delikatnie oderwałem swój wzrok od miejsca gdzie pojawił się rogacz i przeniosłem go na małych konfidentów.
Ukryty tekst
Jeśli rozmowa ze zwierzętami nic nie wniosła do bieżącej sytuacji to kontynuując w odpowiedzi na przemowe brata z rodziny przede mną skinąłem lekko głową bardzo mocno skupiając się na obserwacji otoczenia, również za nami. I jak wcześniej mijając chaszcze delikatnie popuszczałem sobie obserwacje ich zakładając z góry, że skoro nic do tej pory w nich nie dojrzałem to muszą być wolne od zagrożenia. Tak teraz wytężałem wszystkie zmysły by próbować wyłapać każdy w moim odbiorze nie naturalny dźwięk otoczenia. Co powinno iść mi nieco sprawniej zwłaszcza, że w przeszłości spędziłem trochę czasu w lesach nim dotarłem do Shigashi i rodziny.
Niestety moja przeszłość z tym związana miała też nieprzyjemne konsekwencje, które najbardziej dojrzeć mógł Ame. Mianowicie chodziło mi tu o trzęsące się kolana i ręce.
Znów byłem w lesie. Ciemnym lesie, do końca nie wiedząc gdzie właściwie jestem tak jak tamtej nocy gdy po latach między innymi z Tenshin'em i Taisuke uciekaliśmy z tamtego koszmaru. Na myśl o tamtych czasach lekko pobladem na twarzy i rękoma sięgnąłem do torby łapiąc po dwa shurikeny na dłoń.
Uspokuj się! Gundan, to przeszłość jesteś silniejszy niż wtedy! Nie jestem sam, nie jestem sam. Są ze ma moi bracia z rodziny...rodzina mnie nie zostawi. Nie mogę Jej zawieść, Oni liczą na ciebie Gundan. Ptaszek Staszek w razie czego też będzie starał się mi pomóc... Uspokój się, jesteś członkiem Akyamy. Rodzina Ci nie wybaczy jeśli z tchórzysz....CO JA MÓWIĘ SAM SOBIE NIE WYBACZE... OGARNIJ SIE! ODE MNIE ZALEŻY ŻYCIE MOICH BRACI, SKUP SIE!! DASZ RADĘ! Mam dług wobec rodziny, to ona uratowała moje życie! Muszę zrobić co w mojej mocy by ocalić braci, taka jest powinność łuski! - mówiłem do siebie w myślach próbując powstrzymać drżenie rąk oraz kolan. Jednak nie było to takie proste. W końcu wspomnienia tamtych dni katuszy budziły we mnie lęk. Bałem się tego, że sytuacja mogła by się powtórzyć.
Bo co jeśli Nara, z którymi aktualnie podjąłem się walki, współpracują z tamtym zwyrolem, który torturował mnie i innych za dziecka. Co jeśli w walce przegrają i znów trafię na stół?! Niedyskretnie i właściwie mimowolnie moje stopy podsunęła się w stronę Rekina tym samym i mnie samego do niego przybliżają. Starałem się wierzyć w umiejętności moich kompanów jednak nigdy ich wcześniej nie widziałem więc to wcale nie było proste jak wydawało mi się na początku gdy jeszcze w spokoju sobie podróżowaliśmy. Najbardziej jednak liczyłem, że skoro niebiesko włosy wcześniej sam zaproponował mi ochronę to i mnie ochroni.
- Mi odpowiada ten plan. - podsumowałem lekko łamiącym się głosem plan Shina, choć tak naprawdę nawet specjalnie się nad nim nie zastanawiałem. Po prostu odpowiadał mi pomysł w którym ja osobiście miałem nie pojawiać się na głównym planie, choć gdy już przytaknąłem dotarło do mnie, że to oznacza oddalenie się od Ame.
I to w sumie jedna część strategii, która mi nie odpowiadał ale skoro już zdążyłem się na nią zgodzić to postanowiłem nie robić zamieszania zmianą zdania, szczególnie gdy zaczynało robić się niebezpiecznie. A tak właściwie to Shins wyglądał na przynajmniej równie silnego co Rekin, bo w końcu już trochę podróżowaliśmy na jego technice, a nie widać było po nim śladu zmęczenia.
Ukryty tekst