Czerwone włosy zamajaczyły w ciemnościach do złudzenia przypominając języki ognia, kiedy dziewczyna ześlizgnęła się z drzewa po rzucie. W tym czasie Onii-chan zajął się śpiącą dwójką. Przez chwilę śledziła go wzrokiem, czując rosnącą w sercu dumę. Nie, nie była dumna z tego, że morduje ludzi. Przeciwnie, gdyby miała możliwość, wolałaby to zrobić własnoręcznie, oszczędzając bratu takich doświadczeń. Taką miała naturę. Była natomiast dumna z zaskakującej szybkości czarnowłosego. Jednak nie było na to czasu. Zbliżyła się do mężczyzny, którego dosięgnął jej kunai. Spoglądała na ciało, z którego wyciekło życie. Całe pokryte szkarłatem. Krew. "Śmierć jest zawsze taka sama" powtarzał ojciec Hitomi. Miał rację. Królik czy człowiek... umierali dokładnie tak samo. I nagle uderzyła ją jedna myśl - bolało bardziej, gdy mordowała swojego zwierzaka. Śmierć tego bandziora była czymś, co musiało nastąpić. Stał na drodze do ich celu. Inaczej nie mogliby uratować kobiety. Wtem ze strony drugiego obozu odezwał się czyjś głos. Nie miała wątpliwości, co do stanu trzeźwości jego właściciela. Trzeba było szybko coś wykombinować, zanim tamten się zorientuje, co zaszło. Ślepia dziewczyny przyglądały się jeszcze przez chwilę zastygłej w przerażeniu twarzy, zdążyła tylko wyciągnąć swoją broń z ciała, w które tak gładko weszła, gdy nagle zjawił się przy niej braciszek. Jego ubranie, twarz, były umazane we krwi. Nastolatka otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, wyciągnęła dłoń z zamiarem położenia jej na jego ramieniu, jednak... Ansatsu niczym w transie wyrwał z dłoni zmarłego ich zawartość i zaczął strugać. To nie wystarczy... Na dodatek dał jej sygnał do zabicia obcego. Przez chwilę wpatrywała się w niego, zaglądała wgłąb duszy chłopaka, następnie odwróciła się w kierunku przeciwnika, dzierżąc zakrwawiony kunai. Na chwilę umieściła rękojeść w ustach. Tylko na moment, byleby wykonać pieczęci potrzebne do Henge. Zamieniła się w swoją poprzednią ofiarę i broń ponownie znalazła się w jej dłoni. Spoglądała na pijanego mężczyznę tak, jakby nie dzieliła ich żadna odległość.
-
Strugam, strugam, ale przypomnij mi... ile miało być tych... strzał? - zaryzykowała, biorąc pod uwagę wyposażenie obcego i podłużny kształt drewna, z którego miał powstać przedmiot -
A zresztą, chodź tu na chwilę!
Rozmówca był pijany, dlatego nie powinien zbytnio przykładać wagi do różnicy w tonie głosu. Na dodatek z pomocą przychodziła jej przemiana, która modyfikowała głos dziewczyny. Minęła ognisko, stając na skraju obozu, naprzeciw łucznika. Hitomi zaczynała czuć jak sprawy wymykają się jej z rąk. Drżała na całym ciele. Strach zaczął się przedzierać przez zbroję gniewu. Dotąd wszystko szło dobrze i może nawet udałoby się im ubić wszystkich przy drugim ognisku, nie wzbudzając podejrzeń w następnym obozie, ale braciszek... Kątem oka widziała, że dzieje się z nim coś niedobrego. Walczył sam ze sobą, co obudziło w nim taką burzę? To nie był czas, żeby się rozklejać, ale łzy same napływały do oczu. Jak mogła pozwolić mu zabijać? Sama powinna była zająć się tą trójką. Ale teraz... łuk. Łuk mógł być ich ratunkiem. Musiała zdobyć broń. Musiała wziąć na siebie brzemię, zabrać je z ramion chłopaka. Przymrużyła oczy, czując teraz jak strach maleje, nieudolnie odbijając się od pancerzu złości. Nie pozwoli, by dłużej krzywdzili! Stała oparta o drzewo w pewnym oddaleniu od ognia, by zbliżający się mężczyzna nie od razu zobaczył swego martwego kompana, a skupił wzrok na niej. Kunai balansował w dłoni. Czekała, a gdy tylko obcy znalazł się na odległość rzutu, zasłonięty przez roślinność od strony następnego obozowiska, wypuściła broń na spotkanie z jego szyją. Gdyby coś poszło nie tak, choć raczej nie powinno, nastolatka tworzy iluzję kilku klonów, atakujących razem z nią i następnym kunaiem stara się rozpłatać mężczyźnie gardło. Jeśli się udało, podążyła wzrokiem za Anstatsu, który wybiegł na otwartą przestrzeń, by zmierzyć się z oprawcami kobiety. Było za późno na powstrzymywanie go. Nie wiedziała, czemu zareagował tak gwałtownie. Choć... mogła się domyślać, że to przez widok tej umęczonej istoty, znajdującej się w centrum zainteresowania bandytów. Czerwonowłosa także czuła narastającą chęć walki, chęć pozbycia się degeneratów, którzy potraktowali tak bezbronne stworzenie. Energia życiowa powoli ulatniała się z ofiary, a jej brat... Dziewczyna momentalnie znalazła się przy ciele, zabierając łuk i kołczan. Dziesięć strzał, lepsze to niż nic. Tylko raz w życiu miała okazję samodzielnie strzelać z tej broni. W niewielkiej wiosce nieopodal ich domu rok rocznie odbywał się festyn na cześć lata. Kiedy miała dwanaście lat, zorganizowano w jego trakcie konkurs strzelecki. Nagrodą miała być piękna peleryna podróżna. Hitomi zakochała się w niej od pierwszego wejrzenia. Musiała ją mieć. Dlatego w tajemnicy przed rodziną zapisała się jako uczestnik. W zawodach, poza nią, brali udział sami mężczyźni. Na dodatek cel był odległy i niewielki. Tarcza miała średnicę zaledwie denka od słoika. Dziewczynka stanęła naprzeciw niej z łukiem w dłoni. Broń była niemal jej wysokości, ale nie przeszkadzało jej to. Majdan dobrze układał się w dłoni, dźwięk napinanej cięciwy był przyjemny dla ucha. To, że sama nigdy nie strzelała, nie oznaczało, że nie widziała jak robią to inni. I, że nie uczyła się na podstawie ich błędów. Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc szydercze szepty, a nawet otwarty śmiech. Ułożyła strzałę na cięciwie, napinając ją trzema palcami lewej ręki. Wyciągnęła ją aż na wysokość swojego policzka, celowała w milczeniu. Czuła jak strzała drży z radością w oczekiwaniu na lot. Wypuściła ją. Pomknęła z zawrotną szybkością, a grot wbił się idealnie w środek tarczy. Dziewczyna zarażała się ekscytacją strzały, podczas gdy wokół niej rosła kopuła ciszy. Nastolatka pamiętała wyraźnie dotyk cięciwy na palcach, pamiętała ludzi pełnych niedowierzania. Pamiętała jak odbierała swoją nagrodę, wtedy jeszcze za długą. Miała teraz tę pelerynę na sobie. Dezaktywowała Henge.
Namierzyła wzrokiem braciszka i wybiegła z lasu, zatrzymując się. Pierwsza strzała znalazła się na cięciwie. Radość momentalnie wypełniła ognistowłosą od środka, mieszając się z ogniem, buzującym w żyłach. Wyprostowała się, szykując broń do ataku. Ubezpieczała Ansatsu i biedną kobietę, celowała w tych, którzy mogli stanowić dla nich zagrożenie. Czy to dlatego, że znaleźli się za chłopakiem, czy dlatego, że atakowali w kilku. Pilnowała, by dwójki, którą miała teraz pod swoją opieką, nie dosięgnęła żadna broń, żaden cios. Czerwone ślepia widziały wszystko, analizowały najkrótszą drogę dla pocisku, śledziły ruchy czarnowłosego. Dziewczyna chciała go chronić. Jego i istotę, której ruszyli z pomocą.
Henge no Jutsu
Pomocna technika przy pomocy której użytkownik może przybrać wygląd innej osoby bądź obiektu. Co za tym idzie jeśli zmieniamy się w personę, to wygląd, a także ubranie zostaje zmienione. Również i głos pozostanie zmutowany do pewnego stopnia przypominający ten osoby w którą to się zamieniliśmy. Jednak jest to tylko zmiana aparycji, tak więc nie przejmujemy zdolności fizycznych czy też innych. Możemy zmienić się w każdą osobę, a także w przedmiot. Jednak nie może on być zbyt mały. Więc nie możemy zmienić się w Kunai czy zwykłego Shurikena. Dodatkowo nasza chakra pozostaje bez zmian. Tak więc, jeśli ktoś wykryje naszą niebieską energię, może bez problemu odkryć oszustwo, również i wszystkie Doujutsu bezproblemowo sobie z tym radzą.
Kasumi Jusha no Jutsu
Jedna z prostszych technik genjutsu, która polega na wytworzeniu iluzji będących idealnym odzwierciedleniem naszego wyglądu. Ów iluzje wychodzą zza drzew oraz skał, a następnie przepuszczają atak na naszego przeciwnika. Dzięki idealnemu odwzorowaniu naszego wyglądu, przeciwnik nie ma pojęcia, za którą iluzją się chowamy przez co możemy zaskoczyć go prawdziwym atakiem.