Każde, nieprzewidziane zjawisko opierało się na teorii, jaką człowiek nauczył się gromadzić. Wiedza w czystej postaci nie istniała, a to za sprawą bardzo krótkiego żywota, wiedzionego przez ludzkość. Zapisywane na kartach atramentowe symbole pozwalały na przedłużanie pewnego rodzaju idei, jaką ktoś kiedyś wynalazł. Ewolucja doprowadziła do tego, że łamanie praw fizyki stało się czymś naturalnym dla pewnej garstki osób. Nadal większą przewagą cieszyły się osoby będący zwykłymi istotami pochodzenia małpiego. Edukacja o czymś takim zwalała z nóg. Dlatego co poniektórzy dawali swym synom, a w coraz liczniejszych przypadkach córkom, kunai do ręki i kazali wymachiwać. Mało kiedy było to głupie posunięcie, a wręcz doskonała perspektywa. Większe rody były uparte co do tradycji i w zasadzie Toshio niewiele poza tym wiedział. Nigdy dotąd nie miał do czynienia z uboższymi klanami czy grupami powszechnie nazywanymi szczepami. Jego wiek idealnie wskazywał na to, że swoją pasję, jako ninja potrzebował rozwijać na bardzo szerokiej przestrzeni czasu. Z upływem lat sięgnie wyżyn i poza uznaniem, jakiego dotąd dorabiali się starsi shinobi na polu walki, sięgnie także i jego. Miał ku temu nadzieję, a okazji chwytał się bardzo często. Choćby niedoszła wojna zakończona połowicznym sukcesem. W trakcie oblężenia pod Górą stało się jasne, że najważniejsze to przeżyć. Potem chłopiec cieszył się już tylko z powrotu i widoku uśmiechniętej rodzicielki oraz przyjaciół.
Zamaszyste ruchy skrętne wprawiały młodzieńca w ruch wirowy z różnym skutkiem. Zaczęło się od przyjemnej euforii, żeby potem doświadczyć znajomego ucisku w głowie, który świadczył o zaburzeniu pracy błędnika. W efekcie utrata równowagi doprowadziła do upadku. Miękki grunt chlapnął Toshiemu na ubranie i twarz. Pozostał w bezruchu z zaciśniętymi zębami i przymrużonymi oczyma. Próbował pogodzić się z nieoczekiwanym zwrotem akcji. Nie przypuszczał, że wirowanie tak bardzo go zaskoczy. Już w chwili rozpoczynania obrotu chciał opanować akcję, lecz nie było to możliwe. Wstał jednak i przyglądnął się swojemu widokowi. Zamyślił się z dość wyzywającym spojrzeniu. Widoczna chęć poprawy rozpaliła w nim ogień i nie pozbawiła przy tym humoru. Zupełnie, jak bawił się i kręcił dookoła dla samej chwili nieważkości. Osobiście nigdy tego nie robił w tak dużych ilościach, jakie musiał odbyć teraz. Więc praktykę usprawnił tym, aby pozbyć się dyskomfortu podczas wirowania. Obracał się powoli z dłuższymi przerwami i śledził zamazane otoczenie dookoła niego. Nadal była to zawrotna prędkość i doprowadzała do niechcianych skutków. Postawił na siłę woli, żeby nie stać w przysłowiowym miejscu. Raz za razem składał pieczęcie, łączące i aktywujące zgromadzoną chakrę. Zaczął wirować szybkim odepchnięciem, które dopełniało użycie Suiton, Mizu no Tatsumaki. Odczuł, jak dookoła niego faktycznie coś podrywa się do działania. Nieznana siła, a co za tym idzie błotniste podłoże rwące się pod wpływem rozszerzającej z pod stopy wichury. Niczym tajfun pokłady wody wystrzeliły ku górze, pokrywając malca strumieniem. Otoczka nie zachowała się długo, bowiem pęd trwał niecałe trzy okrążenia, kiedy Toshio stracił równowagę. Zaskoczenie malujące się na jego twarzy było dodatkowo wzbogacone przez to, co ujrzał. Pigmenty brudu i kropel porozrzucane naokoło dały mu do zrozumienia, że udało się. Złagodził szybko upadek i z zamiarem powstania, wyskoczył triumfalnie.
- Tak, udało się! - krzyknął radośnie i weseląc się jeszcze moment nie mógł poprzestać dalszych prób. Sama nauka nie dobiegła końca, kiedy potrzebował udoskonalić nabytą zdolność. Technika będzie użyteczna, gdy tylko opanuje nieprzyjemne efekty ciążące na ciele. Do tego musiał czym prędzej zniwelować i pozbyć się jakoś utraty równowagi. Nic jednak nie wskazywało na to, aby chłopcu przeszkadzało, a wręcz pasowało uporanie się ze stojącym mu na przeszkodzie wyzwaniem.
Koniec treningu Suiton: Mizu no Tatsumaki (C)
Na zakończenie dzisiejszego treningu miał ochotę na wybranie się wzdłuż brzegów rozległego rozlewiska. Przechadzka i powrót do domu to główne cele po sukcesie z opanowaniem kolejnego jutsu. Nie spodziewał się jednak, że po krótkim czasie dostrzeże kogoś jeszcze. Poza nim wydawać się mogło, iż żaden z mieszkańców czy shinobi nie potrzebował zapuszczania się w te okolice. Malownicza przyroda pozostawała do dyspozycji zwierząt oraz wędrowców. Można się temu przypatrzeć zwłaszcza, gdy widzi się coraz więcej miast kupieckich i rozwijających się aglomeracji. Postęp tworzył się sam i powoli większości nie przychodzi już do głowy spanie pod gołym niebem. Domy stały się wygodną ostoją ludzi.
W każdym razie spojrzenie Toshio utkwiło na zarysach postaci, do której mimowolnie skierował kroki. W pierwszym momencie wypadało się przywitać, dlatego z wolna podszedł bliżej i wyłapywał potrzebne informacje. Nie obawiając się o nic zerknął tylko na postawnego nastolatka. Ubiór także dużo mu powiedział, a był to strój całkiem pasujący komuś z Senju. Nie od razu zawierzył, że mógłby to być ktoś z rodu. Ot po prostu osoba chcąca sobie przyjść i w ciszy poczytać książkę - o ile jeszcze była na wierzchu.
- Ohayo. Jak mija dzień? - wysłowił się w konkretny sposób, dając swojemu nowemu rozmówcy przewagę w reakcji. Toshio zazwyczaj uśmiechał się przy okazji, więc wyglądał dość niepozornie i dziecięco. W żaden sposób nie chciał narzucić się niepotrzebnymi słowami. Po jego stronie należało zwrócić uwagę na to, że nie posiadał przy sobie jedynie jedną kaburę na udo. Reszta tworzyła zbędny balast, z którym ciężko się biegało. Mimo wszystko zgromadzony sprzęt posiadał swoją wagę. Zależnie czy nowo poznany chłopak znajdował się na ziemi czy na gałęzi, Toshi starał się utrzymywać kontakt wzrokowy. Grzeczności nigdy za wiele.