Głęboko w Lesie

Najdalej wysunięta na północ prowincja Prastarego Lasu. Obszar ten jest zamieszkiwany oraz kontrolowany przez Ród Senju. Prowincja w ogromnej części pokryta jest lasem, który jest schronieniem zarówno dla zwierząt jak i ludzi w nim żyjących. Shinrin od zachodu graniczy także z „niezbadanymi terenami” co może w przyszłości zaowocować potyczkami zbrojnymi. W prowincji rozwinięte jest głównie zbieractwo oraz łowiectwo.
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
11/30
Są pewni ludzie, których nie chcesz spotkać. Ni chcesz wyjść naprzeciwko takiego wielkiego chłopa i skończyć z mieczem w gardle. W końcu to mogłeś być ty - widzisz to oczyma wyobraźni? Wystarczyłby jeden, malutki błąd. Wystarczyłoby, żebyś nie był pieprzonym paranoikiem i wybrał się sam do nieznajomego - ty jeden, we własnej osobie, nie twoja mizerna podróba, która potrafiła się normalnie poruszać, mgła mówić, ale koniec końców - nie była tobą. Wszystko, co było jej - było twoje, lecz to, co twoje - nie było jej. To było najlepszym dowodem na to, że w tej rozgrywce trzymałeś sznureczki zachowania pustej kukły pozbawionej duszy, posiadającej tylko trochę więcej zdolności niż zwykły klon, który rozpadał się w obłoku dymu, kiedy tylko mocniej go posmyrali. Długi miecz, który zadziwiająco sprawnie rył w drewnie, ale nie był w stanie go przeciąć, a który tak gładko wpił się w klona, mógł przeciąć twoje ciało. Mogłeś być pewien, że w miękkie, ciepłe mięso wbiłby się jeszcze prościej. Wszystko to tu i teraz było udowodnieniem cenności podejmowanych decyzji.
Przewidywania. Zapobiegania. Znałeś to od kolebki tak, jak znałeś pocałunek Wiosny. Ten pocałunek nazwano pocałunkiem Jesieni. Matka Natura kochała wszystkie swoje dzieci, nie pozwalała żadnemu na bezowocne trwanie.
Na marnowanie się. I tak te drzewa, które teraz, słodko woniącą wiosną, rozkwitały i rozwijały się, tak na jesień zaczną zmieniać swoje barwy niczym panienka na salonach, dobierając sobie pasujące pod czerwoną kreację dodatki w postaci złota i brązu. Porzucały to, co zrodziły, tylko po to, by uchronić się przed Białą Śmiercią. Nie sądzisz, że była w tym romantyczna wizja nawiązania do szarości, która teraz opatuliła twojego przeciwnika? Było dokładnie tak, jak Natura to zaprojektowała - najpierw zrodzenie rośliny, która przytrzymała go w miejscu, potem czerwień (ognia), muśnięta czerwienią krwi i na samym końcu siwa biel puchu, który miał nakryć to, co naturalnie umierało. Ty unosiłeś się w tym wszystkim ponad - jak sama Natura. Twórca. Więc litość? Współczucie? Nie. Ten mężczyzna był jedynie elementem odwiecznego kręgu - nawozem, który przyjmie ziemia. Ta sama, którą tak wyraźnie czułeś pod swoimi nogami, której byłeś świadom, a ona była świadoma ciebie, użyczając ci swojej mocy. Czy wcale ci jej nie użyczała? Czy może zmuszałeś ją do współpracy wbrew jej woli? Oh jejku, jejku...
Słabsi klękają i kajają się przed silniejszymi - czy to nie była podstawowa zasada Wszechmatki?
Byłeś w pełni skupiony na tym, co się dzieje, co chcesz zrobić i jak to osiągnąć. Wiedziałeś co chcesz zrobić, bo przecież nie będziesz ryzykował własnym życiem - gość był niepoczytalny, kto inny wita nieznajomych metalowym mieczem? Tym stalowym kijem pasterskim, Przyjacielu! Jeśli Pasterz zapomniał, jak obchodzić się ze swoją trzódką, musiałeś go srogo ukarać. Gdyby nie to, że nie przewidywano przeżycia kary, to następnym razem pasłby swoją trzódkę o wiele lepiej. Gdyby nie to, może zamieniłby stal na proste drewno.
Jak myślisz?
Słowo myśli ciałem się stało.
Oczy mężczyzny wybałuszyły się, ukazał białko - wygiął się lekko, nawet nie zdążył krzyknąć. Już nie sposób było powiedzieć, czy mokry ślad na jego spodniach to krew, czy krew mieszająca się z fekaliami. Piękna rzeźba, mój Kreatorze. Matka w genach dała moc tworzenia - nie żałowałeś sił, by ją udoskonalić. Kolec przebił się przez wnętrzności, może gdyby nie dość luźne ubrania widziałbyś, jak wsuwa się w brzuch, jak toruje sobie miejsce tuż obok żołądka, rozdzierając go, wypuszczając kwas prosto na podarte jelita? Może widziałbyś jak potrąca wątrobę i pozwala jej rozlać się po mięsie i jak przebija płuca, sprawiając, że krew buchnęła z warg mężczyzny. I w końcu widziałbyś, jak przebija serce, które tak panicznie, tak mocno biło w jego brzuchu, starając się ocalić życie. Próbując uciec. Dziwne charknięcia i aonalne drgawki, które miotałyby nim po ziemi - ty jednak postanowiłeś utrzymać go w pionie. Przyglądać się, jak kraniec koca wysuwa się z okolic jego gardła, przy obojczyku. Piękne. Piękne i całkowicie obrzydliwe - w całej swojej okazałości. W smrodzie gówna, moczu i krwi - wszystko zmieszało się ze sobą. Och, co poradzić, nie wszystkich zwieracze były tak godne, by nie puścić w ostatnich chwilach życia. Mimo to tylu poetów nie mogło się mylić! Śmierć naprawdę musiała być piękna.
Miecz tkwił wbity w ziemię.
Tak samo na swoich miejscach tkwił zamrożony w czasie i przestrzeni pospoł.
Umilknął dźwięk rąbania drewna.
Luzik arbuzik ♥
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Fontanna krwi wystrzeliła w górę razem z drewnianym palem, wytworzonym przez Senju. Ochroniarz został na niego dosłownie nabity, jak warzywa na szaszłyki, tylko w mniej artystyczny sposób. Obraz stworzony na środku polany był także zdecydowanie mniej smaczny niż wspomniane jedzonko. Shinobi przez chwilę kontemplował dzieło, które stworzył. Na gali psychopatycznych sadystów zdobyłby zapewne wysokie noty. Już po krótkiej chwili Yorukaze ocknął się i przeszedł go dreszcz. Mimo, że odbieranie życia nie stanowiło dla niego trudności w trakcie walki, każda śmierć pozostawiała po sobie ślad w jego duszy. W gruncie rzeczy nie był on socjopatą bez żadnych uczuć. Owszem, nie miał zielonego pojęcia kim był ten jegomość. Nie miał wyrzutów sumienia, sam zostałby pokrojony na kawałki, gdyby nie użył mokubunshina. A jednak czuł pewien niesmak. Doszedł do wniosku, że mógł zakończyć życie miecznika w nieco inny, mniej drastyczny sposób. Chociaż... może są i plusy tego działania. W tym momencie jest pewnie wcieleniem szatana dla otaczających go drwali. Respekt nawet przez wywarcie grozy pozostaje przydatnym atutem.
Kiedy Yorukaze ochłonął, pozornie zmęczonym spojrzeniem rozejrzał się wokół sprawdzając, czy może jakiś człowiek pozostał na miejscu. Głównie chodziło mu o ich brygadiera, którego wcześniej zauważył. Shinobi miał też nadzieję, że nie będzie zmuszony do kolejnego starcia z posiadaczami siekier i pięknych, gęstych bród. Liczył na to, że nadzianie na pal ich ochroniarza, odbierze im jakąkolwiek chęć do walki. Zwłaszcza, że Senju chciał nareszcie się dowiedzieć o co tu do cholery chodzi. Dlaczego został tak nagle zaatakowany, co ten biedny niedźwiedź robił w samym środku tej wycinki drewna. No i przede wszystkim będzie trzeba też jakoś wyegzekować od tych ludzi rekompensatę. Yorukaze chwycił się za głowę rozumiejąc beznadziejny tragikomizm tej sytuacji.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
13/30
Dla strażnika tego lasu każda wycinka mogła być nielegalna, zaś dla nich, zwykłych ludzi? Niby kogo to obchodzi... Drzewa pewnie były zainteresowane. Jaka szkoda, że nie potrafiły mówić. Za to ci ludzie - och, oni potrafili.
Potrafili zacisnąć ręce na swoich siekierach i potrafili je też z tych dłoni wypuścić, by uciec przed niebezpieczeństwem.
Coś, czego drzewa osiągnąć nie były w stanie. Mężczyzna siedzący na ziemi, drżący, też stracił błogosławioną zdolność ruchu.
Dlatego to nie on był twoim problemem, a ta dwójka, która zaszarżowała na ciebie z różnych stron. Ich wyrwanie się z bezruchu było przełamaniem zaklęcia. Ci ruszyli do ciebie - reszta w całkowicie przeciwnym kierunku. Upadły ciężkie narzędzia pracy na ziemię, porzucili je na rzecz ratowania własnych trzewi i pognali w las - dokąd? Nie myśleli o tym wcale. O tym, że zostawiają za sobą swój dobytek, ścierwo niedźwiedzia i że skoro był w tym lesie jeden taki wielkolud to pewnie znajdzie się i drugi. Chwilowo ty byłeś znacznie bardziej niebezpieczną ikoną w ich głowach, przed którą musieli uciekać. Drapieżnik. Tak, drapieżnik-pożalcie-się-bogowie! Raczej całkowicie zwyczajny, głodny shinobi, który marzył teraz o ognisku i garze gorącej zupy. Albo krwistym steku? W to nie wnikam. Burczenie twojego brzucha i tak zostało zagłuszone przez okrzyk bojowy jedynej dwójki odważnych. Czy głupich? Od głupoty do odwagi bardzo krótka droga.
Uchyliłeś się przed pierwszym ciosem i kopnąłeś w kroczę drugiego z drwali. Ten pierwszy? Siłą rozpędu poleciał do przodu i dopiero po paru krokach złapał równowagę, obracając się w twoim kierunku. Akurat, by zobaczyć, jak jego kolega pada na kolana, upuszczając siekierę, poczerwieniały na twarzy od uderzenia ciśnienia krwi i wybuchu adrenaliny w jego żyłach.
Cudowne uczucie wgniatanych w miednicę jaj skutecznie zniechęcił do szybkiego podnoszenia się i robienia jakiegokolwiek więcej kroku. Wracając do tego pierwszego (wszyscy bezimienni!) - jak zostało wspomniane obrócił się on w twoim kierunku i uniósł swoją dłoń, ale nie zaszarżował po raz drugi. Jego spłoszone, ale zdeterminowane, przerażone spojrzenie wbite było w ciebie tak, jakby pal, na który nadziałeś tutejszego strażnika, właśnie nabijał jego. Wysuwał się w jego umyśle w jego stronę, zbliżał, a on? Mógł stać - lub uciekać. Powalony na ziemię mężczyzna złapał cię za nogę i uwiesił na niej.
- Uciekaj, zatrzymam go! Biegnij! - Cała ta szopka... o co? O nic właściwie. O to, że ten strażnik zaatakował ciebie najpierw, tak na dzień dobry i teraz ty zbierałeś całe żniwo roli mordercy na swoje plecy. Tak to już bywa.
W końcu jaki normalny zaufałby Losowi..?
Facet, który to wszystko zainicjował, nie czekał na kolejne zaproszenie. Rzucił się do ucieczki. Tak samo zresztą jak i tutejszy brygadier, potykając się o własne nogi, uciekał w dal. W stronę zachodzącego słońca..! Wszystko dla dodania nadmiernej romantyczności do tego groteskowego przedstawienia, którego stałeś się głównym aktorem. Cóż, ta koala
(raczej miś grizzli) przyklejona do twojej nogi, mimo bycia porządnym kawałkiem chłopa, kurczyła się w sobie i łzy toczyły się po jego policzkach. Całkowicie celowo i świadomie odwracał głowę w przeciwnym kierunku od wiszącego na palu strażnika.
Przypadkowo edytnął mi się ten post <notlikethis>
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Ostatnie kropelki posoki opuszczały ciało martwego miecznika. Drewniany pal barwił się krwią na ciemniejszy odcień brązu wymieszanego z beżem. Yorukaze opuścił dłonie przestając trzymać się za głowę, a następnie pozwolił myślom odpłynąć. Tak jak zawsze, skupił się na tu i teraz. Spojrzeniem ciemnych oczu rozejrzał się wokół. Brygadier przykuł uwagę mężczyzny jako pierwszy. Jednak jego widok nie wyglądał zachęcająco. Obraz strachu obezwładniającego ciało, myśli i duszę - ot co. Senju pokręcił głową, ten człowiek z pewnością nie pomoże mu uspokoić sytuacji. Wzrok wojownika prześlizgnął się po zabitym niedźwiedziu. Skurcz w żołądku oraz lekkie burczenie, które na pokrytej martwą ciszą polanie, było słychać głośno i wyraźnie. Dopiero teraz Yorukaze przypomniał sobie, że nie jadł jeszcze śniadania. Zrezygnowany westchnął. Nie marzył teraz o niczym innym jak o ciepłej pieczeni, nawet tak łykowatej jak mięso ubitego misia.
Zachowanie drwali było kolejnym faktem, który zanotował w swej świadomości shinobi. Znaczna większość była podobnie jak brygadzista sparaliżowana strachem. Znudzono-poirytowane spojrzenie mężczyzny spoczęło na jednym z obecnych na polanie. W jego oczach widać było głęboką determinację, nierozerwalnie połączoną z wrodzoną brawurą i przerażeniem. Doko usłyszał krzyk i zauważył podniesioną siekierę. W geście politowania uderzył się delikatnie dłonią w czoło. Cały ten ranek był absurdalny. Za pierwszym śmiałkiem ruszył kolejny, a Yorukaze już myślał jak zakończyć ten niepotrzebny rozlew krwi. Podejrzewał, że ten biznes jest nielegalny, jednak czy wycięcie kilku drzew, przez ludzi, którzy pewnie zarabiali marne grosze, było równoznaczne ze skazaniem ich na śmierć? To nie oni byli winni, a zleceniodawcy czy walnięte świry, jak ten nabity na pal.
- Dajcie spokój, nie chcę walki, przybyłem porozmawiać, słyszysz głupi pacanie? - krzyknął Yorukaze z łatwością unikając pierwszego ciosu drwala. Jednocześnie, o ile pozwoli mu na to jego przewaga w atletyźmie, kopie pierwszego napastnika w okolice krocza, chcąc go szybko znokautować. Cały czas jest też gotowy odskoczyć przed kolejnymi ciosami. Nie miał zamiaru rozlewać krwi, szczególnie w tak nierównym pojedynku.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
15/30
Dla strażnika tego lasu każda wycinka mogła być nielegalna, zaś dla nich, zwykłych ludzi? Niby kogo to obchodzi... Drzewa pewnie były zainteresowane. Jaka szkoda, że nie potrafiły mówić. Za to ci ludzie - och, oni potrafili.
Potrafili zacisnąć ręce na swoich siekierach i potrafili je też z tych dłoni wypuścić, by uciec przed niebezpieczeństwem.
Coś, czego drzewa osiągnąć nie były w stanie. Mężczyzna siedzący na ziemi, drżący, też stracił błogosławioną zdolność ruchu.
Dlatego to nie on był twoim problemem, a ta dwójka, która zaszarżowała na ciebie z różnych stron. Ich wyrwanie się z bezruchu było przełamaniem zaklęcia. Ci ruszyli do ciebie - reszta w całkowicie przeciwnym kierunku. Upadły ciężkie narzędzia pracy na ziemię, porzucili je na rzecz ratowania własnych trzewi i pognali w las - dokąd? Nie myśleli o tym wcale. O tym, że zostawiają za sobą swój dobytek, ścierwo niedźwiedzia i że skoro był w tym lesie jeden taki wielkolud to pewnie znajdzie się i drugi. Chwilowo ty byłeś znacznie bardziej niebezpieczną ikoną w ich głowach, przed którą musieli uciekać. Drapieżnik. Tak, drapieżnik-pożalcie-się-bogowie! Raczej całkowicie zwyczajny, głodny shinobi, który marzył teraz o ognisku i garze gorącej zupy. Albo krwistym steku? W to nie wnikam. Burczenie twojego brzucha i tak zostało zagłuszone przez okrzyk bojowy jedynej dwójki odważnych. Czy głupich? Od głupoty do odwagi bardzo krótka droga.
Uchyliłeś się przed pierwszym ciosem i kopnąłeś w kroczę drugiego z drwali. Ten pierwszy? Siłą rozpędu poleciał do przodu i dopiero po paru krokach złapał równowagę, obracając się w twoim kierunku. Akurat, by zobaczyć, jak jego kolega pada na kolana, upuszczając siekierę, poczerwieniały na twarzy od uderzenia ciśnienia krwi i wybuchu adrenaliny w jego żyłach.
Cudowne uczucie wgniatanych w miednicę jaj skutecznie zniechęcił do szybkiego podnoszenia się i robienia jakiegokolwiek więcej kroku. Wracając do tego pierwszego (wszyscy bezimienni!) - jak zostało wspomniane obrócił się on w twoim kierunku i uniósł swoją dłoń, ale nie zaszarżował po raz drugi. Jego spłoszone, ale zdeterminowane, przerażone spojrzenie wbite było w ciebie tak, jakby pal, na który nadziałeś tutejszego strażnika, właśnie nabijał jego. Wysuwał się w jego umyśle w jego stronę, zbliżał, a on? Mógł stać - lub uciekać. Powalony na ziemię mężczyzna złapał cię za nogę i uwiesił na niej.
- Uciekaj, zatrzymam go! Biegnij! - Cała ta szopka... o co? O nic właściwie. O to, że ten strażnik zaatakował ciebie najpierw, tak na dzień dobry i teraz ty zbierałeś całe żniwo roli mordercy na swoje plecy. Tak to już bywa.
W końcu jaki normalny zaufałby Losowi..?
Facet, który to wszystko zainicjował, nie czekał na kolejne zaproszenie. Rzucił się do ucieczki. Tak samo zresztą jak i tutejszy brygadier, potykając się o własne nogi, uciekał w dal. W stronę zachodzącego słońca..! Wszystko dla dodania nadmiernej romantyczności do tego groteskowego przedstawienia, którego stałeś się głównym aktorem. Cóż, ta koala
(raczej miś grizzli) przyklejona do twojej nogi, mimo bycia porządnym kawałkiem chłopa, kurczyła się w sobie i łzy toczyły się po jego policzkach. Całkowicie celowo i świadomie odwracał głowę w przeciwnym kierunku od wiszącego na palu strażnika.
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Niczym kostki wprawionego w ruch domina, drwale, jeden po drugim, uciekali z polany w gęsty las. Nawet kompletnie sparaliżowany strachem brygadier w końcu zebrał siły mentalne i zniknął za jednym z wielu pni. Głupcy nie wiedzieli, że Prastary Las nie wypuszcza z rąk swoich oprawców. Już teraz Yorukaze mógł zawyrokować, że znaczna część z tych ludzi nigdy nie wróci do domu. Spotka ich śmierć z głodu, pragnienia, z łap i kłów dzikiej zwierzyny.
Wracając do emocjonującego starcia shinobiego z dwójką zwykłych brodaczy. Senju z łatwością uniknął pierwszego i drugiego ciosu. Jeden z drwali legł po uderzeniu w krocze. Drugi z kolei przeleciał niesiony własną siłą i znajdował się za plecami Doko. Mężczyzna chciał już się odwrócić, gdy poczuł mocny chwyt na nodze. Przez chwilę, Yorukaze zastanawiał się cóż to za dziwny obrót wydarzeń. Spojrzał w dół i zobaczył dorosłego człowieka, który kurczowo trzymał jego nogę, jednocześnie krzycząc do swojego przyjaciela. Oboje naiwnie myśleli, że takie coś, bo jak inaczej to nazwać, powstrzyma ninja z prawdziwego zdarzenia. Plot twist. Tak się stało. Dlaczego? Otóż, Yorukaze nie chciał tracić ani swoich sił, ani chakry na wyłapywanie uciekinierów. Do zdobycia potrzebnych informacji wystarczył mu przyklejony do nogi nieznajomy. Shinobi najpierw spróbował uwolnić nogę z uścisku drwala.
- Puść moją nogę człowieku. Czy tak trudno zrozumieć, że nie chce Ciebie zabić? Czy tak trudno dostrzec, że to nie ja pierwszy zaatakowałem, tylko wasz przygłupi ochroniarz? Któż normalny atakuje przybysza, który tylko pozdrawia zgromadzonych? - Senju próbował wyegzekwować swoją prośbę poprzez dialog. Jednak jeśli drwal dalej będzie łkał i trzymał jego nogę, Doko po prostu uderzy go w twarz, chcąc aby ból przywołał brodacza do względnego rozsądku.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
17/30
Świat nie potrzebował wiele, by załamać się pod swoim ciężarem. Wszystko, czego potrzebował, to tylko małe pchnięcie. Jak te kostki domina. Jak ludzie, których zaczęła zżerać panika wywołana brakiem zrozumienia, wzburzona do tańca smrodem i widokiem krwi. Owczy pęd - te sławetny, który krąży z ust to ust, stanowiąc trzon opowieści o ludzkiej głupocie. Wychodziło na to, że miałeś już jedną opowieść dla potomnych. Tą o niemiłym ziomeczku z mieczem, niedźwiedziu i o wyrośniętym dzieciaku porośniętym męskim futrem, który przykleił się do twojej nogi. Należało napomknąć, że jego gabaryty były na tyle duże, że nawet siedząc sięgał ci spokojnie do pasa (wzrost iście idealny), z tym, że teraz akurat się kulił. Fizycznie, duchowo, mentalnie - od wyboru do koloru! Jedynych barw, jakich nam tutaj brakowało, to te pozytywne. Na przekór tego, że wiosna rozwijała swe pąki i cieszyła każde ze zmysłów. Facet u twoich stóp drżał. Odgłos kroków, trzaskających gałązek i szeleszczących krzewów rozmył się, kiedy wszyscy zniknęli ci z pola widzenia i zostałeś sam na sam ze swoją nową randką. Nie puścił od razu. Czekał, wylewając swoje łzy, aż ucichną odgłosy ucieczek. Swoje życie przekreślił wraz z momentem, kiedy ruszył na ciebie z siekierą. Szum lasu dźwięczał w uszach do nienaturalnej ciszy, która tu nastała po odgłosach rąbania drewna i wybuchu spowodowanego notką. Drwal rozluźnił uścisk wokół twoich nóg i w końcu cofnął ręce,
przynajmniej nieznacznie, pozwalając ci zrobić krok w tył i uwolnić się od żywych kleszczy, które tworzył. Życie! Raz użerasz się z niebezpiecznym bandytą, a zaraz potem z kompletnie bezbronnym, zwykłym człowiekiem, który wziął cię za mordercę.
Kto niby teraz uwierzy, że to tylko samoobrona? Był twój głos przeciwko tym wszystkim głosom. Tym, które zaginęły w tym lesie i jak podejrzewałeś - więcej z niego nie wyjdą, zwłaszcza, że rozpierzchli się we wszystkich możliwych kierunkach.
Mężczyzna otarł wierzchem dłoni oczy i uniósł je na ciebie. Jakie smutne. Nie było nic zabawnego w przerażonych oczach człowieka, który wewnętrznie już pogodził się ze śmiercią, a mimo to nadal płonął. Nadal wiedziałeś, że on chciał żyć. Nie ważne, jakim bohaterstwem się popisał sądząc, że chcesz ich tutaj wszystkich zabić (nikt cię nie słuchał?
Od początku nie słuchali
), rzucając się do przodu z poświęceniem - koniec końców zawód bohater to zawód o wyjątkowo krótkim stażu. Potrzebował chwili na przyswojenie tego wszystkiego - przede wszystkim twoich słów. Reszta pewnie koszarem będzie się za nim ciągnąć do końca życia. Chwili wypełnionej pociąganiem nosem i ścierania z dłoni lejącej się z zatok wody.
- Przepraszam. Ja nic nie wiem. Płacili dobre ryo za ścinanie drzew, to ścinałem. - I znów biedaczyna załkał, zakrywając twarz rękoma. W końcu mężczyźnie to nie przystoi. Gdzieś w kącie umysłu paliła się myśl, że mężczyzna powinien być silny. Tylko jak być silnym w obliczu tego, co tutaj zaszło? Jakby jeden niedźwiedź to było za mało.
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Cisza jaka zapadła na polanie, po tym jak większość znajdujących się na niej osób uciekła, dawała shinobiemu uczucie ulgi. Poradzić sobie z uspokojeniem jednej jednostki było znacznie prostszą czynnością niż z całą grupą spanikowanych, uzbrojonych w siekiery mężczyzn. Spokojne spojrzenie piwnych oczu Doko spotkało się z przerażonym wzrokiem klęczącego u jego stóp drwala. Niezbadane były wybryki losu. Kto wie, może ten człowiek właśnie miał wracać do domu, z ciężko zarobionymi pieniędzmi. Młody Senju chciał potraktować go właśnie jak człowieka. Z szacunkiem dla jego historii. Starał się nigdy nie oceniać napotkanych dusz po powierzchownej tafli zdarzeń, które towarzyszyły tym zderzeniom dwóch jednostek ludzkich. Poza tym, mimo, że Yorukaze absolutnie nie pochwalał wycinki drzew, szczególnie w Prastarym Lesie, był na tyle elastyczny, że dostrzegał odmienne perspektywy. Dla tego drwala, drewno było tylko źródłem zysku, dla shinobiego była to kolebka jego pochodzenia. Centrum korzeni drzewa życia. Klęczący mężczyzna odpowiedział na wcześniej zadane pytanie, po czym znowu rozpoczął kaskadę użalania się nad sobą. Senju uklęknął obok i chwycił delikatnie zrozpaczoną istotę za ramię.
- Zrozum, nie zrobię ci krzywdy. W tym momencie nie jesteś w żadnym zagrożeniu. Muszę jednak wiedzieć nieco więcej. Kto was wynajął? Od kogo dostawaliście wynagrodzenie? Skąd ruszyła wasza wyprawa? Z pewnością posiadasz pewne informacje, które pomogą mi podjąć kolejne kroki. - zakończył stanowczym głosem, który jednak nie wchodził w ton groźby. Yorukaze podejrzewał, że zrównanie się do poziomu drwala wspomoże rozmowę. Może uspokoi trochę płaczącego człowieka. W końcu znalazł się pośród sił, które go przerażały, z którymi nie mógł się równać. Co do wyciągnięcia informacji, Senju liczył, że zakończy bieżącą sprawę rozmową. Przerażony mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto będzie specjalnie zatajał ważne fakty. Z resztą, Yorukaze miał zamiar go wypuścić, jeśli wszystko skończy się w niebudzących wątpliwości faktach.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
19/30
Więc jednak posiadałeś w sobie serce? Jak mocno biło, jak szybko potrafiło uderzać i czy przyśpieszało tylko wtedy,
gdy adrenalina pojawiała się we krwi? Czujesz teraz puls? Miraż życia w swoim własnym wnętrzu, który tańczył na krańcu języka posmakiem goryczy i testu twojej cierpliwości, jak sądzę. Taki sam test prowadziła teraz natura dla wszystkich, którzy uciekli, podpisując pakt ze Śmiercią, w którym żaden z nich nie wychodził na plus. To nie Śmierć była przyzywana przez nich. To Ona przyzywała ich. Słodziutko-smutaśny obrazek kogoś, kogo ta wiedza przerosła i która nie mogła do niego dotrzeć, sprawiając, że myśli w jego umyśle obijały się o białą czaszkę jak sztuczne płatki śniegu w szklanej kuli, którą dzieci no n stop potrząsały, byle tylko woda w środku wirowała - i wraz z wodą wirowały te bialutkie fragmenciki... czegoś. Z czegokolwiek ten pseudo śnieg był zrobiony. Różnica polegała na tym, że tą kulą wstrząsało się fizycznie, a nim wstrząsały wspomnienia, które nawet wspomnieniami się w tym momencie nie wydawały. Były zbyt żywe, żeby tak szybko mówić o nich per "przeszłość" i rzucać złotymi radami, których koniec końców nikt nie potrzebował, że do wesela się zagoi. Słowa słyszane na każdym kroku, przy każdej tragedii. "Hej, ułamałam sobie paznokcia!" Nie bój nic, do wesela się zagoi! "Och nie, mój pies zmarł!" - nie bój nic, do wesela się zagoi! "Moja rodzina umarła w pożarze"...
Współczuję.
Dwie wymienne, które wbiły się w rytm społeczeństwa i już nie chciały z niego wyjść, przekazywane z ust do ust, z pokolenia na pokolenie, mające być jakąś śmieszną wersją empatii. Z tym, że ludzie mieli naprawdę w dupie to, czy złamał ci się paznokieć, czy zmarł ci dzisiaj ojciec, matka i dwa psy. Wychodziło na to, że ty nie do końca to w dupie miałeś, albo przynajmniej - starałeś się nie mieć. Bo człowiek człowiekowi nie musiał być wilkiem, a chociaż ty takiego przypominałeś -
starego wilka o pysku pokrytym krwią, który stał nad biednym zającem z przymrużonymi oczyma, rozleniwiony i spokojny,
to nie oznaczało, że zamierzasz zatopić w tym zającu zatopić kły. Zając pod wilczym ogonem mógł być naprawdę bezpieczny.
- Przepraszam... naprawdę przepraszam. - Wziął głęboki oddech i pokręcił głową, sam do siebie i do swoich myśli.
Najwyraźniej przepraszał za swoje zachowanie, bo za co innego? Za to, że drżał i nic nie zapowiadało tego, że to drżenie szybko zostanie zakończone. Przynajmniej odciągnął dłonie z twarzy i nawiązał z tobą kontakt wzrokowy. Minimum nadziei?
Sama nie wiem. Zaczerwienione oczy, nos, z którego toczyła się woda, napuchnięte policzki i przygryziona do krwi warga -
nie było niczego zabawnego w tym obrazku. Niczego śmiesznego w dorosłym człowieku, którego świat został przecięty w pół.
Ostrym, drewnianym, pasterskim kijem.
Ten kij był bardziej czerwony niż twoje kły.
- Wyruszyliśmy z Mura no Sato... - Potrzebował chwili, żeby się ogarnąć, żeby głos mu nie drżał, żeby... po prostu być.
Tak, zdecydowanie pomogło, kiedy przestałeś nad nim wisieć i coś w twoich oczach sprawiło, że mimo wszystko ci zaufał.
Mimo tego, że na jego oczach zabiłeś człowieka. - Wszyscy jesteśmy z tamtej wioski. Oprócz tamtej trójki...
- Spojrzał w kierunku, gdzie wcześniej stał brygadier, jego pomocnik oraz sam strażnik. Przynajmniej dopóki ty nie wkroczyłeś na scenę. - Twierdzili, że po okolicy kręcą się bandyci, dlatego potrzebujemy ochrony. Dobrze płacili, więc... jesteśmy. - Byli? Są? Teraz był tylko on i ty. Po jego towarzyszach nie było śladu. - Toru. Ten, który nas wynajął, się tak nazywał. Wczoraj sprowadził ze swoim strażnikiem dwa małe niedźwiedzie, ale chyba je wywieźli nocą. - Spojrzał w kierunku niedźwiedzicy, która tutaj leżała. No właśnie - niedźwiedzicy. Wyglądało na to, że mama niedźwiedź szukała po prostu swoich zgub. - Myślałem, że jesteś jednym z tych bandytów, przed którymi nas straszyli. Nie wiem... naprawdę nie wiem, miałem tylko ścinać drzewa... - Energia spłynęła całkowicie z mężczyzny. Został z niej wypompowany jak dziecięca piłka, z której został tylko flak. Naturalna kolej rzeczy - mimo to starał ci się powiedzieć wszystko, co wiedział. Tylko nadal - czy to miało jakiś sens?
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Empatia - umiejętność potrafiąca czynić cuda. W relacjach międzyludzkich, zdolność metaforycznego wejścia w skórę drugiej duszyczki jest niezwykle cenna. Nie z powodu potencjalnych bojowych czy parapsychologicznych możliwości, a po prostu z prozaicznego zrozumienia rozmówcy. Bez egocentrycznego podejścia, bez ciągłego ja, ja, JA. Takim człowiekiem starał się być Yorukaze. Oczywiście, nie zawsze mu to wychodziło, nikt nie był ideałem, a Senju nie należał do tych co próbują udawać zbliżanie się do formy upragnionej perfekcji. Ot, był zwykłym mężczyzną obdarzonym wspaniałym darem uwolnienia drewna. Starał się iść przez życie w tu i teraz, skupiając się na każdej przemijającej sekundzie. Czyniąc dobro, czyniąc zło, jednak każdy za każdym czynem mając konkretny, ważny powód.
- Nie masz za co przepraszać. Wykonywałeś jedynie swoją pracę, za którą Ci zapłacili. Jedyne kondolencje jakie mogłyby się pojawić, powinny wyfrunąć z ust martwego już ochroniarza. Czy ja naprawdę wyglądam na bandytę? - odpowiedział drwalowi Yorukaze, kończąc ironicznym przewróceniem oczu. Shinobi puścił ramię mężczyzny i usiadł naprzeciwko niego w siadzie skrzyżnym słuchając dalej. Mura no Sato... Senju niezbyt kojarzył ten obszar. Pogładził w zamyśleniu brodę.
- Mura no Sato? Czy to jakaś większa społeczność? Nigdy o tym nie słyszałem, ale nie chce od razu zakładać, że to jakaś zapchajdziura. - shinobi uśmiechnął się przepraszająco, jakby na zapas chcąc dać znać, że nie ma zamiaru godzić słowem w siedzącego naprzeciwko rozmówcę. Cała sytuacja nie wyglądała na jakieś konszachty marginesu społeczeństwa. Ot, zwykła praca, w której Yorukaze znalazł się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu. Z resztą, to nawet nie była jego wina, tylko osoby zatrudniającej ochroniarza pozbawionego wyobraźni. Senju nigdy nie rozumiał ludzi, którzy działali bez pomyślunku, szczególnie w tak nieskomplikowanej sytuacji. On tylko wszedł i machnął w geście, cholernej, przyjaźni. Czego tu nie można zrozumieć? Nie ważne, miecznik i tak pożegnał się ze swoim żywotem.
- Bandytom nie jestem na pewno. Znajdujecie się w Prastarym Lesie, a ja jestem jego mieszkańcem. Pochodzę z rodu Senju, jeśli cokolwiek o nas słyszałeś, powinieneś wiedzieć, że jesteśmy ludźmi z natury honorowymi, nie trudniących się takim zbójeckim rzemiosłem. - Doko myślał nad kolejnym krokiem. Pogładził w zamyśleniu zarost, a następnie wyciągnął rękę do drwala.
- Jestem Yorukaze. Pomińmy okoliczności naszego spotkania. W tym momencie muszę się upewnić, że Ty przeżyjesz, a ja dostanę cokolwiek jako rekompensatę za to zajście, a przynajmniej spróbuję coś uzyskać. - Mimo, że materializm był obcy dla mężczyzny, to chciał spotkać organizatora tego zajścia. Po pierwsze wytłumaczyć mu co się stało, aby uniknąć nieporozumień, po drugie zaprowadzić do niego drwala, który prawdopodobnie nie przeżyłby sam w lesie, a po trzecie spróbować wyperswadować zatrudnianie takich półgłówków na ochroniarzy.
- Macie tu jakieś zapasy jedzenia? Nie jadłem jeszcze śniadania, a Tobie też z pewnością przyda się jakaś strawa. - zakończył Yorukaze, przy jednoczesnym potwierdzeniu w postaci burczenia w brzuchu. Warto też zaznaczyć, że mimo pozornego skupienia na rozmowie, Senju omiatał od czasu do czasu otoczenie. Bandyci mogli być tylko wymysłem, plotką, ale kto wie, może chcieli odwiedzić polanę, aby jeszcze bardziej umilić ten dzień.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
21/30
Mężczyzna zamachał w powietrzu przepraszająco dłonią, pomachał nią na boki trochę tak, jakby odganiał denerwującą muchę, ale ani nie chciał nikogo odganiać - ani ty muchą nie byłeś. To była ta strategiczna różnica. Po prostu miał za co przepraszać, mimo wszystko, tylko cholera wie, czy bardziej ciebie, czy jednak samego siebie za to, jak się zachowywał. Było teraz tylko jego "ja". Jego przerażone, wymięte "ja", które nie chciało widzieć tego wszystkiego, co się tutaj wydarzyło? A Ty chciałeś? Chyba nie bardzo. Byłeś żołnierzem od urodzenia, nie dostałeś błogosławieństwa w postaci słodkich słów od matki "synu, możesz zostać, kim chcesz". Nie mogłeś. Urodziłeś się z genami Senju, od razu cię zakwalifikowali. Nadali imię, nazwisko nadeszło z automatu, tak jak i twoje miejsce w szeregach rodu. Żołnierz. Żołnierz z wyboru? Sęk w tym, że ten mężczyzna tutaj również wyboru nie miał. Urodził się w jakiejś kompletnej dziurze, nie odebrał nigdy prawidłowego wykształcenia, jego ojciec zapewne był drwalem, tak jak dziadek, pradziadek - tak z pokolenia na pokolenie. Jakby trwali tak od samego początku świata. I teraz posłuchaj, to bardzo ważne, by chcieć być sobą zawsze - nawet pomimo słodkiego kłamstwa bełkotu, że ponoć człowiek jest zawsze wolny. Nie wiem, w którym świecie panowała ta bajeczna wolność, ale na pewno nie był to Mój świat.
W uszach brzęczały kajdany. Jedni byli na ich kołysankę głusi, inni słyszeli je aż zbyt wyraźnie. Byli też jednak ci, którzy zespawali je ze swoim ciałem, którzy nie odbierali ich jako przeszkody, a tworzyli z nich błogosławieństwo własnego trwania i godzili się na ich doświadczenie, bo chociaż zostali zniewoleni przez Przeznaczenie, to całkiem dobrze dogadywali się z przypadkowym Losem, oddając dłoniom Rutyny. Nie szukali przygód, zmian, nie próbowali zostać filozofami, skoro urodzili się w rodzinie drwali. Nie starali się zostać pasterzami, skoro urodzili się żołnierzami. Pytanie, do jakiej grupy zaliczałeś się ty sam. Podobało ci się wybrzeże, na którym się zatrzymałeś? Rozbita łódź wyrzuciła cię tu przypadkiem, nikt nie pytał dlaczego i po co, nikt prócz ciebie samego. W końcu i tak byłeś tu sam - niepewny, czy to dopiero początek końca, czy koniec początku?
To nie był nawet początek początku.
- Nie... jasne, że nie. - Uśmiechnął się nawet, mizernie bo mizernie, ale odetchnął, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem. Nie wybuchnął. Nie dlatego, że próbował go powstrzymywać, po prostu nie leżał on teraz w jego zasięgu. Kontakt nawiązany, ha! Tylko lepiej nie wchodź w skórę tego, który teraz przeżywał. Nie chciałeś przecież przeżywać razem z nim. Ty. Ja? Tak Ty, empata na zawołanie, starający się pracować nad własnym wnętrzem i nie poddać temu zatapiającemu marazmowi, który ogarniał ciało i duszę, kiedy flaki i krew wypływały na zewnątrz. Mogłeś również obrócić się plecami do brudu za tobą i przestać nim przejmować. Empatia dla tego niedźwiedzia i tamtego strażnika nie była dostępna. Byli już tylko truchłami, którym nie dało się pomóc. Nie dało się też jednak im już zaszkodzić. - Zapchajdziura. - Znów parsknął w ten stłumiony, specyficzny, dla zmęczonego człowieka przez negatywne emocje, sposób. - Malutka wioska. Typowa zapchajdziura. - Wyjaśnił, uśmiechając się lekko na wspomnienie swoich rodzinnych stron. - Mamy... tak, mamy. - Jakoś mężczyzna nie był szczególnie głodny. Jego żołądek był ściśnięty w wąski supeł, ciężko mówić tu o jakimkolwiek głodzie. Pewnie zwróciłby wszystko szybciej, niż w ogóle wziąłby do ust. Podniósł się powoli, mieląc informacje, które od ciebie dostał - chętnie skorzystał z wyciągniętej dłoni.
- Aki. Mówią na mnie Aki. Zapomniałem... się przedstawić. - Jakoś nie było wcześniej okazji, zdaje się. - Słyszałem o Senju. - Zdaje się, że jego podejście się zmieniło nieco, nabrał momentalnie większego szacunku i respektu. Właśnie - respektu. Nowe obawy? On był zwykłym szaraczkiem - ty zaś członkiem szanowanego rodu. Skierował się do namiotów i tam zatrzymał razem z tobą przy ognisku, rozpalonym zresztą - dogasało już, ale wystarczyło dorzucić drwa. I wyciągnął chleb i kawałek sera, byś się poczęstował. Skromnie, na kokosy nie było co liczyć. - Pomógłbyś mi... odnaleźć towarzyszy? Te tereny lasu są obce.
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Znak przeczenia ze strony Akiego wskazywał na to, że w swoim rozumowaniu, miał on za co przepraszać. Najwyraźniej nie odpowiadało mu jego zachowanie, a może obarczał się winą za to, że stracił kontrolę nad emocjami i pobiegł w stronę Yorukaze wymachując siekierą jak opętany gniewem barbarzyńca. Jednak shinobi nie miał mu tego za złe. Nie należał do osób, których denerwuje zachowanie, którego sprawcą jest nadmiar emocji. Gardził za to istotami pokroju ochroniarza. Fałszywych bytów, które ukrywając się za zasłoną przyjaźni bez wyraźnego powodu zabijają na miejscu. Nie pochwalał też odbierania młodych matce, jednak nie było to jego priorytetem. Poza tym, matka już nie żyła, a jej dzieci mogłyby sobie nie poradzić w dziczy. Z pewnością, ich los byłby lepszy pośród głuszy, ale ścigać teraz ludzi, którzy je porwali? Nie, Yorukaze nie miał wystarczającej motywacji do takiego działania. Mężczyźnie przyszło też do głowy kilka myśli. Tak jak ten drwal, on sam nie miał wyboru odnośnie własnego losu. Rodząc się z genami Senju był jakby predysponowany do bycia wojownikiem. Doko jednak był zdania, że przy ogromnym wysiłku, każdy mógł zmienić swoje przeznaczenie, chociażby w lekkim stopniu. Pośród licznych wędrówek, nieraz spotkał wykształconych ludzi lub znakomitych fachowców, którzy wyszli z najgłębszych dziur ubóstwa. Siła woli, ot co. Niezłomność, która pozwala ci na dotarcie w miejsce, o którym innym się nawet nie marzyło. Yorukaze wiedział, że gdyby się uparł, zostałby farmerem lub rybakiem. Nikt nie powstrzymałby go od wykonywania swojej pasji. Sęk w tym, że lubił byt ninja. Dreszcz ryzyka. Kolejne wyzwania rzucane mu przez los. To było to.
Shinobi otrząsnął się z zamyślenia i ponownie skupił na tym co mówił do niego drwal. Zatem podejrzenia odnośnie nikłej rozpoznawalności wioski Akiego były prawdziwe. Zapchaj dziura. Senju uśmiechnął się jednak widząc pogodny błysk w oczach rozmówcy, gdy wspominał swoje rodzinne strony. Sam był przywiązany do Prastarego Lasu, a jeszcze bardziej do rodu, z którego pochodził. Doskonale rozumiał poczucie bliskości z bliskimi sercu stronami świata.
- Świetnie! Będę zatem twoim skromnym gościem. – odpowiedział radośnie Yorukaze. Nie mógł się już doczekać strawy, a w przeciwieństwie do wielu ludzi, walka czy też okrutne widoki, nigdy nie odbierały mu apetytu. Jedzenie, to była jedna z kilku rzeczy, które najbardziej lubił na tym ziemskim padole. Kiedy Aki ruszał w stronę ogniska, Senju zdecydował się jeszcze podejść do trupa ochroniarza i spojrzeć na jego miecz i zawartość kieszeni czy toreb. Nie odbierał szacunku zwłokom i szanował umarłych, ale jednocześnie nie lubił marnotrawstwa. Jeśli znajdzie cokolwiek cennego weźmie to ze sobą, tak samo zrobi z mieczem. Następnie odniesie owo ciężkie żelastwo do ogniska i wróci ponownie do nabitego na pal oponenta. O ile jest to możliwe, to ściągnie jego ciało z drewnianego pala, i pociągnie martwego ochroniarza do wozów po czym wrzuci go na jeden z nich. Nawet jeśli był głupi to zasługiwał na godziwy pochówek, który z pewnością wyprawi mu pracodawca. Po tym podszedł do wygasającego płomienia i dokarmił go pobliskim opałem.
- Bardzo Ci dziękuję. – odpowiedział Akiemu po otrzymaniu posiłku. Z błogą pogodą na twarzy powoli cieszył się każdym kęsem. Gdy był głodny, nawet tak prozaiczny posiłek przypominał boską ambrozję. Drwal chciał najpierw pomóc swoim towarzyszom, nie bacząc na swoje własne położenie. Yorukaze pokiwał głową szanując poczucie odpowiedzialności i myślenie o innych. Sam by tak zrobił na miejscu tego człowieka. Senju zastanawiał się jednak jaki pomysł będzie najlepszy do pomocy innym ludziom. Nie chciał zostawiać tutaj zszokowanego mężczyzny, bo nie wiadomo było cóż się stanie pod nieobecność Doko.
- Możesz liczyć na moją pomoc Aki. Zrobimy tak, dorzucimy dużo opału do ogniska, tak, aby płomień sięgał wysoko i był widoczny ze znacznej odległości. Następnie ruszymy w dwójkę w stronę, gdzie uciekała większość twoich towarzyszy. Masz się trzymać blisko mnie, a w razie jakiegoś niespodziewanego zdarzenia, bądź za mną. Nie masz rzucać się w wir walki, nie masz lecieć na łeb na szyje ze swoją siekierą. Kolejny raz może ucierpić twoje ciało, a nie tylko duma. – zakończył shinobi nawiązując do kopnięcia w jądra. Zaraz po zakończeniu wypowiedzi rozpoczął podsycanie płomienia, a gdy już to zrobią wyruszy razem z Akim do lasu, nasłuchując głosów i szukając śladów bytności drwali.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
23/30
Aki uśmiechnął się w ten niemrawy sposób, ale to był przejaw czegoś pozytywnego, jak najbardziej! Wynurzał się.
gdzie wędrował, kiedy rozpacz zapędzała go w rogi swojego własnego jestestwa? Lepie nie pytać, lepiej ni wiedzieć - im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz. To prawda, którą posiadł każdy, nie każdy zdawał sobie z niej sprawę. Jeszcze mniej potrafiło ją wykorzystać w praktyce i powstrzymać swoje zapędy ciekawości. I tak tu paliła się granica, której widziałeś, żeby nie przekraczać, dla swojego jego dobra. Lepiej skupić się na temacie, który sam wyciągnąłeś na wierzch, na jedzeniu, spożyciu śniadania, które cię ominęło w tym biegu. Tym? Biegu? Och przepraszam - w tym spacerku pod drzewami.
- Gdzie... - Chciał zapytać, gdzie idziesz. Dokąd zmierzasz, dokąd dążysz? Obrócił się za tobą, ale nie czułeś na sobie jego spojrzenia - było lekkie. Nie obciążało sumienia, nie wwiercało się w plecy - spojrzenie lekko zaskoczonego Akiego,
który nadal czuł niestabilność ziemi, a od którego zarządzałeś strawy, czy też - zaproponowałeś ją najzwyczajniej w świecie,
tylko po to, żeby w połowie drogi się rozmyślić. Czemu? Nie dokończył pytania. Jego umysł połapał fakty, kiedy skierowałeś się w stronę martwego i zamiast pytać dalej, zaczepiać się, zajął się posiłkiem - niczym prawdziwa kobieta, doprawdy. Cokolwiek zamierzałeś zrobić z tym trupem - to nie była jego sprawa.
Mężczyzna miał w kieszeni dwa kunaie. Najwyraźniej notka, której użył na twoim klonie, była jego ostatnią. Tak czy siak taki miecz, jakim on władał, był całkiem drogi. Jeśli nie do własnego użytku, można było go sprzedać. Sklepowe ceny w końcu niesamowicie zdzierały z biednych shinobi! W woreczku było z 15 ryo, tyle co kot napłakał, albo tyle, co człowiek potrzebował, żeby umoczyć dziób w chłodnym piwie, prócz tego żadnych bardziej osobistych rzeczy. Albo gość nie był sentymentalny, albo nie zabierał prywaty do pracy. Całkiem profesjonalnie. Zatargałeś miecz do ogniska, Aki zerknął tylko na ciebie, unosząc głowę w twoim kierunku, ale nadal nie pytał ani nic nie mówił. Ułożył chleb i ser dla ciebie na serwecie, a sam usiadł przy ognisku, pociągając wodę z bukłaka jak tanią wódkę, która miała przepłukać organizm i myśli. Niestety to była tylko woda i nie było szansy, żeby pchnęły go w ramiona nieświadomości. Zostawiłeś żelastwo nieopodal drwala i powróciłeś do trupa, żeby ściągnąć go z pala. Błąd, ale przecież nie zamierzałeś go tutaj zostawić. Kiedy wyciągnąłeś zator, krew popłynęła na nowo, chlustając ziemię ciemną barwą. Smród był okropny. Zaciągnąłeś przypieczonego od wybuchu notki strażnika na wóz, na który mieli ładować drewno i zostawiłeś tam - trasa twojej wędrówki oznaczona była krwią miast mlekiem i miodem, widziałeś..? Konie były niespokojne. Już i tak było lepiej, po wybuchu zapewne uciekłyby razem z resztą drwali, gdyby nie to, że zapobiegawczo je przywiązano. Sprytnie. Niemal jakby spodziewali się tutaj jakichś grubszych akcji poza ścinaniem drewna. Z drugiej strony zwalane, wielkie konary też potrafiły narobić niezłego huku - pewnie równego wybuchowi notki.
- Oczywiście. - Zapewnił cię z nadzieją w głosie - nadzieją i ulgą, że zamierzałeś mu pomóc. Wyciągnął w twoją stronę bukłak z wodą.
Po skończonym posiłku wzięliście się do pracy. Poprzenosiliście drewno, część mężczyzna musiał porąbać, żeby dało się je w ogóle przenieść i dołożyliście do ognia. Sposób kontrolowany, tak, by nie wybuchł pożar całego lasu, w końcu nikt nie chciał kąpać się w płomieniach. I kiedy wasz punkt wypadowy był wyraźnie widoczny na niebie (wcale nie był, dym był prawie przejrzysty, ale dało się go zauważyć) to ruszyliście w jednym z kierunków - tam, gdzie czmychnęła cała gromadka. Ślady. Oczywiście, że pierwsze co, to należało zbadać ślady i sprawdzić, gdzie tych kretynów wywiało. Mogli być, bardzo dosłownie - wszędzie! Nieszczęście było takie, że te ślady ciężko było z suchej ściółki odczytywać.
- Powinienem wołać ich po imieniu? - Dopytał drwal nieco ściszonym głosem. Skoro był tu jeden niedźwiedź to i mogła być cała gromada, tak?
0 x
Yorukaze

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Yorukaze »

Pocieszanie bliźniego w momentach jego najgorszej porażki czy strachu jest niezwykle wymagającym działaniem. Trzeba wykazać się empatią, cierpliwością, ale przede wszystkim trzeba chcieć. Najłatwiej jest udawać, że się czegoś nie widzi czy zareagować w sposób oschły. Jedno zdanie i masz gościa z głowy, nie musisz o nim dłużej myśleć, odcinasz się od niego. Tylko jakim człowiekiem jesteś? Czy twoje wewnętrzne lustro jest puste na krzywdy wobec innych? Czy twe zwierciadło duszy pokazuje odbicie pomocnej istoty o wielkim sercu?
Kiedy shinobi podszedł do martwego człowieka, przejrzał pobieżnie jego skromny dobytek i zabrał go ze sobą. Yorukaze nie traktował tego jako szabrowania zwłok. Uważał, że oddanie szacownej czci umarłym nie wiąże się z ich doczesnymi przedmiotami. W gruncie rzeczy, przenieśli się już gdzie indziej. Do krainy niezbadanej żywym, ludzkim zmysłem. Kiedy odniósł niezwykle ciężki miecz, zdjął trupa z pala. Krew polała się szerokim strumieniem na ziemię, a zapach mógłby przytłoczyć niejedną osobę. Senju znał jednak te elementy życia ninja aż za dobrze. Nigdy natomiast nie mógł znieść zostawiania ciał pokonanych przeciwników na pastwę żywiołu czy zwierząt. Jego zdaniem, nawet najgorsza menda zasługiwała na szacunek po odejściu z tego ziemskiego padołu. W każdym istnieniu tliła się iskierka dobra i każdy człowiek w swoim życiu zrobił przynajmniej jedną dobrą rzecz. Doko miał nadzieję, że pracodawca ochroniarza pokaże honor i zadba o odpowiednie pożegnanie miecznika. Może miał kontakt do jego rodziny, przyjaciół, kogokolwiek.
- Aki, upewnij się, że ten wasz ochroniarz zostanie pochowany z godnością, dobrze? Jest to dla mnie bardzo ważne. - Shinobi wystosował swoją prośbę między jednym, a drugim cięciem siekiery drwala. Ognisko wesoło buchało w górę i z pewnością było widoczne z sporej odległości. Senju miał nadzieję, że zwabi ono chociaż część zagubionych mężczyzn. Przez chwilę, Doko zatrzymał się i spojrzał na harującego w pocie czoła Akiego. Yorukaze nie okazywał tego do końca, ale w głębi duszy cieszył się z drobnego sukcesu jakim było podniesienie na duchu drwala. Ten z każdą chwilą nabierał kolorów, a teraz, gdy oboje wzięli się do działania było tylko lepiej. Bardzo często skupienie się na konkretnym zadaniu, po uprzednim wynurzeniu z oceanu wątpliwości, daje siłę woli potrzebną do przetrwania w trudnej chwili. Po odpowiednim dostarczeniu opału, oboje ruszyli w kierunku zagubionych towarzyszy Akiego.
- Nie przejmuj się zwierzętami czy nieznajomymi. Jesteś ze mną i mogę Ciebie zapewnić, że zrobię co w mojej mocy, aby Ciebie ochronić w razie nagłej potrzeby. - odpowiedział drwalowi po czym rozglądał się uważnie idąc jednocześnie do przodu. Jeśli drwal zacznie krzyczeć po swoich kompanów, Yorukaze będzie robił to samo, powtarzając imiona krzyczane przez Akiego.
0 x
Shijima

Re: Głęboko w Lesie

Post autor: Shijima »

Misja rangi C
Look into my eyes and all you'll see is lie
Obrazek
25/30
Las nie miał przed tobą zbyt wielu tajemnic. Owszem, nie znałeś każdego jego zakamarka, bo twoje życie zajmowane było przez wiele czynności, które nie pozwalały na ciągłe krzątanie się od drzewka do drzewka z kawałkiem pergaminu w rąsi,
żeby oznaczyć odpowiednie krzaczki, kwiatuszki i skałki. Nie. Las się cały czas zmieniał, ewoluował - i ty ewoluowałeś razem z nim. Pamiętasz jeszcze ten czasy, kiedy każde z tych drzew zdawało się być milczącym bogiem, który rozkładał nad tobą twoje ramiona? Były bardzo łaskawe w dzień, chroniły przed deszczem i upalnymi promieniami słońca, pozwalały na ucieczkę przed dzikiem, kiedy ten zaczynał szarżować, gdy zbliżyłeś się za bardzo i na schowanie się przed sąsiadem, któremu dzieciaki podkradały czasem jabłka z sadu. Łatwo o niesłuszne oskarżenia. Piękne i uspakajające, koiły duszę i obłaskawiały cały stres i gniew tego świata. W nocy zamieniały się w demony. Ich drżące, pokraczne palce, ich włosy w postaci liści, ich gniewny szum, niespokojny, który zwoływał krnąbrne duchy podobne do tych, które zamieszkały pod łóżkiem. Tylko że przed tymi spod łóżka chroniła cię dobra dłoń i wola matki, przed tymi jedynym schronieniem był próg domu. Szybko. Szybciej! Zanim cię zauważą, zanim cię dopadną - zapal światło! Prędzej, przecież cię gonią. I te drzewa takie są po dziś dzień, ale dzisiaj już wiedziałeś, że nie były żadnymi bożkami, a ich kiwające się ramiona nie poruszała ich własna wola, a wiatr wkradający się z rzadka do lasu. Już nie gonią. Teraz to ty goniłeś je, ich cienie, ich wolę, dopasowując do swoich palców kreatora. I to było naprawdę w porządku, przecież takie było to przeznaczenie, z którym się pogodziłeś, które lubiłeś i które starałeś się wykorzystać w pełni. Każdy tutaj się starał. Niektórzy mniej a inni bardziej, jedni stapiali się z rutyną, a inni -
jak ci bogacze, których spotkałeś na swojej drodze, a którzy zaczynali od złamanego ryo, wychodzili jej naprzeciw i łamali schematy. Ponoć kiedy się wystarczająco mocno chce to można wszystko.
- Na pewno. Nie zostawię go na pożarcie wilkom. - Nie ważne, kim był ten człowiek - nie znał go Aki, nie znałeś go ty.
To nie było istotne, jakie życie wiódł i czy zabił takim sposobem, jakim chciał zabić ciebie, dziesiątki ludzi, czy może przy tobie zrobił wyjątek. Przy was zginął i przy was zostanie pochowany. Być może nawet ktoś znajdzie jego rodzinę, postawią mu odpowiedni kurhan i znajdzie się ktoś, kto zapłacze nad losem tego mężczyzny..? Aki nie zamierzał go zostawić na pożarcie wilkom i ty też nie zamierzałeś. Te właśnie czyny odróżniały was od takich, jak tamten strażnik - od ludzi, dla których agresja była jedynym rozwiązaniem i nie chcieli słuchać głosów ukojenia. Dla nich chyba nawet drzewa za dnia były demonami. Dlatego nie mieli się gdzie przed nimi schować.
Podnieśliście głosy, a przynajmniej najpierw głos podniósł Aki, wywołując imiona swoich kompanów. Echo poniosło słowa w dal i pożerało je - każde po kolei. Wydawało się to kompletnie bez sensu, nie przynosiło efektów - jak daleko może uciec grupka ludzi, których kondycja przewyższała przeciętnego szaraczka z miasta? Daleko. Zwłaszcza, że napędzała ich adrenalina.
- TUTAJ! - Rozległo się w końcu wołanie w odpowiedzi. Oddalone, ale usłyszałeś je wyraźnie. Aki nie usłyszał. Skierowaliście się zaraz w tamtym kierunku, starałeś się prowadzić, nie dać się zwieść leśnemu echu. W końcu dotarliście do jednego z drwali, który siedział na ziemi z nogą wbitą w niedźwiedzie sidła. Rękoma uciskał łydkę powyżej rany, ale krew,
bezcenna, i tak umykała. Niedźwiedzie sidła, co..? Potrzeba nie lada siły, żeby je otworzyć, kiedy raz się zakleszczyły.
W końcu o to chodziło - żeby nawet niedźwiedź się z nich nie wyrwał.
- Spokojnie, pomożemy ci! - Aki wyrwał się do przodu i uklęknął przy przyjacielu, ściągając z siebie kamizelkę,
żeby ją rozedrzeć i zawiązać nad raną, kierując na ciebie wystraszone spojrzenie. Kto inny mógł uratować tą sytuację,
jeśli nie ty?
- Boliiii..!
- Wiem, musisz wytrzymać!
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Shinrin”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości