Co ciekawe pojawiło się także wsparcie, które już na wejściu doszczętnie zniszczyło marionetkę w postaci wilka. Dwójka mężczyzn z katanami przy boku wydawała się wiedzieć co robić i jak walczyć, nie to, co reszta im podobnych aktualnie leżąca we własnych kałużach krwi. Zdawało się, że ci panowie będą konkretnymi partnerami na okres walki.
Zapowiadało się całkiem ciekawie. Stan Kisho się poprawił za sprawą technik leczących i był już wstanie normalnie funkcjonować, do tego dochodzi wspomniana dwójka szermierzy jako pomoc, a jakby tego było mało to kuglarz, który swoją drogą nareszcie ośmielił się pokazać, stracił kolejną i być może ostatnią zabawkę. Czy mogłoby być lepiej?
Przeciwnik naprawdę był w czarnej... Porywał się samemu na szóstkę wojowników, więc albo był głupcem, albo naprawdę wierzył w swoje umiejętności. Trzeba jednak wspomnieć, że ostatnim razem gdzie walka była prowadzona jeden na jednego, plus uciążliwa dwójka szermierzy, kuglarzowi wcale nie szło najlepiej i praktycznie uratował się jedynie technikami medycznymi, brudnymi sztuczkami, a także ucieczką. Mimo wszystko teraz nietrudno odmówić mu odwagi.
- Uważajcie - zwrócił się do nowych kompanów z katanami. - Mamy przewagę, ale nie działajcie pochopnie, on wciąż jest niebezpieczny - ostrzegł, po czym kontynuował: - Puszczę na niego swoje klony. Są wytrzymałe, więc możecie używać ich jako tarczy.
Plan był prosty - atakować do skutku. Nie było sensu bawić się w jakieś podchody i marnować przewagi liczebnej. Wystarczyłoby, by dwójka mężczyzn systematycznie zadawała jakieś obrażenia na zmianę z klonami, które w każdej chwili zagrożenia mogłyby wyskoczyć i posłużyć jako tarcza. Sobowtóry Kisho wciąż miały jeszcze trochę chakry, więc gdyby jednemu udało się im zbliżyć i dosłownie przykleić się do lalkarza w uścisku, drugi mógłby wykonać pieczęć ptaka i aktywować technikę Doryūsō wytwarzającą kolce tym samym doprowadzając do przebicia wroga na wylot. Trzeci z paczki ziemnych klonów zamiast energii miał natomiast ładunki wybuchowe, które rzecz jasna wykorzysta, jeśli nadarzy się ku temu idealna okazja niezagrażająca dodatkowo zwykłym ludziom stworzonym z krwi i kości. W czasie, kiedy wszyscy ruszą do frontalnego ataku, Kisho będzie przeprowadzał ostrzał z dystansu. W tym celu wyjął wszystkie osiem senbonów z kabury, po cztery na jedną dłoń. Shinobi nie miał chakry, a to właśnie głównie na niej polegał w walce, tworząc przeróżne jutsu. Walka wręcz także niebyła jego mocną stroną więc aby nie zawadzać, a jednak być przydatnym, pozostało mu zająć pozycję z tyłu i przynajmniej prostym ostrzałem osłabiać przeciwnika. Zawsze to jakaś pomoc, a i dobrze wymierzony senbon, który trafi prosto w nieosłoniętą szyję, może być równie skuteczny w uśmierceniu, co przeszycie kataną, kolcem lub wybuch, nieprawdaż?