Marsz po jakimś zaniedbanym trakcie nie różnił się specjalnie od przebijania się przez las. Gdzieniegdzie Meijin musiał wspierać się bokkenem, w innych miejscach przeskoczyć nad jakąś gałęzią, szedł tak jakby szedł lasem. Mimo to był uśmiechnięty, w końcu miał cel. Pierwszy raz od wielu dni wiedział, że jego droga dokądś prowadzi, a nie po prostu przed siebie.
Skoro był uśmiechnięty, to można wnioskować, że też szczęśliwy, a jak szczęśliwy, to wiadomo, czasu nie liczył. Tak więc szedł sobie tą ścieżką, myśląc o tym, żeby stawiać najpierw jedną, a potem drugą nogę, aż nagle zauważył, że las się przerzedza. Tak jakby miał się niebawem skończyć. I faktycznie po chwili marszu chłopak wyszedł na jakąś polanę. Początkowo nie dostrzegał nic poza specyficznymi okolicznościami przyrody: rzeką i dziwnie ukształtowaną, jakby przez ludzi, polaną. Po chwili dopiero zdał sobie sprawę, że w okolicy kręci się kilka osób, które... ćwiczą?
Miejsce do treningu? W takim razie niedaleko musi być jakaś osada, może ci ludzie będą wiedzieć coś o okolicy, warto zapytać. Z takim nastawieniem Meijin skierował się do stojącej najbliżej niego osoby.
Pojawienie się Meijina nie wywołało żadnej reakcji wśród ćwiczących tutaj osób.
Pewnie pojawienie się obcej osoby nie jest takie rzadkie, skoro mnie po prostu zignorowali. Pomyślał sobie chłopak i odezwał się do stojącego najbliżej niego mężczyzny.
-Dzień dobry. Czy byłby pan łaskaw powiedzieć w którą stronę powinienem podążać aby trafić do jakiejś osady? Mężczyzna spojrzał na niego spode łba i odpowiedział.
-Dobry, pan nietutejszy, tak? Po co pan chce iść do wioski? Meijina wryło, jak to po co? Nie wiedział co powiedzieć. W końcu po chwili namysłu wydukał.
-Muszę odpocząć i kupić jedzenie. Mężczyzna zlustrował go wzrokiem i spojrzał na odstający bokkun. Drewniana katana, dopóki nie jest się prawdziwym kozakiem, to nie można nią nikogo zabić. Chyba z tego założenia wyszedł rozmówca Meijina i w końcu powiedział mu gdzie ma się kierować. Teraz nie pozostało nic innego jak wykorzystać chwilę tutaj i odpocząć, a może nawet zrobić coś pożytecznego, jak nauka tej jedynej techniki, która sprawiała Meijinowi problemy.
Chłopak podszedł do rozstawionego gdzieniegdzie ekwipunku, chciał wśród niego znaleźć coś co mogłoby mu posłużyć za podstawę tej techniki pieczętującej. W końcu znalazł to czego szukał, dwie niewielkie metalowe płytki. Wziął dwie i usiadł z dala od reszty ćwiczących. Wykonał sekwencję pieczęci, którą kiedyś pokazywał mu ojciec i nakrył płytki specjalną pieczęcią. Dzięki temu płytki te powinny posiadać wystarczająco dużo miejsca aby pomieścić kilka sztuk broni miotanej. Meijin wziął więc 4 swoje skurikeny i zapieczętował je w plakietce umieszczonej na lewej ręce, a także dwa kunaie, które zapieczętował w plakietce na prawej ręce. Teraz nadszedł czas na gorszą część, takie uwolnienie przedmiotów aby te wyskoczyły w odpowiednim miejscu, gotowe do rzutu.
Pierwsza próba nie należała do najbardziej udanych. Przedmioty oczywiście pojawiły się, ale tylko jeden kunai znalazł się w ręce, drugi po prostu upadł na ziemię, a miały się obydwa znaleźć między palcami. Może to kwestia odpowiedniego skupienia na przywołaniu przedmiotu? Wywnioskował sobie młody shinobi i próbował dalej. W istocie, jeśli skupił sie wystarczająco na przyzwaniu kunaiów w konkretne miejsca, na przykład między palcem serdecznym i środkowym oraz wskazującym i środkowym, to one tam lądowały. Problem pojawiał się w momencie w którym chłopak chciał skupić się na potencjalnym celu, wtedy jego przywołanie było bardzo... niecelne. No, ale musiał to wyćwiczyć, tak więc próbował i próbował, aż w końcu po godzinie mógł sobie zrobić przerwę, w końcu był pewien, że w ferworze walki będzie w stanie odpowiednio przywołać swoją broń.
Po wszystkim odniósł na miejsce wszystko to co do niego nie należało i poszedł w stronę wody, teraz miał czas na długą przerwę.
Po dłuższym odpoczynku Meijin ruszył w stronę, którą wcześniej wskazał mu rozmówca. Czas odwiedzić wioskę.
z/t