Tylko skąd pochodził? Ni w lewa, ni z prawa śladu żywej duszy. Ale przecież słyszała wyraźnie! Wreszcie, po kolejnej odezwie udało jej się skierować wzrok na coś, co może nie do końca było tym czego szukała, ale przynajmniej bylo żywe. Ale zaraz! Osobliwa kulka wychodzi zza krzaków, patrzy się jakoś rozumnie. Rika natychmaist wyczuła kontekst, ale wciąż nie dawała wiary. Omiotła nerwowym spojrzeniem okolice w poszukiwaniu innego shinobi. Czy ktoś właśnie robi jej to, czym ona chwilę wcześniej poczęstowała wilki?
Ale to było niemożliwe. Obserwowała osobliwą sówkę, nieznacznie tylko podobną do gatunku, jaki znała. Nietypowe upierzenie, mało atletyczne ciałko i postrzępione skrzydło z niewielką strugą krwi. Kiedy sów odezwał się ponownie, głos idealnie pokrywał się z ruchami dzioba. Nawet ona nie potrafiłaby zgrać jutsu tak doskonale w czasie. Zrobiła duże oczy, niewiele słuchając tego, co mówi. Uśmiechała się, niemal śmiała. Nie z sowy, a całej tej sytuacji, w której przez zupełny przypadek się znalazła. Rzuciła się na ratunek sowie (czego nie powinna robić, bowiem świat zwierząt musi się samoregulować), myśląc że broni mężczyznę, a potem się okazało, że ta sowa mówi!
-Ty mówisz. - zauważyła i z nieznikającym uśmiechem podrapała się po głowie. Od tej chwili wiedziała, że ten dzień nie będzie jak każdy inny.
Nieznajomy sów wzbił się w powietrze i bacznie przyglądając się swojej wybawicielce, pozwolił obejrzeć się dokładniej. Miał dwa skrzydła, parę nóg, oczy i dziób. A jednak mówił (!) i z myślą tą nie było sie łatwo oswoić. Choć uratowany z paszcz głodnych wilków, nie wyszedł z ataku drapieżników bez szwanku. Trudno powiedzieć, czy zdołałby przeżyć tę noc, gdyby zaczaił się na niego ktoś jeszcze.
-Słuchaj, na pewno taka dzielna sowa jak ty ma wiele obowiązków, ale jesteś ranny i musimy coś z tym zrobić. - Rika przesunęła się pod drzewo z nieco gęstszą koroną i wyciągnęła z torebki mapę. To mapa całej Midori, którą kupiła jakieś 7-8 lat temu. Choć nie pierwszej świeżości, nie przydała jej się aż do tej pory. Przez chwilę rozważała "Pod Kasztanami", ale finalnie wybór padł na karczmę "Cicha Przystań" jako miejsce, w którym nie powinno być problemu z wejściem z... sową.
-Daj mi chwilkę. - zwróciła się ponownie do ptaka. - tu widzę wszystkie... dziuple, do jakich możemy się udać. Wilgoć to poważny problem - podjęła dalej krzty dowcipu w głosie. - deszczówka rujnuje moje włosy. (Po tym co przeżyłam w ostatnim czasie) na pewno przyda nam się odrobina luksusu. Idziemy?
Ptaszek odpowiedział, wdrapując się na ramię dziewczyny. Wróciły wspomnienia z brązowej sówki Fumo, który towarzyszył jej latami. Kto wie, może gdzieś między spływającymi po policzkach kroplami deszczu czmychnęła pojedyncza łza. Rika nie do końca wiedziała, dlaczego to robi. Była jednak pewna, że robi dobrze.
-Masz jakieś imię? - zagadnęła po drodze. Nie przepadała za ciszą, a zwłaszcza ciszą w towarzystwie. - Do mnie możesz mówić Rika.
-Wezmę nam teraz pokój, a ty postaraj się nie chwalić, że umiesz mówić, dobrze?
-Jeden pokój proszę. - zagadnęła w karczmie. I wyłożyła na ladę tyle monet, ile wskazywał napis na tabliczce.
Wprost nie mogła się doczekać, aż podpyta sowę o to, co tutaj robi.
z/t -> Karczma "Cicha Przystań"