Gospoda pod Kadambą

Awatar użytkownika
Rei Uta
Posty: 678
Rejestracja: 5 maja 2021, o 14:27
Wiek postaci: 17
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: - Różowe włosy.
- Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę.
- Patrz avatar.
- Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa.
- Duży zwój na plecach.
Aktualna postać: Rei
Lokalizacja: Cały świat.

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Rei Uta »

0 x
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Koneko »

ObrazekWtej chwili, gdy dym karczmianego kominka tańczył leniwie w powietrzu, a rozmowy dookoła stawały się cichym tłem dla naszej intymnej chwili, mój umysł był rozdarty między różnymi emocjami. Słowa Totoro, które płynęły jak rzeka przeszłości przez teraźniejszość, były niczym most między światami – światem żywych i tym, który odszedł, pozostawiając za sobą echo swojej obecności. Masahiro, mówiąc o swojej matce z niewzruszoną pewnością, że jest teraz "bohaterką w niebie", malowała obraz niewinności i nieśmiertelnej miłości, która wykracza poza granice ziemskiego istnienia.
To był moment, w którym w moim sercu zrodziła się dziwna mieszanka współczucia i podziwu dla tej małej, silnej duszy, która mimo młodego wieku, nosiła w sobie tak głębokie zrozumienie życia i śmierci. Moje oczy wypełniły się łzami, nie tyle z powodu smutku, ile z ogromu emocji, jakie wywołała w moim sercu. Ale w tych łzach kryła się także iskierka złości – złości na okrutny los, który odebrał Masahiro matkę, złości na niesprawiedliwość świata, który czasem wydaje się być tak bezlitosny dla tych, którzy zasługują na najwięcej miłości. Słuchając dalej, jak Totoro opowiada o swojej żonie Kirino, czułam, jak moje serce rośnie w siłę z każdym słowem. Była to opowieść o niezłomnej miłości, która przetrwała nawet w obliczu najgorszej tragedii, miłości, która pozostawiła trwały ślad w sercach tych, którzy mieli szczęście ją znać. To uczucie napełniało mnie ciepłem, ale jednocześnie rodziło we mnie pragnienie, by chronić i pielęgnować te delikatne więzi międzyludzkie, które są tak łatwo zniszczone przez chaos świata. Gdy Masahiro z dziecięcą niewinnością zapytała mnie, czy wierzę, że jej matka czeka na nich w niebie, poczułam, jak w moim sercu zapala się płomień determinacji. Tak, wierzyłam w to. Wierzyłam, że miłość, którą nosimy w sercach, jest wieczna i że każda historia, nawet ta najbardziej przyziemna, jest częścią większego, nieśmiertelnego płótna życia. W tej chwili, zasiadając przy stole pełnym prostych, ale pełnych miłości potraw, zrozumiałam, że rola, jaką odgrywam w tym życiu, nie ogranicza się do przetrwania własnych bitew. Jestem strażnikiem przeszłości, ale również architektem przyszłości – przyszłości, która, mam nadzieję, będzie tchnieniem miłości, nadziei i odwagi dla wszystkich, którzy będą szukać drogi przez mroki niewiedzy i zapomnienia. Ta kolacja, chociaż skromna, była dla mnie świętem życia w jego najczystszej formie, przypomnieniem, że niezależnie od wszystkiego, co nas spotka, zawsze znajdzie się światło prowadzące nas do jutra.
-Jestem tego pewna! - odpowiedziałam dźwięcznym głosem, chociaż wcale taka pewna nie byłam.
Zadane przez Totoro pytanie, choć proste, otwierało przestrzeń dla głębszych refleksji. Przemyślenia o poświęceniu, miłości i motywacjach, które kierują naszymi życiami, nagle stały się żywym tematem przy tym skromnym stole. Koneko, patrząc na oderwane ramię, na moment zatopiła się w myślach. Przypomniała sobie wszystkie momenty, kiedy to właśnie miłość i poczucie przynależności do rodziny Senju motywowały ją do działania, niezależnie od osobistych kosztów. Ale takich po prostu nie było.
-Zamiłowanie do przyrody iii.... - przeciągnęłam wypowiedź jakby zastanawiając się, czy mówić prawdę, czy nie, ale musiałam powiedzieć prawdę, aby zaakceptować swoją przyszłość - bezgraniczna głupota, chciałam powstrzymać kłusowników, a mnie powstrzymały wilki... Dlatego nie powinno się chodzić samemu po... - zrobiłam dramatyczną przerwę i z pełnym szacunkiem powiedziałam nazwę: -Prastarym Lesie... chcę chronić świat, ale niekoniecznie ludzki, zwierzęta krzywdzą, aby przeżyć, wielu ludzi krzywdzi dla zabawy. Jako ludzie, którzy wręcz władają powinniśmy być ponad krzywdzenie innych, a zamiast tego wymyślamy coraz to ciekawsze sposoby, aby zrobic krzywdę. Pewnie nie spodziewałeś się takiej odpowiedzi Totoro-san, jednak nie mogę Cię zapewnić, że wszyscy Senju tak myślą, tak na prawdę to od czasu straty rodziców raczej nie bywam u nas w rodzinnym gronie. - powiedziałam poważnie, nie chciałam, aby myśleli, że wszyscy Senju tacy są, nie chciałabym być odpowiedzialna za cały klan, ja chcę tylko chronić naturę, tylko i aż...
Ta kolacja, choć mogła wydawać się zwykłym posiłkiem na zakończenie dnia, była dla Koneko czymś znacznie więcej. Była potwierdzeniem, że jej misja i rola, jaką przyjęła na swoje barki, ma głęboki sens i jest kontynuacją tego, co najważniejsze w życiu każdego człowieka: miłości, poświęcenia i nadziei na lepszy świat. Wiedziała, że droga przed nią jest jeszcze długa i pełna wyzwań, ale teraz, bardziej niż kiedykolwiek, była gotowa kroczyć naprzód, niosąc ze sobą dziedzictwo swojej rodziny i wiarę w moc, jaką każdy z nas posiada, by wpływać na zmianę i kształtować przyszłość.
Dla Koneko, natura stanowiła nie tylko tło jej życia, ale była jego esencją, fundamentem, na którym opierała wszystko, co robiła. Była dla niej źródłem siły, inspiracji i ukojenia, niezmiennie obecnym, oferującym schronienie przed burzami codzienności. W każdym liściu, w każdej kropli rosy dostrzegała piękno i harmonię świata, który był dla niej nieustającą przypowieścią o cyklu życia i śmierci, o odrodzeniu i przemijaniu. Natura była dla niej nauczycielem, który nie potrzebował słów, aby przekazać swoje lekcje. Wiatr szumiący w gałęziach starych drzew, rytmiczne szumienie rzeki, delikatne szepty traw poruszanych przez poranną bryzę – wszystko to mówiło do niej językiem, który rozumiała sercem. Nauczyła się czerpać z tego mocy, pozwalającej jej stawiać czoła wyzwaniom, z jakimi przyszło jej się mierzyć. Natura była dla Koneko przestrzenią, w której czuła się najbardziej sobą, miejscem, gdzie mogła znaleźć ciszę i spokój, tak potrzebne do przemyśleń i regeneracji. To właśnie w głębi lasów, na polanach kwitnących niezliczonymi kolorami, znajdowała ukojenie i odpowiedzi na dręczące ją pytania, była również przypomnieniem o tym, co w życiu najważniejsze – o prostocie, o znaczeniu chwili obecnej, o konieczności opieki i ochrony tego, co zostało jej powierzone. Wiedziała, że człowiek i natura są nierozerwalnie związani, że zdrowie jednego jest odzwierciedleniem stanu drugiego. Mimo że ten drugi o tym zaczął zapominać...
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Rei Uta
Posty: 678
Rejestracja: 5 maja 2021, o 14:27
Wiek postaci: 17
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: - Różowe włosy.
- Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę.
- Patrz avatar.
- Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa.
- Duży zwój na plecach.
Aktualna postać: Rei
Lokalizacja: Cały świat.

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Rei Uta »

0 x
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Koneko »

ObrazekW otoczeniu łagodnych płomieni ognia karczmy, słowa Masahiro brzmiały jak delikatna melodia, która zagrana została specjalnie dla mnie. Jej dziękczynienie, pełne dziecięcej szczerości i prostoty, rozgrzewało moje serce znacznie bardziej niż ciepło ogniska. Uścisk jej drobnej dłoni na moim ramieniu był przypomnieniem, że nawet najmniejsze gesty mogą mieć ogromne znaczenie. Gdy Totoro wstał, aby zabrać swoją córkę, czułam mieszankę emocji. Jego słowa, choć proste, były nasycone głęboką troską i nadzieją na przyszłe spotkania. Sakiewka, którą mi przekazał, nie była dla mnie tylko formą podziękowania, ale symbolem połączenia dwóch światów – jego, pełnego doświadczeń i przeszłości, oraz mojego, szukającego swojego miejsca i przyszłości. Patrząc, jak Totoro znika w górnym korytarzu z uśpioną Masahiro na rękach, poczułam, że ta noc była czymś więcej niż tylko kolacją. Była lekcją o życiu, o sile rodzinnych więzi i o niewygasającej nadziei, którą niesiemy przez całe życie. Postanowiłam, że zanim udam się na spoczynek, jeszcze przez chwilę pozostanę w karczmie, zatopiona w myślach. Ta noc i spotkanie z Totoro oraz Masahiro dały mi wiele do przemyślenia. Nie tylko o przeszłości, ale przede wszystkim o przyszłości, którą każdy z nas ma szansę kształtować. A teraz, nadszedł czas, by i ja udała się na spoczynek, gotowa na nowe wyzwania, które przyniesie kolejny dzień.
Dziękuję odpowiedziałam cicho, starając się nie budzić Masahiro. – I ja mam taką nadzieję..
Z każdym płomykiem tańczącym na wietrze, wieczór ten wydał mi się być czymś więcej niż zwyczajnym zakończeniem dnia. Obserwując, jak Totoro z troską obejmował Masahiro, przeszywała mnie świadomość, że chwile spędzone razem tkały nić głębszego znaczenia, łącząc nasze życiowe ścieżki w jedną wspólną opowieść. Rozmowy te, przesiąknięte historią, smutkiem, ale i niegasnącą iskrą nadziei, nie były zwykłym przekazem słów. Stały się dla mnie mostem między przeszłością a przyszłością, nauczyły mnie, że życie jest nieprzerwanym ciągiem decyzji i spotkań, które kształtują naszą esencję. Kiedy Totoro powoli oddalał się, niosąc w ramionach uśpioną Masahiro, poczułam na moment pustkę, jakby ich fizyczna obecność była kotwicą mojej tu i teraz. Jednak ten przejściowy smutek szybko ustąpił miejsca głębokiemu uczuciu spokoju i zrozumienia, że moja rola w życiu tej młodej duszy, i nie tylko jej, jest czymś znacznie większym niż przelotny epizod. Ta misja, którą spontanicznie przyjęłam, przemawiała do mnie z siłą, której nie mogłam ignorować – przypomniała mi o wartości dzielenia się swoją esencją, wiedzą zdobytą na przestrzeni lat, i miłością do otaczającego nas świata. W tych chwilach, przytulonych do ciepła ognia i wzajemnej obecności, zdałam sobie sprawę, że moja podróż, moje zobowiązania wobec przeszłości i przyszłości, nie kończą się na strzeżeniu tradycji czy nauczaniu kolejnych pokoleń. Stałam się częścią większego procesu – procesu budowania przyszłości, która czerpie z mądrości przeszłości, aby świecić jasnym światłem dla tych, którzy kroczą za nami. Kolacja ta, choć prostych składników, była uroczystością życia w jego najczystszej formie, przypomnieniem, że nawet w obliczu trudności, jesteśmy w stanie odnaleźć siłę do świętowania każdego, nawet najmniejszego, triumfu. Podczas gdy ogień rzucał taneczne cienie na ściany karczmy, mój wzrok przypadkiem zatrzymał się na pozostawionej przez Totoro sakiewce. Trzymając ją w dłoniach, zrozumiałam, że nie jest to zwykła zapłata za kolację. To był materialny symbol głębszych więzi, które tkwią w gestach dobroci i wsparcia, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Zamyśliłam się nad nieprzewidywalnością życia, nad tym, jak nieoczekiwane drogi, czasami tak dalekie od naszych własnych marzeń i planów, mogą okazać się tymi najbardziej właściwymi. Noc otulała Hayashimurę swoim cichym szeptem, a ja poczułam, że jestem częścią tej niezwykłej symfonii życia. W tym momencie, w tej karczmie, otoczona ciepłem i światłem, zdałam sobie sprawę, że mimo niepewności drogi, która rozciągała się przede mną, nie jestem samotna. Zbierane przez lata wiedza, doświadczenia i niezachwiana wiara w lepsze jutro stały się moim latarnikiem, moim przewodnikiem przez życie. Jak latarnia morska, która niezmiennie prowadzi marynarzy przez burzliwe fale do bezpiecznego portu, tak i ja, niosąc w sobie tę dziedziczoną mądrość, gotowa byłam stawić czoła każdej burzy, która mogła pojawić się na mojej drodze.
Zrozumiałam, że każda osoba, z którą się spotkałam, każda opowiedziana historia, każdy gest dobroci i wsparcia, nie były przypadkowe. Wszystko to składało się na niepowtarzalną opowieść mojego życia, która, pomimo swoich zwrotów i zakrętów, zawsze miała swój głębszy sens i cel. Ta sakiewka w moich dłoniach, choć skromna, była przypomnieniem o nieskończonym łańcuchu ludzkiego ciepła i dobroci, który, niezależnie od wszystkiego, pozostaje niezachwiany. W tej chwili, otoczona ciepłem płomieni i życiem Hayashimury za oknem, poczułam głębokie poczucie spokoju i pewności, że droga, którą wybrałam, jest właściwa. Nie tylko dla mnie, ale i dla tych, którzy pójdą za mną, niesieni światłem, które postanowiłam przekazać dalej. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ta noc w karczmie zamknęła pewien rozdział mojego życia, jednocześnie otwierając kolejny, pełen nieznanych możliwości. Wśród szumu rozmów i odgłosów życia, które wypełniało wnętrze przytulnej karczmy, znalazłam chwilę na refleksję nad własną ścieżką i tym, co mnie czeka. Z każdym krokiem, który oddalał mnie od ciepła ogniska i melodii wspólnie spędzonego czasu, czułam, jak na nowo definiuję swoje miejsce w świecie. Serce przepełniało mnie dzięki wspomnieniom i doświadczeniom, które zebrałam tej nocy – od opowieści Totoro, przez mądrość zawartą w prostych słowach Masahiro, po ciche momenty pełne introspekcji przy tańczącym płomieniu. Wiedziałam, że przedemną stoi nie tylko fizyczna podróż do miejsca, gdzie moje rany mogły zostać odpowiednio zbadane i opatrzone, ale także duchowa podróż w głąb siebie. Wszystko, co usłyszałam, zobaczyłam i czego doświadczyłam, ułożyło się w mozaikę myśli i uczuć, która prowadziła mnie do przekonania o konieczności kontynuowania swojej misji. Misji nie tylko jako strażnika przeszłości, ale i kreatora przyszłości – przyszłości, w której wiedza i współczucie są fundamentami, na których budujemy lepszy świat dla nas samych i dla tych, którzy przyjdą po nas. Podczas gdy moje kroki niosły mnie przez próg karczmy i w ciemność nocy, która oplatała Hayashimurę swoim spokojnym uściskiem, umysł mojego był już skierowany ku jutru, które obiecywało nowe wyzwania i nowe lekcje do nauczenia. Z sakiewką Totoro, symbolem wdzięczności i wzajemnego wsparcia, i z nowo odnalezionym poczuciem celu, kierowałam się do szpitala, gotowa stawić czoła temu, co przyniesie kolejny dzień. Noc w Hayashimurze nauczyła mnie, że każdy z nas ma siłę, by zmieniać świat – krok po kroku, słowo po słowie, gest po gescie.
z/t szpital
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Yami
Posty: 2959
Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
Wiek postaci: 25

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Yami »

0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 264
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Shigemi »


Obrazek

Konie zostały zaprzęgnięte. Skórzane paski zapięte jak więzy, jakbyśmy sami szykowali się do pokuty. Zaskrzypiały płozy wozu, znów czekające, by ciągnąć ciężar -tym razem nie tylko ładunku, ale i tego, co w nas zostało. Maru wspiął się na koziołek. Nie zapytał, czy jesteśmy gotowi. Pociągnął lejce. Ruszyliśmy. Mijając zwłoki, spojrzał krótko. Zadrżał mu mięsień pod okiem, może tylko na chwilę. Skrzywił się i spuścił głowę. I nic więcej. Ja też nie patrzyłem długo. Ale widziałem. Krew była już ciemna, ziemia ją przyjęła. Tylko powietrze jeszcze nie wiedziało, co z tym zrobić. Pachniało miedzią. I winą.
Wróciliśmy na trakt. Jakby nigdy nic. Tylko że wszystko było inne. Dźwięk kół na żwirze był zbyt głośny. Skrzypienie desek drażniło jak powtarzający się szept. Każdy odgłos był jak drapanie po zranionej skórze. Czułem to w zębach. Później zatrzymaliśmy się w jednej z karczm.

Moment na sen przyszedł, zanim jeszcze zdążyłem cokolwiek przemyśleć - i dobrze. Nie miałem ochoty wracać do tamtej chwili. Ani do spojrzenia tego, który zginął. Ani do słów strażników, gdy Maru wrócił z raportu. Nie potrzebowałem potwierdzenia, że historia zaatakowała nas znowu. Że kolejny raz przeszłość, której nie da się zmienić, postanowiła spłonąć jeszcze raz - tym razem przez obcego brata i syna. Czułem wtedy coś dziwnego. Nie żal. Nie współczucie. Ale znajomość - jakby ta opowieść, choć tragiczna, była zbyt często odczytywana w moim świecie. Strata, przemoc, krzywda, niekończąca się spirala. Nawet jeśli ten człowiek był świrem, nawet jeśli sięgnął po broń pierwszy - nie można było nie poczuć tego cienia, który za nim szedł. Bo przecież z cienia pochodził. A cień jego cierpienia należał do kogoś, kto nie dostał nigdy szansy, by to wszystko rozładować. Takich ludzi będzie więcej. I będą wracać. Siedziałem na łóżku, kiedy drzwi zamknęły się za nami. Pokój był schludny. Miękkie światło lampy rzucało cienie na ściany, jakby wszystko wewnątrz było trochę bardziej miękkie niż rzeczywistość na zewnątrz. I całe szczęście. Miałem dosyć krawędzi na dziś. Nie skomentowałem faktu, że jest jedno łóżko. Nie czułem się niezręcznie. Ani śmiało. Po prostu... zaakceptowałem to jak wszystko inne tego dnia - jako konieczność, jak oddech. Jak blizna, która się nie pyta, czy może zostać. Przeciągnąłem dłonią po karku i pozwoliłem ciału zapaść się w miękkość. Ciepło pościeli było czymś nowym. Nie luksusem - tylko odmiennością od tego, co czułem na skórze jeszcze kilka godzin wcześniej. Tam była krew. Tu był zapach mydła i lnu. Zasnęliśmy szybko. Nawet nie wiem, czy powiedzieliśmy sobie coś przedtem. Może jakieś krótkie „dobranoc”, może tylko spojrzenie. Ale zasnąłem jak ktoś, kto właśnie przeżył coś, czego nie chce przeżywać drugi raz. Jak ktoś, kto nie śni, bo ciało jest zbyt wyczerpane, by dać umysłowi choćby jedną scenę więcej. I może to był właśnie spokój, na który zasłużyliśmy. Nie odpoczynek, ale zawieszenie. Jakby świat wreszcie dał nam jedno: chwilę, w której nic się nie dzieje. Chociaż wiem, że nie potrwa to długo. Bo zawsze ktoś podnosi kunai.

Z każdą kolejną sekundą sen zamieniał się w klątwę, w przeklęty rytuał, który miał mi pokazać wszystko to, czego nie chcę pamiętać, wszystko, przed czym próbowałem uciec. Gdy brunet znowu się pojawił, z tym swoim wiecznie pogardliwym wyrazem twarzy, nie byłem tylko wściekły - byłem wściekłością. Palącym gniewem, który nie miał ujścia. Stał przede mną i trzymał ją - ją - w swoich łapskach, jak trofeum, jak żywą tarczę i sztylet wbity prosto w mój żołądek. Nie mogłem nic zrobić. Moje mięśnie nie reagowały, nogi wrosły w ziemię, ręce odmawiały posłuszeństwa. A on gadał, dalej, z tą obrzydliwą pewnością siebie, obrzucał mnie obelgami, szczuł, szydził, grzebał w moich ranach z uciechą psychopaty. Każde jego słowo czułem w trzewiach jak rozżarzony drut. Kiedy powiedział, że zdradziłem własny klan - Senju - coś we mnie eksplodowało. Chciałem go rozszarpać. Chciałem się zerwać, rzucić na niego z gołymi rękami, zatopić paznokcie w jego gardle i zdusić to ścierwo, zanim zdąży powiedzieć cokolwiek więcej. Ale nie mogłem. Bo nim zrobiłem krok - zdetonował. Notki wybuchowe. Wiedziałem, co to znaczyło. Wiedziałem jeszcze zanim ogień dotarł do mnie, zanim huk przeszył powietrze. Jej głowa. Jej przeklęta, przeklęta głowa potoczyła się do moich stóp. Otworzyłem usta, ale nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Chciałem krzyczeć. Krzyczeć tak mocno, żeby wyrwać ten koszmar ze swojego mózgu razem z korzeniami. Ale krzyk został we mnie, zamrożony, zdławiony. Patrzyłem tylko, bezradny, znienawidzony sam przez siebie, a jej oczy, martwe i spokojne, patrzyły na mnie z niemym pytaniem: gdzie byłeś? Nagle zmiana. Las. Zieleń. Koneko. Jej lekkość. Spokój. Zwierzęta lgnęły do niej, jakby była czymś więcej niż człowiekiem. I w tym cholernym momencie - ten jeleń. Ten przeklęty jeleń, który wyszeptał słowa, jakich żadne stworzenie nie powinno znać: „Dlaczego nam to robisz?” A potem... wszystko zaczęło się sypać. Krew. Jej dłonie całe we krwi. Las zamieniający się w piekło. Każde zwierzę martwe. Każdy kawałek natury wyniszczony. To ja. To przez mnie. Wiedziałem. Nie musiałem słyszeć oskarżeń, nie musiałem widzieć palców wskazujących w moją stronę. To ja to zrobiłem. Pozwoliłem na to. Swoją biernością. Swoim brakiem decyzji. Swoją cholerną kontrolą, która nie uratowała nikogo. Wtedy ziemia się rozstąpiła. Nie symbolicznie. Dosłownie. Wulkan ryknął jak rozgniewane bóstwo, rzucając niebo w ogień. Płonął las, płonęła natura, płonęła Koneko, płonęło wszystko, co znałem. Czułem, jak wszystko, co próbowałem zbudować w sobie przez lata, rozpada się, jak nic nie zostało - tylko ruina. Wszystko umarło. Wszystko było moją winą.

Krzyk . Nie żaden jęk, nie stłumione sapnięcie, nie desperacki oddech — to był ryk. Potężny, dziki, z głębi trzewi. Jakby wszystko, co tłumiłem przez całe życie, wyrwało się naraz. Krzyczałem z bólu, ze strachu, ze wściekłości — z nienawiści do świata, który pozwolił, żeby to się wydarzyło. Twarz miałem wykrzywioną jakby ktoś właśnie wyrywał mi duszę przez gardło, mięśnie napięte do granic, jakby ciało nie mogło pomieścić już ani grama emocji. Z ust wydobywał się dźwięk, który nie przypominał już ludzkiego głosu. Jak ryk rannego zwierzęcia, walczącego do końca. Pot spływał mi z czoła. Zęby zgrzytały, dłonie były zaciśnięte w pięści tak mocno, że paznokcie wbijały się w skórę aż do krwi. Dreszcze przechodziły mnie falami, jakbym właśnie wyrwał się z lodowatej trumny. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Pokój? Ciemność? Cztery ściany? Wszystko zlewało się w jedną, rozmazaną masę. Serce waliło mi tak, że słyszałem je w uszach. Oczy rozbiegane, szukające zagrożenia, jakbym nadal był tam, w lesie, patrzył na jej oczy, na jej głowę przy moich stopach. Moje plecy przylgnęły do ściany jakby to była jedyna bezpieczna rzecz na świecie. Gardło bolało od wrzasku, ale to był ból, który czułem z ulgą. Bo to oznaczało, że jeszcze żyję. Że to tylko sen. Ale to nie był tylko sen. Bo uczucie zostało. Ślady na duszy nie znikają, kiedy otwierasz oczy. Widziałem jej twarz. Jego głos jeszcze dźwięczał w moich uszach. Jeleń. Las. Krew. Koneko. To wszystko nie zgasło. To się wypaliło we mnie, jak piętno.
Oddychałem płytko. Z trudem. Świat wracał powoli. Ale ja już wiedziałem, że tej nocy nie zapomnę nigdy. I że nie zasnę więcej. Bo to, co tam widziałem... to wróci. I wróci znów. I znów. I znów. Dygotałem ze stresu, a to nie był koniec. Czułem, jak resztki gniewu z koszmaru przenikają do rzeczywistości — tylko że teraz nie mogłem ich nigdzie skierować. Stałem obok, nieruchomy, jakby wryty w ziemię, patrząc na Maru. Na te łzy. Na roztrzaskane drewno, na to całe pieprzone nic, które zostało z wozu. Zaciskałem pięści. Nie dlatego, że byłem gotów do walki. Tylko po to, żeby nie roztrzaskać sobie głowy o ścianę z frustracji. Pierdolony blodnyn.


82%
Nazwa
Chiyute no Jutsu
Ranga
D
Pieczęci
Brak
Zasięg
Bezpośredni | 2 metry (Iryōjutsu A)
Koszt Ranga D: B: 8% | A: 6% | S: 4% | S+: 2% (1/2 na turę)
Ranga C: B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3% (1/2 na turę)
Ranga B: B: 16% | A: 12% | S: 8% | S+: 4% (1/2 na turę)
Dodatkowe W przypadku leczenia samego siebie, technika działa rangę niżej i wymaga całkowitego skupienia | Po zasklepianiu większych ran tą techniką pozostają blizny na ciele rannego
Opis Podstawowa i najważniejsza technika w asortymencie każdego medycznego ninja. Użytkownik przykłada obydwie dłonie w okolice rany pacjenta i przesyła do niej swoją chakrę. Ta przyśpiesza naturalne właściwości regeneracyjne ciała, wymuszając zasklepianie się ran i naprawę naczyń krwionośnych. Trudność zabiegu zależy bezpośrednio od rodzaju rany - szarpane są trudniejsze do zaleczenia niż zwykłe cięcia, a wielkość ubytku ciała czy stopień narażenia na infekcję zwiększają trudność poprawnego wyleczenia. Skuteczność techniki zależy bezpośrednio od umiejętności, wiedzy medycznej użytkownika i ilości chakry w nią włożoną, przez co zaawansowani medycy są w stanie osiągnąć znacznie lepsze rezultaty niż nowicjusz:
Iryōjutsu D Technika jest w stanie wyleczyć pomniejsze rany i tamować krwawienie z mniejszych naczyń krwionośnych. W przypadku poważnych ran jest w stanie zmniejszyć krwawienie. Nadal zalecane jest korzystanie ze środków dezynfekujących i opatrunków. Proces jest też stosunkowo wolny. Leczenie ran lekkich trwa dwie tury.
Iryōjutsu C Medyk nie musi trzymać rąk na ranie, szczędząc bólu pacjentowi. Oprócz tego możliwości regeneracyjne nasilają się, możliwe jest tamowanie ran tętniczych i leczenie głębszych ran sięgających nawet do kości, a sam proces staje się szybszy. Odkażanie ran nie jest konieczne, ale jest zalecane. Leczenie ran lekkich trwa turę, a średnich dwie tury.
Iryōjutsu B Medyk może uleczyć głębokie rany, zasklepić rany tętnicze, złączyć ze sobą złamane kości, a nawet pozbyć się krwawień i drobnych uszkodzeń organów wewnętrznych. Wyleczona kość będzie osłabiona i ponowne jej uszkodzenie w krótkim czasie może skończyć się nie złamaniem, a pokruszeniem. Dodatkowo technika dezynfekuje ranę w trakcie regeneracji. Od tej rangi możliwe jest wykonywanie techniki jedną ręką. Leczenie ran lekkich trwa mniej niż turę, średnich turę, a ciężkich dwie tury.
Iryōjutsu A Pasywnie: Od tej rangi możliwe jest przesłanie medycznej chakry w formie cienkiego strumienia o długości maksymalnie 2m. Dzięki temu medyk nie musi stać bezpośrednio przy ofierze celem jej uleczenia. Nadal wymagane jest skupienie, a jednocześnie można stworzyć jeden taki strumień. Przesłanie medycznej chakry na odległość nie powoduje zwiększenia kosztów chakry i redukcji możliwości medycznych techniki.
Nazwa
Sharingan: Ni Tomoe
Na poziomie dwóch łezek możliwości Sharingana rosną dość znacząco w stosunku do poprzednika. Od tej pory użytkownik jest w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka działające genjutsu. Poprawiają się także percepcja użytkownika. Nie jest to jeszcze pełnia możliwości tego Kekkei Genkai, ale rozwój jest widoczny od razu.
Możliwości
  • Widzenie chakry przeciwnika - brak takiej możliwości przez obiekty
  • Dostrzeganie obiektów niewidocznych gołym okiem - np. cienkie żyłki
  • Rozpoznawanie genjutsu
  • Odróżnianie klonów od oryginału - ranga C w dół
  • Bonus atrybutów - wzrost percepcji o 30 punktów
  • Kopiowanie technik - Tylko techniki taijutsu i bukijutsu (w przypadku braku dziedziny męczą o wiele bardziej). Wykonywane dopiero po przeciwniku.
Wymagania Przebudzenie zgodnie z mechaniką klanu (w przypadku misji minimum B), dziedzina klanowa D
Koszt E: 8% | D: 6% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: niezauważalne (1/2 podtrzymanie) (koszt x3 jeśli dziedzina klanowa nie jest rozwinięta na rangę C)
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Koneko »

ObrazekK arczma przywitała nas znajomym zapachem drewna i dusznego ciepła, które otulało zmęczone ciała niczym stare, znoszone koce - nie najprzyjemniejsze, ale dające poczucie schronienia. „Gospoda pod Kadambą” była mi znana z wcześniejszych podróży. Była to przestrzeń, która nie zadawała zbędnych pytań, a to już wiele. Nawet jeśli wnętrze cuchnęło potem podróżnych i stęchłym piwem, to miało w sobie coś... uczciwego. Prawdziwego. Tutaj nie trzeba było niczego udawać.
Maru, zmęczony i poturbowany bardziej niż chciał to przyznać, zajął się wszystkim. Zniknął między właścicielami, próbując ratować resztki tej wyprawy. Wiedziałam, że potrzebuje tej kontroli, tej namiastki sensu. Nie przeszkadzałam mu. Wzięłam się za konie - dla nich każda chwila spokoju była równie ważna jak dla nas.
Po wspólnej kolacji, która miała w sobie więcej ciszy niż rozmowy, nadszedł czas spoczynku. Gospodarz zaproponował nam pokój z jednym łóżkiem, informując bez zawstydzenia, że inne są już zajęte. Tylko skinęłam głową. Nie było to dla mnie niczym niezwykłym, ani tym bardziej krępującym. Driady nie znają wstydu ludzkiego rodzaju. Spanie nago było dla mnie tak naturalne, jak poranny śpiew ptaków czy miękkość mchu pod palcami. Ciało nie jest powodem do wstydu - jest częścią natury, tej samej, która tętni w liściach, skórze zwierząt i ciepłym deszczu.
Shigemi wydawał się równie spokojny jak ja. Znaliśmy się już na tyle, by nie musieć niczego tłumaczyć. Leżąc obok siebie, w tym obcym miejscu, nie było między nami napięcia. Tylko cicha obecność. Ciepło drugiego ciała. Oddechy, które powoli się synchronizowały, jak liście drżące pod tym samym wiatrem. W tej wspólnej ciszy było coś kojącego. Coś... bezpiecznego. Zasnęłam szybko, niemal w chwili gdy przyłożyłam głowę do poduszki. Ostatnim, co poczułam, był zapach drewna. Ostatnim dźwiękiem - spokojny rytm oddechu obok mnie.
Czułam jeszcze ciepło snu na policzkach, gdy nagły hałas obudził mnie do chłodnej, pachnącej popiołem rzeczywistości. Krzyk Shigemiego oraz wybuch?! Mimo że mój oddech wciąż był nierówny niczym po koszmarze, dźwięki na zewnątrz zmusiły mnie do działania. Kiedy dotarliśmy na miejsce, cisza już dawno ustąpiła miejsca krzątaninie i zawodzeniu. A pośród tego - Maru. Klęczący. Złamany. Stałam obok. Tylko stałam. Patrzyłam na niego i nie potrafiłam się poruszyć. Moje serce było ciężkie, ale nie płakałam. Nie byłam zaskoczona. Tak kończy się każde zderzenie z ludźmi. Zawsze zostaje popiół i ktoś, kto klęczy. Ogień musiał być szybki. Dokładny. Widziałam, jak drewno wozu zostało rozszarpane eksplozją - jakby natura została brutalnie rozłupana od środka. Smród spalenizny drażnił nos, drażnił wspomnienia. A mimo to, stal... stal przetrwała. Nietknięta. Zimna. Zbyt zimna, by mogła należeć do żywego świata. Leżała porozrzucana jak kości martwego smoka - piękna, lecz bezużyteczna bez struktury, którą miała wspierać. Spoglądałam na Maru. Jego łzy były prawdziwe. Były jak rosa nad ranem - krótkie, ciche, niepotrzebne nikomu poza tym, kto je wylewa. Nikt ich nie zbierze, nikt ich nie zrozumie. Ludzie gubią się w własnych katastrofach. Ale mimo to... coś we mnie drgnęło. Nie przez wóz. Nie przez stratę. Przez niego. Może nawet... przez jego wiarę. Tak naiwną, tak ludzką. Taką, której sama się wyrzekłam dawno temu. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Nie miałam słów. W moim wnętrzu było tylko jedno: las się nie myli. Może to on przysłał ten ogień, by przypomnieć nam, że droga nie kończy się wtedy, gdy wóz się łamie. Ale że każda droga... zawsze kosztuje. Zamknęłam oczy, chłonąc zapach spalenizny. Jeszcze nie czas, by odpuścić Jeszcze nie wszystko zostało stracone.
-UIsagi-san, proszę złóż połowę pieczęci węża.- jeśli mnie posłuchał to za pomocą techniki Mokuton jeśli jestem w stanie tworzę nowy wóz, a jeśli nie jestem w stanie to tworzę poszczególne części do niego, tak abyśmy wspólnymi siłami ten wóz zrekonstruowali.
Obrazek
Nazwa
Mokuton no Jutsu: Reberu Bi
Ranga
B
Trzeci poziom kontroli Mokutonu. Trzeba tu przyznać, że możliwości względem Reberu Shi rosną znacząco. Wytwarzanie drewna zyskuje na płynności, wytwory są znacznie szybsze i można je wysyłać na większe dystanse. Dzięki poprawionemu wytwarzaniu drewna, koszty tworzenia Mokutonu również nieznacznie maleją.
Statystyki
Zasięg
Wielkość Max.
Skupienie
Przy braku skupienia wymiary wynoszą połowę pierwotnej wartości
Dodatkowe Możliwe jest podwojenie jednego wymiaru kosztem zmniejszenia o połowę pozostałych.
Koszt Chakry
E: 36% | D: 28% | C: 20% | B: 16% | A: 12% | S: 8% | S+: 4% (na turę)
0 x
Awatar użytkownika
Yami
Posty: 2959
Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
Wiek postaci: 25

Re: Gospoda pod Kadambą

Post autor: Yami »

z/t -> Karczma kupiecka
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hayashimura (Osada Rodu Senju)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości