Satoshi przechadzał się właśnie po placu targowym nieopodal własnego domostwa, szukając jakichś smakowitych kąsków na pożywne śniadanie. Planował dzisiaj nieco potrenować za miastem, w swojej ulubionej formacji skalnej, która przez większość dnia zapewniała mu zbawienny cień, dzięki czemu mógł bez przerw ćwiczyć kontrolę nad swoją chakrą i manipulację kwarcowym pyłem. Jego największą decyzją dnia miało być to, czy zakupi daktyle, które w połączeniu z chlebkami pita i wędzoną kiełbaską stworzą pożywny i przyjemny do spożycia posiłek, czy może jednak wiedziony lenistwem, zakupi kilka gotowanych na parze bułeczek bao faszerowanych mięsem i warzywami. Niestety, obowiązki dały o sobie znać w postaci posłańca, który zauważył go pomiędzy straganami. Przekaz był jasny i klarowny. Shirei-kan Sabaku wzywał go do siebie, a powszechnie było wiadomo, że Jou-dono nie lubi czekać. Satoshi podjął więc błyskawiczną decyzję. Kupił jedną bułeczkę bao z mięsem, jeszcze przy straganie wepchnął sobie całą do ust, a następnie bez dalszej zwłoki, popędził w kierunku siedziby rodu, pośpiesznie przeżuwając śniadanie.
Gdy tylko dotarł przed drzwi gabinetu, skinął na powitanie strażnikowi, wygładzając pośpiesznie swoje ubranie i przeczesując palcami włosy. -
Sabaku no Satoshi, posłaniec powiedział, że lider mnie wezwał.- Kilkanaście sekund później już był w środku, stając przed majestatem najpotężniejszego władcy piachu, jakiego widziała Unia. Satoshi skłonił się nisko w geście szacunku, jakim darzył swojego rozmówcę, po czym powiedział -
Dzień Dobry, Jou-dono...- no i lider, swoim sposobem nie dał mu nawet dokończyć formułki grzecznościowej, przypominając Satoshiemu jego ostatnią misję, cholerna porażka w przeklętej Ita'harze... -
... rany nie były głębokie, ale obficie krwawiły.- wytłumaczył pośpiesznie. W szpitalu zaserwowano mu porządne leczenie dziurawego podbrzusza i kilka porcji pigułek z zakrzepłą krwią, co dość szybko postawiło go na nogi. Obecnie czuł się tak, jakby kości Kaguyi wcale nie podziurawiły mu jelit. Chwilę później słuchał już tego, co Shirei-kan ma do powiedzenia. Niebieskooki dziwnie się czuł, otrzymując zlecenie od samego eks-Kotei'a. Poprzednim razem gdy miało to miejsce, ten wysłał go jako szpiega w okolicę granicy Sogen i Ryuzaku, by świeżo upieczony Akoraito dowiedział się czegoś na temat przebiegu wojny i potencjalnych pogłoskach o chęci Cesarstwa do dołączenia do wojny. Chłopak miał złe przeczucia, ale to u niego już chyba normalne. Cóż, przynajmniej tym razem mógł mieć pewność, że posłaniec nie dostarczy poufnych szczegółów zlecenia cholernej Hagekacie.
Z każdym zdaniem Satoshi oddychał z większą ulgą. Kolejne zadanie szpiegowskie, choć tym razem tu, w Kinkotsu. W tym i skrytobójstwach czuł się zdecydowanie pewniej niż w ochranianiu karawan. -
Wszystko jasne, Jou-dono.- Akoraito kiwnął lekko głową. Nie zamierzał zawieść i tym razem. Zebrać informacje o szemranych interesach Tatakiego Ayo, kupca, który przybył tu z Równin. Czyżby był szpiegiem? Tylko czemu w takim razie współpracował z Cesarstwem? W jego głowie trybiki już zaczęły obracać się na najwyższych obrotach, jednak zmusił się do powrotu myślami do gabinetu lidera. Sabaku no Jou był bardzo wymagającym rozmówcą i nie uchodziło pozwalać swoim myślą swobodnie się błąkać w jego obecności. -
Stragan znajduje się w głównej dzielnicy targowej, czy na którymś z mniejszych targów?- Satoshi zaryzykował tak trywialne pytanie. Zaoszczędzi mu to sporo szukania i błąkania się po okolicy, a wypytywanie kolejnych kupców o jednego konkretnego typka wzbudziłoby podejrzenia. W razie co, jest jeszcze spis przedsiębiorstw tutaj, w siedzibie władz. Kochana mateczka Unia i jej słynna biurokracja. Niebieskooki kochał ten porządek.