Ryokan Mizu ni ume

Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Uściskał ją mocno, przytulił ją jeszcze mocniej i w tej chwili kochał ją właśnie tak - najmocniej. Jak co dzień. Nie było z jego strony żadnego wyzłośliwiania się w ciągu dalszym. Odpowiedź, którą usłyszał, mu się bardzo podobała i był jedynym, czego potrzebował. Sam uważał, że było tam na czym oko zawiesić - różnorodność jak na spotkaniu liderów w mieście kupieckim, każda pannica znalazłaby wśród tych panów jakiegoś dla siebie! Inna sprawa, czy panowie akurat panny jakiej szukali.
Chwilę szli z powrotem do ryokan, kierując się głównymi ulicami, żeby nie zabłądzić. Jak każde główne miasto, tak i to było ogromne, liczność budowli, alejek między nimi, zaułków, nie miała końca dla obcych. Na ulice zdążyli powychodzić ludzie, przez dodatkowych gości, których ściągnął turniej, tłok był niesamowity. Koniec zawodów na dzień dzisiejszy sprawił, że zamieszanie z trybun przeniosło się do innych części tego klimatycznego miasta. Watarimono spodobało się Sanadzie. Mimo tego, jakie nieszczęście im przyniosło, podobały mu się tutejsze dachy, kolory, wszystko było kolorowe, żywe, chociaż może to tylko i wyłącznie kwestia tego, jak przystrojono miasto ze względów na wydarzenie. Nie zastanawiał się nad ty. Po prostu było ładne. Odległe, bo odciął się od niego. Niedostępne, bo nie chciał spoglądać na ludzi i ich widzieć. Trzymał się blisko białowłosej, jakby mieli się zgubić, albo tłum, co wylał z areny, zamierzał porwać któreś z nich, wymiętosić i wypluć. Znów wróciły do niego wątpliwości, czy rzeczywiście byli tu bezpieczni? Czy nie przyjdą po nich, po niego, czy nie będzie jeszcze z tego problemów? Nic dziwnego, że od tego wszystkiego mogło się kręcić w głowie, kiedy człowiek samego siebie próbował przekonać, że jest inaczej, niż mu się wydaje. Po drodze zajrzeli do firmy kurierskiej, żeby zostawić wiadomość dla Akiego. Tak, tak, ten Uchiha, brał udział w turnieju. Gdzie on? Pewnie w jakimś ryokanie! Skąd mieli przecież wiedzieć. Może jeszcze na arenach? Mężczyzna, co wygląda bardzo młodo, krótkie czarne włosy, blizna na szyi, niebieskie oczy. Niewiele osób nosiło blizny na szyi.
Zjedli wspólnie obiad, pokręcili się jeszcze po malowniczych terenach, aż wrócili do ryokanu, gdzie zostawili swoje rzeczy i wynajęli pokój na najbliższe dni turnieju. Mogli posiedzieć na tarasie nad rzeką, porozmawiać o dniu dzisiejszym, wyjaśnić sobie rzeczy - te, o których nie musieli mówić i te, które powiedzenia wymagały. Jak to, że Shikarui nie wiedział, co zaszło między Toshiro a Asaką, bo kiedy w końcu do nich wrócił, widział już jak Toshiro trzyma Asakę za rękę. Jak to, że to nie ona była powodem jego zszarganych nerwów, a obecność osoby trzeciej. Nawet jeśli lekarza. Nie miał dzisiaj ochoty już na żadne inne towarzystwo, to i go nie szukał. Był zmęczony, śpiący, wyszargany fizycznie jak i psychicznie. Asaka również potrzebowała po dzisiejszych przebojach wypoczynku.
Wieczór nie wyciszył Watarimono, ale wyciszył serca i umysły. Mizu ni ume wydawało się odcięte od wrzasków i zapachów. Pozwalało spoglądać na klejnot, jakim stawało się miasto, zza rzeki. Styksu nikt nie przepływał, a tutaj co chwila można było zaobserwować sunące wolno łodzie i barki. Shikarui spoglądał na to zaczarowany i z każdą chwilą jego powieki stawały się coraz cięższe. Nawet nie wiedział, w której chwili przyłożył głowę do splecionych rąk i przysnął ani na jak długo zasnął. Zapamiętał tylko chwilę, kiedy Asaka go przebudziła, żeby wracali do ciepłego pokoju. Noce tutaj były naprawdę chłodne, nawet jeśli nie tak mroźne jak na Hyuo.
Czarnowłosego męczyły koszmary. Szarpały jego wspomnienia i wciskały na siłę obrazy z przeszłości, które nakładały się na teraźniejszość. Wtulał się w białowłosą, której obecność była jedynym ukojeniem i czekał z modlitwą zamarłą na ustach na promienie słońca, które przegonią mary nocy. Nawet gdy już zasypiał, zaraz się budził - tylko bardziej nieprzytomny. Nic więc dziwnego, że ten utęskniony poranek przyniósł ze sobą ból głowy. Podobało mu się Watarimono - ale nie chciał już przyjeżdżać tutaj nigdy więcej. Łatwo przychodziło mu mówić "nigdy". Do rodzinnej wioski też nigdy nie zamierzał wrócić. I nigdy nie zamierzał ryzykować własnym życiem, bo przecież nic nie jest warte tego, by umierać. Teraz już rozumiał, jak bardzo mizerne jest to słowo i jak bardzo mało znaczyło. Nigdy. Kiedy ten czar wypowiadałeś, Kosmos słyszał je wyraźnie i bogowie układali plan na przekór, byle tylko twoje zapewnienie uciekło w kąt, jak spłoszona mysz przed łapą kota.
- Wypada się pokazać na trybunach. - Odetchnął, ku zgorszeniu kilku zebranych wlewając właśnie do dobrej, czarnej herbaty mleko i wpakowując do kubka miód. Obsługa - pełen profesjonalizm - czarnowłosy tylko dałby sobie głowę uciąć, że kąciki ust obsługującemu ich kelnerowi drgnęły. A w końcu oczka miał całkiem niezłe do wypatrywania szczegółów. - Och, jak się cieszę, że dziś jest już dziś. - Wczoraj minęło. Było teraz wspomnieniem. Dzisiaj można było spojrzeć w przód i na nowo zerknąć, jakie kamienie milowe ułożono na tej drodze. - Wygodnie ci było? Nie budziłem cię?
Chłodne powietrze poranka, po tym jak już zjedli tutejsze, bardzo rozkoszne, śniadanie, działało orzeźwiająco i bardzo szybko spędziło sen z powiek czarnowłosego. Część Watarimono jeszcze spała więc cisza panująca w tych okolicach w połączeniu z szumem rzeki pieściła zmysły - przynajmniej czarnowłosego, który bardzo wysoko cenił sobie spokój. Jego uwaga wtedy mogła się skupić na tym, co naprawdę go interesowało.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Na całe szczęście nie było dalszego drążenia i złośliwości pod adresem przystojnych mężczyzn, bo Asaka już by tego dzisiaj chyba po prostu nie zniosła. Chciała jego i tylko jego, a nawet jeśli czasem miło było zawiesić nienachalnie oko na kimś innym, to nie o innych myślała i nie o innych śniła, tylko o tym, który leżał na łożu tuż obok niej. Asaka nigdy nie miała problemu z tym, by zasnąć, zwykle udawało jej się to bardzo szybko, ale i tak przed snem lubiła się przytulić do męża, tak po prostu. Podczas snu i tak zwykle w końcu się od niego odczepiała i po prostu spała obok nie krępując jego ruchów, to i Sanada mógł się bez przeszkód wiercić. Co robił właściwie co noc. Ktoś inny pewnie nie mógłby się przy nim spokojnie wyspać – ale Asaka absolutnie nie miała tego problemu. Wszyscy byli więc zadowoleni.
Sądziła, że Watarimono to będzie jeszcze większa (mentalna) dziura od Seiyamy i… w sumie nie pomyliła się zanadto. Wyspa, na której urzędowali samurajowie była daleko i nie była też wcale wielka. Zimno, jakie tutaj panowało nawet teraz nie zachęcało ani trochę. Osada nie była też wcale duża i nie znajdowało się w niej wiele przybytków, w których można się było zatrzymać. Budyneczki może i były kolorowe i przyozdobione, ale nie urzekały dziewczyny. Może to przez to, jak wiele negatywnych emocji jej się z tym miejscem kojarzyło?
Nie odstępowała go nawet na krok. W końcu zjedli też coś – a przynajmniej w końcu ona to zrobiła, nie mogąc wcześniej utrzymać posiłku w żołądku, a była już naprawdę bardzo głodna. Nerwy zostawiły ją wyczerpaną, jakby nie wiadomo co robiła przez cały ten dzień, a fizycznie – nic nadzwyczajnego. Na tarasie rzeczywiście mogli w końcu troszeczkę odetchnąć. Wytłumaczyć sobie pewne sprawy, które nie były wcale takie jasne od samego początku. Asaka, zdziwiona, że Shikarui nie podsłuchiwał tego, co wydarzyło się między nią a Toshiro, opowiedziała mu jak to wyglądało. Że nie chciała z Nishiyamą rozmawiać, a ten nalegał, ignorując to, co do niego mówiła ona i to, co mówił Yami. Że się narzucał, że kazał jej słuchać, choć ona powiedziała mu, że nie ma dla niego teraz czasu. Że nie chce mieć dla niego czasu. Że chciał, by Yami odszedł, choć ona wyraźnie powiedziała, że to z Yamim rozmawia. Że uderzyła go, bo nie okazywał szacunku ani jej, ani rozmówcy, którego miała u swego boku. I… Opowiedziała mu też o tym, co działo się w jej głowie, w iluzji. Co zobaczyła. Że nie sądziła, że ucieknie się nawet do tego, byle tylko wysłuchała go na takich warunkach, jakie on sobie ustalił – czyli tam, w tej chwili i bez świadków. Tak, to genjutsu nic jej nie zrobiło, chociaż wystraszyła się lecących w nią ze wszystkich stron kruków, dlatego się osłoniła. I że nie wysłuchała do końca tego, co mówił Toshiro, bo Aka przerwał iluzję – ale że nie ma to znaczenia, bo przez formę w jakiej miało to miejsce ona zwyczajnie nie miała mu już nic do powiedzenia. Nie wyciągnął wniosków z tamtej rozmowy – tak mówiła mężowi. Dobrze było też usłyszeć, że to nie ona była problemem tam w onsenie, choć i to wymagało wytłumaczenia. Wyjaśnienia sobie, że Asaka mówiła z głębi serca to, co myśli i że nie było w tym fałszu. Że go chwaliła, bo naprawdę uważa go za kogoś niesamowitego i wytrzymałego. I że przecież będzie przy nim zawsze, więc może na nią liczyć. Przysnął na siedząco. Asaka z początku narzuciła na niego koc, ale gdy słońce zaczęło zachodzić i zaczęło robić się naprawdę zimno – faktycznie go obudziła i poprowadziła do pokoju, by położył się normalnie i spał. Potrzebował tego, jego organizm potrzebował. Ona też potrzebowała.
To nie była spokojna noc, a przynajmniej nie dla Shikiego. Asaka nie miała większych problemów ze snem – jak zawsze, choć przebudziła się ze dwa razy, gdy wiercenie się Shikiego i jego tulenie do niej było zbyt gwałtowne. Nie była jednak na niego zła. Starała się go nie rozbudzić te dwa razy i gładziła go delikatnie po włosach, nim sama na powrót nie zatopiła się w sen.
Śniadanie jakie zjedli było lekkie i bardzo dobre, a teraz gdy to mieli za sobą, mogli przenieść się na taras nad rzeką, prosząc przy okazji kelnera, by przyniósł im dzbanek z herbatą i czarki do tego. Asaka nie zwracała już uwagi na to, jak bardzo Shikarui bezcześci święty płyn. Przywykła już, a kelner? Mógł się w nos cmoknąć, płacili to wymagali. A Shikarui wyglądał naprawdę jakby nie spał ze dwie noce.
- Ano… Wypadałoby. Coś tam zerknąć. A jak nie dziś, to już z pewnością jutro. Ciekawa jestem kto będzie się ze sobą mierzyć w tej ostatniej rundzie – a nie widziała przecież wszystkich walk, więc trudno było jej powiedzieć kto miał potencjał. Ten chłopak, który powalił raitonem tego drugiego wyglądał, jakby wiedział co robił. - Budziłeś, ale mi to nie przeszkadzało – odpowiedziała tak po prostu, siedząc na miękkich poduszkach opartych o kamienne ławy na tarasie i wpatrując się w leniwie sunącą rzekę. - Nie wiem co byś musiał robić, żeby było mi niewygodnie. Chyba byś mnie musiał kopać przez sen, wtedy może byłabym niezadowolona – zażartowała lekko, zerkając kątem oka na Shikiego i zaraz sama nalała sobie herbaty do czarki. Tej Asaka nie „zniszczyła” w ten sposób, w jaki zrobił to Shiki.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Aka
Martwa postać
Posty: 244
Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
Wiek postaci: 23
Ranga: Szczur
Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
GG/Discord: Aka#1339

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Aka »

W Sogen wiało. W Yinzin też wiało, tylko że chujem.
Nie lubił tego miasta - Watarimono wydawało mu się przytłaczające. Nie swoją wielkością, bo bywał w większych miastach. Problemem Akiego z tym miejscem było jego... położenie? Ta surowość klimatu, ci wszyscy ludzie, którzy ledwo wiązali koniec z końcem, będąc uwięzionymi na tej zapyziałej wyspie, bez żadnych perspektyw na dalsze życie. To była jedna z tych bardzo rzadkich chwil, gdy Uchiha cieszył się, że jest Shinobi, a nie zwykłym parobem, który trzy czwarte swojego życia spędza na polu. Mógł sobie pozwolić na ucieczkę z tego miejsca w każdej chwili - a jednak tego nie zrobił. Coś bardzo chciało, żeby tutaj został, żeby zmierzył się ze swoją przeszłością.
Planował te spotkanie. Nie tutaj, nie w takich warunkach i nie z nią w pobliżu, ale planował. Wymyślał scenariusze i układał je sobie w głowie, próbując znaleźć odpowiedź na każde pytanie, które Shikarui mógł mu zadać i samemu zastanawiając się, o co może zapytać. Słowo może jest tutaj kluczowe. Morze jest głębokie i szerokie, ale Akiego możliwości takie nie były. Już od dawna nie łączyła ich żadna relacja, a trudna przeszłość pozostawiła na sercu bliznę o wiele gorszą, niż ta na szyi.
Aka miał problem z zaufaniem. Był dobrym człowiekiem, ale zbyt dużo osób wykorzystywał jego chęć pomocy na swoją korzyść. I nie, nie chodziło tutaj Shikaruia - akurat przez niego nie czuł się wykorzystany. Jeżeli chodziło o pana Sanadę, to przez niego czuł się jedynie zwykłą, zużytą szmatą, którą można wyrzucić na śmieci, bo się podarła. Zaraz, to przecież chyba jest wykorzystanie...?
Przycinanie włosów było strasznie żmudne, ale Aka bardzo dbał o swój wygląd. Fryzura musiała być użyteczna w walce, prosta do utrzymania i przede wszystkim ładna. Zawsze wolał krótkie włosy - po prostu kojarzyły mu się z męskością, a można z nimi było zrobić o wiele więcej ciekawszych rzeczy, niż z włosami za ramiona. Aka pozostawał jednak przy artystycznym nieładzie, który wbrew pozorom wymagał więcej wysiłku, niż pozostawienie włosów samym sobie - oczywiście, o ile nie chciało się wyglądać jak bezdomny.
Szykował się, oh, oczywiście, że to robił. Mógł zaklinać się na wszystkich nowych i starych bogów, że mu nie zależy, że ma to wszystkie w dupie, ale prawda była inna. Zależało mu i to chyba nawet bardzo. Noc była dla niego... ciężka. Pierwsze godziny po położeniu się do łóżka były straszne. Pytania, problemy i gonitwa myśli. Skakanie od jednego scenariusza do drugiego, wymyślanie coraz to sensowniejszych (w jego mniemaniu) wariantów rozmowy. Stresował się mimo to, że doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma czym. Bo cokolwiek było między nimi teraz już nie ma znaczenia. Tym bardziej więc nie rozumiał, dlaczego Shikarui wysłał do niego posłańca - to nie miało żadnego sensu. Sanada miał rodzinę - w końcu byli małżeństwem. Młodym, dziwnym, ale jednak. Powinien więc zająć się sobą i nią, a swoich byłych zostawić w spokoju, tak samo jak Aka miał w zwyczaju. Nie szukał więc swojego dawnego znajomego, nie ganiał za nim po świecie i nie interesował się, co u niego słychać. Nie dlatego, że mu nie zależało, tylko dlatego, że Chłopiec z Blizną na Szyi się bał. Uchiha naprawdę bał się tego spotkania i tego co może usłyszeć od swojego starego kompana. Bał się... strachu. Nie chciał tego uczucia, nie chciał znowu przeżywać tego samego, co tkwiło w nim od czasu, gdy spojrzał Śmierci w oczy.
A może bał się miłości?
Może bał się tego, że zobaczy szczęśliwe małżeństwo, które kiedyś sprawi sobie gromadkę dzieci? Że będzie zazdrosny, że on nigdy tego nie osiągnie? O ile w ogóle spłodzenie bachora można było nazwać osiągnięciem. Chociaż tak, było. Trzeba naprawdę się postarać, by skrzywdzić kogoś, kto jeszcze nie istnieje.
Przeczesał włosy upewniając się, że jest równo obcięty. Przemył jeszcze twarz wodą i spojrzał się w lustro. Jest... dobrze. Tego jednego Aka był pewien - dobrze wyglądał. Może i przepierdolił walkę teoretycznie będąc kontrą. Może i był chodzącym wrakiem człowieka. Może i nie potrafił zmierzyć się ze swoimi demonami. Ale przynajmniej był ładny i to najważniejsze. W końcu wolał, by ktoś kto kiedyś znajdzie jego zwłoki powiedział szkoda, taki ładny chłopak był, niż o boże, weźcie stąd te świństwo..
Ryokan Mizu ni ume. Miejsce spotkania i cel.
Uchiha mieszkał niedaleko, kilkaset metrów dalej znajdował się niewielki budyneczek, w którym wynajął swój pokój. Skromny, wręcz surowy. Nijak mający się do tego, co prezentowało sobą te miejsce. Tym bardziej dłużyła mu się droga, gdy z każdym krokiem dostrzegał coraz większe rozwarstwienie społeczne. Bogata ulica nie pasowała do surowego klimatu Yinzin, do ludzi zapierdalających w pocie czoła, w zimnie, wietrze, wilgoci tylko po to, żeby ktoś mógł rozłożyć swoje tłuste dupsko w Ryokanie. Gardził tym miejscem w Yinzin tak samo, jak gardził podobnymi przybytkami w Sogen. Kojarzyły mu się z jego przeszłością. Nienawidził swojej przeszłości.
Szedł. Nie myślał - po prostu szedł. Jego mózg nie wytrzymałby teraz tych dwóch czynności jednocześnie, wymagałoby to od niego zbyt wiele uwagi. Gdyby zaczął myśleć, to zapewne by się rozmyślił. Zdawał sobie sprawę z tego, że Shikarui zrobił go wczoraj w chuja, tak samo Asaka. A pierdolcie się z tym swoim "zaraz wracam". Nigdy nie wracali.
Wszedł do środka, ani be, ani me, ani wypierdalaj. Nie odzywał się do służby, nie miał ochoty, a katana za pasem i ekwipunek Shinobi raczej wyraźnie mówił, że nie należy do niskiej kasty, od której tak bardzo pragnęli odgrodzić się za pięknymi murami. Niebieskooki już rozumiał, dlaczego Sanada wybrał taki przybytek na spotkanie. W tym pięknym, cichym miejscu można było zapomnieć o świecie. O problemach życia codziennego, o przeszłości, o tym, że gdzieś pod płotem zdycha bezdomny.
Królestwo, niedostępne dla ludzi z zewnątrz. Pokój, do którego pieniądz jest kluczem. Shikarui miał przecież sporo pieniędzy - zapewne mógł kupić sobie wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Nie żeby Aka zakładał, że taki psychopata w ogóle śmie myśleć, że ma coś takiego jak dusza. Ale miał sakiewkę wypchaną po brzegi - to z pewnością. W końcu nie każdy może sobie pozwolić na luksusy.
Nie pytał którędy na taras obok rzeki. Musiałby być skończonym idiotą, żeby nie wiedzieć gdzie jest rzeka. Jakby nie był wystarczająco głupi już z samego faktu, że pojawił się tutaj. Chciał stawić czoło swoim emocjom, wykrzyczeć to wszystko co go bolało, dać upust złości i wściekłości, jaka nagromadziła się w nim przez ostatnie dwa lata.
Szedł.
Aka wiedział, gdzie i kiedy ich szukać. W końcu napisali mu w liście. Szedł i z każdą chwilą zastanawiał się coraz bardziej, czy nie zrobić kroku w tył. Czy nie obrócić się, rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać w Prastary Las. Przynajmniej miałby spokój i nie musiał przeżywać tego wszystkiego od nowa.
- Głęboki oddech. Wdech. Wydech. - powtarzał sobie w myślach. Szło mu całkiem nieźle. Zaskakująco nieźle. Tylko trzy razy złapał się na tym, że się zapowietrza. Myślał, że będzie gorzej, że spanikuje.
Nie spanikował.

Zbyt długo nad tym myślał, by teraz stchórzyć. Wiele Akiemu można było zarzucić, ale na pewno nie tchórzostwo. Napluł w twarz Antykreatorowi, a miał wymięknąć przed spotkaniem z byłym? Nigdy w życiu. Był na to zbyt dumny. Był Uchiha, a przecież Uchiha to nie wypada pewnych rzeczy. Na przykład zabierania owoców dla gości.
Widział ich z daleka. Złoto i lawendę, w której kiedyś tak bardzo kochał spoglądać. Blond i czerń, którą tak lubił się delektować. Prawie tak samo, jak teraz delektował się świeżymi pomidorkami wziętymi z tacki. Szedł i spoglądał się na nich, jedząc przekąskę. Przecież nic się nie stało. Jakie rozstanie? Przecież widzieli się wczoraj.
Aka był aktorem, a jego życie sceną. Nie potrafił kontrolować emocji, ale potrafił kontrolować siebie. Swoje ciało. Swoją mimikę. Wchodził i wiedział co zrobić, by nie dać po sobie znać zbyt wiele. Nie mógł iść jak na stracenie - przecież nic się nie stało. Krok luźny, powabny, lekko zadziorny, zupełnie niepodobny do tego sprzed paru chwil. Idealnie pasujący do pysznych pomidorków, którymi właśnie się zajadał. Wziął ich cały pęczek, bo kto mu zabroni? W końcu został tu zaproszony, a gościom sie nie odmawia, co nie? Nie mógł iść z założonymi rękami - to by oznaczało, że się boi - to instynktowna reakcja ludzkiego ciała na brak komfortu psychicznego i niesprzyjające warunki. Jedna ręka przy klatce piersiowej, trzymająca owoce, druga przy ustach - przecież nic się nie stało. Wzrok skierowany w kierunku Sanada. Chyba lekko się uśmiechał, bo przecież nic się nie stało.

- Ciekawe miejsce na spotkanie. - spostrzegł radośnie, spoglądając na Shikaruia i wzruszając przy tym ramionami. - Ładnie dziś wyglądasz, Asaka. Mam nadzieję, że sytuacja z Twoim znajomym opanowana. - oh, opanowana tak samo jak Aka, który wpatrywał się w nich jak w obrazek z bajki. I tylko Sharingan mógłby coś zdradzić. Mógłby, gdyby nie to, że już dawno go opanował.
Hej, przecież nic się nie stało!
0 x
Obrazek
I'd rather watch my kingdom fall
I want it all or not at all
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Był nienaturalnie blady, ledwo lekko przybrał na kolorach po wczorajszej kąpieli w onsenie. Łatwość w jedzeniu tutejszych przysmaków polegała na tym, że nie serwowali w większości ciężkich dań. Wszystko opierało się na rybach. Ryżu. Jadłeś jedne kęs, potem drugi, jeszcze przed pierwszym myśląc, że co najwyżej do trzeciego, a po drugim już wiedząc, że no - do piątego. Przy piątym okazywało się, że można zjeść jeszcze trochę. Szósty... eech, nie ma co liczyć. Szkoda zachodu. To jedzenie, co nie chciało przechodzić przez przełyk, sprawiało nawet odrobinę radości. Shikarui nadal potrafił docenić potrawę, która była po prostu dobra, nawet jeśli po tylu latach już zdążył mieć wygórowane wymagania to nie było takiego jedzenia, które by wyrzucił i zadeptał. Choćby było najgorsze, choćby się krzywił - do jedzenia należało żywić szacunek. Nigdy nie wiadomo, kiedy może go zabraknąć. Jadał też naprawdę dużo, jak to mężczyzna, który ma gabaryty do utrzymania i który nie próżnuje siedząc tylko na tyłku w salonie i czekając, aż świat przyniesie mu zbawienie i podetknie wszystko pod nos. Z cudami i szczęściem to było tak, że lubiły odwiedzać ludzi - czasem w parach, czasem osobno. Zdarzało się, że pomyliły drogi i skapnęło tym, do których nigdy nie powinny dotrzeć, albo którzy wezwali je nieświadomie, ale cała filozofia kręciła się wokół tego, że należało im wskazać drogę. Zawołać po imieniu, przygotować trakt, oczyścić z przeszkód, dopiero wtedy były gotowe, by objąć człowieka. Shikarui, choć tak cholernie cierpliwy, wiedział, że rzeczy na tym świecie naprawdę rzadko przychodzą do ciebie same. Rzeczy. Bo jak dotąd ludzie przychodzili. Jak przyszedł Aka. Jak przyszła Asaka. Przypadkowe spotkania, które całkowicie odmieniły jego życie i sprawiły, że spojrzał w zupełnie innym kierunku, zwłaszcza przy Asace. Nagle przestało być tylko "ja". Nagle zaczęło być "my". Ten egocentryzm przestał obejmować jedną osobę i zaczął dwie. Ba! Jak widać potrafił wciąż myśleć o tych, których już dawno nie było wśród żywych, jak i tych, którzy wciąż żyli, tylko zatracili możliwość komunikacji dystansowej. Dziwne. Listy pobłądziły? Czasem się tak zdarza. Kurierów zabito? Tak też może być, bandyci lęgli się raz za razem, jakby nie dość im było ciągłego bycia mordowanym przez bardziej utalentowanych ninja.
Zadziwiające, jak wiele rzeczy było do wyjaśnienia. Odkrywasz jedną stronę notesiku, zapisaną drobnym maczkiem - czytasz, czytasz, czytasz! Dalej. Komentarze w trakcie, szelest przekładanej kartki, myślisz sobie - nie no, teraz to już wszystko! I okazuje się, że druga dłoń dopisuje kolejne dwie strony. Gdzieniegdzie stawiane są po trzy wykrzykniki, w rogu kartki ktoś postawił wielki znak zapytania z wykrzyknieniem, a na dole smutną buźkę. Zaraz, to jeszcze? Zerkasz na kolejną stronę i odkrywasz, że to nie jest wyczerpanie jednego tematu. To jest konieczność wyczerpania jednego tematu, z którego wynikały setki kolejnych. Mnożyły się jak króliki zostawione samopas w lesie pozbawionym lisów i wilków. Bezradnie już siedzisz i patrzysz? Nie. To by przeczyło temu, że do Szczęścia należy wyjść. Skoro tak to udział w czytaniu notatek i ich zapisywaniu powinien być czynny, nie bierny. Czarnowłosy nadal uważał, że mieli sobie z Asaką sporo do powiedzenia, jak niemal zawsze, gdy spotykało ich coś nowego, tym bardziej niespodziewanego. Fakt, że żaden strażnik nie wparował do Mizu ni ume przez noc był trochę uspakajający, trochę jeszcze bardziej stawiający w pion. W końcu - skoro nie wczoraj, to na pewno już dziś, prawda?! Najgorsze zazwyczaj w pewnych akcjach nie było samo to, że miały się wydarzyć. Najgorsza i najbardziej wyczerpująca była ta niepewność. Moment, w którym może się wydarzyć wszystko i dobrze to wiesz - nie wiesz za to, KIEDY się wydarzy. I czy w ogóle będzie miało miejsce. To, czego się obawiał, było wszak skrajną głupotą. Temat Toshiro był znów wyczerpujący - dla Asaki, emocjonalnie. Z jednej strony jakby nie rozumiała, z drugiej wiedziała, że to chodzi właśnie o to, że chłopak musiał dostać dokładnie to, czego chciał. To mu się kłóciło z tym potulnym barankiem, jakim go znał. Czarnowłosy? Z pazurem przecinającym powietrze? Nie proszący, żądający? Genjutsu nie było formą jakichkolwiek próśb. Było manipulacją i nakazem. Czasem jednym z takich, od których nie sposób było uciec.
Teraz wszystkie troski zabrała ze sobą rzeka. Po przegadanych godzinach wczorajszego dnia, po lekkim śniadaniu, po nieprzespanej nocy, Shikarui wyciągnął do niej swoje dłonie i ułożył je na herbacianym liściu. Pozwolił, by podryfowały dalej. Zasługiwały na odrobinę wolności, która była całkowitym fałszem. Była wygnaniem. Nie musiały nic mówić, odgrażać się - wrócą. Z całą pewnością przybędą z powrotem, może na tym samym liściu, może w podobnej scenerii. Spotka się z nimi twarzą w twarz przy jakimś jeziorze, albo na morzu, gdy będą wracać. Listek będzie już podarty i rozmokły, ale na rzecz chwili pomoże im wypłynąć na taflę. Zresztą teraz należało poczekać na przypływ innych niepewności. Powodu dyskomfortu Asaki i jego... nie wiedział, czego. Aby to nazwać, musiałoby być głębszym uczuciem. Te po tylu latach, pogrzebaniu kogoś za życia i potem tak niespodziewanym spotkaniu i dniu pełnym innych wrażeń... aj, chyba też popłynęły na listku. Tak, tam wszystko dryfowało - ale to nic. Woda przecież była żywiołem Sanady.
- Może w końcu będzie coś do oglądania. - Jego oczy nie śledziły uważnie innych walk poza tą częścią, na której spierał się Aka z kimś operującym przedziwnym reberu. Kami. Znał ten klan. Uczył się o nim. Mieszkańcy Antai, którzy z karteluszkami wyczyniali prawdziwe cuda - co miała udowodnić ta walka, gdy katon nie był w stanie ich spalić. Ten turniej był naprawdę pełen porażek. - Bogowie nie sprzyjają temu turniejowi. Oby Hachiman się śmiał miast złościć. - Oto, jaki wniosek wysnuła jego głowa. Coś musiało być na rzeczy. Nie tylko ci, co brali udział w tym przedstawieniu, ale również to, co działo się na trybunach - aaaj! Konsekwencje były jak rzepy na psim ogonie. Niby możesz ściąć włosy i się ich pozbyć, ale z drugiej strony - jak cudacznie wtedy zaczniesz wyglądać! I niestety nie wszystkie dało się odciąć jednym ruchem. Tak jak i pozbycie się niektórych ludzi nie było takie proste, jakie powinno być.
- Kopać? - Rzeczywiście się uśmiechnął, odwracając wzrok od rzeki. Był to uśmiech zmęczony, ale delikatnie rozbawiony ty, co usłyszał. Zakrawający znowu na jakąś dziwną abstrakcję, bo przecież... no po co miałby kopać swoją własną żonę! Nie chciał jej nawet swoim wierceniem się budzić, co dopiero decydować się na celowe wybudzanie jej! Musiałaby być sytuacja iście kryzysowa, żeby poszarpał za ramiona białowłosej i nakazał jej pobudkę. - Nie czeka cię niezadowolenie, jeśli to jest jedyne kryterium. - Zapewnił ją, jakby po tylu latach jeszcze miała wątpić w to, że chociaż Shikarui się wiercił - to nie lunatykował. I nie chrapał! Pewnie wtedy białowłosa udusiłaby go poduszką. A! Właśnie! - Mogę zacząć chrapać? - Asaka miał dobry sen. Jego potrafiło budzić byle co - stuknięcie gałązki w okno, bo wydawało się fałszywe jego podświadomości. Jednak chrapanie? Hoo! Dobrze było się trochę przedrzeźniać. Dla sportu, rozruszania umysłu. Przypomnienia sobie, że lata minęły i dziś jest już zupełnie innym człowiekiem, niż był nim chociażby na Kami no Hikage. Jak bardzo człowiek może się zmienić? Na to pytanie miała sobie odpowiedzieć cała trójka. I tylko Asaka wierząc na słowo Shikaruiemu, który przedstawiał jej osobę w samych superlatywach, poza irytacją na zbytne narwanie, poza denerwowaniem się, że wolał ginąć, niż zachować życie, z powodu... dumy. Uchiha. Czy istniał na tej ziemi jakiś Uchiha, który nie miał dumy? Zdradź mi ten sekret, Pani Ziemi, bo nie wiem.
Jego czujność była obniżona. Nie to, że nie słyszał zupełnie kroków, nie to, że przecież czekali z Asaką na przybycie trzeciej osoby - nie pomyślał jednak nawet, że to może być ktoś inny niż służący. Przekonał się o ty dopiero, gdy usłyszał jego głos. Podniósł powoli głowę i samego siebie w końcu, z poduszki. Jego uśmiech momentalnie rozprysnął się, jakby nigdy wcześniej go nie było, a lawenda zalśniła intensywną, lśniącą czerwienią. W jego głowie ciągle huczały słowa - studnia pełna krwi. Tak jak przypomniało mu się, chyba w tych wszystkich splątanych myślach w drodze do strażnicy, gdy był pewien, że straci swoje życie, że mówił do niego Irysie. Chyba dlatego, że Aka był w gruncie rzeczy bardzo smutnym człowiekiem o niebieskich oczach. Czy niebieskie irysy nie oznaczały właśnie smutku? Zdaje się, że sama Kansho-in mu o tym mówiła, nim całkowicie postradała zmysły. Intensywne emocje plątały się we wnętrzu chłopaka jak wściekłe muchy wokół padliny. Chyba planowały go zeżreć w całości. Czerwień zniknęła, kiedy czarnowłosy wstał. Mógł mu po prostu wskazać miejsce, przywitać jak dobrego przyjaciela, powiedzieć: dobrze cię widzieć! Ale to już nie był dawny przyjaciel. To był człowiek, o którym, jak się okazywało, niczego chyba nie wiedział. Obcy. Jak miał być znajomy, skoro zmarł rok temu..?
- Cieszę się, że przyszedłeś. Usiądź z nami, proszę. - Wskazał gestem wolne miejsce. - Musisz wybaczyć nam wczorajsze, nagłe zniknięcie. Mieliśmy problem ze strażą i moim kiepskim zdrowiem. - Nakreślił jak na razie ogólnie, nie wdając się w szczegóły. Chyba nie ten temat powinien być poruszany jako pierwszy..? Lecz jak nie ten - to który? Mieli cały dzień. Choć mogli mieć zaledwie pięć minut, po których to Aka Uchiha mógł pójść w swoją stronę i zapomnieć. Rzucić wyjaśnienia i odejść. Shikarui niczego nie oczekiwał, bo nie wiedział, kim mężczyzna teraz jest. Był obcy - i to wczoraj również powiedział Asace.
- Już zdążyłem powiedzieć żonie, że zamordowałbym cię za zostawienie jej samej. Dobrze się stało. Sytuacja była niesprzyjająca. - Uśmiechnął się ulotnie kącikiem, rzucając żarcikiem, tak dla położenia podkładu pod atmosferę, która nie miała być spięta. Bo zaraz - żartował, prawda? Prawda? - Wiem, że już zdążyliście się poznać przez moje zaniedbanie. Nie tak je planowałem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Ona z kolei starała się nie myśleć o zbliżającym się spotkaniu. O tym, jak będzie to wyglądać, ani o tym jak cała trójka będzie się zachowywać. Co zostanie powiedziane, a co przemilczane. Jak będzie wyglądać mowa ciała, gesty, spojrzenia. Przede wszystkim nie chciała się tam czuć jak piąte koło u wozu, ale z drugiej strony gdzie miała się znaleźć? Shikarui chciał, by przy tym była, chciał, by poznała Akiego (już przecież poznała, ale co tam…), a i sam Aki powiedział wczoraj, że nie chce o tym rozmawiać i że zrobi to, jak Shiki będzie obok. Dobrze, nie naciskała więc. I choć się denerwowała, bo nie wiedziała zupełnie jak to będzie wyglądać, ani co o tym myśleć, to właśnie przede wszystkim – starała się sobie tego nie wyobrażać. Życie zawsze pisało inny scenariusz, niż sobie człowiek założył. Nie mogła jednak powiedzieć, że się nie denerwowała. Czuła stres, nieprzyjemne uczucie w żołądku związane z tym, że no jak to będzie. Nie chciałaby zobaczyć czegoś, czego nie powinna, bo wiedziała, że będzie bolało. Z drugiej strony Shikarui ją zapewniał, nawet wczoraj, że w jego oczach, sercu i myślach jest miejsce tylko dla niej. Tyle, że nie codziennie poznaje się byłego swojego męża, o którym do pewnego momentu on też myślał sporo. A ona myślała, do pewnego momentu, że ich relacja była taka, jaką jej przedstawiał, a nie taką, jaką przemilczał. No ale… było minęło, nie tak?
Jeśli Aka bał się zobaczyć szczęśliwe małżeństwo, swojego eksa w innym związku, z kobietą i faktycznie szczęśliwego, może nawet trochę odmienionego – to jego koszmary właśnie spełniały się na jawie. Asaka i Shikarui naprawdę byli szczęśliwym małżeństwem i dobrze dobraną parą, co dziwiło każdego, kto choć trochę znał czarnowłosego. Asaka wyglądała niewinnie, ale pod tą fasadą delikatnej panienki czaił się mały diabeł – co wychodziło zwykle gdzieś w trakcie rozmowy i wtedy zaczynało do człowieka docierać jak to się stało, że ta dwójka była razem i jak to się dzieje, że są ze sobą szczęśliwi. I tacy zgodni. Szczęśliwe małżeństwo myślało więc o dziecku i to od dawna. Co zabawne, to nie Asace takie myśli pierwszej zaczęły błądzić po głowie, a Sanadzie. To on bardzo chciał potomka, to on martwił się o zdrowie żony, to on mówił jej, że teraz jest odpowiedni czas, a potem może być już za późno. Wszyscy jej to mówili i tylko ona wahała się do pewnego momentu. Teraz z każdym dniem przekonywała się coraz bardziej, że też tego chce. Tyle, że gdyby sprawienie sobie gromadki dzieci było takie proste, to tyle małżeństw nie miałoby z tym problemu. Tym niemniej nie – nie mieli ani jednego dziecka, o czym rzecz jasna Aka wiedzieć nie mógł. A przecież była taka możliwość, że a może.
- Może. Może w końcu zaczną wyciągać swoje asy z rękawa, które bali się pokazać na pierwszych walkach – mruknęła, ale nie zawracała sobie za bardzo głowy Hachimanem. To nie ona tam walczyła, tylko inni. I walki dopiero co się wczoraj rozpoczęły, choć było ich już tak dużo…
- To dobrze. Nie chciałabym się budzić w nocy, a rano znajdywać siniaki niewiadomego pochodzenia – czy było to jedyne kryterium? Na ten moment do głowy przychodziło jej tylko to więc, taaaa… Nie. Bo Shikarui powiedział coś jeszcze, coś z czym nie chciałaby się mierzyć co noc. - Nie. Nie, nie ma mowy. Jak zaczniesz chrapać, to wynoszę się do innego pokoju – niby groźba, ale pewnie by nigdzie nie poszła, bo za bardzo lubiła spać u jego boku. Tym niemniej chrapanie mogło być pewną małą niedogodnością. Chociaż kto wie? Może któregoś razu poduszka poszłaby w ruch? Ale żarty na bok.
Nie wystroiła się, a przynajmniej nie bardziej niż poprzedniego dnia. Dzisiaj miała na sobie bordowe kimono o długich, wiszących rękawach, na krańcach których (tak samo jak na dole kimona) wyszyte były maleńkie białe kwiaty. Było chłodno, jak to na Yinzin, więc narzuconą miała na ramiona czarną narzutkę, którą się otuliła, siedząc na tarasie. Włosy ponownie miała rozpuszczone, żeby dodatkowo ogrzewały jej kark. W uszach miała delikatne kolczyki. Lubiła czerwień, lubiła siebie w czerwieni, ale nie za często miała okazję się tak ubierać. Tym niemniej zdziwiła się, że Aka obciął włosy. Jakby… No jakby chciał się przypodobać. Przypomnieć coś Shikiemu, może wyzwolić w nim stare uczucia. Nie powinna tak myśleć, powinna natychmiast przestać, ale nic nie mogła poradzić na to, że myśli ją zdradzały. Zwłaszcza mając na uwadze to, że przecież widziała wczoraj jak Aki się zachowywał, jak reagował na to, co mówiła. Nie była ślepa. Shikarui, z tym swoim niesamowitym wzrokiem, mógł nie dostrzegać pewnych oczywistych ludzkich zachowań, ale ona je widziała. I poniekąd rozumiała. Poniekąd. Teraz to i jej serce biło nieco za szybko jak na to, jakby chciała by biło. - Po co się denerwujesz, głupia? To tylko normalne spotkanie. Gdyby było takie normalne, to ani ona, ani Aka tak by się nie denerwowali, prawda?
Odwróciła głowę do Akiego, gdy zaskoczył ich i przywitał bez żadnego dzień dobry. Drgnęła, patrząc na niego, ale nie wstała z miejsca. Kątem oka zobaczyła, że oczy Shikiego płynnie zmieniły kolor z jasnej lawendy na karmazyn, a po chwili na powrót przygasły. On wstał, ale Asaka jedynie skłoniła głowę i uśmiechnęła się delikatnie, gdy Aka powiedział, że ładnie dzisiaj wygląda. Ale zaraz jej oczy i cała twarz były po prostu smutne. Opanowana sytuacja ze znajomym, co…?
- To był mój najlepszy przyjaciel – powiedziała w końcu i uśmiechnęła się tak samo, jak wyglądała: smutno. Chyba nawet spuściła trochę wzrok.
Aka mógł czuć się wczoraj opuszczony i oszukany, w końcu oboje powiedzieli, że zaraz wrócą i nic z tego nie miało miejsca. Nie było to jednak celowe, by zostawić chłopaka samego na trybunach, po prostu żadne z nich nie spodziewało się, że sytuacja rozwinie się tak bardzo źle. Że Shiki wyląduje na posterunku, związany liną, przesłuchiwany siłą, że straci przytomność… Że Asaka znajdzie po drodze jego zgubiony miecz, a później będzie go szukać, a wszystkie ślady zaprowadzą ją do siedziby strażników. Zbyt dużo nerwów ją to kosztowało, a Aka nie musiał przeżywać tego wszystkiego z nimi. Prawdę mówiąc, to Asaka czułaby się nieswojo, gdyby bądź co bądź nieznajomy, łaził gdzieś za nią i wpakował się wraz z nią na posterunek.
- Na szczęście jestem już dużą dziewczynką i nie potrzebuję obstawy. Za to ty, mój drogi, to co innego – to była też malutka próba żartu z jej strony, że hej, nie było jej obok przez dziesięć minut i już wpakował się w kłopoty. Oboje próbowali teraz obrócić sytuację w śmieszek, ona i on. - A jak planowałeś? – zadała pytanie już po tym, jak westchnęła lekko i uniosła spojrzenie, przyglądając się przez moment mężowi, by ostatecznie przenieść spojrzenie złotych oczu na Akiego. Zwykle jej wzrok wydawał się taki waleczny i pełen życia, dzisiaj zaś nosił ślady zmęczenia i zmartwienia. Jej młodziutka twarz, przez którą tak łatwo było pomylić jej wiek, przez to spojrzenie też nabierała pewnego rodzaju dysonansu. Lekkiego, ale jednak. - Jak będziesz miał ochotę się napić to się nie krępuj – na stoliku przed nimi znajdowała się jeszcze jedna, pusta czarka, a czajniki stały dwa. W jednym znajdowała się czarna herbata, którą Shikarui z takim zapamiętaniem psuł, zaś w drugim była aromatyczna i łagodna zielona.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Aka
Martwa postać
Posty: 244
Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
Wiek postaci: 23
Ranga: Szczur
Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
GG/Discord: Aka#1339

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Aka »

Czy istniał Uchiha bez poczucia dumy? Zapewne istniał, tak samo jak istniał Juugo, który nie przepadał za naturą i rozmawianiem z jej dziećmi - ptaszkami, pieskami i innymi mniej lub bardziej szlachetnymi zwierzętami. Ale to wyjątek. I nie, wyjątek nie potwierdza reguły, ani tym bardziej jej nie kompromituje. Kto wpadł na tak głupie powiedzenie? Wyjątek to wyjątek. Koniec. Kropka.
Jeżeli Uchiha zauważył znikający uśmiech na twarzy Sanady to w ogóle nie dał po sobie tego poznać. Przychodząc tutaj - swoją drogą podobnie jak Shikarui - nie miał żadnych oczekiwań. Nie liczył na ciepłe przyjęcie i uściski, nie liczył na "co tam, stary przyjacielu?". Nie od Shikaruia, a już na pewno nie od Asaki - przecież dopiero co się poznali. Chociaż czy można tutaj mówić o poznawaniu się, gdy spędzili ze sobą raptem kilkanaście minut? Złotooka mogła sądzić co tylko sobie chciała, mogła też swojemu mężowi opowiedzieć o swoich odczuciach, ale niezaprzeczalnym faktem było to, że znali się krótko. W mniemaniu Akiego za krótko, by jakkolwiek sądzić, że wie się o człowieku cokolwiek. To prawda, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, ale w żadnym przypadku nie jest decydujące i mówienie o kimś, że jest innym człowiekiem niż kiedyś, podczas gdy widziało się go przelotem, na dodatek będąc pod wpływem skrajnych, negatywnych emocji...? Strasznie to powierzchowne i strasznie bez znaczenia. Bo Akiego naprawdę nie obchodziło co myślą o nim ludzie - był Uchiha, klanem co najmniej tak samo pogardzanym jak silnym. Chłopiec z Blizną naprawdę nie rozumiał skąd wzięła się ta pogarda dla posiadaczy Sharingana - dlaczego ludzie za zło tego świata obwiniali jego braci i siostry. To nie Uchiha wywoływali wojny. To nie Uchiha mordowali się w Kami no Hikage. A nawet teraz, gdy trwała wojna między Nara i Abarume, Aka miał wrażenie, że nadal to Uchiha mają łatkę tych złych. Może rzeczywiście przeznaczenie rzeczywiście istniało? Może świat czekał, az któryś Uchiha zrobi coś złego? Prędzej czy później tak się przecież stało. A ludzie kochają znajdować sobie kozła ofiarnego.
- Muszę to jedynie oddychać, spać, pić i jeść, ale tak, Shikarui, wybaczam. - rzucił pół-żartem pół-serio, zadziornie poprawiając swojego rozmówcę. Spojrzał się na niego i na Asakę i usiadł w poblizu nich, z zupełnie neutralnym wyrazem twarzy. - Skłamałbym mówiąc, że jestem zaskoczony. Akurat kogo jak kogo, ale Ciebie kłopoty uwielbiają. - uniósł leciutko głowę - ot zwykły gest uznania, że przeżył tak wiele - na przykład wizytę w Kami no Hikage, spotkanie z Hanem i oglądanie, jak jego przyjacielowi podrzynają gardło, zostawiając bliznę, która była teraz tak dobrze widoczna. Aka wiedział co robi i wiedział, jak z pozoru nic nie znaczące gesty mogą wpływać na rozmówcę. Nie wiedział w tym wszystkim tylko jednego - po co. Po co grał w te gierki? Chciał się pochwalić? Wzbudzić zazdrość albo poczucie winy? Nie, chyba nie. Rozmawiając z małżeństwem Sanada... powoli przestał czuć cokolwiek. Spoglądając na ten piękny obrazek dwójki zakochanych ludzi czuł... obojętność. To straszne - spodziewał się czegoś innego. Że jego serce będzie próbowało wyrwać się z klatki piersiowej i wykrzyczeć czemu mnie zostawiłeś?! A teraz? Siedział naprzeciwko nich i jadł pomidorki. I chyba powoli zaczynał rozumieć dlaczego to robi - chciał pokazać, jak to dobrze sobie radzi. Nie radził sobie przez ostatnie dwa lata i wiedział o tym doskonale. Liczył, ze gdy przybędzie do Ryokanu to w końcu coś się zmieni. Że poczuje wolność, że rozwiąże problem i że wreszcie będzie miał spokój. I... chyba się przeliczył. Nie, bynajmniej nie tym, że rozmowa była zadziwiająco spokojna. Bardziej tym, że jego organizm był wyjątkowo spokojny. Może to była reakcja obronna? Może jego mózg ograniczał bodźce, żeby Uchiha przypadkiem nie zrobił czegoś, co później będzie żałował? Sam już nie wiedział. Czuł obojętność do tej dwójki. Jak gdyby przyszedł do sąsiadów na kawę i ciastko.
- Wolałbym, żeby obeszło się bez rozlewu krwi. - skomentował słowa swojego byłego towarzysza. - Jeszcze by się taras pobrudził, a nie wygląda na tani. - czy bał się Shikaruia? Tak. Bał się go i wcale się tego nie wstydził, choć raczej zachowywał tę informację dla siebie. Zdawał sobie sprawę, że Sanada jest nieprzewidywalny - pokazał to zresztą na trybunach, gdy w napływie emocji był gotów zaatakować Toshiro. Sanada już tak był - dziwny. Kiedyś Akiego to pociągało, dzisiaj... było krępujące. Mimo to skorzystał z sugestii Asaki, sięgając po normalną herbatę, a nie jakąś dziką abominację. Nalał sobie do czarki i już miał się napić, gdy Asaka się odezwała. - O, no właśnie. Jak planowałeś? - uśmiechnął się - przecież doskonale wiedział jak. - Nie wiedziałem o Waszym weselu. Listy przeczytałem dopiero po powrocie do Sogen. - uśmiech zniknął z jego twarzy tak samo szybko, jak się pojawił. Tym razem nie było żadnej gierki, żadnego dziwnego gestu. Teraz była po prostu prawda - nie wiedział o tym, że Shikarui wziął ślub. Zresztą nawet nie wiedział, czy cokolwiek by to zmieniło.
0 x
Obrazek
I'd rather watch my kingdom fall
I want it all or not at all
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Bardzo, bardzo cieszył się myślą, że Aka kiedyś przyjedzie i przywita go jak starego przyjaciela. Jak dziecko, które oczekuje, że jego ulubiony kolega przyjdzie z paczką cukeirków i w końcu mama puści ich ku wolności - na plażę, gdzie zbudują z piasku wielki zamek i otoczą go fosą, wpuszczając do niej słoną wodę. Muszelki byłyby solidnymi dachówkami, a glony imitowałyby trawę. Piórka wstawiona na szczyt wieży byłyby proporcami, dumnie obwieszczającymi, że ten zamek należy do tych dobrych. Wyobrażenie całkowicie nierealne, bo przez coś zepsute. Tylko przez co? Nie przez prawdę, o której dowiedziała się Asaka a przez prawdę, że ten kolega, na którego się tyle czekało, po prostu miał to wszystko za nic. Pozamiatał szufelką wspomnienia pod dywan i żył z dala, jakby nic się nie stało. Jakby rozstanie nie zakończyło się słowami "wracam do Sogen", tylko "nigdy więcej nie chcę cię widzieć". Każdy z nich wybrał swoją ścieżkę i czarnowłosy wyszedł na tym dobrze. Zadowolony, spokojny, szczęśliwy w tym punkcie. Jak zaś wyszedł na tym Aka, który wolał bierność ponad działanie, bo słowo było dla niego ważniejsze od czynu? Wydawało się, że równie dobrze. W końcu usiadł do ich stolika taki spokojny, jakby nigdy nic. Jakby nie dzieliły ich te lata ani niezręczność sytuacji. Shikarui spojrzał w bok, na Asakę i uśmiechnął się do niej łagodnie, sięgając dłonią do jej policzka, by pogłaskać go łagodnie palcami. To nie był tylko przebłysk emocji Akiego. I chociaż oboje nie opływali uczuciami tak gwałtownymi, żeby rozjaśnić cały ten taras, to tłoczyły się one w ich sercach. Wypadało siebie zapytać, czy więc i on powinien czuć się tutaj niezręcznie..? Dziwnym trafem zmęczenie poprzedniego dnia, te najgorszego sortu, bo psychicznego, chyba było po ich stronie. Wsunęło się w ich umysły i nie pozwoliło unosić zbyt wysoko ani opadać zbyt nisko. Nie mam na to siły - jedno zdanie określało dostatecznie wiele dla rozmowy, która miała być tu przeprowadzona. I nie powinna być przeprowadzona. Zastanawiał się, czy w ogóle warto - sprowadzać przed siebie człowieka, który zachował się tak, jak zachował się Uchiha. Czy to jest warte sięgania po wyjaśnienia i nerwów, jakich może to przysporzyć Asace. Jak mówiła sama - niektóre rzeczy są po prostu niezręczne, a on, choć nie rozumiał, to szanował i akceptował. Eliminował zazwyczaj wszystko, co prowadziło białowłosą do złego humoru. Próbując w sobie jednak znaleźć jakikolwiek żal czy winę zrzucaną na czarnowłosego - nie potrafił. Byli tacy ludzie, wobec których Shikarui miał po prostu słabość i nie dostrzegał pewnych rzeczy. Tak jak nie dostrzegał tego, jaki Kuroi był odpychający i oziębły.
- Nie poruszajmy tego tematu. Jest przykry. - Dodał po Asace, naturalnie, zwracając się do Akiego, gdyby chciał o cokolwiek pytać, cokolwiek ciągnąć. Nie sądził, że chciał. nie sądził, że tamten genuser interesował go w jakikolwiek sposób, chociaż Toshiro stał się powodem bardzo przykrych konsekwencji dla małżeństwa. Nie było powodu, żeby psuć Asace humor jeszcze bardziej, gdy wczoraj był tak mocno szargany na wiele stron. Dzisiaj stała z samego rana przed rozmową wcale nie łatwą. Zorganizowaną rano, bo im wcześniej tym lepiej. Tym szybciej można wrócić do oglądania walk, zwiedzania albo... oddania się jakimś rozrywkom. Białowłosej nie podobało się to miasto, więc nie zamierzał jej ciągać nigdzie, gdzie nie chciała, a on znowu nie był w żadnej mierze typem, który lubił obserwować miasto samo w sobie. Jego interesowali ludzie. Ach, ci byli przyjaciele... zadziwiające, jakim ostrym ostrzem byli. Jak potrafili ranić. Shikarui nie miał wątpliwości, że Toshiro chciał dobrze, tylko zabrał się do tego w jakiś wyjątkowo popieprzony sposób. A podobno to Sanada był tym bez wyczucia!
Jak często bywało, ostatnio rzadziej, Shikarui nie wyłapał żartu, zwłaszcza gdy nie był on niczym podkreślony, toteż zastanowiło go to, co zostało do niego powiedziane. Wybacza? Hm. Z jego strony była to czysta kurtuazja. Wyuczona obserwacją, ćwiczeniami i układaniem wielu rzeczy w tym przebiegłym, sprytnym mózgu. Żadnego wybaczenia nie oczekiwał, ale chyba to było jasne dla wszystkich tutaj przy stoliku. Bardziej problematyczna była ta pierwsza część wypowiedzi! Takie ograniczenie człowieka i jego potrzeb było znajome.
- Nadinterpretacja. - Podsumował wypowiedź o tym, że niby kłopoty lubiły się go trzymać. - Kłopot jest tylko wtedy, kiedy nie ma wyjścia z sytuacji. Jak dotąd Fortuny nam sprzyjały. - Nam, bo jemu i Asace. Shikarui nie wierzył w szczęście i nie wierzył w pecha. Była tylko droga, a na tej drodze decyzje. Niektóre bardziej zależne od ciebie samego, inne zależne od osób trzecich. Wszechświat składał się na każdy wybór i każde słówko, w końcu odpłacając się wyborami, które podjąłeś. Jeśli jednak już miałby mówić o swoim życiu, to powiedziałby, że miał w nim szczęście. Prędzej czy później zawsze dopinał swego - więc jak tu o nieszczęściu mówić? Co mnie nie zabije to mnie wzmocni - a każde złamanie, po zrośnięciu, twardniało jeszcze bardziej. Miał swoje demony, ale miał również silną psychikę wystarczającą, żeby się im nie poddać. Zbyt wiele rzeczy było na tym świecie, żeby tak po prostu oddać je bez walki.
- Aaa, to prawda. Bez ciebie jestem zgubiony. - Uśmiechnął się lekko na moment na stwierdzenie Asaki, że nie można go nawet na chwilę zostawić samego, bo wtedy dopiero robi się kłopot. To raczej wyglądało tak, jakby wszyscy wokół ściągali kłopoty, a on po prostu pchał w nie swoje łapska. Taka ofiara z przypadku. Jego wzrok, z naturalnie gasnącym uśmiechem, powędrował na deski tarasu za plecami Akiego, jakby rzeczywiście rozważał, na ile szkoda tego pięknego drewna o głębokim, wiśniowym kolorze. Na ile szkoda, by ciepła krew uciekła do złocistej wody w tym poranku, którą puścił wszystkie swoje niepokoje. Na ile byłoby to kuszące. Nie było. Tak naprawdę zastanawiał się nad tym, jak wiele zawdzięczał tej białowłosej i czy istnieje taki termin, w którym bezpowrotnie dałoby się zrobić coś, by to, co ich łączyło, ulepić w doskonałość. Nadać temu formę i postawić w ogrodzie. Rzeczywiście - jeśli widok, który są prezentowali, był koszmarem Akiego, to był on teraz realny. Oto, co było straszne - śnić koszmary na jawie, które nie umykały nawet wtedy, kiedy zamykałeś powieki.
- Planowałem spotkanie w Seiyamie. W zacisznym i ustronnym ogrodzie Minako, matki Asaki. Żeby powitać cię jak starego, dobrego przyjaciela. Z czasem, którego wymagało przemyślenie, co powinno zostać powiedziane przez wszystkich. Stary, dobry przyjaciel postanowił jednak zrezygnować ze swojego tytułu. - Mówił powoli, po chwili zastanowienia nad tym, o co go pytali. Miał sporo wyobrażeń. W żadnym z nich nie spotykał Akiego w takim miejscu. Wolno przeniósł zimne oczy na Akiego, unosząc je z podłogi. Nie był zawiedziony, chociaż zdawał sobie, że to całkiem ludzkie odczucie. Zaraz spojrzał na Asakę. - Teraz byłaby to poprawka na nasz wspólny dom. - Tylko że teraz nie było mowy o żadnych zaproszeniach. Zaproszenie do karczmy - co najwyżej. Wielkie mi zapraszanie! Plany, które były snute kiedyś, bardzo dawno temu zostały przekreślone. Cztery lata... to zdecydowanie za długo, żeby na kogokolwiek czekać.
- Wiem, byliśmy w twoim domu. Zgłosiłem liderce, że prawdopodobnie nie żyjesz. - Odparł ze spokojem, amciając sobie pyszną herbatkę z mlekiem i miodkiem. Słodziutka, pyszniutka i aromatyczna. Jak tu sobie psuć humorek, kiedy miało się taki łakoć? Aj, właśnie, łakoć. Sanadę nabrała nagle ochota na coś słodkiego i aż się lekko skrzywił. Mogło to wyglądać tak, jakby nowy eksperyment z herbatą jednak nie był tym, czego oczekiwał. - Nie masz żadnych cukierków? - Zapytał, zwracając się do Asaki. Wyczarowywała zazwyczaj łakocie dosłownie z rękawa! Zawsze go zaskakiwała, a powinien po takim czasie być przyzwyczajony. Ta potrzeba... była chyba potrzebą zakrycia jakiegoś rodzaju goryczy, malutkiej, bo malutkiej, ale jednak, która zrodziła się przez tę rozmowę. To dopiero jej początek, a już wydawała się irracjonalna. I... czy rzeczywiście potrzebna? Albo była po prostu ochotą jakich wiele, dzień bez słodkości był niemal dniem straconym, a on potrzebował doładować swoje bateryjki energetyczne.
- Możesz się wytłumaczyć. Chcę usłyszeć powody. Czekałem na twój powrót kilka miesięcy a potem szukaliśmy cię z Asaką. Do czego doszło, żeby własna żona musiała mnie pocieszać. To nawet nie jest śmieszne. Powinienem być zły i wyładować swoją frustrację, ale z jakiegoś powodu nie jestem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Największy problem pierwszego wrażenia był właśnie taki, że miało się tylko jedną jedyną szansę, by je na kimś wywrzeć. Oczywiście, nie mówiło to o tym, jak relacja będzie odbierana na całe życie, ale mogło wpłynąć przynajmniej na jej początek. Asaka nie znała Akiego – nie jego samego. Znała go z opowieści, z tego, jak bardzo Shikarui go chwalił, jak usprawiedliwiał. Ona z kolei zobaczyła zupełnie inny obraz osoby, gdy była przy nim te kilkanaście minut bez swojego męża. Czy nie miała prawa go oceniać? Może nie mogła z początku, jednak skoro się coś mówi, to trzeba się liczyć z reakcją. Skoro mówi się, że przyszło się na turniej z nudów, skoro uważa się za „nietypowego shinobi”, skoro nie rozumie się dlaczego wojny się toczą, skoro nie miał ambicji, by stawać się silniejszym. Przecież sam powiedział, że „nic go nie interesuje”, gdy Asaka go zapytała. Więc jaki obraz osoby miała przed oczami? Zblazowane, która ma na wszystko i wszystkich wywalone, bo nie wie co zrobić ze swoim życiem. To nie tak, że sobie to wymyśliła – to po prostu wnioski wyciągnięte z tego, co zostało powiedziane. Słowa były ważne, ale jeśli nie były poparte czynami, to niewiele znaczyły. Tutaj jednak nie było miejsca na czyny i Asaka mogła jedynie ufać na słowo, że jest tak, jak mówił Aka. Dlaczego miała nie wierzyć? Jeśli jednak Akiego nie obchodziło, co myślą o nim inni, to nie było o czym rozmawiać, bo rzeczywiście nie miało to znaczenia. A przynajmniej nie dla niego – bo dla niej akurat miało.
Uchiha sami byli powodem wojen i to niejednokrotnie. To, że ich obecna liderka była dość spokojna, nie mogła wymazać z ich historii tego, do czego byli zdolni, a o czym warto było pamiętać. Niektórzy najwyraźniej po prostu pamiętać nie chcieli. Tyle, że świat nie zapominał. Nigdy nie zapominał, nie ważne jak bardzo chciało się o tym zapomnieć samemu.
Shikarui wkroczył do akcji od razu, gdy zobaczył smutną minę Asaki. Aka nie miał prawa wiedzieć, ale jej ciche słowa powinny dać mu jakiś obraz na sytuację, jak bardzo źle wszystko się wczoraj zadziało z jej znajomym. Chłopak niechcący otworzył gojącą się ranę i nawet nie przeprosił, nijak nie zareagował. Tak samo jak nie zareagował na wieści o Inoshi. Zaczynał po części temat, ale go nie kończył, po prostu udawał, jakby go nie było – a tak się przecież nie dało, był tutaj, na wyciągnięcie ręki. Tak jak Shikarui wyciągnął dłoń do Asaki, czule i jednocześnie łagodnie głaszcząc ją po policzku. Był takim małym promyczkiem w tym smutku.
Nie skomentowała tego, że Aka musi jedynie kilka rzeczy. Nie, wcale nie musiał. Mógł olać to wszystko – olać życie, którego się tak kurczowo trzymał, tylko dlaczego, skoro nigdzie nie było nic na tyle interesującego? Nie potrzebowała jego wybaczenia, bo nie był nikim przed kim musiałaby się tłumaczyć. Nie był jej mężem, nie bym Shirei-kanem prowincji, której służyła. Nie był kapitanem jej drużyny, ani nie płacił jej za wykonanie zadania. Było jej więc wszystko jedno, czy im wybaczy czy nie – bo i jej intencją nie było zostawienie go samego na trybunach. Sądziła, że faktycznie zaraz wróci. Świat chciał jednak, by było nieco inaczej… Obserwowała go za to spod swoich długich, czarnych rzęs. To jak się zachowywał, w jaki sposób zwracał.
Kobieta uśmiechnęła się odrobinkę, gdy Shikarui podłapał jej żart. Akurat łapanie jej śmieszków przychodziło mu łatwiej, pewnie dlatego, że miał ją przy sobie na co dzień i wiedział po prostu jaką jest osobą.
- Bez przesady. Bicie się o to jest zupełnie zbędne – nie lubiła, gdy jej się mówiło co ma robić, a raczej – gdy robił to ktoś do tego nieupoważniony. Jak Aka właśnie. Lubiła swoją niezależność i to, że mogła chodzić gdzie chce. Mogłaby się bardzo wściec, gdyby ktoś szedł za nią na siłę, niezależnie od życzenia Sanady czy nie. Ale ona nie była taka bezwzględna jak on. Dla niej zabijanie nie zawsze było jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Na pewno byłaby jednak w stanie ugłaskać męża, że tak jak się stało było lepiej – i tak właśnie było wczoraj. Aka nie miał się czego obawiać po tym, że zostawił ją samą. Podjął dobrą decyzję.
To zaś, że Shikarui zaatakował Toshiro, to była zupełnie inna sprawa. Wiedział, że zostało użyte genjutsu na jego żonie, nie wiedział jakie, więc… i tak nieźle, że w ogóle się powstrzymał i na kopniaku się skończyło. Mocnym kopniaku, bo Shikarui miał sporo siły.
Asaka pokiwała głową. Shikarui zapomniał powiedzieć, że planował to spotkanie tak, że ona nie wiedziała, co ich łączyło. Bo na ich weselu nie wiedziała. Teraz natomiast miała już świadomość i choć rozumiała pewne rzeczy, to nie potrafiła być szczęśliwa, nie potrafiła też zrozumieć, dlaczego nie wysłano choć jednej wiadomości zwrotnej. Aka mówił, że nie było go w domu – tyle to i oni teraz wiedzieli, bo Shikarui rozmawiał z liderką Uchiha. Gdy jednak do tego domu dotarł i przeczytał – mógł coś przecież napisać. Na przykład „Nie pisz do mnie więcej”. Tyle by wystarczyło. Nawet po tych czterech latach. Bo adres miał – był napisany na zaproszeniu na ślub.
- Nie, Shiki, nie mam. Nie wzięłam z Seiyamy, żeby się nie zepsuły, a tutaj nie było czasu szukać cukierków. Ale załatwię ci jakieś. Zostawię was na moment samych – mruknęła i wstała, odchodząc z tarasu w głąb ryokanu. To była tak naprawdę jej wymówka, by ich zostawić, może powinni sobie co nieco wyjaśnić sam na sam. Wydawało jej się, że było to konieczne. Raptem kilka chwil. Aka z tymi pomidorkami i tekstami, które rzucał, wydawał jej się trochę bezczelny i nie wiedziała, czy to jej obecność tak na niego wpływa, czy po prostu taki bywał. Sama skierowała się poszukać kelnera albo właściciela, by zapytać o jakieś łakocie.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Aka
Martwa postać
Posty: 244
Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
Wiek postaci: 23
Ranga: Szczur
Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
GG/Discord: Aka#1339

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Aka »

Ani Shikarui, ani tym bardziej Asaka nie mieli pojęcia, co targało Akim przez ostatnie kilka lat. Skąd mogli wiedzieć? Przecież nie pisał. Nie miał im tego za złe, ale oczywistym było, że się mylą. Zresztą młodemu Uchiha nawet przez myśl nie przyszło, że złotooka może być jakkolwiek zdenerwowana tym spotkaniem. Wydawało mu się oczywistym, że Shikarui podzielił się z nią tą informacją. Zresztą chyba miał rację, biorąc pod uwagę, że dziewczyna nie kazała mu odpieprzyć się. Fakt, Aka nie grzeszył kurtuazją - i to w nim akurat było takie jak zawsze. Miał gdzieś jakieś piękne przywitania, wstępy i zbędne pieprzenie. Od tego są polityce, ale takie maluszki jak on. Marny doko. Oczywiście, że mijały lata i oczywiście, że było niezręcznie. Znacząca większość ludzi zrywa jakikolwiek kontakt ze sowimi byłymi zaraz po rozstaniu. A już na pewno nie interesuje się tym, co robią w w swoimi życiu - to jest zbyt bolesne. Z Shikaruiem było inaczej - zrozumiał to dopiero w momencie, gdy odnalazł te wszystkie listy w sowim domu. I może Akiemu zrobiłoby się ciepło na serduszku, i może powiedziałby zostańmy przyjaciółmi i może by samemu próbował się skontaktować Sanadą, gdyby nie żal, który nosił w sercu. Nie potrafił tego udźwignąć, a spotkanie z Shikaruiem już do reszty by go załamało. Gdyby wtedy zobaczył ten obrazek - Shikaruia gładzącego Asakę po policzku, patrzącego na nią, jakby była jego całym światem. Nie zniósłby tego i byłoby z tego więcej szkody, niż pożytku. A teraz? Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Albo nie dał po sobie tego znać. Jeżeli go prowokowali, to raczej niezbyt im to wyszło.
Bo Aka tego się spodziewał. Nie sądził, że powstrzymają się przed okazywaniem sobie uczuć w pobliżu niego. To zaskakująco ludzka reakcja - chwalić się sowim partnerem, nawet jeżeli robi się to nieświadomie. W końcu chcesz, żeby inni zazdrościli ci twojego skarbu. Żeby widzieli, jak dajesz szczęście i jak samemu jesteś szczęśliwy. A jeżeli zazdrość wzbudzasz u byłego, to satysfakcja jest jeszcze większa.
Aka nie był zazdrosny. Już nie. Teraz, gdy po kilku latach wreszcie do niego dotarła wieść, że Shikarui ma kobietę, pozostała mu tylko obojętność. Bo co innego? Nienawiść? Aka nie nienawidził posiadacza Tsuujintengana. Nie miał za co. Rozstał się z nim - fakt - ale miał do tego pełne prawo. Nikt nie jest niczyją własnością i zawsze masz prawo odejść. Nieważne co mówi on czy ona, rodzina, sąsiadka ze wsi obok. Pozostała więc tylko nudna, smutna obojętność. Było już za późno na jakiekolwiek działania - nie zamierzał nawet podważać kwestii wyboru Shikaruia. Jeżeli się kochają, to chuj z nimi - jak mawiał wielki kapitan.
To nie był też koszmar - widok mógłby być straszny, oh, wręcz najgorszy na świecie. Jakieś dwa-trzy lata temu. Teraz? Po takim czasie? teraz nawet nie była to zmora senna. Co najwyżej jakiś dziwny, lekko nieprzyjemny sen. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia i sam był tym faktem zaskoczony. Siedząc tutaj, wpatrując się w tą przepiękną parę zakochanych nie odczuwał nic. Zbyt wiele razy przeżywał w myślach tę rozmowę, żeby teraz się jej bać.
Aka wstał, gdy Shikarui zaczął mówić. Powoli, spokojnie, niegwałtownie. Westchnął głęboko. Było mu... ciężko. I nie dlatego, że była tu Asaka. Nie dlatego, że Shikarui rozmawiał o ich wspólnej przeszłości. Było mu cięzko dlatego, że Sanada podjął wątek emocji Akiego.

- Asaka, proszę zostań. Proszę. - zwrócił się do niej, gdy próbowała odejść. - Obiecałem Ci, że Ci opowiem, więc nie zamierzam łamać danego słowa. - spojrzał na złotooką. - Nie chcę, żeby potem były jakieś niedomówienia. - poza tym nie lubił tego ich zaraz wracam. Po chwili skierował swój wzrok na Shikaruia.
- Twój stary, dobry przyjaciel potrzebował czterech lat, żeby się pozbierać po tym co mu zrobiłeś. - spojrzał w ziemię, dłonią postukując o oparcie krzesła. Po chwili podniósł wzrok i wpatrywał się w chłopaka, oczami jeszcze chyba smutniejszymi niż zawsze. A może irysy zawsze były takie smutne? Szukał tam czegoś? Chyba nie dawnej miłości, co? - Cztery lata, żeby ogarnąć swoje życie i jakoś zacząć funkcjonować. - powtórzył, stając za krzesłem i opierając się o nie. - Do Sogen wróciłem jakiś miesiąc temu, Shikarui. Nie miałem okazji odpisać. Przez te cztery lata myślałem o tym, jak mnie potraktowałeś. Cztery. Bite. Lata. - po tonie jego głosu było słychać, że przeszłość jest dla niego trudnym tematem. Ale skoro Sanada chciał wysłuchać jego powodów to proszę bardzo.
- Nie mam ochoty na gierki słowne, nie w tej sprawie, naprawdę. - powiedział, spoglądając na czarnowłosego swoimi niebieskimi oczami. - Najpierw odeszli moi rodzice. Było mi ciężko. Cholernie ciężko. Miałem wtedy kilkanaście lat i zostałem postawiony przed dorosłym światem bez kogokolwiek, kto by mi powiedział jak on działa... - zaczął i chyba to zdanie miało być dłuższe, chyba chciałowiedzieć coś jeszcze, ale widać, że się powstrzymał. - ... ale nie będę się nad sobą użalał, to przeszłość, która nie dotyczy Ciebie, więc pewnie mało Cię ona obchodzi. - machnął ręką, uznając ten szczegół z jego życia za nieistotny. - Spróbowałem wziąć się w garść i ogarnąć. - widać było, że ten temat sprawia mu trudności. Nie wyglądał, jakby zaraz miał się rozkleić, ale każde zdanie było poprzedzone chwilą ciszy. Ciszy, która rozdzierała kolejne warstwy maski Akiego. - Potem poznałem Ciebie. Było pięknie, gdy poznawaliśmy się na dachach Kami no Hikage. Oh, było wspaniale. I wiesz co...? - spojrzał pytająco. - I znowu mnie ktoś zostawił. - westchnął głęboko. Spojrzał na Asakę - zastanawiało go, czy dziewczyna wie, do czego zmierza. Uchiha mówił prawdę - nie zamierzał owijać w bawełnę. Temat był zbyt ciężki, żeby pozwolić sobie na żart.
- Kochałem Cię, Shikarui. - powiedział w końcu, zaciskając mocno dłonie na oparciu krzesła. - To chciałeś usłyszeć? Powód, dla którego nie byłem na Twoim weselu? W takim razie słyszysz. Kochałem Cię, a Ty mnie zostawiłeś samego jak psa. - każde jego słowo było dokładnie zaakcentowane, mocne, a przy tym... zadziwiająco chłodne. Obojętne, a przy tym... bardzo smutne. Widać było, że cokolwiek do niego czuł już przestało mieć znaczenie.
0 x
Obrazek
I'd rather watch my kingdom fall
I want it all or not at all
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Niektórzy robili zawsze złe pierwsze wrażenie, bo mieli wiele rzeczy gdzieś. Inni robili złe pierwsze wrażenie, bo chcieli uchodzić za tych łobuzów, co ponoć kochali najmocniej. Jeszcze inni celowo kryli się za swoimi maskami i udawali złych, żeby wszyscy dali im spokój. Było wiele grup i wiele powodów, a mnie za bardzo bolą palce, żeby wymieniać je wszystkie. W końcu - po co? Rozchodziło się tylko o to, że złe wrażenie dotyczącego Akiego zostało, a ten się tym zapewne nie przejmował, bo od samego początku nie planował go robić. Spotkanie zaskoczyło ich wszystkich i tak też zastało tu i teraz - zaskoczonych. Zdenerwowanych. No... może poza Shikaruim, którego odporność na emocje i brak empatii była teraz ratunkiem dla niego samego. Z drugiej strony - może wszystko przebiegłoby sprawniej, gdyby dokładniej rozumiał uczucia Asaki względem tej rozmowy? I gdyby pojmował, co dzieje się w głowie Akiego? Zadawał sobie trud w przypadku tej pierwszej. W przypadku tego drugiego zadręczał się tym kiedyś - teraz już nie bardzo się tym przejmował. Magiczna czwórka, której nie lubił, bo przecież przynosiła pecha, bo przecież miał ją w imieniu, przecięła wszystko na dwie części - jego i Asaki i Akiego. Ktoś tutaj został z niczym, ktoś inny zyskał wszystko. Czarnowłosy prócz tych superlatyw nie omieszkał wspomnieć, że nigdy do siebie z Akim nie pasowali. Nie potrafili się zgrać, wszystko było ciągle skrajne. Akiego trzeba było ogarniać, a Shikarui nie nadawał się do ogarniania. Drażniła go bezsilność drugiej strony i drażniła słabość. On kochał siłę. Lubił stabilność i brak chaosu. Lubił rzeczy przemyślane i zaplanowane. Lubił... ach, co tu dużo gadać. Asaka była kwintesencją tego, co naprawdę lubił i czego potrzebował. Zapytany o to, jakie cechy lubi w ludziach odpowiedziałby: No jak to? Asakę.
Oczywiście, że lubił chwalić się Asaką. Uwielbiał wręcz. Zawsze chodziła z przodu, kiedy wkraczali w jakieś interakcje. Pozwalał jej być prowodyrem, kiedy on sam się tylko przyglądał. Lubił, jak się za nią oglądali i lubił, jak zawieszali na niej swoje spojrzenia, marząc o słodyczy, której nigdy nie zasmakują. Shikarui był wredną bestią - jak to każdy kot. Jak każdy tygrys. Nie tracił na nią zbytnio energii, bo szkoda zachodu, lecz kiedy była sposobność..? Nikt nie musiał wiedzieć, kiedy odczuwał satysfakcję. Prócz białowłosej - bo przecież nie było takiej rzeczy, której by o nim nie wiedziała. Jego gest jednak nie był przechwałką ani próbą wzbudzenia zazdrości. Jedyną osobą, w której chciał wzbudzać zazdrość, była sama Asaka a i tak robił to tylko z powodu swojej paskudnej mściwości, bardzo rzadko, ale się zdarzało. Żeby jej trochę dokuczyć, kiedy ona sama zarumieniała się na widok jakiegoś mężczyzny. Nie potrzebował tego płytkiego odczucia, żeby udowadniać światu i innym cokolwiek, bo przecież nie po to wkładał tyle energii w miłość, żeby tak łatwo zwątpić w jej czar. Jego gest teraz miał ukoić jej smutek. Straciła kogoś bliskiego, straciła do niego zaufanie, straciła go, jakby, bezpowrotnie. Był żywy, a jednak martwy w jej świecie. Wczoraj to ona musiała kogoś pochować, a takie pogrzeby nigdy nie były proste. Pochwali go wspólnymi siłami, czując na twarzach powiew zimnego wiatru Watarimono.
Podniósł się, kiedy i ona to zrobiła i delikatnie ujął jej dłoń. Oj, oj, mógł nie być empatyczny, ale zdawał sobie sprawę, jak wiele rzeczy nie klikało i nie grało. Asaka miała przed sobą artystę, który starannie rzeźbił każde uczucie gorejącego serca na jej twarzy. W świetle jej oczu i w jej kolorach. Lekkie nawet zagięcia zmarszczek, ciche westchnienia, opuszczenie wzroku. Czy tutaj była to kwestia wyboru? Nie, nic nie trzeba było wybierać. Pewne rzeczy powinny zostać wyjaśnione, bo Shikarui chciał je wyjaśnić. Chyba tylko on jedyny. Nie chciał za to płacić za nie żadnej ceny. Jego spojrzenie na twarzy białowłosej było bardzo uważne - jedno z tych, które niby nic nie znaczyło, bo przecież mimika czarnowłosego nie zmieniła się ani o jotę. Było upewniające. Sprawdzeniem, czy wszystko w porządku, czy na pewno tak, czy może jednak powinien iść z nią, rzucić to w cholerę? Cokolwiek jednak miało zostać dopowiedziane, odezwał się Aka. Prosząco. Tak, rzeczywiście, miał też coś do powiedzenia Asace, choć Shikarui za bardzo nie wiedział, co takiego i czemu tak zależało mu na tym, żeby białowłosa została. On sam przecież chciał, żeby jego żona tu była, ale nie dlatego, żeby zadręczały ją myśli. Tym bardziej nie po to, żeby miała być zadręczana ostrymi słowami strony przeciwnej. Była typem osoby, której wzmocnieniem były uczucia pozytywne, a gdy wkraczały negatywy, tak delikatne i niepewne, jak to, co działo się tutaj, nagle truchlała. Zostawiać ją tu, taką struchlałą? Shikarui oderwał wzrok od Akiego i znów przeniósł go na Asakę, by oprzeć swoje czoło o jej i zaraz pocałować je.
- Kocham cię. - Szepnął jej do ucha i uśmiechnął. Nie musiała przecież zostać i słuchać tego wszystkiego, co mogło ją tylko zaboleć. A chyba miało zaboleć. Shikarui nie miał pojęcia, co Aka miał do powiedzenia, ale nie spodziewał się tego, co miało tutaj nastać. Rozpętać jakieś minimalne tornado, które pozostawiało niesmak w ustach. Tak, tak - to na ten niesmak potrzeba było cukierków. Bardzo wielu cukierków.
Uderzenie było szybkie i niespodziewane. Wybijające z rytmu i sprawiające, że brwi człowieka unosiły się wyżej w zdumieniu. Nie, naprawdę lepiej, żeby Asaki przy tym nie było. I zdziwienie odmalowało się na twarzy Sanady, ale nie było czystym odczuciem. Było zabarwione niedowierzaniem tego, co słyszał. Co mu zrobiłeś? Uh, jakie mocne słowa. W zasadzie to dziwić go to nie powinno, dlatego to odczucie zniknęło szybko i namalowało zamiast tego paskudny uśmieszek na jego wargach. No tak, tak, przypomniało mu się, że Aka był też egocentrykiem. Też, albo aż? Czy tylko? Wszystko stawał w sowim centrum, a w jego słowniku nigdy nie było "my", bo było tylko "ja". Więc i szybko zniknęło zdziwienie - wróciły wspomnienia rzeczywistości i frustracji tego, jak chłopak zawsze czuł się pokrzywdzony przez niemal wszystko. Shikarui kulturalnie siorbnął sobie herbatki. Odpowiedział spojrzeniem na spojrzenie Akiego.
- Jak zwykle - melodramat. - Skomentował krótko. Ouch, no przecież zawsze był okrutny. Czy jednak celowo był okrutny wobec Akiego? Ciągle miał do niego słabość. Lubił jego jasne oczy i lubił, kiedy na niego spoglądały. Zabawne, jak człowiek ciągle daje się zaskakiwać nawet przez tych, których, wydawałoby się, że znał. - Marudziłeś w Ryuzaku no Taki. Jedyne, co zrobiłem, to wróciłem do domu. Nie zostałeś porzucony. Jak zawsze - sam sobie ubzdurałeś porzucenie. Wolisz uciekać i tłumaczysz to sobie żałosnymi wymówkami. Kiedy człowiek czegoś chce, musi o to walczyć. Spójrz tylko na siebie. Jak ty miałbyś walczyć o cokolwiek? - Wspominałam już, że nikt nie miał takiego talentu do drażnienia Sanady jak Aka, prawda? Na szczęście Shikarui jeszcze nie był zły. Bardziej nie wierzył temu, co słyszał. - Spójrz w końcu trzeźwo na ten świat. - Wszystko zostało odwrócone do góry nogami i obrócone kota ogonem. Do tego Aka też miał talent. Wina nie była w nim - była we wszystkich innych i całym świecie. Shikarui znów się uśmiechnął z niedowierzaniem i pokręcił lekko głową.
Potrafił być całkiem przewidywalny. Jeśli tylko pojmowało się schemat postępowania, w jakim działał.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Każdy miał przecież swoją prawdę. Asaka w swoim odczuciu się nie myliła, tak samo jak Aka nie mylił się w swoim. Była jednak różnica w tym, by przekazać coś z klasą, a w tym, by być po prostu bezczelnym – i nie trzeba się wcale było zasłaniać pięknym przywitaniem czy występem. Białowłosa uważała po prostu, ze każdemu należy się odrobina szacunku, a tego, w tej chwili, w jej mniemaniu brakowało. Dziewczyna nie wiedziała, jakiej rangi jest Uchiha Aka. Czy jest Doko, Akoraito czy kimś innym – i nie miało to zresztą znaczenia. Tym bardziej, że jej słowa skierowane zostały do Toshiro będącego w tym samym klanie, a ona zwyczajnie była ponad nim rangą, wiekiem i doświadczeniem. Nie był zresztą marnym Doko, a jakimś Doko. Aki zdaje się przyszedł już później… Sprawa dotyczyła jednak tylko jej i jego. Nigdy nikogo nie nazwała marnym Doko i nie patrzyła z wyższością, ale tak to jest, gdy wyciąga się coś z kontekstu. Białowłosa z kolei nie musiała go prowokować ani robić specjalnie, bo po co? Zresztą co, miała teraz udawać, że Shikarui to wcale nie jest jej mąż? Ze czułe spojrzenia czy gesty są im obce, bo oni są sobie obcy? To, że czuła się tu niezręcznie to zupełnie inna sprawa.
Chciała wyjść, ale nim to zrobiła – Shikarui zablokował jej drogę, łapiąc ją za dłoń. Kobieta nie wiedziała za bardzo o co mu chodzi, co zresztą było wymalowane jak na dłoni na jej twarzy, lekkim zmarszczeniem brwi, niezrozumieniem. Przecież chciał cukierki, więc… mogła je załatwić, tak? I dać tym samym tej dwójce minutę czasu na rozmowę bez niej. Tak, było w porządku, zaraz miała wyjść. Czy potrzebowała obstawę, żeby dogadać się z kelnerem? Była panią w opresji? Chciała pójść, ale wtedy odezwał się Aka. Zostań. Ale czy ona potrzebowała wyjaśnień? Dla niej były one jasne jak słońce, czego młody Uchiha pewnie nie wiedział, ale jego brak odpowiedzi wczoraj i jego niekontrolowane reakcje, które starał się ukryć, były bardziej niż oczywiste. Bardzo mgliście przedstawiła to Shikiemu, ale ona sama wyciągnęła z tego znacznie więcej.
Uśmiechnęła się, krótko i niemrawo, kiedy Shiki zbliżył się by pozostawić ja jej czole pocałunek i szepnąć jej dwa słowa do ucha. Ona sama nic nie odpowiedziała, bo nie czuła się swobodnie w tym towarzystwie, nawet jeśli miałaby odpowiedzieć również tylko szeptem. Było jej przykro – bo znowu sprawa Toshiro została wyciągnięta i dźgnięta kijem, plus cała ta sytuacja tutaj. Z jakiegoś powodu to ona odczuwała stres – a nie powinna. Bo czym ona tutaj zawiniła? Były po prostu rzeczy, których nie chciało się i nie powinno się słyszeć.
Westchnęła i została, nie usiadła jednak, bo zakładała, że zaraz jedna pójdzie po te cukierki. Nie spodziewała się jednak tego, co zaraz usłyszy. Potoku wyrzutów, wyrzutów kogoś, kto ewidentnie nie radził sobie ze swoimi uczuciami i emocjami. Nie wiedziała co jest nie tak z tym chłopakiem, ale nie trzeba było być żadnym geniuszem, by zrozumieć, że trzymanie w sobie przez cztery lata urazy do kogoś, kogo znało się raptem kilka miesięcy – nie było żadną normalną reakcją. Każdy odczuwał po swojemu, oczywiście, nie zamierzała porównywać skali siły miłości czy czegoś takiego, ale nie była nastolatką, która nie wie jak działa świat. Była dorosłą kobietą, która też przeżyła swoje wzloty i upadki. Miała na tyle oleju w głowie by wiedzieć, że to nie była miłość, a co najwyżej mocne zadurzenie i zauroczenie. Takie, które po jakimś czasie wyparowuje z głowy, a już z pewnością po czterech latach. Jeśli było inaczej, to znaczyło, że Aka miał za dużo czasu na rozmyślanie i rozpamiętywanie, zamiast wziąć się w garść.
Uniosła brwi, gdy zaczął opowiadać o tym, ze stracił swoich rodziców. Cóż, nie tylko on. Czy ona robiła z tego powodu wymówki? Obarczała za to kogoś winą, podawała to jako argument tego, że och jak mi źle? Nie. Mówiła o tym tak rzadko, że nawet Toshiro dopiero rok temu poznał szczegóły – po tym jak tak samo jak Aka zrobił z siebie ofiarę. Bo nie potrafił znaleźć w swoim życiu celu. Spojrzał na nią, a ona patrzyła na Akiego z niedowierzaniem. Bo niedowierzała temu co słyszy. Nie dlatego, że dowiedziała się właśnie, że jej mąż to jakaś inna osoba – po prostu nie dowierzała temu, że można przez cztery lata obwiniać kogoś o rozejście się.
Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć i milczała, czując jak serce zjeżdża jej gdzieś w okolice żołądka. Nawet zastanawiała się, czy powinna mówić cokolwiek, skoro to nie jej sprawa, ale – jakby nie było, została w nią włączona. Na wyraźną prośbę Akiego właśnie. Shiki coś mu odpowiedział, ale nawet nie słuchała do końca, bo ciągle w uszach dźwięczały jej wszystkie oskarżenia Akiego, które brzmiały po prostu absurdalnie, gdy znało się liczby. Koseki czuła teraz jakiś okropny dysonans i tak, jakby ktoś oblał ją kubłem zimnej wody – nie po to, by się obudziła, a dlatego, że ktoś obrażał jej inteligencję. Tak się czuła.
- Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które czegoś nie straciły i nie jest to żaden argument. Shikarui zostawił cię z własnego wyboru, czy twoi rodzice też tak wybrali? A może po prostu im się… nie powiodło? – „znowu ktoś mnie zostawił”. Szczerze wątpiła, by jego rodzice po prostu poszli sobie i urwali kontakt. Brzmiało to bardziej jak śmierć. Więc co, sami sobie odebrali życie, skoro Aka został przez Shikiego znowu zostawiony? - Nie wiem więc po co o tym wspomniałeś, chyba, że po to, żeby wzmocnić efekt i bawić się w gierki słowne, na które rzekomo nie masz ochoty – jej wzrok przestał być tym należącym do zagubionej, smutnej dziewczynki. Po prostu jej cierpliwość do pierdolenia bzdur bardzo poważnie się skurczyła po wczorajszym dniu. - Cztery lata to szmat czasu na otrząśnięcie się z wielu rzeczy. Na Amaterasu, nie pamiętam nawet dokładnie co robiłam cztery lata temu, a co dopiero mówić co czułam, jak mocno i do kogo. Wiem dokładnie dlaczego nie było cię na weselu i cię nie winię. Będąc na twoim miejscu pewnie sama bym się na takim nie zjawiła. Ale zaginięcie na cztery lata w ten sposób, że nikt, nawet liderka klanu nie wiedziała co się z tobą dzieje, to skrajnie nieodpowiedzialna sprawa. Shikarui zamartwiał się czy żyjesz. Nie wyglądasz mi na dzieciaka, a zachowujesz się jak gówniarz, który nie potrafi się otrząsnąć z młodzieńczej fascynacji – bez „z całym szacunkiem”, bo Asaka szacunku w tym momencie nie miała żadnego. Aka dobrze wczoraj podejrzewał, że Asaka wie, bo nawet nie wyglądała na zaskoczoną słysząc pewne rzeczy. Te wyznanie, że się kiedyś kochało. - Wystarczyłoby odpisać „daj mi spokój” i miał byś spokój. Ale wygarnianie teraz, że zostałeś zostawiony sam jak pies… O to możesz winić tylko siebie. Bo nikt ci nie kazał przez cztery lata robić… Nic, bo na to wychodzi, że robiłeś nic i rozpamiętywałeś wszystko co złe, skoro ledwie miesiąc temu przeczytałeś te wszystkie wiadomości – nie wiedziała czy jest sens mówić cokolwiek więcej, bo miała wrażenie, że Aka widzi tylko swój świat, a nie wszystko co jest dookoła, ale i tak musiała. - To, że kogoś kochałeś, też ma być jakimś argumentem? Może Shikarui miał być przy tobie pomimo własnych odczuć, bo ty po kilku miesiącach znajomości kochałeś tak mocno, że nie potrafiłeś spojrzeć prawdzie w oczy? Nie można zmusić drugiej osoby do miłości i liczyć na szczęśliwe zakończenie.
Kochałem cię, a ty mnie zostawiłeś. Czyli lepiej było być z kimś na siłę i go oszukiwać niż odejść i nie tkwić w zakłamaniu. Ten chłopak poważnie powinien się zastanowić nad tym co wygaduje, do kogo i gdzie. Nie, zdecydowanie nie chciała i nie powinna tego słuchać. Całe to przedstawienie było zbędne, bo to samo można było zawrzeć w jednym zdaniu i nie robić z siebie poszkodowanego, biednego i jakże opuszczonego.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Aka
Martwa postać
Posty: 244
Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
Wiek postaci: 23
Ranga: Szczur
Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
GG/Discord: Aka#1339

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Aka »

Trudno zrobić dobre pierwsze wrażenie, gdy osoba z którą rozmawiasz ma Cię za ciotę i idiotę - a tak było w przypadku Asaki. Trudno zrobić dobre pierwsze wrażenie, gdy osoba z którą masz rozmawiać jest żoną Twojego byłego. Trudno zrobić dobre pierwsze wrażenie, gdy jedyne co dostajesz w odpowiedzi to pogarda za przeszłość. Może i Shikarui wypowiadał się o Akim w samych superlatywach - tak przecież mówiła na wschodnich trybunach Akiemu Asaka - ale jednak to te najgorsze, negatywne emocje zapadły jej najbardziej w pamięć. To że doszło do tego, że żona musiała go pocieszać totalnie przysłoniło wszystko, co było wiadomo o Uchiha. Asaka nie dostrzegała w nim zalet - o ile jakieś miał oczywiście - skupiała się na przeszłości, a ta... cóż. Była bardzo nieciekawa. Zwłaszcza, gdy najbardziej pokrzywdzoną w tym wszystkim osoba był właśnie Shikarui. Dbała o niego i było to zrozumiałe. Broniła go - i to też było zrozumiałe. Niezrozumiałe było natomiast jechanie po Akim za... no właśnie. Za co? Za emocje? Aka więc stał i słuchał tych wszystkich wyrzutów w jego stronę, które teraz prawiła Asaka. Zabawne, czy przed chwilą Shikarui nie zjechał Akiego za robienie melodramatu, podczas gdy jego żona grała dokładnie ten sam spektakl?
- Mój klan nie jest w stanie wojny z żadnym rodem. Moje zniknięcie niczego nie zmieniło. - westchnął, spoglądając na dziewczynę. - Moi rodzice zginęli bo poszli razem na misję. Nikt ich do tego nie zmuszał. Więc tak, tak wybrali. - oczywistym było, wedle mniemania Akiego posiadanie dzieci przez Shinobi było skrajnym przejawem egoizmu i cynizmu. Nikt, kto pracuje w tak ryzykownym, najemniczym zawodzie nie powinien mieć dzieci. Uchiha był antynatalistą i się z tym nie krył - nie widział w tym nic złego. Płodzenie dzieci tylko po to, żeby przedłużyć linię swojego klanu, bo ktoś musi mieć na nazwisko Uchiha czy Kouseki... to dla niego była dopeiro nieodpowiedzialność. Aka swoją nieobecnością nikogo z Sogen nie skrzywdził. - Zresztą jak widać nikt mnie nie zagarnął, gdy zapisywałem się na turniej. Sprawa jest wyjaśniona i nie poniosłem z tego tytułu żadnych konsekwencji. - gdy wracał na tereny Wietrznych Równin po prostu przywitał się ze strażnikami, jak gdyby nigdy nic meldując, że wrócił do domu. Oni go nie pytali gdzie, po co i dlaczego. I bardzo dobrze. Niebieskooki nie lubił kontroli. Nie lubił też, gdy mówiło mu się co ma robić. Zwłaszcza, jeżeli ktoś, kto tak mówił, samemu nie był święty. A kto jak kto, Shikarui pouczający kogoś to doprawdy zabawny widok - Sanada był osobą złą, po prostu złą. Mówienie komuś, że coś powinien było śmiechem na sali.
- Gdybym nie patrzył trzeźwo na ten świat, to uwierz mi, że by mnie tu nie było. - spojrzał na Shikaruia, gdy ten wypomniał mu złe spojrzenie na rzeczywistość. - Jakoś nie uciekłem przed Tobą i Asaką. Przyszedłem tu z własnej woli by... - no właśnie. By co? - ... wyjaśnić kilka rzeczy. - spojrzał na piękniejszą Sanadę. Dziewczyna zapewne nie rozumiała zbyt wiele, ale może chociaż próbowała zrozumieć? Zrozumiała, dlaczego nie był na weselu, a Shikarui go tylko obrażał i poniżał na oczach swojej żony. A przynajmniej tak się czuł w tym momencie, gdy próbował zachować nad sobą resztki kontroli. Kouseki nie rozumiała natomiast emocji Akiego, tego co nim kierowało, gdy nie odzywał się do nikogo, gdy nie chciał mieć kontaktu ze światem. Kim była, by mówić mu, co ma czuć? Nikt nie ma do tego prawa. - Najwyraźniej potrzebowałem czterech lat na ogarnięcie się. - podniósł głowę, spoglądając głęboko w oczy Shikaruia. - I co? Co mam z tym zrobić, że tak się czułem? Co mam z tym zrobić, że w Twoich i Twojej żony oczach jestem słaby? - wbił palce w krzesło, o której teraz się opierał. Ściskał je mocno, bardzo mocno, aż było widać żyły na jego rękach. Ta rozmowa naprawdę sprawiała mu ból i wstrzymywał się, by nie wybuchnąć. Granie w teatrze było łatwiejsze, niż tłumaczenie się przed swoim ex i jego obecną dziewczyną. Tutaj żadne maski nie pomogą...
Założył ręce. W końcu nawet Irys musiał się bronic, gdy był atakowany z dwóch stron. Syndrom oblężonej twierdzy? Raczej nie. Jego rozmówcy naprawdę po nim jechali i wypominali mu wszystko. Każdą jego wadę wyolbrzymiali, a on... cóż. Nie lubił, gdy się go krytykowało. Zwłaszcza, gdy nie mieli racji. - Nie, Asaka, to nie jest argument, bo ja z nikim się nie kłócę, ani tym bardziej nie prowadzę debaty. Mówię co czułem i możecie zrobić z tym co chcecie - przyjąć to do wiadomości i zaakceptować, albo spisać na kartce i podetrzeć tym tyłki. To wasze zdanie i cokolwiek z tym faktem zrobicie - macie do tego prawda. Miałem się wytłumaczyć... - to Shikarui zaczął ten temat. - Więc to zrobiłem. Przeszłości nie zmienię, a czasu nie cofnę. - westchnął głęboko, na chwilę wstrzymując rozmowę. - Przepraszam, Shikarui. Za wszystko. - jego przeprosiny były szczere. Był słaby psychicznie i zdawał sobie z tego sprawę. Za słaby dla kogoś takiego jak Sanada. - Cieszę się, że teraz jesteś szczęśliwy. - nawet, jeżeli to nie była miłość z Akim. Naprawdę, nie miał żalu do Shikaruia - już nie. Kiedyś zapewne życzyłby mu, żeby zdechł pod płotem, ale teraz? Po co miał chcieć życzyć mu źle? Uchiha był dobrym człowiekiem, nawet jeżeli dobry Uchiha wydaje się być oksymoronem.
- Chyba lepiej będzie jak już pójdę. Nie chcę, by ktoś wam psuł kolejny dzień.
0 x
Obrazek
I'd rather watch my kingdom fall
I want it all or not at all
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Nie oczekiwał niczego - a i tak się zawiódł. Chciał wytłumaczenia - i dopiero po jego usłyszeniu zrozumiał, że wcale go nie chciał. Był kolejną plamą na jego idealnym planie, w jego idealnym świecie, w jego wyobrażeniach dotyczących rzeczywistości. Brzydkim, paskudnym kleksem. Niebieskim kleksem. Podchodził do tego spotkania spokojnie, sądząc, że powiedzą sobie krótko, że przeszłość minęła. Spodziewał się, ze usłyszy, że coś złego Akiemu się działo, że miał problemy zdrowotne, może ktoś go zatrzymał, a on sam nie zdołał do niego dotrzeć mimo prób? Może wydarzyła się tragedia, która splątała mu ręce, nogi, zatkała usta, żeby nawet nie mógł krzyczeć, czy poprosić przypadkowego przechodnia o pomoc? Nie, nie. Z jego ciałem było wszystko w porządku. Wszystko było w najlepszym porządku, po prostu znów się obraził. Zawsze mówił, że jeśli coś kochasz - musisz pozwolić temu odejść. To było zdanie, które bardzo mocno kojarzyło mu się z Uchiha i... uważał je za całkowicie idiotyczne. Jeśli bowiem coś naprawdę kochasz, musisz to trzymać jak najbliżej przy sobie. Niekoniecznie w ten fizyczny sposób, przecież to nie mogła być niezdrowa obsesja. Ale, ach, przecież tak wiele rzeczy różniło Akiego i Shikaruiego, że to po prostu nie miała prawa wyjść, choć... Shikarui naprawdę go kochał. Był w niego zapatrzony jak psiak. To było jednak naprawdę dawno, dawno temu. Nigdy natomiast nie wygasła w nim wdzięczność za to, co mu Uchiha pokazał, czego go nauczył, radości z tych lepszych chwil spędzonych wspólnie. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że tamto rozejście było jednostronne, że tu przecież tylko Aka sam jeden został potraktowany... zaraz, jak to ujął? Jak wyzuta szmata? Nie, nie. Jak psa. Zwrot, który dość mocno trafiał w czuły punkt jego odczuć i myśli. Ten raczej nieprzyjemny. Nie dlatego, że on kogoś tak potraktował, gdzieee tam. Nie dostrzegał w tym swojej winy, nie widział winy. I oczekując wyjaśnień jego palec nie kręcił się w lewo i prawo, robiąc wyliczankę, żeby znaleźć w końcu głównego podejrzanego tego wszystkiego i wyszukać winowajcy. Tu nie było już o co się sądzić! Przed tym sądem zgromadzenia były tylko trzyosobowe, jeden świadek był postronny. Asaka nie znała Akiego, za to znała Shikaruiego doskonale. Sędzia został przed ich wzrokiem zakryty i nigdy nie mieli się dowiedzieć, kto miał uderzyć młotkiem w drewniane biurko. Dźwięk uderzeń był głośniejszy od huku błyskawic szalejących nad głową. Spokój w takich chwilach łatwo mijał.
Shikarui usiadł, czując, że nie ma na to siły. Na to niedowierzanie co do tego, co słyszy. Na wytłumaczenia w stylu, w jakim spowiadał się Aka - ale to nie była spowiedź. To był sąd. Więc sędzia miał mieć twarz mężczyzny z blizną..? Czarnowłosy nie zauważył, tak jak Asaka, że się specjalnie przygotował, że podciął włosy, że wyglądał inaczej, że jego dłonie szukały zajęcia, ponieważ ściskało go coś w sercu. Skoro więc nie miał na to sił i wszystko przesunęło się do takiego kuriozum, może warto to zakończyć i rozejść się tak, by nigdy więcej nie skrzyżować ze sobą dróg? Do powiedzenia tego wszystkiego, co tak nagle wyrzucił z siebie Aka, nie była potrzebna Asaka. Shikarui uwielbiał wbijać szpile w ludzi, szukać ich słabych punktów i godzić. Kiedyś to właśnie było jego hobby. Odzywało się ono już jednak bardzo rzadko, ta pokusa, żeby testować ludzi wokół siebie. No tak, oczywiście, chłopak zawsze robił mu mętlik w głowie do tego chorobliwego stopnia, przytłaczał swoimi emocjami, chociaż niby teraz była mowa o przyszłości, że taka soczysta dawka informacji i wymagania, by zostały one przyswojone. Niezrozumiały bełkot. Zdawał sobie sprawę z tego, że zachował się wobec Akiego okrutnie w tym momencie i zrobił to z premedytacją. Sam poczuł się wyjątkowo... źle potraktowany. Po usłyszeniu tego wszystkiego dotarło do końca, że zawierzał jakiemuś urojonemu wyobrażeniu.
Jak to się, do cholery, dzieje, że kompletnie niczego nie oczekujesz, a kończysz będąc takim zszokowanym?
- Dostałem to, czego chciałem. - Aż na krańcu języka tańczyło soczyste jak zwykle. Tańczyło na pewno w tafli jego zimnych oczu. Chciał wyjaśnień - oto je miał. Tylko zupełnie nie takie, jakie chciał. Nie w takim opakowaniu. To nie była kwestia "gierek słownych", gdyby Shikarui nie wiedział, jak wiele urojeń nosiła głowa Akiego (tak samo wiele, jak twoja), właśnie wydałby swój własny rodzaj wyroku - że Aka celowo gra na emocjach nie tyle jego, co przede wszystkim namierzając w tym Asakę, która naprawdę, naprawdę nie musiała tego słyszeć, nie w takim wydaniu. Nie miał nic przed nią do ukrycia, powtórzyłby jej zapewne wszystko - tylko nie w taki sposób.
Nie chciał wdawać się w jakiekolwiek dyskusje na temat Uchiha, kiedy Aka tak żywo dyskutował o swoim klanie z Hanem, już nawet ich nie słuchał - ledwo co przelatywały informację przez jego głowę. To był temat, który nie miał końca. Wpadający w skrajności, bo przecież on był dumnym Uchiha, a Asaka była dumną Koseki. A jednak Aka uważał służbę swoim za nieważkość. Coś, co było dla Asaki nie do pomyślenia. Coś, co było niemal jak zdrada. Zniknięcie bez żadnych zobowiązań, chociaż liderka ewidentnie się o mężczyznę martwiła, kiedy zgłaszali jego zaginięcie i prawdopodobną śmierć. Aach... Shikarui naprawdę nie czuł się pokrzywdzony. Był ciekaw. Kiedyś było mu smutno, ale to przecież dawno... ale teraz to znowu bolało. To, że osoba, której się ufało, ma tak wiele do zarzucenia. Tak wiele swojej własnej choroby do przelania na drugą stronę. A czarnowłosy teraz czuł się wystarczająco schorowany.
Do jego głowy dotarło, że będzie musiał pogrzebać Akiego kolejny raz.
Podparł głowę na dłoni na wysokości skroni i przymknął na moment oczy, próbując na chwili, w tempie błyskawicznym, ogarnąć wszystkie informacje - wielką ilość słów zarówno od strony Asaki jak i Akiego. Zadziwiające, że nawet w takich chwilach ta kobieta potrafiła lepiej ubrać jego myśli w słowa i powiedzieć, co tak naprawdę było na rzeczy, niż on sam. Nie to, żeby miał problem z piękną wymową, och nie. Za to emocje... emocje były już zupełnie inną rzeczą. I nigdy nie był gotów, gdy grały pierwsze skrzypce i to o nich trzeba było rozmawiać. Kiedy nie można było na spokojnie przemyśleć tego, co się dzieje w twoim otoczeniu i w tobie samym. Za to wiedział, że dostał kolejną nauczkę. Wychodziłoby - kolejną o tym, żeby nikomu nie ufać.
Shikarui uchylił powieki, dopiero kiedy pojawiły się słowa o przeprosinach. No tak, tego też się nie spodziewał, ale i nie było to szokujące. Nie było też oczekiwane. To było tak dawno temu, że żal dawno odszedł, nawet było lekkie zadowolenie, że jednak żyje, że nic złego go nie spotkało, kiedy myślał o tym spotkaniu o poranku. Przeprosiny za tamto nie były konieczne, za to za dzisiejszą rozmowę już uważał je za podstawę. I oto są - padły. Jakby w ogóle można było przepraszać za własne uczucia, jak to powiedział sam Aka - że przecież powiedział tylko, co czuł! Wydawałoby się - więc nie widzi w tym żadnego problemu! No i właśnie - cztery lata uciekania, by spotkać się takim przypadkiem. Cóż za niefart. Nie chciał już niczego więcej komentować, nie miał na to sił ani ochoty. I to było zauważalne. Ten całkowity ubytek energii, chociaż jeszcze przed chwilą gotów był prowadzić całkowicie normalną, przyjemną konwersację, zabarwioną nawet żartem. Przecież nie życzył temu chłopakowi źle. Przecież życzył mu jak najlepiej - przez cały ten czas.
- Poczekaj. - Odetchnął lekko. - Przynieś mi papier i tusz. - Zwrócił się do służącego, który stał kawałek dalej i gotów był na każde skinienie gości. Długie pasma czarnych włosów przelewały się pomiędzy jego palcami, kiedy podpierał głowę tak, jakby nie miał już siły utrzymać jej w pionie tylko za pomocą szyi. Porwana, idealnie przygotowana karteczka świąteczna poszła do kosza. Spalona, jak wiele mostów, przynajmniej dawała pewien rodzaj spokoju, że pewien rozdział został już zakończony. Ktoś postanowił wyciągnąć ją ze śmieci i stworzyć jej idealną kopię. Podłożył pod nos, zaśmiał się za plecami i odszedł w siną dal. Do cholery, czym to wszystko miało być? Czy tak właśnie czuła się Asaka przy Toshiro? Czy to to samo? Shikarui czuł się całkowicie przytłoczony, bez sposobu na udźwignięcie takiego obciążenia. Jakim cudem ona ciągle trwała..? Trochę zmęczona, lecz wciąż pełna życia..? Przed Shikarui zapewne kolejne pół roku porządkowania myśli, świata i swojego wyobrażenia o nim. Regeneracji i radzenia sobie z niepojętymi, ludzkimi zachowaniami. Asaka... Asaka dawała mu wolę istnienia. Rósł na jej ramionach jak młody bóg, który poznawał nowe, nieznane szlaki, nagle samemu je pragnąc. Kiedyś dawał mu to Aka. Tylko że przecież szlaki, jakie przechodzili z Uchihą były naprawdę niezdrowe. To były dwa serca z dwoma wielkimi smutkami. Tak, tak, Shikarui był złym człowiekiem.
- Nie miałem urazy za to, co się stało. To było tak dawno temu... śnieg stopniał kilka razy. - Shikarui rozumiał, czym jest pragnienie zemsty i wiedział, jak to jest z pragnieniem, by uczynić krzywdę za swoją krzywdę. Nie rozumiał natomiast tego... tego. Wulgarność Akiego była dla niego teraz drażniąca. Shikarui się bardzo mocno zmienił przez te cztery lata, co nawet było słyszalne w jego wypowiedziach już od pierwszej chwili. Po uśmiechach, w jakie się stroił. Niemalże pozostawało tu tylko do powiedzenia, że po tylu wiosnach i takim wystąpieniu, to sam może wziąć te przeprosiny spisane na kartce i się nimi podetrzeć. - Nie wierzę, że z trzeźwym spojrzeniem na świat by cię tu nie było. - Wiaro, ach Wiaro..! Różne ty masz spojrzenia i różne słówka do uszka do powiedzenia. Ciężko było w ten jeden szept uwierzyć, kiedy przed momentem ostre słowa Akiego tak mocno poszatkowały wszystkich wokół. Nawet jego samego. - Ja się zmieniłem. Ty się zmieniłeś. Jesteśmy obcymi sobie ludźmi. - Wszyscy się zmieniają. Więc i Aka mógł zmienić swoje nastawienie i przestać uciekać. Zresztą, jak sam to ujął, dlatego tutaj przyszedł. - Mogłeś oszczędzić mojej żonie słuchania tylu przykrych słów. Chciałbym teraz zrozumieć, dlaczego poprosiłeś ją o zostanie. - No... to jeszcze było interesujące. Bo Asaka chciała iść, wiedząc, że przyda się chwila na wyjaśnienie pewnych spraw. Shikarui nawet nie chciał jej zatrzymywać, kiedy zobaczył na jej twarzy to, że nie dzieje się jej nic złego, że po prostu chce pójść po cukierki. Nawet on miał na tyle wyczucia, żeby dotarło do niego, że niektórych rzeczy może nie chcieć słyszeć. Niektóre rzeczy były po prostu zbyt delikatne. Poruszały najbardziej wrażliwymi strunami. Po co więc je szarpać, jeśli tylko można je oszczędzić? Zwłaszcza po tak ciężkim dniu poprzednim, gdy straciło się przyjaciela.
- Dziękuję. - Odebrał papier od służącego, który wyłożył resztę przyrządów do kaligrafii. Shikarui poprawił szerokie rękawy czarnego, jedwabnego kimona, jakie miał na sobie i umoczył pędzel w czarnym tuszu. - Skoro odebrałeś listy to wiesz, że szukałem osoby, która pomoże ci z blizną. - Raczej nie miał powodów, żeby kłamać, ale na ten moment Shikarui już niczego nie zakładał. Nakreślił parę znaków, powoli i starannie. Ze skupieniem. Pisał naprawdę paskudnie, bo i ciągle się uczył. Wiele jeszcze mu zostało do osiągnięcia perfekcji w tej sztuce. Podał w końcu pergamin Akiemu. - Ta kobieta może ci pomóc, jeśli nadal tego chcesz. - Na kartce był opis Ridy - kobiety spotkanej w Midori, pochodzącej z Prastarego Lasu.
- Już ten dzień popsułeś. Powodzenia w dalszej drodze. - I wcale nie czuło się ekscytacji z tego rodzaju powiedzania "spierdalaj", prawda?
Tak, tak, zupełnie inaczej sobie to spotkanie wyobrażał. Na pewno nie tak.
Oparł ciężko głowę o drugą rękę, również w okolicy skroni. Bolała nieprzyjemnie.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Zadziwiające było to, że Asaka nie miała Akiego za ciotę i idiotę od pierwszej chwili. Miała go za kogoś inteligentnego i silnego, bo Shikarui lubił osoby silne. Charakterne – więc i taką osobą musiał być Aka. Miała go za osobę, która coś sobą reprezentowała i sądziła, że stało się coś złego, co uniemożliwiło mu odebrać wiadomości słane najpierw przez Shikiego (pewnie pisane przez przypadkowych ludzi), później przez Asakę, nim Sanada nauczył się na tyle sprawnie posługiwać czytaniem i pisaniem, że mógł sam to robić. Miała go za osobę, która wie czego chce, a po prostu to chcenie nie pokrywało się z chceniem Shikiego – bo przecież się kłócili. Tyle wiedziała i tyle sądziła o Akim. No i jeszcze uważała, że ktoś, kto widzi, że druga osoba złapana jest w genjutsu i wyciągająca ją z niego, tak bezinteresownie – bo chyba wtedy jeszcze nie wiedział kim była – nie może być złą osobą. Czy więc było to złe wrażenie i przeświadczenie o ciotowatości i byciu idiotą? Nie sądzę. Czar jednak prysł po tych kilku minutach rozmowy, gdy Aka przedstawiał swoimi odpowiedziami i tonem wszystko, tylko nie to, co o nim do tej pory wiedziała. Po rozmowie z nim twarzą w twarz faktycznie zwątpiła, bo miało się to nijak do pierwszego wrażenia i wyobrażenia, jakie zasiał w jej głowie mąż. Miało się to nijak do tego, co sama ceniła i szanowała. Trudno wiec oczekiwać, że gdy pokazuje się swoją postawą i odpowiedzią na każdym kroku, jak bardzo ma się na wszystko wyjebane, to druga osoba jednak zaczyna czuć, że to nie jest towarzystwo dla niej. Och, Aka na pewno miał jakieś zalety, Asaka jedynie ich nie dostrzegała. A skupiała się na przeszłości – bo tylko ją znała. Tą niesamowicie pozytywną usłyszaną z ust Shikiego i tą niesamowicie… żałosną, wypowiedzianą przez Akiego. Asaka nie znosiła, gdy ktoś robił z niej idiotkę, a to właśnie miało miejsce w tej rozmowie. Nie znosiła, gdy ktoś próbował jej wmówić, że to, co mówi, jest czymś innym, a przecież słyszała wszystko na własne uszy. Nie dlatego, że chciała. A dlatego, że ją o to poproszono. Czy był więc to spektakl? Nie w jej odczuciu. W jej odczuciu Aka popłynął z prądem i wypłynął na głębokie morze myśląc, że wszystko co mówi jest bezkarne. Nie było – bo był wysłuchany z uwagą. A Asaka też nie lubiła, gdy jej się mówiło co ma robić. Gdy kazało się jej myśleć, że leżące przed nią gówno jest piękne i wcale nie śmierdzi, gdy wyraźnie czuła jego smród.
- Może dla ciebie nie zmieniło. Zmieniło natomiast dla innych ludzi, z których uczuciami zupełnie się nie liczysz, każąc im liczyć się ze swoimi – jej słowa były okrutne, ale odrzuciła już na bok zabawę w poklepywanie się po główce. Z tym chłopakiem to najwyraźniej nie działało i trzeba było powiedzieć mu wprost jak wygląda sprawa, bo miał irytującą tendencję do odwracania kota ogonem. - Co za stek bzdur. Ludzie umierają, tak po prostu jest. Wychowałam się bez ojca, a moja matka, babka i zdecydowana większość wioski, z której pochodziłam zmarła z powodu zarazy. Wszystko musieliśmy spalić. Wszystko. Dom, dobytek. Wszystko. Mam więc uważać, że mój ojciec tak wybrał, skoro nawet o mnie nie wiedział? A może matka tak wybrała, bo nie wzmacniała swojego ciała i poddała się chorobie? Nie trzeba być shinobim, żebym umrzeć. Więc nie pierdol z łaski swojej jaki to jesteś pokrzywdzony, bo najwyraźniej gówno wiesz o życiu . Świat nie kręci się wokół ciebie. Im szybciej się o tym przekonasz, tym lepiej dla ciebie – Asaka nie mogła po prostu uwierzyć w tak egoistyczne, egocentryczne wręcz podejście chłopaka. Rodzice poszli na misję i zginęli, więc wybrali zostawienie go. Nie pomyślał, że szli na misję, by zarobić na jego życie, nie. Szli, żeby na niej zginąć i go zostawić.
Nikt go nie zagarnął, bo strażników gówno obchodzi to, czy do osady wrócił ktoś, kto od kilku lat wydawał się być martwy. Nikt przecież za taką osobą nie wywiesza listów, a oni nie mieli obowiązku znać jego rysopisu. I znowu – co za egocentyczne podejście i przeświadczenie, że każdy wie kim jest i jak wygląda. Nawet Asaka nie wiedziała jak, a tyle się o nim nasłuchała.
- Wyjaśnić kilka rzeczy… - prychnęła, zaciskając ze złości drobne dłonie w pięści. Ta rozmowa wiele ją kosztowała. Naprawdę wiele. - Więc byłam potrzeba tutaj przy tym wyjaśnieniu? Miałam wysłuchać twojego płaczu, odwracania kota ogonem i grania na emocjach, bo rodzice cię zostawili, a później zrobił to Shikarui. A ty go tak kochałeś, a on zostawił cię jak psa. No posłuchaj tego sam. Skróciłam to do dwóch zdań, wszystko co powiedziałeś. Brzmi kretyńsko, nie? To jest to wytłumaczenie, przy którym miałam być i przy którym byłam niezbędna. Nie masz szacunku do siebie, do Shikiego i do mnie najwyraźniej też nie, bo masz mnie za jakąś głupią siksę i idiotkę, która co… Co miałam i mam sobie o tym myśleć? O jaki jesteś biedny? O jaki zły Shikarui? Czy może mam się czuć jak przeszkoda, bo weszłam między was i waszą relację? Mam się czuć winna? Bo nie rozumiem czemu to wszystko miało służyć – była w niej złość, ból i niezrozumienie. Czuła się okropnie, że w ogóle została w to wciągnięta, w sam środek czegoś, co ją nie dotyczyło. Czuła się… brudna, choć nie powinna. Kąpała się poprzedniego wieczoru, a dzisiaj, tutaj miała dobre intencje i wolę – naprawdę sądziła, że oboje usłyszą wytłumaczenie, które ma ręce i nogi. Coś, co naprawdę wytłumaczy wszystko i pozwoli im zrozumieć, a nie… nie że dostaną wiadro pomyj wylanych na Shikiego i to jeszcze w takim wydaniu. W wydaniu kogoś, kto nie radzi sobie ze swoimi emocjami, więc musi nimi obarczyć dwie inne osoby, które nie mogą z tym zupełnie nic zrobić.
- Co masz z tym zrobić? Naprawdę, że masz jeszcze tupet pytać o coś takiego. Za stara jestem na takie gierki. Normalna osoba zostawiłaby swoje emocje dla siebie wiedząc, że wylewanie ich w taki sposób i w takim towarzystwie nie przyniesie nic dobrego dla nikogo. Najwyraźniej cztery lata to było za mało na ogarnięcie się, bo nadal nie wyciągnąłeś wniosków. Wyrzuciłeś to teraz na nasze barki, zupełnie nie licząc się z konsekwencjami. Nie dziwię się w sumie, skoro nic cię nie interesuje, jak sam wczoraj powiedziałeś. Weź się w garść w końcu, to jedyne co możesz zrobić, by nie być słabym w oczach innych osób. A jak kogoś zatrzymujesz, by cię wysłuchał, to nie zwracaj się do niego, jakby go tutaj nie było – warknęła, nie przejmując się już niczym, bo miała dość tej rozmowy i tego, że musi uświadamiać obcemu człowiekowi, ze zachowuje się jak gówniarz. To znaczy mogła po prostu stać tutaj i udawać, że nic nie słyszała, ale po prostu nie była taką osobą. Więc musiała wyrazić swoje zdanie. A że z natury była gadatliwa… Aka mówił do Shikiego, bo to z nim musiał sobie wyjaśnić rzeczy, ale to na jego prośbę została. A teraz zwracał się do niej mimochodem. „ty i twoja żona”. Żałosny brak szacunku. - Wiesz co ja myślę? Że wcale nie kochałeś Shikaruiego. Kochałeś swoje wyobrażenie o nim i swoje uczucie do niego. Kochałeś to, że ktoś był obok ciebie. Nie przychodzi się jednak po czterech latach i przy swoim byłym partnerze i jego żonie nie mówi się rzeczy, jakie ty dzisiaj powiedziałeś do nas. A już na pewno nie robi się tego osobie, którą się kochało.
Nie zamierzała tego nigdzie spisywać, bo szkoda jej było na to papieru i swojego czasu.
- Myślałam, że Toshiro jest na sobie zafiksowany, ale jak patrzę na ciebie, to widzę, jak kurewsko się pomyliłam – powiedziała jeszcze i tym razem już naprawdę odwróciła się na pięcie i wyszła z tarasu do wnętrza ryokanu tak, jak miała to zrobić wcześniej, gdyby jej nie zatrzymano. Żałowała, że została. Żałowała, że wierzyła, że z tej rozmowy wyjdzie cokolwiek dobrego. Nie wyszło. Watarimono było jednym wielkim pasmem porażek. Nie poszła jednak szukać kogokolwiek, by poprosić o cukierki. Była wściekła. Nie życzyła mu powodzenia, bo teraz miała to już gdzieś. Gdzieś, czy wyjdzie, czy może zostanie jeszcze z Shikim, by chwilę z nim porozmawiać. Nie chciała być przy reszcie tej rozmowy, bo nie chciała patrzeć na kogoś, do kogo w zasadzie straciła resztki szacunku. Był wszystkim, absolutnie wszystkim, czym pogardzała. Nie widziała więc, jak Shikarui mówił o Ridzie i jak podawał mu karteczkę. Widziała tylko jak ją otrzymał i zaczął coś na niej pisać.
Zamknęła się w wynajętym pokoju.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
ODPOWIEDZ

Wróć do „Watarimono (Osada Samurajów)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość