Ryokan Shiro Usagi
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Ryokan Shiro Usagi
Dalsze walki nie miały znaczenia, a przynajmniej nie teraz. Youmu była wciąż w wyśmienitym humorze, jaki zawdzięczała Toshiro. Pokazał jej coś niesamowitego, a także dzięki niemu wygrała bez potrzeby walki, a więc nie inwestowała swoich sił. Doskonały obrót sytuacji. Teraz umiejętności innych uczestników przestały mieć znaczenie. Wiedziała, że zawalczy z posiadaczem Raitonu, który trafił na wyjątkowo tępego przeciwnika w swej pierwszej potyczce. Dla niej błyskawice nie stanowiły problemu. Ba, nawet sama potrafiła trochę nimi władać, ale na razie nie czuła potrzeby rozwijania się w tym kierunku. Nic nie gwarantowało jej takich efektów, jak Jiton, na którym polegała. I w takim dobrym nastroju, przemierzała ulice Watarimono, osady samurajów, która wyglądała wyjątkowo ubogo. Nie wiedziała na ile to kwestia rzeczywistej sytuacji tej prowincji, a na ile jakiejś kolejnej durnej filozofii, która pewnie zakładała minimalizm i może w dodatku ascezę. Nie miało to znaczenia. Postanowiła nagrodzić siebie spokojem, porządnymi potrawami i dobrym alkoholem. Luksusów nie mogła tutaj wymagać i nawet nie była z tego powodu niezadowolona, może trochę zawiedziona, ale ostatecznie wciąż z nieznacznym uśmiechem na ustach. Toshiro poprawił jej humor.
Ryokan Shiro Usagi został wybrany jako miejsce jej odpoczynku drogą najzwyczajniejszego przypadku. Po prostu przechodziła obok niego, a budynek wyglądał wystarczająco schludnie, aby wejść do środka. Sala, jak to przy takiej okoliczności, była pełna od klienteli. Prawie pełna. Szkarłatne oczy omiotły pomieszczenie, dostrzegając przynajmniej trzy wolne stoły. Większość siedziała w sporych grupach, żywo dyskutując na jakieś tematy, których Youmu nawet nie chciała słyszeć. Nie miała ochoty psuć sobie nastroju jakimś pierdoleniem zwyczajnego ścierwa, które tutaj zalegało. Miała też szczerą nadzieję, że żaden nieznajomy nie postanowi się do niej przysiąść, bo to wróżyło tylko kłopoty. Czy można było zostać zdyskwalifikowanym na turnieju za zabójstwo cywila poza nim? Wolała się nie przekonywać, ale regulamin tego niby nie zabraniał. Za to mówił o niestawieniu się na pojedynek, a to mogłoby być trudne, gdyby była poszukiwana lub już nawet schwytana. Tak czy inaczej - zajęła miejsce przy jednym ze stolików, naturalnie oczekując, że przyjdzie jakaś służba i grzecznie ją zapyta czego chce. Zdjęła z pleców swój duży shuriken, który oparła o stół, blokując jedno z przynajmniej kilku miejsc dookoła niego. Miał być to znak, że nie życzy sobie, aby jakieś ścierwo się do niej dosiadało. Maty do najwygodniejszych nie należały, znacznie bardziej wolała miękkie poduszki, jakie były w Promyku, w Atsui. Uwielbiała na nich się rozłożyć, zamówić chłodne wino i delektować się nim w samotności, przy akompaniamencie miłej dla ucha muzyki. Tutaj tak miło nie mogło być z wielu powodów, a jednym z nich był chociażby gwar, zaś drugim brak jakiejkolwiek muzyki.
Siedziała i siedziała, jednak nikt do jej stolika nie przychodził. Widziała za to, jak kolejne osoby podchodzą do blatu i coś zamawiają, a dopiero później zajmują swoje miejsca, gdzie ich zamówienia są dostarczane. Westchnęła ciężko, jednak to nadal było trochę za mało, by popsuć jej humor. Najbardziej radował ją fakt, że Toshiro okazał się być cenniejszy, niż zakładała. Był doskonałym partnerem dla niej i zdecydowanie chciała mieć go po swojej stronie, by w przyszłości pomógł w jej wielkim planie. Z nim u boku, jako wiernym kompanem, nie musiałaby się wysilać. Wystarczy, że uśpiłby każdego, a czarnowłosa już zajęłaby się dobiciem wszystkich tych, którzy zasnęli. Właściwie nawet nie musieli zasypiać, na własnej skórze przekonała się, że znużenie nadchodzi szybko i odbiera sporo sił, zatem mogliby zasnąć snem wiecznym, nim zdążyliby tym chwilowym. Mnogość możliwości. I najlepsze było to, że wciąż Nishiyama wisiał jej przysługę. Aż uśmiechnęła się mimowolnie, gdy podniosła się, aby podejść do blatu. Ktoś zamawiał przed nią, więc skorzystała z tej chwili, stojąc tak, by zastanowić się co chce zjeść i jakiego trunku napić. Wątpiła, aby były tutaj jakieś wyszukane dania, a tym bardziej alkohole, zatem najpewniej musiała polegać na ryżówce, czyli sake. Może przynajmniej jakimś wysokiej jakości, chociaż za tym rodzajem napitku nie przepadała. Wolała zdecydowanie wina lub coś łagodniejszego, co nie pozwalało jej się upić tak szybko. W końcu uważała, by nie przekroczyć tej bariery, za którą jest stan upojenia. Musiała zachowywać trzeźwe myślenie z wielu powodów. Jej filozofia wartości nie pozwalała nawet na takie pijaństwo, a argumentów wyjaśniających dlaczego, było aż zanadto. Toteż stała teraz, kalkulując co mogłaby zamówić, by było to wysokiej jakości, smaczne i nie tak mocne.
Ryokan Shiro Usagi został wybrany jako miejsce jej odpoczynku drogą najzwyczajniejszego przypadku. Po prostu przechodziła obok niego, a budynek wyglądał wystarczająco schludnie, aby wejść do środka. Sala, jak to przy takiej okoliczności, była pełna od klienteli. Prawie pełna. Szkarłatne oczy omiotły pomieszczenie, dostrzegając przynajmniej trzy wolne stoły. Większość siedziała w sporych grupach, żywo dyskutując na jakieś tematy, których Youmu nawet nie chciała słyszeć. Nie miała ochoty psuć sobie nastroju jakimś pierdoleniem zwyczajnego ścierwa, które tutaj zalegało. Miała też szczerą nadzieję, że żaden nieznajomy nie postanowi się do niej przysiąść, bo to wróżyło tylko kłopoty. Czy można było zostać zdyskwalifikowanym na turnieju za zabójstwo cywila poza nim? Wolała się nie przekonywać, ale regulamin tego niby nie zabraniał. Za to mówił o niestawieniu się na pojedynek, a to mogłoby być trudne, gdyby była poszukiwana lub już nawet schwytana. Tak czy inaczej - zajęła miejsce przy jednym ze stolików, naturalnie oczekując, że przyjdzie jakaś służba i grzecznie ją zapyta czego chce. Zdjęła z pleców swój duży shuriken, który oparła o stół, blokując jedno z przynajmniej kilku miejsc dookoła niego. Miał być to znak, że nie życzy sobie, aby jakieś ścierwo się do niej dosiadało. Maty do najwygodniejszych nie należały, znacznie bardziej wolała miękkie poduszki, jakie były w Promyku, w Atsui. Uwielbiała na nich się rozłożyć, zamówić chłodne wino i delektować się nim w samotności, przy akompaniamencie miłej dla ucha muzyki. Tutaj tak miło nie mogło być z wielu powodów, a jednym z nich był chociażby gwar, zaś drugim brak jakiejkolwiek muzyki.
Siedziała i siedziała, jednak nikt do jej stolika nie przychodził. Widziała za to, jak kolejne osoby podchodzą do blatu i coś zamawiają, a dopiero później zajmują swoje miejsca, gdzie ich zamówienia są dostarczane. Westchnęła ciężko, jednak to nadal było trochę za mało, by popsuć jej humor. Najbardziej radował ją fakt, że Toshiro okazał się być cenniejszy, niż zakładała. Był doskonałym partnerem dla niej i zdecydowanie chciała mieć go po swojej stronie, by w przyszłości pomógł w jej wielkim planie. Z nim u boku, jako wiernym kompanem, nie musiałaby się wysilać. Wystarczy, że uśpiłby każdego, a czarnowłosa już zajęłaby się dobiciem wszystkich tych, którzy zasnęli. Właściwie nawet nie musieli zasypiać, na własnej skórze przekonała się, że znużenie nadchodzi szybko i odbiera sporo sił, zatem mogliby zasnąć snem wiecznym, nim zdążyliby tym chwilowym. Mnogość możliwości. I najlepsze było to, że wciąż Nishiyama wisiał jej przysługę. Aż uśmiechnęła się mimowolnie, gdy podniosła się, aby podejść do blatu. Ktoś zamawiał przed nią, więc skorzystała z tej chwili, stojąc tak, by zastanowić się co chce zjeść i jakiego trunku napić. Wątpiła, aby były tutaj jakieś wyszukane dania, a tym bardziej alkohole, zatem najpewniej musiała polegać na ryżówce, czyli sake. Może przynajmniej jakimś wysokiej jakości, chociaż za tym rodzajem napitku nie przepadała. Wolała zdecydowanie wina lub coś łagodniejszego, co nie pozwalało jej się upić tak szybko. W końcu uważała, by nie przekroczyć tej bariery, za którą jest stan upojenia. Musiała zachowywać trzeźwe myślenie z wielu powodów. Jej filozofia wartości nie pozwalała nawet na takie pijaństwo, a argumentów wyjaśniających dlaczego, było aż zanadto. Toteż stała teraz, kalkulując co mogłaby zamówić, by było to wysokiej jakości, smaczne i nie tak mocne.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Shiro Usagi
Uścisnął dłoń Akaruiowi, ot podziękowanie za wybudzenie. Nie znosił tej sztuki, ludzie parający się sztuką iluzji byli dla niego niczym podgatunek.
-Skukinkot... - rzucił przez zaciśnięte zęby. Tym razem był w względnie bezpiecznym, chronionym przez samurajów miejscu. Nic się nikomu nie stało, wszyscy zostali wybudzeni, pewnie połowa z nich nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co zaszło i radowała się tym za krótkim widowiskiem. Kuroi za to przeklinał po stokroć Toshiro, bo jeszcze bardziej przypomniał mu co te pióra mogą zrobić. Znowu splunął na ziemię, iluzja budziła w nim odrazę i to był chyba jedyny sposób, by chociaż trochę odreagować - pozostawał jednak niesmak, że tak łatwo dał się jeszcze raz wpuścić w maliny. Nie on jeden, ale to nie było ważne tutaj. Błąkał się okolicach areny - walki nie były niczym ciekawym, te w Morskich Klifach przynajmniej można było pooglądać z przyjemnością, zobaczyć coś nowego, ciekawego. Pytanie czy to po prostu uczestniczy pokazywali tak mało, nie odkrywali swoich kart, by zachować je na później czy może... po prostu Staruszek już widział tyle, że takie sztuczki po prostu go nie zaskakują, zupełnie jakby potrafił przewidzieć rozwój walki, chociaż nigdy nie mianował się jej mistrzem. Bez większej analizy, bez przyglądania się i zerkania na przebieg można było przewidzieć jej rozwój. Potrząsnął głową, odtrącił te wszystkie myśli. Klepnął się rękoma w twarz, krew nabuzowała, napłynęła szybciej do mózgu, obraz stał się wyraźniejszy, świadomość bardziej przejrzysta. Popatrzył dookoła, stało się jakby jaśniej, jakby wyszedł z mroku, z bardzo ciemnego pomieszczenia. Zobaczyłeś znowu światło, świat zewnętrzny mieniący się wieloma kolorami. Mimo mroźnego klimatu było jednak lato, ludzie chętniej opuszczali domy, fauna była w swoim najlepszym okresie. Wziął głęboki oddech, wpuścił powietrze do płuc nosem, podobnie jak w górach. Sprawiało wrażenie jakby oczyszczało go z nieczystości, jakby każdy kolejny wydech zabierał ze sobą trochę syfu, barki stawały się lżejsze, głowa unosiła się ku górze, wzrok coraz rzadziej spoglądał ku drodze, a coraz częściej przed siebie. Szwendając się po mieście zobaczył przybytek.
-Ryokan, ta? Zupełnie jak w Shigashi - przypomniał sobie mile spędzony czas w osadzie kupieckiej, który skończył się na rzucaniu mafiozami po ścianach, ale przynajmniej było darmowe śniadanko - tego nigdy nie było za wiele. Co Ci szkodzi? - wszedł do środka, przymknął oczy, pociągnął nosem szukając zapachu, który przekona go do siebie, szukał zapachu jakiegoś mięsiwa, na które miał ochoty, chociaż jeszcze tego nie wiedział. Takie przybytki miały to do siebie, przychodzisz tylko na chwilę, lecz zostajesz na dłużej ciągnięty przez atmosferę, feerię zapachów unoszących się w powietrzu. Nieco wykwintne miejsce jak na standardy Kumy, ale kraj samurajów wydawał się słynąć z takowych. Otworzył ślepia, ruszył do lady, gdzie mógł sobie zamówić porządny kawałek ryby - w końcu osada była przy morzu, lecz znowu napotkał się na nie. Oczy. Wielkie, krwiste, skryte tuż pod tą czarną czupryną.
-Gratuluje, szybko Ci poszło - byłby poklepał ją po pleckach, ale niech przynajmniej tutaj nie zacznie warczeć nasza czarnowłosa panienka -Yakizakana u was dostępna? Jeśli tak to proszę, do tego coś lekkiego, śliwkowe dostane? - zapytał siedzącej przy ladzie (pewnie) dziewczyny, po czym wrócił do Youmu.
-Nie powinnaś przypadkiem śledzić, czy nie wyczytają Cię do kolejnej rundy? - wzrokiem przeleciał po stolikach, głównie szukając czy jest jakiś wolny, ale przy okazji wypatrywał znanych twarzy, bowiem skoro napotkał się tutaj na Nanatuski, to mogło być tutaj więcej osób powiązanych z turniejem.
-Skukinkot... - rzucił przez zaciśnięte zęby. Tym razem był w względnie bezpiecznym, chronionym przez samurajów miejscu. Nic się nikomu nie stało, wszyscy zostali wybudzeni, pewnie połowa z nich nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co zaszło i radowała się tym za krótkim widowiskiem. Kuroi za to przeklinał po stokroć Toshiro, bo jeszcze bardziej przypomniał mu co te pióra mogą zrobić. Znowu splunął na ziemię, iluzja budziła w nim odrazę i to był chyba jedyny sposób, by chociaż trochę odreagować - pozostawał jednak niesmak, że tak łatwo dał się jeszcze raz wpuścić w maliny. Nie on jeden, ale to nie było ważne tutaj. Błąkał się okolicach areny - walki nie były niczym ciekawym, te w Morskich Klifach przynajmniej można było pooglądać z przyjemnością, zobaczyć coś nowego, ciekawego. Pytanie czy to po prostu uczestniczy pokazywali tak mało, nie odkrywali swoich kart, by zachować je na później czy może... po prostu Staruszek już widział tyle, że takie sztuczki po prostu go nie zaskakują, zupełnie jakby potrafił przewidzieć rozwój walki, chociaż nigdy nie mianował się jej mistrzem. Bez większej analizy, bez przyglądania się i zerkania na przebieg można było przewidzieć jej rozwój. Potrząsnął głową, odtrącił te wszystkie myśli. Klepnął się rękoma w twarz, krew nabuzowała, napłynęła szybciej do mózgu, obraz stał się wyraźniejszy, świadomość bardziej przejrzysta. Popatrzył dookoła, stało się jakby jaśniej, jakby wyszedł z mroku, z bardzo ciemnego pomieszczenia. Zobaczyłeś znowu światło, świat zewnętrzny mieniący się wieloma kolorami. Mimo mroźnego klimatu było jednak lato, ludzie chętniej opuszczali domy, fauna była w swoim najlepszym okresie. Wziął głęboki oddech, wpuścił powietrze do płuc nosem, podobnie jak w górach. Sprawiało wrażenie jakby oczyszczało go z nieczystości, jakby każdy kolejny wydech zabierał ze sobą trochę syfu, barki stawały się lżejsze, głowa unosiła się ku górze, wzrok coraz rzadziej spoglądał ku drodze, a coraz częściej przed siebie. Szwendając się po mieście zobaczył przybytek.
-Ryokan, ta? Zupełnie jak w Shigashi - przypomniał sobie mile spędzony czas w osadzie kupieckiej, który skończył się na rzucaniu mafiozami po ścianach, ale przynajmniej było darmowe śniadanko - tego nigdy nie było za wiele. Co Ci szkodzi? - wszedł do środka, przymknął oczy, pociągnął nosem szukając zapachu, który przekona go do siebie, szukał zapachu jakiegoś mięsiwa, na które miał ochoty, chociaż jeszcze tego nie wiedział. Takie przybytki miały to do siebie, przychodzisz tylko na chwilę, lecz zostajesz na dłużej ciągnięty przez atmosferę, feerię zapachów unoszących się w powietrzu. Nieco wykwintne miejsce jak na standardy Kumy, ale kraj samurajów wydawał się słynąć z takowych. Otworzył ślepia, ruszył do lady, gdzie mógł sobie zamówić porządny kawałek ryby - w końcu osada była przy morzu, lecz znowu napotkał się na nie. Oczy. Wielkie, krwiste, skryte tuż pod tą czarną czupryną.
-Gratuluje, szybko Ci poszło - byłby poklepał ją po pleckach, ale niech przynajmniej tutaj nie zacznie warczeć nasza czarnowłosa panienka -Yakizakana u was dostępna? Jeśli tak to proszę, do tego coś lekkiego, śliwkowe dostane? - zapytał siedzącej przy ladzie (pewnie) dziewczyny, po czym wrócił do Youmu.
-Nie powinnaś przypadkiem śledzić, czy nie wyczytają Cię do kolejnej rundy? - wzrokiem przeleciał po stolikach, głównie szukając czy jest jakiś wolny, ale przy okazji wypatrywał znanych twarzy, bowiem skoro napotkał się tutaj na Nanatuski, to mogło być tutaj więcej osób powiązanych z turniejem.
0 x
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Ryokan Shiro Usagi
Ludzie podchodzili i zamawiali, a Youmu stała, przysłuchując się, by może zamówić coś, co i oni. Niestety w przypadku jadła, to każdy zamawiał cokolwiek, a jeżeli chodziło o alkohol, to przodowało sake. Nic, co zadowoliłoby czarnowłosą. Nie śpieszyło jej się, bo nie było do czego, zatem spokojnie stała, trochę rozglądając się po sali, jakby sprawdzając czy nie ma tutaj nikogo ciekawego. Ktoś w końcu musiał umilić jej czas, jednak wolała to ona decydować kto to będzie, niż zostać skazaną na kogokolwiek, kto się przysiądzie. A ktoś by się przysiadł, chociażby dlatego, że niedługo mogło zabraknąć miejsca. Wtem usłyszała znajomy głos. Odwróciła się i dostrzegła Kuroia. Uśmiechnęła się nawet do niego, był dobrym towarzystwem, a przynajmniej wystarczającym. Prychnęła, rozbawiona, gdy jej pogratulował. Dobry humor nie mijał, a alkohol miał go tylko poprawić.
- To sztuka wygrać walkę, a nie atakować, nieprawdaż? - sama zażartowała, bo rzeczywiście nie przeprowadziła żadnej ofensywy, a pojedynek zwyciężyła. Wiedziała doskonale, że nie było w tym jej zasług, że nie miała ona nic wspólnego z przegraną Toshiro, ale kogo to obchodziło? W końcu sam Nishiyama powiedział, że na koniec dnia liczy się tylko rezultat. A Youmu osiągnęła pożądany rezultat i to bez potrzeby wysilania się. Doskonała opcja.
Staruszek dobrze wiedział co chce zamówić. Czarnowłosa tak zdecydowana nie była, a nie chciało jej się prowadzić dialogu z jakąś tam kelnerką, służką czy inną niewiele znaczącą dziewuchą, by dowiedzieć się co jest, a czego nie ma. Widocznie wraz z wiekiem przychodziło nawet takie doświadczenie, które objawiało się w znajomości potraw oraz trunków. Oparła się plecami o blat, patrząc kątem oka na Kuroia, a twarzą będąc skierowaną ku sali i całej masy klienteli. Siedzieli tutaj różni ludzie i raczej można było się tego spodziewać przy takim wydarzeniu. Chyba jeszcze nikt nie zdążył dotrzeć z trybun, bo nie czuła na sobie wzroku, nie była rozpoznawana. Wyśmienicie. Mogła w ten sposób rozkoszować się czasem odpoczynku, ale... po czym? Wcale nie była zmęczona, a co najwyżej znużona oczekiwaniem na swoją walkę i wcześniejszą podróżą. Nie, najbardziej była znużona tym tłumem, który nawet tutaj jej towarzyszył. Jednak tutaj każdy miał swoje miejsce i w jakiś sposób czuła ten dystans między nimi. Nie musiała przechodzić, ocierając się o śmierdzących biedaków lub opasłych bogaczy. Mogła być tu z nimi, a jednocześnie nie mieć z nimi kontaktu, być niemalże gdzie indziej, przy swoim stoliku, zajmując się swoimi sprawami.
- Może powinnam. To nie ma teraz znaczenia. Miałam ochotę zjeść i się napić. - odparła na jego pytanie, wzruszając ramionami. Cały ten turniej miał naprawdę niewielkie znaczenie i zwycięstwo w nim przynosiło niewiele korzyści. Znacznie większą było już poznanie samego Nishiyamy, który mógł zostać okrzyknięty wielkim przegranym, ale dla Youmu był zwycięzcą. Pokazał na co go stać. - Wszystkie walki nie odbędą się w jeden dzień. - dodała, mając na uwadze, że przecież walczący tracili całe pokłady chakry, które wymagały więcej, niż kilka chwil, by się zregenerować. Tracili też siły, a zdobywali rany, które nawet przy wykorzystaniu Iryojutsu wymagały trochę odpoczynku, by nie dawały o sobie znać. Nie mogła walczyć raz za razem, nawet jeżeli wszystkie walki skończyłyby się tak szybko, jak jej.
- Kuroi, zamów mi coś do jedzenia i picia. Tylko nie chcę żadnego mocnego alkoholu, ale jednak coś z procentami. - odwróciła głowę w jego kierunku, wpatrując się w jego przekrwione oczyska. Dopiero teraz zastanowiła się dlaczego tak wygląda. Skąd ten fatalny wygląd? Miał nawet podkrążone oczy, jakby trawiła go jakaś choroba albo... po prostu jakby nie spał tak od... od urodzenia. To nie był moment na pytania, bo jeszcze nie siedzieli przy stoliku i jeszcze nie pili. - Spokojnie, zapłacę za siebie. - dodała rozbawiona, bo świadoma była, że istniały i takie panienki, które żerowały na naiwności mężczyzn. Zatrzepotały rzęsami, wypchnęły usta oraz pierś, pogłębiły dekolt, a później jadły oraz piły na rachunek jakiegoś frajera, któremu wydawało się, że w ten sposób wykupują sobie dostęp do ich bielizny. Z całą pewnością Youmu nie należała do tego podgatunku człowieka. - Jak już zamówisz, to zapraszam do stolika. - rzuciła na odchodne, kierując się w stronę miejsca, które skutecznie zajęte było przez jej duży shuriken, odstraszający potencjalnych chętnych, by tam zasiąść. Zajmował on tylko jedno z kilku miejsc, zatem nie ruszała go, Kuroi miał gdzie usiąść. Sama także usiadła, opierając łokcie o blat stołu, a głowę na dłoniach, by jej spojrzenie utkwiło w jednym punkcie, martwo się w niego wpatrując. Były to drzwi, na które patrzyła i nie. Niby obserwowała, ale myślami natychmiast odpłynęła gdzieś indziej, nawet nie rejestrując co widzi. Za to oczyma wyobraźni widziała nowe techniki, na które jakoś przypadkowo wpadła podczas turnieju. Jedne bardziej użyteczne, a drugie mniej. Nawet wymyśliła taką, która była czystą popisówką, mogącą zadziałać na zwyczajnych mieszkańców, którzy nijak są przeszkoleni w walce, ale z pewnością nie na kogokolwiek z doświadczeniem. I takie coś mogło się przydać, by odpędzać się od mas ścierwa, z którym chcąc nie chcąc musiała się zadawać wielokrotnie. Takie były uroki społeczeństwa, że składało się ono niemalże w całości z istot o skrajnie niskiej wartości, którzy dopiero swoją liczebnością mogli coś znaczyć. Jednak Youmu nie interesowały tłumy, nie interesował ogrom ludzi, którzy dopiero jako zbiór stanowili coś sobą. Panienka Nanatsuki zwracała swe szkarłatne oczyska tylko w stronę tych, którzy byli wyjątkowi jako jednostka. Szukała takich, którzy posiadali wartość chociaż w jakimś stopniu zbliżoną do tej, którą ona sama posiadała. Z innymi nie było sensu się zadawać, nie mogli jej pomóc, nie byli warci jej uwagi. A Kuroi... zdecydowanie nie był zwyczajny i posiadał w sobie kilka wyjątkowo wartościowych cech. Czarnowłosa widziała ludzi jako sumę plusów i minusów. Kuma miał już kilka plusów, ale także minusów, a przecież liczył się ogólny rozrachunek. Wartość była sumą cech właściwych i niewłaściwych, które rozkładane były na dwóch szalach, niczym na wadze. Która strona przeważy i jak bardzo? To się liczyło i nic więcej.
- To sztuka wygrać walkę, a nie atakować, nieprawdaż? - sama zażartowała, bo rzeczywiście nie przeprowadziła żadnej ofensywy, a pojedynek zwyciężyła. Wiedziała doskonale, że nie było w tym jej zasług, że nie miała ona nic wspólnego z przegraną Toshiro, ale kogo to obchodziło? W końcu sam Nishiyama powiedział, że na koniec dnia liczy się tylko rezultat. A Youmu osiągnęła pożądany rezultat i to bez potrzeby wysilania się. Doskonała opcja.
Staruszek dobrze wiedział co chce zamówić. Czarnowłosa tak zdecydowana nie była, a nie chciało jej się prowadzić dialogu z jakąś tam kelnerką, służką czy inną niewiele znaczącą dziewuchą, by dowiedzieć się co jest, a czego nie ma. Widocznie wraz z wiekiem przychodziło nawet takie doświadczenie, które objawiało się w znajomości potraw oraz trunków. Oparła się plecami o blat, patrząc kątem oka na Kuroia, a twarzą będąc skierowaną ku sali i całej masy klienteli. Siedzieli tutaj różni ludzie i raczej można było się tego spodziewać przy takim wydarzeniu. Chyba jeszcze nikt nie zdążył dotrzeć z trybun, bo nie czuła na sobie wzroku, nie była rozpoznawana. Wyśmienicie. Mogła w ten sposób rozkoszować się czasem odpoczynku, ale... po czym? Wcale nie była zmęczona, a co najwyżej znużona oczekiwaniem na swoją walkę i wcześniejszą podróżą. Nie, najbardziej była znużona tym tłumem, który nawet tutaj jej towarzyszył. Jednak tutaj każdy miał swoje miejsce i w jakiś sposób czuła ten dystans między nimi. Nie musiała przechodzić, ocierając się o śmierdzących biedaków lub opasłych bogaczy. Mogła być tu z nimi, a jednocześnie nie mieć z nimi kontaktu, być niemalże gdzie indziej, przy swoim stoliku, zajmując się swoimi sprawami.
- Może powinnam. To nie ma teraz znaczenia. Miałam ochotę zjeść i się napić. - odparła na jego pytanie, wzruszając ramionami. Cały ten turniej miał naprawdę niewielkie znaczenie i zwycięstwo w nim przynosiło niewiele korzyści. Znacznie większą było już poznanie samego Nishiyamy, który mógł zostać okrzyknięty wielkim przegranym, ale dla Youmu był zwycięzcą. Pokazał na co go stać. - Wszystkie walki nie odbędą się w jeden dzień. - dodała, mając na uwadze, że przecież walczący tracili całe pokłady chakry, które wymagały więcej, niż kilka chwil, by się zregenerować. Tracili też siły, a zdobywali rany, które nawet przy wykorzystaniu Iryojutsu wymagały trochę odpoczynku, by nie dawały o sobie znać. Nie mogła walczyć raz za razem, nawet jeżeli wszystkie walki skończyłyby się tak szybko, jak jej.
- Kuroi, zamów mi coś do jedzenia i picia. Tylko nie chcę żadnego mocnego alkoholu, ale jednak coś z procentami. - odwróciła głowę w jego kierunku, wpatrując się w jego przekrwione oczyska. Dopiero teraz zastanowiła się dlaczego tak wygląda. Skąd ten fatalny wygląd? Miał nawet podkrążone oczy, jakby trawiła go jakaś choroba albo... po prostu jakby nie spał tak od... od urodzenia. To nie był moment na pytania, bo jeszcze nie siedzieli przy stoliku i jeszcze nie pili. - Spokojnie, zapłacę za siebie. - dodała rozbawiona, bo świadoma była, że istniały i takie panienki, które żerowały na naiwności mężczyzn. Zatrzepotały rzęsami, wypchnęły usta oraz pierś, pogłębiły dekolt, a później jadły oraz piły na rachunek jakiegoś frajera, któremu wydawało się, że w ten sposób wykupują sobie dostęp do ich bielizny. Z całą pewnością Youmu nie należała do tego podgatunku człowieka. - Jak już zamówisz, to zapraszam do stolika. - rzuciła na odchodne, kierując się w stronę miejsca, które skutecznie zajęte było przez jej duży shuriken, odstraszający potencjalnych chętnych, by tam zasiąść. Zajmował on tylko jedno z kilku miejsc, zatem nie ruszała go, Kuroi miał gdzie usiąść. Sama także usiadła, opierając łokcie o blat stołu, a głowę na dłoniach, by jej spojrzenie utkwiło w jednym punkcie, martwo się w niego wpatrując. Były to drzwi, na które patrzyła i nie. Niby obserwowała, ale myślami natychmiast odpłynęła gdzieś indziej, nawet nie rejestrując co widzi. Za to oczyma wyobraźni widziała nowe techniki, na które jakoś przypadkowo wpadła podczas turnieju. Jedne bardziej użyteczne, a drugie mniej. Nawet wymyśliła taką, która była czystą popisówką, mogącą zadziałać na zwyczajnych mieszkańców, którzy nijak są przeszkoleni w walce, ale z pewnością nie na kogokolwiek z doświadczeniem. I takie coś mogło się przydać, by odpędzać się od mas ścierwa, z którym chcąc nie chcąc musiała się zadawać wielokrotnie. Takie były uroki społeczeństwa, że składało się ono niemalże w całości z istot o skrajnie niskiej wartości, którzy dopiero swoją liczebnością mogli coś znaczyć. Jednak Youmu nie interesowały tłumy, nie interesował ogrom ludzi, którzy dopiero jako zbiór stanowili coś sobą. Panienka Nanatsuki zwracała swe szkarłatne oczyska tylko w stronę tych, którzy byli wyjątkowi jako jednostka. Szukała takich, którzy posiadali wartość chociaż w jakimś stopniu zbliżoną do tej, którą ona sama posiadała. Z innymi nie było sensu się zadawać, nie mogli jej pomóc, nie byli warci jej uwagi. A Kuroi... zdecydowanie nie był zwyczajny i posiadał w sobie kilka wyjątkowo wartościowych cech. Czarnowłosa widziała ludzi jako sumę plusów i minusów. Kuma miał już kilka plusów, ale także minusów, a przecież liczył się ogólny rozrachunek. Wartość była sumą cech właściwych i niewłaściwych, które rozkładane były na dwóch szalach, niczym na wadze. Która strona przeważy i jak bardzo? To się liczyło i nic więcej.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Shiro Usagi
-Jeżeli tak wygrasz całość, to złamie swoją fajkę na pół - co było raczej oczywistym, że musiałoby się wydarzyć coś naprawdę niestworzonego, by czarnowłosa tak po prostu przeszła sobie przez kolejne rundy nie wykonując żadnego ataku. Po pomyłce Toshiro raczej każdy będzie miał się na baczności, by nie wykorzystywać technik mogących zagrozić postronnym. Bardzo by się zdziwił, gdyby taki rozwój sytuacji miał nastąpić - więc i stawka (przynajmniej dla Kumy) była i duża. Nie wyobrażał sobie szukania nowej fajki, już przy tej wystarczająco się nachodził, a co dopiero powtórzyć to po raz drugi. Pewnie prędzej by rzucił ten "nałóg", niżeli rozglądałby się za nowym kawałkiem drewienka. W sumie może tego właśnie brakowało w tych zawodach? Jakiegoś zakładu, postawienia chociażby małej ilości pieniędzy na jakiegoś uczestnika i dopingowanie go, by pomnożył tą sumkę. Nie miał swojego faworyta, w sumie to średnio się walkom przyglądał, więc pewnie by wybrał kogoś na chybił-trafi. Youmu może i była z pustyni, lecz był jeszcze drugi władca piasku, który uczestniczył w turnieju. Ta pierwsza jednak nie pokazała za wiele, drugi zaś coś tam porobił rachu ciachu kuwetą. Jak już stawiać, to na kogoś ze swoich, czyż nie? Promowanie młodych talentów i takie tam.
Kelnerka kiwnęła głową potwierdzając jego zamówienie. Puścił jej mały uśmieszek, nie wyciągał sakiewki, bowiem na to jeszcze przyjdzie czas, zapewne gdy będzie opuszczać lokal. Przy okazji powinien znaleźć sobie jakiś nocleg, Seinaru wspominał coś o swoim domku, ale raczej nie wprosi mu się tak po prostu na chawirę z butami. Może ten Ryokan był dobrą opcją, by zostać na później?
-Głodna kobieta, to zła kobieta - wyrwało mu się, rzucił to z automatu słysząc słowa Youmu odnośnie jej podejścia do walk -Tak przynajmniej mówią - dodał jeszcze po chwili, co by nie było, że do czegoś pije. To po prostu fakt - nie ważne jakich rozmiarów, kształtów, czy nawet jaki charakter miała piękniejsza płeć - dowiesz się jaka potrafi być groźna w momencie, gdy zabraknie jej jedzenia, a Ty znajdziesz się w złym czasie, złym miejscu, a najgorszej jak jeszcze bez jedzenia. Popełniłeś pierwszy grzech główny w ogóle dopuszczając do takiej sytuacji. Nawet czterech jeźdźców, ogoniaste bestie, czy nawet Han sam w sobie nie mógłby stanąć na drodze pomiędzy jedzeniem, a wygłodniałą kobietą. Bądźmy szczerzy, pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczysz. I byłoby wszystko pięknie, Kuroi czekałby sobie na swoje zamówienie, rozkoszował się zapachem strawy, który unosił się przyjemnie w powietrzu, ale to było jak grom z jasnego nieba. Zamów mi coś do jedzenia - że co? Uniósł brwi spoglądając na dziewczynę, oczekując że sobie żartuje, ale ta była chyba mówiła całkowicie poważnie. Przełknął ślinę, wiedział co to znaczy. "Weź cokolwiek, ale nie to, co akurat masz na myśli, nie to co ja mam na myśli, nie to co tutaj mają, tylko to, na co BĘDĘ miała ochotę, jak przyniosą jedzenie". Westchnął ciężko, pieniądze nie były tutaj zbytnim problemem, tylko pomysł co takiego mógł wybrać. Popatrzył na to, co tutaj podają, machnął ręką, gdy ta sobie poszła do stolika.
-Niech tamto zamówienie będzie razy dwa, a do tego, tak na początek... - wodził chwilę oczyma po liście i zobaczył coś ciekawego, czego nie zdarzyło mu się widzieć na terenach pustyni i jej przyległym -To! - wskazał na tomasu, bowiem sam się nawet wcześniej zastanawiał nad tą pozycją, a tak przynajmniej będzie mógł spróbować obu. Odczekał aż dziewczę za ladą wszystko wszystko zapisze i będzie miał z głowy zamawianie jedzenia. Co jak co, ale Kuma lubił jedzenie, to była chyba jego ulubiona rozrywka - poznawać z czego słynie dany region, w jaki sposób wykorzysta dostępne składniki i co z niego wyczaruje. Zwykł jednak być w miejscach nieco mniej... wykwintnych. Dziwnym trafem to właśnie w miejscach najmniej pozornych można było trafić na najlepsze jedzenie. Miejsca omijane przez swój wygląd, przez złe umiejscowienie, gdzie kuchnie traktuje się niczym kwiat, o który trzeba dbać i pielęgnować, inaczej zwiędnie. Powrócił do stolika, wskazał na ogromny shuriken, który blokował jedno z miejsc.
-Nie lepiej gdzieś to schować? - spytał, zajął miejsce obok Youmu i odłożył gurdę obok, po czym zdał sobie sprawę, że sam siebie też mógłby o to spytać. Bardzo poręczny ten worek z piachem, hm? -Wracaj do żywych, niosą dla nas - rzucił uśmiechem w stronę kelnera, który szedł z ich jedzeniem. Położył butelkę z winem, tuż obok niego dwa małe naczynka. Nalał odrobiny do każdego z nich - ciemny, przyjemnie pachnący śliwkami trunek leniwie rozlał się po ściankach zostawiając na nich specyficzną dla alkoholu "tłustą" plamę. Pod nos ich dwójki zostały podłożone krewetki wysmażone w panierce, otoczone ryżem, a całość spięta kawałkiem wodorostu. Ot przekąska na pobudzenie apetytu.
-Częstuj się. A co do turnieju... będziesz się kryć ze wszystkim do finału, czy też idziesz po zwycięstwo? - spytał, po czym wziął jedno zawiniątko i zaczął pałaszować. Jego podejście było dużo bardziej proste w ocenie ludzi, niżeli jego towarzyszki. Oceniał wartość czyjegoś towarzystwa na podstawie tego jak się czuje w jego otoczeniu, a to co sobą reprezentowali, jakimi umiejętnościami dysponowali to była kwestia drugorzędna. Mało kto pokazywał wszystko, na co go stać, zawsze była ta mała rzecz, którą lepiej było sobie zostawić, ten as w rękawie, atut który wykorzystujesz tylko w ostateczności.
Kelnerka kiwnęła głową potwierdzając jego zamówienie. Puścił jej mały uśmieszek, nie wyciągał sakiewki, bowiem na to jeszcze przyjdzie czas, zapewne gdy będzie opuszczać lokal. Przy okazji powinien znaleźć sobie jakiś nocleg, Seinaru wspominał coś o swoim domku, ale raczej nie wprosi mu się tak po prostu na chawirę z butami. Może ten Ryokan był dobrą opcją, by zostać na później?
-Głodna kobieta, to zła kobieta - wyrwało mu się, rzucił to z automatu słysząc słowa Youmu odnośnie jej podejścia do walk -Tak przynajmniej mówią - dodał jeszcze po chwili, co by nie było, że do czegoś pije. To po prostu fakt - nie ważne jakich rozmiarów, kształtów, czy nawet jaki charakter miała piękniejsza płeć - dowiesz się jaka potrafi być groźna w momencie, gdy zabraknie jej jedzenia, a Ty znajdziesz się w złym czasie, złym miejscu, a najgorszej jak jeszcze bez jedzenia. Popełniłeś pierwszy grzech główny w ogóle dopuszczając do takiej sytuacji. Nawet czterech jeźdźców, ogoniaste bestie, czy nawet Han sam w sobie nie mógłby stanąć na drodze pomiędzy jedzeniem, a wygłodniałą kobietą. Bądźmy szczerzy, pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczysz. I byłoby wszystko pięknie, Kuroi czekałby sobie na swoje zamówienie, rozkoszował się zapachem strawy, który unosił się przyjemnie w powietrzu, ale to było jak grom z jasnego nieba. Zamów mi coś do jedzenia - że co? Uniósł brwi spoglądając na dziewczynę, oczekując że sobie żartuje, ale ta była chyba mówiła całkowicie poważnie. Przełknął ślinę, wiedział co to znaczy. "Weź cokolwiek, ale nie to, co akurat masz na myśli, nie to co ja mam na myśli, nie to co tutaj mają, tylko to, na co BĘDĘ miała ochotę, jak przyniosą jedzenie". Westchnął ciężko, pieniądze nie były tutaj zbytnim problemem, tylko pomysł co takiego mógł wybrać. Popatrzył na to, co tutaj podają, machnął ręką, gdy ta sobie poszła do stolika.
-Niech tamto zamówienie będzie razy dwa, a do tego, tak na początek... - wodził chwilę oczyma po liście i zobaczył coś ciekawego, czego nie zdarzyło mu się widzieć na terenach pustyni i jej przyległym -To! - wskazał na tomasu, bowiem sam się nawet wcześniej zastanawiał nad tą pozycją, a tak przynajmniej będzie mógł spróbować obu. Odczekał aż dziewczę za ladą wszystko wszystko zapisze i będzie miał z głowy zamawianie jedzenia. Co jak co, ale Kuma lubił jedzenie, to była chyba jego ulubiona rozrywka - poznawać z czego słynie dany region, w jaki sposób wykorzysta dostępne składniki i co z niego wyczaruje. Zwykł jednak być w miejscach nieco mniej... wykwintnych. Dziwnym trafem to właśnie w miejscach najmniej pozornych można było trafić na najlepsze jedzenie. Miejsca omijane przez swój wygląd, przez złe umiejscowienie, gdzie kuchnie traktuje się niczym kwiat, o który trzeba dbać i pielęgnować, inaczej zwiędnie. Powrócił do stolika, wskazał na ogromny shuriken, który blokował jedno z miejsc.
-Nie lepiej gdzieś to schować? - spytał, zajął miejsce obok Youmu i odłożył gurdę obok, po czym zdał sobie sprawę, że sam siebie też mógłby o to spytać. Bardzo poręczny ten worek z piachem, hm? -Wracaj do żywych, niosą dla nas - rzucił uśmiechem w stronę kelnera, który szedł z ich jedzeniem. Położył butelkę z winem, tuż obok niego dwa małe naczynka. Nalał odrobiny do każdego z nich - ciemny, przyjemnie pachnący śliwkami trunek leniwie rozlał się po ściankach zostawiając na nich specyficzną dla alkoholu "tłustą" plamę. Pod nos ich dwójki zostały podłożone krewetki wysmażone w panierce, otoczone ryżem, a całość spięta kawałkiem wodorostu. Ot przekąska na pobudzenie apetytu.
-Częstuj się. A co do turnieju... będziesz się kryć ze wszystkim do finału, czy też idziesz po zwycięstwo? - spytał, po czym wziął jedno zawiniątko i zaczął pałaszować. Jego podejście było dużo bardziej proste w ocenie ludzi, niżeli jego towarzyszki. Oceniał wartość czyjegoś towarzystwa na podstawie tego jak się czuje w jego otoczeniu, a to co sobą reprezentowali, jakimi umiejętnościami dysponowali to była kwestia drugorzędna. Mało kto pokazywał wszystko, na co go stać, zawsze była ta mała rzecz, którą lepiej było sobie zostawić, ten as w rękawie, atut który wykorzystujesz tylko w ostateczności.
0 x
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Ryokan Shiro Usagi
W takim stylu wygrać cały turniej? Youmu roześmiała się. To byłoby rozkoszne, patrzeć jak widownia jest rozczarowana, że ich czempionka jest nią tylko dlatego, iż jej rywale zostali zdyskwalifikowani. Z największą przyjemnością przyjęłaby kolejne zwycięstwa w ten sposób. Nie wymagało to żadnego wysiłku z jej strony, a przynajmniej go ograniczało do zupełnego minimum, a efekt był ten sam. Chyba o to chodziło, aby osiągać te same rezultaty, aczkolwiek najprostszym możliwym sposobem, prawda? Tym była efektywność, wydajność, która miała znaczenie tylko dla czarnowłosej, samotnie rozliczającej się ze swoich wyników. W końcu pracowała na siebie. I, co najistotniejsze, dla siebie.
- Chciałabym. - krótko skomentowała, wciąż rozbawiona ów wizją swego tryumfu. Za to nie skomentowała wcale wypowiedzi na temat głodnych kobiet. Nie wiedziała gdzie tak mówią i kto tak mówi, ale z pewnością nie spotkała się z tym w Ryuzaku czy Atsui. Albo nikt nie powiedział jej tego w twarz i było to męskim powiedzeniem, tak jak kobiety miały swoje. Tak czy inaczej - zleciła Kuroiowi zamówienie jej czegoś, co wywołało w nim swoistego rodzaju przerażenie. Dostrzegła, że nie jest zadowolony z postawienia go w tej pozycji, jako odpowiedzialnego za jej posiłek i nijako wizytę w tym Ryokanie. Wszak również był towarzystwem. Niezbyt rozumiała dlaczego tak zareagował, bo przecież nie od niego zależało jak smaczne będzie danie, które panienka Nanatsuki otrzyma. To było w rękach kucharza. Albo kucharki. Bez znaczenia. W kwestii trunku miał już jednak jakiś udział, bo sprecyzowała jaki rodzaj alkoholu Youmu chce. Teraz wszystko zależało od jego wiedzy w tym temacie.
Dziewczyna pozwoliła sobie odpłynąć gdzieś myślami, toteż dopiero słowa o nadchodzącym zamówieniu sprawiły, iż usłyszała co mówił Kuroi wcześniej - na temat dużego shurikena. Teraz nie było to istotne, bo dokładniej przyglądnęła się temu, co stawiał kelner. Krewetki w panierce i... wino? Tego nie była pewna, jednak wywnioskowała, że to najpewniej śliwkowe, które zamawiał sam sobie Kuma, skoro i jemu zostało polane. No i potrawy mieli jednakowe. Pytanie na temat turnieju na razie pozostało milczeniem, gdyż Youmu sięgnęła po czarkę z alkoholem, by ją lekko unieść do góry.
- Za wygraną. - powiedziała wesoło, oczywiście szydziła ze swojego zwycięstwa w taki sposób. Tak, jakby to była jej zasługa. Zanim jednak wypiła, to powąchała trunek, tak dla pewności. Z pewnością było to wino śliwkowe, które wyjątkowo rzadko piła. Miało ono specyficzny posmak, do którego nie mogła się przyzwyczaić. I teraz go wyczuwała, ale nie zmieniało to faktu, że trunek był smaczny. Chwyciła pałeczki, które ujęła między palce.
- Kryć ze wszystkim? - parsknęła śmiechem, a następnie chwyciła krewetkę w wodoroście. Mogła to niby zrobić palcami, ale po co się brudzić. - Już wiesz kim jestem i co potrafię. Połowę już pokazałam, drugą połowę pokażę w następnej walce, a później będę wygrywać korzystając z wszystkiego co mam jednocześnie. - odparła bardzo pewna siebie i ugryzła kawałek przystawki. Chrupiąca i soczysta. Zatem jedzenie było całkiem smaczne, alkohol również, zatem jej dobry humor został wręcz przypieczętowany. Jeszcze tylko żeby towarzystwo nie zawiodło, a szykował się miły wieczór tak, jak sobie to zaplanowała. Czy był już wieczór? Tak czy inaczej, Youmu podczas swojej wypowiedzi mówiła najszczerszą prawdę, bo taki był jej plan. Zamierzała w drugiej walce zaskoczyć swego oponenta czymś innym, niż żelaznym piaskiem, a w trzeciej korzystać już z obu lub ten smaczek, że może jednocześnie władać i tym, i tym, dać na finał. Nie były to informacje zapewniające jej ogromną przewagę i nie gwarantowały zwycięstwa, ale nie takie było pytanie. Nie zamierzała się kryć, a po trochu pokazywać co potrafi. Stopniowo, najmniej jak się da, przy najmniejszym ryzyku i największej efektywności. - W ten sposób idę po zwycięstwo. - dodała, by zacząć się zajadać swoją przystawką. Nie straciła dużo chakry, a nawet bardzo mało, ale nie oznaczało to, że nie chciała jej zregenerować najszybciej, jak mogła. Jedzenie z pewnością w tym pomagało. No i po prostu była już głodna, jako że nie jadła od prawie poranka.
Prawie skończyła jeść, gdy do głowy przyszło jej pewne pytanie. W końcu siedzieli tutaj z Kuroiem, to musiała go jakoś sprowokować do zabawiania jej rozmową. Najlepszym scenariuszem zawsze było zmuszanie drugiej osoby do opowiadania, a samemu wyłącznie słuchanie, bez potrzeby zbędnego odzywania się, ale tak rzadko bywało. Jednak rozmówcy wymagali jakiejś większej interakcji, którą nierzadko Youmu niechętnie nawiązywała.
- Na trybunach mówiłeś, że rzadko bywasz na pustyni. Dlaczego? Jesteś Sabaku, cały region to Twoja idealna arena. - i dziewczynie w żadnym wypadku nie chodziło o to, że Atsui było prowincją pod władaniem Rodu Sabaku, któremu Kuroi raczej służył. To nie miało nic do tego. Najistotniejszy był fakt, że nie było lepszego miejsca dla tego klanu, jak pustynia pełna materiału, którym władają. Nie musieli nosić zwojów, nie musieli zmieniać ziemi w piach, wystarczyło wysłać chakrę i gotowe. Nawet gurda nie była aż tak potrzebna. A nawet jeżeliby nie korzystali z otaczającego ich piachu, to zawsze ten stanowił jakiś element zaskoczenia. Same plusy. Zatem dla Youmu decyzja o opuszczeniu pustyni była zwyczajnie niepraktyczna, czyli stratna.
- Chciałabym. - krótko skomentowała, wciąż rozbawiona ów wizją swego tryumfu. Za to nie skomentowała wcale wypowiedzi na temat głodnych kobiet. Nie wiedziała gdzie tak mówią i kto tak mówi, ale z pewnością nie spotkała się z tym w Ryuzaku czy Atsui. Albo nikt nie powiedział jej tego w twarz i było to męskim powiedzeniem, tak jak kobiety miały swoje. Tak czy inaczej - zleciła Kuroiowi zamówienie jej czegoś, co wywołało w nim swoistego rodzaju przerażenie. Dostrzegła, że nie jest zadowolony z postawienia go w tej pozycji, jako odpowiedzialnego za jej posiłek i nijako wizytę w tym Ryokanie. Wszak również był towarzystwem. Niezbyt rozumiała dlaczego tak zareagował, bo przecież nie od niego zależało jak smaczne będzie danie, które panienka Nanatsuki otrzyma. To było w rękach kucharza. Albo kucharki. Bez znaczenia. W kwestii trunku miał już jednak jakiś udział, bo sprecyzowała jaki rodzaj alkoholu Youmu chce. Teraz wszystko zależało od jego wiedzy w tym temacie.
Dziewczyna pozwoliła sobie odpłynąć gdzieś myślami, toteż dopiero słowa o nadchodzącym zamówieniu sprawiły, iż usłyszała co mówił Kuroi wcześniej - na temat dużego shurikena. Teraz nie było to istotne, bo dokładniej przyglądnęła się temu, co stawiał kelner. Krewetki w panierce i... wino? Tego nie była pewna, jednak wywnioskowała, że to najpewniej śliwkowe, które zamawiał sam sobie Kuma, skoro i jemu zostało polane. No i potrawy mieli jednakowe. Pytanie na temat turnieju na razie pozostało milczeniem, gdyż Youmu sięgnęła po czarkę z alkoholem, by ją lekko unieść do góry.
- Za wygraną. - powiedziała wesoło, oczywiście szydziła ze swojego zwycięstwa w taki sposób. Tak, jakby to była jej zasługa. Zanim jednak wypiła, to powąchała trunek, tak dla pewności. Z pewnością było to wino śliwkowe, które wyjątkowo rzadko piła. Miało ono specyficzny posmak, do którego nie mogła się przyzwyczaić. I teraz go wyczuwała, ale nie zmieniało to faktu, że trunek był smaczny. Chwyciła pałeczki, które ujęła między palce.
- Kryć ze wszystkim? - parsknęła śmiechem, a następnie chwyciła krewetkę w wodoroście. Mogła to niby zrobić palcami, ale po co się brudzić. - Już wiesz kim jestem i co potrafię. Połowę już pokazałam, drugą połowę pokażę w następnej walce, a później będę wygrywać korzystając z wszystkiego co mam jednocześnie. - odparła bardzo pewna siebie i ugryzła kawałek przystawki. Chrupiąca i soczysta. Zatem jedzenie było całkiem smaczne, alkohol również, zatem jej dobry humor został wręcz przypieczętowany. Jeszcze tylko żeby towarzystwo nie zawiodło, a szykował się miły wieczór tak, jak sobie to zaplanowała. Czy był już wieczór? Tak czy inaczej, Youmu podczas swojej wypowiedzi mówiła najszczerszą prawdę, bo taki był jej plan. Zamierzała w drugiej walce zaskoczyć swego oponenta czymś innym, niż żelaznym piaskiem, a w trzeciej korzystać już z obu lub ten smaczek, że może jednocześnie władać i tym, i tym, dać na finał. Nie były to informacje zapewniające jej ogromną przewagę i nie gwarantowały zwycięstwa, ale nie takie było pytanie. Nie zamierzała się kryć, a po trochu pokazywać co potrafi. Stopniowo, najmniej jak się da, przy najmniejszym ryzyku i największej efektywności. - W ten sposób idę po zwycięstwo. - dodała, by zacząć się zajadać swoją przystawką. Nie straciła dużo chakry, a nawet bardzo mało, ale nie oznaczało to, że nie chciała jej zregenerować najszybciej, jak mogła. Jedzenie z pewnością w tym pomagało. No i po prostu była już głodna, jako że nie jadła od prawie poranka.
Prawie skończyła jeść, gdy do głowy przyszło jej pewne pytanie. W końcu siedzieli tutaj z Kuroiem, to musiała go jakoś sprowokować do zabawiania jej rozmową. Najlepszym scenariuszem zawsze było zmuszanie drugiej osoby do opowiadania, a samemu wyłącznie słuchanie, bez potrzeby zbędnego odzywania się, ale tak rzadko bywało. Jednak rozmówcy wymagali jakiejś większej interakcji, którą nierzadko Youmu niechętnie nawiązywała.
- Na trybunach mówiłeś, że rzadko bywasz na pustyni. Dlaczego? Jesteś Sabaku, cały region to Twoja idealna arena. - i dziewczynie w żadnym wypadku nie chodziło o to, że Atsui było prowincją pod władaniem Rodu Sabaku, któremu Kuroi raczej służył. To nie miało nic do tego. Najistotniejszy był fakt, że nie było lepszego miejsca dla tego klanu, jak pustynia pełna materiału, którym władają. Nie musieli nosić zwojów, nie musieli zmieniać ziemi w piach, wystarczyło wysłać chakrę i gotowe. Nawet gurda nie była aż tak potrzebna. A nawet jeżeliby nie korzystali z otaczającego ich piachu, to zawsze ten stanowił jakiś element zaskoczenia. Same plusy. Zatem dla Youmu decyzja o opuszczeniu pustyni była zwyczajnie niepraktyczna, czyli stratna.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Shiro Usagi
Był niczym balon, z którego ktoś upuścił powietrze, balon pełen niepokoju, złości, wątpliwości, które opuszczały jego ciało. Przyjemna atmosfera, nieco mniej napięta niż na stadionie, bez żadnych kwasów, chyba że Piekielne Małżeństwo znowu zechce się pojawić, a do tego wszystkiego jedzenie i napitek tuż przed nim. Odstawił na chwilę ryżowy przysmak na bok, otarł usta tak dla zasady, z przyzwyczajenia niżeli z zalegających tam okruchów. Uniósł kielich, toast był zaprawdę wzniosły, chociaż na dużo mniejszą skalę, niżeli było to zazwyczaj w takich wypadkach. Wygrana - to do niej pasowało. Nie sądził, by mogła dopuszczać do siebie jakiekolwiek inne możliwości, a sposób w jaki dostała się do kolejnej rudny tylko dodawał smaczku całej sytuacji.
-Za wygraną - zawtórował i upił nieco z naczynka, czując jak trunek rozlewa się po ustach, najpierw przychodzi typowa dla niego delikatnie rozwijająca się słodkość, która rozkwita, muska kubki smakowe, by w końcu przejść w kwaskowatą nutkę. Piękny kontrast, połączenie dwóch niby niepasujących do siebie smaków, które w odpowiednich proporacjach umiały się dograć. Do tego minimalnie wyczuwalna nutka alkoholu, która nadawała temu wszystkiemu jeszcze pędu.
-Mhm - potaknął, gdy wspominała o kryciu się. To że pokazała kilka swoich sztuczek nie znaczyło, że nie ma ich więcej w zanadrzu. Gdyby Kuma stał tam na dole, na arenie tuż naprzeciwko wroga to wykorzystałby wszystko, co mogłoby go doprowadzić do zwycięstwa. Może i jego następni rywale by wiedzieli więcej, potrafili się zachować, tylko co z tego, jeżeli pierwsza walka będzie przegrana? Całe to planowanie pójdzie się kochać jak zeszłoroczny śnieg -Widywałem różne podejścia, nie ma chyba jednego, najlepszego. Jestem ciekaw ilu przegrało tylko dlatego, że zostawiali najlepsze na koniec - rzucił tak po prostu w eter. Nie było to pytanie bezpośrednio do Youmu, chociaż mogła je podjąć jeżeli tylko uzna to za stosowne. wrócił znowu do przysmaku, on zaś nie bał się wykorzystać do tego dłoni. Bardziej bezpośredni, "bliski" sposób jedzenia, adekwatny do charakteru Piaskowego Dziadka. Potrawa była skomponowana tak, by spokojnie można było ją wziąć w ręce i od razu przejść do posiłku bez żadnego problemu. Wodorost nie tylko nadawał temu finalnego smaczku i tekstury, ale i chronił dłonie przed zbytnim upaplaniem się w lepkim ryżu. Był to jednak tylko przedsmak jedzenia, które miało dopiero przyjść. Mała rzecz, która pobudzała kubki smakowe, komponująca się z winem, przygotowująca żołądek na danie główne. To był powód, czemu Kuroi nie lubił odpowiadać za czyjeś jedzenie. Podchodził do niego poważnie, oddawał mu szacunek mimo faktu, że jadł całkiem szybko. Jedna z niewielu świętości, które można napotkać na swojej drodze. Szanował ludzi, którzy poświęcili swoje życie dla tej sztuki, dopracowywali każdy jej szczegół, którego jedzący na pierwszy rzut oka nie zauważy, ale po całej uczcie potrafi stwierdzić gdzie ta sama potrawa, przygotowana w ten sam sposób smakowała lepiej. Wszystko musiało grać, podobnie jak podczas walki. Jeden nieuważny ruch i wszystko stracone. Prawda, Toshiro?
Skończył przystawkę, upił ponownie nieco z naczynka, alkohol znowu wypełnił gardło, jednak tym razem w inny sposób, bowiem wszystko się zmieniło. Teraz współgrał razem z panierką z krewetki, doprawionym ryżem, przepływał pomiędzy resztkami smaku, który pozostał w gardle i wzmacniał ich doznania. Dostał w sumie ciekawe pytanie, nad którym sam się często zastanawiał. Położył dłonie na stole, splótł je ze sobą, schylił nieco głowę do dziewczyny. Zerknął na chwilę na bok, na sekundę czy dwie, jakby musiał oderwać na chwilę uwagę, potwierdzić czy to co myśli faktycznie ma sens.
-Płynie we mnie ich krew, pozwala kontrolować piach, ale czy to powód, czemu miałbym ciągle tam siedzieć i stawiać babki z piasku? - zaczął nieco ciszej, bowiem nie musiał o tym krzyczeć na cały Ryokan. Potem odchylił się, wziął kielich do ręki i kilka razy obrócił w nim trunkiem, by ten mógł się nieco napowietrzyć - Pustynia jest wielka, ale świat jest jeszcze większy. Mogę tam być cały czas, pierdzieć w stołek jak Ci wyżej postawieni, spoglądać przez okno widząc codziennie ten sam krajobraz, tylko po co. Co mi to da? Dreptać w miejscu, wyrobić sobie ścieżki, nie zbaczać z nich, bo tak jest wygodnie. Kilka razy próbowałem zostać dłużej na pustyni, osiąść, nieco przystopować. Mijało jednak trochę czasu, rok, może trochę więcej i coś się zmieniało - pociągnął kolejny łyk z naczynka, lecz krótki, dla rozkoszy, dla smaku, dla zwilżenia gardła, dla towarzystwa -Czułem, że coś ciągnie mnie jak najdalej od gorącego słońca pustyni, od suchego piasku, od... rutyny? Świat ma dużo więcej do zaoferowania niż tylko piach, możesz o tym słyszeć, znać z opowieści, ale najlepiej jest doświadczyć na własnej skórze. Jak wytłumaczyć komuś chłód, śnieg, a do tego słone powietrze tak charakterystyczne dla wyspiarzy? - uśmiechnął się do niej, był zadowolony ze swoich słów, bowiem one chyba najlepiej określały to, czemu nie był częstym gościem w swoich stronach. Owszem, bywał tam co jakiś czas, wracał do tego przyjemnego gorąca, ale nie na długo. Był tu i tam, widział swoje, ale zawsze mógł zobaczyć więcej.
-Z resztą dziwniej mi bez tego cholerstwa na plecach. Przestałem już czuć jego ciężar - poklepał gurdę, zupełnie jakby była małym pieskiem, zwierzątkiem, które tylko czeka na pochwałę -A Tobie po co te wszystkie informacje? Bo nie sądzę, że tylko do wygrania turnieju. Co tak młodziutka dziewczyna mogła zaplanować?
-Za wygraną - zawtórował i upił nieco z naczynka, czując jak trunek rozlewa się po ustach, najpierw przychodzi typowa dla niego delikatnie rozwijająca się słodkość, która rozkwita, muska kubki smakowe, by w końcu przejść w kwaskowatą nutkę. Piękny kontrast, połączenie dwóch niby niepasujących do siebie smaków, które w odpowiednich proporacjach umiały się dograć. Do tego minimalnie wyczuwalna nutka alkoholu, która nadawała temu wszystkiemu jeszcze pędu.
-Mhm - potaknął, gdy wspominała o kryciu się. To że pokazała kilka swoich sztuczek nie znaczyło, że nie ma ich więcej w zanadrzu. Gdyby Kuma stał tam na dole, na arenie tuż naprzeciwko wroga to wykorzystałby wszystko, co mogłoby go doprowadzić do zwycięstwa. Może i jego następni rywale by wiedzieli więcej, potrafili się zachować, tylko co z tego, jeżeli pierwsza walka będzie przegrana? Całe to planowanie pójdzie się kochać jak zeszłoroczny śnieg -Widywałem różne podejścia, nie ma chyba jednego, najlepszego. Jestem ciekaw ilu przegrało tylko dlatego, że zostawiali najlepsze na koniec - rzucił tak po prostu w eter. Nie było to pytanie bezpośrednio do Youmu, chociaż mogła je podjąć jeżeli tylko uzna to za stosowne. wrócił znowu do przysmaku, on zaś nie bał się wykorzystać do tego dłoni. Bardziej bezpośredni, "bliski" sposób jedzenia, adekwatny do charakteru Piaskowego Dziadka. Potrawa była skomponowana tak, by spokojnie można było ją wziąć w ręce i od razu przejść do posiłku bez żadnego problemu. Wodorost nie tylko nadawał temu finalnego smaczku i tekstury, ale i chronił dłonie przed zbytnim upaplaniem się w lepkim ryżu. Był to jednak tylko przedsmak jedzenia, które miało dopiero przyjść. Mała rzecz, która pobudzała kubki smakowe, komponująca się z winem, przygotowująca żołądek na danie główne. To był powód, czemu Kuroi nie lubił odpowiadać za czyjeś jedzenie. Podchodził do niego poważnie, oddawał mu szacunek mimo faktu, że jadł całkiem szybko. Jedna z niewielu świętości, które można napotkać na swojej drodze. Szanował ludzi, którzy poświęcili swoje życie dla tej sztuki, dopracowywali każdy jej szczegół, którego jedzący na pierwszy rzut oka nie zauważy, ale po całej uczcie potrafi stwierdzić gdzie ta sama potrawa, przygotowana w ten sam sposób smakowała lepiej. Wszystko musiało grać, podobnie jak podczas walki. Jeden nieuważny ruch i wszystko stracone. Prawda, Toshiro?
Skończył przystawkę, upił ponownie nieco z naczynka, alkohol znowu wypełnił gardło, jednak tym razem w inny sposób, bowiem wszystko się zmieniło. Teraz współgrał razem z panierką z krewetki, doprawionym ryżem, przepływał pomiędzy resztkami smaku, który pozostał w gardle i wzmacniał ich doznania. Dostał w sumie ciekawe pytanie, nad którym sam się często zastanawiał. Położył dłonie na stole, splótł je ze sobą, schylił nieco głowę do dziewczyny. Zerknął na chwilę na bok, na sekundę czy dwie, jakby musiał oderwać na chwilę uwagę, potwierdzić czy to co myśli faktycznie ma sens.
-Płynie we mnie ich krew, pozwala kontrolować piach, ale czy to powód, czemu miałbym ciągle tam siedzieć i stawiać babki z piasku? - zaczął nieco ciszej, bowiem nie musiał o tym krzyczeć na cały Ryokan. Potem odchylił się, wziął kielich do ręki i kilka razy obrócił w nim trunkiem, by ten mógł się nieco napowietrzyć - Pustynia jest wielka, ale świat jest jeszcze większy. Mogę tam być cały czas, pierdzieć w stołek jak Ci wyżej postawieni, spoglądać przez okno widząc codziennie ten sam krajobraz, tylko po co. Co mi to da? Dreptać w miejscu, wyrobić sobie ścieżki, nie zbaczać z nich, bo tak jest wygodnie. Kilka razy próbowałem zostać dłużej na pustyni, osiąść, nieco przystopować. Mijało jednak trochę czasu, rok, może trochę więcej i coś się zmieniało - pociągnął kolejny łyk z naczynka, lecz krótki, dla rozkoszy, dla smaku, dla zwilżenia gardła, dla towarzystwa -Czułem, że coś ciągnie mnie jak najdalej od gorącego słońca pustyni, od suchego piasku, od... rutyny? Świat ma dużo więcej do zaoferowania niż tylko piach, możesz o tym słyszeć, znać z opowieści, ale najlepiej jest doświadczyć na własnej skórze. Jak wytłumaczyć komuś chłód, śnieg, a do tego słone powietrze tak charakterystyczne dla wyspiarzy? - uśmiechnął się do niej, był zadowolony ze swoich słów, bowiem one chyba najlepiej określały to, czemu nie był częstym gościem w swoich stronach. Owszem, bywał tam co jakiś czas, wracał do tego przyjemnego gorąca, ale nie na długo. Był tu i tam, widział swoje, ale zawsze mógł zobaczyć więcej.
-Z resztą dziwniej mi bez tego cholerstwa na plecach. Przestałem już czuć jego ciężar - poklepał gurdę, zupełnie jakby była małym pieskiem, zwierzątkiem, które tylko czeka na pochwałę -A Tobie po co te wszystkie informacje? Bo nie sądzę, że tylko do wygrania turnieju. Co tak młodziutka dziewczyna mogła zaplanować?
0 x
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Ryokan Shiro Usagi
Chyba nie myślał, że Youmu zamierza ukrywać pewne swoje umiejętności, chociażby miało to oznaczać jej przegraną, prawda? W innym wypadku dziewczyna nieco zawiodłaby się na starym Kuroiu, który niby potrafił zrozumieć rzeczy, których inni nawet nie dostrzegali. Oczywistym było, że gdyby doszło do sytuacji, w której, dla przykładu, czarnowłosa potrzebowałaby skorzystać z Dotonu, a nie zamierzała go w tej rundzie pokazywać, to zdecydowanie użyłaby żywiołu ziemi. Liczyło się zwycięstwo, zaś skoro znajdowała się na tym turnieju, to i tak przypieczętowała umowę, że jej wszelkie umiejętności zostaną sprzedane. W końcu pokazywała je tak szerokiej widowni. Prędzej przy później musieli się dowiedzieć, ale istotniejsze było czy potrafią z nich skorzystać. Naturalnie lwia część zasiadających na trybunach, była zwyczajnymi cywilami, którzy nawet jeżeliby zrozumieli istotę zdolności Youmu, to i tak nie mogli jej w żaden sposób zagrozić. W końcu nie byli szkoleni do walki, zatem prezentowali na tym polu zerową wartość. Druga część oglądających, to samurajowie, którzy chakry nie rozumieli i nie zdawali sobie sprawy z jej możliwości, a po za tym, to każdy wiedział, iż pozostają neutralni. Do pewnego stopnia oczywiście, bo tych idiotów z katanami dało się spotkać jako najemników niemalże wszędzie. I tak mieszali się w spory i wojny, i tak. Tyle, że nie oficjalnie, nie bezpośrednio. Niezmiernie wygodne politycznie podejście. Trzecią grupę stanowili shinobi i to jedyni, którymi panienka Nanatsuki mogłaby się zmartwić. Mogłaby, bo akurat tego nie robiła. Miała swoją pewność siebie, absurdalne przekonanie, że z każdej, nawet najgorszej sytuacji, jakoś wybrnie. Jeżeli nie swoją siłą, to sprytem, inteligencją, wiedzą, charyzmą, talentami, perswazją czy czymkolwiek innym, o co narcystycznie siebie posądzała. W dodatku nie przypominała sobie, aby ktokolwiek życzył jej śmierci i był ninja. Może oprócz Yoshimitsu, jednak nim najmniej się przejmowała, bo pozna jego potencjał na turnieju, wszak był jednym z uczestników. Nie była świadoma, że przegrał, nie widziała jego porażki. Tę informację, dopiero miała otrzymać, gdy wróci na arenę.
Wedle oczekiwań, Kuroi odpowiedział na pytanie obszernie. Youmu spokojnie go słuchała, samej racząc się winem z czarki, po drobnym łyczku, dla samego rozsmakowania się w trunku, do którego musiała się przyzwyczaić. Nie rozumiała jego tłumaczenia, a raczej nie widziała w nim głębszej logiki. Mówił o przeżyciach, o doświadczeniach, które należy samemu zaznać, ale dlaczego to miało przeszkadzać w mieszkaniu na pustyni? Czarnowłosa sama od kilku lat zamieszkiwała Atsui, a przy okazji zdążyła zwiedzić Hyuo i nawet dostać tam swój własny wpis w księdze Bingo. A teraz zwiedziła kontynent wszerz i była na kolejnej wyspie. Nie musiała być ciągle w podróży, w końcu jak bardzo różnią się te wszystkie regiony? Jak inaczej jest chłodno na Kantai, niż na Teiz? Czy inna jest zima na Yinzin niż na Hyuo? Różnice pewnie były, ale ostateczne wrażenia wręcz identyczne. Tylko pustynia była wyjątkowa, nigdzie słońce grzało jak tam, nigdzie rosły takie rośliny, żyły takie zwierzęta, nigdzie było takie lato i zima, a raczej brak jasnych pór roku. Piasek i jego ogrom mógł nudzić, sprawiać wrażenie rutyny, ciągle jednakowego krajobrazu, jednak Youmu w jakiś sposób uznawała to za fascynujące. Taka gigantyczna przestrzeń wypełniona niczym, tylko suchym piachem, na którym nic nie rosło. Kraina, którą niektórzy mogliby nazwać Yomi no Kuni, gdyby nie to słońce. Ale i ono ustępowało księżycowi, a wtedy zapadał mrok. Moment, w którym pustynia stawała się jeszcze niebezpieczniejsza, a warunki jeszcze surowsze. Był w tym urok, ale też jakaś duma - by przeżyć na Samotnych Wydmach trzeba było być twardym, mieć cechy charakteru, jakich brakowało gdzie indziej. I do diabła z wyspiarzami z cesarstwa, od których nasłuchała się w karczmach, jak to ich ludzie są zahartowani. Gówno prawda, życie było tam ciężkie, ale nie tak, jak na pustyni. Nigdzie nie było tak ciężko. w Kantai i na Hyuo były momenty, w których śnieg i lód puszczał, robiło się łagodnie, można było uprawiać rośliny, wypasać zwierzęta, wydobywać surowce, czyli po prostu żyć tak, jak w Midori, dla przykładu. Na Samotnych Wydmach nie było takiego momentu. Cały rok, rok w rok, od zarania dziejów, słońce paliło w dzień wszystko co żyło, a w nocy jego brak mroził. Niezmiennie.
- Pierdolisz, Kuroi. - odezwała się całkiem wesoło, dopijając wino z czarki, którą odstawiła na bok. Uśmiechnęła się szyderczo i pochyliła lekko ku niemu, mrużąc oczy. - Zwiedzać świat oraz wyrywać się rutynie można i mieszkając na pustyni. Nikt nie zmusza Cię, abyś tam gnił całe życie. Możesz swobodnie podróżować. Mieszkam w Atsui, a znam chłód Hyuo, znam potrawy Sakai, widziałam Mur w Sogen, pracowałam w Ryuzaku. - powiedziała, wyliczając na palcach, nie dodając do tego kilku innych wizyt w prowincjach, przez które po prostu przechodziła. Nie uważa też, że jej życie było rutyną. Jako ninja nie dało się żyć rutyną. Co prawda wpadała w takie pętle, w których przez dwa bite tygodnie nie robiła nic innego, jak szlajała się po ulubionych lokalach i szyła, ale gdy zaczynała się nudzić, to moment znajdowała zajęcie. Wystarczyło wybrać się na misję. Albo w podróż. W końcu była panią swojego losu, jakkolwiek oklepanym to hasło było. - Wydaje mi się, że masz inny, dobry powód, dla którego nie bywasz na pustyni. To co mówisz... może i w to wierzysz, ale czy naprawdę tak jest? Czy to prawdziwy powód, ten główny? Nie wydaje mi się. - i był w tym jakiś ukryty komplement, w tym powątpiewaniu, bo uważała go za inteligentniejszego, niż to, co zaprezentował. Tak błahe rzeczy, które dało się rozwiązać w tak banalny sposób, jakoś nie pasowały jej do obrazu Kumy, który raczej prezentował się na osobę zwyczajnie niezależną, a nie niepotrafiącą usiedzieć w miejscu, z żądzą podróży, życia chwilą i poznawania świata. Domyślała się, że to bardziej kwestia zobowiązań wobec Rodu. Panna Nanatsuki była na rozkaz Kirino i na tym polegała jej przynależność do szczepu i zamieszkanie na jego terenach. Tylko trwało to tak długo, jak na to pozwalała, a ostatecznie wykonanie rozkazu pozostawało w jej decyzji. Tak czy inaczej, też nie była zadowolona z faktu, że jest jednym z żołnierzy liderki, jej ludzi, z którymi w teorii może zrobić niemalże co chce. Tylko to była niewygoda, jaką musiała znieść, bo jej plany były znacznie większe, poważniejsze. Właśnie, plany, o które zapytał Kuroi. Naturalnie nie mogła mu zdradzić co sobie zaplanowała, bo jakkolwiek go lubiła, to była to informacja zbyt istotna, zbyt prywatna i niebezpieczna. Samo posiadanie jej, pozwalałoby mu na zabicie czarnowłosej, a przynajmniej schwytanie. Kwestia czy sobie poradziłby, to sprawa drugorzędna, jednak nie chciała problemów, nie mogła całej swojej pracy zniszczyć, bo wygadała coś tak poważnego.
- A po co są informacje? Żeby wiedzieć, wyciągać z nich wnioski, przewidywać i dedukować. Im więcej wiem, tym więcej mogę. To raczej oczywiste, prawda? - dokończyła jeść swoją przystawkę i odłożyła pałeczki na bok, odsuwając od siebie talerzyk, by następnie postukać czarnym pazurkiem w czarkę, dając znać Kuroiowi, że powinien jej polać. Na razie nie czuła jeszcze tego stanu, w którym jej humor się poprawia, bo zaczyna działać alkohol. Czyli wypiła jeszcze za mało. - Planuje wiele rzeczy, małych i dużych, a nawet większych, niż ktokolwiek dotychczas. Informacje pomagają w przygotowaniu się i realizacji. - dodała, wyjaśniając już chyba wszystko. Powiedziała samą prawdę, nie kłamała, nie udawała kogoś innego, ale jednocześnie nie zdradziła jakie są jej ambicje. To musiało być sekretem, o którym nikt nie mógł wiedzieć. Nikt, aż do decydującego momentu. Dopiero wtedy, gdy byłaby wszystkiego pewna, to mogła z kimś podzielić się swoim planem. Ale na razie budowała pozycję, na tym się aktualnie skupiała. Nie potrzebowała wielu informacji, aby wygrać turniej. Właściwie nie potrzebowała żadnych. Wydarzenie to było tak sztuczne, że liczyła się czysta moc. Wysublimowali same możliwości ofensywne i defensywne - nic więcej. Nie liczyły się wszystkie podstępy, spryty, zagrania perswazją czy charyzmą, nie liczyło się obrócenie informacji przeciwko wrogowi, zdrada, nic z tych rzeczy. Nie liczyły się nawet te zdolności, które wymagały drugiej osoby. Iryojutsu było wspaniałe, Youmu chciała mieć u swego boku kogoś, kto zajmowałby się tą sprawą i to znacznie bardziej, niż jakiegoś siepacza. Jej siła wystarczała, ale ryzykowała swoim życiem, toteż medyk byłby idealnym dodatkiem, a przynajmniej na ten moment, kiedy niechętnie przyznawała, że jest jeszcze nie tak potężną kunoichi.
- Turniej... - mruknęła i roześmiała się melodyjnie, machając ręką, jakby odganiała od siebie muchę lub zwyczajnie czemuś zaprzeczała. - W cholerę z tym turniejem. Nic on nie znaczy. Właściwie żałuję, że biorę w nim udział. Skorzystałabym z niego bardziej, gdybym była wyłącznie członkinią widowni. Ale oto jestem, teraz muszę zaczerpnąć tak wiele, jak oferuje. A oferuje żenująco mało. - no bo czym była ta sława? Poklaskiem wśród ludzi, którzy dla Youmu nie przejawiali żadnej, najmniejszej wartości. Nawet na nich nie spoglądała, więc co znaczyłby ich zachwyt? Byli nikim, ich opinia nie miała znaczenia, ich pochwały i wiwaty mogły stanowić nawóz. Gówno warte słowa. Jedynym plusem była zapowiedziana nagroda i uznanie w oczach Kirino, które przy aktualnym podpunkcie planu, było dosyć istotne. Nie tak bardzo, ale jednak.
Wedle oczekiwań, Kuroi odpowiedział na pytanie obszernie. Youmu spokojnie go słuchała, samej racząc się winem z czarki, po drobnym łyczku, dla samego rozsmakowania się w trunku, do którego musiała się przyzwyczaić. Nie rozumiała jego tłumaczenia, a raczej nie widziała w nim głębszej logiki. Mówił o przeżyciach, o doświadczeniach, które należy samemu zaznać, ale dlaczego to miało przeszkadzać w mieszkaniu na pustyni? Czarnowłosa sama od kilku lat zamieszkiwała Atsui, a przy okazji zdążyła zwiedzić Hyuo i nawet dostać tam swój własny wpis w księdze Bingo. A teraz zwiedziła kontynent wszerz i była na kolejnej wyspie. Nie musiała być ciągle w podróży, w końcu jak bardzo różnią się te wszystkie regiony? Jak inaczej jest chłodno na Kantai, niż na Teiz? Czy inna jest zima na Yinzin niż na Hyuo? Różnice pewnie były, ale ostateczne wrażenia wręcz identyczne. Tylko pustynia była wyjątkowa, nigdzie słońce grzało jak tam, nigdzie rosły takie rośliny, żyły takie zwierzęta, nigdzie było takie lato i zima, a raczej brak jasnych pór roku. Piasek i jego ogrom mógł nudzić, sprawiać wrażenie rutyny, ciągle jednakowego krajobrazu, jednak Youmu w jakiś sposób uznawała to za fascynujące. Taka gigantyczna przestrzeń wypełniona niczym, tylko suchym piachem, na którym nic nie rosło. Kraina, którą niektórzy mogliby nazwać Yomi no Kuni, gdyby nie to słońce. Ale i ono ustępowało księżycowi, a wtedy zapadał mrok. Moment, w którym pustynia stawała się jeszcze niebezpieczniejsza, a warunki jeszcze surowsze. Był w tym urok, ale też jakaś duma - by przeżyć na Samotnych Wydmach trzeba było być twardym, mieć cechy charakteru, jakich brakowało gdzie indziej. I do diabła z wyspiarzami z cesarstwa, od których nasłuchała się w karczmach, jak to ich ludzie są zahartowani. Gówno prawda, życie było tam ciężkie, ale nie tak, jak na pustyni. Nigdzie nie było tak ciężko. w Kantai i na Hyuo były momenty, w których śnieg i lód puszczał, robiło się łagodnie, można było uprawiać rośliny, wypasać zwierzęta, wydobywać surowce, czyli po prostu żyć tak, jak w Midori, dla przykładu. Na Samotnych Wydmach nie było takiego momentu. Cały rok, rok w rok, od zarania dziejów, słońce paliło w dzień wszystko co żyło, a w nocy jego brak mroził. Niezmiennie.
- Pierdolisz, Kuroi. - odezwała się całkiem wesoło, dopijając wino z czarki, którą odstawiła na bok. Uśmiechnęła się szyderczo i pochyliła lekko ku niemu, mrużąc oczy. - Zwiedzać świat oraz wyrywać się rutynie można i mieszkając na pustyni. Nikt nie zmusza Cię, abyś tam gnił całe życie. Możesz swobodnie podróżować. Mieszkam w Atsui, a znam chłód Hyuo, znam potrawy Sakai, widziałam Mur w Sogen, pracowałam w Ryuzaku. - powiedziała, wyliczając na palcach, nie dodając do tego kilku innych wizyt w prowincjach, przez które po prostu przechodziła. Nie uważa też, że jej życie było rutyną. Jako ninja nie dało się żyć rutyną. Co prawda wpadała w takie pętle, w których przez dwa bite tygodnie nie robiła nic innego, jak szlajała się po ulubionych lokalach i szyła, ale gdy zaczynała się nudzić, to moment znajdowała zajęcie. Wystarczyło wybrać się na misję. Albo w podróż. W końcu była panią swojego losu, jakkolwiek oklepanym to hasło było. - Wydaje mi się, że masz inny, dobry powód, dla którego nie bywasz na pustyni. To co mówisz... może i w to wierzysz, ale czy naprawdę tak jest? Czy to prawdziwy powód, ten główny? Nie wydaje mi się. - i był w tym jakiś ukryty komplement, w tym powątpiewaniu, bo uważała go za inteligentniejszego, niż to, co zaprezentował. Tak błahe rzeczy, które dało się rozwiązać w tak banalny sposób, jakoś nie pasowały jej do obrazu Kumy, który raczej prezentował się na osobę zwyczajnie niezależną, a nie niepotrafiącą usiedzieć w miejscu, z żądzą podróży, życia chwilą i poznawania świata. Domyślała się, że to bardziej kwestia zobowiązań wobec Rodu. Panna Nanatsuki była na rozkaz Kirino i na tym polegała jej przynależność do szczepu i zamieszkanie na jego terenach. Tylko trwało to tak długo, jak na to pozwalała, a ostatecznie wykonanie rozkazu pozostawało w jej decyzji. Tak czy inaczej, też nie była zadowolona z faktu, że jest jednym z żołnierzy liderki, jej ludzi, z którymi w teorii może zrobić niemalże co chce. Tylko to była niewygoda, jaką musiała znieść, bo jej plany były znacznie większe, poważniejsze. Właśnie, plany, o które zapytał Kuroi. Naturalnie nie mogła mu zdradzić co sobie zaplanowała, bo jakkolwiek go lubiła, to była to informacja zbyt istotna, zbyt prywatna i niebezpieczna. Samo posiadanie jej, pozwalałoby mu na zabicie czarnowłosej, a przynajmniej schwytanie. Kwestia czy sobie poradziłby, to sprawa drugorzędna, jednak nie chciała problemów, nie mogła całej swojej pracy zniszczyć, bo wygadała coś tak poważnego.
- A po co są informacje? Żeby wiedzieć, wyciągać z nich wnioski, przewidywać i dedukować. Im więcej wiem, tym więcej mogę. To raczej oczywiste, prawda? - dokończyła jeść swoją przystawkę i odłożyła pałeczki na bok, odsuwając od siebie talerzyk, by następnie postukać czarnym pazurkiem w czarkę, dając znać Kuroiowi, że powinien jej polać. Na razie nie czuła jeszcze tego stanu, w którym jej humor się poprawia, bo zaczyna działać alkohol. Czyli wypiła jeszcze za mało. - Planuje wiele rzeczy, małych i dużych, a nawet większych, niż ktokolwiek dotychczas. Informacje pomagają w przygotowaniu się i realizacji. - dodała, wyjaśniając już chyba wszystko. Powiedziała samą prawdę, nie kłamała, nie udawała kogoś innego, ale jednocześnie nie zdradziła jakie są jej ambicje. To musiało być sekretem, o którym nikt nie mógł wiedzieć. Nikt, aż do decydującego momentu. Dopiero wtedy, gdy byłaby wszystkiego pewna, to mogła z kimś podzielić się swoim planem. Ale na razie budowała pozycję, na tym się aktualnie skupiała. Nie potrzebowała wielu informacji, aby wygrać turniej. Właściwie nie potrzebowała żadnych. Wydarzenie to było tak sztuczne, że liczyła się czysta moc. Wysublimowali same możliwości ofensywne i defensywne - nic więcej. Nie liczyły się wszystkie podstępy, spryty, zagrania perswazją czy charyzmą, nie liczyło się obrócenie informacji przeciwko wrogowi, zdrada, nic z tych rzeczy. Nie liczyły się nawet te zdolności, które wymagały drugiej osoby. Iryojutsu było wspaniałe, Youmu chciała mieć u swego boku kogoś, kto zajmowałby się tą sprawą i to znacznie bardziej, niż jakiegoś siepacza. Jej siła wystarczała, ale ryzykowała swoim życiem, toteż medyk byłby idealnym dodatkiem, a przynajmniej na ten moment, kiedy niechętnie przyznawała, że jest jeszcze nie tak potężną kunoichi.
- Turniej... - mruknęła i roześmiała się melodyjnie, machając ręką, jakby odganiała od siebie muchę lub zwyczajnie czemuś zaprzeczała. - W cholerę z tym turniejem. Nic on nie znaczy. Właściwie żałuję, że biorę w nim udział. Skorzystałabym z niego bardziej, gdybym była wyłącznie członkinią widowni. Ale oto jestem, teraz muszę zaczerpnąć tak wiele, jak oferuje. A oferuje żenująco mało. - no bo czym była ta sława? Poklaskiem wśród ludzi, którzy dla Youmu nie przejawiali żadnej, najmniejszej wartości. Nawet na nich nie spoglądała, więc co znaczyłby ich zachwyt? Byli nikim, ich opinia nie miała znaczenia, ich pochwały i wiwaty mogły stanowić nawóz. Gówno warte słowa. Jedynym plusem była zapowiedziana nagroda i uznanie w oczach Kirino, które przy aktualnym podpunkcie planu, było dosyć istotne. Nie tak bardzo, ale jednak.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Ryokan Shiro Usagi
Po dniu pełnym wrażeń Seinaru nie miał już ochoty pchać się do centrum i być zaczepianym przez podchmielonych kibiców, którzy opijali zwycięstwa swoich faworytów w pierwszym etapie walk. Dlatego na wieczorny odpoczynek po obserwowaniu zmagań na turnieju, samuraj razem z Ichirou wybrali nieco oddalony od miejskiego zgiełku lokal, którzy przy okazji wyglądał na niezbyt skromny. Tym bardziej powinien się on spodobać przybyszowi z pustyni, który chyba lubił poczuć czasem troszkę wyższy standard.
Kei po wejściu rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego stolika, przy którym mogliby porozmawiać w spokoju, a także coś zjeść i napić się herbaty. I udało mu się. Nie dokładnie w samym rogu, ale prawie przy ścianie stał dwuosobowy stolik, do którego Seinaru zaprosił Ichirou i oboje mogli w końcu rozsiąść się bardziej komfortowo niż na trybunach. Kei odłożył swoją włócznię, płaszcz i torbę na bok i choć zbroja nie pozwalała mu się wygodnie zgarbić, to już odpuścił sobie narzekanie na te niedogodności.
W oczy rzucił mu się Kuroi. Piaskowy Dziadek chyba flirtował z jakąś niewiastą i tą niewiasta była chyba jedna z uczestniczek turnieju. Seinaru konspiracyjnie wskazał tą dwójeczkę wzrokiem Asahiemu i tylko lekko się uśmiechnął. Nie zamierzał im przeszkadzać, no skąd. Fajne jednak było spotkać dla odmiany przyjazną twarz, mimo że wcześniej minęli się na trybunach. Nie mieli przecież okazji aby spokojnie ze sobą porozmawiać, a Kei wręcz przepadał za tym konkretnym Sabaku. W ogóle jego doświadczenia z tym klanem były do tej pory chyba samymi miłymi.
- Nie wiem czy mają tutaj coś innego niż ryby... - Westchnął, gdy wybierał danie.
- Właściwie, to wątpię czy w całym Yinzin mają coś innego oprócz ryb. - Powtórzył nieco bardziej pesymistyczny scenariusz, gdy poprosił kelnerkę o dużą smażoną porcję dorsza z podwójnym smażonym ryżem i herbatę bez cukru żeby po całym posiłku nie przybrać na wadze.
- No więc? - Zaczął nieco ciszej, bo od pewnego czasu naprawdę rozpierała go ciekawość.
- Powiesz mi jak obecnie stoimy z Klepsydrą? Udało się ugadać jeszcze kogoś? O ile pamiętam z Midori odchodziliśmy z Kuroiem, Yoichim i tym siwym w składzie (Kyoushim przyp. aut.). Coś się zmieniło od tego czasu? - Ta rozmowa tak czy siak musiała się odbyć i Seinaru nie uważał jej za nieprzyjemną. Naprawdę chciał dowiedzieć się, czy zrobili jakieś postępy w ich sprawie, bo jeśli nie, to po turnieju trzeba będzie z kopyta zacząć działać. Robota sama się nie zrobi, tym bardziej że Ichirou wspominał jeszcze o jakimś dodatkowym zleceniu od Yoichiego. O to jednak Kei zamierzał zapytać później, jeśli będzie miał okazję.
Kei po wejściu rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego stolika, przy którym mogliby porozmawiać w spokoju, a także coś zjeść i napić się herbaty. I udało mu się. Nie dokładnie w samym rogu, ale prawie przy ścianie stał dwuosobowy stolik, do którego Seinaru zaprosił Ichirou i oboje mogli w końcu rozsiąść się bardziej komfortowo niż na trybunach. Kei odłożył swoją włócznię, płaszcz i torbę na bok i choć zbroja nie pozwalała mu się wygodnie zgarbić, to już odpuścił sobie narzekanie na te niedogodności.
W oczy rzucił mu się Kuroi. Piaskowy Dziadek chyba flirtował z jakąś niewiastą i tą niewiasta była chyba jedna z uczestniczek turnieju. Seinaru konspiracyjnie wskazał tą dwójeczkę wzrokiem Asahiemu i tylko lekko się uśmiechnął. Nie zamierzał im przeszkadzać, no skąd. Fajne jednak było spotkać dla odmiany przyjazną twarz, mimo że wcześniej minęli się na trybunach. Nie mieli przecież okazji aby spokojnie ze sobą porozmawiać, a Kei wręcz przepadał za tym konkretnym Sabaku. W ogóle jego doświadczenia z tym klanem były do tej pory chyba samymi miłymi.
- Nie wiem czy mają tutaj coś innego niż ryby... - Westchnął, gdy wybierał danie.
- Właściwie, to wątpię czy w całym Yinzin mają coś innego oprócz ryb. - Powtórzył nieco bardziej pesymistyczny scenariusz, gdy poprosił kelnerkę o dużą smażoną porcję dorsza z podwójnym smażonym ryżem i herbatę bez cukru żeby po całym posiłku nie przybrać na wadze.
- No więc? - Zaczął nieco ciszej, bo od pewnego czasu naprawdę rozpierała go ciekawość.
- Powiesz mi jak obecnie stoimy z Klepsydrą? Udało się ugadać jeszcze kogoś? O ile pamiętam z Midori odchodziliśmy z Kuroiem, Yoichim i tym siwym w składzie (Kyoushim przyp. aut.). Coś się zmieniło od tego czasu? - Ta rozmowa tak czy siak musiała się odbyć i Seinaru nie uważał jej za nieprzyjemną. Naprawdę chciał dowiedzieć się, czy zrobili jakieś postępy w ich sprawie, bo jeśli nie, to po turnieju trzeba będzie z kopyta zacząć działać. Robota sama się nie zrobi, tym bardziej że Ichirou wspominał jeszcze o jakimś dodatkowym zleceniu od Yoichiego. O to jednak Kei zamierzał zapytać później, jeśli będzie miał okazję.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Shiro Usagi
Była chyba ostatnią osobą, którą podejrzewały o ukrywanie swoich umiejętności, by zostawić je na przyszłych przeciwników. Youmu miała w sobie coś tajemniczego, coś co skrywała przed wzrokiem postronnych, lecz ta wyniosłość, ta uniesiona dumnie głowa, wzrok spoglądający na innych jak na robaki - to nie mogło pasować do osoby, która kryłaby się z tym co potrafi. Samo jej wejście na arenę tylko uwydatniało to jak błyszczy, jak chce być postrzegana. Niczym drogocenny klejnot, który pokazuje swoje prawdziwe ja tylko wtedy, gdy skierujesz na niego światło i rozbłyśnie całym spektrum barw. Bez hamulców, osiągnąć dominację nad wrogiem, wygrać bez zbędnego marnowania czasu. Bo po co? Sam nie za bardzo miał ciągotki do takich turniejów, za dużo spojrzeń, za dużo kombinowania i myślenia, a człowiek musi jeszcze uważać na postronnych. Kontrola piasku była dosyć łatwą sztuką, kreowanie tworów za pomocą umysłu nie wymagało zbyt wiele, ot kreatywności. Gdyby chciał zasypać arenę piaskiem musiałby zwracać uwagę na cywili, bo w przeciwnym razie skończyłby podobnie jak przeciwnik czarnowłosej. Zakończył swoją walkę nim ta w ogóle mogła się zacząć. Smutne to, ale czasami tak po prostu bywa. Uniósł brwi ku górze słysząc tak bezpośrednie i przepełnione radością słowa. Przyglądał się jej ruchom, jak się zbliża i zaczyna mówić, a z każdym kolejnym jej słowem na jego twarzy pojawiał się mimowolny uśmieszek. Unosił się jeden kącik ust, drugi zaś był nieco bardziej oporny. Skierował wzrok w bok, na pobliski stolik. Podróż to był jeden z powodów, dla którego lubił pozostawać w drodze. Pustynia to było miejsce, w którym się urodził, w sumie chyba tylko dlatego wracał tam tak często. Przyzwyczajenie po prostu wychodziło jak żywe, miał tyle powiązań, których nie dało się uniknąć, a dochodziła jeszcze jedna istotna sprawa. Święty spokój.
-Nie mówiłem, że nie bywam moja droga. Tylko, że czynię to raczej rzadko, ktoś tutaj nie sł€chał, czy mi się tylko wydaje? - wyszczerzył kły w tej swojej małej złośliwości, po czym uniósł szklankę i wzniósł niemy toast. Bez wyraźnego powodu, bez wzniosłych treści, za rozmowę -Coś w tym jednak jest, nie ukrywam. Jest jednak coś, co cenię ponad swoje życie i nie pozwolę tego sobie odebrać. To wolność. - wychylił szklankę do końca i odstawił ją na stół -Czy faktycznie możesz swobodnie podróżować? Owszem, do czasu. Gdy wezwie Cię lider rodu, każe stawić się na zawołanie i skończy się rumakowanie. Będziesz potrzebna, zostaniesz pionkiem w grze, bo poślą Cię po jakieś zadanie. I to dotyczy też po części i mnie, tylko cóż... Jou chyba sobie zdaje sprawę z tego, że w momencie gdy ustawi nade mną klatkę, to uzyska całkowicie odwrotny efekt. Nie jestem głuchy na wezwania, lecz to moja decyzja, czy na nie odpowiem czy nie - nie do końca był zadowolony z tego wytłumaczenia, ale to było najbliższe temu, o co mu chodziło. Sam nie mógł nazwać się całkowicie wolnym człowiekiem, gdyby zniknął, a później pojawił się po "innej stronie" pewnie z miejsca zostałby wysłane psy gończe, by sprowadzić go z powrotem żywego lub martwego. Jak każdy, kto posiadał pewne sekrety, kto miał pewne zdolności dziedziczone wraz z krwią. Wielu było wyrzutków, wielu nawet nie zdawało sobie sprawy z tego, że jest więcej takich jak oni sami. Czemu nie do końca był zadowolony ze swoich słów? Bo brzmiały one trochę tak, jakby jego celem była jakaś ucieczka. Jakby oddalał się od pustyni tylko po to, by nikt nie mógł go znaleźć, nałożyć tej rzeczonej klatki. On zaś był... ciekaw -Chce dużo więcej niż tylko to, co oferuje pustynia. Chce dokonać tego, co uznawane jest za niemożliwe - rzucił luźno, lecz nie kontynuował dalej. Postawił na końcu wyraźną kropkę, bowiem to było coś, czego nie zamierzał zdradzać komuś, kogo zna ledwo kilka godzin. W sumie od niedawna przyświecał mu nowy cel, taki który pojawił się znikąd i całkowicie zawładnął jego umysłem.
-Darujmy sobie oczywiste oczywistości - chwycił za butelkę, najpierw uzupełnił naczynie czarnowłosej, później swoje. W tej kolejności, w odwrotnej były po prostu bucem, a na to nie mógł sobie pozwolić. Może i nie reprezentował swoim wyglądem za wiele i to już sobie razem wyjaśnili, ale bardziej liczyły się dla niego te małe gesty. To jak podchodzisz do człowieka, jak z nim rozmawiasz, jakie gesty wykonujesz, a zwłaszcza w którym momencie. Był obserwatorem, kimś kto sam w sobie nie potrafił żyć bez gromadzenia informacji, analizowania tego co się dzieje -Każdy coś planuje, więc to nie jest nic nowego. Planujesz coś wielkiego, lecz nie widzę przy Tobie nikogo, kto by mógł pomóc w realizacji tych "celów". Możesz się świetnie przygotować, mieć wszystko rozplanowane co do jednej sekundy - popatrzył jej w oczy, jego kącik ust znowu mimowolnie się uniósł ku górze -Ale oczy masz tylko jedne, a nigdy nie wiesz co kryje się za Tobą - podobał mu się widok, który miał przed sobą. Niewysoka, niepozorna dziewczyna, o dosyć niecodziennej urodzie, która celuje dużo wyżej, niż tylko "bytować". Jej plany jednak brzmiały wzniośle, ale dla kogoś postronnego brzmiało tylko jak przechwałka. Nie było tam konkretu, chociaż zapewne dlatego, że mógł je pokrzyżować. Nie było też pewnie nikogo przy jej boku, bo ten sam człowiek, który mógłby obserwować tyły mógłby także je zaatakować w najmniej spodziewanym momencie.
-Sama twierdzisz, że oferuje mało, więc czemu dalej tutaj jesteś? - zerknął w stronę kuchni, szukając wzrokiem czy przypadkiem ich główne danie nie jest w drodze do stolika i owszem, na horyzoncie pojawił się człowiek niosący dwa talerze, na których ułożony był kawałek ryby z dodatkami, ale to było mniejsze zaskoczenie. Był też ktoś jeszcze, dwójka Klepiaków, ludzi których Kuroi szanował, a w jego wypadku było to coś dużo więcej warte, niż wszystkie komplementy świata. Na chwilę złapał kontakt wzrokowy z samurajem, po czym pokiwał głową nie mogąc uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Przyłożył dłoń do ust, że niby chce ukryć swoje słowa przed postronnymi
-Czy nikt Cię tu nie śledził? - wyszeptał, chociaż był przy tym mocno rozbawiony, więc jego towarzyszka zapewne nie odbierze tego w negatywny sposób. Był przy nich ktoś jeszcze, ktoś kogo nie znał - oby tylko ta dwójka nie narobiła sobie kłopotów przez tamto wyjście z Shikaruiem...
-Nie mówiłem, że nie bywam moja droga. Tylko, że czynię to raczej rzadko, ktoś tutaj nie sł€chał, czy mi się tylko wydaje? - wyszczerzył kły w tej swojej małej złośliwości, po czym uniósł szklankę i wzniósł niemy toast. Bez wyraźnego powodu, bez wzniosłych treści, za rozmowę -Coś w tym jednak jest, nie ukrywam. Jest jednak coś, co cenię ponad swoje życie i nie pozwolę tego sobie odebrać. To wolność. - wychylił szklankę do końca i odstawił ją na stół -Czy faktycznie możesz swobodnie podróżować? Owszem, do czasu. Gdy wezwie Cię lider rodu, każe stawić się na zawołanie i skończy się rumakowanie. Będziesz potrzebna, zostaniesz pionkiem w grze, bo poślą Cię po jakieś zadanie. I to dotyczy też po części i mnie, tylko cóż... Jou chyba sobie zdaje sprawę z tego, że w momencie gdy ustawi nade mną klatkę, to uzyska całkowicie odwrotny efekt. Nie jestem głuchy na wezwania, lecz to moja decyzja, czy na nie odpowiem czy nie - nie do końca był zadowolony z tego wytłumaczenia, ale to było najbliższe temu, o co mu chodziło. Sam nie mógł nazwać się całkowicie wolnym człowiekiem, gdyby zniknął, a później pojawił się po "innej stronie" pewnie z miejsca zostałby wysłane psy gończe, by sprowadzić go z powrotem żywego lub martwego. Jak każdy, kto posiadał pewne sekrety, kto miał pewne zdolności dziedziczone wraz z krwią. Wielu było wyrzutków, wielu nawet nie zdawało sobie sprawy z tego, że jest więcej takich jak oni sami. Czemu nie do końca był zadowolony ze swoich słów? Bo brzmiały one trochę tak, jakby jego celem była jakaś ucieczka. Jakby oddalał się od pustyni tylko po to, by nikt nie mógł go znaleźć, nałożyć tej rzeczonej klatki. On zaś był... ciekaw -Chce dużo więcej niż tylko to, co oferuje pustynia. Chce dokonać tego, co uznawane jest za niemożliwe - rzucił luźno, lecz nie kontynuował dalej. Postawił na końcu wyraźną kropkę, bowiem to było coś, czego nie zamierzał zdradzać komuś, kogo zna ledwo kilka godzin. W sumie od niedawna przyświecał mu nowy cel, taki który pojawił się znikąd i całkowicie zawładnął jego umysłem.
-Darujmy sobie oczywiste oczywistości - chwycił za butelkę, najpierw uzupełnił naczynie czarnowłosej, później swoje. W tej kolejności, w odwrotnej były po prostu bucem, a na to nie mógł sobie pozwolić. Może i nie reprezentował swoim wyglądem za wiele i to już sobie razem wyjaśnili, ale bardziej liczyły się dla niego te małe gesty. To jak podchodzisz do człowieka, jak z nim rozmawiasz, jakie gesty wykonujesz, a zwłaszcza w którym momencie. Był obserwatorem, kimś kto sam w sobie nie potrafił żyć bez gromadzenia informacji, analizowania tego co się dzieje -Każdy coś planuje, więc to nie jest nic nowego. Planujesz coś wielkiego, lecz nie widzę przy Tobie nikogo, kto by mógł pomóc w realizacji tych "celów". Możesz się świetnie przygotować, mieć wszystko rozplanowane co do jednej sekundy - popatrzył jej w oczy, jego kącik ust znowu mimowolnie się uniósł ku górze -Ale oczy masz tylko jedne, a nigdy nie wiesz co kryje się za Tobą - podobał mu się widok, który miał przed sobą. Niewysoka, niepozorna dziewczyna, o dosyć niecodziennej urodzie, która celuje dużo wyżej, niż tylko "bytować". Jej plany jednak brzmiały wzniośle, ale dla kogoś postronnego brzmiało tylko jak przechwałka. Nie było tam konkretu, chociaż zapewne dlatego, że mógł je pokrzyżować. Nie było też pewnie nikogo przy jej boku, bo ten sam człowiek, który mógłby obserwować tyły mógłby także je zaatakować w najmniej spodziewanym momencie.
-Sama twierdzisz, że oferuje mało, więc czemu dalej tutaj jesteś? - zerknął w stronę kuchni, szukając wzrokiem czy przypadkiem ich główne danie nie jest w drodze do stolika i owszem, na horyzoncie pojawił się człowiek niosący dwa talerze, na których ułożony był kawałek ryby z dodatkami, ale to było mniejsze zaskoczenie. Był też ktoś jeszcze, dwójka Klepiaków, ludzi których Kuroi szanował, a w jego wypadku było to coś dużo więcej warte, niż wszystkie komplementy świata. Na chwilę złapał kontakt wzrokowy z samurajem, po czym pokiwał głową nie mogąc uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Przyłożył dłoń do ust, że niby chce ukryć swoje słowa przed postronnymi
-Czy nikt Cię tu nie śledził? - wyszeptał, chociaż był przy tym mocno rozbawiony, więc jego towarzyszka zapewne nie odbierze tego w negatywny sposób. Był przy nich ktoś jeszcze, ktoś kogo nie znał - oby tylko ta dwójka nie narobiła sobie kłopotów przez tamto wyjście z Shikaruiem...
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Ryokan Shiro Usagi
Oh, naprawdę miał zamiar łapać ją za słówka? Prychnęła, jednak nie miała mu tego za złe. To znaczyło, że uważnie jej słuchał i sam był świadom tego, co mówi. Miła odmiana dla Youmu, która nierzadko miała wątpliwą przyjemność rozmawiać z kimś, kto raz za razem sobie zaprzeczał. Akashi, Shins, Yoshimitsu. Niestety, nawet Toshiro, jednak on po prostu się okłamywał. Tylko na razie Kuroi był szczery z samym sobą i, jak się wydawało, również z młodą Maji. Doceniała to, szczerość była niezmiernie istotna, bo oznaczała coś więcej, niż po prostu prawdomówność - oznaczała także odwagę, by mówić to, co ma się na myśli, oznaczała, że nie baliśmy się być sobą nawet, gdyby miało to nam zaszkodzić. Szczerość miała wiele wspólnego z odwagą i świadomością własnej wartości.
- Chyba nie masz mi za złe, że czasami nie słucham przygarbionych starców. - odezwała się, odbijając tę jego piłeczkę złośliwości. Mógł żyć dłużej, ale w kwestii bycia po prostu wrednym, Youmu miała doświadczenie większe, niż ktokolwiek. Oczywiście te słowa były tylko jadem, bo słuchała co mówił, w końcu sama zadawała pytania i liczyła, że ten będzie zabawiał ją opowieściami. Nie była precyzyjna w swych słowach i wyszło jak wyszło, jednak nie miała sobie tego za złe. Oboje rozumieli o co chodziło, jednak Kuma postanowił się odgryźć. Chyba już zrozumiał, że może sobie na to pozwalać, bo panienka Nanatsuki zwyczajnie traktuje to jak zabawę, a przynajmniej w relacjach z kimś, kto przejawia jakąkolwiek wartość. W dodatku nie trafiła jeszcze na jakiś wyjątkowo czuły punkt Kuroia, w który mogłaby wbijać szpile i czerpać swą niezdrową radość z czystej dominacji w dyskusji. Wiedziała jednak, że im dłużej będzie z nim rozmawiać, tym większe są szanse, że w końcu zrozumie gdzie uderzyć, aby zabolało najmocniej. Może i go polubiła, może nawet go szanowała w pewien sposób, ale nie zmieniało to faktu, że Youmu była, najzwyczajniej w świecie, wredną suką, dla której uczucia innych nie miały znaczenia. I także ta znajomość, niestety.
Wolność, no tak, każdy o niej marzył, a prawie nikt jej nie posiadał. Prawie, bo czarnowłosa uważała, że sama jest bliska osiągnięcia pełnej swobody. Żyła sama dla siebie, a ograniczała ją tylko przynależność do Maji, którą mogła w każdej chwili zerwać. Chciała wyruszyć w podróż? Wyruszała. Chciała tygodniami zalegać w oazach i luksusowych lokalach? Zalegała. Chciała kogoś zwyzywać? Wyzywała. Chciała kogoś zabić? Zabijała. Robiła to, na co ma ochotę, ale to wszystko zawdzięczała tylko samej sobie, charakterowi, który posiadała. Nie przejmowała się kimkolwiek innym na tym świecie, nie martwiła się, że jej decyzje mają wpływ na innych - dopóki ona tego chciała, to mogła to zrobić. Chciała zabić pomagającego biedocie starca Kaguya, to go zabiła, nie zważając na losy dziesiątek ludzi głodnych, chorych i bez dachu nad głową, dla których był wybawicielem. Nic na świecie się nie liczyło, tylko ona, jej drobna, czarnowłosa, szkarłatnooka osóbka. Jednak Kuroi wolność widział tylko w tym, że nikt mu nie rozkazywał, a nawet jeżeli, to ostateczna decyzja należała do niego. Dobre i tyle. Bardziej zaciekawiła ją wzmianka na temat tego, że Jou próbując wywrzeć presję na Kumie, uzyskałby odwrotny efekt. W tym przypadku byli dosyć podobni, bo Kirino również była świadoma charakterku Youmu i sama zwróciła uwagę, że z taką osobowością będzie jej ciężko nie tylko jako ninja, ale i osobie. Jednak liderka jakoś to musiała szanować, bo nie powiedziała nic, że młoda akolitka ma się zmienić, że nie pozwoli, by jej podwładna się tak zachowywała i odzywała. Wszak czarnowłosa pomijała każdą możliwą grzeczność, gdy z nią rozmawiała. Mówiła do niej tak, jak do każdej innej osoby, która prezentowała jakąś wartość, jaką panienka Nanatsuki była w stanie uznać.
- I widzisz Kuroi, ja nie muszę unikać pustyni, aby być od niej wolną. Kirino mnie zna, wie jaka jestem, jaką wartość prezentuje i nie stara się mnie zmienić. Wszystko zależy ode mnie, a liderka tylko przygląda się z ciekawością gdzie mnie to zaprowadzi. - powiedziała widocznie dumna z siebie, że może sobie pozwolić na coś, co dla innych było tylko marzeniem - niezależność i taką swobodną relację z Shirei-kan. Tym lepsze było to z powodu młodego wieku i stosunkowo niskiej rangi. Już w tym momencie miała jakieś uznanie Kirino, a najlepsze dopiero miało nadejść. - Zdziwi się, gdy osiągnę swój cel. - dodała po chwili i roześmiała się, będąc jednocześnie wciąż dumną, a także jakąś... niepokojącą. - Jednak teraz nieco lepiej rozumiem pobudki, jakimi się kierujesz. Nawet je szanuję. Któż nie pragnie wolności? Niewielu jednak ma jaja, żeby coś z tym zrobić. - dodała wesoło, podnosząc się na chwilę, by ściągnąć z siebie płaszcz, który starannie złożyła i położyła na boku, obok dużego shurikena. W Ryokanie było zdecydowanie cieplej, niż na zewnątrz i mogło to być winą całej masy klienteli, a mogło być to winą wina. I ciepłej strawy. Usiadła znów na swoje miejsce i z poważną miną spojrzała na Kuroia, gdy powiedział o tym, że chce osiągnąć to, co uznawane jest za niemożliwe. Patrzyła tak na niego dłuższy moment, intensywnie i niemalże groźnie. Nie miała nic złego na myśli, ale te słowa sprawiły, że podeszła do jego osoby z nieco innej strony. Pierwszy raz zaprezentował się inaczej. Już nie był tym poszukującym wolności, lekkodusznym starcem, to była tylko zewnętrzna część. Cokolwiek miał na myśli, to było prawdziwym rdzeniem jego osobowości. Stanowczość, z jaką wypowiedział te słowa jasno dała znać Youmu, że nie ma co drążyć tematu, bo było to ponad ich krótką, lekką znajomość, opierającą się na miłym spędzaniu czasu. Nie przeszkadzało jej to, gdyż sama również miała plany ambitniejsze, niż ktokolwiek dotychczas. Ale nie uznawała je za niemożliwe, bo doskonale wiedziała, że ona sobie z tym poradzi. Dla innych niemożliwe, ale dla niej? W żadnym wypadku. Wymagały jedynie wiele pracy, ale mogła osiągnąć co chciała. Nagle jej minka złagodniała, uśmiechnęła się lekko, kiwając głową, jakby coś potwierdzała. Lub uznawała. Czy zaimponował jej? To zbyt duże słowo, ale z pewnością nabrał trochę wartości w jej oczach. Ludzie bez ambicji byli najgorszym ścierwem, zadowolonym ze swojej żenującej sytuacji, w której się znajdowali. Pogodzili się ze swoim życiem i porażką. Z jednej strony - to całkiem dobrze, że potrafili być szczerzy sami ze sobą, ale z drugiej... to nie czyniło ich nikim więcej. Kuroi miał wielkie ambicje, ale najistotniejsze było to czy podejmuje jakieś działania i jak one wyglądają. Wielu ninja z klanów chciało zostać Shirei-kanami, ale co robili w tym celu? Niczym potulne owieczki wykonywali misje za misją, trenowali i liczyli, że po prostu pewnego dnia zostają uznani. Żałosne. Wszystko wymagało planu, a najlepszy był taki, w którym nie polegało się na innych. Takie były najpewniejsze. Youmu zazwyczaj wyśmiewała wszystkie te powiedzionka prostych ludzi, ale było jedno wyjątkowo prawdziwe - "chcesz coś zrobić dobrze? Zrób to sam".
Huh? Naprawdę zamierzał prawić jej lekcje na temat przygotowania planu? Na temat tego, że potrzebuje kogoś, kto ubezpieczałby jej plecy? Kogoś, na kim mogłaby polegać? Bzdura. Mogła poszukiwać wsparcia, ułatwienia pewnych rzeczy w planie, ale nigdy wspólników. Jedynie towarzyszy, którzy rozumieliby jak wspaniałą jest osobą, jak wartościową. Swego rodzaju wyznawców, którzy podążyliby za nią bezinteresownie, chociaż panienka Nanatsuki zamierzała ich wynagrodzić. Zamierzała nagradzać każdego, kto był w stanie pojąć jej osobę, każdego kto przejawiał wartość wartą nagrody. Przecież tak powinno być - lepsi powinni otrzymywać jakieś profity z tytułu tego, że są lepsi, a jednocześnie to zachęcałoby tych gorszych, do stania się lepszymi. A jeżeliby nie zachęcała ich nawet nagroda, to nie byli warci uwagi. Przecież każdy śmieć powinien dążyć do tego, aby stać się diamentem dla samego siebie, a nie jakichś wynagrodzeń. Jednak Youmu rozumiała, że ludzie są prości i czasami potrzebują jakiegoś bodźca, który ich popchnie do działania.
- Jeżeli nie jestem w stanie czegoś osiągnąć sama, to czy naprawdę jestem tego warta? Czy może warta tego jest suma mojej osoby i mojego wspólnika? - zadała retoryczne pytanie, bo dla niej było oczywiste, że musiała to osiągnąć właściwie sama, by zasługiwać na to. Z tym celem było inaczej, niż z turniejem, w którym gdyby mogła, to wyręczyłaby się kimś, aby tylko wygrać. To wydarzenie było bez znaczenia, nie definiowało tego, kim jest Youmu i do czego dąży. Jej plan, jego osiągnięcie, to był szczyt wartości, jaką pragnęła dziewczyna. Nie mogła pozwolić sobie, by ktoś był w stanie powiedzieć "beze mnie nie osiągnęłabyś tego". Nie, musiała dokonać wszystkiego sama, najwyżej wspierając się innymi osobami, ale na tyle, by tylko ułatwić sobie osiągnięcie celu, a nie powierzyć jakieś istotne punkty planu komu innemu. Na tyle, by móc odpowiedzieć "bez ciebie byłoby trudniej, ale dokonałabym tego sama". Dlatego szukała kogoś mniej zaangażowanego, niż wspólnik, ale bardziej, niż najemnik.
Powrócili znów do kwestii turnieju. Chyba nadszedł moment, w którym panienka Nanatsuki musiała wyłożyć nieco swojego światopoglądu wprost, by Kuroi zrozumiał dlaczego tu jest i dlaczego nie może się wycofać. Był to też czas, aby przyznać się do pewnego błędu, ale kto ich nie popełniał? Nawet tak perfekcyjna osoba, jak Youmu, przez brak odpowiedniej wiedzy mogła się pomylić. Była to rzecz ludzka... jakkolwiek obrzydliwie to nie brzmiało dla samej czarnowłosej. Chciała się wyzbyć wszystkiego, co ludzkie. Na to składały się same żenujące cechy, chciała być... boska. Boginią, istotą ponad ludźmi. Ale wszystko po kolei, na wszystko przyjdzie pora.
- Widzisz, czasami nie posiadam odpowiednich informacji i podejmuję decyzję opartą o doświadczenie, dedukcję i intuicję. W taki sposób znalazłam się tutaj i teraz tego żałuję. Biorę udział w tej żałosnej szopce, której celem jest tak naprawdę zabawienie jakichś ścierw zasiadających na trybunach, którzy nawet nie są godni, by na mnie spoglądać. Nie powinni nawet wymawiać mojego imienia. W dodatku muszę sprowadzać się do prostej walki, w której liczy się nic więcej, jak brutalna siła. To kim jesteś nie ma znaczenia, liczą się tylko twoje zdolności ofensywne i defensywne. Zatem co oznacza zwycięstwo? Tylko tyle, że ktoś aktualnie w tych sztucznych warunkach poradził sobie najlepiej, jest najsilniejszy w tej wysublimowanej formie. Ale czy za tydzień, miesiąc lub rok będzie to coś znaczyć? Wystarczy, że zacznę trenować, a dzięki mojemu potencjałowi mogłabym osiągnąć więcej, niż ktokolwiek na tym turnieju. Co znaczy przegrana Toshiro przy fakcie, że obezwładnił setki ludzi? Zarówno tych wyszkolonych i nie. - wyjaśniła to obszernie, a jej mina przez cały czas wyrażała coś pomiędzy odrazą, a irytacją. Im dłużej mówiła, tym bardziej była zdenerwowana. W końcu sięgnęła po czarę, z której pociągnęła porządny łyk, jakby chciała pozbyć się tych emocji, tej odrazy, jaką żywiła do turnieju, w którym niestety brała udział. Odłożyła trunek na bok, a ich główne danie zostało podane do stołu. W tym samym momencie Kuroi zaczął zwracać uwagę na kolejnych gości Ryokanu - Ichirou i jakiegoś samuraja. Nie odezwała się, a zwyczajnie wzięła pałeczki między palce i zaczęła powoli jeść jeszcze gorącą rybę, skubiąc małe kawałki białego, delikatnego mięsa, wciąż parującego. Spojrzała na starca jak na idiotę, gdy zapytał o śledzenie jej. Czemu tak go to bawiło? Youmu nie miała pojęcia, że relacje Kumy z dwójką jegomościów są bliższe, niż się spodziewała, więc nie rozumiała o co mu do końca chodziło. Dlaczego mieliby ją śledzić? Wzruszyła tylko ramionami. Nawet jeżeli, to ona nie zwracała uwagi na innych, jeżeli chcieli za nią podążać, to mogli to robić, ale niech bóg ich broni wejść w drogę czarnowłosej. Dopóki nie była świadoma, dopóty wszystko grało.
Nagle do ich stolika podszedł nie kto inny, a sam Diabeł Świtu. Mówił do Kuroia, zatem panienka Nanatsuki w spokoju dalej pałaszowała swoje danie, nieśpiesznie, ale raz za razem, metodycznie. Ryba była po prostu dobra, nie było w niej nic wyjątkowego, jednak nie oczekiwała, że nagle ryba będzie smakować jak... nie ryba. Ryba to ryba, proste. Mimowolnie słyszała jednak co Ichirou mówił do jej towarzysza przy stoliku. Uniosła wzrok, spotykając spojrzenie bursztynowych oczu swoimi rubinami. Przesłoniła usta wolną dłonią, parskając śmiechem. Sama zwróciła uwagę, że przecież dzieli ich taka różnica wieku, iż Kuroi mógłby naprawdę być jej ojcem. Przynajmniej jeżeliby oceniać wiek Kumy na podstawie wyglądu. Czy miało to jakieś znaczenie? Raczej nie, bo młoda Maji nie szukała miłości, miała już jedną - siebie. A wartościowi znajomi czy nawet przyjaciele, mogli mieć nawet i sześćdziesiąt lat, o ile tyle by dożyli. Zresztą Toshiro uświadomił ją, że nie ma określonego typu i, wbrew pozorom, jej partnerem mógłby być mężczyzna w każdym wieku, o ile okazałby się naprawdę wartościową osobą, którą mogłaby szanować bez prawie żadnego "ale". Oznaczało to, że mogła być to też kobieta... na co Youmu nie do końca była gotowa, by sobie uświadamiać takie rzeczy w tym momencie. Patrzyła na Asahiego tak długo, jak ten na nią, aż w końcu rozejrzała się dookoła teatralnie, gdy ten życzył powodzenia.
- Nie znam takiej, ale jak ją spotkam, to jej przekażę. - odezwała się lekko, wesoło, bo miała dobry humor, który teraz przypieczętowany został dodatkowymi czynnikami - alkoholem, jadłem i całkiem miłym towarzystwem Kumy. W innym wypadku Ichirou mógłby liczyć na jadowity komentarz, ale czy naprawdę był wart wszczynania jakichś nieprzyjemności, bo pomylił jej imię? Tak, jakby jego słowa miały dla niej jakiekolwiek znaczenie. Tak czy inaczej, Diabeł Świtu widocznie pił do tego, że Kuroi ją podrywa i zachowywał się trochę jak dziecko, dla którego każda relacja kobiety z mężczyzną, to z pewnością flirt i zaraz się pocałują albo, o zgrozo, będą trzymać za ręce. Nie skomentowała nic więcej, bo nawet Asahi nie został na dłużej, tylko ruszył w swoim kierunku. I tak nie miała zamiaru się odzywać, bo co mogła powiedzieć? Że tak, będą zacieśniać międzyklanowe więzy czy nie, nie będą? A może miała przytulić staruszka i wykorzystać to, że Ichirou brzmiał trochę, jakby był zazdrosny? Nic nie zrobiła, wróciła do swojego jedzenia, jednak po chwili sobie przerwała, chwytając znów za czarkę z winem.
- Unikasz pustyni, a masz sprawy do omówienia z kimś niezmiernie w nią zamieszanym. Kuroi, chyba się trochę pogubiłeś. - odezwała się, mając szyderczy uśmieszek na buźce, bo każdy w Atsui wiedział, że Diabeł Świtu był osobą, która była zamieszana we wszystkie wielkie zmiany na Samotnych Wydmach. Nie tylko doprowadził Sabaku do zostania Rodem i władania prowincją, ale także mieszał się w wojny innych klanów, a nawet wspierał gospodarkę własnej prowincji. Był kimś, kto całym sobą żył pustynią, był do niej przykuty z własnej woli, a jednak miał do pogadania z Kuroiem, który zapewniał, że najważniejsza dla niego jest wolność. Coś tutaj nie grało i Youmu nie chciała zaliczać Kumy do Akashiego, Shinsa, Yoshimitsu i Toshiro, czyli ludzi zaprzeczających samym sobie swoimi słowami oraz czynami.
- Chyba nie masz mi za złe, że czasami nie słucham przygarbionych starców. - odezwała się, odbijając tę jego piłeczkę złośliwości. Mógł żyć dłużej, ale w kwestii bycia po prostu wrednym, Youmu miała doświadczenie większe, niż ktokolwiek. Oczywiście te słowa były tylko jadem, bo słuchała co mówił, w końcu sama zadawała pytania i liczyła, że ten będzie zabawiał ją opowieściami. Nie była precyzyjna w swych słowach i wyszło jak wyszło, jednak nie miała sobie tego za złe. Oboje rozumieli o co chodziło, jednak Kuma postanowił się odgryźć. Chyba już zrozumiał, że może sobie na to pozwalać, bo panienka Nanatsuki zwyczajnie traktuje to jak zabawę, a przynajmniej w relacjach z kimś, kto przejawia jakąkolwiek wartość. W dodatku nie trafiła jeszcze na jakiś wyjątkowo czuły punkt Kuroia, w który mogłaby wbijać szpile i czerpać swą niezdrową radość z czystej dominacji w dyskusji. Wiedziała jednak, że im dłużej będzie z nim rozmawiać, tym większe są szanse, że w końcu zrozumie gdzie uderzyć, aby zabolało najmocniej. Może i go polubiła, może nawet go szanowała w pewien sposób, ale nie zmieniało to faktu, że Youmu była, najzwyczajniej w świecie, wredną suką, dla której uczucia innych nie miały znaczenia. I także ta znajomość, niestety.
Wolność, no tak, każdy o niej marzył, a prawie nikt jej nie posiadał. Prawie, bo czarnowłosa uważała, że sama jest bliska osiągnięcia pełnej swobody. Żyła sama dla siebie, a ograniczała ją tylko przynależność do Maji, którą mogła w każdej chwili zerwać. Chciała wyruszyć w podróż? Wyruszała. Chciała tygodniami zalegać w oazach i luksusowych lokalach? Zalegała. Chciała kogoś zwyzywać? Wyzywała. Chciała kogoś zabić? Zabijała. Robiła to, na co ma ochotę, ale to wszystko zawdzięczała tylko samej sobie, charakterowi, który posiadała. Nie przejmowała się kimkolwiek innym na tym świecie, nie martwiła się, że jej decyzje mają wpływ na innych - dopóki ona tego chciała, to mogła to zrobić. Chciała zabić pomagającego biedocie starca Kaguya, to go zabiła, nie zważając na losy dziesiątek ludzi głodnych, chorych i bez dachu nad głową, dla których był wybawicielem. Nic na świecie się nie liczyło, tylko ona, jej drobna, czarnowłosa, szkarłatnooka osóbka. Jednak Kuroi wolność widział tylko w tym, że nikt mu nie rozkazywał, a nawet jeżeli, to ostateczna decyzja należała do niego. Dobre i tyle. Bardziej zaciekawiła ją wzmianka na temat tego, że Jou próbując wywrzeć presję na Kumie, uzyskałby odwrotny efekt. W tym przypadku byli dosyć podobni, bo Kirino również była świadoma charakterku Youmu i sama zwróciła uwagę, że z taką osobowością będzie jej ciężko nie tylko jako ninja, ale i osobie. Jednak liderka jakoś to musiała szanować, bo nie powiedziała nic, że młoda akolitka ma się zmienić, że nie pozwoli, by jej podwładna się tak zachowywała i odzywała. Wszak czarnowłosa pomijała każdą możliwą grzeczność, gdy z nią rozmawiała. Mówiła do niej tak, jak do każdej innej osoby, która prezentowała jakąś wartość, jaką panienka Nanatsuki była w stanie uznać.
- I widzisz Kuroi, ja nie muszę unikać pustyni, aby być od niej wolną. Kirino mnie zna, wie jaka jestem, jaką wartość prezentuje i nie stara się mnie zmienić. Wszystko zależy ode mnie, a liderka tylko przygląda się z ciekawością gdzie mnie to zaprowadzi. - powiedziała widocznie dumna z siebie, że może sobie pozwolić na coś, co dla innych było tylko marzeniem - niezależność i taką swobodną relację z Shirei-kan. Tym lepsze było to z powodu młodego wieku i stosunkowo niskiej rangi. Już w tym momencie miała jakieś uznanie Kirino, a najlepsze dopiero miało nadejść. - Zdziwi się, gdy osiągnę swój cel. - dodała po chwili i roześmiała się, będąc jednocześnie wciąż dumną, a także jakąś... niepokojącą. - Jednak teraz nieco lepiej rozumiem pobudki, jakimi się kierujesz. Nawet je szanuję. Któż nie pragnie wolności? Niewielu jednak ma jaja, żeby coś z tym zrobić. - dodała wesoło, podnosząc się na chwilę, by ściągnąć z siebie płaszcz, który starannie złożyła i położyła na boku, obok dużego shurikena. W Ryokanie było zdecydowanie cieplej, niż na zewnątrz i mogło to być winą całej masy klienteli, a mogło być to winą wina. I ciepłej strawy. Usiadła znów na swoje miejsce i z poważną miną spojrzała na Kuroia, gdy powiedział o tym, że chce osiągnąć to, co uznawane jest za niemożliwe. Patrzyła tak na niego dłuższy moment, intensywnie i niemalże groźnie. Nie miała nic złego na myśli, ale te słowa sprawiły, że podeszła do jego osoby z nieco innej strony. Pierwszy raz zaprezentował się inaczej. Już nie był tym poszukującym wolności, lekkodusznym starcem, to była tylko zewnętrzna część. Cokolwiek miał na myśli, to było prawdziwym rdzeniem jego osobowości. Stanowczość, z jaką wypowiedział te słowa jasno dała znać Youmu, że nie ma co drążyć tematu, bo było to ponad ich krótką, lekką znajomość, opierającą się na miłym spędzaniu czasu. Nie przeszkadzało jej to, gdyż sama również miała plany ambitniejsze, niż ktokolwiek dotychczas. Ale nie uznawała je za niemożliwe, bo doskonale wiedziała, że ona sobie z tym poradzi. Dla innych niemożliwe, ale dla niej? W żadnym wypadku. Wymagały jedynie wiele pracy, ale mogła osiągnąć co chciała. Nagle jej minka złagodniała, uśmiechnęła się lekko, kiwając głową, jakby coś potwierdzała. Lub uznawała. Czy zaimponował jej? To zbyt duże słowo, ale z pewnością nabrał trochę wartości w jej oczach. Ludzie bez ambicji byli najgorszym ścierwem, zadowolonym ze swojej żenującej sytuacji, w której się znajdowali. Pogodzili się ze swoim życiem i porażką. Z jednej strony - to całkiem dobrze, że potrafili być szczerzy sami ze sobą, ale z drugiej... to nie czyniło ich nikim więcej. Kuroi miał wielkie ambicje, ale najistotniejsze było to czy podejmuje jakieś działania i jak one wyglądają. Wielu ninja z klanów chciało zostać Shirei-kanami, ale co robili w tym celu? Niczym potulne owieczki wykonywali misje za misją, trenowali i liczyli, że po prostu pewnego dnia zostają uznani. Żałosne. Wszystko wymagało planu, a najlepszy był taki, w którym nie polegało się na innych. Takie były najpewniejsze. Youmu zazwyczaj wyśmiewała wszystkie te powiedzionka prostych ludzi, ale było jedno wyjątkowo prawdziwe - "chcesz coś zrobić dobrze? Zrób to sam".
Huh? Naprawdę zamierzał prawić jej lekcje na temat przygotowania planu? Na temat tego, że potrzebuje kogoś, kto ubezpieczałby jej plecy? Kogoś, na kim mogłaby polegać? Bzdura. Mogła poszukiwać wsparcia, ułatwienia pewnych rzeczy w planie, ale nigdy wspólników. Jedynie towarzyszy, którzy rozumieliby jak wspaniałą jest osobą, jak wartościową. Swego rodzaju wyznawców, którzy podążyliby za nią bezinteresownie, chociaż panienka Nanatsuki zamierzała ich wynagrodzić. Zamierzała nagradzać każdego, kto był w stanie pojąć jej osobę, każdego kto przejawiał wartość wartą nagrody. Przecież tak powinno być - lepsi powinni otrzymywać jakieś profity z tytułu tego, że są lepsi, a jednocześnie to zachęcałoby tych gorszych, do stania się lepszymi. A jeżeliby nie zachęcała ich nawet nagroda, to nie byli warci uwagi. Przecież każdy śmieć powinien dążyć do tego, aby stać się diamentem dla samego siebie, a nie jakichś wynagrodzeń. Jednak Youmu rozumiała, że ludzie są prości i czasami potrzebują jakiegoś bodźca, który ich popchnie do działania.
- Jeżeli nie jestem w stanie czegoś osiągnąć sama, to czy naprawdę jestem tego warta? Czy może warta tego jest suma mojej osoby i mojego wspólnika? - zadała retoryczne pytanie, bo dla niej było oczywiste, że musiała to osiągnąć właściwie sama, by zasługiwać na to. Z tym celem było inaczej, niż z turniejem, w którym gdyby mogła, to wyręczyłaby się kimś, aby tylko wygrać. To wydarzenie było bez znaczenia, nie definiowało tego, kim jest Youmu i do czego dąży. Jej plan, jego osiągnięcie, to był szczyt wartości, jaką pragnęła dziewczyna. Nie mogła pozwolić sobie, by ktoś był w stanie powiedzieć "beze mnie nie osiągnęłabyś tego". Nie, musiała dokonać wszystkiego sama, najwyżej wspierając się innymi osobami, ale na tyle, by tylko ułatwić sobie osiągnięcie celu, a nie powierzyć jakieś istotne punkty planu komu innemu. Na tyle, by móc odpowiedzieć "bez ciebie byłoby trudniej, ale dokonałabym tego sama". Dlatego szukała kogoś mniej zaangażowanego, niż wspólnik, ale bardziej, niż najemnik.
Powrócili znów do kwestii turnieju. Chyba nadszedł moment, w którym panienka Nanatsuki musiała wyłożyć nieco swojego światopoglądu wprost, by Kuroi zrozumiał dlaczego tu jest i dlaczego nie może się wycofać. Był to też czas, aby przyznać się do pewnego błędu, ale kto ich nie popełniał? Nawet tak perfekcyjna osoba, jak Youmu, przez brak odpowiedniej wiedzy mogła się pomylić. Była to rzecz ludzka... jakkolwiek obrzydliwie to nie brzmiało dla samej czarnowłosej. Chciała się wyzbyć wszystkiego, co ludzkie. Na to składały się same żenujące cechy, chciała być... boska. Boginią, istotą ponad ludźmi. Ale wszystko po kolei, na wszystko przyjdzie pora.
- Widzisz, czasami nie posiadam odpowiednich informacji i podejmuję decyzję opartą o doświadczenie, dedukcję i intuicję. W taki sposób znalazłam się tutaj i teraz tego żałuję. Biorę udział w tej żałosnej szopce, której celem jest tak naprawdę zabawienie jakichś ścierw zasiadających na trybunach, którzy nawet nie są godni, by na mnie spoglądać. Nie powinni nawet wymawiać mojego imienia. W dodatku muszę sprowadzać się do prostej walki, w której liczy się nic więcej, jak brutalna siła. To kim jesteś nie ma znaczenia, liczą się tylko twoje zdolności ofensywne i defensywne. Zatem co oznacza zwycięstwo? Tylko tyle, że ktoś aktualnie w tych sztucznych warunkach poradził sobie najlepiej, jest najsilniejszy w tej wysublimowanej formie. Ale czy za tydzień, miesiąc lub rok będzie to coś znaczyć? Wystarczy, że zacznę trenować, a dzięki mojemu potencjałowi mogłabym osiągnąć więcej, niż ktokolwiek na tym turnieju. Co znaczy przegrana Toshiro przy fakcie, że obezwładnił setki ludzi? Zarówno tych wyszkolonych i nie. - wyjaśniła to obszernie, a jej mina przez cały czas wyrażała coś pomiędzy odrazą, a irytacją. Im dłużej mówiła, tym bardziej była zdenerwowana. W końcu sięgnęła po czarę, z której pociągnęła porządny łyk, jakby chciała pozbyć się tych emocji, tej odrazy, jaką żywiła do turnieju, w którym niestety brała udział. Odłożyła trunek na bok, a ich główne danie zostało podane do stołu. W tym samym momencie Kuroi zaczął zwracać uwagę na kolejnych gości Ryokanu - Ichirou i jakiegoś samuraja. Nie odezwała się, a zwyczajnie wzięła pałeczki między palce i zaczęła powoli jeść jeszcze gorącą rybę, skubiąc małe kawałki białego, delikatnego mięsa, wciąż parującego. Spojrzała na starca jak na idiotę, gdy zapytał o śledzenie jej. Czemu tak go to bawiło? Youmu nie miała pojęcia, że relacje Kumy z dwójką jegomościów są bliższe, niż się spodziewała, więc nie rozumiała o co mu do końca chodziło. Dlaczego mieliby ją śledzić? Wzruszyła tylko ramionami. Nawet jeżeli, to ona nie zwracała uwagi na innych, jeżeli chcieli za nią podążać, to mogli to robić, ale niech bóg ich broni wejść w drogę czarnowłosej. Dopóki nie była świadoma, dopóty wszystko grało.
Nagle do ich stolika podszedł nie kto inny, a sam Diabeł Świtu. Mówił do Kuroia, zatem panienka Nanatsuki w spokoju dalej pałaszowała swoje danie, nieśpiesznie, ale raz za razem, metodycznie. Ryba była po prostu dobra, nie było w niej nic wyjątkowego, jednak nie oczekiwała, że nagle ryba będzie smakować jak... nie ryba. Ryba to ryba, proste. Mimowolnie słyszała jednak co Ichirou mówił do jej towarzysza przy stoliku. Uniosła wzrok, spotykając spojrzenie bursztynowych oczu swoimi rubinami. Przesłoniła usta wolną dłonią, parskając śmiechem. Sama zwróciła uwagę, że przecież dzieli ich taka różnica wieku, iż Kuroi mógłby naprawdę być jej ojcem. Przynajmniej jeżeliby oceniać wiek Kumy na podstawie wyglądu. Czy miało to jakieś znaczenie? Raczej nie, bo młoda Maji nie szukała miłości, miała już jedną - siebie. A wartościowi znajomi czy nawet przyjaciele, mogli mieć nawet i sześćdziesiąt lat, o ile tyle by dożyli. Zresztą Toshiro uświadomił ją, że nie ma określonego typu i, wbrew pozorom, jej partnerem mógłby być mężczyzna w każdym wieku, o ile okazałby się naprawdę wartościową osobą, którą mogłaby szanować bez prawie żadnego "ale". Oznaczało to, że mogła być to też kobieta... na co Youmu nie do końca była gotowa, by sobie uświadamiać takie rzeczy w tym momencie. Patrzyła na Asahiego tak długo, jak ten na nią, aż w końcu rozejrzała się dookoła teatralnie, gdy ten życzył powodzenia.
- Nie znam takiej, ale jak ją spotkam, to jej przekażę. - odezwała się lekko, wesoło, bo miała dobry humor, który teraz przypieczętowany został dodatkowymi czynnikami - alkoholem, jadłem i całkiem miłym towarzystwem Kumy. W innym wypadku Ichirou mógłby liczyć na jadowity komentarz, ale czy naprawdę był wart wszczynania jakichś nieprzyjemności, bo pomylił jej imię? Tak, jakby jego słowa miały dla niej jakiekolwiek znaczenie. Tak czy inaczej, Diabeł Świtu widocznie pił do tego, że Kuroi ją podrywa i zachowywał się trochę jak dziecko, dla którego każda relacja kobiety z mężczyzną, to z pewnością flirt i zaraz się pocałują albo, o zgrozo, będą trzymać za ręce. Nie skomentowała nic więcej, bo nawet Asahi nie został na dłużej, tylko ruszył w swoim kierunku. I tak nie miała zamiaru się odzywać, bo co mogła powiedzieć? Że tak, będą zacieśniać międzyklanowe więzy czy nie, nie będą? A może miała przytulić staruszka i wykorzystać to, że Ichirou brzmiał trochę, jakby był zazdrosny? Nic nie zrobiła, wróciła do swojego jedzenia, jednak po chwili sobie przerwała, chwytając znów za czarkę z winem.
- Unikasz pustyni, a masz sprawy do omówienia z kimś niezmiernie w nią zamieszanym. Kuroi, chyba się trochę pogubiłeś. - odezwała się, mając szyderczy uśmieszek na buźce, bo każdy w Atsui wiedział, że Diabeł Świtu był osobą, która była zamieszana we wszystkie wielkie zmiany na Samotnych Wydmach. Nie tylko doprowadził Sabaku do zostania Rodem i władania prowincją, ale także mieszał się w wojny innych klanów, a nawet wspierał gospodarkę własnej prowincji. Był kimś, kto całym sobą żył pustynią, był do niej przykuty z własnej woli, a jednak miał do pogadania z Kuroiem, który zapewniał, że najważniejsza dla niego jest wolność. Coś tutaj nie grało i Youmu nie chciała zaliczać Kumy do Akashiego, Shinsa, Yoshimitsu i Toshiro, czyli ludzi zaprzeczających samym sobie swoimi słowami oraz czynami.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Shiro Usagi
Złapana na gorącym uczynku - Kuroi zdawał sobie sprawę z tego co mówił, zwykle dobierał uważnie słowa, nie rzucał tak po prostu to co mu przyszło do gęby. Nie chodziło tu o kłamstwo, czy ładne słówka, lecz o fakt bycia zrozumianym. Jak najlepszego przekazania myśli, która walała się po jego głowie i musiała znaleźć jakieś ujście. Nadawałeś jej tylko formę, która mogła być paskudna, agresywna, lub milutka i przyjemna dla oka. Do tego jednak musiał słuchać. Być uważnym, wychwytywać co tak naprawdę kryje się pod tą fasadą słów, co kryje się w ich środku. Dobrać się do wnętrza, do bebechów, wyrwać je ze środka, rozłożyć na podłodze, przyjrzeć się im uważnie, przebadać je kawałek po kawałeczku, szukać tego co może okazać się przydatne. Przykładał do tego duża wagę, było to dla niego naturalne. Skupiać uwagę się w pełni na rozmówcy, na jego słowach, mieć z tego jakąś zabawę, a nie tylko wypluwanie z siebie słów, które w większym kontekście nie mają sensu. Dlatego też pozwolił sobie na tą małą uszczypliwość w stronę czarnowłosej. Potrafił często myślami być gdzieś hen daleko, gdzie jest mniej problemów, gdzie po prostu jest łatwiej, jedzenie jest ciepłe, alkohol chłodny. Lecz tym razem był tutaj, w tym miejscu, w tej chwili, przy tym stoliku.
-Rozumiem że innych starców słuchasz już nieco bardziej uważnie? - uniósł brew ku górze, piłeczka znowu poleciała w stronę dziewczyny. Nie za bardzo reagował na jad wypuszczany w jego stronę, chyba nawet powoli się do niego przyzwyczajał... a może bardziej pasowało by tutaj uodparniał? Przyzwyczajał się do tej gry, gry która nie miała kompletnie żadnych zasad, nie było w niej punktów i sprowadzała się tylko i wyłącznie do przygryzania sobie nawzajem, ale w pewnym sensie zaczynało mu to sprawiać frajdę. Sam był osobnikiem, który lubił wbijać innym szpileczki - nie po to by sprawić ból, lecz nieco się z kimś podrażnić i tutaj było bardzo podobnie. Zazwyczaj jednak nikt nie odpowiadał mu tym samym, tylko kontynuował dalej, przestawał się przejmować, a tu proszę bardzo. Nanatsuki raz za razem próbowała chyba urazić staruszka, ale średnio to wychodziło. Dziwnym bowiem było oczekiwać, że ten w jakikolwiek poczuje się urażony, skoro spodziewa się właśnie tej szpilki. Skoro wiedział że nadejdzie, to można było się na nią przygotować, wyciągnąć ze skóry, odrzucić na bok i wybrać swoją, specjalnie wybraną pod daną okazję i odwdzięczyć się tym samym. Nie zmieniało to faktu, że sam Kuma nie zamierzał być teraz schludnym, wyprostowanym i ułożonym facetem, by jakkolwiek się jej przypodobać. Nie miało to kompletnie żadnego sensu, bowiem nie widział w tym zysku. Może nie był na pierwszy rzut oka widoczny, może był gdzieś głębiej ukryty pod "celami, przygotowaniami", ale obecnie po prostu go brakowało.
-Oj nie nie, ja nie unikam pustyni moja droga. Pustynia to mój dom, tam się urodziłem, tam spędziłem lwią część mojego życia. Nie znam Twojej liderki, nie wiem jaką macie relacje pomiędzy sobą i szczerze powiedziawszy średnio mnie to interesuje. Bez urazy oczywiście - uniósł dłoń w przepraszającym geście, tak na wszelki co by jego rozmówczyni nie poczuła się urażona. Relacje te bowiem były zawsze mocno dwojakie - z jednej strony ten kontakt mógł być dobry, mogłeś pozwolić sobie na wiele, ale jednak ciągle pozostawałeś na smyczy. Dłuższej czy krótszej, jednak liderzy nie mogli sobie pozwolić na straty. Jeżeli Kirino znała wartość Youmu jakakolwiek by ona nie była, to czy tak po prostu pozwoliłaby jej odejść? Kuroi sądził, że nie jest to możliwe - popuszczanie tej linki dawało złudzenie prawdziwej wolności, bo w końcu dojdziesz do jej końca, może nawet ją zerwiesz i wtedy wszystko się zmieni. Nie dziwiła go jednak duma, którą przejawiała Youmu - w końcu na im więcej sobie możesz pozwolić tym lepiej. Nie było w tym nic przyjemnego nie móc oddalić się chociażby na krok, być cały czas pod obserwacją, żyć właśnie w tej wspomnianej klatce. Czy jakoś reagował na ten niepokój, który też dało się od niej wyczuć?
-Są i tacy, co dobrze czują się pod czyimś butem. - odpowiedział w podobnym tonie, bo byli też i tacy. Nie uważał ich za gorszych, po prostu każdy miał inne potrzeby, inaczej odbierał świat, inne cele i podejście. Wielu służbistów spotkał na swojej drodze, spełniających się z wykonywania rozkazów, nadstawiających karków dla tych stojących wyżej, wykonujących rozkazy bez żadnej refleksji na ten temat. Nie było jednak sensu prowadzić z tym wojny ideologicznej, naprawiać świata, bo i była potrzeba dla takich ludzi. Najlepszym przykładem byli strażnicy - bez nich miasta pewnie by nie mógł funkcjonować, ludzie nie czuliby się bezpiecznie we własnym domu. Tak chociażby była ta iluzja, że wszędzie jest bezpiecznie przynajmniej do momentu, gdy nie pojawi się jakiś shinobi i nie zacznie szaleć. Zamyślił się na chwilę, lecz wybudził go wpatrzone w niego szkarłatne ślepia. Zupełnie tak jakby wwiercała się w niego, chciała przedrzeć przez jego skórę, czaszkę, dojść wprost do głowy i wydrzeć z niej to, co się w niej kryło. Co takiego mogła chcieć od niego tym razem? Uprzednio wypisywała mu na karteczce rzeczy, które widziała jako wady, a teraz chce się zagłębić w to co siedziało Piaskowemu Dziadkowi pod kopułą, czy było tam coś więcej, czy to tylko czcze słowa, które nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości. Czy to tych kilka słów, które powiedział? Nie sądził, że to w ogóle zrobi na niej jakiekolwiek wrażenie. Każdy miał swoje cele - bardziej lub mniej realne, każdy dążył do ich realizacji. Kuroi długo szukał czegoś dla siebie, czegoś czemu mógłby się oddać w zupełności, ale mało co po prostu było warte jego czasu. Najcenniejszej rzeczy jaką dysponował, bowiem akurat tego każdy miał ograniczoną ilość. Zastanawiał się co Czarnowłosej chodzi po głowie, co takiego potwierdza, czemu potakuje, kiwa sobie głową zupełnie jakby przyglądała się jakiejś wystawie.
-Mam się bać? - zapytał ironicznie, po czym upił nieco z czarki, którą przez cały czas trzymał w dłoniach. Jej pytanie było jednak ciekawe, bowiem podobnie było z jego małym celem. Wiedział, że zamierza osiągnąć go sam, bez niczyjej pomocy. To wszystko jednak tylko na papierze było takie proste, bowiem pewnych rzeczy nie jesteś w stanie zrobić całkowicie samemu. Pozostawił to pytanie w powietrzu, by rozbrzmiało pomiędzy nimi. Nie wiedział co jest jej celem, więc dywagować tak mogli sobie nawet i przez kolejny tydzień. Do wielu rzeczy można było dojść samemu, liczył się jednak czas. Ten uciekał nawet i teraz, sączył się przez palce, nie dało się go złapać, zatrzymać. Dało się jednak sprawić, by jego ilość była większa, by to dwie pary oczu wypatrywały kolejnych wskazówek na szlaku prowadzącym do spełnienia. Chodziło mu własnie o to, by ułatwić sobie życie. Po co wdrapywać się na wysokie schody, gdy obok był ktoś czekający z windą? Możesz wdrapywać się całe dnie, poświęcać swój cenny czas - tylko czy faktycznie był w tym sens, skoro istniał sposób, by osiągnąć to w szybszy i łatwiejszy sposób? Na końcu czekało dokładnie to samo i to było ważne. Ponoć to nie cel był ważny, tylko droga jaką się do niego dostaniemy. Kuroi całkowicie się z tym zgadzał, tylko że była droga prowadząca przez ciernie, była taka, w której węże tylko czekały, by wstrzyknąć Ci jad w kostkę, a była i taka, gdzie można było sobie hasać po łące. Może i ktoś czerpałby sadystyczną zabawę z tego, że uniknął śmierci, lecz jeżeli cel jest ten sam... to czemu sobie nie umilić życia? Wrócili do turnieju i Kuma zdał sobie sprawę, że ta mała osóbka intryguje go coraz bardziej. "Ścierwa na trybunach" - czyli jakby nie spojrzeć on sam, chociaż dla niego nie była to jakaś przednia rozrywka. Nie po to tutaj przybył, wolał obejrzeć walkę jakiejś znajomej twarzy, niż dwóch młodziaków okładających się po ryjach. Wcześniej nie zauważył u niej tak... ciekawego doboru słów. Czuł że młodziutka przez chwilę opuściła nieco karty i uchyliła mu róg jednej z nich. Widział jej irytację, zdenerwowanie, kolejne kawałki kart ukazywały się przed nim, chociaż była to tylko kropla w morzu. W głębokich odmętach jej oczu udało mu się złowić tą malutką cząstkę, której przyglądał się tak samo, jak poprzednio ona jemu. Najbardziej chyba zaciekawiło go wspomnienie o Toshiro.
-To że obezwładnił setki tych - jak to pięknie określiłaś - ścierw. Nie brzmi zbyt imponująco - wzruszył ramionami i stwierdził, że tyle wystarczy. Nie zamierzał podnosić jej ciśnienia, wbijać szpileczki, gdy ten balon jest napompowany gorącym powietrzem i może mu wystrzelić prosto w twarz. Zagrała jednak struna, która nie była ruszana tak często, która nie była dostępna dla każdego rozmówcy właścicielki czerwonych oczu. A może to tylko wrażenie? Chciał zabrać się za rybę, ale jeden z nieoczekiwanych gości podszedł do ich stolika.
-Twoja zapewne też mój drogi. Z kolei ja ciągle widzę Cię w towarzystwie Seinara - czy powinienem o czymś wiedzieć? - połasił się na niezbyt inteligentny, lecz kąśliwy żarcik. Ciekawym w sumie było to, że te dwie papużki ciągle trzymały się w swoim towarzystwie -Spokojnie, zabawię tutaj jeszcze chwilę. Przynajmniej do końca turnieju, jestem ciekaw jak to się skończy i czy obędzie się bez... ekscesów - skinął Diabołkowi głową, bo faktycznie powinni sobie omówić parę spraw. Nie zamierzał poprawiać Ocira, bo przekręcił imię jego rozmówczyni, bowiem ta pewnie zrobiła by to sama, gdyby takowa potrzeba by w ogóle zaszła. Tak pożegnał się ze swoim dalekim kuzynem i wrócił do posiłku.
-Właśnie rozmawiam z kimś, kto także jest z pustyni i był zaciekawiony czemu rzadko bywam w tym miejscu. I może się powtórzę, ale nie unikam pustyni. Jestem jej rzadkim bywalcem - tak, dziwnym byłoby nie znać Piaskowego Diabołka nawet jeżeli ktoś nie był mieszkańcem Pustyni. On po prostu był nią sam w sobie, był jej przedstawicielem, pierwszym skojarzeniem, klejnotem w koronie.
-Znam go dosyć długo, mieliśmy okazję walczyć kilka razy ramię w ramię dla jednego celu. Człowiek, który może zdziałać wiele. Podobnie jak i jego towarzysz. Czy lepiej mieć kogoś takiego przy boku czy... kogoś kto uśpił "ścierwo"? Gdy ktoś przeszkodzi Ci w osiągnięciu celu, bo jakiś fajfus rzuci piórkami i zaśniesz, mnie wybudzi któryś z nich. Ze wzajemnością - odpowiedział równie ironicznie na tą kąśliwą uwagę. Dołączenie do Ocira było jego własną decyzją, chociaż tak naprawdę nie wiedział do końca co to może oznaczać. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego daleki krewniak nigdy nie mierzył nisko, był właśnie tym, kto stał i trzymał wspomniane drzwi od windy, kto pozwalał szybko i sprawnie ruszyć do przodu. Jeśli dodać do tego fakt, że Diabołek nie miał żadnych wymagań w stosunku do Kumy, nie stawiał mu żadnych ograniczeń, nie wydawał rozkazów - liczył na jego towarzystwo. Na pomocną dłoń. To było tak proste, a tak skomplikowane zarazem. Relacja która nie wymagała podniosłych słów i deklaracji. Gdyby ich ścieżki do celu by się rozdzieliły, to podaliby sobie dłoń i życzyli powodzenia. Bez sporów, bez kwasów. Lub nawet załatwili obie sprawy jedna po drugiej. Popatrzył się na dziewczynę, tym razem to on jej się przyglądał. To on wwiercał swój wzrok, to on chciał dostać się do wnętrza jej myśli, wyrwać je ze strumienia świadomości i rozumieć o co tak naprawdę chodzi.
-Człowiek jest wart tyle, ile może osiągnąć. Sam czy z kimś, dla mnie nie ma to kompletnie znaczenia
-Rozumiem że innych starców słuchasz już nieco bardziej uważnie? - uniósł brew ku górze, piłeczka znowu poleciała w stronę dziewczyny. Nie za bardzo reagował na jad wypuszczany w jego stronę, chyba nawet powoli się do niego przyzwyczajał... a może bardziej pasowało by tutaj uodparniał? Przyzwyczajał się do tej gry, gry która nie miała kompletnie żadnych zasad, nie było w niej punktów i sprowadzała się tylko i wyłącznie do przygryzania sobie nawzajem, ale w pewnym sensie zaczynało mu to sprawiać frajdę. Sam był osobnikiem, który lubił wbijać innym szpileczki - nie po to by sprawić ból, lecz nieco się z kimś podrażnić i tutaj było bardzo podobnie. Zazwyczaj jednak nikt nie odpowiadał mu tym samym, tylko kontynuował dalej, przestawał się przejmować, a tu proszę bardzo. Nanatsuki raz za razem próbowała chyba urazić staruszka, ale średnio to wychodziło. Dziwnym bowiem było oczekiwać, że ten w jakikolwiek poczuje się urażony, skoro spodziewa się właśnie tej szpilki. Skoro wiedział że nadejdzie, to można było się na nią przygotować, wyciągnąć ze skóry, odrzucić na bok i wybrać swoją, specjalnie wybraną pod daną okazję i odwdzięczyć się tym samym. Nie zmieniało to faktu, że sam Kuma nie zamierzał być teraz schludnym, wyprostowanym i ułożonym facetem, by jakkolwiek się jej przypodobać. Nie miało to kompletnie żadnego sensu, bowiem nie widział w tym zysku. Może nie był na pierwszy rzut oka widoczny, może był gdzieś głębiej ukryty pod "celami, przygotowaniami", ale obecnie po prostu go brakowało.
-Oj nie nie, ja nie unikam pustyni moja droga. Pustynia to mój dom, tam się urodziłem, tam spędziłem lwią część mojego życia. Nie znam Twojej liderki, nie wiem jaką macie relacje pomiędzy sobą i szczerze powiedziawszy średnio mnie to interesuje. Bez urazy oczywiście - uniósł dłoń w przepraszającym geście, tak na wszelki co by jego rozmówczyni nie poczuła się urażona. Relacje te bowiem były zawsze mocno dwojakie - z jednej strony ten kontakt mógł być dobry, mogłeś pozwolić sobie na wiele, ale jednak ciągle pozostawałeś na smyczy. Dłuższej czy krótszej, jednak liderzy nie mogli sobie pozwolić na straty. Jeżeli Kirino znała wartość Youmu jakakolwiek by ona nie była, to czy tak po prostu pozwoliłaby jej odejść? Kuroi sądził, że nie jest to możliwe - popuszczanie tej linki dawało złudzenie prawdziwej wolności, bo w końcu dojdziesz do jej końca, może nawet ją zerwiesz i wtedy wszystko się zmieni. Nie dziwiła go jednak duma, którą przejawiała Youmu - w końcu na im więcej sobie możesz pozwolić tym lepiej. Nie było w tym nic przyjemnego nie móc oddalić się chociażby na krok, być cały czas pod obserwacją, żyć właśnie w tej wspomnianej klatce. Czy jakoś reagował na ten niepokój, który też dało się od niej wyczuć?
-Są i tacy, co dobrze czują się pod czyimś butem. - odpowiedział w podobnym tonie, bo byli też i tacy. Nie uważał ich za gorszych, po prostu każdy miał inne potrzeby, inaczej odbierał świat, inne cele i podejście. Wielu służbistów spotkał na swojej drodze, spełniających się z wykonywania rozkazów, nadstawiających karków dla tych stojących wyżej, wykonujących rozkazy bez żadnej refleksji na ten temat. Nie było jednak sensu prowadzić z tym wojny ideologicznej, naprawiać świata, bo i była potrzeba dla takich ludzi. Najlepszym przykładem byli strażnicy - bez nich miasta pewnie by nie mógł funkcjonować, ludzie nie czuliby się bezpiecznie we własnym domu. Tak chociażby była ta iluzja, że wszędzie jest bezpiecznie przynajmniej do momentu, gdy nie pojawi się jakiś shinobi i nie zacznie szaleć. Zamyślił się na chwilę, lecz wybudził go wpatrzone w niego szkarłatne ślepia. Zupełnie tak jakby wwiercała się w niego, chciała przedrzeć przez jego skórę, czaszkę, dojść wprost do głowy i wydrzeć z niej to, co się w niej kryło. Co takiego mogła chcieć od niego tym razem? Uprzednio wypisywała mu na karteczce rzeczy, które widziała jako wady, a teraz chce się zagłębić w to co siedziało Piaskowemu Dziadkowi pod kopułą, czy było tam coś więcej, czy to tylko czcze słowa, które nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości. Czy to tych kilka słów, które powiedział? Nie sądził, że to w ogóle zrobi na niej jakiekolwiek wrażenie. Każdy miał swoje cele - bardziej lub mniej realne, każdy dążył do ich realizacji. Kuroi długo szukał czegoś dla siebie, czegoś czemu mógłby się oddać w zupełności, ale mało co po prostu było warte jego czasu. Najcenniejszej rzeczy jaką dysponował, bowiem akurat tego każdy miał ograniczoną ilość. Zastanawiał się co Czarnowłosej chodzi po głowie, co takiego potwierdza, czemu potakuje, kiwa sobie głową zupełnie jakby przyglądała się jakiejś wystawie.
-Mam się bać? - zapytał ironicznie, po czym upił nieco z czarki, którą przez cały czas trzymał w dłoniach. Jej pytanie było jednak ciekawe, bowiem podobnie było z jego małym celem. Wiedział, że zamierza osiągnąć go sam, bez niczyjej pomocy. To wszystko jednak tylko na papierze było takie proste, bowiem pewnych rzeczy nie jesteś w stanie zrobić całkowicie samemu. Pozostawił to pytanie w powietrzu, by rozbrzmiało pomiędzy nimi. Nie wiedział co jest jej celem, więc dywagować tak mogli sobie nawet i przez kolejny tydzień. Do wielu rzeczy można było dojść samemu, liczył się jednak czas. Ten uciekał nawet i teraz, sączył się przez palce, nie dało się go złapać, zatrzymać. Dało się jednak sprawić, by jego ilość była większa, by to dwie pary oczu wypatrywały kolejnych wskazówek na szlaku prowadzącym do spełnienia. Chodziło mu własnie o to, by ułatwić sobie życie. Po co wdrapywać się na wysokie schody, gdy obok był ktoś czekający z windą? Możesz wdrapywać się całe dnie, poświęcać swój cenny czas - tylko czy faktycznie był w tym sens, skoro istniał sposób, by osiągnąć to w szybszy i łatwiejszy sposób? Na końcu czekało dokładnie to samo i to było ważne. Ponoć to nie cel był ważny, tylko droga jaką się do niego dostaniemy. Kuroi całkowicie się z tym zgadzał, tylko że była droga prowadząca przez ciernie, była taka, w której węże tylko czekały, by wstrzyknąć Ci jad w kostkę, a była i taka, gdzie można było sobie hasać po łące. Może i ktoś czerpałby sadystyczną zabawę z tego, że uniknął śmierci, lecz jeżeli cel jest ten sam... to czemu sobie nie umilić życia? Wrócili do turnieju i Kuma zdał sobie sprawę, że ta mała osóbka intryguje go coraz bardziej. "Ścierwa na trybunach" - czyli jakby nie spojrzeć on sam, chociaż dla niego nie była to jakaś przednia rozrywka. Nie po to tutaj przybył, wolał obejrzeć walkę jakiejś znajomej twarzy, niż dwóch młodziaków okładających się po ryjach. Wcześniej nie zauważył u niej tak... ciekawego doboru słów. Czuł że młodziutka przez chwilę opuściła nieco karty i uchyliła mu róg jednej z nich. Widział jej irytację, zdenerwowanie, kolejne kawałki kart ukazywały się przed nim, chociaż była to tylko kropla w morzu. W głębokich odmętach jej oczu udało mu się złowić tą malutką cząstkę, której przyglądał się tak samo, jak poprzednio ona jemu. Najbardziej chyba zaciekawiło go wspomnienie o Toshiro.
-To że obezwładnił setki tych - jak to pięknie określiłaś - ścierw. Nie brzmi zbyt imponująco - wzruszył ramionami i stwierdził, że tyle wystarczy. Nie zamierzał podnosić jej ciśnienia, wbijać szpileczki, gdy ten balon jest napompowany gorącym powietrzem i może mu wystrzelić prosto w twarz. Zagrała jednak struna, która nie była ruszana tak często, która nie była dostępna dla każdego rozmówcy właścicielki czerwonych oczu. A może to tylko wrażenie? Chciał zabrać się za rybę, ale jeden z nieoczekiwanych gości podszedł do ich stolika.
-Twoja zapewne też mój drogi. Z kolei ja ciągle widzę Cię w towarzystwie Seinara - czy powinienem o czymś wiedzieć? - połasił się na niezbyt inteligentny, lecz kąśliwy żarcik. Ciekawym w sumie było to, że te dwie papużki ciągle trzymały się w swoim towarzystwie -Spokojnie, zabawię tutaj jeszcze chwilę. Przynajmniej do końca turnieju, jestem ciekaw jak to się skończy i czy obędzie się bez... ekscesów - skinął Diabołkowi głową, bo faktycznie powinni sobie omówić parę spraw. Nie zamierzał poprawiać Ocira, bo przekręcił imię jego rozmówczyni, bowiem ta pewnie zrobiła by to sama, gdyby takowa potrzeba by w ogóle zaszła. Tak pożegnał się ze swoim dalekim kuzynem i wrócił do posiłku.
-Właśnie rozmawiam z kimś, kto także jest z pustyni i był zaciekawiony czemu rzadko bywam w tym miejscu. I może się powtórzę, ale nie unikam pustyni. Jestem jej rzadkim bywalcem - tak, dziwnym byłoby nie znać Piaskowego Diabołka nawet jeżeli ktoś nie był mieszkańcem Pustyni. On po prostu był nią sam w sobie, był jej przedstawicielem, pierwszym skojarzeniem, klejnotem w koronie.
-Znam go dosyć długo, mieliśmy okazję walczyć kilka razy ramię w ramię dla jednego celu. Człowiek, który może zdziałać wiele. Podobnie jak i jego towarzysz. Czy lepiej mieć kogoś takiego przy boku czy... kogoś kto uśpił "ścierwo"? Gdy ktoś przeszkodzi Ci w osiągnięciu celu, bo jakiś fajfus rzuci piórkami i zaśniesz, mnie wybudzi któryś z nich. Ze wzajemnością - odpowiedział równie ironicznie na tą kąśliwą uwagę. Dołączenie do Ocira było jego własną decyzją, chociaż tak naprawdę nie wiedział do końca co to może oznaczać. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego daleki krewniak nigdy nie mierzył nisko, był właśnie tym, kto stał i trzymał wspomniane drzwi od windy, kto pozwalał szybko i sprawnie ruszyć do przodu. Jeśli dodać do tego fakt, że Diabołek nie miał żadnych wymagań w stosunku do Kumy, nie stawiał mu żadnych ograniczeń, nie wydawał rozkazów - liczył na jego towarzystwo. Na pomocną dłoń. To było tak proste, a tak skomplikowane zarazem. Relacja która nie wymagała podniosłych słów i deklaracji. Gdyby ich ścieżki do celu by się rozdzieliły, to podaliby sobie dłoń i życzyli powodzenia. Bez sporów, bez kwasów. Lub nawet załatwili obie sprawy jedna po drugiej. Popatrzył się na dziewczynę, tym razem to on jej się przyglądał. To on wwiercał swój wzrok, to on chciał dostać się do wnętrza jej myśli, wyrwać je ze strumienia świadomości i rozumieć o co tak naprawdę chodzi.
-Człowiek jest wart tyle, ile może osiągnąć. Sam czy z kimś, dla mnie nie ma to kompletnie znaczenia
0 x
- Miyuki
- Gracz nieobecny
- Posty: 70
- Rejestracja: 20 lut 2020, o 13:18
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 09#p132609
- Uchiha Masako
- Martwa postać
- Posty: 638
- Rejestracja: 11 kwie 2019, o 20:07
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Niska, w miarę szczupła dziewczyna o bladej cerze i ciemnych, krótkich włosach do ramion. Ubrana w lekkie, bure kimono oraz narzuconą na nie kamizelkę. Na głowie nosi słomkowy kapelusz, a w ustach niemal zawsze ma fajkę.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7198
- Multikonta: Hoshigaki Toshiko, Hanuman
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości