Karczma "U gospodarzy"

Shijima

Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

0 x
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Opowieść o dziewczynie, która trafiła do małej karczmy najwyraźniej jeszcze nie zdążyła się rozpierzchnąć po niewielkiej osadzie, ale może to i lepiej? Ludzie w tej karczmie mieli o wiele więcej spraw poważnych do obgadania niż plotkowanie o pół nagiej dziewczynie... zaraz, zaraz, to były jakieś istotniejsze sprawy niż nagie dziewczęta? Najwyraźniej tak. Oni mogli zapomnieć, a Ty nie bardzo - i bynajmniej nawet nie dlatego, że rzeczywiście pół-naga była. Zlecenie włożone ci praktycznie w twarz dryfowało po twoim umyśle kiedy siedziałeś przed karczmą na ławce, oparty o mur kamiennego budynku, z butelką sake przy sobie - wieczór powoli zbliżał się wielkimi krokami, a nie było ani jednej cennej minuty do stracenia... i znów: nie? No przestań, siedzisz jak kołek przed karczmą, z ciepłym wciąż trunkiem, wdychasz zimne powietrze, zapatrzony w przestrzeń przed siebie, budynki naprzeciw, których tak naprawdę nawet nie dostrzegałeś - i to miał być niby ten cenny czas? Alkohol jeszcze nie uderzył do głowy - i nigdy nie miał uderzyć, niewielka, ceramiczna buteleczka nie miała w sobie na tyle wielu procentów, żeby pita powoli, łyk po łyku, zadziałała inaczej niż ogrzewająco. Ona ogrzewała, a mroźne powietrze Hyuo zamrażało do szpiku. Myśl. Należy znaleźć miejsce ich spotkania, wyśledzić... ich to znaczy: kogo? Krawca i jego przydupasa, czy też tego ważnego, kogo krawiec był przydupasem? Do bani. Hoo gdyby tylko jeszcze takie myśli rzeczywiście łaziły po twojej głowie to byłoby naprawdę dobrze - problem w tym, że żadne specjalnie nie łaziły. Były tylko obrazy - zielonooka dziewczyna, były pełne pogardy i odtrącenia spojrzenia, krew na podłodze - jeden po drugim gładko przesuwały się pod kopułą umysłu i niknęły w niebycie.
Chwila wyłączenia.
Wiatr tak cicho szumiał w uszach, muskał blade policzki, które od tych pocałunków zrobiły się już rumiane, przesuwały pojedyncze pasma długich włosów i muskał materiał czarnego kimona - miasto było, tylko że gdzieś obok, zatopione w półśnie, chociaż to nie ono śniło, a ty - całkowicie nieuzbrojony, bo przecież co złego mogło stać się w rodzinnym mieście? Zło działo się wokół, ale zawsze gdzieś obok - mogę powtarzać to zdanie tysiące razy, do znudzenia. Wszystko dlatego, że ono zawsze będzie prawdą. Zdziwienie przychodziło dopiero, kiedy coś niedobrego spotkało właśnie nas, a potem zawsze możemy powiedzieć: przecież się tego nie spodziewałem..! Bo i jak się spodziewać. My, wielcy dorośli, jak dzieci bez wyobraźni - trzeba nam uczyć się na własnych błędach, żeby po raz drugi coś takiego się nie wydarzyło. O ile będzie jakikolwiek drugi raz.
Niektórzy musieli po prostu przytulić pająka, żeby zmądrzeć, bo między głupotą a odwagą była zbyt cienka linia.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Seinaru »

Ahhh... rześko... niemal na drugim końcu kontynentu, a prawie jak w domu... Seinaru tym razem dotarł do Hyuo, miejsca cholernie zimnego, a jednak... jednak dziwnie przyjemnego. Zimny klimat skutecznie odstraszał turystów, dlatego niemal samotna podróż przez tutejsze szlaki była dla niego prawdziwą przyjemnością. Znikąd hałasów, głośnych kupieckich karawan czy nawet śpiewu ptaków. Kei cenił sobie te samotne trakty bardziej niż największe luksusy. No może nie bardziej, niż te najnajwiększe, ale jednak ta pierwotna samotność była mu droga.
Każdy podróżnik jednak, nawet jeśli jest samurajem odczuwa zmęczenie. Chłopak już od dłuższego czasu rozglądał się za jakimś schronieniem na noc, gdzie mógłby również napełnić sobie żołądek. I w końcu trafił. Lokal wyrósł tuż przed jego oczami, gdy zamyślony prawie uderzył czołem w jego drzwi. Ocknął się z dalekich myśli, które zostały nieco spowolnione przez myśli i spokój. Rozejrzał się dookoła. Miał wrażenie, że ostatnie kilkaset metrów po prostu się teleportował. Szybko w oczy rzuciła mu się postać siedząca samotnie przed... karczmą? Piła samotnie ciepłe jeszcze sake. Znaczy się klient. Zanim wszedł, Kei postanowił po prostu, po ludzku zapytać. Może ludzki głos teraz okaże się miłą odmianą, po kilometrach spędzonych w ciszy?
Ubrany w swój płaszcz w kolorze ciemnej zieleni, z białymi od śniegu barkami i podpierając się kijem podszedł do postaci. Porzucił już łuk i strzały, zbytnio zwracały uwagę na kogoś, kto w ogóle sobie tego nie życzył. Teraz było o wiele lepiej, bardziej niepozornie i bardziej anonimowo. Zastanawiał się, czemu tylko ten chłopak siedzi samotnie na mrozie. Czemu sam?
- Hej... - Co należało teraz powiedzieć? Co mówi się po "hej"? Zawsze był w tym słaby.
- Wszystko w porządku? Ne potrzebujesz płaszcza? - Dobre serduszko Seinaru był gotowy pomóc wyrzutkowi. Schylił się nieco, aby spojrzeć nieznajomemu w twarz. Być może bidulek zamarzł, nawet zanim wystygła mu jego sake?
- Jesteś tutejszy? Szukam jakiegoś łóżka na noc... - Nie zaszkodziło zapytać, prawda? Nawet jeśli stał przed hotelem.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Niedługo zaczną migać światła - najlepszy dowód na to, że już się robi późno - cóż, ten upływający czas wszystko niszczył, chociaż zazwyczaj nie dostrzegaliśmy tego na co dzień. Zobacz: wyjechałeś z jednego miasta tylko po to, by dotrzeć do innego, z celem? Nie sądzę, cel bez celu też potrafił być celem, brzmi bezmyślnie? Wyjeżdżasz i nie dostrzegasz, żeby kamienie rozpadały się w twoich oczach, ludzie się nie starzeli na pstryknięcie palców, a twoja broń nie zerdzewieje, ale człowiek może mieć pewność, że kiedyś do tego dojdzie. Ciało zostanie pożarte przez robaki, ubrania, kiedyś wygodne i chroniące przed ciepłem, zgniją razem z naszym mięsem, a miecz, którym mieliśmy ciąć rzeczywistość, okaże się wyszczerbiony.
Niczego już nie potnie.
I ten czas mijał - w ciszy - samotność budowała swoiste przeczucie, że jedynym sensem życia winno być Carpe diem, bez najmniejszego zawahania, skoro wszystko tak łatwo było tu utracić, choć słyszałem, że najbardziej samotnym jest się właśnie w tłumie. Chyba właśnie dlatego Shijima siedział przed karczmą a nie w niej. Zresztą sami wiecie - hałas, które tworzyły rozmowy, śmiechy, dym tworzony przez nikotynę czy inne używki, nie wiem, nie wnikam co oni tam palą, chyba mają trochę wolności to tak długo, jak długo innym szkody nie czynią, niech palą co chcą - byle z dala od niego. W tych woniach było zawsze coś swojskiego. Gdy otwierasz drzwi miejsc takich jak to od razu umysł rejestruje to miejsce jako znajome, nawet jeśli jesteś na drugim końcu świata, wszystko przez to, że karczma jak karczma - jedna od drugiej nie różniła się tak bardzo. Jedyne, co ją różniło od innych, to ludzie.
W końcu ta dziwna, dwunożna rasa to już miała w genach, że bardzo lubiła poróżnianie.
Nieznajomy głos gładko wyciągnął umysł ze stanu połowicznego snu i sprawił, że podniosłeś wzrok na nieznajomego... albo raczej chciałeś podnieść, bo kiedy Seinaru nachylił się w twoim kierunku jakoś tak automatycznie chciałeś cofnąć się w tył i jak płaszczka przylgnąć do ściany, z lekkim zdziwieniem spoglądając na mężczyznę. Czy to... czy to czas na kissu?! Halo, policja! To dobre serduszko co tak doki doki w klatce piersiowej Seinaru było jak krzywe zwierciadło dla jego podkrążonych oczu. Może to pedo bear? Nawet jeśli to chyba jesteś trochę za stary, żeby o pedo beara się martwić. I nie, nie zrozumcie mnie źle, spojrzenie Shijimy nie było przerażone, raczej gościło w nim stare, dobre ale o szo chodzi?
- To podchwytliwe pytanie? - Co się mówi po hej? Pewnie "nie potrzebujesz czasem płaszcza". A co się odpowiada na "nie potrzebujesz czasem płaszcza?" Cóż... chyba: nie? Ewentualnie sławetne: domyśl się. Shijima unosiósł wysoko brwi w zdziwieniu, rozbawionym zdziwieniu, jeśli mogę to tak określić, że nagle podchodzi do niego jakiś koleś i zaczyna od tego, czy czasem nie potrzebuje płaszcza. A wyglądał na takiego? Może... no dobra, może troszeczkę - i chyba uświadomił sobie to dopiero teraz, kiedy chciał się poruszyć, a jego gnaty chyba trochę się zastały. - To chyba idealnie trafiłeś, oczywiście dość trudno zauważyć takie małe szczegóły, ale właśnie siedzimy pod miejscem, gdzie łóżek pod dostatkiem. - Wskazał gestem dłoni na karczmę, o którą przed chwilą opierał się plecami, unosząc jeden kącik warg o parę milimetrów do góry. W jego głosie nie było sarkazmu czy ironii. - Jeśli przybywasz na Hyuo pozwiedzać to radzę wrócić innym razem. Ostatnio nie jest tu zbyt bezpiecznie. - A gdzie było bezpiecznie? Chyba nigdzie.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Seinaru »

Spłoszone surykatki często uciekają pod ziemię. Ta samą ziemię, która wydała ich na świat. Teraz on wpędzał je tam z powrotem. Niekończące się koło surykatkowego życia było czymś więcej, niż błogim muśnięciem pędzla, malującego przeznaczeniem płótna ich egzystencji. Mogły je zmienić? Mogły wpaść w tryby tej wielkiej machiny, która popychała do przodu każde życie? Być ziarnkiem piasku w dziele największego Zegarmistrza? Nie. Mogły tylko stać na dwóch łapkach i śmiesznie się rozglądać, licząc na litość dzisiejszego dnia, prosić wielkimi oczami niewidzialne siły natury o jeszcze jeden dzień życia. Surykatki duszą się, lecz nikt tego nie widzi. Dusi je strach, maleńkość, konieczność bycia czujnym. Podróż? Gdzie jest inaczej niż tutaj? Muszą zostać, lecz wędrują. Codziennie są gdzieś indziej, codziennie widzą nowy świat, codziennie pierwszy raz. Różnią się jednak od zwykłego podróżnika. Nie pragną dotrzeć do celu, nie ma go. Chcąc docierać do nowych dni codziennie widzą się inaczej, lepiej lub gorzej, lecz nie tak samo.
Myślisz że jesteś surykatką? Twój umysł oplata niepokój, trawi Cię nieskończona codzienność, która mogłaby być już jutrem? Młody samuraj zobaczył to wszystko. Widział to wszystko w odbiciu swoich oczu w odbiciu oczu nieznajomego w swoim odbiciu jego odbicia. Tak! Ileż trzeba było czasu, aby zobaczyć w nim surykatkę? Godzinę, sekundę? Wystarczył czas narodziny nowej gwiazdy, na tej ławce. Człowiek jest jak ona... gwiazda Suricatcus... świeci jasno, chowając się pod ziemię. Jak widzisz siebie? Tylko jedno mają wspólne, wszyscy - grupują się. Świecą, walczą i giną razem. Ludzie. Dlatego mu odpowiedział. Szukał podstępu? Jak surykatka, nieufna...
- Nieee, to zwykłe pytanie - Odparł spokojnie, wpatrując się w niego.
- Domyślam się, że nie brakuje tu miejsca do spania. Szukam czegoś spokojniejszego, cichszego... - Kontynuował Kei ziewając przeciągle. - Nie uważam, żebym mógł zasnąć w smrodzie śmiechów i żartów. - Powiedział do niego.
- Pozwiedzać? - Seinaru złapał również i tę przynętę. - Jestem tu tylko przejazdem. I potrafię się bronić. Mam kijaszka. - Odparł krótko i zwięźle.
- A co takiego wyróżnia to niebezpieczne miejsce? - Pewnie znowu bandyci, pewnie znowu jakieś agresywne zwierzęta. Pewnie znowu surykatki.
Bezdźwięcznie oddychał.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Stały, czuwały, zawsze gotowe na niebezpieczeństwo - nie było niczego, co wyróżniałoby je z tłumu, jedna do drugiej podobna, druga identyczna co ta trzecia - niektóre czasem prowokowały bunt, ehe, cholerycy trafiali się w każdej rodzinie, tak jak i ci, którym wiecznie coś nie pasowało. Tobie wszystko pasuje? Skup się, bo musisz przecież zadbać o swój dom, hej, żona czeka z obiadem, lepiej się śpiesz, inaczej znów zacznie robić ci wyrzuty, jeszcze ten bachor, którego chyba wcale nie kochasz, a nie, czekaj, to przecież cała gromada bachorów, które powstały nie z miłości, a z czystej konieczności zapełnienia świata większą ilością surykatek. Uzależnienie od potrzeb fizycznych działamy według narzuconych reguł Matki Natury i znikąd ratunku - tylko w tej samotności, gdzie przez chwilę mogliśmy poczuć, że chociaż jedna ze wszystkich myśli należy do nas i nikt nie będzie jęczał i warczał na uchem. Całkiem w porządku układ - przynajmniej tak długo, jak długo w tej podróży można było zostać na zawsze, żadnej żony nie było, a gromadka dzieci to nawet nie plan. Czujesz wolność? Być może przemawia przeze mnie nuta romantyzmu, która pozwala docenić życie, w którym gościła zupełna pustka - względna, jak względnie pusto było przed tą karczmą, bo przecież pojedynczy ludzie przechodzili ulicą, bo przecież za naszymi plecami rozgrywało się życie tych zwierząt na dwóch nogach, które zapomniały o konieczności czuwania, zajęte były zabawą po ciężkim dniu (lub lekkim? Kto ich tam wie). Hej, każda reguła miała swoje wyjątki! Chociaż to chyba nie w rodzinie surykatek, nie tutaj...
Zwyczajne pytanie? Jasne, pytanie jak każde inne, dodatkowo - całkiem miłe, jeśli rzeczywiście było zupełnie szczere. Nie było niczego złego w spojrzeniu mężczyzny o zielonych oczach. Właśnie, zielonych..? Barwa prześladująca, depcząca po twoim własnym cieniu, którego nic nie powinno zadeptywać - najlepsze było to, że w tym akcie, który powinien być odtrącający, było raczej coś zabawnego. Hej, Losie, co masz dla mnie w planie? Pewnie nic, jak zawsze - rzucisz jakieś ochłapy z pańskiego stołu i będzie - lub też postawisz innego człowieka o oczach, które przecinały biel śniegu, pozbawione agresji i ostrych wyzwań - ot, spojrzenie kogoś, z kim można przypadkowo usiąść do stołu, postawić przed nim piwo i potem zapytać: no, to jakie opowieści przynosisz ze swojej podróży..?
- Zaskakująco miłe pytanie. - Miłe? No tak, miłe. Nawet bardzo. W dzisiejszych czasach raczej spodziewasz się: cześć, wpierdolić ci? zamiast: hej, potrzebujesz pomocy? Albo może to on tylko trafiał na nieodpowiednich ludzi, bo sam był nieodpowiednim człowiekiem. - W północnej części dzielnicy Ranmaru jest miejscowa knajpka, która oferuje pokoje do wynajęcia z całkiem przyjemnym widokiem na góry. - Shijima podniósł się z ławki, żeby zrównać się z Seinaru spojrzeniem - z grzeczności, z szacunku? Chyba po prostu ze zwykłej wygody, żeby nie zadzierać głowy do góry. - Przynajmniej miejscowe dryblasy nie balują tam dniami i nocami. - Potarł o siebie dłońmi by lekko je ogrzać i nieznacznie, leniwie się uśmiechnął. Niechęć do smrodu i gwaru? Och rozumiał to aż za dobrze, sam nie znosił tego zgiełku wnętrza tego miejsca, chociaż czasami całkiem przyjemnie było w nim zatonąć - i całkowicie się zapomnieć.
Stać się jedną z tych surykatek, która nie posiada nawet własnych myśli.
- Wyróżnia? Chyba nic szczególnego. - Odparł z rozbawieniem, chociaż nie rozbawieniem co do tego, że to pytanie w ogóle padło, a raczej faktu, że ciężko w jego opinii było mówić o "wyróżniających zagrożeniach", skoro wszędzie teraz wszystko sypało się jak domek z kart. - Wiesz, tylko grupa nawiedzonym Jashinów zalęgła w okolicach miasta. Zwykła codzienność. - Nie powinno go to bawić? Chyba nie, skoro przez to ginęli ludzie, ale w jego czarnych, głębokich oczach nie było śladu strachu czy niepokoju. - Shijima. - Wyciągnął dłoń w kierunku Seinaru na powitanie, przedstawiając się.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Seinaru »

Dziwne, że lód nigdy nie topi się od środka... Przecież tam zawsze jest najcieplej, przy przezroczystym ogniu. Nie widzisz go, nie zobaczysz, poczujesz. Nie wkładaj tam ręki, młodzieńcze, nie chcesz go drażnić. Patrz i nie dotykaj, wpatruj się i nawet nie mrugnij. Widzisz jak tańczy? Mimo że wszystko dookoła się zmienia... dmuchnij, znów zatańczy. Rozpali się znów. Możesz się z nim bawić, możesz dawać go innym. Wyciągnij zarzewie z ogniska i podaj go, ogrzej coś, kogoś. Chyba się ogrzali.
Powietrze się zmieniło, nie było takie same, nie było jak wewnątrz, koło nich. Było lepsze, świeższe, ulubione. Pamiętasz słowa, które sam sobie wmawiałeś? Nie chciałbyś zostać sam? Przecież każdy idzie sam, gościniec jest szeroki tylko dla jednego. A może go poszerzyć? Nie, to zbyt dużo pracy, poświęceń. Para unosiła się znad sake, już ostatnie kłęby. Odmierzała czas od zdania do zdania. Seinaru nie do końca wiedział na kogo trafił. Z jednej strony czuł, że tamten z niego kpi, jednak nie mógł w jego gestach i słowach znaleźć na to żadnego dowodu, tylko domysły. A może to tylko dziwne, przekłamane uczucie? Nieważne, toksyczne, przez które ciągle podróżował sam? Samuraj postanowił dać szansę. Małą, niewielką szansę.
- Dzielnica Ranmaru... zapamiętam... jestem w tych stronach pierwszy raz... - Odpowiadał wolniej, starając się naprawdę wbić sobie do głowy nową nazwę. Zajrzy tam później przy okazji, czemu nie. Miło jest dostawać dobre informacje, miło jest trafić na kogoś otwartego, nie pijanego, nie chciwego, nie lubieżnego. Szybko udało im się nawiązać kontakt.
- Nawiedzonych Jashinów? - Powtórzył za chłopakiem. - A co to takiego? Jakaś banda? - Kei pierwszy raz spotkał się z tą nazwą i nie do końca wiedział, z czym ją powiązać. Na razie z kontekstu dowiedział się tylko, że to raczej nic dobrego.
- Tak się nazywają tutejsi mąciciele? - Z udawaną podejrzliwością spojrzał na niego.
- Jesteś jednym z tych, którego trzymają się kłopoty, co? - Uśmiechnął się nieznacznie, lecz nie będzie problemu z dostrzeżeniem w tym dobrej woli.
- Seinaru. Seinaru Kei, samuraj. - Przełożył kij do lewej ręki i podał mu ją z płytkim ukłonem.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Uśmiech się poszerzył, chociaż właściwie to nie wiem, czy uśmiechał się do Seinaru, do jego słów czy może do własnych myśli. Ciężko było to odgadnąć. Po prostu uznam, że to wspomniane ciepło - to, które lodu nie stopi, bo powietrze było zbyt mroźne - możesz co najwyżej wyciągnąć dłoń, żeby przekonać się, czy twoje ciało jest cieplejsze od tego otocznia i czy piękny płatek śniegu, który opadał z dachu, zdmuchnięty powiewem wiatru (tylko ten jeden, cała jedna przymarzła - samotny buntownik) stopi się na twoich palcach - tych długich, nawykłych do dzierżenia broni, która dumnie prezentowała się przy twoim boku. Kijaszek, którym mogłeś się bronić. Zamiast dawać samemu sobie dowód na to, czy masz szanse w starcie z lodem i Królową Zimą, która mieszkała tutaj nawet gdy jej bliźniaczka wcale doń nie podobna, Wiosna, brała w posiadanie resztę świata, chuchać na płomienie tańczące na krańcu knota, weź kawałki drewna i dołóż do niewielkiego ogniska - wtedy będzie bardziej pewne, bardziej... nasze. Pamiętaj o jednym - ciepło i blask bywały zwodnicze, jeśli tylko uwierzysz zbyt wcześnie w jego dobre strony zbyt łatwo przyjdzie zapomnieć, że wabiąc jak ćmę do swoich dobrodziejstw bardzo szybko sparzy.
Lub pochłonie całkowicie, zostawiając tylko popiół.
- I tak będę tam zmierzał, oprowadzę cię. - Pytanie? Nie. Żądanie? Stwierdzenie faktu, zupełnie jakby z góry założył, że Seinaru będzie maszerował w jego takt? Też nie. Propozycja, całkowicie lekka i niezobowiązująca, bo przecież nie znali się niemal wcale - po prostu po wielu kilometrach głos człowieka potrafił całkiem ocieplić otoczenie. Dziwne. Naprawdę dziwne, bo Shijima raczej stronił od towarzystwa, lecz Seinaru miał w sobie coś przekonującego. Najzwyczajniej w świecie miłego. - Chyba... można tak ich nazwać. - Przyznał, chociaż wyraźnie nie był przekonany co do tego nazewnictwa. Bo czy na pewno "banda"? Mimo wszystko nie byli maleńką grupką bandziorów, których można szybko rozgonić na cztery strony świata. - Aktualnie tutejsi, chociaż raczej są problemem na skalę światową. - Skoro mącili coś tutaj, to byli tutejsi - proste. Zwłaszcza, jeśli jeden z tych mącicieli zamieszkiwał te tereny. - Powiedziałbym: nie znam się, zarobiony jestem, ale wystawiono za nimi zlecenie rangi C. - Rozbawienie? Jak najbardziej. To łagodniejsze, nie tryskające od razu całym oceanem śmiechu. Stonowane. - Próbowali zabić jedną z miejscowych dziewczyn, chyba mają na koncie parę innych morderstw. - O, tutaj już nie było niczego zabawnego. Mimo wszystko... serduszko Shijimy nie było zmrożone na kamień. Przecież ciągle pamiętał tą odciętą rękę i mdlejącą na środku drogi dziewczynę od utraty krwi.
Zaśmiał się cicho i uścisnął dłoń samuraja, odpowiadając ukłonem. Kurtuazja! Kiedy ostatnio byłeś taki grzeczny? Huh...
- Taak... chyba coś w tym jest, samuraju. - Jak przeklęty, tss... chociaż nigdy się za przeklętego nie uważał. Chyba dlatego, że zamiast wierzyć w bajdurzenie o pechu czy szczęściu wolał wziąć los w swoje dłonie. - Na dobry początek znajomości? - Uniósł butelkę z sake i wyciągnął ją w kierunku Seinaru. Nic przecież tak nie łączy jak wódk... znaczy się: sake. Oczywiście, że sake.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Seinaru »

- Na skalę światową... - Kei potórzył pod nosem. Nie chciał mieć tego przeczucia, lecz wydawało mu się, że właśnie trzyma kijaszka nad mrowiskiem i jest o krok od tego, aby wpechnąć go do środka i serdecznie pomerdać. Naprawdę nigdy dotąd nie obiły mu się o uszy wzmianki o tym, jak się okazało, powszechnym problemie. Powinien się w to angażować? W końcu w jakiś sposób trzeba opłacać te wszystkie noclegi.
- Zlecenie rangi C? - Znowu powtórzył. Zaczynało się robić coraz bardziej interesująco.
Asekuracyjnym gestem odmówił alkoholu.
- Przepraszam, jestem abstynentem... - Uśmiechnął się bezradnie. Miał jednak lepszy pomysł na zacieśnienie nowo utworzonych więzów, jeśli oczywiście Shijima cały czas miał ochotę towarzyszyć mu w drodze do bardziej kameralnego lokalu, który polecił mu kilka sekund wcześniej.
- A co Ty na to, żeby opowiedzieć mi więcej o tym zleceniu C? Nie wiem kim są Ci jasziniści, ale chętnie zostanę w tej okolicy na dłużej... pozwiedzam... Chodźmy w takim razie, w kierunku tego spokojniejszego noclegu. - Poczekał, aż chłopak zacznie prowadzić do wspomnianej dzielnicy Ranmaru. Seinaru po cichu liczył na to, że znajdzie w tej prowincji okazję jakiegoś zarobku.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Jashiniści byli, trwali, są i pewnie będą trwać - tak jak każdy inny klan - dopóki się ich nie wytępi - pytanie tylko, czy na to wytępienie zasługiwali? Shijima nie wiedział nic o ich rytuałach, o posranych umysłach, w których lęgła się niezdrowa żądza krwi - wiedział tyle, że tamta dziewczyna, która chciała, żeby z nią wyjechał, była dziwna, że jej rana natychmiast się zagoiła, a w szafie tamtego krawca znaleźć można było trupy - i to całkiem dosłownie. Mogli być równie dobrze z Uchicha, Hyuga czy Aburame - niech sobie będą, skąd chcą - przynajmniej tak długo jak długo nie brudzili w Hyuo. I znowu - nie żeby Shijima bawił się w bohatera, po prostu nikt nie lubił, jak się mu brudzi na podwórku. No patrz - gdyby ktoś wszedł ci na podwórko bez pozwolenia, w dodatku z kosą w ręku (i w bluzie z napisem: "Prosto") i krzywą mordą, śląc ci jeszcze bardziej krzywe spojrzenie, to powiedziałbyś mu: aa, przepraszam, gość w dom, Pan w dom? No nie sądzę. Na takich ulica wydawała wyrok, sorry, taki mamy klimat - i lepiej było się ich pozbyć szybciej niż później, zanim tą zabaweczką w dłoniach komukolwiek wyrządzili krzywdę - o tobie samemu na przykład, w końcu już i tak wszedłeś w ich pole widzenia i byłeś pod ręką.
- Nie jestem żadnym znawcą. - Żeby nie było nieporozumień, że jest ekspertem od tych nawiedzeńców. - Mogliby być z każdego innego rodu. Brudzą na moim podwórku więc są problemem. - Banalna filozofia, przynajmniej w moim mniemaniu. Jednocześnie bardzo niebezpieczne słowa w tych czasach, w których polityka była dość napięta, zwłaszcza między rodem Yuki a resztą świata, ale w jego głosie nie było napięcia, które mogłoby sugerować, że ten temat może być notką wybuchową przyczepioną do pleców, wszak nie bądźmy aż tacy przewrażliwieni! To chyba normalne, że człowiek chciał jakkolwiek bronić własnego domu.
Taa, brzmi iście szlachetnie, szkoda tylko, że nie kiwnąłbyś palcem, gdyby nie zlecenie.
- Mmm. - Przytaknąłeś przysuwając butelkę do warg, by pociągnąć łyk zbawiennego trunku. Nie każdy musiał go lubić, nie każdy musiał też lubić przyjmowania darów od nieznajomych, chociaż akurat tobie nie wydawało się, żeby Seinaru odmówił przez przewrażliwienie i podejrzenie, że chcesz go upić i, nie wiem, chyba zgwałcić w najbliższych krzakach. - Jashini to coś w rodzaju klanu. Ich rany dzielą się niemal natychmiastowo, podobno są nieśmiertelni... a przynajmniej bardzo trudno ich zabić. Zapraszam. - Wskazał gestem dłoni drogę. - Jedna z tutejszych dziewczyn omdlała na ulicy, miała głęboką ranę w ramieniu, która od razu się zaleczyła. Prawdopodobnie nabawiła się jej u tutejszego krawca. Miał tam kolekcję broni, która odpowiadała rodzajowi rany, jednej brakowało. - Przyda się ktoś do pomocy przy tej misji, nie ukrywając zamierzałeś nawet wystawić ogłoszenie szukając pomocnika - nie należałeś do tych, którzy żarłocznie chcieliby zgarnąć całą opłatę dla samych siebie, skoro tutaj wchodziło w grę ryzykowanie własnym życiem. - Z powodów całkowicie dla mnie niezrozumiałych trzymał w szafie ludzką dłoń, co czyni go odrobinkę podejrzanym. - Uśmiechnąłeś się nieznacznie, chociaż znowu w twoim głosie sarkazm nie był wyczuwalny. Zresztą nawet ten uśmiech ironiczny nie był - raczej łagodny. - Prawdopodobnie mają się spotkać dziś o zachodzie w jaskini za miastem. Jak więc widzisz, samuraju, czas to pieniądz. - Prowadził go wolnym krokiem przez chłodne uliczki miasta.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Seinaru »

Seinaru słuchał i włos jeżył mu się na głowie. Wyglądało na to, że ta prowincja kryje w sobie wiele odrażających osobliwości. Chociaż nie... podobno to problem ogólnoświatowy? To znaczy, że na północy, w Yinzin i Teiz też można spotkać kogoś takiego? Póki co jednak Kei niewiele rozumiał, zwłaszcza jeśli chodzi o motywy "jaszinistów". Niemniej jednak z otrzymanych skrawków udało mu się wyobrazić coś, co zdecydowanie nie było spokojną społecznością. Chociaż z drugiej strony... te słowa i nieśmiertelności brzmiały bardzo podejrzanie. Za wszystkim musi kryć się jakaś sztuczka. Gdyby komuś udało się osiągnąć coś tak niezwykłego, na pewno usłyszałby o nim cały świat. Młody samuraj widział więc oczami wyobraźni póki co tylko oszustów, okrutnych oszustów... Tym bardziej, gdy usłyszał o odciętej ręce. Właśnie dlatego walczył kijem. Nienawidził odcinać czegokolwiek komukolwiek i zupełnie nie wyobrażał sobie, jak mogłoby mu to przejść przez ręce. Krawiec, jakaś dziewczyna... wszystko to brzmiało jak...
- To jakaś sekta? - Przypadkowi ludzie, na pierwszy rzut oka niepozorni, a tutaj proszę. Najtrudniej jest spenetrować podziemie składające się ze wszystkich ludzi, nie wiesz na które oczy uważać... Z tego co usłyszał nietrudno jednak było wywnioskować, że należy jak najszybciej położyć kres tym makabrycznym przedstawieniom, zanim moda się rozprzestrzeni - siłą lub dobrowolnie.
- To chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy...? Jeszcze dzisiaj odbierzemy zapłatę i będę mógł zasnąć w wygodniejszym łóżku... - Rozmarzył się na myśl o tym jak spożytkuje zysk. Oczywiście o ile w ogóle dożyje wieczora...
- Jeśli chcesz, możemy się tam udać teraz, dzisiaj wieczorem, ale nagrodą dzielimy się po połowie, zgoda? - Uśmiechnął się ponownie. Oh, polubił tego dziwaka. Tak, Shijima miał chyba swój własny świat. Nie był normalnym człowiekiem, którego głowa jest niecałe dwa metry nad ziemią. Seinaru widział w nim marzyciela, opiekuna i samotnika. Jeden z tych ludzi, którzy zastanawiają się nad tym, czy jeśli dwóch ludzi po przeciwnej stronie globu upuści kromkę chleba, to czy Ziemia wtedy na chwilę staje się kanapką.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

O, to zdaje się jedyna prawidłowa reakcja. W końcu sam idąc śladami krwi czułeś niepokój, napięcie, które unosiło się w powietrzu zupełnie jakby tamten nawiedzony koleś, który wszedł już do twojego ogródka i trzymał nóż za twoimi plecami dysząc ci w kark, kiedy ty właśnie przyprawiałeś karkówkę na grilla, bo gościa trzeba ugościć, właśnie chciał zadać cios. I coś ci nie pasowało, coś kuło w tył czaszki, przeszkadzało, coś było nie tak, tylko w sumie to co? Na przykład to, że nawiedzeńcy dźgają jakąś dziewuszkę w ramię, która sama najwyraźniej była tym nawiedzeńcem? Tak, to zdecydowanie mogło być nie tak. Albo pedantyczne mieszkanie krawca i dłoń w szafie śmierdząca na odległość? Yup, dziesięć punktów dla tego Pana. Jeszcze kolejne dziesięć i ta pseudo familiada zostanie ugrana. Było troszkę za wiele pytań, na które nie było odpowiedzi - wszystko przez to, że nie potrafiłeś jeszcze ułożyć odpowiednich pytań, brzmi problematycznie, wiem. Błądzenie po omacku nigdy nie należało do rzeczy, które sprawiały, że Shijima czuł się komfortowo i kłamstwem byłoby powiedzenie, że dla niego cała ta sytuacja była jak kawa o poranku, kiedy siadasz przy oknie i wyglądasz na zimową krainę za szybą, która była jedynym dzielącym cię medium od mrozu - i w porządku, przynajmniej było na czym melancholijnie zawiesić oko i wędrować po krainie własnej podświadomości. Tak jak zawieszał to oko tutaj nim pojawił się Seinaru.
- Możliwe. Ostatnio nie trudno o nawiedzeńców tworzących własnych bogów. - Czy zaś sektą byli naprawdę? Bardzo dobre pytanie, intrygujące. Bo i wszystko co nowe było intrygujące, a jak jeszcze płacili za zdobywanie wiedzy, huh - żyć nie umierać! Pytanie dlaczego, to najbardziej typowe, kręciło się jak uparty komar koło ucha długowłosego bruneta. No bo - dlaczego polowali na tamtą dziewczynę? Dlaczego w tamtej szafie była dłoń? O to było najbardziej intrygujące z tego wszystkiego, może to złe, ale wydawało mu się kompletnie irracjonalne - wtedy, kiedy smród gnijącego ciała uderzył w jego nozdrza wcale zabawne nie było, ale teraz, patrząc na to z lekkiej perspektywy czasu, stawało się istnym czarnym humorem.
Wiecie, taka pomocna dłoń, która podaje ci informacje o przeciwniku.
Heh.
Heeeh...
- Oprócz paru przeszkód w postaci samców z gatunku ludzkiego, którzy zapewne nie będą zachwyceni, że chcemy ich zabić to nie, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jak najszybciej zamknąć tą sprawę. - No, nooo, a potem wygodne łóżeczko, Seinaru bardzo mądrze prawił! - Pozwolisz, że uznam to za pytanie retoryczne? - Odpowiedział uśmiechem, spoglądając na swojego towarzysza. Zabawne, naprawdę zabawne. Nie spodziewał się, że ktokolwiek wyciągnie z niego gadułę.
Stopi lód.
Przecież logika podpowiadała, że nie powinien mu ufać. Aktualnie prowadził dochodzenie dotyczące Jashinów, a tu ktoś nagle pojawia się z propozycją płaszcza i chce przyłączyć się do misji? Yhym, oczywiście, że brał opcję dziwnego plot twistu pod uwagę - kiedy tańczysz z Losem i chcesz napluć mu w twarz musisz bardzo uważać - to był taniec na bardzo cienki lodzie.
- Jakie szczęście, że chociaż jeden z nas jest abstynentem, powodzenie misji wzrasta do jakichś pięćdziesięciu procent. - Przymknął na moment oczy i rozłożył nieznacznie ręce na boki, unosząc ramiona, w geście zupełnej bezradności - bo w końcu co on mógł, biedny, zahukany, marznący pod karczmą człowieczek?
[z/t x2]
0 x
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Podobno człowiek może uodpornić się na ból i przyzwyczaić do wszystkiego. Do tych nieprzyjemnych rzeczy o wiele łatwiej się przyzwyczaić niż do przyjemnych, a jednak ciężko mieli i ci, którzy nagle się wzbogacili i ci, którzy nagle zbyt wiele stracili. Podobno człowiek szybko adaptuje się do nowości. Do tych nieprzyjemnych o wiele ciężej niż do tych przyjemnych, a jednak ciężko mieli i ci, którzy nagle wpadli w złe otoczenie jak i ci, którzy nagle wynieśli się na wyżyny. Podobno życie jest ciężkie, a potem się umiera.
Tak, podobno...
Podobno nic się nie zmieniło.
Długowłosy, wysoki mężczyzna spoglądał na to miasto tak samo, jak wcześniej - prześlizgując otchłań oczu po sylwetkach znanych i nieznanych, mijając budynki (a z nich wszystkie poznane), które rzucały podłużne cienie, gdy słońce, które rozproszyło już noc, wspinało się po błękitnym firmamencie, składając na policzkach czułe pocałunki dla rozgrzania po mroźnym dotyku Luny - no, w niej z całą pewnością tkwiła kwintesencja dobrego samopoczucia. W tej Sol. Dzieci, których niewinność zmiażdży w końcu dorosłość, teraz stały w kółeczku przy jednym z domostw i kręciły się wokół zamkniętej w okręgu kolegi.
- Kagome Kagome... - Słowa tak dobrze znane, słyszane wiele razy, bo kto niby nie bawił się w to w dzieciństwie? No tak, pewnie wiele osób - wiele tych dzieci, które nie doświadczyły słodyczy względnego spokoju, który teraz kłamstwem osiadał na ramionach. - ... czy ukryje się przed nami, Kto ci stoi za plecami?
Ludzie przechodzili ulicą jakby świat się zupełnie nie zmienił i nie upadł na zbity pysk, tacy sami jak zawsze, tak jak i ta ulica była niezmienna od dłuższego czasu - nikt tutaj nie wpadał z zabójczymi technikami, nie roznosił domów na kawałki - może lepiej nie krakać?
Lepiej było jednak, kiedy świat się naprawdę nie zmieniał.
Shijima usiadł na ławce przed karczma i zamknął oczy, wsłuchując się w uliczny gwar - nie wcale aż tak głośny w porównaniu do osad naprawdę dużych, potężnych rodów, chociaż może to tylko jemu się tak wydawało przez to, że nigdy tak na dobrą sprawę nie zwiedził świata. Ten mały skrawek, który widział, nie był wystarczająco zachęcający, żeby pchnąć go do opuszczenia srebrzystej klatki wybudowanej w jego umyśle i przykuwającej do tego miejsca. Chyba nawet dzisiejszego dnia nie wyszedłby do ludzi, gdyby nie to ciągnące za włosy poczucie konieczności pożegnania się z samurajem. Bardzo mocno ciągnące za włosy.
Czy to... przywiązanie?
Zabawnie znać człowieka przez jeden dzień i mówić, że się do niego przywiązało.
0 x
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2530
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Seinaru »

Po załatwieniu pewnych sprawunków w sklepie z wyposażeniem, Seinaru pewnym krokiem zmierzał w kierunku miejsca, w którym pierwszy raz spotkał Shijimę. Wyglądało na to, że historia zatoczy niewielkie koło i miejsce ich pierwszego spotkania będzie również miejscem ich rozstania, przynajmniej tymczasowego. Kei jednak jakoś się tym nie martwił. Słońce poranka, odpoczynek i chwila samotności pozwoliły mu odzyskać chociaż część utraconego spokoju, chociaż zasnął dopiero po kilku godzinach. Teraz było mu jednak trochę lżej i chociaż wciąż nie tryskał humorem, to jednak szedł z podniesioną głową. Tym bardziej, że wyglądało na to, iż Shi już na niego czeka. To dobrze. Seinaru był nieco spóźnialski i chociaż jemu w ogóle to nie przeszkadzało, to jednak sam bardzo nie lubił na kogoś czekać.
Co zostało im z wczorajszego zlecenia? Powinien z nim rozmawiać o tym, czy zapytać o to co jadł na śniadanie? Samuraj bardzo nie chciał, aby to spotkanie wypełnione było niezręcznym milczeniem. Między innymi dlatego zdecydował się na wstąpienie po drodze do sklepu. Nie była to zaplanowana decyzja, a raczej impuls spowodowany chęcią lepszego nastrojenia siebie i swojego towarzysza do nadchodzących dni. Zbliżał się już do niego i nie czekając na nic, powitał go pierwszy.
- Oi! A Ty znowu bez płaszcza... w taki ziąb... - Pamiętał, od czego zaczęła się ich znajomość, Seinaru zaproponował mu swój płaszcz, przynajmniej na chwilę. Teraz jednak nie mógł mu go odstąpić. Niedługo rusza w dalszą drogę i zapewne bardzo by mu go brakowało. Podał zatem Shi ten, który kupił w sklepie specjalnie dla niego, jako prezent pożegnalny.
- To dla Ciebie, żebym nie musiał się już martwić o Twoje zdrowie gdy odejdę... - Uśmiechnął się rozpromieniony. Chciał zapomnieć o tym co stało się w nocy i wrócić do normalności. Nie udawał, obdarowanie kolegi naprawdę sprawiało mu dużo radości. Miał tylko nadzieję, że tamten zdecyduje się przyjąć podarunek.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Shijima

Re: Karczma "U gospodarzy"

Post autor: Shijima »

Czekanie zupełnie mu nie przeszkadzało. Stagnacja nie była zła, naprawdę - przynajmniej tak długo jak długo nie była ona wypychaniem poza poczucie własnego komfortu, póki była, w pewnym sensie, dobrowolna i zamierzona. Powoli, pomalutku, Shijima wracał do swojej prywatnej przestrzeni, w której się nie gubił i nie czuł się obcy samemu sobie, chociaż jego duch i tak zostawał gdzieś w tyłu, ciągnięty wizjami dnia poprzedniego, wylewających się flaków i tryskającej krwi, zepsutego mięsa i gasnącego w oczach życia, ale tak samo jak duch, tak i te obrazy były... gdzieś z tyłu. Dlatego lepiej jest się na nie nie oglądać. Nagle zwyczajowe wyłączanie się od myśli i otoczenia stało się jednak niemożliwe, przyjemna czerń nie chciała opatulić, przywracając pełen spokój, a dźwięki, które zazwyczaj koiły, tym razem były drażniące i przeszkadzające, bardziej irytowały niż pomagały, tak samo jak mróz kąsający skórę.
Czarnooki drgnął, kiedy usłyszał znajomy głos, który przeciął jego codzienność, o wiele bardziej wyraźny i zrozumiały niż wszystkie inne głosy nakładające się na siebie, może dlatego, że właściwie tylko tego głosu oczekiwał i tylko jemu poświęcał swoją uwagę? Podświadomie chyba nastroił się na tą barwę i sposób mówienia, który (o dziwo?) nie był przesiąknięty dramatem dnia poprzedniego. Shijima chyba był po prostu jak gąbka, która za mocno przesiąkała tymi, którzy podchodzili za blisko niego, dlatego ta niewidzialna kopuła nietykalności, którą wokół siebie wytwarzał, była jak zbroja chroniąca przed powierzchownymi zadrapaniami. Cóż, Seinaru przeszedł przez nią zupełnie niewzruszony za pierwszym razem i tak samo było teraz - dziwne to było uczucie, nie bycia cieniem stapiającym się z otoczeniem - i to, że dziwne, wcale nie znaczyło, że złe.
Pomimo tego, że sądził, że jest niezdolny nawet do aktorskiego uśmiechu, jego wargi same wygięły się w ciepłym i łagodnym grymasie ku górze, kiedy podniósł się z ławki, już chcąc odszczekać na słowa Seinaru - już, już..! - taki był przynajmniej plan, bo wyciągnięty w jego kierunku podarek skutecznie zasznurował mu usta i uśmiech bardzo gładko zamienił w szok. Nie wywołał szoku na jego twarzy wygląd tamtej dwójki w lesie, nie wywołał go rytuał i człowiek zabijający własnych towarzyszy - to wywołał go Seinaru, wręczając mu czarny płaszcz, żeby nie musiał się martwić o jego zdrowie.
Oj dajcie spokój, wystarzczy, że ja, bogom winny autor się rozklejam ze wzruszenia, to co ma biedny Shijima powiedzieć.
- Dla mnie? - Wiem, ty też wiesz, pytanie arcydebilne, ale jakoś Shijima w końcu zaliczył blank space i jakoś nic bardziej inteligentnego nie przyszło mu aktualnie do łba. Wyciągnął dłonie po prezent nawet nie wahając się go przyjąć, chociaż niby kurtuazja czy tam inne dobre wychowania (i cała reszta tych bajerów) przemawiała za tym, żeby chociaż udawać niedostępnego i odmówić. Cóż, Shijima chyba był po prostu zbyt rozanielony, żeby wpaść w ogóle na pomysł odmowy. Zresztą wszystko to wypisane było w jego oczach, na twarzy, która zawsze tak zgrabnie imitowała emocje i wszystkie skrywała - teraz była jak otwarta książka, z której wyczytać można wszystko. - Będę miał czym ratować następnych marznących na lodzie z kolcem w zadku. - Uniósł spojrzenie na Seinaru promiennie uśmiechnięty.
Anioł?
Tak, to musiało być to.
- Dziękuję. - Zarzucił płaszcz na ramiona, który gładko opadł na zarysowane ramiona, chowając w ciepłym, bezpiecznym kokonie. Bo co innego pozostało do powiedzenia. - Kiedyś się odwdzięczę. - Obietnica, groźba? Heh. - Tylko zdradź, gdzie cię szukać w niedalekiej przyszłości.
Dokąd tym razem niosą cię nogi, samuraju?
Oby była to spokojna podróż.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fuyuhana (Osada Rodu Ranmaru)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość