Kolejna prowincja przynależąca do Prastarego Lasu o znacznej powierzchni. Midori zamieszkiwane jest przez Ród Nara i tak jak Shinrin oraz Kaigan, w głównej mierze pokryty jest gęstą puszczą, która słabo przepuszcza promienie słoneczne. Prowincja od wschodu graniczy z Ryuzaku no Taki, od południa z Kaigan, od zachodu z Shinrin oraz od północy z regionem Wietrznych Równin, co pozwala na rozwój handlu oraz żeglugi morskiej.
Tup tup tup? Tyle słyszał Yami, ale jeśli mam być szczera, to kroki Asaki musiałyby teraz przypominać raczej ociężałe, mocarne TUP! TUP! TUP!, a nie słodkie, cichutkie, kobiece tup tup tup. Pewnie ważyła teraz tyle co on sam, będąc w podobnym wzroście – i choć nadal wyglądała na kruchą chudzinkę, to to, co miała na sobie od samego początku, a co odbijało od siebie mocniejsze refleksy słońca, zdradzając, że coś jest nie do końca tak, skutecznie przykuwało ją do ziemi. A w wodzie? Poszłaby na samo dno. To może jednak ważyła nawet więcej niż Yami? Pewnie nie straszne jej były prostsze techniki fuutonu, które obalały lżejszych przeciwników. Ze swoją obecną wagą trzymałaby się na miejscu i tylko uśmiechała kpiąco, gotowa spuścić komuś wpierdol. Już wcale nie prewencyjny.
No więc TUP! TUP! TUP!, biegła za mężem i Yamim, nawet nie próbując ich dogonić, a będąc po prostu tylną strażą, wsparciem, które jak już dobiegnie, to zrobi swoje. Czołg jak się patrzy. Żółw w bardzo, bardzo twardej skorupce. Więc… Właściwie z zadowoleniem przyjęła, że nagle pod jej stopami zaczęło się dziać coś dziwnego, że drewno poniosło do przodu jak jak… Nawet trudno było znaleźć odpowiednie porównanie. Krzyk Kyoko był jakże na miejscu, bo Asaka gotowa była zatrzymać tę nieprzewidzialną dziwność kryształem. Tak jak w przypadku smoka – i tutaj skupiła chakrę na stopach, by nagle nie zlecieć i patrzyła wokół, starając się, tak jak poprzednio, dostrzec zagrożenie i ewentualnie na nie zareagować. Nie musiała. Yami był od niej nieco szybszy i poradził sobie z pociskami idealnie.
Komenda Shikiego mogła niewiele mówić komuś, kto nie był z nim obeznany w walce – ale Asaka zrozumiała w mig. Pokazywał łukiem to, czego nie mówił na głos, by nie podać wszystkiego wrogiemu Ranmaru jak na talerzu. Tutaj też Yami ją ubiegł, gdy mocno zamachnął kilka razy wachlarzem – i złote oczy zapatrzyły się na piękno dzieła zniszczenia, zaś usta wygięły lekko w jednym kąciku. Sama by lepiej tego nie zrobiła. I chłopak mówił, że jest najsłabszym ogniwem drużyny? Co za stek bzdur. Chyba będzie mu trzeba to wybić z głowy, gdy już nadarzy się ku temu odpowiednia okazja. Jego wiatr ciął drzewa i wszystko co znalazło się w zasięgu działania techniki. Idealnie. To naprawdę powinno zdać egzamin. I wykurzyć wroga. Być może go dosięgnąć i poturbować. Jeśli tak – i jeśli śmieciuch pokazał się w zasięgu wzroku, Asaka mogła zrobić tylko jedno – spróbować unieruchomić mu dłonie w szczególności a ręce w ogólności kryształem. Żeby już nie składał pieczęci. Ani nie strzelał z tego cholernego łuku. Mogła też mu unieruchomić nóżki, żeby nie zdołał nigdzie czmychnąć. Jak sarenka. Sarenka bez nóżek. Zabawne… Pewnie dla nikogo, ale Asaka widziała w tym pewną ironię. Bo to na sarnach przyszło jej ćwiczyć swoje techniki kryształu. Krwawo. Jak czerwony był jej shoton.
tl;dr Trzyma się za Shikim i Yamim, gdzieś nieopodal Toshiro. Gdyby wróg się pokazał po technice Yamiego - gotowa jest go spacyfikować kryształem, by nie robił już więcej szkód.
Huh, chyba nic tu po nim. Walka z przeciwnikiem na dystansie nigdy nie była jego specjalnością, a bieganie w kółko bez sensu to po prostu odwlekanie wyroku. Dobrze, że jego towarzysze potrafili zaradzić problemowi, którym był niewidzialny łucznik. Najpierw Harruchi wystawił się na przynętę, a potem piach pogonił za strzelcem, który dał się nabrać i skorzystał z okazji. - Dobra robota! - Kei z entuzjazmem pochwalił plan młodzieńca, który dał się postrzelić dla dobra grupy. Nie spodziewał się, że będzie on tak ofiarnie działał w zespole, którego członków poznał dopiero kilka godzin temu.
Co jednak teraz? Klon, jak się okazało, rozproszył się w dymie, a przeciwnik mógł być dalej w pobliżu. Czy to ten sam z którym walczyła druga część grupy? Czy to może zupełnie drugi osobnik i to para próbuje uprzykrzyć im życie? Jak dla Seinaru, zbratanie się dwóch łuczników z klanu Ranmaru w lesie na pograniczu Kaigan i Midori było mało prawdopodobne. Mimo wszystko wciąż możliwe, widzieli przecież już duet akimichi, to dlaczego nie taki? Niemniej jednak, jeśli walka po ich stronie nie rozgorzała na nowo i nie poleciała już żadna kolejna strzała, to Kei wycofuje się pod drewniano/kryształową zasłonę razem z Kuroiem i rannym Harruchim. Robi to jednak na własną rękę, nie wchodzi w drogę piaseczkowi kompana. Cały czas był jednak czujny i gotowy na kontynuowanie potyczki, choć nie przewidywał kolejnych pocisków w jego stronę. Jeśli jednak uda mu się wycofać do bunkra, wtedy będzie mógł już chyba bardziej się wyluzować. - Ma ktoś może jakąś kanapkę? Przebiegliśmy już dzisiaj chyba z jakieś 50 kilometrów. - Naprawdę można było przez ten czas zgłodnieć. Kei postanowił wykorzystać krótką przerwę i zrobić sobie odpoczynek, jeśli druga część grupy dłużej nie wracała. Na pewno sobie poradzą, to tylko kwestia czasu, a samuraj tylko by im przeszkadzał. - I trzeba mianować nowego Dowódcę grupy. Jak dla mnie to Ichirou najbardziej się nadaje. Ma największe doświadczenie z Biju, tak niesie wieść. To może się przydać. - Wgryzł się w kanapeczkę, jeśli udało mu się wyżebrać jakiś prowiant.
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Krótki wygląd: Niska, w miarę szczupła dziewczyna o bladej cerze i ciemnych, krótkich włosach do ramion. Ubrana w lekkie, bure kimono oraz narzuconą na nie kamizelkę. Na głowie nosi słomkowy kapelusz, a w ustach niemal zawsze ma fajkę.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Zatrzymał się. Drewno w końcu przestało sunąć dalej i cała drużyna przestała się przesuwać. Nie było już do czego biec. Nie było kogo gonić. Drzewa, krzewy, aż w końcu ich cel - klon, jak się okazało, zostali zdmuchnięci i powaleni. Tylko te co bardziej wytrzymałe, potężne drzewa były w stanie oprzeć się tej mocy zniszczenia. Robiło to wrażenie. Siła techniki wiatru połączona z mocą ognia. Jeszcze większe wrażenie robił jednak klon, który był w stanie wytrzymać tak wiele. I utrzymać się przez tak długi czas. Frustrujące. Przynajmniej czarnowłosy był zirytowany tą grą na czas. Nawet gdy ten świat płonął i tak pięknie wyglądał las, kiedy powoli spopielały go czerwone języki to wciąż był to świat, który wypełniony był denerwującym poczuciem zupełnej bezsilności. Wróg był sprytny. Silny. Dwa klony okazały się groźniejsze od tamtych Akimichi.
Bez słowa odwrócił się plecami do dzieła zniszczenia i ruszył sprężystym krokiem w stronę tego, co pozostało z bunkru. Spojrzał na Harruchiego. Hm, czyli będzie bezużyteczny. Niesprawna ręka. Więc po co ma dalej iść? Zbędny balast. Przynajmniej nie zamierzali się rozckliwiać nad tym trupem, tylko od razu został zapieczętowany. No i tego. Tak se postał. I postał. I gapił się przed siebie wzrokiem bez wyrazu i stał. Szybko stało się jasne, że druga drużyna niczego ciekawego nie złapała. Ani nie znalazła. Ani nikogo ciekawego (ani nieciekawego) nie zabiła. No bywa. A potem szedł. No w sumie to bez zmian. Takie tam życie wśród drzewek, budowanie siły przyjaźni. Integrowanie się z ludźmi. Czasami tylko przełączał się na wizję teleskopową, by zobaczyć, czy czasem ktoś na nich nie czeka przy pieczęci, ale trzymał sferyczną. W razie gdyby ktoś (albo coś) miałby się pojawić na ich plecach.
- Posiadamy dowództwo. - Skomentował słowa Seinaru. Nie to, żeby był fanem tych pań, nie lubił ich. Tym nie mniej nadal były jednostkami odpowiedzialnymi za tę operację, więc w sumie co to za gadka? Teraz wystarczy się pozbyć tej dwójki. Chociaż na razie bywały przydatne. Poza tym - to byłoby złe dla reputacji. Pomijając, że teraz nagle na poważnie najwyraźniej rozważali jakiegoś biju, co dla Shikaruiego brzmiało jak bełkot niepełnosprawnych umysłowo. Co dalej? Jednorożce galopujące przez las? Smoki na niebie?
A kiedy już przyszli to znowu przeszedł w tryb "i stał". Bo co miał innego robić? Czuwał nad otoczeniem, by nikt ich nie zaskoczył.
TECHNIKI:
Ukryty tekst
EKWIPUNEK:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce
KEKKEI GENKAI: Shōton no Jutsu
NATURA CHAKRY: Fuuton
STYLE WALKI:
UMIEJĘTNOŚCI:
Nabyta -
PAKT: brak
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 30
WYTRZYMAŁOŚĆ 20
SZYBKOŚĆ 21
PERCEPCJA 22
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 20
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 82
KONTROLA CHAKRY D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 102%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E
GENJUTSU
STYLE WALKI 0 (dziedzina E)
---
---
---
IRYōJUTSU
FūINJUTSU E
ELEMENTARNE
KATON
SUITON
FUUTON C
DOTON D
RAITON
KLANOWE D
JUTSU:
Ninjutsu:
Bunshin no Jutsu [E]
Henge no Jutsu [E]
Kai [E]
Kawarimi no Jutsu [E]
Kinobori no Waza [E]
Suimen Hoko no Waza [E]
Nawanuke no Jutsu [E]
Fūinjutsu:
Fūin no Jutsu [E]
Shōton:
Shōton no Jutsu: Reberu Di [D]
Shōton: Kuri no Ruhoīru [D]
tl;dr - Pitu pitu, Opietruszam Toshiro. Mówię, że w sumie dobra współpraca. Idę po zwój co go porzuciłem i pieczętuję wachlarz. Pytam Ichiro czy zna Suzu
Toshiro wpatrywał się swoimi czerwonymi ślepiami w potencjalne miejsce pobytu łucznika, który otoczył ich grupę. Wodził nimi od drzewa do drzewa czasami rozglądając się dookoła siebie. Poszukiwał ich przyszłej ofiary. Jak myśliwy na polowaniu, który rzucił się w pogoń za swoją zwierzyną, tak teraz oni we czwórkę zmierzali za przeciwnikiem, który uszczknął ich grupę pozbawiając ich Gyoriego. Zdecydowanie musiał za to zapłacić. Tym bardziej, że swoją obecnością zagrażał zarówno jemu jak i jego bliskim. Wtedy Nishiyama stawał się jak wyrachowana maszyna, która lokalizuje cel i go niszczy. O ile nie jest kilkudziesięciometrowym Akimichi, a na szczęście, akurat on nim nie był. Niestety okazało się, że ktoś taki wyrządził o wiele większe szkody niż atak frontalny. Skoro ich przeciwnicy uciekali się do takich zagrywek, to musiało im powoli brakować ludzi, albo po prostu byli od nich sprytniejsi i bawili się w partyzantkę, aby jak najbardziej ich osłabić przed czymś co nadchodzi, a mogło nadchodzić wszystko, szczególnie spotkanie z ogoniastą bestią, o której wspominali wcześniej inni.
Nagle, ni stąd ni zowąd spomiędzy drzew wyłoniła się ciemna postać, a raczej po prostu przemykała pomiędzy drzewami. Skupiwszy swój wzrok na tym punkcie nie pozostało mu nic innego jak wzmocnienie swoją techniką Yamiego, który jako pierwszy posłał swoje ostrza we wskazany przez Shikaruia kierunek. Efekt połączenia dwóch żywiołów był wręcz niesamowity. Można by powiedzieć, że nawet przez chwilę olśniła go majestatyczność tego połączenia i jak to się wszystko prezentowało. Miraż płomieni mknął przed nich pochłaniając wszystko co znalazło się na jego drodze. Po raz pierwszy chyba widział tak potężną technikę i na dodatek był jej częścią, choć Yami zdecydowanie zrobił tutaj większą robotę. Kiedy to widział nabrał nieco więcej pewności siebie, pewności, że dadzą radę wyjść z tego cało.
Czego nie można było powiedzieć o tym, którego ta technika dosięgnęła, a przynajmniej Toshiro miał taką nadzieję, bo jaką miał pewność, że trafili? Dostrzegł jedynie Yamiego, który zszokowany przeraża się w jego stronę, a następnie zaczął mu robić jakieś wyrzuty.
-Wzmocniłem Twoją technikę? - zapytał patrząc na niego jak na kompletnego idiotę, chociaż jeszcze przed chwilą chciał go pochwalić. - Skąd wiesz, że w ogóle trafiliśmy? Chciałem mieć pewność, że jak już trafi, to konkretnie. Skąd możesz wiedzieć jakimi umiejętnościami dysponuje nasz przeciwnik? Może miałem stać i patrzeć jak nagle zmienia się w kilkudziesięciometrowego kloca i nas wszystkich zgniata albo zaraz wpakuje w nas kolejne strzały? Nie możemy tak bardzo ryzykować. - odparł chłopakowi tak szybko jak się dało gdyż sytuacja dalej nie była wyjaśniona, musieli pozostać czujni, wróg dalej mógł się czaić w okolicy, czy też oprzeć technice, choć gdy ta opadła, nie było po nim śladu.Wiadomo, że Nishiayama wolał go pochwycić i po raz kolejny wyciągnąć z niego informacje, jednak w tej sytuacji najprawdopodobniej nie było to możliwe.Po jakimś czasie niespodziewanie z ust Yamiego wybrzmiało to co chciał mu powiedzieć. Najwidoczniej przemyślał tę sytuację i uznał jednak słuszność jego decyzji.
- Zgadzam się, mam nadzieję, że w razie czego będę mógł później na Ciebie liczyć. Tylko następnym razem się nie wahaj. I oprócz tego nie drzyj się tak na mnie następnym razem.- odparł nieco chłodniejszym tonem czarnowłosy. Groźba? Być może. W każdym razie współpraca z Yamim układała się całkiem nieźle i choć słowami wyraził, że na niego liczy, to tak na prawdę nie chciał zawierzać swojego losu zupełnie obcej osobie. Użył tego jako zagrywki psychologicznej, motywacji, bo Yami definitywnie nie był zbyt stabilny.
-Dorwaliśmy go? Uciekł? Co się stało? - zwrócił się do Shikaruia, który po chwili odwrócił się plecami i patrzył gdzieś w dal. Najprawdopodobniej oznaczało to, że jednak udało się złapać ich przeciwnika, jednakże jego stan również pozostawał pod znakiem zapytania.
Po uzyskaniu odpowiedzi mógł z powrotem ruszyć do grupy, która również uporała się z tamtym drugim łucznikiem, który okazał się klonem(chyba mogę założyć, że już ktoś do tego czasu powiedział co i jak). Cholera, tyle chakry zmarnowanej na walkę z zaledwie kopiami prawdziwego zagrożenia, które na tę chwilę się nie pokazywało, więc mógł przestać utrzymywać sharingana i przed powrotem jego oczy znów wróciły do głębokiej czerni.
Kłótnia o dowództwo w ogóle go nie obchodziła. Tak na prawdę Ci samozwańczy dowódcy nic nie wnosili, więc było mu wszystko jedno kto nimi dowodzi. Wszak plan był nakreślony przez informacje, które udało im się wyciągnąć i nie wymagał żadnej korekty. Wizja ogoniastej bestii z jakichś legend nie za bardzo mu się uśmiechała, jednak dopóki nie zobaczy, to nie uwierzy, że coś takiego istnieje. Harruchi, który oberwał stał się teraz dla nich nieco sporym balastem. Tak zapewne pomyślał Shikarui, który wyznawał kult siły. Niemniej jednak było w tym ziarnko prawdy. Gdy nastąpi sytuacja kryzysowa, może nie nadążyć, a wtedy padnie kolejny. Oby tak się jednak nie stało. Powoli zmęczenie zaczęło uderzać w mieszkańca Karmazynowych. Czuł znaczny ubytek chakry, który jednak dalej pozwalał mu funkcjonować, ale wiedział, że podczas walki nie będzie szansy na regeneracje sił, więc musi zażyć pigułkę, którą zabrał ze sobą na tę wyprawę. Sięgnął do torby po "źródełko", które od razu skonsumował. Zdziwił się nieco, ponieważ nie smakowała aż tak źle, była wręcz słodka! A to Ci dopiero, najpierw słodka woda, teraz słodka pigułka. Od razu odczuł jej działanie i jego wcześniejszy stan był już przeszłością. Czuł się jak nowo narodzony. Oczywiście jeśli tylko była okazja to skorzystał z równie słodkiej wody z manierki Asaki, o którą oczywiście poprosił ówcześnie przypominając też o ich nawodnieniu.
tl;dr Toshiro zdziwił się reakcją Yamiego i też go trochę opierdzielił, że co on sobie wyobraża, aby koniec końców przyznać, że rzeczywiście dobrze im wyszła współpraca. Upewnił się o losie ich przeciwnika pytając o to Shikaruia. Na "kłótnie" o dowództwo miał wywalone. Zażywa pigułkę i przypomina o piciu wody Asace i Shikiemu prosząc też o napitek.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Nanami w sumie rzuciła się na pomoc zupełnie tak, jakby ta rana miała zaraz posłać chłopaczka do grobu. Dopadła do nich w pseudofortecy, starzała w sumie sama zniknęła, nie trzeba było jej nawet wyciągać. Rana była jednak prawdziwa, ale nie na tyle poważna, by tak reagować. Kuma przekręcił głowę i popatrzył na zamaskowaną medyczkę. Korciło go, by zdjąć tą maskę, zobaczyć jakie oblicze kryje się po jej drugiej stronie. Kim tak naprawdę jesteś? - zapytał sam siebie nie mogąc wyjść ze zdziwienia skąd ona się tutaj w ogóle wzięła i co tutaj robi. Harruchi był zwykłym najemnikiem, tak jak obecna większość znajdujących się w drugiej grupie. Jednym z wielu pionków na szachownicy, które poświęca się dla uzyskania celu. Ich poprzedni lider zaś nie otrzymał tak szybkiej i nagłej opieki, zupełnie jakby potrafiła stwierdzić, ze dla tego Pana to już koniec i nie da się go odratować. Podrapał się po karku, zostawił dziewczynie leczenie, nie był tutaj potrzebny, niech zajmie się nim do końca. Poklepał chłopaczka po ramieniu. -Uważaj na siebie następnym razem. - rzucił do niego, zabrał swoją gurdę i podniósł się z ziemi. Masaki miał do wtrącenia swoje trzy grosze, ale Kuma po prostu machnął na to ręką. Nie chciało mu się z nim po prostu wykłócać. Teatrzyk? Obecnie to on tutaj był największym aktorem, który raz zaprezentował się na głównej scenie, co nie do końca przemyślał, a obecnie siedział skryty za tarczą czekając na nie wiadomo co. Drażnił staruszka, działał mu na nerwy. Był niczym natrętna mucha, która bzyczy Ci koło nosa tylko po to, by zrobić na złość. Nie ma żadnego większego celu, tylko być irytującym i tyle. Po prostu musiał zacząć go ignorować, udawać że tego problemu nie ma i tak też zamierzał zrobić. Seinaru zaproponował Ocirka na lidera i miałoby to w sumie sens, bo wiedział coś tam o biju, ale zapewne nie znał tych terenów jak kobitka z Senju... chociaż tych terenów ponoć nie znał nikt i w sumie ich najbardziej obeznanym w sytuacji był Shikarui ze swoimi magicznymi oczkami. Popatrzył się na drugiego władcę piasku w tej drużynie i po prostu wzruszył ramionami. Gdyby mieli decydować, to Diabołek miałby jego głos. Czuł się dobrze, gdy ludzie spoglądali w jego stronę, lubił czuć się fajniejszy od innych, ale stety niestety dobrze mu to wychodziło - przynajmniej w tych kilku przypadków, gdy był tego świadkiem. Podążał za resztą, w sumie to nie chciał wiedzieć ile już przeszli. Staruszek wyrobił normę na kolejne pół roku, teraz pozostało już tylko siedzieć w domu i dziergać sweterki. -Spokojnie, po wszystkim zrobimy kanapeczki zwycięstwa - uniósł kciuk w górę w stronę Seinara, do którego czuł jakąś dziwną sympatię. Był tam, gdzie go potrzeba, znikał, wtapiał się, gdy jego obecność nie była pilna. Nie wiedzieć czemu Kuroiowi przychodziło na myśl, że jest totalnym przeciwieństwem Masakiego, chociaż oboje nie pomyśleli że nie potrafią latać i każdemu z nich potrzeba było kawałek chmurki pod stópki. Nie był to jednak piknik i nie mogli sobie tutaj rozstawić stoliczków, rozpalić ognisko i cieszyć się życiem. Czas było iść zbadać tą dziurę i zakończyć to wszystko. I ta podróż byłaby spokojna, gdyby nie jedna rzecz. Do jego uszu dotarło jedno, tak dobrze kojarzące się imię. -Suzu? - zapytał odruchowo spoglądając na Yamiego. Zmrużył oczy. Nie widział już zielonowłosej tyle czasu, zupełnie jakby ktoś zamknął ją w piwnicy i nie wypuszczał przyglądając się przez lustro weneckie. A po co? A kto by to wiedział...
Nie, Asaka zamierzała użyć kryształu dopiero po technice Yamiego, nie przed i nie w trakcie – była tutaj teraz przecież jako wsparcie; znała wady swojego kekkei genkai, w tym jego powolność i niby dlaczego miałaby się z tym pchać przed znacznie szybsze techniki fuutonu? To przecież było nielogiczne. Miała unieruchomić wroga gdyby atak Yamiego go dorwał, pokazał im się na oczy i jeszcze dychał – a nie przed tym, gdy wiedzieli, że łucznik jest od nich szybszy. Przecież Shiki stracił go z oczu, uciekł mu, czyż nie?
Mogła więc tylko patrzeć, jak Yami się zamachnął i posłał wietrzne ostrza przed siebie, a Toshiro – niemalże w tej samej chwili dołączył do tego swój ogień, który niesiony wiatrem objawił się pożogą. Wypalała wszystko. Ich wroga… chyba też – bo choć zobaczyli go mknącego w powietrzy, po wszystkim nie było po nim śladu. Strawił go ogień? Aż tak mocno? Mina Asaki wyrażała przez chwilę niedowierzanie. A chwilę później reszta odwróciła się jak gdyby nic. Jakby tego wroga tu w ogóle nie było – i zawracała do bunkra. - Eee… A co jeśli to pułapka? –super, nawet Shikarui się zawrócił bez słowa wytłumaczenia i Asaka stała tak przez chwilę zupełnie nie wiedząc co zrobić. I czy wróg zaraz nie wyskoczy zza drzewa i czymś w nich nie ciśnie, może uniknął jakoś tej techniki? Została nieco z tyłu, gdy reszta wyminęła ją w drodze powrotnej i tam rozglądała się przez chwilę, nim sama się nie zawróciła, nie dostrzegłszy niczego. Cały czas pozostawała jednak czujna, jakby zza jakiegoś drzewka miał wyskoczyć wróg i powiedzieć „haha, tu jestem, wy osły!”. - Nikt się na ciebie nie drze – wtrąciła się w rozmowę między Yamiego i Toshiro, jakoś z mniejszym entuzjazmem do rozmowy niż wcześniej.
Nie była medykiem, nie widziała więc obrażeń, zresztą już zaleczonych, na ciele Harruchiego. Popatrzyła więc tylko na wszystkich po kolei, gdy już wrócili – wszyscy byli, nikt więcej nie zginął, ależ szczęście. Jej wzrok na dłużej zatrzymał się na Seinaru, który chyba nie wiedział, że ich grupa liczyła sobie dwuosobowe dowództwo i nie było co wybierać. Ze wszystkimi sympatiami i antypatiami, nie zamierzała kwestionować dowodzenia tej całej Kyoko, nawet jeśli dotychczas niewiele robiła – prawda jednak była taka, że gdyby nie jej drewno, to nigdy by tego wroga nie dogonili. Nie była więc aż taka bezużyteczna i nie zamiwerzała stawać przeciwko jej dowodzeniu – przynajmniej nie w tym momencie. Zresztą to ona jedna mogła poświadczyć przed głównodowodzącą z obozu kto ile zrobił, i ile warte były ich usługi, więc co to miało w ogóle znaczyć? Kiwnęła tylko głową na słowa swojego męża i tyle w zasadzie miała do powiedzenia. Czyli nic. - To jakiś żart? –tym razem odezwała się na słowa Ichirou, który zaczął mówić o tym, że ogoniaste bestie są jednak prawdziwe, poświadczając to wszystko, co było mówione wcześniej. Sypiąc w gruz wszystko, o czym sama wiedziała i o czym jej opowiadano. O potworach, demonach z bajek. Legend. Miały nie być rzeczywiste.- Jak mamy poradzić sobie z… z czymś tak silnym? Co niby można zrobić? –w jej głosie nie było słychać już niedowierzania, a… nutę przerażenia. Chyba nic dziwnego…?
A potem… znowu byli w drodze. Niekończąca się opowieść o biegu. Napiła się jednak jeszcze trochę wody, dając też manierkę Toshiro tak jak chłopak chciał. Jak on w ogóle się poruszał po świecie bez swojej własnej? Na głowę upadł czy co?
tl;dr Krótko mówi. A potem idzie z drużyną do obozu.
Na odpowiedź Kyoko lekko się zdziwił, ale tak naprawdę. - Aaaaaa..., to ty byłaś jego zastępcą przez cały czas? Myślałem że sekretarką. Wybacz, ten kajecik chyba trochę mnie zmylił. - Jak taka Kyoko mogła myśleć o sobie w roli przywódcy, to zupełnie wychodziło poza zdolności poznawcze Seinaru. Ale ale! Przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl, którą od razu podzieli się z Ichirou. - Jak odwalisz tutaj kitę, to też automatycznie awansuję z zastępcy Klepsydry, hehe... - No nie pomyślał tylko o tym, że jedyny członek w organizacji jest jednocześnie jej liderem jak i dozorcą, ale na razie ta druga część się nie liczyła. Skoro temat był zakończony, samuraj i reszta wylizali swoje rany, ogarnęli się i byli gotowi do dalszej drogi. Jak powiedziała nowa Liderka ich grupy, plan się nie zmienił - celem cały czas był obóz gdzieś w oddali. Ruszył razem z grupą, a gdy dotarli do obozu... wtedy się zobaczy.
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Krótki wygląd: Niska, w miarę szczupła dziewczyna o bladej cerze i ciemnych, krótkich włosach do ramion. Ubrana w lekkie, bure kimono oraz narzuconą na nie kamizelkę. Na głowie nosi słomkowy kapelusz, a w ustach niemal zawsze ma fajkę.