Z minuty na minutę chłopak coraz bardziej miał ochotę wstać i zająć się czymś bardziej pożytecznym, a w każdym razie czymś, co w pełni zajmie jego myśli. Nie poddawał się, przynajmniej jeszcze, ale naprawdę był już na wykończeniu psychicznym. Chciał pomóc karawanie, tak jak to wcześniej postanowił, ale jaki to miało sens skoro Aoiego nigdzie nie widać, a czas jakby nie patrzeć płynie i się tylko marnuje. Przecież mógłby być teraz na morzu, w drodze do rodzinnej wyspy, gdzie walczy cały jego klan.
Przez chwilę naprawdę namyślał się nad planem ucieczki i pozostawienia karawany samej sobie. Jakby nie patrzeć posiadała swoją własną ochronę, więc względnie była bezpieczna. Coś jednak go powstrzymywało, coś, co ciążyło mu na szyi przez dłuższy czas. Mowa oczywiście o naszyjniku, który dostał po tragicznych wydarzeniach w Sogen. Niby zwykła pamiątka, prezent w ramach podziękowania za ratunek, ale to właśnie ta mała rzecz przypominała mu o dwójce ludzi rozerwanych na strzępy przez jego własny błąd. Jak więc mógł tak po prostu spakować manatki i odejść? A no nie mógł.
Siedział więc dalej, wpatrzony w tłum z nadzieją na ujrzenie obładowanych wozów i masy ludzi im towarzyszących. Zamiast tego zobaczył pewną personę kierującą się jakby wprost na niego. Ubrany dość niecodziennie mężczyzna z blizną na twarzy rzeczywiście sunął na Kisho. W pierwszych chwili pomyślał, że to może ktoś właśnie od Aoiego, ktoś, kto go widział w Sogen po całym zajściu w zagajniku i zapamiętał z twarzy. Jak wielce się rozczarował, gdy usłyszał słowa ani odrobinę powiązane z karawaną.
- Tak - odpowiedział na zapytanie bez ogródek. Nie miał powodów, by się ukrywać, więc przyznał się do swej profesji od razu. - Coś się stało? - spytał, podnosząc lekko lewą brew. Zrobił to z czystej grzeczności, gdyż pewne było, że jego rozmówca ma jakiś problem do rozwiązania. W końcu po co innego by pytał, czy jest ninją?
//btw. aktualnie na forum panuje zima :P Więc wcale nie jest chyba tak ciepło i pięknie
