Siedziba władzy

Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3660
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Siedziba władzy

Post autor: Papyrus »

Jak świat światem, różni ludzie zajmowali pozycje, których nie powinno. W tym stołki lidera. Zazwyczaj było tka, że ci, którzy pchali się najbardziej, przynosili najwięcej nieszczęścia. Za bardzo chcieli, a skoro tak bardzo chcieli, to dlaczego? Musieli mieć interes. I mało było, naprawdę mało, tych, którzy ten interes mieli czysty i niezmącony materialną wolą tego, by zysk był w pieniądzu. Innym uderzała władza do głowy. Tak się nią upijali i upajali, że zatracali się zupełnie w słodkim odczuciu możliwości kierowania życiem setek, ba! Tysięcy! Ludzi. Ao, Ao, Ao... niby taki młody, a rozumiał więcej niż większość starszych razem wziętych. Ignorancja to błogosławieństwo, tak gdzieniegdzie mawiali. I zawsze kiedy ignorancją się wykazywali to mądrzy tego świata się przewracali. I przewracali się też ci w grobach. To na pewno zaszczyt - podzielić pewną chwilę, która lider miał dla siebie. Podzielić miejsce razem z nim, w tej oazie spokoju, gdy wokół panowała taka absolutnie słodka cisza. Nie było nikogo - nawet służba się nie kręciła. Nie widać było spacerujących strażników. Świat się tutaj kończył i rozpoczynał. Zakańczał na krańcach palców tego starca, który trzymał wolę stworzenia w swojej garści i wypuszcza tylko wtedy, kiedy czuł, że stworzył coś naprawdę dobrego. Coś, co przyniesie korzyść i nie zmarnuje potencjału. Nie miałeś wrażenia, żeby ktokolwiek mógł podsłuchiwać, ale z drugiej strony wpojone zasady mówiły, że pozory są najbardziej niebezpieczne. Trzeba wiedzieć, sprawdzać i wątpić, żeby potem skutek, który osiągasz, nie był zaskakujący w negatywnym stopniu. Im bardziej izolujesz się od możliwego wpływu chaosu, tym szersze dostajesz możliwości do tego, że plan rzeczywiście się uda. Mniej możliwości potknięcia się i upadku ze schodów. Mniej możliwości tego, że zaskoczy cię burza. Tak, w tym świecie było mnóstwo zmiennych, na których nawet ninja i samurajowie nie mieli wpływu, ale spora z nich część była możliwa do uwzględnienia w swoich kalkulacjach. Jeśli rano wychodziłeś z domu i nie spojrzałeś w niebo, nie dojrzałeś burzowej chmury, to potem tylko siebie możesz winić za to, że zmokłeś - nie kapryśną pogodę. Wiele ze znaków było zapisanych i czekały na to, aż ktoś je odczyta. Trzeba jeszcze chcieć. Zazwyczaj chcieć oznaczało móc.
Przez całą opowieść stary samuraj milczał. Nie spoglądał na młodego Smoka przy swoim boku - jego wzrok skierowany był na ten prosty, ale jakże urokliwy ogród oddający doskonale drogę, jaką chodzili samurajowie. Bushido. Kodeks, który wielu rozumiało po swojemu, ale koniec końców łączył ich cel. Duma, honor, opieka, prawość. Im bliżej jesteś gwiazd i bogów, tym bardziej się przekonujesz, że w świecie polityki i u szczytu władzy nie zawsze można stać po stronie prawości. Że nie zawsze piękne słowa o liczeniu jednostki a nie całego społeczeństwa mają znaczenie. Mimo to Sasaki Murashi nie był przekłamaną osobą. Zawsze szedł drogą, w którą wierzył i o której nauczał. Może to właśnie dlatego wszyscy samurajowie spoglądali na niego z takim podziwem. Ponieważ jakimś cudem łączył to wszystko doskonale. I przy tym nikt nigdy nie widział, by padł na kolana i ugiął kark. Ten człowiek prawdopodobnie spaliłby pół świata w obronie honoru swojego, swojej rodziny i w końcu - całego Yinzin. Dopiero kiedy skończył i nastała chwila ciszy z jego gardła znów dobyło się krótkie "hmphmm...", a palce poruszyły się na lasce.
- Tsuki Ao. - Przemówił w końcu. - Jesteś jeszcze młodym Smokiem. Użycz starcowi swoich młodych i zdrowych oczu. Powiedz mi, czy podoba ci się Yinzin, na które spoglądasz co dnia. I czy twoje oczy widzą brud, odkąd shinobi mają tu wolny wstęp, czy może rozkwit kwiatów, tam gdzie ich kultura pomieszała się z naszą i przynieśli swój dobrobyt i wiedzę.
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Ao
Postać porzucona
Posty: 297
Rejestracja: 22 kwie 2021, o 23:19
Wiek postaci: 16
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły, dobrze zbudowany, przystojny brunet o niebieskich oczach, ubrany w ciemnogranatowe kimono.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy pasie.
GG/Discord: Aka#1339
Multikonta: Akio Maji, Doge

Re: Siedziba władzy

Post autor: Ao »

Czy ktoś w ogóle jeszcze pamiętał, jak właściwie Sasaki doszedł do władzy? Czy żył ktokolwiek, kto pamiętał starego Lidera? Znajdzie się takich kilku, może kilkunastu. Ale Sasaki rządził od zawsze. I "jakoś to było" - samurajowie zawsze wychodzili obronną ręką ze wszystkich konfliktów. Czy może raczej - w ogóle nie wkładali tej ręki w mrowisko. Tylko że... to były inne czasy. Nie było Antykreatora, nie było Bijuu szalejących na turniejach, nie było aspirującej na imperium Unii. Ao pomimo młodego wieku to rozumiał - bo najzwyczajniej w świecie dużo się uczyl. Całe jego życie to była nauka - czy to walki, czy umysłu. Nie - nie był prostym samurajem, który jedyne co widział przed oczami to Bushido. Czuł i wiedział, że nie należy do tej całej szarej masy, która postanowiła poświęcić się pilnowaniu ulic, albo ochranianiu Lidera. I to nie tak, że ich nie szanował - po prostu miał większe ambicje, niż robienie przez całe życie tego samego. I przez to wszystko nie potrafił być ignorantem. Nie potrafił spuścić żaluzji i nie oglądać tego, co sie dzieje na zewnątrz. I nawet jeśli na jego twarzy nie widać było strachu, trwogi, czy złości, to i tak gdzieś głęboko pod tą twardą, yinzińską skórą, ciągle istniały emocje. Nadal był przecież człowiekiem - emocji nie dało się pozbyć. Były częścią jego stworzenia. To przecież emocje definiowały człowieka. I nawet jeżeli nauczył się je kontrolować, to nie znaczy, że one nie istniały. Istniały. U każdego. I u młodego, kilkunastoletniego Smoka i u osiemdziesięcioletniego starca, który widział w życiu już wszystko.
Siedzieli więc w ogrodzie. Było tutaj tak cicho i spokojnie - zupełnie jakby świat nie wiedział o tym miejscu. Jak gdyby wszyscy zapomnieli, że ogród istnieje. Jak gdyby zapomnieli o chłopaku i starcu wewnątrz. Jak gdyby zajęli się swoimi sprawami. Zupełnie jak z Yinzin... Było tu tak cicho i spokojnie. Tak miło. Tak... bezpiecznie. Znał przecież te tereny, te miasta, te ulice, te drzewa.
Ale Ao nie był głupi. I wiedział, że w końcu słońce zajdzie - prędzej, czy później. Wiedział, że w końcu przyjdzie sztorm, który podmyje ich pola, zaleje miasta, zerwie bruk z ulic i połamie drzewa. Wiedział, że nie jest tu bezpiecznie. Bo na świecie nigdzie już nie było bezpiecznie. Lecz ciągle jeszcze mogli się przygotować na burzę. Mogli wziąć płaszcze, zbudować barykady, umocnić swój dobytek i... siebie samych.
Starzec milczał. Nie spoglądał na chłopaka. Zadumany i pogrążony w swych myślach. Ao zdawał mu raport z Sogen, lecz tak naprawdę... czy to właśnie nie była rozmowa o przyszłości Lazurowych Wybrzeży? Sasaki był mądrym człowiekiem. I Ao doskonale o tym wiedział. Szanował go za to, kim był i jak żył. Ale to życie niestety mogło w najbliższym czasie zostac wywrócone do góry nogami.
- Urodziłem się w Yinzin. Żyję w Yinzin. Walczę za Yinzin. I jeżeli bogowie pozwolą, to któregoś dnia umrę za Yinzin. - czy takie słowa z ust szesnastolatka były czymś niezwykłym? Nie. Nie tutaj. Nie w Yinzin. gdzie od młodości każdy był uczony patriotyzmu i miłości do swojej prowincji. Nie w Yinzin, gdzie całe życie samurajów się na tym opierało. I nawet jeżeli byli innej krwi, nawet jeżeli różnili się między sobą - to w głębi duszy każdy z nich chciał, by ten kraj był bezpieczny. - Wiele spraw poróżnia rody Lazurowych Wybrzeży. Mamy różne poglądy na różne sprawy. I różnie interpretujemy zasady narzucane nam przez Bushido. Ale zawsze coś mamy. Jakiś kodeks, którego staramy się trzymać. Shinobi go nie mają. - zaczął po chwili namyślunku, spoglądając się gdzieś w dal, przed siebie. - Ale nie możemy... nie powinniśmy odrzucać shinobi dlatego, że są inni od nas. Powinniśmy im wskazać drogę. Drogę, którą podążają samurajowie. Nawet jeżeli te drogi są różne, to ciągle prowadzą do jednego miejsca. Do jednego celu. Jest to potrzebne i im, i nam. Bo jeżeli zamkniemy nasze granice, to nie zostaniemy dotknięci tą wojną. Ale co z następną? Co, jeżeli dzicy nauczą się budować statki? Co jeżeli Cesarstwo postanowi rozszerzyć swoje wpływy o kolejną wyspę? Co jeżeli Antykreator wyruszy z Kami no Hikage, Serca Świata, i zacznie od nas? Co jeżeli Ryuzaku albo Sogen zablokują dostawy żywności, a akurat nadejdzie cięższa zima? - sami nie dadzą sobie rady - i Lider doskonale o tym wiedział. I choć pragnął odkładać to jak najdłużej, to w końcu przyjdzie ten dzień. I trzeba było być gotowym. A pytania, choć retoryczne, to jednak skłaniały od głębszego przemyślunku i jednocześnie odpowiadały na wątpliwości Ao. I na wątpliwości Lidera - nawet, jeśli te były niewypowiedziane. - Pytałeś mnie, Panie, czy podoba mi się Yinzin. Podoba mi się - ze wszystkimi jego zaletami i wadami. I niezależnie, czy będą tu shinobi, czy ich nie będzie... to Yinzin musi trwać. To nasz kraj. Nasz dom. I musimy zrobić absolutnie wszystko, byśmy na koniec dnia mogli do niego wrócić. - zakończył Smok. Zdecydowanie Smok.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3660
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Siedziba władzy

Post autor: Papyrus »

Gdyby dobrze popytać można wygrzebać niemal wszystkie historie tego świata. Niemal. Pytanie, na ile jesteś w stanie uwierzyć w ich prawdę. Przekaz ustny - bardzo popularna forma folkloru. A czy ktoś spisywał na kartach papieru, jak dany lider doszedł do władzy? Historię pisali zwycięzcy. Lubili też więc wyrzucać niewygodne rzeczy z tych kart, tak jak lubili koloryzować swoje dokonania i podkreślać to, jak za tamtego było gorzej - a teraz jest lepiej. Bo przecież on tutaj rządzi. Ale w przypadku Musashiego można było powiedzieć: nie, nie, nie wierzę, że ten człowiek mógł zrobić jakiś przekręt! Ludzie bez was nie istnieli. Ale historii tego władcy Ao miał dzisiaj nie poznać. Były ważniejsze tematy do opowiadania niż dzielenie się opowieściami z tego, jak kiedyś ten człowiek też miał 15 lat i wtedy być może to właśnie jego lider zaprosił, tak jak dzisiaj Ao, by usiadł obok niego i opowiedział o swoich przygodach. Historia lubiła zataczać koło i lubiła się powtarzać, zwłaszcza kiedy przekazujesz własne doświadczenia tym młodszym pokoleniom. Przecież często jest tak, że wynosisz to, jak zwracasz się do świata i jak go traktujesz z rodzinnego domu. W tym więc i to, jak odnosisz się do innych ludzi.
Nie pojawiła się odpowiedź na dumne stwierdzenie, że przyszło mu żyć za Lazurowe Wybrzeże, więc też przyjdzie mu za nie umrzeć. Kiwnął jedynie głową, wyraźnie, mocno, żeby nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że to usłyszał i uważał to za dobre. Takie słowa zawsze wymagały jakiejś reakcji - a to był wyraz szacunku ze strony starca. Tak powinien żyć samuraj. Wiedzieć, kiedy służyć i wiedzieć, kiedy umierać. Lecz jeśli umierać - to nie za sprawę, która go nie dotyka. Gdyby Musashi dokładnie wiedział, jak przebiegała sytuacja na Murze to jeszcze by pochwalił Ao za to, że nie brał udziału w walkach, które mogłyby narazić samurajów na to, że zyskaliby zdecydowanie za mało informacji. Ale to byłaby jedna z tych pochwał, która przyszłaby za zamkniętymi drzwiami i nigdy tego miejsca nie opuściła. Bo przecież - to niehonorowe... Musashi bardzo dobrze rozumiał, co robią Smoki i dlaczego to robią. I wiedział też doskonale, że bez ich pracy, bez ich wywiadu, który nie zawsze mógł opierać się na ścieżce honoru, Lazurowe Wybrzeża być może już by nie istniały.
- Mądrość to cnota a ignorancja przebaczalny grzech młodości. Dobrze, że nie muszę ci niczego przebaczać. - Mądrość! Mądrość! Ao powiedział dokładnie to, co lider chciał usłyszeć. Lecz o rozwiewaniu wątpliwości nie można było mówić. Starzec ich nie miał. Wiedział, jak ten świat funkcjonuje i wiedział, kiedy należało odpuścić, żeby nie dać się zeżreć własnym zwyczajom. Ludzie tych ziem byli wystarczająco z nimi związani. Pamiętali stare zwyczaje. Nie wszystkim się otwarcie granic podobali i niestety nie wszyscy poszli po rozum do głowy by pojąć, że to potrzebne. Ludzi można leczyć z wielu dolegliwości, ale głupota to była wyjątkowo skomplikowana choroba. Czego zaś Musashi mógł nie wiedzieć, to jak perspektywy z różnych stron są postrzegane. A przecież perspektywa młodzieńczości była właśnie tym, co miało zasilać ten kraj. Co miało go budować. - W tym życiu można stracić wiele, ale dom jest tym, czego wojownik stracić nie może. Jeśli samuraj nie jest w stanie ochronić własnej rodziny, nie ochroni ani siebie ani swojego honoru. - Uderzył laską w ziemię - z zadziwiającą siłą. Huknęła o podłoże, niosąc echo pomiędzy murami, budynkami i drzewami, które tutaj rosły. - Shinobi prowadzą wojny. Zapominają, jak je prowadzić. Wojna nie polega na tym, aby oczekiwać, iż wróg się nie zjawi, ale na tym, aby go odpowiednio przyjąć. Wojna nie polega też na tym, aby oczekiwać, że wróg nie zaatakuje, ale na tym, aby uniemożliwić mu ten atak. - Wypowiedział na spokojniejszym wydechu.
Zamknął oczy. Odetchnął.
Spokój. Spokój był słowem, które spajało to miejsce i opisywało go doskonale. Ta cisza. Ten twój mały świat, za który warto było walczyć, narażać się, dbać o swój własny klan, ród, o ziemię, na których przyszło wam żyć. Wszystkie rodziny, które tu mieszkały, mimo spięć, utarć, niezgód co do zasad postępowania czy debat na temat interpretacji bushido żyły pod jednym banerem - banerem Lazurowych Wybrzeży. Zrzeszani przez lidera dawali z siebie wszystko, łącząc siły, by osiągać jak najlepsze możliwe wyniki. To, jak to robili, było już ich własną drogą samuraja. Może to właśnie było kluczem do tego, że na Lazurowych Wybrzeżach nie było wielkich wojen. Klany ich ze sobą nie prowadziły, bo nie było o co walczyć. Kiedy ktoś kogoś obraził to wyzywany był na pojedynek. Wybierano sekundanta i wszystko kończyło się na dwóch osobach. Nie na dziesiątkach, setkach zmarnowanych żyć. Ten mały świat mógł zostać naruszony z zewnątrz w każdej chwili. Han, zapędy pozostałych ninja, ekspansjonizm. Wojna religijna czy kulturowa - mogło się wydarzyć wszystko. Kiedy jednak puka do wrót świata wróg, z którym nie można sobie poradzić... przecież trzeba chociaż próbować.
Spokój.
Gdyby można było zatrzymać czas. Nawet po twoim karku przechodzi dreszcz, kiedy Shi no Geto spływało teraz po skórze, jakbyś dopiero mógł zaznać oczyszczenia wsłuchując się w pracę bambusowego tworu i cichy szmer wody. Ciche poruszanie się gałęzi na wietrze, który przeczesał twoje czarne włosy i długie, siwe pasma włosów starca. Pochylonego teraz lekko, który wyglądał, jakby modlił się do bóstw o to, by to, co dziś zostało powiedziane było tylko mrzonką, a świat mógł doczekać się lepszych czasów. Takich, gdzie brat zabija brata, a zdrada nie pisana była na porządku dziennym krwią zamordowanych.
Spokój.
Prawdopodobnie osoba, która wyszła z siedziby władzy, ubrana w czarne, proste szaty, była dla ciebie kimś zupełnie obcym. Mimo tego, że Lazurowe Wybrzeże nie było wielkie, to samurajów było tu bez liku - tak i ten dzierżył przy pasie katanę i wakizashi. Za nim szła dwójka strażników - i tylko twojej wyobraźni pozostawało dodać sobie, czy może odprowadzali go gdzieś, czy pilnowali. Czy może byli przydzieleni do jakiejś misji i młody mężczyzna ich odprowadzał. Wasze spojrzenia się spotkały. Miał to w sobie - dokładnie to samo spojrzenie, jakie tkwiło w Sasaki Musashim. Był niewątpliwie jeszcze bardzo młody i brakowało mu wiele do poziomu, w którym to spojrzenie samo zginałoby kark, ale miało w sobie tą samą, zahartowaną stal niezłamanego ducha i woli, która mogłaby przenieść góry. Był wyprostowany jak struna, a mimo to jego mięśnie wcale nie były naprężone.
- Dziadku! - Odezwał się, kiedy jego spojrzenie przeniosło się na starca siedzącego obok ciebie. Jego wzrok od razu wyłagodniał, kiedy skierował w waszą stronę kroki. Zatrzymał się kilka kroków przed i pokłonił głęboko w twoim kierunku, jak zwyczaj wymagał.
Starzec milczał.
- Zająłem się dla ciebie rozmową z liderem Feniksów, zgodzili się, żeby... dziadku? DZIADKU!
Wiatr przeczesał białe włosy sędziwego starca.

Życie i śmierć były ciekawymi zagadnieniami.
I każdy samuraj wiedział, że umrzeć we własnym domu, otoczonym rodziną - było najpiękniejszą śmiercią, jaką wojownik mógł otrzymać.
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Ao
Postać porzucona
Posty: 297
Rejestracja: 22 kwie 2021, o 23:19
Wiek postaci: 16
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły, dobrze zbudowany, przystojny brunet o niebieskich oczach, ubrany w ciemnogranatowe kimono.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy pasie.
GG/Discord: Aka#1339
Multikonta: Akio Maji, Doge

Re: Siedziba władzy

Post autor: Ao »

Wszystkie historie tego świata. Czy był ktoś, kto znał je wszystkie? Czy było miejsce, w którym ktoś ukrył historię wszechświata? Kronikarz, który spisał wszystko od zarania dziejów, a potem przekazał swą wiedzę swym dzieciom? Ao nie znał odpowiedzi na te pytania. Rozumiał jednak, że historię piszą zwycięzcy. Był to doprawdy smutny fakt, ale konieczny do funkcjonwania społeczeństwa. Gdyby przywódcy mówili, jakichś strasznych zbrodni musieli dokonać za swojego panowania, to świat pogrążyłby się w nieustannej wojnie domowej. A jak wiemy - wojna nie jest dobra dla kultury. Nie można było być dobrym przywódcą i jednocześnie szczerym przywódcą - to się wykluczało. Były rzeczy, które trzeba było ukrywać przed opinią publiczną - bo prości ludzie nie rozumieją zawiłości świata polityki. I nawet jeżeli byłeś honorowym samurajem, który nie zhańbi się chakrą - to potrzebowałeś jednak Iryoninów. Bo gdyby nie medycy, gdyby nie lekarze - ludzie umieraliby na ulicach. Mogłeś uważać działania w cieniu za tchórzostwo - ale jak miałeś inaczej dowiedzieć się, czy ktoś nie planuje przeciwko tobie spisku? Życie nie było czarno-białe, nawet jeżeli większość mieszkańców Yinzin tak uważała. Żyli sobie w przeświadczeniu, że podążają prawą drogą. Nie musieli się bać o swoje życie. Byli szczęśliwi na tych wyspach. Złudzenie i iluzja - lecz dobra i potrzebna. I mogliśmy się zaklinać i powtarzać, że lepsza najgorsza prawda, niżeli słodkie kłamstwo. Ale tak nie było. Były takie rzeczy na tym świecie, o których lepiej było nie wiedzieć.
Umieramy w ciemnościach nocy, żebyście wy mogli żyć w świetle dnia. Gdy słońce zachodziło, Księżyc był tym, który wskazywał drogę. Prawdziwe Smoki nie bały się działać w mroku. Nie dlatego, że nie czuli strachu - bo każdy go czuł. Dlatego, że przyświecał im jasny cel - bez nich nie byłoby Yinzin, jakie znali. Bez nich w ogóle nie byłoby Yinzin. I Ao nie był w swym przykonaniu fałszywie skromny - uważał swoją rodzinę za fundament działania tego państwa. Smokami można było gardzić, za ich podejście do chakry. Można było pluc im pod nogi, za niehonorowe (czymże jest honor?) zagrania. Ale trzeba było się z nimi dogadywać. Musiał to robić Żuraw, Feniks i Tygrys. Smoki nigdy nie aspirowały do rządzenia wyspami - ich rola była zupełnie inna. Wiedzieli, że władza może deprawować. Byli od tego, by chronić Yinzin nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Chronili samurajów przed nimi samymi.

Musashi był inteligentnym mężczyzną. Ao wiedział jednak, jak do niego mówić, by ten go popierał - nawet, jeżeli robił to nieświadomie. Bo przecież wszystko, co powiedział Ao, było najprawdziwszą prawdą. Nie kłamał - bo i nie miał po co. Wszystko, co robił Ao, robił dla dobra Lazurowych Wybrzeży. Nigdy nie był zbyt religijną osobą - wszak religia to opium dla ludu - ale wiedział, ze jeżeli bogowie faktycznie istnieją, to wybaczą mu wszystkie jego grzechy. Bo choć robił złe rzeczy, to robił je dla dobra swych ludzi. Chciał dobrze.
Chociaż podobno dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane...
Nie potrzebował niczyjego przebaczenia. Nawet od kogoś takiego, jak Lider. Wiedział doskonale jaki cel ma w życiu i jaką drogę obrał. Nie był zamknięty na Yinzin - w każdym momencie mógł wsiąść na statek i odpłynąć, zostać Roninem i prowadzić życie najemnika. Ale został tutaj - żył życiem Smoka i liczył się z konsekwencjami swoich decyzji. Mimo to cieszył się z tego, w jaki sposób lider się do niego odnosił. Prawdę mówiąc... spodziewał się innego potraktowania. Szorstkiego i zimnego. A Sasaki... był zadziwiający wyrozumiałym człowiekiem - przy tym rozsądnym i twardym. Prawdziwy lider, którego zapamiętają na wieki.
- Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny. - dodał, gdy starzec uderzył laską w ziemię i dokończył swą sentencję. Lecz to były już ostatnie słowa, które Sasaki Musashi miał usłyszeć w swym życiu. I choć jego ziemskie oczy nie ujrzą już więc wojny, to jeśli istnieje coś tam, po śmierci, z pewnością będą one spoglądały na przyszłe losy Yinzin. Na przyszłe losy świata.
I kto wie, może na samego Ao?
Starzec zamknął oczy. Ostatni oddech. I nie musiał się już martwić o to, co stanie się z Yinzin. Spokój. Nie czuł już ciężaru władzy, nie czuł już strachu o swój kraj, nie czuł trwogi przed tym, co przed nimi. I choć dla starca walka dla niego już się skończyła, to wojna ciągle trwała. I trwać będzie po wsze czasy - a obowiązkiem samuraja było walczyć do samego końca. I choć Musashi umarł tutaj, w swym ogrodzie, to umarł jak wojownik. Samuraj, który widział w życiu wszystko i przeżył wszystko. Na tym świecie nie miał już nic do zrobienia. Na tym drugim zaś...
Wiatr przemknął przez ogród, delikatnie muskając poliki chłopaka. Liście załopotały, gałęzie wygięły się jak gdyby ostrzegając przed czymś. I pomimo, że [i[spokój[/i] był stałym gościem w tym miejscu, to jednak... coś było nie tak. Cisza - zbyt długa. Jak w tym lesie, gdy nie słychać żadnych zwierząt.
- Panie...? - wypowiedział cicho, odwracając w końcu wzrok w kierunku starca. I zobaczył. - Panie... - Ao podniósł się z ławki, podpierając się dłonią o kamienne podparcie. I oto odszedł Sasaki Musashi, wielki przywódca Yinzin.

Krzyk rozniósł się po placu. Krzyk należący do wówczas nieznanej mu osoby. "Dziadku" - krzyczał. Czyli rodzina. Młody mężczyzna w towarzystwie dwóch strażników. Co sobie musieli pomyśleć, gdy spoglądali na Ao i Musashiego? Ao wiedział doskonale, jaka musiała być ich pierwsza myśl. Nie robił więc żadnych szybkich ruchów. Stał w miejscu - spokojnie i pewnie. Lecz było w nim widać pewien... strach? Nie o to, co się stanie zaraz z nim samym. O to, co się stanie z Yinzin.
Pokłonił się lekko w kierunku bruneta. Lekko i trochę niezdarnie. Jak gdyby był w szoku. Jakie Feniksy... Jak gdyby nie do końca wiedział jeszcze, co się dzieje. Dopiero docierały do niego fakty, co to tak naprawdę oznacza.
Wiatr zawiał mocniej, gdy do niego podeszli. Gdy zobaczyli ciało starca i Smoka, stojącego przy jego ciele.
- Ja... - zaczął. Głos lekku mu się załamał i było w nim słychać pewien smutek. - ... zdawałem mu raport. I on wtedy... zamknął oczy... i... - nie musiał dokańczać. Wszyscy widzieli, że śmierć mężczyzny była spokojna. Siedział na ławce tak, jak gdyby tylko zamknął oczy. Jak gdyby uciął sobie krótką drzemkę i za chwilę miał się obudzić. Spokojny i... radosny?
Lecz nie otworzył już swych starych, zmęczonych życiem oczu.



Samurajowie zaczęli rozmawiać między sobą. Kilka krzyków, zamieszanie. Strażnicy spod bramy natychmiast przybiegli, by zobaczyć, co się stało. Szybka wymiana zdań i... strach w ich oczach. Bo jak to - po tylu latach? Przecież lider był od zawsze! Co teraz?
Jedynie Ao i nieznajomy stali w ciszy, patrząc na to wszystko. Ktoś podbiegł, sprawdził puls. Chwila ciszy. Krzyknął coś, zaraz druga osoba - z jakąś płachtą. Wzięli ciało Sasakiego i ułożyli na ziemi. Delikatnie? Szybko? Nie wiedział. Zabrali go. Czas przepływał między jego palcami, a on nawet nie próbował go złapać.
- Przykro mi. - spojrzał na nieznajomego. I faktycznie, było widać żal w jego smutnych, niebieskich oczach.

Tylko... co teraz?


//Kierowanie NPC w części posta (poinformowanie strażników, wyniesienie przez nich ciała) zostało uzgodnione z Koalą.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3660
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Siedziba władzy

Post autor: Papyrus »

Tego roku zima kończyła się wyjątkowo ponuro na Yinzin. Wiatr nie przyniósł ze sobą mrozów i gradu na pożegnanie, za to było chłodniej niż zazwyczaj.

Dwójka strażników, jak mylnie początkowo można było ich oceniać, chyba nie była jednak zwykłymi strażnikami. Jeden z nich, umięśniony, młody osobnik stanął od razu pomiędzy liderem a klęczącym Ao, trzymając rękę na swojej katanie. Jego zbroja ozdobiona była symbolem rodu, którego Ao nawet nie musiał znać - nie przynależącym do żadnego z tych dużych w każdym razie. Ale może kojarzył rodzinę jeźdźców, wybitnych łuczników i specjalistów broni długiej - rodzinę Shinjo. To właśnie przedstawiciela tej rodziny miał przed sobą. Drugi z nich również przywdzianą miał zbroję, ale kiedy młody Shinjo przysłonił widok na wszystko inne ciężko było stwierdzić, czy on też należy do którejś z rodzin, czy może ten już jest strażnikiem, co teraz trzymał swoją glewię w pogotowiu, gdyby miało dziać się cokolwiek złego. Nie było krzyków i płaczu. Nie było dramatu. Za to zamieszanie było na pewno. Ao przez moment nie istniał w tym wszystkim. Nawoływanie dziadka przez nieznajomego jegomościa przyciągnęło strażników sprzed bramy. Ci zaś przyciągnęli kolejnych. Ktoś wyjrzał z siedziby władzy. Niby wszyscy wiedzieli - przecież ten mężczyzna był bogaty w blizny mężczyzna przeżył już swoje. Na pewno jego ciało było strudzone, nawet jeśli nakłaniał je do kolejnych i kolejnych wysiłków.
Nikt nie robił Ao problemów. Scena mówiła sama za siebie, spokój mówił sam za siebie, postawa Ao mówiła sama za siebie. Pierwsza myśli - tak, dość oczywista. Dlatego dobrze, że młody Smok przyjął to z takim spokojem i mimo gwałtownego ruchu ze strony Jednorożca Shinjo nie ruszył się ze swojego miejsca. Może nawet o nim słyszał, kiedy padło kilka razy w tym zamieszaniu jego imię, może nawet go skojarzył - Shinjo Kaen, gwałtowny samuraj o iście lwim sercu - dobrym i honorowym. A może Smok nie słyszał już niczego i nikogo, kiedy to wszystko działo się na jego oczach. Może nawet nie zauważył, kiedy ktoś go przesunął, żeby zrobić miejsce, kiedy został zepchnięty w kąt tego wszystkiego i właściwie był tylko nieszczęśliwym świadkiem tego, jak jedna z niewątpliwych legend opuściła ten padół. Dopiero kiedy ciało wyniesiono został przez kogoś o coś zapytany, jak to się stało, co się stało, czy cierpiał? Potem został odprowadzony do wyjścia. Mógł jeszcze po drodze zaczepić młodego Sasakiego, którego wzrok nagle nie miał takiej mocy, a który stał przed wejściem do siedziby, podpierając głowę na ręce.

Pogrzeb Sasaki Musashiego odbył się z pełnymi honorami i w tradycyjny sposób.
Owakare-shiki, czyli pożegnanie zmarłego, odbyło się w zaciszu domu lidera samurajów pierwszego dnia po jego zgonie. W całym Yinzin zagościła wtedy cisza - bo wieści dotarły do każdego samuraja i zostały bardzo szybko rozniesione przez oficjalne poselstwo. Siedziba władzy została zamknięta, a dom lidera otoczony przez straż. Nikt nie był wpuszczany i nie byli przyjmowani goście. Dopiero w przeddzień samej kremacji ciało wyniesiono do świątyni. Każda z wielkich jak i malutkich rodzin została powiadomiona o uroczystościach - tak i każdy mógł w niej uczestniczyć. Samurajowie przybywali tłumnie - ale nikt nie czynił chaosu. Głowy wielkich rodzin na klęczkach podchodzili do ciała zmarłego o twarzy nakrytej chustą, gdy jego rodzina czuwała z boku, by oddać mu honor i życzyć dobrej drogi ku odrodzeniu. Bo niewątpliwie ktoś tak wielki jak Sasaki Musashi w końcu się odrodzi - i sprowadzi znów złote czasy dla ludzi, wśród których będzie żył. Po oddaniu hołdu zmarłemu kłaniali się kolejno rodzinie zmarłego. Młody Sasaki Shinichi, wnuczek Sasakiego Musashiego i jego wyznaczony następca rodu, przyjmował pokłony, kiedy goście kolejno odchodzili. Kiedy liderzy byli po pożegnaniu, dopuszczono do nich również co ważniejszych samurajów. Ale nie brakowało nawet prostego ludu, który nigdy nie wziął do dłoni katany. Ci, rzecz jasna, nie zbliżali się do samej kaplicy, ale kłaniali się głęboko i padali na kolana z daleka opłakując śmierć wielkiego człowieka.
Wieczorem została już tylko rodzina Musashiego na miejscu i kapłani. Otsūya trwała całą noc. Czuwanie nad wędrówką duszy do przodków okolone było dymem kadzideł i miarowym, cichym uderzaniem przez mnichów w gong co jakiś czas, by oczyści nie tylko duszę, ale również i ciało zmarłego.
Po całonocnym czuwaniu, przejściu przez honorowe oddanie imienia przodkom w Sōgi-shiki nadeszły pierwsze promienie słońca, które wydłużały każdy z cieni. Ale były jednocześnie obietnicą nowego początku. Blade twarze, zaczerwienione oczy - byli ci, którzy odejście Musashiego znosili lepiej i ci, którzy znosili gorzej. Nie wypadało płakać po zmarłym - był człowiekiem honoru, a łzy były ujmą dla jego uczynków jak i jego odejścia. Ale czasem, zwłaszcza te łzy kobiece, ciężko było powstrzymać emocje, które tak czy siak cisnęły się żalem do serca. Człowiek ten mógł być wspaniałym liderem - ale dla tych ludzi był przede wszystkim wspaniałym ojcem i dziadkiem.
Z samego rana przygotowany był już stos pogrzebowy. Przed stosem, kiedy kapłani czuwali nad rytuałem, klęczał Sasaki Shinichi z pałeczkami, by kolejno wybierać kości zmarłego, którego prochy były spalane. Znosił to bez żadnego skrzywienia, bez żadnego śladu żalu. Od samego początku ceremonii do jej końca - z godnością. Dokładnie tak, jak życzyłby sobie tego jego dziadek. Kości i proch trafiały do urny - tak, by czasem zmarły nie był ułożony nogami do góry. Utrudniłoby to wędrówkę między duchami. Ołtarz powstał w domu Sasakich - i nie brakowało chętnych do tego, by raz jego odwiedzić zmarłego już lidera i raz jeszcze złożyć mu pokłon, czy wylać butelkę sake przed domem ku jego pamięci - i za jego zdrowie. Po 35 dniach świętego palenia kadzideł, które wskazywały drogę między duchami, szczątki zmarłego zostały pochowane i oddane ziemi.

Yinzin powinno przez cały miesiąc trwać w zastoju ku pamięci lidera - lecz nie stało. Nie z braku szacunku dla niego, skąd. Z prostego powodu - wojna. Ledwo zakończony został pogrzeb i wszystkie uroczystości, a przyniesiono wieści ze świata, że Sogen oraz Antai i Yusetsu prowadzą ze sobą wojnę. W imię sprawiedliwości Muru - tak niosła główna nowina. Wśród samurajów nie było to coś, w co się nie chciało wierzyć. W końcu żyli tu ludzie gotowi umrzeć za honor ojczyzny, cóż więc dziwnego, że chcą bronić Muru. I chociaż wojna nie zapukała prosto do bram wysp to nie pozostawiało wątpliwości, że w niespokojnych czasach trzeba być przygotowanym na wszystko. Tylko i wyłącznie z tego powodu nowy lider samurajów został wybrany dość szybko. I całkowicie jednogłośnie. Zgodnie z pośmiertną wolą Sasaki Musachiego nowym liderem Yinzin został Sasaki Shinichi.

Shinichi przyjął Ao, który już zdał raport raz w swojej powinności dokładnie tydzień od jego przybycia i zjawienia się na Yinzin. W dawnym pokoju Musashiego, który nadal był przepełniony jego obecnością. Jeszcze cztery dni temu Ao rozmawiał ze starym człowiekiem. Dziś przyszło mu stanąć przed młodym jegomościem. Wszystkie grzeczności zostały odbębnione, Shinichi zachowywał się tak, jakby był liderem nie od jednego dnia, właściwie nie od dziś, a od zawsze. Ale było widać po nim ślad tych wydarzeń. Zmęczenie, podkrążone oczy, to, jak przesuwał w dłoniach ciągle czarkę, zamiast pić z niej herbatę. Mimo to, jak na tak młody wiek, trzymał się doskonale. I jak na to, że właśnie obsadzono go na lidera w czasie wojny i ledwo parę dni po pogrzebaniu jego dziadka. Z którym, można było wyciągnąć taki wniosek, chyba był blisko. Shinichi przyjął wszystkie wyjaśnienia i cały raport i zwolnił młodego samuraja - z podziękowaniem na koniec za przyniesienie tych wieści. I za to, że przez ostatnie chwile to właśnie on towarzyszył Musashiemu w jego ostatnich chwilach w ukochanym ogrodzie.
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Ao
Postać porzucona
Posty: 297
Rejestracja: 22 kwie 2021, o 23:19
Wiek postaci: 16
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły, dobrze zbudowany, przystojny brunet o niebieskich oczach, ubrany w ciemnogranatowe kimono.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy pasie.
GG/Discord: Aka#1339
Multikonta: Akio Maji, Doge

Re: Siedziba władzy

Post autor: Ao »

Czsa leciał zaskakująco szybko - wszyscy z pewnością byli w szoku. Niby człowiek wiedział, że staruszek w końcu kopnie w kalendarz, ale jednak łudzili się, że jeszcze trochę pożyje. Nie było co tu ukrywać wiek robił swoje. Nie mniej - Sasakiego ludzie zapamiętają na bardzo długo. Był od zawsze a teraz... teraz przyjdzie ktoś po nim. W tamtym momencie Ao jeszcze nie wiedział, kim jest wnuczek, stojący tuż obok niego. Nie wiedział, z jak wielką personą ma do czynienia.


Smutne nastały czasy dla Yinzin - śmierć przywódcy w takim momencie zdecydowanie nie była niczym pożądanym. Bogowie jedni wiedzieli, co się teraz stanie i kto go zastąpi. Pozostało się jedynie modlić, by był to ktoś choćby w setnej części tak dobry, jak Musashi. Ludzie potrzebowali teraz silnego i mądrego przywódcy, nie mogli sobie pozwolić na osłabienie w momencie, gdy wróg mógł zaatakować w każdej chwili. Sam Smok miał nadzieję, że ktoś odpowiedni zajmie to stanowisko - ktoś doświadczony i twardy, ale jednocześnie ktoś, kogo można było przekonać do zmiany zdania. Kogoś, dla kogo honor jest wskazówką, a nie kajdanami. Nie wiedział jeszcze, czy Bushido rozkwitnie, czy może zniewoli samurajów. Ale teraz... nie miało to wielkiego znaczenia. Teraz był czas na żałobę. Wietrzna i ponura zima właśnie się kończyła - ale wszyscy doskonale wiedzieli, że zabrała ze sobą kogoś, kto rozgrzewał ich serca podczas mroźnych nocy. Przyszłość malowała się ponuro.

Zabrali ciało i zaczęli zadawać pytania - normalne, pozbawione emocji i złości. Nawet jeżeli jeden z nich ruszył do przodu, to postawa Ao jasno wskazywała, że nie miał z tym nic wspólnego. Obraz mówił sam za siebie - mężczyzna odszedł w spokoju. Nie było żadnego zamachu, żadnej kłótni. Spokojna śmierć we własnym ogrodzie. I mimo tego, Tsuki podszedł do nieznajomego brumeta i położył mu dłoń na ramieniu, w geście pocieszenia. Postał z nim jeszcze przez chwilę, w ciszy, obserwując zamieszanie, to, jak ludzie krzątają się i próbują jakoś rozwiązać ten problem. Ao nie chciał już przeszkadzać - ukłonił się wszystkim i powoli odszedł w stronę swojego domu.


z/t
0 x
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Watarimono (Osada Samurajów)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości