Port
Re: Port
Shijima potrafił być przerażająco bezwzględny - koniec końców jednak był, kim był - osobą, która nie potrafiła tak po prostu odebrać ludzkiego życia. Nigdy nie chciał być taką osobą. Nie zamierzał być też niczyim katem, nie szukał na siłę cierpienia dla osób wokół, chociaż często tak bardzo go kusiło... bo tak bardzo mamił widok człowieka na kolanach, który nie ma siły już się podnieść. Złamanego. Zeswatanego ze Śmiercią, przed którą mimo to usilnie próbował uciekać. Ten człowiek jednak nie błagał i pewnie nie błagałby nawet, gdyby rzeczywiście na tych kolanach wylądował. Chciał drugiej szansy, na swoje ostatnie lata, resztkę życia, która mu została, skoro całą młodość odsprzedał. Zaprzedał miłość ziemską, zaprzysiężył przeniebieską. Teraz spijał resztki z pańskiego stołu, starając się dostać cokolwiek i w tym "cokolwiek" odnajdował swój sens. Pomimo teog, jak mizernie ten człowiek skończył, Shijimie wydawało się, że koniec końców i tak jest wart o wiele więcej od niego samego. Przynajmniej, kiedy siedział z owieczką na smyczy, oskarżony o miłość, przed samą rozprawą zdecydował się zawalczyć. Brać z niego przykład? Pójść w jego ślady i zawalczyć? Zabolało serce. Jedno mocniejsze ściśnięcie, nieprzyjemny skurcz, który sprawił, że przymknął oczy, idąc w kierunku statku Hayato, że zgarnął w pięść materiał kimona na swojej klatce piersiowej w okolicy serca i ściągnął brwi, który wytworzyły marsowe pole u nasady jego nosa. Chyba nigdy jeszcze nie czuł takiego bólu. Nie był porównywalny do żadnego fizycznego, bo to nie z jego sercem były kłopoty. Nadal biło tak samo, nadal było tak samo zdrowe i silne, mimo to bolało. Bardzo.
Opuściłeś rękę i odetchnąłeś chłodnym powietrzem, czując dreszcz na skórze - i znów ten dreszcz nie był związany z tym, że było mu naprawdę zimno. A może było? Wraz zajściem słońca, kiedy latarnie były rozpalane jedna po drugiej przez latarników, temperatura spadła o parę stopni. Zarzuciłeś sobie na ramiona czarny płaszcz, który zaraz zatrzymał temperaturę twojego ciała, zanim wszedłeś na statek. Krótko i na temat - naprawdę nie lubiłeś zbędnego pierdolenia. Naprawdę nie lubiłeś mówić - a przecież miałeś tak wiele do powiedzenia...
Godzina zleciała błyskawicznie. Obserwowałeś, jak strażnicy zbierają się, organizują, obstawiliście port z każdej strony - przynajmniej ty zadbałeś o to, by z każdej strony obstawiony był. Tsujiteigan lśnił diabolicznie w pomroku, jak dwa zwodnicze ogniki, które próbują ściągnąć na ruchome bagna wszystkich nieuważnych, by pożreć ich w całości. Nigdy już nie wypuszczały - wystarczyło tylko raz zboczyć ze swojej ścieżki. Obserwowałeś. Obserwowałeś i wydawałeś komendy, by jak najwięcej rzezimieszków zostało pochwyconych. Zupełnie jak na wojnie. Rozkazy były krótkie, klarowne, przecinały nocną ciszę, port zdążył się dość mocno wyludnić, ale nie całkowicie. I to nie całkowicie było tutaj najbardziej kluczowym problemem, bo nie wszystkich dało się pojmać. Trudno.
- Sporządźcie jego portret. Osobiście zajmę się jego schwytaniem. - Mężczyzna ci umknął w całym tym tłumie. - Nie pozwólcie im uciec. Zabezpieczcie cały towar na statku. Weźcie jednego z nich i popłyńcie statkiem do portu, gdzie trzymali resztę towaru. Tamten teren należy szybko zabezpieczyć. Reszta za mną. Odprowadzimy złapanych do straży, niech ich przesłuchają. - Nie było w tobie nawet miligrama zawahania. Rzucałeś kolejnymi poleceniami, jakby to było najbardziej naturalne na świecie. Było? Chyba nie. - Chyba czas, żeby cię odwiesili, prawda, kapitanie? - Nie zabrzmiało to miło. Bo i nie było niczego ciepłego czy przyjaznego w twojej twarzy. Nie było też w niej niczego NIE przyjaznego. Był spokój. Stoicyzm. Racjonalizm.
Opuściłeś rękę i odetchnąłeś chłodnym powietrzem, czując dreszcz na skórze - i znów ten dreszcz nie był związany z tym, że było mu naprawdę zimno. A może było? Wraz zajściem słońca, kiedy latarnie były rozpalane jedna po drugiej przez latarników, temperatura spadła o parę stopni. Zarzuciłeś sobie na ramiona czarny płaszcz, który zaraz zatrzymał temperaturę twojego ciała, zanim wszedłeś na statek. Krótko i na temat - naprawdę nie lubiłeś zbędnego pierdolenia. Naprawdę nie lubiłeś mówić - a przecież miałeś tak wiele do powiedzenia...
Godzina zleciała błyskawicznie. Obserwowałeś, jak strażnicy zbierają się, organizują, obstawiliście port z każdej strony - przynajmniej ty zadbałeś o to, by z każdej strony obstawiony był. Tsujiteigan lśnił diabolicznie w pomroku, jak dwa zwodnicze ogniki, które próbują ściągnąć na ruchome bagna wszystkich nieuważnych, by pożreć ich w całości. Nigdy już nie wypuszczały - wystarczyło tylko raz zboczyć ze swojej ścieżki. Obserwowałeś. Obserwowałeś i wydawałeś komendy, by jak najwięcej rzezimieszków zostało pochwyconych. Zupełnie jak na wojnie. Rozkazy były krótkie, klarowne, przecinały nocną ciszę, port zdążył się dość mocno wyludnić, ale nie całkowicie. I to nie całkowicie było tutaj najbardziej kluczowym problemem, bo nie wszystkich dało się pojmać. Trudno.
- Sporządźcie jego portret. Osobiście zajmę się jego schwytaniem. - Mężczyzna ci umknął w całym tym tłumie. - Nie pozwólcie im uciec. Zabezpieczcie cały towar na statku. Weźcie jednego z nich i popłyńcie statkiem do portu, gdzie trzymali resztę towaru. Tamten teren należy szybko zabezpieczyć. Reszta za mną. Odprowadzimy złapanych do straży, niech ich przesłuchają. - Nie było w tobie nawet miligrama zawahania. Rzucałeś kolejnymi poleceniami, jakby to było najbardziej naturalne na świecie. Było? Chyba nie. - Chyba czas, żeby cię odwiesili, prawda, kapitanie? - Nie zabrzmiało to miło. Bo i nie było niczego ciepłego czy przyjaznego w twojej twarzy. Nie było też w niej niczego NIE przyjaznego. Był spokój. Stoicyzm. Racjonalizm.
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Port
Cold bones. Yeah, that’s my love
She hides away, like a ghost. Było wiele słów, którymi można było określić ten port - i wśród nich nie było ani jednego słowa bliskiego słowu "ładny". Czegoś mu brakowało, chociaż sama nie była pewna, czego. Może... miłości?
Muśnięty promieniami słońca, które rozpościerało się nad Wyspami, przyozdobiony drobinami śniegu, które plackami zajmowały całą okolicę i wszędobylska biel musiała zaznaczać, że to właśnie do niej, nie do żadnej innej pory roku, należy ten teren. Wieczna Zima. Żadnej słodyczy opadających płatków z wiśniowego drzewa, tak przereklamowanych jak te sukienki pokazywane w większych miastach, w których przechadzać się miały damy, a za które większość panienek dałaby sobie rękę odkroić. Oh, ta jedna, która zawitała do portu na Hyuo, wcale nie była lepsza, różnica była taka, że ona prędzej odcięłaby rękę krawcowi, niż samej sobie. Wygodne, prawda? Wyręczać się kimś. Nie, nie, nie, skądże, żeby zraz była aż tak zepsutą dziewuchą! Dla materialnych dóbr się nie zabija. Podobno. Słowa bardzo ładnie brzmią zapisane i wypowiedziane, ale historia wystarczająco wiele nas nauczyła, żeby przekonać się, jak wielką mrzonkę stanowią. Człowiek zabijał człowieka dla kromki bułki, nie zabiłby więc po to, by ziścić swoje pragnienia? Tak jak zabijała Zima. Pomału, powolutku, pozwalając uprzedzić o swoim przyjściu śmiertelnych dłonią Jesieni, ale nie tutaj, nie tu... tutaj nie wypuszczała ze swoich objęć.
I tej cholernej ryby, która telepała się jak szalona po porcie, też do cholery wypuścić nie zamierzała!
Samidare, nie Zima.
- Rybooo..! - Przeciągły... jęk? Krzyk? Przeciągłe zawodzenie, tak to nazwijmy, przecięło spokój panujący w porcie. Już wystarczająco wiele przyciągnęła uwagi pojedynczych osób, które kręciły się wokół, pewnie gdyby nie wielki, marmurowy posąg w postaci czarnego wilka leżącego za jej plecami, kiedy dziewczyna biegała za rzucającą się istotą morską (potwór, nie istota!), która bezradnie machała swoim ogonkiem i płetwami, starając się nauczyć oddychać w ekosystemie, w którym oddychać nie potrafiła, byłoby im do śmiechu i żarcików. Pewnie tak. Samidare nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, zajęta próbami dorwania cholery i sprytnie zagrodziła jej drogę do wody, na kuckach przyczajając się na jej życie. Łączenie wątków, szybie pokojarzenie faktów - wywrócone wiadro, rozlana woda, telepiąca się ryba, która wyślizgiwała się z drobnych, kobiecych dłoni i wielki pies. Pies? Basior z piekła rodem, nie pies. Jego budowa nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że był maszyną do zbijania i kruszenia kości, a nie do chodzenia z nim na poranne spacerki w ramach joggingu. Naburmuszona rudowłosa westchnęła i wydęła usta w teatralną podkówkę, odsuwając od siebie śmierdzące rybą dłonie. Jej kocie oczy ciągle uważnie wodziły za sporym kawałkiem rybiska... że niby jakiego? A co ja, znawca ryb, zoolog? Ryba jak ryba - łuski, skrzela, płetwy... jaka jest - każdy widzi. I widziała to Samidare, która albo poddała się w próbach łapania jej albo właśnie starała się obmyślić nową taktykę. Z takim samym zainteresowaniem kot przypatrywał się kolorowej, zabawkowej myszce doczepionej na krańcu sznurka, którą majdało się mu przed pyskiem. Zazwyczaj zanim skoczył - napinał mięśnie. Zazwyczaj nie oznaczało "zawsze". W tym wszystkim czarny basior był jak matula tego kociaka pilnująca, by czasem nie zrobił sobie krzywdy, nie wpadł do wody, albo żeby ta ryba nie zamieniła się w rekina i nie pożarła kobiecych dłoni.
Cap!
Kobieta wyrwała rękoma do przodu, by przygwoździć rybę do desek i rzeczywiście udało się to, tylko kiedy starała się ją złapać i unieść, ta wysmyknęła się w dół. Sprytna. I znów to samo! Weź tu bądź panie mądry! Nie żeby wystarczyło złapać tą rybę za kraniec ogona, skądże znowu..! W gruncie rzeczy nie do końca o samo złapanie chodziło - bardziej o zabawę. Biedna rybcia. Jeśli ma uczucia to pewnie teraz umiera ze strachu.
She hides away, like a ghost. Było wiele słów, którymi można było określić ten port - i wśród nich nie było ani jednego słowa bliskiego słowu "ładny". Czegoś mu brakowało, chociaż sama nie była pewna, czego. Może... miłości?
Muśnięty promieniami słońca, które rozpościerało się nad Wyspami, przyozdobiony drobinami śniegu, które plackami zajmowały całą okolicę i wszędobylska biel musiała zaznaczać, że to właśnie do niej, nie do żadnej innej pory roku, należy ten teren. Wieczna Zima. Żadnej słodyczy opadających płatków z wiśniowego drzewa, tak przereklamowanych jak te sukienki pokazywane w większych miastach, w których przechadzać się miały damy, a za które większość panienek dałaby sobie rękę odkroić. Oh, ta jedna, która zawitała do portu na Hyuo, wcale nie była lepsza, różnica była taka, że ona prędzej odcięłaby rękę krawcowi, niż samej sobie. Wygodne, prawda? Wyręczać się kimś. Nie, nie, nie, skądże, żeby zraz była aż tak zepsutą dziewuchą! Dla materialnych dóbr się nie zabija. Podobno. Słowa bardzo ładnie brzmią zapisane i wypowiedziane, ale historia wystarczająco wiele nas nauczyła, żeby przekonać się, jak wielką mrzonkę stanowią. Człowiek zabijał człowieka dla kromki bułki, nie zabiłby więc po to, by ziścić swoje pragnienia? Tak jak zabijała Zima. Pomału, powolutku, pozwalając uprzedzić o swoim przyjściu śmiertelnych dłonią Jesieni, ale nie tutaj, nie tu... tutaj nie wypuszczała ze swoich objęć.
I tej cholernej ryby, która telepała się jak szalona po porcie, też do cholery wypuścić nie zamierzała!
Samidare, nie Zima.
- Rybooo..! - Przeciągły... jęk? Krzyk? Przeciągłe zawodzenie, tak to nazwijmy, przecięło spokój panujący w porcie. Już wystarczająco wiele przyciągnęła uwagi pojedynczych osób, które kręciły się wokół, pewnie gdyby nie wielki, marmurowy posąg w postaci czarnego wilka leżącego za jej plecami, kiedy dziewczyna biegała za rzucającą się istotą morską (potwór, nie istota!), która bezradnie machała swoim ogonkiem i płetwami, starając się nauczyć oddychać w ekosystemie, w którym oddychać nie potrafiła, byłoby im do śmiechu i żarcików. Pewnie tak. Samidare nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, zajęta próbami dorwania cholery i sprytnie zagrodziła jej drogę do wody, na kuckach przyczajając się na jej życie. Łączenie wątków, szybie pokojarzenie faktów - wywrócone wiadro, rozlana woda, telepiąca się ryba, która wyślizgiwała się z drobnych, kobiecych dłoni i wielki pies. Pies? Basior z piekła rodem, nie pies. Jego budowa nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że był maszyną do zbijania i kruszenia kości, a nie do chodzenia z nim na poranne spacerki w ramach joggingu. Naburmuszona rudowłosa westchnęła i wydęła usta w teatralną podkówkę, odsuwając od siebie śmierdzące rybą dłonie. Jej kocie oczy ciągle uważnie wodziły za sporym kawałkiem rybiska... że niby jakiego? A co ja, znawca ryb, zoolog? Ryba jak ryba - łuski, skrzela, płetwy... jaka jest - każdy widzi. I widziała to Samidare, która albo poddała się w próbach łapania jej albo właśnie starała się obmyślić nową taktykę. Z takim samym zainteresowaniem kot przypatrywał się kolorowej, zabawkowej myszce doczepionej na krańcu sznurka, którą majdało się mu przed pyskiem. Zazwyczaj zanim skoczył - napinał mięśnie. Zazwyczaj nie oznaczało "zawsze". W tym wszystkim czarny basior był jak matula tego kociaka pilnująca, by czasem nie zrobił sobie krzywdy, nie wpadł do wody, albo żeby ta ryba nie zamieniła się w rekina i nie pożarła kobiecych dłoni.
Cap!
Kobieta wyrwała rękoma do przodu, by przygwoździć rybę do desek i rzeczywiście udało się to, tylko kiedy starała się ją złapać i unieść, ta wysmyknęła się w dół. Sprytna. I znów to samo! Weź tu bądź panie mądry! Nie żeby wystarczyło złapać tą rybę za kraniec ogona, skądże znowu..! W gruncie rzeczy nie do końca o samo złapanie chodziło - bardziej o zabawę. Biedna rybcia. Jeśli ma uczucia to pewnie teraz umiera ze strachu.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Port
Dotarł ponownie na Hyuo, stanął na brzegu wyspy po wyjściu z łodzi i rozejrzał się, starając się przypomnieć sobie coś znajomego. Hmmm... wiosną mimo wciaż groźnego klimatu, wyspa wyglądała chyba nieco przyjaźniej. A może to on widział teraz wszystko w bardziej kolorowych barwach? Śnieg pod stopami nie był szarą pluchą, lecz białym, miękkim puchem. Palce u stóp wcale się nie odmrażały, policzki mimo że zarumienione, to nie szczypały. Którędy? Którędy do Shi? Osada Yukich nie była zbyt zawiłym miejscem, lecz tak naprawdę Kei chętnie jeszcze by po niej pospacerował. Za pierwszym razem nie miał ku temu okazji, a jednak wciąż lubował się w samotnym zwiedzaniu nowych miejsc, gdzie sam może przeżywać wszystko po raz pierwszy, nie musząc się przy nikim hamować, nie będąc popędzany. Jednym słowem, tak aby nikt mu nie przeszkadzał.
A już ktoś zaczął. Z bardzo bliskiego niedaleka dało się dosłyszeć dziwne odgłosy... zabawy? Samuraj odwrócił głowę i zobaczył... wow... bardzo ładną, jednak chyba bardzo głupiutką dziewczynę.
Cycki na wierzchu, nogi na wierzchu, brzuch na wierzchu - wszystko na wierzchu, co się tylko da.
No bo kto ubiera się tak w Hyuo? To jednak... to było nic! Obok niej było coś o wiele bardziej ciekawego! Pieeeeesio!
Seinarowi oczy zaświeciły się jak pięć złotych i podszedł nieco bliżej, aby pooglądać. Był ogromny... kochany! Oczywiście Itachi był o wiele bardziej słodszy, jednak ten też miał coś w sobie. Ogólnie każdy piesek był przecież kochany!
Kei zrobił kilka kroków i już miał wyciągnąć rękę, żeby go pomiziać za uszkiem, gdy jednak zreflektował się na momencik. A może to tak nie wypada? Zamiast tego podszedł do skąpo ubranej dziewczyny. Chyba nie była stąd? A może właśnie była i dlatego niedopasowany do pogody ubiór w ogóle jej nie przeszkadzał ani nie krępował?
- Hej, na Hyuo chyba nikt nie słyszał o czymś takim jak kurtki albo płaszcze, co? - Zdjął z ramion swój i wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Mogę Ci pożyczyć jak chcesz. - Ah, dzisiejszy nastrój naprawdę skłaniał do czynienia dobrych rzeczy! Ale tylko do pożyczania!
A już ktoś zaczął. Z bardzo bliskiego niedaleka dało się dosłyszeć dziwne odgłosy... zabawy? Samuraj odwrócił głowę i zobaczył... wow... bardzo ładną, jednak chyba bardzo głupiutką dziewczynę.
Cycki na wierzchu, nogi na wierzchu, brzuch na wierzchu - wszystko na wierzchu, co się tylko da.
No bo kto ubiera się tak w Hyuo? To jednak... to było nic! Obok niej było coś o wiele bardziej ciekawego! Pieeeeesio!
Seinarowi oczy zaświeciły się jak pięć złotych i podszedł nieco bliżej, aby pooglądać. Był ogromny... kochany! Oczywiście Itachi był o wiele bardziej słodszy, jednak ten też miał coś w sobie. Ogólnie każdy piesek był przecież kochany!
Kei zrobił kilka kroków i już miał wyciągnąć rękę, żeby go pomiziać za uszkiem, gdy jednak zreflektował się na momencik. A może to tak nie wypada? Zamiast tego podszedł do skąpo ubranej dziewczyny. Chyba nie była stąd? A może właśnie była i dlatego niedopasowany do pogody ubiór w ogóle jej nie przeszkadzał ani nie krępował?
- Hej, na Hyuo chyba nikt nie słyszał o czymś takim jak kurtki albo płaszcze, co? - Zdjął z ramion swój i wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Mogę Ci pożyczyć jak chcesz. - Ah, dzisiejszy nastrój naprawdę skłaniał do czynienia dobrych rzeczy! Ale tylko do pożyczania!
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Port
Każdy miał swoje bolączki i nie zawsze piękne uśmiechy sprawiały, że one znikały. Podobno najbardziej szeroko i ciepło uśmiechali się ci, którzy najbardziej cierpieli, słyszałeś coś kiedyś o tym? Nie zauważysz tego na pierwszy rzut oka, nie zauważysz subtelnych sygnałów, jeśli będziesz spoglądał tylko kątem. Albo na kraniec własnego nosa, ciesząc się z tego, że śnieg jest cudownie biały, powietrze rześkie, a świat przyjaźnie uśmiechnięty. Ładny ten kraniec własnego noska, panie samuraju? Śliczny, ja wiem. Na tyle śliczny, że bardzo niewiele się poza nim liczyło. Dlatego ktoś poza jego krańcem również przestał się z nim liczyć. Pieprzeni asceci żyjący dla kogoś, ha! Pijawki! Świat stawał się lepszym miejscem, kiedy tacy jak oni lądowali w grobie.
I Samidare naprawdę nie wiedziała, co powoduje ból w jej klatce piersiowej. Co ją tak uściska, drażni od dnia wczorajszego, co sprawia, że przez parę ostatnich nocy spała niespokojnie i była dziwnie rozkojarzona, a jednocześnie dziwnie wesoła. Na tyle, że zabawa z tą rybą wydawała jej się najbardziej zajmującym zajęciem na świecie. Przynajmniej przez tych parę chwil, nim rozluźniła mięśnie i odetchnęła - cichutko i niezauważalnie. To, co miało być pożywieniem, było zabawką. Jakże typowe dla kotów. Gdyby miała ogon pewnie zamachałaby nim teraz nerwowo - szczęście w nieszczęściu - nie miała. Zakała swojego rodu, nie dość, że służąca pod inną chorągwią to jeszcze identyfikująca się z kotami psiara! Mogło być gorzej? Zawsze może być gorzej. Może na przykład coś drażnić, coś boleć... i to wcale nie był zbliżający się okres. To było po prostu złe przeczucie. Szósty zmysł, który dany jest przecież każdemu zwierzęciu, a który nie pozwalał dziewczynie otrząsnąć się z myśli, że straciła coś bardzo cennego. Co było dziwne, bo jej ołówek nadal bezpiecznie spoczywał w torbie razem z notatnikiem i nigdzie się nie wybierały. Przynajmniej na razie, dopóki świat nie postanowi magicznie zmutować i dostać swoich nibynóżek, żeby potem nibytuptać.
Oczy wilczura bacznie spoczęły na sylwetce samuraja, ale nie były negatywnie nastawione. Spokojne, księżycowe ślepia ścigały jednak jak magnes, przyciągały do siebie tak, jak magnes powinien przyciągać opiłki żelaza - wydawał się pozornie ledwo zainteresowany nieznajomym. Pozornie, bo przecież, jakby na to nie patrzeć, był to obcy. Poza tym - samiec! Poszoł won, a nie, już się przykolegowywać będzie... Nie no żartuję.
Albo nie?
Samidare uniosła głowę w górę, by spojrzeć na wysokiego mężczyznę - może niezbyt wysokiego, ale z jej perspektywy większość ludzi była "wysoka". A już na pewno byli wysocy z perspektywy, w której znajdowała się obecnie - czyli niemal z poziomu ziemi. Wooow... woaaah..! Ale był śliczny..! Rozmarzony, nieosiągalny i ulotny, a mimo to wrażenie, że można go złapać, było tak silne..! Niebo zawsze było niezwykłe, obojętnie, w którym momencie życia na nie nie spojrzymy i z jakiego punktu - dlatego można było się w nim zakochać od razu. Podniosła się z uniesionymi rękoma zgiętymi w łokciach, trzymając bicepsy przy sobie i zwieszając dłonie w dół, którymi zamachała parę razy. Fujka. Śmierdziało teraz rybą, albo raczej - ładnie pachniało? Nie, to nadal był smród, zwłaszcza, kiedy uświadomiła sobie, że cały port wali tymi rybskami. I jakoś nawet nie krępowała się zbytnio, żeby ten płaszcz capnąć i schować pod nim wąskie ramiona.
- Bo tutaj nikt nie marznie! - Burknęła, zaciskając dłonie na płaszczu od wewnątrz, gwarantując, że materiał będzie teraz cudownie pachnieć. Nie żeby o tym nie pomyślała. Not a single fuck was given that day. - To są Wyspy, jesteśmy zahartowani i przyzwyczajeni do najcięższych warunków. - Pociągnęła nosem, spoglądając na samuraja spod byka... ale nie żeby jakoś szczególnie nieprzyjemnie. - Akurat jakiś przybysz zza morza będzie cokolwiek o tym wiedział, ts... - Odezwała się dziewczyna, która swoim wyglądem i psim towarzyszem nie pasowała tutaj w nawet najbardziej malutkim kawałeczku.
I Samidare naprawdę nie wiedziała, co powoduje ból w jej klatce piersiowej. Co ją tak uściska, drażni od dnia wczorajszego, co sprawia, że przez parę ostatnich nocy spała niespokojnie i była dziwnie rozkojarzona, a jednocześnie dziwnie wesoła. Na tyle, że zabawa z tą rybą wydawała jej się najbardziej zajmującym zajęciem na świecie. Przynajmniej przez tych parę chwil, nim rozluźniła mięśnie i odetchnęła - cichutko i niezauważalnie. To, co miało być pożywieniem, było zabawką. Jakże typowe dla kotów. Gdyby miała ogon pewnie zamachałaby nim teraz nerwowo - szczęście w nieszczęściu - nie miała. Zakała swojego rodu, nie dość, że służąca pod inną chorągwią to jeszcze identyfikująca się z kotami psiara! Mogło być gorzej? Zawsze może być gorzej. Może na przykład coś drażnić, coś boleć... i to wcale nie był zbliżający się okres. To było po prostu złe przeczucie. Szósty zmysł, który dany jest przecież każdemu zwierzęciu, a który nie pozwalał dziewczynie otrząsnąć się z myśli, że straciła coś bardzo cennego. Co było dziwne, bo jej ołówek nadal bezpiecznie spoczywał w torbie razem z notatnikiem i nigdzie się nie wybierały. Przynajmniej na razie, dopóki świat nie postanowi magicznie zmutować i dostać swoich nibynóżek, żeby potem nibytuptać.
Oczy wilczura bacznie spoczęły na sylwetce samuraja, ale nie były negatywnie nastawione. Spokojne, księżycowe ślepia ścigały jednak jak magnes, przyciągały do siebie tak, jak magnes powinien przyciągać opiłki żelaza - wydawał się pozornie ledwo zainteresowany nieznajomym. Pozornie, bo przecież, jakby na to nie patrzeć, był to obcy. Poza tym - samiec! Poszoł won, a nie, już się przykolegowywać będzie... Nie no żartuję.
Albo nie?
Samidare uniosła głowę w górę, by spojrzeć na wysokiego mężczyznę - może niezbyt wysokiego, ale z jej perspektywy większość ludzi była "wysoka". A już na pewno byli wysocy z perspektywy, w której znajdowała się obecnie - czyli niemal z poziomu ziemi. Wooow... woaaah..! Ale był śliczny..! Rozmarzony, nieosiągalny i ulotny, a mimo to wrażenie, że można go złapać, było tak silne..! Niebo zawsze było niezwykłe, obojętnie, w którym momencie życia na nie nie spojrzymy i z jakiego punktu - dlatego można było się w nim zakochać od razu. Podniosła się z uniesionymi rękoma zgiętymi w łokciach, trzymając bicepsy przy sobie i zwieszając dłonie w dół, którymi zamachała parę razy. Fujka. Śmierdziało teraz rybą, albo raczej - ładnie pachniało? Nie, to nadal był smród, zwłaszcza, kiedy uświadomiła sobie, że cały port wali tymi rybskami. I jakoś nawet nie krępowała się zbytnio, żeby ten płaszcz capnąć i schować pod nim wąskie ramiona.
- Bo tutaj nikt nie marznie! - Burknęła, zaciskając dłonie na płaszczu od wewnątrz, gwarantując, że materiał będzie teraz cudownie pachnieć. Nie żeby o tym nie pomyślała. Not a single fuck was given that day. - To są Wyspy, jesteśmy zahartowani i przyzwyczajeni do najcięższych warunków. - Pociągnęła nosem, spoglądając na samuraja spod byka... ale nie żeby jakoś szczególnie nieprzyjemnie. - Akurat jakiś przybysz zza morza będzie cokolwiek o tym wiedział, ts... - Odezwała się dziewczyna, która swoim wyglądem i psim towarzyszem nie pasowała tutaj w nawet najbardziej malutkim kawałeczku.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Port
Seinaru puścił jej spojrzenie w stylu "Nikt nie marznie? Czyżby?" Bez żadnych oporów oddał jej płaszcz, sam był w bardziej... pełnym ubraniu i zbroi i choć to też nie był najlepszy ubiór na te warunki, to przynajmniej nie miał cycków na wierzchu. Była całkiem ładna, można nawet powiedzieć że jedna z ładniejszych, z jakimi Seinaru miał do tej pory do czynienia. Dlatego jego początkowy animusz po prostu zniknął. Gdy odezwała się cała jego odwaga zrobiła puf! i już jej nie było. Seinaru założył jedną rękę za głowę z zakłopotaniem i lekko się zarumienił. Już, po jednym jej zdaniu.
- No tak... przepraszam, nie chciałem Cię urazić, po prostu... jakoś tak wyszło, jeszcze raz przepraszam... - Trochę plątał się w zeznaniach.
- Możesz go sobie zatrzymać jeśli chcesz... to znaczy nie mówię że chciałaś go ukraść i jesteś złodziejką, ja tylko chciałem... - Ty głupku! Po co tak paplasz co? Zestresował się, wszystko szło lawinowo. Chcąc się wyplątać z jednego głupstwa wpadał w drugie, jeszcze większe. Musiał się szybko ogarnąć i zmienić temat. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Czyli jesteście tutejsi? Nie widziałem tutaj nikogo podobnego, gdy niedawno odwiedzałem Hyuo, hue hue hue... - I po co ten śmiech na końcu? Jak stary idiota albo wujek siostrzenicy. Jak to możliwe, że o wiele mniej bał się walczyć z władcą piasku przed kilkutysięczną publiczności, a żołądek skręcał mu się podczas rozmowy z dziewczyną bawiącą się rybą na ziemi, gdy obserwował ich jedynie jej pies? Niezbadane są wyroki boskie.
- A jutro? Jutro jesteś wolna? - Ale przecież nawet nie powiedziała że dzisiaj jest zajęta! A może to on już dzisiaj nie miał czasu? Nie no, przecież jutro też jest zajęty... mamo ratuuuuuuj...
- Ah, nie przepraszam... nieważne... - Uśmiechnął się z widocznym na twarzy zawstydzeniem.
- No tak... przepraszam, nie chciałem Cię urazić, po prostu... jakoś tak wyszło, jeszcze raz przepraszam... - Trochę plątał się w zeznaniach.
- Możesz go sobie zatrzymać jeśli chcesz... to znaczy nie mówię że chciałaś go ukraść i jesteś złodziejką, ja tylko chciałem... - Ty głupku! Po co tak paplasz co? Zestresował się, wszystko szło lawinowo. Chcąc się wyplątać z jednego głupstwa wpadał w drugie, jeszcze większe. Musiał się szybko ogarnąć i zmienić temat. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Czyli jesteście tutejsi? Nie widziałem tutaj nikogo podobnego, gdy niedawno odwiedzałem Hyuo, hue hue hue... - I po co ten śmiech na końcu? Jak stary idiota albo wujek siostrzenicy. Jak to możliwe, że o wiele mniej bał się walczyć z władcą piasku przed kilkutysięczną publiczności, a żołądek skręcał mu się podczas rozmowy z dziewczyną bawiącą się rybą na ziemi, gdy obserwował ich jedynie jej pies? Niezbadane są wyroki boskie.
- A jutro? Jutro jesteś wolna? - Ale przecież nawet nie powiedziała że dzisiaj jest zajęta! A może to on już dzisiaj nie miał czasu? Nie no, przecież jutro też jest zajęty... mamo ratuuuuuuj...
- Ah, nie przepraszam... nieważne... - Uśmiechnął się z widocznym na twarzy zawstydzeniem.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Port
On jej puścił spojrzenie w stylu "czyżby", a ona... łooo..! Przymrużyła duże, złote oczy o nienaturalnych, kocich źrenicach, odpowiadając na to spojrzenie swoim hardym. Wcale nie morderczym! Ani troszeczkę. Jego ewentualna morderczość wynikała tylko z jadowitości koloru tęczówek dziewczyny, które chyba naginały światło dnia i biły swoim własnym blaskiem, bo niby czemu nie? Bo mogły. Skoro już i tak były jak ślepia żmii nie pozostawało im nic innego, jak oddać hołd swojemu własnemu wyglądowi i przyczynić się do tego, by wypaść jak najlepiej. Jak to już większość ludzi chciała wypadać przy tym pierwsyzm spotkaniu. No chyba że miałeś to gdzieś i wolałeś, no nie wiem, na przykład: pobawić się rybom. Śliską, zimną rybą, która już nawet nie miała zbyt wielu sił na szamotanie się. Biedna zamarła w bezruchu i tylko jej dziób otwierał się i zamykał, kiedy starała się przemielić niezbędny do życia tlen. Kobieta wyprostowała się (chyba kobieta, ciężko było stwierdzić jej wiek) i zaplotła ręce na klatce piersiowej, ale pod płaszczem. Nie śpieszyła się z wystawianiem ich na zewnątrz. Tak więc: czyżby? Przecież to, że porwała od razu bardzo chętnie płaszcz od nieznajomego o niczym nie świadczyło! Nie było nawet najmniejszym potwierdzeniem na marznięcie, zresztą - nie ma zdjęć, nie ma dowodu.
- Co, że niby kłamię? - Zapyskowała na jego wyraz twarzy, szczekając jeszcze zanim biedaczek zdążył się odezwać.
Ponoć tak jest, że małe chomiki szczekają najgłośniej... nie, wait. To chyba nie chodziło o chomiki. Będzie mu tu fikał jakiś dziwak z kijaszkiem, co wyglądał jakby nie przespał paru nocy i dlatego teraz miał problemy z zebraniem swojego mózgu do kupy. Optymistycznie zakładając, że jakikolwiek posiadał, ale be my gest! To znaczy "be Samidare gest". - Słusznie. - O, proszę, jaka harda! Jeszcze przyznała, że samuraj ma za co przepraszać, z bardzo poważną zresztą miną - bo miał! I mogła być taka harda i twarda, bo przecież nikt nikogo by nie zaatakował w środku miasta! ... prawda? Zresztą nawet jeśli to awanturnictwo leżało w jej naturze. Te delikatne, żeby nie było wątpliwości... chyba delikatne. Bo jak na razie to delikatności w niej było tyle, co nic. Tyle, co w samej sylwetce. I... i pewnie obruszałaby się i pyskowała dalej, gdyby nie fakt, że na policzkach Seinaru wykwitły słodziutkie, różowiutkie rumieńce. Chwilowa konsternacja. Stop. Rumieńcie. Skąd, gdzie, po co, jak? W spowolnionym tempie dotarło do niej, że w sumie podszedł do niej jakiś nieznajomy, podał płaszcz i teraz... się rumienił - i był autentycznie zawstydzony.
- O. - Odezwała się mało inteligentnie, dość cicho, ale przynajmniej przestała tak przeszywać biedaka spojrzeniem. Przestała, bo najpierw przyszło zastanowienie, a potem bardzo gładko jej wąskie wargi rozciągnęły się do szerokiego uśmiechu obnażającego ostre kły, który dodał paru blasków do mieniących się, złotych ocząt. - Jaasnee... - Nagle Samidare wydawała się bardzo z siebie zadowolona. Chociaż raczej była rozbawiona. - Dobra, dobra, ściągnij lejce, Romeo, prezentów nie przyjmuję na pierwszej randce. - Delikatność? Delikatność słonia w składzie porcelany, nie mniej nie więcej. Miała ochotę wyciągnąć ręce i złapać go za policzki, by je ponaciągać, te słodko zaróżowione, ale się powstrzymała. Może to jakiś zboczeniec, a ona jakby nigdy nic wdała się z nim w pogawędkę. Nikt normalny przecież nie oddaje swojego płaszcza! Gdyby miała trochę mniej wyparzoną gębę to zastanowiłaby się też nad tym, co mówi. Nie żeby żałowała. Po prostu lepiej było uważać na takich typów. Nie wiadomo, co im strzeli zaraz do łba. Zamrugała. Rany, gość był naprawdę dziwny. Może bezpieczniej byłoby się ulotnić? Pewnie tak. Tylko że miała chyba za dobry ubaw, przynajmniej jak na tą chwilę, widząc, jak biedny chłopaczek plącze się w zeznaniach, spina i bardzo wyraźnie... stara się zagadać z jakimś polotem. Co kompletnie mu nie wychodziło, ale przecież właśnie dlatego było tak śmiesznie. Nawiedzeniec, MASAKRA. - No już, już, wdech-wydech. Wiem, że jestem piękna i wspaniała, ale bez przesady, bo jeszcze ci się to, czym myślisz przepali. - Nie nowością, że faceci mózgiem akurat nie rozumowali. Bosz, ale to naprawdę było kawaii! W pewnym sensie. W granicach tego, gdzie Samidare mimo wszystko miała jakieś granice lubienia "słodkich" rzeczy. Słodkie kotki były super. Słodkie pieski były super. Ale za słodkiego pieska uznawała te szczeniaki, które w przyszłości rosły do tych, które jednym chapnięciem paszczy miażdżyły ludzkie kości, więc... oh well. Dziewczyna obejrzała się z tym paskudnym uśmieszkiem na Ninkena, a ten, daje słowo!, wzruszył ramionami! Albo wzruszyłby nimi, gdyby je miał. Dlatego ten pseudo-gest był odczuwalny tylko dla niej. I zaraz potem zbliżyła się o krok, przymrużając zalotnie oczęta i uśmiechając się też bardziej... zalotnie. Drapieżnie. Niemal tykała klatkę piersiową mężczyzny, kiedy pochyliła się w jego kierunku. - Może jestem, słodziaku... A gdybym była wolna, to co chciałbyś ze mną porobić, hmm..? - Obniżyła specjalnie głos, by brzmiał tak... intymnie. Tak, robiła sobie z niego jaja. I naprawdę świetnie się przy tym bawiła!
- Co, że niby kłamię? - Zapyskowała na jego wyraz twarzy, szczekając jeszcze zanim biedaczek zdążył się odezwać.
Ponoć tak jest, że małe chomiki szczekają najgłośniej... nie, wait. To chyba nie chodziło o chomiki. Będzie mu tu fikał jakiś dziwak z kijaszkiem, co wyglądał jakby nie przespał paru nocy i dlatego teraz miał problemy z zebraniem swojego mózgu do kupy. Optymistycznie zakładając, że jakikolwiek posiadał, ale be my gest! To znaczy "be Samidare gest". - Słusznie. - O, proszę, jaka harda! Jeszcze przyznała, że samuraj ma za co przepraszać, z bardzo poważną zresztą miną - bo miał! I mogła być taka harda i twarda, bo przecież nikt nikogo by nie zaatakował w środku miasta! ... prawda? Zresztą nawet jeśli to awanturnictwo leżało w jej naturze. Te delikatne, żeby nie było wątpliwości... chyba delikatne. Bo jak na razie to delikatności w niej było tyle, co nic. Tyle, co w samej sylwetce. I... i pewnie obruszałaby się i pyskowała dalej, gdyby nie fakt, że na policzkach Seinaru wykwitły słodziutkie, różowiutkie rumieńce. Chwilowa konsternacja. Stop. Rumieńcie. Skąd, gdzie, po co, jak? W spowolnionym tempie dotarło do niej, że w sumie podszedł do niej jakiś nieznajomy, podał płaszcz i teraz... się rumienił - i był autentycznie zawstydzony.
- O. - Odezwała się mało inteligentnie, dość cicho, ale przynajmniej przestała tak przeszywać biedaka spojrzeniem. Przestała, bo najpierw przyszło zastanowienie, a potem bardzo gładko jej wąskie wargi rozciągnęły się do szerokiego uśmiechu obnażającego ostre kły, który dodał paru blasków do mieniących się, złotych ocząt. - Jaasnee... - Nagle Samidare wydawała się bardzo z siebie zadowolona. Chociaż raczej była rozbawiona. - Dobra, dobra, ściągnij lejce, Romeo, prezentów nie przyjmuję na pierwszej randce. - Delikatność? Delikatność słonia w składzie porcelany, nie mniej nie więcej. Miała ochotę wyciągnąć ręce i złapać go za policzki, by je ponaciągać, te słodko zaróżowione, ale się powstrzymała. Może to jakiś zboczeniec, a ona jakby nigdy nic wdała się z nim w pogawędkę. Nikt normalny przecież nie oddaje swojego płaszcza! Gdyby miała trochę mniej wyparzoną gębę to zastanowiłaby się też nad tym, co mówi. Nie żeby żałowała. Po prostu lepiej było uważać na takich typów. Nie wiadomo, co im strzeli zaraz do łba. Zamrugała. Rany, gość był naprawdę dziwny. Może bezpieczniej byłoby się ulotnić? Pewnie tak. Tylko że miała chyba za dobry ubaw, przynajmniej jak na tą chwilę, widząc, jak biedny chłopaczek plącze się w zeznaniach, spina i bardzo wyraźnie... stara się zagadać z jakimś polotem. Co kompletnie mu nie wychodziło, ale przecież właśnie dlatego było tak śmiesznie. Nawiedzeniec, MASAKRA. - No już, już, wdech-wydech. Wiem, że jestem piękna i wspaniała, ale bez przesady, bo jeszcze ci się to, czym myślisz przepali. - Nie nowością, że faceci mózgiem akurat nie rozumowali. Bosz, ale to naprawdę było kawaii! W pewnym sensie. W granicach tego, gdzie Samidare mimo wszystko miała jakieś granice lubienia "słodkich" rzeczy. Słodkie kotki były super. Słodkie pieski były super. Ale za słodkiego pieska uznawała te szczeniaki, które w przyszłości rosły do tych, które jednym chapnięciem paszczy miażdżyły ludzkie kości, więc... oh well. Dziewczyna obejrzała się z tym paskudnym uśmieszkiem na Ninkena, a ten, daje słowo!, wzruszył ramionami! Albo wzruszyłby nimi, gdyby je miał. Dlatego ten pseudo-gest był odczuwalny tylko dla niej. I zaraz potem zbliżyła się o krok, przymrużając zalotnie oczęta i uśmiechając się też bardziej... zalotnie. Drapieżnie. Niemal tykała klatkę piersiową mężczyzny, kiedy pochyliła się w jego kierunku. - Może jestem, słodziaku... A gdybym była wolna, to co chciałbyś ze mną porobić, hmm..? - Obniżyła specjalnie głos, by brzmiał tak... intymnie. Tak, robiła sobie z niego jaja. I naprawdę świetnie się przy tym bawiła!
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Port
Oh myyyy... chyba trafił na niezła minę... Seinaru nie zdążył nawet zrobić jednego kroku w tył, a ta już była przy nim. Poczuł nawet lekki powiew wiatru od tego ruchu, zapachniało rybką. Czego tak naprawdę chciała? A czego w ogóle chciał od niej Seinaru? Po co w ogóle się zbliżył, po co mierzył się z tą misją S+?
- Nie, źle mnie zrozumiałaś... - Naprawdę, to wcale nie było tak, że nie myślał teraz głową. Po prostu nigdy nie wychodziła mu rozmowa z płcią przeciwną, zwłaszcza gdy ta płeć była taka nieskrępowana i swobodna, prawie od razu go przytłaczała. Kei wiedział już, że od tego momentu będzie cały czas w obronie i strasznie ubolewał nad swoim marnym położeniem. Niemniej jednak w końcu mu się udało. Zrobił kroczek w tył. Wdech, wydech.
- Nie, naprawdę nie ma żadnego problemu, możesz go zatrzymać. Poza tym i tak już śmierdzi rybą. - Nawet nie zdawał sobie sprawy, co przed chwilą powiedział, że było to bezczelne i nie na miejscu, jednak teraz w ogóle tego nie zakodował i wypowiedział te słowa całkiem swobodnie. Serce waliło mu już nieco mniej, pierwsze zaszokowanie dźwiękiem kobiecego głosu chyba mijało. Dlatego też samuraj zebrał się na jeszcze kilka zdań.
- Ah... i nie nazywam się Romeo, musiałaś mnie z kimś pomylić. Ja jestem SEI-NA-RU. - Wskazał na siebie palcem sylabizując.
- Seinaru Kei, przyjechałem na turniej do Hanamury, a tutaj w dzielnicy Ranmaru mieszka mój przyjaciel, który zaoferował mi nocleg. - Oh właśnie, przecież zmierzał tutaj do Shijimy! Przez te kilka minut w ogóle zapomniał o bożym świecie, dlatego teraz ta myśl wydawała się naprawdę bardzo świeża i nowa.
- Przepraszam Cię, tak mi się tylko wymsknęło, niczego nie chcę jutro z Tobą robić... - Znowu to samo. Niczego nie chciał z nią robić, czy po prostu chciał jej powiedzieć, że niczego nie chce? Bosh, jakie to skomplikowane...
- I ogólnie to mam bardzo napięty grafik, a potem wypływam. Nie wiem, naprawdę nie wiem... - Ostatnia kąpiel w Onsenie nie wskazywała wcale na jego pośpiech, ale Kei i tak wiedział, że długo tutaj nie zabawi. Mimo, że był teraz w iście dobrym humorze po ostatniej rozmowie z Shijimą, to musiał przyznać, że nieznajoma panna nieco zbiła go z pantałyku.
- Nie, źle mnie zrozumiałaś... - Naprawdę, to wcale nie było tak, że nie myślał teraz głową. Po prostu nigdy nie wychodziła mu rozmowa z płcią przeciwną, zwłaszcza gdy ta płeć była taka nieskrępowana i swobodna, prawie od razu go przytłaczała. Kei wiedział już, że od tego momentu będzie cały czas w obronie i strasznie ubolewał nad swoim marnym położeniem. Niemniej jednak w końcu mu się udało. Zrobił kroczek w tył. Wdech, wydech.
- Nie, naprawdę nie ma żadnego problemu, możesz go zatrzymać. Poza tym i tak już śmierdzi rybą. - Nawet nie zdawał sobie sprawy, co przed chwilą powiedział, że było to bezczelne i nie na miejscu, jednak teraz w ogóle tego nie zakodował i wypowiedział te słowa całkiem swobodnie. Serce waliło mu już nieco mniej, pierwsze zaszokowanie dźwiękiem kobiecego głosu chyba mijało. Dlatego też samuraj zebrał się na jeszcze kilka zdań.
- Ah... i nie nazywam się Romeo, musiałaś mnie z kimś pomylić. Ja jestem SEI-NA-RU. - Wskazał na siebie palcem sylabizując.
- Seinaru Kei, przyjechałem na turniej do Hanamury, a tutaj w dzielnicy Ranmaru mieszka mój przyjaciel, który zaoferował mi nocleg. - Oh właśnie, przecież zmierzał tutaj do Shijimy! Przez te kilka minut w ogóle zapomniał o bożym świecie, dlatego teraz ta myśl wydawała się naprawdę bardzo świeża i nowa.
- Przepraszam Cię, tak mi się tylko wymsknęło, niczego nie chcę jutro z Tobą robić... - Znowu to samo. Niczego nie chciał z nią robić, czy po prostu chciał jej powiedzieć, że niczego nie chce? Bosh, jakie to skomplikowane...
- I ogólnie to mam bardzo napięty grafik, a potem wypływam. Nie wiem, naprawdę nie wiem... - Ostatnia kąpiel w Onsenie nie wskazywała wcale na jego pośpiech, ale Kei i tak wiedział, że długo tutaj nie zabawi. Mimo, że był teraz w iście dobrym humorze po ostatniej rozmowie z Shijimą, to musiał przyznać, że nieznajoma panna nieco zbiła go z pantałyku.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Port
W całej dziwaczności nieznajomego i tym, że kompletnie nie był w jej typie, jedno musiała mu przyznać - całkiem nieźle pachniał. Przynajmniej jeśli przebiło się przez smród pozostawiony przez piach i pot, którym nasiąknęły jego ciuchy. Ciuchy - płaszcz już nie. Płaszcz teraz miał największą ambicję do tego, by samemu przeobrazić się w rybę, bo przecież jego mama, która bardzo pieczołowicie szyła go wieczorami, mówiła mu, że może zostać kim chce. Kolorek by się nawet zgadzał. Zresztą doskonale widziała, że jest tutaj w ofensywie, no rejczel! Zawsze była! Nawet jak nie była - to była. Kobiety miały to do siebie, że biedni mężczyźni zazwyczaj nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, kiedy z łowców zamieniali się w ofiary, albo raczej tego, że tymi ofiarami byli od początku - ku czci płci słabszej! Oh wait. To miało być jakoś tak, że kobiety to w sumie w ogóle mężczyzn nie potrzebowały..? Na szczęście dziewczyna nie miała tak szalonych pomysłów w głowie, a co za tym idzie - feministycznych zapędów. Skoro tak fajnie można było sobie kicać za panami, jak lisek za zajączkami, które co odważniejsze wychylały się z norek, a co jeszcze bardziej odważne wyskakiwały z nich w całości i podskakiwały, to jak mogłaby sobie tego odmówić? Musiałaby być o jakieś trzy tony mniej złośliwa. I o wiele mniej znudzona.
- Nie bój się, to boli tylko za pierwszym razem. - Zamruczała słodko, z tym drapieżnym uśmieszkiem z przymrużonymi ślepiami kobry, których nie odrywała od twarzy zarumienionego mężczyzny - mężczyzny, którego imienia w ogóle nie znała, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Parę literek niewiele zmieniało - zwłaszcza, gdy się ich nie znało. I dlatego czasami lepiej nawet było ich nie znać. Wtedy relacja była zupełnie wolna, niezobowiązująca. Pomijając zupełnie to, że chyba jej się coś role poplątały, bo takim tekstem to raczej nie kobieta powinna zarzucać... no nie? I wtedy samuraj przyznał się do swojej defensywy i grzecznie wycofał do tyłu - o, jeden kroczek..! A Sami zrobiła jeden kroczek za nim, przestępując nad rybą. Bardzo gładko, jakby zaprogramowano ją na dopasowywanie się do ruchów Keia i ustawiono tak, by powtarzała te jego płynnie i od razu. Uściślając - nie była ani trochę skrępowana tą bliskością. Dziwne by było, w końcu to ona zaczęła prowokować tą dziwaczną sytuacją stawiającą ciemnowłosego w kącie.
- Nie bardziej niż twoje ubrania potem, więc pasowałby idealnie! - Uspokoiła go i poklepała po policzku, prostując się wreszcie, by przestać aż tak zaburzać jego przestrzeń, chociaż nie odsunęła się. Nadal byli niepokojąco blisko siebie. To znaczy - dla niego niepokojąco. Dla niej całkiem zabawnie. Seinaru wydawał się kompletnie niegroźny, od początku do końca. Nie oznaczało to, że nie brała poprawki na to, że ewidentnie BYŁ shinobim. Zbroja, kij, tanto, torba... i mięśnie ramion, które teraz były na widoku, gdy ściągnął płaszcz. - No i po co mi płaszcz śmierdzący rybą? Fuj. - Zmarszczyła nieco nos i wygięła usteczka w podkówkę na moment. I to wcale nie tak, że tą rąsią pachnącą rybką przed chwilą go poklepała. Nie, coś ty. - No i... jest zielony. - Złapała za kawałek materiału i podciągnęła się, by mu się przyjrzeć. Ale w sumiee..! Był taki cieplusii i taki dużusii i pachniał menszczyznom. - Ale biorę, skoro już tak bardzo prosisz! - Uśmiechnęła się szeroko, nawiązując znów kontakt wzrokowy. Lubiła gromadzić zdobycze w postaci męskiej garderoby. Każdy miał swoje fetysze, a z jej wszystkich ten był chyba najmniej groźny.
- Tak, tak, RO-ZU-MIEM. - Puściła płaszczyk, który prawie zamiatał ziemię przy jej wzroście. No i bardziej przypominał na niej prześcieradło na wielkie łóżko niż płaszcz, kompletnie w nim tonęła. Good, będzie mogła się nim opatulić dwa razy.- Jesteś przy okazji nieoczytanym prostakiem, o! - Wytknęła mu. - Ooo..! To przepraszam, musiałam źle zinterpretować twoje intencje, rzeczywiście! - No tak, mówił, że nie to miał na myśli! - Przepraszam, naprawdę... nie wiedziałam, że jesteś odmiennej orientacji. - Wydawało się, że mówi poważnie i jest jej naprawdę trochę przykro i głupio, że walnęła taką pomyłkę, ale how about: no. Nadal darła sobie łacha z biednego samuraja. - Szeregowa Cesarstwa Shirai Samidare. - Zasalutowała typowym dla Cesarstwa pozdrowieniem, prostując się i przykładając rękę do klatki piersiowej.
- Kto ci niby kazał cokolwiek ze mną robić? - Uniosła lekko brwi, trochę zdziwiona, ale rozbawiona kolejnym dziwacznym tekstem. Serio, ten koleś tak na poważnie? - Gdybym miała serce powiedziałabym, że zraniłeś moje uczucia! Uf, jak to dobrze, że go nie mam. - Pokiwała lekko głową, spoglądając na Keia znacząco. - Nie chcę cię rozczarować,
ale rozejrzyj się - czy widzisz kogoś, kogo obchodzi twój napięty grafik? - Rozłożyła ramiona, szczerząc znów kiełki w uśmiechu. - Ja nie. - Zaraz te ręce znów schowała pod płaszcz i schyliła się po rybę, obracając się do wilczura, do którego zrobiła jeden krok, by rzucić mu rybę. Złapał ją w paszczę i połknął właściwie w całości, szczerząc białe kły, po czym oblizał, stawiając uszy na sztorc, jakby z nowym zainteresowaniem przyglądając się rozmawiającym. Dziewczyna już się nie obejrzała, najwyraźniej straciła zainteresowanie, skoro jawnie obwieściłeś, że jesteś bardzo zajętym człowiekiem z bardzo napiętym grafikiem.
- Nie bój się, to boli tylko za pierwszym razem. - Zamruczała słodko, z tym drapieżnym uśmieszkiem z przymrużonymi ślepiami kobry, których nie odrywała od twarzy zarumienionego mężczyzny - mężczyzny, którego imienia w ogóle nie znała, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Parę literek niewiele zmieniało - zwłaszcza, gdy się ich nie znało. I dlatego czasami lepiej nawet było ich nie znać. Wtedy relacja była zupełnie wolna, niezobowiązująca. Pomijając zupełnie to, że chyba jej się coś role poplątały, bo takim tekstem to raczej nie kobieta powinna zarzucać... no nie? I wtedy samuraj przyznał się do swojej defensywy i grzecznie wycofał do tyłu - o, jeden kroczek..! A Sami zrobiła jeden kroczek za nim, przestępując nad rybą. Bardzo gładko, jakby zaprogramowano ją na dopasowywanie się do ruchów Keia i ustawiono tak, by powtarzała te jego płynnie i od razu. Uściślając - nie była ani trochę skrępowana tą bliskością. Dziwne by było, w końcu to ona zaczęła prowokować tą dziwaczną sytuacją stawiającą ciemnowłosego w kącie.
- Nie bardziej niż twoje ubrania potem, więc pasowałby idealnie! - Uspokoiła go i poklepała po policzku, prostując się wreszcie, by przestać aż tak zaburzać jego przestrzeń, chociaż nie odsunęła się. Nadal byli niepokojąco blisko siebie. To znaczy - dla niego niepokojąco. Dla niej całkiem zabawnie. Seinaru wydawał się kompletnie niegroźny, od początku do końca. Nie oznaczało to, że nie brała poprawki na to, że ewidentnie BYŁ shinobim. Zbroja, kij, tanto, torba... i mięśnie ramion, które teraz były na widoku, gdy ściągnął płaszcz. - No i po co mi płaszcz śmierdzący rybą? Fuj. - Zmarszczyła nieco nos i wygięła usteczka w podkówkę na moment. I to wcale nie tak, że tą rąsią pachnącą rybką przed chwilą go poklepała. Nie, coś ty. - No i... jest zielony. - Złapała za kawałek materiału i podciągnęła się, by mu się przyjrzeć. Ale w sumiee..! Był taki cieplusii i taki dużusii i pachniał menszczyznom. - Ale biorę, skoro już tak bardzo prosisz! - Uśmiechnęła się szeroko, nawiązując znów kontakt wzrokowy. Lubiła gromadzić zdobycze w postaci męskiej garderoby. Każdy miał swoje fetysze, a z jej wszystkich ten był chyba najmniej groźny.
- Tak, tak, RO-ZU-MIEM. - Puściła płaszczyk, który prawie zamiatał ziemię przy jej wzroście. No i bardziej przypominał na niej prześcieradło na wielkie łóżko niż płaszcz, kompletnie w nim tonęła. Good, będzie mogła się nim opatulić dwa razy.- Jesteś przy okazji nieoczytanym prostakiem, o! - Wytknęła mu. - Ooo..! To przepraszam, musiałam źle zinterpretować twoje intencje, rzeczywiście! - No tak, mówił, że nie to miał na myśli! - Przepraszam, naprawdę... nie wiedziałam, że jesteś odmiennej orientacji. - Wydawało się, że mówi poważnie i jest jej naprawdę trochę przykro i głupio, że walnęła taką pomyłkę, ale how about: no. Nadal darła sobie łacha z biednego samuraja. - Szeregowa Cesarstwa Shirai Samidare. - Zasalutowała typowym dla Cesarstwa pozdrowieniem, prostując się i przykładając rękę do klatki piersiowej.
- Kto ci niby kazał cokolwiek ze mną robić? - Uniosła lekko brwi, trochę zdziwiona, ale rozbawiona kolejnym dziwacznym tekstem. Serio, ten koleś tak na poważnie? - Gdybym miała serce powiedziałabym, że zraniłeś moje uczucia! Uf, jak to dobrze, że go nie mam. - Pokiwała lekko głową, spoglądając na Keia znacząco. - Nie chcę cię rozczarować,
ale rozejrzyj się - czy widzisz kogoś, kogo obchodzi twój napięty grafik? - Rozłożyła ramiona, szczerząc znów kiełki w uśmiechu. - Ja nie. - Zaraz te ręce znów schowała pod płaszcz i schyliła się po rybę, obracając się do wilczura, do którego zrobiła jeden krok, by rzucić mu rybę. Złapał ją w paszczę i połknął właściwie w całości, szczerząc białe kły, po czym oblizał, stawiając uszy na sztorc, jakby z nowym zainteresowaniem przyglądając się rozmawiającym. Dziewczyna już się nie obejrzała, najwyraźniej straciła zainteresowanie, skoro jawnie obwieściłeś, że jesteś bardzo zajętym człowiekiem z bardzo napiętym grafikiem.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Port
Modowe przepychanki na razie zostały chyba zakończone, dziewczyna w końcu wzięła od niego śmierdzący płaszcz, którego wcale nie chciał już z powrotem. Jak będzie chciała może przecież oddać w każdej chwili. Niemniej jednak, jego zakłopotanie troszeczkę ustępowało. Po prostu się przyzwyczajał. Rudzielec powoli tracił właściwe sobie kobiece cechy boskie, a zyskiwał coraz więcej ludzkich. Seinaru zauważył na przykład, że ona też ma dwie ręce, dwie nogi i głowę, a nie nietykalne obszary świętości na które naciągnięto skórę. Jednym słowem - coraz bardziej się ośmielał.
- Zielony to mój ulubiony. - Uśmiechnął się. Tak, zielony relaksował, zielony przypominał Teiz, zielony for the win.
Gdy jednak zasugerowała mu, że jest... odmiennej orientacji? Oh, tym się nie przejął, bardziej speszony byłby wtedy, gdyby znowu zarzucała mu próbę uwiedzenia. Bycie gejem w świecie pełnym kobiet, z którymi za grosz nie umie się rozmawiać... hmmm... to nawet bardzo wygodne. Przez głowę przemknął mu Shi, akurat w tym momencie. NIE. Nie, nie, nie, to nigdy się nie stanie. Kei był zdecydowanie tradycjonalistą jeśli chodzi o swoją orientację seksualną, jednak sam miał w tej kwestii zerowe doświadczenie. Czasem w głowie, w alternatywnej rzeczywistości stawiał się w roli głowy rodziny i choć nie spodziewał się, że stanie się to szybko, to jednak zawsze w tych wizjach miał żonę, a nie męża.
- Oh, nie, ja nie jestem gejem... - Ufff... cieszył się, że w ostatniej chwili zdążył dokończyć tłumaczenie. Nie miał ochoty na komedię pomyłek, zwłaszcza w obcym kraju, gdzie aktualnie przebywa naprawdę sporo ludzi. Wracając jednak do rozmowy, jej ranga zrobiła na nim średnie wrażenie, tym bardziej, że jego najlepszy przyjaciel piastował w cesarskim wojsku wyższą funkcję.
A bo ja znam takiego jednego, i on jest lepszy od Ciebie!
- Spocznij, szeregowa... - Powiedział z praktycznie zerową ekscytacją tym najniższym stanowiskiem.
Uśmiechnął się na jej deklaracje o braku serca, braku zainteresowania i w ogóle na manifestację tej niezależności. Oglądał przez chwilę, jak jej pies chapnął cała rybę bez oglądania się na jakikolwiek psi savoir-vivre, a następnie... chyba chciał więcej? Na pewno tak, takie bestie nie najadają się jedną sztuką.
- Okej, w takim razie będę już leciał. Miło było poznać, Szeregowa. - Machnął platonicznie na pożegnanie jej plecom. Odszedł kilka kroków, zatrzymał się w miejscu i obrócił na pięcie. Wóz albo przewóz. Wrócił do niej.
- Właściwie to dzisiaj do wieczora jestem jeszcze niezbyt zajęty. Ty nie masz ochoty na rybę?
- Zielony to mój ulubiony. - Uśmiechnął się. Tak, zielony relaksował, zielony przypominał Teiz, zielony for the win.
Gdy jednak zasugerowała mu, że jest... odmiennej orientacji? Oh, tym się nie przejął, bardziej speszony byłby wtedy, gdyby znowu zarzucała mu próbę uwiedzenia. Bycie gejem w świecie pełnym kobiet, z którymi za grosz nie umie się rozmawiać... hmmm... to nawet bardzo wygodne. Przez głowę przemknął mu Shi, akurat w tym momencie. NIE. Nie, nie, nie, to nigdy się nie stanie. Kei był zdecydowanie tradycjonalistą jeśli chodzi o swoją orientację seksualną, jednak sam miał w tej kwestii zerowe doświadczenie. Czasem w głowie, w alternatywnej rzeczywistości stawiał się w roli głowy rodziny i choć nie spodziewał się, że stanie się to szybko, to jednak zawsze w tych wizjach miał żonę, a nie męża.
- Oh, nie, ja nie jestem gejem... - Ufff... cieszył się, że w ostatniej chwili zdążył dokończyć tłumaczenie. Nie miał ochoty na komedię pomyłek, zwłaszcza w obcym kraju, gdzie aktualnie przebywa naprawdę sporo ludzi. Wracając jednak do rozmowy, jej ranga zrobiła na nim średnie wrażenie, tym bardziej, że jego najlepszy przyjaciel piastował w cesarskim wojsku wyższą funkcję.
A bo ja znam takiego jednego, i on jest lepszy od Ciebie!
- Spocznij, szeregowa... - Powiedział z praktycznie zerową ekscytacją tym najniższym stanowiskiem.
Uśmiechnął się na jej deklaracje o braku serca, braku zainteresowania i w ogóle na manifestację tej niezależności. Oglądał przez chwilę, jak jej pies chapnął cała rybę bez oglądania się na jakikolwiek psi savoir-vivre, a następnie... chyba chciał więcej? Na pewno tak, takie bestie nie najadają się jedną sztuką.
- Okej, w takim razie będę już leciał. Miło było poznać, Szeregowa. - Machnął platonicznie na pożegnanie jej plecom. Odszedł kilka kroków, zatrzymał się w miejscu i obrócił na pięcie. Wóz albo przewóz. Wrócił do niej.
- Właściwie to dzisiaj do wieczora jestem jeszcze niezbyt zajęty. Ty nie masz ochoty na rybę?
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Port
Czasami słuchasz kogoś, a mimo to słyszysz coś zupełnie innego, niż on w rzeczywistości powiedział. To nie była kwestia tego, że nie słuchasz, że masz problemy ze słuchem - nie, po prostu jesteś nieogarnięty. Tak delikatnie, żeby nie było wątpliwości, że kogokolwiek próbuję obrazić. Twój umysł funkcjonuje na dziwnych obrotach i za bardzo nie nadąż na bieżąco, z uwagą, przetwarzać faktów - dlatego słyszysz, ale nie przyswajasz. Albo czytasz i źle połączyłeś literki. Bo wiecie, żaden człowiek nie czyta dokładnie każdej literki, umysl, niesamowite narzędzie, w które zostaliśmy zaopatrzeni, bierze pierwsze literki, ostatnie, powierzchownie zerka na to, co zostało przed nim postawione i łączy je automatycznie sam w słowo. Wszystko pięknie fajnie, zazwyczaj przez to wynikają nieporozumienia, albo ktoś w ścianie tekstu nie doczyta, że w sumie rzucany jest w niego kunai, wiesz jak jest - raz sobie żyjesz, raz umierasz, takie sytuacje, ale czasami, bardzo rzadko, myślisz sobie - oh, to jest to! To jest lepsze nawet od oryginału! Tak było i w tym wypadku.
Dlatego miodowe przepychanki zostały chyba zakończone.
Słodkie i przyjemne, chociaż zależy dla której strony, ale gdyby którejkolwiek to przeszkadzało, nie trwaliby tu i teraz, tylko rozeszli się w swoje strony - i tak chyba miało być. Semidare bez skrępowań naruszała ściany (naruszała? Wpierdalała się w nie młotem, stając na ruinach, w kłębach dymu, podparta pod boki), bo mogła. Nikt najwyraźniej dotychczas nie dał jej wystarczająco mocno w pysk, krzycząc, żeby się ogarnęła. Albo po prostu nikt tego dania w pysk nie przeżył. Ciężko stwierdzić. Tak czy siak - Seinaru się coraz bardziej ośmielał, a ona coraz bardziej traciła zainteresowanie - głównie dlatego, że on przestał reagować, albo raczej - zaczął reagować normalnie. Nudy. Czyli o tym, jak pozbyć się w szkole bullingu. Gdyby ta dwójka połączyła siły wyszłaby z tego całkiem niezła książka, która za jakieś 1700 lat (pi razy drzwi) cieszyłaby się fantastycznym powodzeniem. Cóż, trzeba myśleć przyszłościowo, budować pomniki trwalsze niż ze spiżu itepe, ciesząc się tym, że może akurat nasze pra pra pra pra (...) prawnuki dorobią się na naszej pracy, a my..? My po prostu żywmy się dumą i nadziejami.
- Ciężko nie zauważyć. - Przejechała spojrzeniem po jego sylwetce, mówiąc trochę kwaśno. Nie żeby nie lubiła zielonego, ale... nie lubiła zielonego. Był wszędzie. Zasrane kwiatuszki były zielone, obszczana trawa była zielona, wszystko potrafiło być kuźwa zielone. I o ile trawka była spoko to jakoś jej nadmiar sprawiał, że Samidare całkiem nieźle czuła się nie będąc dodatkowo odzianą w kolory pochodne od trawy. Albo marudziła jak kobieta z PMS, bo CIĄGLE JĄ COŚ BOLAŁO. I wkurzało ją to coraz bardziej, błędne koło, bo im bardziej się wkurzała tym bardziej bolało..! I tak w kółko. Seinaru na moment oderwał ją od tego uczucia, ale wraz ze spadkiem zainteresowania - wracał świat rzeczywisty. Może dlatego była taka wredna. A może po prostu była wredna - prawdziwa zołza, silna, niezależna kobieta z ko... z psem.
Bla, bla, bla, szeregowa, bla, bla...
- Sam jesteś spocznij, cywilu. - Nie powiedziała tego ze zbytnim przekąsem, raczej uśmiechnęła pod nosem, bo spodobała jej się ta odzywka. Zwłaszcza w tonie, w jakim znajomo-nieznajomy ją wypowiedział. Machnęła mu ręką od niechcenia, robiąc kolejne kroki w stronę wilczura. Nie lubił dotyku. Zawsze ograniczał go do minimum i rudej to pasowało. Cały ten wilczur jej pasował. Był jak druga połówka, bez której nie mogłaby istnieć. Słyszała już pierwsze kroki Keia, który odchodził w swoją stronę.
Trzy, dwa, jeden...
- A mi próbują wmówić, że to kobiety są niezdecydowane. - Złotooka siedziała już na grzbiecie wilczura, spoglądając z krzywym uśmieszkiem na bruneta - ale pozytywnym, żeby nie było wątpliwości. Tylko w sumie ciężko było zrozumieć, co dokładnie miał oznaczać. - Często tak obchodzisz się z ludźmi? - Semidare wydawało się, że ten mężczyzna ma poważne problemy. Psychiczne problemy. Może był jakiś upośledzony? Albo po prostu niezbyt inteligentny? Nawet te jego patrzałki nie wydawały się nader bystre, zwłaszcza z dodatkiem cieni pod nimi. Spoglądała na niego z góry z wilczego grzbietu, zrównując się z nim. - Jasne! - Wyszczerzyła kiełki w uśmiechu. - Na rybkę zawsze chętnie! - Obejrzała się na port. - Idziemy na festiwal? - Pokazała paluchem kierunek portu. Chciała wybrać się na festiwal i w sumie była w drodze, tylko ryby za bardzo ją rozproszyły. Bywa.
Dlatego miodowe przepychanki zostały chyba zakończone.
Słodkie i przyjemne, chociaż zależy dla której strony, ale gdyby którejkolwiek to przeszkadzało, nie trwaliby tu i teraz, tylko rozeszli się w swoje strony - i tak chyba miało być. Semidare bez skrępowań naruszała ściany (naruszała? Wpierdalała się w nie młotem, stając na ruinach, w kłębach dymu, podparta pod boki), bo mogła. Nikt najwyraźniej dotychczas nie dał jej wystarczająco mocno w pysk, krzycząc, żeby się ogarnęła. Albo po prostu nikt tego dania w pysk nie przeżył. Ciężko stwierdzić. Tak czy siak - Seinaru się coraz bardziej ośmielał, a ona coraz bardziej traciła zainteresowanie - głównie dlatego, że on przestał reagować, albo raczej - zaczął reagować normalnie. Nudy. Czyli o tym, jak pozbyć się w szkole bullingu. Gdyby ta dwójka połączyła siły wyszłaby z tego całkiem niezła książka, która za jakieś 1700 lat (pi razy drzwi) cieszyłaby się fantastycznym powodzeniem. Cóż, trzeba myśleć przyszłościowo, budować pomniki trwalsze niż ze spiżu itepe, ciesząc się tym, że może akurat nasze pra pra pra pra (...) prawnuki dorobią się na naszej pracy, a my..? My po prostu żywmy się dumą i nadziejami.
- Ciężko nie zauważyć. - Przejechała spojrzeniem po jego sylwetce, mówiąc trochę kwaśno. Nie żeby nie lubiła zielonego, ale... nie lubiła zielonego. Był wszędzie. Zasrane kwiatuszki były zielone, obszczana trawa była zielona, wszystko potrafiło być kuźwa zielone. I o ile trawka była spoko to jakoś jej nadmiar sprawiał, że Samidare całkiem nieźle czuła się nie będąc dodatkowo odzianą w kolory pochodne od trawy. Albo marudziła jak kobieta z PMS, bo CIĄGLE JĄ COŚ BOLAŁO. I wkurzało ją to coraz bardziej, błędne koło, bo im bardziej się wkurzała tym bardziej bolało..! I tak w kółko. Seinaru na moment oderwał ją od tego uczucia, ale wraz ze spadkiem zainteresowania - wracał świat rzeczywisty. Może dlatego była taka wredna. A może po prostu była wredna - prawdziwa zołza, silna, niezależna kobieta z ko... z psem.
Bla, bla, bla, szeregowa, bla, bla...
- Sam jesteś spocznij, cywilu. - Nie powiedziała tego ze zbytnim przekąsem, raczej uśmiechnęła pod nosem, bo spodobała jej się ta odzywka. Zwłaszcza w tonie, w jakim znajomo-nieznajomy ją wypowiedział. Machnęła mu ręką od niechcenia, robiąc kolejne kroki w stronę wilczura. Nie lubił dotyku. Zawsze ograniczał go do minimum i rudej to pasowało. Cały ten wilczur jej pasował. Był jak druga połówka, bez której nie mogłaby istnieć. Słyszała już pierwsze kroki Keia, który odchodził w swoją stronę.
Trzy, dwa, jeden...
- A mi próbują wmówić, że to kobiety są niezdecydowane. - Złotooka siedziała już na grzbiecie wilczura, spoglądając z krzywym uśmieszkiem na bruneta - ale pozytywnym, żeby nie było wątpliwości. Tylko w sumie ciężko było zrozumieć, co dokładnie miał oznaczać. - Często tak obchodzisz się z ludźmi? - Semidare wydawało się, że ten mężczyzna ma poważne problemy. Psychiczne problemy. Może był jakiś upośledzony? Albo po prostu niezbyt inteligentny? Nawet te jego patrzałki nie wydawały się nader bystre, zwłaszcza z dodatkiem cieni pod nimi. Spoglądała na niego z góry z wilczego grzbietu, zrównując się z nim. - Jasne! - Wyszczerzyła kiełki w uśmiechu. - Na rybkę zawsze chętnie! - Obejrzała się na port. - Idziemy na festiwal? - Pokazała paluchem kierunek portu. Chciała wybrać się na festiwal i w sumie była w drodze, tylko ryby za bardzo ją rozproszyły. Bywa.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Port

- To świetnie! Bardzo się cieszę! - Tak to jest, jak głowa myśli jedno, a jadaczka i tak robi swoje. Seinara czekało jeszcze jaszcze całe gro niespodzianek, a zaczęło się od tego, że filigranowa szeregowa dosiadła swojego pupila. Damn... gdyby Kei próbował zrobić coś takiego z Itachim, to najpewniej zrobiłby z corgiego naleśnika. Abstrahując jednak od tych wizji, to chyba nadszedł już w końcu czas na zapoznanie się z jej towarzyszem.
- Jak ma na imię? - Samuraj nie przepadał zbytnio za tym całym "wabieniem się" zwierząt. Nigdy nie podobało mu się to słowo, przeznaczone wyłącznie dla zwierząt, które niejednokrotnie i tak noszą ludzkie imiona. No to ludzie powinni się w końcu zdecydować.
Gdy jednak wspomniała festiwal, Kei zawahał się. Dopiero co właśnie z niego przybył, a już miał uciekać? Cóż... taka okazja jak koronacja Cesarza nie zdarza się chyba zbyt często? Najwyżej zarwie nockę na siedzeniu gdzieś przy jakiejś wodzie, bo całonocne imprezy nie były do końca w jego stylu. To znaczy... sam jeszcze nie wiedział, jaki typ zabawy najbardziej by mu odpowiadał, ponieważ nigdy nie miał okazji przetestować na sobie różnych form. Był pod tym względem nieco dziki i hermetyczny do tego stopnia, że niechętnie próbował nowych rzeczy. Teraz jednak postanowił poluźnić nieco kołnierzyk.
- Okej... niech będzie festiwal. Naprzód marsz! - Szeregowa! Zakomenderował z uśmiechem, po czym zrobił w tył zwrot i powędrował do łodzi, którą przed kilkunastoma minutami przybił do brzegu.
z.t. x2
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Port
Yuri całe życie spędził trochę na uboczu od klanu jednak siłą rzeczy jeśli chciał być shinobim to musiał zacząć częściej pojawiać się w Fuyuhanie, mieście kontrolowanym bezpośrednio przez jego klan. Właściwie przywódca jego klanu był cesarzem, więc calutkie wyspy podlegały właśnie jemu, lecz największe zgrupowanie Yukich mieściło się tak czy siak tutaj. Aby zaklimatyzować się trochę z tutejszymi obyczajami i widokami młodzieniec zwiedzał port krocząc powoli i obserwując wszystko, był dziś praktycznie ubrany gdyż nie potrzebował się przed nikim ważnym pokazywać, dziś był dzień zwiedzania i rekreacji. Czy jednak na pewno?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości