Ukryta zatoka
Re: Ukryta zatoka
Zdychaj cholerny wodniaku… Nie zasługujesz na swoją krew, jesteś zwykłym ścierwem… – powtarzałem w myślach, patrząc jak wir między dłońmi zaczyna miotać przeciwnikiem. Przez krótką chwilę chyba nawet miałem nadzieję, że to ma jakiś sens, że ta technika całkowicie zamroczy przeciwnika czy może nawet rozerwie jego ciało, może? Wtedy jednak zobaczyłem jak wodniak odskakuje od mojego ciała i przybiera ludzką postać, jak gdyby niewiele się stało.
Wpatrzony przez krótką chwilę w rywala, chciałem zebrać w sobie wystarczająco sił by chociaż skoczyć w jego stronę, zaatakować pięściami ale było to znacznie trudniejsze niż myślałem. Mięśnie dawały o sobie znać i chociaż nie miałem w klatce zbyt wiele ruchu, czułem jak płuca domagają się każdego, płytkiego oddechu.
Nie miałem sił krzyczeć, jednak w głowie przeklinałem tego niegodnego swej rodowej krwi parszywca, który stając się sługą pieniądza hańbił imię wszystkich swego rodu, w tym mojej dawnej przyjaciółki. Tego nie mogłem przebaczyć ale czy teraz mogłem cokolwiek zrobić? Wielkie łapska zdrajcy krwi zacisnęły się na moim gardle przez co dłońmi właściwie odruchowo starałem się chwycić za jego dłonie (palce) i rozewrzeć uścisk.
Wiedziałem, że jeśli mój uścisk będzie zbyt duży, jego ciało po prostu się rozpadnie ale problemem było to, że nie miałem chyba aż tyle siły by to zrobić. On był znacznie większy, do tego nie był nowicjuszem tak jak ja. Czyżby to była przegrana sprawa?
Spojrzałem mu w oczy i ujrzałem dziką rządzę zabijania.
Czy to właśnie tak samo ja wyglądałem dla innych? Dla tych których atakowałem, raniłem, okaleczałem, zabijałem? Czy te oczy śniły się komuś nocami? Hah, to niemożliwe bo przecież nikt nie uszedł jeszcze z życiem! Aż do ostatnich wydarzeń, ostatniej z porażek mojego krótkiego, zabawnie żałosnego żywota. Wyciągnięty z rodzinnej nory kuszony przygodą i siłą, skończyłem jako młody morderca wojenny, wyrzutek, niewolnik i ostatecznie… – patrząc w te straszliwe oczy zapragnąłem zniszczyć je, zamknąć i nie widzieć nigdy więcej. Tego wszystkiego było już zbyt wiele. Może zwykły człowiek byłby w stanie unieść te wszystkie bóle, porażki, rozczarowania i zawody ale pół człowiek taki jak Hoshigaki był chyba zbyt prymitywny by udźwignąć taki ciężar.
Zabawne, że czasami dopiero w sytuacjach najbardziej beznadziejnych, człowiek jest w stanie wpaść na coś co zawsze miał przed oczami. W tym wypadku lepiej byłoby napisać „pod nogami” ponieważ jedynym co potrafił niemal każdy shinobi, by oprzeć się wodzie była zwykła chakra. Ileż to razy pozwalała ona chadzać po tafli wody niczym po ścieżce, biegać, skakać i walczyć nawet nie myśląc o tym, że przecież pod nogami znajdowała się przerażająca dla niektórych otchłań niezbadanej wody.
By chodzić po wodzie nie trzeba było wiele wysiłku, to było dla mnie zbawienne w obecnej sytuacji, gdzie całkowita lekkomyślność doprowadziła mnie niemal do ruiny. Tym razem użycie chakry tylko na nogach nie było opcją by wyjść żywo z walki. Musiałem wymyślić coś więcej, a miejsce trafienia musiało być dobrze wybrane. Miałem miało opcji ruchu, niezwykle mało czasu i mało sił by działać.
Gdzie zaboli nawet najtwardszego? W kulki jego! – idąc tym tokiem rozumowania zasłyszanym niegdyś w rynsztoku, postanowiłem wprowadzić swoją desperacką próbę w życie.
Trzymając ciągle dłonie na palcach przeciwnika, zacząłem kontrolować w nich chakrę na identycznej zasadzie jak robiłem to zawsze w technice chodzenia po wodzie. Dzięki temu miałem nadzieję zniwelować moc Hozuki pod swoim uściskiem i tym samym rozewrzeć na chwilę jego dłonie by złapać głęboki oddech. Ten jeden oddech był mi niezwykle potrzebny, wiedziałem że bez niego nie zdołam wykonać nic więcej od ryby schwytanej przed wprawnego wędkarza.
Tym co chciałem zrobić po schwytaniu oddechu było puszczenie znowu jego dłoni, by mógł myśleć że dalej ma przewagę. Wolne teraz dłonie miały powędrować najkrótszą możliwą drogą w stronę jego twarzy, a ostatecznie oczu gdzie palce pokryte chakrą miały wcisnąć się w „kulki”.
Wyczekiwałem uczucia pod palcami, aby rozpoznać czy ta taktyka przynosi rezultat. Musiałem w odpowiedniej chwili przerwać (bo po co wciskać już wciśnięte oczy), by przejść do kolejnego etapu czyli kontrolowania chakry w stopie, by wykonać w odpowiedniejszej chwili uderzenie w drugie cenne „kulki”. Wstępnie zaplanowanym kopnięciem było „z buta wjeżdżam”, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że może być z tym problem przy obecnym przeciwniku.
Ciągle czułem zimny podmuch, możliwe że oddech śmierci na swoim karku. W oczach przeciwnika widziałem jej odbicie, które starałem się odgonić bo niegodnym byłoby zginąć z rąk kogoś takiego. Przez chwilę zdawało mi się, że dopiero niemal całkowite wyzbycie się chakry pozwoliło mi otworzyć oczy i zobaczyć jak cenne jest życie, każde z osobna. Oto przede mną stała jakaś karykatura, hańbiąca krew Saiki, wokół nas paradowali niegodziwi, rządni pieniądza, SŁABI ludzie których od śmierci dzieliły jedynie i aż te grube kraty.
Ja wiedziałem ile było warte życie Saiki, ile było warte życie kilku moich ofiar i paru napotkanych w życiu osób. Nikt nie był wart tyle samo i trzeba było czasami podjąć szybką, chłodną kalkulację kto powinien pozostać przy życiu. Tutaj nie musiałem nawet kalkulować by wiedzieć kto z naszej dwójki powinien umrzeć.
Wpatrzony przez krótką chwilę w rywala, chciałem zebrać w sobie wystarczająco sił by chociaż skoczyć w jego stronę, zaatakować pięściami ale było to znacznie trudniejsze niż myślałem. Mięśnie dawały o sobie znać i chociaż nie miałem w klatce zbyt wiele ruchu, czułem jak płuca domagają się każdego, płytkiego oddechu.
Nie miałem sił krzyczeć, jednak w głowie przeklinałem tego niegodnego swej rodowej krwi parszywca, który stając się sługą pieniądza hańbił imię wszystkich swego rodu, w tym mojej dawnej przyjaciółki. Tego nie mogłem przebaczyć ale czy teraz mogłem cokolwiek zrobić? Wielkie łapska zdrajcy krwi zacisnęły się na moim gardle przez co dłońmi właściwie odruchowo starałem się chwycić za jego dłonie (palce) i rozewrzeć uścisk.
Wiedziałem, że jeśli mój uścisk będzie zbyt duży, jego ciało po prostu się rozpadnie ale problemem było to, że nie miałem chyba aż tyle siły by to zrobić. On był znacznie większy, do tego nie był nowicjuszem tak jak ja. Czyżby to była przegrana sprawa?
Spojrzałem mu w oczy i ujrzałem dziką rządzę zabijania.
Czy to właśnie tak samo ja wyglądałem dla innych? Dla tych których atakowałem, raniłem, okaleczałem, zabijałem? Czy te oczy śniły się komuś nocami? Hah, to niemożliwe bo przecież nikt nie uszedł jeszcze z życiem! Aż do ostatnich wydarzeń, ostatniej z porażek mojego krótkiego, zabawnie żałosnego żywota. Wyciągnięty z rodzinnej nory kuszony przygodą i siłą, skończyłem jako młody morderca wojenny, wyrzutek, niewolnik i ostatecznie… – patrząc w te straszliwe oczy zapragnąłem zniszczyć je, zamknąć i nie widzieć nigdy więcej. Tego wszystkiego było już zbyt wiele. Może zwykły człowiek byłby w stanie unieść te wszystkie bóle, porażki, rozczarowania i zawody ale pół człowiek taki jak Hoshigaki był chyba zbyt prymitywny by udźwignąć taki ciężar.
Zabawne, że czasami dopiero w sytuacjach najbardziej beznadziejnych, człowiek jest w stanie wpaść na coś co zawsze miał przed oczami. W tym wypadku lepiej byłoby napisać „pod nogami” ponieważ jedynym co potrafił niemal każdy shinobi, by oprzeć się wodzie była zwykła chakra. Ileż to razy pozwalała ona chadzać po tafli wody niczym po ścieżce, biegać, skakać i walczyć nawet nie myśląc o tym, że przecież pod nogami znajdowała się przerażająca dla niektórych otchłań niezbadanej wody.
By chodzić po wodzie nie trzeba było wiele wysiłku, to było dla mnie zbawienne w obecnej sytuacji, gdzie całkowita lekkomyślność doprowadziła mnie niemal do ruiny. Tym razem użycie chakry tylko na nogach nie było opcją by wyjść żywo z walki. Musiałem wymyślić coś więcej, a miejsce trafienia musiało być dobrze wybrane. Miałem miało opcji ruchu, niezwykle mało czasu i mało sił by działać.
Gdzie zaboli nawet najtwardszego? W kulki jego! – idąc tym tokiem rozumowania zasłyszanym niegdyś w rynsztoku, postanowiłem wprowadzić swoją desperacką próbę w życie.
Trzymając ciągle dłonie na palcach przeciwnika, zacząłem kontrolować w nich chakrę na identycznej zasadzie jak robiłem to zawsze w technice chodzenia po wodzie. Dzięki temu miałem nadzieję zniwelować moc Hozuki pod swoim uściskiem i tym samym rozewrzeć na chwilę jego dłonie by złapać głęboki oddech. Ten jeden oddech był mi niezwykle potrzebny, wiedziałem że bez niego nie zdołam wykonać nic więcej od ryby schwytanej przed wprawnego wędkarza.
Tym co chciałem zrobić po schwytaniu oddechu było puszczenie znowu jego dłoni, by mógł myśleć że dalej ma przewagę. Wolne teraz dłonie miały powędrować najkrótszą możliwą drogą w stronę jego twarzy, a ostatecznie oczu gdzie palce pokryte chakrą miały wcisnąć się w „kulki”.
Wyczekiwałem uczucia pod palcami, aby rozpoznać czy ta taktyka przynosi rezultat. Musiałem w odpowiedniej chwili przerwać (bo po co wciskać już wciśnięte oczy), by przejść do kolejnego etapu czyli kontrolowania chakry w stopie, by wykonać w odpowiedniejszej chwili uderzenie w drugie cenne „kulki”. Wstępnie zaplanowanym kopnięciem było „z buta wjeżdżam”, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że może być z tym problem przy obecnym przeciwniku.
Ciągle czułem zimny podmuch, możliwe że oddech śmierci na swoim karku. W oczach przeciwnika widziałem jej odbicie, które starałem się odgonić bo niegodnym byłoby zginąć z rąk kogoś takiego. Przez chwilę zdawało mi się, że dopiero niemal całkowite wyzbycie się chakry pozwoliło mi otworzyć oczy i zobaczyć jak cenne jest życie, każde z osobna. Oto przede mną stała jakaś karykatura, hańbiąca krew Saiki, wokół nas paradowali niegodziwi, rządni pieniądza, SŁABI ludzie których od śmierci dzieliły jedynie i aż te grube kraty.
Ja wiedziałem ile było warte życie Saiki, ile było warte życie kilku moich ofiar i paru napotkanych w życiu osób. Nikt nie był wart tyle samo i trzeba było czasami podjąć szybką, chłodną kalkulację kto powinien pozostać przy życiu. Tutaj nie musiałem nawet kalkulować by wiedzieć kto z naszej dwójki powinien umrzeć.
- Nazwa
- Suimen Hoko no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Rozwinięcie Kinobori no Waza, rozszerzająca nasze możliwości kontroli chakry i poruszania się po powierzchniach wszelakich. Tym razem do naszego wachlarza podłoży możliwych do użytkowania dołącza tafla wody - użytkownik tego jutsu po prostu kumuluje chakrę w stopach, a następnie cały czas zmienia powłokę energii na podeszwie - pozwala to utrzymać się na falującej wodzie.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
0 x
Re: Ukryta zatoka
Ramen wypełniło jej brzuszek, poskramiając głód, który kłębił się tam od czasu pobytu w szpitalu... chociaż nie mogła powiedzieć jak długo tak było, wiedziała jedno. Za długo. Wytarcie ust, wyrzucenie chusteczki i... lody, czekoladowe, słodkie, rozpływające się w ustach lody. Smak pieszczący język i podniebienie. Wcześniej zastanawiała się jak dobre musiałby być połączenie lodów i czekolady, co prawda chciała po prostu oblać te pierwsze tym drugim, w końcu to nie mógł być zły pomysł, dwie dobre rzeczy powinny być jeszcze lepsze. Okazało się jednak, że jakiś geniusz postanowił połączyć te dwie rzeczy w o wiele bardziej spójny sposób, tworząc lody czekoladowe... ale jak? W sumie nie wiedziała, w końcu nigdy nie robiła lodów, szła płaciła i jadła... na pewno się je jakoś mroziło, ale to nie była po prostu zamrożona czekolada, a ciemna masa wzbudzająca pożądanie. Owy cud zniknął z jej talerza niemalże tak szybko jak to możliwe... były idealne, orgastyczne wręcz. Mina Tensy mówiła wszystko, efekt niecnych knowań Shina i kelnerki dał jej wiele szczęścia, wręcz zapomniała o jego spojrzeniu, które odprowadził ową kelnerkę... nie żeby nie zrobiła tego samego, tylko nieco dyskretniej. Shin po raz kolejny postanowił na chwilę ją opuścić, ale po ostatniej niespodziance nie zamierzała go zatrzymywać czy narzekać. Zwykłe lody o niezwykłym smaku wystarczyły by całkowicie ją udobruchać.
-Albo działa, albo doszłam do siebie. - powiedziała z rozanielonym uśmiechem, pozwalając chłopakowi pomóc sobie wstać. Razem opuścili przybytek, najedzeni i szczęśliwi. Może i drugi dzień festiwalu nie był tak oblegany jak pierwszy, ale w południowej porze dnia ulice wręcz pękały w szwach nie tylko od tubylców, ale i pozostałych przyjezdnych, którzy po za oglądaniem turnieju korzystali z dobrodziejstw kramów, nie raz spotykając od dawna nie widzianych znajomych i krewnych. Przeciskanie się między całą tą tłuszczą nie należało do przyjemnych, ale biegnie po dachach wciąż pełnych łuczników byłoby nie tyle głupotą co samobójstwem. Po jakimś czasie dotarli w końcu na skalistą plażę, pełną klifów. Przeszli jeszcze spory kawałek nim udało im się odnaleźć idealne miejsce, zatoczkę chronioną przez klify przed niechcianym wzrokiem obcych. Jej serce zabiło mocniej, kiedy chłopak objął ją i szeptał do ucha.
-Chyba chciałeś panować. - powiedziała już nieco mniej pewniej, a rumieniec pokrył jej twarz.
-Albo działa, albo doszłam do siebie. - powiedziała z rozanielonym uśmiechem, pozwalając chłopakowi pomóc sobie wstać. Razem opuścili przybytek, najedzeni i szczęśliwi. Może i drugi dzień festiwalu nie był tak oblegany jak pierwszy, ale w południowej porze dnia ulice wręcz pękały w szwach nie tylko od tubylców, ale i pozostałych przyjezdnych, którzy po za oglądaniem turnieju korzystali z dobrodziejstw kramów, nie raz spotykając od dawna nie widzianych znajomych i krewnych. Przeciskanie się między całą tą tłuszczą nie należało do przyjemnych, ale biegnie po dachach wciąż pełnych łuczników byłoby nie tyle głupotą co samobójstwem. Po jakimś czasie dotarli w końcu na skalistą plażę, pełną klifów. Przeszli jeszcze spory kawałek nim udało im się odnaleźć idealne miejsce, zatoczkę chronioną przez klify przed niechcianym wzrokiem obcych. Jej serce zabiło mocniej, kiedy chłopak objął ją i szeptał do ucha.
-Chyba chciałeś panować. - powiedziała już nieco mniej pewniej, a rumieniec pokrył jej twarz.
0 x
Re: Ukryta zatoka
Chłopak obrócił ją ku sobie. Znajdowali się w ukrytej zatoczce, więc chłopak pomyślał radośnie, że tym razem ani banda nagich facetów, ani kelnerka nie będzie im przeszkadzać. Chłopak wreszcie mógł uwolnić swoje rządze, nie zważając na nikogo i nie przejmując się niczyim zdaniem. Chłopak puścił wodze fantazji, przygryzając lekko jej uszko, a dłońmi pieszcząc lekko jej piersi. Nie spieszył się z pieszczotami, chciał, by ta chwila trwała jak najdłużej. Rozebrał swoją kurtkę i rozłożył ją na ziemi, robiąc miejsce na późniejsze działania. Podszedł teraz do Tensy z przodu i stając na palcach pocałował ją w usta. Zaczął powoli całować ją, wsuwając swój język w jej usta, a jego ręce powędrowały do jej tyłka.
- Masz świetny tyłek - powiedział, gdy zaczerpnęli oddechu między pocałunkami. Jeszcze nigdy nie czuł takiego podniecenia, takich emocji, nie targały jego sercem tyle żaru, a płomień namiętności nie szarpał jego zmysłów. Chciał czuć Tensę całym sobą, stać się jednym i nie przejmować żadnymi ograniczającymi go murami. Jeśli by Shin i Tensa byli razem, cały świat musiał zniknąć, to chłopak był gotowy na to pozwolić. Jedyne, co się liczyło to fakt, że para nareszcie była razem i tym razem jest w sytuacji, gdzie nikt nie przeszkodzi im w połączeniu się w jedno.
- Będziesz tylko moja. - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy. Był pewny siebie i chciał pokazać jej, że on też umie rozkazywać. W tej kwestii nie bylo żadnych kompromisów i żadnych usprawiedliwień. Shin delikatnie uchwycił jej sukienkę i zaczął ją ściągać, delikatnie muskając rekami całe jej ciało, nie odsuwając się na dalszą odległość niż to konieczne. Gdy ją ściągnął, jedną ręką zaczął pieścić jej piersi, a drugą rozwiązywać sobie związane u pasa spodnie...
- Masz świetny tyłek - powiedział, gdy zaczerpnęli oddechu między pocałunkami. Jeszcze nigdy nie czuł takiego podniecenia, takich emocji, nie targały jego sercem tyle żaru, a płomień namiętności nie szarpał jego zmysłów. Chciał czuć Tensę całym sobą, stać się jednym i nie przejmować żadnymi ograniczającymi go murami. Jeśli by Shin i Tensa byli razem, cały świat musiał zniknąć, to chłopak był gotowy na to pozwolić. Jedyne, co się liczyło to fakt, że para nareszcie była razem i tym razem jest w sytuacji, gdzie nikt nie przeszkodzi im w połączeniu się w jedno.
- Będziesz tylko moja. - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy. Był pewny siebie i chciał pokazać jej, że on też umie rozkazywać. W tej kwestii nie bylo żadnych kompromisów i żadnych usprawiedliwień. Shin delikatnie uchwycił jej sukienkę i zaczął ją ściągać, delikatnie muskając rekami całe jej ciało, nie odsuwając się na dalszą odległość niż to konieczne. Gdy ją ściągnął, jedną ręką zaczął pieścić jej piersi, a drugą rozwiązywać sobie związane u pasa spodnie...
0 x
Re: Ukryta zatoka
Leżała oddychając ciężko, z wtulonym w siebie z Kamim, uśmiechała się, chociaż sama nie wiedziała co myśleć... dlaczego nawet w takim momencie pomyślała o niej? Nie potrafiła tego stłumić, mimo że była z Shinem, że to on sprawiał jej przyjemność. Przecież odeszła, więc dlaczego nie potrafiła jej porzucić? Dlaczego te cholerne myśli wracały? Nie potrafiła zrozumieć, nie potrafiła pokochać kogoś innego, mimo że tak bardzo chciała w końcu się uwolnić. Jej dłoń spokojnie gładziła włosy chłopaka, kiedy w umyśle szalała burza, niepewność... smutek. Brakowało jej czegoś, lubiła opiekuńczość Shina, nie chciała go ranić, nie chciała ranić nikogo... ale tylko to potrafiła. Wierzyła, że potrzebuje czasu, że może po pewnym czasie w końcu się oderwie, może i on nie minął, było go za mało, ale nie chciała tego przeżywać. Nowe życie, którego tak pragnęła... która miała przez zaledwie jeden dzień kruszyło się jak lustro pod ciosami młota.
-Shin, ja... - urwała, właściwie sama nie wiedziała co chce powiedzieć. "Wciąż kocham Sagę?", przecież to nie była prawda, nie mogła być, porzuciła ją... nie mogła jej kochać, przecież ją raniła... ale... chciała ją zobaczyć. Sama nie wiedząc czemu, może chciała sprawdzić czy wszystko w porządku. Pocałowała czubek głowy Shina... i syknęła z bólu. Lek podany przez medyka przestał działać, a ledwo co poskładane żebra, które przyjmowały na siebie wagę Kami'ego znów zaczynały boleć. Wciąż była w stanie panować nad sobą, normalnie mówić, może nawet się poruszać, ale ból przeszkadzał... lek wciąż działał, chociaż słabł z każdą kolejną chwilą. Delikatnie wysunęła się spod chłopaka.
-Shin, pewnie nie masz nic przeciwbólowego? - zapytała z nieudawaną nadzieją, chociaż znała odpowiedź. Sama nie wiedziała czemu pytała. Podniosła się i chwiejnym krokiem podeszła do sukienki, nie bez trudu założyła ją. -Pójdę do ryokanu, dasz radę coś znaleźć? - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Ból wzmagał się z każdą chwilą. Wyciągnęła dłoń do Kami'ego, aby pomóc mu wstać, syknęła po raz kolejny, ale jakoś dawała radę. Co prawda wolałaby, żeby chłopak zaprowadził ją do pokoju, ale chciała zostać sama, przemyśleć to wszystko, odpocząć. Razem opuścili plażę, w mieście jednak rozdzielili się. Shin z misją znalezienia czegoś co uśmierzy ból, a Tensa z zadaniem odpoczęcia w ryokanie i poukładania sobie w głowie.
[z/t] x2
-Shin, ja... - urwała, właściwie sama nie wiedziała co chce powiedzieć. "Wciąż kocham Sagę?", przecież to nie była prawda, nie mogła być, porzuciła ją... nie mogła jej kochać, przecież ją raniła... ale... chciała ją zobaczyć. Sama nie wiedząc czemu, może chciała sprawdzić czy wszystko w porządku. Pocałowała czubek głowy Shina... i syknęła z bólu. Lek podany przez medyka przestał działać, a ledwo co poskładane żebra, które przyjmowały na siebie wagę Kami'ego znów zaczynały boleć. Wciąż była w stanie panować nad sobą, normalnie mówić, może nawet się poruszać, ale ból przeszkadzał... lek wciąż działał, chociaż słabł z każdą kolejną chwilą. Delikatnie wysunęła się spod chłopaka.
-Shin, pewnie nie masz nic przeciwbólowego? - zapytała z nieudawaną nadzieją, chociaż znała odpowiedź. Sama nie wiedziała czemu pytała. Podniosła się i chwiejnym krokiem podeszła do sukienki, nie bez trudu założyła ją. -Pójdę do ryokanu, dasz radę coś znaleźć? - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Ból wzmagał się z każdą chwilą. Wyciągnęła dłoń do Kami'ego, aby pomóc mu wstać, syknęła po raz kolejny, ale jakoś dawała radę. Co prawda wolałaby, żeby chłopak zaprowadził ją do pokoju, ale chciała zostać sama, przemyśleć to wszystko, odpocząć. Razem opuścili plażę, w mieście jednak rozdzielili się. Shin z misją znalezienia czegoś co uśmierzy ból, a Tensa z zadaniem odpoczęcia w ryokanie i poukładania sobie w głowie.
[z/t] x2
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości