Była zmęczona, więc pospała chwilę dłużej niż na standardy pustynne. Wstała, kiedy usłyszała głosy i ruch w przybytku. Zjadła coś, podpytała o to i owo i ruszyła w drogę do strażnicy. Machanie odznaką nie służyło po to, by się wywyższać, bo jest członkiem Unii. Doskonale wiedziała, że to tereny bezprawia i nie o to chodziło. A o to, żeby udowodnić, że jest ninja. Że nie jest człowieczkiem, którego sobie mogą łatwo zbyć, albo że nie jest nieopierzonym żółtodziobem Doko, który nagle próbuje się rządzić. Ich brak chęci do współpracy przyprawiał ją o ból główy, ale to nie tak, że to pierwszyzna, nie. Obcowanie z ludźmi do tego ją właśnie doprowadzało. Prawie zawsze. Zadziwiające jednak, jak brzdęk monet w sakiewce potrafił sprawić, że nastawienie zmieniało się o sto osiemdziesiąt stopni. To i… zapłaciła groszem. Pieniążek tu, pieniążek tam… Języki się rozplątały i zaczęli gadać. O trupiarni, którą zamierzała odwiedzić jak tylko skończy spotkanie z Kenshim. O kapłance Kitsune, z którą też planowała sobie podyskutować, ale to miało mniejszy priorytet, bo ona, w przeciwieństwie do trupa, nie zacznie się nagle rozkładać. Hamada i światynia Tsukuyomi dawało kolejny trop… Choćby do tego, by z pierwszej ręki usłyszeć wiadomości o tym, jak zginął tamtejszy kapłan i… próbować naśladować sposób funkcjonowania zabójcy. To też nie rozwiązywało problemu, ale pasowało do układanki. Airan podziękowała mimo wszystko i udała się w swoją stronę. Ronin-sronin.
- Trzymaj – rzuciła do Kenshiego, wręczając mu te zakupy, których sobie zażyczył. - Widzę, że się zbierasz, więc będę się streszczać, zresztą mnie też goni czas… Jeszcze mi trupa spalą - mruknęła, odrzucając długie, kruczoczarne włosy przez ramię na plecy. - Ile czasu temu dotarłeś tutaj za pierwszym razem? Jak długo może być tutaj wiesz kto? – zapytała wpierw, nie chcąc pozwolić, by pytanie jej umknęło i dopiero wtedy zaczęła mówić. - Chodzi o to, że mają tutaj od trzech miesięcy serię zabójstw. Kapłanów, albo ludzi powiązanych ze świątyniami. Trzy miesiące temu kapłan Amaterasu umarł przez alkohol, choć nie pijał. Dwa miesiące temu kapłan Tsukuyomi, ten się powiesił, chociaż miał dobre życie i miał brać ślub. Miesiąc temu trzy kapłanki z podciętymi żyłami, gdzieś w lesie. Wszystko w czasie pełni. I przedwczoraj… jakiś nieznany mężczyzna pod opuszczoną kaplicą Kitsune. To by się zgadzało, gdyby nie to, że nie ma jeszcze pełni i że… hehe – zaśmiała się leciuteńko – ktoś zabrał mu twarz. Zbadałam tamto miejsce, strażnicy spartolili robotę i prawie wszystko zadeptali, ale moim zdaniem zabił go ktoś bardzo wprawny, bo poderżnięcie gardła nie narobiło zbyt wielkiego bałaganu i nie umierał długo. Co wiem jeszcze to to, że Hamada jest roninem i służy w… świątyni Tsukuyomi. Będę teraz sprawdzać trop świeżego trupa, powiedzieli mi, że jeszcze go nie spalili bo nie wiedzą kto to jest. Będę też pytać kapłankę Kitsune. I odwiedzę tę świątynię – skoro pracowali razem, to uznała, że powinien wiedzieć jakie będą jej następne kroki. Tak w razie czego – a Airan wolała dmuchać na zimne. - A… jest jeszcze coś. Wokół kaplicy Kitsune ktoś rozstawił barierę Gofū Kekkai. Znalazłam wszystkie notki, ale póki co nic z tym nie zrobiłam – Airan nie chciała zatrzymywać Kenshiego… cokolwiek robił, albo zamierzał robić. Nie chciała mu zabierać czasu więcej niż potrzebne, bo sama czuła, że te ją trochę goni. - Dziwne tu mają zwierzęta… Jakieś takie wielkie łapy widziałam przy kapliczce, ale to nie były ślady ninkenów – rzuciła na odchodne nim się oddaliła. Na koniec życzyła mu jeszcze dobrego dnia a sama udała się w stronę miasta, ale nie zamierzała wchodzić do niego od strony bramy, którą wyszła, nie nie. Jak mogła, tka zamierzała być jak najmniej uchwytna i jednocześnie nie chodziło wcale o krycie się w cieniach.
W mieście zaś udała się prosto do trupiarni i pana Hideakiego. Na własne oczy chciała zobaczyć tego człowieka, któremu zabrano twarz i przekonać się ile prawdy jest w historyjkach.