Strona 12 z 14
Re: Osada portowa i okolice
: 18 lip 2022, o 12:39
autor: Kan Senju
Wyprawa B
Post 1/34+
Kayo
O sada była wciąż wstrząśnięta wczorajszymi wydarzeniami, gdzie niedaleko wystąpił pożar w świątyni niedaleko. Mówiło, a także przeżywało to całe miasteczko. Nie inaczej było z Kayo, szczególnie podczas jej kąpieli. Niemniej nadszedł nowy dzień, a dziewczę prędzej czy później musiało wyjść z karczmy. Kiedy już to zrobiła pierwszymi rzeczami rzucającymi się w oko były warunki atmosferyczne. Pogoda mimo jesieni obecnie dopisywała, choć gdzieś w oddali widać było chmury zapowiadające dzisiejszego dnia przelotne deszcze. Roślinność delikatnie się kołysała pod wpływem niewielkiego wiatru. Dodatkowo dzięki swoim wyostrzonym zmysłom kątem oka zobaczyła coś dziwnego. Na dachu jednego z budynków siedziała tajemnicza postać, skryta za brązowym płaszczem z głową spuszczoną w dół rozglądająca się po okolicy. Twarz jegomościa można było dostrzec kiedy spojrzał w kierunku naszej samurajki, której potem nie spuszczał z wzroku. Posiadał on niezadbany czarny zarost, tego samego koloru włosy choć nie wiadomo jak długie i piwne oczy trochę pozbawione życia. Jednocześnie wydawało się jakby ten wzrok przenikał przez ciało, patrząc na duszę. Od momentu kiedy dostrzegł Kayo całą swoją uwagę skupił na niej. Czyżby oznaczało to jakieś kolejne kłopoty?
Re: Osada portowa i okolice
: 19 lip 2022, o 12:40
autor: Kayo
- Rok 391 - Jesień -
Poranek w końcu i nadszedł, nie przynosząc ze sobą nic nowego prócz czystego powietrza, znacznie mniej pamiętającego wczorajszy pożar. Osada portowa jakoś sobie z tym wszystkim poradziła, ale na pewno przez jakiś czas o tym nie zapomni. Zastanawiało mnie, jak długo będą, zajmie nim zaczną odbudowę świątyni Hoteia oraz jak długo nim ktoś zdecyduje się wspomóc zniszczone ogniem wzgórze. Nawet gdy wyglądałam z okna, to w oddali straszyło ono znacznie mocniej, niż gdy było tam ciemno i pełno dymu.
Z początku, zastanawiałam się jak zacząć dzień. Zabrałam się za dokończenie tego, co mi wczoraj przyniesiono, by się nie zmarnowało. Dopiero potem zajęłam się ściągnięciem wszystkiego, co miało wyschnąć przez noc i kilka dodatkowych godzin. Na całe szczęście zadbałam, by nieco wycisnąć ze wszystkiego wodę, inaczej nie wyschłoby do tej pory. Gdy skończyłam śniadanie i zebrałam rzeczy, to odniosłam też wózek z przystawkami. Wyglądało na to, że pokój pozostanie "mój" jeszcze przez jakiś czas, dlatego podziękowałam tutejszej gospodyni raz jeszcze. Koniec końców nie miałam zbyt wielu planów na dzisiaj, to czułam, że warto będzie się przejść i sprawdzić jak wygląda sytuacja ze wzgórzem po wczorajszych próbach ugaszenia wszystkiego, co jeszcze się paliło.
W trakcie drogi do bramy zauważyłam przesiadującego "kogo" na jednym z dachów. Czyżby był to jeden z tych shinobich, o których wspominał Karura-sama? Bardzo możliwe. Dlaczego spojrzał akurat w moją stronę? Nie miałam pojęcia, może Karura kazał mu mnie obserwować. Nic dziwnego, że komuś kazano obserwować okolicę przez kilka najbliższych dni. Mogłam na to jedynie lekko westchnąć, bo cóż innego mogłam z tym zrobić? Postarałam się udawać, że go nie widzę, ale czy już nie zobaczył, że go spostrzegłam? Nie potrafiłam stwierdzić. Nie szłam szybko, bo nie gonił mnie szczególnie czas. Nie wiedziałam jeszcze, co zastanę przy bramie, ani przy zgliszczach, o ile w ogóle coś tam jeszcze pozostało. Ciekawe czy ktoś już zmienił tamtą dwójkę strażników. Raczej na pewno, nie byliby w stanie przesiedzieć tam aż tyle czasu.
Mowa
Re: Osada portowa i okolice
: 19 lip 2022, o 14:23
autor: Kan Senju
Wyprawa B
Post 3/34+
Kayo
M ężczyzna siedzący na dachu wcale nie spojrzał na Kayo. Ewidentnie ją śledził wzrokiem, nie reagował nawet kiedy został zauważony. Dalej ją obserwował, na co miała kilka teorii spiskowych. Czy chociaż jedna jest prawdziwa jeszcze w przyszłości się okaże. Tymczasem dziewczę kontynuowała swój marsz w kierunku bramy, gdzie już byli inni strażnicy nie zatrzymujący jej. Poznała, że wczorajszego dnia pomagali w gaszeniu pożaru w cywilnych ubraniach zanim przybyli suitonowcy. No gasili to dużo powiedziane, przynajmniej próbowali nosząc wodę wiadrami. Będąc już na zewnątrz kierowała się do zgliszczy, spokojnym tempem bez pośpiechu. Na miejscu nic ciekawego nie było widać, tylko czarne pole zamiast świątyni oraz drzew. Niedawne wzgórze, gdzie nawet chętnie zrobiły sobie przyczółek dziki teraz było całkowicie zniszczone.
- Smutne oblicze śmierci. Wygląda niczym człowiek pozbawiony marzeń, wyschnięte jezioro czy też zepsute mięso dawno zapomniane przez nie tylko ludzkość, ale też zwierzynę. Zupełnie niechciane przez nikogo.
Odpowiedział męski głos z góry, gdy spojrzeliśmy w tamtym kierunku blisko szczytu wśród gałęzi siedział wcześniej widziany tajemniczy mężczyzna z dachów. Widocznie dotarł tutaj pierwszy mając sporo czasu dzięki wolnemu chodowi i mógł zaskoczyć blondynkę.
- Nigdy ciebie tutaj dziewczynko nie widziałem, a spędziłem w osadzie niemalże całe swoje życie niczym ryba w stawie czekająca aż zostanie złowiona, a następnie ponownie wrzucona do wody gdyż ktoś robił to dla sportu zamiast pożywienia. Powiesz mi z kim mam tą przyjemność i co wiesz o tej sprawie?
Re: Osada portowa i okolice
: 19 lip 2022, o 21:19
autor: Kayo
- Rok 391 - Jesień -
Prezentowało się to znacznie gorzej niż wczoraj w nocy. Prawdopodobnie już wcześniej zrobiono właściwą ocenę zniszczeń i dzisiaj nie było potrzeby tam wracać. Nie liczyłam na to, że dowiem się czegoś nowego, rozglądając się w tym miejscu. Czas pokaże, dlaczego to zrobili i co na tym zyskali. Ciekawiło mnie czy ktoś miał zamiar zainwestować w odbudowę świątyni już teraz, czy będą zbierać na to jakieś fundusze.
Nie byłam tam jednak sama, bo w końcu uświadczyłam towarzystwa głosu. Należał on nie do strażnika ani jednego z okolicznych mieszkańców, przynajmniej sądziłam, że nie był jednym z nich, nie wyglądał na takiego. Widziałam go już kilka chwil temu w wiosce. Czego chciał? Nie za bardzo rozumiałam, co miał na myśli i co chciał mi przekazać swoim wywodem. Prawdopodobnie jego słowa nie były przeznaczone dla prostych ludzi. Rozejrzałam się z zamiarem dostrzeżenia go. On natomiast chyba miał zamiar kontynuować swój wywód, choć z tego co zauważyłam, posługiwał się metaforami i dziwnymi porównaniami.
– Przykro mi, ale chyba mnie z kimś mylisz nieznajomy. Czy to, co mówisz, na pewno przeznaczone jest dla mnie? — Spojrzałam wtedy w górę drzewa, zawieszając na nim spojrzenie na kilka chwil – Jestem tu od kilku dni, a o sprawie wiem tyle, co wszyscy. — Był shinobim, musiał doskonale znać polecenia Karury i być już odprawiony z informacjami. Po co więc było to wszystko? Jakiś test, czy może nie wierzył wczoraj w moje słowa? – Grzeczność sugeruje, że ty pierwszy powinieneś się przedstawić. Wszak pierwszy mnie zaczepiłeś — Przyglądałam mu się z drobnym grymasem na twarzy. Nie miałam pojęcia ani kim jest, ani czego chciał. Lecz jeśli był tym, za kogo go miałam, a było to niezwykle prawdopodobne, to wszystko doskonale wiedział. Po co były więc te pytania?
Mowa
Re: Osada portowa i okolice
: 21 lip 2022, o 20:37
autor: Kan Senju
Wyprawa B
Post 5/34+
Kayo
T ajemniczego mężczyznę szybko zakwalifikowaliśmy jako shinobiego, który powinien znać sytuację oraz polecenia Karury. Pytanie czy miało to jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości, bo zachowywał się dziwacznie. Niedawno był widziany na dachu budynku obserwujący Kayo, a teraz znalazł się również przy zgliszczach zaczynając swoje dyrdymały.
- Te słowa są skierowane do każdego chcącego słuchać, lecz niech twe lico pozostanie spokojne. Nie pobieram opłat za słuchanie, wolę się dzielić swymi słowami zamiast zachowywać je w własnym umyśle aby przepadły na wieki wieków.
Po tych słowach zeskoczył po gałęziach aby znaleźć się tuż obok blondynki. Dopiero gdy stał można było zauważyć spod płaszcza wypukłe kształty w płaszczu. Z przodu w okolicy pasa, które ciągnęły się aż do okolicy kolan z tyłu co świadczyło iż posiadał ze sobą broń kojarzącą się głównie z wojownikami Teiz czyli kataną.
- Dlatego postanowiłem z Tobą wymienić kilka zdań, wolałem zaczerpnąć informacji co tutaj się stało od świeżo powiewającego wiatru zamiast starego pachnącego częściowo stęchlizną tego miejsca. Widzisz dziewczynko, dawno mnie w wiosce nie było choć żyłem w bliższej lub dalszej okolicy. Osamotniony niczym pojedyncze drzewo iglaste w lesie liściastym, ale starałem się pozostawać czujny niczym tygrys polujący na swą ofiarę gdyby zaszła potrzeba pomocy. Teraz uznałem, że warto zajrzeć co tutaj się stało kiedy wzgórze pochłonęło niespodziewanie morze płomieni.
Lekko westchnął wyjmując zza pazuchy manierkę biorąc głębszego łyka, którą następnie zaoferował również Kayo wyciągając w jej kierunku rękę. Dzięki temu można było przyjrzeć się jego dłoni, na której widniało kilka blizn, jedna od ostrza po zewnętrznej stronie, ale dzięki sprawnemu oku mogliśmy zobaczyć iż pozostałe wytworzyły się poprzez ciężkie treningi. Ktoś musiał mieć naprawdę silną wolę aby udoskonalać własne umiejętności doprowadzając ciało do ran.
- Jestem tylko reliktem przeszłości, która przekazała już pałeczkę przyszłym pokoleniom. Teraz tylko przygląda się czasami czy radzą sobie z obowiązkami gotów ich wesprzeć z cienia. Moje imie jest pozbawione jakiejkolwiek wartości, wolałbym aby zostało zapomniane i nigdy więcej przez Karurę nie usłyszane z względu na jego dobro dlatego nie mogę się nim podzielić. Jeżeli nie chcesz podzielić się również swoim to będę tobie mówił od teraz dziecino. Tak więc podzielisz się z staruszkiem opowieścią tego miejsca, co tutaj się wydarzyło? W zamian za pomoc mogę zaoferować jedynie propozycję honorowego pojedynku. Widzę, że skrywasz jakąś broń pod płaszczem. Swego czasu wielu samurajów przybywało do tej wioski aby sprawdzić przy mnie swoje umiejętności, niczym muchy do światła.
Re: Osada portowa i okolice
: 23 lip 2022, o 17:36
autor: Kayo
- Rok 391 - Jesień -
Szybko znalazł się na dole, dalej prawiąc swoje morały. – Nie wszystkie słowa zasługują na to, by je wypowiedzieć. — Skontrowałam, przedstawiając mu oczywistą prawdę, którą doskonale powinien wiedzieć, skoro jest tutejszy i należy do grupy shinobich z osady albo innych pracujących dla Karury. Dopiero wtedy, gdy znalazł się na dole, spostrzegłam, że nosił przy sobie coś więcej niż kunai do rzucania. Wpierw zmrużyłam oczy – Czy to jest... — Nie skończyłam, bo odpowiedź była jasna. To musiała być katana albo coś, co ją przypominało. Zaskoczył mnie. Więc nie był shinobim, za jakiego go wzięłam. Nie przerywałam mu gdy mówił, aczkolwiek wykonałam krok w tył. – A więc nie jesteś shinobim, jakiego mogłabym oczekiwać. — Wątpiłam, że gdyby był jednym z nich, odważyłby się na noszenie takiej broni. Szybko wyjawił też, że... Jego tutejszość była co najmniej do zakwestionowania.
Nie spuszczałam teraz z niego wzroku. Gdy wyciągnął manierkę, to obserwowałam jego ruchy, jak tylko skierował ją w moim kierunku, swoją też uniosłam, lecz nie po to, by przyjąć jego ofertę a lecz aby ją odrzucić. Nie wymagało to z mojej strony żadnego komentarza. Niezbyt rozumiałam idee jego słów, bo chyba mówił przenośniami, które z mojego doświadczenia nijak ze sobą nie współgrały. Był doświadczony i reprezentował to swoimi ranami, choć sama nie wiedziałam, jak go odbierać. Świadczyć one mogły o wielu rzeczach, tak samo jak u spracowane dłonie zwykłego farmera, który stara się o wiązania końca z końcem. Jakby się tak zastanowić mi też było daleko do rąk, jakie miewały niektóre kobiety. Choć nie była to zasługa treningów a po prostu pracy. Nie mogłam sobie wyobrazić doprowadzenia ich do takiego stanu jak te jego. Może i te jego są świadectwem ciężkiej pracy nad treningami, ale na pewno niczego więcej.
– Jeśli twoje imię nie jest warte usłyszenia... W takim wypadku jest, tak jak mówisz, jesteś reliktem przeszłości i powinieneś odłożyć miecz. — Z wyraźnie większą powagą przyjrzałam się jego spojrzeniu, choć też nie odciągałam uwagi od jego ręki i miecza. – Wróć więc, skąd przybyłeś i nie bój się o Karurę. Nie usłyszy o tobie. Jeśli zostało w tobie coś, co reliktem nie jest, zdradź je z dumą. Nasze spotkanie nie dotyczy Karury — Nie bałam się zdradzić swoje. W przeciwieństwie do jego imienia, należące do mnie rzeczywiście nie miało żadnej wartości i nie musiałam nawet tego zaznaczać. Znaczyło tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Samuraj, który chciał zapomnieć własnego imienia, w każdym calu zbłądził i nie był zdolny do podążania ścieżką jak dawniej. Nie rozumiałam, jak można się doprowadzić do takiego stanu. Było to wręcz uwłaczające. – Możesz mi mówić Kayo. — Podzieliłam się swoim imieniem i tyle powinno wystarczyć. – Jeśli nie podążasz już ścieżką miecza z dumą, to dlaczego chcesz usłyszeć tę historię? — Nie wiedziałam, czego chciał od tego zdarzenia. Zakpić z Karury i tutejszych czy może kłamał i nie zmienił ścieżki? Trudno było mi pojąć, dlaczego ktoś, kto nie chce wtrącać się w dzisiejsze sprawy, jest tym tak bardzo zainteresowany. – Honorowego pojedynku? Wybacz, ale ze mną takiego nie uświadczysz. Nie jestem samurajem, ani szermierzem, ani mężczyzną. Nie dzierżę również miecza... — Wtedy też wyciągnęłam swoje tanto, nie miałam wielkiego problemu z zaprezentowaniem mu zwyczajnego noża, który dzierżyć mógł niemalże każdy. Wyglądało jak pierwsze lepsze widziane na nie jednej farmie, domu czy sklepie. – ... Moje umiejętności w posługiwaniu się nim są najwyżej zwyczajne. — Posługiwanie się sztyletem nie wymagało wielkich umiejętności. Należało tylko umieć ciąć i dźgać. Każda moja postawa pozostawiała i tak wiele do życzenia, lecz ze sztyletem nie hańbiłam przynajmniej technik brata. Miałam ze sobą jeszcze przewieszone przez plecy Wakizashi, skryte co prawda również pod materiałem, że mogło być czymkolwiek, to nie chciałam mu o nim mówić. To nie był miecz do walki.
Schowałam ostrze z powrotem i skrzyżowałam ręce, rozglądając się to w lewo, to w prawo. – I wielu z nich pewnie pokonałeś, tak? Karura-sama, był jednym z nich? — Zaciekawił mnie, choć tak naprawdę wszystko to o czym teraz mówił, nie miało znaczenia, sam stwierdził, że odrzucił tę ścieżkę a jego powody... Nie liczyły się. Droga nigdy się nie kończy i jeśli kiedyś się z niej zejdzie... Powinno się odejść na dobre. – Jest coś konkretnego, na usłyszeniu czego ci zależy? —
Mowa
Re: Osada portowa i okolice
: 26 lip 2022, o 17:55
autor: Kan Senju
Wyprawa B
Post 7/34+
Kayo
N iektóre słowa mogły zaboleć, aczkolwiek nie wydawało się aby mężczyzna się nimi przejął. Jego twarz nie wyraziła żadnej zmiany, a jedynie wzruszył ramionami unosząc na centymetry cały płaszcz na chwilę. Będąc zapytany odnośnie widocznych kształtów spod płaszcza lekko się uśmiechnął.
- Owszem, to katana.
Słysząc jak pomylono go z shinobim instynktownie i zarazem szczerze się zaśmiał. Pewnie wielu samurajów w podobnej sytuacji byłaby zła, ale nie on. Mimo to zdecydował się nie odpowiadać, jedynie pozostał z lekkim uśmiechem pozostawiając nutkę tajemniczości. Kiedy jego oferta z manierką została odrzucona ponownie ją schował pod płaszcz.
- Nawet jeżeli go odłożysz to katana pozostaje nieodzowną częścią człowieka dawno temu podążającego ścieżką wojownika. Jest częścią duszy, najwierniejszym towarzyszem wszelakich podróży. Czy odcięłabyś własną rękę, bo już postanowiłaś zniknąć przekazując swą spuściznę kolejnym pokoleniom z różnych powodów?
Po tej wypowiedzi westchnął.
- Jeżeli potrzebujesz jakiegoś imienia niech brzmi ono Ryu.
Wcale to nie brzmiało aby naprawdę się tak nazywał, choć kto tam wie. Mógł je naprawdę zdradzić. W ostatecznym rozrachunku Kayo przynajmniej dowiedziała się w jaki sposób mogła się do niego zwracać. Zapytany dlaczego chce usłyszeć ową historię nawet się nie zastanawiał odpowiadając natychmiast.
- Czasem dla dobra innych musisz usunąć się w cień, z którego dalej pilnujesz pozostawionych na nagłe światło młodych. Tylko w ten sposób niektóre osoby rozwiną się niczym młode pisklęta uczące się latać. To nie oznacza iż rodzice nie mogą się temu przyglądać i w razie potrzeby pomóc. Jedynie upewniam się czy ten problem ich nie przerośnie niczym nałożony głaz na swoje barki w celu zwiększenia ciężaru dla treningu mógłby kogoś przygnieść gdyby ktoś przecenił swoje możliwości.
Słowa odnośnie honorowego pojedynku sprawiły, że chwilę się zamyślił przykładając prawą dłoń do własnej brody aby chwilę po niej się podrapać myśląc nad stosownymi słowami w takim wypadku. Jednocześnie zmrużył lekko oczy przyglądając się dziewczynie uważnie.
- Dawniej takie pojedynki nazywaliśmy bimu, gdzie obie strony nie dążyły do przelania krwi drugiej strony. Służyły one do wymiany doświadczeń, sprawdzenia się na tle innych, a także rozwijania swojego stylu walki chcąc osiągnąć poziom wyższy niżeli ktokolwiek inny. Do tego nie jest wymagane bycie mężczyzną, czy też mistrzem, a jedynie chęć doskonalenia się dlatego takich próśb nie odmawiało się nawet dla początkujących samurajów, aby się rozwijali i poznali własne słabości. To oni są przyszłością, kiedy starsi ludzie jak ja odchodzą w zapomnienie. Czy takiego uświadczę zależy jedynie od twoich chęci, oraz serca czy podejdziesz do tego poważnie dając z siebie wszystko.
Ewidentnie w trakcie rozmowy wyjaśniających pewne starsze zwyczaje, które zapewne na wyspie też wciąż są kontynuowane przez różnych ludzi zaprzestał swoich początkowych metafor. Możliwe postarał się aby nie doszło do jakiegoś złego zrozumienia jego słów. Kiedy był poruszony temat Kurary tym razem zaśmiał się już dłużej niżeli za pierwszym razem.
- Źle to rozumiesz. Kurara był moim jedynym uczniem, choć wiecznie niesfornym, a zarazem leniwym. Posiadał talent, którego nigdy nie potrafił wykorzystać chcąc jedynie naśladować mój styl walki zamiast zobaczyć szerszy obraz oraz go zrozumieć.
Zrobił krótką przerwę w swojej wypowiedzi dając czas na przyjęcie tych wiadomości zanim powrócił do pierwszego pytania.
- Z wieloma wygrałem, z kilkoma przegrałem dzięki czemu mogłem się rozwinąć i pokonać ich następnym razem.
Ponownie wzruszył ramionami wspominając o przeszłości, która obecnie przynajmniej teoretycznie nic nie znaczyła.
- Chciałbym się dowiedzieć jak to wzgórze spłonęło, a także kto jest za to odpowiedzialny aby ocenić czy Karura jest gotowy aby zająć się tym bez mojej pomocy.
Re: Osada portowa i okolice
: 30 lip 2022, o 17:49
autor: Kayo
- Rok 391 - Jesień -
Posiadał Katanę, teraz miałam już co do tego pewność. Nie wiem natomiast, skąd przyszedł śmiech, jakim mnie uraczył. Chodził po drzewach i krył się w cieniu, zupełnie jak ci shinobi, jakich widziałam i o których słyszałam. Krycie się w cieniu miało mało wspólnego ze wszystkim, co powinien reprezentować.
– Nie... To nie tak. — Odpowiedziałam mu szczerze, ale też się zawahałam, nim pozwoliłam sobie na jakiekolwiek słowa. Miał rację, przecież właśnie z tego powodu nosiłam ze sobą wakizashi Koty i chciałabym niegdyś odzyskać jego miecz, jednak mimo to. Nie myślałam, że zaatakuje mnie słowem w taki sposób, poddając w wątpliwość moje myśli. Skrzywiłam się z początku, po czym również westchnęłam, bo nie mogłam wojować z tymi słowami – Nie myślałam w ten sposób. Przyjmij moje przeprosiny — Pochyliłam się w ukłonie w jego kierunku. Nie mogłam oczekiwać, że zwróci wszystko, co powiedziałam przeciw mnie.
Wszyscy potrzebowali imienia. Nawet jeśli nie było ono warte usłyszenia dla większości, tak na pewno był ktoś dla kogo będzie zupełnie odwrotnie. Nie miałam natomiast powodu, by wątpić w jego słowa, mimo że i tak nie wykazywał przekonania co do imienia, jakim się podzielił. – Niech będzie Ryu-sama— Starałam się liczyć, że jednak tego nie wymyślił.
– Ludzie nie potrafią latać. Nie wszyscy... — Na pewno znaleźliby się tacy ninja, którzy zgłębili tę sztukę, lecz oni raczej przełamywali reguły, jakie panowały na tym świecie i ogół jednak nie posiadał takiej zdolności. Problemy były zawsze. Kiedyś i są też dzisiaj. To, w jaki sposób są rozwiązywane zależało tylko od tego jak kto daną sytuację widział. Dla jednego dobrym rozwiązaniem było to, dla drugiego coś innego. Nie było tutaj miejsca na dobro i zło a jedynie na przekonania. – Wciąż prawisz morały, lecz chyba nie są przeznaczone dla mnie, więc dla kogo? Jest tutaj ktoś jeszcze, kogo nie zauważyłam? — Odpowiedziałam mu po jego wypowiedzi odnośnie ogromnych problemów i poprzedniemu pokoleniu, które przyglądało się problemom obecnego z chęcią pomocy. Nie uważała, że tak jednak jest. Ludzie byli różni, niezależnie od wieku. Wszyscy potrafili krzywdzić jeśli tylko nadarzyła im się okazja, nawet zupełnie nieświadomie.
Obserwowałam go, a jednocześnie wykonałam kilka kroków w bok, wciąż utrzymując na nim wzrok. – Wymiana doświadczeń przez starcie stali? — Wolałam się upewnić, że właśnie o to mu chodziło. Niezbyt wiele mogłam zaoferować w tej materii, począwszy od tego, że nawet nie miałam miecza. – Czy właśnie rzucasz mi wyzwanie? — Mówił zawile i czasem pokrętnie. Wolałam się upewnić, na czym stoimy. Miałam wrażenie, że w dalszym ciągu, mimo tego, co powiedział, myli mnie z kimś innym. Powiedziałam mu przecież, że nie potrafię walczyć mieczem, nie na tyle, by uznać to za wartościowe. – Jak wcześniej mówiliśmy, miecz jest czymś więcej. Walka z przeciwnikiem, który go nie ma, nie przyniesie żadnego doświadczenia — To prawda, że dusza wojownika przenosiła się na jego ostrze i właśnie przez starcie dwóch mieczy mogło dojść do nie tylko do prawdziwego sprawdzianu umiejętności, ale i siły ducha. Nie każdy miał jednak był w stanie przenieść część siebie na miecz, by pokazać swoje zdolności. Zarówno użytkownik jak i jego ostrze musieli do siebie pasować. Nie mogli się nigdy opuścić. Nie mogłam liczyć na coś takiego. Samurajowie otrzymywali swoje miecze gdy byli gotowi. Ja nie byłam samurajem ani nie byłam gotowa do czegoś takiego. – Wciąż myślę, że ścieranie się ze zwykłą wieśniaczką jest poniżej twojego honoru Ryu-sama — Musiałam powiedzieć mu zwyczajną prawdę, nawet jeżeli nie będzie mu ona odpowiadała i zechce zrobić coś innego. Jeśli mu zależało, to na pewno wiedział, jak sprawić bym odrzuciła na bok wszelkie "ale"
Nie znałam Karury zbyt długo, bo ledwie od wczoraj. Widziałam, co potrafił i był na pewno lepszy niż ja. Jeśli to jemu przyszło nauczanie go, musiał być jeszcze lepszy od niego i prezentować znacznie więcej na każdym szczeblu. Nie komentowałam jednak jego podejścia do Karury, nie powinnam się wtrącać to były ich prywatne sprawy. Słuchałam więc dalej, nie racząc go żadnym komentarzem w tej materii. Zupełnie nie wiedziałam, co o nim myśleć. Z jednej strony prawił o doskonaleniu się, jakby ścieżka ta była nieskończona a z drugiej... Odsunął się w cień. Moje myśli rozbijały się, gdyż nie mogłam wykreować sobie klarownego obrazu kim rzeczywiście był rzekomy Ryu. – Wczoraj poradził sobie doskonale — Odpowiedziałam krótko, wyrażając swoją opinię na temat organizacji ludzi do działania, którego mógł podjąć się tylko on, oraz tego jak sprostał temu wyzwaniu. – Nie wiem, jak doszło do rozpętania się ognia. — Zaczęłam od prawdy. Nie wiedziałam kiedy dokładnie ani dlaczego świątynia zaczęła się palić. Nie znaliśmy również powodu, lecz o tym powiem mu dopiero za chwilę. – Stary Wa-sama, podróżnik którego celem było roznoszenie listów, był w świątyni Hoteia przed pożarem. Co się z nim stało gdy wszystko stanęło w ogniu, tego nie wie nikt, ani tego co stało się z pozostałymi listami, które nosił wzdłuż wybrzeża — Zrobiłam przerwę na złapanie oddechu i ułożeniu sobie w głowie kolejnej dawki informacji oraz by przyjrzeć się jego reakcjom na przekazywane słowa – Byłam wtedy w wiosce gdy wszytko zaczęło płonąć. Karura-sama zorganizował wszystkich do pomocy. Zostali zaatakowani przez dziwnych zdziczałych ludzi, którzy po otrzymaniu ran zmienili się w poranione psy. Karura-sama sobie z nimi poradził. Część uciekła, część nie. Nie znam celu ataku na świątynie. Jestem jednak pewna, że Karura-sama go zna lub pozna w najbliższym czasie — Nie czułam powodów do wiązania się z tą sprawą i przypisywania sobie czegokolwiek. Co prawda oboje przyczyniliśmy się do tego, że ludzie nie zginęli, to jednak Karura zrobił lwią część wszystkiego. To on przegonił sprawców.
Mowa
Re: Osada portowa i okolice
: 2 sie 2022, o 13:51
autor: Kan Senju
Wyprawa B
Post 9/34+
Kayo
W idząc jak dziewczyna kłopocze się z odpowiedzą mężczyzna najzwyczajniej w świecie zaczął się śmiać. Oczywiście zauważył skrzywienie na jej twarzy, jednak postanowił to całkowicie zignorować. Trwało to kilka dobrych sekund po przeprosinach. Zapewne zupełnie niespodziewana reakcja, ale dla niego miała sens. Nie przejmował się od początku prawieniem różnych jego zdaniem mądrości, a także uwag drugiej strony odnośnie ich. Cóż, był specyficzną osobą to trzeba przyznać.
- Nie musisz mnie przepraszać, czyż to nie jest normalne w dyskusji aby mieć również różne opinie zależne od wybranej przez nas drogi? Rybak nie zrozumie wojownika bez wymiany poglądów, to działa również w drugą stronę. Nic złego nie powiedziałaś, jedynie wyraziłaś swoje myśli. Lepiej się nimi dzielić niżeli zachować dla siebie razem z uprzedzeniami przez brak owej wymiany.
Ludzie nie potrafili latać, to była oczywista prawda. Jednak to spowodowało kolejny uśmieszek na jego twarzy, bo miał okazję do rozwinięcia swoich myśli. Szczególnie przez dodanie słów "nie wszyscy", które tylko zostawiły w domyśle iż chodziło o niektórych shinobich prawdopodobnie potrafiących latać. Ryu z kolei zrozumiał to zupełnie inaczej, a jak? O tym przekonamy się z jego kolejnego monologu.
- To prawda, nie wszyscy potrafią rozwinąć skrzydła aby latać. Do tego potrzebna jest silna wola, dużo samozaparcia, bo ścieżka ku temu jest kręta oraz wyboista. Nie ważne czy chcesz zostać doskonałym kupcem, czy kimkolwiek innym. Abyś mógł polecieć nad pozostałymi przewyższając ich musisz włożyć w to wiele pracy, treningu. Ciągle się rozwijając i posiadając jasno widoczny cel do którego kroczysz bez wytchnienia jesteś w stanie oderwać się od gruntu. Czy też posiadasz coś w czym chciałabyś nauczyć się przysłowiowo latać?
Małe nieporozumienie spowodowało jego kolejne pytanie, a jeszcze musiał odpowiedzieć czy ktokolwiek inny tutaj przebywa. Szybko rozejrzał się po okolicy, ale poza drzewami nikogo nie dało się dostrzec oraz usłyszeć. Ewidentnie byliście tutaj sami obecnie, choć kto wie na jak długo. Zawsze może się pojawić jakiś patrol po ostatnich wydarzeniach.
- Nikogo innego nie dostrzegam.
Widocznie miał w zwyczaju czasami odchodzić od tematu na boczne ścieżki gadając co mu przyniesie ślina na język. Zupełnie jakby od dawna z nikim nie rozmawiał, więc teraz mając okazję chciał nadrobić stracony czas. Kto wie, może nawet tak rzeczywiście było i pechowa Kayo przyciągnęła w jakiś sposób jego uwagę stąd została wybrana za cel.
- Czy rzucam wyzwanie? Można tak powiedzieć, bo to jedyny sposób w jaki mógłbym się odwdzięczyć za informacje. Nie posiadam przy sobie niczego czym mógłbym zapłacić, a odejść bez odwdzięczenia się nie potrafię.
Dziewczę jednak dalej się wzbraniało przed takim pojedynkiem mówiąc jakoby była tego niegodna. Przecież nie posiada miecza, a dodatkowo jest zwykłą wieśniaczką. Zapewne wielu samurajów patrzyłoby na nią z góry po usłyszeniu owych słów, ale to nie Ryu. Ten po raz kolejny się uśmiechnął wcale z tym się nie zgadzając.
- Ja już nie szukam doświadczenia, jedynie proponuję przekazanie swojego tobie. Nie nazwałbym też ciebie wieśniaczką, dla mnie oboje jesteśmy ludźmi. Poza tym czyż nie jest większą ujmą na honorze wycofanie się z swojej obietnicy?
Prawdopodobnie nie były to puste słowa odnośnie statusu. Szczególnie kiedy przypomnimy sobie jak nie potrzebował przeprosin. Niemniej wreszcie doszło do najbardziej interesujących kwestii mężczyznę czyli wydarzeń, które spowodowały wczorajszy pożar. Pochłaniał każde słowo kiwając głową, aby na końcu wyrazić swoje wnioski.
- Czyli byli shinobi, dodatkowo jeżeli mowa o psach to na kontynencie nazywają je ninkenami. Jest ród specjalizujący się w walce z ich udziałem, ale zapomniałem jak się nazywali.
Tutaj wzruszył ramionami, a następnie przez kilka dłuższych chwil pogrążył się w myślach. Musiał sobie wszystko zorganizować w głowie wszystko przy okazji cichutko tupiąc jedną nogą. Pewnie jakiś nawyk dzięki czemu potrafił mocniej się skupić, niektórzy mają naprawdę dziwne zwyczaje. Podobno bywają ludzie lubiący w takich momentach wisieć do góry nogami, bo więcej krwi dopływa do mózgu. Nie mi to oceniać.
- W takim wypadku powinien sobie poradzić, obawiałem się czegoś gorszego. Mimo to zostanę w okolicy jakiś czas aby móc zareagować w razie potrzeby. To jak zechcesz uczynić mi ten zaszczyt bimu, czy muszę poszukać innego sposobu do odwdzięczenia się za uspokojenie mej duszy?
Po samym wzroku widać było, że nie odpuści pomysłu wynagrodzenia w jakiś sposób Kayo.
Re: Osada portowa i okolice
: 4 sie 2022, o 22:52
autor: Kayo
- Rok 391 - Jesień -
Nie skomentowałam jego śmiechu. Nie było czego. Nie miałam zamiaru go rozbawiać. – Hai... — Odpowiedziałam krótko, bo nie potrafiłam dodać niczego więcej do jego słów o rybaku. Mimo to uważałam, że jedna rozmowa nie wystarczy, by rybak poczuł, jak to jest być kimś innym, czy nawet w drugą stronę. To nie było takie proste. Różnice między nimi były jasne i trudne do przeskoczenia. Trudne do zignorowania. Niemożliwe do niezauważenia.
Zadał sobie wiele trudu, by rozwinąć myśl o skrzydłach. Nie jestem pewna czy miał racje ani, czy zgadzałam się z jego słowami. Być może to prawda. Pewna byłam natomiast tego, że ta droga się nie kończy, jej krętość i wyboje zależą tylko i wyłącznie od nas a oderwanie się od gruntu nigdy nie nastąpi, choć można do tego dążyć. Powinien to wiedzieć. – Nie. Nie posiadam niczego co mogłoby mnie nauczyć latać. — Choć w jego pytaniu skrywało się coś jeszcze, musiałam kontynuować, by odpowiedzieć w pełni. Pokręciłam głową, nim to się stało – Wybacz Ryu-sama. Nie chcę na to dalej odpowiadać — Nie musiał wiedzieć o mnie zupełnie wszystkiego. Nie zamierzałam opowiadać mu żadnych historii ani zwierzać się z marzeń.
Odrobinę mnie zaskoczył swoją odpowiedzią. Dlaczego te słowa były kierowane do mnie? Po co i dlaczego? Nie miałam pojęcia, wciąż wszystko to sprawiało wrażenie, jakby było jedną wielką pomyłką. Nie docierało do mnie to, co mówił o odwdzięczaniu się poprzez walkę. Wydawało się to zupełnie abstrakcyjne. Proste, ale dziwne. Było wiele rzeczy, które mógł zrobić, nawet jeśli nie dla mnie, to dla wioski. Mógłby choćby naprawić rynnę, która wczoraj została zepsuta, trochę z mojej winy. Nie zdecydowałam się mu jednak tego powiedzieć, bo zdałam sobie sprawę, że było to bezcelowe. Przekonanie go, że jego cenione Bimu nic mi nie przyniesie i nie będzie żadnym odwdzięczeniem się za cokolwiek. To tylko słowa, które mógł usłyszeć niemal od każdego w osadzie, nie zasługiwały na podziękowania.
– To tylko określenie statusu i pochodzenia. Nie ma w tym niczego złego. — Kontynuowałam. Człowiek, czy nie człowiek, jednakowo samuraj, farmer czy kupiec był człowiekiem, to oczywiste. Każdą z kast do pewnego stopnia obowiązywały inne prawa i reguły, nawet jeśli byliśmy równi, to jednak nie do końca. O tym nie można było zapominać. Każdy powinien pilnować własnych obietnic i nie uważałam, że powinno być inaczej. Nie zdecydowałam się jednak na odpowiedź.
Miałam delikatne zrozumienie tego kim byli, na pewno byli shinobi i właściwie co tutaj wiedzieć więcej? Wszyscy shinobi posługiwali się masą dziwacznych zdolności i nie widziałam żadnego sensu w rozgraniczaniu i tworzeniu między nimi podziałów. Dla mnie miało to małe znaczenie. Liczyło się to, że byli najeźdźcami, których ktoś musiał odeprzeć. Starałam się pozostać w bezruchu gdy on wyraźnie nad czymś myślał, przetwarzał każdą myśl, która mu się zaświeciła. Czyżby zastanawiał się co powiedzieć? – Nie mogę ci odmówić Ryu-sama skoro nalegasz. — Westchnęłam wyraźnie zrezygnowana. Nie czułam jakby, to była nagroda. Miałam mieszane uczucia. Nie chciałam mu się sprzeciwiać, bo nie mogło to przynieść niczego dobrego. – To miejsce nie jest dobre. Mokro, błoto... — Podparłam się ręką o bok i zawiesiłam na nim spojrzenie. Nie zamierzałam sugerować żadnego innego. To wyzywający miał prawo do wyboru areny, ja mogłam jedynie wyrazić swoją wątpliwość do starcia na takim terenie. Miał sporo miejsc do wyboru. Zależało to od niego. To też nie tak, że teren ten jakoś szczególnie mi przeszkadzał. Może to i błahe, ale nie chciałam, by którekolwiek z nas skończyło w błocie.
Mowa
Re: Osada portowa i okolice
: 24 sie 2022, o 14:16
autor: Arii
11/34+
[Wyprawa B] Dziwaczny samuraj
Kayo
Staruszek przyjrzał się jej i uśmiechnął. Poklepał się po czole i widać, że nad czymś intensywnie myśli. Po chwili wskazał jej palcem krajobraz zza miejscem, gdzie stała jeszcze wczoraj świątynia. -Pięć kilometrów za tym terenem znajduje się zejście ze wzgórza. Spotkamy się na nim i tam zmierzymy się w uczciwym pojedynku. - pokłonił się jej nisko i skoczył ku drzewom, żeby skryć się za nimi i tam zniknąć. Nie określił godziny, ale prawdopodobnie musiał mieć na myśli już teraz. Może lepiej nie zwlekać?
Kiedy ruszyła przed siebie we wskazanym kierunku mogła zauważyć, że roślinność staje się żywsza i bardziej pasująca do terenu niż spalone drzewa i krzaki za nią. Droga była błotnista, tak jak już wytknęła samurajowi na emeryturze. Ale kiedy schodziła ze wzgórza widziała kamienna posadzkę. Wyglądało to na stary port, który z jakiś powodów został porzucony. Możliwe, że to nawet nim dostały się tutaj siły wroga. Kiedy zeszła na dół nie widziała nigdzie Ryu. Ale nie musiała na niego długo czekać. Słyszała jego kroki odbijające się od kamiennej posadzki. Niósł ze sobą dwie katany. Przyjrzał się jej i podał jedną jej, poziomo, żeby mogła podziwiać kunszt mistrza, który je stworzył.
-Pojedynek musi być uczciwy. Nieważne, że jesteś kobietą, wieśniaczką czy kimkolwiek innym... Liczą się pragnienia i cele. A sądzę, że ptaszyna, jak Ty chce w końcu rozwinąć skrzydła i pofrunąć. Dlatego daje Ci Twoją szansę na uczciwy pojedynek. - pokłonił się w jej stronę, czekając co ta zrobi. Już mógł być pewien, że jest inna i ma swoje dziwne zdanie do wszystkiego.
Re: Osada portowa i okolice
: 29 sie 2022, o 13:41
autor: Kayo
- Rok 391 - Jesień -
Od razu padła pewna propozycja, choć nie miałam pewności czy nie jest to, aby zbyt daleko. Pięć kilometrów brzmiało jak kawałek drogi, czy naprawdę musieliśmy iść aż tak daleko i od wioski i od wzgórza? Zagadkowy odkąd tylko się pojawił. Musiałam przyznać, że szczególnie mnie nie zaskoczył, tym jak nagle zniknął, choć... Odrobinę poirytował, skacząc tak po drzewach. Ale skoro już go nie było to czy powinnam w ogóle myśleć o starciu z nim? Bardzo mu zależało. Mnie znacznie mniej. Eh, kogo ja oszukuję. W końcu już się zgodziłam.
Nie śpieszyłam się. Nie potrzebowałam być na miejscu natychmiast a cierpliwość to istotna cecha, jaką powinien posiadać nawet i on. Obserwowałam, jak zmieniało się otoczenie. Na całe szczęście nie spalili nic więcej niż to wzgórze. Kto wie, może za jakiś czas i to wzgórze wróci do swojej starej aparycji, tylko jak długo mogłoby to trwać?
Teren dalej przypominał niewielki port. Port jak port, takich pewnie było wiele, nic dziwnego zresztą, że go porzucono, skoro osada jest zbudowana za wzgórzem i ma swój własny, równie niewielki. Nie znałam się na tym, więc mogłam jedynie zakładać, dlaczego akurat tak postąpili, ale wydawało mi się, że to nic dziwnego, że nie chciano chodzić taki kawał ze wszystkim, co przypływało, choć to dość niebezpieczne zostawiać takie miejsce niestrzeżone... Choć gdyby ktoś rzeczywiście chciał przypłynąć, to chyba mógł nawet i bez portu przycumować? Hmm, odłożę te myśli na później.
Myślałam, że będzie na mnie czekał albo to ja będę go oczekiwała. Z początku nie byłam pewna, że to on, do tej pory dbał o to, by nikt go nie usłyszał, jeśli tego nie chciał, tym razem jednak pozwolił sobie zostać usłyszanym. Zadbał o to, bym wiedziała, że nadchodzi. Nie spodziewałam się natomiast i bardzo mnie zaskoczył tym, co ze sobą przytargał.
Przyjrzałam się mu uważnie, katanie, którą trzymał w rękach również. Mimo to nie zdecydowałam się, by ją wziąć. – Jaka jest uczciwość w wyposażeniu kogoś w miecz, z którym nie ma nic wspólnego? Nawet jeśli kunszt jego wykonania jest niezrównany — Dodałam, niezbyt rozumiejąc, dlaczego przyniósł ze sobą tak drogą rzecz... Może i komuś bliską, lecz na pewno nie mnie. Nie znałam tego miecza, nie czułam jego stali, ani rękojeści. Mogłam ten miecz obejrzeć, ale nie czułam sprawiedliwości w tym, by ten obcy mi metal stawiał czoła przeciwnikowi w pojedynku. Zresztą... Długość nie miała dla mnie aż takiego znaczenia. Wyciągnęłam rękę w kierunku miecza, jeśli mi go dał, to przyjrzałam się ostrzu, rękojeści, ale nie miałam zamiaru sprawiać wrażenia, że odpowiada mi ta sytuacja. Nie chciałam ani obrazić kowala, ani właściciela tej broni, dlatego pozostałam w dużej mierze pasywna niż negatywna co do samej idei stoczenia tego pojedynku tym mieczem. Co prawda takie pojedynki walczono właśnie nimi... Pozostawało jednak pytanie, którego zadać nie zamierzałam. Dlaczego ryzykować tak dużo i przynosić na takie spotkanie ostrze warte tyle, gdy oczywistszym wyborem byłby kij ćwiczebny. Równie zdatny dla pojedynku i z tego co mi wiadomo, niełamiący żadnych konwencji. – Ryu-sama, czyje to ostrze? — Musiałam zapytać, nic nie broniło samurajowi mieć więcej niż jedno, lecz zwykle to jedno było wystarczająco wyjątkowe, by warte było więcej niż tysiąc innych mieczy. Pewnie nie każdy z samurajów podchodził do tego poważnie... To wciąż kosztowały one nie mało.
Mowa
Re: Osada portowa i okolice
: 28 cze 2023, o 16:39
autor: Kyoushi
No wiadomym było, że każdy chciałby się wyspać, jednak na jego barkach spoczywał los tej kalekiej trójki, która była jego aktualną kompaniją, z którą współdzielił ból bycia innym. On też był inny i poniekąd też kaleką, gdy tylko stał się Jinchuuriki. Nie tylko to, ponieważ zaczynał od totalnego zera, a nawet i dna, z powodu braku limitu krwii, której nie dane mu było otrzymać od rodziców. To jednak nie było powodem do tego by się poddawać i odpuścić w drodze po chwałę i bycie najlepszym shinobi tej i każdej pozostałej ery.
Po spokojnej nocy odespał chwilkę, gdy przygotowywali śniadanie i trochę się ogarniali przed dalszą, długą podróżą. W końcu jeszcze był spory kawał drogi przed nimi, a to zwiastowało kolejne dni trudnej przeprawy. Spędzając kolejne godziny podczas drogi, dyskutował na różne tematy geo-polityczne ze staruszkiem, z młodszym facetem raczej poruszali tematy klanowe, które dotyczyły tych terenów czy też mierzenia się siłą. Z kobietą zaś nie poruszał żadnych tematów - jedyne co było to ten pieprzony wielki płomień, czy inny słoneczny patrol. To nie było znaczące, przynajmniej dla niego. Najważniejsze było dotrzeć na miejsce w pełnej ekipie, której pilnował jak oczka w głowie.
Dla nich może i było trudno, dla niego było trudno dotrzymać tego ślimaczego tempa, jednak czego się nie robi dla wyjątkowej sprawy, jaką była właśnie pomoc tym wyjątkowym ludziom. Parli na przód, by dotrzeć do Teiz. Niedługo później dotarli do portu, który miał ich zabrać na wyspę samurajów, którą także już kiedyś odwiedził. To nie był problem. To był ostatni przystanek w karczmie, w której odpoczywali tuż przed podróżą morską, która w żaden sposób nie mogła być przyjemna, ponieważ nie działo się na morzu niezbyt wiele. Nie obyło się bez chlańska w ostatni dzień, co odczuwał na drugi dzień, gdy suszyło go potężnie, jednak to nic. Nie takie przeciwności losu spotkał na swojej drodzę od początku żywota.
Tygodniowa podróż po morzu i jego odpoczynek, a także dni pełne medytacji i rozmów z Nibi dały mu bardzo dużo. Czuł się z nią już tak obyty i zespolony jak nigdy wcześniej. Teraz każdy temat przechodził przez umysł Shiroyasha i przez zdanie samej Matatabi, która dawała mu sporo rad jako o wiele starszy byt. Czy dotarli juz do brzegu to miało się okazać po tygodniowej podróży i to, gdzie dalej poprowadzi go grupa kalek...
Re: Osada portowa i okolice
: 29 cze 2023, o 12:01
autor: Arii
Wyspy Samurajów - Kult Wiecznego Płomienia - Finał
Misja S - Kyoushi
8/21+
Morze było spokojne, cóż można było więcej rzec? Podróż nie była dla niego żadnym utrapieniem, choroby morskiej nie miał, więc nie musiał się przejmować wymiotami. Tak jak Godai. Kto by się spodziewał, że to było jego pierwsze spotkanie ze statkiem i morzem? Niop zaśmiewał się, że nie tego się spodziewał po swoim synu. Ale najwyraźniej nigdy nie mieli czasu, żeby to sprawdzić przez ich wojskowy styl życia. Strawa na statku była zjadliwa. To mogło mówić samo za siebie. Sam wiedział, że nie takie sytuacje musiał przetrwać i jak widać... Opłaciło się. Wyrósł na silnego wojownika, przy którym słabsi mogli czuć się bezpiecznie i jeszcze chcieli mu za to płacić!
W końcu przybili do portu. Był mały, zaniedbany i opuszczony. Było to raczej normalne Teiz mimo jakiegoś ruchu handlowego trzymało się z dala od pewnych części świata, żeby nie uczestniczyć w niepotrzebnych konfliktach. Sam członek klanu Uchiha świadom był tego, jak ludzie z wysp podchodzili do kontaktu z obcymi. Byli bardzo skryci, religijni i etyczni. Trzymali się kodeksu Samurajów, którzy piastowali nad nimi piecze. Mimo okrutnego klimatu ludzie starali się żyć spokojnie i na swoim własnym, skromnym poziomie.
Po zejściu z okrętu trochę im się zakręciło w głowie, siedem dni na wodach, bujani przez falę na drewnianej łajbie... Natura zaskakiwała, jak człowieka mogła potraktować. Sam Kyoushi jako pierwszy odzyskał w pełni sprawność, jak na shinobiego przystało. Pomagając swoim kalekom mógł zaobserwować, że w niektórych miejscach w porcie (szczególnie na tablicach przy małym stanowisku opłat zatrzymania się statku) były dziwne symbole dłoni z promieniującym słońcem w centrum . Jak przechodzili do małej osady, która była pełna błota na swoich drogach, ludzi ubranych w bardzo skromne szaty, na budynkach też to zauważył. Mia rozglądała się i też to widziała. Jej oczy się błyszczały. -Wieczny Płomień - i ta znowu o tych pokemonach...
-Chłopcze, nie wiem jak podziękować Ci za to, że z nami, aż tutaj dotarłeś? Tutaj Twoja zapłata za podróż. - staruszek wyciągnął sakiewkę i podał mu ją. -Jeżeli byś chciał, mógłbyś nam towarzyszyć, aż do samej świątyni, ale nie wiem czy byłbyś zainteresowany. - powiedział ostatnie słowa z małą nadzieją w głosie. Jakby towarzystwo kociego ninja przypadło mu do gustu. Ale możliwe, że też dziwnie wyglądający bezzębni mężczyźni z osady przekonali go do złożenia tej propozycji. Dodatkowo, może dzięki temu dowie się o wiele więcej?
Dialogi:
Staruszek Niop
Mia
Godai
Re: Osada portowa i okolice
: 29 cze 2023, o 16:59
autor: Kyoushi
Kolejny etap wycieczki, którym było przeprawienie się przez morze mogło obfitować w różne przygody, jednak takowe nie nadeszły. Białowłosy mógł w rzeczywistości nawiązać o wiele lepszy kontakt ze swoim kociskiem, dzięki czemu wiedział, że już jest gotowy po mentalnej rozgrywce, która była tak istotna w kwestii przyszłości i obrony wszelkiej, a nawet i całego kontynentu. To było kluczowe w jego rozwoju. Wracając jednak do kwestii samej podróży, białowłosy nawet nie zastanawiał się nad jedzeniem, noclegiem czy warunkami panującymi na łajbie - był to dla niego po prostu kolejny punkt podróży do którego niewątpliwe chcąc nie chcąc musiał się przyzwyczaić i tak też było. Przeżył, aż w końcu dobili do portu.
Niezbyt był on lotny, więc także nie zwracał na siebie uwagi, co było całkiem sporym plusem dla osób, które nie szukały rozgłosu, jednak dla samego interesu, nie było to najfortunniejsze. Mniejsza jednak o to, bo on tu był dla innego rodzaju interesu, więc port sam w sobie nie znaczył tutaj nic. Lądując już na brzegu, oswoił się po chwili z o wiele dogodniejszymi warunkami stabilnego gruntu, niż z ciągle bujającą łajbą na morskich falach. Jedyne co go zaniepokoiło to dziwne symbole, niczym słońce, a i prawdopodobnie były to symbole związane z ów wiecznym płomieniem, o którym tak często, a wręcz i do porzygu, powtarzała jedyna w tej zgrai kobieta. Wspomniała nawet o tym, gdy ten symbol zauważyła, więc było to niemal pewne, że jest to ze sobą powiązane.
- Daj spokój z wypłatą, nie zależy mi na pieniądzach i uważam, że moja misja jeszcze się nie skończyła. Idziemy do świątyni, wtedy możemy się rozliczyć jak już będziecie tam, gdzie się umawialiśmy, nie tylko na samej wyspie. To ruszajcie się, nie mamy całego dnia. - rzekłszy, uśmiechał się, beztrosko chwytając dłońmi swoje biodra, rozglądając się w którą stronę należy ruszyć. Nie zwracał większej uwagi na tubylców, oni byli jak zawsze podejrzani wszystkiego, więc zamierzał wypełnić wcześniej zamierzony cel i doprowadzić ich do świątyni i sprawdzić czym były pokemony nazywane wiecznym ogniem.. Czy tam płomieniem..